Zacznijmy górnolotnie i porównajmy styl romantyczny w modzie do Romantyzmu w sztuce. W szkole uczyliśmy się, że postawa romantyczna była odpowiedzią na sztywne reguły panujące w epoce Oświecenia. Przypomnę, żeby skrócić część teoretyczną i nie przywoływać bolesnych dla niektórych wspomnień z lat szkolnych, że Romantyzm był buntem, niezgodą, poszukiwaniem, wiarą nie tylko w namacalne przedmioty i zjawiska, podążaniem za intuicją, pochwałą indywidualności i odczuwaniem wszystkimi zmysłami. Niby mówimy o postulatach głoszonych na przełomie XVIII i XIX wieku, ale nie ma w nich niczego archaicznego, wszystko wydaje się być bardzo aktualne. Moda, zastosowana w odpowiedni sposób, z pewnością sprzyja podkreślaniu własnej oryginalności i jest najłatwiejszym znanym mi narzędziem do wykreowania swojego wizerunku. Ale oczywiście moda ma różne oblicza, a my szukamy dzisiaj tego najbardziej zmysłowego, oddalonego od konkretu dnia codziennego, od przyziemności korporacyjnych mundurków i od twarzy zatroskanych prozaicznymi problemami. Jak ubiorem unosić się ponad powszedniością, jak wyrazić stan umysłu, jak zaznaczyć swoją odrębność?
Dla mnie bunt w dzisiejszych czasach to nie skórzana kurtka, to nie glany, to nie farbowane na zielono włosy. Buntem jest to, co kiedyś było normą, czyli kobieta ubrana w kobiecy sposób. Rzecz jasna nie musicie się ze mną zgadzać, to tylko moje odczucie, jednak zauważyłam, że kobiecy to nie znaczy już miękki czy grzeczny, ale bardziej seksowny lub wyzywający. Wydaje mi się, że niewiele kobiet ubiera się w taki typowo „ładny” sposób, o którym jest dzisiejszy post.
Dochodzę do wniosku, że romantyczny styl w modzie z pewnością jest kobiecy, ale kobiecy styl nie zawsze jest tożsamy z romantycznym.
Szukamy przede wszystkim miękkości. Rozumiem przez to wybór delikatnych materiałów, które subtelnie zaznaczają sylwetkę, które mogą odsłaniać trochę ciała, ale też mogą to ciało otulać. Sztywne ubrania są z góry odrzucane, one nie dadzą pozorów lekkości i zwiewności. Widzę romantyczną kobietę w jedwabnych topach, tiulowych spódnicach, kaszmirowych sweterkach, aksamitnych żakietach.
Szukamy delikatności. Znajdujemy ją w nieinwazyjnych, nierzucających się w oczy kolorach. Łagodne kremy, biel, pudrowe odcienie różu i fioletu, pastele będą flagowymi kolorami tego stylu. To nie wyklucza ciemnych kolorów, ale trudniej przy pomocy środków, które są agresywne uzyskać nieagresywny obraz.
Szukamy kobiecości. Skupiamy się na eksponowaniu talii, biustu lub szyi. Koszule i płaszcze są taliowane, spodnie mają raczej dopasowany krój, dekolty w bluzkach są czasami bardzo duże, ale nigdy nie można nazwać ich wulgarnymi. Jest w tym stylu pewna granica, która jeżeli ją się przekroczy, wpłynie na zniekształcenie jego istoty i zamiast romantycznym nazwiemy go już raczej tandetnym.
Szukamy zainteresowania. Styl romantyczny będąc pochwałą kobiecości wzbudza zaciekawienie mężczyzn. Nie prowokacją jednak przyciągamy spojrzenie. Przykuwamy wzrok błyskiem: cekinami, lakierowaną skórą, świetlistym makijażem, kryształową biżuterią. Hipnotyzujemy kwiatowymi zapachami. Dajemy o sobie znać stukotem obcasów.
Szukamy tożsamości w obrębie swojej płci. Wiemy, że istnieje różnica między modą męską, a damską i zamiast zgodnie z obecnymi trendami ją zacierać, staramy się ją uwypuklać. Częściej nosimy spódnice i sukienki, korzystamy ze strojnej biżuterii, używamy koronek, ubrań bieliźnianego typu, szpilek, otulamy się futrami, zdobimy nasze sukienki haftami, w pofalowanych i miękkich włosach pojawiają się kokardy, a czasem kwiaty. To, co odróżnia nas od mężczyzn jest pogłębiane i uwydatniane.
Szukamy spójności. Każdy dzień się liczy, codziennie żyjemy naszym stylem, nigdy się z nim nie rozstajemy. Jesteśmy zawsze delikatne, bo taki jest nasz charakter, kobiecości nie pozbywa się z dnia na dzień. W każdej sytuacji, nawet nie kojarzącej się z romantycznym strojem przemycamy szczyptę swojego stylu. Może to są czerwone usta, może trochę cekinów, może koronkowa bielizna, może falbanka – zawsze towarzyszy nam coś, co nie pozwala zapomnieć o naszym usposobieniu.
Łatwo o przesadę, łatwo o infantylizm. Styl jest trudny, można otrzeć się o kicz, dlatego we wszystkim trzeba zachowywać umiar. Środków wyrazu jest dużo, lecz to nie znaczy, że trzeba je stosować wszystkie na raz. Może do białej koszuli i jeansów wystarczy jedwabny szal w kolorze pudrowego różu i kryształowe kolczyki, może nie trzeba już dokładać do tego bransoletki z kokardą czy kwiatu we włosach? Może przed wyjściem warto zdjąć jeden pierścionek? Może do ust muśniętych błyszczykiem o słodkim odcieniu fuksji nie warto dokładać kolorowo pomalowanych powiek? Trzeba mieć się na baczności, by przy tworzeniu wizerunku kobiecej kobiety nie stworzyć przerośniętej dziewczynki. Trudno będzie wtedy oczekiwać poważnego traktowania i docenienia subtelności stylu.
Jeżeli podobają Wam się klimaty o jakich mowa w tym tekście, koniecznie odwiedźcie bloga thecherryblossomgirl.com. Jak Wam się podoba styl romantyczny?
Ale świetny temat!
Masz rację, romantyczny styl ubierania to taka odskocznia od cięższych i bardziej oficjalnych trendów, które ostatnio obowiązują. Mam tu na myśli też minimalizm, który przy wszystkich swoich dobrych cechach, może się jednak wydawać surowy i czasem mało kobiecy. A romantyczna natura kobiety pragnie mieć jednak pewną oprawę. Stąd miłość do koronek, falbanek, różów, sukienek i kokieteryjnych dodatków. To może być naprawdę urocze, jeśli nie jest przesadzone. I rzeczywiście łatwiej tu niż w innych stylach otrzeć się o kicz.
Ja jestem całym sercem za romantycznymi dodatkami, kolorami i sukienkami. Staram się zawsze mieć coś takiego w mojej szafie i zakładać, gdy przyjdzie mi ochota. W ostatnim czasie jest to pudrowy róż, który uważam za mega kobiecy. A w sezonie letnim długie, tiulowe spódnice. W sumie już nie mogę się doczekać, kiedy taką założę :)
Bardzo mi się podoba taki styl. Jest elegancki i kobiecy, nie odkrywa zbyt wiele. I te rozmarzone barwy… zdecydowanie bardziej do mnie przemawiają niż krzykliwe kolory. Styl romantyczny kojarzy mi się właśnie ze zwiewnymi sukienkami, falbankami, koronką i delikatnymi motywami kwiatowymi. Sama dobrze się w nim czuję, tak dziewczęco.
O! Świetny post, czekałam na coś takiego. Ale sądziłam, że będzie więcej inspiracji w postaci zdjęć, które zawsze lubię sobie zapisywać w folderze. Również uważam, że obecnie kobieta, powiedzmy – seksowna kobieta, kojarzy się z czymś wyzywającym. Albo z taką femme fatale nawet. Ja staram się uciekać od takiej wizji kobiecości, nie zamierzam się takim stylem sugerować. Bardziej uciekam w dziewczęcość, częściej nawet taką chłopięcość o której tutaj piszesz. Bardzo nie lubię tych wszystkich super ostrych kobietek, które są takie „niezależne” i w ogóle, co najgorsze: nawet wulgarne. Kobiecość tkwi w tym, co delikatne, wrażliwe. Wcześniej w jakimś komentarzu pisałam Ci, że ja ciągle mam opory przed takim stylem vintage, bo przykuwa uwagę. Ale to prawda też, że łatwo w nim o kicz i infantylność. Dlatego najlepsza opcja na co dzień to jakaś delikatna koszula (biel, ecru, pudrowy róż itp.), spódniczka rozkloszowana, jasne rajstopy albo ich brak, skarpetki z jakąś falbanką (śliczne są) i ładne trzewiki albo buty na obcasie.
Zawsze w tej kategorii dołączam jeszcze wpisy z uniformami oraz kobietami, które celebrują dany styl, nie inaczej tutaj będzie.
Super :-) Cieszy mnie to.
To dobrze. Ja tez mialabym ochote na wiecej zdjec :-) Przede wszystkim z przedstawicielkami tego stylu.
Tak! Z wielką nadzieją czekałam na rozpoczęcie kwestii stylu romantycznego :) Proszę o więcej inspiracji! :)
własnie zamierzałam o to poprosić :) styl romantyczny jest mi chyba najblizszy: miękkie materiały, zwiewność, delikatność i eksponowanie kobiecych atutów w subtelny sposób. Czekam z niecierpliwością!!:)
Mimo że nie jest to mój styl,to jednak podziwiam kobiety które jak mówisz nie przesadzają i umiejętnie się noszą w tym stylu.Czasem lubi czerpać z tego stylu jakieś elementy ,jednak nie do końca widzę się w nim na codzień ..
Mam podobnie – jakoś wiele osób po prostu wygląda mi dobrze w tym wszystkim. I patrzyć lubię.
O koronce wspominam tylko tyle, że czuję się jak w firankach, na falbany mam uczulenie i nawet dla córki nie lubię ich prasować. Ale na przezroczystości patrzę łaskawym okiem. I jedwab lubię. I puchate sweterki mają u mnie 9/10 ;)
kwiaty we włosach to jest to :)
szkoda, że tak mało zdjęć tym razem.
Stylu vintage nie lubię, nie trawię, ale wersja romantyczna i bardziej wspolczesna to chyba trochę styl jak u Kate Moss, blizniaczek Olsen? Tak mi się kojarzy :) i ten lubię:) Mozliwe , że styl tzw boho-hippie (ale nie wersja niechlujna) to tez forma tego romantycznego stylu o kt Mario piszesz? Na pewno nie jest przesłodzony:)
A wpis, rzecz jasna- baardzo ładny:)
Sorki, że dopiero teraz odpisuję. Tak, widzę pewien romantyzm w takim boho o jakim piszesz. Zdaje się, że ten styl jest taki na czucie w dużej mierze. Nie da się do końca zdefiniować jakichś sztywnych reguł dla niego. Bo bardziej chodzi o to, co chcemy ubraniem wyrazić – nawet bliźniaczki Olsen swego czasu miały ochotę pokazać w tym celowym niedbalstwie swoją kobiecą stronę :) Ich styl teraz jest oczywiście kompletnie różny i już nie ma o romantyzmie mowy. Powiem szczerze, że to wcielenie ich teraz baaardzo mnie chwyta za serce :)
To tak trochę o mnie :) Najlepiej czuję się w pastelach, koronkach, szyfonach, jedwabiach, falowanych włosach, kwiatowych deseniach, z podkreśloną talią, wyeksponowaną szyją i obojczykami, lubię bawić się transparentnością, która niby zakrywa, a odkrywa. I faktycznie, muszę przyznać, że wyróżniam się na tle innych dziewczyn i kobiet, szczególnie tych w moim wieku (mam 21 wiosen). Ale świetnie się z tym czuję, chociaż przed trafieniem na Twojego bloga miałam z tym pewien problem ;)
Bardzo , bardzo mi się podoba styl romantyczny. Swój styl nazwałabym mieszanką romantycznego i french chic. Co prawda u mnie tiule, brokaty, cekiny i róże odpadają, ale noszę wyłącznie sukienki i spódnice. Spodnie lub spodenki to tylko na wycieczkę rowerową, na grzybobranie, wycieczki po górach. Moje sukienki są dopasowane, ale nie obcisłe, bez dekoltów, ale zawsze przed kolano. Buty na obcasie lub płaskie, ale kobiece. Makijaż na ogół delikatny, ale czasem lubię mocniej podkreślić oko. Czerwona szminka i czerwone paznokcie też często u mnie występują.
