Wróciłam do świata blogowego! Po spotkaniach autorskich jestem już nastawiona na powrót do blogowania i bardzo się z tego cieszę. Dowiedziałam się wielu rzeczy o czytelnikach tego bloga i jestem bym bardzo podbudowana. Spotkania dały mi pewne wyobrażenie tego, czego chcą czytelnicy i tego, co lubią, a co nie zawsze było dla mnie oczywiste. Oto więc kilka wniosków, jakie wyciągnęłam z tych spotkań.
1. Czytelnicy są uśmiechnięci, mili, kulturalni, pozytywnie nastawieni do świata, nie bojący się zmian. A przede wszystkim chcący zmian.
2. Nie ma się co bać – czytelnicy lubią polemikę. Niby takie oczywiste, ale jak się jest twórcą, to ciężko czasem oddzielić to, że komuś nie podoba się Twoje zdanie na konkretny temat, a nie Ty sam. Teksty o zabarwieniu: moim zdaniem powinno się zakładać taki, a taki kolor na daną okazję, są mile widziane.
3. Lubicie kolory. Chcecie więcej kolorów, postów o analizie, dobieraniu kosmetyków i skojarzeniach między danym typem urody, a… wszystkim, nie tylko sztuką :) Dobrze.
4. Czytelnicy często wracają do starych tekstów i to do takich niekoniecznie ściśle powiązanych z modą. Dla mnie to było dosyć zaskakujące, że tylu osobom podoba się mój stosunek do cielesności, chciałabym więc pisać o tym więcej.
5. Jednocześnie zbierałam same komplementy za to, że napisałam tak neutralną książkę, nie stopniującą żadnych stylów. Nie wiem czy dobrze tutaj wyciągam wnioski, ale z tego wynika, że blog może być odważniejszy, a książka zaspokaja pragnienie usystematyzowania wszystkiego na kształt metody. Jeśli tak jest, to bardzo się cieszę.
6. Ludzie są zaskoczeni tym jaka jestem na żywo. Na żywo jestem o wiele bardziej bezpośrednia, wyrazista i swojska niż w internecie, ale to nie jest rozdwojenie jaźni, tylko mój sposób postrzegania tego, co można… W kontakcie z człowiekiem można o wiele więcej niż w internecie, bo wystarczy poznać choć trochę kontekstu, spojrzeć w oczy i już wiesz, że się dogadacie. Zza klawiatury nie wszystko się widzi i jest się trochę bardziej wycofanym – przynajmniej ja tak mam.
7. Mamy pewne wyobrażenia tego, jacy są ludzie, których czytamy. Poznałam trzy ukochane blogerki, które przyszły na spotkanie w Krakowie: Anwen, Haukę i Olgę. I oczywiście swoje myślałam, a swoje zobaczyłam… Na korzyść, na korzyść oczywiście :) A we Wrocławiu zacieśniłam więzi z tymi paniami ze zdjęcia: Joulenką, która prowadziła spotkanie, Asią z Thinkinggraphic i Kaśką z Cotton Badger.
No dobrze, przejdźmy do pytań o styl i o książkę.
Czy na ślub można założyć czerń?
Ja uważam, że można. Założyłabym czerń na wesele, ale nie założyłabym bieli, bo taką mam wrażliwość i takie mam poczucie tego, co jest właściwe. Nie będę nikogo do swojego zdania przekonywać i na pewno nie będę się o to z nikim wykłócać. Ale jest jedna rzecz, o której muszę tu wspomnieć, a która ostatnio trochę mnie przygnębia…
Ludzie teraz bardzo łatwo się obrażają. To znaczy ludzie w internecie :) Jakiś przegląd strojów z Met Gali, od razu komentarze o obrazę uczuć religijnych (mimo, że Watykan przyklepał), zdjęcie dziecka w ładnym trenczowym płaszczyku (dziecko powinno być dzieckiem, odbierasz mu dzieciństwo tym płaszczykiem). Tego nie mów, tego nie zakładaj, nie przyćmiewaj panny młodej (to już w ogóle jest kuriozalne, żeby myśleć takimi kategoriami), ta sukienka za krótka, tu wyglądasz jak cierpiętnica, tu niezgodnie z twoimi kolorami, jak możesz takie niezadbane stopy pokazywać, co ona sobie zrobiła tymi operacjami… Ostatnio już praktycznie nie czytam żadnych komentarzy na portalach o modzie. Mam już kurna dość tego ciągłego pouczania, krytykowania i obrażania się o byle bzdury. Sorki za ten „rant”, bo dyskusja o czerni była kulturalna, piszę to w delikatnym nawiązaniu do tematu, ale chodzi mi w ogóle o kształt dzisiejszych dyskusji w internecie. Co sądzicie o tym? Piszcie w komentarzach. Nie chciałabym żeby to zawitało na blogu.
Zostać przy prostocie czy dodawać coś jeszcze?
Odkąd zaczęłam nosić obcisłe dżinsy skinny, górę stroju muszę mieć oversize. Inaczej źle się czuję. Biżuterii nie noszę, bo nie lubię i mi przeszkadza. Prawie się nie maluję. Do tego tylko cztery kolory ubrań: biały, czarny, szary i granatowy. To upraszcza zakupy. Ale co jest moim znakiem rozpoznawczym? Czy tylko oversizowa góra stroju? Nie zamierzam farbować włosów. Czy mając na głowie dużo siwych pasm, nadal będę mogła lubować się w tych czterech moich kolorach?
Piękno prostoty polega na tym, że zawsze można przy niej zostać i nie będzie skuchy. Ale ja bym raczej patrzyła na prostotę jako na etap przejściowy, na taki swoisty detoks i czas oczyszczania swojej głowy i szafy. Dopiero kiedy będziemy mieć zgromadzoną solidną bazę, łatwiej i naturalniej przyjdzie nam odnalezieniu swojego indywidualnego stylu, czyli dodawanie czegoś więcej.
Jakiegokolwiek nie dodasz teraz koloru do tych czterech neutralnych barw, będzie super. To jest ten czas, że można się zastanowić po jakie grupy kolorów sięgnąć, żeby to czymś rozświetlić, rozweselić, a może uromantycznić, a może wyostrzyć, a może uszlachetnić, a może przybrudzić, a może zrobić coś zupełnie innego… Co byś chciała, żeby kolory mówiły o Tobie? Jaki kolor ma wieść prym, w czym czułabyś się sobą?
Możesz robić WSZYSTKO z tymi czterema neutralami. Możesz wprowadzić wzór, możesz iść w charakterystyczne bardziej „szalone” buty lub torebki, dodać eleganckie zegarki, pójść w etniczne szale, dodać coś sportowego, wybrać sobie jakiś delikatny kolor przewodni kosmetyku w tym „prawie się nie maluję”, odnaleźć siebie w jakimś charakterystycznym dekolcie, eksperymentować z jeansami, wprowadzić jakiś połysk, metalik, a nawet cekin w którymś z elementów. Możliwości są nieograniczone, pytanie tylko które z nich najlepiej oddadzą Ciebie?
Ile czasu zajęło Ci zbudowanie swojego stylu?
Czy też narzucałaś sobie taką niezdrową presję i perfekcjonizm? Przerabiałaś to? Takie „o nie, jeszcze wszystko nie jest idealne, źle się czuję”? Ile to czasu zajęło? Przecież styl ewoluuje. Mój także od dłuższego czasu, ale powiedz mi, ile u Ciebie trwało dojście do chociaż pożądanego pierwszego efektu i czucia się dobrze.
W zasadzie w każdym ubraniu czułam się na każdym etapie swojego stylu w miarę dobrze. Nie przejmowałam się zbytnio tym, że komuś się nie podoba jak wyglądam, choć nie ubieram się wyłącznie dla siebie i liczę się z tym, że jesteśmy na każdym kroku oceniani. Styl się zmieniał, bo mi zaczęły się podobać coraz to nowe rzeczy. Miałam jakieś tam swoje małe niepewności, ale to nie było nieakceptowanie swojego stylu, tylko na bieżąco: jeśli coś mi się nie podobało, to starałam się to zmieniać. A teraz wydaje mi się, że jestem szczęśliwa w tej materii, pogodzona ze sobą i wiem, czego bym chciała. Po książce ta szczęśliwość przyszła. Zaczęłam się sama do swoich rad stosować i jestem happy. Więc jeśli mi (osobie wobec swojego pisania najbardziej krytycznej) się udaje, to Tobie też się uda.
Jak pogodzić „mój styl” z dress code w pracy? W książce pisałaś, że uniform i styl muszą być dostosowane do stylu życia.
Co zrobić jeśli do pracy muszę się ubierać jak do kościoła, a co mi w duszy gra to krótkie sukienki, krótkie bluzki itp.?
Jeśli rzeczywiście praca i czas wolny to dwa zupełnie odrębne modowo światy, rozdzieliłabym szafy. Zaopatrzyłabym się w niezbędne minimum do pracy – zrobiłabym oddzielną garderobę i zakładała ubrania z niej wyłącznie do pracy. A poza pracą to już tylko mój własny prawdziwy styl, pełna ekspresja. Po co się męczyć? Choć oczywiście trzeba zaznaczyć, że nawet w tym pracowniczym stylu na pewno da się coś ugrać po swojemu, tzn. on nie musi być całkowicie bezduszny i nijaki, tylko uzupełniony o jakieś elementy naszego normalnego stylu.
Dlaczego zdecydowałaś się pisać wyłącznie do kobiet, skoro Twoja metoda byłaby wspaniała także dla mężczyzn. Czy planujesz może drugą książkę pisaną dla mężczyzn?
