Bezproblemowe ubranie na upały – sukienka i do tego ciężkie sandały i skórzana torebka. Tak to rozwiązuję, kiedy nie chce mi się myśleć o stylówkach. Cztery najczęściej noszone przeze mnie sukienki, znajdziecie poniżej.

Mój ostatni zakup. Byłam w sklepie stacjonarnym Grey Wolf i przymierzałam różne sukienki. Ta jako jedyna podobała mi się na mnie, nie na wieszaku i uważam ją za świetny zakup, bo noszę ją często. Moim głównym zarzutem do tego sklepu są dziwne dekolty – są zbyt rozlazłe przy szyi i przez nie zdyskwalifikowałam sukienki, które były, poza dekoltami, naprawdę ładne! Chciałabym mieć taką sukienkę również w czerni, ale przyznam, że nie będąc czarną jest też jakąś miłą odmianą w mojej szafie. Szczerze mówiąc, zdarza mi się częściej zakładać do niej białe sportowe buty niż sandały. No i ma kieszenie!

Tu sukienka, którą znalazłam w trakcie przeprowadzki w zeszłym roku :) Przeleżała sobie w szafie parę lat. Taka zwyczajna mała czarna na ramiączkach, która zaraz pod biustem się rozszerza. Normalnie nie noszę rzeczy na cieniutkich ramiączkach, ale tutaj mi to nie przeszkadza, wręcz ramiączka biustonosza zgrywają się ładnie z tymi od sukienki. Nie widać tego, bo noszę ją zawsze w ten sposób, z rozpuszczonymi włosami. A sukienka jest z lumpeksu, choć wygląda jak nowa.

Tutaj wiskozowa sukienka w groszki, kupiona w sklepie Greenpoint (to ona). Wygląda super do szpilek, a na co dzień noszę ją z Conversami lub sandałami. Z bardzo przyjemnego materiału, na upały też świetna. Paradoksalnie uwielbiam mieć zakryte ramiona i dekolt w upały, czuję się wtedy świeżej. Niestety widzę, że ona się dobrze nie fotografuje, ale zapewniam Was, że czuję się w niej jak milion dolarów :) I też bardzo Wam polecam, żeby kierować się przy wyborze ubrań samopoczuciem bardziej niż „obiektywnymi” prawdami.

Moja ulubienica. Trzy poprzednie zebrane razem nie byłyby w stanie zdetronizować tej jednej. Kupiona w zeszłym roku, marka Mango. Nadaje się na każdą okazję, zgrywa z każdą biżuterią i obuwiem. Zawsze latem związuję do niej włosy. Lubię pod nią zakładać golfy – czarny lub złoty. Gdy ją kupowałam, jeszcze nie wiedziałam, że będzie dla mnie taka ważna. Chciałabym, by większość ubrań mnie tak pozytywnie zaskakiwała.
Na moim instagramie zrobiłam filmik z tymi sukienkami.
Jakie ubranie u Was na upały?
Generalnie moim ulubionym wakacyjno – upalnym strojem są krótkie spodenki, najlepiej jeansowe, „obszarpane” i top na ramiaczkach, do tego najlepiej klapki na koturnie. Ale dreptajac do pracy – lato wykorzystuje na letnie kiecki, i to takie prawdziwie letnie, ktorych nie zaloze w innej porze roku. Cienkie, zwiewne, długie lub krotkie, przewiewne, w jasnych kolorach, lub kolorowe. Na pewno nie ma miejsca na czernie i inne ciemnosci. TE to w szafie jesienno-zimowej. Cóż… Chociaż hołfuję zasadzie, ze nie moja sprawa kto jak się ubiera, to patrzac na dzisiejsze stylizacje ciemnych kiecek nasuwa mi sie jedno – wszystko o nich mozna powiedzieć, ale nie to, że sa letnimi. Ale jak mówie – nie moja bajka.
