Ten wpis jest realizacją posta: Moodboard nr 14 – Szkocja

No proszę, udało mi się znaleźć prawdziwy kilt. Made in Scotland, 100% wełna! Coś pięknego. Z przodu prosty i z dużą agrafką, z tyłu plisowany. Bardzo ciężko się prasuje, wystarczy go na chwilkę zostawić luźno i już się gniecie. Ale naprawdę, wszelki trud jest warty tego uczucia, kiedy ma się go na sobie. Na spódnicy widać moje ukochane połączenie zieleni i niebieskiego, ta odmiana kraty nazywa się Douglas Blue.szkocka spódnicagolfkiltGolf – F&F, spódnica – vintage via Allegro, wsuwane półbuty – Bayla

Przygód z poszukiwaniem zimowego okrycia ciąg dalszy. Przymierzałam już chyba większość parek w sieciówkach i oczywiście każdy model ze sznureczkiem w talii wyglądał na mnie niekorzystnie. Zamówiłam więc kurtkę na Asosie, dokładnie ten model i chociaż jest bardzo ładna, ma śliczne futerko, jest stanowczo za cienka. Odesłałam. Tak samo było z płaszczem z Zalando (tym modelem). Też był za cienki i mimo pięknego koloru, odesłałam. Jedno dobre, co z tego wyszło, to uświadomiłam sobie, że na zimę nie chcę płaszcza z paskiem, wolę zwykłą bosmankę lub budrysówkę i w takim kierunku będę podążać. Cienki trencz, wiązany w pasie jest super, ale gruby płaszcz wygląda na mnie już typowo szlafrokowo i zbyt poważnie.

A wracając do Szkocji. Nie raz polecałyście mi w komentarzach serial Outlander, zaczęłam w końcu oglądać. Klimat cudowny, dziękuję za bardzo trafne polecenia.