Sprzedawczyni w piekarni do której najczęściej chodzę wczoraj wyglądała tak: biała koszulka, biały fartuszek z czerwoną lamówką, srebrny zegarek, srebrne bransoletki, srebrne pierścionki, srebrne oprawki okularów, srebrne kolczyki koła i srebrny wisiorek. Dodam tylko, że Pani jest niska, nieszczupła, ale też niegruba, ma jasnoniebieskie oczy, piegi i włosy blond uczesane z przedziałkiem na boku w kitkę. Taka skandynawska uroda, bardzo jasne kolory.
I zapewne jak czytacie o tej niewyobrażalnej ilości biżuterii, użytej w jednej tylko „stylizacji” łapiecie się za głowę. Zapewniam Was jednak, że to wszystko grało na tej pani pięknie, a co więcej, w jakiś dziwny dla mnie i specyficzny sposób komponowało się z tym maleńkim miejscem w którym pracuje albo którego jest właścicielem. I te wszystkie bochenki będące tłem stylizacji, te drożdżówki, które podawała z półki obok lady i ta maszyna do krojenia chleba z którą walczyła, bo oczywiście, gdy przyszła moja kolej coś się zacięło – to wszystko było spójne.
Gdybym ja założyła na siebie tyle biżuterii, nie wyszłabym z domu. Nie potrafiłabym unieść tego wszystkiego, przytłoczyłoby mnie to w mgnieniu oka i czułabym się przebrana. Pewnie też do tego stopnia nie byłabym sobą, że z łatwością przyznałabym rację regule, która mówi: im mniej, tym lepiej. Zyskałabym kolejny dowód na potwierdzenie słuszności tej reguły. Słuszności dla mnie, ale prawdopodobnie przenosiłabym to również na innych ludzi. I w głowie miałabym uknutą tezę, że tak właśnie jest – że dla wszystkich kobiet sprawdza się wyrażanie siebie jak najmniejszą liczbą środków. Niesłusznie oczywiście.
Czasami teoria swoje, praktyka swoje. Czasami zgadzasz się z regułą, ale zaczynając ją stosować, widzisz, że coś jest nie tak. I mam nadzieję potrafisz wtedy zreflektować, że możesz dowolnie sterować regułami, tworzyć swoje własne lub po prostu świadomie je łamać.
Kilka reguł modowych z którymi się nie zgadzam i które łamię:
Nie powinno się zakładać rajstop do obuwia z odkrytymi palcami lub stopami
Otóż nie lubię tej reguły, nie zwracam uwagi na to czy ktoś ma rajstopy do takich butów, a nawet posunę się o krok dalej i stwierdzę, że kabaretki założone do sandałków wyglądają szczególnie pięknie.
Nie powinno się zakładać białego biustonosza pod białą bluzkę
Tak, tak, tylko cieliste staniki pod prześwitujące materiały. Za założenie białej bielizny pod coś białego i prześwitującego potrafią człowieka zjeść w internecie. A ja właśnie lubię efekt jaki daje wyraźnie zaznaczona bielizna pod ubraniem. Gdybym chciała żeby się to nie rzucało w oczy, zakładałabym cielistą i tak na ogół robię, ale nie rozumiem tego „hejtu” na biały stanik pod białą koszulą, bo według mnie wygląda to ładnie.
Nie miesza się czerni z granatem oraz złota ze srebrem
O ile czerń i granat nigdy mi nie przeszkadzały zestawiane ze sobą, o tyle jeszcze do niedawna zwracałam uwagę na to, by nie mieszać srebra ze złotem. Teraz wydaje mi się to tak absurdalne, że nie umiem sobie przypomnieć dlaczego to robiłam: prawdopodobnie chodziło mi o zachowanie spójności. Bardzo lubię mieszać ze sobą srebro i złoto.
Jakiekolwiek ograniczenia związane z wiekiem typu: ściąć włosy po czterdziestce, nie nosić krótkich spódnic czy nie pokazywać ramion
Dosłownie: środkowy palec dla tego typu reguł. Myślę, że są rzeczy, które odmładzają i można ich dla siebie spróbować (pisałam o tym resztą w poście: Jak dobrze wyglądać po sześćdziesiątce), ale to wcale nie znaczy, że trzeba gloryfikować młodość. Raczej akceptacja i zadowolenie z siebie na każdym etapie życia będzie bardziej satysfakcjonujące, niż zadręczanie się co nam wolno, a co nie w pewnym wieku.
Torebkę powinno się dobierać do butów
Nie wiem czy ktoś jeszcze tego przestrzega, ale jeszcze kilka lat temu, taką regułę znalazłybyśmy w większości czasopism o modzie. Jeśli ktoś ma w miarę przemyślaną kwestię dodatków i swoje ulubione kolory, materiały, kroje, to nawet największa rozbieżność między torebką i butami będzie i tak w dalszym ciągu spójna. A czasem buty i torebki z kompletnie innych parafii mają w sobie coś fajnego zestawione razem.
Kilka reguł, których ja przestrzegam, a które sama dla siebie sformułowałam:
Mniej znaczy więcej
Kiedy mam na sobie zbyt dużo wzorów, więcej niż trzy kolory albo biżuterię na rękach, szyi i w uszach nie czuję się sobą. Przerabiałam to na wszystkie możliwe sposoby i wiem, że o wiele korzystniejsze dla mojej urody jest granie jednym wyrazistym dodatkiem niż kilkoma dodatkami postrzeganymi jako spójna całość.
Jak masz dekolt nie szalej z nogami i na odwrót
Ja akurat częściej odsłaniam nogi niż biust, ale jak już zdecyduję się na większy dekolt, to nogi zostawiam w spokoju. Na niektórych kobietach fajnie wygląda mocno wydekoltowana i króciutka sukienka, ale mam wrażenie, że na mnie jest wtedy za duże rozproszenie…
Jak masz mocne oczy nie szalej z ustami i na odwrót
To dokładnie jest to samo co z dekoltem i nogami. Gdybym przesadnie mocno pomalowała i usta i oczy wyglądałabym groteskowo. A co więcej, ostatnio naprawdę mocno podkreślam policzki, więc staram się resztę twarzy mieć „umiarkowaną”.
Traktuj wzór paski jak neutral
Przestałam postrzegać paski jako wzór i ubrania w paski postrzegam już teraz jak czarne ubrania. Dobieram więc dodatki dokładnie tak samo jak do gładkich ubrań.
Jak coś skraca nogi, uwydatnia brzuch, robi masywną górę, ale i tak ci się podoba, noś.
Szczerze mówiąc robi mi się słabo jak czytam komentarze na niektórych blogach i wbijanie szpileczek w stylu: te botki do tej spódnicy skracają ci nogi. Z tego powodu nie lubię też zbytnio brania tak całkiem poważnie podziałów na typy figury (na typy kolorystyczne w sumie też). Noszę i będę nosić takie ubrania, jakie mi się podobają, takie kolory, jakie mi się podobają i takie klasyki, które uznaję, że są moje.
Siłą rzeczy, te reguły sprawdzają się u mnie, a u kogoś np. u pani z piekarni, nie będą miały zastosowania.
Jestem bardzo ciekawa, jakie reguły Wy lubicie łamać. O jakich regułach, które wydają Wam się zabawne, słyszałyście. Jakie reguły Wy macie sformułowane dla siebie?
Mario z zaprezentowanej prze Ciebie listy przestrzegam zakazu noszenia rajstop do odkrytych butów – nawet z kabaretkami mi się nie podobają i tyle oraz dopasowania (choćby w szczegółach) butow i torebki – tak zupełnie z innej beczki nie wyszłabym z domu. Natomiast mimo swoich masywnych bioder i ud uwielbiam wzorzyste spodnie, noszę je i nawet teściowa mówi, że ok. Własne reguły są po to, by ich przestrzegać, cudze, by je łamać
Jeeves, uwielbiam Cię za ostatni cytat! „Własne reguły są po to, by ich przestrzegać, cudze, by je łamać.” – te zdanie powędruje jeszcze dziś do mojego zeszyciku z najfajniejszymi cytatami :)
W zasadzie ja też nie noszę rajstop do odkrytych palców, ale zupełnie mi to nie przeszkadza :) W sensie to jest taka dziwna reguła na którą się ludziska spinają. Na przykład jakiś rok temu Jessica Mercedes miała piękne zdjęcie na instagramie w małej czarnej, kabaretkach i butach z odkrytym palcem i wredoty wytykały. A wyglądała jak milion dolców :)
Nie potrafię zaakceptować czerni z granatem, no nie. Zwłaszcza ciemnego granatu. Bo wtedy nie wiadomo co jest czernią, a co granatem. Chyba że to dżins, to wtedy dobrze mi idzie z czarnym.
Ostatnie zdanie jest genialne. Idealnie oddaje istotę rzeczy.
Ta zasada o nie mieszaniu czerni z granatem to chyba nigdy nie istniała chyba? Przecież to najbardziej wysublimowana para ;)
Wszystkie Twoje wymienione tu zasady traktuję jak moje, z wyjątkiem jednej – nie poszerzam moich szerokich ramion, nawet jeśli jakaś bluzka jest fajna. Nie noszę bufek i falban na ramionach, bo to wygląda na mnie karykaturalnie.
