Potraktujcie ten wpis z przymrużeniem oka. Raczej nie chciałabym, by był interpretowany jako porównanie kobiecej urody do miast. To samo w sobie wydaje się dziwne. Bardziej chciałabym się skupić na klimacie, pewnych podobieństwach do poszczególnych palet typów kolorystycznych i energii danego miasta. Zabawa, nie analiza, a już na pewno nie wyrocznia.
W żadnym mieście niestety nie byłam, opieram się wyłącznie na internecie i jak to u mnie bywa, na czytaniu o danym mieście. Czasem coś mnie zauroczyło, coś zaciekawiło, na czymś zawiesiłam oko i to wystarczyło, by wciągnąć to miasto na listę. Mogę śmiało teraz powiedzieć, że mam pragnienie, by odwiedzić każde z tych miast. Zaczynajmy.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z rewelacyjnej strony z bezpłatnymi zdjęciami stockowymi Unsplash.
Czysta wiosna -> Moskwa
W starych podręcznikach od języka rosyjskiego nigdy nie dostrzegłam tej energii i żywych kolorów na Placu Czerwonym w Moskwie, bo po prostu wszystkie zdjęcia były czarno-białe, a jeśli nie to szarawe i nie były w stanie oddać realiów. Co dla mnie ciekawe, pisałam Wam kiedyś, że czysta wiosna kojarzy mi się z witrażami w kościele – jakoś zawsze wybieram dla tej pory roku coś związanego z religią. Na zdjęciu Sobór Wasyla Błogosławionego, który stoi na Placu Czerwonym, tuż obok Kremla.
Prawdziwa wiosna -> Kopenhaga
Duńskie wzornictwo jest na tle całej Skandynawii najbardziej kolorowe, a powiedziałabym nawet najbardziej ludzkie, przytulne i łatwe do wprowadzenia w polskim domu. Kopenhaga kojarzy mi się z ciepłymi, żywymi kolorami, głównie za sprawą ulicy i kanału Nyhavn, przy których stoją domki z barwnymi fasadami.
Delikatna wiosna -> San Francisco
San Francisco kojarzy się głównie z więzieniem Alcatraz i mostem Golden Gate, ale ja wolę się jednak skupić na moście. Te przepiękne turkusy, błękity i zielenie w wodzie, uzupełnione jeszcze czerwienią, którą widzimy na stalowej konstrukcji mostu można przenieść na wygląd delikatnej wiosny – turkusowa biżuteria, czerwone usta.
Delikatne lato -> Lizbona
Miasta dla delikatnego lata szukałam tam, gdzie jest ciepło i jasno. To mogłyby być również greckie miasteczka, zwłaszcza te, w których domy mają białe fasady i błękitne dachy. Ostatecznie, po obejrzeniu zdjęć ze stolicy Portugalii, to jednak pastelowe domki chwyciły mnie za serce. I tutaj znakomicie widać, jak pięknie można przełamać mdłe kolory czymś ostrzejszym.
Prawdziwe lato -> Szafszawan
Błękitne miasteczko w Maroku, o którego istnieniu nie miałam zielonego pojęcia jeszcze przed pisaniem tego posta. Są różne teorie na temat tego, dlaczego prawie wszystkie domy są pomalowane na niebiesko, odsyłam tutaj po więcej zdjęć i informacji. Wygląda to bajecznie. Dla mnie właśnie błękity są kolorem najlepiej odzwierciedlającym energię prawdziwego lata.
Stonowane lato -> Tajpej
Zawsze wprowadzam do opisów stonowanego lata jakąś melancholię i rozmarzenie, dlatego teraz chciałam połączyć zachód słońca (który tak właśnie „smutno” postrzegam) i mgliste tło z czymś bardziej nowoczesnym – ze srebrnymi wieżowcami, surowością miejskiej zabudowy, elementami miasta, które poustawiane są koło siebie jak klocki. I też taką mam wizję kobiety stonowanego lata – w delikatnej sukni i ciężkiej biżuterii.
Stonowana jesień -> Chicago
Z kolei Chicago jest dla mnie na tle innych miast w których dominują wieżowce, dość charakterystyczne – odnajduję na jego zdjęciach spokój i chyba przyczyną tego jest stonowana, raczej ciepła kolorystyka, sporo cegły, odważne połączenia starego z nowym. Wietrzne miasto często nazywa się najlepszym reprezentantem amerykańskiej architektury. Tutaj znajdziecie osiemnaście charakterystycznych przykładów tejże. Stonowana jesień nie musi szukać spokoju jedynie w „drewnianych” inspiracjach.
Prawdziwa jesień -> Bolonia
Od samego początku wiedziałam, że prawdziwej jesieni muszę szukać w jakimś starym mieście. W Polsce pewnie byłby Toruń albo Kraków, a na zdjęciu widzicie włoską Bolonię. Takie właśnie ciepłe brązy i czerwienie w niesamowicie wręcz przesadnym nagromadzeniu nie będą straszne temu typowi urody. Starość jest tu oczywistą zaletą, bo nadaje szlachetnego wyglądu, a więc sięgamy po oczywiste inspiracje: starzejąca się skóra, okulary stylizowane na stare, stare złoto…
Intensywna jesień -> Amsterdam
Spójrzcie tylko na te domki, mam wrażenie, że zaraz rzucę się na monitor i je zjem :) Wyglądają jak tabliczki czekolady albo pierniki. To oczywiście za sprawą tych brązów, Amsterdam znajduje się w tym zestawieniu, ale nie zapominajmy również o jaśniutkich okiennicach, które tylko wzmagają ciemność fasad. Te wszystkie kolory kojarzą mi się z tym, jak podchodziło się do makijażu i stylizacji na początku lat 2000. Pamiętacie te stylówki z brązem w roli głównej? Brązowe torebki, skórzane kurtki, do tego jakieś borda i śliwki na włosach, brązowa pomadka… Idealne schematy dla intensywnej jesieni.
