Partnerem tego wpisu jest sklep internetowy z odzieżą i obuwiem Peek & Cloppenburg.
Bardzo nie lubię gotowych list z ubraniami, które każda kobieta powinna mieć w szafie. Ostatnio trafiłam na kilka takich list, nie tylko w magazynach o modzie, ale też na youtube i skłoniło mnie to do rozważań na temat tego, co ja uznaję za uniwersalne. Nie potrafiłabym wskazać, co każda kobieta powinna mieć w szafie, ale potrafiłabym zastanowić się nad tym, co sprawia, że dane ubranie DLA MNIE ma charakter uniwersalny.
Uniwersalność stroju jest dla mnie tożsama z jego wszechstronnością. Uniwersalny strój to taki, który będzie wielofunkcyjny, stosowny dla wielu okolicznościach i opierający się czasowi. Z tego co jednak zauważyłam, najczęściej słowo uniwersalny w kontekście ubioru równa się – dobry dla wszystkich, a więc z łatwością przychodzi tutaj nadawanie spisom rzeczy uniwersalnych takich tytułów jak właśnie „lista rzeczy, które każda kobieta powinna mieć w szafie”. To mnie nie przekonuje, więc skupiając się na uniwersalności ubrań myślę, że te cztery kryteria powinny być spełnione:
- ponadczasowość ubioru
O ponadczasowości pisałam w artykule Ponadczasowy styl. Jakie ubrania zawsze będą modne? Jakie ubrania nigdy nie będą „obciachowe”? - plastyczność
Czy łatwo da się włączyć te elementy do większości stylizacji? Czy dzięki dodatkom te ubrania mogą wskoczyć na wyższy poziom? - klasyka
O klasyce napisałam mnóstwo artykułów. Jeśli nie uznajesz czegoś za swój klasyk, trudno byłoby uznać to za coś uniwersalnego. Ja na przykład doskonale rozumiem, że białe sportowe buty pasują do większości rzeczy, ale nic mi po takiej uniwersalności, jeśli mnie samej ona nie służy.
Opcjonalnie czwarte kryterium, dla mnie istotne, ale nie najważniejsze, jeśli chodzi o uniwersalność:
- prostota
O prostocie pisałam w artykule Zawsze wybieraj prostotę. Czy to ubranie może być tłem dla innych ubrań? Czy jest zachowawcze?
Uniwersalne ubrania
Zgadzam się z umieszczaniem małej czarnej na takiej liście. Zmieniam buty i dokładam biżuterię i strój w którym idę na zakupy może stać się odpowiedni na wieczorne wyjście. Jednak to tak naprawdę jedyny element, który pojawia się na liście ubrań, które każdy powinien mieć w szafie, a który do mnie przemawia.
Czarne dzwony jeszcze do niedawna nie były na mojej liście zainteresowań, ale teraz nie wyobrażam sobie już bez nich szafy. Jest to tak uniwersalny strój, tak dobrze współgrający z moją sylwetką i wszystkimi górami jakie mam, że ograniczeniem dla niego są praktycznie tylko buty. Do dzwonów najlepiej pasuje obcas i chyba będę skłonna częściej nosić buty na podwyższeniu niż zrezygnować z tego fasonu spodni. Rozszerzane nogawki w spodniach o czarnym kolorze wcale nie kojarzą się mocno z latami 60. czy 70. i mogą być bez problemu stylizowane na elegancko.
W golfach nie czuję się źle jak niektórzy, za to zawsze czuje się bardziej „ogarnięta” niż w zwykłym swetrze czy bluzce. Czarny golf w moim odczuciu pasuje nie do większości rzeczy, a wręcz do wszystkiego. Jest to najbardziej uniwersalna rzecz w mojej szafie.
sukienka Boss Casual, golf Comma, spódnica Christian Berg Women, jeansy Dr Denim, kardigan Joseph Janard
O tym elemencie nie zawsze myślałam w kategorii uniwersalność, ale jednak zawsze go miałam. Zwyczajna, czarna spódnica, która latem jest na porządku dziennym. Nie obcisła, tylko delikatnie rozszerzana, lekka, czasem nawet zwiewna. Pasuje fajnie do ciężkich gór, typu bluza, gruby sweter, ale dobrze też łączy się z dopasowaną koszulką i golfem. Super do botków i sandałów. Zdecydowanie przydałaby mi się taka najbardziej podstawowa wersja tej spódnicy, bo moja ma wiązanie w talii.
