Bez żadnych wstępów, podaję Wam od razu trzy punkty startowe do budowy stylu. Które podejście Wy reprezentujecie?

1. Zaczynamy od dołu

Wyobrażamy sobie i potem określamy strój, który nosimy w najgorszych okolicznościach, czyli na przykład takich w których mamy inne sprawy na głowie niż przejmowanie się wyglądem. Zawczasu ustalamy sobie jak będzie wyglądać najniżej zawieszona poprzeczka naszego ubioru i bardzo ją podkręcamy. To nic innego jak wypracowanie standardu. W odniesieniu do tej „najgorszej” wersji stroju, budujemy coraz to lepsze wersje, które wcale nie odstają stylistycznie od tej „najgorszej”. One wszystkie są w tym samym stylu, ale początkiem jest ta „najgorsza” wersja.

Przykład:

Jesteś chora, leżysz całymi dniami w łóżku, wycierasz nos w papier toaletowy, głowa ciężka, nie gadasz, bo boli przy przełykaniu. Ale masz na sobie taką piżamę, która w pełni oddaje twój styl, takie grube skarpetki, których absolutnie się nie wstydzisz czy taki dres, w którym spokojnie mogłabyś wyjść na dwór. Nie masz tych rzeczy dlatego, że w chorobie się stroisz, tylko dlatego, że te rzeczy są Twoim minimum ogarnięcia, wymyślonym oczywiście przed chorobą. Niżej już nie schodzisz, nawet nie masz gorszych ubrań, bo gorzej być nie może.

2. Zaczynamy od środka

Bazujesz na tych ubraniach, które nosisz najczęściej. Punktem wyjścia jest więc zawsze uniform. To na podstawie najczęstszych sylwetek wyprowadzasz cały styl.

Przykład:

Najczęściej nosisz się na czarno. Lubisz luźną górę stroju, wyraźnie zaznaczone nogi i dlatego wybierasz głównie wielkie swetrzyska i obcisłe spodnie. Taką wersję sylwetki preferujesz na co dzień, ale twój bardziej imprezowy czy oficjalny wygląd też zbliżony jest do tej sylwetki – lubisz na wieczór założyć luźniejszą marynarkę i dopasowane spodnie i tylko podbić to szpilkami, a z kolei do uprawiania sportu praktycznie zawsze wykorzystujesz schemat typu: ogromna koszulka i legginsy.

3. Zaczynamy od góry

Dostosowujesz swój styl do wyobrażenia tego, w jakim momencie życia lub przy jakiej okazji wyglądasz absolutnie, niepodważalnie, bezdyskusyjnie najlepiej. To trochę rozszerzenie na codzienny styl idei, by być najlepszą wersją siebie i próby równania do tej idealnej wersji siebie na co dzień. To zastanawianie się: co by zrobiła ta idealna wersja mnie w innych okolicznościach niż te, w których była taka idealna. To egzekwowanie wobec siebie ustalonych kryteriów, powtarzalne staranie się o swój wygląd oraz próba zrobienia zawsze efektu WOW.

Przykład:

Jesteś zaproszona jako osoba towarzysząca na galę transmitowaną w telewizji. Chcesz pokazać się z jak najlepszej strony i być najpiękniejszą towarzyszką dla osoby, która Cię zaprosiła. Robisz się na bóstwo i czujesz się wspaniale, postanawiasz, że zadbasz o to, by czuć się w ten sposób codziennie. Nawet w najzwyklejsze dni, dajesz z siebie wszystko – czerpiesz satysfakcję z tego, że twój styl równa zawsze do tego idealnego wspomnienia.

Te podejścia wcale się nie wykluczają. Można oczywiście kierować się nimi wszystkimi. Na pewno ma to związek z osobistymi doświadczeniami. Ktoś, kto nigdy „nie musiał” się stroić, może nawet nie mieć ochoty na jakiekolwiek nadzwyczajne starania, a ktoś, kto ma usystematyzowane życie bez niespodzianek w zasadzie nie myśli nawet o tym, że mogą się zaistnieć jakieś skrajne okoliczności w których ekstremalne ubrania mogą w ogóle być potrzebne itd. itp.

Ja po sobie zauważam, że ważne jest dla mnie patrzenie z dołu i zadbanie właśnie o tę najbardziej podstawową strefę garderoby – to jak wyglądać, by było wygodnie, ale też jakoś lepiej niż rozlaźle. Pobyt w szpitalu mnie całkiem skutecznie w tym przekonaniu utwierdził.

Płaszcz Probe
Torebka Kulik
Golf F&F

Spodnie River Island
Zegarek Miugo
Botki Aldo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.
.
.
.
.
Z kodem USK20 rabat 20% na wszystkie produkty w sklepie KULIK (do 4 XII 2017).


.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

Z kodem MARIAMIUGO wszystkie zegarki na miugo.pl o 50zł taniej (do 30 XII 2017).

Podsumowując mój strój:

– torebka w kolorze ust – już jakiś czas o tym myślałam i mam. Punkt odniesienia to oczywiście szminka nr 08

– kolor swetra od razu wpadł mi w oko i wcale nie przejmuję się tym, że golf jest akrylowy. Jest to najczęściej, jak do tej pory, noszony przeze mnie sweter tej jesieni, bo jest miękki, luźny i nie wymaga żadnych dodatków.

Ja wiem, że kaszmiry, że wełny, że walka o super jakość, ale czasami naprawdę warto zdać się na intuicję i pomiętosić coś w ręku, przymierzyć, ocenić na sobie i wyluzować. Moje dwa ulubione swetry w szafie są z akrylu, a ukochana sukienka w całości z poliestru. Na żadną z tych rzeczy nie mogę narzekać, żadna nie powoduje u mnie zlania potem, nie mechaci się i nie krzyczy: jestem lipnej jakości.

– płaszcz poważny i noszę, gdy jest zimniej. Tutaj padał deszcz, ale było ciepło i musiałam się rozpinać, żeby się nie przegrzać. Włosy też klapnięte przez deszcz :)

– zamszowe botki, niby nie myślę nigdy o tych butach, ale zawsze jakoś są elementem szafy. Zastąpiły poprzednie botki z Promoda, które się już zużyły. Było trudno na początku przyzwyczaić się do czubka w szpic, ale teraz nie ma problemu.

Wracając do budowania stylu – która z trzech perspektyw najbardziej oddaje Twoje podejście? Jak to się objawia? Które z tych podejść teraz najlepiej odpowiedziałoby na Twoje potrzeby? A może byłby to mix tych podejść?