Pamiętacie jak bardzo podobała mi się pierwsza książka Ajki (autorki Prostego Bloga) – Minimalizm po polsku? Temat minimalizmu w nowej książce jest rozwinięty i przedstawiony w bardziej osobisty sposób. Chciałabym podzielić się z Wami moimi przemyśleniami o „Minimalizmie dla zaawansowanych”, bo książka wywarła na mnie ogromne wrażenie.
Przeczytałam książkę dwa razy, dałam sobie przed drugim czytaniem miesiąc przerwy. Jeden raz wydał mi się niesprawiedliwy, bo bardzo nie chciałam czegokolwiek pominąć. Za drugim razem czytało mi się, że tak to ujmę „bardziej świadomie”.
Trzeba zaznaczyć: ta książka nie jest poradnikiem. Jest inspiracją – opisem osobistych przeżyć i refleksji autorki. Ja bym nawet sięgnęła po słowo „pamiętnik”. Doświadczenia Ajki mogą być dla każdego czytelnika punktem odniesienia. One zachęcają do tego, żeby samemu spróbować myśleć o różnych aspektach swojego życia, ale absolutnie nie nakazują, by to myślenie, było takie samo jak myślenie autorki. Każdy ma swoją drogę, chodzi oczywiście o zbliżanie się do minimalizmu. Jednak, co dla mnie dość zabawne, w kilku fragmentach książki, miałam wrażenie, że czytam o sobie. Zwłaszcza trzy rozdziały, takie odczucia u mnie wzbudziły, bo odnosiły się do różnych etapów mojego życia.
MOJA PRZESZŁOŚĆ
Ludzie na ogół lubią plotki, lubią podpatrywać innych i muszę przyznać, że ja się troszkę na początku niezręcznie czułam, przez to, że Ajka się tak w tej książce otworzyła. To są takie dwuznaczne odczucia – ciekawi cię coś, ale trochę ci wstyd, że cię to ciekawi; coś jest o autorze, ale jakby jest o tobie. Dla przykładu: Ajka bardzo rozbrajająco pisze o cielesności: o tym jak na lekcjach wf-u, nikt jej nie chciał mieć w drużynie. Albo głębiej: o tym że czuła się poniekąd skrzywdzona przez los, że dał jej ciało inne niż to, jakie uznawała za idealne. Ciężko czytać rozdział o sobie, ale z drugiej strony, to nawet miłe nie być samotną w pewnych odczuciach. Dzięki Ci Panie, że kompleksy się skończyły, a czasy nienawiści do jakiegokolwiek ruchu już za mną. I za Ajką.
MOJA TERAŹNIEJSZOŚĆ
Rozdział poświęcony stylowi jest bardzo bliski idei ubierajsieklasycznie.pl, a na zachętę powiem Wam, że styl francuskiej kobiety jest tam opisany bajecznie. Oczywiście ten rozdział przeczytałam kilka razy, bo uwielbiam takie opisy, nie pozbawione odczuć obserwującej osoby, uwzględniające wrażenia, jakie dane zjawisko wywarło na obserwującym. Poczułam się tak, jakbym była z Ajką we Francji, jakby mnie też porażała prostota i lekkość french chic:)
MOJA PRZYSZŁOŚĆ
Pod koniec zeszłego roku, odkryłam w sobie wielką pasję do gotowania. Sama nie wierzę, że to piszę, ale lubię siedzieć w kuchni i jak na razie wszystko mi wychodzi. Coś mi się poprzestawiało i zaczęłam inaczej patrzeć na jedzenie. I dlatego rozdział pt. „Na talerzu” był dla mnie najbardziej porywający i inspirujący. Masterchefem nigdy nie zostanę i to chyba właśnie o to chodzi, żeby nie mieć takich aspiracji, tylko żeby było smacznie, zdrowo, bez marnotrawstwa. Ajka mi parę rzeczy uświadomiła, bo w tej dziedzinie dopiero rozkładam skrzydła, ale jej doświadczenia, również tutaj, są bardzo podobne do moich.