Wśród moich znajomych prawie zawsze jestem jedyną dziewczyną w sukience, ale nigdy nie myślałam o sobie, jak o buntownicze. Ale podoba mi się taka teza!!!!Już się nie mogę doczekać na uniformy
już dawno nie mówiłam, więc dziś powiem: uwielbiam Cię, Mario
Eh, wybacz, że dopiero teraz wzięłam się za to, więc spóźnione, lecz szczere ode mnie wyrazy uwielbienia dla Ciebie i Twojego stylu :)
O rany dziękuję!!!!!!!! takie słowa od Ciebie , Marysiu to dla mnie zaszczyt
Podoba mi się oczywiście taki nieprzekombinowany styl romantyczny (nie za dużo środków wyrazu). Nie jest jednak mój. Biorę z niego podkreślanie talii, obojczyków i szyi, a także miękkość, którą lubię w tkaninach.
Mario, jak optycznie poprawić proporcje figury niby klepsydry/gruszki o szerokich, mocnych ramionach, szerszych niż biodra (biodra 98cm, talia 73cm, biust 70E-D). Nie noszę nigdy białych, ani jasnych gór, bo wyglądam jak jak bardzo wielkie babsko, a dół to spódnice, głównie rozkloszowane, podkreślona talia. Celuję w klimaty retro, vintage, bardzo kobiece właśnie. Bardzo chciałabym fajną białą koszulową bluzkę w której proporcje będą zachowane, i nie będzie wielkiej góry. Lada dzień zanoszę materiał na czarną spódnicę za kolano z pełnego koła do krawcowej – mój upragniony basicowy element garderoby <3 Nie wiem jakich bluzek szukać do tego – w maju matura i trzeba porządnie, elegancko wyglądać :)
Myślę, że jak masz znacznie szersze ramiona od bioder to nie możesz być ani gruszką ani klepsydrą. Gruszki mają znacznie szersze biodra od ramion, klepsydry maja takie same ramiona jak biodra, przy wąskiej talii. A tak nawiasem mówiąc mam identyczne wymiary jak Ty ;) tylko w ramionach dokładnie tyle samo co w biodrach i jestem czymś w rodzaju sklepsydrzonej papryki
Wydaje mi się, że mimo szerszych ramion w rzucie z przodu, można jednak korzystniej wyglądać w ubraniach polecanych dla klepsydry albo gruszki. Znaczy, ten podział na 12 sylwetek obejmuje tylko widok z przodu, a rzeczywistość jednak widzi nas też z boku i z półprofilu – ja mam ekstremalnie duży obwód w ramionach, ale tylko patrząc na wprost z przodu lub z tyłu, widzi się barki tak bardzo szerokie, że dominują nad resztą.
Poza tym wszystkie podziały sylwetek, które znam, dość krzywdząco zakładają, że szerokim ramionom towarzyszą zawsze ,,brak wcięcia w talii” i ,,długie, zgrabne nogi”. Tak dobrze to niestety nie jest.
Blackalcea, ogółem szerokim ramionom i wąskiej talii na ogół bardzo dobrze służą bluzki koszulowe. Jeśli masz okazję dobrania czegoś, co jest dobre w ramionach i biuście i znajdziesz krawca, który dopasuje Ci taką koszulę w talii, to z razem z czarną spódnicą z koła powinno robić ”efekt WOW”.
Wybacz, że dopiero teraz odpisuję. Chrzanić te cholerne podziały na typy sylwetek, które nic nie wnoszą :) Jeżeli chcesz, by ramiona wydawały się w koszuli równoważne z resztą sylwetki musisz zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Przede wszystkim ta koszula powinna być trochę taliowana. No nie może być raczej taka typowo męska, bo wtedy nawet wciągnięta do spódnicy będzie się wydawała taka bufiasta z tyłu, a to strasznie podkreśli górę. A po drugie to rękawy powinny być takie przy ciele bardziej, a nie takie luźne mocno. Nie mówię, że opięte, ale takie dobrze dopasowane do ręki. Jeżeli dodatkowo linia guziczków w tej koszuli będzie mocno zarysowana, czyli na przykład złote guziczki na białej koszuli to masz pionową linię, która przełamie szerokość ramion. Czyli jak najwyraźniejsze guziczki wskazane.
Styl kompletnie nie mój, ale jeżeli garderoba jest umiejęŧnie i ze smakiem skomponowana, z przyjemnością nań patrzę. (Tak zresztą jest chyba z każdym stylem: jeżeli noszący/a ma wyczucie, umiar i zarazem jest konsekwentny – całość broni się, cieszy oko i wzbudza szacunek, nawet jeżeli nie do końca trafia w gust patrzącego)
To coś zupełnie nie dla mnie, ale bardzo miło mi się patrzy na takie właśnie dziewczęce kobiety w nieprzesłodzonym wydaniu, w różach i błękitach zestawionych z bielami i szarościami. No i te miękkie materiały i formy. Nawet miałam dziś w rekach, taki delikatny, luźny, kaszmirowy sweterek w uroczym, delikatnym błękicie, popodziwiałam i z żalem odwiesiłam, wiedząc, że chętnie ubrałabym w niego kogoś, ale nie siebie. Będę więc czekać na wpisy z tej serii, żeby podziwiać. Wydaje mi się, że ten styl jest taki kojący i miły dla oczu, po prostu ładny. I może właśnie to „ładne” jest takie egzotyczne. Mało ładnych rzeczy i ładnych ludzi na świecie.
Nosiłam się tak często jako późna nastolatka. Umiłowanie do koronek ecru i szyfonu zostało mi do dziś, ale teraz łączę te zwiewności z ramoneską.
To uroczy styl dla młodych, wchodzących w życie kobiet – tych, które nie chcą emanować krwistą kobiecością, bo jeszcze jej dobrze nie zinternalizowały, jeszcze się trochę wstydzą. Tak myślę. Taki styl przechodni na konkretny okres w życiu.
Oczywiście są osoby, którym w romantycznych zwiewnościach do twarzy zawsze. (Enya!) Ale jak pisałaś, Mario – łatwo tu o przesadę, bezguście i osunięcie się w kicz. Trzeba wiele wyczucia, by z powodzeniem wdrażać taką stylówkę, gdy już dawno nie jest się dziewczynką.
W moim przypadku jest tak jak mówisz. Styl romantyczny połączony z boho nosiłam w pierwszej połowie moich lat 20-tych. Teraz przejadły mi sie kwiaty, tunikowate kroje i przeszłam bardziej we french chic. Trochę sentymentu we mnie wzbudzil post o Alexie Chung, ale pozbierałam się do kupy, bo wiem, że to już nie moa bajka. Za to Mama mojego Faceta nosi sie w takim stylu i wygląda świetnie.
U mnie zupełnie na odwrót. Jako nastolatka ubierałam się w stylu grunge, rockowo, trochę hippie, trochę z szafy taty, ale żeby zawsze było z zadziorem i mało dziewczęco. Ciągle wyglądałam nie tak i na zdjęciach wyraźnie widać było, że coś tu nie gra. Chciałam wyglądać na silniejszą niż w rzeczywistości, ale to było fałszowanie. Zaczęło mi to przeszkadzać, skręciłam w stronę stylu bardziej kobiecego, buty na obcasie, od czasu do czasu obcisła bluzka i to dalej nie było to. Próbowałam nosić czarne ubrania, ekstrawaganckie dodatki – i znowu zdjęcia pokazywały, jak bardzo to do mnie nie pasuje. W końcu zaakceptowałam oczywistą oczywistość, którą tak mocno eksponowały zdjęcia – żaden za mnie wamp, buntowniczka, ani gwiazda rocka. Mam trzydzieści lat z pewnym okładem, zaakceptowałam szarość i delikatność zgaszonego lata, i urodę jak sprzed wojny (bardzo duże, ale wiecznie przymknięte oczy, nieduże usta i miękkie, puszyste fale na włosach), które przez większość życia były dla mnie źródłem niewysłowionych kompleksów. Teraz za spódnice w kwiaty, delikatne, różowe i białe bluzki zbieram regularne komplementy. Lata gromadzenia złej szafy doprowadziły do tego, że trudno to teraz poskładać w spójny obraz, ale pracuję nad tym. Styl romantyczny, ale prosty, z lekką nutką stylu dwudziestolecia, ale bez obniżonej talii – oto w czym nareszcie wyglądam dobrze. Na czarne ubrania zaś otrzymuję niechętne pozwolenie od męża tylko gdy wybieram się na pogrzeb.
To musisz teraz bardzo fajnie wyglądać :) Tak trzymaj
Ha! Dziękuję za miłe słowa. Wyglądam bardzo, bardzo źle, ale wiem, w którą stronę iść, więc obiecuję, że niebawem będę wyglądać dobrze:-D
Musisz naprawdę zjawiskowo wyglądać, a twoja uroda zapewne jeszcze to podkreśla. Sama szukam swojego stylu i nie wiem, co właściwie do mnie pasuje. Kocham spódnice (najbardziej rozkloszowane), ale patrząc na moje konto na polyvore skłaniam się również ku grungowi. Sama nie wiem co mi w sumie pasuje. Kiedyś było kolorowo, obecnie dominuje u mnie czerń i szarości, ponieważ czuję, że żaden kolor do mnie nie pasuje. Dlatego miło przeczytać, że ktoś po tylu eksperymentach w końcu powoli znajduje coś co jest jego. Do daje nadzieję, że może i ja kiedyś coś takiego swojego znajdę :)
Bardzo lubię tan styl-na kimś.Z tego co napisałaś,Mario,wynikałoby ze on sie nie nadaje dla zim,zgadza sie?Ja w pudrach,rozbieranych barwach wyglądam jakbym była chora,a wersji mocniejszej nie znam.Ale w sumie-Hiszpanki nie maja romantycznego stylu? ;)
Hejka, sorki, że dopiero teraz. Ach ten styl też widzę na mocnej urodzie, w bardziej mrocznym wydaniu. Takim trochę Monicobellucziowskim :) Ciemna koronka, czarny jedwabny top, mroczne kwiaty na czerwonym tle – tego typu sprawy :)
Bardzo podoba mi sie ten styl i obie stylizacje, ktore zamiescilas, ta biala sukienka z kardiganem – rewelacja. Niestety mam wrazenie, ze ciezko znalezc ubrania w tym stylu, szczegolnie dobrej jakosci. Przewaza jednak styl nowoczesny, nieco kanciasty …
Bardzo dziekuje za ten temat, mam nadzieje ze bedzie wiecej!!!
Bardzo jestem ciekawa uniformu do tego stylu. Spragnionym zdjęć polecam po prostu wpisać w pinterest „romantic and feminine style”. Osobiście lubię ten styl, a w zasadzie jego elementy, gdyż uważam że w wersji total look nadaje się wyłącznie na wielką galę albo sesję zdjęciową. Wbrew pozorom to trudny styl, łatwo w nim o przesadę i efekt „przebrana nie ubrana”. Elementy romantyczne jakie lubię we własnym stroju to miękkie dzianiny, wzór w kropeczki, koronkowe elementy i przejrzystości, połączenie szarego z delikatnym różem (nie wiem czemu jest dla mnie niepomiernie romantyczne a jednocześnie nie za słodkie), perły i kwiaty w ozdobach, długie włosy-rozpuszczone albo zaplecione w różne warkocze, delikatne smoky eye. Oczywiście nie noszę ich wszystkich na raz:) Szkoda że ciężko znaleźć romantyczne ubrania dobrej jakości, jak coś jest przezroczyste to najczęściej jest to 100% poliester, niestety ciało zalane potem jest mało romantyczne:P Ostatnio szukałam bawełnianej koronki, też prawie mission impossible.
Bardzo lubię romantyczne dodatki. Aksamit uwielbiam! Lubię też, kiedy góra jest romantyczna. A ten biały sweter to prawie taki sam, jaki mam i jaki bardzo lubię nosić, tylko mój to pulower. Kardigan też bym chętnie przygarnęła, bo uwielbiam takie swetry, szczególnie te dopasowane i z dekoltem w serek. Poza tym, bardzo podoba mi się zdjęcie z szarościami-ten kolor inaczej mi się kojarzył, a tu taka niespodzianka. Sweter mój! :) Fajne buty i szminka.
