Postaraj się
Czy jedząc codziennie po obfitej kolacji tabliczkę czekolady, możesz oczekiwać, że schudniesz? Nie, nie możesz. Bo masz w swoim życiu nawyk, który odciąga Cię od wymarzonej sylwetki. A czy codziennie zdrowo jedząc możesz się spodziewać, że schudniesz? Możesz się spodziewać, choć oczywiście schudnięcie nie jest pewne w stu procentach, bo zależy również od innych czynników. Ale przynajmniej masz na to szansę. W przypadku czekolady nie masz szansy. Zawsze, gdy się starasz, masz jakąś szansę. Zawsze, gdy rezygnujesz ze starania się, masz 0% szansy na powodzenie. I to dotyczy wszystkiego, każdej dziedziny życia. Małymi kroczkami jesteś w stanie przybliżać się do celu, bo nie liczy się szybkość z jaką się poruszamy, lecz to czy poruszamy się do przodu.
Jeśli wybierasz dla siebie brak starania się o swój wygląd, nie masz szansy pokazać się światu i być zauważonym. Jakkolwiek dużo możemy mówić o pozytywnym podejściu do ciała i o tym, że nie powinno się oceniać książki po okładce, nie możemy sobie mydlić oczu i musimy uznać, że dużo ludzi tak po prostu robi (moim skromnym zdaniem 99% ludzi). I że musimy się dostosować do tego niesprawiedliwego świata, wynoszącego przy pierwszym wrażeniu ciało ponad intelekt. Jeżeli postarasz się w tej pierwszej fazie i ogarniesz styl, wygląd, ciało – te wszystkie powierzchowne sprawy, będziesz przynajmniej miała szansę zaprezentowania swojego intelektu. A potem będzie cię stać na komfort wybierania wokół siebie takich ludzi dla których nie liczy się powłoka na zewnątrz.
Styl może być również traktowany jako przewaga. Nie wszyscy się o siebie starają, nie wszyscy zajmują się tak próżnymi (w ich mniemaniu) sprawami jak wygląd. Możesz to wykorzystać. Dbanie o siebie nie jest wcale oczywiste. Inaczej wszyscy by to robili. Spróbuj wyrazić siebie przez styl i doprowadzić do harmonii między tym, co wewnątrz i na zewnątrz. Wygrywaj spojrzenia, krocz dumnie, twórz siebie, bądź głównym aktorem w swoim filmie, a nie statystą. Znajdź swój sposób na świetny wygląd. Z makijażem lub bez, z misternym upięciem włosów lub z burzą loków, z białym kołnierzykiem lub skórzaną ramoneską – nieważne, ale niech do diabła to będzie świadome i niech Cię wyniesie nad Twoją własną przeciętność. Postaraj się. Czy myślałaś kiedykolwiek o stylu w ten sposób?
Jest też jeszcze jeden ciekawy aspekt starania się o siebie. Pamiętasz swoje pierwsze zarobione samodzielnie pieniądze? Jak inaczej zaczęłaś podchodzić do gospodarowania pieniędzmi, które nie zostały Ci dane, lecz sama na nie zapracowałaś? Jest coś niezwykłego w tym, jak bardzo szanujemy to, o co musieliśmy się postarać, w porównaniu do tego, co przyszło nam łatwo. Budowanie stylu jest rodzajem pracy, która może być satysfakcjonująca, właśnie z powodu tego, że wymaga od Ciebie pewnego wysiłku.
Czy się starasz? Czy kiedykolwiek byłaś w sytuacji, w której nie postarałaś się o swój wygląd i tego później żałowałaś? Czy kiedykolwiek coś Cię ominęło przez to, że nie wyglądałaś w określony sposób?
Mimo wszystko próżne jest to co Pani napisała. Każdy inaczej pojmuje dbanie o siebie. Szeroki wachlarz od noszenia modnych ubrań, doczepiania sztucznych rzęs, włosów, przez wykupione diety, cateringi, po uzależnienie od siłowni by być „lepszym” od innych, by w lecie „móc” pokazać się w stroju- niech każdy zazdrości i klaszcze.
Sądzę, że nie o to Marii chodziło. Jestem tego wręcz pewna.
Piszmy sobie po imieniu. Każdy dbanie o siebie pojmuje inaczej, ja na przykład nie utożsamiam dbania o siebie z tym, co Ty wypisałaś, a już na pewno nie w takim kontekście. Nie widzę nic próżnego w dbaniu o siebie. Tak jak warto dbać o intelekt, warto dbać o ciało.
Zgadzam się z Tobą. Ludzie oceniają po wyglądzie. Warto zadbać o siebie. Będzie Ci łatwiej
Mnie ten wpis nie przekonał. Wyraz małomiasteczkowości i dulszczyzna. Tak szczerze, to większość ludzi myśli głównie o sobie a innych zauważa tylko w skrajnych sytuacjach. Wyjątkowo pięknych i stylowych nie lubią, bo gorzej się przy nich wypada. Mnie tam zaś wszystko jedno z wyglądem innych, ale musi być czysto i ładnie pachnieć.
„Czy się starasz? Czy kiedykolwiek byłaś w sytuacji, w której nie postarałaś się o swój wygląd i tego później żałowałaś? Czy kiedykolwiek coś Cię ominęło przez to, że nie wyglądałaś w określony sposób?”
Tak,
Tak,
Nie pamiętam :)
„Czy kiedykolwiek coś Cię ominęło przez to, że nie wyglądałaś w określony sposób?” – nie. Nie przypominam sobie. A jeśli coś mnie jednak ominęło, to może nawet lepiej, bo ja lubię wyglądać po swojemu, a nie w określony sposób ;)
Zdaję sobie sprawę, że zdecydowana większość ludzi ocenia powierzchowność i patrzy na wygląd. Ja jednak, mimo tej świadomości, nie godzę się na to i nie zamierzam umacniać przekonania, że ocenia się najpierw po wyglądzie. Zbyt wiele razy sama oceniłam kogoś mylnie, bo zwróciłam uwagę na wygląd, by teraz pracować nad swoim wyglądem tylko po to, by inni ocenili mnie „dobrze”. Moim zdaniem jakościowe relacje i sytuacje w życiu dzieją się POMIMO wyglądu, a nie dzięki niemu.
Zgadzam sie w 100%
Myślę, że to, co piszesz Beata jest idealistyczne. Gdybyś napisała „obok wyglądu” lub „niezdominowane przez wygląd” to może jeszcze bym się z tym zgodziła, ale ja po prostu nie wierzę, gdy ktoś mówi, że nie ocenia po wyglądzie. Może się starać tak robić, ale nie wierzę, że można w stu procentach się tego pozbyć. I wcale nie mówię tu o byciu próżnym, oceniającym czy szukającym w ludziach wyłącznie bogactwa rzucającego się w oczy już na samo dzień dobry. Mówię chociażby o zwyczajnym zauroczeniu kimś, o wybieraniu sobie przyjaciół w nowo zawiązanej grupie, o tych pierwszych trzech sekundach, które podpowiadają Ci, że dana osoba jest do Ciebie podobna, że ma fajny styl.
Możesz nie wierzyć, ale są ludzie którzy nie oceniają po wyglądzie. Ja na przykład. Bo spotkałam się w życiu z tyloma mylnymi ocenami na podstawie wyglądu oraz poznałam tak wiele niestarannie ubranych ludzi o wybitnych osobowościach – np. profesorów największych uczelni. Jakkolwiek rozumiem, o czym piszesz, to jednak to założenie dotyczy Twojego punktu widzenia, nie jest zasadą odgórną, której podporządkowani są wszyscy. Osobiście, jeżeli już muszę wykorzystać te społeczne preferencje 80% osób, np. w celu załatwienia czegoś po mojej myśli, zakładam drogie akcesoria i ubieram się w stylu „stare pieniądze”, jednocześnie śmiejąc się z reakcji ludzi, którzy traktują mnie wtedy zupełnie inaczej, niż gdybym pojawiła się w zwykłych schludnych spodniach i bluzie, i mając dyskomfort, że do takich sztuczek muszę się uciekać. Pozostańmy może przy schludności i higienie jako wymogach, a reszty nie narzucajmy innym, a zwłaszcza kobietom, które i tak kulturowo dopiero zaczynają się wyzwalać z pułapki wyglądu pod czyjeś dyktando.
A ja zgodzę się z Marią, bo moim zdaniem osoby w stu procentach przekonane że nie oceniają ludzi po wyglądzie mogą co najwyżej nie robić tego ŚWIADOMIE. Ale jestem przekonana, że na poziomie podświadomości nasz mózg często wykonuje różne skróty/przeskoki i kiedy widzimy łysego pana w dresie i ze złotym kajdanem na szyi, zanim jeszcze się odezwie pojawia się w naszej głowie jakiś szablon, do którego próbujemy go dopasować. Niektórzy są tymi szablonami zaślepieni, inni się ich wypierają, ale myślę, że w mniejszym lub większym stopniu dotyczą każdego z nas :)
Aniu, a jeśli widzisz starszego pana w tureckim swetrze, ubranego w rozciagnięte spodnie i z rozczochranymi włosami, to nie podejdziesz do niego bo włącza Ci się w głowie szablon? To niedobrze, bo właśnie odebrałaś sobie szansę na rozmowę ze znamym profesorem o wspaniałej osobowości.
Ale ja przecież nie mówię, że do tych osób się nie podchodzi, unika czy w jakikolwiek inny sposób stygmatyzuje. Chodzi mi o pierwsze wrażenie, o tym chyba jest przecież tekst Marii.
No to skoro tych osób się nie unika to ile jest warte pierwsze wrażenie? Ono naprawdę jest przeceniane.
Ale czy Ty podeszłaś do tego pana w ogóle go wcześniej nie znając i nie wiedząc kim jest, czy po prostu wiesz, że to, jak wygląda, niczego mu nie ujmuje, bo ma taką wspaniałą osobowość i jest bardzo mądry? Bo to są dwie różne rzeczy.
Jego akurat nie znałam i nie podeszłam, poznałam później i to nauczyło mnie wszystkie oceny tłumić w zarodku.
Ja niczego nie narzucam. Nawet nie myślę, by narzucać komuś schludność i higienę – dlaczego miałabym narzucać? Co każdy rozumie pod hasłem „dbać o siebie” to jest jego sprawa oczywiście. Poprzedni artykuł mam nadzieję bardzo wyraźnie zaznaczył kwestię mojego podejścia do makijażu akurat – róbta, co chceta. A to, że pozory mylą – tego też nie musisz mi tłumaczyć. Nie musisz mi też tłumaczyć, że ocenianie nie jest fajne, bo ja to wiem. I sama jestem z tych, co uznają za zabawne to, jak ludzie się do Ciebie odnoszą jak jesteś w dresie, a jak jesteś w marynarce.
I właśnie na podstawie tego pragmatycznie napisałam, że jeżeli o siebie zadbasz, jeśli się trochę postarasz, masz większe szanse, by w relacjach międzyludzkich coś dla siebie wywalczyć. A tak przy okazji, to staranie się, dbanie o wygląd jest super, a skutki uboczne tego mogą być dla nas korzystne.
‚Mówię chociażby o zwyczajnym zauroczeniu kimś, o wybieraniu sobie przyjaciół w nowo zawiązanej grupie, o tych pierwszych trzech sekundach, które podpowiadają Ci, że dana osoba jest do Ciebie podobna, że ma fajny styl.’
Hm, z moich doświadczeń wynika, że takie rzeczy robi się głównie w okresie gimnazjum-początki studiów(ma to jakies uzasadnienie natury pragmatycznej, poznajemy w tym okresie bardzo wiele osób, musimy więc zastosować jakieś narzędzie ‚odsiewu”, a ocena wyglądu jest najprostszym), potem wypadałoby z tego trochę wyrosnąć. I nie mam na myśli totalnego odcięcia się od zwracania uwagi na wygląd tylko uświadomienie sobie że to tak nie działa. Ta fajnie ubrana osoba wcale nie musi być fajna. Ba, nawet jeśli wygląda tak jak my i lubi to co my to nadal nie oznacza, że jest człowiekiem, z którym warto nawiązać bliższe relacje. Dlatego hamuję te pierwsze odruchy, bo nic dobrego z nich nie wynika. A jeśli trafię na osobę, która tego nie potrafi i uzna mnie za niegodna jej towarzystwa ze względu na wygląd, to nic nie tracę, bo po co mi w życiu ktoś kto jest na trochę innym poziomie rozwoju emocjonalnego, i tak byśmy się nie dogadali.
Badania naukowe przeczą temu co piszesz. Praktycznie wszyscy oceniają innych po wyglądzie, ale w inny sposób. Zresztą taki mechanizm w mózgu zapopiega jego „przepracowaniu”. Wchodząc na przykład na spotkanie towarzyskie, gdzie znasz tylko gospodarzy, a liczba gości przekracza jakiś próg ( dajmy na to 10 osób ) to siłą rzeczy podejdziesz do tych osób, które zrobią na tobie wrażenie wzrokowe, nawet jeśli są ubrane źle w powszechnym rozumieniu. Mózg wybiera na podstawie WYGLĄDU osoby, z którymi chce nawiązać kontakt. To oczywiście nie wyklucza, że ty kierujesz się swoimi kryteriami, Maria swoimi, a ja swoimi. Walka z tym mechanizmem nie ma sensu, jednak jest on kształtowany przez doświadczenia. Ja np. wybieram w takich wypadkach ludzi, którzy albo są podobnie do mnie ubrani albo mają na twarzy wypisane jeszcze większe zagubienie niż moje. Ty masz inne kryteria, a Maria jako osoba silna i o mocno zdefiniowanym stylu może czuć się pewnie w towarzystwie właśnie osób podobnych sobie, do których ja np. nie miałabym śmiałości podejść.
I jeszcze jedno – nie dobiera się przyjaciół na podstawie stylu i wyglądu, skąd w ogóle taki pomysł? Mario, może w Twoim przypadku to zadziałało, ale nie generalizuj – zanim poznasz człowieka, musi minąć sporo czasu. Nawet, jeśli kogoś wybierzesz po tych trzech sekundach, to potem nastąpi przesiew i przegrupowanie, a bliskie osoby znajdziesz wśród tych ubranych zwyczajnie i nudno, albo po prostu inaczej niż Ty i początkowo zupełnie dla Ciebie nieinteresujących.
Tego również nie musisz mi tłumaczyć, bo mam różnych przyjaciół i znajomych. I oczywiście, że trzeba kogoś poznać, żeby się z nim zaprzyjaźnić. Często jest tak, że wchodzimy do nowej grupy w pracy, na uczelni i tylko na podstawie wyglądu danej osoby (zazwyczaj szukamy ludzi podobnych do nas lub z podobnym stylem) oceniamy, że chcemy z nią porozmawiać. Tak, później nastąpi odsiew, bo wygląd nie będzie miał żadnego znaczenia, ale te trzy sekundy TO JEST WŁAŚNIE to ocenianie.
Mario, nie my oceniamy, tylko Ty. Ja na przykład nie, właśnie dlatego, że wolę postać z boku, popatrzeć z kim mam do czynienia. A jeśli do kogoś podchodzę, to jest to cały przekrój społeczny, nie ma to nic wspólnego z podobieństwem do mnie, albo wyborem pod kątem stylu jaki lubię. Przykładowo, nie znoszę tureckich swetrów, a zdarza mi się wybrać na pierwszego rozmówcę kogoś w takowym. Dlatego pisz o sobie, to są Twoje doświadczenia, niekoniecznie innych. A jeszcze sprawa stylu i tego, czy coś nim możesz wygrać – tak, jeśli ten ktoś oceni Twój styl wysoko. Bo jeśli oceni go nisko, choć Ty czujesz się w nim świetnie, to zasada nie ma miejsca.
Alicjo, dobrze, nie oceniasz ludzi – nigdy nikomu nie powiedziałaś komplementu, nigdy o nikim nie pomyślałaś, że ma źle dobraną szminkę, że gdyby się bardziej umalowała wyglądałby jeszcze bardziej super, nigdy nie spojrzałaś na mężczyznę tylko przez pryzmat wyglądu i nie przyznałaś w duchu, że Ci się tak po ludzku podoba, nigdy nie przemknęło Ci przez myśl, że z tą osobą może Ci się dobrze rozmawiać, bo na sobie koszulkę Twojego ulubionego zespołu, nie robią na Tobie wrażenia rasistowskie tatuaże na twarzy itd. Dobrze, nigdy nikogo nie oceniłaś. Jeśli jesteś o tym przekonana, to ja Ci wierzę.
Dobrze, odpowiem szczegółowo – nawet, jeśli w pierwszych sekundach w mojej głowie pojawia się ocena, to wyłapuję to i zostawiam w sferze „to jest tylko moje zdanie”. Nie patrzę na mężczyzn tylko przez pryzmat wyglądu i chyba ostatni raz taka sytuacja zdarzyła mi się w liceum, po prostu tak to u mnie nie działa. Uroda to tylko uroda, mogę o kimś pomyśleć, że jest przystojny, ale co z tego, nic za tym nie idzie. Tak się składa, że mam również znajomego z tatuażami na twarzy, w pierwszych sekundach była rezerwa, ale zaraz potem rozmowa przebiegła normalnie i wyjaśniła się historia tych tatuaży – nie rasistowskie, ale wojenno-więzienne. Jeśli wierzysz to w porządku, jeśli nie, to też nie ma znaczenia, naprawdę każdy jest inny i inaczej odbiera świat.
Ja też staram się tak robić – wyłapywać takie myśli i eliminować jak najwcześniej, nie oceniać. Poza tym nie daję sobie prawa do tego, by krytycznie się wypowiadać o czyimś wyglądzie.
Alicjo, bardzo bardzo fajne i słuszne jest to co napisałaś – niestety bardzo rzadkie, trudne. Większość osób nie wykonuje takiej pracy przy każdym spojrzeniu wokół i nie dowierzam, ze i Ty możesz, jeśli tak to podziwiam i pisze to bez ironii. Zarazem jeśli trafiłaś tutaj to znaczy, ze czytasz o stylu, oglądasz ciuchy i w jakiś sposób jednak myślisz o nich. W tym mi dobrze, w tym nie, w tym „jestem najlepsza wersja siebie”, albo „te sukienki z baskinką to jednak nie dla mnie”. Jest prawda, ze nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie bo w duzej części przypadków te oceny mogą być mylne. Ale jest tez prawda, ze każdy może (nie musi! Może) wyrazić jakoś siebie strojem. Mi się z reguły nie chce ;) wiec bardzo chciałabym żyć w świecie, w którym każdy zatrzymuje się przy pierwszej ocenie i nie daje wyprowadzić na manowce moimi wypchanymi w kolanach dżinsami ;) ale zawsze podziwiam jak ktoś ma swój styl. Nie musi mi się podobać, ale jest jakiś – ktoś się postarał – pokazał, ze ma wyobraźnie, dołożył starania.
Nie przy każdym, bo po prostu mam dużo spraw na głowie i jeśli wyłapuję szczegóły wyglądu innych ludzi, to raczej te pozytywne, np. coś mi się spodoba, zachwyci, ale to i tak nie wpływa na ocenę tego człowieka. Ja mam po prostu zerową intuicję odnośnie ludzi, nie potrafię łączyć wyglądu z charakterem, a im jestem starsza, tym częściej widzę, że jedno z drugim się nie łączy. Ktoś może być superstylowy i nieciekawy wewnętrznie, wystarczy, że zna schematy i je wykorzysta dla swoich celów. A ktoś brzydko ubrany może być kimś superfajnym. I oczywiście na odwrót również. Nie ma jednej reguły pasującej do wszystkich, życie jest tak płynne i zmienne, a każdy z nas odbiera świat inaczej.
Alicia, nie wiem pod jakim kamieniem się wychowywałaś, ale to co piszesz chociażby o „panu w tureckim swetrze”, to jest tylko kolejny stereotyp. Stereotyp niechlujnego profesora, który ma tyle myśli w głowie, że nie dostrzega tak przyziemnej sprawy jak jego własny wygląd ;-). Także tego…rozumiem, że podałaś po prostu przykład, ale wybitnie Ci to nie poszło, bo nijak nie ilustruje nie oceniania po wyglądzie. Wręcz przeciwnie.
Oceniamy ludzi przez pryzmat swoich doświadczeń. Nie chce mi się wierzyć, że jeśli kiedyś łysy koleś odziany w dres wyrwał Ci torebkę na ulicy, to mimo to nie pojawi się w Twojej głowie przez chwilę myśl na widok tej osoby „kurcze, lepiej będę uważać”. To, że później się w głowie skarcisz i powiesz w myślach „no przecież wygląd o niczym nie świadczy!” wcale nie czyni Cię wyjątkową. Bo wielu ludzi ma taką myśl. W miarę doświadczeń życiowych – w jednych częściej ona wygrywa i mimo wszystko nawiązują kontakt z osobą, na widok której się w pierwszym odruchu wzdragali (to ci, którzy mieli szczęście wielokrotnie się przekonać, że np. utleniona blondyna w legginsach w panterkę i tipsach może być inteligentną młodą damą), a w innych częściej przegrywa (oni mieli pecha spotkać na swojej drodze ludzi idealnie wpisujących się w stereotyp).
Że Ty się nauczyłaś już, że nieschludnie ubrany, rozczochrany starszy pan może być profesorem (raz jeszcze – jakim cudem ominęło Cię to w procesie socjalizacji? ;) ) nie znaczy, że nie oceniasz ludzi po wyglądzie. Znaczy tylko, że masz w głowie inne filtry.
Ostatnio tureckie swetry zrobiły się bardzo hipsterskie
W koncu ktos ma realną odwagę napisac prawde w kraju, w ktorym wszyscy staraja sie udawac ze cialo to zbedny dodatek… A styl i praca nad nim jest tylko marnotrawieniem czasu, ktory moznaby poswiecic na „cos głębszego”. Podoba mi się to.
Według mnie jest właśnie na odwrót – u nas wręcz niezdrowo przywiązuje się wagę do wyglądu, na Zachodzie jest większy luz. Sam tekst mi się nie podoba, uważam, że jest pusty, przykry i BARDZO nieprawdziwy, zwłaszcza ten fragment: „Jeżeli postarasz się w tej pierwszej fazie i ogarniesz styl, wygląd, ciało – te wszystkie powierzchowne sprawy, będziesz przynajmniej miała szansę zaprezentowania swojego intelektu. A potem będzie cię stać na komfort wybierania wokół siebie takich ludzi dla których nie liczy się powłoka na zewnątrz.” Szkoda.
Podzielam Twoje zdanie i również zwróciłam szczególną uwagę na ten fragment tekstu, który cytujesz – on jest sprzeczny sam w sobie(!) Czytałam go kilka razy, bo nie dowierzałam w to, co widzę. Jestem zażenowana treścią, no niestety.
Jak można obcej osobie napisać: Pod jakim kamieniem się wychowywałaś? Bardzo Ci współczuję braku kultury i prostactwa. Miej inne zdanie, inne filtry, to nikogo nie obchodzi.
Dystansu widzę też za grosz nie masz do siebie? Szczęśliwie takie ewenementy jak Ty łatwo można odsiać już w pierwszych minutach znajomości, haha. I co? nie kierujesz się pierwszym wrażeniem przy ocenie ludzi?…ciekaaawe, że na podstawie krótkiej notki uznajesz kogoś za niekulturalnego prostaka. Więc ja Cię też oceniam, jesteś taka „bułkę przez bibułkę”, a słoma z butów wystaje :). Pa, miłego dnia, pani „ą, ę”.
Oj oceniaj jak chcesz, naprawdę mnie to nie obchodzi. Ani to, jak kto wygląda.
Twoje pierwsze wrażenie jest za to arcy-wyśmienite! Tak, takie osoby chcę poznawać!
A na serio – mówisz o odsiewaniu innych, a tu Ciebie chciałoby się odsiać.
