Uniform to taki zestaw ubrań, który wybieramy najczęściej. To niekoniecznie jest konkretna sukienka, czy bluzka i spodnie, tylko raczej typ sukienki, typ bluzki, typ spodni po które sięgamy, gdy musimy się na szybko przygotować do wyjścia. Gdy zaczniesz być świadoma tego, jaki jest Twój uniform, będziesz go mogła dopracować, a tym samym będziesz wyglądać na co dzień o wiele lepiej.
Czy wiesz, że masz już swój uniform? Każda z nas go ma. Tylko nie każda z nas jest ze swojego uniformu zadowolona. Bo po pierwsze: przez ciągłe powtarzanie tego stroju, stracił on dla nas swój urok. A po drugie: to, co wybieramy najczęściej jest zarazem najłatwiejsze do noszenia. A wiecie jak to jest z chodzeniem na łatwiznę…
Jeśli nie jesteś pewna, jaki jest Twój uniform, zadaj sobie pytanie: Gdyby ktoś miał stworzyć kreskówkę w której byłabym główną bohaterką, w jakim stroju musiałby mnie narysować? Zauważyłaś na pewno, że postaci w kreskówkach zawsze wyglądają tak samo. O bardziej oczywisty przykład uniformu będzie trudno :)
Ale pytanie o kreskówkę jest pomocnicze. Tak naprawdę istnieje inne, bardziej ekstremalne pytanie, które oddaje sens „filozofii” uniformu: Gdybym musiała chodzić do końca życia w jednym stroju, jaki to byłby strój?
Źródła zdjęć: tunika, legginsy, adidasy, szal, bluzka, jeansy, botki, naszyjnik.
Praca nad uniformem jest świetnym punktem wyjściowym do pracy nad całym swoim stylem. Bo styl nie opiera się na wielkich kreacjach zakładanych na szczególne okazje, ale na tym co nosimy najczęściej, czyli na naszym codziennym stroju. Ulepszenie codziennego stroju polepszy nasz styl w całościowym ujęciu.
Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nieważne czy uniform wygląda według nas korzystnie, czy nie, z jakiegoś powodu jest on przez nas najczęściej wybierany. Zaprzeczenie temu faktowi i walka z powtarzalnością naszego wyboru jest bezskuteczna. Lepiej się z nim pogodzić się, ale doprowadzić jednocześnie do takiej sytuacji, że uniform będzie przez nas szczerze lubiany i będzie na nas wyglądał optymalnie.
Moim uniformem są dopasowane jeansy i bluzka z długimi rękawami. Po takie rzeczy sięgam, kiedy się rano ubieram z myślą, że muszę wyjść na spacer, zrobić zakupy, coś załatwić, z kimś się spotkać, a nawet wyskoczyć gdzieś wieczorem itd. Kiedyś miałam trochę inny uniform, najczęściej sięgałam po legginsy i tunikę, a do tego dobierałam sportowe buty i duży szal. Ale z czasem, kiedy zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to co noszę, przestało mi to wystarczać. Nie mówię, że mój dawny uniform był gorszy, ale stanowczo twierdzę, że potrzebowałam zacząć czuć się w ubraniu inaczej niż wtedy, kiedy to on był moim numerem jeden.
Obszerna tunika w drodze ewolucji stawała się coraz bardziej dopasowana, bo miałam wrażenie, że codzienny oversize troszkę mnie przytłaczał i sprawiał, że się trochę ukrywam. Apaszka jako stały element ubioru mi się po prostu znudziła, więc najczęściej nie mam nic na szyi lub zakładam duży naszyjnik. Butów sportowych nie noszę już prawie rok jako dziennego obuwia, wolę siebie na lekkim obcasie lub w oksfordkach. Legginsy zamieniłam na dopasowane jeansowe rurki. Teraźniejszy uniform jest tak samo wygodny jak ten dawny, ale ja czuję się bardziej ogarnięta i mam wrażenie, że mogę sobie na więcej pozwolić – nie muszę już dobierać typowo sportowych dodatków, bo dzięki prostocie obecnego uniformu mogę sięgać po dodatki w różnych stylach. Torebka czy wierzchnie okrycie mogą być dokładnie takie, jakie sobie wymyślę: sportowe, eleganckie, etniczne itp., ponieważ wszystko będzie pasowało do tak prostego zestawu.
Każda z nas może powalczyć o dopracowanie swojego uniformu. Najłatwiej będzie to zrobić, analizując z osobna każdą jego część. Do każdej części uniformu można zadać podobne pytania.
- Czy krój tego ubrania jest dla mnie odpowiedni? [czy nie jest za szerokie, za wąskie, zbyt dopasowane, za luźne, za krótkie, za długie… ]
- Czy materiał z jakiego ubranie jest zrobione jest optymalny? [czy się z powodu ubrania nadmiernie się nie pocę, czy czuję się komfortowo, czy nic mnie nie gryzie, czy jakość materiału jest wystarczająca, czy ubranie się zbytnio nie odkształca, czy nie jest mi w nim za zimno… ]
- Czy kolor ubrania mi pasuje? [czy nie jest za ciemny, za jasny, zbyt stonowany, zbyt żywy, zbyt chłodny, zbyt ciepły, czy wprowadzić wzór…]
- Czy mogę ulepszyć uniform akcesoriami? [rozważyć dodanie biżuterii, szala, paska, jakiegoś charakterystycznego elementu bez którego nie wychodzimy z domu]
- Czy mogę poprawić uniform odpowiednim stylizowaniem? [zawijanie nogawek, wkładanie bluzki do spodni, rozpięcie dodatkowego guziczka przy koszuli…]
- Czy mogę ujednolicić moją fryzurę i makijaż?
Po jaki zestaw ubrań sięgacie najczęściej i w jaki sposób można by go było ulepszyć?
Podobne posty:
Prawdziwy uniform
Szafa od podstaw – standard
Mój uniform to:
dżinsy rurki; luźna, lejąca, przyduża bluzka z hojnym dekoltem szerokimi otworami na ręce (nienawidzę, kiedy tkanina oblepia mi pachy) spięta paskiem, żeby było widać talię; do tego martensy. W chłodniejsze dni na wierzch narzucam na to długi, pozbawiony guzików cardigan i całość spinam tym paskiem. Mam dużo spodni rurek, lejących bluzek i pasków, kilka par martensów i kilka takich cardiganów. Możliwości permutacji są tu nieograniczone. :)
Do uniformu nalezą też nadgarstki i palce ciężkie od masywnej rockowej biżuterii. Bez niej czuję się nijako.
P.S: Niestety nie mogę edytować poprzedniego komentarza, przepraszam więc za post pod postem.
Jak można by mój zestaw ulepszyć? Na pewno stawiając na szlachetniejsze tkaniny, które wpłyną na jego komfort. Po czystce w szafie zostało mi dosłownie kilka swetrów. Większość z akrylem. Donoszę je, aż się do reszty zmechacą – a potem uzupełnię braki takimi z naturalnych tkanin.
Wszystkie dżinsy mogłyby mieć wysoki stan. Zauważyłam już dawno, że biodra wyłażące z nisko ciętych portek doprowadzają mnie do szału.. Ale nabycie pary bordowych dżinsów rurek w tym fasonie (jeden z podstawowych kolorów w mojej szafie) graniczy z niemożliwością. Donaszam więc to, co mam i kultywuję cierpliwość. :D
Nina, ja w sprawie spodni – uwielbiam rurki, ale znalezienie w jednej sztuce i koloru i materiału i kroju stawało się niemożliwe. Robię więc tak – mierzę spodnie, które odpowiadają mi materiałem i kolorem, oraz dobrze leżą na tyłku, nogawki są dla mnie nieistotne, bo bardzo łatwo je zwężyć i skrócić. Tym sposobem mam od niedawna w szafie poszukiwane chyba od dwóch lat idealne ciemnoniebieskie dżinsy, bez przetarć, w klasycznym kolorze, 99% bawełna, średni stan. Mam je dzięki temu, że przestałam szukać tylko wśród rurek (te moje miały prostą nogawkę, skrócenie i zwężenie to jakieś 20 zł u krawcowej, lub pół godziny jak się ma maszynę do szycia)
O, dziękuję. Trzeba będzie rozciągnąć poszukiwania na dział dzwonów i innych takich, zwłaszcza, że mam w domu maszynę do szycia. :)
Polecam szukać spodni w męskich działach :) W ten sposób upolowałam mojego Świętego Graala, czyli wąskie, acz nie obcisłe bordowe jeansy z DŁUGIMI nogawkami (mam 1,77m, więc to się raczej nie zdarza). Poza tym, męskie spodnie (przynajmniej w H&M) zwykle mają wyższy stan, niż damskie, także nic się nie wylewa ;)
Wiesz Nina, Twój uniform kojarzy mi się z rycerskim odzieniem – chodzi mi o tak noszony pasek i uważam, że to skojarzenie jest świetne. Co do tkanin to rzeczywiście warto wybierać te lepsze składy, choć akryl nie jest dla mnie wcale taki straszny. Jednak wczoraj przyszedł golf, który sobie zamówiłam i uwaga skład jest taki: 55% jedwab, 45% kaszmir. Jest to najmilsza, najbardziej mięciutka i najsubtelniejsza rzecz jaką miałam kiedykolwiek na sobie. Coś wspaniałego i choć jak mówię: akryl nie jest wcale taki zły, to ja wolę ten nowy sweterek niż 10 akrylowych :)
Trafne skojarzenie, Mario. Postanowiłam już jakiś czas temu, że hasłem-kluczem mojej garderoby jest miejski wojownik. :) Lubię postrzępione, asymetryczne koszulki, ciężkie buciory z klamrami i wszystko, co jest choć trochę post apo. Czy ten kaszmir nie uczula aby tak jak wełna? Nie mogę nosić nawet ubrań zawierających homeopatyczne jej ilości – palą mnie jak żywym ogniem.
U mnie to jeansy rurki + top na szerszych ramiączkach – cały rok na okrągło:) Zawsze do tego mogę dorzucić sweterek, czy jeansową koszulę, żakiet i jestem gotowa do wyjścia w każdej sytuacji;) A buty najczęściej na płaskim: baleriny lub a’la sztyblety w zależności od pory roku.
Super, bardzo prosty zestaw w dobrym znaczeniu tego słowa. Oczywiście od razu skojarzenie z french chic – jeszcze chanelka na ramię :)
Twój strój jest bardzo typowy, nie mówie, ze slaby, ale baaardzo typowy.
ugh, akryl… bardzo bardzo bardzo go nie znoszę :/ nie piętnuję ludzi, którzy go ubierają, lecz dla mnie… po prostu nie. Ubrania z plastiku, w którym człowiek się poci, a choćby najpiękniejszy sweter wcale nie grzeje. Z jedwabiem i kaszmirem (kiedyś będzie mnie stać!) NIGDY nie będzie się równał. Tak tylko musiałam wtrącić swoje trzy grosze, bo akrylu nie cierpię chyba najbardziej z materiałów… no, poliester to samo. Zachęcam tylko do poczytania na ten temat, nikomu nie wypominam niewiedzy :) a ja sama jeszcze niedawno kupiłam taką śliczną sukienkę… z poliestru, ugh. Zakładam okazjonalnie, lecz jest duża różnica w porównaniu ze zwykłą miłą bawełną, niestety. Zwracam uwagę na kwestię plastikowych ubrań, pozdrawiam! (i przepraszam za chaos w tym komentarzu, ale bardzo emocjonalnie na akryl reaguje) :)
Świetny artykuł, Mario. Mój uniform jest podobny do Twojego. Nosze ciemną dopasowaną bluzkę rurki z czarnego lub granatowego jeansu i do tego botki na obcasie i naszyjnik lub wzorzysty bawełniany komin.. Jeśli chcę podrasować mój zestaw, zakładam kamizelkę lub podwijam nogawki (kiedy jest ciepło.. Fryzura…na razie noszę kucyk, ewentualnie urozmaicam go małym dobierańcem z boku głowy, ale zapuszczam grzywkę, żeby zrobić sobie loba. Makijaż zredukowałam. Wersja minimalna uwzlędnia odrobinę podkładu rozświetlającego, róż na policzki, tusz do rzęs i ciemnoróżowy błyszczyk. Kiedy mam czas, to bawię się trochę cieniami w odcieniach brązów i złota lub eyelinerem.
Ooo, to zupełnie taki sam uniform jak mój :) Choć ja w minimalnym makijażu mam czarną kreskę, tusz do rzęs i ciemniejsze usta.
