Partnerem tego wpisu jest marka Braun, która właśnie wypuściła na rynek najmniejsze z dotychczasowych żelazko z generatorem pary – CareStyle Compact.
Zapraszam Was na wpis, o którym już nieraz rozmawiałyśmy. Jest to pierwszy, ale na pewno nie ostatni post dotyczący dbania o ubrania i dodatki. Nadarzyła się ku niemu świetna okazja, ponieważ zostałam poproszona o przetestowanie nowego żelazka z generatorem pary marki Braun. Nigdy wcześniej tego typu sprzętu nie używałam. Mam już teraz porównanie między prasowaniem zwykłym żelazkiem, a żelazkiem z generatorem pary i mogę Wam opowiedzieć o różnicach. Skupię się zatem na konkretnym produkcie, ale chcę również opowiedzieć o swoim stosunku do prasowania, o błędach jakie popełniałam i o rzeczach jakich się nauczyłam.
Jak często prasuję?
U mnie wygląda to tak, że nie prasuję na bieżąco tego, co wyprałam, a bardziej skupiam się na tym, czego będę potrzebować. Zdarza mi się wyciągnąć deskę do prasowania do jednej sukienki, ale wolę zgromadzić sobie kilka rzeczy i dopiero potem zabrać się za prasowanie. Czyli biorę koszulki, które chciałabym w najbliższych dniach nosić, sukienkę, obrus, spodnie, jakieś rzeczy Wojtka i Zosi i robię sobie taką małą sesję prasowania.
Są ludzie, którzy prasują skarpetki, jeansy czy pościel (wymieniam te rzeczy, bo ja ich nie prasuję), są ludzie, którzy prasują od razu po praniu wszystko jak leci, są ludzie, którzy w ogóle nie prasują – dla mnie to wszystko jest ok. Ja sama lubię prasować i lubię mieć ubranie bez zagnieceń, więc raz w tygodniu, góra dwa, wyciągam deskę do prasowania.
Zasady sprawnego prasowania
- Dobrze jest nie przetrzymywać prania w pralce, tylko rozwiesić je zaraz po zakończeniu prania.
- Warto poświęcić chwilę i strzepnąć ubrania przed powieszeniem, to z automatu zmniejsza ilość zagnieceń.
- Niektóre rzeczy można suszyć na wieszaku, robię tak zazwyczaj z cienkimi sukienkami, wtedy prasowanie w ogóle nie jest konieczne.
- Prasujemy zaczynając od najniższej temperatury, najdelikatniejszych tkanin, potem na logikę, zwiększamy temperaturę i wjeżdżają grubsze ubrania.
- Prasujemy wszystko na lewej stronie – dla bezpieczeństwa, by żadne nadruki nie zostały uszkodzone, by kolor na ubraniu był równy.
Punkty 4 i 5 nie mają znaczenia przy użyciu żelazka z generatorem pary Braun CareStyle Compact.
W Braun CareStyle Compact nie ma trybów z podziałem na temperaturę, więc nie trzeba segregować rzeczy do prasowania. Są tylko trzy tryby do prasowania, możemy je zmieniać błyskawicznie, nie trzeba czekać na gotowość żelazka jak przy standardowym urządzeniu.
- eco – pali się wtedy dioda przy pojedynczym symbolu pary
Do delikatnej odzieży z jedwabiu, jakichś mieszanych tkanin czy syntetyków; wydziela się przy nim najmniej pary, ma najmniejsze użycie energii. Używałam go tylko do prasowania apaszek. - iCare – pali się wtedy dioda przy podwójnym znaczku pary
Tryb, który włącza się automatycznie po uruchomieniu żelazka; używany do wełny, bawełny, poliestru. Na tym trybie prasowałam większość rzeczy, tylko przy apaszkach przełączyłam się na tryb eco (nacisnęłam przycisk, nie musiałam czekać na obniżenie się temperatury jak w normalnym żelazku) - turbo – palą się obie diody
Największe uderzenia pary, a więc przydatny przy hardkorowych zagnieceniach, odzieży z grubej bawełny czy lnu, jeansu. U mnie nie było potrzeby użycia tego trybu, iCare z wszystkim sobie poradził.
Na samym dole panelu w stacji parowej widzicie pokrętło z symbolem zamkniętej i otwartej kłódki. To taka blokada żelazka, która pozwala je podnosić razem ze zbiornikiem na wodę. Nawet, gdy zbiornik napełniony jest maksymalnie, całość jest stosunkowo lekka. Zbiornik napełniamy wodą z kranu.
Ta woda starcza na długo. Napełniłam zbiornik tylko raz do tej kreseczki, która pokazuje maksymalny poziom wody. Tu na zdjęciu widzicie ile wody ubyło po dwóch ogromnych prasowaniach. Nie takich standardowych, tylko takich „testowych”, gdzie prasowałam wszystko co popadnie, w pionie i w poziomie, generując więcej pary niż trzeba (przycisk pod uchwytem żelazka), nie oszczędzając urządzenia :)
Z racji tego, że zbiornik jest poza żelazkiem, jest ono leciutkie i w trakcie prasowania dosłownie sunie po tkaninie. Nie trzeba dociskać, żeby dobrze wyprasować.
Gruby sznur można pozwijać i umieścić na tym wieszaku na którym znajduje się wtyczka. Żelazko zajmuje bardzo mało miejsca, podstawa zmieści się na kartce A4 – za tę wielkość należy się Braunowi szacunek. Oglądałam pozostałe generatory, więc to naprawdę jest bez porównania zgrabniejsze urządzenie!
Jak prasować delikatne tkaniny?
Zawsze spojrzeć na metkę i na zalecenia producenta – to oczywiste. Poza tym:
- Prasować na najniższej temperaturze (ok. 90 stopni) i zawsze na lewej stronie.
- Raczej nie zwilżać jedwabiu przed przejechaniem po nim zwykłym żelazkiem, bo mogłyby powstać zacieki. Ja prasowałabym tylko na sucho, ale są różne szkoły. Ewentualnie użyłabym spryskiwacza, żeby zwilżyć materiał jak najbardziej równomiernie i delikatnie.
- Nie dociskać mocno żelazka, tylko sunąć delikatnie po materiale.
- Jeśli zagniecenie nie znika można położyć na jedwabiu inny materiał np. poszewkę na poduszkę i wtedy mocniej dociskać żelazko przez ten inny materiał właśnie.