Co do rajstop i odkrytych butów – cielistych rajstop do takiego obuwia nie założę, choćby nie wiem co :)
Mam jeszcze jedną zasadę – ubieram się stosownie do okazji. Nie ma dla mnie nic gorszego, niż poczucie, że jestem zbyt roznegliżowana, gdy wszyscy są ubrani po szyję, i zbyt elegancka, kiedy okazja jest na luzie. To jest dla mnie bardzo ważne.
Z lubością łamię jedną zasadę – noszę bluzki w łódkę, choć przy moich szerokich ramionach powinnam się wystrzegać, ale mam z 5 takich bluzek, kocham je :)
Odkąd ścielam włosy noszę też o wiele więcej biżuterii, kiedyś jak zakładałam długie kolczyki, to już bez wisiorka, teraz z krótkimi włosami, które kocham, zakładam długie kolczyki i dwa wisiorki :) :) :)
Długo się zastanawiałam, czy łamię jakieś zasady? Łamię, zwłaszcza jedna rzecz jest u mnie stała i chyba charakterystyczna – rozchełstane, numer za duże koszule :) Nawet w oficjalnych sytuacjach, jak obrona doktoratu :D, mam rozpięte i często podwinięte mankiety koszuli i kilka guzików z góry. To jest u mnie odruchowe. A dopasowanych i odprasowanych na sztywno koszul po prostu nie toleruję. Lubię granat z czernią, nie noszę cienkich rajstop ani pończoch, nawet – patrz wyżej, za to lubię wełniane, miękkie czarne skarpety do lakierowanych botków na szpilce.
Dziękuję, sama stosuję
Ja teraz dam szansę takim koszulom, mam na nie ogromną ochotę! Na pewno u Ciebie wygląda to świetnie, opisujesz to bardzo fajnie. Gdybyś miała zdjęcie swoje w takiej stylówce to podeślij mi na maria@ubierajsieklasycznie.pl ok? Chętnie zobaczę.
nie wiem czy mam jakieś sensowne swoje zdjęcia (nie jestem „smartfonowa”), ale przejrzę , pozdrawiam :)
Może być niesensowne, mam bardzo bujną wyobraźnię :)
Dokładnie tak! Pierwsza zasada- chrzanić zasady ;) Oczywiście dobrze, że pewne zasady istnieją i dobrze je znać, bo są pomocne i dobrze o nich wiedzieć, a znając je możemy je łamać świadomie, a nie nieświadomie. Kolejnym mitem jest dla mnie to, że sukienka elegancka nie powinna mieć dekoltu, ani odkrytych ramion. Bzdura. Pięknie wyeksponowane obojczyki na pięknej kobiecie to klasa sama w sobie ^^ Następne to, że jeden intensywny kolor wystarczy w stylizacji i lepiej nie używać więcej. Dla mnie połączenie w jednej stylizacji trzech kolorów podstawowych (czerwień, żółć i niebieski) to uczta dla oka. W najlepszych filmach i serialach tworzy się scenografię tak, aby te trzy kolory występowały, bo nasz mózg odczuwa wtedy satysfakcję :) Niemieszanie kolorów i wzorów następna bzdura, bo takie połączenia potrafią być genialne. Zakaz używania w jednej stylizacji różnych odcieni jednego koloru to też totalny mit. Wszystko można, jak się chce! :D
W pełni się zgadzam. Ale też cieszę się z jednej strony, bo to są takie bezpieczne reguły. W sensie jak ktoś się zbytnio nie interesuje modą, to może sobie takie konserwatywne zasady wprowadzić i dzięki temu będzie mu łatwiej nie popełnić jakiegoś „błędu”. Na szczęście moda to nie prawo czy medycyna i każdy ma w pewnym sensie w modzie rację.
Zgadzam się, szczególnie z regułą, któraś mówi o tym, ze jak „czujemy” jakiś element stroju można go nosić niezależnie od tego, jak bardzo oddala on naszą figurę od ideału.
Jestem niska, mam dość mocne nogi przy rozmiarze 34/36 i przez długi czas marzyły mi się spodnie typu culottes. W lookbookach wyglądają świetnie, ale na mnie? Po przymierzeniu okazało sie, że podoba mi sie taka wersja siebie, jednak wciąż z tylu głowy miałam myśl – super spodnie ale nie dla twojej figury. W końcu odważyłam się je kupić i mam wrażenie ze mogłyby stać się moim letnim power item:)
Brawo!!! Czy mogę wiedzieć, ile masz wzrostu?
Uwielbiam Ciebie za ten wpis! <3 Pani z piekarni wyglądała zapewne świeżo, pełna energii i z klasą. Myślę, że to kwestia urody, znam dziewczyny, które ubierają się w zapinane sweterki, w kiecuszki w ludowe wzorki i hafty i wyglądają dziewczęco :)
Generalnie mam większość reguł w nosie, a może i nawet lepiej wyglądam, ignorując je.
Kiedyś słyszałam teksty typu, że niska kobieta powinna ubierać się w drobne wzory/nosić drobną biżuterię, unikać zwierzęcych wzorów, albo wszystko w jeden kolor, bo to wydłuża. Albo żeby kobiety o szerokich ramionach nie ubierały szerokich kapeluszy. Albo nie podkreślać męskich cech urody, czyli szerokich ramion, wąskich bioder, ale za to kształtować swoją sylwetkę na klepsydrę…
Ufff… Co za bzdury.
Noszę duże wzory, mocną panterkę, czerń, noszę dużą biżuterię przy 1,57m wzrostu, ubieram wąskie spódnice, odsłaniam ramiona i… czuję się lepiej ;)
Co nie oznacza, że panuje u mnie anarchia. :) Uważam na to, by w makijażu malować mocno tylko oczy, nie odsłaniać zbyt wiele, unikać zbyt wielu wzorów w jednej stylizacji (bo mam tendencje) i… ubierać się kolorowo :)
Nie wiem czy znasz bloga Kingi:http://www.style-on.pl/ Ona jest drobna, ale nosi się wspaniale i po swojemu, wbrew tym wszystkim regułom dotyczącym wzrostu.
Czemu wcześniej nie wpadłam na tę panią?! Dziękuję, dzięki Tobie znalazłam nową inspirację :) Tyle, że ona jest szczuplutką kobietką, wymiata w luźnych ubraniach, a ja nie należę do drobnych osób. Moja ulubiona stylizacja to koszule oversize i poharatane dżiny, sama mam ochotę skopiować tę stylówkę http://www.style-on.pl/2017/07/polish-designers-monika-kaminska.html
Ciekawostka: Mieszanie czerni z granatem uchodziło za klasyczne już w latach 50, ale tylko czarnego stroju z granatowymi dodatkami, nie odwrotnie. A na lato pod białą odzież zalecano wtedy białą bieliznę.
<3
Z tymi zasadami coś jest na rzeczy. Mi jakoś utkwiła zasada o tym, że komplet delikatnej biżuterii zawsze pasuje i wygląda elegancko. Ale ja się w niczym nie czuję gorzej niż właśnie w komplecie typu: łańcuszek, delikatne kolczyki, pierścioneczek (czy tam bransoletka) i właśnie bardzo nieelegancko, jakbym zeszła z taśmy produkcyjnej i to przed kontrolą jakości ;)
Bardzo lubię też mieć w nosie, że ciemna szminka na wieczór i że do pracy nie wypada rozpiąć sobie koszuli o jeden guzik za daleko.
Ale przestrzegam też mnóstwa reguł: nie w czerni na wesele, z dala od dresu w kiepski dzień, tylko jedno ubranie we wzór na raz.
Ps. Bardzo Ci chciałam Mario podziękować za podanie takiego fajnego rabatu na fotoksiążki (sprzed kilku wpisów)! Dziś zamówiłam kilka dla siebie, rodziców i teściów i cały czas się uśmiecham, jak myślę, ile kasy zostało w kieszeni :)
Fajnie, że skorzystałaś, co mi przypomina, że też muszę zrobić książkę :) Ha, dokładnie, ciemna szminka tylko na dzień – coś takiego, no na pewno… A co do tej czerni na wesele to ja akurat bym nie miała nic przeciwko, ale w sumie to jak ma się zrobić z tego jakiś kwas, to też bym raczej unikała :)
Ja bardzo często łamię opisane tu zasady makijażowe (albo usta albo oczy) i biżuteryjne (mniej znaczy więcej). Uwielbiam widoczną biżuterię w dużej ilości, a do przyciemnionych oczu maluję usta wyrazistą szminką. Żelazne zasady w ogóle uważam za niezbyt konieczne w modzie, ale te dwie są szczególnie nietrafione. Mam wrażenie, że stworzono je z myślą o pewnym typie delikatnej urody, który w Polsce jest dość powszechny (drobna postura, blond włosy, szaroniebieskie oczy, jasna cera) i który łatwo przytłoczyć. U kobiet w bardziej orientalnym czy latynoskim typie te zasady zupełnie się nie sprawdzają.
Jedyne zasady, jakich przestrzegam w modzie dość religijnie mają ścisły związek z SV i dostosowywaniem ubioru do okazji, ale to już inny temat ;)
Co masz na myśli pisząc SV?
Savoir-vivre, tak?
Tak, savoir-vivre.
Strzelam, że chodziło o savoir-vivre
Reguły. których przestrzegam, to:
1 Nie należy zakładać razem luźnych bluzek i spódnic – noszę albo luźną górę i bardziej dopasowany dół, albo na odwrót (ewentualnie obie rzeczy dopasowane).