Mi bardzo się podoba taki styl, tylko nie do końca widzę siebie z moimi kowbojkami w romantycznym wydaniu:) Ale natchnęłaś mnie chociaż do przymierzania trochę innych ubrań:)
Podoba mi styl romantyczny ale na kimś. Ja dla siebię biorę pewne elementy. Podkreślenie figury,spódnice i sukienki,czerwona szminka,futerko,błyszcząca biżuteria,,buty na obcasach,aksamit,kaszmir,perły. Oczywiście jest to tylko parę elementów jednocześnie,bo zgodnie z tym co napisałaś,też uważam,że tutaj łatwo o przesadę. Szary zestaw na kobiecie ze zdjęcia jest cudowny!
Vanessa Montoro i jej jedwabne szydełkowe sukienki – to jest kwintesencja tego stylu wg mnie.
Bardzo lubię ten styl. Jest on po części moim, sporą część moich ubrań można pod niego podciągnąć. W mojej wersji całość jest jednak przemieszana z boho, a kolory są bardziej intensywne, niż pudrowe i pastelowe. W końcu jestem ciemną zimą :)
Z czasem jednak coraz trudniej znaleźć takie rzeczy w sklepach. Zauważyłam też, że coraz więcej osób taki sposób wyrażania kobiecości uważa za w złym guście lub bezguście w ogóle. Dotyczy to nie tylko ubioru. Ostatnio kupiłam śliczne filiżanki w bratki, musiałam wysłuchać całych epopei, że to zły pomysł i powinnam się zdecydować na jakieś kubistyczne białe.
Najważniejsze to oczywiście pozostać sobą nie patrząc na to, co jest w danej chwili modne. Najważniejsze, że Ty się słodko czujesz popijając herbatkę ze swojej ślicznej filiżanki :)
Choć sama tylko w niektórych momentach ocieram się o ten styl, uważam romantyzm i styl romantyczny za coś godnego zainteresowania. Zaś te kobiety, które tak się ubierają, muszą być odważne i konsekwentne jak mało kto. Bardzo inspirujący i piękny wpis.
Jeśli chodzi o romantyzm w moim wykonaniu, to raczej polega na wykorzystaniu kontrastu. Podaję przykłady, jakie przyszły mi do głowy:
– koronkowy top i spodnie w militarnym stylu
– biała koszula, czarne spodnie i orientalne dodatki (w końcu orient bardzo lubi się z romantyzmem)
– jedwabna sukienka i skórzana kurtka
– zwiewne materiały i ciężkie buty.
Ogień i woda. Inaczej byłoby dla mnie za „miękko”.
W ostatnim akapicie powiedziałaś dużo na temat rozgraniczenia między kiczem, a prawdziwym, dojrzałym romantyzmem. Zauważyłam, to tak samo dzieje się w italian chic. Bardzo łatwo w nim o przesadę. Wcześniej mocno broniłam się przed włoskim stylem, bo kojarzyłam go głównie z tlenionymi na blond 40- i 50-latkami, które zbyt długo przebywały na solarium, błyszczącymi z daleka pseudozłotymi naszyjnikami i lakierowanymi torebkami, falbankami, jakimiś duperelami. Ech…
ja też lubię takie kontrasty. Ostatnio chodzą za mną zestawienia spódnicy tiulowej z grubszym swetrem.
W 'czystym’ romantycznym stylu czegoś mi brakuje albo po prostu nie pasuje do mnie. Kiedy miałam na sobie jasno szare spodnie i jasnoróżowy top to musiałam dodać do tego mój czarny rzemykowy naszyjnik, bo było dla mnie zbyt mdło.
Znam jednak kilka osob, którym to pasuje i potrafią się ubrać nie przebrać. Fajnie patrzy się na osoby świadome swojego stylu.
Tez bardzo ciekawy zestaw. Ostatnio interesuje mnie połączenie pasteli z mocno zgaszonymi kolorami, np. jasny róż z bordowym, kremowy z granatem itp.
„Czysty” romantyzm jest dla wielu trudny, zwłaszcza w takiej szaroburej Polsce dla wielu ludzi może okazać się zdziwaczeniem.
Dobrze, że są tacy ludzie, którzy potrafią się przełamać i ubierać się w tym stylu.
Ten styl wyraża moja osobowość, ale absolutnie nie czuję go na zewnątrz. W związku z tym otoczenie często w pierwszym odbiorze łapie surowość, a dopiero później romantyczność i subtelność. Czy jest jakaś opcja, by akcentowac tylko ten styl,utrzymając minimalism całego ubioru i surowość stylu? Czy są przykłady albo osoby które tak się noszą?
Pierwsza osoba, która mi przyszła tu do głowy to Naomi Watts, która zawsze wybiera takie pozornie minimalistyczne sukienki, ale w zasadzie zawsze jest w jej stylizacjach jakiś romantyczny, bardzo kobiecy pierwiastek.
Podoba mi się styl romantyczny i jestem jak najbardziej za tym, żeby ubierać się kobieco, nieagresywnie, ale jest to (przynajmniej dla mnie) dosyć trudne.
Czuję, że jak się rozpiszę o romantyczności w ubiorze, to zostanę uznana za automat spamujący :D
Dla mnie romantyczność to przede wszystkim zwiewność, miękkość, rozfalowana powłóczystość i trochę tajemniczości i nierealności. Trochę z wyidealizowanego, „wyobrażonego” średniowiecza i XIX w., ale bez dosłownych cytatów – sam nastrój. Jak w malarstwie prerafaelitów.
https://artcritic.files.wordpress.com/2007/12/ladyofshalott.jpg
http://render.globalgallery.com/images/265785–600.jpg
http://img1.liveinternet.ru/images/attach/b/3/21/767/21767970_2220_Magicheskiy_kristall.gif
Widzę tu proste formy, nasycone kolory albo biel, motywy roślinne w akcesoriach – i żadnych tam falbaneczek, łączek ani landrynkowego ciu ciu ciu ;) Tak właśnie wyobrażałam sobie stroje elfich kobiet u Tolkiena – i ku mojemu zachwytowi twórcy filmów myśleli tak samo:
http://4.bp.blogspot.com/-yxzhV4F5eIw/Tb6zvc5HKfI/AAAAAAAAAEs/v_j4xCRYeVc/s1600/Picture+3.png
http://arwen-undomiel.com/images/arwen/Arwen_red_dress.jpg
http://imagizer.imageshack.us/a/img545/8099/30374135.jpg
Wszystko to prowadzi do wniosku, że pełna romantyczność w stroju jest niemożliwa do zrealizowania, chyba że nasze codzienne zajęcia ograniczają się do przechadzek po ogrodzie albo siedzenia w komnacie i grania na harfie :)
Moją – z konieczności uproszczoną – wersją romantyczno-elfiego stroju jest zwiewna, powłóczysta spódnica, dopasowana góra i maleńki, ażurowy żakiecik wyszydełkowany przez Mamę, kiedy była młodą dziewczyną. Żadnych deseni, prawie żadnych ozdób, a z kolorów biel, szarość i kremowy. Wytrwale i bez powodzenia szukam białej letniej długiej sukienki, która miałaby talię w talii, a nie pod biustem, ale zdaje się, że do projektantów nie dotarł jeszcze ten rewolucyjny pomysł :> Jesienią znakomicie czułam się w luźnym, długim szarym płaszczu z kapturem i czarnych sznurowanych niby-dziewiętnastowiecznych butach do pół łydki, ale po pewnym czasie intensywnej eksploatacji musiałam się w końcu z nimi pożegnać.
I jeszcze kilka wariantów romantycznego stylu:
Dorosły, czyli zjawiskowa Szmaragda:
http://www.szmaragda.pl/wp-content/uploads/2014/05/10245420_758275907524531_7188166478338329648_n.jpg
http://www.szmaragda.pl/wp-content/uploads/2013/05/825.jpg
http://www.szmaragda.pl/wp-content/uploads/blogger/–QoMrfVkadA/Ti193j5Je8I/AAAAAAAAAis/9w-nt5_5Qt4/s1600/IMG_1700.JPG
http://3.bp.blogspot.com/-9aR7GngSzX8/TWuCnUhQDcI/AAAAAAAAAfg/1pwxozsPTkk/s1600/4.jpg
Dziewczynka z bajki, czyli Emily Martin:
http://theblackapple.typepad.com/somegirlswander/frocks/page/3/
(Cherry Blossom Girl z jej mini sukieneczkami w kotki jest dla mnie zbyt przedszkolna)
Zwiewność i elementy militarne, lama i aksamit, pastele, srebro i płaszcz w kolorze wina – wszystko razem przepięknie gra: http://www.style.com/fashion-shows/fall-2002-ready-to-wear/marc-jacobs/collection
Szkocka kasztelanka na dworze Elżbiety I: http://www.style.com/fashion-shows/pre-fall-2013/chanel/collection
Tę kolekcję po prostu jadłabym łyżkami :)
Widząc moje zaangażowanie w tematykę, pewnie nie zdziwisz się, Mario, że z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy z tej serii :)
mnie się też Cherry Blossom nie za bardzo widzi. Tzn. niby wszystko ok, ona jest ładna i taka dopracowana, ale dla mnie jest to wszystko takie za bardzo teatralne, wystudiowane. Sztuczne.
Bardzo ciekawe linki podałaś. Przepiękne kolekcje, bardzo inspirujące. Aczkolwiek mam wrażenie że Emily Martin to już bardziej vintage i retro. Szmaragda pięknie wygląda na każdym z tych zdjęć, ale pierwsze i ostatnie są już dla mnie przesadzone. Te stroje świetnie wyglądają na zdjęciu, ale w realu pewnie zbyt „teatralnie”. Nasuwa mi się pytanie czy vintage i boho to jakieś podtypy stylu romantycznego?
Piękne linki, zwłaszcza do Szmaragdy i Tolkienowskich elfów! Zwłaszcza film Jackosa zapewne wpłynął na moją estetykę. Ach, te czasy, kiedy tak bardzo chciałam być piękna i dostojna jak Liv Tyler w trylogii Jacksona! Jeszcze podam link do kolekcji Elie Saab pokaz haute couture wiosna 2015 http://www.style.com/fashion-shows/spring-2015-couture/elie-saab/collection Jednakże bliżej mi do orientalnej, utrzymanej w stonowanych barwach kolekcji Armani Prive z wiosny tego roku, moja ulubiona kolekcja tego roku! http://www.style.com/fashion-shows/spring-2015-couture/armani-prive/collection
Chyba jednak dochodzimy do wniosku, że nie ma sztywnych ram dla tego stylu i naprawdę jest to kwestia raczej sposobu myślenia. Dla mnie część z tych rzeczy, które zamieściłaś nie mieści się w mojej definicji tego stylu. Prawie wszystko mi się tutaj jednak podoba i widzę, że ile kobiet, tyle rozumienia tego co kobiece i ulotne :)
Na ten styl czekałam :) Po wielu poszukiwaniach tego, co naprawdę mi się podoba i w czym dobrze wyglądam, skierowałam się w stronę stylu romantycznego. Broniłam się strasznie długo, bo jest on kojarzony z infantylnością i lekkim nieogarnięciem życiowym. A te cechy bardzo mnie drażniły u innych kobiet. Teraz już mam trochę dystansu i bardzo podobają mi się „kobieco” ubrane kobiety – szczególnie w jasnych, delikatnych odcieniach i niewielką ilością dodatków, bądź żywych, wesołych kolorach. Niestety w szafie po ostatnich latach mam totalny misz-masz, dużo czerni (którą lubię, ale nie do końca mi pasuje) i minie trochę czasu aż przeorganizuję garderobę.
