Coś mi leży na sercu. Muszę to spisać i się podzielić, bo jutro nie będę już taka skora do tego.
Spędziłam dzisiaj jeden z piękniejszych dni. Byłam z Zosią na spacerze, zjadłyśmy razem bułkę na dworze, ja kupiłam sobie kawę, ona miała swoje picie. Siedziałyśmy, słońce świeciło, na huśtawkach dzieciaki i mamy, na ławce obok starszy pan ze słuchawkami w uszach. Wiatru nie było, dookoła zielono. Za mało widzimy szczęścia w codzienności. Za mało robimy prostych rzeczy, które nas uszczęśliwiają. Za bardzo polegamy na sztucznym szczęściu i na zdaniu innych. Za mało myślimy po swojemu. Za dużo kupujemy i liczymy, że to nam da dobre samopoczucie.Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, drugie w kolejności są bardzo, bardzo drogie.
Wyjdź na dwór, weź głęboki oddech, doceń błękitne niebo, doceń swoje nogi, doceń swoją głowę. Uwierz, że możesz kreować siebie, że tylko Ty masz moc sprawczą nad swoim ciałem, wyglądem i samopoczuciem. Wszystko, co próbuje Ci popsuć humor – doceń, że kręci się wokół Ciebie, zaakceptuj, zamień na dobre lub zignoruj. Wszystkich, którzy Ci źle życzą, którzy mówią za Twoimi plecami, którzy sypią poradami – doceń, doceń ich za przejmowanie się Tobą, doceń, że jesteś na tyle ważny, że zajmujesz ich myśli. Jak to mówią: potakuj, a i tak rób swoje.
Odetnij się na chwilę, poznaj siebie i to, co sprawia Ci radość. Bądź dla siebie dobry. Wiem, że są problemy i wiem, że są traumy, ale to i tak nie przekreśla teraźniejszości. Nic Ci nie zabierze nadziei, że jutro będzie lepiej. Bądź wdzięczny, że żyjesz. Ja jestem wdzięczna, że mam nad sobą niebo, obok kochane osoby, a gdy włączę komputer pojawiają się słowa od moich przyjaciół – od Was. Za co jesteś wdzięczny?
Marysiu, kolejny raz siedzi nam w głowie dokładnie to samo :D Po ostatnim weekendzie mam takie same przemyślenia – życie jest piękne, tylko trzeba to piękno zacząć dostrzegać. Więcej – piękno i szczęście są w nas, tylko trzeba pozwolić dojść im do głosu. Wyłączyć się, wyciszyć, zacząć czuć życie całym sobą i chłonąć z otoczenia to, co dobre. Weekend spędziłam z moim Narzeczonym, byliśmy na długim spacerze w parku, jedliśmy ciastka leżąc na leżakach, łapaliśmy promienie słońca. Na koncercie siedzieliśmy na trawie wpatrując się w niebo i w siebie, słuchając ulubionej muzyki. Jak tu nie być wdzięcznym? ;)
Czas jest najcenniejszy. Takie właśnie wnioski wyciąga się na wakacjach, na długich weekendach, kiedy zwalniamy i mamy choć przez chwilę okazję, by być bardziej obecnymi. Kluczem do zadowolenia jest też taka świadomość swojej obecności również w trudniejszych warunkach – w pracy, w otoczeniu nieprzyjaznych osób, nawet w gorszych warunkach atmosferycznych. wszędzie możemy czuć, że żyjemy. Każdemu złu można przeciwstawić jakieś dobro.
Staram się na codzień łapać chwile i zauważać piękne momenty, chociaż szara rzeczywistość nie zawsze nastraja do pozytywnego myślenia ;-) Chwilowo siedzę po uszy w notatkach i ciężko mi znaleźć jakieś dobre strony tej sytuacji. Ale już jutro się od nich uwolnię, na kilka dni :-)
Bądźmy wdzięczni za piękno, gdyż bez niego nie istnieje ani miłość,ani przyjaźń a dla mnie nawet świat. Bo jak mamy trwać w miłości nie widząc piękna spędzonych chwil chociażby przy kawie,ale razem? Jak cieszyć się z przyjaźni bez piękna naturalności gestów wśród zaufanych osób? Życie może nie zawsze jest takie jakbyśmy chcięli ale zawsze da się znaleźć coś co chociażby ucieszy nasz wzrok..
