W tak odważnej odsłonie jeszcze mnie nie widziałyście. Ta stylizacja jest dalszą próbą przełamywania się i nabierania siły w sferze wizualnej. Szukam tej odwagi w kolorach, ale mam również potrzebę, by pokazać się z bardziej kobiecej niż zwykle strony.

Co mam na sobie?

Przede wszystkim małą czarną z dekoltem w serek i o długości, jaką bardzo ostatnio lubię i z materiału o którym myślałam już kilka miesięcy temu w kontekście stroju wieczorowego. Sukienka kończy się przed kolanem i wydłuża mi nogę, ale nie jest na tyle krótka, by w jakikolwiek sposób martwić się o siadanie, schylanie czy komfort chodzenia. Czuję się bardzo pewnie, kiedy mam ją na sobie – nic nie odstaje, nie zawiewa, ale też nie obciska. I nie ukrywam też, że patrząc w lustro widzę szczuplejszą niż w swetrze i jeansach Marię.

Buty, których fason dawno mi się marzył. Uznałam, że muszę w końcu zrealizować swoją wizję niebotycznie wysokiego obcasa, odsłoniętej pięty i lakierowanej skóry i udało mi się znaleźć model buta, który jest zgodny w stu procentach z tą wizją. Tak jak myślałam są to buty jedynie do taksówki i to w obie strony. Nie ujdę w nich na ulicy więcej jak sto metrów, ale już w normalnym pomieszczeniu jest lepiej. I wcale nie chodzi o wysokość obcasa. Ona jest całkowicie do zaakceptowania. Chodzi bardziej o to, że przez brak platformy z przodu, odczuwasz boleśnie twardość powierzchni po której się poruszasz. Wiecie, w domu to ja w tych butach tańcuję po dywanie do Single Ladies i jest spoko, ale już chodnik jest nie na moje nerwy… Żeby była jasność – wiedziałam, że tak będzie, przy wyborze tych butów decydowały względy wizualne.

czarna welurowa sukienka

czarna sukienka długie kolczyki

dekoltw serek mala czarna

kobiecy styl

mala czarna

sukienka bee collection

Sukienka – Bee Collection
Buty – Gino Rossi
Torebka – vintage
Na ustach – Golden Rose

Kiedy pokazywałam się w czerwonej sukience, wiele z Was wspominało, że chciałoby mnie zobaczyć w czymś bardziej dopasowanym. Miałam już wtedy tę małą czarną, ale można powiedzieć, że to wywróżyłyście. Ostatnio naprawdę lubię siebie samą zaskakiwać – miłość do róż, czerwieni, kobiecego wyglądu to nie jest coś, z czym sama siebie do niedawna kojarzyłam, a jednak teraz wydaje mi się to bardzo spójne z moim wizerunkiem.

Z racji tego, że nie robię już moodboardów przed stylizacjami, postaram się pokazywać częściej na blogu. Myślę, że będzie to szczególnie ciekawe w kontekście podsumowania rocznego i wybierania najlepszej stylizacji.