Nie jestem zbyt impulsywna. Jeśli coś mi się spodoba, nie wprowadzam tego natychmiast w życie, tylko zastanawiam się nad kontekstem w jakim to ma u mnie funkcjonować. Raczej więc są małe szanse na to, że zdecydowałabym się na zakup jakiegoś szalonego cienia do powiek i użycie go jeszcze tego samego dnia. Nie, ja bym się zastanowiła jak będę go nosić, do czego mi on będzie pasował, czy to jest jakieś jednorazowe zauroczenie, czy raczej zwiastuje to większą zmianę w stylu :) I wcale się tym nie chwalę – nie uważam żeby to było dobre bądź złe. Po prostu siebie znam i wiem jaki jest mój schemat działania. Czy też raczej myślenia.
Dlatego też, jeżeli decyduję się na jakieś zmiany, zawsze wprowadzam je powoli, żeby wybadać czy zdołam być z nimi konsekwentna i czy one rzeczywiście są dobrym pomysłem. Nawet jeżeli nie jesteś taką osobą jak ja, ale masz blokadę przed wprowadzeniem do swojego stylu jakiegoś powiewu świeżości, ten tekst może być dla Ciebie pomocny.
Chcę Ci pokazać na swoim przykładzie, jak wprowadziłam dość istotne urozmaicenie do mojego stylu. Do tej pory ubierałam się dość prosto i mam tu na myśli zarówno kroje ubrań, jak i kolorystykę mojej garderoby. Mimo że nie narzuciłam sobie tego tak naprawdę odgórnie, to w naturalny sposób skłaniałam się przez ostatni rok do neutralnych kolorów i sporej ilości niebieskiego. W tym roku bardzo poprawiło mi się samopoczucie (oczywiście podjęłam pewne kroki, żeby to się stało) i spojrzałam na świat przez różowe okulary. Chciałam zasygnalizować tę zmianę również ubiorem i zapragnęłam dla siebie błysku: cekinów, metalików, brokatu, biżuterii… Nie kolor, a błysk stał się moim celem.
Kupiłam cekinowe spodnie…
Myślę że nie jest to typowy element ubioru dla mnie, ale zaparłam się. Uwierzyłam, że mam odwagę się w nie ubrać. Skoro one sprawiają mi radość i mi się szczerze podobają, to nie odrzucę ich, tylko dlatego, że na pierwszy rzut oka do mnie nie pasują. I tak jak kiedyś zrobiłam z czerwoną szminką, tak teraz zrobiłam z cekinowymi spodniami… Małymi krokami doszłam do nowej normalności. Moja nowa normalność to cekinowe spodnie jako podstawa :)
Krok pierwszy
Najpierw przebieranki po domu. Ja niestety po domu się nie stroję, bo mam kota i lubię się z nim dość agresywnie bawić, ale po prostu przebierałam się na godzinkę i chodziłam sobie w tych spodniach, przyzwyczajałam się przechodząc obok lustra do widoku mnie w takim „dziwnym” stroju. Robiłam tak jak z czerwoną szminką kiedyś – codziennie zmuszałam się do tego, żeby malować usta i patrzyłam na siebie taką umalowaną. Z czasem widok takich mocnych ust, stał się dla mnie normą.
I dokładnie to samo robiłabym z innymi rzeczami. Dla przykładu: nie noszę dużych dekoltów, ale gdybym chciała, zaczęłabym najpierw nosić tego typu bluzki właśnie po domu.

Krok drugi
Wyjść z domu. Nie stylizować zbytnio, po prostu zawrzeć te spodnie w swoim ubiorze :) Zwykłe buty, płaszcz, żadnych fajerwerków, ale wyjść i zobaczyć jakie to uczucie chodzić w nich na zewnątrz. A uczucie jest bardzo fajne. Akurat wybrałam sobie słoneczny dzień na pierwsze wyjście i czułam się jakbym miała lustro na nogach. Zośka była zachwycona, bo oczywiście blask niesamowity! Tak na marginesie, to te spodnie mają fantastyczną podszewkę i są wygodne jak dresy. Kupiłam je na vinted :)
Ja tak naprawdę wyjścia na dwór nie traktuję jako okazji, żeby zobaczyć reakcję otoczenia – stało mi się to kompletnie obojętne jak reaguje na mnie ktoś inny. Bardziej interesuje mnie moja pewność siebie, moje samopoczucie, choć te dwie sprawy są ze sobą dość powiązane. I nie zamierzam nikogo pouczać jak do tego podchodzić i bardzo proszę, żeby też nie narzucać nikomu swoich przekonań. Intencja z jaką się ubieramy, patrzymy na styl, jak odbieramy reakcje innych – niech to będzie indywidualna sprawa.