Intensywna zima -> Toronto
To miasto było przeze mnie najdłużej „mielone”. Zachwyt. Na zdjęciu Dominion Centre zaprojektowane przez słynnego niemieckiego architekta Ludwiga Mies van der Rohe. To wprawdzie jakiś fragmencik, ale takich mrocznych, czarnych budowli znalazłam więcej. Inspiracja jest oczywista – ubrać się na czarno i nawieszać na siebie złota.
Prawdziwa zima -> Kuala Lumpur
Choć najbardziej znanym obiektem w stolicy Malezji są Petronas Tower, to zdecydowałam się umieścić tutaj piękne zdjęcie stadionu narodowego z lotu ptaka. Wszystko tu pięknie gra i daje ładne możliwości inspiracji dla prawdziwej zimy. Biel w kontraście niekoniecznie do czerni, ale do zieleni i czerwieni można przenieść dosłownie na ubranie: czyli np. czerwone usta, biały t-shirt, zielona spódnica, akcesoria skórzane w czerni.
Czysta zima -> Tokio
Dynamiczna, rozświetlona, przesadzona – było oczywiste, że przy czystej zimie pojawią się neony. Jakoś ciężko mi się osadza tę porę roku w takiej naturze, którą widzimy za oknem. Zawsze jest to coś niezwykłego jak egzotyczne ptaki czy wyjątkowe kwiaty, dlatego i miasto nie może być za spokojne. Natłok kolorów od których większości ludzi kręci się w głowie, nie jest dla czystej zimy niczym niezwykłym.
Wiem, że temat nie jest zamknięty. Można mnożyć skojarzeń, można mieć zupełnie inne odczucia. Zachęcam więc do przemyśleń – jakie miasta kojarzą Wam się z typami urody i dlaczego?
Jestem zakochana w tym poście! To już na pewno stało się twoją specjalizacją – „typy urody jak…” – ale te porównania kompletnie mnie podbiły. Rewelacyjny post! A kiedy dotarłam do stonowanej jesieni jako Chicago szepnęłam tylko „yes, yes, yes!” Świetnie, Mario! :)))
No to kamień z serca, że się podoba :) Dziękuję Polly za komentarz!
Co za fantastyczny pomysł na wpis! Dla mnie bomba. Przejrzałam zdjęcia, przeczytałam opisy i muszę powiedzieć, że utkwiła mi w głowie Lizbona!
Ciągle mam problem z określeniem swojego typu urody, już dawno machnęłam ręką na to. Po prostu wybrałam paletę kolorów, w której dobrze się czuję i tyle. Może to błąd, ale nie mam w sobie tej determinacji do poszukiwań. A te barwy ze zdjęcia Lizbony skojarzyły mi się tak wakacyjnie… :)
Jasne, że to nie błąd. To ideał :)
Jestem jasnym latem (mniej pastelowym, a bardziej podchodzącym pod czystą zimę), spośród wymienionych miast byłam tylko w Lizbonie i Tokio. Przypadek? ;D
Tak serio, to fajny wpis :) Jestem urzeczona malinowym odcieniem czerwieni ze zdjęcia Lizbony, dla mnie idealny.
Chyba przesadziłaś z tym „tylko” :) No to rzeczywiście niezwykłe, że akurat w tych, które w jakiś sposób do Ciebie porównałam!
Cudownie wyszło z Amsterdamem, Chicago, Bolonią i Toronto! O, i Tajpej :)
Co ciekawe…. w tych wszystkich „typy urody jak…” jakoś nigdy mi się nie podoba mój własny;/ (czysta wiosna)…. Może też dlatego, że jakoś lepiej wyglądam w zimnych odcieniach niż w ciepłych a i złoto mi nie pasuje więc trochę się wymykam Twojej analizie, a jednak reszta się zgadza (choć ubrania czarne, zielone, granatowe) i tylko usta mogą posmakować czerwieni, raczej wiśni/wina niż czystej niczym znane russian red…. a jednak do zimy za daleko ;)
Bardzo podoba mi się z jaką lekkością potrafisz z takiego zdjęcia stadionu wymyśleć strój! I piszesz to tak, że ja widzę tą panią prawdziwą Zimę i wygląda fenomenalnie! Też bym tak chciała powymyślać stroje które będą miały to „coś” a nie wiały nudą;/
A już tak odchodząc nieco od tematu dzisiejszego wpisu… Tak się zastanawiałam rano szykując… że Mario, Ty to potrafisz ubrać się elegancko a nie „staro” ani nie ciężko ani nie zbyt poważnie… zawsze masz jakąś taką lekkość, a z drugiej strony w adidasach czy ramonesce nadal jesteś dorosłą kobietą i wszystko do siebie pasuje… Ja mam wrażenie, że albo jest „efekt wow”(rzadko się zdarza), albo nijako albo troche jak stara bibliotekarka… może troche przez okulary(które mi pasują i dostaję komplementy ale to ten typ dużych bursztynowych oprawek) i włosów które jak zwiążę dla wygody to jednak taka staruszka troche;/ albo mała dziewczynka;/ i tak źle i tak niedobrze. Jak to oswoić? na co zwrócić uwagę? żeby wyglądać „na swój wiek”(25lat ale mówią że 17)
Dało mi to wszystko do myślenia, dzięki :)
Na co bym zwróciła uwagę w pierwszej kolejności to:
– by makijaż oka był robiony w neutralnych barwach: beżach, różach, cielistościach – bez żadnych kolorowych cieni do oczu, brokatów, przesadnego eyelinera itd.
– by usta były pomalowane matową pomadką
– by unikać kitek i warkoczy i raczej czesać włosy w jakieś luźne koczki tego typu: https://pl.pinterest.com/pin/33003009749498667/
– by starać się mieć w jakiegokolwiek rodzaju stylizacji choć jeden dość elegancki element np. koszula, apaszka, skórzana teczka, czółenka na słupku
– by „generalnie” wybierać prostotę w razie jakichś stylowych rozterek.