Jest idealistyczne. Mi to pomaga w życiu, bo gdy pomyślę, że ideały upadają, to zwyczajnie jest mi smutno :) nie twierdzę, że można się w stu procentach tego pozbyć, natomiast ja się staram, by wygląd mimo wszystko nie był jedyną rzeczą, na jaką zwracam uwagę w pierwszych trzech sekundach. Bierze się to z mojego doświadczenia, oceniałam po pozorach w wielu sytuacjach. Prosty przykład: niedawno zmieniłam pracę, w nowym miejscu mam koleżankę, która na pierwszy rzut oka może budzić negatywne skojarzenia: mocny makijaż, krótka sukienka, tipsy, generalnie wygląd mało subtelny. Pomyślałam: „ta znajomość się raczej nie uda”. A tu bum, jest to jedna z najżyczliwszych osób, jakie w życiu spotkałam. I pomyślałam sobie, że ok, może jej wygląd budzi skojarzenia z czymś tandetnym, ale skoro tak lubi się nosić, to w porządku. Strata związana z tą znajomością, gdybym sobie odpuściła, byłaby po mojej stronie. Dlatego postanowiłam się starać. Jasne, że pierwsze co widzę, to wygląd, ale przechodzę nad nim do porządku dziennego nie zastanawiając się zbytnio, czy to, że ktoś ma tłuste włosy to dlatego, że jest fleją, czy ma gorszy dzień. Niech sobie takie włosy ma.
Natomiast kwestia dobierania sobie przyjaciół – tu trudno mi się wypowiedzieć, bo otaczam się ludźmi, których znam od lat i są to osoby o naprawdę różnych osobowościach i wyglądzie, który nie zawsze idzie w parze z tym, czym się zajmują. Mam koleżankę, która swoim wyglądem łamie wszelkie stereotypy na temat kobiet biznesu. I ja ją za to podziwiam, bo ma tyle odwagi, by na biznesowe spotkanie wysokiego szczebla pójść w tenisówkach. Tak jest pewna swojej wiedzy i umiejętności, tak ta pewność od niej bije, że bez poczucia żenady pozwala sobie na te trampki, bo lubi, bo nie chce się stroić. I ja do takiego stanu dążę – mieć takie poczucie pewności siebie, swoich atutów, żeby wygląd był sprawą drugorzędną.
No, ale wiem, jak skonstruowany jest ten świat. Mam świadomość tego, że inni mogą mnie ocenić nie zawsze pozytywnie. Bo mój wygląd odbiega od „ideału”. Ale może to właśnie jest taki filtr, dzięki któremu zostaną przy mnie ludzie naprawdę warci kontaktu?
Ja się z tym zgadzam, uważam że ocenianie kogoś po wyglądzie nie jest dobre, sama również byłam w sytuacji, kiedy mnie ktoś ocenił, sama również oceniłam kogoś. Staram się tak nie robić. Jednakże odcinam się od idealizmu, uznaję fakt, że tak jest i niejako staram się znaleźć coś pozytywnego w tym, czego wiem, że nie uda mi się zmienić w ludziach. Dla mnie pozytywem tego, że ludzie oceniają innych po wyglądzie, jest po pierwsze możliwość wypracowania sobie wyższych standardów, o czym piszę właśnie w tym tekście i po drugie budowanie swojej pewności niejako w kontrze do tego faktu, napisałam kiedyś tekst o tym – https://ubierajsieklasycznie.pl/dyskomfort-to-przyjaciel/
U mnie to tak nie działa. U znajomych, przyjaciół czy facetów nie bardzo patrzę na „styl”. Ok, widzę, ale to są dla mnie fakty, tak jak nie dobieram znajomych według ich imion czy tym podobnych kryteriów. Nie widzę sensu „starania się”. Poważnie. Lubię wyglądać czysto i schludnie, jestem estetką. Ale myśl, że miałabym zapunktować u kogokolwiek przez dobrze dobrany strój czy ogólny imidż jest dla mnie obleśna.
nie bardzo wierzę w to co czytam! Mario, bardzo cenię Twojego bloga i przeczytałam tu wiele interesujących/inspirujących treści, ale powiem szczerze że ta ‚inspiracja” zupełnie mnie nie przekonuje. Po pierwsze nie miałbym wielu przyjaciół i fajnych znajomych, gdybym dobierała sobie ludzi pod kątem tego, czy mają podobny styl do mnie. Nawet sam pomysł wydaje mi się zgoła absurdalny… Jedna z moich przyjaciółek ubiera się zupełnie inaczej niż ja, ale to naprawdę nie wyklucza naszej zażyłości, nawet nie będę tego ilustrować dalszymi przykładami bo wydaje mi się to surrealistyczne… Po drugie, uważam że zajmowanie się tym, jak nas oceniają inni naprawdę nie jest moim celem życiowym, a wręcz przeciwnie:) na szczęście mam wrażenie, że jednym z plusów tego, że przybywa nam lat jest to, że człowiek coraz mniej się tym przejmuje:) przynajmniej niektórzy… życie bez spiny – bezcenne:)
Tego powinni uczyć w szkołach! Tyle się słyszy o „stylizowaniu”, „must have’ach”, „setach” i innych „evergreenach”, a mniej o najzwyklejszym w świecie (i tak rzadko niestety występującym) zdrowym rozsądku… Na przykład w budowaniu swojej garderoby i kształtowania stylu.
Wygląd, wyczucie stylu, dobre samopoczucie z tym, jak się wygląda na pewno zwiększają pewność siebie i pozwalają więcej osiągnąć. Wiadomo – idąc wynieść śmieci nie musimy robić pełnego makijażu. Chociaż miałam kiedyś koleżankę, która właśnie tak robiła – twierdziła, że nawet w takim miejscu może spotkać miłość swojego życia :D
Myślę, że gdyby uczyli w szkole o budowaniu garderoby, to by oznaczało upadek tej instytucji.
Wszystko super Mario, ale dlaczego uważasz, że powinniśmy się dopasować do tych przysłowiowych 99%, a wręcz starać się im dogodzić? Prawda chyba jest taka, że nawet nie ma co próbować? W liceum chodziłam do szkoły w rozwichrzonych włosach i ubrana jak chłopak, bo pragnęłam być prawdziwym metalem. Wszystkie moje bliskie koleżanki się mnie czepiały i chciały koniecznie mnie uczesać, no bo co ja wyprawiam. Z kolei na studiach jak przeniosłam się do innego miasta i zaczęłam dbać o siebie to raz nawet jakaś pani na ulicy wyzwała mnie od „dziwki”. Najsmutniejsze jest to, że same kobiety nakręcają się do tej śmiesznej walki nie wiadomo o co. Nigdy żaden facet nie miał problemu z moim wyglądem :( Nie dajmy się wkręcać w takie rzeczy!
Ocenianie ludzi po tym jak wyglądają jest niesprawiedliwe, ale to się dzieje. Jak najbardziej zachęcam do tego, by łamać reguły, by znaleźć swój styl, a jeśli trzeba to tego stylu bronić. Piszę o tym bloga. Napisałam ten tekst, ponieważ uznaję, że mamy z tym do czynienia i możemy coś dobrego z tego wyciągnąć dla siebie. Rzadko uciekam się do negatywnej motywacji, ale uważam, że o czasu do czasu można i w taki sposób skłonić kogoś do refleksji.
Ah, Twój komentarz rozświetlił mi sytuację! Jeśli jesteśmy pogodzeni ze sobą, ale mamy świadomość tego co ludziom się w głowach kołacze, to faktycznie, czemu by tego nie obrócić na swoją korzyść? Teraz to rozumiem :-)
Jest niesprawiedliwe, więc ja tego nie będę wspierać. I tyle. Nie będę się „starać”.
A mnie by przyszło do głowy, że osoba, która wyzywa drugą na ulicy może być chora psychicznie. Nie ma co brać takich wydarzeń do siebie, może tu nikt nie zawinił, to po prostu choroba. Spotykamy ludzi chorych na ulicy i nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Dla mnie podstawą dbania o siebie jest bycie schludnym i czystym i zeby strój odpowiadal okazji, bo wiadomo ze czysty i schludny dres nie jest odpowiedni na rozmowę o pracę Staram się nie oceniać innych poza tymi standardami, bo każdy ma inne, nie chcę np. myśleć o innej kobiecie ze jest zaniedbana bo nie ma makijażu i pomalowanych paznokci, bo ja mam. Mało tego samej mi sie zdarza usłyszeć częściej negatywne uwagi czy wręcz zarzuty, że nie dbam o siebie, od kiedy zaczęłam bardziej świadomie kształtować swój styl, myslec o tym co mi sie podoba, komponować w bardziej przemyślany sposób garderobę – bo akurat to co lubie nie wpisuje sie w standardy wielu osob. Kiedyś gdy byłam młodsza często mi zdarzało czuć ze sie nie postaralam, na tle innych dziewczyn, ktore chodziły bardziej ‚odstawione’. Wychodząc z domu czułam się spoko a po zobaczeniu moich koleżanek jak kopciuch ALE ostatnio usłyszałam od koleżanki ze oglądała nasze wspólne zdjęcia sprzed prawie 10 lat: ‚boże, jak ja wtedy wyglądałam, jak stara baba, czemu nikt mi nie powiedział, a ty wygladalas normalnie, czemu ja wtedy nie wiedzialam tego co wiem teraz?’ i zrobiło mi się lepiej
Rozumiem przesłanie tekstu ale jakoś to całe staranie się, szczególnie w kontekście postawionych pytań, kojarzy mi się negatywnie, jak robienie czegoś na pokaz i dla innych, jak próba sprostania oczekiwaniom otoczenia.
„Zawsze, gdy się starasz, masz jakąś szansę. Zawsze, gdy rezygnujesz ze starania się, masz 0% szansy na powodzenie.” Super zdanie, niby takie oczywiste, ale jednak warto sobie o tym przypominać. Zapiszę sobie to.
A co do starania się to tak, chociaż u mnie jest trochę inaczej. Bo nie zależy mi na wyglądaniu „ładnie”(a przynajmniej nie zależy mi na tym jakoś super). Chcę wyglądać ciekawie, mieć stylówę, której nie może mieć każdy, na którą nie każdy się odważy. I chyba mi to dosyć dobrze wychodzi, bo zdarzało mi się usłyszeć, że ktoś mnie rozpoznał z daleka, że nowe ciuchy są tak bardzo w moim stylu, że ktoś by się tak nie ubrał, ale ja wyglądam super (albo że wyglądam jakbym studiowała na ASP ;) Przypomniało mi się, jak kumpel ze studiów powiedział, że nie pamięta jak wyglądałam na początku rok jak jeszcze nie miałam kolorowych włosów, bo wtedy wszystkie dziewczyny wyglądają jak „typowa Asia”. A jak nie chcę tak wyglądać. Nie jestem typowo ładna, zdarza mi się nawet dosyć często chodzić bez makijażu i według mnie mam dosyć proste ubrania, a jednak zwracam na siebie uwagę (i tak btw denerwuje mnie jak ludzie mówią, że jak ktoś zwraca na siebie uwagę to źle). Jestem dosyć charakterystyczna, bo się o to staram, mam swoje znaki charakterystyczne. Kolczyk w nosie, kolorowe włosy, duże okulary, wielka, łaciata torba, często pomalowane usta, śmieszne skarpetki- typowa Aga. Reszta jest zupełnie prosta, bo najczęściej ciemne rurki, męska koszulka z nadrukiem i czarne buty.
Dobrze się z tym czuję, taki wizerunek pasuje mi do osobowości, temperamentu.
Z drugiej strony, widzę też, że sama wolę ludzi, który nie koniecznie są klasycznie piękni, ale czymś się wyróżniają. Bardziej niż ładna buzia pociąga mnie coś ciekawego, zwracam uwagę na to jak ludzie są ubrani. I żeby nie było, nie oceniam ludzi tylko po tym jak wyglądają, mam kumpli, którzy chodzą w dresach i jest im to ogólnie obojętne jak wyglądają. Tylko jakoś tak z tymi, którzy wyglądają ciekawiej szybciej złapałam kontakt.
Ponieważ miłość swojego życia już znalazłam, to zawsze ubieram się tak, jakbym miała spotkać nielubianą koleżankę. A serio – lubię się starać dla siebie, kiedy wiem, że dobrze wygladam czuję się lepiej, bardziej pewnie. Można się z tym spierać, ale takażdej mam i już, tym bardziej, że nie jest to full make-up, szpile i tipsy. Ubiór w zgodzie z moim własnym wyobrażeniem swojego stylu daje mi siłę
Te wszystkie komentarze nasunęły mi jeszcze coś. Skoro ludzie nie oceniają po wyglądzie, to czemu tak często ktoś mówi mi o odwadze w kontekście tego jak wyglądam? Skąd te komentarze, że ktoś też by tak chciał, ale się boi? Czego się bać, jeśli nie opinii innych? I to nawet w takich głupich sprawach jak.długość włosów! Naprawdę totalnie nie łapię czemu ludzie łączą wygląd z odwagą. Jeśli ktoś mógłby mi to wyjaśnić, to byłabym bardzo wdzięczna.
Służę wyjaśnieniem: bo większość ludzi ocenia innych powierzchownie, a co więcej, w naszej kulturze obgadywanie innych i komentowanie ich wyborów życiowych jest czymś naturalnym. Jest wielu ludzi którzy bez poczucia żenady nieproszeni komentują na głos wygląd nieznajomych. W Polsce jeśli wyróżniasz się wyglądem to musisz mieć grubą skórę i stąd te gadki o odwadze.
Ja też słyszę często że jestem „odważna”, bo np. nie mam ślubu kościelnego i nie posyłam dzieci na religię. Po prostu tak się u nas mówi gdy nie uginasz się pod presją społeczną i żyjesz po swojemu. A dlaczego tak jest to już zupełnie inny temat, może jakiś socjolog się wypowie.
Parę dni temu żałowałam, ale tego, że postarałam się zadbać o swój wygląd aż za bardzo. Wysiadanie z pociągu stojącego w środku szczerego pola po prowizorycznym trapie skleconym z drabin strażackich w szpilkach i ołówkowej spódnicy to naprawdę nie lada wyzwanie … ;) Zwłaszcza, przy widowni 3 zastepów straży pożarnej, grupie policjantów i strażników ochrony kolei ..
A co się stało?
Dbanie o siebie i „dobry wygląd” to moim zdaniem, także wyraz szacunku do innych.
Mnie bardzo razi, gdy jestem na uroczystości czy to rodzinnej, czy np. u dzieci w szkole i są osoby, które przychodzą w dresach i trampkach.
Mam bardzo podobne wrażenie.Chcę się prezentować tak jak się czuję.Wygląd dużo mówi o nas jako ludziach.Kiedy jeszcze nie prezentowałam się jak chciałam,czesto miałam wrażenie,że ludzie nie odbierają mnie tak jak chcę.Świetny wpis :)
„Wygrywaj spojrzenia, krocz dumnie, twórz siebie, bądź głównym aktorem w swoim filmie, a nie statystą. ”
Inni ludzie nie zwracają na nas aż tyle uwagi, ile nam się wydaje. Zbyt są zajęci martwieniem się, co my sądzimy o nich. :D
Cudowny komentarz, Nino! :)
Oj, tak!
Oj, tak Nino! :-)
Wygralas tym komentarzem :D
Trafny komentarz. Przypomniało mi się takie powiedzenie, że: w młodości bardzo zwracamy uwagę na to co inni o nas myślą, w wieku średnim jest nam obojętne, co o nas myślą, a na starość dochodzimy do wniosku, że inni w ogóle o nas nie myślą.
100% prawda :D
Dobrym przedłużeniem tego tekstu mógłby być Twój stary post o tym, że jak pozbędziemy się wszystkich starych, zniszczonych, poplamionych , za dużych, za małych ubrań i pozostawimy tylko te, w których dobrze się czujemy, to zawsze będziemy wyglądać dobrze, nawet jak nam się nie będzie chciało starać.
Jestem teraz na etapie , że staram się dla siebie. Jak mi się zdarzy zachwycić czyimś stylem, strojem to często mówię to tej osobie. Nawet jeśli to jest obca osoba.
Staram się nie oceniać niczyjego wyglądu, ale gdy widzę młodą dziewczynę z popsutymi przednimi wszystkimi zębami, to mnie to zastanawia, jak można aż tak o siebie nie dbać.
A ja, gdy widzę kogoś niezadbanego i przyjdzie mi do głowy myśl: jak tak można, to zawsze się ugryzę w język i myślę wtedy, że bardzo nie chciałabym, by ktoś inny tak oceniał mnie. Nie znając kontekstu, przeżyć czy sytuacji tej osoby. Choćby zdrowotnej czy finansowej.
Ja się nie muszę gryźć w język, bo nie mam zamiaru tego komentować, ale nie udaję, że taka myśl się nie pojawiła w mojej głowie.
Wygląd powinien dawać nam poczucie komfortu. Jeśli przez jakiś czas, na przykład z powodu braku pieniędzy , czasu albo chęci mniej się staram , odbija się to na moim poczuciu komfortu i objawia się spadkiem pewności siebie. Nie chodzi mi o to , żeby wyglądać lepiej od innych, wywoływać efekt wow, wzbudzać zazdrość … Wygląd i styl to komunikat o tym , kim jesteśmy – jeśli wysyłam błędny komunikat zaczynam roić sobie w głowie myśli o tym, że jestem/mogę być błędnie oceniona, i czuję się mniej pewnie. Jeśli mój wygląd oddaje w moim odczuciu moją osobowość – wtedy czuję się dobrze. Być może inne osoby w ogóle tego ze sobą nie wiążą, czują się „sobą” w czymkolwiek, wyrażają się na inne sposoby a wygląd jest dla nich sprawą odrębną. Ja jednak nie potrafię sobie wyobrazić, żebym czuła się tak samo dobrze w towarzystwie innych ludzi w przysłowiowym dresie jak w ubraniach w moim stylu.
Rozumiem to doskonale i wierzę, że właśnie na takiej potrzebie ekspresji powinno się opierać budowanie stylu. Aczkolwiek jak już ten styl jest, to bardzo ważne, by ćwiczyć również i pewność siebie, wprowadzanie siebie w pewien dyskomfort i niejako sprawdzanie siebie -> https://ubierajsieklasycznie.pl/dyskomfort-to-przyjaciel/
No właśnie, ta zabawa dyskomfortem przychodzi mi ostatnio z łatwością – ale chyba właśnie dlatego, że zrobiłam porządek w szafie i pozbyłam się rzeczy zupełnie „nie moich”, w których wcześniej chodziłam bez przerwy. Moje poczucie pewności dzięki komfortowi na co dzień bardzo wzrosło. Okazjonalny dyskomfort nie robi mi jakiejś większej krzywdy – w weekendy zakładam „byle co” wręcz z premedytacją. Natomiast gdy przypomnę sobie siebie męczącą się w pracy w jakichś pastelowo-wzorzystych bluzkach od mamy, aż mnie ciarki przechodzą, i nie jest to uczucie przyjemne :) Nie przejmuję się teraz wyglądem tak jak kiedyś, chociaż to właśnie teraz bardziej o to dbam. Między innymi dzięki blogom, rozmowom w sieci, oraz w kontakcie z niektórymi koleżankami przypomniałam sobie, że to wszystko ma być przyjemnością – pomalowanie paznokci i cieszenie się nowym kolorem czy założenie nowych butów, zrobienie ładnej fryzury – chodzi mi o taką dziewczęcą radość, a nie przymus kobiety, która musi włożyć jakiś gorset aby poradzić sobie w męskim świecie.
Myślę, że sporo osób nie zrozumiało przesłania Marii. Ja odbieram to w ten sposób – staraj się dla siebie, czuj się komfortowo zawsze, to dodaje pewności. Wtedy nie zawracasz sobie głowy w czasie przypadkowego spotkania czy masz wszystko na swoim miejscu, albo masz nie na swoim i nie potrafisz się skupić. Może są osoby, którym rzeczywiście na tym nie zależy. Ich prawo. Niemniej uważam, ze każda okazja wymaga odpowiedniej oprawy, może bez spiny, ale przecież nie żyjemy w buszu. Zanim ktoś tu na mnie naskoczy – nie, nie chodzę w piżamie wyprowadzać psa, ale i nie robię pełnego makijażu żeby wynieść śmieci. Jeśli to się komuś zdarza, jego sprawa. Ja czytam ten tekst – Twoje samopoczucie i Twoja samoocena jest najważniejsza, nawet jeśli mierzysz ją starannym lub nie – wyglądem.
Zgadzam sie z Tobą Mario. Po pierwsze ubierając się w określony sposób siła rzeczy zaczynamy przynalezec do jakiejś grupy, z która się utożsamiamy. I, choć może to prostacki mechanizm, to ułatwia nawiązywanie znajomości.
A poza tym, mając na sobie ubrania które lubimy i generalnie dobrze czując się z tym jak wyglądamy, wysyłamy otoczeniu bardzo pozytywne sygnały o nas. I nie ma to nic wspólnego z tym, czy ktoś uważa sztuczne rzęsy za kicz czy za przejaw dobrego dbania o siebie
Ooo dokładnie tak samo myślę ☺
Sprawiłaś mi ogromną przyjemność linkiem :*
Gdy dbam o siebie od razu lepiej się czuję, nie zawsze efekt jest natychmiastowy, ale ta składowa różnych elementów już tak.
Pamiętam sytuację w gimnazjum, kiedy po raz ostatni dałam się „wcisnąć” w sukienkę w kratę, ciętą pod biustem, mocno za kolano i koszulę (mój najbardziej znienawidzony zestaw), a zaraz po konkursie z chemii przebrałam się do stroju na w-f. Potem okazało się, że zajęłam drugie miejsce i… odbierałam nagrodę w koszulce i gatkach gimnastycznych. Wyglądałam jak debil, ale śmieję się z tego do dziś.
Często bywałam w sytuacjach, kiedy czułam się za ciężka, za duża i za niska. Bo nos za duży, bo szczęka za szeroka, bo na zdjęciach źle wychodzę. Swoje dodawali ludzie, którzy dali sami się wbić w pokrętne pojmowanie urody.
Dlatego rozumiem to, co napisała Maria. I czasami aż mi serce pęka, kiedy widzę ładnego chłopaka, który ubiera się jak ostatni włóczęga, a mógłby prezencją zawstydzić niejednego hollywoodzkiego aktora. Albo dziewczynę.
Dziś mogę powiedzieć śmiało, że czuję się ze sobą dobrze. I dbam o siebie, żeby sama ze sobą czuć się OK. Ostatnio nawet przekonałam się do czarnego golfu :)
Niedawno poszłam na rozmowę kwalifikacyjną (a co tam, pochwalę się) w mocnym smoky eyes, skórzanej ramonesce, asymetrycznie ciętej, białej bluzce i w masywnych butach. Krótko mówiąc, miałam totalnie gdzieś poradniki i porady ciotek, które kazały mi się ubrac skromnie. Dobrze wiem, że w klasycznych regułach gry się gubię, dlatego tworzę własne :) I co? Dostałam pracę spośród piętnastu kandydatów, chociaż ludzie powinni mnie skreślić od razu. A tak się nie stało.
Swoje pierwsze zarobione w pocie czoła pieniądze wydałam na pierwsze perfumy „z prawdziwego zdarzenia”, czyli Kenzo Jungle.
Wprawdzie już trochę czasu minęło od dyskusji na ten temat, ale co tam – to jest zagadnienie ponadczasowe :)
Właśnie. Bardzo możliwe, że dostałabyś tę pracę także wtedy, gdybyś poszła w koszulowej białej bluzce, czarnych spodniach w kant i garniturowych półbutach. A gdybyś miała na sobie powyciągany podkoszulek w kolorze bladego różu, z wielkim sercem z cekinów na samym przedzie, sprane szare leginsy i znoszone turkusowe balerinki? Nie jestem pewna, czy wynik rozmowy byłby taki sam. To bardzo szlachetne, takie założenie, że nie należy nikogo oceniać po wyglądzie, ale wyjaśnijcie mi: po co w takim razie w wielu miejscach pracy obowiązuje dress code? Właśnie tam, gdzie pracownicy mają do czynienia z klientami?
Twój strój był JAKIŚ. Miał charakter. Ten ostatni, który tu wymyśliłam, też go ma. Tyle, że jeśli zakładamy, że strój jest odbiciem osobowości, to może się okazać, że pracodawcy wcale nie o taki charakter i nie o taką osobowość chodzi.
Oczywiście, strój jest tylko jednym z wielu elementów, poprzez które odbieramy człowieka (albo oceniamy, jak na rozmowie kwalifikacyjnej). Ale tę funkcję pełni, i nie warto zaprzeczać, że nie. Ja pracuję na uniwersytecie, spotykam osoby ubrane przeróżnie. Ale jednak wśród studentów nie daje się zauważyć tzw. dresiarzy, a wśród studentek – tzw. blachar. Oczywiście, WIEM, że chłopak o wyglądzie dresiarza mógłby się okazać najlepszym studentem na roku, a rzekoma blachara – przewodniczącą koła naukowego. Tyle, że takiej stylistyki na salach wykładowych jednak się nie widuje.
