Pomyślałam sobie, że nigdzie indziej, tak jak w makijażu można testować i przesuwać swoją strefę komfortu. Dla mnie to prawdziwe wyzwanie wyjść z domu z nieumalowaną twarzą, lecz wiadomo, że i takie wyzwania często z konieczności trzeba podejmować. Postanowiłam przyjrzeć się swoim nawykom, dotyczącym tylko makijażu twarzy i pomyśleć co mogłabym zrobić, by stał się on jeszcze lepszy jakościowo i by mógł być maksymalnie prosty w momentach, kiedy nie mogę spędzić nad nim dużej ilości czasu.
Nie należę do osób, które wyglądają dobrze bez makijażu. Takie jest oczywiście moje zdanie. Dlatego nie wychodzę z domu bez niego, a szczególnie lubuję się w dosyć mocnym podkreślaniu swojej urody. Lubię się malować i lubię być umalowana. Wiadomo, że są takie dni, kiedy nie mam ochoty na to, żeby poświęcać czas na nakładanie kolorowych kosmetyków na twarz, ale jest pewne minimum bez którego nie wychodzę z domu, bo w mojej głowie wykreowałam już pewien wzorzec siebie w minimalnym makijażu, z którego jestem zadowolona.
Doszłam do wniosku, że można wyodrębnić u mnie trzy „twarze”.
I – twarz bez makijażu
II – twarz w minimum makijażu
III – twarz w pełnym makijażu
Pierwsza twarz to taka, gdy nie mam na sobie nic oprócz kremu na dzień. To jestem ja, kiedy jestem cały dzień w domu i wiem, że nigdzie nie wychodzę, albo gdy mam zły humor i nie chce mi się nic ze sobą robić. Krem do twarzy to moja podstawa. Zawsze rano myję twarz i nakładam krem, żeby się nie świecić.
Druga twarz jest pierwszą twarzą, ale z dodatkiem takich kosmetyków jak korektor, tusz do rzęs i puder oraz róż do policzków. To jest właśnie moje absolutne minimum, by wyjść z domu zadowoloną. Wyglądam wtedy zdrowo i świeżo. Takie minimum wydaje się obszerne dla wielu ludzi, jednak dla mnie te cztery rzeczy są oczywiste, gdy mam się umalować. Nie potrafiłabym zrezygnować z żadnej z nich.
Trzecia twarz to już dodatek eyelinera i szminki. Czasami używam bronzera, czasem błyszczyka i cienia do powiek lub kredki do brwi. Taką siebie bardzo lubię i najczęściej tak staram się wyglądać. Nie używam podkładu, nie podobam się sobie ze zbyt jednolitą cerą. Wiem, że to trochę dziwne, ale cenię sobie bardziej zmatowienie, które uzyskuję pudrem niż wyrównany koloryt – nie dbam o to tak bardzo. Poza tym za każdym razem, gdy nakładam nawet idealnie dobrany kolorem podkład mam wrażenie zbędnej nieczystości na twarzy.
Na podstawie tych trzech punktów bardzo łatwo jest ustalić moją małą piramidę kosmetycznych potrzeb. Spójrzcie.Patrząc na ten rysunek od razu widać, co jest moją podstawą. I codziennością zarazem. Mam pięć elementów, których używam na co dzień i które są dla mnie niezbędne. Więc logicznym działaniem byłoby zainwestować w jak najlepszą jakość tych właśnie elementów. I tak postanowiłam: będę szukać optymalnych dla siebie kosmetyków.
Jak do tej pory używałam kremu Garnier Czysta Skóra, bo po wielu próbach, okazało się, że tylko on jest w stanie zmatowić moją skórę na dłuższy czas. Nie błyszczeć się już po godzinie od użycia kremu było moim pierwszym celem. Ale dlaczego mam wymagać tak mało od czegoś, co jest na mojej skórze codziennie? Przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że fajnie by było postawić kremowi jeszcze inne wymagania – żeby dobrze nawilżył skórę i zapewniał mi ochronę przed promieniami słonecznymi. Dlatego skupię się na poszukiwaniu idealnego rozwiązania i nawet kosztem mniejszej ilości kosmetyków ze szczytu piramidki znajdę idealny krem dla siebie.
Korektor i tusz do rzęs kupowałam do tej pory bezrefleksyjnie. I to też widzę, że był błąd. Od korektora wymagałam, żeby dobrze stapiał się ze skórą, ale tak naprawdę zadanie do którego go przeznaczałam nie zawsze spełniał on na piątkę – chodzi mi o maskowanie cieni pod oczami. Tusz do rzęs brałam najczęściej taki, który był danej chwili w promocji, nie zwracałam nawet uwagi na to, jakie miał dawać efekty. Ważne, że był czarny, względnie niedrogi i już lądował w koszyku. A przecież można sobie stworzyć tak piękny i zadowalający makijaż, jeżeli choć trochę się postaramy…
Rozpoczynam więc polowanie na idealny krem, korektor i tusz, przydałby się też lepszy puder i róż do policzków. Pozostałe kosmetyki też będę wybierać z większą rozwagą jednak nie zamierzam wydawać na nie większych pieniędzy. W dalszym ciągu jednak wolę oczywiście kupić jeden błyszczyk, który będzie miał idealny odcień i troszkę wyższą cenę, niż taki który będzie tani, ale nie będzie mnie zadowalał w pełni odcieniem czy konsystencją. Odnośnie błyszczyków, to w Rossmannie jest teraz promocja -49% na wszystkie pomadki i lakiery do paznokci :)
Jak wygląda Wasza piramidka kosmetyczna? Co jest Waszą bazą i absolutnym minimum kosmetycznym?
Moim marzeniem jest posiadanie zestawu do makijażu składającego się z dokładnie 7 elementów: podkład, puder, róż, paletka cieni, liner, tusz i czerwona szminka. Idealny zestaw. Zależy mi, żeby te kosmetyki były najwyższej jakości i pięknie opakowane. Takie idealne połączenie pięknego makijażu, małej ilości kosmetyków i odrobiny luksusu ;) Zdecydowanie bardziej mi to pasuje od sterty byle jakich szminek, cieni i innych kosmetyków.
Bardzo fajny pomysł. Masz listę to z nią jedziesz i po kolei wykreślasz rzeczy. Ja dzisiaj w Rossmannie kupiłam sobie szminkę z Max Factora i błyszczyk z Loreala w tej promocji, ale sądzę, że Tobie chodzi o rzeczy z jeszcze wyższej półki. W takim wypadku też można polować na promocje w perfumeriach. Myślę, że jeżeli nie chciałabyś za mocno nadszarpnąć budżetu to miesięcznie byłabyś w stanie zaopatrywać się w jedną rzecz z listy…
Mam chyba spore minimum, ale to też jeszcze nie jest strzał w dziesiątkę. Przyzwyczaiłam się do toniku własnej roboty i kremu Effaclar K, które ubiły mój trądzik, ale uzmysłowiłaś mi, że czas postawić kosmetykom jeszcze jedno wymaganie – filtr. Albo rozwinąć minimum ;) Aha, w tej kategorii umieszczam jeszcze oliwę z oliwek, całkiem przypadkiem to też codzienność w piramidzie żywieniowej – ona daje mi 101% szczęścia, zatrzymuje czas i polecam każdemu :)
Podział na bazę i dodatkowe jest w moim przypadku bardziej rozmyty. Po bułki i w większości przypadków do pracy jest chyba opcja mimimum, ale z drugiej strony, kiedy chcę sobie dodać trochę więcej odwagi i spędzić więcej czasu ze swoją twarzą, bez korektora sobie pełnego komfortu nie wyobrażam. Acz i z korektorem pełnego nie ma, bo nie znalazłam jeszcze, podobnie jak Ty, zadowalającego.
A więc będę wnikliwie czytać komentarze pod wpisem ;)
To ja bym powiedziała, że masz właśnie skromną bazę i że wielu kosmetyków tak naprawdę nie potrzebujesz do komfortu. Byłam ostatnio w Sephorze i próbowałam ich firmowego korektora, to efekt był nawet nawet. Przejdę się jeszcze kilka razy kompletnie bez makijażu dla pewności i zobaczę w dziennym świetle czy dobrze pokrywa cienie pod oczami.
A jakiego kremu używasz?
Jest w piramidce – Garniera, bo tylko on mnie matowi na więcej niż dwie godziny. A próbowałam już wielu kremów…
Bardzo lubię się malować i być pomalowaną lubię poświęcać na to dużo czasu. Ale jestem w stanie „funkcjonować” całkowicie bez makijażu, ale cały czas wtedy narzekam (podobne jest gdy założę coś niewygodnego, np jeansy). Moje minimum to krem, korektor, puder i coś do ust (może być tylko carmex, albo bezbarwny błyszczyk, ale najlepiej szminka). Jeżeli twarz nie wygląda zbyt dobrze, albo zimną dochodzi do tego podkład. Tusz do rzęs, róż do policzków, cienie do powiek i do brwi wybieram zależnie od czasu, humoru, tego co zakładam i okazji. Na specjalne okazje łączę to wszystko, wybieram mocniejsze cienie i szminkę, dodaję liner i lakier do paznokci i perfumy :) Z kremu, korektora, podkładu, pudru, różu i cieni jestem zadowolona. Szminek póki co mam bardzo dużo, ale to je właśnie lubię najbardziej.
Zawsze mnie dziwi, że ktoś może nie podać w pierwszej kolejności tuszu do rzęs. Ja już jestem tak zżyta z tym kosmetykiem, że bez niego się czuję goła. Masakra – uzależniona od maskary :)
ja się nie lubię malować, to znaczy nie lubię tych czynności bo zajmują czas, są tak nudnie powtarzalne oraz nie jestem w tym malowaniu dobra (taka jest moja opinia, zwłaszcza od czasu wsiąknięcia w youtuba)
ale nie wyjdę z domu niepomalowana. Największe minimum to podkład plus puder sypki, bo najbardziej jestem niezadowolona z cery. Następny poziom piramidy to podkład, tusz do rzęs i róż i/lub błyszczy szminka. Ale zazwyczaj na co dzień używam jeszcze bladego cienia na powiekę i rysuję mokrym pędzelkiem kreskę. Z zadowoleniem, nawet z pełnego makijażu, jest różnie.
Chciałam napisać że lubię być umalowana, ale to nie tak. Ja bym wolała być nieumalowana, ale na ten komfort nie mogę sobie pozwolić. Makijaż traktuję trochę jak mus, kamuflaż.
