Wiele razy pisałam o tym, że aby uzyskać spójny styl, niezbędna jest konsekwencja i odrzucanie kuszących stylowych alternatyw, niepasujących do nas. W wielkim skrócie powinno to wyglądać w ten sposób:
Na podstawie własnego gustu obieramy kierunek naszego stylu i konsekwentnie go realizujemy, opierając się kuszeniu przez inne style.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jest tyle pięknych ubrań zarówno strojnych, jak i tych ujmująco prostych, co chwila pojawiają się różne pociągające trendy, kuszą nas kolory, które widzimy ładnie zaaranżowane na kimś innym, cudowne obrazki pobudzają naszą wyobraźnię przy okazji korzystania z internetu – ogromna ilość inspiracji zalewa nas codziennie na tyle skutecznie, że paraliżuje nas to przed wyborem tej właściwej, tylko naszej drogi. Jak to zrobić – jak obrać właściwy kierunek i nie oglądać się za siebie? Przedstawiam Wam skuteczną metodę, którą opiszę na swoim przykładzie, a która wcale nie jest trudna i rzuca światło na wiele spraw. Nazwałam ją: kluczowe pytania. A to dlatego, że polega ona na zadawaniu samej sobie właściwych pytań. Pozwólcie więc, że nakreślę Wam sytuację i precyzyjnie objaśnię, jakie to mają być pytania.
Ze swoim stylem jestem już na takim etapie, w którym do celu jest o wiele bliżej, niż dalej. Jestem w stanie wyodrębnić przynajmniej dwa swoje uniformy, mam wypracowany standard poniżej którego nie schodzę i mogę powiedzieć, że szukanie nowych rzeczy sprawia mi radość, bo wiem czego szukać. Zmieniają się warunki – waga ciała się waha, dochodzą co rusz nowe zakochania się w kolorach (teraz jak wiecie rządzi już bardzo długo zieleń), zdrowie czasem wymusza pewne zmiany, wyobraźnia dokłada nowych pomysłów itd. Ale ogólnie – kurs jest dobry. Mogę Wam więc powiedzieć, co było najtrudniejsze w dojściu do tego satysfakcjonującego stanu i co zrobiłam żeby to przezwyciężyć.
Otóż, podobało mi się tak wiele rzeczy, tak wiele haseł opisujących wymarzony styl byłam w stanie podać, że wydawało się to zbyt chaotyczne. Gdybym miała wszystkie pomysły realizować, nie wyszło by z tego nic spójnego. Wręcz mogłabym obdzielić stylem, który jest wypadkową tych pomysłów, kilka osób. Jak czegoś jest za dużo – inspiracji, pomysłów, wyobrażeń, haseł – to wychodzi z tego papka, a przecież chcemy niepowtarzalności, wyrazistości, konkretu. Trzeba było pozbyć się części tych elementów tak, żeby to, co zostanie było jak najautentyczniejsze i zarazem najbardziej pociągające (tak żeby nie żałować utraconych alternatyw).
Jeśli chcesz zdefiniować swój styl po prostu weź kartkę i długopis i pospisuj wszelkie hasła związane ze stylem, jakie tylko przyjdą Ci do głowy. Pisz tak, żebyś to Ty rozumiała, co masz na myśli, nie pisz pod kogoś. Wypisuj kroje, kolory, klimaty, osoby, filmy, kraje, trendy, muzykę – dosłownie wszystko, co Cię inspiruje. Stwórz taką naprawdę rozbudowaną listę rzeczy, które chciałabyś, żeby Cię wizualnie określały. Na tej liście będziemy bazować.źródło zdjęcia: kaboompics
Oto moja metoda wypracowywania sobie stylu, bazując na stworzonej liście (będą trzy punkty):
1) Wyodrębniamy pewniaki
1) Każdy ma takie hasła opisujące styl, które są niezmienne. Takie, które są niepodważalne i którymi kierujemy się od bardzo dawna. Takie, które lubimy i których nie wyobrażamy sobie zmieniać. Te hasła nie muszą być zrozumiałe dla kogokolwiek poza nami. One określają nasze preferencje w bardzo stanowczy sposób. Przy zakupach, kierując się tymi hasłami, nawet kiedy na horyzoncie pojawia się coś pięknego, przeczącego tym hasłom, nie skusimy się na to. Te hasła w odniesieniu do nas są tak oczywiste, jak twierdzenie, że trawa jest zielona, a niebo jest niebieskie.
Przykład takiego hasła u mnie: ciemne kolory. U mnie zawsze ciemne kolory górowały nad jasnymi i nie wyobrażam sobie, żeby ta sytuacja miała się kiedykolwiek zmienić. Nie lubię jasnych kolorów i nie przepadam za nimi na sobie. To nie znaczy, że nigdy przenigdy nie założę nic jasnego. To znaczy, że na zakupach nie skuszę się na jasną rzecz, bo nawet jej nie zauważę. Nie ładuję energii w szukanie czegoś jasnego, bo tak bardzo lubię ciemne. Nie jest to nawet kwestią nielubienia jasnego, jest to raczej kwestia kochania ciemnego.
Kolejny przykład takiego stanowczego hasła, trochę trudniejszy i wymagający sprecyzowania, by ktokolwiek poza mną dobrze je zrozumiał: prostota. Tłumaczę to hasło na potrzeby wpisu, bo tak naprawdę to ma być zrozumiałe tylko dla mnie – nie ma potrzeby, by ktoś inny wiedział, co ja rozumiem pod pojęciem prostoty. Przesadne zdobienie na ubraniu nie jest u mnie mile widziane, a jeśli już się pojawi to nigdy nie będzie towarzyszyło innemu przesadnemu zdobieniu. Jeśli więc wzór, to konkretny, duży i nie zestawiany z innym wzorem. Jeśli falbanka to na pewno w towarzystwie czegoś gładkiego. Żadnych łączek, drobnicy, przesady w ilości biżuterii, zbyt dużej ilości kolorów w jednym stroju i makijażu. Prostota w tym sensie, że w skrajnym przypadku jakiegoś zdobienia, zostanie ono zestawione z czymś wyjątkowo nieskomplikowanym. Jeśli zdobień jest więcej niż dwa, moje samopoczucie dzieli się na dwa, jakbym znikała pod tymi zdobieniami. Ale z kolei fantastycznie się czuję, ubrana najprościej jak można i z jakimś wyraźnym akcentem w postaci biżuterii albo wyraźnego wzoru.
Mam więc coś w rodzaju zasad i się do nich stosuję (tych zasad jest jeszcze parę, ale we wpisie umieściłam dwie przykładowe). Ty na pewno masz też takie zasady, które są dla Ciebie często tak oczywiste, że nawet nie pomyślałaś o tym, by je formułować. Na swojej liście podkreśl więc te rzeczy, które są niezmienne i w stu procentach pewne. Te rzeczy zostają na liście.
Gdy wyodrębnisz te najważniejsze zasady, możesz zająć się tym, co zniekształca Twój styl. Mam tu na myśli wszystko to, na co nie możesz się zdecydować. Tym zajmiemy się w punktach drugim i trzecim.
Dalsza część tego wpisu ukaże się w przyszłym tygodniu, ponieważ chciałabym przeczytać Wasze szczegółowe odpowiedzi na temat każdego z punktów.
Pytanie dla Was: jakie są Wasze niezmienne hasła dotyczące stylu? Podajcie przynajmniej dwa przykłady takich pewniaków.
Moje niezmienne hasła:
– czerń
– dress code przełamany mocno prowokującymi elementami (pisałam ostatnio na ten temat tutaj: http://www.wczerni.pl/2016/10/granica.html i tutaj: http://www.wczerni.pl/2016/10/moda-przemija-szpilki-pozostaja.html)
– kobiecość, elegancja, ale w wersji nie delikatnie dziewczęcej ale ostrzejszej, bardziej wyrazistej (moim ideałem jest tu aktorka Lara Pulver w Sherlocku)
Cześć :) Właśnie mi uświadomiłaś, że mam już sprecyzowany styl :) Zawsze wybieram czarne obcisłe spodnie lub legginsy, czarne botki na obcasie i zwiewną bluzkę w kwiaty albo czarny luźny sweter lub czarne botki, czarne rajstopy i zwiewną sukienkę w kwiaty. Do tego czarna torba z frędzlami albo prosta listonoszka i czarny płaszcz lub ramoneska. Wydaje się dziwny taki miks gdy o tym piszę, ale wygląda to dobrze (tak sądzę). Jak widzisz dominuje czerń, ale rzecz w kwiaty może być w dowolnym kolorze np. burgund w beżowo różowe kwiaty i oliwkowe liście, granat w beżowo błękitne kwiaty… Jakby to określić w kilku słowach wg Twojego schematu? Pewnie: ciemne kolory, niewiele biżuterii (czasem kolczyki, subtelny kolczyk w nosie), żadnych pasków, rozpuszczone falowane lub proste włosy, wzór tylko kwiatowy, zwiewność, romantyzm. Koronki, falbanki, rozszerzane rękawy i inne odjazdy na części kwiatowej mile widziane. Gdy jestem cała w czerni to zakładam przynajmniej chustę góralską pod szyję, bo jak to bez kwiatów, hahaha :) Takie boho zmiksowane z elegancją i ciut z rockiem. Czyli wypadkowa wcześniejszych doświadczeń ;)
Ja podchodzę do odpowiedniego koloru , lubię raczej ciemne i macam. Jak materiał jest fajny w dotyku to sprawdzam metkę. Musi być 100 % naturalny.
Bardzo podoba mi się Twoja strona. Co prawda, dopiero zaczynam ją czytać, ale już znalazłam odpowiedzi na niejasne dla mnie pytania. Nie narzucasz nikomu niczego – piszesz w sposób wnikliwy, można powiedzieć, ze Twoja strona to taka modowa psychoterapia. Mój styl różni się od Twojego, mimo to znajduje tu mnóstwo wątków, które dotyczą mnie. Dziękuję.
Moje pewniaki: podkreślona talia, koszule, zimne kolory
Hmm moje określenia to byłaby.. nonszalancja na pewno.. włosy zarzucone na jedną stronę, luzackie podejście. Nie lubię spodni w kant, koszul. A drugie określenie to ciuch MUSI podkreślać figurę. Jak dla mnie ubrania muszą być dopasowane, przylegające do ciała. Czyli żadnych oversize’ów. Muszą też być gładkie, bez wzorów dominujących, ew. Jeden symbol
U mnie dokładnie takie jak u Ciebie – ciemne kolory i prostota. I może jeszcze coś, co nazwałabym „koordynowanym szaleństwem w dodatkach” – lubię mieć „odjechane” buty i torebki, ale ich „odjechanie” musi być starannie przemyślane. Przykładowo, nigdy nie założę czerwonego ubrania, ale mam czerwone buty i torebkę – świetnie ożywiają neutralne zestawienia, które lubię najbardziej. Aha, a co do torebek, tutaj mam ściśle określone zasady co do tego, czego na pewno nie chcę/nie potrzebuję; moja torebka nie może być czarna (wyjątkiem byłaby skóra węża, ale to raczej odległe plany :D), nie może mieć ciemnej podszewki (trudno w niej cokolwiek znaleźć) i musi mieć długi pasek do noszenia na ramieniu lub przez ramię – uszy do noszenia w ręce lub zgięciu łokcia mogą być opcją, ale nie koniecznością.
U mnie to będą:
1. spódnice/ sukienki
2. proste formy, bez falbanek, marszczen, ozdób, w jednym kolorze. Wzory jedynie latem i to proste: paski, groszki , jeśli decyduję się na bardziej skomplikowany wzór to tylko i wyłącznie na spódnicy. Na bluzkach stanowczo nie!
Bardzo jestem ciekawa dalszej części wpisu. Oj! Potrafisz stopniować napięcie
Jeżeli wyszło tak, że jest jakieś napięcie to jest mi strasznie miło, bo podzieliłam wpis tylko dlatego, że był baaardzo długi i chciałam, żebyście mogły poszaleć w komentarzach odnoszących się do konkretnego punktu :)
Moje pewniaki to:
– jasne kolory,
– fasony podkreślające sylwetkę,
– brak wzorów (wyjątkiem są ubrania letnie).
Opcjonalne są odważne połączenia odważnych kolorów;)
Nie wiem, z czego to wynika, ale ja też latem jestem jakoś bardziej skłonna do noszenia wzorów (za wyjątkiem pasków – paski są całoroczne) i myślałam, że tylko ja tak mam :D
:) Koleżanka z komentarza wyżej też ma podobne podejście do wzorów więc coś w tym musi być;) U mnie chyba to wynika z tego, że latem często noszę sukienki, i taka letnia sukienka, nawet wzorzysta, nie przytłacza a wręcz przeciwnie.
Tak sobie pomyślałam, że to może wynikać z tego, że latem często wybieramy lżejsze materiały, przezroczystości i zwiewności, a na takich siłą rzeczy wzór nie jest tak widoczny. Ja w ogóle latem uciekam w jakieś zupełnie inne klimaty i nie wiem, dlaczego. Jestem latem, lato jest moją ulubioną porą roku, więc może wtedy pokazuję swoje prawdziwe oblicze ;D
Mam tak samo – zero wzorów, chyba że paski (i ewentualnie kratka, ale bardzo rzadko), a latem uwielbiam sukienki, które mogą być w kwiatki czy wzory geometryczne;).
vintage, ale taki w rockowym wydaniu (ostatnio nawet kupiłam sobie identyczny model dzinsów, w którym za młodu występowała blondie)
też prostota, mogę założyć nawet najbardziej wzorzystą koszulę (np.panterka) ale reszta pozostaje stonowana
luz i wygoda, mimo że lubię sukienki i najlepiej w nich wygladam znacznie lepiej funkcjonuje mi się w dzinsach, gdy mogę swobodnie usiąść na ziemi/trawie po turecku :)
Mamy chyba taką samą definicję prostoty. Traktujemy ją niekoniecznie jako minimalistyczną formę, bardziej jako umiar :)
dwa przykłady takich pewniakow u mnie to zimne kolory (niebieski, granatowy, zielony, szary) i print na górze a dół stonowany.
U mnie to raczej jasne, żywe kolory. Bardzo lubię traktować jasny beż i biel jako bazę i ożywiać je kroplą koloru – mocnym dodatkiem (ciepła fuksja, jasny mocny fiolet, nasycony błękit, żywy oranż).
Lubię ubrania „czyste” w formie – proste, nieprzekombinowane ale nie minimalistyczne.
Takim pewniakiem są też dla mnie wszystkie odcięte w talii i rozkloszowane kroje, zarówno sukienek, jak i spódnic i płaszczy.
No i najważniejsze słowo-klucz: „chic”. Chcę ubierać się z klasą, niewymuszoną elegancją, strojem chcę komunikować szacunek do siebie i świata. Nie znoszę kiczu, tandety, przesady, wulgarności.
Trochę widzę w tej metodzie podobieństwo do ustalania własnych klasyków. Myślę, że u mnie te dwie listy częśiowo by się pokryły.
W zasadzie tutaj skupiamy się na tym jak wyklarować klasyki i zostawić tylko te najbardziej pasujące, żeby cały obraz się nie rozmywał :)
Oryginalna nie będę: ciemne barwy, głównie czerń, ale też głębokie bordo (raczej w dodatkach; bordowy szal do eleganckiego, dopasowanego czarnego płaszcza do połowy łydki i ciemne usta – moja jesień!) czy ew. ciemny fiolet. Ale też srebro – nie noszę złotych dodatków, jeśli już zrobię wyjątek dla starego złota, to zmieniam caly swój styl, dochodzą drewniane dodatki, wkrada się boho, a to już nie zawsze ja. Więc srebro jest moim „pewniakiem”, złoto i wariacje na temat zaburzają mój styl okrutnie. Dzienna elegancja, oswojony styl gotycki, dystans ale też zwracanie na siebie uwagi detalem. Gdyby w każdych warunkach dane mi było utrzymać ten rodzaj kobiecości, byłabym szczęśliwa :D z niecierpliwością czekam na drugą część!
Moje pewniaki :
-koszule, dopasowane spodnie, większości kolory (czerń,granat,biel, czerwień)
-styl klasyczny, elegancki, choć czasem przełamany grunge lub stylem wojskowym (patrz kolor khaki).
Mario, jesteś niesamowita, a Twój blog najlepszy na świecie!
U mnie musi być:
1.prosto- jak najmniej zdobień
2.zgrabnie, proporcjonalnie, zaznaczona talia
3.kobieco, ale niesłodko
4.nonszalancko, żadnej sztywności (biała koszula nie jest dla mnie sztywna, żeby było jasne)
5.raczej ciemniej niż jaśniej, ewentualnie jasna góra do ciemnego dołu
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Dziękuję, jesteś kochana :)
Świetny wpis! Czekam na ciąg dalszy :)
Dla mnie esencja są ciemne kolory, kroje blisko ciała, wyważenie. To ostanie oznacza dla mnie brak doslownosci. Jeśli mam coś sportowego, np. Bomber w panterke to nie zestawiam go ze sportowymi butami tylko bardziej glam, np. Lakierowanymi. Lubię łączyć wzory, np. Bluzka w paski i panterki wy szalik albo dwa rodzaje pasków, ale nie szaleje juz wtedy z kolorem. Tak jak u Ciebie, zbyt pstrokate stylizacje sprawiają, że myślę za dużo o ubraniu. Z kolei całkowita prostota jest dla mnie nudna.
Integralną częścią mojej garderoby jest deseń w paski. Wydaje mi się, że mam tyle takich rzeczy, że spokojnie mogę ludziom się z nimi kojarzyć ;)
Mario, czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zdecydowałam się napisać komentarz, bo ten wpis spadł mi jak z nieba. W poprzednie wakacje usiadłam w księgarni nad książką Asi Glogazy „Slow fashion”, odpłynęłam na dwie godziny, a następnego dnia według jej rady wyciągnęłam WSZYSTKIE ubrania z szafy, komody, szafeczek i schowków. Pozbyłam się sześciu worów ubrań. Od tamtego czasu co kilka miesięcy przeglądam moją szafę i wyciągam z niej kolejne rzeczy, do których jednak nie mam serca, a które zostawiłam po pierwszej selekcji, bo „są ładne”, „może się przydadzą”, „dam im szansę”. Dzięki książce Asi trafiłam na Twojego bloga i zakochałam się. Przeczytałam go od pierwszego do ostatniego wpisu w kilka dni i śledzę na bieżąco, uważnie studiując Twoje porady dotyczące stylu i wracając nieraz do ważnych dla mnie tekstów i czytając je na nowo. Ten wpis, jak mówiłam, spadł mi z nieba, bo zaintrygowała mnie postawiona przez Ciebie jakiś czas temu teza, że styl jest w głowie, a nie w szafie i że można go stworzyć mając dokładnie te same ubrania, tylko inaczej na nie patrząc. Dręczy mnie to, że co prawda pozbywam się niechcianych ubrań, nieraz prześlicznych, prawie nowych, w których jednak siebie „nie czuję”, ale nie mam ścisłej wizji, w którym kierunku chcę pójść. Wiem, czego nie chcę, ale do czego dążę? Nie jestem pewna.