Krok trzeci
Zdecydować się na ostateczną wersję. Zadać sobie pytanie – jak chciałabym łączyć to ubranie, makijaż, fryzurę itp. z innymi elementami. I tu akurat zrobiłam coś spontanicznego, co mi się nie zdarzyło już chyba od kilku lat. Przechodziłam obok butów (sądzę że niezbyt wybitnej jakości) i wyobraziłam je sobie z tymi spodniami i zdecydowałam się je kupić. Rozumiecie? Tego samego dnia coś zobaczyłam i kupiłam – niesłychane :))) Ale nie żałuję, czuję się świetnie w takiej wersji z kamizelką i sportowymi butami, a ta konkretna sylwetka skłania mnie też do tego, by spróbować z wersją w szarości. Czyli szarym sweterkiem lub longsleevem i szarą kamizelką.
Tak właśnie noszę te spodnie i taki miałam na nie początkowy plan, choć te konkretne buty i kamizelkę dokupiłam sobie później (kamizelka też jest z drugiej ręki).

Ja tak postępuję – nie rzucam się na wielką wodę, tylko wkładam stopę do wody, potem wchodzę do kolan, potem zanurzam resztę ciała, głowę na samym końcu. Można o takim rozwiązaniu powiedzieć wiele złego, ale największy jego atut w moim przypadku jest taki, że zmiany są trwalsze, a najodważniejszą rzecz z czasem zaczynam traktować jako normę. Sądzę że nie ma takiego elementu stylu, którego bym pragnęła, a którego nie potrafiłabym oswoić.
A czy Wy macie takie elementy w swoim stylu czy wyglądzie do których chciałybyście „dojść”? Które chciałybyście z czasem nazwać swoją normą? Dla mnie cekiny to już teraz klasyk i łatwizna! I pewnie za chwilę znajdę kolejną rzecz, którą urozmaicę swój styl :)
Ostatnio zastanawiałam się nad złotymi trampkami i dostałam świetną radę od koleżanki: to się tylko początkowo wydaje kontrowersyjne, ale jak już masz to przyzwyczajasz się i je nosisz. Pasują do wszystkiego…
Super koleżanka powiedziała :)
Dokładnie. Kupiłam i tylko najlepsza przyjaciółka była w szoku jak je zobaczyla-bo zna mnie najlepiej i mówi że nie sadzila ze ja kiedykolwiek takie buty ubiore. A do mojego.klasycznego stylu są idealne i wszyscy się nimi zachwycają. I najważniejsze, ze mi dodają pewności siebie i przełamują schemat :)
o akurat mam pierwszy raz dziś na nogach złote trampki i też przez chwilę miałam wątpliwości ale uznałam, że co mi tam :) pozdrawiam!
Ależ mi się podoba ten wpis! Aż sama zapragnęłam mieć cekinowe spodnie !
Ja od kilku lat nosze tylko białe, srebrne i złote buty. Nie mam innych i muszę powiedzieć, że dla mnie są najnudniejsze i neutralne w świecie.
Jak Ty cudownie piszesz ❤️ Ogólnie jesteś taka poukładana w tym swoim stylu. Tez bym tak chciała i spodnie tez super
Ja właśnie dziś nabyłam w lumpku spódnicę w lamparcie cętki, plisowaną. Coś zupełnie nowego dla mnie. Czuję się świetnie. Powoli przestaję się zastanawiać jak widzą mnie inni….
Gratulacje :) Przyznam, że też mi się marzy jakaś bardziej szalona spódnica. Na razie cekinowa to temat numer jeden!
Akurat o takiej metodzie trudno byłoby mi powiedzieć cokolwiek negatywnego. Przecież mało kogo tak naprawdę stać na spontaniczne zakupy ekstrawaganckich rzeczy i jeszcze pozwolić sobie na ich nienoszenie.