Dużo w tej książce jest perełek, takich małych zdań, które są skrótem – Ajka lub ludzie, których przepytuje, doszli do jakichś wniosków, więc ja już mogę przyjąć te wnioski i się nad nimi pozastanawiać, a nie dochodzić do czegoś latami, bo nawet nie zwracałam uwagi na istotę pewnych spraw. Sądzę, że nie da się na przykład, bez doświadczenia ciężkiej choroby, myśleć o pozytywach, jakie ta choroba przynosi. Poza tym, będąc zdrowym, nawet nie myśli się o podobnych rzeczach…
Dla mnie, takim najważniejszym wnioskiem, po przeczytaniu tej książki jest coś, co ja sama przemyślałam już dawno temu. Utwierdziłam się mianowicie w przekonaniu, że w większości przypadków, skrajności są złe. Że nie potrzebujesz diet cud, że nie potrzebujesz się dołować ze względu na swój wygląd, że nie musisz wszystkiego wiedzieć, że nie musisz wszystkiego wyrzucać, że nie musisz robić wszystkiego tak jak inni. Każdy ma swoją drogę, każdy powinien słuchać przede wszystkim swojego serca. A właśnie o tym, co Ajka usłyszała od swojego serca jest ta książka.
Szczerze i serdecznie Wam polecam, tylko i aż dlatego, że dla mnie ta książka jest ważna. Jeżeli czytałyście już Minimalizm dla zaawansowanych, koniecznie napiszcie jak Wam się podobało. Tym razem, proszę Was też o polecanie książek o tematyce zbliżonej do minimalizmu, filozofii życia itd. Książek o modzie mam już, dzięki Waszym poleceniom, całą listę.
Mario, zachecilas mnie! Chyba przeczytam obydwie ksiazki mimo ze za blogiem Ajki nie przepadam (nie podoba mi sie styl natomiast idee jak najbardziej). Ale Twoje recenzje sa bardzo przekonywujace!
Taką książką filozoficzną, która całkowicie nie ma nic wspólnego z modą, jest pozycja „Jak błądzić skutecznie” – wywiad rzeka z profesorem Mikołejko. Przeczytałam ją ponad rok temu, a do dziś mam wiele jej fragmentów w głowie – o snach, o naszej słowiańskości, życiu po trudnym dzieciństwie, niemiłości i miłości. Bardzo polecam tę książkę :)
dzięki Marvja za polecenie! bardzo mnie interesują wszystkie tematy, które wymieniłaś:)
Również bardzo polecam. Zdarzyło mi się być na spotkaniu autorskim – Pan jest uroczy i ciekawie mówi również o grochu z kapustą.
Bardzo dziékuję za polecenie wywiadu z Profesorem!
Sięgnęłam po pierwszą książkę tej autorki, ale jej nie dokończyłam, bo rozczarowało mnie skrótowe i naiwne argumentowanie.
Miałam wrażenie, że autorka dzieli się doświadczeniem swoistego procesu autoterapii… ale opis raczej zniechęcił mnie do obserwowania zmian.
Książka Ajki na razie czeka u mnie w kolejce. Kiedy tylko o niej usłyszałam, to wiedziałam, że będzie super i teraz ty jeszcze potwierdzasz, więc nie mogę zwlekać z lekturą ;)
Ja z kolei bardzo polecam książkę „Filozofia Kaizen. Jak mały krok może zmienić Twoje życie”. Nie jest ona wprost o minimalizmie, ale o pewnej metodzie zmieniania życia polegającej na stawianiu bardzo małych kroków; nie na rewolucyjnym rzucaniu wszystkiego i zmiany o 180 stopni, ale dochodzeniu do zmiany powolutku, na spokojnie. Wydaje mi się, że ta metoda jest bardzo bliska takiemu „slowlifowemu” podejściu do życia, w którym nie chcemy robić rewolucji, wkładać siebie w kierat i zmuszać do czegoś czym nie jesteśmy – raczej pomaga wprowadzić pożądane zmiany w taki sposób, że stają się one naturalną częścią życia. Ja np. zaczęłam dzięki niej nitkować zęby – przez pierwszy tydzień tylko jeden ząb, potem kolejne… może przykład trywialny, ale liczę że zachęci ;)
Dzisiaj przeczytałam w czasopiśmie Uroda życia artykuł o filozofii Kaizen pt. Zmiany w rytmie slow. Również uważam, że filozofia ta jest bliska idei slowlife. Bardzo spodobały mi się jej główne założenia i w sumie to uświadomiłam sobie, że nie znając jej wcześniej, właśnie według niej zaczęłam wprowadzać zmiany w swoim żywieniu – na spokojnie, stopniowo,metodą małych kroków i co najważniejsze – czerpiąc z tego po drodze mnóstwo radości, satysfakcji i bez poczucia, że to dla mnie poświęcenie. Książka, którą polecasz z pewnością znajdzie się na mojej liście „do kupienia” i „do przeczytania”:-). Pozdrawiam.
