Drogie czytelniczki, dostaję bardzo dużo maili z prośbą o pomoc w znalezieniu stylu i staram się zawsze udzielić wskazówek w oparciu o to, czego dowiaduję się od piszących. Zwróciłam uwagę na jeden, zasadniczy problem, który mają kobiety i chciałabym byście przemyślały ten pewnego rodzaju dylemat z którym stykam się praktycznie na co dzień.
Otóż po udzieleniu przeze mnie konkretnych wskazówek, które dotyczą kolorów, fasonów czy jakiegoś kierunku ubierania się danej osoby dostaję info zwrotne, a w nim najczęściej są zawarte podziękowania, wielkie nadzieje, radość i optymizm, często prośby o sprecyzowanie czegoś czy wyjaśnienie jeszcze jakichś rozterek. Ale potem zaczynają się maile, które sugerują, że pisząca chciałaby jeszcze liznąć innego stylu, poszerzyć paletę kolorów, dodać nowy typ uniformu itd. Dostaję zdjęcia aktorek w przykładowych strojach i komunikaty w stylu, że może jednak „ja bym chciała iść w taką stronę”. Tych maili jest naprawdę sporo, to one przyczyniły się do napisania niniejszego postu. Myślę, że większość kobiet ma podobnie. Wiecie co to oznacza?
Nam jest zawsze mało. My zawsze musimy gonić tego pieprzonego króliczka (styl w tym przypadku). Nas nie satysfakcjonuje odkrycie czegoś i zastosowanie do własnych potrzeb. My chcemy, żeby na horyzoncie pojawiały się cały czas nowe opcje, chcemy z nich wybierać i chcemy je często zmieniać.
To tak jakbyśmy poszły po farbę do włosów do sklepu i czerpały przyjemność z samego oglądania kolorów i nie mogąc się zdecydować na jeden konkretny wróciły z pustymi rękami do domu. Tak to wygląda z mojego punktu widzenia. To ja dziękuję, ja wolę pójść z planem na zakupy i wrócić z upragnioną farbą, a innych nawet nie widzieć. Rozumiecie? Tak, -stety lub niestety, należy podejść do własnego stylu, żeby osiągnąć satysfakcję.
Styl to zdecydowanie się na coś. Styl to konkret. Styl to odrzucenie alternatyw i postawienie na jednego konia w wyścigu. Styl to klapki na oczach i dążenie tylko do wcześniej sprecyzowanych celów. Styl to premedytacja i upór. Styl to konsekwencja.
Wiem jak trudno jest rezygnować z nieskończenie wielu możliwości. Kiedy już na przykład decydujesz, że będziesz eksponować dekolt i nosić długie pazurki, bo tak najbardziej lubisz, a na horyzoncie pojawia się zdjęcie nonszalanckiej chłopczycy w podartych jeansach, myślisz sobie – może ja też bym tak mogła. Albo kiedy chcesz kupić trampki, ale ostatecznie te lakierki na słupku tak na Ciebie pięknie spoglądają z wystawy… Na sklepowych półkach tyle pięknych rzeczy, w internecie tyle zapierających dech w piersiach zdjęć, na ulicach tyle inspirujących kobiet…
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Gdyby tworzenie wizerunku polegało tylko na dodawaniu nowych rzeczy do szafy, każdy byłby nietuzinkowy i podziwiany. A styl jest przecież nie gromadzeniem przedmiotów, ale właśnie odejmowaniem, ciągłą walką, pracą nad sobą i omijaniem pokus. Tylko najsilniejsze jednostki, czyli takie które nie ulegają reklamom i wpływom osiągną sukces. W pewnym sensie wyrażenie „mieć swój styl” jest paradoksalne. Bo każda osoba ma w sobie styl, ale nie każda decyduje się go wydobyć i się z nim pogodzić. Styl jest więc dany wszystkim, będąc jednocześnie elitarnym.
Pomyśl, czy pozwolisz by nieuzasadnione słabostki kierowały Twoim życiem?
To może być dla Ciebie smutne, ale w głębi duszy wiesz, że to prawda. Dopóki się nie zdecydujesz na konkrety, będziesz gdzieś pośrodku i zawsze niezdecydowana, zawsze niedopracowana, zawsze nie w pełni zadowolona ze swojego wyglądu. Na początku jest trudno, ponieważ trzeba ograniczyć elementy, które będą się na styl składały, co oznacza odrzucenie wielu na pewno kuszących możliwości. Ale nie da się być jednocześnie eteryczną blondynką i demoniczną brunetką, a próby pogodzenia w sobie takich sprzeczności wymagają używania półśrodków. W rezultacie taka osoba jest wszystkim i niczym zarazem i nic sobą na dłuższą metę nie reprezentuje.
Jeżeli więc decydujesz się, że przyszedł w Twoim życiu taki moment, by obrać jeden kierunek i być zorientowaną tylko na podążanie w jedną stronę to przestań się wahać i nie oglądaj się za siebie. Trzeba zajrzeć w głąb i zapytać siebie czego tak naprawdę się oczekuje, co się lubi, jakie się ma warunki i jakie marzenia. Należy to wszystko zebrać w jedną całość i stworzyć na podstawie tego swój styl. Potem zostaje już tylko eksplorowanie i nie schodzenie z obranego kursu.
Styl jest wypadkową naszego gustu, naszych warunków fizycznych i naszych marzeń. Te trzy rzeczy pokazują nam kierunek w którym powinnyśmy podążać aby być zadowolonym z własnego wyglądu.
Czy również macie problem z trzymaniem się swojego stylu? Co najbardziej kusi, by zejść z wyznaczonej ścieżki?
Twoja umiejetnosc analizowania chwilami mnie przeraza…
Niestety, wiem o czym piszesz. Wiem, ze Ty tez wiesz, ze ja wiem ;-) Ale USLYSZALAM Twoje slowa, ZROZUMIALAM je i PODAZAM w pewnym okreslonym kierunku. Nie z wlasnej woli (bo wtedy bylabym glamour), ale dosc mialam tego szamotania sie! Skoro mozna isc prosta droga, to po co wybierac tor przeszkod, nie? I tak oto, przemyslawszy kilka aspektow MOJEGO zycia, zdecydowalam sie na french chic. Czy raczej jego zmodyfikowana wersje. Bo sama ideologia wrzucania na siebie byle czego chyba jest mi obca. CHYBA, bo moze sie okazac, ze french chic w czystej postaci mam we krwi, tylko jeszcze o tym nie wiem :-) Zauwazylam mianowicie, ze w rzeczywistosci jestem inna, niz mi sie wydaje… Znasz to? ;-)
najlepsze we wpisach Marii jest to, ze po pierwsze chce się je czytać po wiele razy, a po drugie że za każdym razem odkrywa się w nich kolejne dno.
Fanko, uważam, że french chic to jest znakomity wybór i że będziesz na dłuższą metę bardzo zadowolona. Bazowanie na takich kolorach jak ecru, granat, kamel, beż i dodawanie czasem bieli, czasem czerni to kwintesencja french chic. A do tego jest jeszcze panterka, czasem czerwone usta, czasem sportowe buty do eleganckiego płaszcza. Ja Ciebie w tym po prostu widzę :)
Ciesze sie, ze i w Twoich oczach byl to sluszny wybor :-) Zamierzam Ci sie pokazac. Za jakis czas, bo chwilowo duzo sie dzieje. Ale zalezy mi na tym, zebys ocenila efekty naszej wspolnej pracy :-D
ja tez wiem o czym mówisz mimo że szczęśliwie nie jestem przykładową kobietą z maili :-) (ale tylko dlatego że nie napisałam takiego maila, a nie dlatego że do tak myślących kobiet nie należę)
wydaje mi się że kluczowa jest nieznajomość siebie, albo brak wiary że to co o sobie wiem to ta najprawdziwsza prawda (i na pewno mądry stylista wie lepiej). U mnie rzeczywiście jest (było) trochę skakania z kwiatka na kwiatek, ale nie tyle z powodu morza możliwości, ile z powodu niepewności co do MOICH kolorów, fasonów, stylu. Oraz z powodu kompleksów. Zawsze inne są ładniejsze i lepiej ubrane, zawsze cudze wybory właściwsze. Kołatające się pytania: czy na pewno to TEN styl a nie inny powinnam była wybrać, może ten inny jest lepszy. Przekładamy ogólny piękny wygląd kogoś na atrakcyjność ciuchów które nosi, i myślimy że jak kupimy tę samą kieckę będziemy równie piękne. Brak pewności siebie i kompleksy. Oto ja.
Zgodzę się, a nawet się nie zająknęłam o takim podłożu tego problemu, które też jest przecież oczywiste. Jest w nas jakaś niepewność. Mężczyzna gdyby się dowiedział, że coś jest dla niego dobre, że podkreśla wygląd lub że w niczym lepiej nie wygląda wcale by się nie zastanawiał tylko drążył by dany temat. A my musimy porównywać i żałować, że jedno jest nie dla mnie, drugie to nie moje kolory, a trzecie chociaż mi nie pasuje to się na to zdecyduje :(
Brawo, brawo, brawo :)
Świetny tekst. Zamurowało mnie więc nic więcej nie napiszę :)
Poza tym, że serdecznie pozdrawiam jego świetną autorkę ze szczególnym uwzględnieniem brzuszka :)
kwiaciarka
Dziękujemy za pozdrowienia i cieszymy się, że się podoba na blogu. I mam nadzieję, że Ciebie tekst nie dotyczy :)
O, święte słowa.. Określenie swojego stylu jest trudne, ale jak się opłaca! Coraz rzadziej zdarzają mi się zakupowe „wpadki”. Oszczędzam czas, energię i pieniądze, bo od jakiegoś czasu dokładnie wiem, czego szukam. Pomogło mi w tym prowadzenie własnego bloga i czytanie Twojego, wiem już teraz w jakich fasonach się dobrze czuję i wyglądam. Staram się ubrania wybierać zgodnie z kluczem: kobiecość – prostota – klasyka (niech żyje lista klasyków! :)) i od jakiegoś czasu chyba nieźle mi to wychodzi (tzn. dawno nie miałam dysonansu pozakupowego). Od kiedy dowiedziałam się od Ciebie jaki jest mój typ kolorystyczny kompletowanie garderoby jest jeszcze prostsze. W tym miejscu jeszcze raz z całego serca dziękuję, a wszystkim szukającym swojego stylu życzę cierpliwości i konsekwentnego dążenia do celu :))
Bardzo się cieszę i mogę tylko potwierdzić, że patrząc na Twoje zdjęcia nie ma żadnych wątpliwości co do Twojej konsekwencji i klasy. Kobiecość – prostota – klasyka wylewa się z każdego zdjęcia :)
i ja i ja mam podobnie!