A najlepsze, że szukanie wcale nie musi być trudne. Powiem więcej, szczęście i piękno często siedzi nam na twarzy :) Tylko trzeba się otworzyć, a nie cały czas negować i rozmyślać o przeszłości i przyszłości. Teraźniejszość…
Dokladnie, teraźniejszość. Czasem gdy patrzę na ludzi we wzrokiem wbitym w ziemię, myślę..Co oni mają z życia? Skoro nawet nie umieją patrzeć? Tak jak stwierdzilaś czasem należy przestac negować, by zrozumieć co się wokól nas dzieje..
Jak pięknie napisane! Widzę, że nie tylko u mnie na blogu (photoblogu ściśle mówiąc, dużo skromniejszym niż to, co tutaj się dzieje) poruszane są takie tematy i bardzo, bardzo mi się to podoba, super! Należy pisać o wdzięczności, dobroci i radości z prostoty w czasach, gdy jest to niemodne, negowane. Pamiętajmy o tych pięknych wartościach :)
W czasach, kiedy tak bardzo jesteśmy nastawiani na pogoń za czymś, co jest sztucznie wykreowane. Ja wolę po swojemu i powoli, niż zapatrywać się w jakieś wzorce i być wiecznie niezadowoloną z tego co mam i z tego czego nie mam.
Nie możemy zapominać, że życie jest sumą chwil i to one determinują nasze szczęście. Ważne, żeby umieć BYĆ, czyli robić w danej chwili coś całym sobą, nie „na szybcika”, „na już”, czy mimochodem. Dzieci dają nam tu piękny przykład:).
Ano właśnie: to skupienie na teraźniejszości to chyba najistotniejszy dla mnie postulat minimalizmu, który często błędnie jest postrzegany jako dążenie do braku posiadania. Minimalizm to nie jest przyszłość, tylko teraźniejszość.
Za zieloną herbatę o poranku. Za kota, i za to, że miauczy jak opętany kiedy wracam do domu (i czasem nawet z radości, nie tylko dlatego, że chce jeść :P ). Za uśmiech męża, kiedy się wygłupia. Za to, że już trochę więcej niż kiedyś wiem czego chcę, i, że trochę bardziej niż kiedyś staram się po to sięgać..
Za to, że pisanie pracy magisterskiej powoli posuwa się naprzód i co jakiś czas mogę szczerzyć się do komputera, kiedy odkryję, że przybyła kolejna strona.
Podoba mi się dzisiejszy wpis :*
Bardzo dużo powodów do wdzięczności, a to pewnie i tak tylko kropla w morzu Twojej szczęśliwości. Powodzenia z obroną, trzymam kciuki na zapas :)
Za poranki, gdy to ja mam możliwość odprowadzić moje dziecko do przedszkola. Nie lubi przedszkola. Ale stworzyliśmy rytuał podróży, który synek bardzo lubi. Czekanie na autobus, zajęcie „najfajniejszego” miejsca w autobusie. Wejście na kolana mamy, by miasto za oknem lepiej widzieć. Potem krótka podróż już na nóżkach obok stawu, z którego o tej porze witają nas żaby kumkaniem, obok ogrodu pełnego drzew, gdzie jesienią i zimą przemawiały do nas gawrony a teraz małe ptaszki delikatnie ćwierkają. Niedawno pachniał bez. Teraz pachnie rozgrzewana porannym słońcem ziemia, liście i konary drzew. Potem machanie, wysyłanie całusów, a ja myślę, mój duży chłopczyk… takie momenty nasycają mnie i rekompensują te trudniejsze chwile w ciągu dnia. Mam swój świat, w którym odżywają moje siły i radość życia.