2. Nie powinno się nosić za małych rozmiarów (nie lubię efektu opinania się ubrania)
3. Nie łączyć ze sobą różnych wzorów, typu kwiatki + kratka, itp.
4. Należy dopasować ubranie do okazji.
5. Na wesela nie należy ubierać się na czarno lub biało.
6. Podobnie, jak Ty, Mario, gdy odkrywam nogi zakrywam dekolt (i na odwrót).
Reguły, do których się NIE stosuję:
1. Nie nosić cielistych rajstop. Nie wiem dlaczego miałabym tego nie robić. W zimny, nawet letni dzień, nie wyjdę bez rajstop ani w kryjących czarnych ;)
2.Bluzka nie powinna wystawać spod kurtki (to raczej stara zasada). Wg mnie zupełnie nie sprawdza się, przy krótkich letnich kurtkach.
3. Do sukienek wskazane są buty na obcasie. Może i wskazane, ale ja rzadko się do tego stosuję.
4. nie łączy się złota ze srebrem.
5. Stonowane lato dobrze wygląda w zgaszonym fiolecie -w niemal każdym fiolecie wyglądam fatalnie, więc noszę czerwień :)
Uważam, że reguły są dobre o tyle, że zwracają naszą uwagę, że niektóre pomysły modowe mogą być ryzykowne. Ale to my decydujemy, czy dana reguła stanie się naszą.
Bardzo dobrze to podsumowałaś. Istnienie reguł rzeczywiście jest takim wentylem bezpieczeństwa dla osób, które nie chcą podejmować ryzyka.
A ja mam takie pytanie… Co rozumiesz, Mario, pod pojęciem „podkreślone usta -niepodkreślone oczy. Ja bardzo lubię malować usta j podkreślać ich ładny kształt. Oczy mam nieciekawe. Czy niepodkreślanie oczu to zrezygnowanie z ich makijażu?
Nie, mam na myśli to, że jak mocno maluję usta to nie szaleję ze smoky eyes, bo u mnie to nie wygląda ładnie, chyba że na wieczór. Ja na co dzień maluję mocno usta, a wtedy oko robię w miarę naturalnym cieniem, czarną kreskę i mocno tuszuję rzęsy. Dla mnie to wtedy naturalne oko, choć pewnie dla większości osób jest to mocny makijaż oka :) Wszystko względne jak widać. Na niektórych kobietach ładnie wyglądają i mocne usta i mocne oczy na raz.
Zasada, którą wypracowałam przy budowaniu capsule warderobe: tylko bluzki mogą mieć wzory. Ewentualnie sukienki. Spodnie/spódnice mam gładkie i swetry rozpinane/marynarki też gładkie. I wszystko do wszystkiego pasuje. Inna moja zasada: eleganckie połączenia kolorów, a za to swobodniejsze i wygodniejsze kroje i materiały. Jak noszę głównie złamaną biel z ciepłym granatem, to fason może być zupełnie „nieformalny” albo marynarka może być z miękkiej dzianiny, a i tak wygląda szykownie. Trzecia sprawa: dopasowane są albo góry, albo doły. U mnie doły. Wtedy każdy dół idzie z każdą górą. To takie podstawy.
Sądzę, że wiele osób instynktownie wybiera ubrania na podobnej zasadzie. Prawdopodobnie u mnie są również na tyle oczywiste dla mnie rzeczy, o których nie pomyślałabym, że mogłabym je nazwać regułami :)
Rajstop do odkrytych palców nie znoszę, wyjątkiem są kabaretki bezszwowe – a i to tylko do niektórych ciuchów ( taka wersja mrokh i zuo ;) ), białych biustonoszy nie lubię wcale, pod białą bluzkę już wolę ciemny. Czerń i granat – osobiście łączę i według mnie jest to fajne połączenie. Srebra ze złotem nie mieszam, bo kiepsko się czuję w złocie, więc automatycznie go unikam. Torebka dobrana do butów – dla mnie bzdura, tak samo jak „ograniczenia” wynikające z wieku, wagi, budowy… jak ktoś się w czymś dobrze czuje, to powinien się tego trzymać.
Mniej znaczy więcej – zdecydowanie tak, lubię być jednolita, co nie znaczy nudna. Stawiam jednak tak naprawdę na szarości i czernie, czasem fiolet, granat czy wściekle czerwona sukienka – jednak zawsze dodatki plus ciuch – nie przekraczają trzech kolorów.
Akcentowanie jednego elementu to dla mnie też coś oczywistego, kiedyś marzyło mi się mieć wyraziste usta na każdą okazję, kupiłam pasujące mi szminki i próbowałam używać ich nawet wychodząc po bułki do sklepu, po kilku dniach stwierdziłam, że to nie ja, że mnie postarzają, dodają niepotrzebnej powagi i jakoś tak ogólnie coś mi nie gra. Zmieniłam czerwień na delikatne beże i wróciłam do podkreślania oczu. Odsłaniając i nogi i dekolt też czuję się nieswojo, więc zawsze stawiam na jeden element. Paski mnie nie lubią niestety, więc tu nic nie powiem.
„Jak coś skraca nogi, uwydatnia brzuch, robi masywną górę, ale i tak ci się podoba, noś.” Patrzę na siebie krytycznym okiem, jak coś „nie leży” to ląduje w koszu. Lustro nie zawsze mówi prawdę, polecam zobaczyć się na zdjęciu.
A z przekroczeń? Stonowana baba po trzydziestce miewa niebieskie warkoczyki czy czerwone dredlocki :) i niech se mówią co chcą :)
Jak ja się cieszę, że moda jest na tyle elastyczna, że nie ma żadnych obowiązków :) Każdy jak widać może mieć swoje zasady i żadnej z nas nie przyjdzie nawet do głowy, żeby kogokolwiek przekonywać, że jest tylko jedna słuszna droga ubioru!
Nie „wyrównuję proporcji”, a to też powszechna w prasie kobiecej porada. Nie widzę powodu, żeby optycznie poszerzać stosunkowo drobną górę i „odwracać uwagę od masywnych bioder”. Czasem pewnie osiągam mimowolnie taki efekt, ale w żadnym razie nie jest to moim celem.
Jak śmiesz nie dążyć do klepsydry? Hahaha, każda ma być klepsydrą!
Łamię pewnie wiele różnych zasad, ale jest taka jedna, której bardzo nie lubię i łamię ją z pełną premedytacją i przytupem: noś obcasy/szpilki do sukienek i spódnic (w szczególności długości midi). A figa z makiem! :) Nie mam butów na obcasach, nie będę chodzić w butach na obcasach! Do spódnic i sukienek (również midi) ubieram płaskie sandały (i to jeszcze z paseczkiem wokół kostki, o rety!), płaskie espadryle (i to jeszcze z oplatanymi wokół kostki rzemykami, o nie!), ortopedyczne klapki (takie toporne, i co teraz?!) i trampki (i to jeszcze z wystającymi kolorowymi skarpetkami, koniec świata!). Ktoś kiedyś powiedział, że trzeba optycznie wydłużać nogi.. terefere! Ostatnio nawet na Instagrama wrzuciłam takie zdjęcie w spódnicy i płaskich butach, no jakoś moje nogi są cały czas tej samej długości ;)
Też noszę płaskie buty do spódnic i sukienek. Pokochałam długość midi i nie chcę z niej rezygnować (źle się czuję w krótkich), tak samo jak nie zmuszę się do biegania cały dzień na obcasach. Jeśli spódnica kończy się tuż pod kolanem, w najwęższym miejscu, to noga i tak wygląda na smukłą, nawet bez obcasów :-) Dodam tylko, że mam ledwo 161cm wzrostu.
W obcasach do długości midi czuję się jak lalka. Czasem jest to fajne, a czasem nie :)
Odkad pamietam, najbardziej podobala mi sie czarna bielizna pod biala bluzka, i tak tez robie, zreszta nie uznaje bialej bielizny w ogole.
Mieszkam w Paryzu, a tu reguly sa czesto wlasnie po to, zeby je lamac. Conversy do trencha czy granat z czernia (podobno „wynalazek” YSL) sa na porzadku dziennym.
Trampki do trencza to łamanie reguł?! Nawet nie wiedziałam, że łamię reguły każdej wiosny i jesieni!
Albo do eleganckiego plaszcza – chodzilo mi o takie mieszanie stylow, albo np. traperskie buty do zwiewnej sukienki. Nie wiem, czy dobrze tlumacze, o co mi chodzi :).
Dobrze, dobrze. Oczywiście reguły traktujemy tu domyślnie jako coś, co jest bezpieczne i nie wymaga ryzyka. A dla niektórych trampki do trencza są tak oczywiste, że nie traktują tego jako odstępstwa od reguły po prostu :) Jak mieszkanie w Paryżu wpłynęło na Twój styl?
PS. Mnie jak byłam młodsza bardzo się nie podobała czarna bielizna pod białym ubraniem, a teraz to lubię :)
I chwała mu za wylansowanie tak wyrafinowanego połączenia!
Ja się zgodzę z łamaniem wszystkich „starych” zasad o jakich pisałaś poza jedną – no nie umiem łączyć złota ze srebrem. Próbowałam, choćby ze względów czysto pragmatycznych, no ale jakoś mi to na mnie nie gra. Także mam alergię na „skraca ci nogi” – no doprawdy, no i? ;) Taką zasadą „ogólnoprzyjętą” jak sądze, którą sobie trochę ostatnio łamię jest niełączenie różu z czerwienią. Całkiem nieźle można je łączyć!