Z jednej strony bardzo podoba mi się czerń i rockowy minimalizm, a z drugiej strony vintage i trochę hippie, i tak się miotam z jednego do drugiego…
Ale wiesz co, jakoś ładnie umiesz oszukać zdjęciami, bo ja jak na nie patrzę to jestem przekonana o zdecydowaniu autorki :)
Bardzo się zgadzam z ogólnym przesłaniem tekstu, szczególnie patrząc na siebie. Jak byłam młodsza, to mnie właśnie mierziło, ale widzę, że i tak relatywnie szybko przestało.
Lekki dysonans jednak wywołało u mnie stwierdzenie, ze ktoś kto sięga jednocześnie po sprzeczności nie reprezentuje sobą niczego, ale wszak o styl tylko (aż) chodzi, więc uspokoiłam się ;) Po namyśle zgadzam się jak z mało czym. Oczywiście również na swoim przykładzie. Mam wąską talię i to jest jedyny punkt w sobie, który absolutnie, bez zająknięcia, o każdej porze dnia, nocy i cyklu kocham. Mam też przy okazji duży wizualny mankament w postaci ramion absolutnie szerszych od linii bioder.To by bardzo kusiło do pójścia w kobiecy stajl (podkreślenie talii paseczkiem plus wyrównujące biodra spódnice z klosza, z falbanami etc.), ale on mi się nie podoba, nie pasuje do mojej osobowości i męczę się z nim psychicznie, bo nie przynosi nic dobrego poza jedną jedyną korzyścią wyszczuplenia mojej sylwetki optycznie. A kompromis pomiędzy tym i tym co lubię to porażka.
To też od razu wyznanie co mnie zawsze kusi do zbaczania – bo kusi mnie naprawdę ta jedna rzecz.
Ale z drugiej strony jak nikt jesteś świadoma swojego ciała. A przeżyłaś już troszkę lat w nim i przez te lata na pewno wyklarował Ci się określony gust. Chodzi o to, by stylem go stunningować i tym samym zrezygnować z rzeczy, które po prostu Ci nie pasują. Ja osobiście jestem zwolennikiem poglądu, że należy podkreślać najmocniej te najpiękniejsze rzeczy w nas. Na przykład bardzo lubię w sobie swoje nogi (niezależnie od tego, co myślą inni) i to zawsze je staram się najładniej eksponować :)
Też tak sądzę! Sięgnęłam po trochę inne rozwiązania niż te, które są polecane na popularnych portalach i jest okej. Spodnie z wysokim stanem z ciężkim pasem (albo i bez) też wyrównują biodra i podkreślają talię, a w kwestii koszuli liczy się już wtedy tylko to, jak jest wszyty rękaw. A jak nie koszula to dekolt V i też jest okej. Nie jest to może zestaw idący w parze z trendami ostatnich lat, po sklepach trzeba się nalatać, zatroskana teściowa wskazuje mi na prezenterki pogody w satynowych/koronkowych bluzeczkach-sukieneczkach-tuniczkach jako wzór do naśladowania etc. ;) Ale zwisa mi to i powiewa. Nie czepiam się pogodynek, każdy ma swoją szafę, niech tam kombinuje ;) To przesłanie uwielbiam też zresztą w Twoich tekstach.
Mam taką refleksję, że kobiety które zasypują Cię wieloma mailami po prostu oczekują gotowców. Taki świat, że nie ćwiczymy tylko łykamy tabletki żeby schudnąć.
Jeśli kobieta przemyśli twoje porady, zastanowi się nad tym co lubi, co ma i określi jak chciałaby wyglądać w przyszłości, to trudno mi uwierzyć, że będzie pisała po kilka wiadomości jak tylko coś nowego wpadnie jej w oko.
Czasem, takie odnoszę wrażenie, ktoś chce zmian tylko pozornie. Rzuca się na nowy trend, podążając za modą, szukając na zewnątrz, a nie w głębi siebie. Takie osoby chcą szybko, bez refleksji i najlepiej wszystko co się podoba. Tu żaden specjalista nie pomoże, bo osoba taka nie jest nastawiona na zmiany. Porada stylisty to może też być dla niej chwilowa moda.
Obserwując samą siebie wiem, że własny styl dojrzewa powoli, metodą prób i błędów. Nie obejdzie się bez analizy i akceptacji swojej kobiecości w jakim wydaniu by ona nie występowała.
Rzeczywiście, jeżeli wybór stylu będzie procesem to nie ma szans na niepowodzenie. Natomiast jeżeli chcemy zmian szybko i bez refleksyjnie licząc jedynie na efekt to jesteśmy skazane na porażkę. Między innymi dlatego nie lubię za bardzo programów o metamorfozach. Bo w nich rzadko się uwzględnia indywidualny gust i nie ma szans by później taka zmieniana osoba nie wróciła do starych przyzwyczajeń.
uważam, że Cicha Woda dotknęła sedna problemu, który zdiagnozowałaś Mario. Nie ma możliwości ślepego trzymania się jednego stylu, skoro się samemu do niego nie doszło metodą prób i błędów – choć są kobiety, które nic nie skusi i same z siebie wiedzą, co dla nich dobre. O ile można mieć wątpliwości, jakie kolory nam pasują, bo w granicznych przypadkach jest to trudne i przydaje się obiektywne spojrzenie kogoś z boku, to w przypadku określonego stylu jest to bardziej kwestia upodobań i wyboru jakiejś estetyki, a następnie konsekwencja w podjętej decyzji. Czasem wymaga to dłuższych eksperymentów, dlatego z rezerwą podchodzę do tego, co ktoś inny chciałby mi narzucić – oczywiście może być to źródłem inspiracji, jednak to w końcu my mamy się w tym dobrze czuć, więc styl militarny zawsze będzie przebraniem dla kogoś, kto kocha bluzki z falbankami…
a tak btw… wysłałam do Ciebie maila z prośbą o analizę kolorystyczną w lutym i nie wiem, czy dotarł?
Pozdrowienia dla Ciebie i maluszka.
Jak szerokim pojęciem jest styl. Emmanuelle Alt to przykład bardzo wąskiego podejścia do tematu, ale przecież styl można również definiować jako linię przewodnią i znajomość siebie i swojej estetyki. Z maila którego podałaś w tym komentarzu nie mam żadnej wiadomości w odebranych. Napisz jaka data to była.
18 lutego…
Nie mam takiego maila, wyślij mi proszę Cię jeszcze raz. Odpiszę czy dotarł :)
właśnie wysłałam, mam nadzieję, że tym razem dotrze :-)
Pozdr.
Mario, to trochę przykre – deklarujesz, że dasz znać, czy mail dotarł, jednak nie mam żadnej odpowiedzi, więc nie wiem, jak mam to rozumieć (nie otrzymałaś go -dziwna sprawa skoro używam adresu podanego na stronie). Bardzo cenię Twoje posty, nie zmienia to jednak faktu, iż skoro coś obiecujesz – tym bardziej publicznie, to byłabym wdzięczna za odpowiedź, choćby taką, że nie masz czasu się tym zająć. Jasna sytuacja. Zamieszczasz posty i reagujesz na komentarze, więc miałaś okazję zobaczyć mój komentarz.
Pozdr.
Przepraszam elemelku, wczoraj nie wchodziłam na pocztę, ale teraz właśnie na niej siedzę i widzę Twój mail :)
Dzięki. Zwracam honor ;)
Dajesz do myślenia… ja swojego stylu nie mam nadal. Po cichu marzę, że wyłoni się sam, z biegiem lat i doświadczeń. Ciągle w biegu, nie ma czasu, czy nawet ochoty zatrzymać się i zastanowić – jak chcę wyglądać, jak chcę widzieć siebie i jak chcę by widzieli mnie inni. Może nie ma co czekać? /spróbuje choćby i małymi krokami bo motywująco działasz/
Tak, dokładnie tak. Małymi kroczkami. Przecież jesteś w stanie spisać sobie najczęściej pojawiające się u siebie elementy, swoje klasyki. Możesz też zacząć na zasadzie przeciwieństw: od tego, czego byś na przykład nigdy nie założyła, albo czego w ogóle nie lubisz. Możesz wypisać swoje ulubione kolory i to już będzie jakaś wskazówka na zakupy. I koniecznie pamiętać to, w czym dostajesz najwięcej komplementów – to też wiele mówi o tym, w czym się podobamy otoczeniu :)
dziękuje za wskazówki :) przydadzą się
Celnie i boleśnie, ale tak ma być :-)
Chciałabym żeby kobiety były świadome, bo niektóre mogą nawet nie wiedzieć o tym, że troszkę błądzą. Niepotrzebnie oczywiście :)
Cierpiałam na to rozstrzelenie bardzo długo – po trzydziestce jakoś przestały mnie kusić rzeczy oraz rozwiązania może i piękne, ale zupełnie nie moje. Pomogło hobby. Pobię biżuterię w najróżniejszych, często bardzo bombastycznych stylach i cieszę się myślą, że ktoś inny będzie ją nosił.
