Ten tekst powstał we współpracy z portalem PICODI (kiedyś kodyrabatowe.pl) – największym serwisem oferującym przegląd kodów rabatowych, promocji i kuponów do najlepszych sklepów internetowych w Polsce. Serwis już Wam polecałam, sama zawsze przed zakupami korzystam i sprawdzam czy mogę mieć dodatkową zniżkę do sklepu. W tym tygodniu, z okazji zmiany nazwy portalu, na PICODI znajdziecie zniżki na wyłączność. Już teraz sprawdźcie ekskluzywne rabaty do Zalando (kod rabatowy), Gino Rossi (kod rabatowy) i Simple (kod rabatowy).
Wszystkie dysponujemy ograniczonym budżetem, jeśli chodzi o zakupy ubraniowe. Chyba nie ma takiej sytuacji, żeby ktoś wydawał bez opamiętania na torebki i buty za każdym razem, kiedy wpadnie mu coś ciekawego w oko… Oczywiście kupowanie ubrań to kwestia ustalania priorytetów. Jak wysoko na Waszej liście zakupowych priorytetów znajduje się moda? U mnie, przyznaję, ma bardzo wysoką pozycję, bo to temat najbliższy mojemu sercu. Potrafię się powstrzymać przed zakupem, jestem w tej kwestii rozsądna, ale z drugiej strony, nie mam wyrzutów sumienia przy kupowaniu ciuchów. Sprawia mi to od niedawna dużą radość – strojenie się, próbowanie dla siebie różnych kolorów i kształtów ubrań. Pisanie tego bloga jest oczywistym dowodem na to, że styl, ciuchy, po części moda, są moją pasją. Mam też inne pasje, ale to temat na oddzielny wpis :)
Niezależnie od priorytetów zakupowych jakie sobie ustalamy, ograniczają nas nasze budżety. I nie jest tak, że poprzednie zdanie powinno się zaczynać od słowa „niestety”. Z jednej strony, oczywiście – niestety, szkoda, że nie mamy nieograniczonej kasy, żeby wydawać ją na swoje wszystkie zachcianki, pasje, marzenia. Ale z drugiej strony, przez to, że kasa nas ogranicza, jesteśmy bardziej selektywni, świadomi, bardziej uszczęśliwieni przez przedmiot lub usługę, którą sobie sprawimy. Lubię patrzeć na sprawy właśnie od tej optymistycznej strony – domniemam, że bardziej się ucieszę z jednej skórzanej torebki kosztującej sześćset złotych, niż jakaś bogaczka z kolejnej w kolekcji torebki za ponad dziesięć tysięcy złotych.
Budżety są różne, ale dzisiaj mówimy o tych najmniejszych budżetach. Nie określam czy mówimy o skrajnie złej sytuacji materialnej, celowo ograniczonej puli na wydatki związane z modą czy braku zainteresowania modą. Mówimy o odczuciu. Jeżeli masz w głowie taką myśl, że pieniędzy na ubrania i dodatki masz stanowczo za mało i chciałabyś mieć ich kilkakrotnie więcej, ten post jest dla Ciebie.
Oto najważniejsza rada dotycząca zakupów, kiedy ma się zbyt mało pieniędzy na ciuchy (wystrój wnętrz, kosmetyki itd.).
Zawsze wybieraj prostotę.
Bardziej dobitnie: Jeżeli stajesz przed zakupowym wyborem typu: kupić rzecz A czy kupić rzecz B, wybierz tę rzecz, której forma jest prostsza.
Na tym mogłabym zakończyć ten post, jednak chciałabym, żeby nie było żadnych wątpliwości. Wyjaśnię więc najważniejsze sprawy. Jeżeli coś jest niejasne, dopytujcie w komentarzach.
1. Co to znaczy prostota?
Prostota, gdy mówimy o ubraniach, dodatkach (podciągnęłabym nasze rozważania również do sfery dekoracji wnętrz) to:
– jak najmniejsze nagromadzenie kolorów i wzorów na przedmiocie
Wybieramy te rzeczy, które są jak najbardziej jednolite. Ubrania we wzory, z dużym nagromadzeniem kolorów trudno jest łączyć z innymi ubraniami. Dochodzi tu również kwestia powtarzania tego samego stroju. Jednolitość daje więcej opcji przy tworzeniu stylizacji i nie jest tak zauważalna przez innych. Dla przykładu: lepiej kupić czarny kardigan, który można zestawić z dowolną sukienką czy bluzką i pokazywać się w tym kardiganie codziennie, niż sweter w kolorową kratkę, który jest tak charakterystyczny, że powtarzanie go w stylizacjach będzie się stawało z dnia na dzień coraz bardziej „wstydliwe” i na tyle zauważalne, że zostaniemy zaszufladkowane jako „ta w kraciastym swetrze”.
– jak największe dążenie do neutralnej kolorystyki
Przez neutrale rozumiem kolory, które nie są krzykliwe lub charakterystyczne. Neutrale szybko się nie nudzą. Zauważyłam u siebie taką prawidłowość, że mam różne kolorystyczne zaciągi, które się zmieniają – jedne wolniej, inne szybciej, ale na dłuższą metę zawsze się zmieniają. Na przykład powoli przechodzi mi faza na ciemne zielenie, teraz na topie są turkusy. Natomiast są takie kolory, które przez swój neutralny charakter, zawsze będą mi się podobać. Są to spokojne brązy, biel, czerń i szarość oraz złoto i srebro. Twoje neutrale mogą być inne: jeśli całe życie traktujesz niebieski jak neutral, nie ma przeszkód, by nie wciągnąć go do tej kategorii. Chodzi o to, by mając ograniczony budżet i wybierając żakiet, zdawać sobie sprawę z tego, że ciemny róż może się szybko przejeść i trzeba będzie szukać nowego ubrania, gdy tymczasem granat dobrze uzupełni bazę i raczej tak prędko się nie znudzi.
– jak najmniej skomplikowana forma przedmiotu, zwłaszcza jeżeli forma jest bardzo związana z funkcjonalnością przedmiotu
Umówmy się: jeżeli budżet jest ograniczony i musimy kupić zimowe botki dla których nie będzie innej alternatywy, będziemy szukać czegoś, co będzie pasowało do kurtki i płaszcza, będzie umożliwiało swobodne poruszanie się i będzie ochraniać stopę przed zimnem. Butów zimowych na wysokiej szpilce, powstałych z połączenia kilku rodzajów materiałów, z rozcięciami, fikuśnie wykładaną cholewką czy na niebotycznej platformie lepiej nie uwzględniać. Rozsądniej jest kupić ocieplane botki na stabilnym obcasie, z jednolitego materiału, które pasują do większości zimowych ubrań, a nie tylko do jakiejś wybranej części naszej garderoby.
– jak najbardziej opierający się sezonowości design przedmiotu
Trendy są kuszące, ale mają to do siebie, że szybko mijają. Przy ograniczonym budżecie, trzeba być czujnym i korzystać z tych trendów, które wydają się najbardziej uniwersalnymi. Dopiero w ich obrębie, wybierać dla siebie przedmioty mające potencjał, by służyć nam latami. To oczywiście sprawa indywidualna, granice przydatności trendu są elastyczne. Dla przykładu: od kilku sezonów praktycznie wszędzie można kupić torby worki, a tego lata na topie były sukienki z odkrytymi ramionami. O ile skórzana torba jest względnie przydatnym przedmiotem, o tyle sukienka, którą ciężko wystylizować na jesień, wydaje mi się być tylko sezonową i mało praktyczną zachcianką. W nowym sezonie na topie będą cętki i tu też można się zastanawiać nad zasadnością szukania czegoś w tym deseniu. Cętki są bardzo charakterystyczne, osobiście nie szłabym w ich kierunku, ale z drugiej strony, traktowane są przez wiele kobiet jako neutral, podobnie jak paski i ich obecność na jakimś drobniejszym przedmiocie (rękawiczki, portmonetka) może być traktowana na równi z zachowawczą i jednolita kolorystyką.
– jak największe odarcie rzeczy z bycia w jakimkolwiek stylu
Znakomita baza – do tego powinno się dążyć przy małym budżecie. Baza to neutralne koszulki, dobre jeansy, skórzane buty… Bazę ustala się indywidualnie, ale każda baza powinna być jak najprostsza. Żeby móc emanować swoim stylem, trzeba mieć porządek w podstawowych ubraniach. Trzeba na czymś budować. Ktoś, kto ma kasy w bród może sobie pozwolić na pominięcie prostoty przy budowaniu garderoby, ale ktoś, kto często zakłada to samo ubranie i wykorzystuje je w różnych sytuacjach, zostanie uratowany właśnie przez prostotę. Przy niedostatkach budżetowych dobrze jest kupować takie elementy garderoby, które pasują do siebie nawzajem, a zarazem nie krzyczą jakimkolwiek stylem. To inne rzeczy decydują o stylu.
2. Co daje wybieranie prostoty?
Wybierając na zakupach najprostsze ubrania dojdziesz do takiego momentu, że:
– baza ubrań będzie ujednolicona, przez to wszystko będzie pasowało do siebie
– będziesz miała ponadczasowe ubrania, odporne na trendy
– zwiększy się pole manewru w stylizacjach, proste ubrania są bardziej plastyczne
– zyskasz tło, na którym będziesz mogła namalować swój styl
– nie będziesz miała poczucia źle wydanych pieniędzy
3. Czy wybieranie prostoty oznacza rezygnację ze stylu?
Wręcz przeciwnie. Otaczając się najprostszymi przedmiotami, dajesz sobie wielkie pole do manewru. Te przedmioty są bowiem znakomitym tłem, do tego, co tylko sobie wymarzysz.
4. Jak wyodrębnić swój indywidualny styl mając mały budżet?
Czekać cierpliwie. Absolutnie nie iść na żadne kompromisy zakupowe. Jeżeli uważasz, że coś jest trochę w Twoim stylu, nawet się nie zastanawiaj – zrezygnuj z zakupu. Dopiero rzecz, do której będziesz przekonana w stu procentach, będzie warta tego, by trafić do Twojej szafy. W tym tkwi sekret. Wybieranie zawsze prostoty, wyostrza zmysły na to wszystko, co jest w naszym stylu.
Prostota jest bazą. Do niej dobierasz dodatki i elementy będące w pełni w Twoim stylu. Masz do wyboru dwa przeciwległe bieguny – rzeczy proste z jednej strony i rzeczy będące reprezentantami stylu. Nie ma tutaj półśrodków. Pisałam o tym w poście – Uniwersalna metoda na bycie stylowym.