Mi się marzy oswojenie crop topów. Takich dziewczęcych, dekolt v, romantyczne rękawki. Ale jestem plus size, mam wystający brzuch i niestety, mam wtłoczone do głowy, że będą się na mnie nieprzychylnie gapić na ulicy. Chyba nie jestem w stanie tego przeskoczyć. Rozwazam za to zakup takiego crop topu na vinted i noszenie gdzieś na zagranicznych wakacjach, gdzie nie będzie karcącego wzroku polskiego przechodnia, złośliwych komentarzy ani zaczepek :)
Nie wiem, czy Ci to pomoże, bo nie wiem gdzie mieszkasz, co robisz etc. ale napiszę jak było u mnie. Przez bardzo długi czas bałam się nosić dekolty. Jakoś mi przeszkadzało, że ludzie na mnie patrzyli mimo, że dekolt nie był do pępka, ba często to były tylko dwa guziki nie zapięte. Zaczęłam rok temu oglądać instagrama Anny Gacek i bardzo mnie ośmieliło to, że ona nosi duży dekolt często oraz nie nosi stanika, mimo to nigdy bym nie powiedziała że wygląda tanio i wulgarnie. I zaczęłam nosić te dekolty, do pracy mniejsze, na imprezy większe i to ze mną zostało. Została ze mną ta radość, a wzrokiem innych ludzi zaczęłam się mniej przejmować, bo oni tylko patrzą. A ja za 5-10 lat będę żałować, że zrezygnowałam z czegoś co mnie tak cieszy i w czym czuję się fenomenalnie. Mogę polecić konto https://www.instagram.com/chloedallolio/, pięknej dziewczyny, która nosi mnóstwo wzorów i kolorów. Nawet jeżeli nie zainspiruję to chociaż można popatrzeć na ładną dziewczynę z dużą charyzmą.
Pomysł z oswajaniem ciucha za granicą gdzie nikt nas nie zna i kogo ocena nie ma dla nas znaczenia jest bardzo dobry. Ja tak „nauczyłam się” nosić szorty i sukienki bez legginsów. Serio, pierwszy raz od dzieciństwa pokazałam nogi w wieku 26 lat na wakacjach i teraz już swobodnie noszę się tak w PL nawet gdy mam cellulit, popękane naczynka, siniaki czy gdy nogi sa sinobiale po zimie ;)
Też uwielbiam styl Anny Gacek :) Jest dla mnie powiewem świeżości w tym instagramowym światku.
Beata, czy zdarzyło czy się doświadczyć czegoś takiego negatywnego, czy raczej przewidujesz, że tak będzie? Podobnie jak Dobrawa, myślę że dobrze byłoby zacząć od siebie i samej oswoić się z danym ubraniem. W sensie – tę decyzję czy nosić podejmować na własnych warunkach, żeby potem nie żałować.