Mnie tez malowanie sie strasznie nudzi ale ponieważ bez makijażu wyglądam jakbym była chora, to maluje sie absolutnie codziennie. Moje minimum to krem BB Daywear Estee Lauder z filtrem 35 (uważam, ze jest znakomity). Moja baza: puder Mac studio fix, róż Bourjois, szara kredka do oczu Clarins i czarny tusz (zmieniam marki ale ulubiony to Clarins). Od święta dodaje: cień ciemnoszary w kremie Estee Lauder i szminka. Na codzień używam tez zawsze jakiegoś balsamu do ust, najlepszy moim zdaniem to Yes to carrots (ale coraz trudniej go dostać :-( ). Nawilżający krem stosuje na noc, bo tez mam problem ze zbyt błyszcząca sie cera jeśli nałożylabym go rano. Muszę przyznać ze odchodziłam do tego powyższego zestawu dobrych pare lat, a teraz wszystkie sekrety zdradzone…:-)
Monika, napisz proszę o tym kremie BB. Po pierwsze czy matuje na tyle dobrze, że można obejść się przynajmniej 3 godziny bez pudru? Czy skóra po nim nie staje się pomarańczowa? Na ile czasu starcza Ci opakowanie?
Mam bardzo jasna karnację wiec używam nr 1 (light) i dla mnie ten odcień jest idealny. Nakładam go bardzo cienko, a potem przynajmniej na nos używam Mac fix studio i moja cera nie swieci sie przez prawie cały dzień. Przetestowalam chyba większość BB kremów z filtrami jakie sie ukazały (mam skłonność do przebarwień wiec dla mnie filtr to mus) i ten był najlepszy właśnie ze względu na kolor i brak świecenia. Mario, żeby uniknąć niepotrzebnych wydatków, ja zawsze w Sephorze proszę o próbkę każdego kremu i nigdy mi jeszcze nie odmówiono (robią mi w takich małych pudeleczkach). Jedna tubka tego kremu BB starcza mi na pare miesięcy (4-5?). Na błyszcząca cerę polecam tez bardzo ten Mac fix studio, to taki podkład/puder w kamieniu, bardzo delikatny, naprawdę dobry.
Dobrze, przejdę się, ostatnio wzięłam próbkę matującego z firmy Sephora właśnie i się jeszcze bardziej błyszczałam niż bez kremu, a już głupia chciałam kupować bez próbki. Bardzo, ale to bardzo dziękuję za podpowiedź, jeszcze mi tylko proszę napisz czy uważasz, że ten odcień nr1 wpada bardziej w żółtości czy w róż?
Hmm, trudno powiedzieć, jest taki bardzo jasnobezowy (piaskowy?). Ja nie lubię pudrow/podkładów wpadających w różowy odcień wiec pewnie bliżej mu jednak będzie do żółtego niż różowego (on sie bardzo stapia z cera).
O, to prawdopodobnie będzie dla mnie dobry.
Tak sie wkręciłam w ten temat, ze aż poczytałam sobie trochę recenzji na temat tego kremu BB. Zdziwiłam sie, bo opinie są skrajnie rożne, od „najlepszy z najlepszych” po „totalne rozczarowanie”. Zdecydowanie trzeba wsiąść próbkę…:-)
Właśnie też czytałam i rzeczywiście są skrajne emocje. Ale też już jestem tak nakręcona, że lecę po próbkę ♥
jak Wam zależy na macie (bo mnie wręcz przeciwnie, mam potwornie suchą skórę) to polecam bb diora. Dostałam wczoraj próbkę, dziś użyłam i mam skórę na twarzy w za małym rozmiarze.
BB Diora ma niski filtr i jest sporo droższy (jeśli mnie pamiec nie myli )
moj mimimalny makijaz to obowiazkowo podkreslenie brwi kredka badz ciemien w popielatym chlodnym odcieniu – (mam farbowane wlosy na bardzo ciemna braz a z natury jestem typowo „mysia blondynka”, bez podkreslonych brwi wygladam kosmicznie przynajmniej tak sobie wmawiam- brwi sa dla mnie wazne), tusz do rzes, opcjonalnie delikatna czarna kreska na gornej powiece oraz korektor. to mimimum jaki nakladam jesli wiem,ze nie musze wychodzic na miasto do pracy czy na uczelnie. pelny makijaz to oczywiscie podklad, puder, roz, ewentualnie rozswietlacz, pomadka lub delitakny blyszczyk.
jesli chodzi o zakupy kosmetyczne to kiedys mialam dostawnie obsesje na punkcie kosmetykow- tych kolorowych jak i pielegnacyjnych. kupowalam wszystkie nowosci- no name i markowe jak urbany decy,benefit itd. i wydalam sporo pieniedzy :/ do niedawna mialam chyba 20 rozy do policzykow, niezliczone ilosci pudru w kamieniu, rozne palety z cieniami i pedzle! zrobilam selekcje- wiele rzezcy, praktycznie nie uzywanych, sprzedalam i jestem dumna z tego,ze dalam rady sie z nimi „rozstac” :) to krok w kierunku mimimalizmu i sprawianie sobie radosci spogladajac na stan konta ;) pozdrawiam serdecznie
Świetnie, też staram się kontrolować kosmetyczkę, bo co za dużo to niezdrowo. Bardzo przygnębiające uczucie mieć ponad dziesięć błyszczyków i używać tylko jednego na przykład. Lepiej naprawdę zainwestować w dobry kosmetyk i szanować tę rzecz. Używać jej z radością i wiedzieć, że to ta właściwa :)
Ja za minimum uznaję: krem BB, cień do brwi (koniecznie!), tusz do rzęs/ kreska cieniem do powiek i pomadka. Na większe wyjscia krem matujący, podkład lub krem BB, cien do brwi, baza do cieni do powiek, ok. 2 cienie do powiek, eyeliner, tusz do rzęs, korektor lub jaśniejszy podkład, puder i ewentualnie bronzer/róż i w zaleznosci od 'stopnia umalowania oka’ także szminka lub chocby lekka pomadka w natualnym kolorze (oczywiscie wszystko z umiarem!).
Proszę Cię napisz jakiego używasz BB i czy ma on właściwości matujące, czy mógłby sam w sobie służyć na dzień bez pudru?
Napisałam długą odpowiedź przed momentem ale mi wcięło :/
to teraz tak w skrócie:
-używam BB Garniera dla cery mieszanej (wąska tubka)- porzuciłam dla niego Revlona Colorstay, który był moim najlepszym ale dość ciężkim podkładem
-z matowieniem jest różnie- raz się trzyma ok niemal cały dzień, czasem trzeba użyc chusteczki lub pudru. jak stosowałam krem siarkowy z Barwy to było ok bez dodatkowych srodków matujących (ale nie polecam uzywac tego kremu non stop).
Myślę, że warto spróbować, bo majątku nie kosztuje, skórze jest lżej ale na pewno nie jest to rzecz magiczna jesli chodzi o mat ;)
Tak, już próbowałam i miałam na twarzy nieprzyjemny i sztuczny pomarańczowy odcień, także oddałam do próbowania koleżance, bo mi odcień kompletnie nie pasuje :(
Może zabrzmię nudno, ale mam bardzo okrojony ten mój niezbędnik. Krem nawilżający, podkład, korektor (mam straszne cienie), tusz, jakiś delikatnie barwiący balsam do ust, puder brązujący, róż, rzadko szminka. Czasem tylko cień do oczu, lecz jest on niemal niewidoczny, bądź delikatny beżowo-brązowy. W eyelinerze źle wyglądam (zbyt ciężko), jednak na wyjście na imprezę zdarza mi się go użyć. Cały czas słyszę „no byś się w końcu pomalowała” od koleżanek, nawet w dni, gdy jestem „w full tapecie” (przynajmniej w moim mniemaniu :)). Jeśli o dobry korektor chodzi to mam dla Ciebie idealne rozwiązanie – pro longwear z MACa. Świetny pod oczy i na niedoskonałości, dobrze kryje i nie załamuje się na skórze. No i to piękne opakowanie. Wiadomo, cena nie jest najniższa, ale jest mega wydajny i trzyma się przez cały dzień.
O, podepnę się z pytaniem, jako, że rozważam: ten korektor jest dość przyjemny na skórze czy trochę wysusza na dłuższą metę?
Nic nie wysusza, jest praktycznie niewyczuwalny w ciągu dnia. Radzi sobie ze skórą wokół oczu, a to najważniejsze:) Jedyny jego minus (dla innych zaleta)- trudno się zmywa, tutaj polecam płyn dwufazowy.
Dzięki za podpowiedź. Zapiszę sobie na listę kosmetyków do sprawdzenia.
Moje minimum to transparentny puder matujący, tusz i ochronna pomadka. Na specjalne okazje dochodzi do tego kredka do brwi, cienie i szminka… A w domu krem i pomadka ochronna. Niestety nie przepadam za korektorami i podkładami a wiem, że potrafią zdziałać cuda, może pora się do nich przekonać i poszukać jakiegoś idealnego, jeśli nie podkładu to przynajmniej korektora. Ogólnie to bardzo lubię się malować ale niestety nie lubię w makijażu przebywać, taki ze mnie przypadek. A ponieważ kolorowych kosmetyków używam dość rzadko to w mojej kosmetyczce walają się jakieś cztero- czy pięcioletnie szminki i cienie do powiek, użyte może kiedyś raz lub dwa. Chyba zaraz pójdę zrobić porządek i wywalić do kosza to, co już dawno powinno się w nim znaleźć… :p
Tak, zobaczysz z jaką ulgą spojrzysz na kosmetyczce po tej segregacji. Niepotrzebnie zalegające kosmetyki są jak… wrzody, hihi.
Ach, ten makijaż… Od lat dążę do tego by bez niego wyglądać tak idealnie jak z nim i jednocześnie żeby w makijażu wyglądać tak, jakbym go nie miała. Aktualnie jestem już blisko tego celu, nie tylko dlatego, że moja cera wygląda coraz lepiej, ale też dlatego, że powoli uczę się akceptować swoje niedoskonałości. Moim absolutnym minimum, bez którego nie potrafię się obejść, jest krem, balsam do ust, podkład mineralny i tusz do rzęs. Podkład robiłam sama, mogłam więc dobrać składniki na podstawie moich oczekiwań. Nie mam wiele do zakrycia, jest więc lekko kryjący, idealnie stapia się ze skórą, ma lekki filtr UV, daje efekt delikatnie-satynowego blasku (nie lubię mieć całkowicie matowej i przez to płaskiej twarzy) no i także pielęgnuje moją skórę, w końcu to minerały ;) Daje właśnie mój upragniony efekt no-makeup i świeżej, zdrowej skóry. Nie wymaga on także utrwalania pudrem, więc odpada mi kolejny element. Bez tuszu do rzęs chyba żadna kobieta się nie obejdzie, ja nie jestem wyjątkiem ;) Ale tu też zależy mi na naturalnym wyglądzie. Róż do policzków posiadam, ale w gruncie rzeczy nie muszę go używać, bo mam naturalne rumieńce, które nie giną pod podkładem. Brwi także nie podkreślam, nie jest to konieczne przy moim typie urody. Balsam do ust to coś, bez czego nie mogę żyć i gdy mi go zabraknie czuję się jak bez ręki.