Ja zaczęłam od złotych łańcuszków w torebkach, bo jak do tej pory miałam wszelkie okucia, zamki srebrne i potem to już poszło. Teraz potrafiłabym nawet założyć srebrny zegarek i złote pierścionki czy naszyjnik. Szok i szaleństwo :)
Ja też ostatnio zaczęłam łączyć biżuterię, srebro i złoto, białe złoto i żółte złoto oraz srebrną i złotą stal. Kiedyś (typ urody mam taki jak Ty, Mario) nosiłam wyłącznie srebro. Mam zegarek na srebrnej stalowej bransolecie, obrączkę wybrałam oczywiście z białego złota, żeby wszystko pasowało. Oprócz tego miałam sporo kolorowej etnicznej biżuterii i tak przez trzydzieści parę lat… Aż tu nagle znalazłam złoty pierścionek od mamy (z żółtego złota), który dostałam chyba 15 lat temu i nigdy nie nosiłam. Założyłam, akurat jest lato, ładnie wyglądał na opalonej ręce, o dziwo uznałam, że fajnie się komponuje z obrączką… Zażyczyłam sobie kolczyków z żółtego złota na urodziny. I poszło – chcę złota:-))) W dodatku przyjrzałam się dziewczynom na ulicy (nie mieszkam teraz w Polsce) i zauważyłam, że jak najbardziej miksują biżuterię w różnych odcieniach i świetnie to wygląda, nawet bardziej mi się podoba, jak np. zegarek jest w innym kolorze, jak nie wszystko jest takie dopasowane. Aż się sama dziwię, jak gust mi się zmienił, ale może potrzebowałam odmiany.
Bardzo mi się podoba ten wpis. Kiedy go przeczytałam, pomyślałam, że chyba od dawna czekałam właśnie na coś takiego u Ciebie :). Bardzo doceniam to, jak uczysz kobiety, jak mogą się ubierać świadomie, cenię sobie z różnych względów minimalizm, ale też swoimi komentarzami zawsze staram się podkreślać, że to nie jedyna droga – i to nie dlatego, że mam takie widzimisię, tylko dlatego, że jeśli chodzi o sylwetkę i twarz, wyglądam zupełnie inaczej niż Ty i to ma olbrzymie znaczenie. Tak jak napisałaś: to, co pasuje Tobie, nie będzie pasowało wszystkim kobietom. Więc brawo i dzięki :). Z uśmiechem czytałam.
Moje zasady? Przede wszystkim: słuchać siebie. Wszelkie zewnętrzne opinie są mało ważne, bo tylko ja mogę wiedzieć, jak się w czymś czuję, a nic innego się nie liczy. Nawet jeśli zewnętrzne spojrzenia będą oceniać negatywnie, nawet jeśli w jakimś obiektywnym świetle jakiś ubiór nie robi mi dobrze, to lepiej, żebym spróbowała, stwierdziła, że zrobiłam błąd i przeżyła go świadomie, niż żebym miała sobie czegoś bronić w imię ucieczki przed cudzym spojrzeniem. Im dłużej tak robię, tym bardziej jestem przekonana, że to jedyna zasada, za jaką warto iść.
Ale też trzymam się przy tym zasad savoire-vivre, co wynika ze świadomego wyboru – on nie zawsze musi być buntem i pochodem wśród płomieni ;).
No brawo, lepiej bym tego nie wyraziła. Nie żałować żadnego swojego potknięcia, uczyć się na błędach i nie przejmować się innymi. Super, podpisuję się pod tym również.
Mario, napisałaś, że nie bierzesz na całkiem poważnie typów kolorystycznych, jednakże z pewnością o wiele łatwiej przestrzega lub łamie Ci się pewne reguły dotyczące Twojego typu urody. Opisania przez Ciebie analiza kolorystyczna jest genialna i stanowi dla mnie ogromną inspirację, a mimo to nijak nie potrafię się dopasować do żadnego z typów. Gorzej – nie potrafię nawet określić czy jestem chłodnym czy też ciepłym typem (biżuteria tutaj nie pomaga, bo źle czuję się w jakiejkolwiek (pomijając skórzane bransoletki, które również noszę niezwykle rzadko)). Dlatego uważam, że choć oczywiście nie trzeba brać swojego typu kolorystycznego za prawdę ostateczną, tak jego znajomość pomaga właśnie dostosowywać się lub łamać reguły, o których piszesz :)
Sama przestrzegam sformułowanych przez siebie poniższych reguł:
1. Zero biżuterii.
Sama w czymkolwiek prócz skórzanej bransoletki czuję się przebrana. Kiedyś starałam się dopasować i nosić różnego rodzaju akcesoria, bo niezwykle podoba mi się jak wyglądają na innych. Specjalnie nawet przekułam uszy, ale jak się okazało, że nie mogę nosić kolczyków to dałam sobie spokój i dziurki zarosły. Od tamtego czasu dałam sobie również spokój z resztą biżuterii i pozbyłam się ciążącego balastu, że muszę mieć jakiś dodatek na sobie, bo są osoby, które lubią ją nosić, a strój bez niej jest niepełny. Tak więc ustanowioną przez siebie regułą równocześnie łamię tę mówiącą o noszeniu biżuterii :)
2. Mocne oczy = delikatne usta i odwrotnie.
Choć aktualnie najbardziej podobają mi się mocne, ciemne usta w kolorach mocnych brązów, burgundów i fioletów, do czego dodatek stanowią wyłącznie delikatnie pomalowane rzęsy.
3. Sukienki i spódnice o długości do/za kolano.
Nie należę ani do wysokich, ani niskich dziewczyn (165 cm), ale w długości mini i przed kolano, podobnie jak w biżuterii, czuję się po prostu źle.
4. Nie farbuję włosów.
Nie wiem, czy punkt ten jest adekwatny do tego o czym piszesz, jednakże wydaje mi się, że wciąż panuje przekonanie, że należy zacząć farbować włosy, gdy pojawią się pierwsze siwe pasemka albo nawet wcześniej. Oczywiście nie widzę nic złego w farbowaniu włosów, jeśli tylko taka jest wola danej osoby. Niefarbowanie włosów jest po prostu regułą, którą postawiłam sobie już jako mała dziewczynka i wiem, że jej nie złamię, choćby z czystego lenistwa i tego, że całkiem lubię mój własny kolor. A gdy nagle zacznie przybierać szarawą barwę nic z tym faktem nie zrobię, a nawet lepiej – będę z tego jak najbardziej zadowolona :)
Zasady, które łamię:
1. Nie miesza się czerni z granatem.
Nie miałam pojęcia, że istnieje taka zasada, jednak uważam, że czerń w połączeniu z granatem wygląda niezwykle intrygująco!
2. Do sukienek buty na obcasie.
Jeśli buty mają mieć już jakiekolwiek podwyższenie to niech to będą to koturny lub platformy. Ogólnie noszę się płasko. Choć bardzo chciałabym trafić na obcasy, w których po dwóch godzinach moje stopy nie będą krzyczeć z bólu.
3. Latem i wiosną cieliste rajstopy.
Nikt torturami nie zmusi mnie do założenia cielistych rajstop. Większość moich spódnic i sukienek jest czarna, dlatego też wiosną lub latem zakładam trochę cieńsze rajstopy, ale zawsze w kolorze czarnym albo nie zakładam ich wcale.
4. Nie powinno się zakładać białego biustonosza pod białą bluzkę.
Nie uznaję białej bielizny, dlatego jeśli zakładam białą górę (najczęściej koszulę) to zakładam pod nią albo cielisty, albo czarny biustonosz.
A mogę spytać czy przypadkiem to, że nie nosisz cielistych rajstop, nie wiąże się z faktem, że odcienie Ci nie pasują? Ja nie lubię bardzo opalizujących rajstop, ale jak udaje mi się dobrać podobny do skóry odcień to zazwyczaj jestem zadowolona. Poza tym buty na obcasie czy koturnie o wiele wygodniej nosi się do rajstop niż na gołą stopę :)
To, że nie mogę znaleźć rajstop w odpowiednim kolorze również ma znaczenie (zawsze są albo bardzo bielące, albo jak piszesz bardzo opalizujące), jednak główną przyczyną nienoszenia cielistych rajstop jest nieodpowiadająca mi grubość. Prawda jest taka, że jestem typem, który uwielbia zimowe mrozy oraz jesienną słotę, dlatego większość moich rajstop należy do tych grubszych, a czasami naprawdę ciężko znaleźć takie w odpowiadającym cielistym kolorze. Poza tym mając na sobie rajstopy o grubości mniejszej niż 40 den czuję się wyjątkowo niekomfortowo. Dlatego też z powodu ciemniejszej kolorystyki panującej w mojej szafie rajstopy (nawet te o cieńszym splocie) wybieram również ciemniejsze, a buty na jakimkolwiek podwyższeniu zakładam właśnie wtedy kiedy mam na sobie rajstopy :)
Polecam buty na obcasie marki Hogl – można wytrzymać nawet całą noc :)
Kiedyś na blogu Styledigger, pod wpisem z jakimiś bazowymi stylizacjami, ktoś napisał komentarz, że cztne rurki, obcisłe, bardzo zaburzają jej proporcje sylwetki i nie powinna ich nosić. Asia wtedy mądrze odpisała, że nie ma na celu wyrównywać ubraniami proporcji, tylko czuć się dobrze i wygodnie. Czy jakoś tak :) w każdym razie, bardzo wzięłam sobie te słowa do serca. Noszę rozmiar 42-44 i szczerze mówiąc, większość ubrań plus size mi się nie podoba. Tzn ja się sobie w nich nie podobam. I to chyba moja jedyna, najważniejsza zasada, którą stosuję: nosić to, w czym się dobrze czuję, a nie to, co mnie optycznie wyszczupli.