Takimi dwoma pewnikami z mojej szafy jest: 1. tajemnica. Może się to objawiać w różny sposób: przez ciemne, nasycone kolory (chociaż niekoniecznie – Sharon Stone w „Nagim instynkcie”, siedząca na plaży w białym swetrze w zimny poranek to kwintesencja tajemnicy, chociaż to blondynka ubrana w jasne kolory, tak samo moja absolutna miłość Madeleine z „Vertigo”, w swoim białym płaszczu zakrywającym czarną sukienkę), przez elegancką, ale jednocześnie fantazyjną biżuterię, ornamentykę (zauważyłam, że bardzo lubię wzory związane z okultyzmem: mapy nieba, księżyce, pentagramy, ale jednak jako pojedyncze elementy, a nie np. miks w młodzieżowym, maksymalistycznym wydaniu), dopasowane kroje ubrań, przede wszystkim sukienek. W opozycji do tego na zakupach nie istnieją dla mnie wszelkie beże, brązy, pomarańcze, żółcie (czego bardzo żałuję, bo uwielbiam wzory cytryn na ubraniach, ale w tym odcieniu wyglądam jak trup, a inne nie podobają mi się zupełnie), neony; romantyczne kwiaty bez wyrazu (uwielbiam kwiatowe wzory, naprawdę, ale jestem ogromnie wybredna, bo bardzo niewiele z nich mi się podoba), pepitki, motyle, kratki i paski też nie bardzo; luźne sukienki, kroje oversize, które kompletnie z tajemnicą mi się nie kojarzą – raczej ze współczesną „sklepową” modą, która dąży do minimalizowania kosztów (no i w zbyt luźnych ubraniach czuję się jak fleja, chociaż mogą mi się bardzo podobać na innych kobietach). Wszystko to odpada. Tajemnica nie oznacza u mnie jednak zupełnego zakrywania ciała, jako posiadaczka wybitnie zgrabnych nóg i pięknego, dużego biustu chętnie je odsłaniam, ale nie oba elementy jednocześnie. Wielki dekolt czy krótka sukienka nie stanowią dla mnie problemu i nie negują tajemnicy w moim wydaniu.
2. Jakość. Niby niespecjalnie kojarzy się z jakąś cechą stylu, ale dla mnie to kluczowe. Mogę znaleźć w sklepie najpiękniejszą rzecz na świecie, ale jeśli wezmę ją do ręki i poczuję, że to kawałek szmaty, który rozpadnie się po dwóch praniach – od razu o niej zapominam. Moje koszulki muszą być z gęstej, porządnej bawełny, swetry powoli pozostają tylko bawełniane albo wełniane, płaszcze są grube i ocieplone i nie będą nadawać się do wyrzucenia po jednym sezonie. ZAWSZE sprawdzam skład na metce, czasem nawet nie muszę, bo wiele lat zakupów z moją mamą, która brała ubranie do ręki i mówiła: „Ładne, ale ten sweter umeszy się po miesiącu”, „Ładne, ale ta bawełna jest za cienka”, „Ładne, ale będzie się bardzo gniotło i trudno będzie to wyprasować”, wyrobiło we mnie dbałość o to, by moje ubrania długo mi służyły. Z tego powodu wszelkie t-shirty tak cienkie, że aż prześwitujące, mięciutkie dżinsy, które przetrą się po pół roku, prawie przezroczyste swetry z akrylu czy sukienki, które wręcz pachną gumą, nie mają u mnie szans.
Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny wpis w tym temacie, wierzę, że jak zwykle będzie bardzo pomocny :)
Hej Karolina, mnie też to męczyło, że czasem rzeczy w bardzo dobrym stanie, prawie nowe trzeba było z szafy usunąć. Ale to naprawdę jest lepsze niż bezsensowne składowanie. Bardzo fajnie rozpisałaś punkty, dokładnie o coś takiego mi chodziło. Strasznie też dziękuję, że napisałaś jak tu trafiłaś, jak zobaczyłam wzmiankę o sobie w książce Asi to zrobiło mi się bardzo miło. Następna część wpisu też Ci się spodoba, jestem tego pewna :)
Nie jestem pewna, czy ktos jeszcze zrozumie, co mam na mysli, ale i tak to napisze, bo ta mysl chodzi za mna juz od pewnego czasu i chcialam sie nia z Toba podzielic.
Otoz ja bardzo lubie marchewke. Jest soczysta, chrupiaca, ma przyjemny, delikatny smak. Moge ja jesc tak po prostu. Lubie tez jablka. Najbardziej te slodko-kwasne. Jablka mozna jesc zawsze i wszedzie i nigdy nie ma sie ich dosc. No i lubie kapuste, bo mozna ja wykorzystac na wiele roznych sposobow. Do tego ma wyrazisty, ostrawy smak. Pycha! Czasem biore po kilka lisci i zjadam zamiast chipsow.
Pewnego razu zrobilam surowke: z marchewki, jablka i kapusty. Tarlam, szatkowalam i mieszalam. Wyszlo cos, co nie potrzebowalo juz niczego – ani przypraw, ani oliwy. Surowka byla doskonala. Zrobilam ja z 3 skladnikow, ktore najbardziej lubie, ale dopiero, gdy je polaczylam, wyszla eksplozja smaku.
;-)
Mam nadzieję, że nie uznasz tego jako spłaszczenia Twojego komentarza, ale ja naprawdę wczoraj zrobiłam taką surówkę, tylko dodałam jeszcze cebulę, haha. Szczerze wierzę, że jeśli idzie o styl, to jednak im mniej składników, tym lepiej i wyraziściej. Choć są takie asy, które w miszmaszu czują się super :)
Jak widzę po komentarzach, nie jestem nowatorska ;)
1. zaznaczona talia, dobre proporcje ubrań do sylwetki;
2. coś wyróżniającego – ozdoba, dodatek, element ubrania (wzór, krój, sposób noszenia itp.);
3. skłonność do klasyki – lubię jak baza jest klasyczna a tylko jedna rzecz nawiązuje do jakiegoś trendu.
Największym problemem u mnie jest to, że te wyróżniki często do siebie nie pasują, nie można ich łączyć, więc musi ich być wiele, żeby strój każdego dnia wyglądał inaczej. Nie potrafię chodzić codziennie w tym samym :(
1.fasony dopasowane w kroju
2. rękawy 3/4
3. małe dekoldy lub łódki, lub V
4. asymetria
5. geometria
6. bloki kolorystyczne
7. kanciastość i sztywność w formie i tkaninie np ramoneska , kurtka jeansowa
8. elegancja 2/3 + awangarda 1/3
9. kolory 60% granat, 15%błękity, 15%szarość,5%róż,fiolet,czerwień, 5% biel i czerń
10. biżuteria geometryczna nowoczesna lub art deco
11. inspiracja stylem militarnym, sztuką kubizmu Picassem oraz Modrianem
12. buty masywne, wysoki obcas lub platforma
Mario uwielbiam Twoje wpisy mam wrażenie że zmieniłaś nie tylko moją szafę .
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Spokój – dotyczy to głównie kolorów.
Kobiecość – ale nie słodka tylko taka z pazurem.
Perfumy – zawsze, nawet w domu.
W moim przypadku są to:
– surowość, zgrzebność – głównie chodzi o materiał, który powinien być z wyglądu trochę szorstki np. tweed, len, surowa wełna, ale naturalny (bez dodatków sztuczności). Mam w głowie taki obraz „angielskiej wsi”, gdzie wełniane, tweedowe ubrania grają główną rolę.
– kolorystyka nawiązująca do punktu pierwszego, czyli szarości, beże, gorzka czekolada, ciemna zieleń. Wszystkie trochę przybrudzone, mało wyraźne
– element „męski” – proste spodnie (również w kant) z szeroką nogawką, solidne buty, proste fasony, może męski kapelusz.
– kolor niebieski w każdym prawie wydaniu, począwszy od bladziutkich, szarawych błękitów, przez turkusy i morskie odcienie, aż po ciemny granat
Bardzo mi się podobają Twoje typy :)
Dziękuję :)
Też mi się podobają Twoje typy ( chociaż są bardzo dalekie od tego co sama lubię). Takie oryginalne, plastycznie opisane i utrzymane w jednym stylu. Widać, że wiesz czego chcesz!
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa :)
Szczerze mówiąc, to mnie też się bardzo to wszystko podoba, bo obecność niebieskiego jest tutaj tak bardzo nieoczekiwana, że aż łapie za serce jak te błękity mogą tę angielską wieś pięknie przełamywać. Naprawdę świetne punkty.
Bardzo dziękuję :) Zastanawiałam się, czy ten niebieski nie jest trochę „z innej parafii”, ale to mój ulubiony kolor i po prostu musi być.
Twoja pozytywna opinia utwierdziła mnie w przekonaniu, że pasuje :)
1. kolory głębokie lub przyszarzone- nie lubię ostrych, jaskrawych barw ani rozmydlonych pasteli
2. krój ponad wzór- najbardziej lubię ubrania o wyraźnym cięciu i formie
Zafascynowały mnie ostatnio opisy sylwetek i typów urody wg Kibbe. Wiele się wyjaśniło i dało mi do myślenia. Wyszło mi, że jestem typem Soft Natural i z automatu mogę wyrzucić z szafy rzeczy, których chyba podświadomie nigdy bym w sklepie nie wybrała. To samo z makijażem. Już wiem, dlaczego nie pasuje mi tylko kreska eyelinerem, taka w stylu pin up. Do tego dochodzi analiza kolorystyczna (jestem intensywną jesienią). Moje pewniaki to nasycone, intensywne kolory, które zastępują mi czerń (czuję się w niej źle). Żadne boyfriendy, dekolty w łódkę, francuskie paski. Rękawy 3/4, ubrania dopasowane z lekko podkreśloną talią. Zachwycały mnie od zawsze misternie zdobione drobiazgi, takie delikatnie boho. Miękkie, kaszmirowe sweterki, zamsz. Kupiłam okulary korekcyjne lekko wyciągnięte do góry, minimalnie kocie, ze zdobieniem boho u góry, przenikajace się fiolety i purpura i są dla mnie jak druga skóra. Mąż ciągle je komplementuje. Chyba trafiłam w końcu na siebie w stylu;) Również dzięki temu blogowi;)
O dziewczyno! Najpierw zwróciłam uwagę na Twój nick, potem na komentarz…w Kibbe siedzę już okrągłą dobę i nie mogę się oderwać. Wytypowany przeze mnie Soft Classic wiele mi wyjaśnił ;) dziękuję Ci pięknie!
Ps. Wiesz może o co chodzi z tym Księżycowym, Syrenim czy Ethernalem? Znalazłam info tylko o Angelic i Ingenue a chętnie bym się dalej wgryzla :))
Sama się nie mogę w tym połapać, więc raczej nie pomogę;/ u siebie jakoś tych pierwiastków nie widzę, więc nie zgłębiałam aż tak tematu (chociaż posty o tym przeczytałam;)).
U mnie:
– czerń.
– aseksualny luz.
Aseksualny czyli luźne góry i zakryte ciało, żadnych dekoltów, odkrytych pleców, podkreślania biustu. Rękaw co najmniej do łokcia, nogi wyeksponowane, ale w kryjących rajstopach lub legginsach. Żadnej seksowności. Luz to szerokie pojęcie, które obejmuje gładki, lejący materiał opływający ciało. Nawet prążki i meszek mnie odrzucają, że o konkretnych wzorach i ozdobnikach nie wspomnę. Żadnych guzików, kołnierzyków, mankietów, zaszewek, sztywnej formy. Nienawidzę dżinsu, sztruksu i materiału koszulownego, uwielbiam wiskozę i gładką dzianinę. Wyjątkiem są płaszcze. Luz odnosi się też do wygodnych, miękkich fasonów – długie tuniki, luźne sukienki, rajstopy i legginsy. Spodnie i spódnice mogłyby dla mnie nie istnieć, przekręcają się, uwierają.
– asymetria lub drapowania – ciuch może być dopasowany, może być luźny, ale MUSI mieć nietypowy fason. Ewentualnie wielki zwisający golf lub kaptur a’la średniowieczny złodziejaszek.
Z takimi wymaganiami potrafię przez kilka dni szukać po necie odpowiedniego ubrania.
Jest to bardzo sprecyzowana wizja, trudna, wymagająca, ale jest w tym coś pociągającego dla mnie – osoby, która odchodzi od takich sylwetek. Super to opisałaś, naprawdę widać, wiesz o czym gadasz :)
Minimalizm, czarny i biały, duże naszyjniki, jeden wyrazisty kolor (różne są to kolory-żółty, czerwony), gładkie materiały, kolory ziemii.
Bardzo fajny wpis. Jakis czas temu robiłam podobną listę pod mieszkanie i naprawdę się sprawdza – zwłaszcza, że uzupełniała ją anty-lista. Strasznie nie lubię zakupów ubraniowych, ale ostatnio kupiłam w niewielkim butiku dwa swetry i bluzkę – dominuje u mnie czerń, szarość, miękkie materiały, prawie brak dodatków, ostatnio nawet nie noszę kolczyków, tylko zegarek i bransoletkę, czasem wisiorek z metalowym skrzydłem. Teraz szukam szarych dżinsów i spódnicy – też maksymalnie prostych krojów, wąskich i pasujących do swetrów.
Fajny wpis! Nigdy nie zastanawiałam się nad swoimi pewnikami, mimo że styl mam raczej ustalony. Jakoś mi one po prostu weszły w intuicję i działają. Ale teraz pomyślałam i wyodrębniłam kilka cech. Niektóre mnie samą zaskoczyły.
– zgaszone kolory. Może być bardzo ich dużo, ale nie lubię jaskrawości. Jeśli się już ona pojawia, to tonuję ją innymi kolorami. Jestem chyba jesienią, więc takie przytłumione barwy ziemi mi pasują.
– dziwactwa. Lubię w ubraniu przyciągające uwagę drobiazgi. Nietypowe wzory, biżuterię figuratywną, babciowe buty, wyraźne odniesienia do przeszłych stylów.
– wzory. Jeśli ubiorę się bez żadnego wzoru, czuję się tak nudna, że mam ochotę wyrzucić się przez okno. To może nie być nadruk, ale niech będzie chociaż sweter w warkocze albo ażurowa bluzka, koszula z żabotem albo spódnica z materiału z wyraźną fakturą. Byle nie było gładko!
– bez dopasowania na górze, chyba że w sukience. To mnie samą zaskoczyło! Ale najwyraźniej góry lubię mieć luźniejsze, nawet przy rozkloszowanych spódnicach. Lubię się na górze czuć swobodnie i zakryta. Koszula lekko zbluzowana nad paskiem to jest to. Przylegająca do ciała bluzka – nie.
– skromność. Jakby nie było z tymi moimi wzorami i retro, to jednak nie założę głębokiego dekoltu, nie czułabym się dobrze z odkrytymi plecami, a mini noszę już tylko do rajstop. No i mini to takie do połowy uda, nie krócej. Nie lubię pokazywać za dużo skóry/ciała po prostu.
Swoją drogą jeszcze niedawno wśród tych pewników znalazłaby się podkreślona talia – znaczy ubrania dopasowane właśnie tam. A teraz to sobie ewoluuje i już się tak bardzo w talii nie ściskam.
Ciekawe to! Czekam na ciąg dalszy. Miło tak pogłówkować nad własnym stylem i lepiej go zrozumieć.
Klaro, masz bardzo fajny i spójny styl.
Mam pytanie niezwiązane z tematem :) Za kilka dni urodzę córeczkę, którą chcę nazwać Twoim imieniem.
Jestem ciekawa, jak jak Ci się je 'nosi’?
Magdo, gratuluję córeczki! :) Imię nosi się bardzo przyjemnie, zwłaszcza teraz, kiedy jestem dorosła i umiem je właściwie docenić. Kiedy byłam mała, a wokoło biegały same Kasie i Zuzie, odstawałam jak diabli i marzyłam o innym imieniu, byle tylko dzieciaki się ze mnie nie śmiały. Ale obecnie imiona nadaje się z większą swobodą i wiem, że Klara zrobiła się stosunkowo popularna, więc myślę, że mała może to imię nosić bez obaw i z dumą. Bo jest piękne! Teraz nie oddałabym go za żadne inne. I ciągle słyszę „o, jak pani ma pięknie na imię!” na poczcie i w urzędach :D.
Dzięki za miłe słowa :).
A ja mam 9 miesieczna corke Klara. Milo mi sie to czyta:)
Dziękuję :) za odpowiedz i gratulacje.
To przepiękne imię. Mam nadzieje, ze bedzie pasowac do Młodej. Mamy jeszcze listę rezerwowa, ale Klara jest namber łan :)
Wyklaruje się to za kilka dni :) Powodzenia!
1)Mocny akcent- jeden element stroju, który skupia całą uwagę, to może być mocna szminka, duża bizuteria, wianek, kolorowa kurtka, cala reszta neutralna.
2) sylwetka nie podkreślona- nie mam tu na myśli workowatych ubrań, ale fasony na tyle luźne, że nie przylegaja dO ciała niczym druga skóra (w tak opietch rzeczach czuje sie niewiaeygodnie skrepowana)
3) wygoda
Moje pierwsze skojarzenia to uniwersalność, wygoda, swoboda, luz.
Od siebie dodam praktycyzm. Co z tego, że lubię szpilki, skoro dużo chodzę i poruszam się komunikacją miejską? To samo tyczy się innych rzeczy, jak np ładne sweterki które nie są zbyt ciepłe itp.
Gładkie kolory, nie lubię wzorów, chociaż czasem je zakładam. Ale raczej subtelne, jak np. Ciemne spodnie w delikatną, szarą kratkę.
Lubię też ubrać się cała na czarno czy szaro. Na biało również, ale tylko w lato.
W ogóle u mnie lato rządzi się innymi prawami, np.dodaje elementy orientu, czego nie robię jak jest chłodniej. Noszę też więcej biżuterii
Lubię ciemny dół i jasna górę
W zimę za to uwielbiam nawiązania do retro, np. Pierścionek po babci czy płaszcz oficerski.
I zawsze w zimę noszę proste, wsuwane buty za kostkę na obcasie. Czarne oczywiście ;)
Witaj Mario ;) świetny post! Im więcej myślę tym bardziej dochodzę do wniosku że mój styl balansuję na skrajnościach…lubię elementy rocka i słodkie dodatki a wszystko na neutralnej bazie typu dżinsy, białe topy. Rzecz w tym czy przy skrajnościach można osiągnąć spójność?
Co do pewniaków : to czerwień, dżinsy ciemne i proste, czerń ale nigdy od stóp do głów, srebrna biżuteria.
A no właśnie o tym będzie druga część wpisu. Ja osobiście nie przepadam za godzeniem ze sobą skrajności, ale przyjmuję to, że ktoś może tak robić i wychodzi z tego coś niesamowitego i oryginalnego :)
Moje pewniaki to odpowiedzi na pytanie – jaka ja (w tych ciuchach i dodatkach) chcę być? Jestem prawie pewna, że wzięłam ten patent właśnie od Ciebie. Pytam więc i zapisuję pierwsze trzy hasła, które już od dłuższego czasu nieodmiennie pojawiają się wtedy w głowie.
1)Jaka? Silna.