Kurcze, Mario, czytam i nie wierzę. A może to tylko taka prowokacja, żeby zmobilizować czytelników do wypowiedzi ?
Twój styl bardzo się rozwinął, ale czy wraz z nim zmieniło się aż tak bardzo postrzeganie świata ?
Kiedyś pisałaś w tekście „Dyskomfort to przyjaciel” (https://ubierajsieklasycznie.pl/dyskomfort-to-przyjaciel/):
„Dajmy ludziom szansę i uwierzmy w nich. Uwierzmy, że nie oceniają nas wyłącznie po naszym wyglądzie, że widzą coś jeszcze, że słuchają co się do nich mówi i że patrząc nam w oczy, widzą prawdziwych nas, mimo czerwonej plamy na naszej białej koszuli czy ogromnego pryszcza na nosie.”
Ja z tym tak bardzo się identyfikuję i ten tekst pamiętam do dziś. Ale rozumiem, że każdy ma prawo do zmiany zdania. Ja chyba jestem nadal idealistką.
Chciałam podlinkować na początku ten tekst, nieskromnie powiem, że wracam do niego chyba najczęściej z moich starych tekstów, tak się z nim utożsamiam :) Linkuję go zresztą w komentarzach wyżej. Te teksty się znakomicie uzupełniają i tworzą spójną całość. Przesłanie jest w skrócie takie: dbaj o siebie (z miłości do siebie) i zyskuj tym wśród ludzi, ćwicz siebie (traktuj dyskomfort po przyjacielsku) i nie bój się ludzi. Oczywiście rozumiem, że w zależności od interpretacji ktoś może przeciwstawić sobie te teksty, ale ja jako autor mogę wyjaśnić intencję (może ktoś skorzysta). Identyfikuję się z każdym z tych moich dzieci :)
Mario, na świecie jest 7 miliardów ludzi, nigdy nie spodobasz się wszystkim (można by podać wiele typowych przykładowych sytuacji, choćby: ubierasz się klasycznie, biurowo, w takiej stylistyce się odnajdujesz i wyglądasz świetnie, ale jest grupa ludzi, która uzna się za sztywniarę i nudziarę. Oglądanie się na innych jest bardzo niebezpieczne).
Mówienie, żeby starać się dla innych, by zyskać sympatię, uwagę czy poklask jest zapędzaniem się w ciemny i niebezpieczny róg. Avarati wyżej świetnie opisała, jak właśnie NIEstosowanie się do „co ludzie powiedzą” daje wygraną.
Zgadzam się z Basią; wraz ze zmianą stylu zmienił się cały Twój blog, Więcej nie napiszę, bo to Twój blog.
Zgadzam się. Ten post jest taki… przykry :( Przepraszam, ale jest tak powierzchowny… Ja jestem aktorem w swoim filmie i film jest świetny. A kostiumy drugorzędne.
Tak sobie myślę, czy tekst tego posta to jest coś, co powinno się wpajać dzieciom – dla mnie to taki miernik „mądrości” jakiejś wypowiedzi, czy chciałabym, żeby moje dziecko wzięło sobie taką naukę na życie. I nie. Wręcz przeciwnie, przez takie wypowiedzi przebijają różne niskie cechy ludzkie. Przepraszam, ale nie umiem tego inaczej wyrazić i wciąż jestem w szoku, że Maria to napisała na poważnie.
Przepraszam, ale jako kinomanka nie mogę się zgodzić.
Jeśli film ma być świetny, to kostiumy NIGDY nie będą drugorzędne.
Wg mnie niestety masz rację. Dodam do tego swoje spostrzeżenie. Często ludzie ubierają się mało stylowo nie dlatego, że nie chcą, tylko po prostu ich na to nie stać. Ale dla otoczenia to jest jasna informacja, że nie przywiązujesz takiej wagi do wyglądu czy też że taki jest twój styl. Więc bez względu czy „zwracają uwagę na wygląd” czy nie, i tak trafisz do szufladki „dla niej wygląd nie jest ważny” i tak właśnie będą cię traktować. Przykładowo mogą z góry założyć, że jesteś mało towarzyska, niepewna siebie, mało przebojowa.
Co do pieniędzy nie rozumiem fenomenu o którym mówisz. Zawsze miałam na odwrót, głupio mi było wydawać pieniądze na które ktoś musi ciężko pracować, za to jak poszłam do pracy przestałam mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia, bo moje pieniądze = moja sprawa co z nimi robię.
Mam to samo z pieniędzmi, cieszę się, że ktoś to napisał – swoimi szastam, cudze szanowałam.
:)
U mnie jest tak, że uwielbiam mode, kreuje własny, oryginalny i dość odważny styl, bo bardzo mnie to cieszy i traktuje to jako rodzaj wyzywania się artystycznego :-) Natomiast zauważyłam, że sama bardzo rzadko zwracam uwagę na to, jak wyglądają inni. Oczywiście zdarza się, że ktoś zwróci moja uwagę i wzbudzi zachwyt własną prezencja. Chodzi mi raczej o to, że na codzień obcuje z mnóstwem ludzi (pracuje jako wykladowca) i niemal nigdy nie pamiętam stroju, który ktokolwiek z nich miał na sobie. Natomiast to, co mówią, pamiętam bardzo dobrze. Tak, że dbanie o własny wygląd, niekoniecznie musi wiązać się z płytka ocena ludzi pod kątem ich fizycznej atrakcyjności. Dla mnie to tylko niezła zabawa, w którą bawię się sama ze sobą.
och, ja naprawdę się zastanawiam skąd ta afirmacja płytkości. Takie mało głębokie te głębokie przemyślenia.
A. „Czy jedząc codziennie po obfitej kolacji tabliczkę czekolady, możesz oczekiwać, że schudniesz? Nie, nie możesz. Bo masz w swoim życiu nawyk, który odciąga Cię od wymarzonej sylwetki.” Jasne najważniejsza jest sylwetka a nie zdrowie. „A czy codziennie zdrowo jedząc możesz się spodziewać, że schudniesz?” Zdrowe jedzenie nie powinno prowadzić prowadzić do zdrowia?
B. „Jeżeli postarasz się w tej pierwszej fazie i ogarniesz styl, wygląd, ciało – te wszystkie powierzchowne sprawy, będziesz przynajmniej miała szansę zaprezentowania swojego intelektu. ” A taki stereotyp, że piękne kobiety są głupie nie istnieje? Nie ma jednoznacznego przejścia pomiędzy ogarnięciem swojego wyglądu zewnętrznego a szansą na zaprezentowanie intelektu. Zdanie zaprezentowane przez Ciebie jest skrótem myślowym.
C. „A potem będzie cię stać na komfort wybierania wokół siebie takich ludzi dla których nie liczy się powłoka na zewnątrz.” Czyli jeżeli nie ogarnę swojej powierzchowności i nie złapię tej szansy na pokazanie swojego intelektu to jestem skazana na ludzi, dla których liczy się powłoka zewnętrzna?
D. „Zawsze, gdy się starasz, masz jakąś szansę. Zawsze, gdy rezygnujesz ze starania się, masz 0% szansy na powodzenie. ” Ja nawet z tym zdaniem się nie mogę zgodzić. Ja mam wrażenie, że ono jest po to by brzmieć ładnie. Od razu widzę całą gamę sytuacji, w której odpuszczenie, rezygnacja z działania jest bardziej nagradzająca. Mnóstwo aspektów życia, w których działanie ma ukryć jakąś prawdę o nas samych. I w których działanie oddala od powodzenia.
Druga połowa tekstu jest już świetnym podkreśleniem siły wynikającej z osadzenia się w swoim ciele, z podkreślenia swojej niezależności przez wygląd. Coś co na tym blogu jest/było fantastycznym aspektem. Ale pierwsza część w moim odczuciu jest słaba. Pełna skrótów myślowych i pustych banałów.
Owszem, pierwsze wrażenie jest ważne. Ale nie zgodzę się, że oceniamy po wyglądzie- to straszne spłycenie tematu! Wydaje mi się, że najważniejsze jest (przynajmniej dla mnie), czy ktoś się uśmiecha, poda mi rękę na przywitanie, popatrzy w oczy, nawiąże rozmowę. Na to zwracam najpierw uwagę, ubranie to tylko dodatek, fragment układanki (i to ten mniej istotny). Wyniosła mina i ponura mina odstraszają znacznie skuteczniej, niż tłuste włosy i połamane paznokcie.
Oczywiście, że pierwsze 3 sekundy pierwszego wrażenia mają znaczenie w naszej początkowej ocenie, to biologia i ewolucja nas tak ukształtowały. Dlatego w pracy przydaje się bycie zrobioną, bo dobre wrażenie (na pewno w mojej branży, bo wśród profesorów uniwerku czy PAN oczywiście nie, ale w pracy z klientem-tak, i nie ma bata) przekłada się na zarabianie pieniędzy. Poza tym ja sama lepiej się czuję, jak mam wydepilowane pachy i dobrą bieliznę, mam wtedy błysk w oku. Inna sprawa, jak dbanie o siebie staje się przymusem. Są dni, że CHCĘ mieć na tyłku stare bawełniane rozciągnięte gacie, bo CHCĘ pokazać światu środkowy palec. Nie przekraczam tylko granicy, aby gacie były brudne:) Ale nastrój na wielkie rozciągnięte galoty jest ok.
Oceniam książkę po okładce i się tego nie wstydzę – niemożliwym jest moim zdaniem wyzbyć się tego. Ale może inaczej: „oceniam” w sensie mój mózg buduje skojarzenia z danym wyglądem na bazie tego co już widział, ale nie „osądzam”, bo wiem, że nie raz czyjś styl był mylący. Widziałam już energicznych otwartych ciekawych ludzi w szaro-oliwkowych kamuflażach oraz zagubione „ostre laski” ;) Moda/styl daje niesamowite pole do właśnie zakamuflowania czegoś na swój temat albo podkreślenia w sobie czegoś – i mam tu na myśli nie tylko figurę, ale przede wszystkim cechy naszej osobowości. Uporządkowanie, nonszalancję, artystyczną duszę, nieśmiałość. I właśnie dlatego przyznam, że trochę irytuje mnie postawa „tak bardzo nie obchodzi mnie wygląd”. Nie wiem co się za tym kryje ;)
P.S. Avarati – Kenzo Jungle jakoś bardzo mi do Ciebie pasuje ;)
„Oceniam książkę po okładce i się tego nie wstydzę – niemożliwym jest moim zdaniem wyzbyć się tego”
Ja bym się wstydziła, i tak, można się tego wyzbyć.
Jak ktoś kiedykolwiek był sprzedawcą, kelnerem itp. to szybko uczy się, że wygląd ma często niewiele wspólnego z osobowością i/lub zasobnością portfela. Szybko uczy się nie oceniać po okładce, bo można na tym wiele stracić – materialnie i intelektualnie.
A ja się nie wstydzę. I przepraszam, ale nic nie pisałam o ocenianiu ludzi po zasobności ich portfela, bo uważam, że jest to czyste chamstwo. Byłam też sprzedawcą i teraz też pracuję z ludźmi. Proszę doczytać mój komentarz, pozdrawiam.
W dziwnych czasach przyszło nam żyć. Dzisiaj ludzie negują wszystko to, co jeszcze do niedawna było codziennością, standardem, wymogiem. Niekiedy mają rację, ale często „biorą się” również za rzeczy (tematy, zwyczaje etc.), które – moim zdaniem – powinny pozostać takie, jakimi były zawsze. W kwestii wyglądu są to przede wszystkim: umiar, schludność, stosowność ubioru do okazji/pogody/pełnionej funkcji. Tęsknię za czasami, gdy kobiety i mężczyźni nie wychodzili z domów bez ułożonych włosów; gdy na ważne uroczystości zawsze zakładano garnitury, buty były wypastowane, a suknie zakrywały pupy; gdy intelektualistów można było od razu rozpoznać po ubiorze, zachowaniu; gdy do sklepu chodziło się w wyprasowanych ubraniach, a nie rozmemłanym dresie.
Nie jestem idealna, ale staram się; staram się wyglądać schludnie, z klasą, czysto, porządnie. Jasne, że mam dni kiedy mi to nie wychodzi, ale szybko dochodzę do siebie i łapię za to żelazko, lokówkę, krem do twarzy…
Któraś z Was wspomniała o stereotypie „ładnej, ale głupiej” – to właśnie kobiety go stworzyły, te które są ponad dbanie o siebie.
Ja oceniam po wyglądzie. Zwracam swoim znajomym uwagę, jeśli coś mnie razi w ich prezencji (zazwyczaj chodzi o niestosowny ubiór). Nie chcę mieć do czynienia z osobami, które nie potrafią uszanować pewnych ogólnie przyjętych zasad i wartości. Przeszkadza mi ten cały luuuuuzzz, podejście na zasadzie „niczego nie muszę, mam to gdzieś”. Przykro mi, że jestem w mniejszości.
„Tęsknię za czasami, gdy kobiety i mężczyźni nie wychodzili z domów bez ułożonych włosów; gdy na ważne uroczystości zawsze zakładano garnitury, buty były wypastowane, a suknie zakrywały pupy; gdy intelektualistów można było od razu rozpoznać po ubiorze, zachowaniu; gdy do sklepu chodziło się w wyprasowanych ubraniach, a nie rozmemłanym dresie.”
Gadałam dużo na te tematy z babcią kiedy jeszcze żyła i wnioski są takie: na tych uroczych starych zdjęciach „z klasą” nie czuć smrodu, bo ludzie nie myli się i nie prali tak często jak kiedyś, nie widać zepsutych zębów bo nie było takiej opieki stomatologicznej jak teraz. Fryzury owszem ułożone, z włosów mytych raz na miesiąc. Do sklepu nie chodziło się w dresie, bo ich nie było, ale to nie znaczy że każdy był odpicowany. Mój dziadek gdy był chłopcem często chodził boso, bo nie zawsze starczało pieniędzy na buty. Na zdjęciach tego nie widać, bo fotografowało się tych najbogatszych i najlepiej wyglądających. Nie idealizujmy przeszłości.
A o stylu na intelektualistę też słyszałam, od rodziców. Taki jasno określony styl na studenta – bardzo to ułatwiało wyrywanie naiwnych dziewczyn, ;)
Trochę pewnie tak było, Jorun, ale nie wiem czy do końca… Mi też tęskno trochę do czasów, kiedy ludzie jeszcze mieli klasę ;) Kapelusz, wyprasowane ubrania, to, że ludzie się kiedyś czesali, ogarniali, mój dziadek np. nie wyszedłby z domu w niewypastowanych butach. Brakuje mi tej odrobiny staranności teraz. Pomijam nierówności społeczne przed wojną, w wojnę, biedę…Schludność – tego mi troche brak.
Próbuję przekazać że nie ma sensu tęsknić za przeszłością, bo mamy jej fałszywy obraz, skonstruowany na podstawie niewielkich wycinków ówczesnej rzeczywistości. Flejowatość i niestaranność to nie są nowoczesne wynalazki, kiedyś też były, tylko my tego już nie zobaczymy. To tak jakbyś chciała oceniać polską rzeczywistość po serialach TVN ;)
Oczywiście nie twierdzę, że te pół wieku temu wszystko było takie piękne i idealne. Czasy były ciężkie, ale ludzie jednak starali się… były zachowane jakieś normy, przestrzegano ich. Np. chłop-rolnik wiedział, że do Kościoła należy iść w czystej lnianej koszuli, butach. Podałam dość skrajny przykład, ale dobrze przekazuje to, co mam na myśli.
Mi brakuje takiego porządku, sama go dla siebie wprowadzam i podążam za tym stylem życia.
Tak, właśnie miałam na myśli to co Zimowa Małgosia :) Do kościoła, do miasta, „do ludzi” nie chodziło się w messy bunach, z ciągnącymi się sznurówkami itd. A jak teraz patrzę na panienki idące na maturę w leginsach z odkrytym tyłkiem i trampkach to tęsknię za jakimś przymusem ogarnięcia się. Sądzę też, że to się przekładało na ogólnie większą dyscyplinę wśród ludzi i poczucie obowiązku. (tak, to ma swoje plusy i minusy:))
Kaay dziękuję ;) Są mocne, orientalne i szalenie egzotyczne, kocham je bardzo i pomimo, że poznałam wiele zapachów, to wciąż uważam je za arcydzieło. No chociaż nasłuchałam się, że noszenie mocnych zapachów jest dla ludzi, którzy chcą za wszelką cenę zwrócić uwagę, albo że nie potrafię być kobieca, bo noszę męskie zapachy. xD
Też powiem prawdę, że też oceniam ludzi po wyglądzie, bo on mówi wiele konkretnych rzeczy o człowieku. Ale nie w kategorii, czy jest lepszy czy gorszy, ale można zebrać informacje na jego temat. Jak np. jak facet, który przychodzi na randkę w poplamionej koszulce i brudnych paznokciach, no to sorry, ale on wyraźnie daje do zrozumienia, że go dziewczyna nie obchodzi, albo serio nie dba o higienę. Jak widzę napakowanego gościa z bliznami i tatuażami, to mogę się spodziewać, że miał „wesołą” przeszłość. Obojętnie, czy potem okaże się recydywą czy żołnierzem. Jak widzę kogoś w operze/teatrze osobę w potarganych dżinsach, luźnej koszuli i klapkach, to albo nie pomyśli, albo nie ma szacunku, jeśli nie dla tego miejsca, to dla innych osób.
Zimowa Małgosiu, zgadzam się w 100% z Twoją wypowiedzią. I mam nadzieję, że jest nas więcej, tak myślących. Wydaje mi się, że teraz jest dziwna moda na akceptowanie wszystkiego, również zaniedbania, niechlujstwa, niestosowności zachowań. Mnie bardzo rażą rozmemłane kobiety w dresach w sklepie, niestosownie ubrane urzędniczki, odsłaniające głębokie dekolty latem, panowie w szortach w mieście. I denerwuje mnie twierdzenie, że „ja mam wszystko gdzieś, co ludzie o mnie myślą”, bo jest to po prostu lekceważenie osób, które są wokół. Ja się czuję źle, gdy mój wyluzowany znajomy przychodzi na urodziny w rozciągniętym podkoszulku chińskim za 5 zł, szortach i japonkach i jest na dodatek nieogolony. I nie jest biedny, po prostu jest niewychowany, ot co.
Czytałam tego bloga z przyjemnością, od dzisiaj przestaje. Hegemonia oceniania ludzi nie jest dla mnie. Uważam, że tego kategoryzowania ludzi jest za dużo. Wolałabym świat, w którym jest miejsce dla ludzi „zaniedbanych” . Wiem z własego doświadczenia, że ciężka praca obojętnie czy zarobkowa czy nie, czasowo nie pozwala na rozwijanie siebie fizycznie. Wolałabym żeby ludzie jednak zamiast pompować swoje ego i wygląd, pompowali swój intelekt.
‚Jak np. jak facet, który przychodzi na randkę w poplamionej koszulce i brudnych paznokciach, no to sorry, ale on wyraźnie daje do zrozumienia, że go dziewczyna nie obchodzi, albo serio nie dba o higienę’
Albo jadąc na spotkanie rowerem spadł mu łańcuch, zaliczył glebę i nie miał jak się doczyscic. Albo pracuje na budowie i przy brudniejszej robocie syf tak mu się wżera pod paznokcie ze nie da się go usunąć. Albo nic mi jadł cały dzień i w pośpiechu chwycił coś i do ubrudzil i nie zdążył wrócić do domu żeby się przebrać. Jak z góry się do niego zniechcecisz to na drugą randkę nie pójdziesz, i nie dowiesz się czy faktycznie jest fleją, czy okolicznosci byly niesprzyjające, oczywiście masz takie prawo, ale w ostatecznym rozrachunku to ludzie kierujący się pierwszym wrażeniem tracą więcej niż ludzie, ktorzy nie robią oszałamiajacego pierwszego wrażenia :)
Bardzo ciekawe, że ja piszę o tym wydarzeniu w osobie trzeciej, a stwierdziłaś, że to ja na pewno jestem bohaterką opowieści. Otóż nie, śpieszę z wyjaśnieniami. Tę historyjkę opowiedziała mi koleżanka, która umówiła się na randkę z facetem. Gościu – ciacho, jest programistą i chodzi ubrany odpicowany w garniturku i koszuli pomimo braku sztywnego dress code’u, nigdy go nie widziała w T-shircie. A na spotkaniu był poplamiony keczupem i piwem i ewidentnie nie był na rowerze. Coś jest nie halo.
Ciekawe by było, gdyby było na odwrót, jakby babka przyszła w nieumytych włosach i brudnych paznokciach. To dla takiej nie ma usprawiedliwienia.
Ten tekst jest u mnie bardzo na czasie… Ciągle czuję, że za mało o siebie i swój styl dbam, i czuję się pod tym względem duuużo gorsza od koleżanek z pracy . Wciąż mam wrażenie, że to poczucie gorszości rzutuje na moje zachowanie w pracy i to, jak odbierają mnie inni ludzie. Bo tak naprawdę głównie na gruncie zawodowym mam takie przemyślenia. Wciąż miotam się między potrzebą wygody a chęcią bycia odbieraną jako profesjonalistka. Jednocześnie staram się siebie przekonać, że nadal mogę być kompetentnym i dobrym pracownikiem w trampkach, dżinsach i bluzeczce, a moje umiejętności i wiedza obronią się same. Tyle, że gdy już w tej pracy jestem i czuję, że ubiorem i stylem odstaję od innych pracownic na niekorzyść, to wcale tej swojej wiedzy i umiejętności nie mam ochoty pokazywać – za to mam ochotę zniknąć. Tak, na ich tle czuję się zaniedbana i po prostu… przeciętna. Zwyczajna do bólu. I myślę, że to jest głównie mój problem, bo jak napisała Nina, inni ludzie na pewno nie zwracają na mnie i mój wygląd aż takiej uwagi. To JA czuję się źle i niepewnie, to ja jestem zablokowana.
Czy się staram? Uczciwie przyznaję – nie zawsze, raczej rzadziej niż częściej. Oczywiście zawsze mam czyste i schludne włosy i ubrania, delikatny makijaż, czyste paznokcie itd. – nie jestem fleją. Robię to niezbędne minimum. Ale nie mam stylu. Nie mam „ładnych” ubrań, tylko takie totalnie przeciętne, ponadto rzadko potrafię „wypośrodkować” ogólną wymowę stroju – najczęściej ubieram się nieco poniżej oczekiwań, a czasem zdarza mi się odstrzelić i wyglądać zbyt elegancko, co jest zresztą równie niekomfortowe ;) Żałuję swego nieogarnięcia często, przynajmniej raz na kilka dni. Czy coś mnie ominęło? Chyba nie – a przynajmniej nie w sensie szansy czy sytuacji, natomiast na pewno wolałabym nie tracić aż tyle czasu na rozmyślaniach o swoim braku stylu i skupić się na innych, przyjemniejszych rzeczach.
To są nieosiągalne ideały.
Staram się zawsze, nawet idąc „po bułki”. Po prostu nie mam w szafie przypadkowych ubrań. Nie kojarzę sytuacji, w których coś mogło mnie ominąć.
Ludzi szufladkuję po wyglądzie, przyznaję, bawi mnie zgadywanie kim są, czego słuchają, czym interesują. Ale do dalszej znajomości podchodzę otwarcie nie patrząc na pozory.
1. Tak
2. Nie
3. Nie wiem
Twój tekst, oraz komentarze do niego, nasunęły mi kilka spostrzeżeń. Zgadzam się z Tobą, że ludzie oceniają innych ludzi po wyglądzie. Oceniam to oczywiście negatywnie, ale tak jest. Ja staram się oddzielać ocenianie wyglądu, od nastawienia do człowieka. Mam świadomość, że nawet jeśli jego wygląd jest dla mnie beznadziejny, to wnętrze może stanowić wartość. Jeśli chodzi o własne samopoczucie związane z wizerunkiem, to odczuwam pewną sprzeczność. Z jednej strony, ubieram się dla siebie, tak , jak sama dobrze się czuję. Równocześnie chcę być dobrze postrzegana przez innych, ale ewentualną ocenę, wyobrażam sobie jednak wg własnych kryteriów. Jeśli czuję się doskonale, to myślę, że inni tak właśnie mnie oceniają. Jeśli źle, to przekładam to również na ocenianie mnie przez innych. Więc jak to jest? Czy ubieramy się dla siebie, czy dla innych? Dla innych, ale wg własnych wyobrażeń, co tym innym będzie się podobać? Moim marzeniem jest całkowicie się uniezależnić od sądów innych ludzi. Dotyczy to oczywiście nie tylko sfery wizerunku. Raczej daję sobie z tym radę, ale niestety nie w 100%. Muszę nad tym pracować. Wnioskując, jest to chyba coś przeciwnego do tego, do czego zachęcasz w poście. Staram się, ale chcę to robić wyłącznie dla siebie.
