Hej dziewczyny. Witajcie po długiej przerwie. Nie planowałam takiego przestoju, ale okazało się, że był mi on potrzebny pod względem psychicznym i że tak to ujmę – strategicznym. Potrzebuję zmian, oddechu, zwarcia sił, żeby tchnąć w bloga nową dobrą energię. Nie planowałam tego, zdarzyło się coś niezbyt miłego, co było impulsem do „transformacji”, z czego mam nadzieję za rok będę się już tylko śmiała.

Na blogu wdrażam już zmiany. Zastanawiałam się czy nie robić nowego otwarcia. Rzucić ubierajsieklasycznie i pisać od nowa, nawet jako anonim, ale po długim namyśle uznałam to za zbyt spontaniczne, bezsensowne, pretensjonalne, lekceważące, męczące i tchórzliwe. Kuszące, ale jednak niepoważne. Nie jestem nowa, nie muszę mieć nowego bloga, nie chcę porzucać ludzi. Choć już i tak czuję się, jakbym kogoś i coś porzuciła przez tak długą rozłąkę z pisaniem na komputerze.

Przez wakacje pisałam tylko na kartkach. Miałam dostęp do internetu, ale bardzo unikałam facebooka i instagrama, nie śledziłam też ulubionych blogów. Skupiłam się na zainteresowaniach i przyjemnościach, które mogłam realizować z córką.

Nie będę nic obiecywać, muszę robić. Pisać i nie rozmyślać. Przepraszam wszystkich, którzy wchodzili tu z nadzieją na nowe treści i nic nie widzieli, nawet słów wyjaśnienia. Im więcej dni się nie odzywałam, tym było mi łatwiej bez bloga (pozorne uczucie), ale niestety z każdym dniem coraz trudniej, by chociażby dać znać co się dzieje.

Głupio mi jest pisać enigmatycznie, nie chciałabym tak, więc po prostu wrócę i będę wprowadzać zmiany, jakie czuję, że są niezbędne. Wydaje mi się, że od razu wyczujecie moje intencje i to jak zmieni się blog i charakter postów, ale na pewno nie popełnię błędu nadawania blogowi nowej nazwy i doganianiu treściami tej nazwy. Działanie nad myślą. Nie mam innego wyboru, jeśli chcę jeszcze kiedykolwiek cokolwiek napisać.

Ograniczenie internetu przyniosło dobry efekt, bo teraz widzę doskonale, bez czego można „higienicznie” funkcjonować. Pamiętam taki film w którym dziewczyna robiła eksperyment i przestała się malować. Mówiła potem, że po pewnym czasie wszystkie twarze z makijażem wydawały jej się nierealne, jakby były maskami, chyba nawet użyła słowa klaun. Bardzo to do mnie przemawia. Nie sam fakt malowania czy niemalowania, tylko, że im większa przerwa na oddech, tym większego dystansu można nabrać i dostrzegać rzeczy z zupełnie innej perspektywy niż będąc tak bardzo blisko nich. Przychodzi mi na myśl paradoksalne porównanie. Można być jednocześnie właścicielem firmy i jej zewnętrznym konsultantem. Stanąć sobie z boku i obserwować swoją działalność.

Tak się właśnie czuję nie będąc na bieżąco z instagramem. Wracam na niego i widzę, czego już nie potrzebuję i z czym się nie utożsamiam. Myślę że można takie działanie wprowadzić do wszystkiego, co przybiera znamiona nałogu, ale rzecz jasna niezbędna jest silna wola, by po poście nie wrócić do starych nawyków.

Byłam przez wakacje powściągliwa nie tylko wobec internetu, ale również wobec zakupów. Nie kupiłam nic  do ubrania (dwóch nabytków z second handów nie licząc). Nie chwalę się tym, tylko stwierdzam fakt. Nie robiłam tego na skutek jakiegoś postanowienia, tylko po prostu nie czułam zupełnie takiej potrzeby – gdybym czegoś chciała, zrobiłabym zakupy.