Ja mam podobną metodę. Też jest to metoda małych kroków, lecz… w głowie. Swoje zestawy komponuje wpierw w umyśle i przyzwyczajam się do myśli o sobie w czymś. Wyobrażam sobie różne konteksty dla określonej rzeczy nie tylko na sobie ale też w otoczeniu. Kiedy uznam, że dana część garderoby stała się dla mnie czymś zwyczajnym, po prostu zakładam ją i chodzę :)
Niestety, zdarzyło mi się usłyszeć negatywne komentarze i to nie raz :( na zajęciach fitness na przykład, gdzie usłyszałam w szatni, jak grupka dziewczyn obok chichotała i komentowała, że w życiu by nie założyły legginsów mając takie uda. Na ulicy słyszałam zaczepki nosząc większy dekolt (mam duży biust), ale też nosząc obcisły golf. Gwizdano za mną i słyszałam teksty „ale pączuszek, świneczka”. Moja najbliższa rodzina nie raz mówiła, że nie powinnam nosić krótkich spodenek ani spódnic przed kolano, bo to źle wygląda. Na plaży, jak mijam jakąś młodą grupkę, to czuję spojrzenia. Albo jak jakaś grupka się koło mnie rozłoży, to słyszę niewybredne komentarze o innych kobietach na plaży: ta wieloryb, tej by kijem nie tknął itp. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że koszmarne komentarze może usłyszeć każda kobieta niezależnie od figury, ale jednak lata słuchania o sobie robią swoje. Niestety nie jest wcale łatwo się tym zupełnie nie przejmować. Bardzo podziwiam te kobiety, które nic sobie z tego nie robią i noszą co chcą. Przede mną jeszcze sporo pracy. Za granicą jest mi łatwiej, w takiej Grecji czy Hiszpanii nigdy nie czułam się pod obstrzałem, widziałam też więcej kobiet noszących co chcą o podobnej figurze do mojej. Uważam, że i tak już sporo się nauczyłam i na siłowni się nie przejmuję czyimś wzrokiem i nawet nie zwracam na to uwagi, dwa lata temu po raz pierwszy w życiu założyłam krótkie spodenki latem (a mam 33 lata ) i myślę, że i te topy oswoję w końcu. Ale to proces i wiem, że musi trwać. Obserwuję sporo curvy influencerek i to bardzo pomaga. Zwłaszcza, że ja mam nadwagę, ale nie jakąś ogromną, po prostu mam bardzo szerokie biodra i duże uda, trochę wystający brzuch, generalnie nie mam do siebie wielkiej nienawiści choć wiem, że nie wpisuję się w normy.
To co napisałaś powoduję, że mi się nóż w kieszeni otwiera. W Polsce impertynencja jest poza skalą. Strażnicy „normalności” potrafią zwalać z nóg i tę sztafetę obsztorcowywania przekazują kolejnym pokoleniom. Wiem, że to pewnie Cie nie pocieszy, ale nie ma we mnie zgody na fatshaming i głośno ten sprzeciw wyrażam w swoim otoczeniu i nie tylko, bo w pracy, w domu, na ulicy, na plaży też. Nawet jeżeli ludzie mówią to za plecami, to nie zmienia faktu, że im zwracam uwagę. Jeżeli chociaż jedna osoba się zastanowi następnym razem, czy wypowiadając swój nic wnoszący i nikogo nie interesujący komentarz nie narazi się na potępienie to uważam, że to sukces. Mam dość ludzi, którzy nie umieją powiedzieć nic budującego i wzmacniającego, tylko wysyłają w przestrzeń jad.
Otaczaj się Beato miłymi i kojącymi rzeczami i osobami ile wlezie, szukaj stref bezpieczeństwa. Jeżeli nie będziesz miała siły na wychodzenie poza strefę komfortu to się o to nie obwiniaj, masz prawo czuć się zmęczona.
Wiem, że tylko internetowo, ale przesyłam moc wsparcia!
Witaj Mario Podziel się, jak spojrzałaś na świat przez te różowe okulary? Pozdrawiam, Asia
W zeszłym roku zaszalałam i kupiłam sobie suknię w jaskrawych kolorach, prawie z trenem z tylu, a krótką przed kolana z przodu, no szata czarodzieja tata jak mnie zobaczył, to nie mógł się powstrzymać od śmiechu, mama mówiła, no, odważnie, ale bardzo ładnie, dziewczyny w biurze pół dnia kazały mi chodzić po wybiegu i umierały ze śmiechu. Uwielbiam tę kieckę. Jest wyjątkowa, spektakularna i poprawia mi samopoczucie. Jakbym nad nią dumała, pewnie bym się nie zdecydowała, a tak Kliknęłam, zamówiłam, mam i kocham❤️ Skoro poprawia nastrój tylu ludzi, nie może być zła lubię stylowe wyzwania na spontanie.