Nic się mężczyźnie nie stanie, jeśli przeczyta moją książkę, ale adresatem mojego pisania od początku były kobiety. To się raczej nie zmieni. Moda męska mnie nie interesuje.
Czy planujesz kolejne wydania książki? Mam sugestię żeby uzupełnić ją o słowniczek z wytłumaczeniem różnych nazw jakich używasz w książce na spodnie czy buty.
To zależy od wydawnictwa. Książka jest świeża, to pewnie nie czas, żeby myśleć o takich rzeczach. Starałam się nie używać jakichś wymyślnych pojęć, jeśli chodzi o ubrania, więc byłby to malutki słowniczek. Aczkolwiek dziękuję bardzo za sugestię.
Dlaczego w książce nie ma zdjęć i jest tak mało ilustracji?
Pewnie zauważyłyście, że wszystkie książki o modzie mają ogromne ilości zdjęć albo wręcz są albumami. No właśnie… To nie jest książka o modzie, to jest książka o stylu i to jeszcze do tego książka uniwersalna i dla każdego. Nie chciałam, żeby zdjęcia cokolwiek sugerowały i stawiały na piedestale jakikolwiek styl. Zdjęcia odebrałyby to, czego wymagam najbardziej od czytelnika. Wymagam wyobraźni.
Wytłumaczę jeszcze dosłowniej. Podaję gdzieś w książce jako przykład styl romantyczny. Zależy mi, by każdy sam sobie w głowie roztoczył wizję tego stylu. Szanuję, że co kobieta, to inna wizja. Dlatego nie daję zdjęcia z kocem na środku łąki, słomianym kapeluszem, wielkim koszem piknikowym i białym rowerem obok, bo po prostu nie chcę psuć wizji czytelnika czy nawet na nią wpływać.
Z kolei bardzo mi zależało, by choć symbolicznie zaznaczyć, o czym będą kolejne rozdziały w książce, dlatego wraz z otwarciem każdego rozdziału pojawia się ilustracja.
Dlaczego książka nie kosztuje tyle samo w różnych księgarniach?
To zależy od polityki cenowej tych księgarni. Kompletnie nie mam na to wpływu. Postanowiłam, że nie będzie mnie to frustrowało i zajmowało mi głowy, że książka kosztuje w jednym miejscu 40zł, a w innym 30zł. Z tego co widzę, książka kosztuje najmniej w Empiku (mówię już o cenie z uwzględnieniem kosztów przesyłki, bo można ją za darmo zamówić do swojego salonu Empik). Natomiast tylko na stronie wydawnictwa, można zamówić książkę wraz z ćwiczeniami.
Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zmieniłabyś coś w swojej książce?
Tak, napisałabym gdzieś na początku informację o tym, dlaczego nie ma zdjęć, bo jak czytam niektóre recenzje, to widzę, że to nie jest zrozumiałe :)
Ale tak w ogóle, gdybym miała brać do siebie to, co piszą niektórzy, to by wychodziło na to, że musiałabym napisać nijaką książkę jakich wiele z poradami typu: jak masz nadprogramowe kilogramy to schudnij, a do tego czasu noś szpilki, żeby nogi wyglądały na dłuższe. Lub jeszcze bardziej odkrywczo: stylowa osoba powinna mieć w szafie baletki i białą koszulę. Litości. Wiem, że świat jeszcze nie jest gotowy na to, że nad stylem się pracuje, wiem, że niektórzy są rozczarowani, bo nie ma gotowca, ale jeżeli moje przesłanie trafi choć do kilku osób, będę szczęśliwa :)
A widzę, że trafia. Bo oto u Olgi jest tak wspaniała recenzja, taka dla mnie ważna, bo widzę, że książka jest zrozumiana i doceniona, i taka oryginalna, bo ma świetną formę przeplataną doświadczeniami autorki. Przeczytajcie, bardzo mi zależy na takim podejściu u czytelnika:
„Warsztaty stylu” Marii Młyńskiej: co myślę + 10 inspirujących cytatów
Albo miłe słowa od Uli Chincz, czyli Uli Pedantuli i umieszczenie Warsztatów Stylu na pierwszym miejscu wśród książek o stylu i modzie, to było dla mnie bardzo miłe i poczułam się taka znowu „doceniona”:
Moje ulubione książki o stylu i modzie
Albo moje niedawne odkrycie, Asia z kanału Freakery umieściła mnie w Ulubieńcach kwietnia. Od razu jej napisałam, że jak oglądałam, to co chwila czerwień wstępowała na policzki:
Ulubieńcy kwietnia 2018 – MLE Walencja, Clinique Chubby Stick, Metallica, Ubieraj Się Klasycznie
Czy trzeba się stosować do wszystkiego co jest zawarte w książce?
Nie. Aczkolwiek, żeby wynieść z książki coś wartościowego, należy wszystko co napisałam poddać analizie i podjąć świadomą decyzję, że z czegoś rezygnujemy. Czyli można zrezygnować nawet z 90% porad, ale zrobić to świadomie, a nie po prostu nie przeczytać, olać i zapomnieć. Nie widzę w tym sensu. Widzę sens w polemice z autorem, w dojściu do wniosku, że zrobię kompletnie inaczej niż sugeruje autor czy w braniu dla siebie tylko części tych porad, bo tylko ta część jest dla mnie ważna.
Podkreślałam na każdym spotkaniu autorskim, że nie ma żadnych skutków ubocznych po przeczytaniu książki, bo ja w niej nie stawiam żadnych kontrowersyjnych tez. Ja tylko zachęcam do… myślenia. Nie trzaskam Ci na prawo i lewo gotowcami, nie robię Ci list zakupów i nie pokazuję na zdjęciach białych koszul i czarnych sukienek, które koniecznie masz mieć w szafie. Ja Cię „tylko” przygotowuję na to, że to Ty masz sobie ustalić swoje klasyki.
Plany
Czy będzie kolejna książka? Czy wrócisz do robienia analiz stylu online?
Przyznaję, że myślałam o tym, żeby wrócić do pomagania w sprawach stylu, ale mam bardzo dużo zapytań w tej sprawie. Powiecie: to chyba dobrze, więc dlaczego to „ale”? Dlatego, że za bardzo mnie to wciąga i nie mam wtedy życia. Nie myślę o niczym i o nikim przez te parę dni jak o kliencie. A to nie jest zdrowe. Nie mam dystansu i nie wiem czy go potrafię w sobie znaleźć. Dla klienta to na pewno dobrze, dla mnie nie bardzo, a dla mojej rodziny to już w ogóle nie pytajcie :) Dlatego plan jest taki:
1) znowu pisać na blogu regularnie (mój cel – dwa wpisy w tygodniu: poniedziałek i czwartek, już się do tego ostro przymierzam, ale potrzebuję się rozkręcić)
2) zrobić kurs online o stylu z możliwością konsultacji mailowej dla ograniczonej liczby osób
3) youtube (mam sprzęt, mam pomysły, teraz czas na realizację)
4) coś w rodzaju książki o bardziej subiektywnym charakterze, dokładnie z tym, co mi – Marii Młyńskiej w duszy gra
5) miniporadnik z rozwinięciem jednego z wątków z książki (na razie nie ujawniam którego, bo jestem w fazie rozpisywania pomysłu)
Wygląda to tak, jakby tego było dużo, a i ja nie jestem zbyt dynamiczna i wszystko u mnie dzieje się wolno. Ale zaraz Wam powiem, dlaczego to tak wygląda. Jest tylko jedna przeszkoda, stojąca na drodze do realizacji tych planów, jedna przeszkoda, jedna pułapka. Jestem nią JA. Moje ciągłe niezadowolenie, mój strach, moja niepewność, moje przepraszam, że żyje.
To znaczy tak było do tej pory. To, że nie zasypałam Was postami, wynikało z autocenzury. To, że nie zrobiłam do tej pory kursu, było spowodowane strachem czy ktoś to w ogóle kupi. To, że nie napisałam szybko książki, tylko ciągnęło się to latami było spowodowane niedowierzaniem w to, że podołam itd.
Zostawię tu zdanie na końcu tak niedomknięte, żebym sobie mogła wrócić w każdej chwili i przeczytać, że rzeczywiście publicznie napisałam o swoich słabościach: Mam już dosyć tego ciągłego strachu, niepewności i zamykania się, czas z tym skończyć i ruszyć z impetem do przodu…
Komentarze Wasze. Czego się boicie? Co Was wkurza w internecie? Co stoi na Waszej drodze do upragnionego stylu?
Jest domena, jest szablon przerobiony pode mnie, jest parę pomysłów o czym pisać i tylko strach zacząć. O czym pisać, jak pisać, i co z tym hejtem i wiecznym pouczaniem. Jak żyć?!
Natomiast najbardziej drażni mnie pouczanie (ostatnio czutałam, że babeczki 40+ broń buk długie włosy! Bo co?! Miałam za tyłek i ścięłam niedawno, bo chciałam i dalej są za łopatki).
Nie branie pod uwagę tego, że ktoś może mieć inne zdanie i możesz się z tym kimś kultularnie niezgadzać.
Brak akceptacji do tego, że nie jesteśmy grafikami z intetnetu (ciałopozytywność).
I wszechobecny hejt.
Ivy, pisać. W moim przypadku to było silniejsze od strachu. Ale już na początku sobie przygotować taktykę rozprawiania się z przykrymi komentarzami i się tej taktyki bardzo konsekwentnie trzymać. I też nie pisać z pozycji bojącego się, tylko już na wejściu powiedzieć głośno: witajcie u mnie na blogu (czyli w moim domu).