- Chwilkę poczekać na „ostygnięcie” materiału i dopiero wtedy zabrać go z deski do prasowania.Piszę tu głównie o jedwabiu, ale w podobny sposób obchodzę się z wiskozą, którą bardzo lubię i której mam dużo, często ją noszę i staram się te ubrania również szanować.
Żelazkiem z generatorem pary prasowałam najpierw na lewej stronie w trybie eco, ale potem po prostu już widziałam, że odbywa się to bardzo delikatnie, więc przewróciłam apaszkę na prawą stronę. Mam jeszcze jedną, taką bardzo cieniutką chustkę i ją też potraktowałam bez obaw generatorem. W przeszłości zdarzyło mi się przypalić żelazkiem taką rzecz, w sensie – apaszka przykleiła się do stopy. To było wieki temu, ale nauczyło mnie ostrożności :)
Jak prasować wełnę?
- Prać bez opcji wirowania, co nie dość że uchroni przed zniszczeniem, to jeszcze wpłynie na brak zagnieceń.
- Najlepiej po praniu suszyć wełniane ubrania rozłożone poziomo na jakiejś gładkiej powierzchni, wtedy prawdopodobnie nie będzie potrzebne prasowanie.
- Prasować w temperaturze nie wyższej niż 150 stopni i w większości przypadków na lewej stronie.
- Jeśli trzeba wyprasować na prawej stronie, należy robić to przez cienki materiał – chusteczkę, poszewkę na poduszkę lub specjalną ściereczkę do prasowania.
- Optymalnie byłoby prasować parą w pozycji pionowej, czyli bez dotykania ubrania żelazkiem.
Wyciągnęłam w końcu z szafy sukienkę od Moniki Kamińskiej, w którą się już nie mieściłam (poleżała sobie poskładana na dnie szafy). Dużo zagnieceń, 100% wełna, ale nie chciałam jej narażać na kontakt z żelazkiem. Para załatwiła wszystko znakomicie. Trzymałam sobie wieszak i po prostu naciskałam na przycisk wydobywania pary. To nie tylko usunęło zagniecenia, ale też odświeżyło całe ubranie.
Jak prasować bawełnę?
- Jeśli po praniu dobrze strzepniemy ubrania i powiesimy równo, nie będzie konieczności prasowania.
- Teoretycznie powinno się prasować w temperaturze do 180 stopni, ale zdarzało mi się, że ustawiałam żelazko na max i nigdy nic złego się nie działo.
- Można prasować na lewej i prawej stronie. Te ciemniejsze ubrania poleca się prasować raczej na lewej stronie, żeby potem się nie „świeciły”.
Moje ukochane liście postanowiłam prasować na lewej stronie. Ze wszystkich rzeczy które mam, obrus był najbardziej wygnieciony, ale żelazko z generatorem pary dało sobie spokojnie radę. Wystarczyło jedynie nacisnąć przycisk pod uchwytem i potraktować obrus trochę większą ilością pary. Absolutnie nie trzeba było jeździć po kilka razy żelazkiem po materiale, bo zagniecenia znikały od razu.
Tę czarną spódnicę normalnie prasowałabym na lewej stronie, ale chciałam sprawdzić czy wzory wykonane za pomocą sitodruku się nie zniszczą. Wszystko było w porządku. Ta spódnica to wielki gnieciuch i przyznaję, że nie noszę jej często, bo za każdym razem muszę ją prasować przed założeniem. Żelazkiem z generatorem pary prasuje się o wiele szybciej niż zwykłym żelazkiem, bo nie trzeba w kółko jeździć po tych samych miejscach.
Bawełna to przede wszystkim koszule
I to jest, o czym mogę powiedzieć, że nie lubię tego prasować :) Po prostu wiem, że nie będzie łatwo, że wyprasuję jedno, to w tym czasie pogniecie się drugie… Dlatego dość ważna jest kolejność prasowania. To co sztywne prasujemy na początku. Ja prasuję w takiej kolejności, uprzednio spryskując koszulę wodą (idzie wtedy szybciej):
- kołnierzyk
- mankiety
- barki
- rękawy
- przód
- tył
Najlepsze miejsce dla koszuli to wieszak oczywiście, ale jeśli zachodzi potrzeba poskładania koszuli tak żeby zminimalizować zagniecenia jest na to sposób. Na stronie Brauna znajdziecie poradnik Jak składać ubrania, żeby się nie pogniotły?
Prasowałam cieńsze koszule (wiskozową i taką z cieniutkiej bawełny) w pozycji pionowej i nie było żadnych problemów – zagniecenia znikały od razu. Natomiast przy grubszej koszuli prasowało mi się szybciej niż żelazkiem bez generatora pary. I duża w tym zasługa budowy stopy tego żelazka.
Producent wskazuje jako inspirację do kształtu stopy żelazka deskę snowboardową. Zostało to zrobione w ten sposób, by można było z łatwością „ślizgać” żelazkiem po materiale w przód i w tył, a także przejeżdżać po guzikach, kieszeniach itd. Stopa żelazka jest pokryta eloxalem, który jest dwa razy trwalszy od stali nierdzewnej, więc nie ma zagrożenia porysowania. I to rzeczywiście bardzo usprawnia prasowanie, nie trzeba się tak skupiać na szczegółach, bo para i tak dociera w zakamarki i można sobie bezkarnie jeździć po guzikach :)
Kiedy żelazko z generatorem pary będzie najlepszym wyborem
Z racji tego, że żelazka nie kupuje się często nie mogę powiedzieć, że wysoka cena jest dla mnie wadą tego urządzenia. Miałam je w ręku, korzystałam z niego, jestem zadowolona, więc w moich oczach ta cena się broni. A to jest jedyna rzecz do której mogłabym się w tym urządzeniu czepiać.
Najważniejsze dla mnie zalety:
1) Prasowanie jest skuteczne. Nie trzeba jeździć w kółko po tych samych miejscach, bo zagniecenia szybko znikają pod wpływem pary. A więc prasuje się o wiele szybciej niż zwykłym żelazkiem.
2) Można prasować cieńsze materiały w pionie nie dotykając bezpośrednio materiału, a przy okazji odświeżać rzeczy. Wybaczcie zachwyt nad tym aspektem, ale ja nigdy nie miałam takiego urządzenia z parą i teraz widzę jaka to wygoda. Na przykład moje szczypanie się z firankami przez przynajmniej godzinę tutaj byłoby kwestią 15 minut.