Mam wyrazistą osobowość – i ciągoty do klimatów, które za czasów mojego dzieciństwa uchodziły za „niekobiecie”. Lubię filmy wojenne, science fiction, akcji, moją ukochaną serią jest ta o Mad Maxie. Kocham rockowe i metalowe rzępolenie. W popkulturze cenię hałas, brud i kicz. To wszystko przekłada się na skłonność do ciuchów, które wyglądają zgrzebnie, niekokietliwie, ale koniecznie z rockandrollowym pierdolnięciem. Przecierany dżins, koszulki z dekatyzą, ćwieki wszelkie, buty martensy, biżuteria z dużych, agresywnych form. Odpada wszystko, co jest zbyt stonowane, eleganckie albo zbyt dziewczęce. Ale nie będę wyglądała jak chłopak, gdyż…
2) Jaka? Zmysłowo kobieca. Nie interesuje mnie kobiecość w wydaniu luksusowym, taka dopięta na ostatni guziczek, na szpilkach. Słowem, z którym się identyfikuję jest komplement, który niedawno usłyszałam: „chtoniczna.” A zatem bardziej natura niż kultura – i zdecydowanie bardziej czarownica, niż dama. Odsłaniam dekolt (a mam co), odruchowo wybieram najbardziej opięte kiecki, a jeśli zmuszona jestem wskoczyć w coś kształtu worka (sweter z grubego splotu, chwilowo najcieplejszy, jaki mam) to spinam to paskiem. Buty na najmarniejszym choćby obcasie nie dla mnie – stopy nie pozwalają – ale nadrabiam kilogramem świecideł i krzykliwym makijażem. W ogóle wolę wyglądać „za bardzo” niż „za prosto.” Minimalizm formy bywa zachwycający na innych, ale moje serce rozgrzewa barok. A tu dochodzimy do hasła nr 3, którym jest…
3) Jaka? Kreatywna.
Nie ma to nic wspólnego z agencjami reklamowymi.:D Chodzi o rys indywidualności, silnie podbity zamiłowaniem do DYI. Sama robię swoją biżuterię, chętnie kombinuję z przeróbkami ubrań. Lubię takie zestawienia barw i faktur, o których nikt poza mną nie pomyślał (jasne, że pomyślał, nihil novi sub sole.) Wielbię rozwichrzenie, artystyczny nieład, nawet niechlujstwo. Pięknie się to rymuje ze stylem strega, takim połączeniem boho i mody co bardziej rozmiłowanych w epoce wiktoriańskiej Gotów. A zatem: rzeczy, które wyglądają na staroświeckie i podniszczone; jak koronki, to spłowiałe, falujące melancholijnie, jak spódnica do kostek, to albo np. welurowa, lśniąca, albo tak zamaszysta, jak się da. Biżuteria z surowymi kryształami i mniej lub bardziej subtelnie przemycana okultystyczną symboliką – też.
Tak długo, jak trzymam się tych trzech wytycznych, moja szafa wygląda jak trzeba. Ja wyglądam jak trzeba. :)
Tak długo czytam tego bloga, że mam swoich ulubionych komentatorów. Moim zdaniem, przepraszam za kolokwializm, wymiatasz :) Twój styl mija się całkowicie z moim, ale jesteś prawdziwym latem (tak jak ja), prawda?
Dziękuję bardzo. :) Jestem prawdziwym albo stonowanym – nie potrafię tego doprecyzować. Nic nie szkodzi, lubię i noszę kolory obu.
1. Latem bluzka z podwiniętym rękawem, zimą bluzka pod sweterek
2. Buty nawiązujące do obuwia męskiego (sztyblety, oficerki, oksfordki, mokasyny itd)
bluzka w moim pojmowaniu = koszula
Ładnie, modnie i wygodnie. Mniej znaczy więcej. Jasne kolory.
1. Zdecydowane kolory, dominuje czarny, biały ,granat, róż, śliwka
2. Klasyczna elegancja z odrobiną ekstrawagancji np. skórzana ręcznie robiona bransoleta , srebrne buty do czarnych spodni w kant
3 Chic- zawsze sprawdzam rodzaj materiału i wykonanie szwu ( nawyk po latach pracy w szkole krawieckiej, nie jako nauczyciel, ale zawsze coś zostało)
4. Polscy i zagraniczni projektanci , ci mniej znani (jeśli tylko mam możliwość)
Skłoniłaś mnie do zastanowienia się, o co mi właściwie chodzi, i już wiem :) ta zasada odnosi się do ubioru (ale i życia): not so serious. Rozumiem ją jako unikanie radykalizmów, w każdą stronę. Jeśli marynarka, to dwurzędowa, jeśli dres -to porządny w formie, torebka – skóra, ale nie błyszcząca i „biurowa”.
Łączę z tą zasadą skromność(?), prostotę trochę aseksualną jakby, oraz unikanie nadmiaru, wszelkiego „zbyt”: wielu warstw, kolorów, wzorów, ozdób. Czerń i granat na dole, szarość i granat u góry – gładkie, proste, tyle mi wystarczy :). I coraz mocniej odczuwam potrzebę minimalizmu, szczególnie kolorystycznego – ostatnio nawet beże wydają mi się zbyt kolorowe.. ;)
– nie czarne, lubię czerń ale głównie w dodatkach jak buty, torebka, wyjątek skórzana kurtka.
– dodatki mało, wysokiej jakości
– biel, pudrowy róż, szarości, granaty i odcienie niebieskiego to są moje wybrane kolory do szafy w których czuję się najlepiej
– nie dla długich rękawów, wkurzają mnie, zawsze je podwijam
– prostota, czyli ubrania bez udziwnień, również w kroju
– wzory: paski, czarno-białe duże kwiaty na gładkim tle
– nie dla dekoltów i cienkich ramiączek
Jakbym czytała o sobie :-)
Taką listę robiłam sobie wstępnie po tym jak dostałam od ciebie swoją analizę kolorystyczną, i jeśli chodzi o porę roku chłodne lato/ciepła jesień miałam to z grubsza rozpisane. Teraz na chłodniejsze dni muszę po raz kolejny się zastanowić jaką siebie chciałabym widzę. Już i tak widzę że o wiele łatwiej przychodzi mi powiedzenie sobie „tak, ten ciuch jest świetny ale nie będzie do mnie pasował” i zaoszczędziłam sporo kasy nie kupując rzeczy może i ładnych ale których nie miałabym do czego nosić albo w których nie do końca bym się czuła.
– pomieszanie elegancji ze sportem – np buty sportowe w matowym złotym kolorze, jeżeli elegancki żakiet to pod spodem coś bardziej na luzie, wyluzowana góra do eleganckich butów i na odwrót, żakiet do bardziej sportowych bluzek. JEdnak sportowe nie w dosłownym stylu, raczej właśnie z lekką nutą glam niż takie typowo „wuefowe”
– ozdoby na ubraniach – raczej delikatne – np metalowe nity, niewielkie blaszki, nic ostentacyjnego
– w ogóle nie czuję się w ostentacyjnych „krzyczących” ciuchach, takie rzeczy mnie przytłaczają
– po twojej „diagnozie” postawiłam na stonowane kolory, poszłam w wojskową zieleń, beże, złoto, także różowe złoto i świetnie się w tych klimatach czuję, w czarno-białych kontrastach nigdy dobrze się nie czułam i teraz tym bardziej świadomie preferuję bardziej stonowane połączenia kolorów.
Jeszcze długa droga przede mną, pora wybrać np buty na zimę, kurtkę na jesień, mam nadzieję że też znajdę coś w czym będę się czuła dobrze i będę sobą :)
Super wpis. Ja tez czekam na kolejne etapy :)
Moje pewniaki to:
1. kolory ziemi
2. kobiecosc
3. naturalnosc
Musze przyznac, ze te typy zmienily sie z biegiem lat. Teraz zwracam bardzo duza uwage na naturalne kosmetyki i tkaniny. Doceniam jakosc.
1. Ciemne nasycone kolory, czyli jednak jestem intensywna jesienią i nie ma co cudować z beżem.
2. Klasyka. Niby oglądam spodnie z dziurami, ale wolę te bez dziur, dobrej jakości.
3. Ekstrawagancja w dodatkach w sensie, że mało, ale ekskluzywne (dla mnie). Torebka nietypowa lub z dobrej skóry. Kolczyki delikatne ale z diamencikiem. Buty wygodne (zawsze), ale wyjątkowe.
4. W lato granatowo białe paski jako substytut koloru.
1. Zasłonięte nogi – spódnice do ziemi, latem tylko długie spódnice i spodnie (tak, na plaży też!).
2. Stonowane kolory, najlepiej „kolory ziemi” (w zależności od pory roku kolory zmieniają się, dopasowując do przyrody).
3. Naturalne, dobrej jakości tkaniny – wełna, len, gruba bawełna.
4. Sylwetka – najchętniej klepsydra, choć ostatnio coraz częściej lubię założyć luźną tunikę do luźnych spodni.
5. Etno, ale wysmakowane i nie w nadmiarze – duża biżuteria: drewno, metal, kamienie półszlachetne – żadnego plastiku.
Punkty numrr 1 i 2 to imponderabilia – niezmienne od kiedy pamiętam. Reszta coraz bardziej się krystalizuje i wzmacnia.
– pazur – oryginalność, zadziorność, zwracanie uwagi
– komfort – wygoda, miękkie materiały, ciepło (jestem zmarzluchem)
Przyznaję, że trudno mi czasem znaleźć rzeczy, które spełniają oba warunki na raz :)
Bookworm, mam podobny przypadek. Ostatnio weszłam do Wittchen i zaskoczył mnie w tym sklepie fakt, że ekstrawaganckie, zdobione torebki w motywy zwierzęce, przełamane bajeranckim designem był z sztucznej skóry, podczas, gdy z naturalnej były stonowane i klasyczne fasony!
W kwestii materiałów jestem wymagająca, potrafię przymierzać 20 egzemplarzy dżinsów, żeby znaleźć tą właściwą parę. Ale jednocześnie mam mocny, ekstrawagancki styl, dopasowane fasony, ciężko kupić jedwabną bluzkę w panterę, najczęściej jest ona gładka lub ma zachowawczy styl. Najczęściej bywa to tak, że eleganckie materiały to najczęściej stonowane kolory i zachowawcze fasony, bo są one przeznaczone dla businesswomen, elegantek, a dla odważnych dziewczyn – poliestry, akryle, od biedy wiskozy czy bawełny. To etykietowanie ekstrawagantek jako tych gorszych, lubiących tandetę i kicz, tak to odbieram. Podczas, gdy mogę ubrać sie sukienkę mini w krzykliwy wzór wściekle rudej pantery i niebieskiego picasso, a nawet konserwatywna babcia powiedziała mi, że w takich rzeczach wyglądam… elegancko.
Po pierwsze dżinsy, a po drugie szlachetne tkaniny i dzianiny na górę, a za tym idzie klasyczna forma czyli koszule i sweterki.
Jestem chyba jakimś modowym Mr. Jekyll i Mr. Hyde.
Jedna część mojej garderoby to: kwiaty, panterka, cekiny, metaliczna nitka i złoto. Do tego pojechane wzory i nadruki w stylu grzybki halucynki. Namiętnie też kupuję potworki ubraniowe: swetry w renifery, bałwanki i mikołaje. Uwielbiam styl hippie i ubrania vinatge.Wszystko z pod znaku wieś tańczy i śpiewa.
Druga to jasne kolory: biały, ecru, kość słoniowa i do tego złoto i miedź. Proste formy w stylu firmy COS. Krótkie sukienki, na pewno żadnych spódnic i biodrówek, dżinsy tylko z wysokim stanem. Jak bym miała opisać tę stronę mnie to architektura modernistyczna: czysto, jasno, funkcjonalnie.
Ale wydaje mi się, że nie mogła bym zrezygnować, z którejkolwiek wersji, bo to nie była bym ja.
Jako istota złożona (jak każda z nas zresztą) nie byłabym w stanie wyrazić siebie tylko przez jeden styl. Mam kilka tablic na pintereście, których tytuły dobrze oddają moje klimaty modowe (i nie tylko ;)) Da się je podzielić na grupy, ponieważ style niektórych tablic ze sobą korespondują.
1) Dark, dangerous
2) Retro, femenine, chic
3) Cute, Kittenish, Schoolgirl (chyba najlepiej oddająca styl przeznaczony dla mojego typu wdg Kibbe, czyli Soft Gamine)
1 grupa to lata 90., Nirvana, Arctic Monkeys, styl Kate Moss; skórzane spodnie; mocne buty; czerń; cienkie szaliki; chokery; ubrania dopasowane i podkreślające sylwetkę, nieco prowokacyjne; a także ozdobna, mroczna biżuteria a la gotycka; aksamit, koronki w stylu nieco wiktoriańskim
2 grupa: Peaky Blinders, Vivien Leigh, Wielki Gatsby, Audrey Hepburn, Marilyn Monroe, Blair Waldorf (mowa o jej strojach wieczorowych); to nowoczesna elegancja z przymrużeniem oka ( jak klasyczne koszule, to z wzorem lub jakimś elementem ozdobnym, jak czarne rurki, to z wyrazistymi guzikami); bogate stroje wieczorowe i biżuteria, inspirowane latami 20 i 50.; rozkloszowane lub dopasowane sukienki; dużo ozdób; filuterne akcesoria w stylu retro;
3 grupa to styl szkolny Blair Waldorf, Audrey Horne, An Education, Twin Peaks, Alexa Chung- lata 60; urocze wzory typu kwiaty czy grochy; dopasowane sweterki; rozkloszowane lub trapezowe krótkie spódnice; wyraziste płaszcze; kapelusze; słodkie detale typu opaski, wstążki, kokardki; zakolanówki i fantazyjne rajstopy; kołnierzyki; torebki listonoszki
Hasła i klasyki występujące w ramach wszystkich trzech grup:
*balansowanie między infantylną dziewczęcością a dojrzałą kobiecością- nie ubiorę nic przesadnie młodzieżowego ani przesadnie dojrzałego. Jeśli dziewczęco, to zalotnie, jeśli kobieco, to nie w stylu cioci-kusicielki po 40-tce.
*balansowanie między minimalizmem a maksymalizmem, ale bardziej w stronę tego drugiego
*kolory: czerwienie wszelakiej maści, bordo, czerń, fiolet, ciemna zieleń, kasztan, okazjonalnie biel, beż bądź odcienie niebieskiego (jakem DW)
*mocna szminka, najchętniej bordowa
*krótkie sukienki z długim rękawem, rozkloszowane, dopasowane lub lekko luźnawo/ trapezowe
*oksfordy
*jednokolorowe szale
*buty i torebka najchętniej czarne, ew. bordowe (na lato białe mogą być)
*podkreślanie sylwetki ubraniem, żadnych oversize’ów!
*”ciekawe” ubrania, wzory, kolory czy zdobienia
*wyrazistość
*miłe materiały
*buty na średnio-wysokim słupku
Co nie współgra ze mną:
*w „klasycznej prostocie” wyglądam jak sierota
*nie tykam stylu sportowego, a „sportowej elegancji”- dla mnie to oksymoron!- unikam jak ognia ;)
*dosłowne boho, safari, lata 70 i 80
*żadnych ciuchów o niezdefiniowanej formie, przeskalowanych, o dziwnym fasonie
*żadnych „pogryzionych przez psa” spodni :D, „stylowo podniszczonych” ubrań, niewykończonych, z przetarciami
*ciepłe i zgaszone kolory
*geometryczne wzory
*paski, „french chic”
*spodnie boyfriendy, bombery, trampki, t-shirty (zwłaszcza z nadrukami) i tego typu młodzieżowe ciuszki
*klasyczne szpilki
*wełna- mam alergię :'(
Chciałabyś może pokazać swoje tablice na Pintereście? Jestem zaintrygowana :)
https://pl.pinterest.com/niczymzjawaeter/
Proszę :]
Fantastycznie czyta się komentarze osób z zupełnie odmiennymi upodobaniami :D
Moje absoluty:
-żadnych ubrań zbyt dziewczęcych (np. obcisłych rozpinanych sweterków) – za tym idzie nienaruszalna zasada braku jakichkolwiek falban, kokardek, frędzli, cekinów czy połyskujących ozdób i udziwnień. Srebro, złoto i bursztyn dozwolone wyłącznie w delikatnej biżuterii
-żadnych ubrań w oczywisty sposób nawiązujących do mody męskiej (w szczególności dotyczy to butów), unikanie surowości w formie
-miękkie, przyjemne w dotyku materiały
-czerń + szarość + brąz + kolory „szkockich krat” – czyli bordo, butelkowa zieleń (ew. morski), ceglany, czasami ciepły granat lub beż (nie znoszę bieli, moja skóra w jej pobliżu wydaje się być brudna)
-unikanie wzorów przy twarzy (z wyj. kraty), kołnierzyków oraz golfów
Moje pewniaki
1. Kolory ziemi (beże, brązy, zgniła zieleń, szarość)
2. Haft, najlepiej w jednolitym, stonowanym kolorze na tle materiału w podobnym odcieniu
3. Koronki
3. Tweed
4. Swetry z warkoczami
5. Wzory botaniczne, ale nie drobna kwiatowa łączka, tylko bardziej „mroczne”, duże, w ciemniejszych odcieniach
Świetnie, w trzymaniu się wybranego stylu, pomagają tablice na pinterescie. Od prawie dwóch lat na jednej tablicy zbieram inspiracje, a na drugiej rzeczy, które mam lub chciałabym mieć w szafie. Dzięki temu od razu widzę, czy nowo dodana rzecz pasuje do reszty, czy nie jest w innym klimacie albo w kolorze, którego nie da się zestawić z innymi bez zgrzytu. Stosuje też zasadę niekupowania niczego od razu. Najpierw dodaję rzecz do pinteresta. Jeśli po miesiącu/dwóch nadal wydaje mi się, że to będzie dobre uzupełnienie mojej szafy i nadal mi się ta rzecz podoba, dopiero wtedy decyduje się na zakup. Dla mnie to rozwiązanie idealne, wszystko w szafie do siebie pasuje, a dodatkowo pożegnałam zakupoholizm :)
Ostatnio wróciłam do podstaw i zastanawiałam się, jakie mam atuty.
Stwierdziłam, że nie jest tak źle, i jest w czym wybierać ale ostatecznie, przy odpowiednim wyeksponowaniu uwagę może przykuwać pewna piękna, nieoczywista i zmysłowa część ciała – szyja.
Więc na teraz byłoby to:
Szyja. Czerwień. Błękit. Wyrazistość. Przystępność.
Włosy w upięciu – uczę się nowych upięć, włosy i tak zawsze musiałam zebrać, zasiadając do pracy, teraz czeszę się raz a efekt można podziwiać cały dzień
Kolczyki – długie + nic albo chusta zimowa albo krótkie + apaszka. Urzeka mnie w nich, że w przeciwieństwie do wisiorka bardziej przyciągają uwagę do twarzy niż do biustu.
Dobrze sprawdził się u mnie eksperyment z dekoltem na plecach, on również przy upiętych włosach pięknie eksponuje szyję.