Chętnie bym poczytała o budowaniu sylwetki i to nie takim na siłowni ;) Co skraca, co wydłuża, robi efekt nóg do nieba a co zgrabnie tuszuje niedoskonałości. Pozdrawiam ciepło :)
Moja mama ma 60+, wlosy za lopatki od zawsze. Wyglada świetnie :)
Pięknie dziękuję za dobre słowa i podlinkowanie :) I za spotkanie też! Żałuję, że tak krótko.
Wkurza mnie chyba to samo, co ciebie – wykłócanie się o nic, prawie zerowe szanse na dyskusję o czymkolwiek, a do tego bardzo zero-jedynkowe myślenie. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Napisałaś coś na temat obecnej sytuacji politycznej? Nie zgadzam się z tobą, więc jesteś głupia. Nie napisałaś? To jesteś kompletnie obojętna wobec tych strasznych rzeczy, które się dzieją i w ogóle wstydź się. No nikomu nie dogodzisz.
Denerwuje mnie też mnogość treści, często bezsensownych. Mówiłam na spotkaniu, że blogów już prawie nie czytam. Część swoją tematyką nie trafia do mnie zupełnie (to akurat zrozumiałe), część jest misz-maszem wszystkiego i ciężko wygrzebać coś wartościowego, czasami ludzie też piszą kompletne bzdury. A popularność zbierają właśnie na takich frazesach, jak przytoczone przez ciebie przykłady typu „jak jesteś gruba, to schudnij”. A potem wydają książki pełne obrazków, w których jest napisane praktycznie to samo.
Najśmieszniejsze jest to, że zdarzało mi się takie porady słyszeć na żywo. I to od osób, które same jakoś nie sprawiały osób „stylowych” (nie to, że były brzydkie, ale… no po prostu to było widać). Nie powinnam nosić okularów, bo mam wtedy za duże oczy; nie powinnam się ubierać na czarno, bo to wygląda smutno; chodź w szpilkach, bo jesteś niska; idź na solarium, bo tak bladym być nie można.
Swoją drogą, sprawdziłam, jak nazywa się prezenterka, o której mi wspominałaś: Nicky Hambleton-Jones. Też ktoś, kto mimo dużej wady wzroku nie ubiera soczewek „bo tak ładniej”, i bardzo dobrze ;)
Tak, to ona, dziękuję, fajnie że ją odnalazłaś. I co, wyczuwasz jakieś podobieństwo? No właśnie, im bardziej skrajne poglądy, tym mniej szans na porozumienie. Nie znoszę tego przerzucania się jakimiś dziwnymi, sarkastycznymi wręcz argumentami (nie wiem w sumie czy to jeszcze argumenty), bo to do niczego nie prowadzi. Świat się kończy, już nawet na chujowej pani domu w komentarzach się czepiają siebie o pierdoły, zamiast się po prostu śmiać…
Mario, wspaniały wpis. Zaglądałam na bloga w kółko, z nadzieję, że pojawiło się coś nowego. Długi detoks nam zaserwowałaś :-)
Bardzo podoba mi się forma wpisu, tj pytania od czytelniczek. Kanał youtube byłby super!
Twoją książkę kupiłam w przedsprzedaży i na przesyłkę czekałam w wielkim napięciu. Przeczytałam jak na razie dwa razy, za każdym razem z należytą uwagą i notesem w ręku. I mam w planach przeczytać ją jeszcze wiele razy :) Na razie muszę „przetrawić” to, co sobie ustaliłam.
Co do pytania postawionego na końcu wpisu, mnie również drażni hejt – nie tylko w Internecie, ale wydaje mi się, że złośliwość i próby pokazania wyższości są też w „realnym życiu”. Co stoi na drodze w osiągnięciu wymarzonego stylu? Po prostu – brak pewności siebie, brak odwagi :) Brak umiejętności przyjmowania komplementów. Chęć owicia się w szare, oversizowe ciuchy i spuścić głowę, żeby tylko nikt nie zwrócił na mnie uwagi. To chyba efekt słabej akceptacji siebie w okresie dojrzewania – jestem typową gruszko-klepsydrą i z tego powodu rówieśnicy często mi dokuczali. Wtedy jeszcze nikt nie słyszał o Kim Kardashian i duże tyłki nie były w modzie ;-)
Pozdrawiam wszystkie czytelniczki :)
Dziękuję bardzo za takie wnikliwe czytanie :) Wiesz co kochana, im szybciej siebie zaakceptujesz, tym szybciej się lepiej poczujesz i tym szybciej znajdziesz swój styl. Naprawdę – taką jaka jesteś, bez żadnych warunków o zrzuceniu jakichś kilogramów. Trzeba sobie uzmysłowić, że masz tylko jedno ciało, jedną szansę na tym świecie i musisz zrobić wszystko, żeby czuć się zajebiście :) Mówię kompletnie poważnie i nie ma lepszego słowa na to, jakiego samopoczucia Ci życzę – zajebistego.
Mario,
bardzo dziękuję za możliwość spotkania Cię i poznania/porozmawiania we Wrocławiu! Cieszę się, że zdecydowałaś się na spotkania autorskie, mimo pewnych obaw. Jesteś dla mnie inspiracją. Jestem osobą, która też ma duże wymagania wobec siebie i jest introwertyczna, więc mogę sobie wyobrazić, że trzeba nie lada odwagi, żeby w ten sposób występować i „odsłaniać się” przed ludźmi. Niestety nie zaczęłam jeszcze książki czytać (czeka grzecznie na półce książek do przeczytania i choć bardzo do mnie „woła” to niestety są tytuły, po które z pewnych względów muszę sięgnąć najpierw) ale jej widok na półce cieszy moje oko:).
Trzymam kciuki za Twoje dalsze plany, bardzo ciekawe pomysły!
Zapytałaś mnie co mi się szczególnie podoba na blogu, wspomniałam analizę kolorystyczną i zaczęłyśmy rozmawiać o kolorach. I potem zupełnie zapomniałam powiedzieć Ci o równie lubianych przeze mnie wpisach dotyczących połączeń kolorystycznych i różnych styli!! Potraktowałam obie serie jak zabawę/urozmaicenie mojego ubierania się. Pomógł mi w tym fakt posiadania ubrań w róźnych fasonach i kolorach. Postanowiłam zrobić tygodnie tematyczne – czyli 7 dni noszenia danego stylu – przetestowałam w ten sposób, italian chic, french chic, lata 70., styl podróżniczy i etno. Bardzo ciekawe było obserowanie reakcji otoczenia i moich odczuć dotyczących tego danego stylu (italian chic zrobił największe wrażenie, jednocześnie jest najmniej „mój” – i może właśnie dlatego został tak zauważony:). Natomiast co do połączeń kolorystycznych to wypisałam sobie listę wszystkich podanych przez Ciebie par ze wszystkich postów (Twoje ulubione i czyteliniczek) i danego dnia ubierałam się (możliwie) tylko w dwa dane kolory. Mimo, że nie boję się kolorów to dzięki temu ćwiczeniu odkryłam świetne nowe połączenia, których nigdy nie testowałam, przy innych przekonałam się, że zupełnie nie są dla mnie. Jestem w okresie „czyszczenia” szafy i definiowania stylu (Twoja książka „spadła mi z nieba” w świetnym dla mnie momencie), te ćwiczenia urozmaiciły mi ten przejściowy czas, kiedy staram się unikać zakupów. Dużo połączeń kolorystycznych do przetestowania wciąż przede mną, parę styli również! Bardzo dziękuję Ci za te wpisy, zastanawiam się, czy ktoś jeszcze podszedł do tego tematu w ten sposób:)
Co mnie wkurza? Bardzo fajnie ujęłaś to w tym wpisie i bardzo się z Tobą w tej kwestii zgadzam – wkurza mnie to ciągłe pouczanie i krytykowanie, brak miejsca na indywidualizm, straszną presję na wyglądanie podobnie, ocenianie po wyglądzie i skróty myślowe (nieumalowana = niezadbana). Niestety w odniesieniu do kobiet obserwuję to dużo częściej, również krytykowanie kobiet przez same kobiety, zamiast dawania sobie wsparcia w tym pełnym presji świecie. Dlatego takie miejsca w sieci, gdzie można liczyć na kulturalną wymianę zdań, na to że każdy ma prawo swoje odmienne zdanie mieć, są takie ważne i potrzebne! I za to Ci dziękuję, bo ten blog dla mnie jest takim miejscem.
No Kasia, imponujące jest Twoje podejście, takie eksperymenty przeprowadzać? Wow! To tak naprawdę musisz mieć dużo kolorów w swoim otoczeniu i plastyczną szafę. Myślę że nikt tak sumiennie jeszcze do tego nie podszedł i dało mi to pewien pomysł na wpis nawet, więc dziękuję :)
Tak, masz rację, co do tego introwertyzmu i tego, że to wyjście do ludzi nie było łatwe na początku, ale zdecydowanie dało mi to dużo siły i bardzo się z tego cieszę! I dziękuję, że byłaś!
Dzień dobry, Mario:)
Zacznę od kwestii ograniczonej ilości ilustracji w książce – moim zdaniem to świetna decyzja. Książka nie tylko zostawia czytelnikowi miejsce, żeby wyobraził sobie własną wersję danego stylu, ale przede wszystkim lepiej się zestarzeje. Moje ukochane poradniki modowe to odziedziczony po mamie „Poradnik elegancji” Jacqueline du Pasquier (dodające uroku nieliczne, dość umowne ilustracje) oraz „Elegance” Genevieve Dariaux (zero ilustracji), lata 50.-60, i mam wrażenie, że dzięki temu, że nie rozpraszają mnie „niedzisiejsze” fotografie, o wiele łatwiej jest mi skupić się na tekście.