Nabyć rzeczy proste jest stosunkowo łatwo. Sieciówki mają w większości linie bazowe, gdzie można znaleźć niedrogie ubrania o satysfakcjonującej jakości, można korzystać z sezonowych przecen w sklepach internetowych, przed zakupami online sprawdzać dodatkowe zniżki na PICODI (w tym tygodniu zniżki do 35 fajnych sklepów). Trzeba się bardziej nagimnastykować w przypadku rzeczy charakterystycznych dla stylu, często trzeba być cierpliwym i praktycznie zawsze otwartym na to, że może się nam trafić jakaś perełka.
Z rzeczami, które są charakterystyczne dla stylu jest trochę jak z miłością – jak się jej nie szuka, to ona sama nas znajdzie :) Jeżeli skupisz się tylko na bazie, to gwarantuję, że przy okazji wpadną Ci w oko takie perełki, które tę bazę przełamią.
Czasem w codziennie mijanym kiosku czai się plastikowy naszyjnik, który w połączeniu z czarną koszulką wygląda szlachetnie. Czasem w lumpeksie wisi skórzana kurtka w czerwonym kolorze, która będzie super pasować do jeansowych rurek. Czasem na wyprzedaży w sieciówce jest coś tak charakterystycznego dla Ciebie, że inni to omijają, a cena tego jest śmiesznie mała. Czasem na festynie można znaleźć na stoisku rękodzielnika pierścionek Twojego życia za niewielką kasę. Czasem znajoma chce się pozbyć nietrafionego zakupu, który dla Ciebie będzie strzałem w dychę. Czasem pasek Twojego chłopaka okazuje się świetnym akcentem w Twojej stylizacji. Czasem natykasz się na niesamowitą tkaninę, która aż prosi się o stworzenie czegoś kreatywnego. Czasem na pchlim targu wynegocjujesz zadowalającą cenę za torebkę vintage. Czasem masz możliwość wybrania sobie czegoś super w ramach prezentu. To nie jest tak, że rzeczy charakterystyczne dla naszego stylu muszą kosztować dużo!
Chodzi o to, że pieniądze są pozornym ograniczeniem. Można swój styl rozgrywać świetnie niezależnie od nich. Natomiast można mieć kupę kasy, a przez bezmyślne wydawanie, nie potrafić rozwijać swojego stylu.
Jakie macie sposoby na zdobywanie ubrań pomimo ograniczonego budżetu? Jakie ubrania są kluczowe w budowaniu garderoby jak najmniejszym kosztem?
A jakie masz inne pasje? :)
Kochana jesteś, że pytasz. Zrobię taki post i wtedy sobie pogadamy o tym wszystkie :)
Świetny wpis:D
Szkoda, że nie piszesz częściej!
W moim wypadku nie „skaczę” po kolorach. Od zawsze podobało mi się wszystko szare, białe oraz czarne. Trochę teraz mnie denerwuje taki straszny bum na szarości, czekam aż przejdzie.
Mimo, że w sercu miałam tak podstawowe kolory, coś mi mówiło- nie możesz tego kupić to kolejna czarna sukienka, kup coś w kwiatki hahaha!
W taki sposób pozbyłam się ostatnio kilku ubrań w dziwne printy do których nie miałam co ubrać…
Dzięki Tobie moja szafa zrobiła się dopasowana. Pierwszy raz byłam z mężem na zakupach, który nie doprowadził mnie do szaleństwa. Wysiadłam z auta i powiedziałam sobie, że nic nie muszę dziś kupić. Wspaniałe uczucie tak spacerować po sklepach bez dzikiej frustracji.
Dokładnie, ja też nie przepadam za szukaniem czegoś na gwałt. Zawsze jak mam cel to znajduję setki ubrań w których coś mi nie gra, a nigdy ideału. Ale jak mogę sobie tylko pochodzić i się nie spinać to często trafiam na coś, co będzie fajnie uzupełniało szafę. Właśnie takie bezciśnieniowe zakupy są najfajniejsze, jeśli można w ogóle powiedzieć o zakupach, że są fajne :)
W dzisiejszych czasach ograniczony budżet nie jest już taką przeszkodą w modzie. Tak jak pisałaś, sieciowki za naprawdę nieduże pieniądze oferują całkiem przyzwoite jakościowo tzw. basic rzeczy. A kolory nie ograniczają się do bieli i czerni, także każdy typ urody coś dla siebie znajdzie. Przyznam się, że bardzo mnie to cieszy, nie muszę wydawać majątku by wyglądać dobrze. Bluzki, spodnie, spódnice czy sweterki mogę kupić bez problemu, jednocześnie dzięki takim oszczędnością inwestuje w klasyczne rzeczy jak np. buty, torebki, biżuteria – bo według mnie te rzeczy,, robią ” styl.
Ostatnio z okazji kilku wolnych dni zaczęłam przeglądać Twojego bloga od początku i naszła mnie refleksja, że trzeba było słuchać mamy. Niestety z powodu kiepskich relacji z rodzicami zamiast ich słuchać robiłam na odwrót. Nosiłam zatem blade, zgaszone kolory w których delikatnie mówiąc mi nie do twarzy. Raz na urodziny dostałam od rodziców czerwoną bluzkę oraz sweterek w paski żółte, pomarańczowe czerwone i brązowe. Tylu komplementów, gdy nosiłam te dwie rzeczy nie dostałam nigdy. I zapamiętane na zawsze słowa koleżanki, że to moje kolory. Wnioski: zamiast na siłę się buntować i udziwniać swój wygląd, warto czasem posłuchać starszych osób i postawić na prostotę.
Komplementy dużo nam mówią, najfajniejsze są te ogólne, że się dobrze wygląda, bo wtedy znaczy, że osoba, która je wypowiada, nie wie do końca co się zmieniło, ale jest dobrze :) Zazwyczaj chodzi o korzystny kolor.
no czy ja wiem, moim zdaniem sieciówki mają średniej jakości rzeczy i trzeba się nie źle nagimnastykować żeby znaleść coś jakościowo dobrego to samo tyczy się kolorów – ograniczają się do tego co jest modne i bardzo ciężko szuka się w dobrej cenie innego koloru niż aktualny. Przez poszukiwania kosztują przede wszystkim dużo czasu a potem może trochę mniej kasy….
No może i czasami tak jest z tymi kolorami to pewnie zależy od Twojej palety, ale ja zawsze coś dla siebie znajdę. A co do jakości to wiadomo, że trzeba najpierw znaleźć dobre jakościowo rzeczy, a potem po prostu się tego sklepu/ów trzymać.
Ja mam mnóstwo koszulek z H&M i Camaieu, ale jakby rozumiem, że one się szybko rozpadną. Mimo to kupuję, bo forma mi odpowiada i lubię taką luźną wiskozę, której raczej nie znajduję gdzie indziej. W pewnym sensie jestem pogodzona z rotacją moich koszulek i nie przeszkadza mi ona, a po koszulki lepszej jakości polecam się przejść do big stara, patrzeć na działy męskie w sieciówkach lub ich linie premium. Ostatnio na zalando kupiłam zwykłą koszulkę, ale jest świetna, marka e-spirit, nie miałam nic z tej firmy jeszcze.
Zgadzam się. W siwciówkach dominuje poliester oraz akryl. Pamiętam ile w lecie naszukalam się prostej klasycznej sukienki oraz koszuli. Koszule udało mi się w końcu kupic- 100% bawełnianą, ale sukienkę kupiłam w małym sklepiku.
Bardzo przemyślany wpis ;) Od dłuższego czasu stosuje się do zasady, że lepiej jest kupić ubranie o prostszej formie i barwie i móc je bez problemów łączyć z innymi, niż dać się skusić na tymczasowy trend i za miesiąc narzekać, że „nie mam co na siebie włożyć”. Poza tym, jak piszesz- do takich prostych form łatwiej jest dodać jakiś mocniejszy akcent, w moim przypadku to piękny żakiet z Medicine w sowy <3 Jestem w nim zakochana, a idealnie sprawdza się z szarymi, czarnymi, czy białymi t-sh. Często chodzę do teatru i nawet w zwykłej, prostej bluzce i np. czarnym swetrze nie miałam poczucia, że wyglądam za skromnie, czy znikam, kiedy np. dodam czerwoną szminkę na usta. Baza + akcenty i sukces gwarantowany ;) Pozdrawiam!
Jest jeszcze coś takiego, że te mocniejsze akcenty będą najmocniej wyeksponowane właśnie na prostej bazie i w ten sposób trzeba patrzeć. Nie rozmywać ich i nie starać się dobierać równorzędnie absorbujących wzrok ubrań, tylko wręcz traktować je jak eksponaty i starać się je wyłuszczyć i jak najpiękniej zaprezentować. Żakiet w sowy oczywiście nie potrzebuje żadnego towarzystwa, on musi grać główną rolę w tym przedstawieniu :)
Zgadzam się w 100% procentach… a Twój cytat: „Jeżeli uważasz, że coś jest trochę w Twoim stylu, nawet się nie zastanawiaj – zrezygnuj z zakupu. Dopiero rzecz, do której będziesz przekonana w stu procentach, będzie warta tego, by trafić do Twojej szafy.” to moje zakupowe motto :) Ja uwielbiam robić zakupy przez przypadek, za każdym razem tak kupiona rzecz to tak tzw. perełka. Może to kwestia nastawienia, że idziesz na luzie i nagle coś wpada Ci w oko i wiesz że to jest to. Tak właśnie ostatnio kupiłam torebkę vintage ostatniego dnia jarmarku – po prostu skarb nad skarbami – w stanie idealnym z grubej skóry. Pytając o cenę pomyślałam sobie, że usłyszę 200 zł i podziękuję ale ku mojemu zaskoczeniu słyszę 50 zł :) Nie wiem jak ona tam przetrwała niezauważona … musiała czekać na mnie :)
Zakupy przez przypadek <3
Mmmm, gruba skóra, ale super! Też bym chciała torebkę w starym stylu, taką zamykaną na klamerkę. Mogłaby nawet nie być skórzana szczerze powiedziawszy. Kiedyś przeglądałam jakiś luksusowy butik internetowy i trafiłam na torebkę Stelli McCartney z eko skóry i właśnie stylizowaną na starsze czasy, to chyba już jakiś mój ideał zakorzeniony głęboko, ale nie mogę teraz znaleźć tej torebki, żeby sobie popatrzeć. Była granatowa, lakierowana, stylizowana na skórę krokodyla…
Załączyłabym zdjęcie, ale nie wiem jak, nie wiem nawet czy jest taka opcja w komentarzach. Dodam tylko że torebka ma ciemny oliwkowy kolor i jest zapinana na taką zapinkę u góry, na jesienny czas idealna…moja koleżanka jak ją zobaczyła to powiedziała jedno: „BOSKA”…. :):) Ja uwielbiam takie starocie, nie tylko meble ale i torebki. To jest taka kropka nad „i”, mogę być maksymalnie skromnie, prosto ubrana ale taka torebka jako dodatek ma moc.