Do kardigana przekonałam się niedawno, kiedy kupiłam sobie wełniany sweter w second handzie. Nie wiem jak to było bez niego. Nakładasz na siebie, gdy jest zimno i nagle cała stylówka jest taka przytulna i miła. Można kombinować – na koszulę, na t-shirt, do skórzanych legginsów, do sztruksów, do bardzo eleganckich spodni. Moje odkrycie :)
Nieuniwersalne ubrania
Te ubrania pojawiają się na większości list i chociaż je sama bardzo lubię, to nie uważam ich za uniwersalne.
Trencz z nich wszystkich jest mi najbliższy, ale przez to, że po zimie praktycznie z dnia na dzień robi się na niego za ciepło, zauważyłam, że coraz rzadziej go noszę (a mam trzy trencze: zielony, granatowy i czarny), więc to raczej moje dziwne odczuwanie temperatur ma tu wpływ na postrzeganie tego ubrania.
Marynarka jest tak eleganckim strojem, że nie wyobrażam jej sobie w wersji codziennej. Dla mnie założenie marynarki coś oznacza: spotkanie, pracę, większe wyjście (mam w głowie dość ograniczoną ilość funkcji dla tego ubrania, choć w zeszłym roku i tak ją rozszerzyłam).
Białą koszulę mam jeszcze do przepracowania, coś mi się zdaje, że rokuje :) Nie jest to nigdy mój pierwszy wybór i znowu – tak jak w przypadku marynarki, noszę ją zwykle „na elegancko”. Takie moje największe niezrozumienie, jeśli chodzi o ten element garderoby, wiąże się z tym, że wcale nie uważam go za wygodny. Czasami w komentarzach piszecie o tym, że w golfach czujecie się niekomfortowo, a ja takie odczucia mam co do koszul.
koszula Esprit Collection, trencz Lauren Ralph Lauren, koszulka Montego, marynarka Review
No i jeszcze biały t-shirt, który jest wymieniany na każdej liście jako podstawa każdej garderoby i element, który można ze wszystkim połączyć. Dla mnie biały t-shirt jest w negatywnym sensie zbyt podstawowy, prawie zbyt bieliźniany i za każdym razem, gdy widzę go ładnie zaaranżowanego np. z delikatną biżuterią, jasnymi jeansami, ładnym makijażem czuję, że czegoś i tak brakuje.
Znacie doskonale moje zdanie – w stylu należy być egocentrykiem. To, że coś zostało uznane przez kogokolwiek za uniwersalne, to dla mnie i dla Ciebie nic nie znaczy. Ważne co Ty widzisz jako to najbardziej plastyczne, praktyczne, ponadczasowe.
Jakie jest najbardziej uniwersalne ubranie w Twojej szafie?
O matko, wiem o co chodzi z koszulami – mam tak samo. Nie dość, że trzeba się namęczyć z prasowaniem, to jeszcze od razu jak ją włożę mam wrażenie, że na powrót jestem wygnieciona. Uwiera, miętoli się, takie nie wiadomo co – a żałuję bardzo, bo w stylizacjach mi się ogromnie podobają.
Czarne legginsy. Nosze do absolutnie wszystkiego i mam w wielu wydaniach
Legginosw powinno się zabronic kategorycznie kobietom;) Przepraszam, ale legginsy to kicz. Wszystko opinają, zaznaczają to co nie trzeba i wyglądają tandetnie. Legginsy tylko po domu.