3) Łatwość i intuicyjność prasowania. Nie trzeba czekać na zmianę temperatury, bo w ogóle nie zastanawiamy się nad kwestią temperatury. Jeden tryb prasowania może objąć wszystkie prasowane rzeczy, a gdy potrzebuję większej mocy naciskam dodatkowy wyrzut pary lub błyskawicznie zmieniam tryb na mocniejszy.
Jako że to był test, postanowiłam sobie zadać najprostsze pytanie: czy mogę bez absolutnie żadnego wyrzutu sumienia, szczerze polecić żelazko z generatorem pary bliskiej osobie. Mogę.
Jak często prasujecie? Czy lubicie tę czynność? Czy macie jakieś sprawdzone metody lub sposoby na ułatwienie sobie tej czynności lub lepszą jej efektywność?
tak….jestem chyba jedna z niewielu odob ktore lubia prasowac.efekt natychmiastowy, prasowanie rozgrzewa mnie zmarzlucha i ten slodki porzadek w szafie.prasuje posciel, nie prasuje skarpetek.Zelazko normalne, tradycyjne….estetycznie nie bardzo przemawia do mnie ten generator pary- brzydka miska, ha ha ha
Miejsce każdego żelazka jest w szafce hihi. Zośka mówi, że ładne ;)
Lubię prasować. Kiedyś myślałam, że z prasowaniem raczej wstrzelam się gdzieś w średnią, że większość ludzi robi podobnie, jak ja. Ale w obecnej pracy nikt tyle co ja nie prasuje :P Aczkolwiek nie prasuję bielizny, skarpetek, ręczników, ani dżinsów (no, nie prasuję większości dżinsów…), bo po co.
Nie prasuję całej góry prania, bo nie widzę w tym sensu. W szafie i tak się pogniecie. Po pierwsze nie mam tyle miejsca na wieszaki, żeby wieszać wszystko, po drugie nie chciałoby mi się, a po trzecie tam w części szafy z rurką i wieszakami i tak większość miejsca zajmują rzeczy, które trudno określić jako ubranie (duży plecak, śpiwór, namiot, kurtki zimowe latem, kurtki letnie zimą…). Wieczorem prasuję to, co planuję założyć rano i tyle. W czasach, kiedy pracowałam w miejscu, gdzie obowiązywał ścisły dress code, często od razu prasowałam koszule na cały tydzień, bo i tak wiedziałam, w co będę ubrana.
Ja podejrzewam, że jakbym miała specjalny pokój na prasowanie oraz garderobę (co wiązałoby się z posiadaniem willi :))), to bym prasowała wszystko. Bo fajnie mieć na wyciągnięcie ręki ubranie, ale jak miałabym prasować, składać, a potem znów prasować, bo oczywiście znalazłabym jakąś zmarszczkę zaraz po wyjęciu z szafy, to bym za żadne skarby nie prasowała po praniu.
Nie przepadam za prasowaniem, ale końcowy efekt motywuje mnie do zajęcia się tą czynnością. Posiadam tradycyjne żelazko i parownicę. Używam regularnie obydwu. Parownica jest idealna do fikuśnych sukienek, kombinezonów z falbanami, firanek, zasłon oraz do odświeżania marynarek, płaszczy itp. Prasuję pościel, ręczniki (jeśli nie mogę ich wyprać w 95 st.), bieliznę i … skarpetki też – to wszystko z powodu posiadania psa, który z nami śpi (oczywiście jest regularnie odrobaczana) oraz pewnych problemów zdrowotnych, gdy takie były wskazania lekarza, a które weszły mi w krew i są moją rutyną, chociaż kiedyś śmiałam się z tych co majtki prasowali :)
A powiedz mi, czy prasowanie ręczników wpływa na ich miękkość? Myślę że tak jest z większością „trudnych” rzeczy, które potem w miarę wyrobienia rutyny stają się standardem. Ja też sobie przypominam, że jeszcze nie dawno nawet nie myślałam o ruszeniu się z kanapy, a teraz „muszę” ćwiczyć :)
Tak, prasowanie ręczników wpływa na ich miękkość – są zdecydowanie mniej puszyste i bardziej szorstkie. Natomiast mi to bardzo odpowiada: nie lubię puchatych ręczników, dlatego nie suszę ich w suszarce, bo są miękkie i wiem, wiem, że dla wielu osób, to absurdalne, ale mam wrażenie, że nie są czyste. A przecież ja sama je prałam i do suszarki włożyłam, ale tylko jeden raz. Teraz suszę tradycyjnie. Ja do prania ręczników nie dodaję nawet płynu do zmiękczania tkanin. I jeszcze żelazkiem pociągnę :) Problem pojawia się w hotelach, bo tam często ręczniki są miękkie, puszyste, dla mnie oznacza to wyciągnięcie swojego dyżurnego z walizki. No tak mam i już.
W sobote ogladalam sobie zelazka z generatorem pary :-D Z ich wysoka cena zdazylam sie juz pogodzic, ale to sa ogromniaste urzadzenia, co jest dla mnie wada. Tego Brauna niestety nie widzialam, ale teraz bede sie rozgladala konkretnie za nim :-)
Nie przepadam za prasowaniem, ale jak juz sie za nie wezme, to prasuje, jak leci. Jakos tak sie przyzwyczailam i nie potrafie wlozyc do szafy pogniecionych ubran. Owszem, jak juz wyciagam to, czego akurat potrzebuje, to zwykle musze rzecz jeszcze raz przeprasowac, odswiezyc. Wiec w sumie mam podwojna robote. No ale przyzwyczajenie to druga natura czlowieka :-)
Wyobrazam sobie, ze z takim sprzetem prasowanie ma szanse przestac byc przykrym obowiazkiem.
Ten Braun wszedł na rynek w tym miesiącu, widziałam go już w necie za 700zł, to świeżynka. To w sumie i tak stosunkowo nie dużo, jak na żelazko z generatorem. Właśnie, właśnie dlatego jakoś nie mogłabym prasować tak masowo, potem układać i potem znowu coś zauważyć…
Nie, nie lubię, ale chodzę wyprasowana nienagannie :-) myśle o steamerze, tylko ceny maja niefajne, moze to żelazko zrobiloby robotę, hm
Być może, nie używałam nigdy steamera, więc nie umiem tego porównać. I podobnie jak Ty, gdybym nie lubiła prasować i tak bym prasowała, bo wymięte ubranie mnie razi :)
Ja kupiłam, gdy było -20% w weekend zniżek. Niektóre blogerki też czasami oferują rabaty właśnie na steamery.