Dla mnie jedna zasada jest bezlitosna: kupuję tylko to, co jednocześnie jest bardzo dobrej jakości, bardzo mi się podoba, dobrze się czuję mając to coś na sobie oraz to coś nie jest są super modnym hitem danego sezonu. I zakupy stają się o wiele prostsze, wyzbyte dylematów.
Bardzo zdrowe podejście :)
Cętki, kratki, tie-dye i fikuśne wycięcia na ramiona nie są dla każdego, niezależnie od tego jak dobrą ma bazę i jaki budżet na ubrania. Ja w nich wyglądam naturalnie i normalnie, także zbyt rozbudowana baza prostych ubrań mi nie służy.
Niesamowite są te różnice – jak różne kobiety, różnie wyglądają w tych samych stylizacjach. Niektóre babki mogą mieć naprawdę mocne smokey eyes na co dzień i wszystko wygląda naturalnie, a niektóre wyglądają w tym samym makijażu jak transwestyci :)
Uwielbiam second handy, komisy odzieżowe, targi staroci i wizyty u seniorki rodu. Zakup dobrego jakościowo ciucha, odpowiadającego mi w 100% za przysłowiowe grosze daje niepomierną satysfakcję.
Nie wiem czy któraś z czytelniczek ma podobnie – fascynują mnie ubrania z historią, do tego stopnia, że wizyty w galeriach ograniczyłam do minimum.
Kluczowymi ubraniami dla mnie zdają się być bluzki z długim lub 3/4 rękawem oraz proste spodnie.
Jak jeszcze napiszesz, że kochasz dobrze skrojone żakiety i dopasowane cięciami sukienki to jak nic jesteś mną :)))
Z żakietami nie tak zupełnie mi po drodze ;-) ale sukienki owszem.
Jestem Tobą! ;)
W jakiej sieciówce są dobre basici? Ja ostatnio kupiłam W lumpeksie pierwszą czarną koszulkę, z której jestem zadowolona – jest z M&S i mam wrażenie, że w tańszych sklepach nic się nie znajdzie.
KIK!
Żartujesz? :D
Dobry basic jak na moje wymagania tylko COS
Właśnie mam zamiar się tam zaopatrzyć, dziękuję za opinię!
Poleciłabym jeszcze Big Star, H&M Premium.
A ja właśnie zaczynam ostatnio odkrywać, że zupełnie nie prosta forma. Tzn. tak, oczywiście, trzeba mieć w szafie trochę najprostszych, gładkich koszulek w podstawowych kolorach, butów, spodni, kurtek i kardiganów „do wszystkiego”. Ale jeśli ubiorę się cała w tę prostotę, czasem wyglądam trochę nijako. Kupiłam sobie niedawno bluzę, która kolorem pasuje niemal do wszystkiego (szara), ale za to formę ma bardzo ciekawą, jest oryginalnie „powycinana”. I teraz cokolwiek do niej założę, czy jeansy, czy prostą koszulkę w dowolnym kolorze, zawsze będę wyglądała niebanalnie, bo ta bluza robi całą stylizację. Gdybym zamiast niej kupiła zwykłą szarą bluzę, w tych samych ciuchach czułabym się nijako.
Przecież Maria napisała, że od Ciebie zależy czym jest baza – nie musi to być czarna koszulka. Dała przykład z niebieskim :)
Zdecydowanie wygląd takiej bazy ma zależeć od Ciebie. To Ty uznajesz co jest proste. Noszenie wyłącznie prostych rzeczy też się oczywiście szybko może znudzić (choć nie każdemu), dlatego warto mieć jakieś fajne perełki lub wiedzieć jak tę prostotę deformować, tak żeby była ciekawsza, ale dalej uniwersalna i pasowała do wszystkiego.
Rewelacyjny wpis! Tym bardziej, że czasami trudno mi położyć balans między prostotą bazy, a szaleństwem wzorów. O ile buty kupuję zazwyczaj neutralne lub pasujące do spódnic, sukienki, czy spodni, albo kupuję kurtki bez wzorów, to reszta często bywa pomieszana :P Ostatnio przerzuciłam się na bardziej rockowy styl i powiem szczerze, że to był strzał w dychę. Nie muszę niczego udowadniać, nie muszę grać nie wiadomo kogo :)
Zastanawiam się tylko, czy przypadkiem nie jestem jasnym latem, tyle, że ta pastelowo-wybielona kolorystyka nie pasuje w ogóle do rockowego stylu… O wiele więcej kolorów z tej palety kontaktuje z moją skórą niż ta stonowana.
Może „pożycz” neutrale od chłodnego lata? Szarość, granat… Zresztą Maria w poście o bazie dla delikatnego lata proponowała kolor stalowy (https://ubierajsieklasycznie.pl/jak-stworzyc-baze-dla-delikatnego-lata/) – też wydaje się być wystarczająco rockowy:) do tego czerwień, biel przybrudzona różem lub szarością, różne odcienie dżinsu, da się to chyba zrobić;)
http://www.polyvore.com/cgi/set?.locale=pl&id=206497407
Dzięki za sugestię :) Granat, ciemne odcienie stalowego/antracytu, dżins, biel, czerwienie – owszem :) Tyle, że ja mam najwięcej w szafie czerni, niebieskiego i zimowych rzeczy, zaś unikam szarości, pasteli i różu jak ognia, nie lubię ich na sobie ;) A z czerni absolutnie nie rezygnuję, bo ona całkiem dobrze mi pasuje pomimo delikatnej kolorystyki. Skoro Kate Moss nosi czerń, a jest delikatnym latem, czemu ja nie mogę? ;) Problem pojawia się z innymi kolorami, które mają mieć fukcję dodatkową, nie bazową. Np. czerwień trudno mi dopasować taką zadowalającą. Koral bardzo dobrze mi leży, ale jakieś inne też by się przydały :)
Najważniejsze jest chyba żeby nosić to w czym czujemy się najlepiej, nawet jeśli nie jest to do końca zgodne z naszym typem kolorystycznym.
Mimo to, w moim przypadku mogę powiedzieć, że analiza kolorystyczna otworzyła mi oczy;) gdyby nie to, że jakieś 2 lata temu zaczęłam zastanawiać się dlaczego nie jest mi ładnie w czerni to może nigdy nie wpadłabym na to by nosić te wszystkie czerwienie i oranże, które teraz uwielbiam, i nadal krążyłabym kolorystycznie w okolicach szarości, zgaszonych róży itd…
W końcu, jak kiedyś napisała Maria, analiza kolorystyczna to nie jest wyrok. Tyle, że jeśli stonowane lato może „kraść” kolory intensywnej zimie, to komu może podwędzać kolorki delikatne?
Jesteś ciepłym typem kolorystycznym? :) U mnie pomarańcze to tragedia, no, chyba, że brzoskwiniowy odcień. Raz wystąpiłam w pomarańczowej kurtce zimowej, co z tego, że jest tam w środku prawdziwe pierze, jak mnie ludzie odsyłali do lekarza… Chociaż uwielbiam koniakowy lub bursztynowy odcień pomarańczy…
Gdzieś kiedyś wyczytałam, że delikatne lato może co nieco pożyczyć od czystej zimy, natomiast nie wiem jak to się sprawdzi. Niektóre kolory z palety czystej zimy faktycznie mogłyby być w porządku:)
Tak, jestem którąś z wiosen, tylko nie wiem którą. Mogę powiedzieć, że z każdej wiosennej palety pasuje mi połowa kolorów, tak samo z paletą stonowanej jesieni, więc jestem jakimś kolorystycznym dziwolągiem;)
Ach ta magia kolorów – w moim przypadku ciemna, chłodna zieleń i bordo wpadające we fiolet są tym czym dla Ciebie pomarańczowy:D
Delikatne lato to taka bardziej przydymiona, łagodniejsza wersja czystej zimy. Nie taka mocna po prostu!
U mnie jest troche inaczej. Powiedzmy, ze mam nieograniczony budzet na zakupy ciuchowe, mieszkam w miejscu gdzie w porownaniu do zarobkow, ciuchy sa bardzo tanie. Kiedys z tego korzystalam, kupowalam duzo, szafa pelna, ale nie bylo tam zadnego stylu, ladu i skladu. Dzieki, m. in. Tobie dojrzalam do wprowadzenia ograniczen co do kolorow, fasonow, skladow ubran. I po jakims czasie mam duzo mniej ubran, wydaje duzo mniej pieniedzy i … jestem lepiej ubrana! Dostrzegam w czym jest mi dobrze i w czym sie dobrze czuje i kupuje tylko to. zadnych kompromisow. I rzeczywiscie kroluje u mnie prostota, tak jak ja opisujesz w tym poscie: to ona „dala mi ” styl.
Ps 1. A jakie sa inne Twoje pasje?
Ps 2. Czy zdjecia do posta sa Twoje? Bardzo mi sie podobaja.
Ale super, do takiej urody to tylko prostota, żeby niczego nie zasłonić :) PS 1. Napiszę posta o tym, to sobie popiszemy wtedy wszystkie :) PS 2. Nie, to zdjęcia z bezpłatnych stocków.
„do takiej urody to tylko prostota, żeby niczego nie zasłonić”
Baaardzo podoba mi się to zdanie!
Umieścić je tylko w szafie, nad lustrem i w portfelu..
Świetne wytłumaczenie wyboru klasyki i standardów wszystkim, którzy kreację z poprzedniego sezonu określają zdegustowani właśnie jako „kreację z poprzedniego sezonu”;)
A odpowiadając na Twoje pytanie z mojej perspektywy baza to: czarne szpilki (optymalne 7 cm), czarne spodnie w kant, czarny długi płaszcz, czarna prosta sukienka, czarna spódnica ołówkowa, czarna marynarka smokingowa, czarna elegancka bielizna oraz charakterystyczna, wyrazista złota i srebrna biżuteria. Biżuteria ma tą zaletę, że się nie niszczy (można ją ewentualnie zgubić) więc uważam, że warto w nią zainwestować.