Nie no, coś Ty, przecież leggisy są super do takich ogromnych dużych swetrów co zasłaniają tyłek i do botków. Ja bym do takiego swetra nie założyła rajstop, ale już legginsy spoko, zwłaszcza jak się nie chce zakładać jeansów :)
Czarny golf- tak, tak :) Przez ostatnie 3 lata pogoda jest taka zwariowana, ze nakładam trencz dosłownie kilka razy w sezonie. A co do białej koszulki to mnie się kojarzy ze świeżością :) Późną jesienią, zimą i wiosną uniwesalne dla mnie są wojskowe klimaty – parki, cięższe botki.
Dla mnie naprawdę biała koszula to świeżość, ale jakoś koszulka to już nie :)
O to to :)
Dla mnie za to żadna z czarnych rzeczy nie jest uniwersalna… nawet czarna sukienka. Jej zastosowanie to dla mnie jedynie na pogrzeb. Dla mnie najbardziej uniwersalne są jeansy w kolorze jasnego błękitu i ten nieszczęsny biały t-shirt. Mogłabym nosić ten zestaw ze wszystkim. W podróży, w pracy (z marynarką), na imprezę (wystarczy złota torebka). Dodatkowo o dziwo najbardziej uniwersalna sukienka to czerwona (na sylwestra, walentynki, swieta, halloween, wesele, randkę czy zwykły spacer).
Czarne kuloty to podstawa:) Przez okrągły rok i o każdej porze dnia mogę wyczarować coś dobrego na takim fundamencie.
Mario, mam zamiar mieć tę bransoletkę http://sklep.polazag.com/kategoria/bransolety/silk-bransoleta-3 ale jakoś mam przeczucie, że nie będzie mnie satysfakcjonować pojedynczo, mam w głowie raczej dwie, ale nie wiem jak je rozlokować: czy dwie na jednej ręce, czy na każdej jedna?
Dwie na jednej jak już, ale naprawdę nie dasz rady z jedną? Ona się wydaje spora, może jednak spróbuj z tą jedną tylko. Śliczna swoją drogą :)
Mam wizję czarnej długiej sukienki i do tego dużo złota na rękach, ale nie lubię takich podłużnych , kawałów blachy, jak niektóre bransolety, wolę zbudować nawarstwienie z pojedynczych egzemplarzy:)
Dobra, rozumiem już teraz :) To rzeczywiście na jednej ręce będą takie sploty wyglądać wyjątkowo!
Dla mnie mała czarna nie jest absolutnie uniwersalna rzeczą. :) Nie noszę czarnych ubrań , więc absolutnie nie widzę potrzeby posiadania takiej sukienki. Trencz też nie, zamiast trencza widzialabym kurtkę dżinsową. Pasuje do wszystkiego!!!!!!
Drugim uniwersalnym elementem są dla mnie polbuty w męskim stylu.
Trzecim koszula dżinsowa i w tym roku chcę poszukać idealnej białej koszuli, bo czuję , że sprawdziłaby się u mnie.
Nieubrana czuję się , gdy nie mam na sobie kolczyków.
To są moje uniwersalne elementy wymienione bez zastanowienia .
Ja zamiast małej czarnej mam małą granatową. Przybijam piątkę w kwestii trencza – sama też traktuję kurtkę jeansową jako bardziej uniwersalną. Mam od 6 lat ten sam egzemplarz z Mango, w dodatku odziedziczony po młodszej siostrze więc już prawie vintage ;) Noszę zapiętą, rozpiętą, z podwiniętymi rękawami.. uwielbiam.
z kolczykami mm tak samo :-) zawsze i do wszystkiego!
Ile razy ja dawałam szansę jeansowej kurtce, eh, nie mogę, nie umiem :)
No właśnie, Mario, ja Cię w ogóle w jeansowej kurtce nie widzę. Jesteś zbyt „dostojna”. No i jesteś zimą, a ten jeans taki mdławy, wyprany… Dla mnie z kolei szafa bez jeansowej kurtki nie ma sensu. Noszę ją cały rok i do wszystkiego, aż do zajechania :) Jednak ja jestem zgaszonym latem, kolor spranego jeansu jest dla mnie idealny. Ponadto dobrze wyglądam w krótkich rzeczach na górze. A co do koszul – przyznaję, że jest to trudny element garderoby wbrew pozorom. Ja mam kilka, ale nie noszę zbyt często na co dzień.