Wydaje mi się, że wśród sieciówek najlepszą ofertę ma w tym zakresie Orsay. Naturalnie na rynku mamy teraz pełno pasteli, na które jest moda, ale znalezienie czegoś dobrego jakościowo i delikatnie podkreślającego figurę jest trudne. Od dawna szukam chociażby rozkloszowanej, letniej spódnicy midi i jasnej, eleganckiej, taliowanej bluzki – a na wieszakach długość mini i wiszące, prześwitujące „mgiełki”. W okresie zimowym jeszcze trudniej znaleźć coś w stylu romantycznym na rynku – jest ciemno, geometrycznie, z dużą naleciałością aktualnych trendów lub wręcz wyzywająco. Też macie takie wrażenie czy tylko ja widzę tak ofertę sklepów w ostatnich sezonach? :)
Mario, dziękuję za bloga i inspirujące podejście do tematu mody! Podczytuję stale i czekam na więcej!
Hm, jestem zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że ubieram się w stylu, który, po przemyśleniu Twojego wpisu, określiłabym jako neoromantyczny. Mam 42 lata i kwiaty we włosach już nie dla mnie :) . Natomiast fasony i materiały (kaszmir, wełna, jedwab) ubrań, które noszę są jak najbardziej kobiece w wydaniu, jakie opisałaś. Wolę jednak ciemne kolory, zwłaszcza zimą i na wieczór, choć też w odcieniach pastelowych, i zdecydowanie bez print-ów, jednokolorowe. Tylko dodatki są wzorzyste – jedwabne apaszki, chusty i szale, które uwielbiam. Ciekawe, tak po 40-stce się dowiedzieć, że jest się romantyczką :) Super.
Proszę napisz gdzie można kupić jedwabna apaszke dobrej jakości?
Spróbuj pobuszować w ciuchbudach – przy odrobinie szczęścia i wytrwałości trafisz coś dla siebie i zapłacisz grosze, bo takie apaszki są przecież leciutkie.
Swoje kupiłam w Rosji. Tam są bardzo popularne. Natomiast w Polsce widziałam takie apaszki w sklepach Wittchen, ale trudno mi się wypowiadać o ich jakości. Generalnie wiem, że trudno je w Polsce kupić. Koleżanka kupuje swoje we Włoszech podczas wypadów wakacyjnych. Powodzenia.
Cattii: nie wiem, gdzie mieszkasz, ale w Opolu wypatrzyłam sklep, w którym można kupić jedwabne apaszki, naprawde ładne i dobrej jakości naprzeciwko Solarisa, na ul. Kamiennej 5. Są tam bardzo ładne i wysokiej jakości ubrania, niestety, nie na studencką kieszeń.
Podam Ci linka do artystki zajmującej się malowaniem ręcznym na jedwabiach http://minkulul.deviantart.com/ tyle, że też ma ładne ceny ;]
Ewentualnie Kazar, Wittchen, ale nie jestem pewna co do ich jakości. Jeszcze jest inna możliwość – możesz kupić jedwab w sklepie z tkaninami, potem krawcowa by Ci przerobiła materiał na apaszkę ;)
Bardzo mi się pomysł z krawcową podoba :) Tylko to musi być mądra krawcowa, która wie, że jedwab wykańcza się ręcznie.
Milanówek też internetowo sprzedaje apaszki jedwabne.
Akurat Milanówek odradzam, mama kupiła jedwab pięć-sześć lat temu właśnie tej firmy i uważa to za błąd. No, chyba, że coś się zmieniło.
Kobieta w jeansach, pięknej jedwabnej koszuli z perłowymi guzikami i obcasy. Koszula w środek. Genialnie.
Albo jeansy i taki jak na zdjęciu sweterek opadający z ramion i obcasy. To dla mnie romantyczna kobieta, taka lekka.
Wg mnie to bardzo trudny styl, tak łatwo przesadzić.
Bardzo mi sie podoba taki styl.Dla mnie ,subtelny i taki wdzięczny :) Coś dla mnie.
Mario, czy Tobie sie taki styl podoba? Napisalas o nim, bo Cie w jakis sposob zainspirowal, czy raczej z poczucia obowiazku?
A wiesz, ostatnio jak pisałam z czytelniczką i doradzałam jej w sprawie stylu to doszłyśmy do wniosku, że tak ogólnie będzie to „mroczny romantyzm” i znalazłam taką piękną sukienkę na asosie dla niej i sama tej sukienki zapragnęłam. Tutaj jest. Czuję, że w takiej kobiecości też bym siebie mogła odnaleźć. Jakbym nie karmiła to bym kupiła od razu, ale tak to nie chcę, bo nie wiem czy będzie pasować później :) Podoba mi się romantyzm, ma coś w sobie ten styl.
Dziewczyny, Wszystkiego najlepszego z okazji naszego Babskiego komunistycznego święta :)
Mario, bardzo ciekawy analityczny wpis. Przy jego czytaniu naszły mnie refleksje, dotyczące postrzegania kobiecości. Uczy się nas od dzieciaka, że kobiety noszą sukienki, buty na obcasach, są wdzięczne i zwiewne i przez to kobiecość jest kojarzona ze stylami takimi jak romantyczny czy włoski. A przecież teraz każda z nas może wyrażać się w odpowiedni dla niej sposób i te 'stereotypowe’ style są jednymi z wielu. Przykladowo, Ty Mario, nie nosisz sukienek (ale się przyczepiłam), a emanujesz kobiecością, własnie dlatego, że się nie przebierasz. Płynąc już do brzegu, irytują mnie nakazy jak powinnyśmy wyglądać. Bo niby możemy chodzić w spodniach, ale jednak…lepiej byłoby abyśmy nosiły kiecki. Kanony piekna w kazdej kulturze sa inne, i to pokazuje, jak sztuczne są narzucane nam zasady.
Także tego, płynąc już do brzegu…Życzę Wam, abyście nie dawały się stereotypom i czuły Waszą kobieca siłę wewnątrz, niezaleznie czy ubieracie się 'romantycznie’ czy 'andorgynicznie’.
Cześć Magda, fajne życzenia :) Ja akurat nie noszę teraz sukienek, bo karmię. Ale będę swoją szafę w zasadzie od nowa budować i mam już ochotę właśnie na coś bardziej kobiecego i na pewno będzie więcej mnie na blogu, bo to mnie zmobilizuje, żeby trochę zacząć „wyglądać” :) Jeszcze raz dziękuję za życzenia w imieniu wszystkich Czytelniczek :)
Styl romantyczny to dla mnie pewna zagwozdka, coś czuję że będę jeszcze w swojej głowie rozkminiać tego posta.
W pewnym momencie swojego życia stwierdziłam, że romantyczny styl to coś zupełnie nie z mojej bajki. Chociaż zawsze lubiłam sukienki, delikatne podkreślanie kształtów, to romantyzm wydawał mi się zbyt dziecinny (falbany!), okropnie niepraktyczny i niewygodny, pokazujący, że „kobieta ubiera się tylko dla facetów”
Teraz myślę o tym nieco inaczej – bo zobaczyłam w tych wadach pewne zalety:
– to jest styl który wymaga ogromnego umiaru i dobrego gustu, bo od razu widać gdy się przesadzi. Co za tym idzie – osoba która potrafi wprowadzić go do swojej garderoby musi te cechy posiadać
– to jest styl który wymaga wytrwałości i czasem nawet określonego sposobu życia – te piękne materiały są nie tylko delikatne i miękkie, ale też wymagają od noszącej je osoby trochę uwagi – żeby się nie pobrudzić, żeby nie zaczepić. Tak samo obcasy – wymagają trochę wysiłku, to nie są najwygodniejsze buty świata, ale nie da się ukryć że potrafią pięknie wyeksponować nogi i cała sylwetka staje się inna… przynajmniej u mnie tak jest :)
– to jest styl który wymaga trochę odwagi – bo jest w kontrze do tego co „się nosi”, co się kobietom obecnie proponuje
A jak jest u mnie? Chyba widzę ten styl jako pewien akcent w mojej garderobie. Są takie dni kiedy po prostu mam ochotę wyglądać bardziej romantycznie i na te momenty chcę coś mieć, niekoniecznie jednak będzie to podstawa mojej szafy. Tym co baaardzo chętnie bym do niej wprowadziła są romantyczne materiały – tiul, jedwab, kaszmir!
Przepraszam, że komentarz przydługi, się rozpisałam ;)
Cześć!
Nie ta notka, ale inna, zainspirowała mnie do stworzenia dużego portalu, który opierać się będzie przede wszystkim na jednym z Twoich zdań :) Nie chciałabym pisać szczegółów tutaj przed wdrożeniem tego projektu, bo do otwarcia strony jeszcze daleko, ale czy mogę się jakoś skontaktować z Tobą na mój e-mail?
Pozdrawiam,
Anna
Aniu, napisz na maila współpraca :)
Pięknie to opisałaś. Bardzo inspirujący post. Lubię ubiór kobiecy, a nie „unisex”. Uwielbiam Twoje teksty, pochłaniam jednych tchem! Ja próbuję tworzyć kobiecy, romantyczny styl, przy użyciu prostych kolorów. Nie lubię przepychu, lecz prostotę i wolę stworzyć look bazując na prostej, ale dziewczęcej sukience. Szkoda, że mało zdjęć w tym poście. Polecony blog ciekawy, masz coś jeszcze do polecenia?
Będą jeszcze posty z kobietami ubierającymi się w tym stylu i z kolażami ubrań.
Styl romantyczny jest tym „co mi w duszy gra” już od jakiegoś czasu. Tylko zastanawiam się, czy każda figura i typ urody dobrze się w nim czują. Jak to jest z tym stylem- czy każda kobieta dobrze w nim wygląda, jeśli go „czuje”???
Pewnie, przecież nie ma żadnych konkretnych wytycznych typu: trzeba ubierać taliowane sukienki lub prześwitujące bluzki :) Wszystko da się pogodzić. A chociażby uzupełniać najprostsze zestawy jakimiś dodatkami w tym stylu. Każda kobieta może mieć w ręku szydełkową torebkę lub apaszkę z jedwabiu na szyi :)
To zdecydowanie nie mój styl. Nienawidzę koronek, tiulu i falbanek. A w jasnych i w kwiatowe wzorki ubraniach czuję się jak w pizamie. :D :D :D :D
sam styl romantyczny może być trochę mdły szczególnie jeśli ktoś ma słodką buzię, wolę do „mojego” french chcic dodawać pewne elemanty romantyzmu kiedy mam na to ochotę =)
Jeszcze niedawno broniłabym się rękoma i nogami przed jakimkolwiek romantycznym elementem, a teraz… Przy okazji kompletowania szafy [buszuję w ciucholandach – i jestem dumna, bo kupuję świadomie! hurra!] chętnie znalazłabym miejsce dla jakiejś tiulowej spódnicy. Albo delikatnego sweterka. Czas wyruszyć na łowy ;-)
Styl romantyczny, ale taki jak Ty opisałaś bardzo mi się podoba. Jest kobiecy. Nie seksowny, nie infantylny. Kobieta nie jest ani wampem, ani lolitką. Tylko kobietą. U mnie odpadają kwiatki, pastele i falbanki, ale lubię sukienki, perełki, kaszmir, jedwabne apaszki, delikatne, ale proste sandałki.
iwona,zgadzam się z Tobą.:)
Bardzo romantyczna jest Louise czyli misspandora (jako blogerka modowa ma wiele twarzy, ale w jej stylizacjach przebija się styl jak z obrazów A.Muchy), i choć to nie moja bajka, to nie mogę od niej oderwać oczu.
Na przykład tu:
http://www.misspandora.fr/shadow-of-a-dream/
http://www.misspandora.fr/2014-a-year-in-pictures/
W głębi duszy – to jestem właśnie ja. Zestaw miękki sweter + tiulowa spódnica to moje garderobiane marzenie. A mimo to noszę czarne rurki, biały t-shirt i czarny prosty żakiet. I w nim tez czuję się świetnie. Mam chyba jakieś rozdwojenie jaźni, skoro w dwóch tak odmiennych stylach czuję się równie dobrze ;-)
haha, witaj w klubie :D
Mam wrażenie że w dzisiejszych czasach to właśnie tiulowa spódnica wymaga większej odwagi niż inne ubrania, może bardziej utożsamiane z buntem typu, no nie wiem, czarna skóra, ćwieki i podarte dżinsy;) Może dlatego tyle z nas marzy tylko o zwiewnej kreacji, a na co dzień i tak pomyka w bezpiecznym stroju nie zwracającym tak bardzo uwagi otoczenia.
a moim zdaniem tiule i ćwieki to dwa bieguny mody, ktore właśnie wymagaja od noszącego tej odwagi, aby się wyróżniać.