Fajny poradniczek, ale mnie szalenie brakuje na Twoim blogu postów z zakresu filozofii mody i estetyki. Doceniam oczywiście pragmatyczne porady, ale wydaje mi się, że rdzeń tego miejsca zasadzał się bardziej na sferze myślowej. O ile takie rzeczy jak prasowanie i sprzątanie szafy można spokojnie ogarnąć sobie gdzieś indziej, o tyle generalnie na blogach modowych panuje potężny deficyt treści godnych uwagi, więc tym bardziej jest miło widzieć kultywowanie sensownego, myślącego podejścia i trzeźwego, analitycznego oka. I tym bardziej przykre jest, że coraz rzadziej sie tego uświadcza. Oczywiście Ty ustalasz treści blogowe, ale po cichu mam nadzieję, że zwrócisz uwagę na moją sugestię:)
Pozdrawiam
Mary, podlinkuj mi proszę trzy posty, które podobały Ci się najbardziej oraz jeden post z okresu lipiec-wrzesień 2018, który Ci się podobał :) Jestem bardzo otwarta na sugestie, staram się różnicować treści i umieszczać tu to, co w danej chwili czuję, o czym myślę. Były sugestie o takie bardziej pragmatyczne posty, były sugestie o styl konkretnych osób, były sugestie o więcej sztuki, kolorów. Wszystko jest budujące i dla mnie inspirujące. A to, o czym piszesz jest podstawą mojej twórczości, nieśmiało takie teksty „typowo tekstowe i metodowe” się pojawią i będą pojawiać częściej.
Cieszę się, że się zrozumiałyśmy:* Uwielbiam te posty i cudnie byłoby mi czytać jak najwięcej zbliżonych:)
https://ubierajsieklasycznie.pl/typy-urody-jak-filmy-czesc-druga/
https://ubierajsieklasycznie.pl/trzy-perspektywy-patrzenia-na-styl/
https://ubierajsieklasycznie.pl/wyostrzenie-stylu-lista-klasykow-marii/
Fantastyczny jeszcze był wpis z początku lipca o inspirowaniu się wszystkim!
Świetne są wszystkie Twoje wpisy stricte konceptualne, takie trochę sztuka dla sztuki:) Masz do tego talent jak nikt:))
No Mary, powiem Ci, że poruszyłaś moje czułe struny i teraz mam ochotę na jakiś stary film i jutro użyję tyle różu do policzków, że mnie Zośka nie pozna. Rozumiem o co chodzi, sama mam teraz taką ochotę, żeby takie wpisy zrobić, że mogę Ci obiecać, że będą :)
Dzięki Kochana, czekam niecierpliwie!:)
<3
miałam na myśli dokładnie to samo pisząc komentarz pod konkursem z Ziają. Ale wtedy usłyszałam, że to Twoje Mario reguły. W takich postach gubi się Twoja wyjątkowość, Twoja esencja. Nie chciałam być wtedy złośliwa, wyraziłam swoją tęsknotę.
A ja pamietam jak Maria kiedys pisala,ze chce zyc z pisania. I to jest tego czesc. Nie mam nic przeciwko,zawsze moze nam sie cos przydac,moze wpasc jakas inspiracja. Ja np.nie mialam pojecia o tej serii z Ziaji,a teraz sie do niej przymierzam,bo peeling z kruszonymi muszlami mnie urzeka,chocby z nazwy. Uwazam,ze jest tu miejsce na wszystko co Maria uwaza za stosowne. Nie czuje,zeby gdzies znikala,wciaz sa tu teksty z dusza plus inne smaczki,mi to nie przeszkadza :)
Nie znoszę prasować, ale się zmuszam, bo jeszcze bardziej nie cierpię pogniecionych rzeczy i jeśli mogę coś doradzić, to zdecydowanie lepszym wyborem jest dobra suszarka do prania. W wielu wypadkach odpada prasowanie t-shirtow, bluz, pościeli, ręczników i wielu innych rzeczy. Suszarki mają opcje wygładzania, ktora czyni takie cuda jak piękne odpracowanie długiej i zwiewnej sukienki z wiskozy, czy sukni z aksamitu. Poza tym odpada wieszanie prania. Opcja drozsza, ale skuteczna w oszczędzaniu czasu i własnej pracy.
Mieliśmy kiedyś taką sytuację, że musieliśmy korzystać z pralni i pamiętam jakie wszystko przychodziło mięciutkie, właśnie dzięki suszarce. Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, żeby ją mieć, bo nie miałam tyle miejsca, ale w perspektywie to na pewno jest fajna opcja <3
Ja mam opcje „prasowania” w pralce i generator pary. To pierwsze nawet działa. Generator pary jest cudowny i szybki, ale odkad go mam nie prasuje juz niczego. Po prostu nie chce mi się go wyciągać z szafy, jest duży, a nie mam osobnego pomieszczenia na takie sprzęty. W sumie polegam wiec na pralce i strzepywaniu rzeczy i porządnym wieszaniu.
O rety, jakoś mnie to zasmuciło. Masz takie fajne coś i nie korzystasz…
Prasowania nie lubię, ale zmieniłam do niego nastawienie. Głównie prasuję koszule – nie cierpię ich prasować, bo mąż ma niestety kilka z bardzo mocnej bawełny i żelazko nie daje sobie z zagnieceniami rady. Większość moich sukienek suszę na wieszaku i to na szczęście wystarcza, nie prasowałam też ręczników, pościeli czy dżinsów (no dobra przez pół roku prasowałam reczniki mojego synka po urodzeniu).
Zmieniłam nastawienie do prasowania przez proste włączanie muzyki podczas prasowania co jest już dla mnie rytuałem. Chciałam przesłuchać płytę Adele i tak zaczęłam ją włączać do prasowania, a gdy ostatnio chciałam posłuchać któregoś utworu od razu pomyślałam o prasowaniu :)) Nie mam telewizji i prasowanie przy oglądaniu jakoś nigdy nie było dla mnie, ale delikatna, spokojna muzyka i mój umysł dryfuje, a sama czynność jest łatwiejsza do wykonania. Teraz szukam zastępstwa za Adele, chcę sobie urozmaicić :)
Dobry patent na wszystko, co jest nie tak do końca przyjemne. Połączyć to z wyjątkową czynnością i można robić :) Ja przyznaję, że w tym akurat nie mam żadnej podzielności uwagi i na przykład prasowanie i słuchanie audiobooka by się u mnie na pewno nie sprawdziło. Straciłabym wątek w połowie pierwszej koszulki :)
Jeśli mam wymięte ubranie, prasuję je zwykle tuż przed włożeniem. Odkąd mam suszarkę bębnową nie muszę pasować niektórych ubrań – wystarczy wyjąć od razu po zakończeniu suszenia i złożyć/powiesić. Lubię pasować -to relaksujące zajęcie, ale znam też inne, podobnie relaksujące zajęcia, a do tego rozwijające .