Czytałam Minimalizm po polsku i mam wielką chęć przeczytać kontynuację (a może właściwiej uzupełnienie).
Bardzo podoba mi się podejście autorki do minimalizmu- nie jako do ograniczenia liczby rzeczy, a jako do świadomego przeżywania.
Taki minimalizm duchowy. W świecie materii nigdy nie będę minimalistką- lubię rzeczy, dają mi poczucie bezpieczeństwa, lubię emocje, jakie we mnie niektóre przedmioty wywołują. Za to bardzo jest mi bliska idea uważniejszego przeżywania życia, braku marnotractwa, skupienia się w życiu na rzeczach ważnych, na byciu tu i teraz, na radości z prozy życia, na dzieleniu się.
Na pewno sięgnę po tę książkę:).
Zgadzam się z tym , co napisaś, że trzeba słuchać swojego serca. Najważniejsze , to żyć w zgodzie ze sobą. Nie patrzeć, co robią i mówią inni, tylko zrozumieć, czego ja potrzebuję. Wtedy obojętnie czy w minimaliżmie, czy nie, bo jak ktoś chce zostać minimalistą ze względu na modę, to też nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Bardzo zachęciłaś mnie do tej książki, myślę, że sięgnę do niej w wolnej chwili. Chciałam nawet kupić „Minimalizm po polsku”, ale wygrało „Slow fashion” Asi Glogazy :)
Osobiście uważam, że minimalizm nie polega na ograniczaniu rzeczy, wyrzekaniu się materii na rzecz jakieś idei, ale świadome wybieranie i dojrzałe decyzje.
Myślę, że chyba każdy miał problemy związane ze swoim ciałem, ale ukrywał je bardziej lub mniej skutecznie. Pamiętam, że raz w wieku piętnastu lat na zajęciach gimnastyczno-korekcyjnych (miałam wtedy lekkie skrzywienie kręgosłupa) popłakałam się, kiedy prowadząca ćwiczenia mnie zachęcała do ćwiczeń mówiąc, że mam świetną figurę. Bo wmawiałam sobie i słyszałam zupełnie inne opinie, że mam „figurę podobną do szczura”, byłam wyśmiewana za duży tyłek i wystający brzuch (wtedy miałam dość duży brzuszek) . Przodowała w tym jedna dziewczyna, która się na mnie uwzięła i wytykała moje mankamenty. Swoje dołożyła moda niesprzyjająca innym typom urody niż dramatycznym modelkom.
Kilka miesięcy temu spotkałam tę dziewczynę na wiejskim festynie. Dorobiła sobie troje dzieci i przytyła 10 kilo. Próbowała się podlizywać, że mnie nie poznała, że super ze mnie laska, ale nie powinnam nosić tak obcisłych spodni, bo się od facetów nie odgonię itp. Bardzo mnie to zniesmaczyło.
Przepraszam za to, że się aż tak otwieram, ale Twój wpis, Mario, dał mi wiele do myślenia.