Na upały zakładam jasne kolory, bo ciemne są latem kompletnie bez sensu moim zdaniem – po
pierwsze nie zgrywają się z jasnym otoczeniem, a po drugie przyciągają promienie słońca. Buty nosze tylko skórzane, bo ciężkie, nieskórzane sandały plus spocone przez upał stopy to raczej nie jest połączenie, które dobrze wróży i jest przyjemne (dla nosów zwłaszcza) postronnych osób.
A ja właśnie również latem noszę granat i czerń! Kiedyś starałam się przekonać do „letnich” kolorów i wzorów, nic z tego, w niczym nie mam takiego powera jak w ciemnej kiecce. U mnie robotę robią dodatki: espadryle, jasna torebka, apaszka zawiązana na koczku, wisior z barokową perłą.
Mario, mam tę niby niefotogeniczną w groszki, potwierdzam, jest świetna, choć latem kocham te kiecki do połowy łydki raczej. Też się wolę w upał zakryć. Przy skwarze mam wrażenie, że agresywne słońce mnie wprost pożera, więc chętnie chowam większość ciała w czymś przewiewnym.
Jeśli ciemne rzeczy są zrównoważone jasnymi, letnimi dodatkami – espandrylami, jasną torebką, jasnym wisiorkiem, wtedy jest super. Jednak dla mnie ciemna sukienka plus ciężkie, toporne, plastikowe sandały plus czarna torebka, to nie jest letni look, niestety. I wydaje mi się, że jeśli ktoś faktycznie chce osiągnąć letni look, to powinien się raczej trzymać z daleka od ubierania się w całości w ciemne kolory i zakładania obuwia, które nie dość, że jest ciężkie i zwyczajnie szpeci, to jeszcze nie ma właściwości przepuszczających powietrze.
Już tu raz na tym blogu była gorąca dyskusja na temat stylu Marii, dokładnie pod postem o sukience w stokrotki. Jak widać Maria nie wyciągnęła z niego żadnych wniosków, bo jej stylówki są w większości wciąż bardzo słabe i w ogóle do niej nie pasują. Ale to nie jest moja sprawa, wyrażam tu swoją opinię tylko, póki to nie jest (jeszcze) zakazane.
Dlaczego miałaby wyciągać wnioski, jeśli chodzi o jej własny, prywatny styl ubierania się?
Ja też w upały wybieram sukienki. Albo jedwabne koszule + długie spódnice, bo lubię mieć osłonięte przed słońcem jak najwięcej ciała. Zawsze największy problem mam z butami, bo nie przepadam za sandałami.
Po domu – czarna, już mocno znoszona sukienka, na wyjście z domu: niebieska, za kolano, w drobnym egzotyczny wzór.
Ostatnie, o czym chce się myśleć w upał, to staranne stylizacje.
O tej Twojej zielonej pomyślałam, że jest bardzo mariowa.
Dla mnie sukienki są najłatwiejszym, najwygodniejszym i zdecydowanie ulubionym ubraniem latem, zwłaszcza w upały. Lniane i wiskozowe, długość midi, taka trochę nad kostkę lub do połowy łydki, bez rękawów, najchętniej wiązane w pasie. Do tego Birkenstocki lub trampki i mała torebka przez ramię lub plecak, jeśli potrzebuje wziąć ze sobą coś większego.
Mario, skąd sandały? Wyglądają super, świetny kontrast z lekkością sukienek :)
Sandały są z Deichmanna. Nie są skórzane, ale wygodne i nawet teraz widzę przecenione, numerek 12202566. Można by markerem zamalować te białe przeszycia, ale ja doszłam do wniosku, że są nawet spoko :)
Miło dowiedzieć się, że nie tylko ja patrzę, czy da się coś zamalować lub odpruć przy kupowanych rzeczach ;)
Cieszę się, że nie tylko ja lubię czarne sukienki na lato
. Wcale nie jest mi gorąco w czerni. Dodatkowo uwazam że czern latem nie jest smutna a za to elegancka na tle ogólnej wakacyjnej pstrokacizny. Czern jest dla mnie smutna zimą kiedy większość kobiet nosi czarne płaszcze- ja wtedy, zima noszę płaszcze kolorowe.