To jest relaksujące i czasami uważa się, że dobrze się przy tym wyłączyć. A ja właśnie myślę, że takie najprostsze czynności to fajne sprawdzenie czy potrafimy tak po prostu być tu i teraz. Ale przyfilozofowałam :)
Nie lubię tego wyjmowania deski, rozkładania, ale potem jakoś leci:) Jest od razu efekt. Akurat ja pedantycznie rozwieszam ubrania, żeby jak najmniej prasować potem.
Fajny poradnik bez owijania w bawełnę, lubię wszystkie treści tutaj na blogu.
Te kolczyki świetnie wyglądają również przy prasowaniu;)
Dziękuję <3 Kolczyki tak, ale spodnie robią out! Nie przeszły mojego testu i muszę się ich pobyć już, żadnych kompromisów :)
Prasowanie – najbardziej znienawidzona przeze mnie domowa czynność. A jednocześnie większości ubrań nie mogę nie prasować – ani suszarka, ani strzepywanie czy wieszanie na wieszakach nie daje rady – sprawdziłam wszystkie uniki ;) Efekt jest taki, że na prasowanie od ponad miesiąca czeka kilka cienkich marynarek, kilkanaście par cygaretek, tyle samo sukienek i spódnic a bluzki i koszule to już nie liczę… Co sezon obiecuję sobie ograniczać zakupy ciuchów, na obietnicach się kończy, ale niewątpliwą zaletą rozdętej garderoby jest możliwość rzadkiego prasowania. Za to jak już się wezmę, to jest zabawa na cały dzień… Na szczęście męża nie muszę odprasowywać (miłośnik t-shirtów) , a i dzieciom kupuję niewymagające ubrania. Oczywiście pościeli, jeansów, czy skarpetek nie prasuję, firan i zasłon praktycznie nie mam, obrusów używam od święta. Z żelazka jestem zadowolona, ale od jakiegoś czasu rozważam parownicę, zwłaszcza gdy zobaczę jak panie w sieciówkach stłamszone łaszki tak szybko doprowadzają do ładu paroma ruchami. Co prawda tamte parownice bywają wielkości odkurzacza i wyglądają siermiężnie, ale i tak łakomie na nie zerkałam ;) Twój wpis bardzo przydatny i wcale nie uważam,żeby w jakikolwiek sposób takie „przyziemne” tematy obniżały jakość bloga. Dzięki
Dziękuję Haniu. Ja z kolei nie lubię zmywać naczyń, a prasowanie kompletnie mi nie przeszkadza :) To może na bieżąco? Ustalić sobie kilka zestawów i zrobić to na tyle inspirująco, żeby się nie móc doczekać ich założenia i poprasować z ekscytacją haha?
Coś w tym jest, zwłaszcza, że lubię łączyć ubrania z dodatkiem lnu oraz jedwabne, a prasować tych właśnie tkanin najbardziej nie znoszę. Nadzieja też w parownicy.
P.s. za to uwielbiam mycie – nieważne czego, naczynia, okna czy samochody, nawet im brudniejsze, tym lepiej ;)
Nie przepadam za prasowaniem. Jednak najtrudniej jest mi zacząć, potem już jakoś idzie. Mimo to, ograniczam ilość prasowanych rzeczy do minimum. Prasuję głównie koszule, gniotące się sukienki lub spódnice, spodnie i swetry męża oraz obrusy i zasłony. Synowie, poza koszulami, noszą wszystko nieprasowane. Pilnuję tylko, aby pranie nie leżało w pralce. Wytrzepuję je solidnie i idealnie rozwieszam. Segreguję też rzeczy pod kątem ilości obrotów wirowania, aby jeszcze w pralce nie wygniotły się. To, co wymaga prasowania, wieszam na wieszakach lub prasuję przed założeniem. Nie prasuję rzeczy przed chowaniem do szafy. No i oczywiście mam żelazko parowe, z dość dużą mocą i dużym wyrzutem pary.
Mi też najtrudniej zacząć, nie przeczę. Idealnie byłoby mieć specjalny pokój do tego z zawsze rozstawioną deską, ach!
Nie znoszę. Ostatnio włączam do prasowania audiobook albo muzykę i wmawiam sobie, że to taki czas dla mnie. Niestety, żeby dobrze wyglądać trzeba być odprasowanym i to jest fakt.
I pomaga? :) Ja bym nie powiedziała, że to jest jakieś naganne, że coś jest pogniecione, no ale jak się jest takim odprasowanym to od razu jest takie „wyprostowanie” w postawie :) I tak koszule się gniotą chociażby w samochodzie pod pasami, a niektóre to od samego siadania :)
Chciałabym mieć do prasowania stosunek chociażby ambiwalentny, ale nienawidzę go czystą nienawiścią, za to kocham odprasowane ciuchy. Życie ułatwiam sobie: suszarką bębnową (ubrania wyciągnięte na ciepło i od razu na wieszak), luzem w szafie, wieszaniem wszystkiego (wbrew zaleceniom) na wieszaki, no i czymś nie do przecenienia: pomocą męża (podrzucam mu zwykle jedną-dwie koszule gratis do tych jego ;) Mimo to i tak często prasuję, bo mam mało ubrań i często je piorę (całe szczęście porcje są nieduże, więc i cierpienie krótkie). Dziecięce ciuszki doskonale załatwia sama suszarka (bawełna, dzianina i trykoty to baaaaardzo sympatyczny materiał).