U mnie obecnie jest to czarne bawelniane body z krotkim/dlugim rekawem, dzinsowe rurki, czarny sweter dowolnego typu, czarne trampki/azurkowe czarne plaskie kozaki/czarne zamszowe botki na srednim slupku :D. Do tego obecnie futrzasty czarny komin i nieprzemakalna taliowana czarna kurtka i wielgachna czarna torebka :D. Wraz ze zmianami por roku dochodzi bialy t-shirt, skorkowa kurtka i inne lzejsze rzeczy. A teraz mysl przewodnia to wygladac jak czlowiek i nie marznac :D
Ten zestaw to już praktycznie tworzy bazę garderoby. Bardzo mnie osobiście się podoba pod warunkiem, że rurki są w innym kolorze niż czarny. Nie lubię ostatnio mieć czarnych rurek do czarnej bluzki :)
Mój mundurek to luźniejsze, proste spodnie + koszulka w paski / jeśli jest chłodniej to ciemny sweter i czarne buty, ostatnio najcześciej adidasy, ale podejrzewam, ze już niedługo bedą to martensy. Zima nadciąga :( pozdrawiam jak zwykle cieplutko!
Jak wiadomo paski to dla niektórych neutral, tak jak czerń czy granat :)
U mnie: luźna góra bez dekoltu, najlepiej z rękawami przykrywającymi łokcie (chociaż ciężko takie znaleźć, dlatego często po prostu podciągam rękawy bluzek z długim rękawem) + bardzo obcisłe rurki z materiału z nogawkami podwiniętymi tak, żeby odsłaniały kostkę (zawsze, nawet późną jesienią albo w miarę ciepłą zimą, jeśli już odwijam spodnie, to tylko do kozaków, których nie lubię) + botki + (najchętniej) czarna ramoneska, ewentualnie luźny, długi rozpinany sweter + mała torebka „raportówka” + rozpuszczone włosy + podkreślone oczy + (w miarę) neutralne usta.
Niestety mój ulubiony uniform wiąże się z bardzo konkretną pogodą, która niestety bywa u nas bardzo krótko. O ile latem potrafię przestawić się na prawie idealny zamiennik, o tyle zimą miewam problem, zwłaszcza z warstwą „środkową”, czyli tym, co między bluzką a płaszczem :(
Też mam ten problem. Choć teraz uważam, że jest właśnie taka spoko pogoda, że można pod grubą kurtkę ubrać się cieniej, albo założyć sweter i na to trencz i też się nie zmarznie. Ja nie przepadam za jakimś masakrycznym mrozem, że trzeba na siebie nawalić mnóstwo warstw. No i sweter pod grubą kurtką to już jest dla mnie masakra…
Przypadkiem znalazłam swój uniform – odkryłam, że „to on”, gdy straciłam ochotę na zakładanie czegokolwiek innego :).
Często łączę ciemne, dopasowane dżinsy z luźniejszą górą – sweterkiem lub koszulą. Podświadomie wyczuwałam, że to „moja” sylwetka, ale nie miałam jej dopracowanej w stu procentach. Dzięki Twojemu blogowi „uprościłam” swoją szafę, ograniczyłam paletę noszonych kolorów i staram się znaleźć odpowiednie dla mnie kroje ubrań. Niedawno znalazłam w lumpeksie jasnoszary golf z kaszmiru. Mimo, że ten krój nigdy do mnie nie przemawiał, to po upraniu sweterka nosiłam go niemal codziennie przez ostatnie tygodnie. W połączeniu z czarnymi rurkami, białymi conversami lub skórzanymi czarnymi balerinami oraz zegarkiem. Nigdy wcześniej z taką ochotą nie zakładałam „w kółko” tego samego stroju i nigdy nie czułam się tak ładnie, i wygodnie zarazem :). Ograniczyłam do minimum ilość makijażu (zazwyczaj to nim „nadrabiałam” stylizację). Zebrałam sporo komplementów. Teraz zostaje mi tylko upolować więcej golfów :).
To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu – idealna okazja, by podziękować, za to, że jesteś :)!
Dziękuję Ci Marta. Ja też tak będę chyba miała, bo właśnie pisałam na górze w komentarzach do Niny, że przyszedł mój jedwabno-kaszmirowy golf, który jest najwspanialszy na świecie. I chyba będzie dzień w dzień noszony :)
Ja mam podobne odczucia. Od kiedy uprościłam moja garderobę i znalazłam moj mundurek, to moglabym chodzić w nim codziennie. Wcześniej nic takiego nie pprzychodziło mi do głowy :) Dziękuję, Mario.
U mnie to: dopasowana bawełniana sukienka za kolano, granatowa /ciemna zieleń/burgund, srebrny naszyjnik z bursztynem, kozaki/rockowe buty/baleriny.
Na wierzch ramoneska albo kożuch.
Suuuper, ja kiedyś byłam bardziej sukienkowa niż teraz, ale chętnie wskoczyłabym w taki uniform :) I jeszcze te piękne kolory, ach dziewczyno, rozmarzyłam się.
To ja tez pochwale sie swoim uniformem :) Mam 30 lat i właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem od liceum wierna zestawowi: biała bluzka/koszula/t-shirt (ostatnio rzadziej tshirt), ołówkowa spódnica (czarna, szara lub granatowa) i na to kardigan (czarny, szary lub granatowy :) ).
Najlepiej czuję sie w zestawie czarna spódnica, szary kardigan (i oczywiście cos białego pod spodem).
I jestem świetnym przykładem na to, że uniform staje sie stylem. Trochę ostatnio kombinuję i pozwalam sobie na luźniejsze spódnice, białe bluzki miewają delikatny wzór, a kardigany często wybieram z biżuteryjnymi guzikami. I czuję się świetnie :) Dziewczyny, jeżeli boicie się nudy (też się bałam i mam za sobą krótki i szalony czas nieudanych eksperymentów), to uwierzcie, że uniform to same plusy – oszczędzacie czas rano, zawsze wyglądacie super, inni chwalą Was za to, ze macie własny styl, a jak będziecie sie sobie podobać w Waszym uniformie , to samopoczucie będziecie miały lepsze i pewność siebie też rośnie. Po prostu uniformy górą! :)
Świetnie Iza, to jest to, recepta na sukces – kombinowanie z uniformem. W końcu jesteś na znanym sobie terenie i tylko modyfikujesz pojedyncze elementy, krzywdy sobie tym nie zrobisz, a jedna malutka zmiana może być czasem tak znacząca, że będzie dla nas odkryciem na miarę upowszechnienia małej czarnej :)
Nie w temacie:
DZIEKUJE! :-* Czapka jest super, a czy kolor pasuje ocenisz sama :-)
Jestes kochana dziewczyna i masz rewelacyjna mame! A ja jestem dzis taka happy!!! :-D
Buziaki :)
Ciekawy post Mario! Dziękuję, zawsze chętnie czytam Twoje przemyślenia oraz wypowiedzi czytelniczek. Po głębszym zastanowieniu się stwierdzam, że mój uniform to: czarne, kryjące rajstopy, proste czarne botki na niewielkim, wygodnym obcasie lub czarne kozaki, sukienka z długim rękawem gładka lub we wzory o długości do kolan lub lekko przed, podkreślająca figurę, lecz nie opinająca, taki prosty, wygodny fason, coś jak sukienki z Grey Wolf, ktore można na siebie włożyć i hop, siup – mamy cały strój… do tego granatowa bransoletka z 3 srebrnymi elementami symbolizujacymi moich najbliższych, zrobiona przez mego przyjaciela, do tego ewentualnie kolczyki/naszyjnik. Fryzura jaką noszę najczęściej to krótki bob, włosy ciemna czekolada, zawsze choćby lekki makijaż, prosty, długi płaszcz, szal, berecik. Latem najchętniej zamieniam to, a jakże, na sukienkę, tylko lżejszą, na ramiączkach, z lnu, do kolan, lub lekko za, cieliste skorzane, proste sandałki lub balerinki i kolczyki/naszyjnik. Genaralnie uwielbiam sukienki i to jest rzecz, w ktorej czuję się najlepiej, stanowi podstawę mojego ubioru na codzień, także w domu. Myślę, ze sukienka to mój uniform.
Świetnie, zwłaszcza że kobiet, które mają sukienki za uniform jest chyba mniej niż tych, które wybierają spodnie i bluzkę. Sukienka daje wrażenie większej dbałości o styl i takiej odświętności nawet na co dzień. Nie do końca sama lubię jak wyglądają sukienki do botków i dlatego raczej zimą taki uniform u mnie odpada, ale czuję, że na wiosnę będę iść w takim kierunku właśnie.
Sukienki górą! :) Bede zatem Mario czekac na wiosenne inspiracje z niecierpliwością :), pozdrawiam ciepło!
Moim uniformem są ciemnoniebieskie rurki, płaskie buty, przeważnie biały top lub koszulka (jak przejrzałam szafę to mam 6 całkiem białych bluzek, a czasem i tak mi ich zabraknie!) oraz ciemnozielony sweter ;) Do tego dodaję ulubiony naszyjnik – koniczynkę i zegarek po babci :)
Podobają mi się Twoje pytania i spróbowałam a nie odpowowiedzieć:
Czy krój tego ubrania jest dla mnie odpowiedni? – uwielbiam obcisłe ciuchy i czuję się w nich dobrze. Mam nadzieję, że tak też wyglądam :D
Czy materiał z jakiego ubranie jest zrobione jest optymalny? – do głębszego zastanowienia, zwłaszcza w przypadku swetrów
Czy kolor ubrania mi pasuje? – raczej tak, choć czasem przesadzam z ilością czerni.
Czy mogę ulepszyć uniform akcesoriami? – tak, wrócić do noszenia kolczyków :D
Czy mogę poprawić uniform odpowiednim stylizowaniem?- spóbuję z wkładaniem do spodni, dzięki za pomysł!
ciekawa jestem jak pierzesz swoje biale bluzki? Pomimo, że segreguję pranie, to one bardzo szybko mi żolkną lub szarzeją. Masz na to jakąś receptę?Pozdrawiam
Bardzo fajny uniform, wydaje mi się szalenie unikalny i wyobraziłam sobie tę koniczynkę jako dopełnienie. Pięknie. Faktycznie, jeżeli lubi się chodzić w jednym, góra dwóch swetrach na okrągło to można sprawić sobie coś naprawdę z górnej półki jeżeli chodzi o skład materiałowy :)
Albo kupić w lumpku:) Ja po kilku wizytach mam same kaszmiry i wełnę, łącznie z kurtką i płaszczem. Czytałam, że swetry z naturalnych materiałów muszą „odpoczywać”, aby długo służyły nie można ich nosić dzień po dniu, trzeba dać włóknom czas na zrelaksowanie i powrót splotów na swoje miejsce. Zwróciłam na to uwagę, a ponieważ mój uniform zimą to jasne swetry w serek do prostych jeansów plus sztyblety, to zaopatrzyłam się w kilka swetrów.
Ja mam dwa uniformy. Zimowy to wąskie, czarne spodnie, sweterek lub bluzka ze swetrem, martensy i kurtka. Drugi, całoroczny to spódnica tuż za kolano, bluzka lub sweterek, buty na kilkucentymetrowym obcasie. Dopasowana, czarna, skórzana kurtka albo jakiś płaszcz. Poza latem, koniecznie szalik. Duża torebka, proste włosy do szyi. Zegarek i kolczyki. Ulepszanie poprzez poprawę jakości materiałów, bo buty mam tylko skórzane, od zawsze. W planach mam również trzeci uniform w postaci mojej ukochanej sukienki. Muszę tylko kupić dużo egzemplarzy.
Super, to już jest poważna garderoba, choć złożona z paru uniformów. Dzięki temu jest spójnie, po Twojemu, a jednocześnie łatwo ze stylizacją. Bardzo mnie to przekonuje :)
Mój uniform to zawsze dopasowane jeansy, biała góra i czarna ramoneska. W zależności od pogody skórzane botki zamieniam na klasyczne Conversy albo proste baleriny a na górze mam albo t-shirt z krótkim rękawem albo np. bluzkę z długim czy luźny sweter :)
Fajnie, że do ramoneski są botki, balerinki i trampki. Ja jakoś nie lubię takiej przesady, żeby tam jeszcze pchać glany czy martensy, wolę bardziej szpilki na przełamanie :)
Mo uniform podobny jak u Ciebie Mario bluzka z dlugim rękawem+ czarne legginsy/jeansy:)
Pewnie dobierasz jakieś inne akcesoria :) A ja z kolei pilnuję się, żeby jeansy nie były czarne do czarnej bluzki, bo nie lubię tego efektu.