Fajny rytuał, bardzo mądrze to rozgrywasz. Ja też zawczasu już wymyślam jakby tu wprowadzać bezboleśnie w życie takie rzeczy, które będą na początku na „nie” :) Muszę się przygotować, żeby nie było zaskoczenia hehe.
Niedawno przeszłam operację i kiedy po kilku dniach byłam już w stanie samodzielnie usiąść na łóżku, spojrzałam przez okno na zielone korony drzew i na banalnie błękitne niebo, poczułam ciszę, spokój i ogromną siłę. W tej jednej magicznej chwili, kiedy bylam tylko ja i cisza, nauczyłam się doceniać co mam, zaczęłam darzyć swoje życie ogromnym szacunkiem, poczułam wdzięczność za to, że mogę żyć. Reszta to tylko tło. Wszystko co ważne zmieściło się w niewielkiej szpitalnej szafce i na krzesłach dla gości.
Ja takiego błogostanu doznałam po zlożeniu pracy doktorskiej. Przez cztery miesiące siedziałam nad nią dzien w dzień, ciągle o niej myslałam. Potrzebowałam takiego stresu, żeby docenic to co było dookoła. Teraz staram się podtrzymywac tę wdzięczność i trwanie w teraźniejszości przez medytację i więcej kontaktu z natura.
Marysiu, wspaniały i inspirujący tekst.
Wyobrażam sobie, że nos w komputerze dzień w dzień po prostu człowieka tak dołuje, że się już nic nie chce. Jakbym miała teraz znowu pisać licencjaty, magisterki to na bank obrałabym jakiś system, żeby się nie dać zwariować. Ale oczywiście ja też przy kompie non stop swego czasu :(
ale ja mialam system…na poczatku pisania. Tylko, ze jak juz wpadlam w kierat to trudno bylo mi przestac :(
Rozumiem. To w zasadzie na końcu powinien być uśmieszek, to już za Tobą, teraz oddech, na dwór i rozprostowywanie ramion :)
tak jest :D
To życzę szybkiego powrotu do pełnej formy, żeby to nastąpiło bez bólu, i żeby było przeżyciem z którego można wyciągnąć wiele mądrych rzeczy.
Ja jestem wdzięczna za to, gdzie teraz jestem. Wróciłam do domu, zjadłam obiad, czekam, aż łazienka sie zwolni, by wziąć prysznic. Zmyję z siebie resztki tego dnia, zapadnę w sen a jutro zacznę na nowo. Jestem wdzięczna za to, że lubię rutynę swojego życia. I rownież za to, ze gdy potrzebuję od niej ucieczki, wiem w ktorą stronę pobiec.
Prysznic dla mnie jest dosyć symboliczną czynnością. Zawsze doceniam go w trakcie, ale jak mam po całym dniu udać się do łazienki to często łapię się na tym, że niepotrzebnie to „iście” przedłużam :) Rutyna to wybawienie, szkoda, że tak wielu ludzi postrzega ją jako zniewolenie.
Fajnie napisane. Dobrze jest zaplanować tak tę rutynę, by nam przyjemność sprawiała, nie „zjadała nas” ze wszystkich sił. Ja nad tym pracuję. By żyć na spokojnie, nie przytłaczać się niepotrzebnymi obowiązkami, czynnościami, rozpraszaczami. Tak by cieszyć się wyjściem z pracy, wiedzieć, że czeka mnie spokojne popołudnie.
Cudnie napisane. Miałam takie samo odczucie w tzw. długi weekend podczas pracy na działce – piękne było to, że ta dobrowolna przecież praca tak cieszy i widać jej efekty.
Poza tym zmieniłam pracę na lepszą (mam nadzieję), o czym od dawna myślałam, więc może to wyluzowanie i poczucie bezpieczeństwa spowodowało, że mogłam głęboko odetchnąć :)
Ale fajnie, gratuluję. Mam nadzieję, że naprawdę okaże się lepsza, a przede wszystkim, że będzie taka inspirująca, że będzie się chciało rano wstawać, a w niedziele nie będzie tego nieprzyjemnego uczucia, że zaraz poniedziałek.