U mnie wrogiem lepszego jest, prócz wahania… dobre. Mam fajne życie, pracę, którą lubię (choć chciałabym robić to, co robię, na szerszą skalę), czas dla męża i dziecka. Boję się zmian, które mogłyby moim światem zatrząść.
Doskonale rozumiem. Ale wiesz, że to prawda co mówią – do odważnych świat należy. Naprawdę, czuję, że tylko ta odwaga mnie dzieli od super rzeczy i w Twoim przypadku jest zapewne podobnie!
Co Mnie osobiście najbardziej mierzi wszędzie w Polsce ,nie tylko w Internecie to zdecydowanie nr 1 jest zazdrość -obrzydliwa zazdrość!!! Wszędzie na każdym kroku! Powiem baby bo kobietami nie potrafię nazwać tego rodzaju sa dużo obrzydliwsze od facetów. FUJ!! Nr 2- złość, sami najczęściej nie znają nawet korzeni tej swojej złości. Nr 3 – ciagle jeszcze strach po komunizmie , a co za tym idzie -snobizm; typu : to sie teraz nosi, tego sie juz nie nosi, taki kolor teraz jest modny, taki nie, …..itp .A Mnie gowno obchodzi jaki jest modny. Interesuje Mnie tylko jaki Mnie zdobi najbardziej! Amen! CO Mi obecnie stoi na przeszkodzie aby wyglądać tak jak chce? Czas i fundusze.
Tak Ela, pamiętam jaki był kiedyś pojazd po Jessice Mercedes, bo założyła kabaretki do butów z odkrytym palcem. Ale się wtedy znawców znalazło, bo jak tak można – rajstopy do butów z odkrytymi palcami? Takie bzdury, a przy tym tyle złośliwych komentarzy i jadu. Też mnie to wszystko mierzi…
Twoją książkę kupiłam w przedsprzedaży. Czekałam na nią z niecierpliwością i gdy tylko trafiła w moje ręce zaczęłam ja czytać i trafiłam na mur… Mur w postaci tekstu wymagającego ode mnie czegoś więcej niż tylko biernego czytania przy kawce. To jest książka, która zmusza do myślenia i wymaga od nas, chcących naprawdę odnaleźć swój styl, pracy i to ciężkiej. Nie podaje gotowych rozwiązań, bo one tak naprawdę muszą wyjść z nas samych, musimy do nich dojść – każdy po swojemu – ale mamy drogowskazy, którymi możemy się kierować. I tym właśnie jest dla mnie ten poradnik (a także ten blog) – drogowskazami postawionymi mi na drodze ku własnemu stylowi, którą kroczę coraz pewniej.
Natalia („Szwedka”) ze spotkania autorskiego w Krakowie
Dziękuję Natalka! Pamiętam Cię doskonale, widzisz jak łatwo kogoś pokojarzyć po stylu? Kurczę, super!!!
Twoją książkę kupię już za tydzień. Nie mogę się doczekać, a moją ciekawość dodatkowo podsyca fakt, że na wszystkich forach, które czytam, trafiam na wzmianki o niej. Nawet na tych nie związanych z modą :) Naprawdę Mario! O Twojej książce mówi wiele kobiet!
Wkurza mnie w internecie demonizowanie perfekcjonizmu. Fakt, jestem drobiazgowa, ale nie w sposób, który przeszkadza w życiu mnie czy moim bliskim. Mój perfekcjonizm nigdy nie prowadzi do złego samopoczucia, zawsze do szczerej radości z dobrze wykonanego zadania albo udanego zakupu. Podczytuję fora i grupy modowe i widzę, że perfekcjonizm jest często odbierany jak jakaś fanaberia, a samo słowo ma znaczenie pejoratywne. Znam trzy fajne internetowe grupy modowe: w jednej udziela się kilka kobiet, które są perfekcjonistkami i świetnie doradzają, w drugiej kobiety wspólnie szukają idealnych dla siebie kolorów i fasonów i wspierają się nawzajem, w trzeciej kobiety proszą o radę w roznych sprawach: od tego czy dana sukienka pasuje na wesele, przez dobór idealnego odcienia torebki, po poziom ostrości czubków butów.
W temacie mojego stylu, nie boję się niczego. Jestem pewna siebie i wiem czego chcę.
Mogłabym powiedzieć, że problemem są pieniądze, ale to nie do końca prawda. Moje standardy rosną z moimi zarobkami. Kiedyś moim marzeniem były skórzane rękawiczki, teraz szukam jak najdelikatniejszej skórki, na jaką mogę sobie pozwolić w rozsądnych granicach cenowych. Może gdybym miała więcej pieniędzy, to mogłabym szybciej realizować swoje wizje, ale teraz też je realizuję, chociaż wolniej. Ile popelnilabym pomyłek, gdybym mogła sobie pozwolić na pochopne zakupy! Jestem na etapie, kiedy jestem w stanie realizować mój styl, a inni ludzie odbierają go zgodnie z moją wizją. To duży sukces. Ciągle mi czegoś brakuje i pewnie zawsze będę gonić króliczka, ale bardzo lubię tę czynność. Jestem optymistycznie nastawiona.
Gosiu, dziękuję Ci bardzo! Mam nadzieję, że znajdziesz w książce dużo inspiracji. Wiesz co, to zdanie: Ile popelnilabym pomyłek, gdybym mogła sobie pozwolić na pochopne zakupy! jest cholernie mądre. To Jest w ogóle jakiś niesamowicie ogarnięty sposób podchodzenia do zakupów. Brawo. W podpatrywaniu perfekcjonizmu jest najwięcej do zgarnięcia. Ja sama na przykład uwielbiam te przesadzone makijaże na instagramie oglądać, bo wtedy jestem w stanie najlepiej wyłapać technikę i w takiej przesadzie łatwo znaleźć dobry wzór!
Gosiu, zdradź jeśli możesz co to za kobiece grupy, bo zaciekawiły mnie bardzo.
Mario pytasz „co stoi na Waszej drodze do upragnionego stylu” to ja trochę żartobliwie odpowiem że u mnie wielki brzuch ;)
Myślę że w dobrym momencie przeczytałam twoją książkę bo zanim maluszek przyjdzie na świat i zanim zacznę znów myśleć o zakupach ubraniowych to minie pewnie dobre pół roku. W tym czasie mogę sobie dopracować styl, którego zarysy mam już gdzieś w głowie od zeszłego roku. I rzeczywiście dress code w pracy troszkę mi moją wizję zaburza, zwłaszcza jeśli chodzi o dodatki. Już się z tym pogodziłam, ale myślę że mimo to dam radę coś ze swego stylu przemycić.
A co mnie wkurza? Chyba to co większość z nas, bezpodstawna krytyka, złośliwe komentarze, brak akceptacji czyjegoś zdania i sposobu na życie, porady odnośnie tematu o którym nie ma się pojęcia, zwłaszcza jeśli nie zna się sytuacji drugiej osoby, podążanie „za tłumem” i niezrozumienie że ktoś może myśleć/postąpić inaczej i to wcale nie oznacza gorzej.
Buba, to gratulacje, życzę, żeby rozwiązanie poszło gładko :) To będzie dobry czas do takiego dopracowywania. Na początku będzie wszystko troszkę chaotyczne, ale po chwili wkradnie się taka (miła moim zdaniem) monotonia i będziesz w stanie jedną malutką zmianą w swoim wyglądzie zrobić naprawdę sporą różnicę! Ja tak właśnie zrobiłam.
Buba, ja też jestem teraz w ciąży, czwartej, a jednocześnie pierwszej, w której wyrażam swój styl mimo brzuszka! Mam mało rzeczy, taka w zasadzie capsule warderobe na kilka miesięcy, ale z kartonów rzeczy po poprzednich ciazach i id siostry nie wzięłam niczego, co stylistycznie i kolorystycznie nie wspolgra z moim aktualnym stylem :) Dumna jestem i świetnie się z tym czuję:) Czystka w szafie odbyła się 3 lata temu, kiedy tworzylam wizję swojego stylu po poprzednim porodzie, praca koncepcyjna nadal trwa, ponieważ jestem dość konserwatywna i zachowawcza, boję się wyjść poza moje basicowe fasony i kolory, dodać pazura, ale i tak zmierza ku lepszemu :)
Marta, ja też zrobiłam sporą selekcję tego co miałam po pierwszej ciąży i uzupełniłam niewielką ilością tego co mi najbardziej potrzebne, ale już zwracając uwagę na to żeby współgrało z moją wizją na siebie. Na szczęście teraz jest sporo takich ubrań na brzuch króre później się przydadzą do karmienia, a jeśli pójdzie tak dobrze jak z córką to i po 2 latach jeszcze będę je nosić ;)
Dziękuję, Mario. Pamiętam jak to było 3 lata temu po urodzeniu córki, wogóle nie myślałam o stylu a tylko o tym w czym łatwiej cycka wywalić. Tak czy owak to właśnie moja księżniczka w pewnym sensie mnie zainspirowała do tego żeby popracować trochę nad stylem i tak ponad rok temu trafiłam na twojego bloga. Przez ten czas udało mi się wykreować wizję, teraz przychodzi czas na jej dopracowanie a wkrótce na realizację, bo już wybierając bluzki do karmienia kieruję się nią tylko wygodą ale też i tą wizją. Cieszę się bardzo że trafiłam na twój blog i to właśnie w tym okresie, bo dzięki temu na pewno uniknęłam wielu nieprzemyślanych, nieudanych zakupów i dziwnych modowych eksperymentów.