Dzisiejszy wpis bardzo na czasie jeśli o mnie chodzi. Od kilku dni mój uniform zaczyna mnie uwierać. Wygląda ciągle tak samo: spodnie rurki, t-shirt, sweter rozpinany, buty wiązane (takie ani sportowe, ani eleganckie). Do wyjścia nakładam albo płaszcz, albo kurtkę (jedno ciemno szare, drugie jasne beżowe). Niby wyglądam schludnie, dzięki dodatkom (okrycie wierzchnie, szal, czapka), ale czuję, że za mało elegancko. Za długo zajmuję się dziećmi, musi być totalnie wygodnie, jak idę z dwulatkiem po starszego syna do przedszkola. Niestety tramwaje, ani pogoda nie sprzyja szpilkom. Ach, jak ja za nimi tęsknię…Serio.
Brakuje mi spódnic, sukienek, ale przy mojej figurze trudno mi coś znaleźć sensownego. :(
Ponarzekałam, sorki. Jeszcze raz dziękuję za fajny wpis, będę teraz myśleć co ulepszyć :)
Ulcia, myślę że jeżeli chodzi o sukienki to też jest wygodnie. Można zacząć od oversizów, ale w jakichś ciekawych kolorach czy z fajnymi wzorami. Wszędzie pełno takich sukienek, ceny wcale nie wysokie, składy materiałowe dobre, wystarczy wejść na dawandę na przykład.. Jakbyś już zaczęła na nowo z sukienkami to byś się w mig przyzwyczaiła i mogła brnąć w temat dalej i w bardziej wymagające kroje :)
Moim uniformem jest mała czarna, przez cały rok. Zazwyczaj z dzianiny, na co dzień najczęściej wiskozowej z dodatkiem elastanu. Jeżeli ma być bardziej formalnie to z tkaniny. Dopasowana do figury, często „urozmaicona” jakąś asymetrią, dziwnym dekoltem. Długości różne. Jeżeli midi to do tego obcas (uwielbiam kozaki), jeżeli mini to nigdy z dekoltem i tylko z butami motocyklowymi, albo płaskimi kozakami za kolano. Ale najczęściej jednak dłuższa kiecka z butami na obcasach, ewentualnie dla wygody oficerkami. Gram dodatkami, wyraźną biżuterią, ekstrawaganckimi skórzanymi torbami i butami. W tym się czuję najlepiej, jest mi wygodnie, podkreśla moje walory (kobieca figura). Jak nie wiem, co założyć, to zawsze stawiam na czarną sukienkę. W sumie wydaje mi się to subiektywnie łatwiejsze, niż dobieranie bluzki do dżinsów. Jeden ciuch i jestem ubrana od stóp do głów.
Jak udoskonalić uniform? W sumie udoskonalam na bieżąco, bo o ile mała czarna towarzyszy mi od lat, to z dodatkami eksperymentuję w zależności od tego, co mi aktualnie w duszy gra, trendy obserwuję właściwie tylko pod kątem obuwia. I idę coraz bardziej w jakość. W sumie nudna jestem, prawie od zawsze wyglądam tak samo, ale jak tylko przymierzam coś zupełnie innego, to nie czuję się sobą. W zeszłym roku kupiłam dwie małe czerwone i nie założyłam ani raz.
Dla mnie ta Twoja nuda jest ekscytująca. Kiedyś leciał taki film w tv, niezbyt wysokich lotów o projektantce, chyba mody i pamiętam do dzisiaj tę kobietę, bo miała fajny styl. Ogólnie to była babka w stylu Kylie Minogue i nosiła małe czarne i granatowe i do tego zawsze miała jakąś wyrazistą złotą biżuterię. Super wyglądała w każdej scenie.
Musisz super wyglądać! Mała czarna z lekką asymetrią naprawdę robi wrażenie!
Dziękuję dziewczyny, bardzo mi miło :)
Kiedyś był to golf, krótka spódniczka i ciężkie buty, ale teraz poszukuję czegoś wygodniejszego. ;) Póki co noszę ciemną, bawełnianą sukienkę przed kolano, na którą narzucam jakiś miękki sweterek typu kardigan. Chodzę tak po domu, na zakupy, ale jak raz pokazałam się w tym będąc w gościnie – po długiej podróży chciałam sie wygodnie ubrać – wszyscy mówili „Ooo, jak ładnie!”, co mnie zaskoczyło i rozbawiło, że wygodne, przewiewne ubrania, często noszone po domu wyglądają tak wyjściowo. ;)
Trzy pieczenie na jednym ogniu, muszę tylko wymyślić jak pogodzić ten zestaw z nadchodzącymi mrozami. :)
Świetnie, o to chodzi. W sumie zabłysnęłaś najmniejszym nakładem kosztów :) No właśnie, ja nie lubię botków i sukienki, dlatego w sumie w zimie nie noszę tak sukienek. Może po prostu legginsy i jakaś ciekawa tunika oversize (we wzory na przykład) będą dobrym zastępstwem?
Ja mam wrażenie, że mój uniform zmienia się z porami roku. I zawsze, gdy przychodzi nowa pora, mam problem, bo staję przed nowym wyzwaniem ( nie w oczywisty sposób, ale przechodzę taki „szok” przy zmianie aury).
Mam jednak kilka sprawdzonych zestawów, które właściwie zawsze się sprawdzają.
moje uniformy też zmieniają się wraz z porami roku, a poza tym mam kilka ulubionych sylwetek na każdą z nich :) gdybym była bohaterem kreskówki i musiała wybrać tylko jeden zestaw, to w mojej kreskówce musiałaby być zawsze wiosna ;)
Czytasz w moich myslsch…wlasnie dzis kupilam kolejny plaszcz stylizowany na meski. Nie przyznam sie ile ich mam bo mi glupio ale po podliczeniu ilosci plaszczy, meskich bialych koszul I skorzanych spodni wychodzilismy mi cos na ksztalt uniformu :)
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
Wow, strasznie charakterny uniform :)
Też oczywiście mam uniform. Są to przede wszystkim czarne, eleganckie szorty z wysokim stanem i rozszerzonymi podwiniętymi nogawkami- na tyle za tyłek, że nie są wulgarne, ale niewiele więcej. Te same od 12 lat- jeszcze się nie rozpadły, a są z Zary- kiedyś to była Zara. Do tego czarne, kryjące rajstopy lub również kryjące w kolorze kości słoniowej/ecru/lekko złamanej bieli. Czarne oksfordy z długą lakierowaną grzywką (oksfordy się zmieniają po rozpadnięciu, grzywka przechodzi dalej), lekarska czarna torba, naszyjnik-żarówka na czarnej aksamitce. Bluzka z długim lub krótkim rękawem (zależnie od pogody)- ewentualnie koszula najczęściej w czarno-biały wzór (mogą być groszki, paski, pepitka, ale też kredki czy traktory- chodzi o powtarzalny czarno-biały moduł) lub gładka czarna z weluru- koniecznie okrągły dekolt. Na to sweter przez głowę w czarno-biały wzór taki jak wyżej i też z okrągłym dekoltem- najczęściej jest to bardzo duża pepitka. I na to jeden z moich szalonych żakietów (ciężko podsumować krótko moje szalone żakiety, w skrócie jest tam np. oryginalna kurtka marokańskiego pasterza, aksamitne kimono haftowane nicią mieniącą się na wszystkie kolory tęczy w lilie wodne, czerwony obszyty metkami czy w taki wzór jak wygaszacz ekranu w zepsutym telewizorze). Od dawna mam taką samą fryzurę (typowe strzyżenie dla japońskich chłopców tylko z asymetryczną, dłuższą grzywką- włosy czarne, azjatyckie), od wielu lat te same wielkie okulary przerobione z przeciwsłonecznych, które są już częścią mojej twarzy. Makijaż to blada, matowa cera, czerwone/bordowe/pomarańczowe matowe usta z konturówką, czarny eyeliner- jaskółka, tusz, lekki różowy róż. Do niedawna uznawałam, że ten uniform po prostu taki jest i nie robiłam nic wokół niego. Skupiałam się raczej na znajdowaniu coraz to piękniejszych marynarek i czarno-białych swetrów/bluzek do łączenia z nimi i szukania jak najlepszych połączeń wzorów. Ostatnio jednak zaczynam powoli w nim grzebać.
Czy krój tego ubrania jest dla mnie odpowiedni?- absolutnie tak- to nie ulega wątpliwości i najbardziej mnie przy nim trzyma.. Dotyczy to szczególnie spodenek- mam w nich super długie chude nogi ze względu na wysoki stan i rozszerzenie nogawek i zawsze super talię bo są w rozmiarze XS z tak sztywnego materiału, że nawet jak przytyję trochę, obcisną mnie bardzo mocno i dalej jestem XS tylko jest mi okropnie niewygodnie- co świetnie motywuje do schudnięcia, a nie wyobrażam sobie życia bez nich, więc muszę schudnąć szybko. W bluzce najważniejszy jest okrągły dekolt bo lubię podkreślać okrągłość swojej twarzy. To czy jest obcisła czy luźna nie ma znaczenia dla mnie.
Czy materiał jest optymalny?- Staram się, o ile w przypadku czarno-białych rzeczy i marynarek jestem wyrozumiała- jak coś jest piękne może mieć nie najlepszy skład (chodziarz rzadko coś ze złym składem jest piękne) to powinnam zadbać o jakość swoich czarnych rzeczy. Uszyć sobie kilka jedwabnych welurowych długich rękawów i kupić kilka par drogich czarnych rajstop, czarny, kaszmirowy sweter we właściwym kroju (mam ale golf).
Czy kolor ubrania mi pasuje?- uważam, że w czarno-białym wzorze wyglądam zdecydowanie najlepiej ze wszystkich opcji jeśli mam też przy twarzy coś czerwonego i staram się tego trzymać, ale jednak często baza mojego uniformu jest całkiem czarna, bo jestem lalkarką i muszę mieć możliwość w każdej chwili zdjąć dodatki i być bazowo jednolicie czarna i cała zakryta. Uważam, że wtedy jest trochę smutno, ale nie zmienię tego, więc akceptuję.
Czy mogę ulepszyć uniform akcesoriami?- mam ograniczone zaufanie do akcesoriów, ciężko przekonać mi się do czegoś nowego. Mam 3 pary oksfordów w innych kolorach i zdarza mi się nimi urozmaicać strój. Zakładam też czasem kolorowe rajstopy. Miałam kiedyś taką bransoletkę zrobioną z kostek do gry, ale sprzedałam, muszę zrobić sobie nową, bardzo ją lubiłam i pasuje do większości moich ciuchów. Kupiłam też sobie ostatnio czerwony sznur z wielkim chwostem, który noszę jako pasek.
Czy mogę poprawić uniform odpowiednim stylizowaniem? – nic nie przychodzi mi do głowy
Przede wszystkim ostatnio jednak walczę ze spodenkami. Chcę przełamać je czymś co będzie tak samo dobre, tak samo neutralne, ale sprawi, że nie będę miała przez pół życia na sobie tych samych spodenek. (pomijając społeczny aspekt chodzenia wszędzie w krótkich spodenkach- myślę, że zrosły się ze mną na tyle, że nikt tego nie widzi). Kupiłam sobie czarne plisowane spodenki i testuję- są trochę dłuższe. Ich forma jest ciekawsza i nawet bardziej mi się podoba, ale nie robią takiej talii. Myślę o krótkich, eleganckich ogrodniczkach lub kombinezonie o ciekawym kroju. Kończę, bo przekraczam normy przyzwoitości.
Chciałabym Cię zobaczyć na żywo :) Bardzo ciekawy uniform.
Ja też! :)
Trzeba przyznać, że jest to jeden z oryginalniejszych uniformów, zwłaszcza te spodenki wydają się być bardzo niespotykane, ale zapewne w Twoim wydaniu są „oswojone” :) A podobają Ci się takie dłuższe szersze spodnie – cullotes? Może modyfikacja długości byłaby odświeżająca dla Ciebie?
Dla mnie te spodenki są zwyczajne, może opisałam je jakoś dziwnie. Już niedługo będzie można zobaczyć. Założyłam z siostrą bloga jak się kliknie na nick to jest link. Mamy już zdjęcia i po weekendzie będzie pierwsza notka. Bardzo podobają mi się takie spodnie i właśnie te plisowane takie są- o długości do kolan, ale nie lubię tego, że mają gumkę w pasie czuję się w nich rozmemłana trochę i mi zimno. Szyję sobie takie plisowane, wełniane, szare do połowy łydki, ale już z wysokim stanem, ale dopóki ich nie założę to nie wiem.
Właśnie doceniam gumki w pasie, można sobie regulować czy mają mieć wysoki stan czy się bardziej na biodrach opierać. A od takich spódnico spodni już tylko krok do spódnicy po prostu :)
Noszę sporo spódnic, ale w uniformie ich nie mam, bo nie mogę w nich siedzieć z nogami pod brodą, a to dla mnie dość ważne jeśli chodzi o wygodę.