Gratuluję suszarki :))) Ja zawsze przejadę żelazkiem po Zosi rzeczach przy okazji swojego prasowania. Jakoś dziecięce się tak jakby same robią :)
ja nie mam prawie zupełnie potrzeby prasowania – mam wprawdzie żelazko, ale deski do prasowania nie wyciągnęłam od 10 lat:) i tak była ona pomysłem mojego męża bo liczył że będę mu prasować koszula – o męska naiwności:) jak mam coś do przeprasowania to robię to na szybko na łóżku, ale generalnie chodzę w koszulkach z domieszką elastanu więc dopasowują się do ciała i nie ma problemu, o prasowaniu dżinsów nigdy bym nawet nie pomyślała… myślę że z kupowaniem takich wielkich gadżetów jest jak z rowerkami do ćwiczeń i steperami – nigdy się ich nie używa:) zresztą któraś z komentujących już napisała, że ma ale jest za duże i nawet z szafy nie wyciąga…
Haha, jakoś by mi było smutno, jakbym miała mieć jakiś fajny sprzęt i zupełnie nie używać. To już chyba wolałabym sprzedać :)
Mario, sprzedać nie mogę, bo mąż kilka razy w miesiacu potrzebuje garnituru i koszuli i wtedy korzysta z naszego sprzętu, innego żelazka nie mamy, wiec nie jest tak że się marnuje, po prostu ja nie używam, kilka lnianych ciuchów, ktore naprawde wymagają prasowania podrzucam mężowi jak prasuje swoje to zwykle mi też przejedzie.
Kiedy prasuję, to się zamyslam. Ale co dziwne, zawsze podczas prasowania moje myśli krążą wokół tego samego tematu: „lepszego życia”. ZAWSZE :D I nie wiem skąd to się bierze, bo normalnie nie mam takich tęsknot, a wystarczy, że złapię za żelazko i już zaczynam sobie wyobrażać, że prasuję koszule dla mojego Ważnego Męża, który potrzebuje ich do swojej Ważnej i Bardzo Dobrze Płatnej Pracy, albo właśnie prasuję/paruję dla siebie sukienkę, w której idę na eleganckie przyjęcie i jest do dla mnie normą, albo że w ogóle nie muszę prasować, tylko robię coś w domu, a prasuje mi pomóc domowa, albo noszę ubrania do pralni…
I to nie jest tak, że osladzam sobie prasowanie, bo go tak nie cierpię – wręcz przeciwnie. Te myśli przychodzą same i na początku myślałam, że to jakiś kompleks, a teraz traktuję je jak małe i sympatyczne dziwactwo :)
To ja często jak zmywam, wpadam na pomysły na wpisy (a nie lubię zmywać) :)))
Zmywać też nie cierpię, ale potrafię wtedy myśleć tylko o tym, jak ja nie cierpię zmywać :D
A czasami w ogóle nie myślę o prasowaniu, tylko o luksusie, biżuterii, wakacjach pod palmą, operze, wystawach sztuki… :D
całkiem lubię prasowanie, weszło mi w nawyk przy czym prasuję raz na tydzień-dwa tygodnie hurtem, choć co prawda prawie wszystko: koszulki, koszule, spodnie (w tym dżinsy), spódnice, piżamy itp. nie prasuję bielizny i ręczników :) zajmuje mi to z reguły ok. 2 godzin, ale zawsze mam włączony serial więc w ten sposób umilam sobie czas. Mam tradycyjne żelazko (dobre choć trochę ciężkie) i dokupiłam ostatnio ręczny steamer (o taki: https://www.blaupunkt.com/pl/nc/produkty/male-agd/zelazka-stacje-parowe-pielegnacja-tkanin/products/single/15727/) i odświeżam niektóre ubrania przed założeniem albo takie wyciągnięte ze sterty prania :)
Mało uczestniczę w obowiązkach domowych (taki podział w domu), ale pranie i prasowanie naprawdę lubię, mam swoją logikę i metodologię, i lubię szybko widzieć efekty moich działań :)
Nie mam nic przeciwko ludziom, którzy nie lubią prasować i tego nie widać, ale w cichości ducha zawsze się śmieję z osób, które mówią „nie prasuję, ale tego nie widać”. No cóż – widać :)
Mario, a zamierzasz chodzić w sukience od Moniki?
Tak! Zamierzam w niej chodzić. Już sobie odświeżyłam wszystkie cienkie golfiki pod spód :)
Bardzo lubię prasować :) Nie mam natomist żadnego tricku, który by mi ową czynność ułatwiał.
Głównie dzięki Tobie, Mario, zwracam uwagę na jakość i rodzaj ciuchów. Skręcającej się po jednym praniu tandety często udaje mi się uniknąć, a wpadki żegnam bez żalu. Mam mało ubrań, wszystkie lubię i „opieka” nad nimi sprawia mi przyjemność. Ale że jestem leniwa…
Prasuję sporadycznie i spontanicznie, celem dezynfekcji i konserwacji, wtedy leci longiem co się tylko prasować daje, od majtasów po pościel i nieliczne ubrania „na okazje”. Dzianiny wełniane, kaszmiry, angory etc. suszę na płasko i już. Wełniane tkaniny wywieszam w wilgotny dzień, trzepię, i z głowy. Żadnej wiskozy czy innych gnieciuchów już nie kupuję.
Len i bawełna u mnie wyglądają przyzwoicie.
Nie potrzebuję biznesowych czy wieczorowych ubrań, te bym pewnie maniacko prasowała, bo dobrze uprasowane rzeczy mają taki zabójczy sznyt, którego nijak podrobić się nie da. Przy moim odzieżowym casualu i trybie życia odpuszczam.
Obowiązkowo prasuję jedynie jedwabną satynę, nie ma jak gładź apaszki.
Jeden mam myk i się go trzymam od lat – lenistwo sprawia, że stajemy się kreatywni w oszczędzaniu sobie pracy – do prania wykręcam wszystko na lewą stronę, zapinam guziki etc, po praniu strzepuję dokładnie, prostuję, naciągam czy co tam trzeba, składam do szwu i odkładam na pralkę jedno na drugim, mocno uklepując, rozprostowując przy okazji pozwijane koronki, paski, patki, dziurki guzików i inne duperele. Zostawiam na jakieś 40 minut. Przy wieszaniu znów strzepuję i wieszam do szwu, bez składania na pół (o ile rozmiar szmaty pozwala), przypinając w miejscach niewidocznych. Chowam do szuflad i wieszam na wieszakach od razu po zdjęciu, unikam zostawiania sterty „do poskładania”, bo by się wygniotło i miałabym stertę „do prasowania”. Zajrzałam do szafy …i nie ma tam ani jednej rzeczy pogniecionej na tyle, żeby nie dało się w niej wyjść właśnie teraz. Niech żyje lenistwo.