Nie jesteś sama Ja zawsze wypruwam poduszki przy marynarkach i obcinam te cienkie tasiemki przy bluzkach, które podczas noszenia wyłażą i wkurzają okrutnie.
Sukienki królują też u mnie, ale maxi :) wszystkie na ramiączkach: ciemnozielona bawełniana, prosta i bez udziwnień, odcinana w pasie; z modalu udającego cieniutki, jasny jeans; wiskozowa w brązowy, afrykański etno-wzorek. Do wszystkich pasuje mój rudy skórzany plecak i każde letnie buty, jakie posiadam. W upały lubię też nosić kolorowe aladynki z prostym t-shirtem lub koszulką na ramiączkach. O dziwo, nie przepadam za ubraniami odsłaniającymi nogi, chociaż od czasu do czasu noszę też krótkie sukienki lub spodenki, ale nie są one nigdy pierwszym wyborem
Ostatnio wolę zestaw top/koszulka + spódnica (krótka lub maxi), natomiast mam ulubioną sukienkę na upały – czarna, luźna, asymetryczna mini z wiskozy i też lubię do niej białe sneakersy. Latem zwykle jestem opalona i bardziej mi się podoba opalenizna na tle czarnych ubrań niż białych, za to białe sportowe buty fajnie to przełamują.
Mario, podpisuje się pod wszystkim co napisałas o sukience z mango:) kupiłam ją w zeszłym roku, zresztą dzięki twojemu wpisowi:)
Nie wiem czy sama zwrocilabym na nią uwagę, na stronie wyglądała niepozornie i gdzieś ginęła mi w gąszczu innych sukienek, choć przecież szukałam prostej, letniej sukienki, a w czerni czuje się najlepiej.
Nie wiem gdzie tkwi jej magia, ale na sylwetce wygląda super, czuję się w niej świetnie, a to chyba nie tylko moje zdanie bo dostaje wiele komplementów jak jestem w nią ubrana.
Jako że mocno użytkowałam ja zarówno w zeszłym roku jak i w tym, zaczęłam smutniec że zaraz mi się zniszczy, a nie wyobrażam sobie już lata bez niej;) zaczęłam jej szukać i znalazłam ostatnie sztuki na mango outlet, w związku z czym nabyłam identyczny drugi egzemplarz na zapas:) w dodatku za niewiele ponad połowę pierwotnej ceny;)
Poza tym, abstrahując już od sukienki, jako że to mój pierwszy komentarz na twoim blogu, chciałabym dodać że robisz świetną robotę, nie mogłam się doczekać aż wznowisz wpisy, dużo z nich czerpie, cenie bardzo twój gust i trafne spostrzeżenia, a blog jest moim ulubionym:)
Jeszcze z nadzieją sprawdziłam, ale już nie ma jej. Też bym sobie wzięła na zapas… Dzięki za miłe słowa!
Generalnie latem staram się unikać czarnych ubrań, bo a) wyglądam ponuro, to raczej nie mój kolor, b) przyciągają promienie słoneczne, więc to nie najlepsza opcja na upał. Noszę jasne ubrania i są to jasne, radosne kolory. Przeważnie cienki t-shirt i krótkie spodenki lub zamiast spodenek długie spodnie z wiskozy we wzorki, kwiatki itp. Wtedy góra musi być gładka. Do tego jakieś klapki, sandałki. No Ameryki nie odkryję Ale… wczoraj założyłam sukienkę, którą kupiłam już dawno temu w Bonprix i czekała w szafie na swój dzień jest lekka, z wiskozy, taka trochę w stylu boho, luźny fason https://images.app.goo.gl/uQGMtgLm4JHK6NSu6 Myślę, że będę ją nosiła częściej, bo jest naprawdę świetna choć sukienki to na mnie są tak raz na rok
Zestawy letnie:
1. Sukienka – gdy żar leje się z nieba. Często jest to typ „mała granatowa” lub sukienka rodzaju koszulowego. Bardzo lubię długość maxi, ale w moim wydaniu grozi to śmiercią lub kalectwem i mówię to zupełnie poważnie ;)
2. Szarawary/alladynki plus luźna koszulka/koszulka z odkrytymi ramionami. Generalnie luz w odzieży dobrze robi gdy jest mi za ciepło.