Ja miałam ten stan już w sobotę wieczorem :)
Na wp.pl był kiedyś artykuł o sygnałach do zmiany pracy i miałam WSZYSTKIE punkty na „tak”, że to już czas.
Ooo masakra, ten stan to jest przegięcie, bardzo dobrze, że się zdecydowałaś.
Tego mi było potrzeba, dzięki za ten post.
To jest jak wizyta u psychologa. Uśmiecham się i ruszam w codzienność…..
Ha, miałam jednak rację, że dzisiaj już bym tego nie napisała. Muszę sobie pozwolić na więcej spontaniczności :)
Marysiu, dziękuję za tego posta, tak bardzo zbieżnego z tym, o czym ostatnio sobie myślę. Przeczytałam kiedyś bardzo fajne słowa:
Nie chodzi o to, że szczęśliwi ludzie mają za co dziękować, ale o to, że ci którzy dziękują za to, co mają, są szczęśliwi.
Bardzo widzę to po Mężu i po sobie oraz – dla kontrastu – po innych, którzy wydawałoby się mają dużo więcej niż my :)
O jakie prawdziwe to, jakie mądre. To jest wręcz materiał na motto życiowe :)
Kiedyś do spisywania takich drobnostek zainspirowała mnie Ola z bloga „pierwiastek z minimalizmu”. Weszło mi to w nawyk i codziennie się zastanawiam za co jestem wdzięczna. Zaczęłam zauważać te wszystkie dobrodziejstwa, które dotąd były oczywistością. Częściej dziękuję innym za małe rzeczy, które małymi wcale -jak sobie uświadomiłam-nie są. Nawet jak mam kiepski dzień to zawsze znajdę coś, za co jestem wdzięczna, żeby napisać to na specjalnej kartce :)
Ale świetne to jest. Takie „zmuszanie się” do pisania o szczęściu kojarzy mi się trochę z tym, że mózg można oszukiwać i formować usta w uśmiech nawet, kiedy jest się smutnym. Nasz mózg będzie się wtedy zachowywał tak, jakbyśmy byli szczęśliwi i zaczniemy tacy być naprawdę. Wierzę, że szukanie pozytywów nawet, kiedy pozornie jestem w okropnej sytuacji po prostu nie może mi zaszkodzić, więc nie mam nic do stracenia.
Jestem pewna, że każdy z nas potrafi znaleźć każdego dnia coś, za co jest wdzięczny :)
Ładnie napisane… Coraz trudniej nam odkleić się od komputerów i smartfonow i docenić to, co jest dookoła nas – chociażby właśnie wiosnę, piękne kwiaty i zieleń :)
To już jest w ogóle temat rzeka. Gdy się zorientowałam, jak bardzo te urządzenia wydłużają mi czas przed pójściem spać, powiedziałam po prostu basta w pewnym momencie. Na dworze też staram się nie wyciągać telefonu, bo zawsze coś kusi, żeby sprawdzić :)
Za to,że mogę żyć tak jak żyję. W zdrowiu , z kochającym mężem i synami , za potencjał i wychowanie otrzymane od rodziców, za zdolność świadomego myślenia i możliwość odbierania piękna. Za muzykę i książki. Za przyjaciół i radość rozmowy z nimi. Za poranną kawę w wolny dzień …
Wiele fajnych powodów do radości i wdzięczności. Ale, ale, może trzeba w niewolny dzień wstać trochę wcześniej i sobie posiedzieć chwilkę przy kawusi w ramach rozruchu :) ???
Perspektywa chwili przy kawusi w niewolny dzień to marzenie, ale ponieważ jestem ” nocnym markiem ” , chodzę spać przed północą, a wstaję po piątej, to jeszcze wcześniejsze wstanie graniczy z cudem.
