Witajcie po długiej przerwie. Wracam do blogowania, ale oczywiście muszę napisać z czego wynikała ta moja letnio-jesienna rozłąka z internetem, bo to jest również punktem wyjścia do mojego troszkę innego spojrzenia na sprawy stylu.

Taka już nasza rodzinna tradycja: jak coś się dzieje, to zawsze latem. Przyjemności, doły, choroby i jeszcze gorzej, zawirowania, euforie – zawsze u nas na lato. Reszta roku spokojna, nudna jak flaki z olejem, a latem kumulacja różnych przedziwnych zdarzeń, wyjazdów i spotkań. O takich kolejach losu nie związanych specjalnie z blogiem (no chyba że liczymy fakt, że odciągały mnie od bloga i social media) nie będę tutaj pisać, ale jednego nie mogę pominąć. Najbardziej odciągały mnie od pisania sprawy mieszkaniowe. Kupiliśmy w końcu mieszkanie, takie dokładnie jakiego dłuuuugo szukaliśmy, wyremontowaliśmy je, a teraz w ślimaczym tempie je urządzamy.

Sprawy remontowe bardzo dobitnie pokazały mi, co teraz liczy się dla mnie w stylu i dały mi inspiracje do pisania o stylu już z innej perspektywy niż dotychczas. Być może czytelnikom się ta perspektywa nie spodoba, ale czuję, że dla wielu może być powiewem świeżości. Nie będę owijać w bawełnę i wypunktuję dokładnie co mam na myśli i po prostu pokażę Wam, czego się będzie można spodziewać. Mam wiele przemyśleń i nie chcę z nich robić jakiegoś niepotrzebnego elaboratu i łączyć na siłę odrębnych zagadnień.

1. Choć mieszkanie kupiliśmy latem, to dopiero w listopadzie doczekałam się szafy. Miałam konkretną wizję naszej sypialni, więc nie bawiłam się w stojące wieszaki czy tymczasowe półki i postanowiłam, że na przeprowadzkę spakuję swoje ubrania w worki próżniowe i wyciągnę je z nich dopiero jak będę miała zrobioną szafę. Tak więc przez ponad trzy miesiące chodziłam w jakichś pięciu ubraniach na krzyż. Koszulka, legginsy, trampki to był mój mundurek. Kompletnie nie przejmowałam się ubiorem, bo miałam dużo roboty, niekiedy brudnej :) Może ze dwa razy, z konieczności, sięgnęłam po coś ekstra, ale tak ogólnie, byłam niezłomnie nudna w ubiorze. Ubraniowy detoks nie był dla mnie trudny, ale uświadomiłam sobie, że styl jest dla mnie ważny i że tak być nie może. Uznałam, że fajnie jest mieć ubrania i się nimi cieszyć i że one mają ogromny wpływ na nastrój, a ten wpływ wręcz trzeba wykorzystywać. Na blogu pisałam wiele o ograniczaniu się i rozwadze, ale teraz sama przyjęłam bardziej otwartą postawę i będę się oddalać od tych klimatów. Będzie więcej radości i ekspresji w stylu, aczkolwiek uspokajam, że analityczne opakowanie tego mam zamiar pozostawić:)

2. Przerwa od bloga to była dla mnie również przerwa od przeglądania instagrama i pinteresta (nie taka znowu restrykcyjna, ale przestałam być na bieżąco i nie wiem co się dzieje u innych osób). To dopiero otwiera oczy. Kiedy po kilku tygodniach włączyłam insta i przejrzałam stylówki… Nie, zupełnie tego nie czułam. Rzeczy, które kiedyś mi się podobały, ta powaga, te spokojne kolory, te różne ujęcia minimalu – zlało mi się to wszystko w całość. Chciałam wręcz chwycić instagram i potrząsnąć nim, żeby wyleciało trochę jakiegoś brokatu, szaleństwa albo chociaż przytulności czy może zadziorności, a może siły albo dramatyzmu. Instagram w tej postaci jaką sama uznawałam do niedawna za ciekawą trochę już się dla mnie wyczerpał. Nie wiem tylko czy na stałe i czy mam jeszcze szansę, żeby zakochać się na nowo w tym spokoju.