A jaka polecam „Mniej” Marty Sapały o roku bez wydawania. Jest jeden rozdział o ubraniach. Genialny zapis obserwacji dziennikarki i uczestniczki eksperymentu. Bardzo fajnie pokazuje w jakim świecie żyjemy i jakie problemy spotykamy bez uzewnetrzniania szczegółów z życia prywatnego. Czytałam razem z książką „Minimalizm po polsku” i ta druga zdecydowanie wypadła dla mnie gorzej. Dlatego teraz po Twojej pozytywniej recenzji kontynuacji, musze się dobrze zastanowić czy ryzykować.
Ja tez polecam „Mniej”, swietna ksiazka!
Tez polecam ksiazke „mniej”. Tak jak ty czytalam te 2 ksiazki prawie jednoczesnie i przez „minimalizm po polsku” trudno bylo mi przebrnac, a „mniej” przeczytalam w 2 -3 dni. Choc osobiscie uwazam, ze taki eksperyment bylby dla mnie zbyt radykalny (np. nie wyobrazam sobie chodzic w dziurawych skarpetkach w imie jakiejkolwiek filozofii czy postawy zyciowej), to jest w tej ksiazce wiele interesujacych faktow i przemyslen dotyczacych swiata ogarnietego konsumpcja, ale i nadziei zwiazanej z ludzka solidarnoscia.
Bardzo polecam „Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków”
Niestety, pierwsza książka nie podobała mi się ani trochę, dlatego pewnie nie sięgnę po jej następczynię w najbliższym czasie :(
Czytałam „Minimalizm po polsku” ale szczerze mówiąc ta książka nie zainteresowała mnie wcale i własciwie jakbym miała coś o niej powiedzieć, to nie wiem o czym była. Nie jestem więc przekonana, aby siegnąć po kontynuację.
Czytałam „Minimalizm po polsku”, stoi na mojej półce i przyznaję, że jest to jedna z tych książek do których wracam. Myślę, że z wielką chęcią zaopatrzę się również w „Minimalizm dla zaawansowanych”, Twoja opinia utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Ja przymierzam się również do zakupu książki „Mniej” Marty Sapały. Myślę, że może być ciekawa, słyszałam o niej już wiele razy i chyba się skuszę. Ze swojej strony mogę Ci z czystym sercem polecić książki Pani Agnieszki Maciąg (Smak miłości, Smak życia, Smak szczęścia), zaopatrzyć się jeszcze muszę w Smak Świąt. Napisałaś, że polubiłaś gotowanie, a te książki to książki o gotowaniu, zdrowym odżywianiu, ale też o życiu w zgodzie z naturą, pielęgnacji ciała, ale też ducha. Kupuję je moim bliskim w prezencie, bo są po prostu rewelacyjne. Często do nich wracam, a na bloga Pani Agnieszki zaglądam chyba codziennie:-).
To o skrajnościach to jest trafienie w dziesiątkę . Prawdą jest ,że mało kiedy jakakolwiek skrajność jest dobra .Akceptacja siebie jest trudna i nie przychodzi od tak ,czasem trzeba lat by się pogodzić z pewnymi rzeczami.Ja osobiście nie znam książek akurat takich stricte filozoficznych.Mogę jednak polecić dzieła Irvinga Stona ,który pisał książki oparte na biografi wielkich ludzi i można tam znaleźć wiele ciekawych przemyśleń na temat życia.
„Uporządkuj swoje życie” Erin Rooney Doland.
7-dniowy plan uporządkowania domu, biura i życia.
Do bólu praktyczny poradnik, jak ogarnąć w przysłowiowe 7 dni szafę, wszystkie pomieszczenia w domu, papier na biurku i jak podejmować decyzje zakupowe (tabela do analizy).