Mam identyczny uniform! :) Tylko latem czarny lub granatowy t-shirt, zawsze czarne i płaskie buty. Plus kombinowanie z biżuterią i marynarka na gore, gdy wychodzę z domu. Ubieram się tak w domu, na zakupy, uczelnie i do pracy w dni, gdy nie mam pomysłu na siebie, ale kocham ten zestaw. I zdałam sobie sprawę, ze na upały mam nawet podobne szorty dżinsowe. Kiedyś się jakoś bardziej spinałam, ale teraz ogrywam ten zestaw w kółko bez żenady.
Myślę, że powtarzanie stroju nie jest niczym złym, a nawet jeśli ktoś tak myśli to prawdopodobnie ludzie tego wcale nie zauważają :)
Na pewno nie jest, szczególnie, że czasem ma się wenę na coś kreatywniejszego, a czasem trzeba skupić się na życiu :) Oglądałam ostation serial – Jessicę Jones – za każdym razem bohaterka ma na sobie taki sam zestaw, niezależnie od pory roku. Zmienia tylko koszulki. W normalnym życiu pewnie by nie przeszło, ale ramoneska, rurki bikery będą mi się już zawsze kojarzyć z Jessicą :)
Ja dopiero tej jesieni odkryłam swój uniform, w którym czuję się świetnie. Są to szare rurki z wysokim stanem, dopasowany czarny golf z rękawem 3/4 (oczywiście wsunięty do spodni) i sportowe buty (aktualnie to szare Air Max, ale już rozglądam się za innym modelem, tyle z nich mi się podoba i chciałabym wypróbować wszystkie! :) ). Noszę wymiennie z dopasowaną, czarną sukienką z… golfem ;) Do tego też moje mocno już znoszone sportowe buty, a jeśli okazja wymaga to, czy to do sukienki, czy do spodni, zakładam skórzane botki, albo klasyczne czarne szpilki. Na wierzch noszę czarną ramoneskę, albo zimą szary płaszcz, aktualnie o „pudełkowym” kroju, ale marzy mi się jeden z tych „szlafrokowych”, koniecznie szary!
Nie noszę biżuterii, zrezygnowałam nawet z zegarka, a spodnie wybieram tak bym nie musiała zakładać do nich paska. Jedyne dodatki to torba: niebieska sportowa, lub bardziej elegancka, na razie sztuczna, ale szukam skórzanego zamiennika, no a zimą wełniana, szara czapka i czarny szalik i rękawiczki.
Makijaż to taki „make up no make up”, lekki podkład, puder, tusz do rzęs, czasem koralowa/ciemnoczerwona pomadka i mój znak rozpoznawczy czyli mocno podkreślone, grube brwi. Włosy noszę rozpuszczone, zakładam je tylko za ucho. Sięgają mi do pasa więc uznaję je za wystarczającą ozdobę (stąd brak biżuterii ;) ).
Obawiam się tylko, że latem będę musiała przejść cały proces odkrywania na nowo. Nie lubię się zbytnio odkrywać, a przy wysokich temperaturach golf nie przejdzie ;)
Martyna, Ty się nosisz jak modelka – kojarzą mi się te wszystkie piękne dziewczyny po pokazach mody, ubrane właśnie tak trochę nonszalancko, jakby bez przesadnej staranności :)
Bardzo Ci dziękuje za kolejny świetny post! Jeżeli chodzi o Twe pytanie o uniform, to właściwie nie zdawałam sobie z niego sprawy, ale faktycznie, jeżeli miałabym do końca życia chodzić w jednym, i raczej byłby to klimat umiarkowany, to wybrałabym swoją wełniana, granatowa spódnice w linii A, granatowa koszule, czarne mokasyny, granatowy rozkloszowany płaszcz i moja burgundową listonoszkę z cambridge sachel co. Do tego rozpuszczone włosy, pofalowane i naturalne. Prosty makijaż i serdeczny uśmiech! To zawsze najlepiej ubiera. Pozdrawiam mocno!
Wow, jak pięknie. Moje kolory, też chcę taki zestaw, a zwłaszcza burgundową listonoszkę :)
Mój uniform to wiele uniformów. Nudzę się szybko i często potrzebuję zmian. Najczęściej proste wąskie spodnie dopasowana góra często szal czasem wielki naszyjnik czasem tylko kolczyki płaskie buty lub na szerokim słupku. Jest wiele wariacji tego uniformu. Jak mi sie znudzi to wąska spódnica z dopasowaną górą( czasem mini czasem midi). Sukienka z paskiem latem, rzadko zimą. To najczęstsze moje wybory.
Oczywiście chodzi o najczęstsze schematy, może to być wiele uniformów. Mnie się Twoje wydają bardzo sexy :)
Aha, i myśl, że do końca życia chodzę w jednym uniformie mnie przeraża. To dla mnie czarny sen.
A dla mnie to jak nagroda – nie lubie myslec o stroju. Żaluje, ze nie pracuje w sluzbach mundurowych.
Mój uniform wiosna-lato: koszulka lub bluzka na ramiączkach, leginsy, japonki lub sandały, wiatrówka . Jesień-sima: bluzka gładka długi rękaw, leginsy, wiązane kozaki przypominające wojskowe buty, kurtko-płaszczyk, rękawiczki. Wszystko czarne, ewentualnie ciemnoniebieskie, czasami coś szarego (głównie skarpetki). Do tego torba na ramię, kolczyki srebrne lub czarne. I tyle.
Ten zimowy uniform kojarzy mi się z Gwyneth Paltrow, wydaje mi się, że kiedyś pokazywała coś takiego u siebie na stronie :)
moim uniformem są proste jeansy i granatowa marynarka. najszybszy sposób podkręcenia kolorowe szpilki, które od niedawna trzymam w szafie w pracy. duże znaczenie ma krój. wygrzebałam sobie raz marynarkę dsqured2 i chodziłam w niej,aż do zabicia. niestety do tej pory nie znalazłam godnego następcy :(
nie lubię biżuterii, lubię szale… może klasyczne zegarek zamiast biżuterii ?
Zegarek zawsze na plus, a może właśnie na jakiejś strojniejszej bransolecie? Np. cały złoty przy granatowym stroju będzie się pięknie wyróżniał!
Moim uniformem są jeansy lub spódnica na półkole (cool wool), koszula lub bluzka z podwiniętymi rękawami, brązowe botki w chlodnym sezonie, czarne baletki, czółenka gdy jest cieplo. Zimą szary płaszcz, wiosną i jesienią granatowa krótka kurteczka. Z biżuterii obowiązkowo stary Poljot, pierścionek i obrączka. A i brązowy, skórzany pasek. Ulepszam poprzez poprawę jakości materiałów i dodatków. Od kilku miesięcy szukam odpowiedniej torebki… Teraz moja szafa ulega zmianie w związku ze zmianą rozmiaru – rosnę ze względu na ciążę. Na razie jestem na etapie, gdzie nie mam talii, ale jeszcze nie mam wyraźnego brzucha. Trudno mi się przestawić na inne ciuchy, bo wcześniej byłam klepsydrą i lubilam zaznaczyć talię. Cóż trzeba trochę przeczekać ;)
Trzymam kciuki, żeby w ciąży było super samopoczucie :) Więc pewnie nie pójdziesz w oversizy, tylko będziesz ładnie eksponować brzuch? Na pewno będziesz wyglądać zjawiskowo Kasiu.
Oversize już nie dla mnie, pójdę w stronę sukienek, żeby było wygodnie. Szkoda mi kasy na ciążowe spodnie, bo te, które kupilam są mocno średniej jakości. Może nie wydałam na nie majątku, ale znam lepsze sposoby na wydanie 150 pln. Jesienią kupiłam świetny zielony sweter w tatuum, chyba będzie ciazowym uniformem. :)
Zima szybko minie, legginsy się będą dobrze sprawować., a sukienki będą naturalnym wyborem. Także spodni też bym już nie kupowała.
Czytam komentarze, wyobrażam sobie jak dana osoba wygląda i stwierdzam że dużo tu fajnie ubranych babek :)
Mój uniform to proste jeansy (nie rurki), ciemny t-shirt, szara lub czarna bluza w kroju ramoneski i w zależności od pory roku conversy lub superstary. Do tego mój czarno – różowy zegarek i czarna shoperka. Jestem w trakcie udoskonalania go pod względem materiałowym – ostatnio wymieniłam znoszoną torbę z ekoskóry na tą wymarzoną skórzaną – mały sukces :D
Czym mogę go podkręcić – kolorowymi butami – mam białe superstary w kropki i poluje na conversy z batmanem. Zaczynam też dochodzić do tego że przydałyby mi się jakieś skórzane botki na zimę.
No jak dalej będzie taka zima to sportowe buty wystarczą :) Fajnie, że się tak zachowawczo ubierasz na górze, a buty krzyczą „patrzcie tutaj” :)
Ja też stwierdziłam, że fajnie poubierane te Marii czytelniczki. I zawsze przy komentarzach do tego typu wpisów fascynuje mnie, jak różne osoby Maria tu „ściąga”. Że piszą tu glany i szpilki i spódnice i koronki i dżinsy z kompletnie różnych bajek i wszystkim się tu podoba. Takie to miejsce, przyjazne dla każdego stylu.
Dokładnie, mam takie samo wrażenie :)
Ten blog jest świetny bo oprócz ciekawych, pomocnych i dających do myślenia treści, wspaniale czyta się komentarze. Jesteśmy takie różne a potrafimy razem dyskutować :)
Mój uniform zmienia się mimochodem co jakiś czas. Obecnie jestem na etapie obszernych spodni i dopasowanej góry. Kolory: zielenie, fiolety, czerń, granat.
O, większość w rurkach jak do tej pory, więc jesteś oryginalna :)
Najlepiej, najbezpieczniej czuję się w: ciemna sukienka w litere A, ciemne rajstopy, botki lub mokasyny, plaszcz do kolan, średnia, ciemna, skorzana torebka.
Super, podejrzewam, że otoczenie ma Cię za stylową i uporządkowaną osobę, widząc Cię najczęściej w takim zestawie.
Mój uniform zależy od pory roku. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Latem jest to jakaś taliowana biała bluzka i rozkloszowana spódnica midi (czasem sukienka midi). Jesienią i wiosną to zwykle rurki i wpuszczona w nie koszula, trochę zbluzowana. Zimą trochę podobnie, ale na to gruby, miękki, jednokolorowy zapinany na guziki kardigan. Jednak w wersji zimowej częściej zamiast koszuli jest jakaś „nieodstająca” bluzka z długim rękawem. Nieodstająca, czyli taliowana, bez jakichś falbanek, kołnierzyków, kokard, guzików, mankietów, itd. Zawsze mam jakieś kolczyki, oczy pomalowane brązowym cieniem. I pasek, brązowy, skórzany, ażurowy, czasem żółty, ale u mnie służy podtrzymywaniu spodni, żeby mi z tyłka nie spadły – niestety nie spotkałam się jeszcze z dżinsami, które by mi w 100% pasowały, zawsze muszę wybierać jeden element z ud, bioder i talii, gdzie mi pasować nie będzie. Więc w sumie zawsze kończy się spodniami za szerokimi w talii, bo to się przynajmniej da skorygować paskiem.
Z innych akcesoriów – nie lubię apaszek, w ogóle nie lubię mieć coś na szyi. Nawet lekkie łańcuszki z wisiorkami rzadko noszę.
Czy krój tego ubrania jest dla mnie odpowiedni? Uważam, że tak. Pomijając spodnie za szerokie w talii, ale z tym się raczej nie da nic zrobić, musiałabym chyba szyć na miarę.
Czy materiał z jakiego ubranie jest zrobione jest optymalny? W miarę. Pewnie mogłyby być trochę lepszej jakości, ale staram się wybierać w miarę dobre.
Czy kolor ubrania mi pasuje? Właściwie od lat mam w szafie cztery sprawdzone kolory i nawet się nad nimi nie zastanawiam. Kiedyś uznałam, że wyglądam w nich świetnie i się tego trzymam. Chociaż ostatnio wprowadziłam dwa nowe dla mnie kolory. Pasują mi (dosyć – bo nie jak ta,te cztery), może nie kocham ich tak jak tamte cztery, ale z nimi jest ciekawiej.
Czy mogę ulepszyć uniform akcesoriami? Pewnie mogłabym trochę staranniej wybierać torebki, bo nie przywiązuję do nich większej wagi.