Ooo, a ja z kolei jestem rannym ptaszkiem z tymże ostatnio też późno chodzę spać i nie jest to fajne. Mam wrażenie, że jak się Zośka kładzie to ja mogę sobie dużo rzeczy wtedy porobić i się przeciąga to moje spanie… Ale pracuję nad tym :)
Z perspektywy czasu i swoich latek stwierdzam, ze tego mozna sie nauczyc. Tej wdziecznosci za oczywistosci oraz drobiazgi, czerpania przyjemnosci z rzeczy malych i pozornie nieistotnych. Zaczyna sie, jak zawsze i ze wszystkim, od zmiany myslenia i postrzegania. Wystarczy tylko odrobina checi, by stac sie naprawde szczesliwym czlowiekiem :-)
Pozdrawiam wszystkich szczesliwych oraz tych, ktorzy szczescia dopiero sie ucza.
Szczesliwa przy filizance ulubionego napitku ;-)
Myślę że można zacząć się tego uczyć w każdej chwili, że to nic straconego. Ale im szybciej, tym więcej będziemy w stanie z tego wyciągnąć realnych korzyści, a może nawet przybliży nas to do realizacji celów. Realizacji to super, ale może dla niektórych sformułowanie tych celów będzie już kamieniem milowym. Jak się tak docenia wszystko, to się zaczyna z różnych nieoczekiwanych perspektyw patrzeć nawet na nierozwiązywalne problemy :)
Wpis, który podniósł mnie na duchu ;) Tym bardziej, że teraz non stop siedzę przy książkach i notatkach (sesja) i nie mam czasu na przemyślenia. Planuję zrobić sobie przerwę od Pinterestów, DeviantArtów – od wszystkiego, żeby się zresetować, odciąć się od zewnętrznego głosu, bo teraz sama nie wiem, czego chcę od siebie.
Ostatnio usłyszałam od kumpla, że powinnam chodzić częściej w sukienkach,bo mam ładne nogi. Co, ja i ładne nogi? Przecież mam gdzieniegdzie siniaki, delikatne, pierwsze pajączk, i nieszczęsny cellulit, choć teraz, jak zaczęłam biegać, peelingować kawą i kremować nogi, to nie jest tak widoczny. To już kolejny facet, który je skomplementował. A kumpel, który zalecił mi sukienki jest… gejem.
Jestem wdzięczna za mężczyzn, którzy nie znają się ani na pajączkach, sińcach i na cellulitach, a potrafią zobaczyć całość ;)
Wow, ale kochany kumpel. Po takich komplementach nie ma odwrotu. Sukienki na lato muszą być, haha :) Jak robisz ten peeling?
Kochany, oj bardzo kochany, czasem dla niego mam ochotę zmienić płeć :P Chociaż nie, wolę być kobietą, mam za dużo sukienek w szafie. W chłodniejsze dni stanowczo za dużo chodziłam w spodniach i zamierzam to zmienić.
Sypię miarkę kawy do jakiegoś naczynka, zalewam wodą tak, żeby było gęste i mieszam z jakimś fajnym żelem pod prysznic, może być też olejek, albo oliwa z oliwek. Można także wykorzystywać fusy z kawy. Potem – wiadomo. Trzeba uważać, bo kawa brudzi wszystko dookoła. Po co mam kupować średnio skuteczne kosmetyki, skoro mamy tyle dobrodziejstwa pod ręką? ;)
Jestem wdzięczna za życie. Za męża który zawsze jest i będzie. Za jego wsparcie i oddanie. Za tlące się stale we mnie poczucie, że chcę mieć wyjątkowe życie – niezależnie czy tą wyjątkowością będzie daleka podróż, otwarty dom czy radość codziennego dnia. A może wszystkie te rzeczy naraz? Jestem wdzięczna za tego posta – że przypomniałaś Mario o tym co tak oczywiste-nieoczywiste.