:)
Dziękuję! Ja co prawda jeśli chodzi o oczy to tylko tusz na rzęsach, ale cienie to też jest myśl… i właśnie wydawało mi się, że te brązy i beże nie będą mi pasować, ale oko ciemne(nikt nie wie jaki to kolor) przecież mam to chyba nie bedzie tak strasznie;/
Matowa pomadka, prostota na porządku dziennym :) Co do tych elegantszych- poprubuję, trochę się chyba bałam looku „starej ciotki” ale chyba właśnie chodzi o jeden element, żeby nie przesadzić.
No i właśnie… z włosami to w punkt… kitki i warkocze (z wygody, ze zwykłej wygody a efekt odwrotny niż by się chciało;/ )
Dziekuję że chciało Ci się pochylić nad takim problemem i rozpisałaś kilka propozycji :D
Moskwa, domek z piernika.
Mam ten sam problem! Mam 31 lat, a w ubraniach z mojej szafy wyglądam albo jak dzidzia piernik, albo jak babcia… W obcasach nie chodzę z przyczyn zdrowotnych, a do balerin mam zbyt grube łydki i ciało traci proporcje… Spodobały mi się ostatnio lakierowane mokasyny, ale boję się, żebym nie wyglądała w nich emerycko…
Wspaniały wpis, Mario! Rewelacyjny pomysł :) ja podobnie jak koleżanka Urszula powyżej nie potrafię określić swojego typu urody i też machnęłam na to ręką, ale regularne czytanie Twojego bloga pomaga mi określić i sprecyzować pewne moje „ramy” i dzięki Tobie zaczęłam „kolekcjonować” i analizować to, to mi się podoba i to, co mi sie nie podoba. Dziękuję za całą pracę jaką wkładasz w prowadzenie bloga, wiedz, że bardzo doceniam i czekam na kolejne wpisy z niecierpliwoscia :-) serdecznie pozdrawiam, Dominika
Dominika, dziękuję. Prawidłowo, robisz wszystko wręcz wzorcowo haha. Najważniejsze oczywiście, że po swojemu.
Cudowny wpis! Teraz już wiem, dlaczego kocham zachody słońca… Jestem stonowanym latem!
To tylko potwierdza, że kolory się czuje :)
OH! Wow! Jaki cudowny post! Zawsze w tych zestawieniach to co jest moim typem urody jest też realnie najbliższe mojemu sercu, czekałam w napięciu na to Tokio na końcu, ale jakoś wiedziałam, że tam będzie. To jest absolutnie moje miejsce na Ziemi zostawiłam tam duszę i na pewno następny bilet, który tam kupię będzie w jedną stronę, Twój opis jest w samo sedno. Co ciekawe zawsze w typie urody waham się pomiędzy intensywną, a czystą zimą i Toronto jest dla mnie drugim najbliższym sercu miejscem- jest jak magiczna kraina gdzie możesz co kilka stacji metra przenosić się do innej kultury i innego miejsca na Ziemi, jedynie zimy bym tam nie przeżyła. Dwa jesienne miasta też szalenie mnie urzekły, właśnie ze względu na kobiety, które znam- moja siostra jest prawdziwą jesienią i przeniosła się od Włoch oddając duszę tamtejszym starym miastom (w tej chwili akurat Palermo, ale właśnie zanosi się na zmianę) i nie znam nikogo, kto pasuje do tego klimatu bardziej niż ona. Moja przyjaciółka intensywna jesień odnalazła za to swoje miejsce w Amsterdamie i również mówi, że nigdy nie była tak szczęśliwa. Moskwa dla mnie totalnie jest czystą wiosną i to nie tylko na Placu Czerwonym ale wszędzie- wielkie połacie bieli i świecące w nich ciepłe, żywe kolory, no i też ze względu na urodę Rosjanek, które szczególnie w Moskwie są w zdecydowanej większości czystymi wiosnami, albo się tak stylizują. Urzekło mnie też w Twoim zestawieniu Szawszawn miasteczko, w którym utknęłam kiedyś znacznie dłużej niż planowałam ze względu na Urodziny Proroka- kolorystycznie jest to zupełnie kosmiczne miejsce, szczególnie podczas wschodu i zachodu słońca kiedy te błękity wybawiają się na jakieś szalone purpury, karmazyny i fiolety albo nocą w świetle gwiazd, które są tam naprawdę jasne bo od najbliższych większych miast oddziela łańcuch gór i nic nie zanieczyszcza pustynnego nieba. No i w delikatnym lecie Lizbona jest bezkonkurencyjna tam jest lato nawet w styczniu przez te kolory.
Jeśli chodzi o moje skojarzenia z miastami to:
Prawdziwa Wiosna- Tomsk na Syberii i jego piękne drewniane pastelowe domy wśród śniegu, wyglądające trochę jak wymyślne marcepanowe słodycze
Intensywna Jesień- Kioto pełne drewnianych tradycyjnych domów z desek mających po kilkaset lat, omszałych blaszanych dachów i starych ciemnych drzew, różne odcienie brązu, sporo czerni i tradycyjna elegancja mieszkańców.
Delikatna Wiosna- Barcelona, z tym ciepłem, szaloną czasem pastelową czasem intensywną barwnością, ale zawsze w szczególe, nigdy w wielkich powierzchniach, trochę rozmyta, ale radosna z turkusowym morzem i potężnym czystym niebem. Tam jest zawsze taki wiosenny klimat nawet jak wszędzie wiszą świąteczne dekoracje, albo chodniki topi lipcowy żar. Chyba Gaudi to robi.