Uwielbiam luźne, oversizowe koszulki, mam spódnice mini oraz takie do połowy łydki. Nie noszę obcasów. Mam duży biust i lubię czasem ubrać się w obcisły golf lub bardzo luźny sweter. Noszę obcisłe jeansy. I wzorzyste spodnie. Próbuję się jeszcze przekonać do szortów ;) nie lubię sukienek odcinanych pod biustem, kopertowych dekoltów, odkrywam ramiona. Nie lubię też ubierać się kobieco, czyli tak, by podkreślać atuty. Wielbię styl streetwearowy i ubolewam jedynie, że nie we wszystkie ubrania się zawsze zmieszczę.
A jeśli chodzi o cudze zasady, to w sumie nic mi przeszkadza. Sama może nie założyłabym rajstop do butów peep toe, ale nie przeszkadza mi to u innych. Srebro ze złotem też chcę zacząć łączyć. Torebki i buty u mnie nie współgrają akurat, ale czasem na ulicy widzę kobiety, które mają bardzo dopasowane do siebie dodatki i wyglądają super. Cieszę się, że w kwestii modowych reguł jesteśmy różnorodne :)
Zawsze mi się przykro czyta, gdy ktoś pisze komu innemu, czego ten nie powinien nosić. Często też sama czytam podobne uwagi, bo lubię mieć dekolty łódki lub golfy, a z racji moich proporcji bardziej w teorii pasują mi wycięte i głębsze dekolty. No, ale co zrobić? Nosić to, co się bardziej podoba oczywiście :)
Mario, ale nie myślisz, że to może być czasem dobra rada? Ktoś z zewnątrz patrzy i widzi, że w tym źle wyglądam i grzecznie zasugeruje coś innego? Jeśli wiem, że mi coś nie służy i z premedytacją noszę, to ok. Ale może nie wiem i się czegoś dowiem. Są pewnie osoby, które wiedzą, co im pasuje. U mnie tak niestety nie jest i potrzebowałam profesjonalnej porady.
Ad rem. Granat z czernią – pierwsze słyszę, że nie; sama noszę (czarny dół). Za to czerń z brązem mi się nie podoba (ale brązu nie noszę, więc mi nie wadzi). Staniki do białego/cienkiego tylko cieliste. Rajstopy do sandałów nie (inna sprawa, że już drugie lato nie noszę sandałów, a mam dwie pary, nie wiem, czy się nie pozbyć). Poza tym uznaję ubieranie się stosowne do okoliczności (s-v) i do figury i kolorystyki oraz własnych upodobań (i wygód typu nie mogę obcasów wyższych niż 3-4 cm). No i jeszcze nie dążę do klepsydry, jak koleżanka powyżej. Nie poszerzam bioder żeby zrównoważyć dużą górę – byłabym wtedy jak kolumbryna czy inna karuzela. Nie działa też u mnie, że przy dużym biuście dekolt V – bluzki dzianinowe źle tak się prezentują, tzn. ja źle, okrągły dekolt ok. Się rozpisałam, ojej…wracam do pracy.
Niestety rajstopy do odkrytych butów i biały stanik pod koszulą zostają na mojej czarnej liście. Podobnie jak koszula z krótkim rękawem do garnituru czy skarpetki do sandałów u mężczyzn. Nikt mi nie wmówi, że to dobrze wygląda ;-) Na liście również „opalone” zbyt ciemne rajstopy i czarne/białe sukienki zakładane na ślub.
Co do butów i torebki – od lat mówi się, że nie powinny być w tym samym kolorze, jednak dobrze, gdy mają podobny materiał albo są w podobnym stylu.
Dla mnie reguły typu „nie noś bluzek we wzory przy szerokich ramionach” kompletnie nie mają znaczenia. Nie zwracam uwagi na to, czy ktoś sobie totalnie masakruje sylwetkę albo nosi nie swoje kolory.
Trzymam się jednak zasad dress code’u, ponieważ uważam, że savoir-vivre i zasady dobrego wychowania, to wiedza elementarna, a swoim strojem wyrażamy swój stosunek/szacunek do innych ludzi. Dopasowanie ubioru do miejsca, czasu i okazji (czyli stosowność) wydaje mi się podstawowym kryterium. Nie razi mnie dekolt i mini na imprezie w klubie, ale na ślubie w urzędzie czy kościele już tak. Cieliste rajstopy do trampek w luźnym stroju to raczej „fą-pa” ale w oficjalnych sytuacjach to wymóg.
Zgadzam się ze wszystkim z.. małym wyjątkiem. O ile do odkrytej pięty rajstopy jeszcze ok, tak do palców niekoniecznie. Ogólnie nie lubię rajstop, wybieram tylko czarne kryjące albo ultra nude zlewające się ze skóra. Co do torebek był czas by dobierac do butów a potem czas zeby totalnie tego unikać.. a teraz to juz chyba wolno wszystko :)
Z tym granatem i czernią to dowiedziałam się jakoś niedawno. Większość mojej szafy (a na pewno część zimowa) to granat i czerń, więc naturalne, że je łączę. I bardzo się zdziwiłam, bo mi się takie połączenie zdawało bardzo piękne, w szczególności ze złotem – jak nocne niebo. Więc stwierdziłam, że regułę olewam :) I też mam kilka swoich – np. jak luźna góra, to obcisły dół, nie odkrywam ramion i palców u stóp do pracy/na akademii (nie wiem czemu, czuję się niekomfortowo), itd. Ale osoby łamiące te reguły bardzo mi się podobają. Dobry wpis! <3
Ciekawy temat :)
Z zasad, których się trzymam (choć innym nie zwróciłabym uwagi na głos, nawet jeśli coś bym sobie pomyślała…):
– pilnuję proporcji. Bardzo lubię to, że ubrania dają możliwość wydłużania/wyszczuplania/generalnie poprawiania sylwetki. Ja najczęściej pilnuję tego, by moje buty optycznie skracały stopę (kompleks dużych stóp…)
– nie zakładam rajstop do sandałów
– ubieram się stosowanie do okazji i miejsca (nie założyłabym topu na ramiączkach do kościoła)
– jak mam mocne oczy, to usta są delikatne (i tak w zasadzie zazwyczaj wygląda mój makijaż imprezowy, bo wolę podkreślać oczy niż usta). To jednak spowodowane jest moim typem urody, mocny makijaż nadaje mi wygląd osoby „przemalowanej”.
– nie ubieram białych sukienek na śluby/wesela. Czarne jak najbardziej :)
Zasady, które olewam:
– łączę srebro ze złotem
– łączę czerń z granatem
– pod białe bluzki nakładam taki stanik, na jaki mam ochotę (i pasuje do reszty stroju oraz okazji)
– nie rozumiem hejtu na rajstopowe skarpetki/podkolanówki – ratują moje stopy przed otarciem w balerinach czy szpilkach. Oczywiście zakładam je tylko do spodni, pilnuję, by nie było widać górnej krawędzi i żeby kolor był zbliżony do mojej skóry.
– odważyłam się pofarbować włosy na rose gold, choć niedawno skończyłam 30 lat – i generalnie w większości przypadków nie mam nic przeciwko noszeniu się młodziej niż wskazywałby na to wiek. Choć ktoś mógłby powiedzieć, że rekompensuję sobie nastoletnie lata, gdy musiałam być bardzo grzeczna, a każdy bunt był tłumiony w zarodku :D
Uff ja rowniez nie rozumiem hejtu na rajstopowe skarpetki/podkolanowki (na takich zasadach jak pisalas, ze nie wystaja). Nie wyobrazam sobie zalozyc ”zabudowanych” szpilek na gola stope, obtarcia gwarantowane! A skarpetki typu stopki moim zdaniem wygladaja mniej estetycznie bo one wlasnie wystaja.