Czy ja wiem, ćwieki ostatnio przesunęły się bardziej do mainstreamu, co druga nastolatka na ulicy miała coś w czaszki i z ćwiekami.
To prawda, ale z drugiej strony duzo na uliucach widzi sie pasteli i kwiatow, bo takie sa ostatnio trendy w sezonie wiosenno-letnim. mi chodziło bardziej o osoby mające własny styl, a nie te noszące to co jest aktualnie na topie.
Zgadzam się. Mi z kolei chodziło o to że mainstream zaadaptował już chyba elementy z każdej subkultury (mam nadzieję że nikt się nie obrazi za to słowo). W zasadzie na polskiej, wciąż dość nietolerancyjnej ulicy, wyróżnia się każdy kto po prostu odstaje od tłumu i tego co akurat w sieciówkach modne.
Nie moja bajka niestety. Nie jestem romantyczna więc nie czuje tego u innych. Cieżko strawne jak dla mnie. Może do zaakceptowania na pewnym etapie życia, u nastolatki czy wczesnej 20 latki. Ale na dojrzałej kobiecie już nie. Łatwo o śmieszność. Kojarzy mi się z infatylnością, dziecinnością, niewinnością. Może gdyby jeszcze zaczerpnąć niektóre elementy i umiejętnie zmiksować z czymś innym.
Mam tak samo. Patrzę na tak ubierające sie kobiety i one nie są odbierane poważnie-Kasia Tusk, Charlotte z Sexu w wielkim mieście. Są kwiatki, są cekinki ale jest też infantylność i brak jakichkolwiek poglądów. Dla mnie styl da przedszkolanki lub pani wychowującej dzieci. Dorośli się tak nie ubierają
To jak są odbierane to raczej kwestia ich osobowości i zachowania, a nie stylu. A w ogóle moim zdaniem dorośli mogą ubierać się jak chcą:)
Dobra, zapytam inaczej, znasz konkretną kobietę tak się ubierającą?
Rozumiem że linki do blogów zamieszczanych już przez inne czytelniczki Cię nie przekonują? Tak, znałam kilka kobiet ubierających się w tym stylu, choć wtedy nie zdawałam sobie sprawy że to się nazywa styl romantyczny. (Tak przy okazji to nie jest tożsame z cekinami i kwiatkami). Ich wygląd nie budził negatywnych emocji. Jak już przywołujemy postacie filmowe to mi się skojarzyła Dolores Umbridge z Harry’ego Pottera- w mięciutkich sweterkach, różach, falbankach a ostatnia rzecz jaką można było o niej powiedzieć to że jest niepowazna i dziecinna;)
Postać z bajki mnie nie przekonuje. De gusstibus jak mawiali Rzymianie :D
:) a sex w wielkim mieście to rozumiem serial dokumentalny?
:D Dla mnie tak a nawet napisałabym naukowy. Wszystkiego ważnego mnie nauczył :D
Hahaha, Carrie wygrałaś internety, sorry, że tak późno Ci to piszę :)
pewnie mnie Maria zruga, ale i tak to napiszę. Gdyby Kasia nie była infantylna sama z siebie, to kwiatki i cekiny by z niej infantylnej nie zrobiły. Poza tym w tym stylu trzeba wyjątkowo znać umiar, żeby nie przedobrzyć. Z resztą każdy styl można nosić z klasą albo z teatralnym, sztucznym czy groteskowym przepychem.
To nie jest odpowiedź tylko okólniki. A skąd wiesz jaka jest panna Tusk rzeczywiście? znasz ją na tyle żeby cokolwiek o niej powiedzieć, czy też napatrzyłaś się na kwiatki i cekinki i z tego wyciągnęłaś wnioski? bo jeśli ta druga opcja „znania z zapatrzenia” to właściwie przyznałaś mi rację…
ja nie napisałam, że sama tak o niej myślę, tylko odpowiedziałam na Twój zarzut, ze przez tiule i cekiny Kasia jest odbierana jako osoba infantylna. Otóż jest tak odbierana z zupełnie innych powodów.
O, właśnie też tak myślę. Działalnością własną, przez której pryzmat jest postrzegana, jest prowadzenie lekkiego bloga z ładnymi zdjęciami, no i dopóki całokształt skojarzeń z jej osobą przypomina zadbany szkolny zeszyt (chociaż często-gęsto z drobnymi błędzikami stylistyczno-interpunkcyjnymi ;) to ona jest postrzegana jako ładna dziewczynka z podstawówki.
No, ale jeśli takie było zamierzenie, i jej to odpowiada, to właściwie zero problemu. Taki urok kreowania siebie w sieci.
Jak czytam w necie opinie o K.T. to raczej chodzi o to że ludzie nie do końca wierzą w autentyczność jej stylu, że nosi faktycznie co lubi a nie za co jej płacą i to budzi niechęć- fałsz, a nie ewentualna infantylność sama w sobie.
Jorun, dotknęłaś sedna. Nie wierzę w styl romantyczny jako wybór na życie, wierzę w elementy w danym etapie życia /tu zresztą w dyskusji często pojawiły się wątki nastolęctwa jako epizodu z tym stylem/. Na co dzień jest w tym bajka, odrealnienie, zarzut że to poza, teatralność.
Dalej uważam, zę to genialny styl docelowy dla przedszkolanek i matek malych dzieci i im to zostawiam
Mi raczej chodziło o to że z powodu nieautentyczności K.T. zbiera czasem niepochlebne opinie.
Odniosę się tylko do jednego zdania – ten styl w moim odczuciu jest ostatnim dla matek z dziećmi ;) materiały delikatne, łatwo zniszczyć takie rzeczy, to zdecydowanie nie jest strój do karmienia czy biegania z dzieckiem po piaskownicy ;)
Makate ma rację, dla matek ganiających za dziećmi to prędzej dresy niż koronki :)
w sumie to nie wiem, dlaczego 50-latka, zadbana, zgrabna, ubrana w kremowy kaszmirowy sweterek w serek, spódnicę do kolan, rozkloszowaną, np. błękitną lub w drobną łączkę i baleriny lub sandałki, lub nawet szpilki, do tego delikatny wisiorek, drobne perełki, albo apaszka w groszki. No więc dlaczego taka Pani miałaby być odebrana jako dziecinna albo infantylna.
to było do Dante :-)
Nareszcie został opisany mój styl! :) Niestety mam duży problem z kompletowaniem garderoby w takim stylu- mimo intensywnych poszukiwań nie mogę oprzeć się wrażeniu że 90% garderoby „zwiewnej” produkowana jest z poliestru, ewentualnie z wiskozy od której mi się np. elektryzują włosy. kilka razy skusiłam się na zakup takich rzeczy, i miałam je na sobie jeden lub dwa razy. Odkąd na mojej liście klasyków na pierwszym miejscu znajdują się naturalne materiały nie mogę się odnaleźć w bardzo wielu sklepach, a poszukiwanie bawełnianej (batystowej) sukienki przypomina szukanie igły w stogu siana. Czy ktoś ma jakiś patent? w ogóle jak czytam wasze komentarze, mam tyle pytań i refleksji że po prostu forum by się jakieś przydało. Jakość ubrań powszechnie dostępnych na naszym rynku od dłuższego czasu mnie powala na ziemię. A wiele bardziej luksusowych marek czy tez polskich projektantów ma w swojej ofercie przede wszystkim rzeczy minimalistyczne, asymetryczne, niedopasowane – po prostu w zupełnie innym stylu niż ja preferuję. Jakieś pomysły na wyjście z impasu? :)
Tak, już kiedyś pisałam że fajnie byłoby mieć tu forum, tyle ciekawych komentarzy zawsze do czytania. A póki co chciałabym mieć opcję sortuj od najnowszego komentarza, bo nie chcę żadnego stracić.
Co do twojego pytania – najlepiej znaleźć dobrą krawcową. Minusem jest to że wtedy trzeba mieć konkretną wizję czego chcemy, nie można sobie popróbować różnych opcji jak w sklepie.
Poszukać po pierwsze dobrej krawcowej, po drugie dobrej hurtowni tkanin ;-)
Jak sie zna swoją sylwetkę, to wtedy mniej więcej wiadomo w czym dobrze. Do szycia z jedwabiu trzeba na prawdę bardzo dobrej krawcowej -to bardzo trudna tkanina w szyciu. Dodatkowo dobra krawcowa nie musi szyć od razu z tkaniny docelowej, tylko z próbnej i wtedy przerabiać i dostosowywać ten wykrój do Ciebie. To wiadomo kosztuje. Ja bym się nie podjęła szycia dla kogoś z jedwabiu. Właśnie uszyłam swoją pierwszą w życiu bluzkę z jedwabiu i lekko zmarszczyła mi się pod pachą. Znam też kilka świetnych sklepów z tkaninami, ale nie wiem czy w Twojej okolicy
A i jeszcze batyst o którym piszesz. Zasadniczo z bawełny szyje się łatwo, jednak cienkie tkaniny są dużo trudniejsze od grubszych
Z krawcową pół biedy – za to żeby dobry materiał dostać to już prawie u mnie, w Poznaniu niemożliwe. Nosiłam się z zamiarem uszycia sukienki ale zrezygnowałam. Nie znalazłam nigdzie bawełnianego dżerseju – wiskoza rządzi!
Myślę że gdyby ktoś otworzył butik z kobiecymi nieprzekombinowanymi sukienkami, uniwersalnymi koszulkami w pięknych kolorach byłabym jedną z pierwszych klientek. Zakupione w sieciówce bawełniane koszulki po dwóch praniach wyglądają jak moja ośmioletnia pidżama. :(
Dziewczyny gdzie szukać ubrań???? Tracę wiarę w przemysł odzieżowy. :(
Nie wiem, co dokładnie preferujesz, ale skłaniam się mocno do twierdzenia – że w lumpeksie. I ubrań i tkanin. Ostatnio np. ładną gabardynę (nieznisznalny materiał) widziałam w lumpeksie, bo w sklepie to będzie z dziesięć lat temu. W miejscu w którym obecnie mieszkam (Katowice) jest sklep w którym bywają batystowe kupony albo ubrana. Batyst w ładne kwiaty da się też tu znaleźć w sklepie z materiałami.
Z jedwabiem – jest strasznie trudny, ja go szyję tylko ręcznie, bo na maszynie nie umiem ogarnąć. A i tak efekt bywa daleki od zamierzonego. Szkoda, bo dotyk na skórze jest tak przyjemny, że mrmrmrmr!
Dziadova, do szycia jedwabiu igła 60 (w niektórych pasmanteriach nie wiedzą o jej istnieniu, w K-cach koło Rynku można dostać) i odpowiednie nici i się szyje na maszynie.
O dziękuję! Mam takie pytanie – jakimi nićmi szyjesz jedwab? Obrzucasz brzeg tymi samymi co zszywasz szwy łączące?
I właśnie, wjaki sposób wykańczasz brzegi? Ja się przyznam, że wykańczam (ręcznie) w ten sposób, że zaprasowuję do środka i zszywam zwykłym prostym ściegiem, żeby się nie ,,siepało” – i lubię bardzo ten sposób, ale przy lejącym jedwabiu to nie jest chyba najszczęśliwszy sposób, no i pewnie jest jakiś patent i na maszynie…
Akurat w Poznaniu to o ile wiem zaopatrzenie w tkaniny jest niezłe. Bemax na ten przykład.
Szukałaś w sklepach internetowych? Jest o wiele większy wybór niż w zwykłych stacjonarnych. Kupowałam dzianinę bawełnianą, niekoniecznie dresową, np. na dresowka.pl – jest tam taka na T-shirty. Jeszcze nie szyłam, to nie powiem Ci, jak się nosi, ale wygląd ma ok.
Przypomniało mi się jeszcze, że bawełniane batysty w Textilmarze można dostać. A gdyby ktoś jedwab chciał, to sklep Natan polecam.
Szukałam na razie w zagłębieniu hurtowni na Górczynie i w Bławatku pytałam. Wszyscy wielkie oczy robili że wiskoza mi nie pasuje.