Stonowane Lato- Kair- taki wymyty upał w powietrzu niby intensywne barwy orientu, ale wszytko w kurzu i mgle Sahary widziane jakby przez filtr, potężne betonowe budynki na tle złotego piasku, dzika metropolia, błękitnozielone meczety i te piramidy w tle wklejone jak w photoshopie. Ten klimat świetnie oddaje dla mnie film „Ostatnie dni miasta”
Prawdziwa Zima- tutaj przychodzi mi do głowy zamiast tych wielkich metropolii takie maleńkie miasteczko na Sycylii- Erice jest na wysokiej górze, jedzie się tam kolejką i całe jest wykute z szarego kamienia, wszystko jest w nim szare, kamienne, zimne i nieco grobowe jak wczesne średniowiecze, a nad tym wszystkim górują ogromne maszty radiowe i telewizyjne bardzo industrialne i stalowe wyglądają jak jakaś konstrukcja postawiona przez Obcych w średniowiecznym mieście.
Prawdziwa Jesień- już o tym pisałaś ale dla mnie to Kraków- właśnie jesienią. Nie jest wprawdzie tak piękny jak Bolonia, ale my mamy prawdziwą złotą jesień a Włosi nie. Uwielbiam ten moment kiedy całe Planty są w złocie i czerwieni i te wszystkie stare mury są przez to jeszcze bardziej eleganckie i dostojne.
Na razie tyle moich pierwszych skojarzeń, może coś jeszcze dopiszę jak przyjdzie mi do głowy. Staram się znaleźć w głowie konkurencję dla Lizbony i Tokio ale przyznam, że to trudne.
Z tym Erice chodziło mi oczywiście o Intensywną Zimę
Znalazłam też godnego konkurenta Chefchaune do tytułu krainy Prawdziwego Lata- Kijów właśnie przez błękity cerkwi i soborów o złotych kopułach na tle ciepłych beżów i jasnych pasteli kamienic i ogólnie wielkie jasne przestrzenie pełne nieba, słońca i powietrza.
Z jednej strony zachwyt nad wpisem Marii, z drugiej – nad tym komentarzem, co za fantastyczna energia! :) Może i powinnam być Toronto, ale i tak mówi do mnie najlepiej Amsterdam i Tajnej. I co poradzić? :)
Będę turbospamerką, ale jeszcze przyszło mi coś do głowy czym muszę się podzielić. Prawdziwa Zima- dzielnica EUR w Rzymie, to jest część miasta będąca utopijną dzielnicą Mussoliniego. Wszystkie budynki są białe i prostych, futurystycznych formach, jednocześnie monumentalne i nawiązujące do Imperium, często kręci się tam filmy science fiction (np Equilibrium) bo to wygląda naprawdę jak miasto przyszłości, a jednocześnie jest bardzo zielonym miejscem i mieści się tam ogromna również futurystyczna szklarnia mocno dominująca przestrzeń. I właśnie ta dominująca zimna, monumentalna biel i nieco groźna, dzika zieleń kojarzą mi się z Prawdziwą Zimą.
Dzięki milabu.
Ja też podziękuję Ci komentarz, zapisuję EUR w miejscach do odwiedzenia:))
O tak, EUR warto zwiedzić. W dodatku to cześć miasta, która znajduje sie poza glównymi trasami turystycznymi, wiec tamtejsza atmosfera robi ogromne wrazenie.
Teraz to już zaczynam się czuć jakbym naprawdę była w tych wszystkich miejscach. Bardzo Ci Kochana dziękuję za kolejne inspiracje. Ja również będę marzyć o zwiedzeniu tej części Rzymu! No i wprost nie mogę uwierzyć, że mnożysz przykłady osób, które możesz dopasować do tych miast i typów urody. To by znaczyło, że patrzymy na te sprawy bardzo podobnie!
Wspaniały post. Jestem pod wrażeniem. Pozdrawiam ciepło
Dzięki Asia <3
Genialny post ❤️ Zawsze mnie Pani inspiruje ❤️
Dzięki Natalia, proszę Cię – po imieniu <3
Chcę być jak San Francisco, Lizbona i Tajpej!
Wiem, wiem, sama zawsze to przeżywam jak piszę posta :)
Do postów z tej serii uwielbiam wracać tak po prostu by z jednej strony nacieszyć oko pięknymi zdjęciami/obrazami, a z drugiej strony zaspokoić taką ogólną potrzebę estetyki, zgrabnych porównań, tego uczucia pod tytułem „o właśnie! o to mi chodziło!” <3
Ania… <3
Mario, co myślisz o podtypach każdego z 12 typów urody, tzn. sunlit, dusty, smoked… Ostatnio natknęłam się na to zagadnienie i potwierdziły się moje przypuszczenia, że jako stonowanej jesieni lepiej mi podbierać kolory od delikatnej wiosny niż stonowanego lata, w którym jak dla mnie jest za dużo szarości, kurzu, chłodu i lila. W ten sposób zdiagnozowałam się jako sunlit soft autumn i faktycznie kolory od sunlit soft spring pasują mi bardziej niż jakiekolwiek kolory od soft summer oraz powinnam unikać chłodu. Uważasz, że „we need to go deeper”? ;)
Kwestia indywidualna of course, ja bym już nie chciała deeper, ale spoko. Jeśli tylko to wyzwala w Tobie kreatywność, chęć poszukiwania czegoś więcej dla siebie to go for it!
Ja bym zaryzykowała twierdzenie, że „go deeper” to bardzo dobre rozwiązanie dla tych, którzy długo nie mogą się zdiagnozować lub mają właśnie takie trudne typy jak nasza stonowana jesień ;) Sama długo błądziłam a patrząc na wersje palet zdominowane przez beże, brązy i jasne pastele jak mięta myślałam, że to prawie moje zaprzeczenie, aż na Pintereście przypadkiem zobaczyłam kolory soft autumn toned/dark i to było jak objawienie! Porównując je plus to co już grało w mojej szafie nagle wszystko stało się łatwiejsze i zaczęłam to czuć ;)
Ja też należę do tych „pomieszanych ” typów. Typ lato nic mi nie mówił, stonowane lato – jakby coś zaczęło świtać, soft summer deep to był ten moment, kiedy wreszcie odnalazłam swoje kolory, a toasted sof summer to po prostu ja :)
Przepiękny wpis, cudne klimaty. Wszystko mi się podoba.