3. Szorty dżinsowe lub materiałowe, proste do kolana lub trochę przed kolano plus koszula z kołnierzykiem (rękawy podwinięte) – mój ulubiony wariant, niestety nie upał.
4. Szorty powyższe plus koszulka bez rękawów – gdy gorąco, ale nie chce kiecki.
Plus do wszystkiego trampki – nie lubię sandałów ani innych butów typowo letnich.
Również bardzo lubię chodzić latem w ciemnych kolorach, ale odczuwam dużą różnice „na plus” zakładając białe/bardzo jasne ubrania (słońce mniej praży).
Podczas upałów noszę kolorowe sukienki na ramiączkach, bawełna lub wiskoza. Mam 3 sztuki: granatowa w duże kwiaty do kolan z Greenpoint, biała sukienka midi z zeszłorocznej kolekcji „kwiaty polne” z HM i sukienka midi w kolorze fuksji z Orsay – jeszcze nienoszona. Jeśli nie chcę zakładać sukienki ( np. na całodniową wycieczkę) zakładam t-shirt lub bluzkę i spódnice ołówkową prostą (nie obcisłą). To takie moje uniformy na gorące dni. Twoje sukienka są ładne, ale wydaje mi się, że można je nosić maksymalnie do 25 stopni. Czarnych sukienek latem nie noszę.
U mnie latem także królują sukienki. Ostatnimi czasy głównie dłuższe, luźne i lniane. Len to moje tegoroczne „odkrycie”;) Kiedyś mnie wkurzało, że ciężko się prasuje, że człowiek od razu wymiętolony a teraz to główny atut – nie prasuję, nie zwracam uwagi na zagniecenia i doceniam przewiewność i naturalność. Drugi wybór na lato to wiskoza też w postaci sukienek ale tu zdarzają mi się bardziej dopasowane fasony. Kolory od fuksji przez korale i zielenie po granaty (a nawet fiolet, mimo, że zawsze wydawał mi się jesienno-zimowym kolorem) ale czerni generalnie brak (tylko jako akcent na wzorze).
Z sukienkami jest u mnie problem, trudno mi się je kupuje. Na lato wybieram biały t-shirt i spódnicę midi, często białą lub pastelową. Do tego koniakowe klapki ze skóry lub złote sandały.
Z pewnością wygodne te sukienki,ale strasznie smutne.No i ja nie lubię czerni,a już w ogóle nie wyobrażam sobie nosić czerń w upał.Nawet jak miałam żałobę ,to w lato nosiłam biały, szary i granatowy kolor(bo normalnie uwielbiam kolory,więc dla mnie to był totalny brak koloru;)).
U mnie oczywiście królują sukienki z bawełny/wiskozy/jedwabiu o luźniejszym kroju. Generalnie nie lubię opiętych ubrań. Nie wyobrażam sobie też poliestru, zwłaszcza w upał. Nie lubię za bardzo eksponować ciała i nie wynika to z pruderii. Po prostu im więcej odkrytego ciała w upał, tym bardziej się nagrzewa. A w tym roku pokochałam luźne spodnie i zakładam do nich luźną koszulę, którą lubię zawiązać z przodu. Buty to klapki, sandały, sportowe i moje ukochane espadryle. W sumie nic skomplikowanego.:)
Tak, sukienka to strój idealny na upały i nie tylko. Szkoda, że nawet najmniejszy rozmiar z Grey Wolf jest na mnie za duży – w Orsayu brałam sukienki w rozmiarze 38, w Grey Wolf S jest na mnie za szeroka.