„Za męża który zawsze jest i będzie.”
skąd wiesz, że zawsze będzie?? Przecież nawet pewni siebie samych za lat 10, 20 czy nawet za rok być nie możemy. Myślę, ze naprawdę kochać to nie trzymać nikogo w klatce, ale pozostawić drzwi otwarte (ten wybór) i cieszyć się, że ktoś jest bo mu zależy, a nie dlatego, ze ułożyłam życie za niego już do końca.
po prostu nie wiemy, gdzie będziemy my za lat 10, 20 czy też nie wiemy gdzie będą nasi bliscy. Dlatego warto jest cieszyć się TĄ właśnie chwilą. Nie przejmować się cudzymi oczekiwaniami wobec nas i też i innym dać wolność od naszych oczekiwań.
Och, jak tylko to napisałam to pomyślałam, że ktoś o to zapyta. Częściowo masz rację – nie wiem na 100% czy mąż będzie.
Ale nie napisałam tego dlatego że zamykam go w klatce i ułożyłam mu życie. Po prostu małżeństwo oznacza dla mnie decyzję bycia ze sobą razem do końca i kiedy myślę o sobie w przyszłości to zawsze myślę o tym, że obok jest mąż. Nie wiem do końca jak to wyjaśnić – nawet gdyby teoretycznie miało się to zmienić, to na ten moment czymś oczywistym i jasnym jest dla mnie to że on jest i… no właśnie, będzie. Nie chodzi o wybieganie w przyszłość, ale o to, że jeżeli np. myślę o jakiejś trudności której się boję, to od razu myślę też o tym, że mąż mi w tym pomoże. Nie myślę „to będzie za 10 lat, może wtedy mi pomoże jak będziemy razem, a może nie będziemy razem, to będę radzić sobie sama czy z kimś innym”. I to często zupełnie zmienia tę moją codzienność – bo gdy dowiaduję się np. o chorobie czy innej rzeczy która mnie przygniata, to jest to wsparcie. I tak samo myślę o sobie jako o kimś kto zawsze przy nim będzie – tego bym chciała. Nie wiem czy udało mi się wyjaśnić to moje spojrzenie na sprawę ;)
ok :)
Eh no Aniu, wiadomo, że nikt nikogo na siłę nie trzyma, no ale przecież nie można myśleć będąc w małżeństwie o perspektywie przyszłych 10 czy 20 lat i uwzględniać to, że małżonka lub małżonki nie ma w tej perspektywie. Nie, no trzeba uwzględnić, że są i zawsze będą :)
Cały czas liczymy, że będziemy szczęśliwi kiedyś, jak spełnimy pewne warunki, coś sie wydarzy lub idealizujemy przeszłość i uważamy, ze szczęśliwi to już byliśmy. Czasem mam wrażenie, że coraz trudniej doceniać to co mamy wokoło przez pryzmat wyidealizowanego życia z instagrama, snapchata, facebooka, gdzie składa się jedynie z podróży, ekscytujących momentów, gdzie ludzie zawsze piękni i „zrobieni”, posiłki zawsze apetyczne, dom nieskazitelny. No i nowa sukienka, sukces w pracy, wymarzona podróż czy nowa miłość nie dadzą nam raczej szczęścia. Krótkotrwałe poczucie satysfakcji, spełnienia czy radość z zaspokojenia potrzeby, jednak chyba nie ten constans, który musi wyjść od nas samych bez względu na to, co zewnątrz, bo można mieć wszystko i ciągle czuć jakiś niedosyt. Ja jestem wdzięczna za to, że jestem i że mogę dokonywać wyborów, że mogę poznawać ludzi, innych od początku a innych na nowo poprzez każda rozmowę, że mogę pracować i odpoczywać, za wszystkie emocje, za to, ze mogę kochać ale też czuć gniew, bo to ludzkie.