Nie zauważyłam w tym wpisie niczego zdrożnego. Dla mnie jest jednym z Twoich najlepszych wpisów motywacyjnych. Zmusza do zastanowienia się nad swoim lenistwem, niedbalstwem.
Każdy ma swój styl, który coś o nim mówi. Nawet jeśli kupuje pierwszą lepszą koszulkę przy wejściu do sklepu i zakłada pierwszą lepszą rzecz znalezioną w szafie – to mówi o nim bardzo dużo. Na przykład myśląc o jakimś facecie na poważnie, można patrząc na jego niedbały strój zadać sobie pytanie, czy takim samym niedbalstwem będzie się wykazywał w życiu: przy codziennych obowiązkach, podejmowaniu życiowych decyzji, kosztownych zakupach. „Dziecko? A niech tam będzie, jak ta dzisiejsza koszulka”. Z drugiej strony w czyimś tanim, może nawet niekoniecznie dopracowanym stroju można dostrzec, że dana osoba ma zmysł artystyczny lub żyje z pasją. Można bardzo łatwo rozpoznać, czy cera trądzikowa jest zadbana, czy zaniedbana. Ktoś o spracowanych dłoniach i może z powodu swojej pracy nawet brudnych paznokciach może mieć te paznokcie równo opiłowane. Ktoś wystrojony i wypachniony od stóp do głów może mieć brudną szyję. Wszystko to wywołuje jakieś skojarzenia i ciężko twierdzić, że nie wpływa na ocenę danego człowieka.
Jestem skrupulatna, obowiązkowa i nie chcę, żeby ludzie pomyśleli inaczej patrząc na moje ubranie lub paznokcie. Nawet jeśli nie patrzą – ja czuję się lepiej, kiedy mój styl odzwierciedla moją osobowość. Czuję się bardziej spójnie, kiedy wyglądam dobrze.
Zdarzyło mi się kilka razy, że przez lenistwo nie wyglądałam dla mnie zadowalająco, coś mi wypadło i czułam się niekomfortowo – żałowałam, że nie poświęciłam kilku minut więcej na zadbanie o swój wygląd, co poprawiłoby moje poczucie komfortu na cały dzień. Bo właśnie małymi kroczkami pracujemy na wielkie rzeczy i z małych kroczków składa się życie. Można poświęcić swojemu ciału kilka minut dziennie więcej i dzięki temu wyglądać lepiej, a odbędzie się to bez uszczerbku na naszej kondycji intelektualnej. Szczerze mówiąc ciężko mi uwierzyć, że ktoś, komu nie chce się umyć włosów, w swoim wolnym czasie ma ochotę sięgnąć po gry logiczne czy książkę.
:) to uwierz – samej mi się zdarza( a raczej zdarzało, bo niestety teraz mam zbyt mało na to okazji) siedzieć w piżamie, totalnie nieogarnięta, i czytać fajną książkę albo oglądać ciekawy film. Polecam!
Popieram, Jorun! (także za treść innych Twoich komentarzy, bardzo się zgadzam!)
A mężczyzna, który zakłada pierwszy z brzegu T-shirt (który ma w szafie już od 10 lat) – czy jest niedbały? On po prostu nie przejmuje się ciuchami, a za to ma głowę zaprzątnietą pracą naukową, a poza tym robi pyszne obiady i super sprząta mieszkanie (które sfinansował częściowo dzięki własnej przedsiębiorczości – oszczędnościom) :D Kwestia priorytetów.
A cera trądzikowa to temat, który znam nazbyt dobrze i boleśnie, i wiem, że pomimo dbania i poszukiwania najlepszych rozwiązań, może wyglądać na zaniedbaną, więc przestrzagałabym przed zbyt surowymi ocenami :(
Skąd tutaj tyle przykładów pracowników naukowych, którzy kompletnie nie zwracają uwagi na to, co noszą? Bo ja znam takich, którzy przykładają wagę do wyglądu. A ja nie lubię siedzieć w piżamie. Ogarnąć się, uczesać, umyć zęby i wylegiwać w „ciuchach po domu” owszem.
Ja podałam przykład osoby (doktora nauk) z mojego codziennego życia :) Jak ktoś ma co dzień czyste ubranie, tyle że bierze pierwszą koszulkę z brzegu i nie przejmuje się modą, to przecież nic złego. :)
Ja też często biorę pierwszą koszulkę/bluzkę z brzegu. Tyle, że robiąc zakupy zastanawiam się, czy dana rzecz będzie mi w 100% odpowiadać. Zresztą nie chodzi mi o wyciąganie z szafy losowej koszulki, wylegiwanie się w piżamie czy strojenie do piekarni. Chodzi mi o to, że jeśli ktoś nie zwraca uwagi na to, czy ma czyste ubranie +przycięte paznokcie + czy jest równo ogolony + czy jest domyty, to można się po nim spodziewać, że ogólnie jest niedbały. Po prostu moim zdaniem z różnych szczegółów wyglądu, przy pewnej wnikliwości można się sporo dowiedzieć na temat danej osoby. Można też zauważyć, kto ma w głowie tylko dbanie o wygląd, a kto ma coś w głowie i jeszcze dba o wygląd :)
O ile linkowany wpis o dyskomforcie oraz o lenistwie (ten – https://ubierajsieklasycznie.pl/jestes-leniwa-wykorzystaj-ubieraj-sie-swietnie-2/) naprawdę wiele zmieniły w moim podejściu do dbania o siebie, tak ten mi zgrzyta, jakby nie był twój. Zgrzyta od samego tytułu, który w pierwszym odruchu uznałam jako zgrabną prowo, przyciągającą czytelnika. Niesie jakąś nutę sensacji – niektórzy, jacyś ONI – nie dbają o wygląd! I tracą na tym! Rozumiem, jakby nie dbali o higienę, ewentualnie o zdrowie. Ale to wygląd. Tylko wygląd. Może być ważny, jeśli akurat postanowisz, że się na nim skupisz, a niekiedy kompletnie nie ważny. Kwestia chwilowych priorytetów, stanu finansów i sytuacji życiowej, co opisywali już moi poprzednicy. Przyznam szczerze – dla mnie ważny jest tylko mój, wygląd innych raczej nie wpływa na decyzje wobec nich. Co nie znaczy że się czasem nie zachwycę.
W kontekście tego artykułu przychodzi mi jeszcze na myśl lekarka, która opiekowała się mną w ciąży. Zgaszony typ urody, szczupła sylwetka i totalny brak akcentowania swojej pozycji zawodowej, próby wyróżnienia się ze szpitalnego tłumu – próbuję sobie przypomnieć choć jeden detal z jej ubioru, outfit, który zapadł w pamięć i nie mogę :-) Miałam okazję poznać ją bliżej – nie sprawiała wrażenia że coś traci.
Dobry przykład z lekarką. Mi tez tytuł trochę zgrzyta, mam ochotę zamienić go po swojemu na coś w stylu” wciąż oceniasz po wyglądzie? twoja strata!”:)
Mnie się wydaje, że wszystko jest kwestią równowagi… Ani nie jest dobrze, jeśli wyjście z domu równoznaczne jest z rozpoczęciem jakiejś sztucznej gry i wcielania się w kogoś, kim nie jesteśmy, niemalże wybieg pod obstrzałem krytycznych spojrzeń – przynajmniej w naszym mniemaniu, bo jak zauważyłyście, ludzi mniej obchodzi to, jak wyglądamy, niż nam się wydaje ;-) Ani nie jest dobrze, jeśli własny wygląd i odczucia innych mamy głęboko gdzieś, bo swoboda i wygoda…
Nie tylko ten, kto nie dba o wygląd traci. My też tracimy, bo świat mógłby być miły dla oka i harmonijny, a często nie jest, bo zalewa go bylejakość, wulgarność, brzydota, kicz.
Dzisiaj byłam na występie dla rodziców w przedszkolu, więc mam na bieżąco cały przegląd matczynych outfitów… Czy oceniać czy nie. Dla mnie odczucia estetyczne są trochę jak emocje, przyjemne bądź nieprzyjemne, ani dobre ani złe, dopóki świadomie nie przekujemy ich na konkrety. Czyli będziemy kogoś dyskwalifikować za wygląd, obgadywać, traktować z wyższością albo odwrotnie – wkradać w łaski, bo roztacza nimb sukcesu. Bo jak ma zareagować mój mózg, kiedy widzę młodą kobietę ze sporą nadwagą, która na co dzień i od święta przychodzi po dziecko w leginsach, rozdeptanych adidasach, za ciasnym podkoszulku, bez makijażu i uczesania? Przecież nie jest przejrzysta, chce czy nie, komunikuje bardzo dużo swoim wyglądem. Pewnie więcej, niż jest świadoma… Co nie znaczy, że widząc, jak źle wygląda, oceniam ją jako złego czy dobrego człowieka. Nie wiem, kim jest i dlaczego wygląda, jak wygląda. Ale tak to działa, że porządkujemy sobie trochę obserwacje świata wg różnych schematów.
„Zadbanie” i atrakcyjność też nie dla wszystkich znaczy to samo. Dla mnie tożsame jest z harmonią wszystkich sfer życia – duchowej, intelektualnej, fizycznej. Często kluczowa jest po prostu pewność siebie, naturalność, uśmiech. Sztandarowym przykładem są tu dla mnie wyluzowani wizualnie Skandynawowie;-) Co nie znaczy, że gustuje w szortach i japonkach…Wręcz przeciwnie :)
Pozwolę sobie dorzucić własne, otrzeźwiające (przynajmniej mnie) doświadczenie.
Ponad rok temu, patrząc na starszą koleżankę, maturzystkę w powyciąganej bluzie i zniszczonych chińskich trampkach, kończącą szkołę i wchodzącą w dorosłe życie, doszłam do wniosku, że przegapiła moment, w którym z awanturniczej nastolatki stała się delikatną, młodą kobietą. Chcąc uniknąć tego, co u niej wydawało mi się (i wciąż wydaje) błędem, postanowiłam od zaraz rozpocząć proces stawania się kobietą z klasą.
Trochę to trwało, ale z czasem zbliżyłam się do celu na tyle, że choć nie nazwałabym się jeszcze damą, to już słyszałam komentarze (pozytywne) typu ‚aspirująca do’.
Potem parę rzeczy poszło nie po mojej myśli. Śmierć i żałoba nigdy nie są łatwe.
W kompletnym oderwaniu od ciała i rzeczywistości, musząc wrócić do świata, pierwszego dnia narzuciłam na siebie przypadkowe rzeczy. Makijaż, czy choćby ułożenie włosów wydawały się nie w porządku.
Na przywitanie koleżanka zapytała ‚Zmieniłaś styl’?. Dopóki nie zobaczyłam się w lustrze, nie wiedziałam o co chodzi.
Przez długi czas starannie budowałam swój wizerunek. Całkowitym minimum była wyprasowana koszula, spodnie, wypicowane, skórzane buty, pasująca torba, delikatny makijaż i ułożone włosy.
Tego feralnego dnia miałam na sobie między innymi dużą bluzę, z której sypała się sierść. Oszczędzę szczegółów.
W każdym razie stwierdziłam, że tak nisko więcej nie upadnę.
Drugiego dnia, z broczącym sercem ale jednak, byłam już zadbaną sobą.
Bycie damą ma niewiele wspólnego z ubiorem. Może kiedyś o zrozumiesz…
Moim zdaniem ma. To się jakoś wiąże. Sztuczne rzęsy, zrobione brwi, tipsy, miniówa i białe kozaki i dama? Wykluczam. To w dużym, baardzo dużym uproszczeniu. Mario, chyba nie wszyscy Ciebie zrozumieli. Niestety…
Zgadzam się, że bycie damą ma wiele wspólnego z ubiorem. To pierwsza część Twojej wypowiedzi. Natomiast nie zgadzam się z jej dalszą częścią. Ja myślę, że zrozumiałam, ale chcę mieć inną filozofię i ona wyklucza takie podejście do życia. Zdaję sobie sprawę z pewnych realiów, ale mimo dojrzałego wieku, nie godzę się z nimi. Chcę się im opierać. Myślę, że właśnie zgoda na nie, powoduje, iż mimo ich negatywnego znaczenia, szerzą się. Takie zjawiska należy piętnować, a nie przystosowywać się do nich. Wiem, że osoby myślące tak jak ja czasem tracą, ale mimo to uważam, że należy być sobą. Rozszerzyłam znaczenie mojej teorii na inne aspekty i sfery życia. Jeśli chodzi o strój, to raczej zawsze wyglądam odpowiednio. Nie mam z tym problemu i to bez szczególnego starania. Robię to jednak dla siebie i nie chcę pozwolić, aby czyjeś zdanie, wywierało na mnie presję. Argument: jeśli dziesięć osób wypowie swoje odmienne zdania, to kogo należy posłuchać?
A zrobiona kobieta w ołówkowej spódnicy i trenczu, przeklinająca, stosująca mobbing, itp. to dama?
Staranny, schludny ubiór to warunek konieczny, ale nie wystarczający do bycia damą.
No nie wiem, jakoś nie do końca do mnie to trafia :/ Przynajmniej nie wszystko.
Po pierwsze – tak, odbieramy innych ludzi w jakiś określony sposób. To oczywiste, że ich oceniamy, bo tak działa nasz umysł. Jednak dochodzę do wniosku, że ja osobiście na pewno nie oceniam ich na podstawie stylu. Prędzej na podstawie jakiejś aury, którą mają, a na którą składa się mimika, wyraz twarzy, spojrzenia, gesty – to pierwsze kilka sekund. Potem kilka pierwszych minut – sposób, w jaki ta osoba mówi, jakie emocje wyraża, czy jest miła, czy pretensjonalna w tonie, czy patrzy w oczy, czy unika wzroku – takie rzeczy u mnie decydują, w jaki sposób kogoś oceniam. A styl, a ubiór? Szczerze powiedziawszy, to jasne, zdarza się, że zobaczę na ulicy kogoś super ubranego i strój tej osoby naprawdę mnie zainspiruje, ale nie myślę wtedy „oooo, jaka super dziewczyna, na pewno jest ciekawą osobą, skoro się tak ubiera”, tylko patrzę jak po prostu na ładny obrazek, nie przypisuję jej żadnych cech, zakładam, że może być równie dobrze niefajna ;)
Po drugie, te kilka zdań:
„Jeśli wybierasz dla siebie brak starania się o swój wygląd, nie masz szansy pokazać się światu i być zauważonym.” & „Jeżeli postarasz się w tej pierwszej fazie i ogarniesz styl, wygląd, ciało – te wszystkie powierzchowne sprawy, będziesz przynajmniej miała szansę zaprezentowania swojego intelektu. A potem będzie cię stać na komfort wybierania wokół siebie takich ludzi dla których nie liczy się powłoka na zewnątrz.” – totalnie mnie… obezwładniło! Serio? Naprawdę nie mamy czegoś takiego jak urok osobisty i charyzma? Naprawdę nie mam szansy wyrażenia swojego zdania, jeżeli nie będę odpowiednio wyglądała? Totalnie się z tym nie zgadzam :) Nie wiem, może żyjemy w różnych światach. Ja mam pracę typowo z ludźmi i zdarza i się, że wyglądam bardzo dobrze, a zdarza się też, że przychodzę do pracy w niedbale dobranych ciuchach, bez makeupu, we włosach po prostu ściągniętych gumką. I ludzie naprawdę nie zwracają na to uwagi. Będąc w swoim „gorszym wydaniu” po prostu nadrabiam byciem sobą, czyli osobą miłą, kontaktową, asertywną, słuchającą, życzliwie nastawioną do świata i z błyskiem w oku i serio to działa w 100%, udaje mi się bez problemu załatwić wszystkie sprawy :)
Pisałyśmy w tym samym czasie i w podobnym tonie ;-). Bardzo fajny komentarz.
Totalnie sie z Toba zgadzam . Bardzo fajny komentarz . Ja wlasnie jetem taka osoba ktora zawsze wyglad dobrze , nie zebym sie chwalila , ale po latach w koncu uzyskalam szafe bardzo spojna z ktorej cokolwiek bym nie wybrala , zawsze sklada sie w jakas calosc . Ale czy to oznacza ze jestem fajniejsza czy inteligentniejsza niz inni !!! absolutnie nie ! Ludzie w okolo mnie wiedza ze jestm zawsze dobrz ubrana , ale czasem nie jestem , czy to ma znaczenie ? zadne , ja po prostu lubie ciuchy i mam oko do tego . Wiekszosc spoleczenstwa nie ma i ja tego w ogole nie krytykuje , jezeli ktos jest zazdrosny , to jego sprawa , ja nie prowokuje do tego , a przy najmniej nie jest to moim celem . Jezli ktos bylby zainspirowany , to bardzo prosze , bylby to bardzo mily komplement . Ja osobiscie nie oceniem ludzi po wygladzie , tylko po tych cechach o ktorych piszesz , ubior nie jest zadnym wyznacznikoem osoby . Takze , jestem troche na „nie ” z tym artykulem .
Ale kobieta ubrana wyzywająco i nieodpowiednio do sytuacji, mimo kulturalnego zachowania, też damą nie będzie.
Przepraszam, to jest komentarz do Ingi. Tak się kończy pisanie komentarzy w małej komórce.
To prawda, oceniam po wyglądzie. Podobno wystarcza sześć sekund, potem pojawiają się zakłócenia, coś jak szumy fal radiowych spowodowane tym że każdy na początku próbuje wypaść jak najlepiej. Po latach często te pierwsze sześć sekund okazuje się bardzo trafne. Oceniam po wyglądzie, ale nie patrzę na ubranie. Patrzę po prostu w oczy, w twarz. Obserwuję mimikę, ruchy, w ostateczności ciało. Nawet aktorzy, którzy przecież mają dużą zdolność przemiany zazwyczaj są obsadzani w podobnych rolach. Przebrani w stroje z różnych epok stale pozostają trochę sobą : Willis twardzielem o miękkim sercu, Hopkins chłodnym myślicielem, Nicholson inteligentnym zbereźnikiem a Gibson sympatycznym, nieco szalonym facetem. I nawet Depp nie zamaluje swoich smutnych oczu. Ubranie jest w pewnym sensie przedłużeniem osobowości ale nie wyobrażam sobie żeby miało kogoś skreślić w moich oczach. Naprawdę można odróżnić żula w tureckim swetrze od profesora w tureckim swetrze. Są oczywiście sytuacje skrajne ale dotyczą raczej relacji damsko – męskich. Już tak jesteśmy zaprogramowane że ciągniemy do tego wojownika który upolował najwięcej bawołów. I to nie jest raczej ten koleś w skarpetkach do sandałów. No i jeszcze pozostaje sprawa tego jak ktoś rozumie dbanie o siebie. Dla niektórych mycie zębów to za dużo.
Co do oceniania, to faktycznie w moim środowisku strasznie dużo się plotkuje o wyglądzie innych. ” Ta to taka chłopczyca, ta się ubrała jak pod latarnię, ta nie powinna używać takiej szminki”. Ja chyba po prostu wszystko biorę za dobrą monetę: ktoś się nie stara – fajnie ma ważniejsze sprawy i jest zadowolony z siebie, ktoś się stara – super, podziwiam że ma tyle samozaparcia żeby na co dzień chodzić w szpilkach. Nie mówię że sama czasem czegoś nie skrytykuję, ale nie krytykuję kogoś tylko dlatego że ma inny styl niż ja. Obecnie obserwuję dwa trendy:
-„Po męsku”- dominuje głównie na blogach, polega na noszeniu luźnych gór, spodni, męskich koszul i jednoczesnym ironicznym spojrzeniu na wyrażanie kobiecości strojem
-„Po kobiecemu”- spotykam go raczej w swoim środowisku pracy, polega na eksponowaniu biustu, zaznaczaniu talii i figury klepsydry przy jednoczesnym traktowaniu „chłopięcych” dziewczyn jakby to były jakieś babochłopy.
A tak na koniec, to jeszcze myślę że czasem gdy byłam „nie zrobiona” przydarzały mi się lepsze rzeczy niż gdy byłam „zrobiona”. Chyba po prostu wtedy mniej się przejmowałam tym jak wyglądam, było mi wygodnie i byłam wyluzowana więc np. lepiej się mogłam bawić na imprezie bo nie myślałam o tym jakie robię wrażenie na innych.
Zgadzam się i zgadzam się również z podlinkowanym tekstem „Życie jest za krótkie na bawełniane gacie”.
Lubię być dobrze ubrana, to mi dodaje pewności siebie, lepiej się czuję. Kiedyś pisałam, że po po ogarnięciu „lenia’, kiedy na prawdę nic mi się nie chciało, zdarzało mi się spotkać potem kogoś dawno niewidzianego i cieszyłam się, że się nie zaprezentowałam z oklapniętymi włosami i w ciuchach „na dobrudzenie”;)
Zdarzyło mi się spotkać w pracy osoby ubrane „na katechetkę” i okazywały się być równie niedzisiejsze jak ich ubrania, konserwatywne i mało elastyczne w zawodowym życiu. Zdarzyło mi się również spotkać osobę z takim stylem ubioru, ale bardzo operatywną, aktywną w pracy i z poglądami hoho, dalekimi od katechetki;)
Mam również koleżankę lubiącą styl oceniany ogólnie jako tandetny (koronki, panterka, mini, najlepiej wszystko razem;) – świetna, inteligentna dziewczyna. Lubi taki styl i świadomie go używa. Oczywiście w takich przypadkach łatwo nabrać się na schematy.
Nie znoszę najbardziej niechlujstwa i przyznaję, że nie mam zaufania do takich osób, którym nie chce się zadbać o podstawy. Ok- może się zdarzyć każdemu plama, oczko w rajstopach, ale jak na drugi dzień widzę to samo….
Lubię starać się o swój styl i dlatego tu zaglądam – na bloga o ubieraniu się, o tym, że warto. Nie widzę nic niestosownego ani próżnego w tym wpisie.
A tu jeszcze taka wisienka na torcie – artykuł, z którego wynika, że już niemowlęta oceniają ludzi po wyglądzie :-)
http://fakty.interia.pl/raporty/raport-copernicus-festival-2017/aktualnosci/news-prof-karen-wynn-mamy-w-sobie-ziarno-moralnosci,nId,2397827
To jest Twój najlepszy tekst. Prawdziwy, że aż boli. Kłaniam się bardzo nisko.
Lubię zalinkowany tekst Ani, ale ten wpis, Mario, jakoś mi nie podszedł. Myślę że różnica polega na akcentach: u Ani nacisk jest na to, żebyśmy to my się dobrze czuli w swojej skórze, zawsze- bo jesteśmy tego warci, doceniam się więc dopieszczam swoje ciało odpowiednim opakowaniem nie czekając na lepsze czasy. Powyższy wpis jak na mój gust za bardzo skupia się na innych. A przecież wcześniej tyle razy pisałaś by nie przeglądać się w cudzych oczach. Wiem że pierwsze wrażenie itp. itd. ale primo, wiem po sobie najlepiej że pozory mylą. Nad odruchem można panować- co z tego że pojawia się mi w głowie opinia o kimś, spowodowana wyłącznie wyglądem, kiedy zaraz potem mój mózg mówi mi „a kim ty jesteś żeby kogoś tak powierzchownie oceniać? kto dał ci prawo do decydowania o cudzych priorytetach?” I dalej już kieruję się mózgiem a nie odczuciami. Znam wiele osób o nienagannym stylu ale o okropnym charakterze,znam równie wiele totalnych abnegatów o błyskotliwej osobowości. Po prostu naprawdę wygląd nie musi się przekładać na wygląd człowieka. Może, jeśli ta osoba jest żywo zainteresowana ekspresją swojej osobowości poprzez strój, ale dla wielu styl po prostu nie jest priorytetem. Rozumowanie na poziomie ładny=dobry, brzydki=zły jest charakterystyczne dla dzieci.