A w kwestii makijażu pełnego, czy też wyjściowego… Wiele się u mnie nie zmienia :D Mam taki jeden cień w kolorze szampana, który świetnie wygląda na oku, ale także sprawdza się w roli rozświetlacza. Do tego dochodzi brązowa kreska na powiece, błyszczyk… I to chyba tyle ;) Przekonałam się, że u mnie mniej znaczy więcej i w mocnym makijażu wcale nie jest mi do twarzy.
Pozdrawiam, Kochana Mario, Ciebie i córeczkę <3
Evette, zdradź proszę coś więcej o tym Twoim cudzie mineralnym.
Dzięki Kochana, buziaczki :) Przyłączam się do Iwony, zdradź jak się robi takie rzeczy. Masz jakieś linki? Robisz to przez neta, czy zaopatrujesz się stacjonarnie? Bo nie mam zielonego pojęcia o tym, co napisałaś.
Jest taki magiczny sklep, kolorowka.com, raj dla maniaczek samodzielnego robienia kosmetyków (czyli dla mnie) ;) Można tam kupić wszystkie potrzebne składniki do zrobienia bazy, podkładu, różu, pudru, cieni do powiek, szminek a nawet tuszu do rzęs. Są tam także dostępne gotowe zestawy, z których ja na razie korzystam, bo mam jeszcze niski poziom wtajemniczenia. Wybieramy na przykład taki zestaw – http://www.kolorowka.com/pl/p/Zestaw-podklad-mineralny-do-cery-normalnej-12-g/110 i w nim dostajemy wszystkie niezbędne składniki, dokładnie odmierzone; do tego w zestawie jest pudełko na podkład i instrukcja, wykonanie jest banalnie proste :) Można także wybrać sobie bazę (np. taką – http://www.kolorowka.com/pl/p/Kaolin-Foundation-Base-Mix/534) i do tego gotową już mieszankę pigmentów kolorystycznych (np. http://www.kolorowka.com/pl/p/Color-Blend-Nude/465). Możliwości jest mnóstwo, można także zamówić gotowy zestaw/bazę i wzbogacić go o składniki zapewniające większe matowienie (mikrosfery silikonowe), krycie (dwutlenek tytanu, tlenek cynku), odżywienie skóry (puder superfine) itd. W sumie możemy zrobić wszystko co się nam podoba :) Ceny także są korzystne, bo tutaj 12g podkładu kosztuje 30zł, podczas gdy inne marki kosmetyków mineralnych oferują zwykle 10g za 60-70zł.
OK, koniec, bo na ten temat mogłabym pisać i pisać, aż Marii by miejsca na blogu zabrakło :D
Popieram Evette i przyłączam się do fanek kosmetyków mineralnych. Też nie raz robiłam zakupy w polecanym przez Evette sklepie. To nie reklama, chociaż ja jestem zachwycona. ;) Jeśli chodzi o podkłady mineralne to zużyłam kilka opakowań Lily Lolo, jeden firmy Lauress, jeden Everyday Minerals, 2 mini opakowania Bare Minerals. Oprócz tego testowałam próbki innych firm. Lily Lolo lubiłam najbardziej. Później zaczęłam kupować półprodukty na kolorówce. Podkład wychodzi nie gorszy niż z Lily Lolo. Muszę jeszcze trochę poeksperymentować, żeby wyszedł mi ideał, ale i tak jestem zadowolona bardziej niż z kupnych kosmetyków. Trochę trzeba się zawsze pobawić żeby uzyskać odpowiedni odcień, ale można ten odcień dopasować bardziej do siebie niż w kupnych podkładach. Ja zawsze miałam ten problem, że nie mogłam sobie dobrać koloru w drogeryjnych podkładach. Do tego często zapychały mi one pory – to przez silikony w nich zawarte. Makijaż mineralny mi nie szkodzi. Aczkolwiek też ma wady. Mam wrażenie, że jest mniej trwały – na ślub byłam malowana czymś innym. ;)
Dla fanek pudrów brązujących polecam mikę oriental beige. Kolor ma niemal identyczny jak jeden z bronzerów Lily Lolo. Skład jest ten sam, a kosztuje sporo mniej. Ja mam jasną cerę i służy mi za bronzer, ale podejrzewam, że u dziewczyn o ciemnej karnacji będzie to raczej rozświetlacz.
Oprócz tego robiłam błyszczyki z półproduktów z tego sklepu. Mam też kilka mik. Jednej z nich używam jako cienia. Innymi zmieniałam kolory lakierów do paznokci. Zastosowań jest masa, a ja mam frajdę, gdy odkryję nowe. ;)
Bardzo to ciekawe, ale mam wrażenie, że trzeba mieć do tego dużo cierpliwości i naprawdę się wczuć w temat. Nie wyobrażam sobie robić tego po łepkach. Muszę to wnikliwiej przejrzeć i zastanowię się czy jestem gotowa się wgłębiać w kosmetyczne tematy, bo dla mnie to już jest wyższy stopień wtajemniczenia. Aczkolwiek podoba mi się idea brania na siebie odpowiedzialności nawet w kwestii kosmetyków…
Moje minimum to krem (silnie matujący), podkład, który wyrówna kolor, puder do poprawek w ciągu dnia, maskara, perfumy :) Długo szukałam dobrze matującego kremu, który jednocześnie nawilża, chroni przed uv, rozjaśnia przebarwienia. Po wielu próbach postawiłam na Olay total effects w wersji dla cery mieszanej/tłustej choć byłam sceptycznie nastawiona do tej marki. Sprawdza się bardzo dobrze. Ostatnio kupiłam w promocji na stronie empik.com w dziale perfumeria.
Dziękuję za ten cynk. Moja mama mi powiedziała, że krem z Olaya jaki jej kupiłam to najlepszy jaki miała w życiu, a używała bardzo różnych kosmetyków, z bardzo szerokich widełek cenowych. Jeżeli ma filtr i dobrze matuje to może być to.
:) Ja również posiadam makijażową piramidę, a oto ona:
Minimum: krem matujący, odżywka do brwi, odżywka do rzęs, nawilżający balsam do ust. Jeśli zdarzy się wyprysk – punktowy żel wysuszający i kamuflaż. Kiedy nie mam szczęścia się wyspać i budzę się z opuchniętymi, sinymi workami wokół oczu, używam roll-on’a i kładę kamuflaż. Taka wychodzę co rano z łazienki. Czuję się zadbana i świeża, ale jednak nie do końca 'ubrana’ – jakby niewykończona.
Podstawowy dzienny – minimum uzupełniam o: podkład matujący, puder ryżowy, żel koloryzujący do brwi oraz tint (malinowy lub wiśniowy) do policzków i ust. Nakładam również rozświetlacz. W tym makijażu czuję się już w pełni wyszykowana i gotowa do wyjścia i to właśnie tak najczęściej wychodzę z domu.
Dzienny wyrazisty – jeśli mam więcej czasu i ochotę nieco mocniej się pomalować, do podstawowego makijażu dziennego dodaję: tusz wydłużający (naprawdę niewiele go używam), jasny cień, białą kredkę na linię wodną i wewnętrzny kącik oka. Na nawilżone balsamem i pomalowane tintem usta kładę błyszczyk w wyrazistym kolorze. Nakładam też więcej rozświetlacza. Uwielbiam rozświetlacz. ;)
Wieczorowy – na niecodzienne okazje pozwalam sobie na: sztuczne rzęsy, czarne 'kocie’ kreski LUB (nigdy razem!) mocniejsze kolory cieni (głównie stonowane brązy, ciemne beże i odcienie złota.) Usta maluję dość mocno na co dzień, wieczorem więc niewiele w ich makijażu zmieniam.
Jestem delikatną wiosną o jasnej i wiotkiej oprawie oczu i raczej mało problematycznej, aczkolwiek skłonnej do błyszczenia cerze.
Jestem w szoku, że w komentarzach okazuje się, że tyle kobiet ma tłustą lub mieszaną cerę. Nie wiem dlaczego wydawało mi się to rzadkością, myślałam, że tylko ja się świecę, mimo że już dawno nie jestem nastolatką :) Fajnie, przynajmniej dowiem się jakich kremów używacie :)
Moje minimum to pomadka ochronna na ustach i lekki krem nawilżający, baza to minimum + tusz do rzęs (w zestawie z zalotką), a dodatki to krem-podkład BB, puder matujący, szminka i/lub kredka do oczu. Proste. :)
A od kolorówki zdecydowanie ważniejsze są dla mnie kosmetyki takie jak szampon i antyperspirant. Mogę wyjść z „nagą” twarzą, ale nie wyobrażam sobie pokazać się światu z tłustymi włosami i plamą potu pod pachą. :P
Kissss :*
Oli, ale mnie zawstydziłaś, że taka pusta lala w kolorowej pomadce i plamami pod pachami, hahaha. Żartuję :) Buziaki!
Hahaha, nie no, Ciebie o to bym nie posądziła. Niestety często widuję wymalowane, wytapetowane dziewczyny, które chyba niestety poza kolorowymi kosmetykami, nie znają innych, podstawowych takich jak np. MYDŁO, nie dbają o higienę osobistą. Co gorsza, są to zazwyczaj młodziutkie dziewczyny- nastolatki, dwudziestolatki… Znam nawet taką jedną (to było w czasach gimnazjalnych, nie wiem jak teraz, bo kontakt właśnie wtedy nam się urwał, czyli dobre parę lat temu), która kładła się spać w makijażu, a rano poprawiała tylko to, co się lekko starło i szła na podbój świata… :(
Był kiedyś taki wierszyk o dziewczynce, która się stroi przed lustrem, kończył się: A od tygodnia zębów nie myje i daję słowo brudną ma szyję :)
Krem na dzień to dla mnie tzw oczywista oczywistość, można nie używać kremy ?!? Moja skóra po kilku minutach po umyciu domaga się kremu tak intensywnie, że nie ma zmiłuj. Chcę czy nie chcę – krem musi być.
Absolutne minimum, bez którego nie wyjdę z domu: puder matujący. Dosyć często wychodzę z domu w takim właśnie wydaniu, ale nigdy do pracy.
Wyjście do pracy to zawsze: puder matujący + pełny makijaż oczu (baza, cienie minimum 2, krecha nad powieką i tusz) do tego lekki błyszczyk ale najczęściej coś nawilżającego do ust.
Na wielkie wyjście: puder matujący + makijaż oczu + błyszczyk.
I wsio ;)
Produkty tj. róż, podkład, bronzer czy korektor to nie dla mnie. Podkładów organicznie nienawidzę, uczucie maski na twarzy, które daje mi nawet krem BB, doprowadza mnie do szewskiej paski. W różu czy bronzerze wyglądam absurdalnie, a korektorem po prostu nie chce mi się bawić. Mam pryszcza? No i co z tego? Mi to nie przeszkadza.
