Partnerem tego wpisu jest drogeria Hebe.

Na co dzień maluję się zazwyczaj tak, by podkreślić usta, a resztę twarzy zostawić w miarę naturalną. Uwielbiam patrzeć jak kobiety się malują i oglądam wykonywanie makijażów bez podziałów na to, że lepsze są makijaże naturalne, a te instagramowe są gorsze. Jestem otwarta i szukam dla siebie inspiracji wszędzie.

Ale muszę przyznać, że nie odnajduję się w „perfekcyjności” i że nie czuję takich makijażów od linijki na sobie. Dlatego oglądając ostatnio po raz kolejny serial Mad Men, zatrzymałam się na dłużej przy postaci Megan, granej przez Jessicę Pare. Ta aktorka ma takie nieidealne zęby, o których jest nawet mowa w serialu i jakoś mnie to ujęło, że można czuć się świetnie nie mając holywoodzkiego uśmiechu.

Gdyby odjąć błyszczące drobinki na powiekach i ustach, myślę że makijaż byłby stosowny również na dzień.

A więc tu inspiracja, a pod spodem moja realizacja. Zdjęcia w bezlitosnym świetle dziennym.

Start

Punktem wyjścia jest dla mnie twarz pokryta kremem BB. Na cienie pod oczami nałożyłam trochę korektora. Na brwiach mam żel w brązowym kolorze.

Staram się nie pudrować twarzy. Mam wrażenie, że używając pudru, matuję się tylko na chwilę, by potem ze zdwojoną siłą się świecić, znowu poprawiać i tak w kółko. Zresztą nie przepadam za bardzo matowym efektem na twarzy. Czasami, nakładam puder na korektor pod oczami, bo to ponoć poprawia trwałość korektora i sprawia, że on się nie przemieszcza, ale szczerze mówiąc nie zauważyłam, by z korektorem działy się jakieś cuda, gdy nie używam pudru.

Tu twarz bez pudru w każdym razie.

Bronzer

Uwielbiam szarość na oczach w towarzystwie ocieplonej bronzerem cery. Bronzer i szary cień to dla mnie świetny duet. Nie wstrzymuję ręki, gdy już mam użyć bronzera. Kładę go na policzki tak jak róż, na skronie, na skraj czoła, trochę na brodę i trochę na nos.

Dla osób, które mają jasną cerę sprawdzą się dobrze bronzery czy pudry rozświetlające w kulkach. Ja zawsze szukam takich produktów w których są różowe kuleczki. Mam taki dość kapryśny kolor skóry, bardzo jasny, ale równocześnie oliwkowy i muszę mieć na sobie zawsze jakiś rodzaj różu. Przy ocieplaniu skóry nie mogę polegać tylko na brązie, bo wyglądam dalej blado i „nieswojo”.

Gdybym w tym produkcie nie miała różowych kuleczek, użyłabym bronzera i dołożyła do tego jeszcze odrobinę swojego różu na szczyt policzka.

Kreski

Zupełnie niestarannie objechałam oczy czarną kreską. Starałam się zwiększać intensywność koloru (dociskać kredkę bardziej) przy zewnętrznym kąciku oka. Im bliżej nosa, tym ta czerń łagodniejsza. W dolnej linii wodnej też pomalowałam oko czernią.

Nie zrobiłam typowego kociego oka, tylko trochę jeszcze wyjechałam za zewnętrzny kącik. Tak jakby prosto i tylko potem palcem zatarłam kreskę do góry.

Drugą końcówką kredki (z gąbeczką) roztarłam potem linię na dolnej powiece, żeby nie była tak mocno graficzna. Górną linię zostawiłam na razie mocną, ponieważ…

Cień

Na górnej powiece nałożyłam najciemniejszy cień z paletki. Nałożyłam go na górną kreskę i tym samym przy rozcieraniu cienia pędzlem „naturalnie” połączyłam go z kredką.

Bardzo lubię ten efekt i często robię makijaż w tej kolejności: kreska kredką, potem cień do powiek. Daje to podkreślenie linii rzęs, ale jednocześnie kredka nie wydaje się taka bezczelna.

Ta kreska, którą widzicie w połowie wysokości mojej powieki to skóra. Tak zbudowana jest moja powieka i to sprawia, że mam „hooded eyes” :)

Cień zblendował mi się w miarę równo, ale gdyby na górze, zaraz pod brwią były jakieś nieregularności, zostawiłabym je, bo podoba mi się efekt „chmury” cienia w takim makijażu.

Tusz

Nakładam maskarę. Zdecydowanie mogę polecić Wam tę użytą tutaj. Jest podkręcająca, nie skleja rzęs i można swobodnie nałożyć kilka warstw.

Maluję górne i dolne rzęsy.

Błysk

Bardzo chciałam nałożyć sam błyszczyk z drobinkami, ale wiedziałam, że to u mnie nie przejdzie. Musiałam pod spód nałożyć jeszcze coś delikatnie różowego, więc użyłam naturalnej matowej pomadki i dopiero wtedy pociągnęłam usta błyszczykiem.

A błyszczyk był totalnym zaskoczeniem – kosztował 9zł, a przetrwał prawie cały dzień z jedną poprawką. Aż nie mogłam uwierzyć, że po obiedzie, dalej miałam błyszczące usta!?! Będę sprawdzać więcej kolorów z tej marki, bo bardzo się nastawiłam teraz na błyszczące usta.

Jak malujecie się na wieczór? Czy lubicie używać bronzera, czy jesteście bardziej drużyną różu?

Advertisement