A także – dla anglojęzycznych – portal, który autorka książki współredaguje (chyba ;)) https://unclutterer.com/
„Minimalizm po polsku” pozostawił we mnie niedosyt, mimo przyjemnej lektury nie dowiedziałam się zbyt wielu nowych rzeczy ani nie skłonił mnie do refleksji. Uznałam że to książka dla laików, w których jeszcze nie zakielkowala idea minimalizmu. Ale już „Minimalizm dla zaawansowanych” był totalnie czymś, co potrzebowałam przeczytać. Objawieniem, kopem do działania. Czytałam go na wyjeździe, tuż przed Nowym Rokiem i – nie przesadzam teraz – mocno utwierdzil mnie w przekonaniu o konieczności wielkich życiowych porządków. Dodał otuchy, dodał odwagi i uświadomił, że jakkolwiek by nie było do tej pory to nie jest na te porządki za późno. Że przecież to moje życie i mogę a nawet muszę zrobić co w mojej mocy żeby było pełne treści, szczęśliwe i satysfakcjonujące. Wg. mnie to jest esencja minimalizmu: nie rozdrabniac się, nie zajmować pogonią za kolejnymi przedmiotami, doznaniami, mnozacymi się sprawami które niby są ważne… Ale zająć się sobą, życiem, zdrowiem. Nie działać na autopilocie i nie oklamywac samego siebie. W zadnej kwestii.
O nieee! Trauma wfu w szkole. Ta zawsze widoczna najniższa ocena na świadectwie i to wybieranie do drużyn (powinni tego zabronić)
I kogo obchodziło że plywam, zegluje, chodze po górach, jezdze na nartach i na rowerze? Liczyło się tylko to że plączą mi się nogi przy dwutakcie i nie umiem przebić przez siatke. Dobrze mieć już za sobą szkolne wfy.
dokładnie, powinni zabronić tego wybierania do drużyn… u mnie funkcjonowało to jeszcze w podstawówce, potem w liceum miałam to w nosie bo załatwiłam sobie zwolnienie z w-fu (i duża część innych dziewczyn również), a przecież nie o to chyba chodzi żeby zniechęcać do aktywności fizycznej, a tym był w-f w mojej szkole (na początku lat 90-tych:)… nie wiem jak to teraz funkcjonuje, oby lepiej…
Zgadzam się z Wami w zupełności. Dla mnie w.f. też był swojego rodzaju traumą, nie znosiłam sportów kontaktowych, przeklętego wybierania do drużyn i noszenia szkaradnych krótkich spodenek. W.f. zaczęłam lubić dopiero na studiach, kiedy można było wybierać rodzaj aktywności i nosić takie sportowe ubrania, jakie mi odpowiadały. A paradoksalnie zawsze lubiłam ruch, chodziłam na jogę i aerobik, uprawiałam najróżniejsze sporty wodne. Nie rozumiem, dlaczego robi się dzieciom coś takiego, w gruncie rzeczy może to sprawić, że zniechęcą się do sportu jako takiego, bo będą go kojarzyć ze wstydem i upokorzeniem.
Świetna recenzja – przyznam jednak szczerze, że „Minimalizm po polsku” do mnie nie przemówił, więc póki co wstrzymam się z decyzją, czy tą pozycję zakupić. Tobie natomiast, bez cienia wątpliwości polecam „Sztukę prostoty” Dominique Loreau. Nikt o niej tu nie wspomina, możliwe zresztą, że już ją znasz, książka ma kilka lat. Polecam zresztą wszystkie pozycje pani Loreau wydane w języku polskim – to była „moja” droga do minimalizmu i poradzenia sobie z traumą wfu ;)
Serdecznie pozdrawiam!
Styl pisania D. Loreau jest o 180° inny od stylu autorki „MInimalizm dla zaawansowanych”, tak jak go opisala Maria. Loreau naduzywa trybu rozkazujacego, co drugie zdanie jest „musisz”, „powinnas”, lacznie z lista co koniecznie trzeba kupic do szafy, do lazienki, do kuchni, jak rowniez o czym rozmawiac i nie rozmawiac z innymi ;) A szkoda, bo niektore jej wskazowki sa fajne (np. szczotkowanie ciala to moj hit!) , ale przez ten ciagly przymus i jej mentorski ton, ma sie ochote zamknac ksiazke jak najszybciej.
Oj, a ja uwielbiam „Sztukę prostoty”! Pozostałe pozycje tej autorki poszły do ludzi, nie zachwyciły mnie.