Dokładnie :) stopki też czasem zakładam, ale denerwuje mnie to, że w końcu zawsze zsuwają się z pięty i zaczynają mnie uwierać, a przestają spełniać swoją rolę ;)
Hm. Ja generalnie na zasady mam wylane :D ;) Tzn. znam je, ale nie za wiele sobie z nich robię. Zarówno w ubieraniu się, jak i w makijażu bezustannie je łamię. Jako osoba o bliżej nieokreślonym typie kolorystycznym i typie sylwetki pozwalam sobie na luz i swobodę w decydowaniu o swoim wizerunku. Może dlatego mój styl również jest nieokreślony, nie umiałabym do opisać :D Ale… przestrzegam kilku zasad:
– ubieram się stosownie do miejsca i okazji
– staram się, żeby moja stylówa danego dnia była spójna, tzn. jeżeli jestem boho, to w 100%; gdy mam być oficjalna i elegancka to w każdym szczególe :) (tu od niedawna wyzwanie stanowią paznokcie, bo robię hybrydy i noszę je ok. 2 tygodni, i czasami zdarzy się fakap, z czym źle się czuję…)
– komfort i wygoda to podstawowe kryterium, zaraz obok czystości i schludności (no chyba, że „niechlujność” jest zamierzona i w odpowiedniej sytuacji); no i w tym co mam na sobie muszę się dobrze czuć
To by chyba było na tyle. Wszystkie inne zasady dot. koloru, proporcji etc. nie robią na mnie wrażenia. Od długiego czasu jestem na etapie, że nie muszę ładnie wyglądać, nie muszę się podobać innym, nie muszę spełniać czyiś oczekiwań. To ja mam się czuć dobrze w swojej skórze i basta. Póki nikogo nie krzywdzę to innym nic do tego :D
Aaa, a propos spójności. Ale nie stronie też od „przełamywania” stylizacji jakimś akcentem, który jednak nie odstaje za bardzo od motywu przewodniego. Np. rockowa ramoneska do zwiewnej sukienki boho, do tego plecione sandałki na płaskiej podeszwie, bransoletki, wiszące kolczyki, rozpuszczone włosy, naturalny świetlisty makijaż. Nie założyłabym tutaj bluzy dresowej, albo szpilek. Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi :D
W życiu nie pomyślałabym, żeby założyć cielisty biustonosz pod białą bluzkę. Nawet nie wiedziałam, że jest taka zasada, dowiedziałam się dopiero z twojego tekstu :D Zwłaszcza, że ja jestem tak blada, że każdy cielisty byłby dla mnie za ciemny, w sumie biały jest najbardziej zbliżony do mojego odcienia skóry ;)
Ja też nie wiedziałam o tej zasadzie. Zawsze zakładam biały stanik pod białą bluzkę. Kolorowego bym nie założyła.
Nie stosuję się do reguły „okulary z uniesionymi kątami do okrągłej twarzy”. W „kocich” oprawkach czuję jak przebrana za sekretarkę z lat 50 i wyglądam głupio. Coś musi być zresztą na rzeczy, bo doświadczony sprzedawca, który dobrał mi „awiatory” ze szkłami korekcyjnymi, nawet nie sięgnął po „skośne” oprawki. Koleżance, która ma dobry gust, też się w takich nie podobam.
Od jakiegoś czasu nie stosuję się też do zasady „typ wiosna/lato powinien unikać czerni”. Właściwie nie wiem, jakim jestem typem, ale mam jasne oczy, skórę i włosy „w kolorze skorupek od orzechów laskowych” (opis za wspomnianą koleżanką ;-). Odkąd przeczytałam Twoją typologię kolorystyczną, przestałam się tak restrykcyjnie trzymać podziału na pory roku i… odkryłam, że w czerni jest mi całkiem ładnie. Nawet tuż przy twarzy i w minimalnym makijażu (cera ma ładniejszy odcień i zdrowiej wygląda).
Po przeczytaniu stwierdziłam… że ja chyba nie mam żadnych reguł! A jeśli je mam, to stosuję je instynktownie. Jestem bardzo drobną osobą, o figurze klepsydry, dość proporcjonalną. Ale nie znoszę butów na obcasie, mam kilka par, ale noszę je tylko wtedy, kiedy wiem że szybko zdejmę :P dobrze mi na mojej wysokości (a może raczej „niskości”)! Przez to, że dostaję masę ciuchów od znajomych lub kupuję w lumpeksie, noszę to, co mi się akurat podoba. Jeśli coś mi się podoba, ale nie mam do czego tego nosić, klaruje się to dość naturalnie – po prostu unikam tej rzeczy i po jakimś czasie stwierdzam, że nie ma sensu jej trzymać. Zasady, których się trzymam to mniej znaczy więcej – unikam nadmiaru wzorów i kolorów (jedna wzorzysta rzecz w całości), to samo w makijażu – delikatne usta do mocnych oczu. Chyba że jestem na scenie wymalowana jak lalka to wtedy wszystko jest mocne, ale wstyd mi w takim makijażu potem iść do domu :P bardzo podobają mi się oversizowe płaszcze. Przeczytałam, że najlepiej wyglądają na osobach wysokich, szczupłych, bez mocnego zarysu bioder i piersi – całkowite przeciwieństwo mnie! Mimo to – dobrze się czuję w „za dużych” ciuchach :) co nie znaczy, że nie lubię podkreślania figury – uwielbiam podkreślać talię, biust, nosić sukienki i przy całej wygodzie spodni (zwłaszcza zimą) uważam, że najlepiej wyglądam właśnie w sukienkach. Cieliste rajstopy długo uważałam za obciach (takie ciemne i błyszczące), dopóki nie odkryłam, że mogą być jasne i matowe. Takie noszę czasami w bardziej oficjalne dni i czuję się lepiej wiedząc, że moje bladosine nogi mają lepszy koloryt :D Hmmmm. Właśnie nieświadomie skonstruowałam swoje reguły! :D pozdrawiam serdecznie!
Moje zasady:
– nie noszę oversizowych ubrań, bo jestem niska i drobna i miałabym poczucie, że chodzę w ubraniach ze starszego rodzeństwa :)
– nie noszę adidasów po mieście, jeśli już to tenisówki w szarym kolorze (adidasy są na siłownię, wycieczkę w góry itp.)
– do pracy tylko buty na obcasie (praca biurowa), w innym nie czuję się wystarczająco elegancko, a poza tym wolę być wyższa :)
– nie noszę żadnych naszyjników, bo od razu czuję, że to już za dużo biżuterii, ale za to lubię duże kolczyki
– ubieram się odpowiednio do okazji, na wesela nie chodzę w czarnych ani białych sukienkach
– wybieram tylko drobne wzory albo gładkie tkaniny
– granat z czernią łącze raczej w zimie, nie wiedziałam, że to zabronione :)
– rajstopy cieliste (ale matowe) zakładam do sandałów, tylko na takie oficjalne okazje, jak wesele, wybieram tylko bez wzmacnianych palców
– w makijażu raczej trzymam się zasady mocne usta – delikatne oczy i na odwrót, chyba, że idę na imprezę do klubu
– dekoltów dużych w ogóle nie noszę, więc ta zasada mnie nie dotyczy
– torebki i buty zazwyczaj różnią się kolorem, ale są w tym samym stylu
– kiedyś uważałam, że jak góra albo dół mają kwiatowy wzór, czy jakiś inny, to druga część garderoby musi być jednolita, a teraz łączę bluzkę w drobne paski ze spodniami w kwiaty i uważam, że wygląda to super
– nie założyłabym czarnego stanika pod białą bluzkę, mimo, że u innych wydaje mi się to ok, ale sama wybieram cielistą bieliznę
Pewnie mam jeszcze jakieś zasady, ale generalnie są one dla mnie tak naturalne, że nie mogę sobie więcej przypomnieć. Posiadanie tych zasad ułatwia mi zakupy, a potem dobieranie ubrań na co dzień. Ale jeśli trafi mi się jakieś ubranie, które łamie jakąś moją zasadę, ale coś mi się w nim niesamowicie podoba i dobrze w tym wyglądam, to kupię to na pewno.
Kiedys bardzo pilnowalam tego, by nie laczyc srebra ze zlotem…do momentu, az dostalam od mamy piekny lancuszek wykonany z zoltego, czerwonego i bialego zlota (ktore dla laika jest po prostu srebrem),a potem wisiorek z 2 rodzajow zlota i uwielbiam to polaczenie!Ostatnio wpadlo mi tez w rece zdjecie ksieznej Kate, ktora miala na sobie zloty lancuszek i takiez kolczyki, a do tego srebrny zegarek i wygladalo to bez zarzutu.
Jak na razie nie podoba mi się przełamanie reguły żeby nie łączyć czerwonego z różowym i nie lubię kilku wzorów i kolorów w jednej stylizacji. Z tymi zasadami to jednak różnie bywa. Kiedyś nigdy nie zakładałam czarnej sukienki na wesele, dopóki nie byłam zmuszona. Żadnej innej nie znalazłam na ciążowy brzuszek. I teraz uważam że nie zasady są takie ważne ale właśnie spójność, estetyka i okoliczności.
Zasady dzielę na trzy grupy :takie do których się stosuję, takie które olewam i takie które uznaję ale z przykrością łamię raczej ze względów praktycznych.
Zasady które stosuję:
-jeśli rajstopy to zakryte buty
-nie mieszać ze sobą brązów i czerni w galanterii
-nie pokazywać ściągacza podkolanówek !!! (np. w długich sukienkach z rozporkiem)
-raczej nie pokazywać bielizny, ewentualnie czarne ramiączko pod bluzką z czarną koronkową górą itp.
-nie łączyć brązu i szarości
-nie łączyć na sobie za dużo wzorów
Zasady które czasem łamię:
-srebro + złoto -na większe wyjścia zawsze przestrzegam, na co dzień czasem łączę ale jest to raczej kwestia np. srebrnego różańca na palcu do złota czy złotych elementów zegarka do srebra
-granat + czerń – zdarz mi się głównie zimą i raczej jako „Stylizacja przejściowa” czyli np. ubieram się docelowo na czarno ale nie mam czarnej kurtki i na miejsce docieram w czarnych spodniach i granatowej górze by się później rozebrać.
-kwestia biustonoszy…hmmm….ona się co jakiś czas zmienia bo były czasy kiedy to cielisty biustonosz pod białą bluzkę był passe…
-kolory na wesele…hmmm ostatnio się dowiedziałam że na wesele nie powinno się chodzić też w czerwonym bo to zbyt przyciągający uwagę kolor i odwraca uwagę od panny młodej. Kiedyś sama byłam na czerwono. Raz byłam też w czarnej sukience ale po prostu nie miałam nic innego na taką okazję. Raczej uznaję tą zasadę ale nie zawsze udaje mi się ją stosować.