Jeśli chodzi o konkrety: krem zarówno na dzień i na noc to AA 30 + z różnych serii, zależy co jest akurat w promocji ;p Tusz – czarny koniecznie i podkręcający. Mam długie rzęsy i bez efektu podkręcenia potrafią ubrudzić mi okulary ;/ Uwielbiam Maybelline, chociaż z lenistwa zazwyczaj ląduję z Avonem. Cienie: głównie Avon – jedne z niewielu, które mnie nie uczulają. Puder matujący: Essence – All About Matt.
Wszystkie wymienione całkowicie mi odpowiadają, nie mam wątpliwości co do ich jakości. Jedynie puder matujący marzy mi się z wyższej półki, najchętniej Vichy Dermablend.
Kochana K. – żeby była jasność, my tu głównie korektorów używamy, żeby zakryć nasze szopowo-praczowe cienie pod gałami, a nie śliczne, różowiutkie pryszczyki :) To widzę, że mamy bardzo podobną bazę tak w ogóle.
Drogie Panie ) Wybaczcie, cieni i worów pod oczami nie posiadam, i dlatego jest we mnie przekonanie, że korektor to tylko do pryszczy ;)
Nawiązując do Twojego wpisu o domowym stroju i o tym, jak dobrze się w tym stroju czuć nawet nie wychodząc z domu, to ja właśnie maluję się nawet, kiedy nikt mnie nie będzie oglądał (choć teraz nikt to złe określenie, bo zawsze mnie ogląda dwójka moich dzieciaków).
Wtedy (i w sytuacjach awaryjnych) wystarczają mi dwa produkty: podkład i tusz do rzęs. To dla mnie absolutne minimum.
Ale najczęściej i tak wykonuję pełny makijaż, łącznie z bazą pod cienie, cieniami, kredką, różem-bronzerem i rozświetlaczem.
Po prostu lubię czuć się dobrze, a makijaż taki komfort mi zapewnia.
O właśnie też bym tak to ujęła. Jak nawet jestem sama i się przejdę obok lustra i zerknę, ż buzia jest ładnie umalowana to jakoś tak fajnie się czuję :)
Ha, chyba już tutaj gdzieś pisałam, że na tzw. urodę wydaję ok. 200-300 zł rocznie:
podkład, róż, tusz do rzęs, korektor pod oczy, czasami cień i eye-liner. Rzadko szminka.
Od jakiegoś czasu używam wyłącznie kosmetyków wyprodukowanych w Polsce.
Bezwzględnie zmywam makijaż, nawet gdybym padała z nóg.
Preferuję piankę, która można zmyć makijaż z twarzy i oczu.
Również polskiej produkcji.
Nie chce mi się sięgać po trzynaście różnych specyfików na każdą partię twarzy ;)
Nie lubię też mleczka do makijażu – musi to być coś z użyciem wody – bez tego czułabym się brudna.
Generalnie jest OK: szybko, prosto. Makijaż i demakijaż zajmują mi góra 10 minut.
Weekendy spędzam bez makijażu, chyba, że mam zajęcia na uczelni – wtedy człowiek musi jakoś wyglądać :)
Bardzo podobają mi się ascetyczne twarze, wyglądające jakby były prosto „z wody”.
Ale coś mi się wydaje, że taki makijaż jest bardziej pracochłonny od klasycznego.
Moja siostra oprócz tego, że normalnie pracuje, jest też makijażystką (skończyła kurs makijażu)
i idąc do pracy, robi sobie makijaż minimum 20 minut. Taki zwykły, codzienny makijaż, żaden szał.
Ale na imprezę szykuje się już ok. 45 minut. Szok!
Ha, a ja doszłam do takiej perfekcji, że mogę się umalować w 5 minut nawet z płynnym eyelinerem :) Kwestia przyzwyczajenia. Ja też bardzo lubię te ascetyczne twarze, ale akurat ja choćby mnie najlepszy makijażysta tak umalował nie będę wyglądała dobrze w takiej odsłonie. Niestety, musi być mocno i wyraźnie.
Fajny temat:) Kiedyś nie wyobrażałam sobie wyjścia z domu bez makijażu:) Teraz to się już troszkę zmieniło, chociaż wciąż za nic nie wyjdę bez podkładu. Bez grama makijażu na twarzy czuję się tak jakbym była naga!:)
Kosmetyki są super, potrafią fajnie podkręcić to co już i tak mamy ładnego ;)
ja z domu nigdy nie wyjdę bez tego minimum, przez lata nieumiejętnego wyskubywania brwi mam teraz bardzo cienkie kreski, które w kontraście z ciemnymi włosami na głowie sprawiają wrażenie, jakbym nie miała oczu (do tego te cienie pod oczami)… Dlatego minimum to kredka do brwi (idealny odcień jest w Avonie – soft black, nie tak smoliście czarna, i nie brązowa, wygląda naturalnie), korektor pod oczy i na wypryski, transparentny puder matujący, czarna kreska na powiekach i tusz.
Jeśli mam więcej niż 5 minut, bawię się cieniami i nakładam podkład (właściwie mieszam go z kremem na dzień, bo nie lubię mieć 'tapety’), szminka okazjonalnie.
Oko to jednak dla większości z nas podstawa. Fajnie mają te jasnookie nimfy, które tylko mażą po ustach jakąś kolorową pomadką i wychodzą z domu, oka nawet nie dotykając…
Mój zestaw kosmetyków: cienie Isadora (uwielbiam), z podkładem mam odwieczny problem- od lat szukam tego idealnego…. obecnie używam Oriflame, baza pod podkład (używam od czasu do czasu) Pupa i błyszczyk do ust bezbarwny.
Hola, hola, chyba ktoś tu zapomniał o tuszu do rzęs…
Hahaha ANO….. No tak:) Bourjois -tusz pogrubiający:)
NO :)
-Tusz- MaXfactor 2000 calorie -idealna szczoteczka,nie skleja rzęs, są geste i czarne ale efekt nie jest przerysowany.
-Podkład VICHY DERMA BLEND- idealny przy problemie błyszczącej cery i kiedy nie koniecznie chcemy mieć maskę na buzi, ponadto podpasował mi kolor 15 OPAL jest jasny, ale bez różowych tonów.
-Róż smashbox O-GLOW- róż w żelu, bardzo naturalny świeży efekt, łatwy w aplikacji, dostępny w jednym kolorze ( w Polsce niestety w absurdalnej cenie, proponuje szukać w internecie )
A dodatkowo rozkochały mnie w sobie cienie COLOT TATTOO od Maybelline- cienie w kremie które nie „rolują” się brzydko na mojej tłustej powiece, banalnie proste w aplikacji, pięknie kryjące ( w Polsce wybór kolorów podstawowy ale jak wyżej, proponuje internet ). CUDOWNE :) Polecam.
Mam tego badziewia sporo,ale to moi faworyci. Proponuje tez zaopatrzyć się w ładna, NIEWIELKĄ kosmetyczkę- wspaniale weryfikuje nasze potrzeby :)
A no właśnie, jeszcze kosmetyczka powinna być fajna jakaś. Ja jeszcze nie trafiłam, mam jakieś badziewiaste złoto, z którego wszystko się wysypuje. A przydałby się jakiś czarny organizer w męskim stylu :)
Moje minimum to krem nawilżający, koniecznie bo moja twarz po umyciu robi się czerwona i ściągnięta. Obecnie używam kremu Emolium, jak dla niemowląt :) Do pracy, lub gdy w ogóle wychodzę z domu dołączam tusz do rzęs (nie mam ulubionego, ciągle szukam, obecnie mam Eveline bo był w promocji :), korektor (ciągle szukam idealnego, teraz Avon), puder sypki Kobo (czy jest puder w kamieniu, który nie wysusza?) i kuleczki rozświetlające ( też Avon, ale nie jestem zadowolona). Na specjalne okazje cienie do powiek ( Avon z serii Gold, lubię bardzo), kredka i róż. Bardzo nie lubię podkładów, mam wrażenie, że gdy go nałożę wyglądam jak mumia, poza tym nie znalazłam takiego, który by nie wysuszał. Chętnie poczytam o korektorach, bo bez tego kosmetyku ( no dobrze i jeszcze tuszu) nie wyjdę z domu :P
O, to mamy podobne minima :)
Cześć Mario :)
Czytam Twojego bloga od niedawna- może od miesiąc i nie miałam zamiaru się udzielać. Ale po tym poście jednak musiałam się odezwać ;) Cieszę się, że poruszyłaś akurat ten temat.
Nie mam idealnej cery (chociaż pracuję nad tym od kilku miesięcy chodząc do dermatologa) i bez makijażu czuję się bardzo niekomfortowo. Mówiąc bez kręcenia – bez makijażu nie ruszam się z domu, nawet do sklepu za rogiem. Nie maluję się w sposób bardzo zauważalny, też mam swoją codzienną, prostą bazę: krem, podkład, puder, tusz , mało bronzera/ czasem trochę różu – ale jest niezbędna dla mojego dobrego samopoczucia. W domu oczywiście daję skórze odpocząć ;)
Czuję się trochę zażenowana tym, że jestem tak bardzo przywiązana do makijażu przed każdym, nawet małym wyjściem. Koleżanki kilka razy robiły duże oczy kiedy otwarcie powiedziałam, że mam taki silny nawyk. Dlatego dziękuję Ci za ten szczery post :) i Pozdrawiam!
Ja też kiedyś miałam podobne odczucie, było mi źle z tym, że nie mogłam się obejść bez malowania. Ale to chyba kwestia perspektywy. Ja obecnie traktuję makijaż jak mycie się, jest to po prostu niezbędny dla mnie element dbania o siebie. A to, że ktoś może mieć inne standardy to jego wybór :)
U mnie absolutne minimum to krem matujący (Eveline Fresh&Soft – polecam) + odrobina masła kakaowego z Ziaji. Wydawało mi się to niemożliwe ale dopiero po nawilżeniu cery tym masłem przestałam się świecić jak żarówka, teraz mat i nawilżenie utrzymują się cały dzień. Chociaż jest w tym jakaś logika – nawilżona skóra nie potrzebuje już wydzielanego sebum ;-)
Baza to Revlon Colorstay dla cery tłustej/mieszanej, tusz do rzęs, odrobina bronzera i beżowe cienie. Pudru używam sporadycznie, podobnie jak różu.
Jako dodatek mam eyeliner, kolorowe szminki i wyraźniejsze cienie ale rzadko zdarza mi się okazja do ich nakładania.