W tej samej sukience na początku czerwca i na początku grudnia. To, że w pierwszej kolejności chwyciłam za złoty, a nie czarny golf traktuję jak progres :)

3.  Zawieszasz żyrandol i lepiej żeby nie był koszmarkiem, bo pierwsze co widzisz po przebudzeniu ma cię pozytywnie nastrajać na cały dzień. Z ubraniem jest oczywiście podobnie. Chyba nastrój jest dla mnie nowym słowem kluczem, jeśli chodzi o styl :) Każdy powinien zaspokajać swoje potrzeby estetyczne swoim stylem i nie patrzeć na innych. Każdy powinien wybrać swój żyrandol, a nie kupować taki, który najczęściej pojawia się na wystylizowanych zdjęciach wnętrzarskich. I jeśli przyjmiemy dwie skrajności: z jednej strony pełna ekspresja, iść odważnie i na całość, patrzeć tylko na siebie, a z drugiej dress code, określone zasady nabywania ubrań, szacunek wyrażany przez ubiór, to ja zawsze myślałam o sobie jako o kimś po środku, natomiast teraz chciałabym iść bardziej zdecydowanie w stronę odwagi.

4.  Czy tak naprawdę moje chodzenie w pięciu ubraniach na krzyż trwało tylko trzy miesiące? Czy nie było bardziej skrajnym przedłużeniem procesu, który trwał trochę mniej niż dwa lata? Uprościłam swoją garderobę, bardzo mocno postawiłam na neutralne kolory i skupiłam się na bazie. Było fajnie, proces był ciekawy, ale mam wrażenie, że to już jest jego koniec. A ta bazowa garderoba jest jedną wielką nagrodą i czymś szalenie pozytywnym, co pozwoli mi się nie martwić, że nie mam się w co ubrać, a jednocześnie popchnie mnie w stronę kreatywniejszych rozwiązań. Tak dużo pisałam o kolorach, że sama ich teraz dla siebie zapragnęłam. I to dosłownie wszystkich, nawet dzikich limonek, nawet zwiędłych ostów, nawet malin niepierwszej świeżości… Byłoby mi miło, móc się tym podzielić z Wami – niezależnie czy te kolory byłyby błędem czy zwycięstwem :)

5.  Zmiany nie będą może gwałtowne, ale będą wyczuwalne. Nie wiem czy nazwa bloga będzie się jeszcze w jakiś sposób bronić, choć przyznam, że ja ją lubię i lubię swoją interpretację pojęcia klasyki w ubieraniu.  Zobaczymy w trakcie… Teraz mam mocne zakochanie w granacie, więc jeszcze kolorystycznie jest spokojnie. Pokażę to w przyszłym tygodniu! Ale później już może nie być tak statycznie. Co się jednak w dalszym ciągu nie zmieniło, to moja awersja do wzorów. Wzory to już chyba jest zacementowany w mojej głowie antyklasyk :)

6.  No i wreszcie, najważniejsze. Chciałabym dla siebie większej spontaniczności, więc będę publikować różne rzeczy częściej. Czasem wpisy będą rozbudowane, ale czasami będą tylko skrawkiem – czymś co mnie zainspirowało. Ostatnio przeżyłam coś takiego patrząc na zdjęcie pewnej piosenkarki i przełożyło się to na cudownie satysfakcjonujące zakupy – tak błahymi rzeczami też chciałabym się podzielić, a nie zawsze byłam gotowa na puszczanie takich myśli w świat.

Jestem w dalszym ciągu zorientowana na pisanie o stylu, modzie, estetyce, sztuce, czasem kinie i literaturze i nie zamierzam zmieniać tematyki bloga. Moja działalność na tych polach będzie intensywniejsza i że tak to ujmę „szersza”. Na blogu nie było i nie będzie miejsca na politykę, toksyczne komentarze i ploty. Piszę to już na zapas, bo zamierzam często podpierać się konkretnymi osobami jako inspiracjami i chcę tylko rozprawiać o pojedynczych zdjęciach. Z nowym otwarciem chcę Was uprzedzić, że będę bez skrupułów usuwać uwagi typu: jak możesz opisywać styl tej osoby, ona w życiu prywatnym zrobiła to i to…, jak możesz nosić skórzane rzeczy, jak możesz używać kosmetyków tej firmy itd. Każdy musi mieć swój rozum i decydować za siebie. Ja już nie będę tolerować protekcjonalnego tonu (byłam naprawdę za miękka swego czasu i to też wpłynęło na moją apatię względem pisania), więc liczę się z tym, że niektórzy po prostu przestaną komentować, bo czytać takie osoby na pewno nie przestaną :)

Wiem, że tego jest sporo, ale ja jestem bardzo spragniona pisania i spragniona nowego startu i poniekąd musiałam to z siebie wyrzucić :) W przyszłym tygodniu planuję kilka wpisów. Buziaki, Maria.