Czerwień – zawsze zbieram w niej komplementy, choćby nie wiem co, w sumie ludzie często chwalili mnie nawet w odcieniach które według analizy kolorystycznej nie powinny do mnie pasować, więc czasami przeginam w zbyt ciepłe odcienie, które kojarzą mi się bardziej z moim ukochanym wschodem. W perfumach też lubię nutkę ciepła, najchętniej nosiłabym orientalne perfumy już od rana.
Błękity, niebieskości i granaty do morskiego i butelkowej zieleni, to też zawsze działało.
Ogólnie nie lubię czerni, szarości ani bieli, i raczej nie ubieram od stóp do głów, lubię kolory „pomiędzy”. Dżinsu w kolorze dżinsu nie noszę w ogóle.
Do tego biodra i łydki albo same biodra i drugorzędny akcent jeżeli chodzi o krój ubrań na dół sylwetki kosztem góry.
Tu zaczynaj się schody:
Wyrazistość (Strong, Majestic) Koszule, marynarki, wojskowe akcenty w okryciach zewnętrznych, płaszcze i kurtki o kroju płaszcza, smukłość
Przystępność (Approachable) Wiele kolorów, artystyczne, lekko niepoważne zacięcie, ornament. Sprawia mi przyjemność, gdy to do mnie ktoś chce podejść, by zapytać, o której odjeżdża autobus, albo ogólnie o cokolwiek. Lubię ludzi, chcę z nimi obcować, nie chcę by się mnie nadmiernie krępowali, więc zazwyczaj rozbijam tę wyrazistość jakimś detalem, żeby nie było tak totalnie na poważnie.
I w rej sprzeczności często się gubię.
Dekolty – chciałam podnieść standard i z bazowych szarych podkoszulków które oszczędzały mi wiele czasu przerzucić się na bazę dekolt łódkę w stonowanych, ale raczej głównie nie szarych kolorach – i tu pojawia się problem – macie sprawdzone źródła bluzek tego typu?
Miło tym wpisem stać się kolejny raz częścią przemiłej małej społeczności, bardzo lubię czytać tutejsze komentarze.
Tak tylko chciałam dopowiedzieć, że kolczyki i chusty to były moje absolutne pewniaki, ostatnio powróciły z przerwy apaszki doszły włosy i refleksja, a zatem zorganizowałam to wokół szyi.
Jak zawsze trafiasz w dziesiątkę :) Oto, co mi przeszkadzało w określeniu samej siebie – to intuicja zakrzywiona mnóstwem inspiracji, bardzo kuszących i pięknych, ale nie działających na mnie tak, jakbym tego chciała. Teraz już określiłam to, czego wymagam od ubrań i mam poukładane w głowie, jaki efekt chciałabym osiągać. Teraz muszę to wcielić w życie, o tak :)
Chociaż ostatnio pociąga mnie mocne boho z wybiegów Donna Karan, jesienne kolory, a także… odkryte ramiona! Ciotki próbowały wybijać ten pomysł z głowy, bo „przecież mam takie mocne ramiona, są takie niekobiece”. Też coś :)
Tyle, że mam problem, bo mój biust nie należy do małych. Musiałabym mieć mocny biustonosz, albo i nawet gorset.
Dobrze, a teraz konkrety. Opis brzmi: rockowa, lecz kobieca baza z domieszką glamouru i dodatkami inspirowanymi afrykańskim orientem. Podzieliłam to na określenia:
Rock’n’Roll – z miłości do rockowej muzyki, utożsamia moją bazę, czyli skórzana ramoneska, dopasowane dżinsy, oraz mocne, zimowe kolory jak czerń, biel czy czerwień
Wild – inspiracje rodem z natury, ale nie ma tutaj miejsca dla romantycznych, delikatnych kwiatów, za to znajdują się tutaj motywy roślinne (palmy, drzewa, egzotyczne liście i kwiaty), zwierzęce (pantery, zebry, węże) oraz pióra
Strong & Ethereal – utożsamia skrajności, jakie znajdują się we mnie w osobowości i budowie ciała, czyli mocna sylwetka, mocne fasony zestawione np. z rozpuszczonymi włosami, odsłonięte nogi, mocne modele butów, złagodzony makijaż oczu, połączenie jedwabiu i skóry
Sexy & Glamour – zarezerwowane na wielkie wyjścia, suknie maxi, cekiny, aksamit, futra, mocne smoky eyes, odsłonięte ramiona, odsłonięte ramiączko ze stanika, estetyka Versace
Wypisałam całą kartkę haseł i długo myślałam nad najważniejszymi. I wygrywają:
1. Kobiecość . Jako zaprzeczenie słodkiej dziewczęcości, girl- next door, ale też zbytniej prostoty ocierającej sie o styl męski. Antyprzykladem jest tu dla mnie postać dziewczyny z katalogu Mango ( choć lubię ich ubrania). Ideałem jest bohaterka filmu Wiek Adaline.
2. Kolory ciemnej jesieni. Raczej ciemne, raczej nasycone, wyważony balans między ciepłym a zimnym. Muszę sobie o tym często przypominać, ponieważ często dopadają mnie fascynacje różnymi kolorami. Teraz np prawie, prawie kupiłam sukienkę z czarno- białe paski. Jest w idealnym kroju ale to nie moje kolory, po prostu źle w nich wyglądam. ( chyba żeby ja dobrze ogrywać np z fioletowym żakietem, taka pokusa)
3. Zero wątpliwości. Musi zgadzać sie kroj, materiał, szczegóły, ogólne poczucie ze dana rzecz pasuje do mnie. Jeśli zbyt długo zastanawiam sie przed lustrem, to nie to. Jeśli cos jest piękne ale czuje sie w tym przebrana, to nie to.
Ostatni punkt jest chyba najtrudniejszy. Jest tyle rzeczy ktore wydają sie PRAWIE..
Czarne, granatowe, niebieskie, beżowe, brązowe w zimnych odcieniach. Proste, jednobarwne, z naturalnych tkanin. Ubrania nie krępujące ruchów. Jeansy, cygaretki (problem ze stanem – większość ma zbyt niski stan) t-shirty, spódnice do kolan.
Bardzo fajny, pomocny wpis. Dużo tych określen można podać, ale dwa? Na pewno elegancja i jakość, ale zaraz w kolejce przytulność, stonowane kolory, złoto, czerwień ( bo lubię) i biznes look – bo muszę.
Moje niezmienne:
-kolory ziemi
-koszule
-prostota
U mnie to subtelność, kobiecość i minimalizm, a zwłaszcza nieograniczona miłość do basiców :)
To mój pierwszy komentarz tutaj, chociaż czytam od dawna. To mój ulubiony blog w stylowo-modowej kategorii, wszystko przejrzyste i praktyczne, aż chce się więcej : )
A co do wpisu, to od razu w sumie wiedziałam jakie są moje skojarzenia.
Ciemność – ciemne kolory, zwłaszcza czerń, ale też kolory z palety intensywnej zimy, ciemne fiolety, grafity i burgundy. Chociaż to czerń jest pierwszym wyborem, nie pamiętam kiedy wyszłam z domu bez choćby jednej czarnej rzeczy.
Wyważenie – muszę mieć co najmniej jedną prostą rzecz na sobie, ale też źle się czuję w samych bazowych ubraniach, podobnie jak w zbyt wyrazistych. Tutaj jest mi łatwo, bo moja ulubiona paleta kolorystyczna (ulubiona, nie wiem czy najodpowiedniejsza jeśli chodzi o sam wygląd) jest dość zachowawcza.
Mroczny, nowoczesny romantyzm – jakkolwiek dziwnie by nie brzmiał. Ten podpunkt wynika chyba z fascynacji jednocześnie XIX wiekiem i literaturą science-fiction. Połączenie romantycznej sylwetki z prostymi, mocnymi dodatkami lub prostych rurek i t-shirta z miękkim swetrem i barokowym naszyjnikiem, wszystko w ciemnych kolorach i ze srebrnymi detalami.
Hej, dzięki za miłe słowa o blogu :) Moje punkty są bardzo podobne do Twoich, podejrzewam, że możemy lubić nawet podobne filmy :)
Wpis skłaniający do myślenia, wiec ruszylam głową i doszlam do wniosku, że dla mnie najważniejsza jest spójność oraz wygoda.
Spójność rozumiana w taki sposób, że nie ubralabym do sukienki adidasow, czy do bluzy z kapturem szpilek. Strój musi być jednolity stylowo i dostosowany do sytuacji. Nie lubię, a może nie umiem łączyć różnych stylów.
Wygoda w każdej sytuacji, czy na wycieczce w górach czy na weselu koleżanki. Nic nie może krepowac ruchow, sprawiac ze zamiast o tu i teraz myśli się o stroju (postachem dla mnie są gorsety, które wiecznie opadają czy za krótkie spódnice, które wykluczają schylanie się). Stroj ma zdobić i dodawać pewności siebie a nie sprawiać, że ciągle się o nim myśli i go poprawia :)
O kurcze na pewno LUZ! Pierwsze skojarzenie. Nic nie opina i nie przeszkadza, luzne niedopasowane kroje. Wszystko kojarzace się ze stylem ja to nazywam ulicznym. Spodnie boyfriendy, adidasy, bluzy z kapturem, grube mięsiste swetry, trapery, duże szaliki, rozkloszowane sukienki.
Po drugie męskość pojmowana podobnie jak Luz, ale tu chodzi o wersje elegancka. Płaskie pantofle, szelki, niedopasowane i prostwe koszule, czerń i biel. Związane włosy. Prosty makijaż bez udziwnień. Krótko obcięte paznokcie. Naturalny kolor ust. Zapach uniseks prosty, nie duszacy. Lekko gorzki.
ale fajnie opisałaś, od razu wiem o co chodzi
właśnie próbuję zebrać w słowa siebie… i trudne to jest :)
Trudne… To co napisałam może fajnie brzmi ale na mnie wygląda dziwnie i nie do końca tak jak bym chciała ;-) tak w ogóle dziękuję za pozytywny komentarz!
Miło mi :) W moim stylu usiłuję oswoić właśnie te elementy o których napisałaś, ale idę bardziej ku 1. wygodzie, 2. prostocie i 3. stonowaniu. Opiszę w oddzielnym komentarzu.
Pokarzę Ci, jakie obrazy stanęły mi przed oczami, jak przeczytałam Twój opis:
https://pl.pinterest.com/pin/AUQjlyZlZZbov54aiR8se6_V3TZDffPNr8UyJ9QPoniCiJZ1xK-hG-M/
https://pl.pinterest.com/pin/504614333229463312/
https://pl.pinterest.com/pin/504614333229450356/
https://pl.pinterest.com/pin/504614333230112887/
https://pl.pinterest.com/pin/504614333229442978/
Tylko wszystko jeszcze ostrzej :) Pozdrawiam!
Fajnie się Was czyta dziewczyny:)
U mnie:
1. Stonowanie – stonowane kolory, proste kroje, generalnie spokój
2. Naturalność – niesie dla mnie dwa znaczenia, pierwsze to naturalność taka jak się kojarzy z girl-next-door, a drugie to naturalność rozumiana jako nawiązanie do natury. Trochę to ciężko wytłumaczyć, bo pewne każdemu natura kojarzyć się będzie z czymś innym w odniesieniu do stroju, ale dla mnie te skojarzenia to np. powiewność, naturalne tkaniny i materiały miękko otulające sylwetkę, komfort, strój w którym mogę przytulić się do drzewa albo stanąć na łące i czuję jedność z otaczającym mnie światem
O, mogłabym się pod tym podpisać :)
-prostota
-wygoda (rozmiar, kroj,material,faktura)
Tylko tyle i aż tyle :)
Wyrażeniem, które stworzyłam na potrzebę określenia tego, czego szukam jest „elegancka funkcjonalność” ;), druga to nadający jej charakter elementy etno-indie, trzecia mrok kontra kolor. To pierwsze jest dla mnie istotne pod tym względem, że szukam jakości i schludności, ale wiem,że ma być wygodnie, ma nie kłuć, nie krępować ruchów, nie dusić, nie wbijać się. Z drugim i wypośrodkowaniem tych elementów mam największy problem.
Dokładnie o tym problemie będzie druga część :)
Suuper :)
Ja wypracowalam sobie haslo robocze „skromna Wloszka”. Juz tlumacze: kobieco, zmyslowo, elegancko, ale prosto, jednolicie i komfortowo. Cos jak Kasia Smutniak, ale z moim osobistym sznytem.
Brak wzorow to moj znak rozpoznawczy, wszyscy wiedza, ze zaden kwiatuszek lub warkocz sie nie uchowa. Ale lubie ciekawa forme, jak tkaniny jest troche za duzo :)
Uwielbiam prostotę i minimalizm, odstępstwo zdarza mi się naprawdę sporadycznie.
Moje kolory to czerń, grafit, szarości we wszelkich odmianach, biel, indygo i czerwień.
Spodnie rurki i tunika, albo obcisły top. Trapezowe sukienki – ale to tylko w drodze wyjątku.
Miękkość i dopasowanie.
– spodnie wąskie, tylko z wysokim stanem,
– dobre gatunkowo swetry
– koszule, coś między damską a męska
– mocno rozkloszowane sukienki, za to w stonowanych kolorach
– okulary w grubych oprawkach,
– jeżeli zdobienia, to jedno duże zamiast wielu małych
– czarne buty
Wszelka naturalność, wszystko co kojarzy się z czasem spędzonym w bibliotece, przy książkach, na długich spacerach, grze w szachy, spokojnym popołudniu na tarasie, rodzinnym obiedzie, wspólnym grzybobraniu, itp . Zawsze staram wyobrazić sobie siebie przy jednym z takich zajęć, i jeżeli ubranie mi do tego pasuje, to wtedy zaczynam się nad nim zastanawiać.
wyobrażenie siebie przy danym zajęciu to świetny trop, dziękuję za podpowiedź! Rzeczywiście to działa na wyobraźnię ;) P.S. – podobne miejsca i zajęcia są nam bliskie, (biblioteka do tego stopnia, że jest moim miejscem pracy) :) Pozdrawiam!
Dopiszę jeszcze po zastanowieniu :)
– wszystko co podkreśla talię
– buty płaskie lub na małym obcasie ( 180 cm wzrostu )
– włosy do połowy pleców, rozpuszczone
– dokładne wykończenia i szwy.
Ten post wiele mi uświadomił i dał do myślenia o własnej szafie. Z drugiej strony zauważam, że z pewnymi rzeczami trudno mi się rozstać i za nimi tęsknię, a z drugiej strony wiele jest rzeczy które mam, bo kobieta powinna je mieć, a w zasadzie omijam je szerokim łukiem i tak szafuję szafą, że okazują się w zasadzie zbędne. Jeszcze raz chyba muszę się zastanowić co MNIE pasuje, a nie co inni uważają za stylowe.
Np. lansuje się że luźna góra i dopasowany dół są stylowe, a ja tak źle się w tym czuję, że szok, nawet po domu tak nie chodzę ubrana. Musi być podkreślona talia.
Nie lubię ubrań typu basic. Jeśli spodnie są basic to góra sweter lub bluzka muszą być bardziej „szałowe”.
Ah rzeczy, które kobieta powinna mieć. Kiedyś miałam listę rzeczy, które kobieta POWINNA mieć w swojej szafie. Patrząc na nią myślałam> jej, ćwiartki nie chcę mieć. Potem z wiekiem człowiek zmądrzał i wiem, że warto mieć to, co chcemy i potrzebujemy a nie, bo podobno kobieta potrzebuje baletki, sweterek w paski albo trencz. A potem kurzy się w szafie.
1. Rzeczy „nieduże”. Trudno mi to przybliżyć, łatwiej powiedzieć, co jest duże. Adidasy na koturnie są duże. W ogóle tradycyjne koturny są duże; obcasy i małe koturny nie są duże. Duże wisiory nie dla mnie. Duże, ciężkie, zabudowane naszyjniki w stylu Kleopatry też odpadają. Sutasz też jest duży. Dzwony są duże. Bluzka z dużym nadrukowanym kwiatem zajmującym pół przodu jest duża, ta sama bluzka w umiarkowaną łączkę jest nieduża. Obagi są duże. I futra. Futrzane kamizelki są duże, ale dżinsowe kamizelki nie. Właściwie od tej reguły mam dwa odstępstwa, które można by było uznać za duże – buty na platformie (ale z obcasem) i duże falbany, ale wyjaśnienie będzie w kolejnych punktach.
2. Dorośle i wytrawnie. Wzory w serduszka i gwiazdki nie dla mnie. Kolczyki z klatką na ptaki też nie. Ani bransoletki shamballa z tyki cyrkoniowymi kulkami. Zamiast tego wolę bransoletkę ze srebrnymi kulkami i srebrnymi „łączeniami”. Jeśli mam jakieś elementy, które można uznać za „niedorosłe”, to są one zrobione na wytrawnie. Np. sukienka w łączkę, która zawsze będzie granatowa lub w ciemnej, wytrawnej zieleni, broń Boże nigdy nie dotknę łączki np. na dziewczęcym miętowym czy jasnozielonym tle. Duże falbany są dla mnie dorosłe i wytrawne, falbanki jak na sukni ślubnej Kasi Cichopek zupełnie nie. Cekiny też nie są dla mnie wytrawne. Katana z naszywkami jest wytrawna, ta sama katana z gipiurą zupełnie nie. Szkocka krata na tak, kratka vichy na nie. Drobne prążki nie, umiarkowane paski tak, szerokie pasy znowu na nie, bo szerokie pasy są znowu „duże”. Fluffy na nie.
3. Wyraźnie. Ciemne odcienie kolorów. Trencz jest wyraźny, płaszcz szlafrokowy nie. Jeśli biel, to śnieżna. Jeśli marynarka „na egzaminy i rozmowy kwalifikacyjne”, to zawsze czarna, zawsze taliowana, zawsze zapinana, zawsze z eleganckiego materiału, nigdy ani milimetra w stronę dresówki. Tu też mi pasuje przykład z falbanami z poprzedniego punktu. Bluzki mgiełki, tiulowe sukienki, cienkie i ledwo widoczne łańcuszki są niewyraźne. Bluzki taliowane i podkreślające talię są wyraźne, oversizowe worki nie.
4. Długo brakowało mi określenia, ale nazwę to chyba „powietrzem”. Mam przed oczami taki obraz: dziewczyna siedząca na parapecie w swetrze z warkoczami, a kubkiem gorącej czekolady w rękach. A za oknem góry obrośnięte lasem i spowite mgłą. Powietrze. Naturalny kryształ górski, który jest tylko przewiercony jest bardzo „powietrzny”. Kryształ górski fasetowany nie ma powietrza zupełnie. W ogóle fasetowanie kryształu górskiego uważam za zbrodnię :D W polskich filmach z lat 90. jest dużo powietrza, w amerykańskich filmach drogi też. Za to w ogóle go nie ma we współczesnych polskich komediach romantycznych. Nie ma go też w „Czasie Apokalipsy” mimo, że akcja filmu w większości toczy się na dworze. Boho ma dużo powietrza. Sporo jest powietrza w boho, modzie lat 90. ( uwielbiam, stąd moje buty na platformach), grunge… Mario, nie wiem, czy oglądasz serial „O mnie się nie martw”. Wszystkie trzy główne postacie kobiece (Iga, Marta, Joanna) ubierają się ładnie, ale właśnie tak „bez powietrza”. Konturowanie twarzy jest też właśnie takie „bez powietrza”. Jednocześnie jakoś mi się to nie kłóci z tymi moimi trenczami i marynarkami.