Trafna uwaga co do niewielkiej kosmetyczki – studiuję w innym mieście, żyję na walizkach, ograniczone miejsce w bagażu skutecznie zweryfikowało moje kosmetyczne potrzeby ;-)
o właśnie – też do tego doszłam, że zbytnie wysuszenie skóry wszelkimi zmatowiaczami powoduje, że ona się u mnie broni i świeci jak księżyc w pełni
Ciągle jestem w szoku, że nie tylko ja mam problemy ze świecącą się buzią :)
Oj nie tylko Ty, podobnie jak dziewczyny wyżej problem świecenia ustąpił kiedy kupiłam krem do cery atopowej z AA a nie, jak miałam w zwyczaju, matujący do tłustej.
chyba wiele kobitek ma problemy z błyszczącą cerą mimo, że dawno przestały być nastolatkami… Też zawsze używałam kremów matujących, które tak wysuszały, że efekt był odwrotny do zamierzonego. Dla mnie świetny jest Exomega z serii A-Derma (podkradłam córeczce, której stosuję na suchą skórę)
to jak już bezczelnie podajemy marki, to ja mam ostatnio mój zestaw hitów – mydełko Chandrika i olejek odmładzający Khadi – używam od miesiąca z haczykiem – i mam dużo lepszą cerę, mniej niedoskonałości, zaskórników, pryszczowych niespodzianek – i o dziwo, mniej się świecę :) olejek zamiennie z kremem Tołpa Czarna róża w wersji na noc
Dobra, to wpisuję na listę, ponieważ rzeczywiście jedyne rozwiązanie jakie do tej pory przychodziło mi na błyszczenie skóry to matowienie :(
dziewczyny, Wy się cieszcie że błyszczycie. Nawet nie wiecie jak trudno jest wydobyć z cery zdrowy blask, jak się ma mega wysuszoną, przewrażliwioną i wiecznie wyglądającą jak posmaganą pokrzywami skórę.
oczywiście nie mówię o cerze trądzikowej, a „tylko” przetłuszczającej się.
Hm… Wyjdę na dziwadło, ale od ponad roku nie maluję się prawie wcale – i jest mi z tym fantastycznie! Poczucie wolności, jakie zyskałam, przezwyciężając obawę przed wyjściem zupełnie saute – jest bezcenne! A malowałam się kiedyś codziennie, i nie wyobrażałam sobie wyjścia bez makijażu… Krem do twarzy – to dość oczywiste, testuję różne, a ostatnio jestem pod dobrym wrażeniem indyjskiego olejku odmładzającego – nawet nie świecę się po nim, choć nie jest to mat – ale od poczucia, że musi być mat, też się uwolniłam :D Kiedy raz w miesiącu mam fanaberię, że się umaluję, bo mam np. imprezę albo po prostu ochotę – używam podkładu, na ogół plus puder matujący – transparentny, plus maskara i cienie do powiek – ostatnio bardzo się sobie podobam w szaro-granatowo-białych; i tyle. Szminki i nie pasują, błyszczyki zjadam po miesiącu od otwarcia zaczynają mi dziwnie pachnieć. W związku z prawie zupełnym brakiem eksploatacji produktów podrasowujących urodę, zakupy w tej materii ograniczam do minimum – bo szkoda mi kasy na kolejny tusz, który zaschnie z nieużywania :)
Ale żeby nie było, mam i ja swoje dziwactwo – balsam do ust, najlepiej Chapstick – jak nie mam pod ręką, czuję się zagrożona :D
Dlaczego od razu dziwadło? Dziwadełko co najwyżej, hihi. Jeśli czujesz się naprawdę świetnie z takim rozwiązaniem to ja bardzo kibicuję :)
Ano, czuję się :) Mam jeszcze ten komfort, że w pracy nikt ode mnie nie wymaga reprezentacyjnego wyglądu. No i ma to taki plus, że jak jestem nieumalowana, to jest to dla otoczenia normą, a nie, że pytają, czy nie jestem chora; a jak się umaluję, to koszę komplementy ;)
No ale wiesz, pewnie masz ładną cerę, żadnych sińców pod oczami i wągrów na nosie…
Nieeee, niekoniecznie :D Nie jest idealnie, ale przyzwyczaiłam się i mnie to już nie rusza. Oczywiście, że jak mnie wypryszczy coś na maksa, to użyję podkładu czy cuś, nie jestem masochistką :)
Dla mnie – podobnie z resztą jak dla Ciebie – minimum jest krem. Najważniejsze żeby był lekki i dobrze nawilżający . Nie trafiłam jeszcze na swój ideał, bo moja skóra szybko przyzwyczaja się do kosmetyków i muszę je co jakiś czas zmieniać.
Latem, kiedy akurat na mojej buzi nie dzieje się nic złego wystarcza mi tylko tusz do rzęs. Na ogół używam dodatkowo lekkiego podkładu ( albo kremu BB), czarnej kredki do podkreślenia rzęs i transparentnego pudru – na wyjście raczej nie obędzie się bez tych kosmetyków.
Kiedy mam więcej czasu na makijaż, albo okazja tego wymaga używam jeszcze korektora pod oczy, różu i pomadki (nie lubię błyszczyków). Niedawno zaopatrzyłam się w 2 paletki cieni i staram się troszkę bardziej eksperymentować z makijażem ;)
A ja właśnie mam odwrót od cieni. Stwierdziłam, że lubię mocną kreskę i to mi wystarcza, bo jakoś kolor na powiece zawsze u mnie wygląda sztucznie. Lubię więc przesadzić z czarnym eyelinerem, ale boję się na przykład subtelnej lawendy :)
mam to samo, mam taki typ urody że bardzo łatwo jest zrobić cieniem efekt niewyspania i pobicia. Do makijażu z ładnie wycieniowanym kolorem muszę mieć nieskazitelna cerę.
Napisz kiedyś Mario proszę o pielęgnacji cery. Tutaj pięknie sprawdziłyby się niektóre Twoje założenia dotyczące ubioru i akceptacji siebie – tak myślę: małe kroczki, systematyczność, dbanie o swoje piękno, nieatakowanie skóry niczym agresywnym, a kochanie jej i dopieszczanie po to, by odwdzięczyła się zdrowym blaskiem i miękkością.
Staram się tak właśnie działać – w końcu w ubiegłym roku postanowiłam sobie nie sporadycznie, a naprawdę prawie codziennie stosować rytuały pielęgnacyjne. Nazywam to może wydumanym słowem, ale rzecz jest prosta: wieczorem oczyszczanie (i tu polecam żel Effaclar, znakomity lotion z kwasami Paula’s Choice dostępny online i ewentualnie do zmywania make-upu ulubiony płyn micelarny). Rano ożywianie – pielęgnacja Dr. Hauschką. Po jednym i drugim krem – tak, jak pisały dziewczyny, ściągnięta skóra to nic przyjemnego, dzięki kremom dobranym do siebie możemy wykonać mały masaż twarzy i do tego zapewnić ochronę przed słońcem.
I wiecie co? Przy takiej starannej pielęgnacji można polubić swoją twarz na tyle, że makijaż nie kryje. Nie maskuje i nie zasłania. Wręcz przeciwnie, dzięki temu, że naprawdę prawie co dzień z radością myślę sobie, że znów robię coś miłego dla mojej twarzy (tj. inwestuję czas, żeby za parę lat jeszcze wyglądała promiennie), każda odrobina make-upu raczej wyraża mnie i uwydatnia to, co lubię.
:)
Tez się czaję na krem z Paula’s Choice przeczytałam gdzieś fajną recenzję osoby, która ma chyba podobną do mnie cerę. Wydaje się to ciekawa firma.
U mnie także minimum jest krem nawilżający – uwielbiam kremy Garniera, są wspaniałe dla mojej mieszanej cery!
Baza to fluid, korektor, tusz, róż do policzków i błyszczyk. Przy pełnym makijażu dodaję jeszcze cienie do powiek i szminkę zamiast błyszczyka, rzadko, bardzo rzadko używam kredki czy eyelinera.
Ostatnio złapałam się na tym, że nie potrafię uznać makijażu za skończonego bez różu. Co jest dziwne, bo używam go zaledwie od 2-3 lat :)
Ja tak samo, od niedawna w sumie używam różu codziennie i prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie twarzy bez niego.
Mam 20 lat i na co dzień chodzę bez makijażu, całkowicie sauté. Nie mogę się jedynie obejść bez pomadki do ust ;p Kiedy mam czas maluję rzęsy i/lub nakładam mocniejszy kolor na usta.
Dodam, że mam dość dobrą cerę, w okresie dojrzewania problem trądziku dla mnie praktycznie nie istniał.
Wobec powyższego czuję się dziwnie w dzisiejszych czasach. Niektóre moje koleżanki przychodzą na uczelnię „w pełnej tapecie”, i oczywiście rozumiem te, które mają problemy z cerą, ale w większości są to ładne, normalne dziewczyny które niepotrzebnie zapychają sobie skórę kosmetykami. Takie moje zdanie.
Rozumiem, że sprawa wygląda inaczej dla kobiety w innym wieku, więc mówię tu o sobie i swoich rówieśniczkach.
Czy jest coś dziwnego w braku codziennego makijażu? (ja nawet na studniówkę ledwo się pomalowałam i wcale nie czułam się gorzej, wręcz przeciwnie, uważam że nie potrzebuję makijażu)
Francuzki (podobno) chodzą nieumalowane, czasem nawet nieuczesane (tylko spinają włosy w słynny kok) a i tak wyglądają szykownie. Tak samo nie chodzą obsesyjnie na wysokich obcasach, które u nas uważa się za szczyt elegancji.
Podkreślę raz jeszcze, piszę tu o młodych dziewczynach, które moim zdaniem niepotrzebnie się malują – nie lepiej brać przykład z Francuzek i pokazywać swoje naturalne piękno?
Pozdrawiam :)
nie wiem jak jest z Francuzkami, podejrzewam, że to raczej sztuka makeup-no- makeup niż totalne odpuszczenie sobie kosmetyków kolorowych. Wydaje mi się, że różnica tkwi raczej w nastawieniu i ogólnym podejściu do tematu dbania o siebie, chodzi mi konkretnie o to, że niektóre Polki są zwolenniczkami stylu „na bogato”;) coś jak „nowi ruscy”;) – nie ważne jak się wygląda w danym makijażu, ważne żeby w ogóle był, bo to świadczy o „byciu zadbanym”, dotyczy to tak samo farbowania włosów i podejścia do mody – nie ważne, że mam metr pięćdziesiąt w kapeluszu i krótkie nóżki i tak kupię sobie muszkieterki, bo są modne, a za kota w butach już nie muszę się specjalnie przebierać. Tak samo jest z toną tapety na twarzy sztucznymi rzęsami w drodze po bułki;) Makijaż powinien być dopełnieniem tak samo jak ubranie, więc trzeba znać swoją figurę i twarz;)
wracając ad rem: w minimum : krem; podstawowej: lekki podkład, tusz, różowa szminka; na maxa: cienie do oczu (najlepiej taki grafitowo-fioletowo-srebrny z Inglota – chyba nr 420) i brwi (moje brwi uwielbiam;), bronzer; korektora nie używam, bo nie umiem;)
Pozdrawiam
Zależy od podejścia. Dla mnie makijaż jest tak samo podstawową czynnością jak mycie twarzy, ale gdybym miała możliwość wyglądać bez makijażu ładnie to pewnie malowała bym się tylko okazjonalnie.
jak się nie pomaluję, to bardzo często ktoś mnie pyta, czy się dobrze czuję, bo wyglądam blado. Cóż, taki urok chłodnej zimy….