Zgadzam się, że szlifowanie konsekwentnego, wyrazistego stylu to bezlitosne zawężenie perspektywy i odrąbywanie wszystkiego, co doń nie pasuje. Oraz, że być może niektóre Twoje czytelniczki, Mario, podświadomie oczekują, iż załatwisz rzecz za nie. Pozdrawiam!
Nie chciałam żeby to zabrzmiało tak, że się skarżę. Ale faktycznie, ktoś prosi o wskazówki, a później tak naprawdę się z nimi nie liczy. Tak jakby chciał czegoś innego, a w gruncie rzeczy rzecz jasna nie wie czego chce :)
przyszło mi teraz do głowy porównanie: kobiety tak samo reagują na komplementy, w pierwszej chwili dziękują i cieszą się że się podobają, żeby już za minute poddać w wątpliwość szczerość komplementującego (coś w stylu: może i ładnie mi w tej fryzurze, ale może w tej innej byłoby jeszcze lepiej??; taki syndrom lepszego które jest gorsze niż dobre)
Ogólnie świetny post, zbierający w sobie całą esencję tematu poszukiwania własnego stylu :) Chociaż tak sobie myślę, że czasami warto zrobić odstępstwo, bo można trafić na coś fajnego :) Zresztą sam styl się zmienia, bo zmieniają nam się potrzeby i wymagania, więc bardzo możliwe, że nie da się ustalić takiego jednego słusznego sposobu noszenia się. Byle starać się oscylować w pobliżu złotego środka, bo zakotwiczenie się w nim na stałe jest już dosyć ryzykowne. Ciężko byłoby się obudzić jako stara babinka w różowych miniówkach, które 30 lat wcześniej były w naszym stylu. Ale to taka garść moich luźnych przemyśleń :)
Oczywiście ewolucja to zupełnie coś innego niż chęć na wszystkie elementy naraz. Ewolucja jest nieunikniona kiedy już wiesz w jakim stylu się ubierasz i to jest piękne. Ale to w dalszym ciągu nie jest zbaczanie z wybranej ścieżki.
Mam takie przemyślenia… Kobiety instynktownie wiedzą jaki jest ich styl, a jeśli ten instynkt z jakichś powodów śpi, to osoba, stylizacja zobaczona przypadkowo w internecie, czy w pismach modowych , przywodzi na chwilę myśl – to ja…
Wpatrujemy sie w osoby, do których jesteśmy podobne, raczej… Staramy się odgapić od raczej podobnych do nas…ale .. Tak jak i w innych dziedzinach życia kobiety, tak i w tym pojawia się … po prostu wpływ otoczenia , w jakim żyjemy… Kiedy ukochany spojrzy na wiotką blondyneczkę z zachwytem a my jesteśmy mocnymi brunetkami to często…i z powodu, który jest dla mnie Tajemnicą , nie zmieniamy narzeczonego, tylko próbujemy zmienić siebie… To taki drastyczny przykład, bo to mogą być też nagłe zachwyty czymś co nam nie pasuje, z powodu koleżanki, chęci zaimponowania, presji czy mody…
Podziwiam szczerze kobiety, ktore trzymają się swojego stylu, bo po prostu lubią siebie.Konic, kropka, howk!
Jeśli ten warunek zostanie spełniony , to wszyscy muszą to zaakceptować.
Każda z nas ma Coś swojego, co w sobie lubi najbardziej i to powinno być z nami zawsze.
Ja na przykład uwielbiam ogromne szpile.Dzisiaj zapinkalałam w nich po schodach, bo zespuła się winda, a za mną …kilku panów… Przystanęłam , przepuściłam ich , przodem, żeby sobie szybko biegli i w swoim tempie weszłam na moje drugie piętro. Panowie podziękowali…tak sobie wzajemnie okazaliśmy szacunek..
Czasem, jak idę z postanowieniem, żeby kupić jakieś buty na koturnach, albo czułenka,bo u kogoś zobaczyłam, to i tak wracam ze szpilkami.
. ( oczywiście mam też baletki i obuwie sportowe, ale o tym czy je włożę decyduje po prostu zdrowy rozsądek)
Wszystkie wiemy, co mamy najlepszego, ale potrzebujemy się dla inspiracji….
Najgorsze to chyba ulegać presji środowiska i ciągle wydawać pieniądze, by czymś imponować.. A najsmutniejsze, to przebierać się za kogoś innego, kogo byłybyśmy gotowe bardziej polubić niż siebie. .Dziękuję
Pozdrawiam Marię, Dzidziusia i Wszystkich…
Bardzo dziękujemy za pozdrowienia :) Zgodzę się z Tobą. Jednak są kobiety, które dają się zwariować i cały czas dążą do różnych celów. Strasznie to przykre, że w wyborze własnego stylu kierują się nie jakością, ale ilością opcji. Panowie zapewne chcieli iść za Tobą i pooglądać zgrabne nóżki. Nie wierzę, że się ucieszyli z tego, że ich przepuściłaś :)
Dziękuję, miałam dżinsy… Co tam sobie myśleli to ich… Wydaje mi sie , że właśnie i przede wszystkim mężczyznom powinnyśmy uświadamiać, że nasz styl, to coś bardzo osobistego, coś czemu należy się szacunek, że kobieta stylowa nic, absolutnie nic nie robi dla mężczyzn . Naprawdę, tak ja to widzę…jeśli to się spodoba to fajnie, przecież ważni jesteśmy dla siebie z innych powodów, w ślubnej sukni, jedwabnej koszulce czy szpitalnej pidżamie …a obcy mężczyźni, tak zwani obserwatorzy…no cóż, oni też muszą zrozumieç, że nie są pępkami świata i nie ich komentarze nam schlebiają. Ile ja się nasłuchałam o tych szpilkach…A pani to tak daje radę…musi pani uważać, bo zdmuchnie panią wiatr… I takie tam, niby kokieteria… Kiedyś odparłam: Proszę pana, ja w tych szpilkach przeszłam już takie rzeczy, że pan nawet sobie nie wyobraża…Mężczyźni często komentują,a często i kobiety pytają , w tym mi ładnie, czy w tym? Ale oni , dopóki nie są zawodowymi stylistami, nie powinni na nas wpływać, bo im gust się zminiea… Tak to z moich obserwacji. W kwestiach stylu słucham Tylko życzliwych kobiet…
Przeszłam już takie rzeczy, że Pan sobie nie wyobraża – hahahaha ♥
To jest cudne stwierdzenie!
A i spostrzeżenie bardzo trafne.
Znam i ja:) Opowiem taką historię – miałam kiedyś charakterystyczny, zdefiniowany styl – i nie zdefiniowany słownie nawet, tylko zdefiniowany w sensie wiedzy co lubię/chcę/w czym dobrze wyglądam. A potem naoglądałam się gazet/katalogów/blogów modowych etc. Takie to wszystko inspirujące! Raptem w mojej szafie zaczęły lądować jakieś dziwne, niezdefiniowane obiekty, w dodatku do niczego niepasujące! (surprise!). Także zgadzam się – nie warto. Teraz nadal chcę oglądać, ale wracam na właściwy (swój) tor:)
Oczywiście, oglądać można, a nawet można sobie inspirację adaptować na własne potrzeby. Ale już zbaczanie ze swojej drogi jest nieporozumieniem i zawsze budzi w nas frustracje. Wiem o czym mówię, bo nie zawsze byłam konsekwentna w swoim modowym życiu :)
Mario odnaleźć swój styl to jak wrócić po długiej podróży do domu. sądzę, że te kobiety które go u siebie odnalazły nie będą ulegać pokusom wyprzedaży czy nowinek na każdym zakręcie. Nie jest to jednak łatwe. Pierwsza trudność to typ urody. Gdy przyglądam się kobietom to widzę, iż takie zdecydowane typy urody np. zima typ: czarne włosy jasna cera mają prościej. Po pierwsze wiadomo, że w zimnych kolorach wyglądają super. Styl z pazurem jest dla nich jak ulał ale też w stylu królowej zimy widzę je jako równie atrakcyjne. Problem zaczyna się z szukaniem tego stylu gdy jest się takim pośrednim typem i trzeba wprawy by balansować pomiędzy barwami. Kolejna kwestia- figura. Zdecydowanie drobna kobieta , szczupła jak modelka może tylko zastanawiać się którą z ogromu propozycji wybrać. Kobieta duża popatrzy sobie chociażby na Magdę Gesller i ma też punkt odniesienia. Takie zdecydowane typy urody czy figury wypełniają magazyny, programy, zdjęcia. Schody zaczynają się gdy mamy problem bo przy szczupłej jednej części ciała mamy pulchniejszą drugą. Czasem takich rzeczy nie załatwia podkreślanie tego co atrakcyjne i tuszowanie tego co chcemy ukryć. Oto przykład; mam wąskie ramiona, duży biust i znów bardzo wąsko pod biustem, brak talii, brzuch i bardzo wąskie uda. Gdyby góra sylwetki cała była masywna a dół wąski to proste -zrównoważyć proporcje. Gdy jednak co ileś centymetrów są dysproporcje trudno jest zbudować sylwetkę. Kolejna sprawa to zakupy. Potrzebujecie sukienki na wyjście- taki przykład- nie macie ochoty na to aby za Wami na imprezie były Wasze klony- czyli Panie w sukienkach z popularnych sieciówek i co wtedy? Sklepy nie oferują wiele ciekawych rzeczy w małych miastach, sklepy te ledwo ciągną, mało towaru. Nie każdy ma środki na wyprawę do Warszawy, suknie od projektanta. Kupowanie przez internet to istna loteria dla tych co mają liczne dysproporcje figury. Kupowanie, odsyłanie, frustracja. Tak właśnie zaczyna się droga do tego, że chodzi się na skróty a potem jest się rozczarowanym bo…kupiłam bluzkę i co z tego że mi w pastelach np. nie jest do twarzy gdy po miesiącu chodzenia to było jedyne wyjście, na dworze gorąco a wszystkie napotkane bluzki za małe w biuście. Oczywiście podobnie jest z sukienkami i innymi częściami garderoby. Masz racje często kobiety nie mogą znaleźć stylu z powodu niskiej samooceny ale jest tez tak, że decyduje się ja osobiście na kompromis- materiał marny ale ten rok mi załatwi a ostatnio taki fason udało mi się kupić dwa lata temu na przykład i co wtedy? Powiem Ci tak lubię siebie i dlatego staram się tłumaczyć w każdym sklepie który odwiedzam, że Pani 90x60x90 albo Pani 115x80x115 to nie jedyne rozmiary, że jest też masa kobiet jak ja o proporcjach według których szczupłe nie są ale to tez nie typ dużej kobiety. Edukacja ekspedientek, właścicieli to też pomoże wielu kobietom unikać frustracji podczas szukania stylu.