Może to brzmi, jakby wszystko sobie przeczyło, ale jakoś składa mi się w całość. Niedawno u mnie w pracy doszła nowa dziewczyna, kilka razy mi powiedziała, że podoba jej się, jak się ubieram. Abstrahując od tego, czy wygląda to ładnie czy nie, chyba jednak widać w tym wszystkim jakąś prawidłowość, jakoś to wszystko ze sobą współgra.
Strasznie się rozpisałam :D
Super to powietrze, aż je czuję na języku :). Bardzo ciekawe podsumowanie.
Potwierdzam, od razu wiadomo o co chodzi :)
Inga, pięknie napisałaś. Dziewczyno masz talent do pisania i wyobraźnię, podziwiam!
No proszę. My z Idą w tym samym czasie pełne podziwu :)
Rozpisuj się częściej i dłużej, jeśli to będzie tak ciekawe jak to co napisałaś powyżej. Chętnie poczytam. I jak widzę- nie tylko ja. Pozdrawiam.
Pięknie piszesz o „powietrzu”. Uwielbiam te momenty, gdy ktoś ubiera w słowa moje niewyartykułowane myśli.
Twój opis bardzo przykuł moją uwagę i skłonił do rozmyślań z czym się zgadzam a z czym niekoniecznie. Dziękuję za poszerzenie mojej samowiedzy, bo na niektóre opisane aspekty nie zwracałam uwagi a to naprawdę świetne hasła! I gratuluję sprecyzowanego gustu ;)
Zdecydowanie:
– klasyka pod którą mam kolory: granat, szarość, grafit, biel, czerń,
– prostota – w materiałach, akcentach, biżuterii itp.,
– kobiecość – sukienki i spódnice, ale jednocześnie obcisłe dżinsy – taka moja wizja mojej kobiecości :)
Czekam na kontynuację ;)
-Czerń-Po prostu odkąd pamiętam ten kolor zawsze mi się niesamowicie podobał,Ludzie ubrani w całości na czarno od tak zwracają moją uwagę.Sama się czuje się też najlepiej czuje „all black”.
-Bad girl-czyli przeciwieństwo good girl-Oznacza to,że nie wyjdę z domu w czymś słodkim,delikatnym,to po prostu absolutnie nie mój styl,sądzę iż mi kompletnie nie pasuję(komentarze,w stylu spróbuj założyć ładną spódniczkę,dostaje jednak regularnie).Ubierając się eterycznie ,delikatnie,itp czuję się niekomfortowo jakbym to nie była ja,oo wiem jakbym była przebrana a nie ubrana.
-Spodnie-To jest mocno kontrowersyjne,podobnie jak z estetyką powyżej spódnice,sukienki nawet rockowe,absolutnie nie wchodzą w grę.Powód jest prosty źle się czuję,jest mi niewygodnie.Na eleganckie okazje wystarczą mi kombinezony w przeróżnych krojach,i spodnie zestawiane z odpowiednią górą.
-Rock chic-Czyli skóra,ciężkie buty,koszulki zespołów,Flanele.Mój schemat to zwykle czarne spodnie lub dzinsy,t-shirt i wokół tego buduję rockowy nastrój dodatkami albo kolejnymi elementami ubioru.
Prawie mogę się podpisać :D
czerń kocham, rock, bad girl to moje klimaty, tylko że lekko to zmodyfikowałam, bo do pracy muszę ubierać się bardziej oficjalnie, ale przemycam. Czarna skórzana bransoletka do klasycznego stroju dodaje pazura (byle z umiarem).
Mała różnica, uwielbiam sukienki, tylko te proste, żadnych rozkloszowanych.
Fantastyczny post, Mario!
Ze względu na typ urody czerni przy twarzy mieć nie mogę, ale rockowe dodatki to jest właśnie to! Choć u mnie to będzie często rozkloszowana sukienka o dziewczęcym kroju (moje ulubione mają delikatne ozdoby z ćwieków czy suwaka lub są we wzór szaro-czarny) a do tego botki/workery i czarne bransoletki, często też skórzana kurtka. Na tym styku niby przeczących sobie dziewczęcości, elegancji i rock girl czuję się chyba najlepiej :)
hm, to ja też dodam coś od siebie :)
prostota / minimalizm, elegancja, szarość, srebro, metal, dark wave, wino,czerń, skóra, kremowa biel, trochę pastelowych odcieni różu , mało biżuterii ale jak już jest to przykuwająca uwagę (np proste pierścionki z dużymi geometrycznie oszlifowanymi oczkami), klasyczne fasony, akcenty w klimacie lat 50. (okulary, czasem bielizna), opcjonalnie indyjskie ornamenty i odrobina złota
Kolejność przypadkowa.
1. Ograniczenie kolorów i wzorów (kolory bazy: czarny,szary, biały, kremowy, jako akcenty: głęboki róż i fuksja, bakłażan, morski,kobalt, sosnowa/zgnita/oliwkowa/khaki zieleń). Wzory duże, geometryczne, graficzne, mile widziane czarno-białe graficzne motywy, duże kolorowe kwiaty, duże groszki, może być coś lekko orientalnego. Odpadły wszelkie drobne i 'kobiece’ wzorki.
2. Klasyczne nieudziwnione fasony.
3. Prostota, nie kombinowanie zestawień. (nie mam czasu na przymiarki i strojenie się, nawet za bardzo mi się nie chce)
4. Wygodne buty i proste skórzane torebki z paskiem na ramię. (nic mi po pięknych ale nie wygodnych butach, a torebka musi być pakowna, ale bez noszenia całego domu ze sobą)
5. Czytanie składów materiałowych ubrań, mniej szmat i dziadostwa w szafie cieszy, no i lubię nosić swoje ubrania :)
6. Klasyczna biżuteria, srebrna, złota. Żadnych hitów sezonu.
7. Prosty makijaż, szybki do wykonania, co wcale nie jest łatwe jak dla mnie.
8. Moja tablica Basic dobrze obrazuje to jak mniej-więcej wygląda moja szafa, tak się ubieram na co dzień i do takiego stylu dążę. https://pl.pinterest.com/blackalcea/basic/
Obejrzałam Twoją tablicę, super!
Piękna tablica! Chyba nie ma zdjęcia, które by mi nie odpowiadało, wszystko takie piękne, minimalistyczne, ciemne, och i ach :)
Wspaniałe komentarze tu są, świetnie się czyta te różne esencje stylów!
U mnie w sumie można takie określenia podzielić na dwie kategorie: tych bardzo konkretnych, które są moją esencją w tej chwili, ale wiem że mogą kiedyś przeniknąć: jak buty z grzywką, orient, retro, oxfordy, welur, hafty, wyeksponowane nogi, czarno białe wzory itp,. mogłabym tak długo, ale esencja jest gdzie indziej i mogę w odległej przyszłości przechodzić fascynację różnymi stylami, ale to pozostanie niezmiennie:
pstrokatość, barwność, dziwność, awangarda, łączenie wzorów, przesyt, krzykliwość, dostojność, intensywność, sztuczność, nie dla jeansu i elementów sportowych i wojskowych, a z konkretów to szalone marynarki, mocne okulary, eyeliner, matowa szminka i geometryczne krótkie cięcie raczej zostaną ze mną na dłuuuuugo chociaż włosy zamierzam regularnie skracać w miarę wyszczuplania się mojej twarzy, w ideale chciałabym dość do łysej głowy, ale nie wiem jak zestarzeje się moja twarz, czy zrobi się ostra (i wtedy super) czy raczej puchato opadnie (wtedy mniej super i łysa nie będę)
Ja może tak trochę przekornie i z innej strony :-D jak to mówią, jedyny pewniak to śmierć i podatki, no i zawsze trzeba pamiętać, że „zawsze” i „nigdy” to słowa, których nigdy nie należy używać… jeśli styl ma odzwierciedlać to, co nam w duszy gra to będzie się zmieniał i „pewniaki” też będą się zmieniać, bo ludzie się zmieniają pod wpływem wieku, doświadczeń, trybu życia itp. Upodobania do kolorów często zależą od aktualnego stanu ducha, stanu emocjonalnego. Więc ja jestem ostrożna w formułowaniu takich kategorycznych stwierdzeń, że coś zawsze lubiłam i to się nie zmieni. Doświadczenie uczy, że wiele rzeczy, które kiedyś wydawały mi się niewyobrażalne stawały się później rzeczywistością np. takie drobne rzeczy: kiedyś nie znosiłam bananów teraz je uwielbiam, jak miałam naście lat ubierałam się głownie w granat, czerń i niebieski i podobały mi się ciemne pomieszczenia, teraz nie znoszę ciemnych ubrań i źle się czuję w ciemnych pomieszczeniach, kiedyś nie znosiłam białych ścian teraz kocham.. jeśli miałabym już określić jakieś „pewniaki”, które towarzyszą mi od lat i jeszcze się nie zmieniły byłaby to wygoda, prostota, brak kołnierzyków i biżuterii… ale czy za pięć lat jeszcze będą, tego już nie wiem..
Zgadzam się, że to się bardzo zmienia w czasie czasie. Jedyne określenia, które wydają mi się pewne to wygoda (lecz zupełnie inne ubrania mi się mieszą w tą kategorię niż kilka lat temu) i w jakiś sposób rozumiana swoboda (bliska używanemu wyżej określeniu powietrze)
Minimalizm
Klasyka
Jakość
Luźna góra
Spodnie cygaretki odsłaniające kostki
Proste spódnice
Płaskie pantofle
Męski zegarek
Duże okulary przeciwsłoneczne
Diamenty
Czerń
Świetnie się czyta Twój post i późniejsze komentarze czytelniczek, w niektórych przypadkach od razu uruchamia mi się wyobraźnia :) gratulacje dla dziewczyn.
W ciągu ostatnich lat mój styl bardzo się uprościł, mam wrażenie, że wyszlachetniał i czuje że jest mój, przyczynił się do tego również Twój blog Mario. Był czas, że zdecydowanie więcej o ubraniach myślałam niż je kupowałam ;) i na czym aktualnie stoję (albo raczej chodzę) :
1. Proste formy (zero falban, koronek, zakładek, haftów itp- również zero wzorów, a to uświadomiłam sobie dopiero przy tym artykule) i to kojarzy mi się z czystością – dlatego uwielbiam białe koszule.
2. Tylko naturalne materiały (bawełna, wełna w tym odkryta miłość do kaszmiru, len, skóra, jedwab-czasami) i to kojarzy mi się z naturą, lasem, oddechem.
3. Zimne kolory – śnieżna biel, czerń, taupe, granat, kolor lnu,
4. Stosuje coraz mniej dodatków, ale jak już to są to znalezione gdzieś w galeriach, albo zrobione na zamówienie artystyczne dodatki ( i znów z naturalnych materiałów, czasem drewno, czasem jakiś kamień, skóra), przełamuje wtedy pewien chłód ubioru.
Teraz jak to napisałam widzę, że łączy się to również z moich stylem życia, wartościami i upodobaniami na co dzień.
Jesteś mną?
– klasyka w kolorach : granat, szarość, beż, biel, czerń
– prostota – czyli bez ozdobień na ubraniach
– jakość tkanin
– spodnie typu cugaretki lub zawijane do kostki.
Dwa? Wygoda, i to drukowanymi literami.
i luz, tez drukowanymi :)
Jak na tej bazie stworzyć własny styl? ;)
1. Warstwy – jedną z większych tortur dla mnie jest (o tej porze roku) noszenie grubego swetra, pod którym nie mam podkoszulki lub kardigana na krótki rękaw. Chodzi tu o dwie kwestie: po pierwsze jestem zmarzluchem i noszę rzeczy „pojedynczo” jedynie, gdy temperatura przekracza 25 stopni, a po drugie czuję się niekomfortowo, gdy grube ubranie bezpośrednio dotyka skóry – musi być coś „lekkiego” i miłego jeszcze pomiędzy! Większość moich nieudanych zakupów polegała na tym, że kupowałam coś, co mi się podobało, a potem nie miałam pomysłu, jak to „uwarstwić”.
2. Talia i jej brak – czyli sukienki muszą mieć zaznaczoną talię, a spódnice do niej przylegać. Nie ma to zastosowania przy swetrach i bluzkach.
3. Dekolt – mogę nosić wszystkie: łódki, okrągłe, serki, ale niezbyt głębokie. Ponadto wszelkie ubrania odsłaniające bieliznę (choćby to był efekt zamierzony) zostają przeze mnie zdyskwalifikowane.
Ciekawie się czyta wszystkie komentarze, wiele uczę się od Was i od Ciebie Mario :)
Wow, jakbym czytała siebie! Czuję wielki dyskomfort latem, kiedy robi się naprawdę gorąco, a ja nie mogę ubrać podkoszulki, trudno mi się przestawić.
Dla mnie noszenie przylegającej, bawełnianej koszulki pod grubymi swetrami jest oczywistym standardem xD Pod cieńsze, ale nie zupełnie cienkie i dopasowane też się zresztą zdarza..
A da się nosić sweter albo koszulę bez podkoszulki? ! Aż mnie wzdrygnęło. ..
da się, bo ja właśnie z tych co nigdy, przenigdy podkoszulka pod coś i rajstop pod spodnie.
Prostoty i ciemnych kolorów można być u Ciebie pewnym :)
U mnie było by to:
-dużo konserwatywnych, męskich elementów (typu: koszula, chinosy, polo, marynarka, sweter z szalowym kołnierzem, koszula, ciężki pas, eleganckie sznurowane buty, sztyblety)
-proporcje: wąska góra, szerszy dół
-jakiś niepoukładany element (różowe skarpetki, dres założony do koszuli, niepoważne okulary przeciwsłoneczne, intensywna szminka, kolorowe włosy, stanik wyglądający spod ubrania, ,,prawdziwa” biżuteria jako talizman, bez żadnych zasad łączenia)
Ja mam wciąż problem ze stylem. Niby coś tam mi kołacze, ale… Za to pojawiły mi się pewne hasła, które coraz bardziej do mnie przylegają, choć jeszcze nie wiem do końca, co z tym zrobić:
– geekowskie, nerdowskie T-shirty (kocham i wcale nie uważam, że jestem za stara;)), raczej luźniejsze, na pewno nie superobcisłe,
– szarości, brązy, granaty, czerń, rzadko coś jasnego,
– spodnie, choć drzemie we mnie ochota na spódnice, może sukienki,
– włosy zdecydowanie krótsze niż dłuższe,
– wyraźne, ale nie przerysowane oprawki okularów.
Ale oprócz tego wciąż mnie kusi masa krążących wszędzie stylów i pomysłów, więc jest ciężko :)
O, ja też wolę krótsze włosy niż dłuższe. Ale wszędzie spotykam się z niezrozumieniem.
Klasycznie;) – tak jak spora część czytelniczek, która odnajduje swoją estetykę tutaj na blogu: bez przekombinowania, pstrokacizny.
Granatowo – to jest mój ulubiony kolor, jak sięgnę pamięcią w czasach licealnych ( a było to 20 lat temu) królował ten kolor u mnie i zawsze się przewijał, w pewnym czasie został zastąpiony przez czerń, ale od lat znów na topie.
Zgrabnie – kurtka, płaszcz z wcięciem w talii zamiast kwadratowego wora, ładnie zaznaczone ramiona w bluzkach, swetrach, tzn. muszą układać się ładnie a nie obwisać smętnie. Ale nie lubię takich opiętych bluzeczek i koszulek, raczej luźne i oversizowe, ale i te muszą spełniać moje wymagania. Jeśli chodzi o spodnie to muszą leżeć dobrze na pupie, nawet jak luźniejszy fason, po prostu nie zwisać i nie robić ze mnie nastolatka w obwisłych spodniach;) Jeśli luźna bluzka koszulowa to delikatnie taliowana. Wyjaśniam, że nie chodzę opięta jak gorsetem, ale wolę jak ubrania damskie i męskie róźnią się od siebie krojem;)
Buty – byle nie czarne. No nie lubię i już. Na każdą porę roku mam granatowe buty, znajdą się też fioletowe, kamelowe.
Super wpis. Pomimo wcielenia ideii slow fashion, śledzenia Twojego bloga i (dla mnie najlepsze zmiana) skorzystaniu z analizy kolorystycznej nadal moja szafa nie wygląda tak jakbym chciała – jest dużo rzeczy (chociaż o wiele mniej niż przed zmianami), a jak trzeba coś wybrać to przymierzam, odkładam, zmieniam, a czas mnie goni i nie zawsze wychodzę zadowolona. A przeciez niby już tyle wiem o tworzeniu stylu i spójności ;) Może to po prostu nie jest cel tylko droga…
Przechodząc do meritum, to co już wiem napewno:
– zawsze ciemne będzie lepsze niż jasne (jeszcze raz dzięki za otwarcie mi oczu, Mario)
– musi być wycięcie pod szyją (niekoniecznie dekolt do pasa, ale na pewno nie wysokość „podkoszulkowa”)
– góra dopasowana (nie obcisła) – przynajmniej baza
– rekawy 3/4 lub podwinięte
– koniecznie kieszenie na wysokości bioder (szczególnie w spódnicach i sukienkach-uwielbiam)
– chętnie ciekawy krój, asymetria,
– wygoda, luz (spódnice ołówkowe, obcisłe koszule itp. odpadaja)
– lepiej gładkie niż wzorki
I znowu Mario mobilizujesz do zastanowienia :)
Dla mnie podstawa to wąskie spodnie i ołówkowe spódnice, męskie buty, luźne góry, szaliki.
Kiedyś myślałam, że lubię tylko naturalne tkaniny ale chyba mi to przechodzi bo na myśl o prasowaniu lnu robi mi się słabo :) Czyli tkaniny naturalne z domieszkami.
Mam jeszcze jedno, dla mnie odkrywcze przemyślenie dotyczące tworzenia stylu. Pracuję nad soim stylem już od dwóch lat (Mario DZIĘKI, bo Twój blog jest nieoceniony!) i dopiero teraz do mnie dotarło sedno: kiedy latem przeżywałam mega trudny czas, taki życiowy zakręt, zrozumiałam jedno: kiedy walczysz o przetrwanie i tak naprawdę ledwo wstajesz z łóżka – to podstawą Twojego stylu i tak naprawdę ukojeniem jest to co pierwsze wyjmiesz z szafy ubraniowej: właśnie TA sukienka, lub TE spodnie – TE które spowodują, że poczujesz się lepiej i bezpieczniej na świecie. Kiedy jesteś w czarnej dziurze i właśnie TE ubrania, które wyjmiesz Cię ratują :)) Co o tym myślisz Mario? Pozdrawiam Was wszystkich i życzę samych kojących ubrań w szafie!