Secundo – rozumiem ubiór stosowny do okazji, właściwy strój do pracy, kościoła, na ślub etc. Ale ubierać się by inni dobrze nas odbierali – karkołomne zadanie, dla każdego to będzie co innego. Moim zdaniem nie warto. Nie damy rady zadowolić każdego.
Tak z innej beczki, to dzisiejsza forma wpisu żle mi się czyta. Wolę pojedyncza kolumnę tekstu, obecną odbieram jako zbyt chaotyczną.
Jak dla mnie ten tekst z linka pisało bardzo młode dziewczę. W ogóle uzależnianie swojego nastroju od rozciągniętych gaci jest charakterystyczne dla dziewcząt. Dziewczęta muszą być ogarnięte, inaczej czują się złe. Ja już tego nie muszę, Dzień Rozciągniętych Gaci oraz Dzień Mojego Cellulitu na stałe goszczą w moim terminarzu. Ale ja jestem po czterdziestce, wtedy już (zazwyczaj) nie trzeba nikomu, a już zwłaszcza sobie, aż tak szaleńczo udowadniać, że jest się cool.
Chociaż nie, wyżyłowane do bólu czterdziestki też znam, i nie ma ich wcale tak mało. Kryterium wieku jest więc nie do końca słuszne. To chyba dziewczęcość umysłu tudzież perfekcjonizm powoduje w głowie równanie: rozciągnięte gacie=leniwa krowa.
To fajnie bo niedawno rozmawiałam o tym z moją mamą, że ona też źle się czuje nieogarnięta. Ucieszyłaby się tą dziewczęcością :)
Co to znaczy wyżyłowana czterdziestka?
Czy szczupła, dobrze ubrana, zadbana kobieta znaczy wyżyłowana?
Ludzie zawsze będą się dzielić na tych, którzy wykorzystują wizerunek do osiągnięcia wyznaczonych celów (w zgodzie ze sobą lub w zgodzie z tym, czego się od nich oczekuje), na tych, którzy uznają, że mają to gdzieś i świadomie rezygnują z tego rodzaju manipulacji, na tych, którzy jeszcze nie wiedzą, jak dużą ma on moc oraz na tych, którzy nie mogą się nim posługiwać, bo np. są bardzo biedni, ciężko pracują, mają różne trudne sytuacje w życiu. Pracując jako stylistka jestem otoczona ludźmi z tej pierwszej grupy oraz ostro krytykowana przez osoby świadomie rezygnujące z pracy nad własnym wizerunkiem. Przyznaję, gdy chcę nabrać pewnego dystansu, myślę o tej ostatniej grupie – osób, których to aktualnie nie dotyczy, bo walczą z różnymi kolejami losu. Sama należę do tej pierwszej grupy i wiem, że w niektórych sytuacjach odpowiednio zbudowany wizerunek skutecznie skraca czas, potrzebny do osiągnięcia wyznaczonych celów – prywatnych i zawodowych.
Przykro mi, Mario. Napisałaś krótki, bardzo uproszczony i prymitywnie próżny tekst. To, że oceniamy innych po wyglądzie na poziomie podświadomym (i co w pewnym sensie dokonuje się automatycznie) jest faktem, który najpewniej można zweryfikować naukowo. I to jest jedna kwestia. Ale w ten sam sposób i w oparciu o zbliżone mechanizmy oceniamy też np. sposób wypowiedzi w piśmie. Napisałaś trzy banalne akapity, które nawet nie są wstępem do wstępu do czegokolwiek, ale raczej smutnym karynopisarstwem i narzędziem do generowania ruchu, bo tytuł fajnie się klika, a tekstu wystarczy na tyle, żeby zatrzymać czytelnika na dwie minuty, ale nie dać mu nic wartościowego do przemyślenia w tym temacie.
W zależności od ubioru jestem uważana za: 1. biedniejszą lub bogatszą (poznaję to po ewentualnej trosce sprzedawców gdy ich pytam o towar), 2. bardziej atrakcyjną dla płci przeciwnej bądź mniej. W żaden sposób dzieki odpowiedniemu ubraniu nie udało mi się wyłuskać z tłumu kogoś o podobnych parametrach intelektualnych, zainteresowaniach czy poglądach i zachęcić do kontaktu. Nie utożsamiam ubrania z osobą, są jakieś normy i schematy ale np. kobiety religijne i feministki często mają podobny styl odrzucający podkreślanie seksapilu (nie mają makijażu, nie noszą obcisłych strojów i wysokich obcasów). W sklepach SH można kupić ubrania w dowolnym stylu i z dowolnej półki cenowej i można ubrać się jak tylko fantazja pozwala i zupełnie nic tym nie przekazać otoczeniu. A koniec końców i tak sporo osób chodzi głównie w polarze, dżinsach, tshircie i adiasach, bo im tak wygodnie, nie każdy musi być estetą, i nie cały czas trzeba nadawać komunikat – to tylko ubranie. Pierwsze wrażenie na temat wyglądu jak dla mnie tylko służy ocenie atrakcyjności fizycznej, dopiero rozmowa pozwala poczuć, że czujemy sie dobrze w czyimś towarzystwie. W pracy i relacjach obowiązuje dress code i tyle. Uważam, że ten blog jest przydatny dla osób, które są choć troszkę estetami i z tych polarów chcą się wyrwać i potrzebują zachęty i pomocy. Natomiast jak komuś jest dobrze, to po co mu wmawiać że jest mu źle. Do pracy niech założy wymagany mundur a potem sobie założy co lubi i już.
Na początku chciałabym tylko zaznaczyć, że „często” nie znaczy „zawsze”, „większość” to ńie „każdy”. To w kontekście wspomnianych „feministek” i tak, jestem feministką, ale wypadam z opisanej przec Ciebie grupy „często”. Piszę o tym, bo jestem przekonana, że większość ;) jak i sama autorka na pewno zdaje sobie z tego sprawę, ale uważam, że warto tę różnicę podkreślać.
Co do reszty komentarza- zgadzam się w 100%. Z racji tego, że lubię zakładać ciekawe ubrania (nietypowe wzory, długości, kroje), ale jednak staram się, aby wszystko było ze smakiem, to często czuję na sobie wzrok innych (także w pracy). Zazwyczaj najmniej ukradkowe spojrzenia posyłają mi osoby ubrane we wspomńiane „dżinsy i polary”. Niekiedy są to niezbyt miłe spojrzenia mierzące mnie od obcasa, po fryzurę i makijaż. Wtedy mówię do mojego partnera, że te właśnie najbardziej gapiące się osoby chciałyby, a boją się, bo ktoś będzie się gapił (czyli mierzą świat swoją miarą, a ja ich moją zanim zebrałam się na odwagę i zaczęłam wyglądać jak chcę). To oczywiście tez moja ocena, moja opinia- moze te osoby w ogóle mnie nie oceniają, tylko zwyczajnie oglądają; moze zastanawiają się, czemu albo po co mi się chciało. Ja ich nie oceniam, ale ńie ukrywam, że nie chcę tak wyglądać, być kolejną osobą ubraną tak, jakby mi zależało tylko na tym, zeby po prostu nie chodzić nago. Czy uważam, ze te osoby są zaniedbane albo im się nie chce? Zaniedbane nigdy, nie chce – być może, ale tego przecież nie wiem. Ale to, że nie wiem, nie oznacza, że nie oceniam po wyglądzie. To podświadome, świadomie natychmiast staram się upominać, że „cholera, nie wiem, może ten ktoś nie ma czasu, nie lubi, nie chce, albo tak właśnie tak chce i nic mi do tego”. Upominam się, bo całe życie moja babcia i mama komentowały innych: a to dziunia, a to lala, a to fleja, a to gruba i krótkie spodenki,a to chuda, że aż przykro patrzeć, a to za młoda, a to za stara, a ten łysy, ten brzydkie zęby, ten dziad i młoda żona itd, itd…
Napisałam trochę bez ładu i składu, ale na koniec tylko podkreślę- poza sklepami i dla mnie wytłumaczalna ocena po wyglądzie przez sorzedawcow/sprzedawczynie – nigdy czyjs wygląd nie wpłynął na moja relacje z kimkolwiek, choć tez oceniam przecież na tej podstawie ludzi. Łącznie z kolegą z klasy, który ewidentne był niezaznajomiony z mydłem i woda, ale jak się późniiej okazało – niestety nie każdy ma pieniądze na to mydło i na rachunek za wodę.
Żyjemy w czasach wszechobecnego pokazywania sie na instagramach i snapchatach, żyjemy w czasach, w ktorych w ciągu kilku dni w drogeriach pojawia się więcej nowosci do pielegnacji i makijażu, niż wydanych zostalo książek w ciągu ostatniego pięciolecia, żyjemy wreszcie w czasach,gdy przeglądając gazetę, obok nagłówka: „Pokochaj siebie w każdym rozmiarze”, czytamy: „30 sposobów, jak szybko schudnąć”…Po przeczytaniu tego wpisu zastanawiam się nad jednym: czy rzeczywiście był on nam potrzebny? Czy dla każdego człowieka nie jest bardziej wartosciowe spostrzeżenie, moje i koleżanek, które wypowiedziały się w komentarzach, że ten wyglądajacy na kloszarda mężczyzna, okazał się wykładowcą z ASP, ta koleżanka z biura, nosząca mini i tipsy, to świetna i kompetentna pracownica, a ta wiecznie zaniedbana dziewczyna z uczelni, nosząca ciągle czarną bluzę i dżinsy, robi to, bo ktoś kiedyś powiedział jej, że z takimi krzywymi nogami to spódnice odpadają, a te blizny na ramionach koniecznie trzeba zakrywać…bo przecież na początku każdy zwróci uwagę wlaśnie na nie.
Mi zdarza się rzucać spojrzenia w stronę ciekawie ubranych osób. Mam nadzieję, że widać po mnie, że jest to wyłącznie podziw wywołany oryginalnym ubiorem czy niecodziennym kolorem włosów (uwielbiam tęczowe wlosy) ☺
Jako osoba ubrana najczęściej właśnie w dżinsy i polary oglądam z zainteresowaniem osoby ubrane ciekawie – i jest to generalnie komplement :) To, że na ogół nad wyrażanie siebie czy bycie stylową przedkladam wygodę, nie oznacza, że brak mi poczucia piękna. Lubię czasem zaszaleć i pokazać się, choć na codzień po prostu ubieram się wygodnie. Zatem widząc osoby przyglądając się spodziewaj się raczej, że po prostu się im podobasz :)
Ojoj, zmiany, zmiany, zmiany. Też kiedyś dałam się nabrać na metaforę bawełnianych gaci – swoją drogą najwygodniejszych z wygodnych. Rzeczywiście uświadomienie sobie, że ma się na sobie „koronkowe fru fru” daje nam „ogromne poczucie własnej wartości” w obliczu informacji o chorobie dziecka czy śmierci rodziców itp. Dlaczego „ogarnięcie stylu” ma być warunkiem zaprezentowania intelektu? Albo założenie szpilek/koronkowych gaci/umalowanie się „jak każda zadbana” warunkiem samozadowolenia? A nie jest odwrotnie? Trochę to próżne. Ale czy nie z tego powodu czytamy bloga o modzie? Mario, od jakiegoś czasu coraz mniej Ciebie i rzadziej. Każdy ewoluuje.
Dodam swoje trzy grosze. Mieszkam poza Polską, pracuję w firmie technologicznej. I tęsknię za polskimi czasami, gdzie każda koleżanka w pracy nosiła buty na obcasie. Każda była schludnie ubrana, lekko umalowana, z uczesanymi włosami. Jak chciały bardziej się wystroić to były bardziej wystrojone. Tęsknię do panów pięknie pachnących i chodzących w marynarkach i płaszczach.
Mówicie, żeby nikogo nie oceniać po wyglądzie. Tutaj nawet nie chodzi o ocenianie, tylko o komfort przebywania z innymi ludźmi. Jeżeli większość osób wokół mnie to flejtuchy, a dyrektor chodzący w dżinsach, wyprasowanej koszuli i adidasach jest uważany za wystrojonego, to nie jest fajnie.
Ja również mieszkam i pracuję za granicą i mam zupełnie inne odczucia. Uwielbiam skandynawski luz, brak spiny i to, że każdy ubiera się jak chce i nikogo to nie obchodzi. Ja akurat na tle innych pracowników jestem „wystrojona”- mam czyste buty, przemyślane stylizacje i wyprasowane ciuchy ;-). Dominujący styl wśród moich kolegów (obu płci) to jeansy i t-shirt (zazwyczaj wymięty)- i co z tego? I Mario- pracujemy naukowo, więc moi „nieogarnięci” koledzy mają jak najbardziej okazję do zaprezentowania swojego intelektu!
Zgadzam się zdecydowanie, że człowiek inaczej obchodzi się z tym, o co się postarał, ale ogół posta (jak rzadko kiedy) jakoś wcale mnie nie ,,rusza”. Napisze o tym szczerze, bo po 90% Twoich wpisów idę zerkać do szafy, jak nie fizycznie, to chociaż mentalnie. Wiadomo, że spójny, wyrazisty styl jest fajny, ale z drugiej strony – granie na skrzypcach, robota naukowca, downhill i jazda sportowymi samochodami też są, no, a nie każdy traktuje te rzeczy jako priorytety. Stratę odczuwa się przecież tylko, kiedy człowiekowi zależy i kiedy nie dostaje nic w zamian. Przykładowo i obrazowo: ja nie znoszę mieć nadwagi (kiedyś ED, teraz mam już tylko zwyczajnego hopla) i jeśli akurat mam, to aktywnie z nią walczę i jest to wysoko w skali priorytetów. Ale jeśli paznokieć mi pęknie, to tnę na krótko i idę pobiegać, bo czas mogę spożytkować lepiej. Moja najbliższa koleżanka robi dokładnie odwrotnie i żadna z nas nie czuje straty. Tak przecież ma prawo wybrać każdy. I tu dochodzę do meritum tego, dlaczego nie motywują mnie takie posty – bo oszukują rzeczywistość. Przecież jeśli ktoś nie dba o wygląd to może dla niego nie być żadna strata. Trafi w miejsce, w którym jako pierwszy jest doceniany wygląd -ok, ale łatwo może też trafić w takie, w którym doceniane są inne rzeczy.
Kiedyś chodziłam do liceum-renomki i mieliśmy tam grupę prawdziwych nerdów. Takich, którzy lubią sobie pocałkować w głowie w ramach codziennego dbania o siebie. Nie sądzę, żeby uważali brak poświęcania uwagi wyglądowi za swoją stratę*, a mnie totalnie nie interesuje, żeby ich oceniać. Przypomniało mi się w tym miejscu, jak Maria Skłodowska-Curie podsumowała swojego przyszłego męża: ,,Zauważyłam poważny i miły wyraz jego twarzy, a także pewien pozór zaniedbania w jego wysokiej postaci, cechujący marzyciela pogrążonego w swoich myślach.” Nie ryzykuję stwierdzenia, że Twoja imienniczka źle oceniała ludzi dbających o wygląd, ale w każdym razie zaniedbanie raczej się jej podobało i dziś chyba też nie jest z tym sama ;)
Dodam: przykład mitycznego profesora wiem nędznym stroju jest słaby. Akurat wiem coś o tym :-). Występuje w przyrodzie polskiej niezwykłe rzadko.
Podstaw sobie pod słowo „profesor” cokolwiek innego. Ja mam akurat taki przykład i go podałam.
A ja podpiszę się pod słowami Alicji, sama również kiedyś takiego spotkałam. Jeszcze podczas studiów, wracałam z rodzinnego miasta pociągiem i usiadłam nieopodal pana kloszarda:sprany dżins od góry do dołu, na szyi jakaś jaskrawa chustka rodem z amerykańskiego filmu o skautach, znoszone buty i skórzana teczka, na tle innych rzeczy jakaś taka jakby nowa- pewnie ” z darów”;) Po kilku minutach pan kloszard na cały przedział (a nie był to 6- czy 8-osobowy malutki przedzialik) zapytał, który to Kubica dziś dojechał. Oczywiście odpowiedziała mu cisza, bo każdy wetknął nos w gazetę lub książkę uznając, że nie dość, że żul, to jeszcze wariat. Po kilku minutach odebrał telefon, siedząc blisko słyszałam zarówno jego, jak i telefonicznego rozmówcę, stąd wiem, że ten kloszard okazał się być artystą, wykładowcą 2 uczelni artystycznych, człowiekiem z wykształceniem, ogładą i wysoką pozycją społeczną.
Co kierunek to styl, szczególnie wśród kobiet u których przeważają dwie skrajności. Natomiast Panowie Profesorowie często występują w niemodnych (ale jednak) garniturach, co wśród ogółu starszych ludzi (a profesorowie przeważnie są starsi)nie jest niczym nadzwyczajnym.
Nie wierzę :D Jak można się tak przyczepić jednego przykładu? Znam takie osoby, więc ten przykład podałam. Znam także superspecjalistów IT wyglądających jakby mieszkali na ulicy oraz bogatych ludzi totalnie zaniedbanych. Wygląd MOŻE coś powiedzieć o człowieku, ale nie MUSI :)
Profesor, bankier, bogacz co kto woli, odnioslam się do tego przykładu.
Dobry wygląd to pozytywny odbiór otoczenia, zły – negatywny.
Intelektualiści to ludzie kompletni, jak w starożytnym Rzymie.
Wyjątki z komentarzy potwierdzają regułę.
Nie trzeba się wyróżniać, trzeba dobrze wyglądać, jako całość. Słowo jest kolejnym czynnikiem, które wpływa na nasz odbiór.
Nasz wygląd w ogromnej większości powie innym kim jesteśmy społecznie. Nie chodzi o to, czy dobrzy, czy źli, ale społecznie nas umiejscawia.
Dobry wygląd jest kluczem.
Dobry wygląd nie powie Ci, że ktoś jest złodziejem lub oszustem, a idąc Twoim tropem myślenia dasz mu kredyt zaufania. I tak właśnie funkcjonuje gros ludzi, wykorzystuje zewnętrze do manipulacji. Podkreślam – każdy z nas widzi świat inaczej, np. ja nigdy bym nie połączyła inteligencji z wyglądem jako pewnik, zbyt wiele wokół osób o wybitnej prezencji, będących wydmuszkami. Tak jest w moim środowisku, w moim odbiorze, w Twoim może być inaczej. I przecież nie będę pisać, że moje jest mojsze niż twojsze :D
Masz rację, że dobry wygląd może być przykrywką, przerostem formy nad treścią, ale jednak pozytywnie odbierzemy dobry wygląd. Jest to forma manipulacji, tu też muszę się zgodzić.
Możemy z tym nie brać udziału, ale ogólnie tracimy na tym.
Tak jest nawet w świecie zwierząt.
Nie przyczepiłam się, po prostu piszesz że wiesz coś o tym, ja również wiem :-). Studiowałam na dwóch różnych uczelniach a jeden z kierunków można podciągnąć pod międzyuczelniany i wiem że im bardziej hermetyczna dziedzina tym mniejsze dbanie o wygląd. Im wyższy stopień naukowy tak samo. Nie znaczy to że nie ma wyjątków, oczywiście że są, znam nawet jedną asystentkę która przeszła niesamowitą metamorfozę a nic w jej życiu zawodowym się nie zmieniło.
Jestem bardzo często oceniania na po wyglądzie, bo wyglądam bardzo młodo. Jestem przez to traktowana protekcjonalnie w sklepach, u fryzjerów, salonach kosmetycznych, ostatnio w salonie sukien ślubnych zostałam nazwana „dzieckiem”. Mam 26 lat, tytuł magistra. Tak, ludzie oceniają innych po wyglądzie, tak dostosowują poziom do rozmówcy (jestem niska i mam aparat ortodontyczny, to nie ułatwia sprawy). Ostatnio Pan w C… (market budowlany) tłumaczył mi dużymi literami, że kwiatki usychają i dlatego nie ma ich w sklepie chociaż są na stanie.
Mój styl jeśli tylko mogę jest luźny i zawiera elementy sportowe: płaskie buty, jeansy, koszula jeansowa i nie zamierzam z niego rezygnować. Może koło 40 będzie wyglądał adekwatnie ;-)
Co do stylu innych ludzi: styl nie każdy musi mieć i nie każdemu mu się chcieć go budować. Niemniej każdy dorosły człowiek powinien wiedzieć, w czym wygląda korzystanie, w czym dobrze się prezentuje i umieć dobrać ubranie do okazji. To niby tylko tyle, ale dla wielu ludzi aż tyle.
Bardzo mocny wpis Mario, na mnie działa, naprawdę działa.
Żałuję z perspektywy czasu całego pierwszego roku pracy, gdy na siłę chciałam wyglądać korzystnie i dodać sobie lat. Wyglądałam jak ciotka-klotka. Podejrzewam, że potraciłam przez to wiele okazji sprzedażowych.
Obecnie wiem, do którego Klienta muszę mieć eleganckie buty i żakiet, a do którego mogę wpaść w jeansach i nie będzie to źle odebrane. Uważam, że strojem wyrażamy także szacunek dla człowieka, z którym się spotykamy. Możemy być ubrani skromnie, ale wszystko powinno być czyste (my też :D), wyprasowane, buty wypastowane, fleki wymienione! (ile kobiet zapomina o wymianie fleków w butach i chodzi później w takich odrapańcach… brr), czy jest to styl, czy po prostu standardowe normalne ubranie, to inna sprawa. Nie każdy musi chcieć nosić 3 sztuki odzieży każde doskonałej jakości za średnią krajową. Podkreślam: styl to jedno, a godność i schludność to drugie. Mnie poczucie godności nie pozwala w wieku 26 lat nosić szortów na ulicy.
O matko, tak i jeszcze raz tak! Dbanie o siebie to nie musi być od razu synonim bycia stylowym! Osoba zarabiana to nie to samo, co osoba ze stylem. Higiena, schludność (czyste ubranie i buty, strój odpowiedni do okazji, żeby okazać szacunek miejscu i ludziom) to jest dbanie o siebie. Czytam te komentarze i im dalej, tym naprawdę przestaje rozumieć, skąd to oburzenie tekstem Marii. Swoją drogą myślę, że mogła go napisać trochę dla siebie, patrząc chociażby na to, w jakim kierunku ewoluował jej styl.
Jestem zaskoczona, że na blogu poświęconym stylowi (czyli w dużej mierze sferze ciała) tekst o tym, że wygląd ma duże znaczenie spowodował lawinę negatywnych komentarzy.
Przecież Maria nie napisała nic w stylu ” żeby wyjść z domu musisz mieć zawsze wykonturowaną twarz, obcasy i fryzurę z użyciem lokówki i pianki „. Wiele poprzednich tekstów jest zachętą do poszukiwania własnego stylu, i pracy nad własnym standardem ( w ubiorze i makijażu). Jeśli ktoś jest jest zupełnie ponad to i stwierdza ze ma zupełnie inne priorytety to powinien wzruszyć ramionami i iść dalej.
Tak czy inaczej- trzeba być świadomym że wygląd jest przedmiotem oceny innych ludzi, i że może bardzo zmienić nasze samopoczucie i pewność siebie.
I że tworzenie własnego wizerunku jest często pracą do wykonania. I ten wysiłek jest w naszych rękach.
To naprawdę jest kontrowersyjne stwierdzenie ?
A odpowiadając na pytania: 1. Tak, 2. Tak, 3. Mam nadzieję, że nie..
Widzisz Olka, do tej pory Maria kojarzyła się z bezkompromisowością i walką o wygląd w zgodzie z sobą. Kiedy więc napisała, że mamy starać się dla innych, bo inaczej potracimy tu i ówdzie szanse – pojawił się bunt.
Pozwolę sobie zacytować fragment rozmowy z psychologiem D.Tarczyńskiem, autorem „Zrozumieć człowieka z wyglądu”:
„Co pozwala szukać powiązań między ubiorem a charakterem?
Bodajże u Carla Junga jest ciekawa typologia osobowości. Już na jej podstawie można się domyślać na podstawie cech charakteru, jak człowiek powinien wyglądać. Natomiast moja metodologia ma oparcie w obserwacjach, na ich podstawie stworzyłem system, który – jak później stwierdziłem – po prostu działa. Są pewne wzory symboliczne, które nieustannie na nas oddziaływają – niezależnie, czy mamy tego świadomość, czy nie. I te najprostsze symbole, znaki zakonotowane w naszej kulturze powielamy za pomocą każdego obrazowania, czyli pisma albo właśnie ubioru. Podobnie jest z mową ciała, wszędzie jest ta sama symbolika.