Dokładnie, wszędzie noszę M, a tam zawsze mierzę S…
Mario, bardzo ładnie prezentujesz się w zielonej sukience. Podoba z Esprit w kolorze granatowym skradła moje serce, ale to jednak nie jest do końca krój dla mnie. Sukienka w groszki tez chodzi mi po głowie:). Jednak marzy mi się taka w koszulowej wersji. Bez gumek w taki, akurat jakoś nie bardzo to mi leży… suma Summarum podobne nuty w głowie grają:)
Do mnie nie trafia argument o czerni,ze latem nie powinno sie jej nosic,bo przyciaga promienie sloneczne :) Uwazam,ze najwazniejszy jest material. Uwielbiam letnie sukienki i nosze je bardzo chetnie. Czasami mam ochote na kwieciste wzory a innym razem na mocne,jednolite barwy,np.fuksja,blue red,zielen,biel i czerń ;)
Upalna część lata to czas, kiedy mam najmniejszą frajdę z wybierania sobie ubrań – jakoś jeszcze nie znalazłam swojego stylowego klucza do tej pory roku. W czerwcu niemal przypadkowo dokonałam mega zakupu w secondhandzie: sukienka – princeska firmy Lacoste, granatowa z górą w paski. Jest z bardzo przewiewnej bawełny i wygląda oryginalnie. To taki ciuch, który można założyć bez namysłu i wiadomo, że będzie ok. Podejrzewam, że można by ją podrasować dodatkami, ale jak na razie zawsze szłam po najmniejszej linii oporu.
Tak poza tym, to mój zestaw ubrań na upały jest właściwie od lat taki sam i ogranicza się do paru ciuchów:
1) beżowa rozkloszowana etno sukienka w kwiatowe ornamenty (tak lekki materiał, że prawie się go nie czuje)
2) biała sukienka w niebieskie i czarne paski, bez ramion, o niestereotypowym fasonie, kupiona dawno temu w jednym designerskim sklepie (dzięki bawełnianemu materiałowi i krojowi prawie jej na sobie nie czuję)
3) czarna wiskozowa sukienka w kolorowe „esy – floresy”, też od designerki – zakup z historią, bo przymierzyłam ją na jakichś targach niezależnej mody bez przekonania, ale jak zobaczyłam siebie w niej, to się zachwyciłam
3) zestaw: czarne szorty + bawełniany top, ewentualnie czarna lekka spódnica + top
Mnie też nie przekonuje teza, że w lecie nie powinno się nosić czerni, bardziej kieruję się materiałem. Jak jestem opalona, to często wybieram właśnie czerń ze złotymi dodatkami. Wydaje mi się, że to najlepsze tło dla mojego typu opalenizny.
Sukienki na lato? Jak najbardziej, zawsze jasne albo we wzory – czasem etno, czasem nieokreślone, rozmalowane jak abstrakcyjne akwarele :) Zawsze z rękawkiem i dekoltem raczej głębokim niż szerokim – nie podoba mi się, kiedy spod sukienki wystaje mi ramiączko biustonosza albo widać go w głębokim wycięciu pachy. Do kolan albo maxi, wtedy mogą być powiewne. Z bawełny albo lnu. Mam jedną klasyczną szmizjerkę z krótkim rękawem i kołnierzykiem, rozpinaną na całej długości – na oko, fartuch pani woźnej, ale jest z pięknego, mocnego jedwabiu w kolorze morskiej zieleni. Do sukienek najchętniej noszę tekstylne espadryle na sznurkowym koturnie, mam kilka par w różnych kolorach, wiązane albo zapinane z tylu. Sandały na koturnie tez mogą być. Zależy mi, żeby całość była jasna i lekka, bo kiedy mam tak wyglądać, jeśli nie latem?