Nosiłam trzy sukienki: w groszki, w stokrotki oraz tę którą widzicie na zdjęciu. Jest to stara sukienka z H&M, której już miałam się pozbyć, ale coś mnie tknęło i założyłam ją tyłem na przód – okazała się moim ulubionym wakacyjnym strojem. Kiedyś na instagramie pokazałam ją w wersji przodem na przód, o tutaj. Ten wycięty dekolt przy tej długości sukienki zaczął mi przeszkadzać, więc nosiłam ją coraz rzadziej. Aż tu właśnie przyszło olśnienie i chodzę z dekoltem na plecach :)

Pomimo braku zakupów, do szafy trafiły nowe rzeczy. Dostałam dwa miłe prezenty od polskich marek. Pierwszy prezent to kolczyki od Rett Fremm (noszę je praktycznie codziennie jakby były przyrośnięte do uszu). A drugi to dwie bazowe koszulki od The Basic T-shirt (biała i czarna). Testowałam je w wakacje, po praniu nic się z nimi nie stało, więc mogę je śmiało polecić. Chodziłam raczej w sukienkach, jak było chłodniej nosiłam te koszulki do spodni, więc nie było to bardzo częste użytkowanie, ale myślę że na jesień zacznę nosić je z rozpiętą marynarką czy kremowym kardiganem z lumpeksu. Mogę z ręką na sercu polecić, bo pytania o dobre t-shirty pojawiają się często. Bawełna jest dość gruba – pod białą koszulkę można założyć kolorowy biustonosz i nic nie prześwituje. Dziewczyny dobrze to wymyśliły. Jak wiadomo, proste pomysły są najlepsze.

Zaczęłam częściej chodzić do lumpeksów, ale zachowując przy tym ostrożność. Jestem bardzo wybredna i dzięki temu nie przychodzę do domu z siatami ubrań, co wydaje się zawsze bardzo kuszące zważywszy na ceny. Nie mam zbyt imponujących nabytków – przez wakacje znalazłam dla siebie tylko wiśniową jedwabną bluzkę, którą „pokochałam” i białe jeansy, które przez moje gapiostwo przegrały w pralce nierówną batalię z legionem różowych skarpetek i czerwoną koszulką. Nie zliczę, ile rzeczy już poległo w mojej pralce. Totalne roztargnienie w kwestii prania.

Planuję kilka zakupów jesiennych. Umieszczam rzeczy, które mi się podobają na Wishliście i zaznaczam na niebiesko to, co już mam. Chcę być bardziej wybredna, kupować mniej, ale jednocześnie lepiej i w pewnym sensie rozpływać się nad rzeczami – tak bardzo lubić wszystko, co trafia do szafy i każdą rzecz szanować. A może nawet traktować ją jako mini dzieło sztuki. Być kuratorem swojej własnej szafy :)

Nie kupowałam ubrań, ale uzupełniłam już wszystko, co tylko chciałam w swojej pielęgnacji twarzy. Tu poszłam na całość i mam już ustaloną całą rutynę poranną i wieczorną i teraz będę tylko je optymalizować – ustalać co powinnam robić częściej/rzadziej, co działa znacząco/minimalnie, co jest warte swojej ceny/można kupić taniej, co nowego mogłabym wprowadzić/co się zupełnie nie sprawdziło. Przez wakacje nie używałam podkładu (z małymi wyjątkami), więc poznałam swoją skórę jeszcze lepiej niż dotychczas.

Jeszcze raz, bardzo przepraszam wszystkich, którzy byli sfrustrowani wchodząc na bloga. Sama wiem, jakie to uczucie, kiedy na ulubionych stronach nie ma nowych treści. Zrobię wszystko, by nie dopuścić już do takiej sytuacji. Na blogu jest już z grubsza posprzątane. Brakuje wielu artykułów, ale część z nich wróci w zaktualizowanej formie. Zamierzam zwłaszcza dopieścić dział o analizie kolorystycznej, tak żeby wszystko dla każdego stało się jaśniejsze. Będą na sto procent duże zmiany w kategoriach i trochę w wyglądzie bloga – to się z czasem samo naturalnie wyklaruje.

Nie ukrywam, że najciężej było mi podjąć decyzję o tym gdzie pisać i jak w końcu zdecydowałam, że nie chcę kończyć z tą stroną, nie było możliwym wrócić tak, jakby się nic nie stało. Ale chyba najlepszym rozwiązaniem jest pokorny powrót do pisania i próba nie rozmyślania o tym, że pewne rzeczy się wydarzyły. Jeżeli macie coś pozytywnego, co wyniosłyście z ostatnich dwóch miesięcy, koniecznie podzielcie się tym w komentarzach. To mogą być jakieś ciekawe pomysły, dobre rady, osiągnięcia, inspiracje, super spędzony czas, a nawet coś ciekawego z tv :) Ja mam kilka takich rzeczy i będę o nich pisać w oddzielnych postach.