Co do kolorów to powiem Ci, że według mnie jest kompletnie na odwrót. Wiesz ile ja czasu próbowałam się stonować? A wszystko można powiedzieć o mojej urodzie, ale nie to, że jest stonowana. Ja kocham szarości, spokojne niebieskości, ale nie jest mi w nich do twarzy. Za to bijący po oczach róż, mocna czerwień czy nawet jakiś neon to już współgra ze mną. I to wcale nie jest takie fajne… Dalszej części twego wpisu na razie nie skomentuje. Zainspirowałaś mnie do napisania czegoś, jutro siądę nad tym. Serdecznie dziękuję :)
Mario ja mam najlepszą przyjaciółkę zimę, wchodzimy do sklepu i ja się rozkręcam: widzę ją w małej czarnej, stylową, obok na wieszaku burgundy aż mi się do niej śmieją, w szarych kolorach nawet monochromatycznie wygląda jak milion dolarów. Może stąd moje spostrzeżenie. Dla siebie oglądam oglądam i jak mi Pani niesie następną różową sukienkę to mam ochotę krzyczeć ze złości. Cóż jednak ma zrobić, w czarnym bez makijażu, tony biżuterii masakra, szarość obecna w sklepach nie dla mnie, te wszystkie zimne kolory- wyglądam jak opuszczona przez społeczeństwo hi hi. Daremnie szukać pięknych ciepłych fioletów, camelu czy innych a jak juz to kilka sztuk a reszta zimna ciemna . Tak wyglądają sklepowe półki jak wielka plama zimnych barw i jakiś przebłysk koloru jeden na milion ale…o kurcze za mały w biuście? Znam to z autopsji. Powiem Ci jeszcze że styl czasem narzuca sytuacja. Musze do pracy w szkole w klasach 1-3 mieć sportowe ubrania, w stylu klasycznym czy glamour nie poszalej ę na dywanie hi hi. Straszą z półek koszulki albo do pępka albo długie z cienkiej bawełny podkreślające każda fałdkę bo ta tkanina jest jak pergamin. Profilowana koszulka z grubszej bawełny do bioder to jak igła w stogu siana gdy sie znajdzie na kolor nie patrzę a potem…ja nie mam co na siebie włożyć hi hi hi jak w piosence
No rzeczywiście jest problem, bo trzeba wiele rzeczy ze sobą pogodzić. Ale czy masz jakiś jeden, ewentualnie dwa kolory takie z tych popularniejszych, które mogą Ci być neutralem? Takie na których możesz bazować i są na tyle uniwersalne, że nie jest trudno znaleźć ich w sklepie? Bo do tego zawsze potem można coś dobierać.
świetny tekst, dający do myślenia i na pewno wrócę do niego jeszcze kilka razy. Ja wciąż szukam, nie mogę się zdecydować z czego mogłabym zrezygnować, z czego POWINNAM zrezygnować, a do czego się przekonać. Brak mi obiektywizmu, kiedy patrzę na siebie w lustrze, a ponieważ jestem chodzącym kompleksem, praktycznie wszystko wygląda nie tak, jak sobie wyobrażałam :( Trudno w tej sytuacji określić w czym mi dobrze, w czym czułabym się kobieco…
oj Ania, nawet nie wiesz jak Cię rozumiem
Zawsze trzeba zacząć od jakiegoś punktu zaczepienia. Na pewno jest coś co lubisz ubierać ze względu na kolor lub krój, mogą to być nawet jakieś buty. I od czego zacząć budowanie – bo to Twój klasyk. Bo nigdy z tego nie zrezygnujesz. Na pewno jest taka rzecz…
Mam pytanie: w jakim wieku zaczęłaś szukać swojego stylu? Ja obecnie chodzę do liceum i ubieram się głównie tak, żeby było jak najwygodniej. Rozszerzane spódnice, szorty i kryjące rajstopy, legginsy (lubię podkreślać nogi) spodnie z materiałowe (w zasadzie oby nie jeansy, uważam, że jeansy są nie wygodne), proste, luźne bluzki najlepiej rękaw 3/4, albo na ramiączka, marynarki, rzadziej swetry, proste sukienki, ograniczona biżuteria (właściwie tylko jeden zegarek, od święta kolczyki). Wszystko dosyć słodkie, kolorowe, ale nie mdłe. Makijaż albo różowy/fioletowy, albo złoty. Ostatnio koleżanka stwierdziła, że taki „klasyczny” styl mi pasuje, bo podkreśla moją sylwetkę(wąskie ramiona i biodra, niewielki biust, dość widoczna talia, szczupłe, długie nogi).
Z drugiej strony, pociąga mnie grunge. męskie koszule, poszarpane, luźne spodnie, przykrótkie koszulki, mocny makijaż….Niezbyt się to ze sobą łączy, a i z jednego żal zrezygnować i z drugiego.
Zawsze mniej więcej znałam swoją estetykę, ale dopiero od czasu prowadzenia bloga starałam się ograniczyć ją pewnymi zasadami. Największym moim zmartwieniem było zawsze to, że gdy się postarałam dostawałam zawsze komplementy, bo potrafiłam naprawdę zrobić wrażenie strojem. Ale z drugiej strony, gdy mi się nie chciało wyglądałam bardzo kiepsko. Musiałam znaleźć kompromis między wyglądaniem kiedy się bardzo staram i wtedy kiedy mi się nie chcę i troszkę w bardziej przemyślany sposób robić zakupy. Ale estetykę masz w sobie, to siedzi, tylko trzeba pomyśleć i ubrać to w reguły.
Z opisu mi się to bardzo dobrze łączy. Możesz być taką niepowtarzalną chłopczycą w luźnych ciuchach, ale z ciekawym makijażem, zadbanymi paznokciami i gustownymi dodatkami. Do poszarpanych jeansów super pasuje torba z prawdziwej skóry na przykład. Myślę, że na dobre też by Ci wyszło ograniczenie paletki kolorów do trzech ulubionych i dobieranie innych kolorów tak, żeby pasowały do tych trzech podstawowych.
co do tego starania: też tak miałam, ale u mnie to było dlatego, że sobie zrobiłam dziwaczne rozgraniczenie na ciuchy codzienne (nie szkoda mi) i odświętne. W efekcie na święta czy inne tego typu okazje byłam odstrzelona jak stróż w Boże Ciało, a na co dzień bardzo przeciętnie. Zasada, którą Ty też promujesz, by mieć ciuchów mało, świetnej jakości i spójnych stylistycznie pozwala na ubieranie się i na co dzień i odświętnie w mniej więcej to samo, i zawsze w miarę dobrze wyglądać.
Czy już Ci Mario dziękowałam za to , że jesteś?
O, to właściwie podobnie miałyśmy z tymi efektami wysiłku i swobody.
Uwielbiam na Twoim blogu to, że nie tylko post, ale i komentarze są bardzo inspirujące : )
A co do samego tematu: widzę u siebie problem o którym piszesz, oj widzę. A przyczyn jest chyba kilka, wymienionych już częściowo przez dziewczyny wyżej. Po pierwsze – brak pełnej świadomości siebie.Po drugie – brak gotowości do rezygnacji. Po trzecie – kompromisy zakupowe.
Ale nie jest tak tragicznie, jak może to brzmieć ; )
1. Świadomość przychodzi z czasem, tak myślę. Z jednej strony bardzo bym chciała już mieć ten styl, już mieć te idealne ciuchy w szafie i po prostu mniej o tym myśleć. Ale ten czas jest potrzebny. Zauważyłam np. że w pewnym momencie rzekłam sobie: koniec z rozkloszowanymi falującymi spódnicami. Nie mam już kilkunastu lat, chcę wyglądać poważniej, będę nosić wąskie. Zresztą te szerokie i w kolano to mnie skracają, bom niska. I owszem, wąskie spódnice polubiłam. Ale uświadomiłam też sobie, że te falujące, dziewczęce również lubię. I że nie muszę obsesyjnie myśleć o tym co mnie „skraca”. Jestem mała i lubię to w sobie – po co się na siłę wydłużać?
2. Z nauką rezygnowania jest trudniej. Myślę jednak (popraw jeśli się mylę) że nie każdy musi mieć styl tak wąsko zdefiniowany jak Emmanuelle Alt. Tzn. że w moim stylu jest miejsce i na spodnie i na spódnice, byle nie na każdy fason ;) mam też listę rzeczy których na pewno wiem że nie założę – czyli jednak wszystkiego nie chcę. Staram się pielęgnować w sobie taką wiarę we własny gust i intuicję . Żeby nie zmieniać zdania pod wpływem oglądania stylu każdej nowo poznanej kobiety. Ech…: / dlatego właśnie staram się za wiele inspiracji nie oglądać – ale szukać odpowiedzi na pytania w sobie.