-nie łączenie ze sobą zbyt wielu kolorów – to jest reguła do której dopiero dążę ale nie do końca umiem jej przestrzegać bo dopiero wyrabiam sobie gust a chyba nie mam naturalnych zdolności w tym kierunku
-unikać mocnego oversize (Reguła własna)
-maskować brzuszek i pokazywać wciętą talię (Reguła własna)
-eliminować czerń na dzień, zostawić ją na wieczór (Zgaszone lato) ( Reguła własna)
Staram się nie łączyć 2 rodzajów skór w jednej stylizacji: jeśli mam zegarek na czarnym skórzanym pasku to torebka ze skóry w naturalnym kolorze będzie przy tym wyglądała dziwnie…
Nie zakładam jasnych butów, jeśli reszta stroju jest utrzymana w ciemnych kolorach :-)
Hmmm… Czyżbyś odwiedzała sklep „Moje pieczywo”? W tym koło mojego domu pracowała osoba, która pasuje do Twojego opisu, potem przenieśli ją do innego punktu.
1. Rajstopy do odkrytych butów – tego przestrzegam choćby dlatego, że choćbym nie wiem jak krótko przycięła paznokcie u stóp, to i tak na duzym palcu zawsze leci mi oczko – w zakrytych butach go nie widać.
2. Gołe nogi do pracy – bardzo rzadko. Nie lubię i już.
3. Biały biustonosz pod białą bluzkę – kiedyś tak robiłam, potem odkryłam te cieliste, a w sumie zakładam ten, który akurat wpadł mi w rękę, ale raczej jasny niż ciemny czy czarny.
4. Łączenie czerni z granatem – niedawno kupiłam granatową sukienkę i mimo że nie lubię czerni przy twarzy, to szukam do niej czarnego bolerka. Łączenie złota i srebra – czasem się zdarzy, choć generalnie jestem przeciw.
5. Jakiekolwiek ograniczenia związane z wiekiem typu:
– ściąć włosy po czterdziestce -w ttym rokku skończyłam 40 lat i właśnie mam zamiar ściąć włosy i to na tak zwaną zapałkę, ale nie z powodu wieku (krótkie włosy nosiłam w dzieciństwie i od czasu do czasu do nich wracam, a na „starość” wymyśliłam sobie długość do łopatek), tylko dlatego, że znudziło mi się farbowanie i chcę dać włosom odpocząć, bo znudziło mi się noszenie odrostów, a zdejmowanie koloru u fryzjera mnie przeraża, no i z ciekawości, jak będę wyglądać we srebrze, bo właśnie tego koloru mam odrosty;
– nie nosić krótkich spódnic czy nie pokazywać ramion – spódnice do połowy uda już mnie nie kręcą, ale kolana lubię pokazywać, co do ramion – jestem zmarzlakiem i z tego powodu niezależnie od wieku niespecjalnie lubię je pokazywać, chyba że upał mnie do tego zmusi;
– torebkę powinno się dobierać do butów – buty najczęściej noszę czarne, torebki w zasadzie też (albo czerwone lub fioletowe), więc to samo jakoś tak wychodzi;
Z Twoich reguł przestrzegam – mniej znaczy więcej, dekolt albo nogi i na odwrót (deska ze mnie, więc zdecydowanie nogi), albo oczy albo usta i na odwrót. Na ten moment nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
–
Obejrzyj sobie nowy wizerunek Joanną Muchy z krótką fryzurą i siwizną – moim zdaniem wygląda super, w ogóle jest piękną kobietą. We Francji też widziałam mnóstwo kobiet z naturalnymi włosami. Niektórym taki wizerunek dodaje klasy i elegancji (chociaż ja u siebie nie lubię siwizny i farbuję włosy henną).
Zasady, które stosuję:
1. Strój dostosowany do okoliczności
2. Zachowane proporcje, żadnych oversizów ( mam figurę klepsydry, więc mnie bardzo pogrubiają)
3. Pod białe rzeczy, tylko cielista bielizna
4. Buty i torebka zbliżone kolorem i charakterem
5. Rajstopy tylko do pełnych butów
6. Połączenie srebra i złota możliwe, jeśli występuje ono w jednym elemencie np.dwukolorowy pierścionek. Raczej nie złote kolczyki do srebrnego zegarka
7. Ze względu na pełną figurę, długość sukienek i spódnic zaraz za kolano, rękaw nie krótszy, niż do łokcia
8. Mniej znaczy więcej
Dużo tych reguł, ale wszystkie stosuję dlatego, że tak czuję. Nie przejmuję się regułami, z którymi się nie zgadzam.
#Joanno – widziałam Panią Muchę, w krótkich włosach wygląda elegancko, ale do moich 16 mm (taką długość noszę od wczoraj i… podoba mi się) jeszcze jej daleko :-) No i ja mam chyba trochę więcej srebra, a w tej krótkiej fryzurce zrobiłam się podobna do Elżbiety Dzikowskiej, choć taka siwa jak ona jeszcze nie jestem.
Rzeczy nieakceptowalne:
1. Rajstopy plus sandały – nie, nie i jeszcze raz nie. Jedyna opcja akceptowalna to kolorowe rajstopki, skarpetki u małych dziewczynek ;-)
2. Bielizna wyłaniająca się spod odzieży. Dotyczy zarówno majtasków, jak i ramiączek od stanika.
3. Strój niespójny np. kurtka typu outdoor, do spódniczki z falbankami i lakierowanych pantofli. To samo dotyczy dodatków.
4. Ubrania o rozmiar za małe.
Zasady jak najbardziej do złamania:
1. Łączenie czerni i granatu.
2. Łączenie złota i srebra.
3. Zasady dotyczące wieku i stylu (krótkie włosy/długie włosy itp.) – wszystko zależy od typu urody, szybkości procesów starzenia, figury, stylu itd. Nie widzę tu miejsca na sztywne reguły.
4. Cielista bielizna do białej bluzki – w warunkach swobodnych bardzo lubię kolorową, kwiecistą bieliznę czy wręcz górę od kostiumu kąpielowego. Dodaje świeżości :-)
5. Strój niedostosowany do okoliczności.
Punkt 5 powinien trafić do akapitu 1 :)
Właściwie to od kiedy skończyłam 40-stkę to trzymam się tylko jednej zasady.
Nie noszę wymiętych, zniszczonych, wybrakowanych, poplamionych, zużytych ubrań, nawet jeśli skaza wydaje się niewidoczna. Mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że to zwyczajnie na kobiecie dojrzałej wygląda fatalnie. Za to na młodzieży ok, i nawet młoda dziewczyna z parasolką , ze złamanym drutem i w naciągniętym podkoszulku wygląda nonszalancko. Babka po 40 wygląda jak koszmarny niechluj. Oczywiście to moja zasada, Wy możecie sobie wyglądać jak tam chcecie.
Łamie wszystkie zasady, a czym jestem starsza to jeszcze więcej we mnie nonszalancji i buntu przeciwko narzuconym schematom. Czuję się coraz lepiej w swojej skórze i to jest najważniejsze.
Myślę, że najważniejszą zasadą jest to, żeby czuć się pewnie w swoich ubraniach. Wtedy każda stylizacja się broni.
Okazuje się, że są reguły, których nie znałam, jak np. granat + czerń. Kiedyś miałam regułę żeby nie miksować różnych wzorów- dzisiaj wiem, że czasami wychodzą z takich połączeń wspaniałe kombinacje. Mieszam złoto ze srebrem, brązy i beże z szarym- w ogóle szare ubrania ze złotą biżuterią to moja ulubiona kombinacja. Ale jeśli biustonosz miałby być widoczny pod bluzką to tylko jako bikini, albo jakiś bustier bez koronek na wieczór, który możnaby też ubrać jako top do spodni lub spódnicy z podwyższoną talią. Dlatego nigdy nie zakładam ani czarnego ani białego biustonosza pod białą bluzkę. Nie lubię też wystających ramiączek na sobie. Moje reguły to: -Jeśli wzory to tylko z delikatnym kontrastem.- Istnieje na świecie odpowiednia wersja każdego koloru dla mnie- i to było dla mnie ważne modowe odkrycie, które zawdzięczam Tobie i które otworzyło przede mną świat pełen kolorów. Jak słyszę koleżankę w sklepie mówiącą, że „niebieski do mnie nie pasuje“ jeszcze zanim coś przymierzę to myślę sobie, o rany, jak dobrze, że mam już to za sobą;). No i moja nowa reguła wynika z odkrycia, że czuję się lepiej w sukience i płaskich butach niż w butach na obcasie (zbyt kobieco). Obcasy natomiast lubię do spodni.
O regułach niewiele wiem, dopiero zaczynam je przyswajać, ale jeśli jakieś wydają się absurdalne, zbyt czasochłonne, lub po prostu mi nie pasują to olewam.