Psychologia ubioru – pański produkt – zaadaptowała się już w Polsce?Jeszcze 20 lat temu każdy psycholog mówił, że to głupota. Dziś nikt nie kwestionuje zależności między naszym wyglądem a naszą osobowością. Ewentualne spory dotyczą jedynie pojedynczych koncepcji z poszczególnych obszarów ciała, tego, jak daleko można posunąć się w interpretacji czyjegoś wyglądu. Jeżeli analiza dokonana według tej typologii jest poprawna zrobiona, to nie powinno być błędów. Sam wielokrotnie byłem zdziwiony jej skutecznością. Trzeba być tylko bardzo uważnym i stosować zasadę od ogółu do szczegółu.”
Tu jeszcze link do całej rozmowy, nie wypierajmy się, że wygląd nie ma żadnego znaczenia:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/nasz_stroj_mowi_wszystko_rozmowa_z_psychologiem_ubioru_212118-1–1-d.html
Ja raczej zapamiętałam jako główne przeslanie: bądź głównym aktorem w swoim filmie.
Ale rozumiem że można mieć alergię na wszechobecne ciśnienie na super-wykreowany wizerunek ( instagram, tabloidy) i ten tekst zinterpretować w tym kontekście
A ja z kolei odebrałam ten tekst jako wpis dotyczący się starania, w każdej dziedzinie naszego życia, który został podany na przykładzie dbania o siebie. Absolutnie zgadzam się ze stwierdzeniem „Zawsze, gdy się starasz, masz jakąś szansę. Zawsze, gdy rezygnujesz ze starania się, masz 0% szansy na powodzenie”. Zauważyłam u siebie np., że jeśli mam posprzątane w domu to wtedy jakoś „głupio” mi zostawić kubek na stoliku, nawet jak jestem mega zmęczona to wędruje z tym kubkiem do zmywarki. Jeśli z kolei mam już lekki bałagan to ten kubek już mi nie przeszkadza. A wiadomo od małego do dużego bałaganu krótka droga. Tak samo postrzegam dbanie o siebie. Jeśli zaczynam od małych rzeczy, np. codzienny dokładny demakijaż, który oczywiście zabiera więcej czasu, zadbanie o schludne, wyprasowane i dobrane do okazji ubranie wtedy bardzo przeszkadzają mi odpryski w lakierze. Jeśli kolejny dzień z rzędu „szwendam” się po domu w dresie to zaczynam być obojętna na takie rzeczy jak odpryski lakieru. Poza tym ładna prezencja i dbanie o siebie wynika z zasad s-v, jest to wyrażanie szacunku dla innych osób z którymi obcujemy. Polecam serdecznie blog „Szkoła dam”, bardzo wartościowe treści.
Pozdrawiam.
Mam już swoje lata i oceniam ludzi po tym, co mówią, a nie po tym, jak wyglądają. Wygląd ma być schludny i stosowny do okoliczności (co w mojej ocenie oznacza np., że miejsce teatralnych rzęs jest w teatrze, a nie w biurze, a legginsy i t-shirt to ubranie sześciolatki, a nie kobiety na ulicy). Ubiór ma również wyrażać szacunek dla drugiego człowieka (np. na spotkaniu) lub ogólnie społeczności (np. w kościele). Wydaje mi się, że „wyrażanie siebie” strojem to domena zbuntowanych nastolatków, potem to już takie dorabianie ideologii… Lubię czytać tego bloga i dlatego nie dziwię się, że wpis dotyczy ubierania się i wyglądu – i po to tu wpadam. Ale lektura o stylu, wyglądzie, modzie i ubraniach to dla mnie miła odskocznia i wskazówki co do kwestii, które nie są dla mnie w życiu priorytetowe. Niestety, mnie tego typu wpisy motywacyjne trochę śmieszą, bo każdego dnia zanim „wyrażę siebie” muszę ogarnąć tyle spraw, że starcza mi już tylko siły na czytanie książek :-)
Jeszcze tak mi przyszła do głowy taka sytuacja związana z ocenianiem na podstawie pierwszego wrażenia i samoświadomością…miałam rozmowę o pracę, wstałam odpowiednio wcześnie żeby się przygotować ale okazało się ze to jeden z tych dni kiedy nic nie wychodzi – najpierw nie szło mi prasowanie koszuli, im bardziej ją prasowałam tym bardziej była pognieciona, potem trzy razy z rzędu krzywo zapięłam, uciekł mi tramwaj, więc biegłam na inny, potem biegłam z przystanku na miejsce rozmowy, a w dodatku było gorąco, więc dotarłam wymięta, spocona, zziajana, z przyklejoną grzywką. Oczywiście uznałam, że z takim lookiem na pewno nie dostanę żadnej pracy więc przestałam się starać, w dodatku pracodawca też nie zrobił na mnie wybitnego wrażenia więc ogólnie uznałam to za stratę czasu. Potem dostałam telefon, że chcą mnie zatrudnić, ale jako osobę pomocniczą bo na to stanowisko wzięli kogoś innego. Potrzebowałam kasy więc się zgodziłam, a w ostatecznosci okazało się że pracodawca jest ok, praca super, a po miesiącu dostałam to stanowisko bo okazało się, że osoba, która zrobiła lepsze wrażenie kompletnie nic nie kumała.
Bardzo nie podoba mi sie demonizowanie czekolady. Owszem, mozna schudnac codziennie jedzac obfite kolacje i nawet cala tabliczke czekolady po. Kwestia odpowiedniego bilansu kalorycznego. W skrocie – trzeba zjesc mniej niz sie spala.
Ja schudlam jedzac ciasta na sniadanie codziennie. Wiedzialam, ze bez nich nie wytrzymam, wiec po prostu wkomponowalam je w diete. Pisze o tym, dlatego, ze wiele kobiet ma bardzo restrykcyjne podejscie do diet, i w rezultacie niewielu udaje sie wytrwac.
Takze dziewczyny, wszystko z glowa. Uwazam, ze mozna liczyc na schudniecie przy takiej diecie, tak samo jak mozna liczyc na okazje do zaprezentowania swojego intelektu nie dbajac o siebie (–> Steve Wozniak anyone?).
Każdy post Marii jest dla mnie inspiracją, przyjemnością… Tym razem jednak coś mi „zgrzytnęło” – czytając tekst, zastanawiałam się nawet, kiedy „włączy się” nasza Maria, bo to na pewno nie jej słowa ;-) Odnośnik do Ani z aniamaluje.com przywołany na początku to zupełnie inna bajka (nawiasem mówiąc, uwielbiam Jej teksty,dziewczyna jest genialna!). Oczywiście, próbuję przeanalizować argumenty Marii w komentarzach, ok, jest tam sporo racji.. . natomiast tekst z wpisu niestety odebrałam zupełnie inaczej. Ocenianie po wyglądzie i pierwsze wrażenie to moim zdaniem dwie różne rzeczy – ja staram się nie oceniać, a pierwsze wrażenie nie ma kompletnie wpływu na to, jakie relacje następują potem. Kwestia „starania się” jest tak bardzo subiektywna, że powołanie się na nią w argumentowaniu słuszności powyższego przekazu jest totalnie nietrafione ;-) Przykład z życia – kobietka dwoi się i troi w kwestii wyglądu (dba o linię, masaże, manicure,makijaż, ciuchy – wszystko zawsze full wypas, nawet o 6 rano na spacerze z psem) i…jest tak niesamowicie zakompleksiona, bo nie jest lubiana (ma mnóstwo konfliktowych sytuacji), wie o tym… I to jej dopracowanie wielu się nie podoba, bo ubiór i reszta to PRZECIEŻ kwestia gustu! Ale wiesz co, Mario – to właśnie ta super zadbana babka o każdym spotkanym człowieku mówi: „jak on mógł się tak ubrać”, „czemu ona nic nie zrobi z tym wielkim brzuchem” itp. Moim zdaniem – ludzie patrzący przez pryzmat zadbania/niezadbania mają z tym większy problem niż ci, dla których to obowiązkowe „staranie się” nie jest jednak priorytetem… Mam nadzieję, że nie pogniewasz się, iż tak się tu krytycznie udzieliłam, absolutnie szanuję zdanie innych, po prostu wyrzuciłam tu moje przemyślenia dot.tej dyskusji… Swoją drogą – cieszę się, że takie posty prowokują do przemyśleń, dobrze jest się zatrzymać i zastanowić, jakie się ma podejście do danego tematu.. Pozdrawiam Cię serdecznie i wszystkie Kobietki, a w dzisiejszym dniu – szczególnie wszystkie Mamy :-)
Hmm. Zaskakujące. Te same osoby czytające bloga o modzie, wizerunku i stylu, krytykujące zarazem postrzeganie innych osób przez pryzmat ich wyglądu. Dostrzegam brak spójności.
Temat postrzegania innych przez pryzmat powierzchowności „wałkuję” z koleżanką mniej więcej od roku. Czynimy nawet subtelne badania środowiskowe, testując reakcje, spojrzenia, komentarze itd., omawiając te najciekawsze na spotkaniach przy kawce. Niestety, drogie panie, choćby nie wiem jak się zaprzeć, każdy świadomie czy też, zwraca uwagę na to, jak wyglądają ludzie wokół. Zresztą, nie jest to domena tylko ludzka – światem zwierzęcym rządzą podobne reguły :-) Przysłowiowa „moda i uroda” towarzyszą nam od wieków – skądinąd fascynuje mnie studiowanie historii trendów, „przewrotów” modowo-społecznych idących w parze ze zmianami ideologicznymi.
Nie wiem, czy jest o co kruszyć kopie. Może zaakceptować ten stan rzeczy i przejść nad tym do porządku dziennego? Owszem, ocena bywa przykra, ale wybór określonego stylu odzieżowego (i nie tylko) w jakiś sposób nas opisuje, nawet, gdy sami mamy zamknięte usta. Z jednej strony – powierzchowne, z drugiej – umożliwia odnalezienie się w określonej niszy społecznej, często wokół ludzi o zbliżonym światopoglądzie. Poza tym, rzeczywistość weryfikuje zwykle pierwsze wrażenie oparte na doznaniach zmysłu wzroku. Jeżeli charakterologicznie ktoś nam nie pasuje, to nawet najlepsza stylówa tego nie zmieni. I odwrotnie. Naprawdę nie sądzę, żeby wśród czytelniczek znalazło się wiele pań, które ocenę innego człowieka zaczynają i kończą na ocenie jego stylu.
Zabawa stylem, wizerunkiem, makijażem itd – to dalej jest ZABAWA. Przykładanie się do tego, żeby wyglądać JAKOŚ nie jest głupim pomysłem – wprowadza troszkę dyscypliny i samokontroli (o ile oczywiście nie staje się tematem nr 1). Dostosowanie ubioru do okoliczności jest wynikiem zachowań kulturowych i czasem warto to uszanować. Pojmowanie dbania o się jest, natomiast, dość szerokim pojęciem. Rozgraniczam śrubowanie stylu od codziennej higieny i estetyki. I w tej materii trafiają się niezłe „kwiatki”, jak wspomniane wyżej panie oblane perfumami z brudną szyją. Dam sobie uciąć rękę, że część moich koleżanek powiedziałaby, że jestem zaniedbana, gdyż moja odzież wymyka się aktualnym trendom, fryzura jest swobodna a twarz zwykle pozbawiona makijażu. Upięcia włosów w stylu retro, ubrania nawiązujące do dawniejszych lat, sukienki za kolano czy brak tuszu na rzęsach są w tym przypadku definiowane jako brak dbałości, bo kobieta dbająca o siebie ma makijaż, obcasy, krótkie spódniczki itd. Czy się zgadzam? Nie. Czy coś to zmienia? Nie. Czy w jakiś sposób mnie to różnicuje i klasyfikuje? Tak. I naprawdę nic w tym złego :-)
Kwestia kluczowa czy czytasz bloga o modzie i stylu żeby dobrze wyglądać, bo tego chcesz i zaspokajasz w ten sposób własne potrzeby czy chcesz własne opinie i priorytety narzucić innym. Tak więc nie widzę tu żadnego braku spójności.
Ojej ale super że tak wiele z was nie ocenia po wyglądzie. Jaka szkoda że praktycznie nigdy na was nie trafiam. Co z tego, że dłuższy kontakt potrafi wpłynąć na pierwsze wrażenie, skoro większości ludzi, których spotykamy na co dzień, nigdy nie zdążymy bliżej poznać.
Gdzie spotykasz codziennie tylu ludzi, że przez wygląd mogą nie chcieć cię poznać?
W pracy i tak się współpracuje ze wszystkimi, bez względu na dobrze lub źle dobrany odcień szminki. Pani w sklepie obsługuje wszystkich bez wyjątku. W gronie przyjaciół to też wszystko jedno, bo gdyby od twojego wyglądu zależały wasze kontakty, to nie byliby to przyjaciele.
Na studiach czy w szkole to może jeszcze miało jakieś znaczenie, ale raczej na zasadzie dobierania sobie znajomych podobnych do siebie, a nie „kto ładniejszy i ładniej ubrany, ten ma więcej znajomych”.
Odnosisz się do czegoś czego w ogóle nie napisałam. To nie jest że ktoś w pracy nie chce cię poznać, bo wyglądasz im za mało sympatycznie. Na co dzień spotykamy ludzi na zakupach, w autobusie, na mieście itp. i naprawdę żadna z tych osób raczej nie zada sobie trudu spojrzeć ponad to co odbierają jako pierwsze wrażenie. Mam nadzieję, że tego jaki wpływ na nasze samopoczucie ma to jak nas odbierają, postrzegają i traktują inni ludzie w społeczeństwie, nie trzeba tłumaczyć.
Ludzie na zakupach czy w autobusie zwykle wcale nie traktują innych w żaden sposób.
Ewentualne pierwsze wrażenie wywołane na takich ludziach nie ma żadnego znaczenia, za kilka minut nie będą o tobie pamiętać, o ile w ogóle cię zauważyli.
Nie pamiętam, żeby na tym blogu rozpętała się taka burza w komentarzach. Ale to dobrze, masz Mario, mądre Czytelniczki, Kobiety posiadające własne zdanie. Lubię tu zaglądać, nie tylko dla zamieszczanych tekstów, ale także dla komentarzy :)
Jeśli ktoś mówi, że nie ocenia po wyglądzie – zwyczajnie kłamie. Tacy ludzie nie istnieją, no chyba, że ktoś już opanował sztukę odcinania się od swoich genów – chętnie się dowiem, jak to zrobić, bo przeciętny mózg potrzebuje 2,7 sekundy na ocenę pierwszego wrażenia. Nie da się tego uniknąć. Staram się jednak nie osądzać i patrzeć też przez pryzmat ludzkich doświadczeń. Właściwie nie interesuje mnie, co mają na sobie obcy ludzie, spotykani na ulicy. Staram się nie zwracać na nich uwagi, bo znakomita większość naszego społeczeństwa wygląda tak nudnie, że zlewa się w szaro-brązową masę i nawet nie chcę tego oglądać. Są dwie sytuacje, w których zwracam uwagę na wygląd obcych osób – albo wyglądają tak świetnie, że oczu nie można oderwać, albo totalnie niestosownie/flejowato.
Przykładam za to dużą wagę do dress code’u – to element savoir vivre’u, czyli elementarnych zasad dobrego wychowania. Zostały wymyślone po to, by ludziom dobrze się żyło w społeczeństwie. Uważam, że są sytuacje, w których należy po prostu dopasować strój do okazji, bo podstawowym elementem elegancji jest właśnie stosowność. Dlatego gołym tyłkom i sandałom w urzędach/na ślubach mówię stanowcze nie.
Zgadzam się z tym, że osoby, które o siebie nie dbają tracą. Ale tracą nie tylko oni, ale i całe społeczeństwo, które musi potem patrzeć na takie fleje. O ile lepiej i piękniej by się żyło, gdyby każdy zwracał uwagę na swój strój i na to, co tym strojem prezentuje/komunikuje światu. Poczucie estetyki jest tym, co odróżnia nas od zwierząt, a nawet one dbają o stan swoich futer i piórek.
Przeceniacie to pierwsze wrażenie. Co z tego, że pomyślę o kimś „jakoś” przez 3 sekundy, skoro w sekundę później upomnę się w myślach i automatycznie wykasuję tamto wrażenie.
Ale ono istnieje i nie ma co z tym polemizować. I niestety zazwyczaj jest trafne, bo jak poznaję kogoś, kto wygląda jak fleja, a potem zaprasza mnie do siebie i widzę bałagan, jaki moje oczy ujrzały po raz pierwszy w życiu, to wiem, że za pierwszym razem się nie myliłam. Co nie oznacza, że nie mogę się z taką osobą zaprzyjaźnić, bo ma wiele innych zalet i czyta podobne książki do mnie, więc mamy o czym rozmawiać.
Zaczyna mnie wkurzać ta polityczna poprawność i snobowanie się na „bycie ponad”: „nie oceniam po wyglądzie”, „nie jestem taka pusta”. Pustym jest uważanie za pustaków osób, które oceniają po wyglądzie – tak jak każdy inny człowiek – i potrafią się do tego przyznać. Czy tego chcemy, czy nie, nasz wygląd/ubiór jest komunikatem, który mówi o nas wiele, przede wszystkim o naszym stosunku do innych i szacunku do miejsca/osób/sytuacji. „Styl jest sposobem ta to, żeby powiedzieć kim jesteś, zanim się jeszcze odezwiesz” – Rachel Zoe.
Hahaha ludzie! To żadne snobowanie się, jeden żyje tak, inny inaczej i co w tym złego?
Fajny chwyt erystyczny na samym początku: jeśli twierdzisz coś innego niż ja to znaczy że kłamiesz :) Trudno dyskutować z takim podejściem
Nie jest to żaden chwyt erystyczny, a po prostu stwierdzenie powszechnie znanego faktu. Wybacz, że nie załączyłam naukowych źródeł, które to potwierdzają, po prostu nie miałam na to czasu, ale jak tylko się odkopię, to chętnie podeślę :-) Ja jak najbardziej jestem chętna do dyskusji, zwłaszcza, że bardzo mnie kiedyś fascynowała psychologia i budowanie wizerunku i czytałam o tym sporo. Jeśli ktoś zna badania, które jednoznacznie obalają tezę, że człowiek w pierwszej chwili ocenia innych po wyglądzie zewnętrznym, to poproszę.
Ja nie mam badań, mam siebie i wiem, czy oceniam po wyglądzie czy nie. Mam za wiele lat, i zbyt wiele razy oceniłam mylnie po wyglądzie by nie nauczyć się tego nie robić. Więc nie wszyscy to robią, da się tego nauczyć, i jeśli mówię, że nie oceniam po wyglądzie, to nie kłamię. Wbrew temu co piszesz.
To, ze nie wiesz, że jakieś zjawisko istnienje, nie znaczy, że ono nie istnieje.
Dziękuję Iwona, z ust mi wyjęłaś te słowa. Od siebie tylko dodam że istnieje wiele badań na temat odruchów człowieka, i choć takie odruchy istnieją to nie znaczy że im ulegamy w 100%. Moje ślinianki mogą pracować ile wlezie na widok jedzenia, to nie znaczy że za każdym razem po nie sięgnę.
A jeszcze inna sprawa że jak piszesz komuś że kłamie, to sugerujesz że z premedytacją pisze nieprawdę.
Uwazam podejscie Marii za bardzo konformistyczne: dostosowanie sie do panujacej w Polsce tendencji przywiazywania duzej wagi do wyglądu innych ludzi i naklanianie do czerpania z niej korzysci… Sytuacja w innych krajach europejskich jasno pokazuje ze moze byc inaczej i akurat autorka popularnego bloga moglaby cokolwiek w tej kwestii zmienic.
Ale przede wszystkim, budowanie pewnosci siebie na ocenie innych jest bardzo powierzchowne i na dluzsza metę nieskuteczne. Prawdziwym sprawdzianem/wyzwaniem/treningiem jest dla mnie pokazanie sie otoczeniu w swojej gorszej wersji. I jestem z siebie dumna kiedy -pomimo obiektywnie srednio atrakcyjnej aparycji – czuje się pewnie i atrakcyjnie.
Przedstawiony przez Marię schemat zachowania stosuję w jednej sytuacji: spotkania z potencjalnymi klientami. Wygladam tak zeby czuc się soba ale jednoczesnie robić wygladem dobre wrazenie, w razie gdybym trafila na osobe bardzo skupiona na wygladzie innych.
Cieszę się że wypowiedzialo sie tyle dziewczyn pracujacych nad sobą glebiej niz na poziomie wygladu (co swoja droga uważam za świetną zabawę! ) oraz nad swoim podejsciem do pierwszego wrazenia! Ciekawa jestem co na to autorka bloga.
„You know, I think I understand what you’re like now. You’re very beautiful and you think men are only interested in you because you’re beautiful, but you want them to be interested in you because you’re you. The problem is, aside from all that beauty, you’re not very interesting. You’re rude, you’re hostile, you’re sullen, you’re withdrawn. I know you want someone to look past all that at the real person underneath but the only reason anyone would bother to look past all that is because you’re beautful. Ironic, isn’t it? In an odd way you’re your own problem.” Cytat z „Wilka”, który bardzo lubię i wpisuje się w to co napisałaś Mario, tak sądzę ;-)
A mnie ten post bardzo się podoba. Styl, dbanie o siebie i swój wygląd jest dla jednych sprawą bardzo proste, ale dla innych baaaardzo trudną. Taką osoba byłam ja. Nauka dbania o siebie, ubierania się choć trochę z klasą była dla mnie trudniejsza niż nauczenie się biegle 2 języków obcych. I dlatego cenię ludzi dbających o swój styl, ubierających się dobrze, bo widzę jaki ogrom pracy musieli w to włożyć. Czasem tyle ile profesor musi włożyć wysiłku i lat pracy w zostanie profesorem, osoba pozbawiona „daru stylu” musi włożyć w to by dobrze się ubrać.
Zaczynam się dziwnie czuć czytając komentarze: messy bun jako przykład ubioru niestosownego do kościoła ( hmm, ciekawe co by Jezus na to powiedział), sandały w urzędzie – przepraszam, mam w upał załatwiać np. paszport w czółenkach, serio? Szorty 26 latki urągają jej godności? Czyli osoby starsze które ośmieliły się wyjść w krótkich spodniach są niegodne? Bardzo surowo brzmicie dziewczyny, naprawdę tak ostro oceniacie innych? Za chwilę dojdziemy do standardów sprzed stu lat że szanująca się kobieta nie wychodzi z gołą głową z domu :P
Ale to, że tej konkretnej 26-latce szorty ujmują w jej ocenie godności, nie znaczy, że innej X-latce ujmą. Ja mam 26 lat i nie noszę minówek, bo uważam, że to długość dla dzieci, ale jak widzę piękne nogi (różne gabarytowo) w krótkiej spódnicy, to kaman! podziwiam je w swojej głowie i oceniam jako sexy as hell! Tak samo jak dopasowaną sukienkę/spódnicę midi. W mojej ocenie jedno drugiego nie wyklucza, w Twojej już może I obie mamy tak samo rację.
Jorun, odpowiem bo widzę, że messy bun się odnosi do mojego komentarza – myślę, że Jezusa nie ma co w to mieszać bo trochę zmieniłaś sens mojego zdania, ale dla uściślenia osobiście uważam, że messy bun to fryzura dobra pod prysznic, do odkurzania i na basen. Po prostu proszę zrozum, że każdy ma swoje poczucie estetyki i ja np wolę wyglądać w moim mniemaniu ładniej niż brzydziej. I to nie znaczy, że to sens mojego życia. Nie znaczy to, że wartościuję ludzi na lepszych i gorszych. Jak wiele osób tutaj przyznających się do tej okrutnej prawdy „tak, oceniam po wyglądzie” doskonale wiem, że pierwsza kilkusekundowa ocena jest tylko pierwszą kilkusekundową oceną i, że pozory mogą mylić. Ale nie dyskutujmy z biologią. Zwierzęta też oceniają się po wyglądzie, stroszą piórka, prezentują barwne ogony. Mamy tę przewagę, że jako ludzie potem wnikamy głębiej, w inne rejony.