Bardzo dziękuję!
Droga Mario ratuj! Przeczytałam już wszystkie Twoje posty dotyczące analizy kolorystycznej i wszystkie znajdujące się pod nimi komentarze i nadal nie mam pojęcia jakim typem kolorystycznym jestem. Kolory, w których się dobrze czuję to biel (byle nie wpadła w niebieski czy fiolet, ale nie może też być za ciepła, więc odpadają odcienie beżu czy kremu), czerń oraz szary i różowy (ale raczej taki ciepły – łososiowy lub brzoskwiniowy). Ewentualnie błękit, ale taki cieplejszy. Kolory raczej trochę wyblakłe. Mam brązowe oczy i włosy raczej z ciepłymi refleksami. Brwi mało wyraziste, muszę je podkreślać henną i wtedy jest ok. Cerę żółtawą, może lekko oliwkową. Dobrze czuję się w makijażu w naturalnych odcieniach brązu i beżu ale absolutnie nie toleruję ubrań w tych kolorach. Biżuteria z białego złota, w żółtym czuję się i wyglądam nienajlepiej. Z bardziej szalonych i intensywnych kolorów, które akceptuję to limonka i raczej ciepły malinowy róż, ale zawsze połączone z szarym albo białym. Tyle tu sprzeczności, że nie umiem jasno się określić :(
Magdaleno, a potrafisz przyporządkować swoją urodę do któregoś z 4 podstawowych typów? Z twojego opisu wnioskuję, że jesteś typem ciepłym, a więc wiosna lub jesień – obstawiałabym to drugie, jednak brak miłości do brązów i beżów tutaj nie pasuje…
Tak tylko powiem, że jestem stonowaną jesienią i zupełnie nie trawię beży a i większości brązów ;)
Magdaleno, piszesz „dobrze się czuję”. Czy mowa o Twoim lubieniu kolorów czy o tym, co obiektywnie Ci pasuje? Przykładając różne kolory patrz na twarz, jak się zmienia kolor cery, jak oczy.
No właśnie ja też tak bym obstawiała. Jesień lub wiosna. Wiosną mi się zdecydowanie bardziej podoba, ale wiadomo że nie wszystko co się podoba musi pasować.
Mam wrażenie, że w brązach wyglądam jak niedźwiedź ;) że jest strasznie mdło i nijako. Żółte złoto ładnie podkreśla brąz, a mi lepiej w białym. No i w beżach tak samo mdło, mam wtedy wrażenie że moja cera wygląda jakby była „brudna”. Jakoś w szarym, którego najwięcej w mojej szafie tak nie ma. Chciałabym wprowadzić więcej kolorów, stąd te poszukiwania typu urody.
Magdaleno, myślę że możesz być jednym z typów jesieni, ale napisz coś dokładniej o Twoich oczach (typowy brąz/piwne/widać ciepło?), cerze (jasna/może średnia?) i włosach (odcienie brązu czy może blond?). Jakie pomadki Ci pasują?
Zgadzam się z komentarzem Margaret – to, że jakiś kolor Ci się podoba nie oznacza że Ci pasuje. Z drugiej jednak strony analiza kolorystyczna to nie wyrok i możesz nosić kolory jakiekolwiek kolory, jednak kluczem powinna być ich jasność i nasycenie. Na swoim przykładzie, bardzo lubię zielenie i żółcie, ale za każdym razem gdy zakładałam soczysty zielony lub bananowo żółty każdy mówił mi że średnio w tym wyglądam. Gdy odkryłam że jestem stonowaną jesienią nauczyłam się wybierać odpowiednie odcienie – „zgniłe”, przyprószone, wyssane z intensywności i otoczenie zaczęło mnie komplementować że świetnie wyglądam mimo że wciąż miałam na sobie te same kolory! Może i Ty powinnaś poszukać odpowiednich wersji swoich ulubionych kolorów?
po opisie Magdaleny stawiałabym na stonowaną jesień :)
Magdalena,
Jak dla mnie to jesteś tak jak ja stonowanym latem :)
Super post, choć Kuala zupełnie inaczej pamiętam :). Ja to chyba nie lubię swojego typu jednak, nigdy nie czułam mięty do Moskwy, w różnych Twoich porównaniach często inne typy i estetyki kręcą mnie znacznie bardziej niż mój własny :(. Może to mój główny problem?
Ale super, że osadziłaś czystą zimę w Tokio! Taką miałam zresztą nadzieję :) Najlepiej chyba czuję się w palecie tej pory właśnie (bo jakoś waham się między wiosną a zimą) i taki klimat nocy i rozświetlających neonów to coś co jest dla mnie od jakiegoś czasu inspiracją, zyli baza czerń/biel/granat i dodatki fuksja lub turkus/błękit. Aczkolwiek bardziej nazwałam to w głowie klimatem zorzy polarnej ;)
Rewelacyjny wpis!!! Jestem Chicago :) Dzięki tym porównaniom zarówno do dzieł sztuki, miast i tym podobnych oraz po przeczytaniu wszystkich Twoich postów o analizie, polubiłam stonowaną jesień. Pięć lat temu, po wizycie u kolorystki, traktowałam to jako okrutny wyrok. Dzięki Twojemu blogowi zrozumiałam, że wcale nie musi być tak serio i że te kolory także można oswoić. A teraz czekam na Twoją książkę i się doczekać nie mogę!