Czy mogę poprawić uniform odpowiednim stylizowaniem? Nie wiem, nie mam na to pomysłu. Zawijanie nogawek raczej odpada, nie lubię siebie w takiej wersji, mam wrażenie, że w większości przypadków jakoś to nie pasuje do mojego stroju. Wpuszczanie koszul do spodni to moje odkrycie sprzed kilku lat, kiedy się zorientowałam, że tak wyglądam korzystniej.
Czy mogę ujednolicić moją fryzurę i makijaż? Zawsze maluję się tak samo, więc bardziej ujednolicić się już nie da. Przez większość czasu chodzę w koku, przez pozostały mam po prostu rozpuszczone włosy. Ale nie chcę się ograniczać do jednej z tych fryzur, właściwie kok u mnie funkcjonuje latem i na co dzień zimą, a włosy rozpuszczam gdy jest jakaś okazja lub gdy mam po prostu humor na rozpuszczone.
Pewnie, że to jest korzystne, a nawet konieczne, by modyfikować uniform zależnie od pory roku. Zawsze można coś ulepszyć. Z tą torebką to może warto by było poświęcić trochę czasu i znaleźć jakiś super uniwersalny, ale ogarnięty model, żeby potem już rzeczywiście o tym nie myśleć. Bardzo fajne uniformy, zwłaszcza midi na lato jest dla mnie superowa :)
Mój styl:
– kolory: czarny, biały, szary, granat, czasem beż, błękit, pudrowy róż
– spodnie zawsze czarne ewentualnie granat: rurki, proste lub cygaretki
– buty zawsze czarne
– torebka czarna, granatowa lub szara, od święta czerwona
– pasek zawsze czarny
– paznokcie zawsze czerwone, bladoróżowe lub niepomalowane
– góra: koszulka z dekoltem v lub okrągłym długi lub krótki rękaw
– jeśli koszula to miękka z wiskozy lub b. cienkiej bawełny latem
– marynarki i narzutki długie z miękkich tkanin, szal zarzucony na ramiona
– latem czasem długa spódnica + koszulka monochromatycznie
– zimą gruby golf, sweter wkładany przez głowę, długi sweter odpięty
– jeśli sukienka to jak najbardziej prosta, do tego czarne kryjące rajstopy, jak spódnica (rzadko) to prosta lekko przed kolano
– jak najmniej wzorów, dziwnych faktur
– proste fasony
– włosy blond najkrótsze do ramion najdłuższe do łopatek
– makijaż delikatny
– biżuteria delikatna
wychodzi z tego kilka sylwetek:
1. czarne spodnie + bluzka ( i wersje cieplejsze ze swetrami)
2. czarne spodnie + lejąca koszula
3. prosta sukienka
4. monochromatyczny zestaw bluzka + długa spódnica
Fajnie sobie tak poukładać w głowie i właśnie napisać. W sumie to wyszła z tego już cała garderoba oparta na uniformach :) Podkręcić do maksimum składy materiałowe, stworzyć jakąś piękną minikolekcję biżuterii i zaopatrzyć się w zapas bazowych koszulek i naprawdę można zapomnieć na jakiś czas o zakupach :)
Uniform u mnie ostatnio w fazie ewolucji – z chinosów, koszuli, sznurowanych półbutów i ciężkiego pasa – na prawie to samo, bo z niekrzykliwymi i nieprzesadnie luźnymi dresami i bez paska. Jeszcze nie wiem, czy tak zostanie, ale póki co dość dobrze się w tym czuję.
Jak chcę wyglądać na bardziej ,,ogarniętą” to zwykle zmieniam pasek w zegarku na czerwony, zakładam czerwone buty albo na obie ręce nakładam bransolety-mankiety, tak, żeby zakryć mankiety koszuli.
Mam wrażenie, że jakiś żywszy kolor w makijażu dobrze by zrobił, a już najchętniej przetestowałabym kolorowe kreski na powiekach, chociaż zastanawiam się czy w ogóle jestem w stanie chodzić z jakąkolwiek kreską i jej nie zmazać ;)
Ależ fajnie się dziś czyta komentarze! :)
Fajnie, fajnie :) A może zamiast się użerać z kreską postaw na mocniejsze usta i jakiś naprawdę chłodny róż na policzki, ja bym się nie zmuszała do kreski przy takich wątpliwościach.
O, na ustach też bym przetestowała coś mocniejszego – byle nie było bardzo ciemne, np. jakiś taki wściekły róż. Z ustami ofc. też jest dylemat zmazywania, ale ostatnio używam takiej ,,magicznej” pomadki zmieniającej kolor a ustach na czerwony (nazywa się Moodmatcher), która ma jakąś nieprawdopodobną trwałość i nawet ja-chemik nie umiem rozgryźć tego fenomenu ;) Muszę sobie taką różową wyszperać.
Długo się zastanawiałam, bo perspektywa chodzenia w jednym zestawie do końca życia wydaje mi się straszna. Jednak, gdyby już miało tak być to byłyby to: niezbyt dopasowane czarne skórzane spodnie, z normalnym, nie za niskim stanem, czarny kaszmirowy luźny sweter z szerokim golfem, jedwabna, złota apaszka pod golfem, i oliwkowy (ulubiony absolutnie od kilku lat) wełniany australijski kapelusz. W zależności od okazji do tego czarne lakierowane szpilki (takie do 7 cm), martensy lub sztyblety. Szary wełniany płaszcz lub jeansowa krótka kurtka. W cieplejsze dni zamiast swetra biała koszula ( len z bawełną lub wełna z jedwabiem) lub czarny t-shirt. Obrączka. :)
O, tak! Bez obrączki czuję się nieubrana :)))
Ja obrączki w ogóle nie zaliczam do ubioru czy biżuterii, bo raczej nie wiem jak to jest jej nie mieć. Dla mnie to raczej część ciała, haha.
Długa do ziemi spódnica (trapezowa), latem długie, szerokie lniane spodnie, płaskie buty, bluzka (najchętniej bez rękawów, ale i takie się zdarzają) w kolorze odpowiadającym spódnicy a na chłodniejsze dni sweter (kardigan) – wszystko w stonowanych, zgaszonych kolorach ziemi, czasami „kontrastowych” (kremowy z czekoladowym, granatowy i pomarańczowy), czasami zgodniejszych (błękit z granatem). Do tego warkocz do pasa, duży naszyjnik lub/i bransoleta z naturalnych materiałów i trudno mnie przegapić ;)
Swego czasu lubiłam wszelkie zwiewne szale i szaliczki, ale chwilowo schowałam je do szafy na rzecz naszyjników.
Czy coś mogłabym poprawić? Właściwie dzięki temu blogowi już poprawiłam. Unikam bieli (czerń została) i zbyt zimnych kolorów. Źle w nich wyglądam. Swego czasu bardzo często chodziłam w jeansach (prostych, bo rurek nie lubię), ale od kiedy zrobiłam porządek w szafie i naczelnie miejsce zajmują w niej spódnice (zostały tylko te, w których ładnie wyglądam i dobrze się czuję), jeansy służą tylko jako strój bardzo roboczy.
Jak to wszystko zależy od punktu widzenia… Ja się z jeansami kiedyś rozstałam, a teraz znowu jesteśmy ze sobą, a Ty totalnie na odwrót :)
Mój ulubiony uniform mogę nosić tylko gdy jest ciepło: ciemna spódniczka ołówkowa mniej więcej do kolan, biały lub jasnoszary top, najlepiej na ramiączkach, buty na platformie, najchętniej peep-toe. Do tego srebrne kolczyki i srebrny zegarek, obrączka. Gdy jest chłodniej zarzucam dżinsową ramoneskę i szal. Zawsze mam makijaż, prawie zawsze mam jakoś zaplecione włosy, uwielbiam wszelkie plecionki na głowie.
W takie miesiące jak teraz mój uniform to proste granatowe dżinsy, botki i parka. Na górze duża liczba warstw bo jest mi bardzo zimno, styl idzie w odstawkę i priorytetem staje się komfort termiczny;)
Brr, nie lubię mieć dużo warstw na górze. A dzisiaj pierwszy raz założyłam swoją nową zimową kurtkę i było mi za ciepło :) Teraz to już prawdziwa zima może przychodzić hahaha.
Patrząc na Twoje stylizacje mam wrażenie że masz szczęście nie być zmarźluchem. Ja też nie lubię mieć za dużo na sobie, a już rajstopy pod spodniami to jakiś koszmar, ale po prostu marznę jak mam tylko jedną dwie warstwy.
Czytam, czytam, czytam i próbuję się zainspirować, bo po majowej rewolucji w szafie rozpadl mi się cały mój dotychczasowy styl-niestyl i jak dotąd nie było czasu, zeby się coś nowego wyklarowało, stad uniform zrobił mi się samoistnie, ale z koniecznosci bardziej niż wyboru. Są nim czarne proste, dopasowane spodnie z dość wysokim stanem, do tego sweterek zapinany w kolorze z palety soft summer. Ale nie jest to mój strój docelowy, bo po pierwsze nie lubię spodni, po drugie nie noszę czarnego (te spodnie maja swietny fason, gdyby były grafitowe, byłyby idealne), po trzecie strój jest zbyt zachowawczy i nudny jak na mnie.
Trochę mam doła, jak tak czytam Wasze wpisy, gdzie macie tysiąc pomysłów na siebie, ubieracie się zgodnie z tym, co Wam w duszy gra, znajdujecie perełki. Ja na razie ustaliłam swój typ kolorystyczny, typ wg Kibbego (co jest dla mnie najistotniejsze), a na inne etapy tworzenia stylu i garderoby nie mam po prostu czasu – lumpeksów nie odwiedzałam od lat, sieciówki dostępne w moim mieście maja fatalnej jakości ciuchy i mały wybór, lepsze sieciówki (Quiossque, Pretty Girl, Greenpoint) mają u nas niewielką powierzchnię i mały wybór, droższych marek oraz sklepów z polskimi ubraniami nie ma w ogóle. Przez internet nie kupuję, bo zawsze są porażki. Marzy mi się jakaś sukienka albo fajna spódnica jako uniform, ale kompletnie nie mam na to pomysłu. Cóż, może na emeryturze w końcu odnajdę swój styl :)
Powiem Ci tak- droga jest długa ale warto. Od kiedy poznałam swój typ kolorystyczny i kibbe to jeszcze z rok ogarnialam swoją garderobę. I nadal ogarniam, bo chociaż wiem już co bym chciała, to muszę uzbierać trochę pieniędzy :)
Ja mam pomysł na siebie, ale wg tego, co napisałaś to ty jesteś dalej :) Nie mam pojęcia, jaki jest mój typ w Kibbe, a chciałabym wiedzieć. Co gorsza nie wiem jak to w ogóle ugryźć, bo nie wiem co mam odpowiedzieć na większość pytań w tych testach. Długie linie pionowe, krótkie linie pionowe – mi to nic nie mówi, a grafiki ilustrującej lub wyjaśnienia brak.
poczytaj opisy typów i propozycje ubrań, może któryś przypasuje albo po prostu wykluczysz pozostałe :) mi było dużo łatwiej trafić z typem kibbe niż z typem kolorystycznym.
Czytałam, ale w 100% udało mi się wykluczyć aż jeden :D Ja z kolei nie miałam za bardzo problemu z typem kolorystycznym, wahałam się tylko między dwoma – najpierw między jesienią a zimą, potem po poznaniu podziału na 12 typów między dwoma zimami.
wydaje mi się, że po samym wzroście można wykluczyć kilka typów kibbe, a po cechach twarzy kolejne. czytałaś opisy na getthelook? ten test z obrazkami który poleca Basia ponizej też jest spoko :)
Właśnie zwykle z getthelook próbuję się dowiedzieć. Opisy niewiele mi pomagają, chyba nie wychwytuję takich niuansów. A ze wzrostem nie tak łatwo, mam 173 cm i nie wiem, czy to się jeszcze liczy przy „do około 170 cm”, czy już definitywnie nie. To od Basi z obrazkami właśnie przeglądam i trochę to pomaga zrozumieć te pytania.
ktoś się kiedyś o dokładnie taki wzrost pytał na getthelook i podobno to już za dużo np. na wszystkie typy gamine. ale ja nie jestem jakimś ekspertem :)
Gamine już odrzuciłam, bo nie jestem aż taka urocza :D Chyba nie romantic. Ale dalej już gorzej.
A czy twarz zawsze musi iść w parze z figurą? Mi się wydaje, że ja mam figurę innego typu niż twarz. Może źle rozwiązuję ale tak mi wychodzi.
wydaje mi sie, że są dwie opcje – albo w Twoim typie tak po prostu jest (w moim typie tak jest, że odpowiedzi w dziale budowa ciała mam głównie „a”, a w dziale twarz głównie z „e”), albo też masz wpływ pierwiastków łagodzących rysy twarzy. ale no, tak jak mówię, nie czuję się ekspertem :)
Hej Inga,
zerknij tu: seasonalcolor.yuku.com/topic/1340/Illustrated-Kibbe-quiz-spreadsheet-Kibbe-Style-Guideline
Mi to trochę rozjaśniło.