Myślę, że to prawda. Ale wiem też jak się w takich trudnych momentach łatwo rozleniwić i wpaść w „niechlujstwo”. Jak z Zosią leżałyśmy tyle czasu w szpitalu i potem znowu wracałyśmy do niego parę razy to ja naprawdę już byłam bezsilna – dresy, legginsy i takie sprawy, nawet nie myślałam o wyglądzie. Ale przyznam, że dzięki blogowi nadszedł taki moment, że nastąpiło przełamanie i zaczęłam wprowadzać się ubraniem w ryzy, to rozmemłanie ustąpiło miejsca ogarnięciu i mam wrażenie, że wtedy byłam już automatycznie w lepszej kondycji psychicznej. Właśnie dzięki ciuchom w dużej mierze.
W pierwszej chwili sama nie wiedziałam, co mogę powiedzieć o sobie. Ten wpis skłonił mnie do zastanowienia się, więc też się podzielę :)
– Kolory: ciemne, wyraziste. Moja baza to czerń, grafit, granat. Dodatkowo biel, szarość, bordo, ciemna zieleń, ciemny brąz. Pastele co najwyżej na skarpetkach.
– Wzory: unikam. Jedyne, jakie toleruję, to duża szkocka krata i paisley, z rzadka paski. Ale nie na całości stroju (np. płaszcz/sukienka), a na pojedynczych elementach.
– Fasony: koniecznie podkreślające sylwetkę, zwłaszcza talię i nogi. Żadnych odsłoniętych ramion, nawet latem. Bluzki i sukienki co najmniej z krótkim rękawem.
– Dodatki, okucia: srebro. Złota nie znoszę, zwłaszcza żółtego. Czasem zdarzy się mosiądz.
– Bluzki: jednokolorowe, albo czarne T-shirty z nerdowskim nadrukiem. Dopasowane, za męskimi nie przepadam.
– Buty: ze skóry naturalnej, czarne, sznurowane, zgrabne. Wyjątkiem są trampki na lato i jedyne brązowe botki, które mnie urzekły.
– Płaszcz: ciemny, dwurzędowy, w militarnym stylu. Kurtek nie noszę, jedynie do sportu.
– Szaliki i spódnice w kratkę. Kiedyś też spodnie, obecnie zwykle jeansy.
– Krótkie skarpetki. Dłuższe zakładam tylko, jak jest bardzo zimno. Tu mam słabość do ostrych wzorów i kolorów :)
– Włosy: prawie zawsze upięte w kok albo warkocz.
W sumie lubię bawić się stylami, w ostatnich latach sporo eksperymentowałam, ale te rzeczy prawie się nie zmieniły. Ciekawe spostrzeżenie :)
Oczywiście już po czasie przypomniałam sobie kolejne elementy do listy :)
– Torebki: czarne, z klapą i paskiem na ramię. Duże obowiązkowo w kształcie teczki. Nie znoszę workowatych toreb tak samo, jak workowatych ubrań.
– Swetry, uwielbiam swetry! Mam jedną jedyną bluzę „wychodzącą”, reszta do sportu i po domu. Za to męskie są fajne, mimo ich „zadużości” :)
– czerń, szarość, biel
– złota biżuteria, złote dodatki np. elementy torebek
– buty z „charakterem”
– poczucie „mocy”, nie wiem jak mam to wytłumaczyć. Gdy spojrzę na siebie w lustrze muszę widzieć odważną, pewną siebie kobietę. Zwiewne sukienki, pastelowe kolory, subtelne dodatki, falbanki, wzory są dla mnie nie do przejścia. Owszem, podobają mi się u innych kobiet (eteryczne blondynki w takim delikatnym wydaniu zawsze zwracają moją uwagę) jednak ja w takich ubraniach „znikam”, co jest chyba typowe dla intensywnej (ciemnej) jesieni.
Dla mnie taką podstawą będzie:
1) jakość
2) dopasowane, ale nie obcisłe, ubrania nadające figurze lepszy kształt
2) stonowane kolory, bo jakoś ostatnio odstręcza mnie od intensywnej kolorystyki
3) dekolty w serek
Mój pewniak nr 1 to prostota: w moim rozumieniu to ubrania bez udziwnień typu: duże falbany, koronki, frędzle, żaboty, przetarcia, dziury. Kroje łagodne, spokojne, np. nie lubię mocno rozkloszowanych spódnic, dzwonów, rozszerzanych rękawów, ubrania nie mogą być pstrokate, jeśli występuje wzór, to powinien być maksymalnie delikatny, nie rzucający się w oczy, a najlepiej, kiedy ubrania są gładkie, bez żadnych wyrazistych akcentów i kontrastów.
– jasność: kolory przy twarzy to przede wszystkim barwy chłodne i jasne, o niskiej saturacji: złamana biel, zimny beż, jasny pudrowy róż, jasny słabo nasycony błękit, jasny żółty, jasnoszary, gołębi. Na dole noszę kolory ciemniejsze: czarny, szary, jeans, co równoważy sylwetkę, ale latem noszę się cała na jasno, bardzo często zakładam białe spodnie i powoli przekonuję się do całkiem jasnych outfitów także w innych porach roku.
– miękkość: nigdy nie wybieram ubrań sztywnych, ciężkich, przytłaczających, nienawidzę sztywnych gniotących się koszul, lubię tkaniny, które są lejące, ale ubrania nie mogą być zbyt obcisłe.
Mój styl przypomina styl Agnieszki Cegielskiej, choć nie każda z jej stylizacji mi się podoba, to te poniższe założyłabym na pewno:
http://i.iplsc.com/-/0004GDUGXOKTFMWP-C122.jpg
http://s1.kozaczek.pl/galerie/2014/1817/4161276b.jpg
http://p1.sexymamy.pl/0b4e310b5a75381dca13196dc32535a6.jpg
http://s1.kozaczek.pl/2014/07/03/1-40-R1.jpg
http://i39.tinypic.com/290r761.jpg
http://media.jastrzabpost.pl/wp-content/uploads/2014/06/All-ONS_1800183-Agnieszka_Cegielska-770×1140.jpg
http://kimkim.pl/data/upload/781c.jpg
http://s3.party.pl/newsy/agnieszka-cegielska-55522-article_v2.jpg
Moje słowa klucze
-światło (zawsze mam świetlisty element na sobie, a jak nie to przynajmniej kroplę światła w kolorze)
-miękkość (formy, tkaniny)
-mistrzostwo (tkanina, dodatki, krój. Ostatnio usłyszałam, że styliści Claire z House wzorowali się na moją szafą tylko ją zachmurzyli :) gwoli prawdy doszłam do tego po lekturze Twojego bloga-Ty Mario skończyłaś moja szafę-dziękuję :) ).
A po rozmowie z Przyjacielem jest 4 słowo
-wladza
Świetny wpis Mario i świetnie się Was czyta dziewczyny. Sporo mi rozjaśniłyście, dziękuję!
1. Wygoda nad ideały… U mnie na pierwszym miejscu!
Uwielbiam kobietę w stylu Diora: szpilki, rozkloszowana spódnica za kolano, ale to odpada na co dzień, bo niewygodnie… Szpilki zamieniam mokasynami, spódnice czasem zostają, ale najczęściej ląduję w prostych jeansach i sztybletach. Do kompletu koszula albo sweter w luźnej formie, ale koniecznie dopasowane w ramionach. I tyle zostaje z Diora…
2. Prostota w dobrej jakości. Uwielbiam proste, dobrej jakości formy: wełniana dyplomatka,
https://pl.pinterest.com/pin/504614333232507387/, wełniany sweter, bawełniane koszule, wełniane czapki, szale, koniecznie skórzane paski i buty. Mięsisty jedwab na prostą długą sukienkę.
3. Stonowanie wynikające z urody. Jestem stonowanym latem, muszę dbać, żeby mnie było widać, a nie ciuchy… Dlatego rządzą u mnie: granat, szarość, jeansowy i niebieskości, brązy, biel, czerń, trochę zieleni i fuksji. Najlepiej, gdy odcień nie jest jednoznaczny: granat w atrament, a niebieskość w fiołek. Lubię zestawy monochromatyczne lub 3 kolorowe z bielą.
Nie wiem, czy w złocie, czy w srebrze mi lepiej, wiec czasami je łączę, czasami noszę oddzielnie.
Tak to wygląda w ideale.. https://pl.pinterest.com/granaty/inspiration/
No tak, piękny pinterest. Też tak chcę. Tylko zawsze wydaje mi się, że trzeba mieć bardzo szczupłe nogi. Nie mam… Wtedy ciuchy inaczej leżą i proporcje są lepsze.
Witam Cię Mario, Super blog.
Krótko zatem – jestem stonowanym latem, płaską klepsydrą…
SMART CASUAL
KLASYCZNIE
ZWIEWNE BLUZKI KOSZULOWE, sweterki basic i golfy basic i DŻINSY, spodnie wąskie, spodnie, spodnie… dół zawsze ciemniejszy, raczej bez wzorów
Na oficjalne okazje- business like – taliowane bluzki i żakiety (ew. czarna lub granatowa prosta spódnica do kolan – żadnych mini – z konieczności i z przekonania)
BUTY SKÓRZANE czarne, granatowe, szare, gruba podeszwa, obcas słupek lub klocek, do sukienek na wesele- szpilki nude T-bary,
TOREBKI niekoniecznie skórzane ze względów ideolo
Latem kolory- waniliowy, ecru, biały ale nie przy twarzy, niebieski, turkusowe akcenty, szary i czerń
Zimą kolory – czerń, granat, szary, bordo, śliwka i butelkowa zieleń,
Biżuteria – srebro, pierścionki i kolczyki – na zamówienie w galerii
Poza tym mam za dużo rzeczy. Czy któraś z miłych Pań ma ze wszyskim: buty, basen, sport, wieczorowe, akcesoria, torebki, bielizna, płaszcze, kurtki… mniej niz 100 rzeczy?
Jesli tak, to chapeau bas!
Mario, pozdrawiam Cię i marzę o takim kilcie, jaki przedstawiłaś na jednym ze zdjęć.
Czy kupiłas go w Szkocji?
Marcelina
Hej Marcelinko, kupiłam go na allegro, był jako odzież vintage czyli używana. Nie uwierzysz, co zrobiłam niedawno – przez pomyłkę wyprałam go ze zwykłymi rzeczami w wysokiej temperaturze. Całkowicie go zniszczyłam, jestem głupkiem. Zniszczyłam taką piękną rzecz :(
Sporo takich rzeczy wisi w lumpeksach, sama kupiłam dwa szkockie kilty w odcieniach błękitu za ok 3 zł za sztukę, ale dużo więcej zostawiłam na wieszakach, bo nie odpowiadały mi kolory. Ostatecznie odsprzedałam koleżance, bo okazało się, że nie czuję się w tym dobrze i wisiały w szafie, ale były piękne, z mięsistej wełny. Nie jest to główny nurt obecnych trendów, ludzie się na to nie rzucają, i to wspaniałe, bo w lumpkach wiszą perły za grosze.
W moim przypadku historia zatacza koło i czuję, że jakoś intuicyjnie powracam do upodobań, fasonów, zestawów i „uniformów”, które nosiłam w … szkole podstawowej. Po latach szaleństw, niezdecydowania (które nie mija) i nadmiaru w garderobie (który zmniejsza się baaardzo opornie) na nowo odnajduję rzeczy, w których, wydaje mi się, czuję się sobą. Gdybym miała opisać to hasłami:
1. ORYGINALNOŚĆ. Tak, wiem: hasło tak ogólne, jak „prostota”, ale dla mnie gdzieś podskórnie czytelne. Żeby wyjaśnić: chodzi o pewien rodzaj nieoczywistości w ubraniu, coś, co się wyróżnia, ale niekoniecznie agresywnie rzuca w oczy. Może być nawet na bazie prostoty, ale z jakimś haczykiem, twistem (zwał jak zwał): wzór, faktura, zestawienie kolorystyczne, biżuteria itd.
2. PARADOKS. Kontrast, nieoczywistość (znów – to chyba hasło-klucz ;) ), męskie perfumy do koronkowej sukienki, Mitsouko Guerlaina do garnituru.
3. BUTY, BUTY, BUTY. Bardzo konkretne. Męskie. Wyraziste. Ale szlachetne. Skórzane. Moje idealne, bardzo wysłużone i póki co nie do zastąpienia: czarne lakierki Gino Rossi z perforacjami i wydłużonym czubkiem. Martensy modele Alix i Carli. Jeśli baleriny, do z wydłużonym noskiem, jeśli sandały, to z elementami boho. Mogę obejrzeć tysiąc par butów i nie trafić na te jedyne, które powodują szybsze bicie serca, które do mnie przemawiają jakimś niewyrażalnym językiem estetycznym… (tak, o butach mogłabym pisać poematy). Gdybym miała wybrać tylko jedną jedyną rzecz, którą mogłabym kupować, to byłyby właśnie buty.
4. UNIFORMY: spodnie i bluzo-swetry, spodnie i t-shirty, spodnie i koszule, spodnie i tuniki. Jeśli sukienki, to tzw. „worki na ziemniaki”: obszerne, pudełkowe albo trapezy. Kurtki skórzane.
5. MINIMAL BOHO. Bardzo długo nie mogłam pogodzić ze sobą tych pozornie sprzecznych tendencji. Groziła mi stylowa schizofrenia. Bo jak być jednocześnie miłośniczką prostych, geometrycznych fasonów, przejrzystości i dostawać gęsiej skórki na widok indyjskiej koszuli czy skomplikowanych i zdobionych naszyjników, intensywnych kolorów i bogatych faktur? Paradoks (patrz punkt nr 2 :) ). To, do czego dążę świetnie oddają aranżacje wnętrz pod hasłem „minimal boho”. Ważna jest równowaga. Prostota z tym czymś (patrz punkt 1). Tak myślę. Przeczuwam. Choć nadal trudno mi to osiągnąć. Zbyt dużo bodźców… i niepewności.
Bo niby te hasła, słowa-klucze gdzieś są, ale jest też taka obawa, czy coś mnie nie omija, coś lepszego – dla mojej figury (jakoś intuicyjnie przedkładam spodnie i koszule nad sukienki w stylu pin-up, które bardziej schlebiają mojej figurze klepsydry), urody, sylwetki (należę do gatunku krótkonożnych i wiem, że obcasy są moim sprzymierzeńcem, ale serce oddałam płaskiej podeszwie). Czy jeśli pozostanę w swojej strefie komfortu wyznaczonej przez punkty powyżej, coś lepszego mnie nie ominie…?
Dzięki! Przez Marię miałam niezłą zagwozdkę, aż tu nagle trafiłam na ten komentarz i okazuje się, że Twój opis w 90% oddaje to, co u mnie jest stałe, a czego nie potrafiłam opisać. Dzięki za podrzucenie terminu „minimal boho” – już wiem, że nie jestem sama w tym szaleństwie :)
Maryśka, ogromnie się cieszę, że jest nas więcej :) Powoli i znajdziemy jakiś złoty środek, jak mówią – „w tym szaleństwie jest metoda”. Bo jest, prawda …? ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Lucy
Hmm, minimal boho to coś pod czym mogłabym się też podpisać!
U mnie pierwsze co przyszło mi do głowy to talia :D Ze względu na typową figurę klepsydry (która niby jest idealna, a w praktyce bardzo wymagająca), muszę nosić rzeczy podkreślające talię. Różnica między biustem, a talią, czy biodrami,a talią to u mnie ok 25cm (pomyślicie ekstra :D ) Ale wszystkie szersze, luźne rzeczy (które kocham, bo są super swobodne) odpadają, bo idą wzdłóż biustu, a potem ,,pięknie” opadają jak namiot dodając jakieś 10 kg :D W skrócie ciężarówka. Wiem, że lepiej wyglądam we wszystkich krojach rodem z lat 50 i w takich też czuję się najbardziej kobieco, ale czasem i tak to olewam na rzecz komfortu i niekonieczności kontrolowania, czy brzuch wystaje, czy jeszcze nie :D
Jeśli chodzi o kolory to podstawą jest biel, szarość, czerń ale nie przy twarzy, czerwień i wszystkie pastele i to jest coś, co się od lat nie zmienia.
A słowa klucze? Klasyka, romantyzm, elegancja, sexy, vintage, retro, minimalizm, maksymalizm( właśnie sobie zdałam sprawę, że jest tego dużo i niekoniecznie z jednej paraifi; o ), ale jakoś udaje mi się to łączyć w jedno.
Uwielbiam pastelowe róże, zwiewne sukienki i kwiaty we włosach, a z drugiej strony, męskie lakierki, marynarkę i barokową biżuterie :D Tak samo popadam w skrajności z minimalizmem i maksymalizmem. Kocham prostotę białej bluzki, a później szaleję na widok misternie haftowanej kiecki :D Co jest bliższe mojemu sercu? Oba te kierunki, zależy od pory roku, nastroju, tego co aktualnie się dzieje w głowie. I wydaje mi się, że właśnie to jest to co mnie idealnie oddaje. Słowo SKRAJNOŚĆ. Albo mega kobieca, albo męska. Albo sukienka, albo garnitur. Albo totalna surowość, albo szaleństwo z zielonymi piórami :D
A plan na przyszłość? Więcej vintage, zdecydowanie więcej <3
U mnie to jest sprawa dosyć skomplikowana. Od początku liceum, czyli momentu, w którym w miarę świadomie zaczęłam kształtować swój styl (a przynajmniej zaczęłam się zastanawiać nad tym pojęciem) do teraz mój sposób ubierania bardzo ewoluował. Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, żebym osiągnęła stabilność w tym względzie. Wciąż z ciekawością testuję rzeczy, którym wcześniej nie dawałam szansy i wciąż odkrywam, co lubię.
Gdybym miała określić niezmienne hasła, którymi się kieruję, byłyby to:
– niewymuszona elegancja – lubię mieć przemyślany strój, ale nie dopracowany do perfekcji; element luzu sprawia, że czuję się swobodnie i po prostu dobrze (np. niedbale ułożone włosy, makijaż „no makeup”).
– kobiecość/zmysłowość – najlepiej przejawiająca się w jakimś akcencie, jak mocniejsza szminka, koronkowy top, ładne kolczyki
– dobieranie rzeczy na zasadzie kontrastu – np. kobiece + męskie/luźne, klasyka + oryginalny akcent itp. W stylu lubię równowagę, która sprawia, że nie wyglądam na zbyt wystrojoną, ale też nie niedbale.
Kurczę, dopiero jak to wszystko pisałam, to zdałam sobie sprawę, że niby podświadomie wiem, w jakim kierunku zmierza mój styl i intuicja pomaga mi wybierać odpowiednie rzeczy, ale jak przychodzi do wyrażenia tego, nie jest łatwo. Tym bardziej z niecierpliwością czekam na kolejny post z tej serii. Z przyjemnością zrobię kolejne takie ćwiczenie.
U mnie są to:
-męski szyk,
-niewymuszona elegancja z domieszką seksapilu (czyli np. brak stanika lub podkreślenie tyłka lub szpilki- jeden element wystarcza),
-skóra (choćby buty i torebka ze skóry, ale najchętniej żakiet lub spodnie lub spódnica),
-żywe kolory,
-złota dyskretna biżuteria.