Mi troche bardziej podobala sie sztuka minimalizmu, poza tym pieknie wydana!
Trudno się nie zgodzić – ale mnie właśnie takie „mentorstwo” było potrzebne, bardziej niż „pamiętnik”, o którym pisze Maria :) Każdemu według zasług :)
Nie czytałam, pewnie chętnie przeczytam jak dorwę. zachęciłaś mnie. Do ćwiczeń też dopiero przekonałam się w życiu dorosłym, mnie też nikt nie chciał w drużynie, bo jestem „łamaga” – teraz już wiem, że po prostu nienawidzę gier zespołowych. Co do gotowania – gotuję od dziecka (mama kazała się uczyć ;) ) Umiem i nie lubię gotować. Zdecydowanie wolny czas wolę poświęcić szyciu.
Aha, jeszcze w ramach minimalizmy, na pewno nie kupię tej książki, tylko pożyczę. chce mieć tylko to do czego wracam, a nie całą księgarnię w domu
Można kupić ebooka na kindla i nie ma księgarni :)
Ja polecam ” mniej” – rewelacyjna książka !
Minimalizm nie podobał mi się nic a nic :/
Ja polecam książki amerykańskich Minimalistów.
http://www.theminimalists.com/books/
Nawet powieść „As a Decade Fades” niesie ze sobą powiew świeżości, nicniemusizmu i równowagi.
W dodatku napisane są przepięknym angielskim, a wersje na czytniki są korzystne cenowo – Amazon czasem dodaje ekstra zniżki.
Książkę przeczytałam i mam mieszane uczucia. Jest to rzeczywiście pamiętnik, a nie poradnik. Czyta się łatwo i – moim zdaniem – ciekawie. Natomiast jeśli ktoś szuka uniwersalnych porad i konkretów – zawiedzie się. Nie bardzo widzę też wyraźny związek książki z minimalizmem, który ja rozumiem jednak jako ascezę z wyboru, w wersji soft. Jest to bardziej zapis poszukiwania i poznawania siebie.
Zapomniałam dopisać o jeszcze jednej rzeczy – na marginesie, ale nadal w temacie bo wspominasz o tym we wpisie. Otóż doszłam do wniosku, że zaczyna mnie drażnić obecna ostatnio wszędzie fascynacja „francuską elegancją”. Nie zrozumcie mnie źle – mnie również się on podoba. Uwielbiam oglądać zdjęcia inspirowane paryskim szykiem, przemawia do mnie idea budowania prostej i dobrej jakościowo bazy ubrań. Natomiast po głębszym namyśle nie mogę uznać tego stylu za uniwersalny. Przeciwnie – jest on bardzo trudny do naśladowania, a przede wszystkim wielu kobietom nie pasuje. Nie chcę wkładać kija w mrowisko, ale uważam, że szczupła, proporcjonalna sylwetka i ciekawa (choć niekoniecznie klasycznie piękna) twarz są tu kluczowe. Prostota rurek, balerinek i t-shirtu nie zamaskuje żadnej niedoskonałości sylwetki. Ten styl jest nie do pogodzenia z moją figurą – sporym biustem, biodrami, udami. Jeżeli macie zdjęcia, które udowodnią, że się mylę to odwołam wszystko, co napisałam :) Póki co mam przesyt.