Dzięki, zerknę. Może mi to coś rozjaśni.
Ja także mam swój uniform. Są ta jeansowe błękitne rurki, bluzka w paski 3/4 ( najczęściej granatowo- biała lub szaro- biała) i kardigan. Co do modyfikacji właśnie pozbywam się szarego smutnego (i mega znoszonego juz) sweterka, a zakupiłam 2 kolorowe :) a z dodatków pierścionek zareczynowy z białego złota i srebrna bransoletka :) makijaż tez mam swój ulubiony (czarne kreski i białe dolne kąciki). Oczywiście w ciągu roku razem z pogodą zmieniam swoje stroje (np. latem chodzę tylko w sukienkach), ale gdybym miała wybrać tylko jeden strój to chyba byłby to ten.
Właściwie to na każdą okazję (wesela, święta, impreza u znajomych, egzamin) mam już chyba uniform :D Kiedyś chciałam codziennie wyglądać inaczej, ale jak stworzyłam uniformy to chodzę juz tak ze 2 lata i tylko zmieniam zniszczone rzeczy na inne :D totalnie przestały mnie interesować chwilowe trendy. Jak mi się coś spodoba to będę chodziła w tym 4 lata a nie sezon, wiec uniformy są na plus :)
Twój uniform tez się bardzo poprawił Mario
Mario,zdradź proszę,gdzie kupiłaś wyżej wspomniany sweterek o szlachetnym składzie. Dziękuję z góry!
Tutaj. Polubiłam na fejsbuku i dzięki temu wiem, kiedy ma być dostawa. Fajne rzeczy szybko znikają, więc trzeba mieć refleks :)
ale fajny ten golf! :)
Superowy, muszę fotki zrobić :)
Mój uniform (a raczej uniformy) też silnie reaguje na pory roku, ponadto oddzielam ubrania w których chodzę do pracy od tych które noszę poza pracą. Nie potrafię dojść do tego jaki jest mój uniform, ale w końcu wyodrębniłam cztery główne sylwetki, które powtarzają się najczęściej:
do pracy: 1. cygaretki lub inne dość eleganckie wąskie spodnie + biała bluzeczka 2. spódnica ołówkowa + biała koszula. Biżuteria to najczęściej złoty, delikatny naszyjnik. To moja bardziej ogarnięta, „uczesana” wersja.
w czasie wolnym: 1. rurki lub leginsy + dłuższy sweter, raczej przylegający, przy czym wersja z leginsami to wersja domowa, chyba że sweter jest na tyle długi że może być uznany za sukienkę;) 2. jeansy – raczej jasne, zwężane nogawki, ale nie całkiem rurki + różne wariacje na temat białej bluzki, często w stylu boho. Biżuteria najchętniej noszona przeze mnie to kolczyki z jakimiś kolorowymi oczkami.
Jeśli chodzi o buty to lubię i szanuję baleriny i najchętniej nosiłabym je przez cały rok. W sezonie wiosenno-letnim nie mogłabym nosić czarnych butów (taki bzik;). Jesienią i zimą – botki na obcasie. Torebką jakoś nie zaprzątam sobie głowy – po prostu ma być.
Tu luźne odwzorowanie moich uniformów, które stworzyłam by jakoś to sobie uporządkować: http://www.polyvore.com/cgi/set?id=184643110
U mnie nie ma chyba 1 uniformu, ale 2-3 powtarzajace sie sylwetki. Pierwszy i chyba ulubiony to czarne rurki i koszula, lub lejaca bluzka koszulowa z dlugim rekawem, ktory ma specjalny paseczek zeby go podpiac na 3/4. Cala jesien tak przechodzilam dodajac ramoneske+ sztyblety, baleriny w zaleznosci od pogody.
Teraz, w zime tez ten uniform sie sprawdza,ale z plaszczem, gdy nie jest za zimno + botki na obcasie, buty motocyklowe albo dlugie kozaki. Czasem gore zamieniam na jakis luzniejszy sweter/bluze , golf albo bluzke w paski. Golf i bluzki w paski sa dopasowane, ale nie scisle przylegajace. Trzecia sylwetka, to zwykla koszulka + kardigan za pupe.
Ostatnio mam swira na punkcie zapietych pod sama szyje kolnierzykow. To, plus milosc to koszul, zaowocowalo ostatnim zakupem koszulowej granatowej sukienki, ktora tez nosze zapieta pod szyje, z podwinietymi rekawami, z czarnymi kryjacymi rajstopami, czarnym plaszczem.
Czy krój tego ubrania jest dla mnie odpowiedni? tak, mysle ze to sa kroje w ktorych czuje sie i ogarnieta i wygodnie.
Czy materiał z jakiego ubranie jest zrobione jest optymalny? tak, moja szafa przeszla czystki i „zle” materialy juz wypadly, w sklepie tez patrze na sklad, pewne rzeczy nie przechodza ze wzgledu na sklad.
Czy kolor ubrania mi pasuje? nastapilo u mnie ogromne uproszczenie palety, biel i granat przoduja, ale zaraz za nimi szarosci i czern. Dla urozmaicenia bordo. Jedyne wzory to paski (duzo paskow!) i 2 koszule w krate. Mam tez jakas bluze w kwiaty, ale to sa takie pozostalosci „sprzed” Marii, ktore zostawilam, bo lubie; no i mam cos na urozmaicenie.
Czy mogę ulepszyć uniform akcesoriami? tez upraszczam. Zawsze nosze zegarek-bransoletke CK srebrno-czarny, pierscionek zareczynowy i obraczke – z bialego zlota. Nie traktuje tego nawet jako bizuterie, bez tego czuje sie naga. Ostatnio codziennie nosze srebrne kola na uszach.
Czy mogę poprawić uniform odpowiednim stylizowaniem? bardzo wazne dla mnie sa te paseczki przy rekawach koszul gdy sie je zawija, lubie odslaniac nadgarstki; do sztybletow i botkow, ktore konczy sie w oklicach kostki zawijam spodnie. A ostatnio zapinam wszystkie koszule pod sama szyja. Czasem zostaje wlasnie tak minimalistycznie/surowo, a czasem rzuce na to spory naszyjnik.
Czy mogę ujednolicić moją fryzurę i makijaż? ostatnio maluje powieke ciemnym cieniem, co zaczelo mi sie bardzo podobac, do tej pory byla tylko mascara, powoli zaczynam tez malowac usta. Paznokcie raczej pomalowane jakims neutralem, choc ostatnio tez coraz czesciej siegam po kolor, bordo, czerwien albo wsciekly roz ;). Wlosy nosze najczesciej rozpuszczone (sa proste, dlugie); albo wysoki kucyk. Choc ostatnio ciagnie mnie w strone dluzszego boba.
O! Bardzo się utożsamiam z Twoim uniformem ;) Tzn na początku nie kumałam w ogóle idei uniformu, dopiero po obejrzeniu komentarzy zdałam sobie sprawę, że mam 2-3 sylwetki, które powtarzam. Pierwsza: rurki (najchętniej czarne) + luźna koszula (i też ostatnio lubię zapięte kołnierzyki), do tego sztyblety lub sznurowane bikersy (w sumie nie wiem jak je nazwać, ale takie lżejsze martensy;)). Wiosną i latem lordsy bądź baleriny (kolory moich butów to zasadniczo czarny, granat i bordo ale mam też lordsy w panterkę i je uwielbiam!) Czasem koturny lub słupek, ale mam problem z kręgosłupem więc siła wyższa. Druga sylwetka to też rurki i gładka koszulka (zazwyczaj czarna ale postanowiłam polubić się z białym) i kimonowy kardigan, najczęściej dłuższy. Trzecia, choć rzadziej: prosta oversizeowa sukienka i kryjące rajstopy. Buty jak wyżej. Z dodatków uwielbiam szale ale w pomieszczeniach mi za gorąc, dlatego najczęściej są to małe kolczyki (a jako że dzięki Marii ograniczyłam kolory do jewel tones to właśnie z kamieniem), albo długi naszyjnik wisior, albo bransoleta. I zawsze zegarek. Makijaż unifikuję (lekko podkreślone oko brązową rozmytą kredką i tuszem, szminka w odcieniach fioletu). Paznokcie zawsze ciemne bądź czerwone bo i naczej czuje się naga!
super! ja juz od dluzszego czasu bylam zmeczona porannym wybieraniem ciuchow i uniform byl dla mnie objawieniem. Ostatnio tez ogolnie wszystkie sfery mojego zycia ida w prostote, nie chce mi sie juz niczego kombinowac z niczym ;) Analiza kolorystyczna i porada stylu zrobiona przez Marie, bardzo mi pomogly, zwlaszcza, ze w duzym stopniu byly potwierdzeniem tego, co juz mi tam gdzies w duszy gralo; okazalo sie np. ze moje ulubione kolory sa dla mnie idelne, bo jestem czysta zima.
Zapiety kolnierzyk uwazam za taki surowo-sexy. Tez szukam oversize’owej sukienki (z polecenia Marii), ale jestem wybredna z uwagi na sklad, wiec ciagle szukam idealnej. Lordsy w panterke przemawiaja do mnie, jako taki akcent do prostoty na gorze, ja ostatnio gdzies na pinterescie zobaczylam srebrne baleriny i mysle, ze takich poszukam na wiosne.
a tak w ogole to jest to chyba jedyny blog, na ktorym rownie uwaznie i z zainteresowaniem czytam posty Marii, co komentarze czytelniczek. Wchodze codziennie sprawdzic, czy sa jakies nowe ;)
Uwielbiam Twoje posty :)
Jestem niska, szczupła i od kiedy schudłam i wagę utrzymuję w ramionach mam najszerzej. Mam dwa ukochane wzorce uniformu: 1) luźna tunika/sukienka o kroju dosyć ciążowym, totalnie ignorująca biust (zresztą niewiele ma do ignorowania) i wcięcie w talii do tego rurki/legginsy, 2) bokserka i boyfriendy/znów rurki z niższą talią. Okrycia wierzchnie najlepiej o kroju poncho czy peleryny, lubię czapki z pomponami i chusty. Noszę je, i tylko je, zależnie od okazji i humoru, czasem bardziej na słodko, innym razem mroczniej, z jesienną melancholią. Kolorystycznie mam wszystko spójne w barwach zgaszonego lata, z deseniami i biżuterią nie szaleję. Znajomi przywykli, że występuje we wcieleniach leśnego skrzata albo niedbałego tomboya i często słyszę pochwały odnośnie swojej szafy (z komentarzami, że „no ale ja bym w tym tak dobrze nie wyglądała”). Mam jednak świadomość, że oba te uniformy mają zupełnie gdzieś wszystkie wytyczne dotyczące sylwetki, się poszerzam tu i ówdzie bez przyczyny, a tu sobie talię obniżam i niszczę jakiekolwiek proporcje. Wielokrotnie próbowałam, no ale co z robić, w obcisłych sukienkach i bluzkach czuję się molestowana wzrokiem (założyłam obcisłą małą czarną na obronę i olaboga!), a wysoki stan spodni dręczy mnie podczas siedzenia. Myślę, że przekładanie charakteru noszącej i stroju nad wytyczne sylwetkowe czasem o wiele lepiej zdaje egzamin niż usztywnianie się i standaryzowanie w imię proporcji.
Taak, dlatego bardzo lubię Twój blog, Mario. Dziękuję za niego. :)
Zgadzam się! Ja wg Kibbe (w którego nie wierzę ;)) jestem typem theatrical romantic i gdybym miała chodzić w sukienkach typu italian chic i ciągle podkreślać talię i biust czułabym się jak w przebraniu z teatru. Niestety – mam duży biust, klepsydra ze mnie, ale w ciuchach tego typu czuję się jak ciotka klotka. Pozdrawiam!
Mój zimowy uniform ma dwie wersje:
1. Obfita, rozkloszowana spódnica w kontrafałdy przed kolano, najlepiej wełniana czy zamszowa, a do tego przylegający golf albo sweterek a’la Audrey Horne :) i botki na słupku/kozaki do kolan. Pewnie gdybym była klepsydrą, częściej nosiłabym się w całości jak Audrey Horne, czyli ołówkowa spódnica i sweterek.
2. Cygaretki/rurki w stonowanym kolorze, marynarka i elegancka bluzka lub koszula, botki.
Zwykle do tego duży naszyjnik albo pereły, duży zegarek, geometryczna torebka na przedramieniu. Na wierzch płaszcz z zaznaczoną talią.