Granatowe jeansy! Zawsze, do wszystkiego. Z marynarką do pracy, z seksowną bluzką na randkę, z wygodną koszulka na codzień, z lekkim swetrem na spacer z dziećmi…. Chyba tylko do ślubu bym ich nie założyła
A ja mam od roku granatowe dżinsy i tak się męczyąłm, że awansowały na „po domu”…
Czarne wąskie spodnie – dżinsy lub materiałowe – mój absolutny must have, mogę je nosić zawsze i do wszystkiego.
Zgadzam się też z golfem z Twojego zestawienia – może być ciemny i prosty lub grubszy, wełniany, z plecionką.
A w przeciwieństwie do Ciebie dla mnie rzeczą uniwersalną jest właśnie marynarka – taką jak na zdjęciu, dwurzędową w kratę mogłabym nosić wręcz codziennie, w szczególności z wspomnianym golfem ;)
Obowiązkowym elementem jest też dla mnie biżuteria (kolczyki, pierścionki, bransoletka) i zegarek – nie pamiętam, czy kiedykolwiek zdarzyło mi się bez nich wyjść z domu.
Absolutnie zgadzam się co do marynarki :D Ja traktuję ją w cieplejsze miesiące jako zamiennik trencza czy innej kurtki/swetra.
Często chodzę w spodniach dresowych (haha) ale, że są one czarne i długości 3/4 to są idealne do domu, pracy czy na kawę z koleżanką. Wtedy tylko fajne buty ( w moim przypadku obcasy), jakieś koczyki i właśnie marynarka. Uważam, że wygląda to super; elegancko, ale nie przesadnie oficjalnie. Taki mój uniform.
W golfach przeszkadza mi, że są one z reguł obcisłe, a ja nie mam idealnej sylwetki, niestety. Mam jeden czarny sweter z półgolfem i go uwielbiam ale nie wiem gdzie szukać bluzek, które jednak by miały bardziej oversize’ową formę…
Do uniwersalnych rzeczy w mojej szafie zaliczę: dzianinowe, ale dobrze skrojone grafitowe spodnie, granatowa spódnica ołówkowa, dość cienkie bawełniane golfy (zawsze mam kilka- teraz czerwony i drugi w chłodnym bezu, czarne kozaki i botki, sandaly z drobnych paseczków, cieliste. Nie nosze białych koszul, białych t-shirtow bez wzoru, bardzo rzadko zakładam marynarkę, małej czarnej nie włożyłam od 2 lat. Mimo to, zawsze mam w co się ubrać. Taka nietypowa jestem;)
Radzi ciekawie czyta się Twój opis. Intryguje. Wymieniłaś zupełnie inne elementy.. szkoda, ze ukradkiem nie można się za Tono obejrzeć :)
Lubie inspirować się poczuciem piękna innych i odkrywać w tym moje zasady.
Właśnie bialty tshirt- i jasne jeansy to mój uniwersalny strój
Mam podobne odczucia. O ile mała czarna jeszcze ok, o tyle białych t-shirtów nigdy nie noszę… U mnie podstawa to czarne legginsy/rajstopy, spódnica +/- do kolan (może być kolorowa, najlepiej na estetycznej gumce, bo te z zamkiem, przy lekkich wahaniach mojej wagi w ciągu roku nie zdają egzaminu), ciemne, gładkie i dopasowane t-shirty. Od minimum 10 lat, te elementy się u mnie sprawdzają, powracam do nich zawsze :)
1. Prosta, czarna spódnica za kolano
2. Biała, taliowana koszula
3. Bordowa i granatowa rozkloszowana sukienka za kolano, z rękawem 3/4
4. Trencz (beżowy, czarny i oliwkowy)
A ja właśnie marynarki lubie z białym t-shirt’em, jeansami i mokasynkami/balerinkami na przykład. Wychodzę tak wieczorem na randkę z narzeczonym. A bardzo, bardzo rzadko nosze marynarki „na elegancko”. Co do koszul, szczególnie tych bialych, to uwielbiam takie lejące których przód można włożyć do spodni. I narzucić na to kardigan albo właśnie marynarkę ;) Chyba po prostu znalazłam swój sposób na tę rzeczy.