Czyste kolory, oczojebne ale też skandynawskie, brak dodatków, ale jak biżuteria i torebki to etniczne (koraliki, brzęczące, puchate, kolorowe), wyrazistość, ale nie krzykliwość, podkreślenie swojej energii, z kowbojskim akcentem np botki z frędzlami, na lekkim koturnie, a jak wyjściowe to czółenka na mini obcsie w stylu audrey hepburn za to w krzykliwym kolorze, dopasowane, wygodne, spodnie dopasowane proste dżinsy jasne lub granatowe, ale też dopasowane dzwony, spodnie również wzorzyste, różne leginsy i tuniki do tego długie buty lub za kostkę, dopasowne t-shirty, sukienki w formie A, dekolt łódka lub jakiś głębszy, ale bez przesady, postapokaliptyczne klimaty, dirty, nie babcine, takie które nie ubrudzą się szybko, mogę się swobodnie ruszać i nie myślę „uważaj, bo się pobrudzisz”, czysta twarz, czyste włosy; pomarańczowy, jasnoszary, biały, amarantowy, pudrowy róż, turkusowy, żółty, zielony
Dlugo borykalam sie z kompleksem chlopczycy – od zawsze uganialam sie z chlopakami i wiecznie sluchalam jaki to mam meski umysl i jak to mysle jak facet (no do cholery jasnej!), reakcja na takie komentarze otoczenia byly ultrakobiece stroje, okraszone baaardzo dziewczecymi dodatkami, ktore mialy zrekompensowac brak „mentalnej kobiecosci”. Ale wyroslam:) I teraz jest tak oto:
1.Mroczne, nasycone kolory: butelkowa zielen, burgund, czern…
2.Prosta, surowa sylwetka + jeden wyrazisty dodatek. Wyjasnie o co mi chodzi: moja aktualna baza to czarne rurki i czarny sweterk z krotkim rekawem. Do tego albo dodaje burgundowe paznokcie (NIGDY dlugie) albo moje ukochane kolczyki (http://www.skagen.com/gb/en/women/jewelry/earrings/agnethe-10mm-rose-gold-tone-earrings-pdpskj0780p.html?referer=productlisting)
albo mocny makijaz oka czy srebrne tenisowki-nigdy wiecej niz jeden z tych „wyrazistych” elementow na raz.
3.Brak warstw: prosty stroj i okrycie wierzchnie, zadne tam wkladanie sweterkow na bluzke, kardiganow na koszule czy innych takich. Jedyne dopuszczalne sytuacje to podkoszulek pod szlafrokowa bluzka/sukienka (jesli dekolt jest zbyt pokazny).
4.Nonszalancja: nie lubie wygladac zbyt wyczynowo. Sa osoby ktore w dzinsach wygladaja jak w stroju wieczorowym, ja nawet w stroju wieczorowym rozataczam aure jakiegos takiego rozchelstania (nawet jesli sylwetka pozostaje ascetyczna).Chyba wlasciwie chodzi mi o sposob noszenia sie niz ubierania.
5.Klimat kolekcji YSL na sezon jesien/zima 2014(https://www.youtube.com/watch?v=J9DC9k3DPi8): i to chyba nawet nie kolory (choc jest pieknie) czy kroje (choc lubie takie spodniczki) ale muzyka i i energia tego pokazu. oraz nastroj w ktory mnie wprawia.
6.Proporcje: wiecznie cos podwijam, zawijam, wkasuje w spodnie czy zwiazuje w supel, jesli proporcje sa korzystniejsze po takiej operacji. Taka juz ze mnie dziwaczka.
Pozdrawiam.
„ja nawet w stroju wieczorowym rozataczam aure jakiegos takiego rozchelstania” JAK JA!
1. Lubię ładnie dopasowane rzeczy, sylwetkę slim. Nie jestem luzarą, najlepiej się czuje w tzw. basicach. Dopiero od niedawna mam trochę luźniejszych gór, ale wiem, że mogłabym z nich zrezygnować. Takie to trochę niemodne, bo teraz wszyscy mają być luzakami, ale to nie dla mnie.
2. Albo gładko, albo wzór totalny. Czyli paski na całości albo wyraziste wzory na całości ciucha. Mogę miksować wzory, mogę być nawet cala we wzorach :D Ale nie znoszę aplikacji i nadruków na ubraniach. Albo wszystko albo nic ;)
3. Kolorystyka dla intensywnej zimy. W pełni mi odpowiada. Od czasu do czasu dodam jakiś intensywny kolor.
4. Biżuteria – zawsze mam zegarek, bransoletkę i dwa pierścionki. Niestety kiepsko u mnie z noszeniem naszyjników, czasem mi przeszkadzają i zapominam, że w ogóle istnieją. Zakładam na jakieś większe wyjścia, kiedy więcej myślę co mam ubrać (czyli nie wybieram ich intuicyjnie na co dzień). Z kolczykami mam podobnie.
5. Sukienki i spódnice <3
Pozdrawiam!
surowość
denim
mniej = więcej
czysta, prosta forma
introwersja
U mnie elementy stałe, obecne gdy tylko zaczęłam myśleć o stylu, a niektóre nawet wcześniej:
1) dziewczecość i kobiecość – a właściwie taki środek pomiędzy nimi
2) niebieskości – od zawsze kochałam ten kolor, w nim odżywam, a moją absolutną bazą jest granat
3) naturalność – trudna do wyjaśnienia, ale spróbuję: chodzi o brak przerysowania, ubranie dostosowane krajem i materiałem do swojej funkcji, nie zakrywające osoby, taka subtelność
Inne elementy stylu są juz bardziej płynne, przychodzą i odchodzą ;) czekam na ciąg dalszy :))
A mnie całkowicie odzwierciedla ten obrazek dodany do wpisu: gruby wełniany sweter zaciągnięty na dłonie, szarość, złoto, bezbarwny lakier – idealnie :)
Świetny wpis, z niecierpliwością czekam na kolejne, pozdrawiam :)
To nie takie proste. U mnie to wszystko jest bardzo mgliste… Po dłuższym zastanowieniu powiedziałabym tak:
1. Obcasy – wcale niekoniecznie szpilki (choć też lubię). Całą jesień i zimę np. pomykam w Vagabondach „Grace” na ok. 6 cm, stabilnym obcasie i to już wystarczy, bym czuła się lepiej, pewniej, zgrabniej.
2. Zapach – najchętniej DKNY Woman. Uwielbiam pachnieć, uwielbiam kiedy ktoś to zauważa i skomplementuje. Mój ulubiony zapach jest świeży i nienachalny, więc (tak sądzę) nie powinien nikogo razić. Bez zapachu czuję się niewyjściowo.
3. Ubranie, które podbija kolor oczu – mam typowe, szaro-niebieskie oczy. Nie widzę tego na żywo, ale czasem na zdjęciach ktoś uchwyci mnie w niebieskiej apaszce albo granatowej bluzce, przy których moje oczy wyglądają na super niebieskie. Bardzo mi się to podoba.
Poza tym – rzadko czuję się w czymś naprawdę dobrze, a na innych podobają mi się ubrania tak różne stylistycznie… że nie wiem jak znaleźć siebie.
Mi chyba trudniej o takie ogólne, uniwersalne hasła niż sprecyzowane elementy, ale po zastanowieniu:
– wygoda
Po prostu noszenie niewygodnych rzeczy, które nie pozwalają na swobodę ruchu nie mieści mi się w głowie, jak ładnie by się nie wyglądało. Przykładowo mimo że kiedyś uważałam rajstopy za coś niezdatnego do noszenia, na szczęście teraz mam mnóstwo wygodnych i „oddychających”. Także to nie wygoda typu dresy i luźne ciuchy a ubrania w których można odpowiednio wyglądać np. w teatrze, ale i podbiec do autobusu ;) A najważniejsze są buty! Żadne obcierające, sztywne, szpilki itp.
– swoboda/naturalność
Ubranie ma być czymś jak druga skóra a nie kostiumem, przebraniem. Pod tą kategorię mieszczą mi się fasony dopasowane, ale nie obcisłe, luźne, ale nie workowate, spódnice rozkloszowane, ale nie falbaniaste. Ubrania wyraziste, także w kwestii kolorów, ale nie krzykliwe ani przeozdobione. Odpowiednie do figury. Naturalne materiały. Naturalny makeup. Bez przesady w dodatkach i bez 'przytłaczających’ elementów jak np. futra, koturny, przeładowanie złotem, sukienki maxi..
– łączenie stylów i równowaga
Brak wyraźnych wychyleń a gdzieś pośrednio pomiędzy dziewczęcością a kobiecością, luzem a elegancją. Unikanie sztywności czy przesłodzenia. Harmonia stylów. Nie total glamour ani total boho, ale też nie total basic. Tak jak pisałam wyżej w komentarzu elegancka lub dziewczęca sukienka z rockowymi dodatkami to jest to! Mieszanina casual, francuskiego szyku i rocka :D
Cześć, chyba głównym kluczem mojego stylu jest bezpretensjonalność. Mój sposób ubierania się ewoluuje, choć owszem – są pewniaki, ale dopuszczam, że może się zmieniać częstotliwość ich używnia lub one same. Staram się strojem pokazywać kim jestem i ubierać się w miarę stosownie do okazji. Na przestrzeni lat ja sama się zmieniam – teraz jestem po części inną osobą niż wcześniej i pewnie proces zmian nie ustanie ;) Jednak doszłam do wniosku, że cokolwiek chciałabym przekazać strojem, to chcę robić to w sposób subtelny, nienachalny, unikając wszelkiej przesady i narzucania się poprzez wygląd – słowem: bezpretensjonalnie :)
Pozdrowienia b ciepłe
…pisząc o „pewniakach” miałam na myśli konkretne typy ubrań ;)
Mój styl ciągle jest na etapie definiowania, ale chyba mam już jakieś pewniaki. Oto one:
– czyste kolory | Skomplikowany temat, ponieważ sieciówki upierają się przy beżach, musztardach, khaki i innych przybrudzonych kolorach. Stawiam na śnieżną biel, czerń, błękity, czerwienie, jasne i bardzo ciemne odcienie jeansu (granaty nie wchodzą w grę), mocne róże, jasny szary.
– akcent kolorystyczny w makijażu pada na usta, nigdy na na oczy
– jeans | Miałam chwilę buntu i go odrzuciłam, ale on ciepło przyjął mnie z powrotem ;) Tak jak pisałam, albo jasny odcień albo ciemny (czarne lub szare spodnie). Raczej nie rurki, dobrze wyglądam w mum jeans, koniecznie wysoki stan.
Póki co tyle, trwają prace nad resztą :-)
Moje słowa klucze to:
– zieleń – nie tylko jako mój ulubiony kolor, ale jako określenie mojego charakteru i podejścia do życia
– natura – wzory i kolory kojarzące się z pięknem natury np. sukienka w kwiaty i do tego luźne falowane włosy
– płaskie buty – to już chyba taki znak rozpoznawczy, ja się czuję w butach na obcasie okropnie i to od razu widać
– dziewczęcość – nie wiem jak to dokładnie ująć… Nie jestem typem kobiety poważnej i eleganckiej, szpilki czy marynarki to nie dla mnie, ale leginsy i crop top to również nie moja bajka. Kryje się w tym troszkę romantyzmu, świeżości…
– swoboda – ubrania muszą być wygodne, jestem osobą która dużo chodzi i noszenie ubrań czy butów krepujących ruchy nie jest dla mnie. Nie oznacza to jednak, że spotkacie mnie na ulicy w dresie czy leginsach.
Czytając Twojego posta i myśląc nad tym jakie są moje niezmienne hasła, dotarło do mnie że będąc nastolatką mój styl ubierania określał mnie o wiele lepiej niż w chwili obecnej. Będąc uczennicą/studentką tak naprawdę nic nie ograniczało mojej swobody i stylu. Zmieniło się to jakiś czas temu, wraz z pójściem do pracy. O ile nie prowadzimy własnego biznesu, większość miejsc pracy narzuca nam, lub też ogranicza swobodę w ubiorze w mniejszym lub większym stopniu. Piszę o tym, bo chciałabym podkreślić, że nie jest łatwe utrzymanie swojego stylu, gdyż przychodzi moment w którym ubrania „do pracy” w której spędzamy dużą ilość czasu, zaczynają dominować naszą szafę. Nie zawsze jest możliwe przemycanie elementów swojego stylu do „uniformu roboczego”. Na przykład w mojej pracy nie mogę nosić biżuterii oraz spódnic/sukienek, a były to znaczące elementy w moim stylu. W chwili obecnej nie posiadam już zbyt wiele wymienionych elementów garderoby, gdyż nie mam tyle okazji by je móc nosić.
Twój opis jest mi bardzo bliski, szczególnie sposób, w jaki definiujesz dziewczęcość :)
Twój opis jest mi bardzo bliski :) też noszę właściwie prawie wyłącznie płaskie buty, a dziewczęcość w stylu jest mi bardzo bliska. Inspiruje mnie natura, choć nie tak bezpośrednio (ostatnio nie przepadam za kwiatowymi wzorami). No i wygoda – nie wpisałam jej na swoją listę, bo nie byłam pewna czy to u mnie rzecz niezmienna… co jakiś czas łapię się na tym, że jak wygody jest za wiele to przestaję czuć się dobrze. Niemniej jednak, wygoda która nie jest dresami czy wyciągniętymi ciuchami, też jest dla mnie bardzo istotna.
Myślałam, myślałam i wymyśliłam:) Ale trudno wybrać 2 przykłady pewniaków. Najpewniejsze z pewnych to:
1. Forma – mam w szafie np. 3 identyczne w fasonie ołówkowe spódnice, 3 identyczne w fasonie narzutki (dłuższe, idealne do tych spódnic), kilka bluzek o tym samym kroju (model Lui firmy Babell – kocham!), 2 pary spodni w identycznym fasonie – wszystko różni się jedynie kolorem. Tak że bywam dość często ubrana w bardzo podobny sposób, ale w innych kolorach.
2. Kolor – kolory ziemi dla stonowanej jesieni. Dodatkowo jeszcze czerń. Czerń jest elegancka. Ale nie czerń od stóp do głów (wyjątek: mała czarna). Czarna jest np. bluzka pod swetrem-narzutką. I buty muszą być czarne. Ubrania są w jednolitym kolorze, bez wzorów, napisów itp.
A poza tym jeszcze: buty na obcasach, delikatne kolczyki i złoty łańcuszek.
I zdecydowane nie dla: kołnierzyków, żabotów, falbanek, żakietów, spodni w kant, dużych kolczyków, jakichkolwiek wisiorków,naszyjników.
To chyba tyle. Cieszę się mocno, że wreszcie poznałam swój typ kolorystyczny i znalazłam swój styl.
A to wszystko dzięki Twojemu blogowi. Dziękuję:)
Fantastyczne są dla mnie takie same fasony, nigdy nie rozumiałam potrzeby różnicowania na siłę szafy (pytania: po co ci to, kiedy masz już podobne?). No ale właśnie o to chodzi! Tworzysz tym samym swój styl, to bardzo miłe kiedy ktoś mówi: o, to takie twoje, ten kardigan czy sukienka!
No to u mnie będzie tak: lepiej mniej, niewymuszona elegancja, naturalność, french chic, odrobina tajemnicy, sukienki, nienaiwny romantyzm, autentyczność, spójność, nasycone kolory, pewność siebie, ubrana-nie przebrana, zadbana cera i paznokcie, lekkość i zgrabność formy, umalowane usta, zaznaczona talia, rzeczy dopasowane-nie obcisłe, jedwab i wełna, klasyka z oryginalnym akcentem, równowaga.
Od dawna zbieram sobie te pewniaki i cały czas lista była dziwnie długa i nieskoordynowana (Włóczykij, lato w Prowansji, laska z irlandzkiego pubu, edgy professional i wiele innych), ale teraz mnie olśniło i już wreszcie WIEM. A wiem, że wiem, bo te pewniaki to nic innego jak istota mojej osobowości, czyli:
1. spokój
2. siła
Ubraniowo to się przejawia przeróżnie. Gust ewoluuje, zmienia się moda i inspiracje, oswajam różne kroje i kolory, ale teraz wreszcie widzę tę nić przewodnią.
Przykładowo:
1. spokój: jasne neutrale, miękkie tkaniny, klimaty z domku w lesie, delikatny makijaż, wygodne ubrania, nic nie powinno drapać, ani cisnąć, naturalne tkaniny (ale drapiąca wełna, to już wielki niepokój), cisza, trampki, zamsz, w podstawówce sztruks i haftowane bluzki, zwiewne sukienki i spódnice, mgły, chodzenie po górach, wczasy pod gruszą, spacery z psem, ubrania w kratkę, wełniane skarpetki, rozpuszczone włosy
2. siła: czarne botki na obcasie, rurki, kurtki skórzane i dżinsowe, ołówkowe spódnice, męskie koszule, idealnie leżące sukienki, mocno wytuszowane rzęsy, gładko sczesane włosy, zestawy monokolorystyczne, czerń, butelkowa zieleń, nonszalancja z nutką arogancji (a la Russel Crowe w „Dobrym Roku”), buty, które pozwalają na szybki krok, ubrania, które dają mi pewność siebie, dobra jakość, wielkie miasto, szybka jazda samochodem, jazda rowerem w obcasach.
Zestawy, które faktycznie zakładam, zazwyczaj czerpią z obu tych nurtów, więc – mam nadzieję – nie wyglądam chyba aż tak schizofrenicznie :D
Pozdrawiam, Mario! Świetny wpis i bardzo inspirujący blog – jest ze mną od dwóch lat i wieeele dał mi przemyśleń :)
Fajne połączenie!
Fantastyczna esencja stylu!
„iriscendent effect
„kroje „maly chlopiec”, „niepowazny mezczyzna”
„czystosc
Bardzo fajnie, że zamieściłaś taki wpis. Miałam już listę skojarzeń, ale jest chaotyczna. Brakowało mi wyodrębnionych haseł opisujących wszystko razem. Wybieram ubrania instynktownie. Mój mąż mówi, że jeśli nie potrafi się czegoś wytłumaczyć, to się tego nie rozumie, a ja się z nim zgadzam. Myślałam przez kilka dni, od kiedy przeczytałam Twój wpis i na razie przyszły mi do głowy dwa uniwersalne hasła:
1) Wyrazistość – fasony klasyczne, często związane z le chic a la francaise. Takie, które może nosić zarówno mężczyzna jak i kobieta, nie licząc bluzeczek, sweterków i sukienek, które zresztą też nie mogą być zbyt słodkie. Wyrazista jest dla mnie elegancja i prostota. Na wyrazistość stroju składa się biżuteria: mała lub duża, ale prosta. Wzory nie są dla mnie wyraziste; nawet za jednym malutkiem wzorkiem czuję się schowana.