Twój wpis Mario zmobilizował mnie do ujawnienia się na forum i podziękowania tobie za to co robisz :) Od jakiś dwóch miesięcy czytam twojego bloga i przymierzam się do podziękowań :) Jest w nim coś wyjątkowego, skoro ja, która nigdy nie czytałam blogów etc., wkręciłam się do reszty. Jest to dla mnie odskocznia od codzienności, chwila czasu dla siebie, bo wszystkie pozostałe są dla synka ;) I wiesz, nie wiem czy to właśnie nie przebywanie z dzieckiem skłania do takich refleksji. Ja też przeżywałam takie chwile zadumy i wdzięczności spędzając czas z Jasiem, po prostu z jego perspektywy czas i wszystko wokół wygląda inaczej… On żyje „tu i teraz”.
Temat bardzo na czasie dla mnie :) Jestem w trakcie czytania książki „szczęście na dzień dobry”, która mówi dokładnie o tym samym co Ty w tym wpisie. Od jakiegoś czasu staram się żyć bardziej świadomie, dostrzegać i doceniać małe przyjemności i widzę efekty! Po okresie dołowania zupełnie bez powodu, chce mi się wstawać rano z łóżka, spędzać czas na świeżym powietrzu zamiast przed ekranem komputera. Mam więcej energii, bardziej doceniam czas spędzony z rodziną i narzeczonym…cieszę się z tego co mam, z tego jaka jestem i gdzie żyję (nie ma nic piękniejszego niż polska wieś wiosną!). I właśnie za to wszystko jestem wdzięczna…
Jestem wdzięczna za zdrowie. Za moje sprawne ciało, które pozwala mi biegać, tańczyć, uprawiać różne sporty.
To był najwidoczniej wyjątkowy weekend, bo właśnie w niedzielę rano kiedy poszłam biegać miałam podobne przemyślenia. Pomyślałam sobie jaka ja jestem głupia, że czasem nie chce mi się zwlec z kanapy, nie doceniam tego, że biegnę i nic mnie nie boli, mogę biec, podskakiwać i cieszyć się ruchem. Dosłownie kilka minut później spotkałam chłopaka na wózku, który jechał tą samą ścieżką co ja i zrobiło mi się samej głupio, że nie widzę i nie doceniam tego co mam. A na dodatek przyjmuję za oczywiste, że mogę biegać i chodzić i tak na prawdę nie dbam tak jak powinnam.
Kiedyś szłam do szkoły po starszą córkę, wiozłam młodszą w wózku, na dworze było nieprzyjemnie, mżawka i wiało w twarz. Szłam jakaś przygarbiona i zła, że ma do przejścia te 10 minut! Ale w pewnej chwili aż zganiłam samą siebie, że to bez sensu! Że przecież jestem wdzięczna za to, że mam po kogo iść, że nie muszę wracać do pracy, że mogę być z małą, a starsza wraca do domu na obiad a nie siedzi do końca w świetlicy! Że obie są zdrowe! I jak mnie czasami takie gderanie weźmie, to przypominam sobie tamtą chwilę.
I jeszcze nawiązując do długiego weekendu, wszyscy zawsze się pytają jakie plany na długi weekend, a my z mężem doceniamy te chwile spokoju kiedy z miasta wyjeżdża tyle osób a potem tłoczą się na Krupówkach lub w innych popularnych miejscach;) Najlepsza była kawa mrożona na naszym balkonie :) Lubimy doglądać naszych roślin, dziewczyny rozkładają swój namiot, jest wtedy cudnie.