Właśnie! Mamy teraz naprawdę większy wybór niż 3 lata temu :) choć z koleżankami doszlysmy do wniosku, że 2w1 nie zawsze sprawdza się po ciąży, bo podkreśla brzuch, a wtedy już nie jest to takie super ;) Ja się bardzo cieszę, że pojawiły się sukienki milook z zameczkami w zaszewkach, bo za kopertowymi sukienkami nie przepadam :)
Hej,
dzięki za ten wpis, trochę kazałaś nam na siebie poczekać. Podczas spotkania pytałaś, czy czytam bloga i czy komentuję – otóż do tej pory nic nie pisałam, a teraz się ośmieliłam i czas się czasami u Ciebie odezwać :) Dopiero zapoznaję się z książką i przyznaję, że też spodziewałam się zdjęć – nie to, że muszą być, po prostu założyłam, że będą, ale książka nic nie traci na tym, że ich nie ma.
Twoje plany na przyszłość wyglądają bardzo obiecująco, trzymam kciuki za wszystkie, zwłaszcza za Youtube – przyznam, że nie przepadam za tą formą przekazu i wolę poczytać niż pooglądać, ale… tak jak piszesz, człowiek „na żywo” jest o wiele bardziej dostępny. Wiadomo, filmik to tylko „na żywo” w jedną stronę, ale i tak w Twoim przypadku uważam, że sprawdziłby się znakomicie. Baaardzo się cieszę, że mogłam Cię poznać, na żywo wydajesz się przemiła i bezpośrednia, fajnie, kiedy nie ma dystansu między ludźmi. A może po prostu lubię na Ciebie patrzeć na żywo…? :)
Nie bój się! Działaj! Chętni będą :)
Aśka „Bella” z targów
Aśko dzięki! Youtube rządzi się swoimi prawami, ale myślę, że jest tam miejsce na całą tęczę temperamentów, nie tylko na dynamiczne i „wesołe” osoby :) Fajnie, że się odezwałaś!!!
Wydaje mi się że u Ciebie nie ma takiego hejtu byle skrytykować, bo nie jest to portal typu „gwiazda taka i owaka założyła to i owo. Podoba się wam?” „Seksowna?”. Twój blog nie jest dla oceny, ale służy poszukiwaniu i nawet jeśli dajesz przykłady lepszych i gorszych wyborów to nie służy ocenie „patrzcie jaka maszkara”.
Co do książki to przeczytałam jak najlepszą powieść, cwiczeń jeszcze nie ogarnęłam wszystkich, niektóre rzeczy muszę bardziej przemyśleć. Już widzę że potrzebuję iść w trochę bardziej elegancką stronę niż zakładałam na początku (Choć nadal jest to styl wygodny, codzienny). Dokupiłam kilka rzeczy i dzięki temu zakładam o wiele więcej ciuchów ze swojej szafy, bo nareszcie jedno z drugim mam jak połączyć. Umiem sobie powiedzieć „tak, ten ciuch jest fajny, ale nie pasuje do mnie”, podczas gdy do tej pory często kupowałam na zasadzie – to ma fajny kolor, to ma piękny wzór, to ma fikuśny krój i potem zamiast fajnej stylizacji był zlepek przypadkowych ciuchów. Teraz zastosowałam dużo prostoty i dzieki temu nareszcie nie czuję że coś jest z innej bajki, nie czuję się przebrana, i wreszcie czuję że to jestem ja. Że tak się właśnie czuję najlepiej i przy niewielkim wysiłku całość wygląda na taką ogarniętą i zadbaną a nie przypadkową jak wcześniej. Robiłaś mi kiedyś analizę kolorystyczną i od tej pory rzadko zdarzały mi się wpadki kolorystyczne, ale ta książka zmobilizowała mnie to uporządkowania także swojego stylu. Także narzuciłam sobie własne minimum ogarnięcia i już nie zdarza mi się wychodzić z domu „prosto z łóżka” – nałożenie kremu bb i kreski na oku trwa minutę a twarz wygląda zupełnie inaczej, na zadbaną i w ogóle. A nawiązując do ostatniego chyba rozdziału, walczę także ze stylem wiecznego bałaganu w torebce, przygarbionej postawy, zaczęłam bardziej dbać o swoją skórę, i w ogóle o wiele lepiej czuję się sama ze sobą. Tak więc bardzo ci dziękuję za książkę, dała mi dużo do myślenia choć wiele pracy jeszcze mi zostało. Na pewno to że jest uniwersalna i nie proponuje zadnego stylu to jej duży plus (choć wymaga to nieco wysiłku bo nikt mi nie napisał co mam zakładać na siebie, to jednak dzięki temu zakładam to co pasuje do mnie).
Rety Justyna, jesteś w takim razie moim wymarzonym czytelnikiem :) Bardzo się cieszę, że książka okazała się pomocna. Kibicuję, żeby nigdy nie zabrakło inwencji i polotu!!!
A jeszcze takie pytanie – czy buty Stan Smith nadają się do noszenia na bosą nogę? Czy zakładasz jakieś stopki do nich? Są niby skórzane ale nie wiem czy faktycznie założę je też latem?
Zawsze nakładałam i nakładam stopki. Jakoś tak nie przepadam za sportowymi butami na gołą nogę, ale myślę, że nie byłoby tragedii :)
Ja właśnie dlatego uwielbiam tego bloga, bo jest tu to, czego szukam – inspiracja, informacja, szczerość, ciekawe polemiki z czytelnikami, ale też pozytywna atmosfera i brak hejtu. I brak porad w stylu: w tym sezonie musisz mieć czerwoną sukienkę i szerokie spodnie, bo to jest teraz modne. Ja tu się czuję dobrze, czuję się akceptowana – taka, jaka jestem, ale też czuję się motywowana do jakiś pozytywnych zmian, a tego mi bardzo potrzeba.
Książkę kupiłam w przedsprzedaży i czekałam na nią z niecierpliwością. Jedyne małe „rozczarowanie”, to że nie załapałam się na Twój autograf:-) Ale mam zeszyt ćwiczeń, który już wzięłam w obroty i mam zamiar przerobić jak pilna uczennica w szkole podstawowej:-)
Moim największym utrapieniem w drodze do własnego stylu jest zachowawczość i brak odwagi. Trochę to wynika z przekonania, które mam zakodowane od wielu niestety lat, że szczupłemu we wszystkim ładnie i że gdybym miała 5 kg mniej to mogłabym nosić to, co chcę i dobrze wyglądać. Oczywiście, to jest ułuda, bo kiedy ważyłam 5 kg mniej to myślałam dokładnie tak samo:-) Po pierwszym przeczytaniu książki podjęłam decyzję, że będę starała się walczyć z tym przekonaniem w mojej głowie. A to będzie moje motto przewodnie:
„Można wyglądać przeciętnie, tylko po co, skoro można wyglądać super.”
Zawsze jest dobra pora na to, żeby zadbać o swój wygląd, nie trzeba z tym czekać na minus 5kg :) Ja postawiłam sobie pewien cel sylwetkowy i zaczęłam go realizować, ale wcale sobie nie pobłażam i nie będę łazić brzydko ubrana, tylko dlatego, że urósł mi duży brzuch… Niezależnie od tego co się dzieję, nie wolno rezygnować ze swojego stylu!
Wcale się nie dziwię, że czytelnicy chętnie wracają do starych tekstów:) Dla mnie absolutnym hitem były wpisy „Twój klimat” i „co jest/nie jest sexy”. Pomogły mi przypomnieć sobie co lubię, co mi się podoba i spróbować zastanowić się, dlaczego mi się to podoba/nie podoba. Najbardziej lubię właśnie takie otwarte testy, stawiające pewien problem, zmuszające do myślenia, inspirujące. Przypuszczam, ze to właśnie pod tymi wpisami było najwięcej komentarzy – które zresztą są ogromną wartością na tym blogu.
Bardzo podobał mi się też tekst, o tym, jak wyglądać w domu, o stworzeniu pewnego standardu poniżej którego nie schodzisz. Zainspirował mnie do wyrzucenia hałd starych ciuchów.
Co stoi mi na przeszkodzie do upragnionego stylu? Brak pojedynczych ciuchów, dzięki którym mogłabym połączyć inne w fajne zestawy. W ogóle trudność w myśleniu zestawami przy zakupach. Robię listy zakupów, zdjęcia, żeby mieć zawsze w telefonie, ale i tak zdarzają mi się wpadki – np kolor w świetle dziennym okazuje się inny niż w sklepie i jednak nie pasuje do rzeczy o której myślałam. Albo kolor w miarę ok, ale z jakiegoś innego powodu, materiału, faktury I TAK NIE PASUJE do zestawu. Idealnie byłoby wychodzić po zakupy w ciuchu, do którego zamierza się coś dokupić. Ale ja rzadko chodzę na planowane zakupy, najczęściej znajduję ciuchy które mnie zachwycają z zaskoczenia, na wakacjach, letnie w zimie, zimowe w lecie, ostatnie sztuki, w ogóle pojedyncze sztuki -nie ma opcji że wrócę do domu, przemyślę. To są sytuacje, że muszę podjąć decyzję w parę minut. Mam dzięki temu trochę świetnych, oryginalnych ciuchów, za to później kombinuję, jak moją zawartość szafy spiąć do kupy.
Bardzo rzadko, ale zdarza się, że nie założę czegoś, bo myślę, że będę za bardzo zwracać uwagę. Nie w sensie, ze stresuję się, co kto o mnie pomyśli, tylko raczej czy będzie to pasować do okazji, czy nie wypadnę zbyt overdressed albo kolorowo na tle innych ludzi. Nasze ulice jednak są kolorystycznie dość monotonne.
Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy!