Ta baza wydaje się bardzo wytworna, niecodzienna <3
Dla mnie jest to baza codzienna – taki zawód :) Poza biżuterią, są to bądź co bądź bardzo proste, podstawowe rzeczy. Biżuteria sprawia, że można je założyć i do biura i na przyjęcie – w zależności od biżuterii :)
Proste rzeczy to cała moja szafa, chociaż czasami mam dość i zazdrośnie zerkam na „bogatą” biżuterię czy właśnie jakiś fajny krój o jakim pisze powyżej Ada. Czuję, że czasami jestem zbyt zachowawcza. Choć i tak tego lata zdecydowałam się na złotą biżu (2 łańcuszki naraz!) i kolczyki;)
Kupuję w sieciówkach, kilka kurtek i żakiet naprawdę niedrogich kupiłam w top secret, do którego się przekonałam pomimo, że po wizycie w sklepie stacjonarnym miałam wrażenie ,że tam sam poliester, jednak na str. internetowej można kupić fajne rzeczy, zwłaszcza dla wysokich (zwykle w innych sieciówkach rękawy kurtek są dla mnie przykrótkie a pas znajduje się tuż pod biustem). Nie lubię ciucholandów, lubię sobie „wychodzić” wymarzoną rzecz, cieszyć się z zapachu nowości, tak samo jest z książkami.
Moją prostotę kolorów i strojów przełamują buty. Zawsze, od dziecka miałam hopla na punkcie butów, pamiętam nawet moje buty z dzieciństwa, jakie miałam i jakie chciałam mieć;) Ponieważ porządne skórzane buty to właśnie duży wydatek, to właśnie szkoda mi wydać na jakieś nijakie;) nie lubię czarnego obuwia. Nie są to jakieś ekstrawagancje ale moim neutralem są granatowe i camelowe baletki zamiast czarnych, fioletowe botki na obcasie, camelowe plaskie botki, na lato sandały z niebieskim zapiętkiem i biało czerwonymi paseczkami, w marynistycznym stylu, widzę, że przyciągają spojrzenia. Zwykle wypatruję butów na eobuwie i butykpl, korzystam z promocji. Teraz chciałabym nowe oficerki i mam dylemat, bo najpraktyczniejsze są czarne…na camelowych bardzo widać zacieki…Ale może znajdę czarne co mają to „coś”;)
Tez tak mam! Wydaje sporo na buty, ale za to nawet w czarnej gladkiej bluzce i jeansach czuje sie stylowo, bo moje obuwie podkreca cala stylizacje.
To może wprowadzaj powoli małe drobiazgi, które troszkę przełamią rutynę np. kolorowe paznokcie, sieciówkowa biżuteria, kolorowa chustka przy torebce, tak żeby się przekonać czy rzeczywiście potrzebujesz troszkę większych zmian dla siebie!
Świetny tekst. Zgadzam się z nim całkowicie. Od kilku lat stosuję te zasady i jestem usatysfakcjonowana efektami. Nie mam problemu w co się ubrać, mimo iż nie wydaję dużo na ciuchy. Wolę wydać więcej na buty i torebki ze skóry. Mogę kupować ubrania w lumpeksach, jeśli trafię na taki lepiej zaopatrzony (w niektórych to naprawdę same szmaty).
Kluczowymi ubraniami dla mnie zawsze były spódnice , dopasowane bluzki i sweterki. Obecnie przerzuciłam się na sukienki. Znalazłam sklep internetowy z tanimi kieckami i na tym bazuję.
można wiedzieć jaki to sklep?
Danvera. Niestety, nie jest to mistrzostwo świata jeśli chodzi o jakość, ale jest to najbardziej optymalna opcja kupowania sukienek, na jaką trafiłam. Dopóki nie znajdę nic lepszego, będę korzystać z niej.
Dziewczyny,jak szukacie prostych sukienek polecam goraco Karoline Garczynska ( mam juz 3 sukienki!) na Da Wanda i Freeshion. Sukienki ze sklepu internetowego Makadamia bywaja juz gorsze skladowo, trzeba patrzec na material,ale fasony sa proste i dobrze sie je nosi. „Pracowe,biurowe” sukienki, garsonki kupuje w Qiosque,ale tylko te bez wzorow.. Lubie sa pracowe bluzki z Misebla,maja ciekawe wzory.
P.S.Ktoras z Was kiedys polecala tutaj buty z Neovision-BARDZO dziekuje :-)
A ,i jeszcze goraco polecam Makalu.
Ha, ha, a ja, czarno-czekoladowo-granatowa minimalistka, właśnie wczoraj zakupiłam ołówkową spódnicę do kolan w cętki :) Nie mogłam się oprzeć – wizja tej spódnicy z czarnymi grubymi rajstopami, czarnym swetrem i moimi ukochanymi softami ecco zamgliła mi oczy :) Taka szalona odmiana. Na tym oczywiście koniec jeśli chodzi o cętki, dalszych lamparcich zakupów nie planuję :) Pozdrawiam cieplutko :*
Dorota, przecież o to chodzi, żeby wprowadzić jakiś prowokujący element przełamujący monotonię ;)
Tak, tak, po prostu sama siebie o takie szaleństwo nie podejrzewałam :) bo ja straszna konserwa jestem :) Za to mina męża – bezcenne :D
Mój jest w szoku nawet jak założę róż!
Jaki masz model tych butów Ecco ? Ja chcę coś elegantszego niż Ecco CS15, ale żeby były równie wygodne :D
Moje ulubione ecco to: soft 2.0 – czarne za kostkę i takie same niskie (http://shopeu.ecco.com/pl/pl/ecco/soft-2-0_9934870/10211116?navId=183; http://shopeu.ecco.com/pl/pl/ecco/soft-2-0_9811652/10211130?navId=182)
To są buty, w których chodzę od lat, kupując kolejne pary co 2-3 lata. W tym roku zakupiłam sobie jeszcze takie same białe. Noszę je do spódnic, jeansów, szortów, a nawet do pracy do garniturowych spodni. I polecam, są super wygodne.
Ależ ładne są te białe, przeurocze. Jakoś mi umknęło, że mają sklep internetowy!
A, jeszcze sobie pozwolę tu popisać, bo spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie tego okna z kwiatkiem. Do niedawna wystrój mojego mieszkania był tak prosty, że aż surowy, pustawy. Dlatego skojarzył mi się ten kwiatek na tle białych żaluzji, u mnie też tak było, tylko, że doniczka nie miała praw być inna niż biała;) Po pewnym czasie zapragnęłam przytulności i przy innych zmianach zrobiłam sobie wystawkę na parapecie, którą zmieniam w chwilach weny. Ale baza, tzn. biel okna, przejrzystość, światło pozostaje. Jak chcę znowu surowości to zgarniam bibeloty, a jak mi czegoś brakuje to sobie zagracam moją wystawkę. Analogicznie może być do ubrań, tak jak z tym pokaźnym naszyjnikiem do prostej całości.
Zgadzam sie. Do wszystkich zalet prostoty, ktore wymienialas dodalabym fakt, ze proste rzeczy, jesli sa dobrze dobrane i przyzwoitej jakosci, nadaja nam luksusowy wyglad. Jesli chodzi o elementy „charakterystyczne”, czesto tak jest ze cos jest nie w 100% z naszej bajki a jednak w niezrozumialy sposob bardzo nas pociaga. Tak wlasnie bylo z moja ukochana torebka i butami, w ktorych hasam sobie od miesiecy. i mysle ze czasem warto sluchac instynktu.
Niestety większość ludzi nie umie zrozumieć tego, że jak coś jest przekombinowane to wcale nie wygląda „luksusowo”. Tyczy się to wszystkiego – dekoracji wnętrz, ubioru, makijażu, muzyki itd. :)
Twoje wpisy zawsze motywują mnie do tego, aby nie poddawać się w dążeniu do mojej idealnej szafy :) Zawsze gdy zaczynam zbaczać właściwej z drogi to Ty wrzucasz kolejnego posta, w którym przypominasz mi o co walczę. Dziękuję Ci za to!
Tak ma być, zawsze na straży konsekwencji :)
Bardzo fajny post. Chyba na tym polega mój problem. Za dużo oryginalnych, „ciekawych” ubrań nabytych często pod wpływem impulsu, a za mało bazowych „zwyklaczków”.
Tak, bo jak tych ciekawych ubrań jest za dużo, to tracą swoją ciekawość. Lepiej mieć jedno, dwa takie ubranie i resztę prostą niż na odwrót.
Hmmm… Nigdy nie korzystałam z takich kodów rabatowych, więc z ciekawości zajrzałam, wpisałam nazwę sklepu, w którym najczęściej kupuję ubrania i co się okazało? Że i bez pośrednictwa Picodi mam te zniżki.
Co do bazy to prawda – im prościej, tym więcej możliwości kreacji i wcale nie trzeba mieć przy tym nie wiadomo jak pełnej szafy.
Allegro, po stokroć Allegro! :) Od kilku lat nie kupuję właściwie nowych ubrań w sklepach. Kiedyś stwierdziłam, że ile pieniędzy bym nie miała, i tak wolę je wydać na coś fajniejszego – wyjazd zagraniczny, sport, kosztowne hobby… Należę do ludzi, którzy choć chcą i starają się dobrze wyglądać, nie lubią wydawać pieniędzy na ubrania.
U mnie metoda „na allegro” świetnie się sprawdza – mam w szafie już tylko to, co mnie cieszy. Pozbyłam się sieciówkowych często źle wykończonych poliestrów. Kupiłam za to piękne ubrania z lnu i wełny (czasami z domieszkami), które choć używane, wyglądają dużo lepiej niż niejedna nowa rzecz z galerii handlowej. Żeby podkreślić styl, postawiłam na biżuterię – etno, ale najchętniej takie prawdziwe! Jeśli Afryka, to hebanowy naszyjnik sprzedawany w sklepiku fundacji charytatywnej, jeśli bursztyn, to tylko najprawdziwszy (dostałam od męża na rocznicę ślubu najpiękniejszy naszyjnik z bursztynów, jaki widziałam – pasuje mi niemal do wszystkiego!). Kilku ślicznych naszyjników pozbywała się też moja teściowa :) I tak, naprawdę niewielkim kosztem, korzystając z wielu porad na Twoim, Mario, blogu, stałam się szczęśliwą posiadaczką naprawdę wysmakowanej szafy. Fakt, buty kupuję tylko nowe – proste, skórzane, do wszystkiego. Choć nie jest łatwo, bo buty uważam, że to najtrudniejszy element garderoby.