Myślę że sporo też zależy od indywidualnej interpretacji. Jak się nie bierze wszystkiego do siebie, życie jest weselsze :)
Bardzo bardzo dziękuję ❤️ Sama ostro reaguję na jakikolwiek bodyshaming, bo wiem, ile potrafi namącić w głowie, w sumie nie mam chyba ani jednej koleżanki, której by to nie spotkało, niestety często ze strony innych kobiet. Osobiście staram się więc unikać sytuacji drażliwych, choć wiem, że to nie ja powinnam się wstydzić, no ale wiemy jak jest :) na fitness wybrałam się taki, gdzie instruktorka była moich kształtów (zumba), co bardzo pomogło, bo i grupa była bardziej zróżnicowana. Na jogę też chodzę do nauczycielki, która szanuje różne ciała i na bieżąco podpowiada, jak wykonać pozycję w różnych wariantach w zależności od zaawansowania. To bardzo bardzo pomaga. Teraz mam wokół siebie same życzliwe osoby. Powoli idzie ku dobremu, ale na nieprzyjemne komentarze „nie wprost” natknęłam się nawet w przymierzalni sklepu mierząc szorty, więc no… jeszcze długa droga przed nami. A stylowo i tak w sumie zrobiłam duży postęp, bo z prawie całej czarnej szafy poszłam w beże, ecru i wszelkie jasności, dodając nawet trochę zieleni i panterkę – to już dla mnie rewolucja :D i szukam beżowych spodni na te moje biodra, więc myślę, że i na topy przyjdzie pora :)
Zastanawiam się nad nienoszeniem biustonosza, ale wydaje mi się, że w Polsce byłoby to trudne. W zimę gdy nosi się swetry to co innego. Jednak w lato wyjść na ulicę w białym dopasowanym topie – ryzykowne. Można narazić się na co najmniej wulgarne zaczepki. Tymczasem zagranicą widziałam kobiety tak ubrane i nikt się niczemu nie dziwił. Może poczekam parę lat aż zmieni się u nas mentalność społeczna.
O! Mam to samo z tym stanikiem. Mam niewielki biust, ale bardzo sterczące sutki i odznaczają sie nawet spod swetrów. Tak bardzo nie lubię staników, ale jak wyjde bez to mam wrażenie, że każdy sie gapi i to mnie tak onieśmiela, że natychmiast żaluje, ze go nie zalozylam….Zagranica oczywiście tego problemu nie mam :)
Gdzie za granicą? Hiszpania? Portugalia? Anglia? Francja? NIEMCY??? Z Niemczech musiałam się wynieść, bo już nie mogłam tego znieść. Na zakupy w kożuchu się nie dało wyjść bez zaczepek. Koszmar.
Ja mam nadzieję, że polska mentalność się zmieni w aspekcie plucia na swój kraj. No Polska najgorzyj, gorzyj nie ma! Frustrujące.
Mam to samo. W zeszłe lato przełamałam się i wyszłam parę razy na miasto w topie na ramiączkach i bez stanika, czułam się super. Żeby się oswoić top był ciemny, a ze sobą miałam cienki wełniany szal, który i tak zawsze mam przy sobie latem (taka mała obsesja że będzie mi zimno ;). Zastanawiam się też nad kupnem takich gadżetów https://julimex.pl/pl/p/Satynowe-oslonki-na-brodawki-PS-07%2C-bezowe/1477. Myślę że w tym roku będę odważniejsza.
Zgadzam się.Mieszkam w Paryżu od 19 lat i to właśnie w Polsce mogę się swobodnie ubrać,a raczej rozebrać, bez zaczepek, komentarzy albo i wyzwisk. Naprawdę trawa nie jest zieleńsza za granicą.Polska to cywilizowany kraj w porównaniu z niektórymi zachodnimi.
Jest to trudne. Mieszkam w bardzo dużym mieście, gdzie problemu powinno nie być – a jednak, zdarzały się wulgarne zaczepki.
Chciałabym wyjść kiedyś na ulicę… w dziwnym kolorze szminki. Być ubrana całkiem normalnie, ale pozwolić sobie na taki „wyskok”. Na razie nie mam na tyle odwagi, bo boję się, że to przyciągnie uwagę do zgryzu które jest nieprawidłowy u góry i to widać, dwa, zęby nie są wystarczająco białe i musiałabym je rozjaśnić o kilka tonów. Chociaż kiedyś w Biedronce był taki zestaw pomadek w neonowych kolorach, dwa były normalne (róż i fiolet – pamiętam, że to był pierwszy odcień fioletu, który był dla mnie korzystny) i dwa bardziej ekstrawaganckie (błękit i żółty, który tak za bardzo zresztą nie wydawał się żółty, tylko raczej przypominał nudę z żółtymi drobinkami). Aha, miałam też kilka razy białą pomadkę w miejscu publicznym, więc nie jest tak źle chociaż wyszła też raczej jak rozjaśniająca o kilka tonów naturalny kolor ust. Akurat dla Czystej Zimy nie jest to najlepsza opcja, bo wymywa kontrast, ale dobrze było przynajmniej sprawdzić jak to jest.