Super, to jest w ogóle taki właśnie trochę chłopczycowaty styl, bardzo mi się to podoba, chyba nawet teoretycznie bardziej niż sukienka na wieczór.
1. Ta spódnica – kupiłam dwie sztuki, i co rano automatycznie myślę o niej (nie zawsze zakładam, ale to pierwsza rzecz, do której biegną moje myśli tej zimy): https://www.tatuum.com/pl/spodnice/50440-betani.html#/kolor-granatowy – gdyby ktoś chciał ją zamówić przez internet, trzeba zamawiać o oczko mniejszą. Kocham ją, do wszystkiego mi pasuje, jest super ciepła i do wysokich butów idealna nawet na mrozy.
2. Bardzo lubię grafitową Elsa long dress z by Insomnia (mam trzy…) – niestety, roluje się, ale wybaczam.
3. Czarna ramoneska z Mango, kupiona tej jesieni – z zestawu Elsa + ramoneska + czółenka Ecco najchętniej bym nie wychodziła.
Cześć,
Bardzo ciekawe podejście, bo dla każdego co innego jest uniwersalne. Wiele kobiet wybierze sukienki, bo nie trzeba spasować góry z dołem. Szybka i wygodna i większość fasonów sprawdza się i do pracy i na wyjścia z przyjaciółmi.
Dla mnie podkoszulek, koszula, czarne spodnie materiałowe i dużo sukienkę. Duuużo :)
Pozdrawiam,
Kasia
Granatowe dopasowane jeansy, proste jednobarwne bluzki, taliowane ciemne koszule, lecz zdecydowanie z tych „nieformalnych” i nie wymagające godzinnego prasowania. Mała czarna, zamszowa ramoneska a ostatnio obszerne ciepłe golfisko w którym się zakochałam – tylko nie z tych duszących pod szyję a luźno puszczonych.
Dla mnie najbardziej uniwersalne są szary t-shirt oraz czarne spodnie – najlepiej rurki, ale dzwony też dają radę.
Te dwie rzeczy jestem w stanie połączyć z czymś dodatkowym, tak że mam strój dzienny, sportowy i wyjściowy w sumie też.
A właśnie szary t-shirt to jest dla mnie jeszcze mniej zrozumiały niż biały :) Ale to tak już jest, że u każdego te bazówki będą inne!
Dla mnie najbardziej uniwersalne są czarne, proste rurki. Dla mnie to ubranie do pracy, na uczelnię, ognisko, rozmowę o pracę, zakupy, imprezę w klubie… Niewiele jest okazji, na które nie założyłabym takich spodni. Kolejne są czarna prosta bluzka, czarna narzutka i kardigan, mała czarna i długa, cienka spódnica w ciemnym kolorze (na lato).
Też zawsze miałam problem z takimi jedynymi słusznymi listami klasyków. Na trencz jest albo za zimno albo za ciepło (a w często wymienianym beżowym wyglądam po prostu źle ze względu na kolor). W białej koszuli czuję się jak na smutnej szkolnej akademii, niebieskie dżinsy nie grają z moją estetyką, jedynie marynarki są super, ale są zbyt niewygodne na co dzień. Jak głupio by to nie brzmiało, cieszę się, że teraz wiem, że to nic złego, że nie zgadzam się z takimi listami i nie muszę się nimi przejmować.
