Ostatnio zaczęłam regularnie ćwiczyć. Pochwalę się szczegółowiej jak już będzie widać jakieś efekty i jak ta regularność przerodzi się w normalność. Czyli pewnie za około 2 miesiące, opiszę wszystko, co robię. Dzisiaj chciałabym Wam napisać co nieco o motywacji i o tym, co dla mnie jest ważne, gdy trzeba się spiąć i zacząć działać.

Najpierw zacznę od polecenia dwóch świetnych artykułów, które są inspiracją dla tego wpisu. Na pierwszy artykuł trafiłam dzięki Hatifnatom. Jest to tekst Marka Mansona – Everything you wanted to know about procrastination but were too lazy to figure out. Drugi znalazłam trochę przez przypadek i jest to How to boss yourself around, autorstwa Melissy Dahl. Oba artykuły prezentują ciekawe i powiązane ze sobą podejście do tego, jak zabrać się za robienie czegoś, na co nie mamy w danej chwili ochoty.

Ja akurat mam ochotę na ćwiczenia, tylko tak się dziwnie składa, że jak mam się już za nie zabrać to pojawiają się dziesiątki innych czynności, które trzeba w danej chwili zrobić. Jedną z tych czynności jest chociażby przejrzenie facebooka, więc to chyba jasne, o jakiego rodzaju czynnościach mówimy. Ludzkość nazywa to prokrastynacją. Dla mnie ważniejsze od nazewnictwa są przyczyny tego zjawiska i walka z nim. A dzięki, między innymi tym dwóm artykułom, możemy się dowiedzieć, że odwlekamy nasze plany i rzeczy do zrobienia, po prostu ze strachu. Zrobienie czegoś istotnego, w moim przypadku są to ćwiczenia, sprawia, że kształtujemy naszą przyszłość, zmieniamy naszą wizję siebie w przyszłości. W moim przypadku będzie to cherlawa Maria, zmieniona na wysportowaną Marię. A ludzie boją się zmian. Ja też chyba boję się tej nowej Marii, nie dlatego, że ona będzie jakimś potworem, ale dlatego, że jej jeszcze nie znam. Znam tę cherlawą Marię, znam ją na tyle, że wiem czego się po niej spodziewać, jak chce być ubierana, jak chce być karmiona. Natomiast z nową Marią przyjdą zmiany – może będzie trzeba kupować ubrania w mniejszym rozmiarze (to by było coś), może nogi będą się same rwały do biegania i trzeba będzie wygospodarować więcej czasu na tę czynność, może to, może tamto… Jest jeszcze strach o to, czy dana czynność będzie wykonana dobrze. Niektórych perfekcjonizm tak paraliżuje, że po prostu nic nie robią. Wolą zrezygnować z działania niż zrobić cokolwiek w sposób niedostatecznie dobry.dyscyplina cytat„Dyscyplina to wybór między tym czego chcesz teraz, a tym czego chcesz najbardziej”. Natrafiłam na te słowa na pintereście, tam przypisane są Lincolnowi, ale nie jestem do końca pewna czy słusznie. W każdym razie to zdanie jest bezcenne.

I tutaj do akcji wkraczają te dwa wspomniane wyżej artykuły, bo z nich można wyłuskać dość ciekawe sposoby na rozwiązanie problemu prokrastynacji. Przynajmniej w moim przypadku te dwa podejścia się sprawdzają.

1) Należy zabić siebie. W sensie: pozbyć się oczekiwań i zrezygnować z wyobrażenia siebie w sposób, który jest zagrożeniem dla obecnego status quo. Maria, która ma ćwiczyć, ma być tylko zwykłą Marią, białą kartką papieru, Marią, która ma ochotę na odrobinę ruchu, a nie Marią, której nadrzędnym celem jest wyrzeźbienie ciała i która boi się, że tego celu nie osiągnie. Maria powinna wyzbyć się planów, które ją paraliżują, bo być może nic z nich nie wyjdzie (nie powinna nadaremnie myśleć o ubraniach w mniejszym rozmiarze lub problemach z organizacją czasu). Powinna skupiać się tylko na wykonywanej czynności.

2) Należy rozmawiać ze sobą w trzeciej osobie i nakazywać sobie zrobienia czegoś. W ten sposób oddalamy się od osoby, która ma rozterki typu „ćwiczenia czy facebok?” i podejmujemy w jej imieniu decyzję. Zdystansowanie się od tej leniwej czy strachliwej Marii i po prostu rozkaz płynący od logicznie myślącej Marii jest głosem rozsądku, który w moim przypadku w 90% jest wysłuchany.

Dochodzi do tego jeszcze kwestia motywacji z którą niektórzy ludzie mają duży problem. To znaczy nie mają motywacji i uważają, że to jest właśnie problem. Tymczasem warto sobie po prostu zdać sprawę z tego, że rzeczy mogą być zrobione nie tylko w momencie, w którym czujemy chęć na zrobienie ich. To jest aż tak proste. Wystarczy się zmusić do zaczęcia robienia czegoś, odizolować się od rozpraszaczy i po prostu to robić, z pełną świadomością tego, że nam się nie chce. Robić regularnie, robić codziennie, nie odpuszczać, zmuszać się. To się nazywa dyscyplina i to jest o niebo lepsze od motywacji. Motywacja jest super na początku, to ona rozwija zalążek, ale dopiero dyscyplina jest realizacją, nawykiem, a z czasem przyjemnością i satysfakcją.

Czy ulegacie pokusom, gdy macie coś do zrobienia? Jak walczycie z prokrastynacją?

Podobny wpis: Dyscyplina ratuje życie