Szczerze powiem, że te cekiny naprawdę wyglądają w Twoim wydaniu jak klasyk czy norma :) Baaardzo Ci pasują- chyba masz coś takiego w urodzie, że taki błysk nie razi a wręcz uzupełnia Twoją urodę :)
Lubię czasem założyć coś „ekstrawaganckiego” (w moim odczuciu, oczywiście, innej osobie te ciuchy mogą się wydać całkiem zwyczajne). Podobają mi się żakiety Indigo Moon, w typie takich jak ten https://www.ebay.co.uk/itm/Indigo-Moon-Jacket-Sz-S-BLACK-wth-Cream-Red-Poppy-Embroidery-FAB-Bust-42/123937271732?hash=item1cdb3cafb4:g:ybQAAOSwUGxdJ0cP albo ten https://www.ebay.co.uk/itm/Bnwt-Indigo-Moon-Black-Jacket-Size-XS-8-10-Gold-Red-Floral-Arty-Boho-Chenille/164189574372?hash=item263a7614e4:g:7ccAAOSw~rxetE~c Noszę je całkiem zwyczajnie, z czarnymi albo granatowymi spodniami (mam taki żakiet w różnych odcieniach niebieskiego), z obuwiem i dodatkami nie rzucającymi się w oczy, gdyż jeden mocny akcent wystarczy. Mam też sukienkę letnią z dość niesamowitego kuponu bawełny, specjalnie projektowanej – nazwałam ją „las tropikalny” – na dole kłębowisko przeróżnych roślin w raczej ciemnej tonacji, a wyżej intensywna czerwień. Fason jest jednak najzwyklejszy, do kostek, z krótkim rękawem, żeby nie zepsuć tkaniny niepotrzebnymi cięciami. I znowu – proste sandałki albo espadryle na koturnie, mała torebka jako dodatek. Lubię rzeczy nietypowe, ale też lubię swobodnie się w nich czuć, dlatego też nigdy nie miałam zamiaru „oswajać” np. dekoltów do pasa, nawet na plecach, albo ekstrawaganckich szpilek, idealnych do skręcenia kostki :) Jednak najlepszym sposobem na odważniejsze zmiany stylu wydaje mi się rozpoczynanie od dodatków – biżuteria albo torebki są idealne, żeby pozwolić sobie na trochę szaleństwa, niewiele ryzykując :)
Nie dla mnie taka extrawagancja. Ja lubie dyskretny styl. Same neutrale. Czasami czerwien na paznokciach jako akcent do bezu. Uwielbiam.
Bardzo cenne wskazówki i wspaniała inspiracja, aż chce się spróbować z czymś szalonym, fajnie, że odeszłaś od czarnego total looku, choć to oczywiście tylko moje zdanie.
Bardzo dobre i praktyczne rady :-) Dla mnie zwłaszcza, bo jestem taką stylowo cichą myszką, która z zazdrością zerka na czyjeś odważniejsze elementy w outficie i sobie myśli:,,Gdybym miała w sobie tyle odwagi..” A gdybym tak zaczęła małymi kroczkami? ;-) Dziękuję :-***
Ja te zasade stosuję w kontekście fryzur. Mam dwie lewe ręce do upinania włosów, ale jak już mam jakiś pomysł, to robię właśnie tak. Najpierw próbuję w domu: testuję, czy jest mi w tym wygodnie, czy się trzyma i czy podobam się sobie. Potem wychodzę na zewnątrz w jakiejś mniej zobowiązującej sytuacji, a jeśli gra gitarka, to wprowadzam tę fryzurę do obiegu.