Jest to uniform, który jest jednak na swój sposób dość skomplikowany i trochę czasu zajmuje mi myślenie o tym, co na siebie założyć. W zasadzie jeśli wieczorem nie poświęcę na to jakichś 3 minut, to rano przed szafą jestem jak dziecko we mgle i owocuje to przynajmniej dwukrotnym przebieraniem i frustracją. Więc nie wiem, czy można to do końca nazwać uniformem. Kiedy kompletnie mi się nie chce, jest poniedziałek i wiem że w pracy będzie zimno (:D), zamiast marynarki do rurek wkładam gładki sweter. Ale często doprawiam to wszystko naszyjnikiem, żeby nie był to aż taki 'zwyklak’. Wtedy mój strój bardzo przypomina Twój uniform.
Gdy jest cieplej, zamiast golfów do spódnic dobieram cieńsze bluzki, albo stawiam na rozkloszowane sukienki. Praktycznie od maja do września nie chodzę w spodniach, a jeśli już, to w jasnych cygaretkach.
Póki wciąż pracuję w biurze i studiuję, staram się korzystać z czasów, kiedy jeszcze mogę pozwolić sobie na codzienny strój, który jest zarazem dość elegancki. Z racji branży, w której jestem, pewnie wkrótce będę zmuszona hasać po budowach/halach produkcyjnych, i raczej będę musiała zrezygnować ze spódnic i sukienek. Już mi smutno na samą myśl o tym!
Zresztą właśnie Mario, może Ty mi pomożesz albo Twoje Czytelniczki. Wybieram się jutro do opery i o ile uwielbiam muzykę klasyczną słuchaną w domowym zaciszu, to w filharmonii byłam ostatnio w liceum, a do wizyty w operze nie było jak dotąd okazji. Mam oczywiście odwieczny dylemat w co się ubrać. Mam mnóstwo ubrań, które są eleganckie, ale mimo wszystko dzienne, czyli zestawy typu prawie-garnitur (bo nie komplet) ze spodniami lub spódnicą, albo koszula i ołówkowa spódnica, ale chciałabym wyglądać trochę bardziej odświętnie (nawet jeśli może to trochę przesada. Ale tak rzadko zdarzają się okazję, kiedy można się trochę wystroić!). Trochę już swój dylemat rozwiązałam, wyciągając z szafy najelegantszą sukienkę z obrony, dokładnie taką tylko w wersji granatowej http://assets.myntassets.com/w_360,q_80/v1/images/style/properties/Sisley-Green-Wool-Blend-Sheath-Dress_122c286a64d4097f3aefca3d992a3ac6_images.jpg. Do tego założę pewnie ten żakiet z baskinką http://s0.mohito.com/media/catalog/product/K/Y/KY411-99X-001.jpg. Ale obawiam się, że to zbyt dużo ciemnych kolorów na raz, poza tym granatowy nie zawsze dobrze wygląda z czarnym. Ale chyba już za późno na kombinowanie, a mój główny problem to buty – pogoda się zepsuła, jutro może nawet padać śnieg, a ja komunikacją miejską do opery (nie mam niestety innej możliwości, taksówka odpada bo wydałabym fortunę – mieszkam w sporej odległości od miasta). Więc moje pytanie jest takie – wypada w szatni opery wyplątywać się z kozaków i zmieniać je na szpilki? Czy może włożyć najelegantsze botki, jakie mam, i liczyć, że jakoś to będzie wyglądać? Moje pytanie wynika z tego, że, jako nie-bywalczyni opery, nie wiem, czy takie zmienianie butów nie jest może totalnie nieeleganckie i przeczy wszelkiemu savoir vivre :D
Ja też uwielbiam muzykę klasyczną, można wiedzieć na co się wybierasz? Proszę Cię, zrób tak żebyś się dobrze czuła. Może nawet zostań w kozakach lub botkach (przebieranie w szatni lub toalecie jest ok, ale czy będzie Ci wygodnie podróżować z butami na zmianę)? Normy się teraz tak poluzowały, że o ile to nie jest premiera, strój nie musi być już nie wiadomo jak odświętny. A te dwie rzeczy, które podlinkowałaś są bardzo eleganckie.
Na Dziadka do orzechów :) mój towarzysz stwierdził, że to będzie idealne, żeby przekonać nieprzekonaną do opery.
„Proszę Cię, zrób tak żebyś się dobrze czuła.” – tak, coś o czym często zapominam :) bardzo otrzeźwiająca rada, dziękuję. Zobaczę jaka będzie jutro pogoda, może botki w zupełności wystarczą. To nie premiera, a ja nie jestem zwolenniczką tafty, brokatu i krynolin do opery/teatru (ani gdziekolwiek indziej…), ale czuję, jakiś poziom elegancji jest w takim miejscu wskazany. Może dłuższe buty nie będą przestępstwem :)
Jeśli mogę więc zapytać, jacy są Twoi ulubieni kompozytorzy? Zawsze czuję taką radość, kiedy trafiam na kogoś, kto jest dla mnie inspirujący w pewien sposób (jak Ty) i W DODATKU lubi jeszcze muzykę klasyczną!
Czajkowski jest moim ulubionym kompozytorem. Nie jestem żadnym znawcą, puszczam sobie muzykę, żeby posłuchać po prostu, a nie żeby się potem podniecać, że słucham klasycznej :) Ale styl Czajkowskiego, monumentalność niektórych utworów jest dla mnie cudowna. Napisz koniecznie jak Ci się podobało! Życzę bardzo miłej wizyty w operze.
Ach, było pięknie! Czajkowski jest świetny, bo (przynajmniej w moim odczuciu) jest taki autentyczny i emocjonalny.
A co do strojów – pełen przekrój, ale na szczęście z tej eleganckiej strony. Były cekinowe sukienki ołówkowe z bolerkami, były takie z pięknymi drapowaniami, rozkloszowane, były takie bardziej biznesowe, ale i żakiety, bardziej odświętne sweterki. Buty zmieniłam, ale mnóstwo kobiet było w botkach/kozaczkach. Na pewno następnym razem nie będę się tak stresować strojem, bo nie warto – wystarczy cieszyć się piękną muzyką i spektaklem :)
Ooo, to jednak ludzie się wystroili nie na żarty :) Bardzo się cieszę, że miałaś udane wyjście.
Mój uniform:
Rurki, czarne lub dżinsy deep indygo.
Bluzka w typie „koszuli chirurgicznej” :D tzn, luźna, do linii bioder, z dekoltem V lub okrągłym. Najczęściej biała, kremowa, jasnoróżowa. Z delikatnego materiału: satyny, jedwabiu, szyfonu.
Dłuższy sweter kardigan lub koszula, bez zapięcia. Prosty lub waterfall. Tu kolory są różne, piaskowy, szary, grafitowy. Koszula dżinsowa.
Złoty łańcuszek, krótki, taki przy samej szyi.
Czarne buty, czy to kozaki, czy botki, czy sandałki. Najczęściej typ obuwia: ciężki, z paskami, klamerkami, na koturnie.
Reszta elementów jest zmienna, to jest program stały :D
Jak oceniasz sklep Hopla, przesyłkę itd.? :)
Bez zastrzeżeń, błyskawica :)
Mój uniform to bawełniana bluzka, spódnica na gumce i trampki (one pierwsze przyszły mi na myśl). Czuję się w tym bardzo sobą, dziewczęca i trochę niepoważna (pracuję w szkole).
Sledze bloga juz parę miesiecy i jest na prawdę swietny!
To moj pierwszy komentarz, wczesniej sie nie udzielalam, czego żałuję i obiecuje poprawe:)
Moj uniform to dopasowana gladka koszulka z dl. rekawem wlozona w spodnie,najczesciej biala, pudrowy roz lub musztarda:)
Do tego granatowe dzinsy z paskiem granat lub bez, apaszka, brazowe lub bezowe botki,
Latem oczywiście szorty plus koturny nude:)
Okrycia wierzchnie to zazwyczaj kamel lub granat.
Jestem stonowana jesienia i wystrzegam sie kontrastow i ciemnych kolorow przy twarzy:)
Aaa zapomnialabym o torebce! Na chwile obecna to wszelkie listonoszki, gdyz chodze glownie po placach zabaw:)
Ale marzy mi sie taki duzy shooper….Tylko gdzie ja bym z nią chodzila?!
Wąskie, proste, kremowe sztruksy biodrówki (nic mnie nie uwiera jak siedzę zwinięta na kanapie), luźny granatowy sweter w drobną pepitkę, czerwone usta, czerwone korale, rozpuszczone włosy. To w weekendy, bo do pracy mam zupełnie inny uniform: cygaretki, gładka bluzka, kardigan, warkocz, delikatna złota biżuteria i lekko różowa szminka. W cieplejsze miesiące noszę głównie podkreślające figurę sukienki z kardiganem albo marynarką.
Mój uniform: luźna koszula o kroju męskiej, wpuszczona do spodni; materiałowe spodnie z zakładkami, zwezane u dołu; szpilki lub baleriny z ostrymi noskami. Chłodną porą roku kardigan na to. Całość w odcieniach szarosci, niebieskosci i bieli, jako akcent fiolety. Zegarek z kwadratową tarczą i granatowymi cyframi oraz wskazówkami, obrączka i pierścionek – to cała biżuteria. Na głowie „messy bun”. Styl, który nazwałas Mario „intelektualnym” (pozdrawia Ania K. :)). A propos nazwy tego stylu, przytrafila mi się ostatnio zabawna rzecz. Jak pewnie wiele z nas, miewalam okresowo wątpliwości co do mojego uniformu, tj. wiedziałam, że moim potrzebom on odpowiada, ale zastanawialam się, jak on wygląda w oczach osób postronnych, czy w ich oczach jest to gustowne. A w piątek oglądałam film „Młodość”, w którym jeden z bohaterów cytuje słowa Novalisa „Intelektualiści nie mają gustu” i dodaje „Odkąd poznałem te słowa, starałem się, aby nie zostać intelektualista”. Uśmiałam się z tego i moje wątpliwości ustały, jak ręka odjal – zawsze, jak ktos się skrzywi na mój styl, powiem sobie :”no cóż, tak to już jest, intelektualiści nie mają gustu”, i będę robić swoje :)
Pozdrawiam Marie i wszystkie Czytelniczki. Uważam, że społecznośc, ktora wytworzyla się wokół tego bloga, jest po prostu fenomenalna. Życzliwa, przyjazna – po prostu wartościowe miejsce w internetach. Komentuje po raz pierwszy i na pewno nie ostatni :)
opowiesz coś więcej o „intelektualnym” stylu? bardzo mnie to zaintrygowało (w pozytywnym sensie)
Z przyjemnością :) zastrzegam, że słowo to umieściłam w cudzysłowie, bo nie chciałabym, aby, potraktowane zbyt serio, narazilo mnie na posadzenie o snobizm. W telegraficznym skrócie, chodzi o to, że lubię ubrania dosc konserwatywne, np. w t-shirtach chodzę jedynie po domu, na zewnątrz – zawsze koszula, wolę także materiałowe spodnie od np. jeansow. Nie są to jednak fasony „przy ciele”, koszule są lekko przyduze, a spodnie – szerokie u góry, zwezane dopiero u dołu, co dodaje nieco luzu i powoduje, że „stylizacje” nie są jednoznacznie elegancko – kobiece. Całość jest taka, że nie eksponuje kształtów, i dopiero dotarcie do takiego stylu pozwoliło mi odetchnąć od przymusu eksponowania walorów kobiecej sylwetki (ostatnie lata spędziłam w środowisku zawodowym, w którym za jedynie słuszny strój dla kobiety uchodzila ołówkowa spódnica + obcisla góra). Nigdy mi to specjalnie nie odpowiadało, lecz wychodziłam z założenia, że kiedy się weszło między wrony, trzeba krakac jak i one. Kiedy zaczęłam powoli i w mozolach wypracowywac swój styl, przede wszystkim porzucilam obcislosci i zastąpiłam czernie bardziej przyjaznymi dla mojego typu urody kolorami (jestem delikatnym latem), soczewki zas – okularami w stylu Woody’ego Allena. Czuję, że ten styl wyraża prawdziwą mnie – dziewczynę z głową utkwiona w książce lub gazecie, trochę w typie „roztargnionego profesora starej daty” :) mogą się to wydawać dziwne źródła inspiracji, ale jak dla mnie – to się sprawdza, to jest właśnie to podejście, które konsekwentnie promuje Maria: styl to jest kwestia bardzo indywidualna i nie musi być atrakcyjny dla wszystkich dookoła.
Serdecznie pozdrawiam :)
coś wspaniałego. Też byłam kiedyś taką „dziewczyną w książkach” (w sensie charakteru, usposobienia, ilości czytanych książek oczywiście i pewnego rodzaju wycofania). Maria ma cudowne czytelniczki.