Dziewczyny Wasze komentarze zainspirowały mnie – mam w domu maszynę, może spróbuję coś uszyć dla siebie, na razie tylko zasłony obrzucałam i szyłam lalki. Tylko nie wiem czy bez overlocka warto w ogóle próbować np. bluzkę zwykłą uszyć? Z dzianiny, bez żadnych udziwnień. Co myślicie na ten temat? Zaznaczę od razu że w szyciu jestem amatorką. W zeszłym roku szukałam spódnicy maxi, z ładnej lejącej tkaniny, nic poza wiskozą i poliestrami nie dostałam. Ostateczni stanęło na wiskozowej z rynku, za 30 zł. Jak zobaczyłam jak to jest uszyte pomyślałam że mogłabym sama sprobowac tylko z czego? Tej z wiskozy nie noszę – momentalnie mam włosy jakbym akrylową czapkę z głowy zdjęła. :(
Co do stylu romantycznego w ogóle to zastanawiam się czy rzeczywiście jest infantylny? Dziecinny? Niedojrzały?
Mi zdecydowanie romantyczny styl w duszy gra, a żaden z tych trzech przymiotników nie pasuje do mojej osoby. Coś mi się wydaje że można być romantyczną i kobiecą, a jednocześnie silną i niezależną. Że romantyczność nie jest ściśle powiązana z nierealnymi wyobrażeniami dotyczącymi życia jak z bajki – stoję mocno na ziemi ale chodzę z głową w chmurach. Lubię ładnie wyglądać, ale funkcjonalność przede wszystkim – nie założę tiulowej spódnicy do piaskownicy ani długich kolczyków jeśli moje dziecko w wieku niemowlęcym akurat najchętniej by mi je z uszu wyrwało. ;)
Błyskotki owszem ale jeśli gdzieś prześwitują cekiny nie włożę już kolczyków. Kwiatowa apaszka wyklucza długi naszyjnik. Sukienka z ozdobnym wykończeniem w ogóle naszyjnika nie potrzebuje – może tylko wkręcane perły do uszu a może w ogóle nic.
Włosy powiewające na wietrze, baleriny wykończone maleńką kokardką, lakier do paznokci tak naturalny że prawie nie widać. Być może błyszczyk nude, a może nie.
Patrze na moją kilkuletnią córkę i uczę się od niej akceptacji dla siebie – dzieci są pod tym kątem niezastąpione. Do głowy im nie przyjdzie żeby coś poprawić – cieszą się sobą takimi jakie są.
Dla mnie w tym tkwi kwintesencja jest romantycznego stylu – akceptuję siebie w swoim kobiecym wymiarze.
Nie oznacza to że uważam inne style za mniej kobiece – absolutnie nie to mam na myśli.
Po prostu jestem kobietą. Kocham siebie. Zakładam sukienkę i sandały, rozpuszczam włosy i idę potańczyć z wiatrem.
Agnieszko, nie mam owerloka i wszystko szyję. Wiskoza nie jest złym materiałem. Robi się ją z rzeczy naturalnych, tj. celulozy.
Dziadova, odpisałam Ci o szyciu jedwabiu, ale nie ma:(
A, doczytałam – to może jakaś podróbka wiskozy była. Wiskoza się raczej nie elektryzuje.
Jeszcze raz o jedwabiu – wykańczałam dół szyjąc dwa razy prostym ściegiem blisko brzegu. Pi pierwszym przeszyciu zaprasować i ponownie po tym samym szwie. Link dałam do zdjęć, jak to zrobić, może ldatego ni ma.
I to jest fajne, co piszesz. Sama stoję na innym stylistycznym biegunie, ale jestem zdania, że jeśli człowiek tańczy z wiatrem w tym, co lubi, to cieszy się życiem bardziej, a to jest piękne :)
Dasz radę bez owerloka. Ściegi z powodzeniem da się wykończyć zygzakiem, który ma każda maszyna. Próbuj! Szycie jest fajne!
Ale mnie teraz zaskoczyłyście z tą wiskozą! Możliwe że bronię się przed czymś zupełnie niesłusznie. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak zakupić coś z wiskozy i przetestować: dwie rzeczy miałam, obie elektryzowały, ale być może wiskoza wiskozie nie równa.
Tylko szkoda że nie da się tego sprawdzić przed zakupem. ( nie zawszy wychodzi w trakcie przymierzania ) Spróbuję podejść do tematu ponownie.
Co do szycia to spróbuję! Zachęciły mnie Wasze komentarze.
Jakieś rady od czego zacząć żeby się nie zniechęcić i nie inwestować dużej kasy na wstępie?
Dziadova dzięki za to co napisałaś – to padło też w jednym z postów Marii żeby się nie porównywać tylko inspirować sobą nawzajem. Nawet jeżeli widzę kobietę piękną ale ubraną tak jak ja bym się w życiu nie ubrała to przecież nic nie szkodzi na przeszkodzie by jej powiedzieć komplement i nacieszyć oczy jej pięknem.
Świat jest różnorodny, każda z nas jest inna i to jest niesamowita wartość.
ja nie lubię wiskozy, bo jest dla mnie za lejąca, taka….flakowata.
Zależy, jakie masz umiejętności w szyciu – najprostsza jest spódnica na gumce, lepsza z zamkiem, jeśli umiesz wszywać. Spódnica jest prosta, bo najłatwiejsza w dopasowaniu do sylwetki.
Wyczytałam w necie, że wiskoza się elektryzuje – co mnie dziwi, bo jestem w typów, co bardzo się elektryzuję, włosy wiecznie, a wiskoza nigdy nie robiła mi takich rzeczy.
Iwona, nie każda wiskoza jest lejąca. Mówię o tkaninie.
Inna całkiem sprawa co naprawdę jest w tych materiałach. Gdzieś czytałam, że bawełna jest dziś często z nazwy, a jest to coś bawełnopodobne.
Poza tym mamy teraz do wyboru materiału bambusowe i nowoczesny tencel.
Mi się ten styl bardzo podoba – ale tak jak już część osób pisała – na kimś. W mojej garderobie też są romantyczne elementy łącznie z infantylnymi serduszkami ;) I bardzo lubię czuć się kobieco – ładnie, nie sexi i mam pełno spódnic i sukienek, bo uwielbiam (szczególnie latem). Ale żeby się ubrać, a nie przebrać to chyba potrzebuję troszkę „pazura” – taka delikatność raczej nie pasuje do mojego charakteru. Czekam na uniformy!
Uwielbiam ten styl. W moim przypadku tzn 38 letniej wysokiej kobiety wygląda on nieco inaczej. Czysta forma romantyzmu jest dla mnie nie do przyjęcia, bo nie chciałabym wyglądać dziecinnie ani ciociowato. Bardzo ograniczam ilość elementów romantycznych wplatając do szafy klasykę. Czyli niemal zawsze mam coś kwiecistego (apaszkę, kolczyki, haft na bluzce lub wzór na spódnicy) ale nie są to szaleństwa kwiatowe ani kolorystyczne. Najczęściej jest to jeden element – jak kwiaty na spódnicy to reszta jedolita. Nie mam nic przeciwko aplikacjom z koralików ale też powiny być delikatne i spojne kolorystycznie. Nie lubię cekinów i tiuli w zamian noszę miękkie wełniane sweterki. Szczególnie lubię te, w które mogę się zawinąć bo wydaje mi się że miękkie tkaniny niwelują nieco długość sylwetki i łagodzą chudość. Z uwagi na wzrost noszę niskie obcasy ale buty muszą być kobiece. Lubię spodnice lekko rozszerzane przed kolano dopasowane w pasie (mam wrażenie że nieco niwelują optycznie wysoki wzrost?). No i uwielbiam grubsze rajstopy w kolorze spódnicy w delikatny ażurowy wzór. Przemycam moje zamiłowanie do kwecistych wzorów i art deco również do sytuacji sportowych: na fitnesie mam najczęściej koszulkę sportową z drobnym akcentem kwiatowycm a podczas wędrówek górskich kwiatowe chustki i bluzki w kwiaty. Wzory kwiatowe pojawiają się u mnie na skórzanych dodatkach jako wytloczony wzór i w biżuterii ale zawsze stosuję je w „rozwodnieniu” prostej garderoby i nigdy nie są duże i pstrokate. Stram się aby stroje były dopadowane w talii, często przerabiam zakupione w ciuchlandach ubrania by dopasować je do moich własnych standardów.
Nie wiem na ile wpisuję się w styl romantyczny, ale wydaje mi sie że można coś z niego wybrać dla siebie.
Mario dziękuję za inspirujący post, czekam na więcej zdjęć i gorąco Ciebie proszę o post jak się ubierać przy wzroście 178 cm i szczupłej sylwetce. Z góry dziękuję i ściskam ciebie i maleństwo bardzo mocno :-)
Chciałabym zobaczyć kilka twoich „stylizacji” w realu :-D
Ja też! Fantastycznie opisałaś swój styl, aż chciałoby się zobaczyć zdjęcia :)
A co powiesz na jakiś post o makijażu? :)
Jestem stonowanym latem, mam chłodne włosy i oczy, ale niestety ciepły odcień skóry i nie wiem zupełnie jaki podkład wybrać, w jakim odcieniu, czy chłodny czy ciepły?
Podkład powinno się dobierać do koloru skóry. Też jestem stonowanym latem i nie mam wyraźnie chłodnego odcienia skóry. Mogę polecić podkład mineralny, nie daje efektu maski i wygląda naturalnie.
Hmm… też jestem stonowanym latem, co przyjęłam z wielkim bólem, zwłaszcza, jeśli chodzi o makijaż. Chyba będę musiała pożegnać się z czerwonymi szminkami, jak moje trzy się skończą :(
Brain: tak, jak mówi Jorun, wybieraj do koloru skóry. Właśnie ja tez się rozglądam za podkładem na lato, do mojej nieszczęsnej naczynkowej cery.
Też mam cerę naczynkową, może to jakaś predyspozycja lat? Jak pisałam wyżej używam podkładów mineralnych, gdy jestem bardzo czerwona stosuję zielony korektor mineralny. MInerałki sa dobre na lato bo nie czuć ich prawie wcale na skórze i nie zapychają.
A czemu chcesz rezygnować z czerwieni? Może ta strażacka nie jest dla nas najlepsza, ale odcień czerwonego wina albo inne z domieszką różu.
Potwierdzam! Odcień czerwonego wina wygląda obłędnie :)
Ja sama używam podkładów mineralnych, najjaśniejszego odcienia Natural Fair z AM. Dostatecznie zakrywa, a jednocześnie tak ładnie „podkreśla” rumiane policzki :)
Używasz kryjącego czy zwykłego? Ja mam kryjący i zastanawiam się czy zwykły też by tak sobie dał radę z maskowaniem zaczerwień.
Używam kryjącego, ale mam też rozświetlający – kiedy cera jest ukojona, działa równie dobrze :)
Ale mam problem z trwałością, a niehigienicznie jest poprawiać w ciągu dnia. Na razie jestem wierna, ale będę próbować dermatologicznych. a Ty jakiego masz faworyta, Jorun? :)
Na pewno mam antyfaworyta, jest nim podkład Lily Lolo, kompletnie nic mi nie dawał. Bare Minerals było fajne, tylko drogie, ale trwałość bardzo dobra, kolejne warstwy zwiększały krycie. Gdyby nie cena nadal bym używała. Z AM używałam dotychczas tylko kryjących, lubię odcienie Golden Fair i Natural Fair/Fairest. Mam bardzo duże problemy z czerwienieniem się, więc jak bardzo mi zależy to stosuję zielony korektor mineralny z Lily Lolo, jest ok. Na podkład daję trochę pudru bambusowego z BU i jestem zadowolona z efektu:)
Dziewczyny. Ja mam kapryśną cerę, naczynkową, ciężką do nawilżenia. Próbowałam minerałów sypkich, różnych i ciągle to nie było to.A bardzo chciałam zacząć używać minerały ze względów i zdrowia dla skóry i naturalnego wyglądu. I chcę Wam polecić podkład mineralny w kamieniu sephory. Nakładam go tym płaskim pędzlem z anabelle i jestem zachwycona. Mejkap w 3 minuty,naturalny, nie silnie kryjący (nie lubię maski na twarzy, już wolę te swoje widoczne naczynka niż tynk).
O, Iwona, dzięki za rekomendację! Tylko ciekawi mnie skład, też jest nieszkodzący cerze?