zgadzam się z tym przesytem francuskim stylem – na początku to funkcjonowało jako odkrycie na blogach/w poradnikach i jako fajna inspiracja, ale… gdyby wszystkie kobiety zaczęły prezentować francuski styl to chyba byłoby trochę nudno, nie:)? (i przestał by być francuski:) Znów kłania się zasada że przesada w każdą stronę jest zła, bo również według mnie on nie wszystkim pasuje, nie mówiąc już o tym że nie każda kobieta będzie się w tym dobrze czuła. Aczkolwiek, i tu będę przekorna po tej krytyce „francuskości”, polecam książkę „W Paryżu dzieci nie grymaszą” – wbrew pozorom wcale nie jest to o tym jakie przepisy sprawią, że niejadek zacznie jeść, raczej to trochę socjologiczno-psychologiczna analiza różnic we francuskim a amerykańskim stylu życia, oczywiście głównie w kwestii wychowania dzieci, ale nie tylko. Polecam wszystkim kobietom, które biorą sobie za dużo na głowę, nie tylko matkom:) Chociaż dla mnie podejście opisywane jako „francuskie” jest po prostu zdroworozsądkowe, ale chyba ostatnio świat traci zdrowy rozsądek…
Ola, mam dokładnie to samo. Na początku myślałam – świetnie, wystarczy założyć marynarkę, bluzkę w paski, eleganckie spodnie i gotowe. Ale potem szybko doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Źle się czuję w paskach, a zwykłe T-shirty rozciągają się na biodrach, są mi za ciasne w biodrach, luźne w pasie, a teraz ciężko trafić na taki, który się nie przekręca w szwach. Większość marynarek, kurtek i płaszczy odstaje mi na plecach, czego nie cierpię, a ostatnio wyrzuciłam ostatnią parę biodrówek. Francuski styl ładnie pasuje, ale tylko kobietom o naturalnej urodzie. Tak więc promowanie stylu francuskiego jako uniwersalnego i pasującej dla nas każdej to wielkie nieporozumienie.
I ja dołączam. „Francuski szyk” wychodzi mi już uszami, tak jak wszelkie jedyne słuszne i zdrowe diety „bez-„. Brutalna prawda jest taka, że, tak jak pisze Ola, nie każdemu on pasuje – wbrew prawdom lansowanym w blogerskich poradnikach.
mnie już zaczęła przytłaczać ilość książek o minimalizmie … jak patrzę na swoja półkę z książkami o tej tematyce, to …nie ma mowy o minimalizmie :(
I skandynawski design we wnętrzach.
Oraz kuchnia wegańska.
Czy tylko ja mam przesyt? :)
nie tylko Ty. Jest jeszcze dieta bezglutenowa….
Owczy ślepy pęd jest straszny.
Najwspanialsza rzecz, jaka mnie w zyciu spotkala, to ta, ze nauczylam sie czytac :-) Korzystam z tej umiejetnosci regularnie i czesto. Ciesze sie, ze i Ty, Mario, i Twoje czytelniczki nie stronia od ksiazek. Juz samo to nas laczy ;-)
Co nas rozni, to z pewnoscia wybor lektur, oraz ich interpretacja.
Przy okazji posta o ksiazce Asi Glogazy ponarzekalam troche na nadmiar „pisarzy”. Dzis troche zweryfikowalam poglady. Uwazam, ze jesli ma sie cos do powiedzenia, jesli potrafi sie swoja wiedze przekazac, jesli w koncu sa ludzie chetni, by to przeczytac, to po co MI te nerwy? JA najwyzej nie przeczytam. Albo przeczytam za jakis czas, gdy temat zacznie mnie interesowac.
Minimalizm jako ruch spoleczny nie jest dla mnie. Dlaczego? Przytocze meksykanskie przyslowie: „Kiedy jest najlepszy czas na jedzenie? Dla bogatego – gdy jest glodny; dla biednego – gdy ma co jesc”.
Uwielbiam czytac o minimalizmie – uspokaja mnie to, ale nie jest to filozofia dla mnie calosciowo. Gromadze wiele przedmiotow zeby z nich pozniej skorzystac-i naprawde korzystam, zeby nie wydawac. To forma oszczednosci, lub jak kto woli niemarnowania. Teraz jestem w ciazy- i z szafy wyciagnelam luzne swetry z czasow liceum. Myslalam ze do nich nie wroce, a tu prosze- jak znalazl! I nie sa juz luzne :) ciesze sie ze moja mama nie pozbywala sie swoich ciuchow – dzieki temu mam kolekcje vintage :) wszelkie pierdolki- korzystam raz na rok no i? Nie musze biegac do sklepu, zeby je kupic na nowo. Za to minimalizm nauczyl mnie nowego podejscia do zakupow np jakosci i przemyslenia.