Czyli jesteś z tych osób, które wolą być ubrane trochę „za mało” niż trochę „za dużo” na daną okazję? Mam podobnie! Ale to jest normalny dyskomfort, który można w sobie przezwyciężać małymi krokami. Czyli na przykład oswajać bardziej ekstremalne kolory. Wyjście w mocnym różu do ludzi, przynajmniej w jakimś dodatku pierwszy raz pewnie będzie trudne, ale już drugi raz i kolejne staną się zupełnie normalniejsze…
Szkoda że jestem odosobniona w tym co jest „the best” tego bloga, bo pewnie będzie tego jeszcze mniej niż przez ostatni rok. A wg. mnie siłą tego bloga były długie analityczne teksty, do których masz Mario talent jak nikt, bo potrafisz mówić prostymi słowami o czymś, o czym zwykle opowiada się obrazami, potrafisz uruchamiać wyobraźnie w obszarach zazwyczaj nieruszanych, nie spłycasz tematów i mówisz o rzeczach oczywistych(albo się wydaję że oczywistych) tak, że człowiek myśli, że odkrył nowy kontynent. Za tym tęsknię.
Dzięki, też się najlepiej odnajduję w takich obszarach pisania. Ostatnio gadałam o tym z Wojtkiem i też stwierdził, że to jest siła mojego pisania. Celowo z nich ostatnio rezygnowałam, ale nie czułam się z tym komfortowo i będę do tego wracać.
A mi się bardzo spodobał pomysł z ilustracjami zamiast zdjęć! Nie należę do fanek magazynów modowych czy typowo modowych książek. To tylko ukrywa treść, albo i służy ukryciu braku treści. Co do Twojej książki nie miałam oczekiwań, wiedziałam że na pewno muszę ją przeczytać, dlatego też kupiłam ją jeszcze w przedsprzedaży. W sensie nie oczekiwałam, że zmieni moje życie… ale dużo dzięki niej sobie poukładałam. Chociażby teraz, kiedy szykuję się do zakupów letnich, mam w głowie rady z Twojej książki o uniformie.
A co do hejtu, który się tak panoszy. Zawsze sobie to tłumaczyłam tym, że ktoś musi mieć bardzo nudne życie, skoro poświęca na to czas i energię. Jednak to chyba nie jest takie łatwe. Może to odbijanie piłeczki? Ktoś mnie zjechał, to ja zjadę kogoś innego? Potrafi mnie to mocno wkurzyć, gdy słyszę jakieś czepialskie komentarze na swój temat. No ale, ludziom i tak nie dogodzę. Nie raz spotkałam się z opinią, że mam za białe nogi by je odkrywać, ale też gdy założę długie spodnie to też jest źle, bo jest gorąco a ja się zakrywam i mogłabym w końcu te nogi opalić. Przetaczam teraz teksty mojej mamy na mój temat, która jest właśnie kobietą, której się nie dogodzi. Pozostaje olać.
A plany z Youtubem bardzo mnie zaintrygowały i ucieszyły! :D
Dzięki Martyna. Hejt to jakaś skrajność, natomiast jak się zacznie pozwalać sobie na czepialstwo, obrażanie i pouczanie, to stąd już jest naprawdę króciutka droga do nienawiści. Tego nawet te osoby, które to robią nie widzą, bo zawsze się zasłaniają konstruktywną krytyką, pozwalają sobie na coraz więcej i oczywiście nie przyjmują do wiadomości, że jest inny punkt widzenia.
Blog to trochę jak sklep – będąc na zakupach w supermarkecie z mydłem i powidłem nie podchodzę do półek z produktami, które mnie nie interesują. Ja na Twoim blogu również mam swoje ulubione wpisy, a niektóre wpisy nie trafiają do mnie – no i też fajnie, bo blog to nie pomidorowa, żeby wszyscy lubili ;) Ale jedno jest pewne – pod wpływem Twojego bloga i nie będę ukrywać – pod ogromnym wpływem bloga Ajki – Ani Mularczyk-Meyer – ogarnęłam swoją garderobę i stworzyłam swój styl – prosty i najlepszy na świecie, bo czuję się w nim swobodnie i jestem sobą!
Jest jeszcze coś bardzo ważnego, tylko proszę nie śmiej(cie) się ze mnie, ale na Twoim blogu po raz pierwszy dowiedziałam się o istnieniu Carolyn Bessette-Kennedy i to właśnie jej styl jest mi najbliższy – na swój użytek nazwałam ten styl: minimalizm dobrej jakości. Dlaczego ja sama na nie wpadłam na to, żeby ubierać się jak najprościej ??? Ile lat życia, ile pieniędzy straciłam na przypadkowe ubrania i ile zdrowia ;) z powodu stresu: ja nie mam co na siebie włożyć!
Książkę posiadam – gratuluję, bo rzeczywiście jest ciekawa – poczytuję co i raz, zeszyt ćwiczeń jeszcze jest niezapisany, ale to dlatego, że teraz już jestem świadoma swojego stylu.
Oczywiście nic w tym śmiesznego nie ma, ja sama też co chwila odkrywam osoby, które innym dziewczynom wydają się zapewne dość oczywistymi ikonami :) Znaleźć się w towarzystwie Ajki w jakimkolwiek zdaniu? – Dziękuję bardzo :)))
Bardzo trafne wnioski Mario , niby truizmy, ale stają się czymś bardzo innym, bardzo pewnym i zmieniającym światopogląd, kiedy są ucieleśnione:) Zgadzam się z Tobą absolutnie, że dużo osób musi jeszcze popracować nad jakością swoich tekstów w Internecie. Najbardziej mnie drażni konformizm, pustogłowie, megalomaniopodobne – tak, wiem że nie każdy obdarzony jest elastyczną mentalnością, holistycznym sczytywaniem rzeczywistości, czy wreszcie nawet wyczuciem i taktem, ale nadal zadziwia mnie ,jak niektórzy bezwstydnie obnażają swoje braki, przybierając apodyktyczny kołtuński ton i roszcząc sobie pretensje do wydywania opini-definitywnych werdyktów, podczas gdy widzą zaledwie mały kawałek obrazka.
Cieszę się, że wracasz już do blogowania; osobiście szalenie marzy mi się więcej postów urodowych, nigdy nie są spospolitowane w Twojej otoczce:) A ostatnio totalnie zaślęczałam się nad psychologią i filozofią zapachów:) Mario, może jakiś tekst na ten temat? W konceptualnym magicznym ujęciu, tak jak to Ty potrafisz:*
Hej Mary, planuję teraz post urodowy i mocno szukam partnera do niego, bo wymaga pewnych nakładów :) Na pewno Ci się spodoba! Masz absolutną rację. Właśnie ta niezmienność poglądów w necie jest dla mnie nie do przejścia. Powiem więcej: im bardziej komuś racjonalnie tłumaczysz, tym bardziej on się zacietrzewia. Eh, nie na moje nerwy te sprawy :)
Mario, czytam Twojego bloga już od 4 lat i jest to jeden z niewielu, który stawia na MYŚLENIE. Niestety, w dzisiejszych czasach myślenie się nie sprzedaje – nie tylko na blogach, ale także na YT obserwuję tendencję „kup to i to”, „szybko”, „więcej”, „potrzebujesz tych nowości” itd. Ludziom nie chce się myśleć, oczekują gotowych rozwiązań, dużo wszystkiego i do tego najlepiej żeby było tanio. Mało ludzi stawia na jakość, refleksję, zastanowienie się. O ile Ty i Twój blog ewoluowałaś w piękną stronę, to większość blogerek/youtuberek skręciło w niewłaściwą stronę – stronę konsumpcjonizmu, nieszczerych opinii, współprac z markami, wciskania rzeczy które kilka lat wcześniej odradzały, bo liczy sie kasa. Każdy Twój wpis to dla mnie chwila relaksu bo wiem, że nie dostanę tandetnych porad i treści, tylko coś ekstra, a potem czytanie komentarzy na poziomie to także kolejna dawka przyjemności. Nawet jeśli nie utożsamiam się z tematyką danego wpisu, to i tak nie mam poczucia zmarnowanego czasu. Brawo Mario i trzymam kciuki za Twój rozwój :)
Dziękuję bardzo. Myślę, że trzeba znaleźć swoje ulubione osoby i dać im jakiś kredyt zaufania. Ja często kupuję z poleceń internetowych, mając zaufanie do wybranych osób i wiem, że się nie natnę. No przynajmniej się nie nacięłam do tej pory :)
Po pierwsze dziękuję za odpowiedź o dress code w pracy :-) rozwiałaś moje wątpliwości.
W budowaniu stylu od czasu Twojej książki już mi chyba nic nie przeszkadza. Zrozumiałam jaki mam typ urody i po dalszej analizie powiązałam go z tym co wcześniej intuicyjnie lubiłam. To rozwiązało zagadkę, jakim prawem mogę nie opowiadać się wyłącznie za ciepłymi bądź zimnymi kolorami, dlaczego w jednych ubraniach często słyszę komplement (i przez to lubię je nosić), a w innych niby wyglądam dobrze i nikt nie zwraca uwagi. Konkretnie wyszło mi, że jestem wyraźną zimą, czyli przede wszystkim ma być wyraźny kolor, jakiś kontrast, błysk. Było to dla mnie o tyle ciekawe odkrycie, że kłóciło się ze wszystkim co znałam do tej pory – wg „zwykłych” poradników jestem latem, a z domu wyniosłam zgaszone kolory, odcienie ziemi, minimalizm itp. Po lekturze Twojej książki pozbyłam się wszystkich rzeczy w zgaszonych kolorach. Uznałam, że błysk i wyraźne, to „moje”. Przestałam się ograniczać do chłodnych kolorów. To co pisałaś o standardzie i uniformie dużo mi uświadomiło. A przede wszystkim zwiększyła mi się samoświadomość i teraz większość rzeczy związanych ze stylem wydaje mi się oczywiste!