Piękny wpis i klimatyczny. Jak ja lubię tą serię i Twoje porównania :) Kiedy zaczynałam czytać, zastanawiałam się, czy pojawi się Amsterdam, no i niespodzianka, kilka akapitów niżej jest. :)
Mario przede wszystkim gratuluję kojejnego rewelacyjnego posta. Przynam szczerze, że śledzę Twojego bloga od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zdecydowałam się napisać pierwszy komentarz. Uwielbiam Twoje posty dotyczące analizy kolorystycznej, więc może to dlatego…. Kiedy Lizbona najbardziej skojarzyła się Ci się z klimatem delikatnego lata dzięki tym pastelowym domkom, nie mogłam się oprzeć, żeby napisać tutaj o innym portugalskim mieście, które moim zdaniem idealnie oddaje tę delikatną aurę pastelowego lata, a mianowicie Porto (w którym zresztą mieszkam od kilku lat :) To zdjęcie https://unsplash.com/photos/NsrgAyEpTHQ również znalazłam na polecanym przez Ciebie Unsplash.com i muszę przyznać, że te piękne kolorowe, pastelowe domki wznoszące się w wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO zabytkowej częsci centrum miasta, wyglądają niesamowicie klimatycznie i na tle idealnie błękitnego nieba (które zresztą jest normą w Portugalii) pięknie reprezentują paletę barw i energię delikatnego lata. A ponieważ Porto jest dla mnie wyjątkowe pod każdym względem, pokusiłam się również o to zdjęcie miasta https://unsplash.com/photos/qYdUUZVWiVY o zachodzie słońca, na którym „czuję” z kolei energię stonowanego lata. Nadal widąć te kolorowe domki, ale ze względu na porę dnia ich kolory są delikatne i przydymione. Może dostrzec w tle biel zabytkowych budynków, w której to moim zdaniem stonowane lato wygląda pięknie przy opalonej skórze. Niby na pierwszy rzut oka do całej stonowanej kompozycji nie pasuje pomarańcz zachodzącego słońca, aczkolwiek nie jest już on tak intensywny i można go przełożyć na złotą biżuterię, która najbardziej pasuje mi do kobiety stonowanego lata.
Cudownie inspirujesz
Ekstra! Ten post zdecydowanie najbardziej mnie ujął spośród z cyklu „typy urody jak”. Gdy zobaczyłam wizualizację intensywnej zimy poczułam nie tylko kolorystykę, do której jest mi najbliżej, ale i klimat. I nijak się ma do tego to, że jestem chyba stonowanym latem, którego obraz zresztą też do mnie mocno osobiście przemawia. Piękne zdjęcia wybrałaś!
Mario, dziękuję Ci za ściągawkę z odcieni stonowanego lata, ale przede wszystkim za to, że z samego rana nakarmiłaś mnie zdjęciami Bolonii (przepiękne!) i Amsterdamu:)
Co za inspirujący post :) Zawsze w postach 'typu urody jak…’ odkrywam jakiś kawałek nieznanego świata, spojrzenia na jakieś zagadnienie ale ten dzisiejszy ma w sobie taką dużą pozytywną dawkę. Pewnie zestawienie tego jak opowiadasz z tymi ślicznymi zdjęciami. Ale jakoś inaczej od razu myślę o Krakowie, Toruniu, Kopenhadze czy Gdańsku. O świetle jakie widać tam, o budynkach i architekturze.
Ale porównanie! I jakie interesujące uzupełnienie w komentarzu pstrej matrony!
Chyba kiedyś zakwalifikowałaś mnie do prawdziwej wiosny; i zgadzam się na Kopenhagę:). Uwielbiam czyste i wyraźne kolory. A ostatnio coraz więcej myślę o żółtym:))
Stonowana jesień – Sarajewo (https://www.samed.ba/media/image/14/original/sa-1.jpg): cieple barwy miasta otulone nienarzucajaca sie zielenia gór. To miasto ma w sobie cieplo nawet przy trzaskajacym mrozie i sniezycy (sprawdzilam na wlasnej skórze :)) – troche dzieki brazowo – pielatym zabudowaniom, a troche dzieki lekko orientalnemu klimatowi i niezwykle milym ludziom. W ogóle Bośnia jest dla mnie wizualnie takim cieplo – stonowanym typem.
Stonowane lato – Mostar (https://happytovisit.com/glib/3/Mostar-and-Pocitelj-day-trip-from-Makarska-Riviera-3-17394.png). To juz Hercegowina. Inne, bardziej skaliste (a wiec chlodniejsze) góry i zabudowania, w których szarość dominuje nad brazami. Rzeka, która odbija te szarości na tle blekitnego nieba jest zdecydowanie turkusowa.
Czysta wiosna – Essaouira (http://file.mahalo.cz/2013/09/essaouira-1024×457.jpg). Niebieskie niebo, niebieski ocean, niebieskie lodzie porzucone na jego brzegu i bialo-rudo-niebieskie miasto, pelne kolorowych kramków z rekodzielem. Swoja droga Essaouira to moje ulubione miasto spośród tych, które widzialam w Maroku. Przepiekne kolorystycznie i intymne, nienarzucajace sie swoim gwarem. Bliskość oceanu przywoluje myśli o dalekich podrózach, a z drugiej strony jest tam domowo, zwyczajnie.
Delikatna wiosna – Telč (https://www.1pragueguide.com/storage/commongallery/praha-5-69-743.jpg). Telč to male miasteczko na granicy poludniowych Czech i zachodnio – poludniowych Moraw z przepiekna renesansowa i barokowa zabudowa. Ze swoimi ruznokolorowymi, pastelowymi kamieniczkami i spokojna, prowincionalna atmosfera kojarzy mi sie troche z koloniami w dzieciństwie i kieszonkowym przepuszczonym na lody i kauczukowe pileczki.
Prawdziwa zima – Slavonice na granicy Czech i Austrii (http://www.institutslavonice.cz/images/lightbox/upper-square.jpg). Podobnie jak Telč, slyna z renesansowej Starówki, ale ich barwa jest inna, zdecydowanie chlodna, a zabudowa zostawia wiecej przestrzeni. To równiez miejsce, w którym pociagi kończa swój bieg, przez co wydaje sie bardziej niedostepne i w jakiś dziwny sposób dostojne. Kojarza mi sie z ostrym przedpoludniowym slońcem i smakiem bialego wina.