Ja rozumiem że każdy ma prawo do własnej estetyki, co więcej – sama mam swoje poczucie estetyki. Natomiast w swojej wypowiedzi używasz zwrotów autorytarnych typu tęsknota za przymusem ogarnięcia się i dyscypliną. To nie brzmiało jakbyś nie chciała stosować własnej miary do pozostałych ludzi. A ja jestem szczęśliwa że żyję w czasach większej różnorodności i swobody w ubiorze. Nawet jeśli to oznacza że czasem zobaczę kogoś kto w moim mniemaniu wygląda nieestetycznie.
Rozumiem trochę, ale nie sądziłam, że moje luźne refleksje „ech, kiedyś ludzie jakoś ogólniej bardziej elegancko wyglądali” to autorytaryzm. Zapewniam, że nawet jakbym dysponowała mocą nakazania ludziom jak mają wyglądać to bym z tego nie skorzystała…Właśnie przez umiłowanie wolności wyboru :) Zdaję sobie sprawę, że wsadzanie ludzi w sztywne ramy gorsetów i kapeluszy wiązało się z wsadzaniem ich w inne ramy i role. Teraz mamy pod tym względem lepiej. Przekłada się to na nasz luźniejszy stosunek do własnego wyglądu. No i ok. To tylko takie moje „nostalgia glasses”. Ale na tej samej zasadzie JA SAMA wolę nie wychodzić z domu w piżamie, bo bardziej zmotywowana i „ready to go” czuję się jak nie jestem rozmemłana ubraniowo czy fryzurowo.
Mojej koleżanki szef podczas przeglądania podań o pracę pierwszy przesiew podobno robił patrząc na samo zdjęcie. Ogólnie skłonność do oceniania ludzi po czymkolwiek to coś co większość ludzi wynosi ze szkoły, jako produkt uboczny stosowania systemu ocen przez wiele lat edukacji. Od dziecka uczy się ludzi, że jak coś robią to są oceniani. I jak się wreszcie człowiek wyedukuje to ciężko mu podejść do świata, ludzi i siebie inaczej niż poprzez ocenę. Ocena daje też niektórym, ale nie wszystkim, takie fajne poczucie wyższości, tak jakby się ludzie chcieli mścić za te wszystkie lata będąc ofiarami nauczycieli. I teraz tak, różni ludzie (spośród tych oceniających, żeby nie było) mają w sobie różnych cenzorów. Jedni oceniają po wyglądzie, ubraniach (co budzi straszne skojarzenia z rasizmem w pewnym sensie, ale i tutaj oceniający mają różne kryteria, więc nie ma co ich wrzucać do jednego worka próżności. Dla jednych jak np. tu w komenarzach wspomniano- liczy się higiena i schludność, co też jest formą oceny po wyglądzie. Może się zrobić zamieszanie jeśli ocenimy tak osobę, od której śmierdzi a nie wiemy, że przeciekła tej osobie stomia, z którą się dopiero uczy żyć i funkcjonować. Jest tyle sposobów żeby oceną skrzywidzić człowieka – bo pewności, że stosuje się (i zna) odpowiednie kryteria w odpowiedniej sytuacji wobec ludzi, których się nie zna po prostu nie ma. Np. ocenianie kogoś po inteligencji wedle własnej domorosłej, intuicyjnej metody szacowania czyjejś inteligencji, np.po tym, że nie potrafi się tej osobie czegoś wytłumaczyć, co by się chciało żeby zrozumiała. W ogóle w Polsce jest straszne parcie na bycie błyskotliwym, super inteligentnym alfa-omegą, wszystko wiedzącym atletą zwojów nerwowych i nie daj Boże ktoś wykaże się jakąś intelektualną słabością to zamiast takiej osobie pomóc, co zwykle robi się w obliczu jakiejś innej słabości- to nie, w Polsce za głupotę jest się linczowanym publicznie, odrzucanym ze społeczeństwa, wyśmiewanym, bo po co nam intelektualistom na poziomie taki głupek, co to nie rozumie lub czegoś nie wie. Co chcę przez to powiedzieć, sposobów na dyskryminację jest wiele, a to, że dyskryminacja ze względu na brzydkie ciuchy uznawana jest za próżność i wstawianie w to miejsce innego, rzecz jasna własnego kryterium, wcale lepsze nie jest, bo niby dlaczego? Dlaczego jednego człowieka kryterium ma być ważniejsze od kryterium drugiego człowieka? Można oceniać też czyjąś powierzchowność i wywalić kogoś ze swojego życia bo jest „lekki“ i nie widzi problemu tam gdzie go się samemu widzi. To nazywamy wtedy brakiem głębi. A, że tacy ludzie, w odpowiednim miejscu, w odpowiednim kontekście mają swoją jakość, wnoszą coś pożytecznego dla społeczeństwa i innych ludzi, właśnie dzięki temu, że nie grzęzną i nie brną w różnego rodzaju głębie to już inna sprawa. Nie mówiąc już o tych wszystkich, którzy ani jednego mądrego słowa z siebie nie potrafią wydusić bo rodzice trzymali ich w domu jak świnie w chlewie a nauczyciele w szkole wyłącznie nienawidzili takich świń. Każdy jest jakiś i w momencie kiedy jest jakiś, wszystko jedno czy z wyglądu czy z charakteru- to kiedy trafia na drugiego człowieka następuje interesowne rachowanie, czy mam przyjemność/interes żeby spędzać z tym człowiekem czas? Chodzi o to czy ten człowiek coś nam może zaoferować co nas wzbogaci, i to wyrażamy wtedy słowami- lubię, podziwiam, respektuję, szanuję, że on w jakiś sposób pasuje , np. intelektualnie, chemią itd. Więc problem polega na tym, że intelektualiści cenią intlektualizm, człowiek ceni umiejętność bycia człowiekiem, kochanek bycia kochankiem itd.+ wiele innych wariacji. No i od dawien dawna mamy dyskurs co jest ważniejsze- to co wewnątrz czy to na zewnątrz- potomek walki materializmu z humanizmem. A więc dla mnie to po prostu kontrast materii i ducha. Rozumiem, że chcemy się przynajmniej uwolnić od myślenia, że jedno wynika z drugiego, a szczególnie tego, że z materii coś miałoby dla ducha wynikać, gdyż historia pokazała, że to co z materii wynika może być narzędziem ciemiężenia milionów ludzi. Ale czy przy pomocy osiągnięć nauki nie da się zniewolić i ciemiężyć człowieka? Kierować nim wbrew jego woli w kierunku, w którym wcale nie chce a jednak nim podąża? Wyczytałam gdzieś kiedyś, że atrakcyjność, schludność i dbanie o siebie to zewnętrzna emanacja dwóch wartości: zdrowia i zaradności życiowej. M.in. o te dwie cechy targują się organizmy na targu życia. Czyli chodzi o bazowe sprawy jak prokreacja, seks. Ale są ludzie, dla których atrakcyjność fizyczna nie jest taka ważna, szczególnie kobiety wolą mężczyzn z charakterem bardziej niż z ciałem. Wielu mężczyzn jednak nie ceni tak wysoko charakteru jak ciała kobiety, czyli co? Wielu mężczyzn jest po prostu próżnych? Ci tak zwani wzrokowcy, wszyscy próżni?? Ogólnie to pod kątem różnych etapów życia, np. wtedy kiedy kładzie się większy nacisk na materię (prokreacja) chyba warto dbać o wygląd również poprzez swój styl, ale są też ludzie, którym wszystko jedno. Wynika stąd tyle, że nic z tego nie wynika. Jest materia i jest duch. Ludzie mają różne kryteria. Jedni oceniają, inni to kontrolują, a ci którzy znają medytację potrafią podobno być bezinteresownym obserwatorem, tudzież czuć łączność z wszechświatem pomimo wszystko. Mario i Czytelniczki, dałyście mi do myślenia, za co Wam dziękuję.
Ja praktycznie zawsze dobrze wyglądam, ale nie sądzę, że robi to wrażenie na kimś poza mną :D A najlepszym sposobem prezentowania intelektu jest głośne mówienie sensownych rzeczy, wygląd tu niestety niczego nie uratuje.
Mozna jeszcze przy doborze bliskich osob kierować się ich poziomem dojrzałości. A ta zazwyczaj nie manifestuje się w wygladzie, a w ‚inteligenckiej’ wymianie poglądów moze juz tak. Głębsza rozmowa daje przynajmniej szanse na okreslenie czy druga osoba skupia się na robieniu wrazenia czy na po prostu byciu sobą.
Zgadzam się ze kryterium inteligencji jest porownywalne do kryterium wygladu w klasyfikacji ‚zawodnikow’. Jednak inteligencja jako środek do poznania innych sprawdza się jednak lepiej niz aparycja.
Mario, bardzo lubię Cię czytać. Akurat z tym tekstem się nie zgadzam ale archiwalne posty uwielbiambi często do nich wracam. Byloby super poczytać Cię czesciej niz ostatnio – liczę też po cichu na wiecej Twoich stylowek które są bardzo inspirujace:) W minionych tygodniach mniej Ciebie tutaj… Twój blog jest wyjatkowy i jedyny taki, mam nadzieje że tak pozostanie
Twoja wierna fanka :*
Mario, możesz być dumna, że stworzyłaś taką przestrzeń do dyskusji dla czytelniczek. Ostatnio stwierdziłam, że jeśli miałabym czytać tylko 3 blogi do końca życia, to na pewno byłby to m.in. Twój blog (w sumie mogłabym nawet do dwóch się ograniczyć:, oczywiście z Twoim:)). Uwielbiam te dyskusje w komentarzach, nie mogę oderwać się od lektury.
Na razie odpowiem na Twoje pytania:
1. Czy się staram?
Hm, staranie kojarzy się z jakimś wysiłkiem, a dla mnie dbanie o wygląd to po prostu przyjemność. Dla jednych „zawsze ładnie wyglądam”, „jest na czym oko zawiesić”, a inni pewnie uznaliby, że jestem „zaniedbana”, bo nie chodzę na fitness, jogę, do kosmetyczki, fryzjera odwiedzam raz w roku :D, nie maluję brwi (ani nie przejmuję się, gdy nie są „jak od linijki” :) Dla mnie – jest ok – i to najważniejsze kryterium (plus ocena męża :D) Czasami jednak staram się – czuję ten wysiłek – kiedy np. ćwiczę fizycznie.
2.Czy kiedykolwiek byłaś w sytuacji, w której nie postarałaś się o swój wygląd i tego później żałowałaś?
Hmm, chyba tylko raz (jakoś zlekceważyłam, że świętowaliśmy wtedy w pracy i przyszłam w zwykłym T-shircie).
ALE żałowałam też kiedyś, że postarałam się za bardzo ;) Jak np. użyłam korektora pod oczy, który w sumie nie był mi potrzebny, a trochę się odznaczał od reszty cery.
3.Czy kiedykolwiek coś Cię ominęło przez to, że nie wyglądałaś w określony sposób?
Nic o tym nie wiem.
I powiem jeszcze tylko, że kiedyś bardzo zgodziłabym się z wymową Twojego posta, to wszystko, o czym piszesz było dla mnie super oczywiste – jeszcze kilka miesięcy temu podpisałabym się pod jego treścią… Ale teraz coś się zmienia – i moje myślenie idzie jednak w przeciwnym kierunku. Coraz mniej we mnie oceniania po wyglądzie i chcę walczyć o taki właśnie idealistyczny świat – choć wiem, że to nierealne, ale chciałabym szerzyć te pozytywne zmiany – nawet, jeśli na mikroskalę :)
W kontekście pierwszego wrażenia mam pewną teorię co do postrzegania mnie przez ludzi, a konkretniej przez mężczyzn. Jestem dość atrakcyjna, ale nie potrafię ładnie chodzić, a podobno dla facetów sposób poruszania się jest ważny. W każdym razie podobałam się wielu, ale prawie nigdy nie zdarzyło mi się, żebym wzbudziła zainteresowanie u kogoś, kto widział mnie po raz pierwszy np. gdy szłam, tańczyłam itp. Praktycznie wszyscy, którzy zwrócili na mnie uwagę, mieli wcześniej czas, by poobserwować mnie w sytuacjach typowo „siedzących”. Wtedy dostrzegli moje inne zalety i już im tak nie przeszkadzało to, w jaki sposób się poruszam. Być może gdyby było inaczej, to w ogóle by się mną nie zainteresowali. Nie mam żadnych dowodów, że to, co napisałam, jest na pewno prawdziwe, ale myślę, że w wielu sytuacjach się sprawdziło.
A ja chciałabym zadać kilka pytań, które bardzo mnie nurtują od dawna. Może ktoś ma podobnie, albo będzie potrafił coś doradzić. Zgadzam się w pełni, że trzeba się starać dbać jak najlepiej o siebie, tak jak w innych sprawach w życiu strać się i walczyć do końca, bo tylko wtedy ma się szansę coś zmienić, ale… Co w sytuacji kiedy ktoś nie ma fizycznych warunków, nie ma wpływu na niektóre aspekty swojego wyglądu np. z powodu genów – wtedy pielęgnacja i „dbanie” nie jest widoczne? Piszę o tym, bo sama mam duży problem z włosami, dbam o nie jak najlepiej, ale już taka ich „uroda”, że są cienkie i strasznie się puszą prawie zawsze szczególnie na deszczu. Fryzura zawsze odbiera mi dużo z ogólnego wyglądu, z tego na co mam wpływ. Nie chciałabym, żeby ktoś postrzegał mnie przez pryzmat mojej fryzury, bo zapewne większość ludzi stwierdziłaby, że nie dbam o włosy i dlatego są takie, a nie normalne jak u większości kobiet. A co z kreowaniem swojego stylu kiedy tryb życia np. dojazdy, codzienne przebywanie długiej drogi pieszo na przystanek często w niesprzyjających warunkach atmosferycznych, nie pozwalają na osiągnięcie tego co czego się dąży w tej kwestii? Często o tym myślę właśnie na swoim przykładzie i zastanawiam się czy dla osób w takim mniej komfortowym położeniu jest jakieś rozwiązanie.
Moim zdaniem nie powinnaś się tak bardzo przejmować co inni pomyślą o twoich włosach. Czy naprawdę chcesz marnować czas na zastanawianie się co myślą osoby na tyle płytkie by ocenić Cię po stanie Twoich włosów? Trochę brzmisz jakbyś miała jakiś kompleks na ich punkcie, a pewnie jest tak że mało kto w ogóle zwraca na nie uwagę. Są jakie są – trzeba to zaakceptować.
Co do drugiego problemu to może jakieś stylowe akcesoria które możesz mieć ze sobą bez względu na tryb życia? Nie wiadomo o jaki styl chodzi i co konkretnie sprawia problem, może gdybyś to dokładniej opisała mogłybyśmy coś doradzić.
Kasiu oczywiście tak jest, że niektórzy mają bardziej „pod górę”, mając jakieś problemy skórne, zdrowotne , trudniej wyglądać na zadbaną…Znam to z autopsji. Teraz np jako kobieta ciężarna mam paskudne problemy alergiczne ze skórą dłoni, mimo że wszystko robię w rękawicach, smaruję ręce ciągle (dobrze znoszą bepanthen sensiderm), z uwagi na ciążę mam ograniczone możliwości leczenia tej przypadłości. Efekt: rączki niezbyt piękne. Czasem staramy się pięć razy bardziej od innych a efekt jest marny… I to jest niewątpliwie sytuacja, która podważa komentowany tekst. Staramy się a efekty nie zawsze są spektakularne…Czasem też nie każdy może pomalować oko (z powodów zdrowotnych) czy schudnąć (przy kuracji sterydowej). Dla mnie zadbanie to schludność i kultura osobista oraz uśmiech.
Niestety odczuwam na blogu Marii pewną zmianę jakościową w kierunku, z którym mniej mi pod drodze. Wciąż chętnie czytam ze względu na poziomo estetyki, ale jakby chłodem i dystansem bardzie powiewa…Maria wygląda coraz pięknej, ale jakoś mniej czuję sympatii dla czytelników i mniej dobrze pojętego buntu autorki. Sorry za taką opinię, ale tak to czuję. Pozdrawiam serdecznie.
Kwiaciarko – tak bardzo zgadzam się z tym „pod górę”. Tak samo z cerą trądzikową (a zwłaszcza adult acne) – można się starać, ale jest świadomość, że nigdy nie będzie 100% idealnie i trzeba się z tym pogodzić. Ale wiem, że może być w 90% idealnie :) )
Są też osoby mające np. ogromny problem z przytyciem….
Jest. Na deszcz jest parasol. Moja ciotka, bardzo cienkie włosy-problem z oklapywaniem. Rok w rok chodziła na przystanek autobusowy pieszo 3 km, albo 2 km skrótem przez las i pola. Praca biurowa, kontakt z ludźmi i w dodatku od czasu do czasu różnego rodzaju uroczystości, kiedy chciała wyjątkowo ładnie wyglądać. Zimą i kiedy padał deszcz brała zawsze 2 pary butów, które nierzadko musiała suszyć na grzejnikach w pracy- jedne eleganckie do torby, drugie na drogę- kozaki albo gumowce. Nosiła w tej torbie też sprzęt do czyszczenia butów i wiele, wiele innych rzeczy;). Zimą miała największy problem z włosami, bo przy wielkich mrozach nie obeszło się bez czapki. Pamiętam, że robiła sobie jakiś czas trwałą, a później kupiła kurtkę z takim stojącym, trochę sztywnym kapturem, który był ciepły ale nie ugniatał włosów. Jeśli włosy się puszą a są cienkie, to wiesz wcale to nie jest złe, przynajmniej z punktu widzenia mojej ciotki, której włosy leżały plackiem i wyglądały jakby ich było mniej. Moja ciotka dałaby wiele, żeby jej włosy się puszyły. Może potrzebujesz po prostu dobrego fryzjera, który zrobi cięcie odpowiednie do rodzaju włosa? Może kiedy je zaakceptujesz takimi jakie są uda się znaleźć lepszą fryzurę tak żeby nie udawać, że włosy są inne niż są. Bądź silna, bądź kreatywna, wymyśl coś. Poszukaj przede wszystkim fryzjera, który popatrzy pozytywnie, zastanowi się co w Tobie jest piękne i to fryzurą podkreśli zamiast koncentrować się na maskowaniu mankamentów.
To zdjęcie, które się wyświetla na głównej jest od Konrada z mdcb! Mario to przypadek czy też czytasz tego bloga? :D
Mario, proszę, nie pisz więcej w takich kolumnach ;) Strasznie trudno się to potem czyta…
Kochane Panie. Z przyjemnością czytam Wasze komentarze. Rożnicie się czasem ale zawsze różnicie się ładnie, zawsze są to komentarze na poziomie! Jak miło że są jeszcze takie wyspy jak ta strona na oceanie internetowego chamstwa i agresji! Pozdrawiam Was serdecznie a Tobie Mario gratuluję :)
Ja mam taką teorię : uważam że wygląd osoby jest bardzo bardzo spójny z tym , co tem człowiek nosi w sobie . Oczywiście nie koniecznie potrafimy to odczytywać … ale jesli popatrzymy na człowieka nie tylko okiem , ale spojrzymy na całą jego aurę , to zobaczymy , że np. Pan w sweterku w serek , nosi ten sweterek świadomie żeby podkreślić swój stosunek do życia….. pewną dekadencję …. ale bedziemy widzieć ze to jego świadomy wybór …. – jego aura , sposób poruszania nam to powie …..
Ufam sobie w takiej ocenie ….
i w ten sposób rozumiem tez wpis Marii.
Zrozumiałam z tego wpisu ze warto strać sie być lepszą , ale lepszą w ogóle ! Starać sie świadomie przekraczać siebie każdego dnia .
Co tez przełoży sie na ubieranie ….
Starać sie jest super . Zrozumiałam to niedawno . Kiedyś wstydziłam sie tego …. bałam . Teraz jest inaczej . Cenie ludzi którzy sie starają .
Pozdrawiam was i Ciebie Mario! Czytam bloga od paru dobrych lat .:)))
Wygląd ma znaczenie, ale zawsze to lepiej jeśli dbamy o siebie dla siebie samych, a nie po to by kogoś tam zadowolić. W tej drugiej sytuacji musi to być katorgą.
Czy warto się starać? Widząc na necie jakie cuda potrafi zdziałać makijaż to na pewno tak ;) Z drugiej strony trza uważać bo z takich powodów to się już chińczycy rozwodzą ;)
Trzeba jednak chyba pewnej dojrzałości wewnętrznej żeby osiągnąć balans i nie przesadzić w tej naszej kreacji. Trzeba tej dojrzałości również do tego, żeby przetrwać moment pierwszego wrażenia i spojrzeć na drugą osobę z życzliwością.
Po przeczytaniu komentarzy stwierdzam, że:
1) jest tu dyskusja na wysokim poziomie, sama kultura, aż mi sie to podoba;
2) Nie ogarniam tego, że stwierdzenie „oceniam po wyglądzie” wydaje się niekulturalne (może stwierdzicie, że wychodzi ze mnie feministka, choć się nią absolutnie nie czuję). Może i jest tak, ze tak nie wypada/bo na „Zachodzie” ludzi nie obchodzi wygląd/bo jesteśmy zbyt skupieni na wyglądzie.
Nas, kobiety o wiele częściej się ocenia po wyglądzie, to fakt dokonany, nic z tym nie zrobimy. Jakoś faceta da się usprawiedliwić, że jest niedbały, że ma brud pod pazurami, ale kobieta ma przerąbane. Nikt nie pomyśli, że kobitka plewi ziele w ogródku/pracuje fizycznie. My musimy być fit, musimy mieć te 0.7 między talią a biodrami, wąskie noski i ramiona, wiecznie pachnące i nie powiem co. A facet co? Może sobie wszystko olać? Czasami napotykam na takie absurdy. Ostatnio jakiś koleś stwierdził, że nie jestem wystarczająco kobieca, bo mam mocno wystające obojczyki i mocne ramiona i często chodzę w spodniach. Super.
Mam akurat ten przywilej/przekleństwo, że jestem wzrokowcem. Moja pamięć opiera się na obrazach, bardziej niż usłyszane, wyłapuję to, co widać. Psycholog kiedyś powiedział, że najpierw zwracam uwagę na szczegóły, a dopiero wyłapuję całość. Przejmowałam się tym strasznie, bo jednak kobiety NIE SĄ wzrokowcami, ale słuchającymi. Ciągle słyszałam od babci, że „z fajnej miski się nie najesz” albo „facet musi być tylko trochę ładniejszy od diabła”, ale nie tylko ona. Jak znalazłam ich ślubne foto, to przestałam się tym przejmować. Po prostu zrozumiałam, ze miska nie musi być nie wiadomo jak ozdobna, ale ma być czysta, niestłuczona i z dobrego materiału, nie z plastiku, a diabeł jest szalenie przystojny.
Zarówno babcia i dziadek musieli zagryźć usta, bo fotograf doszedł do wniosku, że mają je za duże i źle wyjdzie zdjęcie. xD Babcia (która była śliczna bardzo) sama ożeniła się z facetem, który był przezywany „Peckiem”. Był mega przystojny taką urodą, która nie traci na aktualności.
Konkluzja – wygląd JEST ważny, czy się nam to podoba czy nie, oceniamy po wyglądzie, nawet nieświadomie. Jakby tak nie było, to królowie w dawnych czasach chodziliby w łachmanach, a regularna armia ubierała się jak partyzantka.
Mi się nie podoba wpis Marii nie dlatego, że nie uważam, że wygląd jest nieistotny :) Raczej chodzi o to, że przymuszanie się do wyglądania tak, żeby ludziom się podobać, po to żeby chcieli posłuchać co mam do powiedzenia, wydaje mi się sensowne tylko w nielicznych około-biznesowych sytuacjach. Na co dzień wolę wyglądać tak, żeby czuć się dobrze, komunikować coś o sobie, bawić się modą itp. A nie zastanawiać się, czy aby na pewno wszystkim się spodobam i będą chcieli ze mną rozmawiać.
Poza tym, nawet jeżeli wyglądam dobrze, to potem się odzywam i czar pryska hehe :D
Natomiast zdania tego typu „Wygrywaj spojrzenia, krocz dumnie, twórz siebie, bądź głównym aktorem w swoim filmie, a nie statystą.” są w najlepszym wypadku naiwne.