Ja też się cieszę, że miałam udział w obalaniu takich list :) A co do rurek to jak najbardziej dla mnie to też mega uniwersalne spodnie. Mam wprawdzie tylko parę, ale to jest mój wybór zawsze, gdy mam jakieś wątpliwości :)
A u mnie w szafie właściwie z takich typowo uniwersalnych rzeczy (nie tylko dla mnie, ale występujących w takich zestawieniach) są te, których Ty napisałaś, że dla Ciebie nie są uniwersalne. Czyli marynarka- czarna do bioder, może być o kroju fraka albo innym już sama się nie doliczę ile takich zajechałam, obecnie mam typowy frak- i biała koszula- tylko koniecznie z wiskozy nie z bawełny, w bawełnianych koszulach mi okropnie niewygodnie. Za to z takich klasyków, które są uniwersalne dla mnie ale niekoniecznie w powrzechynym rozumieniu to białe martensy z białą podeszwą, zarówno za kostkę jak i krótkie- właściwie nie noszę innych butów, plecak typu sachel bag czarny, miękka bluza z czarnego weluru i złote rurki.
Ja byłam przekonana, że Twoje uniwersalne rzeczy będą zupełnie inne niż wszystkich :)
Ale masz fajny styl! :)
Nie bede odkrywcza- dzinsy, najlepiej granatowe, w dowolnym fasonie, buty na niezbyt wysokim slupku i prochowiec wlasnie. Do tego rowniez golf- w moich kolorach, wiosna i latem bluzki- nie koszule i bron boze podkoszulki:) ni biale nie w zadnym innym kolorze
Sukienki lub tuniki noszone do wąskich spodni lub legginsów, na to dluga narzutka lub długaśny kardigan, latem baleriny a zimą kozaki do kolan. Innych ubrań juz nie kupuję, tylko to zgadza się z geometrią mojej sylwetki. Kolory z mojej palety i nic więcej.
U mnie najbardziej uniwersalne są długie wdzianka z asymetrycznym dołem. Mam ich kilka, w różnych kolorach, idealnie sprawdzają się do wąskich spodni.
Dla mnie czarna sukienka, mam w szafie cztery, absolutna podstawa. Biała koszula – też uwielbiam, ale fakt, prasowanie potrafi być uciążliwe. Jeansy – czarne i ciemny granat, mam takie zawsze w szafie. Uniwersalne są jeszcze dla mnie czarne, płaskie botki. Jak piszesz o tej spódnicy, to myślę, że to mógłby być również mój klasyk, zresztą kiedyś takie spódnice nosiłam regularnie, teraz szukam odpowiedniej, żeby wzbogacić szafę :)
Właśnie odkryłam że temat „pewniaków” jest dla mnie strasznie trudny, jednak od jakiegoś czasu zaczęłam zauważać czego mi brakuje. Wcześniej używane rzeczy których obecnie już nie mam takie jak ramoneska, szare spodnie cargo, kremowe i beżowe swetry, proste czarne botki to jest zdecydowanie to. Myślę że mogłabym podążyć tym kierunkiem. Na razie zakupiłam tylko botki ponieważ ich fason najbardziej mi odpowiadał, a na resztę poczekam, może jakiś kaszmirowy sweterek upoluje na zimowych promocjach :)
U mnie najbardziej uniwersalną rzeczą w szafie jest czarna wełniana ramoneska, mam ją od daaawna (pięć lat albo i dłużej) i była moim okryciem wierzchnim we wszelkich możliwych sytuacjach od zwykłego spaceru po wesele. Nie wiem co zrobię jak się zużyje, mogłam kupić drugą na zapas ;D
Kolejnymi takimi rzeczami są czarne rurki i błękitna koszula. Niby lubię białe koszule i zawsze mam jedną w szafie, ale jakoś chętniej sięgam po błękitną.
u mnie czarne wąskie spodnie, czarne botki na grubym obcasie, workowate sukienki. nie mam żadnej rzeczy z listy nieuniwersalnych, nigdy bym ich nie nosiła. czasem mówi się, że trencz pasuje do każdej figury – ja jestem typowym jabłkiem i pasek wypada mi w najszerszym miejscu brzucha, dlatego do mojej kompletnie nie pasuje.