Wyraziste są mocne kolory. Mocna jest dla mnie biel, mocny i jasny jest dla mnie ciemny róż, bo rozświetla moją twarz i ożywia strój. Wyraziste są dla mnie wszystkie kolory lata, bo chociaż przyszarzałe, to rozświetlają moją cerę. Mogę założyć szare spodnie, fioletową bluzkę i szary płaszcz, ale do tego muszę mieć mocny szal, czarne buty i czarną torebkę. Smutny strój nie jest wyrazisty, więc ożywiam go mocnym kolorem (przykładowym różowym szalem). Wyrazisty strój składa się co najmniej z dwóch kolorów, ale zbyt wiele kolorów też go rozmywa. Dla mnie nie jest wyrazisty strój złożony z samych ciemnych albo samych jasnych kolorów. Jeśli biała sukienka, to z mocną biżuterią albo okularami przeciwsłonecznymi. Jeśli szare spodnie i płaszcz, to tylko biała koszulka i mocny szal. W wyrazistości zamyka się kolejne pojęcie:
2) Czystość – nie ma czystości bez wyrazistości, nie ma wyrazistości bez czystości. Czysty strój jest zbudowany z prostych fasonów, wyrazistych kolorów i odpowiedniej biżuterii. Kolory nie mogą poszarzać mojej cery, bo nie będę wyglądać czysto. Czyste są dla mnie ubrania wygodne, uszyte z oddychających i przyjemnych tkanin, bo w innych się pocę, męczę i nie czuję się czysto. Czysty jest dla mnie prosty i nieprzesadzony makijaż, włosy niefarbowane lub farbowane na „naturalny” kolor (czyli taki, który gdzieś na świecie komuś na głowie wyrósł). Pielęgnując ciało robię to przede wszystkim dla czystości: czysta cera, czyste i błyszczące włosy, nawilżona i jędrna skóra jest dla mnie bazą czystego i wyrazistego stylu.
Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis i pozdrawiam Marię oraz wszystkie czytelniczki :)
U mnie to miks:
1) french chic/gamine
2) orient/safari
Takie połączenie pozwala na dużo i jest bardzo moje.
Coś jak tu: https://ubierajsieklasycznie.pl/wp-content/uploads/2013/09/styl-audrey-hepburn.jpg
Moje pewniaki to np. kolory jasne i średnie (mimo tego, że mam czarny płaszcz , czarne spodnie, buty i dodatki jednak czerń nie jest głównym elementem mojej garderoby);Wzory: Unikam pasków i dużych roślinnych wzorów (te roślinne nie pasują do mnie i się w nich źle czuję, mimo, że na innych często bardzo mi się podobają).
Chciałabym tylko dodać od siebie mała rade, która w moim przypadku byla strzalem w 10. Już dawno próbowałam, tak po prostu, siąść i spisac cechy mojego stylu. Wbrew pozorom okazało sie to bardzo trudnym zadaniem. Byly spore różnice między tym, co mi sie podoba ogólnie, najlepiej na kimś innym a tym, co sama najchętniej nosze, jak wygladam na codzień. Co mi pomoglo? Jak pewnie wiele dziewczyn, kolekcjonuje inspirujace obrazki z internetu. Kolekcjonuje, za duże słowo. Po prostu, kiedy widze jakiś obrazek, jakaś stylizacje, zdjecie dziewczyny na ulicy, na widok której myśle, że to jest takie 'moje’- ciach, zapisuje.
Pewnego dnia otworzyłam folder i zdjecie po zdjeciu przegladalam i zapisywalam jedno-dwa słowa, które najlepiej opisywaly przedstawiony na nim styl. Po kilku zdjęciach dostawialam kolejne kreseczki do najcześciej powtarzajacych sie pojec. Tym sposobem porownalam to, co mi sie wydawało, że wiem o własnych preferencjach z tym, co wybieram intuicyjnie i co rzeczywiście najbardziej do mnie pasuje.
Polecam taka zabawe. Pozdrawiam, Zuza
Ja tak samo! I bardzo dobry efekt to dało, bo oprócz zapisywania po jakimś czasie również przeglądałam moje zasoby i szybko byłam w stanie wyodrębnić co było „zachcianką”, chwilową fascynacją spowodowaną korzystnym zdjęciem, a jakie są stałe elementy przewijające się w moich znaleziskach.
Kiedyś, pamiętam, zrobiłam całą tabelę z inspiracjami i próbowałam na tej podstawie wyodrębnić co jeszcze powinnam sobie kupić żeby zbliżyć się wyglądem do dziewczyn podziwianych na zdjęciach – nie była to dobra metoda ;)
1. Wygoda. Niekrępujące ruchów fasony blisko ciała.
2. Wysoka jakość, dobre naturalne materiały.
od lat szafa pełna takich samych ubrań, podobne kolory i fasony. Jakoś samo wychodzi. Idę po coś do sklepu i wracam z nowszą wersją ulubionego ciucha nawet jeśli w założeniu miało to być coś innego.
Mokasyny z grzywką, krótkie paznokcie, białe półtrampki (tego lata testowałam rozmaite i jednak naprawdę uniwersalnie, ponadczasowo i na zasadzie „codzienne ubranie” czuję się w białych. Zresztą rozpracowałam, dlaczego Conversy nie są dla mnie wygodne i wydają mi się przereklamowane), zamsz, wełna – dzianina, ołówkowe spódnice, fryzura (bardzo konkretna, wszyscy ci styliści fryzur nie są mi w stanie od chyba 15 lat zaproponować nic lepszego), bluzki koszulowe bez kołnierzyków, kowbojki o wysokości sztybletów, małe dekolty, elementy militarne (bojówki, kurtki jak na poligon), mały skórzany plecak miejski (wyhaczyłam taki, który wygląda ze wszystkim idealnie, w sumie lepiej niż niejedna torebka), markowy zegarek (bez niego czuję się goła – damski, złoty, z prostokątną kopertą), ten sam pierścionek od Byczewskiego noszony już chyba ze 20 lat, rękawy ¾ i 7/8 (jak są normalnej długości to i tak podciągam jak chłop idący z kosą w pole), trzewiki do kostki Birkenstocka (z chwilą ich założenia nic już nie jest takie samo), rozpinane swetry (do kości biodrowej lub do pół uda), kurtki dżinsowe w nietypowym kolorze (Nigella Lawson często występuje w podobnych), spódnice do pól łydki, w sezonie jesienno-zimowym coś w rodzaju tiszerta czarnego lub granatowego z długim rękawem – absolutna baza. Jeśli coś uciska w pasie lub poniżej – odpada. Wygoda. Ciepło. Jak najmniej warstw. Od roku przymierzam się do kupienia walonek Zdar – mają zaporową cenę, w sumie zniechęca mnie kupowanie przez Internet (chodzę dużo z psem, dla którego śnieg jest substancją psychoaktywną, a jednak cieplej w nogi niż w walonkach w niczym nie będzie).
Kontrapunkt. Kolory – róż, amarant, czerwień, biel. Asymetria. Fasony – spódnica gotycka od Laury Ashley – czarna, z irlandzką koronką, lejąca się z bioder, kurtka zamszowa jak zdarta z Indianina, mokasyny z frędzlami, biżuteria, perfumy, czarna spódnica z Solara z oczojebnymi elementami (z czasów, kiedy Solar trzymał jakość). Czasami jedynym kontrapunktem są ekstrawaganckie buty.
Najbardziej komfortowy, codzienny strój to dla mnie taki, który założyłabym na pierwsze spotkanie z obcą kobietą (mam koleżankę, która na damski wieczór przychodzi obwieszona biżuterią, z dekoltem do wzgórka łonowego, zlana perfumami do niemożliwości i z rzęsami à la Rogaś z Doliny Roztoki. Strzeż mnie, bogini, przed czymś takim).
Mozna gdzies Cie ogladac/czytac? Jestem pozytywnie oszolomiona tym opisem! :)
Derekcjo, plis- bądź mi pzyjaciółką i kumpelką:)
hmm prostota to raz, ciemna góra jaśniejszy dół, niezadęcie…
(styl)
Naturalny styl – ale bez frędzli, zamszowych kamizelek i łapacza snów, są zbyt dosłowne, choć uwielbiam na innych – prosty, przywodzący na myśl naturę. Bezwysiłkowy, łatwość łączenia ubrań. Minimalistyczny z akcentem na naturę. Antystyl – plastikowe disco, brokat, neony i cekiny.
Skojarzenia: las, spacer, jeziora, rzeki, łąka, piknik na kocu, podróż pociągiem i podziwianie widoków za oknem, mgła nad jeziorem, spacer z psem po lesie, grzyby, ognisko. Kubek herbaty, drewniany domek, książka, pachnąca świeczka lub kąpiel, relaks, ubranie jako coś przyjemnego. To kojarzy mi się najpiękniej i to chciałabym, aby ubranie mi przypominało – nie mam na myśli przebrania się za leśnego stwora, ale drobne akcenty.
(kształty)
Lekkość. Fruwające, lekkie, lejące materiały (wiskoza, modal), takież kardigany, szale, topy, najlepiej powiewające w okolicach bioder. Miękkość materiałów, dużo swetrów.
Sylwetka maksymalnie zmiękczona, ewentualnie miękka + dobry fason płaszcza (płaszcze!) nadający formę. Podwinięte rękawy, delikatność. Kaszmiry, wełna, rzeczy przyjemne w noszeniu. Zbluzowane topy. Dopasowane doły. Swoboda ruchów, wygodne buty zapewniające stabilne i szybkie przemieszczanie się. Żadnych kołnierzyków, stójek – nigdy, tym samym rezygnacja z klasycznych koszul, kołnierze uwielbiane jedynie w płaszczach. Pięknie podkreślony kształt biustu pod bluzką, ładnie zaznaczone pod ubraniem pośladki, ale nigdy obcisłości.
(kolory)
Wszystkie odcienie szarości. Granat. Niebieskości. Może trochę różu, fioletu bądź ukochanej morskiej zieleni jako akcent. Stonowane, raczej ciemne.
Wzorów – brak. Jedynie kwiaty, łączka, ale na ciemnym tle lub motyw liści. Paski i krata zbyt “sztywne”, nie mają tej miękkości i lekkości – może to zmieni się z czasem, bo podobno odmładzają. Olbrzymia słabość do folkowych wzorów i haftów. Nigdy czerń przy twarzy, a jeśli się zdarzy obowiązkowo z rozświetlającym srebrnym naszyjnikiem.
(uniform)
Czarne rurki + czarne botki + dowolna góra. Czarne rajstopy + czarne botki + dowolna sukienka. Oraz ulubiony + stonowane ubranie pod spodem + kardigan. Latem praktycznie to samo, jednak buty cieliste i brak rajstop.
(dodatki)
Skóra. Skórzana torebka i skórzane buty. Biżuteria tylko srebrna. Drobny błysk, bardzo subtelny, drobne bransoletki, które nadają błysku, ale żadnej tandety i cekinów. Ozdoby skromne. Wyraziste: dwa etniczne naszyjniki lub kawałek drewna na metalowym łańcuszku. Pięknie starzejąca się skóra, pięknie starzejące się jeansy. Paski też znoszone, wyrobione na szlufkach. Szale, oczywiście luźne, miękkie i lejące się.
(makijaż)
No make-up make-up na co dzień, czasami dopracowany do perfekcji, by wyglądać najkorzystniej jak to możliwe bez efektu maski, delikatność, rozmyte linie (żadnych eyelinerów, ostrych krawędzi). Raczej róże do policzków, delikatna kreska, ale już mocno wytuszowane rzęsy. Kobiecość i walka o świeży wygląd.
Włosy falowane, roztrzepane, nigdy na gładko, wystające kosmyki i baby hair dookoła głowy, włosy zawsze upięte.
Typ chłodne lato.
Zapach leśny, naturalny, kwiatowy, uniseks – ostatnio Florabotanica. Czasami In2U lub Paris Balenciagi, bo przypominają męskie.
Świeżość. Miękkość. Prostota.
Mój sposób krok po kroku : 1. Wybrałam ulubione ubrania, w których wyglądam dobrze, czuję się komfortowo i były często w użyciu. 2. Podzieliłam je wg tematów. Tematy te mają robocze nazwy, (nazwy firm to tylko luźna inspiracja) np. „Wojsko i safari”, „Angielska wieś – Ralph Lauren”, „czerwień-granat-biel – Hilfiger”, „bladości -beże-róże”.
3. Wpisałam do tabelek. Tabelki składają się z części letniej i zimowej, oraz mają kolumny na to co już jest kupione i z tym czego brakuje.
W zasadzie jak coś chcę kupić to zastanawiam się do jakiej grupy może należeć, żeby wiedzieć z czym będę łączyła tę nową rzecz. Nie jest to całkiem spójna szafa, raczej ma kilka grup, ale niektóre rzeczy nie potrzebują być szczególnie dopasowane do jakiegoś stylu (np. letnie sukienki), a niektóre potrzebują być w zestawie. Zrezygnowałam całkiem z polarów (na rzecz wełnianych swetrów i marynarek), „adidasów” (ale kupiłam wysokie kalosze na deszcz), spodni dresowych (dżinsy są wystarczająco przeciętne), kurtek przeciwdeszczowych sportowych (kupiłam stylowy sztormiak ze sznurkami i drewnianymi kołeczkami). Większość moich rzeczy to ubrania codzienne, bo większość życia to zwykłe dni. Jak się człowiek uprze to się da: udało mi się np. kupić „planowane” klasyczne czarne oficerki ze skóry (włoskie) za mniej niż 150zł w internetowym sklepie z obuwiem dziecięcym. Dużo ubrań kupuję w SH ale tam też trzeba kupować rozsądnie.
Niebardzo lubię pisać na facebooku, więc napiszę tutaj a propos zieleni i tego, co do niej. Wydawało mi się zawsze oczywiste, że złoto, dopóki (zaledwie wczoraj) nie zobaczyłam tego w salonie Kruka: http://wkruk.pl/kolczyki/kolczyki-vocalise-w-kruk,id-70893. To stara kolekcja, więc pewnie nie odkrywam Ameryki, ale postanowiłam podzielić się z panią i czytelniczkami:) Są nieziemskie.
Pozdrawiam
Mario, zrobiłam to ćwiczenie i okazało się niespodziewanie głębokie, jak tak podłubać chwilę. Wyniknęły mi tylko dwie sprzeczności (co mnie cieszy) i mam taki wniosek, że sprzeczności w preferowanym stylu są odbiciem konfliktów wewnętrznych. Rozłożyłam to sobie na czynniki pierwsze i wiem, co mnie w tych konkretnych sprzecznościach pociąga i co z nich wybrać, żeby to było bardziej „moje”. Może nie do końca o takie wnioski Ci chodziło, ale ja mam terapeutyczne skrzywienie zawodowe i widocznie musiałam w ten sposób :) Wnioski bardzo cenne!
Aj, miałam zamiar to napisać pod wpisem ze sprzecznościami… Szkoda, że nie można edytować.
A możesz troszkę uchylić rąbka tajemnicy, co konkretnie takiego wyszło?
-rzeczy z tkanin jak najbardziej naturalnych, a doskonale byłoby gdyby z ekologicznych. W takim razie nie spełniają więc chyba oczekiwań ubrania z syntetycznych tkanin, a ubrania ze splotu różnych rodzajów tkanin mniej punktowane…
– solidne, porządne ubrania. Mile widziane buty i dodatki od rzemieślnika.Rzeczy wykonywane metodą tradycyjną- dzięki czemu są jeszcze porządniejsze.
– fajnie jeśli ubranie jest wykonane w Polskiej firmie. Doskonale to byłoby, gdyby każda część wykorzystana do jego produkcji pochodziły z Polski. (Sens tego jest taki, że dzięki temu wiem, że ludzie, którzy je tworzyli nie pracowali w niegodziwych warunkach tak jak słyszałam, że ma to miejsce podczas pracy dla różnych sieciówek. Poza tym, jeśli zainteresuje mnie wytwórstwo jakiejś rzeczy, z której powstała dana rzecz, to mogę się zatrudnić w danej firmie i tym samym ro produkować…)
Trudno jest wybrać takie podstawowe hasła, bo z jednej strony chciałabym czasem zwracać uwagę a z drugiej jako introwertyczka nie zniosłabym ciągłego bycia w jej centrum. Na pewno jeszcze moja lista się poszerzy, może doprecyzuje, ale jak na razie wybrałabym:
– naturalność – szpilki, makijaż na co dzień to nie dla mnie. Żadnych metalicznych, świecących elementów, raczej neutralne kolory, rozpuszczone włosy.
-ciepło – dosłownie (jestem zmarzlakiem), a także jako aura dookoła mojej osoby – zapraszająca do rozmowy, nie onieśmielająca, emanująca spokojem.
– luźna elegancja – to akurat moje określenie stylu mojej ukochanej marynarki, przy której zakupie powiedziałam: to jest zobrazowanie tego jak chcę się ubierać.
Niestety nie za bardzo jeszcze wiem, czy te elementy są ze sobą kompatybilne, elegancja kojarzy mi się raczej z silnym charakterem, a nie ciepłem i empatią. Można to połączyć czy powinnam któreś odrzucić?
Ja chyba również dopiero okreslilam swoj styl, raczej moze uniform, bo nie wiem jak ten styl nazwać. Zrobiłam to poprzez minimalizm i zostawiłam sobie 20 elementów w szafie. Jestem osobą, która lubi proste i jasne zasady i konkretna liczba jest bardzo pomocną. Zostawiając tylko tą idealną 20 zostały bardzo konkretne stylowo rzeczy takie jak białe T-shirty z dekoltem, biała i kremowa koszula , koszula w niebiesko białe paseczki, dwa szare sweterki, kremowy żakiet, szara narzutka ze skorzanymi rekawami , czarne i szare rurki, czarna i szara spodnica, kobaltowa sukienka bez pleców. Kolory biały lub kremowy, szary, czarny i niebieski. Chciałabym to przelamac sporą ilością bizuterii srebrnej lub zlotej zamiennie bo uwielbiam dużo jej mieć na sobie a także ciemnym lakierem na paznokciach i konkretnym makijażem. Chce również dodać fakturę ubrań bo lubię koronki i skórę. Zobaczymy jak mi pójdzie.
Moje dwa pewniaki to:
1) ciemne chłodne czyste kolory – np. bordo, burgund, szmaragdowa zieleń, błękit pruski, fiolety, czerń, grafity – tzn. nie mam garderoby w całości w tych kolorach, ale chciałabym, żeby ciemne kolory dominowały w mojej szafie, a jasne i bardzo żywe były tylko jej dopełnieniem. Niestety jest to trudne, bo moja garderoba wiosenno-letnia to istny misz-masz kolorystyczny, który mi trochę przeszkadza, bo ciężko np. dobrać biżuterię do bluzki w jakimś kolorze, jeżeli mam tylko jego sztukę :( Poza tym jesienno-zimowe rzeczy też najczęściej są w przytłumionych kolorach. Na szczęście moje nie są tak całkiem wyszarzałe i wypłowiałe. Są tylko trochę przytłumione.
2) Skóropodobne faktury i koronkowe wykończenia – to się nie zmieniło od paru lat :) najlepiej byłoby gdyby większość moich letnich bluzek miała jakieś koronkowe wykończenia – do nich będą mi pasować moje czerwony wiszące kolczyki (mam ich aż 5 par i z tego co widzę, utrzymane są w podobnej stylistyce :))
Teraz, kiedy zrobiłam wstępną czystkę w szafie, postaram się dopasować biżuterię, do tego, co mi zostało. Jak okaże się, że coś nie pasuje do niczego, to nie będę kupowała nowej biżuterii specjalnie „pod” bluzkę, tylko też ją wyrzucę do kontenera, albo komuś „opchnę” :p
A ja np. zestawiam luźne z dopasowanym, czyli jeśli luźna góra to dopasowany dół i odwrotnie.