Ja akurat prasowanie nawet lubię, ale po prostu rzadko mam na nie czas. Prasuję zwykle wszystko na raz, przeznaczam na to jakieś 2-3 h co ok. 2 tygodnie. Rozstawiam deskę przed telewizorem i zerkam na jakieś mało wymagające programy typu remonty na HGTV albo różne takie TLC.
Aby sobie ułatwić, pranie wiruję na niższych obrotach (nigdy 1200, raczej 1000 lub 800) i starannie rozwieszam rzeczy na suszarce. Nie prasuję też wszystkiego, nigdy nie prasuję ręczników, pościeli, bielizny, skarpet ani piżam. Nie prasuję też swoich dżinsów, bo to elastyczne rurki i od razu rozprostowują się na ciele. Niestety zdecydowaną większość czasu zajmuje mi prasowanie ubrań męża, który codziennie zakłada nowy bawełniany t-shirt (a czasem dwa) i ma ich wręcz hurtową ilość, a do tego nosi rozmiar XXL więc powierzchnie do wyprasowania są duuuże :P. Na szczęście koszul ma niewiele i nosi je rzadko, więc tutaj też mam spore ułatwienie.
Wszystko piorę i prasuję na lewej stronie, żeby tak jak piszesz uniknąć świecenia no i nie rozpuścić nadruków.
Nie sądzę bym kiedykolwiek zmusiła się do prasowania pościeli czy bielizny. Rozumiem poniekąd argument o „odkażaniu”, ale szczerze mówiąc ani ja, ani mąż zbyt często nie chorujemy, więc chyba tego nie potrzebujemy ;) Myślę też, że chyba nie potrzebuję takiego steamera, bo po prostu typy ubrań, które nosimy, nie są jakoś szczególnie wymagające.
Prasuję rzeczy przed założeniem – tylko tę rzecz, którą chcę założyć. Czasem kilka razy w tygodniu, czasem dwa razy w miesiącu. Jest to czynność, którą bardzo lubię, jednak metody bycia pewną, że wyłączyłam żelazko musiałam sobie wypracować.
Moja mama nienawidzi prasować i doszła do perfekcji w takim praniu rzeczy, żeby się nawet bawełniane sukienki nadawały do noszenia bez prasowania (można, można ;)). Kupiłam jej z siostrą w ramach prezentu prasowacz parowy i mi się też taki marzy – podnieca mnie zwłaszcza możliwość odświeżenia np. wełnianego płaszcza lub sofy/materaca (roztocza).
Z tym żelazkiem, cóż, bolesna prawda. Mam pewność, że je wyłączyłam tylko wtedy, gdy po prasowaniu ląduje w szafce. I zawsze przy prasowaniu mam ciche lęki, że sobie gorące ustrojstwo upuszczę na nogę. Jednocześnie sam akt prasowania jest przyjemny – ten zapach i gładkość tkanin i poczucie że się będzie miało uszlachetnione ciuchy…
Podpytaj proszę swoją mamę jakie ma sposoby, od lat dążę do doskonałości w nie-prasowaniu i nieźle mi idzie, ale może jakiś patent bym podchwyciła…
Wiruje przy jak najmniejszych obrotach (tak, by nie kapało tylko) i wiesza od razu, gdy pralka skończy prać. Nie upycha także w pralce – zostawia zawsze trochę luzu :)
Dzięki. Moja stara pralka na szczęście więcej niż 1200 nie wyciśnie.
Ja miałam na myśli wirowanie nie większe niż 400 ;)
Hihi. Tak mokrego nie wieszałam. Spróbuję, ale chyba by nigdy nie wyschło w zimie.
Myślę, że w odkażaniu bielizny i pościeli chodzi mówiąc wprost o pasożyty i ich jaja. Ma to szczególne znaczenie jeśli się ma dzieci, które mogą zarazić się w przedszkolach i szkołach a potem to przechodzi na resztę domowników, albo kiedy ma się zwierzęta wychodzące z domu. W terapii przeciw pasożytom prasowanie pościeli i bielizny na najwyższej temperaturze jest jednym z warunków wyleczenia. Przy roztoczach podobno wystarczy pranie pościeli w temperaturze 60 stopni. Jeśli chodzi o prasowanie ręczników to mam mieszane uczucia, bo uprasowane zajmują mniej miejsca w szafce plus dochodzi powyższy temat odkażania co jakiś czas, ale nieuprasowane ręczniki chłoną dużo więcej wilgoci. Ze względu na sterczące włoski mają więcej powierzchni chłonnej i łatwiej się nimi wytrzeć do sucha. No i świeży, szorstki, nieuprasowany ręcznik jest świetnym pilingiem mechanicznym, w dodatku eko, bo bez opakowania i bez plastikowych granulek, które spływają do zbiorników wodnych i stanowią coraz większy problem w środowisku.
Piorę pościel i ręczniki w 60 stopniach i nie prasuję.
Chodzi mi o odkażenie co jakiś czas materaca, na którym się śpi i np. sofy oraz foteli, które łatwiej „odparować” niż czyścić jakoś na mokro :)
Te generatory pary zauważyłam w sklepach przynajmniej 3 lata temu. Dziwne to dla mnie trochę, że w krótkim odstępie czasu nagle jedyne dwie influencerki, które śledzę, nagle robią test generatora pary pod patronatem. Mam takie trochę uczucie jakby producenci byli zirytowani że ludzie masowo nie rzucili się na te żelazka, to już tylko blogerzy mogą sprawić by ktoś to uznał jako kolejny niezbędny sprzęt do domu.
Moim zdaniem generator pary to dla większości ludzi ZBĘDNY KLAMOT i do tego PRZEDROŻONY. Już tłumaczę dlaczego.
1) Generator pary po odarciu z marketingu to jest tylko „takie inne żelazko”. A dokładniej – normalne żelazko tylko podłączone pod pojemnik z wodą. To jest zaleta, która jest jednocześnie wadą tego urządzenia. Jest więcej pracy przy „przygotowywaniu środowiska”. Dla wyprasowania dwóch rzeczy zupełnie bez sensu.
2) Jeśli ktoś rzadko używa pary (do delikatnych ubrań), to rzadko będzie potrzebować generatora. Para generalnie wiąże się z wysoką temperaturą. Syntetyki, którymi obecnie zalane są sklepy, nie bardzo się z nią lubią.