Aha i feministka to nie jest brzydkie słowo ;) I myślę, że kto jak kto, ale Ty Avarati masz jak najbardziej feministycznego ducha, w całkiem pozytywnym tego słowa znaczeniu :)
Dobry był starożytny ideał człowieka – piękno na zewnątrz i piękno wewnątrz. Dziś jednak widzę zbyt ogromny nacisk na tą zewnętrzność, z pominięciem wnętrza (szeroko rozumianego: wiedzy, inteligencji, zdolności, człowieczeństwa/dobroci, duchowości itp.). Dlatego m.in. – choć sama lubię pięknie (wg mnie :D) wyglądać – wolę „walczyć” (choć żadna ze mnie wojowniczka :( … ale mogę sobie popisać :D) o przywrócenie właściwych proporcji…
[No i co do piękna – zawsze dochodzi tu kwestia gustów :D (osobistych i tych wytworzonych przez kulturę/epokę/dress codów itp.) – i to jest dla mnie ciekawe, szerokie zagadnienie…]
Wszystko jest kwestią wyboru i decyzji – na co poświęcimy czas. Zawsze coś będzie kosztem czegoś innego – przeczytanie książki kosztem wizyty w spa czy oglądania telewizji, bieganie kosztem czytania blogów itp. Każdy ma inaczej poustawiane te priorytety (i przez inne filtry ocenia, jak trafnie napisała Ax). Fajnie świadomie podejmować decyzje o tym, co jest dla nas naprawdę ważne.
Ja też mam mieszane uczucia i mnóstwo przemyśleń zwłaszcza po przeczytaniu wszystkich komentarzy. Ulegam, niestety, ILUZJI WAGI wypracowanego wizerunku. Nie widzę nic złego w staraniach o wygląd ładniejszy niż brzydszy, ale z całych sił chcę dążyć do idealnego świata, gdzie dbamy o siebie dla siebie, z szacunku do swojego ciała i z kultury osobistej a nie w celu manipulacji, żeby coś ugrać a tak zrozumiałam słowo wstępne wpisu: ‚Nie wszyscy dbają o swój wygląd. I bardzo dobrze, ich strata. Ty zadbaj i wypracuj sobie nad nimi przewagę.’
Bardzo chcę i lubię wyglądać najlepiej jak mogę sobie w danej chwili pozwolić (korzystałam w tym celu z porady Marii nt stylu i analizy kolorystycznej), ale powyższe słowa przywodzą mi na myśl jakiś wyścig, do którego nie chcę stawać. Chyba, że była to ironia, ale podobne wrażenie odniosłam po ostatnim wpisie o makijażu. Zrozumiałam z tekstu czy może z komentarzy Marii, iż jednym z powodów do malowania się jest fakt, że inni dookoła to robią a pomiędzy kilkoma umalowanymi osobami ta nieumalowana będzie wyglądać niekorzystnie. Nie zamierzam wkręcić się w takie porównywanie, a dla siebie chcę być zadbana w takim stopniu jak chcę. Na pewno są profesje i pozycje społeczne gdzie ‚zrobiony’ wygląd ma ogromne znaczenie, jest wręcz kluczowy, ale nie dajmy się zwariować w relacjach towarzyskich.
Ładnie powiedziane :) Też wolałabym nie myśleć o wyglądzie w kategoriach „zdobywania przewagi” i współzawodnictwa. Rozumiem, że można wpaść w pułapkę takiego myślenia, kiedy się na ogół wygląda lepiej niż inni, bo taka „przewaga” przychodzi po prostu z łatwością. Tyle że moim zdaniem ona zupełnie nic nie znaczy i mało kto ją dostrzega. Nie jest się bardziej interesującym, mądrzejszym, bardziej kompetentnym, bardziej dojrzałym, a takie rzeczy szybko wychodzą na wierzch i to nad nimi warto pracować :) Staranie się o coraz bardziej stylowy wygląd wolę pozostawić w sferze osobistej przyjemności estetycznej.
Ja się staram i nie uważam tego za nic złego. Przeczytałam ostatnio u Moniki Kamińskiej – to nic złego być najlepiej ubraną osobą w pokoju.
A wręcz sobie myślę tak: jeśli przychodzę do pracy wyjątkowo ładnie ubrana, to wszyscy pytają, z jakiej to okazji. A może to ci, którzy przychodzą brzydko ubrani, powinni się tłumaczyć?
Ps. Podoba mi się Twoje dbanie o styl i to, że masz klasę. Mam wrażenie, że wszystko u Ciebie jest coraz bardziej spójne i dopasowane, wysmakowane. Bardziej niż na początku istnienia bloga.
Dla mnie to jest stan, do którego warto dążyć.
Wygląd jest ważny i nikt mnie nie przekona że nie oceniamy po wyglądzie. Osoba zaniedbana jest dla mnie leniem. Nie znoszę osób śmierdzących i choćby byli niesamowicie inteligentni i mądrzy to dla mnie takimi nie są. Skreślam osoby kompletnie zaniedbane. Żebym była dobrze zrozumiana -nie chodzi mi o osoby niemodne czy ubrane bez gustu, chodzi mi o osoby nie dbające o swój wygląd pod względem czystości
Ale temat wpisu nie brzmi „Nie wszyscy dbają o higienę”…
Nie można też mówić, że wygląd nic nie znaczy . Ja lubię dobrze wyglądać i być dobrze ubranym, bo niby co w tym złego ? Bardzo ciekawy wpis, czekam na więcej!
Po pierwsze: zdjecie ktore tekst zapowiada (gole nogi w szpilkach na tle bezowej tapety sciennej) calkowicie gwalci moje poczucie estetyki. Serio. Brr.
Po drugie: jak ilustruje punkt pierwszy, w kwestii wygladu (jak i kazdej innej) nic nigdy nie spodoba sie wszystkim.
Po trzecie: warto chyba dac i sobie i innym wiecej luzu. Jezeli ktos nie dba o wyglad, to niekoniecznie traci, a jezeli traci, to niechze i traci, pewnie bilans zyskow i strat wychodzi mu na plus mimo ubioru. Gdyby nie wychodzil, to by sie staral wygladac inaczej. A jezeli chcialby wygladac inaczej, ale nie moze, no to, panocku, chce, ale nie moze, i tez nie ma co sie nad swoja lepszoscia bo sie chce i moze przesadnie zastanawiac. Ze pierwsze wrazenie jest jedno i pierwsze to prawda swiatu znana, i jak ktos chce je zrobic taki czy inne ubraniem, to moze, ale nie musi.
I jeszcze disclaimer. Uwielbiam ciuchy, sztuki wizualne, estetyczne sprawy sa dla mnie wazne. Ignorujac cale zagadnienie gustu i indywidualnych preferencji, czesto wygladam bardzo dobrze, w moim mniemaniu lepiej od przecietnej, i to znaczy li i tylko tyle – ze wygladam lepiej. Nie jestem lepsza. Nie mam wiekszej ilosci szans (chyba ze u ludzi dla ktorych wazny jest wyglad i ich gust jest spojny z moim) niz ktos kto wyglada przecietnie. Kwestie estetyczne nie musza byc tak wazne dla innych jak sa dla mnie. Tak jak nie kazdy zna sie na kolorach, nie kazdy potrafi spiewac i nie wszyscy sa swietnymi matematykami. Pierwsze wrazenie oczywiscie latwiej zrobic sukienka niz calkowaniem, ale na szczescie nieoceniania czlowieka na podstawie tego ze dla niego estetyka jest niewazna mozna sie nauczyc. Dla estety to duzo pracy, ale praca nad duchem to fajna sprawa:D
to całe czytanie o staraniu się bardzo mnie zmęczyło i już nie mam siły żeby się starać zrobić coś dla siebie a już starać się dla innych wogóle nie wchodzi w grę =)
Zgadzam się z wpisem, bo ludzie rzeczywiście oceniają po wyglądzie, jednak niekoniecznie w złym tego słowa znaczeniu. Wybór drogi: nie chce mi się zastanawiać nad wyglądem, mam coś ważniejszego w życiu jest równie dobry jak dbanie o siebie, by pokazać w ten sposób np. swoje wnętrze. Sama od wielu lat obracam się wśród ludzi ambitnych, wykształconych, znaczących coś w świecie, głównie naukowców, profesorów itp i obserwuję wśród nich właśnie te dwie odmienne postawy: jestem kimś, wiec muszę jakoś wyglądać (także przez szacunek dla moich współpracowników) oraz: jestem kimś, wiec nie muszę tego nikomu udowadniać strojem. A czyż geniuszowi nie przystoi mieć rozczochranych włosów i języka na wierzchu? Są style noszenia się nad którymi nie trzeba pracować, a które naturalnie wynikają ze specyfiki ‚zawodu’ np. typowa stereotypowa mamuśka (ja taką jestem), zawsze w kitku lub koku, powyciągane, pogniecione a nie rzadko i brudne ubranie dobrane losowo, tak by było wygodnie. Czy mam do siebie żal? Czy mój styl mówi o mnie coś złego? Po prostu widać, że na obecnym etapie życia są dla mnie ważniejsze sprawy niż malowanie paznokci (uwielbiam mieć pomalowane paznokcie) i wcale się tego nie wstydzę. Oczywiście są osoby które chętnie godzą macierzyństwo z dbaniem o swój nieskazitelny wizerunek, jednak dla mnie osobiście naturalniejsze jest właśnie to ‚nie dbanie’. Gdybym nawet znalazła czas i siłę, żeby się odstrzelić, to pewnie z dzieciakami na placu zabaw i tak czułabym się jakoś dziwnie w pełnym makijażu czy gustownych bucikach. Reasumując: każdy powinien mieć świadomość, że jest oceniany po wyglądzie i korzystać z tej wiedzy tak jak chce. A jeśli ktoś świadomie odpuszcza z lenistwa, z braku czasu czy po to by pokazać coś światu to nie uważam, by w tym wypadku jego strój mógł mu jakkolwiek zaszkodzić. Po prostu zostanie oceniony sprawiedliwie, adekwatnie do stanu w jakim się znajduje. Jeśli strój zaciemnia obraz człowieka to więcej z tego może być szkody niż pożytku, jak sądzę.
Zadziwia mnie, jak skrajne emocje wywołał ten tekst!
Zgadzam się ze zwolennikami i rozumiem przeciwników.
W punkt jest obnażenie LENISTWA i jego ukrytych konsekwencji. Świetnie to ujęłaś Mario!
Nie podoba mi się natomiast motywacja do działania – inni ludzie, na tle których mogę wypaść lepiej. Moim zdaniem wystarczy wykorzenienie wady z jej konsekwencjami :))
Jeżeli tekst trzeba dodatkowo tłumaczyć, to chyba jedna trochę jest z nim coś nie tak…
Generalnie bardzo przykry i zniechęcający wpis – szczególnie na tle wszystkich innych na blogu.
Nakładam to, co mnie się podoba. Czy oceniam innych ludzi po wyglądzie? W pierwszych minutach tak. Czy oni oceniają mnie? Najprawdopodobniej. Czy mnie to obchodzi? A gdzie tam! Jasne, styl może poprawić pierwsze wrażenie, ale nie zrobi z kogoś wspaniałej osoby.
Tak więc… Dzięki, ale już nie wrócę.
Na pewno warto mieć czyste włosy, myć się, mieć czyste ubranie…. jest też tak że nie wszyscy umieją dbać o swój wygląd, są zaniedbani albo nie mają gustu…. ale to ich sprawa. Trzeba współpracować i istnieć z różnymi ludźmi. Ja też nie jestem idealna, staram się, dbam o siebie, ale pewnie każdy może mnie ocenić inaczej bo mam żylaki (jeszcze nie zoperowane i jak ostatnio jechałam na wsi na rowerze w szortach to jakieś gospodynie głośno skomentowały wygląd moich nóg tak żebym słyszała) oraz czasem błyszczy mi się twarz albo nos, ale szczerze mówiąc niewiele mnie to obchodzi co inni myślą. Jestem zadowolona z tego co mam robię co mogę albo i nie robię i jest OK.
Jakiś czas tu nie zaglądałam, pochłonęły mnie inne sprawy. Wracam, czytam tekst i widzę komentarze, które mnie zaskakują, szczególnie liczba negatywnych komentarzy. Ustalmy jedno. Istnieją osoby, które nie oceniają innych po wyglądzie. Są to osoby, które po prostu nie są w stanie odczytać jakichkolwiek niewerbalnych informacji z otoczenia, a co za tym idzie, upośledzone społecznie. Dotyczy to zarówno wyglądu zewnętrznego (uroda, wzrost, higiena, ubiór) jak i zachowania (uśmiech, agresja). Niewiele jest takich osób. Pozostali oceniają po wyglądzie i bardzo dobrze, że tak robią. A wiecie dlaczego? Bo to ewolucyjnie korzystne! Jeśli ktoś wygląda na agresywnego, lepiej zejść mu z drogi. Jeśli ktoś wygląda na godnego zaufania, warto podjąć kontakt, podobnie jak wtedy, gdy uznamy go za podobnego do siebie lub wręcz przeciwnie, za zupełnie innego, co w pewnych sytuacjach może być atrakcyjne i korzystne. Ci, którzy nie potrafili odczytać i zinterpretować takich sygnałów częściej ginęli, byli bardziej zagubieni w społeczności i osiągali mniejszy sukces, na przykład reprodukcyjny. Maria tylko sygnalizuje, że to, że oceniamy innych na podstawie pierwszego wrażenia jest faktem i z tym należy się liczyć. Dziewczyny, które tak obruszyły się na tę wiadomość zarzekając się, że one to nigdy, albo kiedyś tam może, ale teraz już nie (przykład z tureckim sweterkiem i inne) pokazały, że też oceniają, bo gdyby tak nie było, nie zdawałby sobie sprawy z negatywnych konotacji tegoż sweterka. To, że pierwsze wrażenie nie zawsze jest trafne, to oczywistość. Sęk w tym, że nie każdemu chce się zmieniać zdanie na temat danej osoby i takie wrażenie często ciągnie się za człowiekiem. A skoro przyjmiemy, że podlegamy ocenie, to można się na to przygotować np. zakładając strój adekwatny do sytuacji, co zasygnalizuje naszą znajomość reguł i obycie, a także szacunek do pewnych miejsc i ludzi. Czy to naprawdę aż tak kontrowersyjne?
Anemonku, co innego opisywałam w moich komentarzach, nie to, o czym piszesz. Jakiekolwiek starania, by wyglądać dobrze kończą się w miejscu, gdzie widzi nas drugi człowiek. Dla siebie możemy być piękni a dla niego za grubi, nijacy, z nie takimi brwiami, strojem itp. Drugi przykład: choc podkreśla się wagę wyglądu w pracy, gros specjalistów wygląda nieciekawie a nikt nie ma im tego za złe. Niczego nie tracą, a to sugeruje ten artykuł. Dbając o wygląd owszem można coś zyskać, ale nie trzeba.
Jak najbardziej zgadzam się, że ocena innych może znacznie różnić się od naszych wyobrażeń na temat własnej osoby. Co do drugiego przykładu, również znam kilku specjalistów o wyglądzie kloszardów, tak zresztą są odbierani poza miejscem pracy. Jeden z nich jest regularnie atakowany i okładany parasolkami przez rozwścieczone emerytki, kiedy odławia ptaki (jest ornitologiem), wzywana jest policja, której musi się tłumaczyć, że ptaki odławia w celach badawczych, a nie kulinarnych :D
Ja myślę, że dużo kontrowersji wzięło się z przyjęcia różnych definicji „dobrego wyglądu”. Niektórzy interpretują to jako higienę osobistą (brudni ludzie!), inni jako atrakcyjność ciała (dobra kondycja włosów, skóry itp.), inni jako wygląd adekwatny do sytuacji (biznesowy strój do pracy), jeszcze inni – w tym ja – jako stylowy wygląd (wypracowany własny osobisty styl). W zależności od rozumienia tekst Marii jest mniej bądź bardziej kontrowersyjny.
Kolejnym niejasnym punktem jest „ocenianie po wyglądzie” – czy to ocena prawdopodobnych cech charakteru (kolorowo ubrana, wygląda na wesołą), czy to ocena wartościująca (brzydko ubrana, nic sobą nie reprezentuje), czy ocena chęci kontaktu (nie gadam z ludźmi w tureckich swetrach), ocena innych cech (ubrała krótką spódnicę do pracy, niekompetentna), ocena trwała, ulotna, pobieżna itp. itd.
No i wreszcie o co chodzi z tą przewagą?
Przy takiej ilości niejasnych punktów tekst ma prawo wywoływać emocje i brak wzajemnego zrozumienia, bo każdy przyjmuje ukryte założenia i na ich podstawie się wypowiada :)
Anemonku, prawie jednym tchem najpierw mówisz, że ocenianie po pierwszym wrażeniu to zdobycz ewolucyjna i należy się nim kierować dla swojego dobra, żeby zaraz potem powiedzieć, że często to pierwsze wrażenie jest błędne, co sugerowałoby się jednak nim nie kierować.
Uważam, że każdy, nawet jeśli ocenia po wyglądzie’ ocenia wg. własnych kryteriów, których nie sposób zgadnąć, więc kontrowersją tego wpisu jest dla mnie stwierdzenie, że w budowaniu własnego stylu mam się kierować gustem i kryteriami oceny obcych sobie osób; a nie będę przecież zmieniać szafy w zależności od tego czy idę do pracy czy do teściowej. Artykuł NIE JEST o tym, by ubierać się stosownie do sytuacji czy o braku higieny.
Owszem, odczytywanie i błyskawiczna analiza i interpretacja informacji na podstawie pierwszego wrażenia jest faktem. Przydaje się to np. w sytuacji, kiedy nasze zdrowie i życie może być bezpośrednio zagrożone, ale nie tylko wtedy. Podtrzymuję również stwierdzenie, że nie zawsze pierwsze wrażenie odpowiada rzeczywistości, bo np. błędnie interpretujemy, albo ktoś wysyła sprzeczne sygnały, albo spotykamy się z czymś po raz pierwszy i brakuje nam szablonu zachowań. Nie widzę tu sprzeczności. Być może samo słowo „ocena” źle się kojarzy i przez to wzbudza aż takie kontrowersje? Podam przykład. Idąc chodnikiem dostrzegam grupkę długowłosych młodzieńców ubranych w Tshirty z napisem Metallica. Moja interpretacja? O, metale. I teraz, w zależności od tego, co sądzę o metalach decyduję, co zrobić. W moim przypadku spokojnie ich mijam nie przewidując żadnych problemów. Moja babcia z kolei pewnie przeszłaby na drugą stronę drogi obawiając się ataku ze strony chłopaków. Każda z nas dokonała szybkiej analizy i oceny dostosowując do tego własne zachowanie. Czy ja lub moja babcia mogłyśmy się pomylić w ocenie? Pewnie, że tak. Może panowie nawet nie są metalami, a np. kibolami idącymi na bal przebierańców? Zresztą również wśród metali znajdują się osoby o różnych charakterach czy temperamentach. Na ogół jednak jeśli ktoś tak wygląda, to jest tym, na kogo wygląda.
Nie uważam, że Maria zachęca do kierowania się gustem innych osób w budowaniu własnego stylu, natomiast warto potrafić przewidzieć, jak możemy zostać odebrani przez otoczenie i mieć tego świadomość. Niekoniecznie oznacza to, że idąc do teściowej mamy włożyć to, co zwykle zakłada teściowa ;)
Brakuje mi tu sprecyzowania, co oznacza staranie się o wygląd i osoba zadbana i stąd ta cała dyskusja pod wpisem. Na logikę wiem, co oznacza „staranie się”, jednak sam fakt, że ktoś się stara nie da mu tego, co sugeruje wpis. Chociażby dlatego, że każdy inaczej postrzega człowieka dobrze ubranego. Dajmy na to, osoba może się bardzo bardzo starać, czyta nawet tego bloga, wypracowuje sobie jakiś styl i stosownie do niego dobiera ciuchy. Nie można powiedzieć, że się nie stara. Jednak w moich oczach ta osoba może być źle ubrana i jeżeli jej celem jest zrobienie na mnie pozytywnego wrażenia, albo zaimponowanie mi, to grubo się pomyliła, bo moja definicja dobrego wyglądu jest inna niż jej. I jeżeli starała się TYLKO dlatego, żeby zrobić na mnie wrażenie, to straciła czas. Nawet jeśli ubrała się w stylu, który lubię, to pomyślę „o, fajnie wygląda” i tyle. Nigdy nie dobierałam sobie znajomych po stylu ubierania się, po tym czy się malują czy nie. Owszem, miło mi się patrzy na ładne i dobrze ubrane osoby (dobrze w mojej opinii), ale to nie wpływa w żaden sposób na te osoby. Ważne jest, żeby być czystym i ubranym stosownie do okazji a reszta to taki dodatek i bardziej wpływa na nasze własne samopoczucie, niż na kogoś innego.
Mam wrażenie, że Twoje wpisy od pewnego czasu są coraz bardziej… puste? Próżne? Tak jakby „instagramowe”, czyli nastawione na bycie stylowym nie jako własny styl, ale wyglądanie tak, żeby to ładnie wyglądało w social media. Nieprecyzyjnie się pewnie wyraziłam, ale od pewnego czasu wyczuwam w Twoich postach coś niekomfortowego. Kwintesencją tego jest właśnie ten post. Ok, to blog o modzie. Ok, to blog o wyglądzie. Ale kiedyś widziałam tutaj podejście „to MÓJ styl na MOICH warunkach, bo każdy ma SWÓJ styl i to ok”, a teraz bardziej „to MÓJ styl na MOICH warunkach, i tylko MÓJ styl jest ok”. Nie wiem co niby inspirującego jest w twierdzeniu, że jeśli się „nie starasz” (czyli co? Nie maluję ust na ciemny kolor? Nie farbuję włosów? Nie chodzę w szpilkach? Akurat ja to wszystko robię, ale czy to jakiś wyznacznik bycia lepszym?) to twoje życie jest gorsze?
Wydaje mi się, Mario, że stajesz się bardziej stylowa w tym mocno stereotypowym stylu – po prostu więcej się malujesz i zmieniłaś garderobę na elegantszą. Ale czy jak ubierałaś się mniej starannie to serio Twoje życie było aż tak znacznie gorsze? Jakoś Twój mąż pokochał Cię taką „mniej staranną”, dziecku też pewnie nie przeszkadzało, że zmieniająca pieluchy mama nie ma super ułożonej fryzury i szminki pod kolor śpiochów, masz na pewno masę znajomych z czasów, gdy preferowałaś luźny styl. Wiem, że to już wejście w prywatną sferę, więc nawet nie oczekuję odpowiedzi. Ale naprawdę ten wpis odczytałam jako kazanie Pani-w-swoim-mniemaniu-idealnej, która ostro ocenia każdego, kto nie przystaje do jej standardów. To przykry tekst i zupełnie nie pasuje do filozofii, jaka – wydawało mi się – przyswieca temu blogowi.
Sama jestem osobą, która wpasowuje się w obecne standardy urody swoim wyglądem. I nie zauważyłam, żeby kobiety, które są ode mnie brzydsze i mniej zadbane (wg obecnych standardow piękna) miały mniej udane i wartościowe życie. Gdyby szczęście w życiu zależało od starannego modelowania włosów na szczotce, to świat byłby naprawdę bezproblemowym miejscem.
Według mnie Maria tym wpisem nie sugeruje jakiegoś przesadnego zajmowania się wyglądem, dlatego też zupełnie nie rozumiem powyższych komentarzy. Nie popadajmy w skrajności. Zadbanie o siebie naprawdę nie wymaga użycia jakichś tajnych tricków Jamesa Bonda. Sądzę, że każda racjonalnie myśląca osoba (a po postach wnioskuję, że autorka bloga do takowych należy) nie uważa, że trzeba przesadzać z ilością czasu, pieniędzy zainwestowanych w wygląd, zaniedbywać przez to rozwój intelektualny, relacje itp. Jednocześnie należy zdawać sobie sprawę z faktu, że nasz wygląd ma wpływ na to jak jesteśmy postrzegani (i tutaj znowu – racjonalnie myślące osoby nie odrzucają potencjalnych znajomych tylko dlatego, że ich wygląd nie jest staranny ale też nie negują faktu, że pierwsze wrażenie MOŻE przyciągnąć/odsunąć ludzi od nas). A po za tym nie widzę różnicy w ilości czasu jaką poświęcimy na włożenie bluzki w kolorze dzięki któremu promieniejemy, a wypłowiałym podkoszulku w za dużym rozmiarze (oczywiście to tylko przykład bo zaraz pewnie przyciągnę stado kobiet, które uważają za duże ubranie za lepsze, wygodniejsze, śmakie i owakie, a wypłowiały to pewnie ich ulubiony kolor od lat).