nie, w ogóle nie jesteś dziwna :D ja też tak chodzę, i też mnie oczy bolą, jak młodziutkie dziewczyny chodzą w pełnym makijażu na co dzień :)
Mario, po latach świecenia po wszystkim krem – emulsion stenders do mieszanej skóry rozprawił się z problemem. Stosuje już drugie opakowanie i nawet przy zmiennych temperaturach działa. Używam też serii Vichy zielonej, żel do demakijażu i krem matujãcy na noc. Jednak to stenders pozwolił zapomnieć o problemie tak skutecznie, że dopiero ta dyskusja sprowokowała mnie do wspomnienia…
Pozdrawiam
Bardzo dziękuję, wpisuję sobie na listę. Byłam już dziś w sephorze i mam próbkę z Estee Lauder także to pójdzie na pierwszy ogień :)
Też mam niestety problemy ze świeceniem, ale jest to konsekwencja maści które muszę stosować;/ Mam nadzieję że za jakiś czas się z nimi pożegnam i wszystko się jakoś ureguluje;) Obecnie staram się też nie przeciążać skóry niepotrzebnymi kosmetykami, dlatego do swojej pielęgnacji włączyłam podkłady mineralne (chociaż ja bym je nazwała bardziej pudrem niż podkładem:P) Ujednolicają skórę i nie dają efektu maski, a przy tym są bardzo lekkie i moja skóra dobrze na nie reaguje;) Przy tym są niesamowicie wydajne bo korzystając tylko z kupionej w internecie próbki maluję się już 3 miesiąc i wciąż mam jeszcze zapas;) Reszta kosmetyków bazowych to raczej standard tusz do rzęs (bo bez niego wcale ich nie widać;p), cień do brwi, korektor (polecam Anti-age z Bell) i róż. Zdarzają się dni kiedy nie mam na sobie niczego i też tak wychodzę do ludzi, ale wolę ich za często nie straszyć ;P
Pozdrawiam ;)
Ale używasz na co dzień tego podkładu? To na bardzo długo starcza! Jakiej wielkości jest próbka?
Próbka ma wagę tylko 1g (kupiona w Anabelle Minerals nie wiem jak jest w przypadku innych producentów;)). Używałam jakieś 4-5 dni w tygodniu. Na początek wzięłam 3 różne rodzaje, bo obawiałam się czy trafię z kolorem;) Jako gratis dostałam też próbkę podkładu, ale stanowczo za ciemną;) Niemniej jednak byłam zaskoczona, że 2 z wybranych podkładów nie odznaczają się u mnie praktycznie wcale (co nigdy nie miało miejsca przy podkładach drogeryjnych;p). Teraz przymierzam się do opakowania pełnowymiarowego, ale wciąż waham się między odcieniem naturalnym a bardziej różowawym;)
I przepraszam za to opóźnienie w odpowiedzi;)
Pozdrawiam;)
Witaj Mario, dla mnie minimum kiedy nie wychodzę i siedzę sobie w domu to zawsze lekki krem lub zamiennie serum. Moja baza to serum z vit C i obowiązkowo dobry filtr (nie krem z filtrem). Makijaz codzienny (3 min) to trochę podkładu aby wyrównac koloryt cery, koniecznie brwi i rzęsy oraz róż. Na usta tylko wazelina biała Ziaji, dle mnie najlepsza. To wystarczy żebym się czuła i wyglądała świeżo. W wersji dodatkowej (10 min) dochodzą cienie, eyeliner lub kredka i błyszczyk na usta. Sztuczne rzęsy miałam raz w życiu, na swoim ślubie i wyglądałam cudnie szczerze mówiąc :-)
Marysiu, jesli masz problem ze świeceniem buzi pomyśl o zakupie pudru sypkiego Dermablend Vichy. To cudo matuje cerę na cały dzień, wtapia sie w skórę i jest niewidoczne na niej. Bez problemu znajdziesz w sieci linki do recenzji i blogów gdzie dziewczyny o nim piszą. Mogę polecic wspaniały blog Kosmostolog, o świadomej pielęgnacji cery problemowej i trądzikowej, choć myslę, że Ty nie masz tego problemu.
Jesli chodzi o podkłady mineralne to one zrewolucjonizowały mój makijaż. Używam i bardzo je lubię. Stacjonarnie prawdziwych minerałów nie kupisz, tylko w sieci. Zerknij na ofertę Lily Lolo lub Anabelle Minerals. Wybór odcieni jest ogromny, można bez problemu zamówić próbki zanim się zdecyduje na pełowymiarowy produkt. Aktualnie przymierzam się do zakupu i ukręcenia podkładu mineralnego z kolorowka.com. Myślę, że o takim podkładzie pisała Evette powyżej :-) Dobierasz sobie skład jaki chcesz aby pielęgnował twoją cerę i sama dobierasz sobie odcień. Koniec z kompromisami wobec podkładów drogeryjnych, gdzie do wyboru mamy tylko kilka odcieni! Buziaki Ci ślę w ten zimny majowy poranek :-)
Świetne podpowiedzi, bardzo dziękuję, posprawdzam to. Coś musi być na rzeczy z tymi mineralnymi podkładami, skoro tak chwalicie. Muszę trochę bardziej zadbać o pielęgnację. Tak naprawdę to od czasu do czasu robię peeling i nakładam na noc krem pod oczy i krem nawilżający, a w dzień jadę z kremem matującym. Trzeba się bardziej postarać…
Czyli nie tylko ja potrzebuję makijażu, żeby czuć się dobrze:) Taka już moja uroda- dobrze mi w mocnych akcentach i w wyrazistym oku;) Bez makeupu jestem jakaś niewyraźna i nijaka. Oczywiście nie zawsze chodzę w makijażu, ale maluję się często, nawet gdy nikt mnie nie ogląda- dla samej siebie:D Używam:
– krem matujący Bielenda
– podkład Wake Me Up z Rimmel- delikatny, nie tworzy efektu szpachli na twarzy ale delikatnie wyrównuje koloryt
– tusz 200 calorie Max Factor – niezastąpiony i niezbyt drogi klasyk:D
– jakiś brązowy cień do podkreślania oka- lubię mocny zewnętrzny kącik
– puder matujący na świecący się nosek (Max Factor Creme Puff)
– pomadki różne różniste:)
Ostatnio wypracowałam sobie dobry nawyk- zanim kupię jakiś kosmetyk ZAWSZE robię research w internecie np na wizaz.pl. Naprawdę warto poczytać opinie, żeby w kosmetyczce nie zalegały kosmetyczne buble. Po drugie edukuję się w kwestii makijażu- uwielbiam kanał maxineczki na youtube- to mój makijażowy autorytet. Dzięki niej nauczyłam się malować brwi i twarz od razu nabiera wyrazu:)
O jakie fajne wskazówki, obczaję ten kanał, dzięki :)
Używałam mnóstwa kremów, większość bez skutku, w tym zarówno wspomniany wyżej Garnier i zielony krem Vichy. Z obecnego jestem zadowolona, ale z doświadczenia wiem, że każdemu służy zupełnie inny rodzaj kremu, więc nie zdradzę marki. ;) Ważne, by był to krem zarówno nawilżający, ale nienatłuszczający (bo oczywiście skóra mieszana :) ) i zapobiegał pierwszym zmarszczkom. Filtr przeciwsłoneczny nie jest niezbędny, bo używam podkładu z filtrem – również minimum. Nie będę oryginalna – minimum to wspomniany krem, dobry podkład, idealny-wszystko-robiący tusz do rzęs (byle nie wodoodporny – próby zmycia tego tałałajstwa wieczorem przyprawiają mnie o palpitacje) i naturalne cienie do powiek – biały pod łuk brwiowy i na wewnętrzne kąciki, a brązowy na brwi zamiast kredki i w załamaniu powieki. Przeczytałam o tym bardzo dawno, dawno temu i stosuję do dziś ten dwucieniowy trik – znakomicie wyciąga i otwiera oko! :) W kolorowych cieniach czuję się niestety bardzo źle – nic dziwnego, bo w zależności od użytych kolorów wyglądam albo jak festyniara, albo jak pobita przez chłopaka… Błyszczyków i szminek nie używam od liceum. Na wielkie wyjście podobnie jak Maria sięgam bo eyeliner, a dodatkowo po puder. Kiedyś, kiedy będę duża i odważna, kupię sobie krwistoczerwoną szminkę i sprawdzę jak to jest wyjść w niej na czerwony dywan. :)
O, to jest to – festyniara – ja się tak właśnie czuję w niebieskim cieniu do powiek, hahaha :)
Staram się, żeby moje podejście do makijażu było rozsądne, to znaczy, żebym nie świrowała i nie malowała się przed pójściem na rynek na zakupy albo na spacer z psem (a tak bywało).
Mój makijaż codzienny: baza (niestety silikonowa, ale szkody mi nie robi), podkład mineralny (Annabelle Minerals ♥), korektor (Annabelle Minerals), róż (szukam ciągle idealnego chłodnego delikatnego różu, obecnie używam INGLOTA), rozświetlacz (obecnie też INGLOTA w płynie z pompką) i hit wszechczasów, czyli tusz Max Factor 2000 Callorie (kończę jedno opakowanie, kupuję następne – wystarcza mi na miesiąc intensywnego używania). Rzadko używam cieni – najczęściej cieliste, żeby „wyczyścić” oko. Lubię też czasem się uszminkować (odcienie zbliżone do odcienia naturalnego albo coś w czerwieniach), najczęściej jednak błyszczyk (nie przepadam, ale dostałam od koleżanki na urodziny i używam ;) ).
Znalazłam już swoją solidną bazę makijażową, więc kupuję następne opakowanie, kiedy kończy się poprzednie. Lubię makijaż, który dobrze wygląda w ciągu dnia, kiedy się „zużywa” – minerały sprawdzają się tutaj znakomicie. Wszystkie płynne fluidy (oprócz Estee Lauder „Double Wear” i kremy BB w ciągu dnia złażą z twarzy nierównomiernie i zostają mi ok. 16.oo niepomalowane placki.Korektora pod oczy nie używam, bo uważam, ze gorzej wyglądam z nim niż bez niego :D Patrząc na Twoją piramidę, myślę, że w gruncie rzeczy jest podobna do mojej :)
P.S. Znasz Lisę Eldridge? Uwielbiam jej filmiki makijażowe! Zerknij do niej, jeżeli jej nie znasz!