Żeby nie było – przed książką też było życie :-) Zaczynałam od kompletnie nieciekawych ubrań będących zlepkiem pozostałości ze szkoły, schedy po kuzynkach i kilku nowych rzeczy, które przecież musiały pasować do pozostałych. To wymagało rewolucji, więc przede wszystkim pieniędzy. Na studiach omijałam galerie, żeby nie dołować się, że mnie na nic nie stać. Nic dziwnego, że jak poszłam do pracy pierwsze co, to chciałam zacząć dobrze czuć się w swoich rzeczach. Szukając sensownych wskazówek w internecie trafiłam na Twojego bloga. Uświadomiłaś mi, że błękitne oczy nie determinują u nikogo bycia latem. Postanowiłam „wyglądać jak zima”, więc przyciemniłam włosy, kupiłam rzeczy czarne, czysto białe, mocno kontrastujące. Często musiałam kupować coś co wiedziałam, że nie mam z czym nosić, miało po prostu leżeć w szafie do czasu aż dokupię resztę. Bo inaczej nie zrobię rewolucji. Z czasem coraz więcej zaczynało do siebie pasować i zaczęło mi się klarować co lubię najbardziej. Było już dość dobrze, ale lektura książki nadała temu wszystkiemu jeden rys, myśl przewodnią, połączyła elementy układanki w spójny obrazek.
Internet jest głupi, ale ma tą zaletę, że można w nim znaleźć takie blogi jak Twój i więcej osób może Ci słodzić w komentarzach :-)
Haha, jesteś najlepsza. Nie wierzę, że przed moją książką było życie, to niemożliwe haha :))) Super, że Twój typ tak Ci przypadł do gustu – idealna sytuacja. Co oczywiście nie znaczy, że czysta zima nie może mieć wersji spokojniejszej np. w bieli, w stalowym, w połyskujących szarościach. Też widzę duże pole do takiej stylowej melancholii, ale podanej w zimnej, lodowatej formie :)
Mnie do osiągnięcia właściwego stylu stoi na drodze brak dostępności niektórych kolorów, np. nasyconych fioletów. Na jasne, spłowiałe – trafię, owszem, czasami na jakiś bardzo ciemny, przytłumiony (ale nie pasujący do mnie) – ale na to, czego szukam, nie mogę się doczekać od wielu sezonów.
W internecie denerwuje mnie ostatnio modny od jakiegoś czasu coaching – co gorsza, takim znawcą spraw wszelakich może obwołać się niemal każdy, wystraczy, że ma „gadane”, jest nieco przemądrzały, naczytał się książek ze specjalistycznym słownictwem, którym opaeruje na lewo i prawo :).
No faktycznie, jest teraz tego bełkotu trochę. W sensie jesteś zwycięzcą, ale konkretów brak :) Faktycznie, w tym sezonie dużo lawendy, ale od czasu do czasu gdzieś przemyka mocny fiolet, zdaje się w Zarze są takie rzeczy!
Dzięki za informację :)
Ale WSPANIAŁE plany. Nie wiem, który cieszy najbardziej… :-)
Dzięki, będę konsekwetnie realizować!
Czytając ten wpis, odniosłam wrażenie, że faktycznie coś się zmieniło w Twoim podejściu do czytelniczek/-ków, na plus :) Bardzo doceniam, kiedy piszesz szczerze i bezpretensjonalnie. Powodzenia :)
Zmieniło trochę, ale wynika to ze zmiany do samej siebie. Troszkę poluzowałam i się więcej uśmiecham – nie chcę się już tak ze wszystkim spinać :)
Myślę, że strach często nas niepotrzebnie hamuje, ale jest też taki efekt, że im więcej wiemy/umiemy tym mniej jesteśmy tego pewni. Stąd wysyp ekspertów od wszystkiego itd.
[teraz będzie głaskanie] U Ciebie podoba mi się, że jesteś taka wyważona. Być może dzięki niepewności jesteś w stanie pisać dobre treści, zero bylejakości. No i jesteś dla mnie ikoną girl power i body positivity, bez mówienia o tym pokazujesz, że można i że to normalne akceptować siebie mimo wad.
W rozwijaniu mojego stylu też hamuje mnie strach, głównie przed tym, co ludzie pomyślą. Ostatnio jest z tym lepiej, odważam się na mniej standardowe ciuchy, które mega mi się podobają, na kapelusze. Myślę, że to przychodzi z dorastaniem, to, że już tak się nie przejmuję, że ktoś mógłby mnie źle ocenić, przez to, że założyłam coś, w czym czuję się świetnie.
I jeszcze chciałam powiedzieć, że bardzo się cieszę, że Cię spotkałam na targach książki :)
Mario!
jestem z Toba od poczatku i tak sie ciesze, ze to wszystko idzie do przodu!
You tube jest genialnym pomyslem, juz moge wrzucic Ci suba.
Bardzo chcialabym Cie kiedys poznac, wydajesz sie niesamowicie interesujaca osoba.
Gratuluje ksiazki, jak tylko bede w Polsce to lece do Empiku!
Moj problem ze stylem…jestem bardzo oszczedna a podobaja mi sie tylko bardzo drogie rzeczy :) – nie kupuje prawie nic ale kocham mode na kims!
wchodzac do Zary czy innego HM widze te okropna jakosc i odechciewa mi sie zakupow. Z drugiej strony sukienki za 1500 zl to przesada – ale tylko takie mi sie podobaja :)
pozdrawiam xxxx
no to zostaje Ci krawcowa. Ja od pewnego czasu szyję niektóre rzeczy na miarę i to niesamowite, ze za jakość i fajne materiały mogę płacić mniej niż w Zarze. :)
Droga Mario,
Właśnie zaczęłam czytać Twoją książkę i muszę przyznać, że jest super (tak swoją drogą to dałam ją też przyjaciółce na urodziny i również jest zadowolona). Podoba mi się w niej analiza kolorystyczna i to, że każdy może przeczytać o swoim typie urody i zobaczyć propozycje na styl, podoba mi się Twoje obiektywne podejście do tego wszystkiego a przede wszystkim to, że nie dajesz jednego sposobu na znalezienie stylu, Ty pokazujesz ich całe mnóstwo! Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie. I muszę Ci bardzo podziękować, dlatego, że od paru miesięcy czytam Twojego bloga i czuję duże zmiany w moim stylu. Gdyby nie Ty, nadal czułabym się zagubiona, a dzisiaj dokładnie wiem, że jestem jasną wiosną, że nie cierpię czarnych gór, że lubię jasny, ciepły róż, brzoskwiniowy błyszczyk, perfumy od cacharel, że nie lubię odsłaniania ciała, spodni z dziurami i mocnego makijażu, bluzek z napisami, że mój uniform to biała bluzka, dżinsy, srebrne baleriny, rozpuszczone włosy, różowo-beżowy pasek i inne rzeczy, które wcześniej wymieniłam oraz, że kocham kwiaty na ubraniu. Dziękuję Ci za tę pomoc i za to, że napisałaś, że nasze zachowanie również rzutuje na styl, bo wiem, że nad pewnymi cechami charakteru również muszę popracować.
A teraz muszę wspomnieć, że mam dopiero 15 lat, więc prawdopodobnie wejdę w dorosłość z choć trochę ukierunkowanym stylem.♡
Wspaniały post, Mario. Jak ja Cię dobrze rozumiem. Ja też sama sobie stoję na przeszkodzie. Od lat zamierzam stworzyć markę z klasycznymi ciuchami dla niskich kobiet ale dopiero w tym roku ruszyłam do przodu a i tak bardzo wolno. Cały czas się boję, że rzeczywistość zweryfikuje moje plany i okaże się, że nie mam talentu i ogóle nikt moich rzeczy nie chce. Więc po kroku do przodu robię trzy w tył. Gratuluje zwycięstwa nad soba i strachem :) Teraz tylko do przodu :)
Pozdrawiam ciepło
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
Ja sobie mnóstwo rzeczy uporządkowałam w głowie odką∂ Cię czytam. Żałuje lat spędzonych na owczym pędzie za wydłużeniem nogi („niskie dziewczyny muszą nosic obcas, ludowa mądrość:), za dostosowywaniem się do jakichś dziwnych kanonów, które kazały mi chudnąć albo nabierać mięśni. Potem czas na chowaniu się za wielkim swetrami i czernią, myślałam wtedy że to moje niezależne wybory, a to zwykła ucieczka, bo bałam się być zauważana. Dziś to już za mną, Twój blog był klamrą nad moją zmianą psychiczną i stylowa. Dziś teksty w stylu „schudnij 5 kilo”, pomaluj się tak czy siak”, nie robią na mnie wrażenia. I boli mnie to że patrze na moją małą siostrzenicę i boję się że będzie przechodzić przez to co ja i wiele dziewczyn. Że zamiast cieszyć się ciałem i stylem, będzie poddana jakimś dziwnym przekazom medialnym, które powiedzą jej że jest nieadekwatna taka jaka jest i musi się poprawić. To mnie chyba zasmuca najbardziej.
Mario, muszę się podzielić z Tobą moim dizsiejszym odkryciem:
https://tammy-tanuka.pl/nr-18-chrom,id478.html
Nooo, jest moc!