Iwono, a jaki jest Twój uniform, bo ciekawam? :)
latem biała sukienka bez rękawów i przed kolano, w zasadzie reszta kroju jest mniej istotna plus płaskie sandały; lub lniane granatowe cygaretki i koszula (biała lub w niebieski prążek). Na resztę pór roku muszę już iść na kompromisy, ale najczęściej cygaretki (wciąż szukam idealnego kroju) lub dżinsowe rurki (ale z prawdziwego jeansu, nie cierpię tych rajtuzopodobnych spodni, których teraz pełno w sklepach, Ninie u góry opowiadałam już, że szukałam takich chyba 2 lata) plus golf (wtedy nie muszę już kombinować z ozdobą przy szyi czy z szalem). Do tej pory ulubionym krojem spódnicy była rozkloszowana przed kolano, ale ostatnio zafascynowana jestem krojem ołówkowym, kto wie co z tego wyniknie. Do tego sztyblety lub botki na niewielkim obcasie. Bardzo nie lubię kozaków i takich nie mam. Ostatnio kupiłam piękny bardzo obszerny moherowy kardigan (niezapinany), więc zakładam pod niego koszulę, których do tej pory zimą unikałam (bo nie umiałam ich zimową porą stylizować). Włosy w fazie zapuszczania, ostatnio wyrównałam i mam takie zaraz przed obojczyk; za namową Marii uczę się kreski na powiece. Srebrny zegarek, pierścionek zaręczynowy z białego złota, łańcuszek z białego złota z niewielką zawieszką (nie wszystko na raz) plus planuję ponownie przekłuć uszy i wsadzić w nie niewielkie wkrętki.
Jestem chłodną zimą, ale nadmiar czerni wprowadza mnie w depresję, więc ostatnio obracam się raczej wokół bieli i szarości, czarne mam spodnie, spódnicę, parkę (bo praktycznie hehe), buty i torbę; swetry też ale noszę rzadko.
To chyba tyle, pozdrawiam Cię serdecznie :-)
Wąskie i proste dżinsy (najlepiej ze strechem), szare albo granatowe, jaśniejsza bluzka czy T-shirt z dużym dekoltem, rozpinany sweter- też szary czy granatowy, z wiskozy albo wełniany, czasem bluza sportowa, wisiorek z białego i żółtego złota lub duże kolczyki, trapezowa torba, buty na niskiej szpilce, włosy na krótkiego „boba”. Pracuję teraz nad alternatywą – wąska spódnica nad kolana „z pazurem”, tj. nietypowym rozcięciem czy wstawką ze skóry, ale na razie to faza eksperymentów. Z ręką na sercu przyznaję, że posiadanie wypracowanego uniformu bardzo ułatwia życie.
Mój uniform to zawsze dopasowane jeansy, zaś góra różnie: bluzka z długim rękawem, luźny sweter, kardigan, bluza z kapturem lub marynarka (latem t-shirt). Do tego duży, srebrny zegarek na bransolecie po mężu (on kupił sobie drugi). Nie lubię i nie noszę biżuterii. Podobnie jak Maria, nie lubię czarnej góry do czarnego dołu. Buty i torebka zawsze skórzane. Moje kolory – dzięki czytaniu tego bloga modowego – to: czarny, biały, granatowy, szary + odcienie dżinsu (jestem zimą). Zero makijażu i rozwichrzona fryzura typu średni bob ;)
Mój uniform: koszula-mgiełka z kołnierzykiem, spodnie rurki, duży męski zegarek. Zimą zakładam na to gruby ciepły sweter, jesienią kardigan. Do tego burza krótkich kręconych włosów, skórzane buty i torebki, czasem coś małego z biżuterii. Mgiełka (podobna do tej tutaj https://img2.sprzedajemy.pl/540x405_koszula-mgielka-hm-hit-blogerek-2972802.jpg ) jest tym elementem który chciałabym dopracować. Obecnie noszę jakieś poliestrowe sztuczydła i szczerze mówiąc nie wiem nawet gdzie mogłabym poszukać czegoś szlachetniejszego. Ale jeśli to gdzieś jest, to na pewno to znajdę! :)
Z przyjemnością przeczytałam ten wpis. Nigdy wcześniej o moim codziennym ubiorze nie myślałam jak o uniformie. Najczęściej noszę spodnie (za)luźne marchewki z „garniturowego” materiału. Do nich w zimie wełniany sweter, a w lecie jednobarwna bluzeczka lub kolorowa jedwabna zwiewna, a w chłodniejsze dni marynarka lub lekka parka. Sztyblety płaskie(skracają mnie obrzydliwie, ale je kocham), a wyjściowo na słupku, sandały, baleriny. Poluję na oksfordy. Wszystko mieści się w kolorach: szary, granatowy, niebieski, zielony – czasem czarny. Właściwie to inne rzeczy i kolory noszę chyba tylko przez próżność, bo to najwygodniejszy zestaw jaki wymyśliłam i najbardziej uniwersalny.
Czy krój tego ubrania jest dla mnie odpowiedni? – na pewno wygodny, wygląda chyba też nie najgorzej,(choć pewnie jest mało seksowny – nie mogę jakoś się przekonać do strojów bliżej ciała. Poza tym trudno kupić spodnie o takim kroju.
Czy materiał z jakiego ubranie jest zrobione jest optymalny? – najlepszy z możliwych. Noszę tylko naturalne tkaniny, ew. w mieszankach.
Czy kolor ubrania mi pasuje? – myślę, że jest odpowiednio dobrany do typu kolorystycznego i dobrze się w tych kolorach czuję
Czy mogę ulepszyć uniform akcesoriami? – hmmmm? pewnie tak, ale nie lubię na co dzień biżuterii.
Czy mogę poprawić uniform odpowiednim stylizowaniem? już to robię, nie wiem jak poprawić jeszcze bardziej
Mój uniform to spodnie rurki, żakiet i bluzka koszulowa lub dopasowany T-shirt. W takim stroju idę do pracy, ale też na spotkanie, do sklepu itp. W moim uniformie nie czuję się niekomfortowo w żadnym z tych miejsc.. Oczywiście do określenia tego zestawu doszłam po latach i odczułam wielką ulgę, kiedy zdałam sobie sprawę, że w takim stroju wyglądam dobrze. Nie jest mi już szkoda, że rezygnuję z wielu innych połączeń. Tak jest mi dobrze i wygodnie. Może czas dodać kolejne elementy i trochę zmodyfikować ten styl? Pewnie i do tego dojrzeję ;)
Ojej, ale cudne uniformy! Ja ostatnio zaniechalam walki z moja sukienkowa natura i juz sie nie upieram przy noszeniu dzinsow, w ktorych i tak nie czuje sie dobrze. Uniform w moim przypadku to czarna/ciemnozielona/burgudnowa sukienka lekko przed kolano lub czarna olowkowa spodnica + t-shirt w kolorach jak wyzej(raczej luzny) ewentualnie czarny sweter z dekoltem w serek. Z butami za to hulam: srebrne baletki, czarne, meskie polbuty, lekkie czolenka, botki lub zamszowe kozaki. Bizuteria to malenkie kolczyki, wlosy obciete na loba- i tutaj dygresja: nie bylam zadowolona z mojego uniformu poki nie wyprostowalam i nie obcielam wlosow, po wizycie u fryzjera czuje sie swietnie! -makijaz to silne oko z mocno wytuszowanymi rzesami i naturalna buzia. Pozdrawiam, Mario, Ciebie i czytelniczki bloga. Zawsze z przyjemnoscia tutaj zagladam i z zainteresowaniem czytam i posty i komentarze.
Uniformy mam dwa. Wersja pierwsza – dzianinowa sukienka + dżinsowa kurtka zamiast żakietu/ramoneska, i wersja druga – ciemne spodnie rurki, sztyblety i jasna, najczęściej biała, luźniejsza góra. Z akcesoriów: apaszka – komin, długie kolczyki lub wyrazisty naszyjnik. Chętnie dodałabym do tego zbioru zegarek na posrebrzanej bransolecie. Nie maluję się prawie wcale, bo rano mam na ogół lenia, ewentualnie wytuszuję rzęsy. Na wielkie wyjście – czarny eyeliner. Na szczęście jako intensywna Zima mam ciemną oprawę oczu i dość ciemne usta, na które czasem wystaczy tylko bezbarwny błyszczyk, więc nie przejmuję się brakiem make-up’u. Największym komfortem i odkryciem w dorosłym życiu jest dla mnie fryzura – uniform. Obcinam się na boba z prostą grzywką do połowy czoła, i tak już od ponad półtora roku. Pisząc to, pomyślałam, że może dlatego odpuszczam sobie makijaż bo wiem, że z tą fryzurą i tak wyglądam wyraźnie? W każdym razie bardzo to wygodne :)
Ach! Cudowny wpis!
Mój uniform to zazwyczaj bardzo podstawowa baza – monochromatyczne zestawienie spodni i koszulki. Są to granatowe i czarne rurki z materiału – mam dwie pary z C&A i chodzę w nich do znudzenia od ponad roku, niestety zaczynają się przecierać i muszę upolować kolejne pary, oczywiście takich samych, bo są dla mnie idealne, elastyczne, ale przy tym dopasowane. I do tego odpowiednio czarna lub granatowa koszulka na ramiączkach lub bez rękawów. A na taką bazę nakładam przeróżne swetry i narzutki! Z nimi mogę bardziej zaszaleć – mam ich kilka, od wzorzystych (azteckich, błyszczących, z frędzlami, w drobne wzory) po klasyczne (czarna, szara, bordowa, granatowa) – mogę je różnie dobierać, w zależności od tego na jaki nastrój mam ochotę danego dnia. Moim zdaniem takie zestawienie ma moc, ponieważ kiedy chcę mogę się wyróżnić, jednak następnego dnia wystąpię cała na czarno lub granatowo i też będzie dobrze. Czasami – przy ważniejszych okazjach wybieram białą koszulkę na górę, wtedy czuję się bardzo odświętnie! :) Ostatnio moim odkryciem jest także czarny golf, który komponuje się do tego uniformu świetnie! Kiedy go kupiłam, to chodziłam w nim dosłownie codziennie! Bardzo polecam. Planuję także na stałe wprowadzić do tego zestawienia koszule, walczę z wewnętrznym leniem, żeby je prasować. Dużym przełomem będzie też kupno dużego, ciepłego swetra w kolorze pudrowym! Nie mogę się doczekać aż dojdzie! Do tego obowiązkowo zegarek, czarny Daniel Wellington ze srebrnym wykończeniem lub cały srebrny. Mam też srebrny łańcuszek z małą okrągłą zawieszką, jednak nie noszę go codziennie. Jeśli chodzi o makijaż to ostatnio wyrosłam z codziennego – mocnego. Kreski ala Amy odeszły już w niepamięć, wybieram je tylko na imprezy czy ważne okazje – lubię się wtedy czuć inaczej niż w dzień, jednak wyjście wieczorne bez makijażu też nie sprawia mi problemu. Podkreślam za to brwi i usta, bardzo mi się takie zestawienie podoba. Za to nie mogę się obejść bez perfum! Wyjście bez nich sprawa, że czuję się nago. Na zimę preferuję moje najukochańsze Kenzo – Jungle Elephant, które niestety mogę używać tylko w zimnej porze roku, gdyż są zbyt intensywne. Chociaż już trochę mnie denerwuje, że jest to nader rozpoznawalny zapach! Na jesień wybieram Love Love od Moschino, na wiosnę Be Delicious od DKNY, a na lato Acqua di Goia od Armaniego. Jeśli chodzi o buty to raczej proste botki, sztyblety, mokasyny, ale nigdy nic co byłoby dłuższe niż za kostkę bo nie znoszę kozaków. Ostatnio też zakochałam się na nowo w sportowych butach jak New Balance czy Adidas Oryginal. Do tego zazwyczaj mam dużą klasyczną czarną torbę lub przy odrobinie szaleństwa wybieram jakieś szmaciane z ciekawym dizajnem.
Przez przypadek trafiłam na własny komentarz do tego posta napisany niecałe 2 lata temu. I choć podjęłam walkę o kobiecość i już nie noszę spodni, to ciągle zestaw, który był wtedy moim uniformem bardzo mi się podoba. Tak naprawdę niewiele się w mojej szafie zmieniło. Spodnie zostały zastąpione spódnicami midi, dodałam odrobinę biżuterii, ale ciągle królują te same kolory, płaskie buty i proste kroje. Myślę, że swój styl mamy gdzieś z tylu głowy i cokolwiek zmieniamy w wyglądzie on zawsze się przebija.