Bardzo się cieszę, że prowadzisz tego bloga (pewnie nie ja jedna ;), nie wiem co napisały dziewczyny powyżej – nie czytam zbyt często komentarzy, bo zawsze jest ich bardzo dużo, a niektóre są pisane dość osobiście, wprost do Ciebie), w każdym razie :D jestem Ci wdzięczna za tego bloga i Twoje zaangażowanie. A we własnym życiu… jestem wdzięczna za bardzo wiele rzeczy, bo bardzo wiele od życia dostałam – czasem mi to umyka, ale staram się sobie o tym przypominać :)
Jeszcze jedno, jakoś nigdy nie było okazji… kiedyś zastanawiałam się skąd fenomen Twojego bloga (dla mnie jest fenomenalny :)) i odpowiedź dla samej siebie znalazłam tu: http://www.ted.com/talks/barry_schwartz_on_the_paradox_of_choice?language=pl Potrzebowałam, żeby ktoś mi uprościł sprawę ubioru bo przytłoczyła mnie mnogość wyboru. Więc za to jestem wdzięczna :)
O ucieczce od wolnosci pisal juz Erich Fromm, chociaz to akurat bylo odnosnie fenomenu dojscia HItlera do wladzy. Jednak problem pozostaje ten sam. NIektorzy nazywaja go problemem pierwszego swiata na zasadzie kontrastu z o wiele powazniejszymi problemami trzeciego swiata. Inni mowia na to, ze komus „w d… sie poprzewracalo”, glownie z dobrobytu.
Odkad wyjechalam z Polski, nabralam o wiele wiekszego dystansu do swoich problemow, ktore najczesciej sa w glowie i nie maja uzasadnienia. Czasem ciesze sie sie zyciem na zasadzie Polyanny, ale czesciej bez porownywania z gorsza sytuacja innych. Ogolnie codziennie jestem wdzieczna za swoje zycie, rodzine, zdrowie itd., bo doceniam to co mam.
piękny tekst, trzeba nam więcej takich:) może w końcu uda nam się uświadomić, co naprawdę jest ważne i że zawsze jest cała masa rzeczy, za które możemy być wdzięczni :)
Zwykle nie jestem przesądna, ale jak mam napisać że mam wspaniałe życie którym się cieszę to bardzo się boję że a nuż wypowiem to w złej chwili…świadomość że to wszystko jest takie ulotne, z jednej strony jest bodźcem by cenić każdą chwilę a z drugiej budzi lęk. Ale cudownie jest gromadzić te chwile perfekcji, tego już nikt nie odbierze ( wredny rozum podpowiada „no, chyba że Alzheimer…” ale nie chcę go słuchać:))
To wszystko prawda..tylko tak trudno cieszyć się tym pięknem kiedy cierpimy. Kiedy to cierpienie jest właśnie tu i teraz.Kiedy nie umiemy patrzeć w przyszłość bo jest zbyt trudna. Nie możemy wspominać przeszłości bo przypomina o nadchodzącej stracie. Nie możemy być w teraźniejszości bo to tak bardzo boli..
Zawsze umiałam cieszyć się życiem, a teraz mam umierającego tatę i nic nie mogę zrobić..i nie mam na co czekać. Nie mam jak się cieszyć. Nie mam jak żyć.
Cieszę się, że macie Dziewczyny mądrość potrzebną do tego żeby prawdziwie być i żyć. Taką mądrość potrzebną do tego,aby życia nie zmarnować, aby było pełnią i wartością.
Jak mało czasu trzeba aby wszystko utracić..Każda dobra chwila jest bezcenna. Każdy promyk nadziei, uśmiech dobrego człowieka- to wszystko bezcenne.Mądry człowiek powiedział „spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą..”I myślę, że bez tej miłości, też do nas samych, nie można prawdziwie żyć.
Pozdrawiam Was serdecznie. Będę wypatrywać lepszego czasu.
mikado
Strasznie mi przykro, że przezywasz tak trudne chwile i bardzo ci współczuję. Mam juz pewien bagaż doświadczeń życiowych, tych bardzo trudnych także. Nie chcę za dużo radzić, ale potrzebujesz teraz wsparcia od kogoś bliskiego. Dobre chwile przyjdą i wtedy zobaczysz za jak wiele możesz być wdzięczna.
Dziękuję Ania za słowa otuchy. Dzięki dobrym, życzliwym Ludziom mam wiarę w lepsze jutro.
http://www.style.com/slideshows/fashion-shows/resort-2016/badgley-mischka/collection/20 Mario, o ile się nie mylę, to lubisz takie klimaty ;)