3) Z tzw. prasowaniem pionowym można się nieźle rozczarować. Proszę zwrócić uwagę, że para to jest WODA. Zanim wyprasujesz w ten sposób firankę, to cała ta woda z generatora zdąży znaleźć się na oknie i na podłodze, przy okazji grzyb na ścianie też skorzysta. Para to też gorąc. Żeby faktycznie coś się odgięło, trzeba materiał potraktować tym z bliska. Nastawiałabym się tu na „odświeżanie” a nie prasowanie.
4) Biorąc pod uwagę powyższe oraz to że miejsce w mieszkaniu zazwyczaj jest na wagę złota – czy warto mieć praktycznie 2 żelazka w tym jedno zajmujące pół szafki?
5) Cena tych generatorów poraża. To nie jest aż tak inna technologia od żelazka, jakoś żelazko kosztuje do 200 zł, a te generatory to zaczynają się od 500. Oczywiście najbardziej polecane są te za 1500. Dodam, że moja mama na promocji w Carrefourze kupiła taki generator marki Carrefour za 100 zł. Robi dokładnie to samo co te droższe. Za tę cenę to powinny przynajmniej jeszcze kawę parzyć.
Podsumowując, dla mnie te generatory pary to jest konsekwentne przekonywanie ludzi, że jest im potrzebne coś czego nie potrzebują.
kkk
w punkt, mam podobne wrażenie. I co do reklamowania, i co do sensowności owego sprzętu.
Osobiście temat prasowania ani mnie ziębi, ani grzeje, bo ogóle nie jest tematem. To czynność, którą czasem wykonuję, i tyle. Bez żadnej pogłębionej refleksji – tą zostawiam sobie na inne okazje.
Piorę, wywieszam na wieszakach, wkładam do szafy. Przed użyciem czasem przeprasuję, jeśli jest taka potrzeba. Żelazko mieści się na półce, którą i tak wolałabym przeznaczyć na coś ciekawszego – a na pewno nie na większe urządzenie do prasowania ;)
e tam głupie gadanie, jak ktoś może prasować żelazkiem 'no name’ za 100zł to nigdy nie trzymał w ręku lepszego sprzętu. Nie zna różnicy i wypisuje głupoty w internecie :)
No cóż, licytować się nie będę – za ile mam żelazko i jakiej firmy. Po prostu przedstawiam tu moje podejście do czynności prasowania. W sposób raczej kulturalny, taką mam nadzieję.
Głupie gadanie to ślepa wiara w dodatkowe stówki które sprawią, że zwykła woda nabierze właściwości metafizycznych. Wystarczy sprawdzić czym różni się specyfikacja techniczna droższych generatorów od tańszych oraz czym konkretnie zachwycają się youtuberzy gdy dostaną do przetestowania generator za 1500 zł. Nikt tam nie opowiada o funkcjach automatycznego czyszczenia czy innych drobiazgach, tylko o jakże zadziwiającym pomyśle podłączenia żelazka pod pojemnik z wodą. Pod względem inżynieryjnym ten pomysł nie jest mocno różny od zwykłych żelazek. To jest po prostu więcej pary i lżejsze żelazko, skąd pomysł że nam wszystkim potrzeba właśnie tego? Chyba każdy wie co robi para, z tych generatorów nic innego nie wyskoczy.
Agafia, dzięki za komentarz, świetnie ujęłaś tę refleksyjność tematu prasowania :-))
Nie prasuję od kiedy mam suszarkę bębnową, czasami jakieś koszule. A do tego wystarczy zwykłe żelazko. Z suszarki ubrania wychodzą mieciusienkie, ciepłe i bez zagniecen.
Cześć,
Jestem na etapie zakupu generatora pary i mam sporo pytań. Czy ten generator ma spory pojemnik na wodę? Jak długi ma kabel? Jak szybko się rozgrzewa? Czy można dolewać wody w trakcie prania? Jaki ma system usuwania kamienia?
Muszę doczytać, bo to ważne rzeczy podczas wyboru generatora.
Pozdrawiam,
Kasia
Mam to samo żelazko braun co na zdjęciu tytułowym :) bardzo dobry model uważam. Mam je już tyle lat, a działa do tej pory bez zarzutu.. aczkolwiek prasowanie to i tak nie moja bajka.. :)
Dziękuję za fajny poradnik. Udało mi się na jego podstawie wybrać świetnej jakości żelazko Braun. Prasowanie nie jest teraz dla mnie żmudną czynnością, tylko przyjemnością. Dokładnie mam ten model: https://www2.braunhousehold.com/pl-pl/products/prasowanie/zelazka/texstyle-7. Ma ono kilka fajnych funkcji.
Mam bardzo dużo prasowania w domu, bo jest nas aż 8 domowników. Codziennie mamy gigantyczny stos. Zapoznałam się z wieloma poradnikami, jak wybrać żelazko i padło na parowe żelazko Braun Texstyle 7 (https://www2.braunhousehold.com/pl-pl/products/prasowanie/zelazka-z-generatorem-pary/carestyle-7). Z żelazka jestem zadowolona, bo oszczędza mój czas, prasuje szybko nawet bardzo pogniecione ubrania.
Hej, a jaki generator pary aktualnie polecasz? Czy według Ciebie czołowe Philipsy, np. wymienione tutaj – https://www.prorankingi.pl/rankingi/male-agd-do-domu/generator-pary/ – są okej? Prasuję zazwyczaj górę ciuchów różnego typu. Zależy mi na wydajności, ale też wygodzie. Philipsy przekonują mnie lekkim żelazkiem swoich stacji. Pozdrawiam :)
To tutaj ciekawostka, jak to blogerzy mieli za zadanie przetestować takie urządzenia i co z tego wynikło https://gloswielkopolski.pl/prasowanie-para-w-pionie-jakie-zelazko-do-prasowania-na-wieszaku-blogerzy-testuja-i-doradzaja/ar/c11-13013444 Nawet fajnie się zapoznać :)
Sama stacja to za mało. Jeśli oczekujecie najwyższej jakości to polecam cały system np. Smart M. Mam z Laurastara to dzieło i jedno mogę powiedzieć, jest niesamowity. Nie trzeba jakichś wybitnych umiejętności żeby wyprasować nawet trudne ubrania typu garsonka, garnitur, sukienki. A ubrania typowe klasyczne to leci się z tematem jak z karabinu :D Polecam – Kasia
Mi najlepiej pracuje się przy użyciu stacji parowej ariete. A kiedyś bardzo nie lubiłam prasowania… Teraz już prasuję firanki, załśonki, długie sukienki i skomplikowane koszule mojego faceta :D