Ja ostatnio odkryłam, że mam cerę: mieszaną, wrażliwą, naczynkową. I gdyby nie to, że nie lubię widoku swoich porów, błysku w strefie T oraz lekko zaczerwienionych policzków, to pewnie nie używałabym nic. Ech! Może się to zmieni. :)
Cera jak moja ;) bardzo ciekawe polecenia w komentarzach, chciałabym poeksperymentować właśnie z minerałami, bo do takiej wrażliwej na wszystko cery wydają się najlepsze.
Dzięki za radę, zapamiętam sobie na przyszłe zakupy.
Ciekawi mnie ten puder bambusowy, może faktycznie by utwierdził krycie na cały dzień? :) AM też podrożało. Interesujące, który składnik uległ takiej zmianie ceny, że wszystkie podkłady mineralne poszły w górę? A ten zielony korektor to nakładasz pędzlem punktowo na policzkach np.?
Tak, nakładam pędzlem do podkładu bo u mnie w grę wchodzą duże obszary niestety, nie da się tego nazwać punktami, raczej plamami:)
Haha, wiem coś o tym, mam różowe placki na policzkach, brodzie i nosie. Może 3 dni w ciągu cyklu mam twarz jak normalny człowiek. Reszta… ehh:D
Ja (również stonowane lato) od chyba 5 lat jestem wierna minerałom Lucy Minerals, original formula. W tym roku mi się kończy, i z czystej ciekawości sięgnę po inny dla porównania. Miałam próbki LL i się do Lucy nie umywały.
A jak z dostępnością Lucy Minerals? Mają tylko facebooka polskiego? :)
Może macie rację? Właśnie mam strażacką czerwień i faktycznie nie jest mi z nią najlepiej. Na następny raz pokombinuję z burgundem albo jakimś bordo ;}
Strażacka czerwień pasowała mi tylko, kiedy miałam dużo bronzera na buzi :))))
Podepnę się pod to co pisały dziewczyny wyżej. Też jestem stonowanym latem o nieuleczanym upodobaniu do ciemnej, mocnej szminki i od kiedy odkryłam taki burgundowy, przytłumiony odcień z zimno różową poświatą nie wyglądam już tak trup. Fakt, że lepiej jak mam wtedy na sobie „moje kolory”, ale przecież sama Maria często powtarza, żeby nosić to co nam się podoba i nas wyraża, a analizą można to ewentualnie oswoić.
I tak się zastanawiam jak to jest z tym popularnym teraz kolorem marsala (bardzo ładnym zresztą). Może to byłby dobry kolor szminki dla stonowanego lata? Jestem ciekawa co Maria o tym myśli. ; ]
Myślę, że marsala jest dość jasna, ale wygaszona i byłaby dla nas, zgaszonych lat, idealna!
Ostatnio odkryłam „Kompanię braci”, serial wojenny HBO, w mojej skromnej opinii jeden z najlepszych osiągnięć małego ekranu w ogóle.
Jednak nie pisałabym o nim bez powodu tutaj, bo w nim znalazłam kolory stonowanego lata. Szarości, wszelkiej maści brudne zielenie i brązy, wypłowiałe i zgaszone błękity, szarości, złowrogie feldgrauy. Zanotowałam dość dużo bieli, ale jest ona przełamana szarościami, innymi kolorami. Nawet rude włosy niektórych bohaterów i krew często pojawiająca się w scenach nie są jaskrawe, lecz właśnie wyssane z energii. Bardziej przypominają bordo czy nawet marsalę.
Ewa, marsala dla stonowanego lata na ustach to mi się wydaje dobry pomysł. Ja bym zdecydowanie szukała szminek w jakichś śliwkowych odcieniach przede wszystkim. Wiem, że borda teraz modne, ale śliwka dobra nie będzie zła :)
Mi niestety podkłady mineralne nie służą, bo własnie mnie zapychają :) Cery naczynkowej nie mam, potrzebuję raczej lekkiego-średniego krycia, ale niestety mam wrażenie, że przy ciepłym podkładzie, chłodny kolor włosów i oczu się odznacza i wygląda jakby wszystko się gryzło :/ Odcienie cieni też pasują mi raczej chłodne, zgaszone brązy, fiolety, więc tym bardziej cera nie wygląda dobrze.
Wiesz, może używasz takich drogeryjnych podkładów mineralnych – jak dla mnie nie różnią się one niczym od tych „zwykłych”. Średnie i lekkie krycie zapewniają naturalne podkłady z max paroma składnikami (przykład: Składniki: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxide, Ultramarines) Nie ma talcu ani parafiny ani innych zapychaczy.
Właśnie jestem w fazie zapuszczania naturalnych włosów i muszę się na nowo przyzwyczajać do kolorów przy twarzy. :) Moje zielono-niebieskie oczy uwielbiają towarzystwo śliwek, szarości i o dziwo – lekko brzoskwiniowego różu :)
Próbowałam już różnych, drogeryjnych akurat nie :) Lily Lolo (niestety wycofali mój kolor) i Everyday Minerals najlepiej wyglądały na mojej twarzy, ale niestety po zmyciu było już gorzej. Wiele lat używałam bb creamów , najczęściej Skin79, ale z czasem przestało mi wystarczać takie krycie. Teraz używam na zmianę podkładów Bourjois Healthy Mix i Rimmel Wake me up + puder bamabsowy, ale każde nałożenie makijaż to walka o odpowiedni kolor ;)
O to nawet ja nie używałam Everyday Minerals :) Ja ostatnio w ogóle znielubiłam podrasowywanie buzi kolorem. Mam wrażenie, że dużo to nie zmienia, a cera przynajmniej jest odświeżona i „wolna” :)
Ja po BB creamach miałam zawsze tragedię, podskórne brzydactwa mi się robiły. A jaki kolor używasz z Bourjois Healthy Mix? Właśnie oni mają tendencję do żółtych odcieni, więc nie dziwię się, że musisz walczyć z kolorem :/ Kurde, żyjemy w kraju, gdzie większość osób ma jasną, chłodną tonację, a sprzedają wszystko takie beżowe i ciemne. :/
Jeśli zapychają Cię minerałki to przynajmniej łatwo możesz zidentyfikować co za składnik tak źle na ciebie działa ;) O ile rzeczywiście używasz prawdziwych minerałów o bardzo krótkim składzie.
Mnie mineralne podkłady wysuszają (a nie mam suchej skóry). Naczynka mam tragiczne, a cerę poza tym b. jasną. Pierwszy raz używam kremu z filtrem barwionego (i to na jeden kolor, znaczy nie ma wyboru) i jestem o dziwo zadowolona. Coś tam kryje mój rumień bez efektu maski i bez wysuszania. Też jestem zgaszonym latem.
Szminkę kupiłam wg znalezionej w necie porady, że taka dla soft summer i jestem zadowolona, to faktycznie mój kolor.
O, a możesz się pochwalić jaki to filtr? Szukałam takiego barwiącego, ale bałam się, że będzie zbyt ciemny dla mnie. I oczywiście kolorem szminki :)))
Krem z filtrem 50+ Ziaji. Szminka Rimmel 070 airy fairy.
Dokładniej – seria Ziaja Med, dla cery normalnej i naczynkowej, w aptekach albo sklepach firmowych.
O kurczę, jakie szczęście mnie ostatnio spotyka, co sobie pomyślę, to pojawia się na moich ulubionych blogach :)
W duszy jestem przeogromną romantyczką, w zachowaniu tymbardziej. Jednakże w wieku licealnym, gdy nosiłam się romantycznie, kobieco i zwiewnie, okrzyknięto mnie, że ubieram się na starą babę :( I tak wtedy przeszłam na mainstream – spodnie, bluzka, sweter/narzutka/kurtka, proste podkoszulki, bez wydziwiania. I tak już 6 lat… Dlatego cały czas mam problem z pokazaniem światu przez ubiór kim jestem, bo się sama oszukuję. Koniec tego, nikt mi nie będzie już gadał, jak mam się ubierać. Wracają do łask sukienki i spódniczki rozkloszowane. Będę szukać, aż znajdę! Niestety nie lubię nie-dyskretnych wzorów, więc odpadają wszelkie duże kwiaty i motylki i piórka, ale nie będę się bać koronek i małych świecidełek. Czekam na inspirujące posty o uniformach. Wypatrzone mam kilka sukienek na zalando. :) Również, jak poprzednio zauważono, mam problem ze znalezieniem zwiewnych koszul i bluzek koszulowych, wszystko poliester, a ja najbardziej lubię delikatność i łatwą w utrzymaniu wiskozę…
Dzięki Mario za przypomnienie mi, kim jestem :) Pozdrawiam!
Muszę się też Was zapytać – czy ta sukienka jest „starobabowa”? Wg wskazówek do mej figury powinnam nosić (i w takich zwiewnych, okalających miło ciało czuję się najlepiej) sukienki kopertowe „wrap dresses”. Więc taką sobie znalazłam, która w mej opinii wygląda z klasą i kobieco – https://www.zalando.pl/anna-field-sukienka-letnia-black-beige-an621c0ot-q11.html a niestety została okrzyknięta brzydactwem przez koleżanki z pracy, średnia wieku 40 lat.
Czy naprawdę jest taka okropna?
Powiem Ci, że krój bardzo mi się podoba, ale wzór uważam za „starobabowy” A może tylko ja tak myślę, bo jestem stara baba (39,5 lat na karku)? ;)
Przeczytaj sobie ostatni wpis o parce na lady-and-the-dress.com. I zgodzę się z autorką: „komu nie pasuje temu nie pasuje, nam w każdym razie pasuje tak, jak same lubimy najbardziej”. Więc jeśli TOBIE podoba się sukienka to kupuj i tak w niej paraduj, że „koleżanki” pękną z (wpisz, co uważasz)… :) Pozdrawiam.
Anka, a koleżanki mają dobry gust czy raczej pospolity?Bo czasem nie ma co się sugerowac.
Mi podoba się ta sukienka. Jakbym nosila sie w takim stylu to sama bym łyknęła, bo uwielbiam takie pstrokate polączenie czerni i bieli. A jakim jesteś typem kolorystycznym?
Dzięki dziewczyny. Krój jest szałowy, marzę o takim, od kiedy pamiętam! Nawet przed analizą, że jestem taką wiolonczelą. Wzór nie powala, bo ja raczej anty-wzory, ale odbieram tą sukienkę całościowo jako kobiecą i ponadczasową :)
39,5 lat to nie stara baba! Nie mogę się doczekać tego wieku :)!
Mam nadzieję, że koleżanki pękną z zachwytu :)
Jestem stonowanym latem. :<
Moje koleżanki mają ok gust. Jedna pod 60-tkę naprawdę nieźle się ubiera – ale ona już myśli tylko o tym, by się odmładzać. Dziewczyna pod 40-stkę nosi się wygodnie i na sportowo. A ostatnia pod 25-tkę ubiera się uroczo i dziewczęco. Główna myśl przewodnia ich zakupów – byle naturalny materiał, tanio i dużo.
Nie kupuj czegoś z czego nie jesteś całkowicie zadowolona. Krój sukienki jest ładny, na pewno coś znajdziesz o lepszym wzorze jak jeszcze poszukasz. Możesz poszukać w brytyjskich sklepach pod nazwą „tea dress”.
Dziękuję za poradę odnośnie poszukiwań. Nie słyszałam o takim określeniu „tea dress”, ale widzę, że to bardziej retro forma „wrap dress”. Super! Dzieki :)
Masz rację, wzorek nie do końca mi odpowiada – ale za to znalazłam inną, w kolorach dla stonowanego lata – http://imageshack.com/a/img21/9568/oxtx.jpg
Co myślicie? :)
Ta jest dużo lepsza. My, stonowane lata, kiepsko wyglądamy w takich agresywnych czarno-białych wzorkach. Co prawda z tą też bym się zastanowiła czy te kolory nie są zbyt jaskrawe, mnie taki intensywny fiolet by przytłoczył. A w ogóle co to za gadanie tych bab że wrap dress to niby babciny fason?!
Tea dress to niekoniecznie retro, aczkolwiek rzeczywiście często występują w takim klimacie. To po prostu taka zwyczajna sukienka na co dzień. Taka np. http://www.bravissimo.com/pepperberry/products/dresses/day-dresses/floral-tea-dress/grey-multi-print/pd353gmt/?level=2&page=2
http://www.bravissimo.com/pepperberry/products/dresses/day-dresses/sophia-dress/navy/pd391nvy/?level=2
http://www.bravissimo.com/pepperberry/products/dresses/day-dresses/emma-dress/navy/pd386nvy/?level=2
East też miewa takie sukienki, choć akurat z obecnej kolekcji nic mi się nie rzuciło w oczy. Serio te sukienki są starobabowe?