3. Jako że styl się ciągle definiuje, to na razie z zakupami jestem ostrożna. Niemniej jednak już widzę ten problem – brak poszukiwanej rzeczy w sklepach. W ogóle brak w sieciówkach rzeczy w stylu który lubię. Dlatego Mario jestem Ci zawsze wdzięczna za linki do polskich małych projektantów, ludzi, którzy szyją coś w swoim stylu. Nie wszystkie te sklepy są dla mnie, ale mam nadzieję, że znajdę choć kilka takich, w których będę widziała „moje” rzeczy : )
Przepraszam za długaśny komentarz ; )
Chciałabym pewnego dnia wysłać Ci moje zdjęcia z podpisem: to styl który wypracowałam dzięki Twoim radom :)
Wspaniale, zgadzam się , że Alt to ekstremum i ogromne zdecydowanie. Nie trzeba być aż tak zdefiniowanym, jednak dla mnie to ideał na pokazanie konsekwencji. Bardzo będę szczęśliwa oglądając Twoje zdjęcia. Zrobię taki post z linkami, tylko, że to będzie wymagało dosyć dużego researchu, bo chciałabym polecać jedynie to z czego sama korzystałam. Ale będę zbierać takie linki :)
Dzięki! :)
O Jezuuu!
Na ten post czekałam, tego posta potrzebowałam!
Chociaż nigdy do Ciebie, Mario nie napisałam żadnego maila, to miałam podobne dylematy. Chociaż ja mam swój styl…w głowie. Wiem, jakie elementy miały by się na niego składać…tylko ciagle się zastanawiam; czy ja na pewno jestem tym typem kolorystycznym? Albo; Chce stworzyć neutralne: czerń, ciemna szarość, akcenty np. czerwień i intensywny niebieski. Ale co z fioletami? one są takie piękne! a ciemna zieleń? uwielbiam ten kolor! może bordo/ wino…? ahh!
I tak się miotam miedzy tymi kolorami! Albo myślałam, żeby buty kupować tylko czarne i brązowe (skórzane) ale wczoraj widziałam piękne szpilki w wyżej wymienionych kolorach i tak mi się podobały! tylko, ze kolorowe buty i kolorowe ubrania od razu tworzą pewne ograniczenia, bo czerwone szpilki do fioletowej bluzki? w sumie czemu nie, ale jest to potencjalnie ograniczające.
Wiem, ze początkowo będę nadstawiać się na stopniowe zapelnianie szafy neutralami zarówno jeśli chodzi o obuwie, jak i odzież, niemniej dla mnie to właśnie kolorowe rzeczy są tym, co skupia moją uwagę najbardziej i w tym aspekcie byłoby dla mnie problemem ograniczenie się.
Inna sprawa to, że ja cały czas sobie powtarzam: tak chce wyglądać, to jest w moim guście, jednocześnie dodając; nie kupie tego, bo jeśli już miałabym to zrobić, to chce aby ta rzecz była wysokiej jakości, a przecież ja chcę schudnąć ;P I tak cały czas: no, przecież nie kupie sobie koszuli za 200zl, bo zacznę ćwiczyć i będzie mi za duża i co wtedy?! czas leci, a ja mam ciagle ten sam rozmiar :D samą mnie to śmieszy, ale tak naprawdę myślę.
Chciałam jeszcze dodać, ze to niezdecydowanie jeśli chodzi o styl wynikać może z niezdawania sobie sprawy, ze tak naprawdę nie podoba nam się TYLKO tenże styl, ale cała stylizacja dobrana do urody modelki. Ja tez gdy widzę eteryczną blondynkę w błękitnym płaszczu (zdj. z jednego z Twoich ostatnich postów) chciałbym mieć ten płaszcz. chociaż akurat fason ma w moim guście to wiem, ze ten kolor by mnie skrzywdził.
Jeśli widzimy piękną kobietę, której uroda i osobowość jest wydobyta/ podkreślona przez jej strój…to się wydaje wręcz naturalne, że chcemy jak ona, wyglądać pięknie i spójnie.
Inna tez sprawa, że nasze osobowości są złożone i wiele cech chcielibyśmy wyeksponować… ja się swietnie czuję zarówno w skórzanej motocyklowej kurtce, jak i stylizowanej na męską marynarce, czy spódnicy ołówkowej. Czy nie da się tego połączyć? moim zdaniem da (chociaż nie próbowałam:)), wystarczy znaleźć wspólny mianownik.
Dziękuje, ze ten post. Mimo, dość sprecyzowanych wyobrażeń i cech jakie miałyby się zawierać w moim nowym wizerunku, potrzebowałam go. Po prostu.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Wspólny mianownik – otóż to. To jest właśnie styl. Bardzo mi się podoba wszystko, co napisałaś, mogę się również i ja pod tym podpisać. Z tymi butami kolorowymi to wiem jak jest ciężko, ale trzeba je zignorować – wierz mi. wydaje mi się, że ta zasada z brązowymi i czarnymi jest super. Coś Cię musiało skłonić do takiego postanowienia, więc nie daj się pokusie i uwierz, że przy podejmowaniu takiej decyzji byłaś nieomylna. Nie zmieniaj zdania, bo okoliczności się TROSZECZKĘ zmieniły :)
Do takiego postanowienia skłoniło mnie posiadanie m.in. błękitnych balerinek, które potem do niczego nie pasowały :)
Zaś czerne i brązowe buty dobrze wyglądają z każdym kolorem ubrania, szczególnie gdy są skórzane… i ja po prostu uwielbiam brązową skórę!
Myślę, że kiedyś skuszę się na czerwone szpilki – połączenie grafitu/ciemniej szarości i czerwieni jest przepiękne, co uświadomiło mi zdjęcie w jednym z Twoich postów, i na pewno kiedyś stworzę podobny zestaw.
Coś czuję, że zasadę neutrale + akcenty zastosuję również przy zakupie obuwia :)
Po tym poście wyjęłam z szafy jedną ze swoich, jeszcze trzy lata temu, ulubionych spódnic, postałam w niej dłuższą chwilę przed lustrem, po czym odłożyłam na stertę rzeczy do wydania. Sterta rośnie i rośnie i mam nadzieję, że wkrótce opuści mój pokój.
Jak to z moim stylem było, jest? Przechodziłam różne fascynacje. Ludowość, retro, jakieś dziwne eksperymenty… Prawie zawsze jednak mój sposób ubierania się odzwierciedlał to, co w środku siedziało; prawie zawsze czułam się ubrana, nie przebrana.
Teraz mam w głowie większy porządek, choć i więcej dorosłych, dojrzałych spraw mnie zajmuje. Szukam porządku wewnątrz i na zewnątrz. Jeśli chodzi o ubrania, staram się wybierać tylko rzeczy, w których czuję się jak milion dolarów i nad którymi nie muszę się za bardzo zastanawiać, z czym by je tu połączyć, żeby dobrze wyglądać. Według mnie własny styl bierze się z głowy właśnie, ze świadomości własnej wartości. Przymiotnik „własny” jest tu słowem-kluczem.
Piszesz o tym, że kobiety, z którymi korespondowałaś, z jednej strony chciały rady, z drugiej eksperymentowania i ciągłej zmiany. Ja w swoim przypadku nie widzę w tym sprzeczności. Zimą wyglądam inaczej niż latem, w pracy inaczej niż w górach (ekstremalny przykład, bo tam to raczej nie wyglądam :)). Lato jest dla mnie takim czasem noszenia zwiewności i kolorów, podczas gdy w miesiące pracujące staram się wyglądać poważnie :).
Pozdrawiam!
Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że są różne uwarunkowania i nie zawsze jesteśmy w stanie wyglądać tak samo. Chodzi jednak o pewną myśl przewodnią, którą chciałyby ode mnie usłyszeć czytelniczki i którą im przedstawiam po dokładnym zapoznaniu się ze szczegółami. Tylko, że ta myśl przewodnia wkrótce ulega podwojeniu lub potrojeniu przez nie :) A każda nowa myśl przewodnia idzie w zupełnie inną stronę niż poprzednia, hihi. Tak się nie da :)
A, teraz już rozumiem :). Fakt, nie da się, chyba że do końca życia chce się eksperymentować. Ale wtedy pewnie nie męczy się nikogo o wskazanie właściwej drogi :).
Ogromne podziekowania za post! Potrzebowalam, zeby ktos wreszcie powiedzial glosno to, o czym wiedzialam ale nie chcialam sie przed soba przyznac. Czytam Twoj blog po wielokroc I zawsze przywraca mnie do pionu w chwilach zwatpienia. Pozdrawiam z konca swiata (niemal).
Dziękuję również :) Bo czasami za dużo się słyszy, że można sobie na wszystko pozwolić. O nie. Co do stylu jestem zwolenniczką dyscypliny :)
Droga Mario, mam pytanie.Jakieś trzy miesiące temu wysłałam do Ciebie E- maila. Czekam cierpliwie na odpowiedź choć zastanawiam się czasem czy doszedł. Daj znać czy dotarł a poczekam dalej. Dziękuję. Ewa
Ewo mam maila od Ciebie. Został wysłany 2.03, tak więc miesiąc temu :) Jeszcze nie dotarłam.