Bardzo mi się podoba jak uzupełniasz prostotę. Co sądzisz o łączeniu spokojnej zieleni z ciężką, srebrną biżuterią? Bo właśnie tak mi się kojarzy Twoje etno, i w ogóle uzupełnianie naturalnych kolorów jak taupe, brązy, beże czymś metalicznym – złotem, różowym złotem, miedzią. Widzę to właśnie na stonowanej jesieni :)
Zdecydowanie tak! Myślę, że zieleń i srebro to ciekawe połączenie – niebanalne, bo częściej widuję zieleń ze złotem. Stawiałabym na srebro oksydowane (glamour zostawiam innym porom roku :)) i próbowałabym kroje dobrać tak, żeby srebro „leżało” na zieleni – tak może najbardziej przykuwać wzrok :) Zainspirowałaś mnie, Mario – wypróbuję to połączenie.
Ostatnio marzy mi się bluzka lub sukienka koloru „stonowany ciemny morski” (mam bluzkę w tym kolorze, ale nie wiem, czy dekolt w niej nie będzie zbyt blisko szyi) z grubą miedzianą plecionką (brat obiecał mi taką zrobić :)).
Lubię niekiedy porzucić drewno i kamienie na rzecz metalu, ale zawsze staram się, żeby nie był zbyt błyszczący – raczej zmatowiony, przyciemniony, jakby z oddali. Błysk stonowanej jesieni powinien być, moim zdaniem, przytłumiony, trochę jakby surowy – zbyt dużo światła odbijającego się od nas sprawia, że stajemy się przezroczyste, a nasza wyciszona uroda znika. Trochę jak wrześniowa poranna mgła przy zbyt silnych promieniach słońca (wybaczcie tę poetyckość ;)).
Po latach różnych eksperymentów uważam, że prostota nie jest uniwersalna i nie jest dla każdego. jest dla tych, którzy dobrze w niej wyglądają i wybierają ją świadomie, oraz dla tych, którzy się zupełnie pogubili i nie wiedzą co ze swoją szafą zrobić – dzięki prostocie będą wyglądać schludnie.
Jak się czuje swój styl, to nie trzeba mieć tzw. bajsików. Można mieć kolorową i wzorzystą szafę, która jednocześnie będzie spójna.Są osoby, którym świetnie w spódnicy w paski zestawionej z bluzką w romby, i one nie potrzebują gładkich koszulek czy stonowanych swetrów.
A i tak najważniejsze są kroje.
Zgadzam się, z prostych rzeczy mam tylko czarne legginsy i rajstopy, które łączę z tunikami i sukienkami o dziwnym kroju, nietypową biżuterią i butami. Dążę do tego, żeby każdy element garderoby był właśnie nietypowy, ale żeby wszystko do siebie pasowało i żeby mój styl był niezależny od trendów. Wbrew pozorom mam niedużo ubrań.
Ja też ją też! Klub „nic neutralnego”! Ostatnio w ogóle skupiam się na całkowitej redukcji neutralnych rzeczy z mojej szafy ideałem jest dla mnie żeby wszystko było bardzo dziwne, ekstrawaganckie i wzorzyste ale idealnie do siebie pasowało. Niedawno zrozumiałam, że pilnie potrzebuję złotych i srebrnych rurek – w mojej szafie spełnią idealnie rolę dołu panującego do wszystkiego, ale jednocześnie nie ma w nich nic neutralnego.
Są, są takie osoby, potwierdzam :) Mało ich widziałam, ale widziałam. Uważam, że w skali kraju to są wyjątki :) Rzeczywiście trzeba mieć dużą pewność stylu i jeszcze dodatkowo uporządkowane życie w którym nie tak często rodzą się różne dziwne okazje do których trzeba się ubraniowo przygotowywać, żeby móc sobie pozwolić na rezygnację z prostoty. Koniec końców, myślę, że ona jest naprawdę najuniwersalniejsza i niezawodna, a już na pewno przy mniejszym budżecie niezastąpiona.
No proszę, tyle tygodni zbierałam się z zamówieniem sukienki, aż dziś dzięki Twemu wpisowi (i oczywiście rabatowi ze strony) dojrzało do złożenia :) Dziękuję :)
To jeszcze podlinkuj, chętnie zobaczę :)
Mario, pisz częściej takie notki, będzie mi łatwiej poskromić swoje chęci kupowania różnych rzeczy, bo podobają mi się w danej chwili. W pełni się z Tobą zgadzam – nie raz zdarzyło mi się, że kupowałam coś, co bardzo mi się podobało, ale nie nosiłam tego, bo nie taki krój/kolor/fason. Czasem po prostu coś podobało mi się na innej osobie/wieszaku, a sama czułam się w tym źle i w efekcie leżało wepchnięte w kąt szafy. Teraz, kiedy coś spodoba mi się „bo tak”, zawsze staram się myśleć, w ilu stylizacjach to wykorzystam i jakie rzeczy z mojej szafy mogę połączyć z danym, upragnionym ciuchem – jeśli okazuje się, że takich możliwości jest mało, to po prostu rezygnuję z zakupu.
I to chyba jest najlepsza metoda. Ja się też czasem jeszcze daję złapać na zakochanie się w jakimś ubraniu, a potem i tak noszę je w zasadzie tylko w jednej wersji. dlatego baza to podstawa, dobra spójna prosta baza.
Ciężko jest walczyc z pokusą… mam mnóstwo – połowa szafy się kłania do oddania, kupowane bo tanie, ale nic nie wnoszące do mojej garderoby. A teraz jak zaczynam brac sie za porządki, łapie się za głowę od czego by tu, no tak…. puszcze wszystko na aukcji, niech idzie w cholerę bo i tak nosic tego nie bedę.
Wszystko zaczęło się od książki – minimalizm po polsku i ustalenia priorytetów modowych.
A Twoja stronka Mario naprawdę pomaga.
Jasne, że tak, puść to w diabły, bo tylko się frustrujesz przy otwieraniu szafy. Jakie to jest podłe uczucie, mieć kupę ciuchów i nie być w stanie stworzyć jednego zestawu na poczekaniu.
Moją najważniejszą zasadą w kompletowaniu szafy przy ograniczonym budżecie jest PLAN. Uważam, że uchronił mnie on od wielu nieprzemyślanych zakupów. Co sezon po przeglądzie szafy spisuję, czego mi potrzeba – na ten moment mam rozpiskę zarówno na sezon wiosenno-letni, jak i jesienno-zimowy na kilka lat do przodu. Obrałam swoją stylową ścieżkę, wiem, że nic się już w tej kwestii nie zmieni – zajmuję się tylko dokupywaniem potrzebnych rzeczy. Ale plan nie byłby kompletny, gdybym obok listy zakupów, nie prowadziła adekwatnego do potrzeb budżetu. Regularnie odkładam niewielkie kwoty, z przeznaczeniem na ubrania, dzięki czemu raz na sezon mogę kupić 2-4 rzeczy z listy – droższe, dobrej jakości i służące mi dłużej. Poza tymi dwiema turami zakupowymi, nie kupuję nic, nawet koszulki z przeceny za 10zł, jeśli nie jest mi potrzebna i nie ma jej na liście.
robię bardzo podobnie mam listę rzeczy do kupienia wiosna/lato, jesień/zima czasem się wyłamuje z jedną lub dwiema rzeczami ale nikt nie jest doskonały =)
Jeśli ta rzecz idealnie pasuje nam do reszty szafy/stylu/koncepcji – no problem! Czasem taki spontaniczny zakup okazuje się perełką jakiej od dawno brakowało w garderobie, a o której wcześniej się nie pomyślało ;-)
Mario wybieranie prostoty kosztuje przede wszystkim dużo czasu i cierpliwości… buszowanie po sklepach, grzebanie po stronach internetowych, czy poszukiwanie perełek w lumpeksie wymaga wielkiej dyscypliny i wytrwałości… ale warto czasem zaryzykować i odskoczyć od stylu ja tak zrobiłam właśnie z sukienką w cętki na lato… kupiłam chociaż na wieszaku wygląda jak sobie ale jak przymierzyłam od razu ją polubiłam bo dobrze się w niej czułam i już jest ze mną od 5 lat
Racja, dobrze o tym wiem, bo co jakiś czas też zmieniają mi się rzeczy, które najbardziej lubię. Chociażby kolory albo biżuteria. Ale pewne rzeczy są też stałe, zawsze mi się podobały określone sylwetki, ja w nich też się sobie podobam, dlatego nie jest wcale tak trudno coś kupić. Do lumpa chodzę raczej z nastawieniem przeglądać, niż szukać :)
Mario, również uważam że prostota to zawsze dobry wybór. Planuje zakup czarnej ramoneski i czarnej torby typu shopper. Podoba mi się ta od dzikiego Józefa. Zastanawiam się na ile istotne jest aby kolor zamka kurtki i okucia torby byly W tym samym tonie. Tj. albo złote albo srebrne. Czy mogą być różne. Ramoneski mają zwykle srebrne detale a ja raczej lepiej wyglądam w złotych dodatkach.
Kiedyś bym powiedziała, żeby zachować spójność, ale zmieniłam zdanie. W tym sensie, że nie waham się mieć biżu, torebki, kurtki w różnych kolorach okuć na sobie. Ale już jak rozpatruję daną rzecz indywidualnie to zwracam uwagę na to, czy moim zdaniem kolor okuć tej rzeczy mi nie przeszkadza. Na przykład: raczej nie podobają mi się złote zamki w kurtkach, ale musiałabym obejrzeć taką kurtkę, żeby powiedzieć na 100%.
Dzięki wielkie. Czyli nie muszę szaleć i niewiadomo gdzie szukać kurtki ze złotym zamkiem
Raczej patrzeć całościowo na ubranie, bo jak się szuka tak konkretnie w oparciu o wybrane cechy to raczej będzie ciężko o ideał. Wyluzować, ale być wybrednym :)
Mario a co myślisz o tej kurtce, czy podszewka z poliestru mimo to warta jest uwagi? http://shop.mango.com/PL/p0/kobieta/odziez/kurtki/kurtki-biker/skorzana-kurtka-biker/?id=73090032_99&n=1&s=prendas.chaquetas
Poliestrowe podszewki w kurtkach, marynarkach, płaszczach mi nigdy nie przeszkadzały.
No i myślałam o torebce od dzikiego Józefa. Czarna. Pozioma ze srebrnymi okuciami chociaż rozważam złote ze względu na mój ulubiony zegarek ze złotą tarczą i zakup małych złotych kolczyków. Nie wiem na E to wszystko istotne bo dopiero zaczynam tworzyć spójną garderobę. Chyba ze polecisz mi coś z czarnych dużych lub średnich torebek do 500zł. http://www.dzikijozef.pl/#27
Ta torebka bardzo mi się podoba, ma złote okucia i mieści A4 – Ryłko. Podobają mi się też ze zdjęć torebki Creole, chociaż nie znam tej marki: 1 i 2.
Spisuję sobie listę tego co mi będzie potrzebne, co trzeba dokupić żeby zobrazować sobie co jest mi potrzebne. W sumie stosuję wszystko o czym napisałaś. Teraz na świeczniku top-poszukiwanych mam czarny skórzany pasek do spodni, i czarne oksfordki. Nie wiem czemu nikt nie wymienił TK Maxx, przecież to kopalnia perełek w fajnych cenach :)
W tej chwili jestem na etapie pozbywania się ubrań, butów, dodatków które robiły mi sztuczny tłum w szafie, wisiały, zawadzały, a ja nie mogłam się zebrać żeby się pozbyć. Jak już się przemogłam i sprzedałam pierwsze eksponaty to nagle na koncie mam wystarczającą sumę na porządny korektor od Heleny Rubinstein pod oczy i perfumy (Narcisco Rodriguez for her, w wersji 100ml, na bogato, jak szaleć to szaleć ). Te perfumy chciałam od dwóch lat, korektor też, i wiecznie nie miałam. No i teraz na sprzedaż idzie reszta rzeczy które hodowałam nie wiadomo po co. Polecam.
Mario, jakim typem kolorystycznym jest aktorka Peggy Lipton ? Czy ona nie jest może czystą zimą w wersji 'słowiańskiej’ ?
a w jaki sposób/ gdzie sprzedajesz rzeczy, których postanowiłaś się pozbyć?
Różne sprzedażowe grupy na fb, lokalne grupy sprzedażowe np w obrębie konkretnego miasta, allegro, olx. Jak ? – robię zdjęcia, dokładnie opisuję, podaję wymiary i sprzedaję.
Czemu nikt nie wymienił TK Maxx? Pewnie dlatego, że jest dostępny tylko w kilku miastach w Polsce i nie jest tak popularny, jak np. Zara, H&M i inne sieciówki. Kocham robić tam zakupy, ostatnio upolowałam spodnie od Chloe za 160 zł, gdzie pierwotna cena to coś ok. 1.200 :)
Oj nie wiem, Peggy zdjęcia są jakieś takie niemiarodajne. Nie umiem powiedzieć.
Moja mama zawsze mi powtarzala, ze lepiej miec jedna swietnie skrojna bluzke niz 10 marnych- w koncu ulica i tak widzi nas tylko w tej jednej. Zawsze tez mowi, ze prostota i konsekwencja w kolorach sa podstawami dobrego stylu. Mysle, ze mowila to poniewaz dlugo poszukiwalam swojego stylu, z roznym zreszta skutkiem :) Teraz po latach poszukiwan worcilam do stylu, ktory podobal mi sie jako nastolatka- szare meskie swetry, skorzane spodnie, jedwabne za duze koszule. Oczywicie lato to czas kiedy eksperymentuje z sukienkami ale juz mam na oku nowa pare skorzanych spodni na jesien. Cetki…mam taki plaszcz „z tygrysa”, ktory kupilam 10 lat temu i nosze go kazdej zimy. Czesto zakladam wlasnie do skorzanych spodni i szarego swetra i traktuje go jak neutralny ale nie kazdy go tak widzi. Mysle, ze Kate Moss dosc przyczynila sie do upowszechnienia cetek jako nautralny. Ostatnio nawet wypuscila kolekcje dla francuskiej marki Equipment, w ktorej sporo jest wlasnie cetek. Zgadzam sie tez z Toba, ze ktos kto ma kase moze sobie pozwolic na pominiecie prostoty ale chyba wszystkie znamy takie panie , ktore moze i sa drogo ubrane ale nic poza tym…:)
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
Najwygodniej powtarza się zachowawcze ubrania, a nie te charakterystyczne. Więc mama zdecydowanie ma rację, że jedna dobra bluzka lepsza niż jakieś dziwności marne. Kate Moss w sumie kojarzy mi się z charakterystycznym sposobem noszenia ubrań bardziej niż z samymi ubraniami. To by była dobra ilustracja do wpisu, bo ona potrafi z niepozornych elementów ułożyć super całość.
Ograniczenie ilości, nie podążanie za trendami a wybieranie tylko tego co pasuje do naszej kolorystyki, figury i stylu i zarazem jest ponadczasowe jak najbardziej, jednak według mnie za często bazę sprowadza się do prostoty i nijakich kolorów. Właśnie poprzez poszukiwanie prostoty i uniwersalności wylądował w mojej szafie np. biały klasyczny t-shirt, bo przecież trzeba taki mieć i do wszystkiego pasuje.. cóż, założyłam go może raz czy dwa. Za to tunikę w spore kwiatowe i kolorowe wzory, na przekór powtarzanego w poście wybierania gładkiego noszę, lubię i świetnie w niej wyglądam. Nie uznaję ubrań nijakich jako tło, dla mnie cały strój i każda jego część musi być moja :)
Rozumiem, zgadzam się z tym, że dla każdego prostota musi być zdefiniowana indywidualnie. Tak jak Ty czujesz się źle w białym t-shircie, tak ja nie lubię siebie w marynarkach.
A ja dla odmiany nie zgodzę się z tekstem Marii. Baza – oczywiście jest ważna, ale to właśnie te smaczki stylizacyjne decydują o tym że wyglądasz interesująco.
Domyślam się, że większość czytelniczek tego bloga jest modowo. świadoma i wyrobiona (domyślam się, czytając mądre komentarze) więc… Gdy masz już najbardziej podstawową bazę to…. Trzeba się zacząć bawić. Nie można robić z ubrania uniformu- ja jestem za tym by przymrużyć oko i trochę rozluźnić rajtuzy.
Ale przeciez mozna wygladac interesujaco noszac tylko bazowe elementy zestawione w nietuzinkowy sposob. Prosto nie znaczy nudno. Poza tym poradnik jest adresowany do osob z ograniczonym budzetem: jesli nie ma sie duzo pieniedzy to rozsodniejszy wydaje sie zakup czarnego plaszcza o uniwersalnym kroju, niz peleryny w kolorze fuksji. I zgoda, jak sie ma fajna baze to mozna swawolic z dodatkami,albo dorzucic cos wyjatkowo ekstrawaganckiego.
Myślę, że to nie do końca tak. Prostota została tu pokazana jako coś uniwersalnego i coś co się nie nudzi. A teraz przypuśćmy, że ktoś po prostu lubi ubierać się w kolorze fuksji. Lubił, lubi i zakłada, że będzie lubił, niezależnie od mody. Wtedy jego standardem staje się ta fuksja. Jeżeli ma na tyle pewności siebie, żeby uparcie nosić tą fuksję niezależnie od ewentualnych złośliwych komentarzy to fantastycznie. Niezależnie od budżetu może w nią wtedy inwestować i nie ma powodu zmuszać się do czerni i granatu, choć warto mieć i to, gdyż są okazje gdy inaczej po prostu nie wypada się ubrać.
BIK, najrozsądniej jest kupować rzeczy, w których nam do twarzy i które dobrze leżą i współgrają z resztą posiadanych rzeczy. Czerń nie jest uniwersalna, ja w niej dostaję depresji.
Iwona, BIK podała ten czarny płaszcz jako przykład.
wiem, że to był przykład :-)
Ale ja sama wpadłam na tym pomyśle o prostych, jednokolorowych i pasujących do wszystkiego rzeczy; mówię wpadłam, bo mi w takim wizerunku źle.Byłam taka dumna ze swojej szafy, dopóki nie włożyłam czegoś i nie spojrzałam w lustro. Było nudno, źle, postarzało mnie i wypłowiało.
Mam czarną puchówkę na zimę; co z tego że jest uniwersalna i pasuje do wszystkiego, jak wyglądam w niej smutno i bez wyrazu…..i nie, nie pomogą dodatki.
Posiadanie wzorzystej i kolorowej szafy jest trudniejsze do ogarnięcia, ale często się opłaca i wygląda się lepiej.
Nie twierdzę, że prostota jest zła. Jest świetna, ale nie dla każdego. Po kilku latach posiadania takiej szafy wiem, że dla mnie nie jest. Przy czym prostotę nie stawiałabym od razu w opozycji do np. stylu Margaret. Są jeszcze stany pośrednie.
iwona przecież jeśli Ci w tym do twarzy i pasuje do Twojego charakteru i stylu życia to fantastycznie :)
Zgadzam się z Tobą a nawet napiszę więcej.
Moim zdaniem w obecnych czasach prosty styl staje się ekstrawagancki. Ostatnio miałam na sobie czarne cygaretki, czarne zamszowe szpilki i szary wełniany sweterek z krótkim rękawem. Jedyne dodatki do czarna duża torba plus na szyi choker taki wiązany… Tego dnia obserwowałam ludzi i nie znalazłam nikogo ubranego prościej. Na tle szortów, cętkowanych bluzek, kolorowych sukienek bardzo mocno się wybijałam i zwracałam uwagę.
Warto zainwestować w standard. Rzecz w tym, że w zależności od wizerunku jaki kreujemy, ten standard może się od siebie różnić.
Pewnie ze tak. Wydaje mi sie ze jednak latwiej jest pracowac ze stonowana i prosta baza, a przynajmniej tak mi mowi moje doswiadczenie: czarna parke z zary nosze od 10 lat (sic!) czerwona z HM (niemal ten sam kroj) prawie zawsze zostaje w szafie, mimo ze ja uwielbiam ten kolor, ale to czern pasuje do wiekszej ilosci zestawow(tak jak i kazdy inny kolor nie kolor jak granat czy bez). I jasne, ze sa osoby ktore maja pstrokata garderoba a w tajemniczy sposob wszystko so siebie pasuje, ale to chyba jednak mniejszosc. A zlosliwe komentarze mnie w ogole by mnie nie obchodzily, jak mawia moja babcia, od tego kazdy ma wlasny leb, zeby myslec to co chce :)
BIK ja też kocham czerń (czego pewnie łatwo się domyślić ;) ). Założyłam po prostu, że mogą być osoby, które mogą jako tło (tak jak my stosujemy czerń do której wszystko pasuje) wybrać inny kolor i też będzie to dobrze wyglądać. Choć takie rozwiązanie jest o wiele trudniejsze i bardziej rzuca się w oczy, więc nie jest to rozwiązanie dla każdego. Z drugiej strony… potrafię ubrać czarne spodnie, czarny top, czarne buty i torebkę i do tego założyć tylko biały pasek i odnoszę wrażenie, że jest to odbierane przez niektórych za ekstrawagancję ;)
pięknie powiedziane, a raczej napisane. Zgadzam się całkowicie!
Witam! Jestem nowa na blogu i stad moje zapytanie. Zauważyłam, że kiedyś wykonywała pani analizy kolorystyczne, natomiast aktualnie zakładka ANALIZY już nie istnieje. Stąd moje pytanie czy nie wykonuje już ich Pani? Jeśli nie, to czy mogłaby Pani polecić kogoś z Warszawy by udać się do niego na wykonanie analizy kolorystycznej?
Nie robię już analiza Magda, niestety nie znam nikogo takiego.
Mam dobre doświadczenia z Akademia Metamorfoz. Jestem zadowolona zarówno z analizy jak i makijażu. http://akademiametamorfoz.pl
Hm. To z pewnośc ią świetna rada, ale nie dla każdego. Próbowałam już prostoty – z konieczności, nie z upodobania. Pracowałam w biurze korporacji, ubrania, które musiałam tam nosić w ogóle nie były „moje”, więc starałam się dobierać jak najprostsze, by nie musieć kupować ich za wiele. Za nic nie powróciłabym do tego z własnej woli. Sterylność takich pozbawionych cech indywidualnych „klasyków” (proste czarne spodnie, zwykły biały T-shirt, pozbawione znaków szczególnych botki) świetnie podkreśla urodę chudziutkich modelek w edytorialach. Ja akurat wyglądam – i czuję się – w odzieży typu basic jak trapiona dystymią nudziara. Za to moją urodę i osobowość świetnie podbija miks rzeczy charakternych, z pozoru do siebie nie pasujących. Uwielbiam zestawiać kieckę w plamisty nadruk z błyszczącym paskiem i śliwkowymi botkami opiętymi kolczugą, którą zrobił mi w prezencie przyjaciel. Czarną aksamitną spódnicę na halce ze słodkim sweterkiem ecru z wielkim sercem na przedzie. Mam kilka rzeczy uniwersalnych, jak obszerny szary cardigan. Ale moje klasyki to przeważnie rzeczy niepodrabialne, wyniuchane po szmateksach i często tak dziwaczne – że ponadczasowe.
Jednym słowem klasyka dla zaawansowanych
A ja zadam takie pytanie, może się ono wydać dziwaczne, ale liczę, że Maria lub czytelniczki coś doradzą. Co może zrobić osoba, która ma garderobę bardzo okrojoną, ale do tego stopnia, że w piątek zakłada spódnicę czy spodnie i staje zdesperowana przed szafą, bo wszystkie „góry”w praniu? Taki jest obecnie mój przypadek: minimalizm posunięty do absurdalnych granic, sytuacja, gdy autentycznie nie da się poskładać zestawów na 5 dni roboczych w tygodniu – a jednocześnie absolutnie nic nie jestem w stanie sobie kupić, ale nie z przyczyn niestandardowej figury czy problemów finansowych, tylko z powodu całkowitej niechęci do zakupów, takiej w stylu: „w tę sobotę już koniecznie muszę pójść na zakupy”, potem odkładanie tych zakupów w nieskończoność, „ojej, w sobotę nie poszłam, absolutnie muszę to zrobić w tygodniu”, w tygodniu znów prokrastynacja, „zajmę się tym na urlopie”, ale cenne chwile urlopu wolę spędzać w jakikolwiek inny sposób, niż na zakupach odzieżowych. Próbowałam zakupów internetowych i to samo: czasem nawet coś włożę do koszyka, szukam dalej, zniechęcam się i kieruję się do krzyżyka w prawym górnym rogu. Pewnie z powyższego opisu wyłania się obraz osoby niezorganizowanej, która nie jest w stanie wykroić ani kawałka czasu na zakupy, ale nie o to chodzi: ja po prostu wolę robić cokolwiek, niż kupować ubrania. Coś na zasadzie studenta, który z niezłomną silną wolą siada do nauki, po czym prędzej umyje wszystkie okna w domu, wyniesie śmieci wszystkim sąsiadom w bloku i zasypie ocean piaskiem z Sahary, niż otworzy podręcznik. Czy widzicie tu jakiś sposób na to, by przy takim nastawieniu dać radę jednak „ubierać się jak człowiek”?
Może rób częściej pranie? Samej zdarza mi się ubrać jedną rzecz dwa razy w tygodniu. Moim zdaniem ludzie nie pamiętają dokładnie czy miałaś właśnie ten sweter w poniedziałek i w środę…..
Trudno doradzić mi coś w sprawie zakupów. To dla Ciebie kara, trudno w takiej sytuacji kupić świetne rzeczy. Po drugie przy jednym wypadzie nie wrócisz z nową pełną szafą- chyba że większość będzie nietrafiona;).
A dlaczego nie miałabyś dokupić kilku identycznych ciuchów do tych, które już masz? Mam na myśli jednorazowe zakupy i np. ten sam tshirt x3 – baza jest, a nie trzeba prać tak często – to jednak przyśpiesza starzenie się ciucha. No i nie musisz wtedy wychodzić tak często na zakupy, bo z opisu wnoszę, że nie masz potrzeby dokupowania dodatków czy podążania za modą ;-) A że nie lubisz zakupów – spróbuj potraktować to jako wypełnienie ubraniowego obowiązku, w sensie jeden dzień kupujesz od razu uzupełniając całą szafę – kilka basicowych koszulek, nawet identycznych, potem możesz tylko dokupować, kiedy któraś się zużyje. Idź z koleżanką, może będzie raźniej :)
Za absurd uważam tak mocne ograniczenie posiadanych ubrań, że złożenie kilku prostych zestawów wymaga dwóch prań w tygodniu – a co w sytuacji jak mamy tylko 1 bluzkę i akurat ochlapiemy się sosem przed wyjściem? Lepiej mieć trochę więcej :)
Faktycznie ten pomysł z kupowaniem od razu 2-3 egzemplarzy jednej rzeczy może się okazać trafiony, tylko że zwykle wzdragam się na myśl o podwójnym wydatku. Jeszcze tylko uzupełnię, że moich zasobów odzieżowych nie ograniczałam do końca świadomie. Raczej przedstawiało się to tak, że na bieżąco przeglądałam, co mi dobrze służy, a co wymaga odsprzedaży/wymiany/podarowania/zutylizowania, ostatecznie zostałam z małą, ale wystarczającą bazą, z tym, że ta baza była dosłownie na styk. No i teraz jestem w sytuacji, gdy wystarczy, że jedna rzecz zostanie nieodwracalnie uszkodzona, druga ulegnie naturalnemu zużyciu, trzecia pójdzie do prania, i jestem w kropce. Uczę się na własnej skórze, że liczba rzeczy w garderobie nie może być „na styk”, a przynajmniej nie może być w przypadku kogoś takiego jak ja, kto na myśl o zakupach jest wręcz chory.
Ale nie lubisz zakupów, dlatego że nie lubisz wydawać pieniędzy, czy dlatego że chcesz kupować tylko idealne ciuchy i boisz się że znowu kupisz coś co Ci nie pasuje, czy nie lubisz nowych rzeczy, czy z jakiego właściwie powodu? Może odpowiedź na to pytanie Ci pomoże.
Kupić przez internet dużą ilość ubrań, za jednym razem z tego samego sklepu. Przyjdą, poprzymierzać, dobre zostawić, złe zwrócić. Ja tak zrobiłam ostatnio, z 20 ubrań przyszło, zostawiłam sobie jedną koszulkę, resztę odesłałam. Przynajmniej mam tę koszulkę, lepsze takie przymierzanie w domu przez dwie godziny, niż snucie się po centrum handlowym jak dla mnie :)
Boże, cała moja córka. Wygnać ją na zakupy to tragedia. Ma jedne stare adidasy (jeszcze całe się nie rozwaliły). Nie znosi zakupów, robi tysiące innych rzeczy, studiuje, podróżuje, tłumaczy książki, pisze , ale każda propozycja wyjścia na zakupy- mamo , ale czy muszę?
Kiedyś próbowałam ją przekupić pieniędzmi – zaproponowałam sporą sumę za którą może kupić co chce, pod warunkiem , ze to będą rzeczy do ubrania ( ma kilka starych ciuchów z okresu gimnazjum), ale niestety nie udało się.
Żeby nie wyglądała jak ostatni lump, podstępem zaopatrzyłam ją w kilka rzeczy. Kupuję niby dla siebie (mam podobną figurę), a potem stwierdzam w domu z rozpaczą , że znowu źle wybrałam i nie będę w tym chodzić, szkoda pieniędzy.
I tak moja córka dostała ostatnio nowe „niepasujące” na mnie spodnie + strój kąpielowy + top.
Udało się i jestem z siebie dumna.
Pogratulować córki! Raczej cieszylabym się na Twoim miejscu, że dziewczyna zajmuje się tym co naprawdę w życiu ważne!
Miałam dokładnie ten sam problem. Tyle się naczytałam o minimaliźmie i naoglądałam szaf złożonych z 10 sztuk ubrań, że pozbyłam się 3/4 garderoby, a przyjemność sprawiało mi tylko wyrzucanie. Znienawidziłam zakupy, czułam się winna za każdym razem, kiedy miałam zamiar przynieść do domu nowy ciuch. To już podchodziło pod jakieś patologiczne ograniczanie. Kiedy znalazłam się w podobnej sytuacji, kiedy miałam może z 5-6 gór, z których większość była w praniu, a te, które zostały w szafie nie nadawały się na aktualną pogodę, otrzeźwiałam. Minimalizm to ma być narzędzie upraszczające i ułatwiające nam życie, a nie droga do skrajnego ascetyzmu. Jeśli potrzebuję 10 bluzek, to powinnam je sobie kupić, a nie męczyć się z trzema. Nadal nie lubię zakupów i nie uważam, żeby to był fajny sposób na spędzanie wolnego czasu, ale cieszę się, kiedy uda mi się kupić coś ładnego, co pasuje do mnie i mojej szafy. Moim zdaniem powinnaś sobie odpuścić minimalizowanie szafy na siłę, bo to nie jest dla Ciebie użyteczne, po prostu. Nie ma się co biczować za kilka nowych bluzek. Chęć na zakupy nie przyjdzie od razu, ale z czasem będzie Ci coraz łatwiej coś kupić.
Ja nie oszczędzam na tym jak tylko gdzie kupuję ubrania. Właściwie poza butami i czasem płaszczami nie kupuję nic co nie byłoby używane, a jak coś kosztuje więcej niż 40 zł to i tak strasznie się z tym cykam. Mam dużo ubrań, ale we wszystkich chodzę bo znam siebie i wiem co będę nosić jak to kupuję. Nie bardzo wyobrażam sobie jak można kupić coś i potem tego nie nosić, ja zakładam następnego dnia i jaram się cały poprzedni, że będę w tym chodzić. Nie widzę żadnej potrzeby ilościowego ograniczania szafy. Uwielbiam zakupy, nowe rzeczy i zestawienia mimo to wydaję mało gdybym miała wydawać jeszcze mniej chodziłabym po prostu do ciuchlandu w najtańszy dzień a nie w ten średni i tak wtedy znajduje mnóstwo wspaniałych rzeczy, no i pewnie uważniej szukałabym butów w ciuchlandach. Moja szafa jest idealnie dopasowana jak najlepsza minimalistyczna kapsuła ale nie mieści się do trzech największych walizek, przy czym naprawdę skąpie na ciuchy i kręcę nosem na kaszmirowy sweter za 20 bo poprzednio kupiłam za 6.
Nie bardzo też rozumiem dlaczego takie złe ma być bycie „dziewczyną w kraciastym swetrze” noszenie cały czas jednego charakterystycznego ubrania osobiście bardzo podoba mi się u ludzi, nie mam pomysłu co można negatywnego pomyśleć o takiej osobie. Uważam, że to świetna recepta na styl.
Mam piękny, świetnie leżący czarny kardigan bez zapięcia. Co pod spód? Wykluczam białe koszulki -wygląda to zbyt oficjalnie. Co radzicie?
Prosty top bez ramiączek w stylu jaki co roku oferuje H&M w ramach serii basic (polecam tą serię, sama mam 10 w różnych kolorach). Niestety nie widzę na stronie, ale wątpię żeby je wycofali ze sprzedaży. Nie będzie tak oficjalnie, za to bardzo kobieco.
No tak. Ale jak będzie gorąco, to trzeba będzie ten kardigan zdjąć a wtedy ukaże się nie młode już ciałko….
Hmm… Nie pytam o wiek, ale zastanowiło mnie co to znaczy „nie młode” ;) Zamysł był taki, żeby możliwie mało zabudować dekolt widoczny pod kardiganem. Może w takim razie po prostu bluzka z głębszym dekoltem, który układałby się poprzecznie w stosunku do dekoltu kardiganu?
Dopasowaną koszulkę (dowolny kolor), prostą pod szyją i do tego wisiorek, spodnie dowolne; luźny top i zwężane jeansy; swobodna koszulka wciągnięta do spódnicy midi; sukienka maxi we wzory. Trzeba się nie lada napracować, żeby wymyślić co może nie pasować do czarnego kardigana :)
Co to znaczy”koszulka prosta pod szyją”? Czy chodzi o okrągły dekolt?
Nie wyraziłam się jasno, chodziło mi o gładkie wykończenie, okrągły dekolt, ale łódka też by była ładna :)
Bardzo fajny post. Mario. Istotnie, prostota pomaga nam na codzien – sama r to sprawdzilam na swojej garderobie – latwiej jest mi skompletowac codzienny stroj z dajacych sie latwo zestawic prostych elementow – sila tkwi w dodatkach. Aczkolwiek – czy moge sie przyznac do slabosci?:) OD czasu do czasu mnie nachodzi ( z reguly na wakacjach) na kolorowy, cyganski styl:D i wtyedy sobie zaszaleje czasem – mysle, ze to pewne oderwanie od codziennosci, ktorze i w stroju sie wyraza:)
pięknie napisane:) ja z moim ograniczonym budżetem mam jedne buty na zimę (botki czarne zawsze pasują do tego co noszę). kurtkę zimową mam jedną (czarny przedłużony płaszczyk z kapturem w sam raz na podróże autobusami do pracy, kupiony z wyprzedaży za niecałe 100 zł) znów pasuje do wszystkiego co noszę. i oczywiście różne odcienie czerni, szarości, złoto, srebro i wkrada się od czasu do czasu biel i błękit. noszę się raczej bez wzorów (jedynie kratka i delikatne paski u siebie toleruję). może i nudno ale przy moim budżecie i tak się cieszę, że mogę sobie na to pozwolić.
Mario, czytam bloga od jakiegoś czasu i stopniowo, powolutku, stosując się do Twoich porad uporządkowałam swoją szafę, mam tylko te kolory, które lubię, tylko te fasony, w których czuję się super, a konkretnie chodzi o czarny, szary, biały, odcienie ciemnoniebieskiego aż do granatu i czerwone akcenty do tego. Czerń zdecydowanie przeważa. Te kolory uwielbiam i noszę stale, nie widzę możliwości, by mi się znudziły. Do pracy nosić się muszę klasycznie, więc zakładam spodnie cygaretki, koszule, kardigany, marynarki, proste sukienki. Sukienki zaczęłam nosić dopiero ze 3 lata temu, a jestem sporo po 30. Okazało się, że niezbyt dobrze czuję się w rozkloszowanych, takich dziewczęcych. Czuję się nich dziwnie, zwłaszcza w takiej w kropki, natomiast świetnie mi się nosi czarna, ale tylko po pracy i do cięższych butów.
Prawda jest taka, że po wielu latach noszenia szpilek wszędzie, nawet na sobotnie zakupy, teraz najbardziej lubię trampki i żałuję, że nie mogę ich zakładać do pracy :D
Pamiętam, jak pisałam u Ciebie komentarz ze dwa lata temu. Kupiłam wtedy super buty, czerwone balerinki i byłam taka zadowolona, że tak doskonale pasują do mojego stylu. Wczoraj je na sprzedaż wystawiłam :)
A teraz pójdę na łatwiznę. Kupię sobie identyczną torebkę, którą noszę od dwóch lat (swoją drogą, masz taką samą, czarna, skórzana, z klamerkami) i identyczne czarne szpilki, bo poprzednie te rzeczy się zużyły. Do pracy jak znalazł. Lubię prostotę.
Pozdrawiam :)
Hej,
ja też mam w szafie tylko te kolory: czarny, szary, biały, odcienie ciemnoniebieskiego, aż do granatu.
A sukienki i spódnice zakładam sporadycznie.
Zawsze wybieram spodnie rurki i lużniejszą górę, a buty najlepiej płaskie.
Zaś z biżuterii duży, w srebrnym kolorze męski zegarek na bransolecie.
Ja bardzo często chodziłam do lumpeksów, bo w nich naprawdę można trafić na perłki (markowe sukienki, jeansy). Tylko że w pewnym momencie dotarło do mnie, że kupuję nie dlatego że potrzebuję, a dlatego że jest ładne, idealnie leży i jest tanie.
Ostatnio zastanawiałam się jak często minimalistki wymieniają zawartość swojej szafy. Jak to się ma wobec zmieniającej się mody – nie zawsze mamy ochotę na prostotę, więc aktualne trendy stają się pewną odskocznią.
„Prostota jest szczytem wyrafinowania”.
Leonardo da Vinci
:-)
Widziałam ostatnio w H&M kobietę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Miała na sobie prostą jasnoszarą sukienkę, złoty prosty naszyjnik, białe sandały i blond włosy ścięte na prosto do ramion, całkowicie proste. Wyglądała niesamowicie i świetnie wpisuje się w styl, o którym piszesz. Zgadzam się z tym, że trzeba wybierać prostotę. Moje ulubione ciuchy są proste, klasyczne, bez żadnych udziwnień, w jednym kolorze. Kiedyś miałam bzika na punkcie wzorów, kolorów i kupowałam tylko takie rzeczy, które były „ciekawe” (czyt. wzorzyste i przekombinowane) w efekcie czego trudno mi było je ze sobą łączyć. Teraz odkąd wybieram prostotę zawsze mam co na siebie włożyć:)
Co ciekawe, jak obserwuję, dużo dziewczyn z ograniczonym budżetem stosuje dokładnie odwrotną zasadę tak jakby chciały zrobić na przekór swojemu budżetowi, co faktycznie, nie zawsze wygląda ładnie. I tak widzę na ulicy dziewczynę idącą po bułki ubraną w stylu Lady Gaga (wersja prosto z koncertu), a druga wstawiła sobie np. na facebook zdjęcie profilowe, w którym wypina się na fotelu w krótkich spodenkach i białych kozakach za kolano itd (i to jest dziewczyna, która bynajmniej na tych pozach nie zarabia). Czytalam kiedys artykuł (nie pamiętam niestety autora), w którym chodziło o autentyczność i hierarchię władzy. Ludzie bogaci wedle tej teorii mogą ubierać się bardzo ekscentrycznie i uchodzi im to prędzej płazem niż ludziom ubogim, dlatego, że ubiór podkreśla przynależność do okreslonej grupy społecznej. A, że ludzie biedni są bardziej zależni od sąsiadów, przyjaciół, swojej społeczności itd.muszą się ubierać jak większość pokazując tym samym, że oto należę do was, nie jestem kimś lepszym (bo w niskich sferach wyróżnianie się jest tak często odbierane).Natomiast bogatym wszystko jedno, raz, że im się nudzi to cenią sobie jeśli ktoś się wyróżnia i pokazuje ekstrawagancję, a dwa, bo to chyba oznacza, że jak ktoś się wyróżnia to uff-nic od bogatych nie chce.
„Jeżeli uważasz, że coś jest trochę w Twoim stylu, nawet się nie zastanawiaj – zrezygnuj z zakupu.
Dopiero rzecz, do której będziesz przekonana w stu procentach, będzie warta tego, by trafić do Twojej szafy. W tym tkwi sekret.”
<3 <3 <3
Witam.Znalazłam Pani bloga i zdecydowanie twierdzę że jest najlepszy ze wszystkich jakie do tej pory oglądałam. Wprawdzie jestem z grupy wiekowej starszej niż pozostałość Pani czytelniczek (45) ale bardzo mi odpowiada. Zaczęłam go wczoraj pod wieczór czytać i do 1-szej w nocy go czytałam.Dziś kontynuuje.Oczywiście wszystkie fazy już przeszłam czyli kupowanie wielu rzeczy bez sensu i to przy ograniczonym budżecie.Powiem tak,dopiero teraz w wieku 45 lat(właściwie w zeszłym roku) przejrzałam na oczy :). Wyrzuciłam masę ubrań,bo nigdy nie miałam się w co ubrać.Teraz staram się by skompletować garderobę w wydaniu minimalistycznym. Jeszcze mam problem z określeniem mojej pory roku.Wydaje mi się że jestem typem ciepłym,więc wiosna lub jesień i na tym koniec dalej już nie wiem :(. Bardzo się cieszę że znalazłam Pani bloga. Czytając go czuję się „swojsko”. Pozdrawiam bardzo serdecznie.