Znam Lisę, ostatnio oglądałam taki filmik z nią jak można na kilka sposobów nakładać szminkę i inaczej spojrzałam na swoją ciemnoczerwoną pomadkę z Avonu, a miałam się już jej pozbyć :)
Moje minimum to serum z wit.c i krem z filtrem. Później nakładam puder dr Hauschka, matuje nawet najtłustszy filtr i ma fajny naturalny skład – także polecam:) Do tego tusz do rzęs, kreska i pomadka nawilżająca:) Mario jeśli nie lubisz podkładów, to jest fajna mgiełka do twarzy koloryzująca – L’oreal Glam Bronze, sama używam i jestem bardzo zadowolona, tylko polecam wersje dla blondynek ma ładniejszy kolor :)
Troszkę groźnie zabrzmiała ta mgiełka, czy efekt jest naturalny, czy jednak twarz będzie mocno odstawała od reszty ciała? Trzeba pryskać pewnie też na szyję…
Efekt jest naturalny, nie ma żadnej maski tylko nadaje kolor twarzy :) ja używam samoopalacza na szyję więc już nie pryskam twarzy:P a że buzie mam dość jasną w porównaniu do reszty ciała to sobie wyrównuję koloryt tą mgiełką, gdy mi się nie chce nakładać podkładu :P
U mnie koniecznoscia sa podkreslone brwi, gdy mam henne, od razu po wstaniu moja twarz ma jakis konkretny ksztalt ;)
a co do tuszu, to z reka na sercu moge polecic Oriflame Wonder!
I warto tez wyprobowac bazy pod makijaz, lpodklad lepiej sie trzyma, skora mniej sie swieci, podobnie bazy na powieki pod cienie ;)
Zgoda, że baza może pomóc, ale dla mnie to już by było za dużo, jeżeli ja nawet podkładu nie mogę znieść. Dzisiaj mam na sobie krem bb i to jest już jakieś rozwiązanie, nie jest tego tak dużo na buzi. No i dzięki temu kremowi nie użyłam dzisiaj pudru :)
Mam zupełnie inne podejście do makijażu. Jestem alergikiem, cierpię na atopowe zapalenie skóry, poza tym mam w ogóle bardzo wrażliwą i skłonną do podrażnień cerę. Paradoksalnie bardzo uczula mnie seria AA, więc przypadek dość beznadziejny ;)
Nie wyobrażam sobie mojej kosmetyczki bez kremu nivea, na każdą pogodę, każdy nastrój ;) Czasami – naprawdę wielkie wyjście – użyję kremu BB Nivea, modląc się, aby nie zakwitnąć szkarłatnym rumieńcem na kolejne 2-3 dni.
Są dni, że nie maluję się w ogóle, ale muszą to być wyjścia na totalnym luzie (rower, siłownia, spacer) lub siedzenie w domu.
Normalnie mam kredkę na powiekach i tusz na rzęsach.
Jak mam dobry humor szaleję z tricolorami Inglota :) – uwielbiam, mają genialną jakość!
Fajny jest błyszczyk Misslyn :) nie klei ust, odkryłam ostatnio :)
Ale czy Ty mówisz o tym kremie Nivea okrągłym, tym najzwyklejszym? Smarujesz nim buzię?
Fajnie rozpisany podział, lubię taki porządek :)
U mnie nieco inaczej – pielęgnacja osobno, a makijaż osobno. W makijażu wybrałam kosmetyki mineralny i już od nich nie odejdę – polecam Ci zresztą Mario spróbować ;) W związku z tym moja piramida ma 3 szczeble, ale inne:
Wersja 1 – Minimum na codzień – podkład mineralny + eyeliner+tusz (nakładanie – 4 minuty)
Wersja 2 – Lepsza na codzień (gdy mam wazne spotkanie albo czas albo ochotę ;) ) – wersja 1 + korektor na cienie pod oczy + cień jednolity + róż + szminka (nakładanie – 10-12 minut)
Wersja 3 – Wyjściowa – na imprezy, randki z mężem i różne ważne okazje – wersja 2 + baza pod cienie + 2-3 kolory cieni + kredka do brwi + spray utrwalający
Tak jak u Ciebie, kosmetyki z wersji 1 muszę mieć konkretne, dobre jakościowo, idealnie dobrane – i takie mam. Te z wersji 2 wybieram nieco bardziej ekseprymentalnie, ale sprawdzam zawsze opinie i staram się testować zanim kupię. Te z wersji 3 kupuję tylko jeśli rzeczywiśce mogę, nie zawsze są obecne w mojej kosmetyczce i nie załamuję z tego powodu rąk.
Niby dużo tego, ale w sumie, porównując do tego co i tak mam w szufladzie przez przypadkowe i nieprzemyślane zakupy – nie dużo :)
Myślę, że właśnie nie dużo jak się posprawdza optymalne kosmetyki z każdego szczebelka. Najważniejsze to mieć sprecyzowane ulubione produkty, to podobnie zresztą jak z ubraniami – konsekwencja czyni cuda.
Moje minimum to krem BB Nivea, trzymam się go, bo nie zawiera filtru przenikającego ethylhexyl methoxycinnamate, który jest niewskazany dla kobiet w ciąży i karmiących piersią. Ładnie pachnie i nadaje mojej skórze zdrowy koloryt. Do tego jasny cień na powieki, delikatna szminka i błyszczyk. Na większe okazje kreska na oko i róż, a na największe tusz do rzęs i czerwona szminka :-)
Czyli żadnych problemów ze świeceniem, pryszczami, cieniami pod oczami nie ma. Zazdroszczę…
Mam cienie pod oczami, taka moja uroda. Nawet kosmetyczka do ślubu w pełni ich nie zatuszowała, ja nie wiem, jak to zrobić, więc tak chodzę :-)
Mamawarię neta, a Maria serwuje taki genialny post/ To opowiem Wam moją makijażową story. Mając lat 20 doskonale wiedziałam w czym mi dobrze i że minimalizm mi służy. Niestety uległam podszeptom kolorowych pism przekonujących o trendowych must haveach i wpadałam w kolejne zakupy, a moja kosmetyczka pęczniała, doszła osobna skrzyneczka. Plusy z tego rozpasania kosmetycznego to tylko lakiery-naprawdę przy mojej płytce granat i antracyt wyglądają obłędnie, tak samo jak biel odkryta w tym roku i matowe pomadki do ust-uwielbiam. Minusów jest więcej-kajal arabski no niestety dla Kobiety Jesieni za ciemny, kilka odcieni różu do twarzy-błąd bo i tak maluję się jednym, a resztą raz na rok. Odcienie cieni inne niż moje ukochane beżo brązy-nie sprawdzają się, do polecanej Jesieniom zieleni i tak się nie przekonam, tak samo jak do fioletów na oczach, fluidy-mam ładną cerę i we fluidach wyglądam gorzej. Wzięłam się i jednego dnia wywaliłam wszystko zbędne i w końcu teraz mam to co naprawdę używam.
Mój niezbędnik rano-krem, filtr do twarzy, róż, tusz, pomadka i już. Jak mam czas to jasny matowy cień na całą powiekę, ciemny w załamaniu i to wszystko. Jeśli ostro pracowałam poprzedniego dnia eye primer revlona w genialnym różowym odcieniu, który robi u mnie cały show w przywracaniu mnie do świata niezmęczonych ludzi. W wersji wyjściowej dokładnie to samo, pudry też sobie odpuszczam, mam suchą skórę więc mogę szaleję szminkowo mam 2 odcienie czerwieni, jasny róż, brąz, nudziakowy róż i fiolet-z tego się zrobi look na każdą okazję :)
Fajnie sobie tak wszystko poukładać i wyrwać się z objęć chaosu :)
Czasem nie mam żadnego minimum (np. wyście do sklepu), na ogół jest nim jednak korektor, głównie pod oczami. Niestety ostatnio z uwagi na charakter pracy – a czasem też preferencje Męża ;) – coraz częściej nie wychodzę także bez cieni, tuszu i odrobiny kredki.
Oj tam niestety, wymuszasz codziennie pojawienie się 5 minut czasu tylko i wyłącznie dla siebie w ten sposób. Tylko Ty, lusterko i kosmetyki :)
Moje minimum; podkład mineralny, korektor (cienie pod oczami, wypryski), odrobina rózu, podkreślenie brwi – kohl. Maksimum to to samo + cień do powiek (coraz cześciej rozświetlający). czasem kreska nad okiem. Ust nie maluję niczym;) o tuszu do rzęs nie zapomniałam, nie nie. Prawie nie używam, czasem lekko jedną warstwę na końcówki. I nie jestem wcale jakąśtam przydymioną nimfą:) Mocna baba z grubymi brwiami i ciemną oprawą oczu jestem, ale tuszu nie lubię i już
No ja nie wiem jak można nie lubić tuszu? No jak?
To tusze do rzęs mnie nie lubią:( Zarówno te z nizszej jak i z wyższej pólki uczulają moje biedne oczka. Mam problemy z suchymi oczami, czasem wdaje się zapalenie rogówki, pękają mi naczynia w oczach. A że mam ciemną oprawę oczu, to nie nakładam raczej tuszu. Rzęsy mam krótkie, z tuszem byłyby bardziej wypasione, no ale cóż jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma:(
Witam serdecznie,
Bloga chłonę od niecałego tygodnia, tyle tu cennych wskazówek i wspaniałych porad! Gratuluję autorce lekkiego pióra i szerokiej wiedzy, widać że blog z klasą :) Jak i sama Marysia.
Masz akurat Marysiu typ urody jaki mi się marzy, jaki chciałabym mieć. Niestety wychodzi na to ,że jestem delikatne lato, rozmyte oczy bliżej nie określonego koloru (szaro-zielono-niebieskawo-stalowo-turkusowe), choć nie do końca jestem jak piękna Cate Blanchett.
Czy złotawe obręcze wokół źrenicy mnie eliminują z bycia delikatnym latem?
Chciałam Cię kochana Marysiu prosić o więcej przykładów danych analiz kolorystycznych… to by było fajne. :):)
Post o delikatnym lecie, czy prawdziwej zimie, etc w zdjęciach popularnych osób (aktorki, modelki, piosenkarki, business woman, etc.), różne osoby i ewentualne „odchyły” od normy w danej kolorystyce.
błagam, błagam,błagam :)
O ile siły pozwolą przyszłej mamie, byłabym wniebowzięta :)
Wierna Czytelniczka – Marcelina :) :*
Marcelino, nie eliminują, jeśli czujesz się delikatnym latem to nim jesteś. A ja uwierz mi chciałabym mieć taką subtelną urodę i nie musieć na oko nakładać tyle czarnego. Wolałabym być aniołkiem niż diabełkiem podsumowując. Bardzo fajny pomysł na post :)
Ale tak to Marysiu właśnie jest, że się chce zawsze czegoś odmiennego niż się ma :) hehe
Ja żeby było widać gdzie mam oczy, też je muszę pomalować :)
Cieszę się niezmiernie, że mój pomysł spotkał się z Twoją aprobatą :)
czekam teraz z niecierpliwością na takowy o delikatnym lecie :)
Gorąco pozdrawiam :):*
Ja kiedyś pod wpływem czasopism, a także opinii w internecie kupowałam zbyt dużo kosmetyków. Zarówno pielęgnacji (żel pod prysznic, czy balsam o nowym zapachu), jak i kolorówki (nowe cienie, lakiery itp, bo przecież jeszcze nie mam tego koloru, albo trzeba wypróbowac daną markę).