Mario, trafiasz w sedno w tym wpisem. Jest u mnie w pracy dziewczyna, która wyróżnia się wśród innych bardzo. Nosi ubrania w kilku tylko kolorach: czarnym, szarym, granatowych i czasem coś białego. Fasony ubrań proste i „czyste”, spodnie rurki dżinsowe lub materiałowe, często nosi proste, lekko taliowane żakiety, a do tego świetne czarne sztyblety. Czasem zakłada jakąś tunikę do rurek. W uszach małe kolczyki, na ręku prosty, ładny zegarek i zawsze kreska na oczach. I piękne, zadbane dłonie. Wygląda po prostu świetnie i na pewno ma swój styl. Zauważyłabym ją nawet gdybym nie interesowała się tymi tematami i nie czytała Twojego bloga ;-) Moim problemem jest brak stylu lub może inaczej: bardzo powolne odkrywanie go. Jakoś wolno i w bólach mi to idzie :-) Ale przyznam, że już nie mam zbyt wielu pokus i nauczyłam się podziwiać pewne ubrania, kolory i style na innych kobietach. Nacieszę oczy i na tym poprzestaję. Dobre i to! Serdecznie pozdrawiam.
I oczywiście podziwiasz tę dziewczynę za jej konsekwencję, a niekoniecznie chciałabyś spapugować to jak ona się nosi… Nawet gdyby to była masa kolorów i zwiewności, falbanki, ale noszone konsekwentnie to byśmy się zachwycały taką osobą. Super :)
Z ust mi to wyjęłaś, ale już nie chciałam przynudzać za długim swoim komentarzem ;-)) Nie zamierzam jej kopiować to prawda, zresztą w czerni mi fatalnie ;-) ale tak, zerkam z przyjemnością i podziwem.
od dłuższego czasu staram się unikać takiego rozstrzelenia- z różnym skutkiem.
fakt, że u mnie jest kilka elementów, które uwielbiam, i są dla mnie evergreen.
ale chyba coraz rzadziej decyduję się na ciuchy- nie z mojej bajki.
ba, nawet coraz rzadziej takie mierzę i coraz rzadziej oglądam.
wiem, że to nie moja bajka- stąd szkoda mi czasu na mierzenie i wyobrażanie sobie niewiadomo czego.
może zaczynam być w końcu świadoma swojego stylu, a może po prostu się starzeję ;-)
Nie wiem szpiegulko, czego to jest efektem, ale dla mnie na pewno to jest pozytywne zjawisko. Rozwaga na zakupach jest cool :)
trochę starość ;-)
ostatnio zupełnie mnie nie ruszyła promo w reserved, mimo, że mają koszulki z małą mi! ;-)
rozwaga nie tylko na zakupach- rlz. ;-)
Na razie nie potrafię się zdecydować na jeden konkretny styl…widocznie to jeszcze nie jest ten moment :) Ale wychodzę z założenia, że nic na siłę. Kiedyś z pewnością przyjdzie taki moment, że zapragnę bardziej sprecyzować zawartość swojej szafy.
Można też szeroko zdefiniować pojęcie stylu i po prostu tak dobierać ciuchy, żeby wszystko ze sobą współgrało :)
Na początku czytając ten post nie wiedziałam o co w ogóle chodzi, przecież dodawanie różnych elementów, nowe inspiracje i zmiany to cała frajda z mody! Później jednak uświadomiłam sobie, że piszesz genialne rzeczy i to jest właśnie recepta na „problemy” z własnym wizerunkiem. Bez określonego stylu, który byłby dla mnie podstawą, nadal będę stała przed szafą myśląc: „Nie mam się w co ubrać!”. Zawsze będzie mi coś „nie grało” w stroju i czegoś mi brakowało. Czas zastanowić się nad własnym stylem, odnaleźć go. Na razie wiem, że o wiele częściej niż moje rówieśniczki zakładam sukienki i spódnice oraz że nie znoszę widoku wrzynających się leginsów!
Dziękujemy Ci Mario za ten wpis! :)
Oczywiście, bardzo trafnie to ujęłaś. Zgodzę się, że styl jest podstawą :) Wierzę, że będzie dobrze u Ciebie!
Myślę, że styl może ewoluować, zresztą „własny styl” nie zawsze równa się „tylko TA sylwetka”, „wyłącznie takie kolory”. Niezdecydowanym w kwestii stylu najbardziej chyba by pomógł proponowany przez Ciebie kiedyś mood board. Bywa, że skondensowane w nim inspiracje są tak różne, że mogłyby wygenerować kilka różnych stylów. (Ja swój mood board stworzyłabym z inspiracji militarnych, japońszczyzny i… lat 70.) Wyobrażam sobie, że na początek można by próbować różnych stylów, dyktowanych przez różne elementy mood boardu właśnie. Po pewnym czasie stałoby się jasne, w który styl wybieramy najczęściej.
Ależ oczywiście. Tylko że ja ten mood board traktuje jako jeden styl właśnie, bo to jest ta unikalna mieszanka o której mówisz i to ona tworzy jeden spójny styl. Trzeba sobie znaleźć własną linię przewodnią :) Jak widzę u ciebie już jest ♥
Trafiłam tu dzięki Magdzie z Soie. I jestem zachwycona. Dużo konkretów, mało lania wody.
W tym tekście szczególnie odnajduję siebie, bo ciągle, zamiast trzymać się tego, co dla mnie dobre, szukam, eksperymentuję. Przez to o mojej szafie zwykłam mawiać- eklektyczna, ale ona jest po prostu niespójna, tak jak mój styl.
Pozdrawiam serdecznie!
PS. Ale mi się trafiło, jestem 1000 fanem na fb:). Także gratuluję tysiąca!
Teraz to już jesteś fałszywie skromna hihi, masz fajny styl właśnie, ja od razu widzę elementy które się powtarzają :) I mamę masz fajną :))) No tysiak to brzmi dumnie, dzięki.
świetny post!
sama dążę do estetyki french chic, uwielbiam taki styl, lekko „niezrobiony” i czuję się świetnie póki nie wyjdę z domu i nie zobaczę dziewczyny w najmodniejszych ciuchach z perfekcyjnie ułożonymi włosami… chyba muszę popracować nad pewnością siebie!
Zdecydowanie. Albo poćwiczyć z makijażem, który wymaga niewielkiego nakładu pracy i wybrać jakąś fajną opcję z włosami – tak żeby zawsze przed wyjściem wycisnąć to minimum. Post o tym na pewno będzie, już mam zamysł w głowie :)
Twój komentarz, niby taki prosty, ale pomógł mi. Zdałam sobie sprawę, z tego że wiem w jakim kierunku chcę podążać. Dziękuję Ci. Ma być prosto, wygodnie, nieco elegancko, nieco nonszalancko. Co do kolorów, teraz jest ich u mnie zdecydowanie za dużo, mam już swoje typy na jakie trzy postawić, chociaż liczę też na Twoją pomoc (wysłałam Ci swoje zdjęcia do analizy). Jednak na razie będę korzystać z tego co już mam w szafie, przecież nie kupię na raz wszystkich idealnych ubrań, to byłoby zbyt proste. Pierwszy krok w dobrą stronę już zrobiłam, mój ostatni zakup to prawdziwa skórzana kurtka, czarna i w bardzo klasyczna. Teraz zamierzam wybrać do niej i nie tylko skórzane botki, i tak dalej powoli szukać tych idealnych ubrań. Wierzę, że uda mi się spokojnie i bez pośpiechu znaleźć naprawdę mój styl. Pozdrawiam
Świetnie, jeżeli to będziesz robić bez pośpiechu to musi się udać. Spokojnie, natkniesz się na idealne rzeczy w momencie w którym się nawet nie spodziewasz. Tak jak ja dzisiaj na buty, tylko jeszcze muszę się zastanowić chwilkę :)
Tak, to prawda, że własny styl wymaga konsekwencji i selekcji, chociaż czasem serce boli :( Pewnych ubrań czy dodatków po prostu nie powinno się ze sobą łączyć, gdyż zamiast całości swobodnej i pełnej wdzięku wyjdzie chaotyczna mieszanina. Ale różnorodność jednak kusi. Ja znalazłam na to wentyl bezpieczeństwa w postaci ubrań urlopowych. To są rzeczy, które noszę wyłącznie w czasie wyjazdów. Omijam więc dylemat: czółenka czy trampki :) Mam akurat taką pracę, że muszę ubierać się dość formalnie – czółenka, ołówkowe spódnice, żakiety, jeśli biżuteria, to jubilerska. A w czasie wolnym – hulaj dusza. Jakieś przykrótkie porcięta, tuniki, paciorki etno, tekstylne torby, espadryle. Zachowuję jedynie „moje” kolory, bo w tych jednak najlepiej się czuję, ale do granatu dorzucam na przykład piaskowy beż, którego nie mam w zestawie „oficjalnym”. Pasuje mi do atmosfery wyjazdów. W końcu, sposób ubierania się zależy też od okoliczności zewnętrznych. Bardzo lubię czółenka i dobrze się czuję na 7-centymetrowym obcasie, ale przecież nie wyruszę w takich butach na zwiedzanie świata, a w ołówkowej spódnicy nie siądę sobie na schodach przed katedrą. Dość radykalnie zmieniam więc wizerunek i czuję się zupełnie jak nowa :)
Tekst uderza celnością spostrzeżeń, a komentarze stanowią doskonałe dopełnienie. To nie częste zjawisko :) Ze środowiska mody podziwiam Karla Lagerfelda. Obserwując jego styl na przestrzeni powiedzmy 20 lat zauważyłam u siebie następujące zmienne odczucia: w wieku nastoletnim – wow, ależ on ma styl; w wieku dwudziestu paru lat – trochę jest nudny, ciągle wygląda tak samo; obecnie – wow, stylowy, konsekwentny mężczyzna. Czyli wracamy do punktu wyjścia ;) Sama mniej więcej wiem, czego chcę. Gdyby jeszcze odzieżowi decydenci mogli sprostać moim oczekiwaniom to byłoby super. Bo obecnie jest nijako, niskiej jakości, tanio czyli drogo.
PS Mam kilka wachlarzy, których używam latem. Rozglądam się za ciekawymi okularami.
hm, myślę, że to trochę tak, że obiektywnie doceniam piękno pewnych rzeczy.
a jednocześnie jestem świadoma faktu, że choć piękne- to nie pasują do mnie.
Wspaniały post Mario, znakomicie ujęłas ten temat. Zaraz po studiach mieszkałam przez kilka lat w Paryżu i przez pierwszy rok mojego tamtejszego życia chodziłam codziennie do szkoły językowej. Poznałam tam dziewczyne z Litwy która miała niesamowity styl. Codziennie była ubrana tak samo: czarny golf, ciemne dżinsy „slim” i wiązane płaskie buty. Latem zamieniała golf na czarna koszule z jedwabiu. W zimie nosiła czarny płaszcz ale o niesamowitym kroju, niby prosty, a jednak o architektonicznej konstrukcji (Margiela?). Do tego tylko stalowy, męski, piękny zegarek. Dopiero po paru miesiącach zorientowałam sie, ze to była Pasha Cartier. Właśnie na tej dziewczynie zauważyłam po raz pierwszy ten paradoks, ze to właśnie tak oszczędne środki powodowały ze ona wygladała niesamowicie. Ja z każdym dniem coraz więcej miałam ochotę jej sie przyglądać i widziałam każdy najmniejszy detal jej ubrania (stad te marki powyżej :-) ). Była dużo bardziej konsekwentna od Emmanuel Alt …. . Minęło ponad 10 lat, a ja cały czas mam ja przed oczami, to najbardziej stylowa osoba jaka kiedykolwiek poznałam. Myśle, ze tajemnica siły wyrazu tego jej stylu było to, ze jej rzeczy były znakomitej jakości, takie naprawdę z najwyższej półki. Na zakończenie – ona miała zawsze twarz sprawiająca wrażenie zupełnie nieumalowanej, długie włosy ściągnięte do tylu i piękne wypielęgnowane dłonie, nigdy nie pokryte nawet bezbarwnym lakierem.
Acha, jeden, jedyny raz założyła biały prosty sweter, to był szok, wszyscy to zauważyli :-).
Cudowny komentarz, dzięki że się podzieliłaś tym, bo to jest cholernie inspirujące. Uwielbiam takie kobiety, które są konsekwentne i takie, które potrafią docenić piękno w powtarzalności :)
Dziękuje Mario. To dopiero mój drugi komentarz internetowy w życiu … Zachęciłas mnie :-)
Mnie od razu staje przed oczami Einstein, ktory w swojej szafie mial kilka identycznych marynarek, identycznych spodni i identycznych koszul. Podobno, zapytany o swoj „styl” powiedzial, ze nie chce music sie zastanawiac w co sie ubrac. Ma inne rzeczy do przemyslenia :-)
:-) dobre. Mundurek ma swoje niezaprzeczalne zalety…
Świetny post, trochę zdziwiło mnie, że osoby które poprosiły o radę w sprawie stylu, potem piszą do Ciebie o pokusie spróbowania innych styli, tak jakby potrzebowały zawsze zewnętrznej opini i przyzwolenia, a nie miały wewnętrznie postanowionego celu, oparcia w sobie… Nie wiem dlaczego ale to mnie najbardziej w tekście zaintrygowało… Nikogo nie oceniam, bo też nie znam żadnej sytuacji osobiście, ale to chyba trochę smutne, że tak wiele osób sobie nie ufa i jest niezdecydowanych.
Z ukierunkowaniem na dany styl jest trochę jak z dietą – coś w sklepie nam się bardzo podoba, ale wiemy, że „nie powinniśmy” tego kupować. Czasem trafiam na takie pokusy, jednak wtedy przypominam sobie te wszystkie inspirujące zdjęcia, które pchnęły mnie do ograniczenia moich stylowych ram do minimum. Może nie mam tak charakterystycznego looku, aby codziennie chodzić w niemal identycznych zestawach albo codziennie być elegantką. Lubię założyć najprostszy sweter, cygaretki i buty a la derby albo, do tego samego swetra, luźne jeansy i klasyczne vansy. Jednak osoby, które mnie znają widzą u mnie konsekwencję, mówią, że jestem dziewczyną od vintage’owych szortów – to chyba najlepszy komplement:)
Tak sobie dumam i wydumałam, że niezdecydowanie i brak stylu w dużej mierze dotyczą osób podatnych na sugestie speców od marketingu. No przecież dekoratorzy witryn w różnych sieciówkach uczą się jak wyeksponować ciuch, żeby krzyczał: „kup mnie, kup!”. i taka jedna z drugą się nawet nie zastanawia, co i jak tylko kupuje, bo promocja, bo 50% off, bo coś tam. Marketing w przemyśle odzieżowym moim zdaniem polega na pobudzaniu potrzeb klientek, natomiast kreowanie mody ma na celu skrócenie czasu używalności produktu. I znowu osoby podatne na te sugestie zeszłoroczną kolekcję np. Zary uznają za obciach.
Posiadanie własnego stylu pozwala na uniknięcie tego typu pułapek.
Nie, no fajnie jest mieć najnowsze ciuchy, ale za rok mogą one być w oczach fashionostek od siedmiu boleści kompletnie passé.
I po co nam to?
Z drugiej strony brak zdefiniowanego stylu jest przywilejem młodości, tak samo, jak różnego rodzaju poszukiwania drogi życiowej, zawodu, zbieranie doświadczeń.
Żeby było śmieszniej, sama swój styl odnalazłam dopiero grubo po trzydziestce. I mam to w nosie, że komuś może mój sposób noszenia się nie podobać. Jest to mój gust i koniec.. Posiadanie zdefiniowanego stylu ma same zalety: nie wybrzydzam w sklepach, nie zastanawiam tygodniami, decyzje podejmuję błyskawicznie, nie ulegam chwilowym impulsom. Jestem betonem i jestem z tego dumna :)
Pozdrawiam Cię Mario.
Tak sobie myślę… Sama staram się i szukam tego najbardziej swojego stylu, mniej więcej jest zdefiniowany, ale na pewno nie w 100%… Bo:
a)nasze charaktery są raczej złożone, raz mam ochotę być Lady Gaga, raz Monicą Belucci, innym razem Świtezianką
b)nie zawsze możemy się ubierać tak, jak byśmy chciały, ogranicza nas wiele – a to praca, gdzie strój często bywa mocno z góry narzucony, a to warunki – na urlopie ubierzemy się inaczej, często też pory roku determinują w jakiś sposób choćby kolory które wybieramy
c) cokolwiek chcemy kupić (fasony, kolory, materiały), gdy konfrontujemy to z zawartością sklepów, często bierzemy po prostu to co jest – w końcu w czymś trzeba chodzić…
Ale tak jak piszę, szukam i z tekstem się absolutnie zgadzam. Jak zawsze świetny, inspirujący, motywujący… :)
Myślę, że własny styl to nie jest coś, co się wybiera, ale coś, co jest naturalną konsekwencją stylu życia, tak jak u mnie wygodne płaskie buty są konsekwencją tego, że przemieszczam się z buta lub na rowerze, lubię w środku dnia wyjść sobie ot tak do lasu i lubię móc to zrobić w stroju, w którym siedzę aktualnie przy biurku. Całe życie też dokładam starań, żeby się drastycznie nie spóźniać w różne miejsca, więc styl, który wymagałby długiego dopracowywania przed każdym wyjściem, też nie jest dla mnie. To już zawęża opcje wyboru. Kolejny ogranicznik – typ figury – tu już trochę bardziej boli, kiedy trzeba zrezygnować ze ślicznych rzeczy nie dla nas, ale też pozwala spojrzeć na siebie z dystansu i czasem nawet to, co nam ogranicza wybór, potraktować jako atut – tak jak np. szerokie ramiona, o których ktoś wyżej pisał i których też jestem posiadaczką. Kolejny etap – paleta kolorów – ja właśnie konsekwentnie ją zawężam według moich słów kluczowych: ciemne, intensywne. Dopiero wtedy można spojrzeć na możliwości, które nam zostały i zdziwić się, jak dużo ich NADAL jest i jak pięknie można je ze sobą połączyć – bo drogą eliminacji często udaje się wyłonić to, co ładnie współgra ze sobą. Potem można wybrać już konkretne słowa-hasła i na ich podstawie zrobić sobie mood board.
Styl może i moim zdaniem nawet powinien ewoluować – można całe życie nosić czarne spodnie i białą bluzkę i to też jest OK, ale nie musi to być cały czas taka sama bluzka i takie same spodnie. Czyli można też w ramach swojego stylu poeksperymentować. Znając go, można spojrzeć na inny, który nas w danym momencie zafascynował i wybrać z niego te elementy, które mieszczą się ramach tego, co już mamy wypracowane. Właśnie to próbuję robić ostatnio i zdziwiło mnie, jak szeroki jest ten wspólny mianownik i jak dużo elementów obecnych w moim stylu od dawna odnalazło się na nowo :)
Początkowo chciałam się z Tobą nie zgodzić. Styl stylem, jednak każda z nas raz na jakiś czas potrzebuje małego szaleństwa – sukienki innej niż wszystkie, kurtki, która będzie tak dziwna i niepasująca, aż cudowna, płaskich butów, gdy nosimy obcas itd. Ale od kilku tygodni mam bardzo intensywnie w życiu zawodowym i ostatnią rzeczą, o której chce myśleć, to co ubrać do pracy. I dziś rano odkryłam, że od ponad tygodnia katuję evergreeny z mojej szafy: oksfordki, rurki i sweter w czarno-białe paski, granatowe sukienki łączone z casualowymi żakietami (dżinsowa kurtka zawsze najlepiej) i inne zestawy, których przygotowanie zajmuje mi 3 minuty. Więc tak, stanowczo jednak muszę się z Tobą zgodzić :) Dobrze mieć chociaż część szafy, gdzie wszystko do siebie pasuje :)
Witaj Mario, świetny tekst:) ja ze stylem problemu nie mam, bo odkąd pamiętam jestem taką chłopczycą, której ulubionym kolorem jest szary, fryzurą kucyk, a wszystkie dodatki mam w męskim stylu. Sukienek i wzorków w kwiatuszki u mnie nie ma, bo źle bym się czuła. Z Twojego bloga dowiedziałam się, że mój styl to tomboy, a że uświadomiłaś mnie, że jestem 'czystą wiosną’, to wprowadziłam trochę 'moich kolorów’ to tej ukochanej szarości i wyglądam i czuję się naprawdę dobrze:) pozdrawiam serdecznie
Bardzo lubię czytać Twoje wpisy, są prawdziwą inspiracją. Odkąd pamiętam preferowałam jeden, określony styl. Nadszedł jednak moment, kiedy uległam pokusie eksperymentowania i próbowałam podążać za aktualnymi trendami nie zważając na spójność mojej szafy. Skończyło się na porządnym sprzątaniu i powrocie do przyzwyczajeń, które najlepiej odzwierciedlają to kim jestem. Nadal mam potknięcia, ale zawsze wracam do starych, dobrych nawyków. Dziękuję za możliwość prawdziwej refleksji nad modą. Warto tu wracać.
Właśnie przypadkiem odkryłam Twojego bloga, przeglądam i po prostu zachwycam się! A ten post jest najlepszym dowodem na wysoki poziom Twojej pracy; podziwiam i gratuluję, będę zaglądać.
Podstawą mojego stylu (bo myślę, że już go znalazłam) są klasyczne wąskie dżinsy, płaskie buty (najbardziej klasyczne fasony typu mokasyny, sandały-japonki czy oficerki, lub sneakersy), koszule, proste t-shirty, szare bluzy i trenche lub parki, do tego piękne skórzane torebki, męski zegarek i dwie drobne bransoletki. Neutralny makijaż, paznokcie zawsze pomalowane mleczną odżywką, codziennie włosy zebrane do tyłu w wysoki kok. NUDA.
I czasem faktycznie myślę sobie, że może powinnam być bardziej kobieca, może bardziej elegancka, może bardziej sexy? Wybrać obcasy, założyć coś obcisłego, rozpuścić włosy? Wybrać inny kolor niż szary, niebieski, granatowy, biały? Nie kupować ciągle takich samych rzeczy? A potem sobie myślę, że mi się nie chce, bo przecież tak mi jest wygodnie i przede wszystkim dobrze. Że taka jestem. Coraz rzadziej oglądam się na innych (właściwie na inne:)). To duży komfort.
Z drugiej strony, nie należy też wpadać w jedną szufladkę. Trochę boję się tego. Ale myślę, że jeszcze potrafię eksperymentować. Styl może (i może powinien?) ewoluować.
Fajnie dowiedzieć się, że takie dylematy są nieodłącznym elementem budowania swojego stylu. Dziękuję za ten post.
Szalenie inspirujący wpis! Mam mocne postanowienie: znajdę swój styl! Zacznę od gruntownych porządków w szafie. Zabralabym się za to teraz, już, natychmiast…ale nie chcę dziecka obudzić, więc jutro. A póki co oddam się lekturze pozostałych wpisów na tym blogu. Jeśli są równie ciekawe, to czuję, że spedze tutaj noc:) pozdrawiam serdecznie!
Cześć
Oj jak chciałabym znaleźć swój styl.. wiem tylko tyle że nie raczej nie może być on bardzo kobiecy i romantyczny,,…
bardziej surowy ., a zatem szukam
An
,,Styl jest bardzo osobisty. To nie ma nic wspólnego z modą. Moda jest na chwilę, styl jest na zawsze” Ralph Lauren
Czytając ten post zaczęłam przeglądać mój folder z inspiracjami dot. mody i natrafiłam na te słowa R.Lauren’a. Zastanawiam się, czy ja mam już swój styl. Wiem, co mi się podoba, w czym dobrze wyglądam i raczej mnie nie ciągnie do eksperymentów, więc może mam, tylko go nie umiem nazwać?
Ha, jaki wspaniały wpis! Jakoś tak się złożyło, że dla mnie zawsze jakiś styl – lepszy lub gorszy, bardziej lub mniej satysfakcjonujący albo wyraźny – był sprawą oczywistą. To był pewien bardzo konkretny, bardzo dokładnie umotywowany, przemyślany i zgodny z moją emocjonalnością wybór. Mam taką konstrukcję psychiczną, że do wszystkiego dorabiam teorię – w ubieraniu się jest tak samo. To wcale nie jest lepiej, nie stawiam się na piedestale. To może nawet ograniczenie. Głównie – ograniczenie wyboru. Właśnie to słowo – wybór – wydaje mi się kluczowe, kiedy mówimy o stylu. I nie chodzi tutaj o bezgraniczną wolność wyboru, która jest lansowana jako utopia kultury zachodniej. Chodzi mi właśnie o tę drugą stronę wybierania: zdecydowanie się na coś. Wybór jednej, wyraźnej i określonej drogi, z której się nie zbacza – choć pozwala się jej ewoluować. Styl to wiele opcji czegoś, co jest znane, namacalne, bezpieczne i wartościowe dla nas. To wygoda odcięcia się od miriad innych możliwości. Wiem, co mi się podoba i nie muszę oglądać się za czymś innym, eksperymentować, ryzykować, uczyć się od nowa, wracać do punktu wyjścia.
Ale nauczenie się umiejętności wybierania i decydowania się na coś wymaga czasu i poświęceń, może nawet siły woli. Myślę, że dlatego, zanurzone w świecie reklamy, z trudem opieramy się pozornej wolności wyboru.
Bardzo chciałabym mieć sprecyzowany styl i być konsekwentna w tym. Ale np. jeśli chodzi o doły, to nie mogłabym się zdecydować tylko na spodnie (rurki, cygaretki, boyfriendy) albo tylko na spódnice/sukienki. Czy to oznacza, że jestem niezdecydowana i nie mam sprecyzowanego stylu? Uwielbiam chodzić w spódnicach ołówkowych i kozakach, ale latem częściej unikam spódnic i sukienek,bo mam wrażenie, że nogi mi się bardziej pocą :) I tak mi przykro, że nie potrafiłabym się zdecydować na jedno. :( Chciałabym mieć francuski szyk. :(
tak to całe my…. jesteśmy mniej odporne a ten cały konsumpcjonizm ciuchowy… z witryn sklepowych tyle rzeczy kupi i szepcze zabierz… zabierz mnie do domu….. i wtedy trzeba włączyć racjonalne myślenie, narzucić sobie dyscyplinę i odejść jak najdalej =)
Witaj Mario! Na początku chcę powiedzieć, że UWIELBIAM twojego bloga! Nie da się nie wracać, do tego co już napisałaś. Jest cudowny! <3
Jestem w trakcie budowania swojej garderoby. Wiem na pewno, że nie dla mnie zwiewne sukienki, falbanki kokardy. Nie dla mnie róże, pastele, żółcie, lawendy, mięty. Źle się w tym czuję. Wg Twojej analizy kolorystycznej jestem ciepłą jesienią, ale lubię też kolory innych jesieni. Brąz, czerń i oliwkowa zieleń to dla mnie podstawa. Lubię też szarości, biel i beż. Mam też kilka rzeczy w innych kolorach: czerwoną bluzkę, którą uwielbiam, musztardowy sweter, granatową koszulę. A co do stylu to chyba coś pomiędzy sportową elegancją a… french chic. Ale… są pewne "ale". Generalnie chodzę w spodniach. Hmm… w zasadzie cały czas, od lat. Ale jakiś czas temu pojawiła się we mnie chęć noszenia sukienek (spódnic nie lubię). Możliwe, że do tego dojrzałam, dorosłam. Jeszcze nie mam takich sukienek, o jakich marzę – tutaj już mam sprecyzowane w głowie jak one będą wyglądać i w jakich kolorach, ale będą na pewno. No i jeszcze drugie "ale". Dodatki. Otóż dodatki noszę w stylu etno/folk. Uwielbiam bransoletki – najczęściej są to po prostu rzemyki, czy to same okręcone wokół nadgarstka, czy z drewnianymi lub miedzianymi koralikami. Bardzo też lubię kolczyki. Drewniane, z folkowymi wzorami. Nie wiem więc, czy da się nazwać jakoś ten miks stylów. Wygląda to najczęściej tak: czarne rurki, tunika/koszula/luźna bluzka typu nietoperz/sweter oversize w wymienionych kolorach i do tego ulubione dodatki :) Ale na lato planuję posiadać przynajmniej dwie sukienki :)
O tak, to cała prawda o mnie. Od lat poszukuję swojego stylu i dopiero niedawno pojęłam, że styl, to właśnie konsekwencja, która akurat w tej dziedzinie zupełnie mi nie wychodzi.
Ten wpis powieszę sobie nad łóżkiem! (Choć może lepiej jednak przy szafie…)
Jak wspaniałe przeczytać, że to nie tylko mój problem! Ale jeżeli inne dziewczyny też tak mają i udaje im się wypracować pewien styl to mi też się uda :D
Rzeczywiście najczęściej westchnienia wywołują we mnie podarte dżinsy i trampki oraz stylowe streetowe kreacje które wymagałyby ode mnie wymiany całej zawartości szafy… (gimnazjalna nostalgia ;p)