Czysta zima – panorama Zakopanego taka jak ta: https://domkizwidokiem.eu/wp-content/uploads/2016/10/zakopanebynight.jpg. Rozświetlone, tetniace zyciem miasto a nad nimi surowe i ostre w ksztalcie, troche groźne góry.
Intensywna zima – Ostrawa (http://2.bp.blogspot.com/-qhOGInSqkmQ/U-fe9-D4Q1I/AAAAAAAABZo/y_zc24e8SnU/s1600/Vitkovice_2.jpg). Przemyslowe miasto, ciemne jak wegiel, który wydobywa sie w jego kopalniach. Oryginalne i nie podlizujace sie temu, kto je odwiedza – takie które mozna równie dobrze uwielbiać, jak i go nienawidzieć (kiedy bylam tam na konferencji naukowej, znajomy profesor z Pragi powiedzial, ze lapie sie na tym, ze dziwi sie, ze w Ostrawie funkcjonuje ta sama waluta, co w reszcie kraju ;)). Kompleks Vítkovice, którego zdjecie podlinkowalam, jest juz strefa zabytkowa, w której dziala kompleks muzealny, ale pamietam jeszcze, jak przejezdzalo sie nocnym pociagiem do Polski tuz obok tamtejszych rozpalonych pieców.
Prawdziwa jesień – nie bede chyba oryginalna, Siena (https://i.ytimg.com/vi/S7Qp4MjXEY8/maxresdefault.jpg). Rdzawa czerwień cegiel i troche pstrokacizny. Czerwone wino, oliwki, zawody konne i poludniowy temperament.
Intensywna jesień – Gdańsk (http://factorytravel.pl/media/factory-gallery/f4b72d44e820c4f63affaf9453b35c60.jpg). Ciezkie, ciemne brazy i zielenie Starego Portu i stoczni, zielona glebia zatoki i dostojne, nasycone fasady domów, nad którymi unosza sie duchy dawnych hanzeatyckich kupców. Sila i bogactwo, miód, ciemne piwo i cenne woluminy w starej bibliotece.
Świetne propozycje, szczególnie iż Chicago jako wielkiego miasta zupełnie 'nie czuję’, tak Sarajewo z bałkańskim klimatem, rdzawymi dachami, zielenią, kamiennymi uliczkami, życiem mimo śladów zniszczeń i tajemniczością opuszczonych kompleksów olimpijskich jest mi dużo bliższe :)
Dziekuje, milo mi :) Sarajewo to moja wielka milość :)
Świetny post ! Niestety, albo jestem niespecyficzna albo źle kombinuję, ale nie potrafię przyporządkować się do żadnego z typów. Moje opcje, które biorę pod uwagę to delikatne, jasne lato lub delikatna, jasna wiosna, ewentualnie stonowane lato.
Jestem z natury dość jasna, ale nie mogę powiedzieć, że moja cera jest chłodna. Ma raczej takie różowo/pomarańczowo/żólte zabarwienie. Oczy jasnoniebieskie, lekko szkliste, obramówka wokół rogówki zielono-szara. W jednym oku mam żółto-brazowe plamki. Drugie jest bardziej czyste. Ogólnie oczy wydają się być takie szaro-niebiesko-zielone.
Pasuje mi srebrno i złoto, jednak złoto zdecydowanie bardziej mnie ożywia i częściej je wybieram.
Moim kolorem, który jest dla mnie najkorzystniejszy jest turkusowy. Zawsze gdy ubieram na siebie coś turkusowego, zbieram komplementy i ludzie mówią, że turkus wydobywa kolor moich oczu. Fatalnie mi w brązach i pomarańczu.
Oprawa oczu jest bardzo jasna, podobnie jak brwi. Żyły są zarówno zielone, jak i niebieskie.
Może ktoś jest w stanie mi pomóc?
Bardzo chciałabym wreszcie się zakwalifikować do konkretnego typu, by móc „pójść dalej” korzystając z treści zawartych na blog Marii.
Na pewno możesz wykluczyć typy jednoznacznie chłodne i ciepłe: prawdziwa zima, prawdziwe lato, ciepła wiosna, ciepła jesień.
Reszta będzie polegała na ustaleniu, czy trochę lepiej Ci w ciepłych czy w zimnych odcieniach, nasyconych, czy stonowanych, jasnych czy ciemnych.
no to jakbym siebie widziala ;)
Uwielbiam takie posty. Może iść krok dalej i książki, które klimatem oddają typy urody…
Sądze, że nie jestem stonowana, bo paleta barw dla stonowanego lata jest dla mnie zbyt mdła, niekorzystna. Wybór oscyluje między jasnym latem a jasną wiosną. Poza wspomnianym turkusem, jest mi dobrze w zieleniach, żółtym (cytrynowym), różowym, beżowym i wszelkich odcieniach niebieskiego..
Mario! jestem zachwycona Twoja zabawa w kolory! Pod Twoim wplywem postanowilam bardziej sie przyjzec sobie i swoim kolorystycznym wyborom. Poki co sfotografowalam siebie i moja mame we wszystkich mozliwych szalikach, apaszkach, wloczkach. i fascynujace to jest jak zmienia sie odcien cery, tony na polczkach, ba nawet kolor oczu w zaleznosci czym sie otulisz. Szkoda, ze juz nie robisz analiz osobiscie, ale patrzac na poplarnosc jaka tu sie cieszysz to wyobrazam sobie, ze sa pewne granice! Pozdrawiam bardzo serdecznie i gratuluje bloga!
Cudowne! To mój ulubiony wpis z serii „Typu urody jak…”, którą ogólnie kocham. A powiem, że nadal nie znalazłam swojego typu, chociaż próbuję od kilku lat. Nawet nie jestem w stanie określić, czy jestem ciepła czy zimna (np. na wewnętrznej stronie nadgarstka widać dwie żyły – jedna jest zielona, druga niebieska! Oczy mam zielono-szare, używam delikatnie ciepłego odcienia podkładu, ale często wybijają mi się różowe żyłki na policzkach…) Ale już przestałam szukać. Mam swoje ulubione kolory i tyle. Mimo wszystko temat analizy kolorystycznej uwielbiam <3
Mario gratuluje wpisu, masz niesamowitą wrażliwość w sobie i wyczucie… jestem delikatnym latem ze skłonnością do stonowanego a do Lizbony od dawna mnie ciągnęło… niech żyje fado…
Te skojarzenia są boskie – aż mnie ciarki przeszły. Podziwiam Twoją malarską wrażliwość.