Nie wiem, czy aktualnie mam jakieś pomysły na eksperymenty ze stylem ubierania się. Jestem raczej zadowolona ze swojego stylu (mniej z tego, że w lockdownie zmieniłam rozmiar i w część moich ulubionych ciuszkow już się nie wbiję :( ). Obecnie zastanawiam się, czy dałabym radę nosić sukienkę koszulową o długości maxi – widziałam parę ładnych w e-shopach i kuszą, ale od wielu lat noszę tylko midi i nie jestem pewna, czy w maxi czułabym się komfortowo. Tak samo kusi mnie powrót do conversow, które w którymś momencie życia uwielbiałam, ale tutaj raczej skończy się na rozmyślaniach – to jednak dość drogie buty, a ja po prostu mam zupełnie antysportowy styl i nie wiem, czy realnie miałabym je do czego nosić (kupno drogich butów do trzech stylizacji to jak dla zbytnia rozrzutność).
Mario, te spodnie są świetne i jakoś tak bardzo do Ciebie pasują. W błysku Ci dobrze, dodaje Ci to magnetyzmu :)
Podobnie jak u Ariny – pojęcie oswajania i wprowadzania ekstrawagancji dotyczy w moim przypadku bardziej tematu włosów niż wyborów odzieżowych. Mój styl jest dość ujednolicony i – zachowując zasadę kompatybilności wszystkich elementów – nie mam obaw przed mocniejszym kolorem czy nieco innym fasonem. Czasem mam chęć na drobny, odzieżowy „skok w bok” – np. założenie szpilek, natomiast zwykle kończy się na wyobrażeniach bez opcji urzeczywistnienia. Po prostu zdaję sobie sprawę, że moja szafa została utworzona z potrzeb komfortu i wybranego stylu życia, i nie ma w niej miejsca ani na szpilki, ani na pasujący do nich zestaw ubrań :)
W klasyce najfajniejsza jest ponadczasowość. Z ekstrawagancją jest podobnie, gdy jest wysmakowana. W innym przypadku po jakimś czasie trąci kiczem. Oczywiście w to wszystko wchodzą nasze osobiste gusta i preferencje. Ja kiedyś nosiłam się jak kolorowy ptak, a teraz upraszczam swój styl bazując na dotychczasowym szaleństwie. Dla mnie złoto i srebro w ubiorze/obuwiu już się ograły i mnie nudzą. Ciekawią za to formy ubrań, byle były nie przerysowane, karykaturalne. Błysk jest nadal spoko, ale na jakiś czas mam dość złotych i srebrnych butów, spódnic. Z cekinowej ekstrawagancji został mi swetr z granatowymi cekinami i szara syrenia suknia bankietowa z prostą górą ze srebrnymi cekinami. Przyjemnie się patrzy na Ciebie Maria w takim szaleństwie spodniowym. Dobrze to wygląda. Myślę, że za 10,20 lat to nadal będzie fajny look:-)
Mam awersję do rzeczy błyszczących i nie lubię kiczu i… ten zestaw bardzo mi się podoba:)
Dopiero po wyprowadzce do większego miasta odważyłam się na odważniejsze dodatki. ;)
Najgorsze jest pierwsze pięć wyjść „do ludzi”:) Później to staje się normą i nie czujemy się w tym głupio. Co w ogóle zabawne, zawsze wydawało mi się, że kiedy wychodzę z domu w okularach, to wszyscy się na mnie gapią, bo strasznie głupio wyglądam. Kiedy kilka razy założyłam je do pracy i współpracownicy zdążyli się oswoić z taką wersją mnie, to… nagle panie w sklepach i obcy na ulicy też się przyzwyczaili i przestali się na mnie gapić ;) Wszystko siedzi w głowie, ale trudno z tej głowy wyjść.
Przyznam, ze zawsze miałam problem z odważniejszymi elementami ubioru. Jakos nie miałam śmialosci do tego typu ubrań. Skompletowałam ostatnio kapsułową garderobę i jest dla mnie o wiele wygodniejsza niż bałagan jaki miałam wcześniej.Faktycznie jednak czegos jej brakuje.
Jeśli jednak kupię w najbliższym czasie coś bardziej ekstrawaganckiego, to będą to dodatki. Jak jakaś nowa para butów czy apaszka:
https://zapato.com.pl/botki-damskie-skorzane
Zastanawiam się na przyklad nad botkami w jakimś energetycznym kolorze.Na przykląd czerwonym.
super sprawa! warto przejsc od konsumpcjonizmu do minimalizmu ;)