Za to staram się trzymać paru
1. tylko jedna niewygodna rzecz na raz
np. szpilki/ wysoki obcas + wygodne spodnie + luźna koszulka lub mini tylko do płaskich butów lub na wyjścia elegancka sukienka buty tylko na niskim obcasie
2. nigdy nie wyglądać na „zrobioną” – gdy za bardzo się staram wychodzi mi to bokiem :/
3. makijaż codziennie, choćby delikatny musi być np. podkreślone oko
Jestem już chyba za stara, żeby przejmować się jakimiś regułami. A że od lat nie czytuję prasy modowej ani żadnej innej tzw. „kobiecej” – to wypadłam z obiegu i nie wiem, jakie ostatnio modne święte wytyczne pogwałciłam. :D Tę mówiącą o tym, że albo podkreślamy oczy albo usta ignoruję regularnie, bo bardzo lubię wyrazisty, wręcz dramatyczny makijaż i nie zanosi się, by mi przeszło. Obwieszam się biżuterią jak choinka (co prawda srebro łączę w niej z metaliczną czernią, a złoto najwyżej z miedzią.) Odsłaniam beztrosko pulchne ramiona i „zbyt” szerokie plecy. Moje ubranie przede wszystkim ma być wygodne, a dopiero potem jakiekolwiek inne. To wiele rzeczy upraszcza.
Odkąd mam dwoje dzieci, nie lubię pakowania na wyjazdy. I o ile dla męża i dzieci mam jeszcze czas przemyśleć co zapakować, to dla siebie już rzadziej:) I co zauważyłam? Że na każdym wyjeździe pojawiają się nowe połączenia ubraniowe, których bym nie odkryła mając cała szafę do dyspozycji. Np. w tym roku nam morzem, chodziłam w długiej różowej plisowance i gołębim swetrze. Połączenie róż+błękit (gołębi) był wbrew regułom. W zeszłym roku -też marznąc na Bałtykiem- podkradałam córce sweter. Miał za krótkie rękawy. I do opalonej ręki+ bransoletka – wyglądało to fajnie. Czasem więc, mając za mało ciuchów/łamiąc reguły, można odkryć coś ciekawego. Może nie tyle łamiąc reguły, co nie trzymać się starych.
To samo mam z gotowaniem. Ostatnio wyszedł mi lepszy marchewkowiec niż zwykle, bo jak mi zabrakło zwykłej mąki, to dodałam ziemniaczanej.
Mario, masz najlepszy blog! Ale też -nieskromnie powiem- masz najlepsze czytelniczki:)
Noszę ciemne staniki do jasnych bluzek i mieszam paski z kratką lub kropkami, jeśli mi to pasuje kolorystycznie
Łamię reguły, oj łamię:). Nosze to, w czym dobrze się czuję i kompletnie nie przejmuje się czy coś mnie pogrubia. I tak sobie myślę, że do tego się dorasta, bo jak człowiek lubi siebie, to bardzo to widać i jest najważniejsze. Wtedy właściwie, to wszystko się obroni:). Pozdrawiam, Renata
Dziś pierwszy raz trafiłam na Twój blog i jestem tu od rana :) i nie mogę się oderwać. Jeżeli chodzi o reguły w ubieraniu się i makijażu to też przestrzegam tylko swoich własnych:
1. Tylko ciemne kolory
2. obcisły dół i góra oversize
3. zawsze proste formy i brak wzorów
4. torebka – zawsze skórzana najlepiej duży czarny shopper lub małe listonoszki
5. zawsze dużo drobnej delikatnej srebrnej i złotej biżuterii ( codziennie wyglądam jak opisana przez ciebie pani z piekarni kolczyki, łańcuszek z zawieszką na szyi ( lub kilka), kilka pierścionków, zegarek, kilka bransoletek. Kocham biżuterię i torebki – to elementy,które w połączeniu z basicowymi ubraniami definiują mój styl.
4. prawie zawsze mieszam złoto ze srebrem
5. Makijaż zawsze i zawsze taki sam, oczy mocno, usta delikatnie
6. kocham płaskie buty
7. noszę krótkie paznokcie ale maluję je we wszystkie możliwe kolory.
Ja również bardzo lubię połączenie srebra ze złotem. Zresztą zgadzam się z każdym słowem, który napisałaś w tym poście :)
Przeczytałam stary post o dobrym wyglądzie po 60-tce, zdziwiła mnie reguła o dekoltach. Dekolt powinien być albo odsłaniający biust albo pod szyję. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Dekolt powinien pasować do osoby. Niektóre kobiety mają tak mały biust (np. ja), że nie ma możliwości odsłonić go, nie odsłaniając bielizny, albo pustej płaskiej połaci żeber bez perspektyw na zmianę krajobrazu. Dekolt pod szyję natomiast skraca szyję i poszerza ramiona, dając efekt „byczego karku”. Ja akurat, żeby nie zawracać sobie głowy szukaniem stroju dla sylwetki z małym biustem noszę stanik z podwójną gąbką, bo czasem trzeba sobie ułatwiać. Zasady podlegają priorytetom, a te się zmieniają. Na różnych etapach życia może być co innego ważne w temacie wyglądu. W wieku dwudziestu lat chciałam wyglądać wyraziście i atrakcyjnie, wszystko miało znaczenie. Dwadzieścia lat później sporo zasad odeszło (np. noszę botki „skracające nogi”) ale pilnuję żeby np. włosy nie były sianowate- choć mam takie od zawsze to teraz mnie postarzają. Od 30 r.ż. używam filtru 50 na twarz nawet w zimę. Mniej więcej 30rż. jest to czas, od którego kobieta chce wyglądać młodo. Teraz koło 40-stki doszła zasada żeby nie wyglądać desperacko, czyli nie wbijać się w „seksi”’ ciuszki które odsłoniłyby mankamenty typu wiotka skóra pod pachami czy inne defekty kojarzące się ze starzeniem, nawet jak ktoś je miał od młodości np. zawsze miałam żylaste dłonie i stopy oraz marszczącą się skórę ma łokciach i kolanach (moja 70letnia mama ma ładniejsze kolana ode mnie). Nie wpadam w paranoję i nie ukrywam stóp, dłoni, kolan itp ale wolę rękaw za łokieć niż przed. Zasady co do łączenia kolorów są w ogóle kruche i „łamliwe” – Lubię granat z czernią a nawet czerń z brązem mi nie przeszkadza, to ostatnie połączenie to przecież niezbędne w modzie cętki pantery. Ogólnie jestem fanką zakupów w SH więc jak coś jest dobrej jakości i w moim rozmiarze to biorę i mam trochę zabawy co z tym puzzlem zrobić. Odrzuciłam więc zasadę o kupowaniu tylko w swoim stylu – rzeczy z dobrych tkanin, dobrych firm po prostu inspirują. Jestem szczupła to odpada problem dopasowania do sylwetki, jak zaczyna brzuch się zaokrąglać to nie jem mącznych produktów 2 tygodnie i jest dobrze, owszem nogi krótkie to i siamto ale to są szczegóły, trzeba cieszyć się życiem.
Zgadzam się z tym co napisałaś, też nie jestem fanką trzymania się sztywnych zasad w modzie. :-)
Ja również dziś trafiłam na ten blog i ciekawy post o zasadach, a jeszcze lepsze komentarze. Z bardzo wieloma „zasadami po złamaniu” się zgadzam, ale też z niektórymi kompletnie mi nie podrodze. Postępuję po swojemu i dobrze mi z tym w rozmiarze 46 :) Grunt to czuć się sobą.
Osobiście nie lubię mieszać srebra ze złotem. Za to ilość biżuterii zależy u mnie od nastroju… i trochę okazji. Jednak do długiego wisiora nigdy nie noszę długich kolczyków, tylko wkręty. Rzadko noszę komplety, są zbyt serio.
Za to lubię – i dobrze wyglądam – w zestawie mocne usta i podkreślone dość porządnie oczy, choć oczywiście nie smokey eye. Makijaż zmieniam zgodnie z dziennym nastrojem.
Mam ponad 40 lat, a włosy długie, zapuszczone tuż przed 40-tką i ciągle zbieram za nie komplementy. Może dla mnie dopiero nadszedł na nie czas?
Lubię tylko cieliste, cienkie rajstopy, dobrze dopasowane do mojego odcienia skóry, choć niełatwo na takie trafić. NIE ZNOSZĘ GRUBYCH, CZARNYCH RAJSTOP, GRYZĄ MNIE W NOGI. Uważam, że jeszcze bardziej wtłaczają mnie w ziemię, robię się od ich niższa, a moje nogi grubsze… To prawie obsesja. Musi być -10, żebym to paskudztwo na siebie wtłoczyła i zawsze czuję się źle.
Uważam, że biały i czarny nie są odpowiednie na wesele i wiem co mówię, bo raz miałam czarny strój i czułam się nieodpowiednio ubrana.
Przestrzegam zasady dopasowania stroju do okazji, ale też tego bym dobrze, swobodnie się w nim czuła, bo dopiero to razem daje wrażenie elegancji.
I jeszcze jedno – ja się lepiej czuję, jak mam mały braczek w stylizacji, jakąś wadkę (nie wpadkę), tylko niedoróbeczkę, żeby nie czuć się przestylizowaną. Np. niepomalowane paznokcie (tylko japoński manicure) na elegancką okazję. Albo baleriny tam gdzie proszą się szpilki.
Jak byłam młodsza bardzo serio podchodziłam do ubrań, nosiłam zbyt poważne czarne kostiumy i w ogóle ubierałam się sztywniacko. Teraz mam więcej luzu i dystansu, do siebie także, lepiej czuję się ze sobą, ale może ja musiałam dorosnąć do tego co inne kobiety mają od początku?
Ma Pani dobrze poukładane w głowie przegródki dotyczące stylu i klarownie potrafi Pani tę wiedzę przekazać.