No właśnie, o tym nawet nie wspomniałam, ale takie listy kompletnie nie są tworzone z myślą, że ludzie są różni :) Workowate sukienki też lubię i też wydają mi się zawsze dobrym rozwiązaniem jak nie ma co wykombinować :)
Ukochane jeansy: granatowe rurki. Do wszystkiego mi pasują, buty potrafią dodać im charakteru w zależności od okazji. Chociaż mam teraz taki czas, że na nawet mniej oficjalne wyjścia, czy to spotkania nawet rodzinne staram się ich nie zakładać i odkrywam możliwości prostych materiałowych granatowych rurek.
Aaaa! Oglądałam Twoją rozmowę z Ulą Chincz – tez jestem zaskoczona, jak miły masz głos! Wyszłaś bardzo profesjonalnie i rzeczowo, nawet w konfrontacji z Ulą, która przecież obycie z mediami ma wprost we krwi!
Dziękuję kass <3 <3 <3
Dla mnie uniwersalne rzeczy i must have w szafie to czarna ramoneska, jeansy rurki lub czarne spodnie-rurki z wysokim stanem i obcisłe czarne bluzki, topy. Najlepiej czuję się w czarnych ubraniach, koniecznie szalik, chusta jako dodatek. Spódnice ulubione to te obcisle, do kolan. Figura gruszka, dlatego źle czuję się w eversizach, które mnie niepotrzebnie poszerzają. Lubie podkreslac wąska talie i takie ubrania wybieram. Czarne
Najbardziej uniwersalnym ubraniem w mojej szafie jest ostatnio sukienka Gap kupiona w sh. To szmizjerka z kołnierzykiem, uszyta z cienkiej bawełny imitującej jeans, ściągana w talii, przed kolano.
W lecie podwijam rękawy (można je podpiąć), rozpinam dwa/trzy guziki, zakładam klapki lub sandały i jestem gotowa.
Na jesień nosiłam ją do kryjących rajstop i moich ukochanych lakierowanych mokasynów Wonders na grubej platformie, czasem narzucałam na sukienkę jeszcze granatową puchową, pikowaną kamizelkę Uniqlo (też sh).
Zimą noszę z grubymi rajstopami, botkami i granatowym swetrem (kaszmir, Uniqlo, też sh) z małym dekoltem wtedy wyciągam na wierz kołnierzyk.
Już zaczynam się rozglądać za drugą bo coś czuję, że przy takiej częstotliwości noszenia długo mi niestety nie posłuży choć bardzo o nią dbam.
Też jestem entuzjastką czarnych golfów! Jako studentka filozofii noszę je niemal jak mundurek. W trenczach nigdy nie czułam się sobą, zamiast nich moim osobistym klasykiem jest długi prawie do ziemi lejący się czarny płaszcz z rozcięciami po bokach, bez guzików, mocno wiązany w talii (o ten, tylko na mnie jest dłuższy niż na modelce – https://www2.hm.com/pl_pl/productpage.0416502001.html ). Poza tym w przeciwieństwie do ciebie noszę marynarki na co dzień. Mam parę zestawów garniturowych, głównie czarne ale także w kratę (ostatnio zakochałam się w tym, z Zary – https://static.zara.net/photos///2018/I/0/1/p/8372/222/802/2/w/1024/8372222802_1_1_1.jpg?ts=1534756564127 ). Noszę je właśnie głównie z czarnymi golfami, nigdy z koszulami.
Trudniej mi przychodzi ustalenie moich uniwersalnych strojów na lato. Jestem bardzo wrażliwa na upały – gdy tylko temperatura przekracza 25 stopni, troszkę umieram i najchętniej chodziłabym nago. Chyba moim najbardziej uniwersalnym letnim ubraniem jest bieliźniana, lekka, prosta sukienka bez pleców na cienkich ramiączkach, którą noszę bez stanika. Mam takich kilka i w upalne dni tylko tak ubrana jestem w stanie wytrzymać południowe godziny.