Jednocześnie dziękuję za to, że nauczyłaś mnie jaki jest mój typ (stonowane lato), wyczuliłaś mnie na to, żeby szukać ubrań tylko w pasujących do mnie kolorach oraz pokazałaś, że warto być konsekwentną w budowaniu garderoby.
Jaki piękny wpis! Cudownie, że miasta tak Cię zainspirowały. Zdecydowanie muszę udostępnić Twój wpis! :)
Uwielbiam tego gatunku posty :]
Pozdrowienia z Boloni ;)
Im dłużej przyglądam się miastu przypisanemu mojemu typowi urody, tym bardziej mi sie podoba. Kiedy wczoraj zobaczyłam zdjęcie Szafszawan pomyślałam „ale nuda!” szczególnie w porównaniu z Tokio, Moskwą czy Lizboną. Dzisiaj jednak wygooglowałam Szafszawan i jestem oczarowana – miasteczko jest przepiękne, ma w sobie mnóstwo uroku i historii, błękit na ścianach jest dużo żywszy niż to się wydaje na pierwszy rzut oka plus na wielu zdjeciach widać też dużo zieleni/roślin zawieszonych na ścianach w żółtych, czerwonych i pomarańczowych doniczkach. Bardzo mi się podoba i kiedyś na pewno odwiedzę :-) Podobają mi się też moje sąsiednie typy czyli Delikatne Lato z Lizboną oraz Stonowane Lato z Tajpej . Bardzo lubię żywe barwy więc oczywiście nie mogę oderwać oczu od wszystkich wiosennych typów, szczególnie urzekła mnie Czysta Wiosna z Moskwą.
Piękny wpis :-)
Fajne porównania. W ogóle lubię posty z tej serii „typy jak coś” – można wiele fajnych połączeń wychwycić. Dla mojego typu co prawda najmniej mi leży akurat tym razem, choć rozumiem skąd się wzięło i nie oponuję, że nie ma to racji bytu, ale osobiście bardziej bym się tu z tych zdjęć określiła jako połączenie San Francisco z Tokio, co w sumie ma sporo sensu o tyle, że w końcu czysta wiosna czerpie i z wiosny jako całości, jak i po trochu też z zimy. Zresztą w ogóle ze mnie taki człowiek sprzeczności trochę, kontrasty mnie lubią, a ja lubię je. A ta Moskwa jakoś mi tak ogólnym klimatem nie leży aż tak, za matowa jakaś taka. :D
Witam ;)Raczej jestem stonowanym latem i podoba mi się Tajpej. Urzekła mnie atmosfera w jakim zostało przedstawione miasto, ta tajemniczość i romantyzm, bo sam widok wieżowców mnie nie pociąga. Ciekawy post ;)
Bardzo lubię wpisy tego typu na tym blogu. Mimo że sama nadal nie jestem pewna jakim typem jestem, to czytanie o nich działa na mnie bardzo relaksująco :D Chyba muszę porządnie siąść do określenia swojej urody.
Cudny post! Działa na wyobraźnię! :)
Ten wpis tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem stonowanym latem! Kolorystyka jest dokładnie taka jaką wybrałam jakiś czas temu dla swej garderoby. Jeszcze szukam brakujących elementów, ale ogólnie jestem coraz bardziej zadowolona!
Zawsze chciałam być którymś z typów czystych, szczególnie czysta zima mi przypadła do serca, i co? Jako czysta zima moje wymarzone Tokio. Prawdziwe lato super, nie wiedziałam że istnieje takie miasteczko. Moje (prawdopodobnie, bo na 100% nie mam pewności) stonowane lato też super. Mi ze stonowanym latem kojarzy się jeszcze Aberdeen – granitowe miasto w Szkocji.
Podejrzewam się o bycie czystą wiosną, na liście miast do odwiedzenia mam Moskwę i Tokio :D Przypadek? ;)
Cześć,
Podobał mi się bardzo ten wpis. Wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech. Pewnie długo szukałeś zdjęć, żeby dobrać odpowiednie kolory, bo wyszło idealnie.
Pozdrawiam,
Kasia
Mario, pisze tu – niezależnie od postu.
Czy nie zrobiłabys postu niejako sumujacego pomysły i sugestie modowe na wiosne-lato 2018?
Pozdrawiam serdecznie!
czekolada
Nawet nie miałam pojęcia, że istnieje takie niebieskie cudo jak Szafszawan.
Świetny post i piękne zdjęcia:)
Bardzo chciałabym Ci podziękować za polecenie Unsplash! (To, że super związane z tematyką bloga, to insza inszość.) Jako blogowy świeżak (pierwszego bloga prowadziłam kilkanaście lat temu, czyli w kompletnie innej internetowej rzeczywistości) miewałam straszne kłopoty ze znalezieniem fajnych zdjęć ilustracyjnych, teraz jest dużo prościej.
Zatrzymało mnie zdjęcie Lizbony.
Bardzo inspirujący wpis!
Cudowny blog! Siedzę od rana z kawą i przeglądam wszystko po kolei. A wpisy z analizami kolorystycznymi świetne i bardzo inspirujące pod kątem doboru swojej kolorystyki. I ciekawe, że od zawsze podobały mi się najbardziej miasta, które jak się okazało są w „moich barwach” ;) Pokazujesz ten temat w naprawdę innowacyjny sposób :) Zostaję na dłużej i będę wracać.
Dziękuję Joasiu, zajrzyj dziś do nowego wpisu z zestawami ubrań w stylu dark academia <3 Jest mi bardzo miło :)