Jorun, jakie piękne! Aż mi się serce raduje, że takie ktoś szyje, i to nie na zamówienie!
Oczywiście, że dla nich starobabowe są wszelkie sukienki, które najchętniej nosiłyby nasze matki i babcie. Te dwie ostatnie myślę, że osiągnęłyby jednak kompromis. Dzięki, że się ze mną podzieliłaś linkami. Będę polować na jakieś przeceny do około 30Ł, bo muszę więcej oszczędzić na wypadek ewentualnego (w 49%) zwolnienia z pracy ;)
One wolę coś tego typu (potem kupują po 4 takie same, i w żadnej nie chodzą…):
numer jeden
numer dwa
numer trzy
numer cztery itd…
Te sukienki nie są takie złe, tylko czemu tak na siłę chcą Cię w nie wtłoczyć:) No i nie są takie do końca z naturalnych materiałów.
Bardzo się cieszę że Ci się moje linki przydały. Bravissimo Pepperberry zawsze mi się strasznie podobało…
Nie mogę odpowiedzieć na kolejny Twój komentarz, Jorun, bo chyba miejsca zabrakło na stronie :)
Na siłę, bo uważają, że tak się powinna ubierać młoda dziewczyna. Tylko jak ja komuś doradzam, to biorę pod uwagę jej styl bycia, ponadczasowość i inne czynniki dopasowane do tej osoby, a nie do ogółu :( Inaczej rada nie ma sensu!
Eh muszę przyjrzeć się jeszcze im na spokojnie w domu, zobaczyć, gdzie mają sklepy i jakie opinie :) A nosisz coś od nich? Czy właśnie robisz duże rozeznanie? :)
Akurat z tej firmy nic nie mam, ale opinie ma bardzo dobre. Zawsze mi się ich wzornictwo podobało, jak zużyję te sukienki które mam to może się wtedy szarpnę.
Ok, to super. Będę trzymać kciuki i życzę nam, by więcej sukienek szyto dla stonowanych lat :)
Cieszę się, że w tych czasach można nosić i spodnie i typowo męskie ubrania bez osądów, ale cieszę się też, że można celebrować też swoją kobiecość przez sukienki. Dobra, zabieram się za rozeznanie w dobrych gatunkowo rajstopach :)
Miłego dnia!
Jasne, wiem, że nie jestem stara babą. Ja to napisałam z przekorą. Naśmiewam się trochę z tego, między innymi dlatego, że mój prawie dorosły syn nie pojmuje jak to jest mieć tyle lat, nie mieści mu się to po prostu w głowie :) A tak nawiasem mówiąc to super wiek- wyluzowałam, zaczęłam godzić się z tym jaka jestem, coraz mniej muszę, mam spory dystans
pozdrawiam :)
Dlatego nie mogę się doczekać tego wieku :) Psychika ułożona, zrelaksowana, więcej doświadczenia życiowego, wiadomo, kiedy odpuścić, a kiedy walczyć dalej :) Pozdrawiam cieplutko! Syn niedługo doceni!
Uwielbiam Monikę :) ! Dziękuję!
Szkoda, ze nie możesz jej przymierzyc. Ja jestem jasna zima, wiec wiem ze takie wzory wyglądają na mnie zaskakujaco dobrze i na pewno bym wzięła. Jeśli Ty dobrze czujesz się w czarno-bialych zestawieniach to kupuj!
Oj, na pewno byś wyglądała zjawiskowo w tej sukience. Już sobie wyobrażam ciemne włosy powiewające na letnim wietrze, tą sukienkę, złote detale i piękne sandałki. :)
Pokaż mi starą babę w takiej sukience :P A na serio – krój znakomity, wzór co prawda nie w moim stylu, ale obiektywnie nie ma się do czego przyczepić. Jeśli bym miała uważać jakiś deseń za „starobabowy” to chyba coś w duchu „kwiatki jak na zasłonach”, „kwiatki jak na obiciu fotela” itp., ale przecież nie te geometryczne wzorki.
No a teraz szał na te kwiatki potworny! Fuj! :) No batalia drugi dzień w pracy się ciągnie. Że mam się ubierać na 23 lata, które mam, a nie na 60tkę! I pokazują mi workowate, trapezowe sukienki z Mango Outlet. Tak ciężko jest niektórym zrozumieć, że skoro nie miałam nigdy figury typowej nastolatki lub młodej kobiety, tylko zawsze 42/44, to nigdy nie będę się czuła dobrze w tym, co oferują na mój wiek? Ale syf.
Mania, wydaje mi się, ze ta druga kiecka jest lepsza. Bierz tylko to czego jesteś pewna w 100%. I nie słuchaj gadania co wypada nosić a co nie. Przez takie podejście mamy na ulicach atak klonów.
Ok, Magda, dziękuję za Twoją pomoc. Jak łatwo poprawić komuś humor przez Internet :)
Fiolety i róże to niby idealne kolory dla stonowanego lata, a krój idealny. :)
Popieram kogoś z góry (już nie pamiętam nicka) kto pisał żeby nie iść na zbyt duże kompromisy. Wydaje mi się, że sukienek o takim kroju można trochę znaleźć (tylko nie w typowo młodzieżówkowych sklepach), więc warto szukać wzoru dla siebie dobrego. Te fiolety lepsze, choć dla mnie mogłyby być jeszcze jaśniejsze, przydymione (też jestem stonowanym latem)
Te fiolety wydają mi się właśnie, że będą stłumione, i że zdjęcie wyszło takie intensywne (jak to zwykle bywa w zakupach online). Najłatwiej byłoby uszyć, ale za cenę jednej miałabym dwie „kupne”, a w tym roku potrzebuję posprawdzać fasony i mieć większą ilość, jako że nie mam kompletnie nic poza szortami na lato. :) Dziękuję Makate :)
Bardzo fajnie piszesz o modzie. Podoba mi się Twój blog- jest taki zdroworozsądkowy :) Chłonę kolejne posty :)
Bardzo lubie styl romantyczny !!!! :) :)
O! Jak już rozpoczęłaś serię o różnych stylach, to może będziesz mi mogła, Mario, pomóc?
Od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga i trafiłam na wpis o Adzie Kokosar. To jest to! Czy mogłabyś mi określić jakoś ten styl, albo podać jakieś źródła, może postacie o podobnym poczuciu mody? Moje poszukiwania spełzły na niczym, niestety.
Wybacz offtopa :)
O, wybacz, że dopiero teraz. Mam nadzieję, że przeczytasz. Trudno tak określić jednym słowem jej styl, ale już klasyki da się wyodrębnić :) Najważniejsze to: płaszcze typu oversize, marynarki z mocno podkreślonymi ramionami, naturalny makijaż, talia podkreślona paskiem, inspiracje latami 80-tymi i 90-tymi.
U mnie ze stylem romantycznym to jest tak, że bardzo lubię jego pewne elementy, ale nie zniosę go zbyt wiele. Czasami aż mnie mdli jak widzę tyle pastelowych kolorków, koronek, różyczek i tej całej delikatnej słodyczy. Pewne elementy w pewien sposób jakoś mnie przyciągają, ale ogólnie, jak widzę choćby romantyczne wnętrza, to mam nieprzyjemne estetyczne doznania.To tak jak z tym gabinetem profesor Umridge z Harrego Pottera. Często tak mam ze stylami. Na to wygląda, że nie lubię iścia na całość ;)
Nie jest to mój ulubiony styl. Bardzo eksponuje kobiecość, w sposób oczywisty, pozbawiony tajemniczości. Te koronki, falbanki, tiule. To inna kobiecość niż mini i głęboki dekolt (eksponowanie ciała), ale rownież bez niedopowiedzen.
Och! Nareszcie coś dla mnie. Tak lubię Twojego bloga ale dużo piszesz o minimalizmie, prostocie ect. A tymczasem ja przejawiam niezdrową słabość do przepychu. Zwłaszcza jeśli chodzi o motywy kwiatowe oraz wszelkie koronki i misterne, biżuteryjne dodatki. Akurat pastele, które dominują w tym stylu, toleruję tylko w połączeniu z jakimś mocnym kolorem. Do tej pory lubiłam łączyć romantyczne elementy z rockowymi. Delikatna koszula w kwiaty plus dżinsy i glany albo zwiewna sukienka i skórzana kurtka, od kilku miesięcy jednak ten romantyzm znacznie bardziej mnie pociąga. Właśnie ze względu na podkreślanie kobiecości. Może po prostu wyrosłam z młodzieńczego buntu? Mój must have na wiosnę to rozkloszowana spódnica midi. Najlepiej w jakimś ślicznym, intensywnym kolorze albo z motywem kwiatowym, mnóstwo tego na pintereście ostatnio, uważam że takie spódniczki są megakobiece i megaromantyczne. A może powinnam napisać jak prawdziwa dama romantyczna: „Jest to cudownej urody element garderoby kobiecej, łączący w sobie tajemniczą subtelność oraz powiew elegancji i klasy.” Zaiste azali i wżdy. Doprawdy.
Dziękuję bardzo za ten post! Czekam dalej na inne o stylu romantycznym. Cóż zawsze myślałam że nie mam stylu i próbowałam jakiś stworzyć. A tu się okazuje ze mam (i to od dawna!), tylko za wszelką cenę starałam się go wyprzeć. Cóż noszenie stylu romantycznego nie jest łatwe… Chciałam z niego zrezygnować juz w gimnazjum (koleżanki biegające w trampkach i ubierając się na czarno nabijały się moich różowych spodniczek, koronkowych bluzek, sandałków ecru na obcasie i kręconych na papiloty włosów i wszechobecnych kwiatów ). Próbowałam uciec w cokolwiek innego: sportowy, boho, french chic ale nie umiem :D Klasyczne czarne szpilki kupuje z lakierowaną kokardą, a koszule pastelowe. Nawet stój kąpielowy mam w groszki czy kwiaty :P Żeby nie wyglądać jak dzieciak staram się mieszać ten styl z czymś ostrzejszym np. skórzaną ramoneską czy bickersami, albo nosić proste rzeczy i tylko dodatki romantyczne… I oczywiście długie pomalowane włosy :)
Jeszcze raz dziękuję :) przewróciłaś mi wiarę w mój styl :)
Do niektórych typów urody (wg Kibbe’a) taki styl jest wręcz polecany:) Np. typ romantyczny czy też classic soft (którym ja jestem) Jest mi bardzo dobrze w opływowych kształtach, delikatnych waterfall i kobiecych deseniach generalnie, natomiast beznadziejnie wyglądam w ostrym, cieżkim lub męskim stylu. Generalnie w ogóle nie odpowiada mi dzisiejsza moda, mało mogę znaleźć rzeczy, które by mi odpowiadały i były modne, ubieram się więc niekoniecznie super modnie,ale przynajmniej styl mi pasuje i dobrze w tym wyglądam;) Czekam z utęsknieniem na zmiany w trendach, bo damsko-męskie bluzy, lordsy i inne tego typu ubrania i akcesoria w ogóle do mnie nie przemawiają.
Mi też z testu wyszło soft classic, ale te opływowe mi się nie podobają. A już koronki to w ogóle be. Wolę czysto klasyczne.
Agu mam to samo.. chyba , no może jeszcze czasem w sportowej elegancji się odnajduj ę.
I własnie też przeobrażam szafę żeby ten dziewczęcy styl nie był zbyt dziecinny jak na 40 latkę:)
pozdrawiam
Ja mam stl romantyczny i nie sa to tylko pastelowo mdle kolory ale bardziej chodzi o fasoy w ktorych inne sztyle by sie pozabijały. Jedzac zupe zqmoczyly by czesc rekawa w daniu. Przez falbany czy suknie na kole nie umiały by zejsc po schodach.wtedy te osoby sie przebieraja a nie ubieraja. Kocham ten styl i mam w nosie ze w szkole mowia ze mam zaduzo koronek falbanek czy kokardek ale ja to kocham i to jest nie odłączna część mnie musi być to przesłodzone inaczej nie była bym soba.