Muszę przyznać, że zarówno płaszczyk, jak i marynarka mają świetną formę, bardzo mi się podobają, a marynara do golfa to już w ogóle sztos :)
Najbardziej uniwersalnymi rzeczami mojej szafie są…bluzki z paski! Zwykle paski granatowo-białe lub czarno-białe. Latem noszę praktycznie same bluzki w paski, a jeśli nie bluzki, to sukienki w paski. Pasują praktycznie do wszystkiego, potrafią ożywić stylizację, wyglądają ciekawiej niż np. proste białe bluzki, potrafią nadać letniego „żeglarskiego” charakteru jeśli jest potrzebny. Te samą bluzkę mogę założyć na wakacjach nad morzem, na Mazurach, jak i do teatru (oczywiście z odpowiednimi dodatkami). Teraz marzy mi się taka kurtka/plaszczyk przeciwdeszczowy właśnie w granatowo-białe paski.
Myślę, że mogłybyśmy dzielić szafę! :)
Ach, jeszcze zapomniałabym o jednym uniwersalnym kolorze, jakim jest dla mnie granatowy. Kocham granatowy, mam mnóstwo granatowych ubrań (i torebek i szalików), potrafię nosić all granat look. Idealnie tutaj pasują o oczywiście bluzki w paski.
Biała koszula i czarny golf to dla mnie synonim czegoś, w czym mogłabym pójść zarówno na spacer po lesie, jak posłuchać orkiestry symfonicznej. Obie te rzeczy to dla mnie druga skóra, w której pewnie nawet poszłabym spać i zarazem lubię to, jak wyglądają.
Nie łykam za to w zestawieniach ,,co każda kobieta…” dżinsów. Wiele osób wygląda w nich świetnie i umie zrobić z nimi coś eleganckiego, ale ja do nich nie należę, niestety. Mam co do nich takie wrażenie, że zawsze czegoś brak, a już najlepszym paradoksem jest, że na raz mi okropnie niewygodnie, ale przy tym czuję się jak slummy mummy. W porównaniu z dżinsami, w dresie jestem królową wellnes i ikoną stylu ;)
Tez absolutnie nie lykam dzinsów. Moje ostatnie odplynely z pradem dziejów, kiedy mialam 13 lat, czyli 20 lat temu. Niektórych ludzi do dziś szokuje, ze od tego czasu nie posiadalam ani jednej pary :)
Dla mnie najbardziej uniwersalne są czarne rurki, bluzki w paski i wygodne, białe koszule z graficznym wzorem (kropki, kratki, paski itd.). Uwielbiam też „jeans” w każdej ilości i postaci (szmizjerki, koszule, katany); sprawdza mi się o każdej porze roku. Ciągle mam problem ze znalezieniem uniwersalnych butów zimowych i przejściowych, za to nie wyobrażam sobie lata bez balerinek (czarnych i złotych) i białych tenisówek.
Mała czarna, mała czarna i jeszcze raz mała czarna. We wszelkich odsłonach: z rękawem, bez rękawów, asymetryczna, prosta, drapowana, krótka bądź długa. Koniecznie dopasowana, podkreślająca figurę.
Reszta może być jakakolwiek, byle buty były dobre (ich fason zależy jednak już od epoki i trendów, sukienka jest ponadczasowa). Do małej czarnej pasują szpilki, motocyklówki, sandały, trampki. Eleganckie kaszmirowe płaszcze z paskiem, luźne okrycia wierzchnie typu „hiroshima chick”, ramoneski, trencze, wojskowe kurtki a nawet przezroczyste plastikowe płaszcze przeciwdeszczowe. Biżuteria srebrna ascetyczna, dekoracyjna złota a nawet kolorowy sutasz.
Takich sukienek mam całą szafę, ale gdybym miała tylko jedną plus kilka zestawów fajnych dodatków, też czułabym się dobrze ubrana ;)
Rzeczy uniwersalne w mojej szafie?
Najwięcej mam koszul, gdyż czuję się w nich swobodnie i w zależności od dodatków mogę wyglądać elegancko lub na luzie. