Czerń – kolor, który dominował, dominuje i będzie dominował w świecie mody. Przez to, że tak powszechny, często interpretowany jako nudny, a nawet zbyt bezpieczny. Dla wielu jest on synonimem prostej elegancji, dla wielu ucieleśnieniem ubierania się z pazurem, dla wielu kojarzy się z monotonią i choć te interpretacje są na pozór sprzeczne, łączy je łatwość z jaką do czerni można się ustosunkować. Znam osoby, które absolutnie nigdy czarnego nie założą, natomiast ja sama czarny traktuję jako bezpieczną oazę. Wspólnym mianownikiem dla mnie i tych osób jest to, że mamy na temat tej barwy „jakieś” zdanie. Nie każdy jest się w stanie ustosunkować do noszenia wełny, ecru czy sandałów, ale każdy coś może powiedzieć o czarnym.

Nie sądzę, że wiemy wszystko o tym, co ten kolor ma do zaoferowania. Czerń może być tłem, płótnem, na którym odmalowujemy naszą modową wizję. To kolor, który otwiera drzwi do nieograniczonych możliwości wyrazu, że tak to pompatycznie ujmę.

Choć wiele osób ubiera się na czarno, traktując to jako łatwy sposób na stworzenie stylowego wyglądu, prawdziwa magia czerni zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy z nią eksperymentować. Gdy zaczynamy doceniać jej głębokość i złożoność, odkrywamy, że czerń nie jest jednolita. Jest tłem, które wydobywa najmniejsze detale, podkreśla wyrazistość dodatków i gra światłem na różnych fakturach.

Zawsze kiedy ubieram się na czarno, a jest to częściej niż rzadziej, staram się zwracać uwagę na trzy rzeczy. Jeśli jednej z nich nie zrobię – czuję się niezbyt komfortowo, ale jeśli zrobię wszystko, czuję się jak królowa życia :) Te trzy rzeczy sprawiają, że uwielbiam chodzić od stóp do głów na czarno. Na dobrą sprawę, można je również zastosować do ubierania się monochromatycznego, czyli w jednym kolorze, nie tylko czarnym. Czerń jednak ma w sobie coś wyjątkowego.

Mam wrażenie, że zwracając uwagę na te trzy rzeczy, można wyglądać po prostu lepiej od osoby, która ma na sobie czerń, a która tak zupełnie przypadkowo i bez rozmysłu połączyła ze sobą czarne ubrania.

Mieszanie tekstur

Czerń jest doskonałym tłem do eksperymentowania z różnymi fakturami i materiałami. Połączenie gładkiej jedwabnej bluzki z grubą wełnianą spódnicą może dodać głębokości i złożoności stylizacji. Brzmi jak z jakiegoś pisma o modzie, ale nie bój się łączyć tak różne materiały jak koronka, aksamit czy skóra :) Dzięki temu Twoja stylizacja stanie się bardziej interesująca i niepowtarzalna.

Gra światłocieniem i kontrastem ożywi cały strój. Bo przecież w obrębie jednego koloru kontrast możemy uzyskać za pomocą materiałów. Te dodatki po lewej stronie są jakby zbyt podobne do siebie, lepiej trochę tu namieszać, wprowadzić jakieś urozmaicenie. Gładka torebka i buty są ok, ale już kolejna faktura materiału na torebce, wygląda przy dzianinie i gładkiej skórze butów po prostu ciekawiej. Dlaczego by nie skorzystać na tym, że wspólny mianownik w postaci koloru w zupełności wystarczy i można iść na całość z fakturą.

Biżuteria jako niezbędnik

Jest coś takiego w czerni, że czy wybierzesz minimalistyczną, prostą biżuterię, czy coś wyrazistego lub po prostu „statement”, nie zostanie to niezauważone. Jeśli chcesz zdecydować, w jakiej biżuterii wyglądasz najlepiej, w jakiej się dobrze czujesz, jaka pasuje do Twojego klimatu, to właśnie ubranie się na czarno (a już zwłaszcza wtedy, gdy czerń Ci nie do końca pasuje) będzie zmuszało biżuterię do uratowania stylówki. Odpowiednia biżuteria Cię podźwignie! Będziesz wiedziała, że to ta, kiedy staniesz przed lustrem i powiesz, że wcale nie jest Ci w czarnym tak źle.

Ja nie zawsze mam ochotę na coś dużego czy krzykliwego, a już na pewno nie należę do tych osób, które mogą mieć na sobie sporo biżuterii, ale zawsze, gdy jestem cała na czarno, naturalnie sięgam po jakiś błysk. To jest ten moment, w którym biżuteria robi różnicę. Noszę stały zestaw pierścionków i dokładam grubą bransoletkę.

Wyrazisty akcent w makijażu

To jest właśnie ten moment w którym jeden (nie dwa czy trzy) dziwny, odważny, wyrazisty element makijażu będzie pracował na postrzeganie naszego stylu. Ja zawsze idę w klimat mocnych ust – wjeżdża tu neonowy róż, czasem fiolet, ale najczęściej po prostu czerwień. Jednak zachęcałabym też (należy używać w pojedynkę oczywiście) do graficznego eyelinera, nietypowego koloru cienia na powiece, do przesadnie podkreślonych policzków, do brokatu na powiece, do rozświetlacza, który mieni się mocnym kolorem, do niebieskiego tuszu do rzęs, do mocnego konturu ust… Mogłabym tak wymieniać i wymieniać.

Czerń znowu jest pomocnikiem do wyodrębnienia ulubionych elementów w tej materii. I nawet niekoniecznie do najkorzystniejszych elementów. Trochę szkoda życia na to, żeby nie eksperymentować i nosić tylko poprawne rzeczy, poprawnie się malować, czesać, być grzecznym i nosić tylko te kolory, które pasują. W moim przypadku usta dźwigają ten czarny blok koloru, w naturalnych ustach jest po prostu ok, w czerwonych jest jakaś intencja stylizacyjna.

Bez mieszania materiałów, w naturalnym makijażu i bez żadnej biżuterii czuję się nijako. Za to na zdjęciu po prawej stronie, czuję się jakbym była na coś gotowa :)

Czerń ma dużą siłę i rozumiem, że nie każdy jest nią w stanie na co dzień unieść. Dlatego zaczęłabym od eksperymentów z monochromatycznym ubiorem w ulubionym kolorze. Jest to porównywalne z ubieraniem się w całości na czarno, choć to właśnie czarny kolor ma w sobie tę wyjątkowość, która daje rozkwitnąć pewnym elementom urody (a nawet pokusiłabym się o teorię, że w czerni można łatwiej znaleźć prawdziwą siebie).

Napiszcie czy lubicie chodzić ubrane od stóp do głów w jeden kolor i czy jest to czerń. Ten wpis możecie również zobaczyć w formie filmu z dźwiękiem – tutaj.