Będąc w ciąży przerzuciłam się na bardziej naturalne kosmetyki. Poczytałam trochę o składach i staram się unikać szkodliwej chemii. Do tego nie kupuję już tak dużo kosmetyków, zwłaszcza takich, których nie dam rady zużyć. Nie kupuję, żeby poprawić sobie humor.
Zupełnie bez makijażu wychodzę bardzo rzadko. W domu się nie maluję. Pod koniec ciąży chodziłam niepomalowana, bo nie wyobrażałam sobie zmywania make-upu na porodówce. Ale nie czułam się atrakcyjnie.
Minimum dla mnie to:
– krem z filtrem lub krem + olej z malin,
– krem pod oczy,
– podkład mineralny. nakładam go też pod oczy pędzelkiem do korektora, ale do tego celu nie jest idealny,
– tusz do rzęs,
– balsam do ust lub błyszczyk.
Zazwyczaj jednak nakładam jeszcze cienie i róż lub puder brązujący. Od wielkiego dzwonu nałożę szminkę.
Na kolorówkę wydaję mało, zwłaszcza w porównaniu do tego co kiedyś. Raz na kilka miesięcy kupuję podkład mineralny (ostatnio kupuję półprodukty i sama mieszam). Tuszy używam tanich – kupuję czasem w promocji max factor 2000 kcal, czasem kupuję celię w tubce i używam razem ze starą szczoteczką. A ostatnio używam tuszu, który dostałam w prezencie. Niby tusz to ważny kosmetyk, bo używam go codziennie, ale nie widzę sensu wydawać na niego większą kwotę. Z tych tuszy, które mam jestem zadowolona. Szminkę kupiłam jedną naturalną (czyli nie za tanią), ale jest to jedyna szminka jaką mam. Ostatnie moje błyszczyki umieszałam sobie sama.
Róże i pudry brązujące starczają mi na bardzo długo. Podobnie cienie. A propos cieni – nie kręcą mnie w ogóle te ogromne palety, w których jest dosłownie każdy kolor. Przecież tego się nie da zużyć, a ja lubię zużywać kosmetyki do końca. Poza tym dostałabym oczopląsu co z czym połączyć.
Czy mogłabyś rozwinąć „+ olej z malin”?
olej z nasion malin posiada naturalne właściwości ochronne w kwestii przeciwsłonecznej. Mimo,że ta ochrona przeciwsłoneczna nie jest jakaś duża , jest to naturalny sposób by chronić się przed UVA :)
W dodatku dość dobrze „wtapia się” w skórę, także posiadaczki suchych cer mogą być zadowolone z efektów jego używania :)
Tak, jest tak jak napisała Marta. Podobno jakąś ochronę przed UV daje ten olej. Przy tym całkiem nieźle współpracuje z moją cerą, a mam mieszaną. Nie zapycha mi porów. Nie powoduje też wzmożonego przetłuszczania się mojej cery. Wypróbowałam kilka olejów (m. in. sławny arganowy) i póki co tego najchętniej używałam.
Mimo trzech dych na karku wciąż cierpię na trądzik (umiejscowiony w najgorszym możliwym miejscu – na brodzie). W ogóle mam kiepską cerę – szorstką, skłonną do pryszczycy i z rozszerzonymi porami, gdzie się da. Chyba naprawdę powinnam wreszcie zacząć jeść jakieś warzywa, choć za nimi – delikatnie mówiąc – nie przepadam. Obrazu dopełniają piękne, głęboko fioletowe doły pod oczami. Mam je od dziecka.
Moje minimum z konieczności jest więc rozbuchane: trzy kremy (jeden pod oczy, jeden ogólnie nawilżający, jeden antytrądzikowy – z nazwy przynajmniej, bo nie widzę, żeby jakoś rewolucyjnie działał). Na to kryjący podkład + korektor pod oczy + korektor w sztyfcie na co bujniej rozkwitłe obrzydlistwa. Tusz do rzęs – czarny jak noc i mocno podkręcający, gdyż moje naturalne rzęsy nie dość, że są płowe, więc niemal niewidoczne, to jeszcze proste jak czułki ślimaka.
Baza to róż na kościach policzkowych, kolor położony we wgłębieniu powieki i jasna szminka. Znalazłam taką w lekkim, beżowym, błyszczącym odcieniu, którą znakomicie można wykonać wszystko powyższe. Patent niezastąpiony w podróży.
Dodatkowe szpeje: cienie do powiek (uwielbiam, mam ich kilkanaście), róże w kamieniu nakładane pędzlem i bateria szminek w jaskrawych nasyconych czerwieniach, fuksjach i fioletach. Kredki do oczu i kredki do ust. Zajzajer do utrwalania tej szminki marki Kryolan. Rzadko tego wszystkiego używam, ale kiedy już, to moja twarz wygląda jak z żurnala. Uwielbiam taki przerysowany, kunsztowny efekt, ale nie zawsze mam się gdzie udać w tej tapecie a la haj feszyn. :D
Ja niestety chociaż lubię mocno się malować w przesadzonym makijażu wyglądam dziwnie. to znaczy nie mogłabym sobie pozwolić pojechać mocno z oczami, użyć różu i jeszcze mocnej szminki. To by było za wiele jak na moje warunki. Ogólnie mogę ładować dużo kosmetyków na siebie – no problem, ale chodzi bardziej o kolory. Kolor u mnie to tylko albo na oczach, albo na ustach. Na ustach i oczach jednocześnie nie przejdzie.
W kwestii trądziku polecam Effaclar Duo +, mi pomógł goić ekspresowo zmiany zapalne, do tego ładny mat:) W parze z tonikiem z kwasem laktobionowym <10% , zdziałał cuda na mojej gębuni.
Przetłuszczanie skóry zminimalizowane bardzo, czoło jak bywało smalcowate, jest zupełnie normalne ,tylko obrzeża nosa delikatnie się przetłuszczają ale znośne to jest, nie poprawiam się już w ciągu dnia, bo ten błysk wyglada raczej jak obecnie modny glow na buzi. Także z czystym sumieniem polecam.
Myślę, że warzywa nie mają w tej kwestii za dużego znaczenia, owszem same plusy ich spożywania, ale zwiększenie ich spożywania nie wprowadzi jakiś radykalnych zmian w stanie skóry.
Na pewno może pomóc napar z pokrzywy :)
Moje minimum: po przemyciu twarzy płynem micelarnym olej jojoba, następnie krem BB Skin79 albo puder mineralny. I to wszystko :) Czasem robię czarną kreskę eyelinerem w pisaku i maluję rzęsy, czasem maluję usta kolorową pomadką – najchętniej czerwoną, malinową albo pomarańczową. Nigdy nie łączę makijażu oka i ust, czuję się wtedy „przemalowana”. Bardzo lubię efekt „nagiego” oka (mam jasne rzęsy i brwi) i umalowanych ust. Wydaje mi się, że im bledsza cera i jaśniejsza oprawa oka, tym fajniej to wygląda.
Potrafię wyjść z domu kompletnie nieumalowana, ale jeśli mamy mówić o makijażowym minimum to konieczny jest dobry tusz (mój faworyt z górnej półki to Estee Lauder Sumptous, a z dolnej tusz marki Lovely w żółtym opakowaniu). Nie wyobrażam sobie pomalowanych rzęs bez zalotki, bo mam żałośnie proste i opadające włoski, poza tym noszę okulary „minusy”, które pomniejszają oko, więc staram się je jak najbardziej „otworzyć”. Czasem do pełni szczęścia potrzebuję tylko jeszcze różu Bourjois i mogę lecieć w miasto. Ewentualnie do tej listy dorzuciłabym jeszcze krem BB, chociaż nie mam wielkich problemów z cerą i jeśli nie muszę, nie używam go.
Najważniejsze kosmetyki dla mnie jesli chodzi o makijaz to:
Podkład- bardzo lekki stapiający się ze skórą
tusz do brwi- fajnie koryguje i przyciemnia brwi
tusz do rzęs-najlepsze są te pogrubiające
szminka/blyszczyk
Kosmetyki do makeup’u omijam ostatnio szerokim łukiem, zwłaszcza, że mam problemy z trądzikiem. Zauważyłam przy okazji, że mam na nie uczulenie przez to i wypryski na skórze. Być może moja skóra musi się od regenerować, a może w ogóle nie warto jej psuć makijażem… Muszę poeksperymentować jeszcze.
1. Tylko krem – tylko wtedy, kiedy nie wychodzę z domu.
2. Krem, podkład, kredka do oczu – bardzo rzadko, kiedy odwiedza mnie ktoś, przed kim nie robię „ceregieli”, np. sąsiadka, albo idę do piwnicy.
3. Krem, podkład, korektor, puder, kredka do oczu, cień do powiek (cielisty), kredka do brwi, róż do policzków, konturówka, pomadka, błyszczyk – na wszelkie wyjścia z domu, również i takie bardzo uroczyste mam tylko jeden typ makijażu. Tuszu do rzęs nie używam wcale, ponieważ prawie nie mam rzęs:).
Moje minimum: olejek z pestek malin, korektor pod oczy i na niedoskonałości (obecnie Bourjois, ale następnym razem wybiorę coś naturalnego), cień do powiek i kredka (Felicea), tusz (2000calorie Max Factor i tak sobie nie radzi, moje rzęsy są… jakby ich nie było- kolejny zakup będzie „naturalny”), cień do brwi (Catrice).
Ambitniej: dodaję róż (Bourjois) i szminkę (NYC).
Nie używam pudru czy podkładu. Wolę się troszeczkę świecić (mam mieszaną cerę- bardziej pasuje określenie „nienormalną”), niż potem dwa tygodnie leczyć stany zapalne. Momentalnie wszystko mnie zapycha i wdają się zakażenia.
W jaki sposób używasz olejku z pestek malin?
Mario, olejek z pestek malin można nakładać bezpośrednio na skórę, ma również naturalną ochronę uv. Ja robię sama kremy do twarzy i w okresie letnim są one na bazie właśnie tego olejku.
Jeśli chodzi o makijaż, nie ma opcji żebym pokazała się komukolwiek bez niego. Podstawa to podkład i tusz do rzęs, kolejnym stopniem jest dodanie kredki do oczu i różu, stopień wyżej jest jeszcze cień do powiek, bronzer i pomadka ewentualnie błyszczyk.
W makijażu podkład jest ważnym elementem, którego nie warto pomijać ze względu na zdrowie skóry. Twarz, na którą najpierw kładziemy krem a potem bezpośrednio puder po latach takiego traktowania może „odwdzięczyć się” trudnościami, tendencją do zmarszczek i niedoskonałości. Nawet jeśli nie lubisz podkładów spróbuj czegoś lekkiego, ale jednak. Skóra twarzy wydziela sebum a puder jest proszkiem, który „skleja” się z nim i czopuje pory skóry nie pozwalając jej oddychać.
Dla mnie podstawą jest krem +podkład+ puder i kredka do oczu oraz tusz do rzęs.