Boję się w internecie i w życiu takiej ,,schizofrenii mentalnej”. Jest jest sporo i mnie to szalenie demotywuje i zniechęca. No bo jest sobie jakiś pogląd, idea, styl życia czy styl czegokolwiek, z pozoru taki pozytywny, a tuż za nim już mamy perfekcjonizm, jedynie słuszną opcję (charakteru, sylwetki, poglądu etc.), ludzie kręcą gównoburze, a chamstwo i osobiste nietrafne wycieczki leją się strumieniami. Czytam, że przede mną wielkie rzeczy, że trzeba wziąć tyłek w garść, że trzeba osiągać COŚ, no ok. Że z grubsza lepiej nie żyć niż żyć przeciętnie i nieidealnie. I tu się elementarnie nie zgadzam. Lepiej jest żyć przeciętnie i się tym cieszyć niż dawać komuś prawo do wmawiania, kiedy jeszcze nie mogę, a kiedy już mogę być z siebie dumna. To mnie przeraża: próby odebrania komuś dumy, podniesionej głowy, chęci do życia. Jedna osoba jest jawnie odważna, druga jawnie ostrożna, ale na moje oko żadna z nich nie używała swojego charakteru nieomylnie we wszystkich momentach życia, więc po co je wartościować? Czy większość z nas nie jest w czymś przeciętna? Czyżbyśmy wszyscy chcieli być równi, ale jednocześnie bardzo, bardzo nie chcieli tacy być? To właśnie nazywam mentalną schizofrenią. Naprawdę nie jest sztuką mówić o kompleksach, posiłkując się przykładem swoich najmocniejszych cech.
Dziękuję Ci Mario, za publiczne napisanie oswoich obawach. Ja też swoje mam i…w dość podobny sposób przeszkadzają mi w różnych sytuacjach. Boję się, że po przejściu jednych schodów, okaże się, że kolejne są wyższe, węższe i bardziej kręte, a mi kompletnie braknie na nie siły. Ale przyznam, że te obawy skórę też czasem ratują, więc tresuję je, ale nie wyganiam ;) A w doszlifowaniu stylu chyba głównie przeszkadza mi leń, no i nieśmiertelne ,,lepsze jest wrogiem dobrego”. To ostatnie…brrrr. Cholernie nie lubię przekombinować i czasem naprawdę głęboko mi żal, że próbuję unikać błędów, zamiast wrzucić na luz.
Mam podobne przemyślenia na temat przeciętności :) Teraz jest presja, żeby być człowiekiem wybitnym. Mówienie o sobie, że jest się kimś zwyczajnym, ma się pełno słabości, jest bardzo źle widziane, i trzeba się stale doskonalić. A czasami właśnie te słabości pozwalają wyróżnić się z tłumu, czego tak bardzo się teraz pożąda.
Mario, ponowię swoje pytanie dotyczące książki. Chciałabym dążyć do spójności kolorystycznej swoich ubrań. Nie bardzo potrafię powiązać treści z twojej książki z rozdziału 8. Kolory z rozdziałem 5. Prostota, czyli ze wskazówkami o stworzeniu bazy w neutralnych kolorach. Jestem albo prawdziwą jesienią, albo prawdziwą wiosną. Jak to odnieść do neutralnych kolorów bazy?
Ja bym w takim wypadku tworzyła tę bazę na podstawie takich kolorów jak granat, czekoladowy brąz, cielistości i beż. Natomiast biel i czerń również nikomu nie zaszkodzą. Po prostu zamiast szarości, szłabym raczej w beże właśnie :)
Dziękuję. Myślałam właśnie o beżach i granacie. A czekoladowy brąz brzmi inspirująco i… apetycznie :)
Droga Mario,
Czy napisanie postu o ubiorze w relacji do wzrostu nie byłoby złym pomysłem?
Mam 175 cm i jestem więcej niż w średnim wieku, więc patrząc na współczesne dziewczyny nie jest to bardzo wysoki wzrost, ale już ponad przeciętną. Całe życie borykałam się z kompleksem „za dużej”, mimo że nigdy nie miałam i nie mam nadwagi (rozmiar 38), czułam się ciężko i niezgrabnie. Znaczącą rolę odgrywał tu ubiór, nietrafione fasony i długości, do tego gigantyczna stopa w rozmiarze 43. Z kolorami dałam sobie radę dzięki Tobie, odkrycie palety stonowanej jesieni, nastrojowe opisy i klimaty były objawieniem. Nadal jednak mam problem z krojem ubrania i długością poszczególnych elementów, stworzeniem zgrabnej, spójnej stylistycznie sylwetki. Byłoby cudownie przeczytać coś od Ciebie na ten temat.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję za to, co robisz. Twoje teksty są czymś w rodzaju posłannictwa, jestem przekonana, że pomogłaś wielu osobom w lepszym poznaniu siebie i wzmocnieniu poczucia własnej wartości, a to jest w życiu bezcenne.
Ale żałuję, że nie dałam rady przyjść na spotkanie z Tobą w Krakowie! Z Twojego wpisu i komentarzy widzę, że wiele straciłam
Bardzo Cię lubię czytać, nigdy nie spotkałam się tutaj z kąśliwymi komentarzami (no prawie – 1 raz ) więc chyba ich tu nie ma – to Twoja zasługa. Sposób w jaki piszesz, to, że nie oceniasz negatywnie, nie przedstawiasz swojego zdania jako jedynego właściwego a raczej poddajesz pod dyskusję, w komentarzach nigdy nie wsadzasz kija w mrowisko- jednym słowem: klasa! Pierwsza klasa! Dlatego tak przyjemnie się to czyta, nawet jak nam, czytelniczkom wiele jeszcze brakuje , by znaleźć swój styl idealny – z tym , jaki teraz mamy u Ciebie się dobrze czujemy! I czekamy na nowe wpisy!
Nie wiem dlaczego liczba mnoga mi się „włączyła „ – może podświadomie, bo wiem, że to nie tylko moje zdanie!
Mario droga. Chciałam Cię zapytać o męskie budowanie szafy. Wiem, napisałaś jak wół, że nie masz ochoty się tym zajmować, ale rozumiem, że masz swojego wybranka serca i na pewno w jakiś sposób pomagasz mu w doborze garderoby. Może zechciałabyś zrobić chociaż jeden wpis o tym np. jakimi blogami modowymi dla mężczyzn się podpierasz? Szczerze, baaardzo bym Ci była wdzięczna i na pewno nie tylko ja, sądząc po ilości zapytań :) O ile ze swoją garderobą sobie radzę i teraz dzięki Tobie, więcej pojęłam, to mojemu lubemu pomóc nie potrafię, aż się na mnie trochę złości czasem ;) Więc jeszcze raz Cię bardzo proszę o pomoc.
Ach! Dziękuję, że odpowiedziałaś na moje pytanie o ewolucję stylu, nie spodziewałam się :D
Na drodze do upragnionego stylu u mnie stoi właśnie niepewność. Brakuje mi kogoś, kto potwierdziłby „dobrze kombinujesz, to Ci pasuje, w tym Ci szczególnie dobrze”, „ten krój jest ok, idź w tym kierunku”. Jestem trochę zdana na intuicję i moje samopoczucie, a przydałoby się wsparcie.
Widzę, że dużo w Tobie niepewności Mario, ale pokazujesz mi, że przełamanie tego bardzo się opłaca. U Ciebie – w książce, u mnie- mam nadzieję w stylu. Trzymam kciuki i dziękuję :)
Mario, chciałam Ci podziękować za spotkanie w Warszawie podczas Targów Książki, rozmowę, poświecony czas. Liczyłam na wymianę może kilku zdań, zostałam na wstępie ( i na koniec !) przytulona, zaskoczona morzem serdeczności, szczerego zainteresowania, usłyszałam tyle miłych słów… Mario jesteś cudownie otwarta i otwierasz rozmówców. Takie chwile dodają skrzydeł.
Książkę będę czytać ponownie i realizować krok po kroku Twoje wskazówki. Sporo jest jeszcze do zrobienia, chociaż już samo czytanie bloga poukładało mi dużo stylowych spraw w głowie i rozwiało mnóstwo wątpliwości. Jeszcze raz dziękuję za wszystko!
Wiesz Mario, dla mnie jesteś wyjątkową blogerką. Zmieniłaś moje myślenie o modzie i stylu. Pokazałaś, że jest to praca bardziej analityczna niż spontaniczna. Może jest w tym mniej fun’u na etapie kupowania, ale więcej na etapie ubierania bo wiele rzeczy do siebie pasuje
W moim przypadku ta praca trwa już ok 1,5 roku i dopiero od niedawna widzę postępy, widzę że lepiej rozumiem w czym wyglądam dobrze i co jest w moim stylu a co nie, a moja szafa nabiera sensu.
Czasem najprostsze rady najtrudniej było mi wprowadzić np ograniczenie kolorów… w każdym razie zapisuję się już teraz na Twój kurs czy to on-line czy na żywo i cieszę się, że wróciłaś do bloga. Dziękuję
Przy poprzednim tekście wydawało mi się, że nie mam żadnych pytań, ale jakoś przy lekturze tego widzę, że jednak je miałam tylko nie potrafiłam ich wyłowić na powierzchnię ;) Przeczytałam z dużym zainteresowaniem.
W Twojej książce zachwyciło mnie to, że „namówiła” mnie do pracy nad stylem. Mam skompletowaną praktycznie idealnie szafę basiców w ukochanych fasonach, kolorach, z ulubionych tkanin i przed „Warsztatami Stylu” byłam tym praktycznie ukontentowana. A teraz… po prostu zapragnęłam ten styl wyostrzyć, uczynić rozpoznawalnym. I nie dość że książka mnie tak mocno do tego zainspirowała, to jeszcze od razu dała mi narzędzia do zrealizowania tego. Będzie się działo :)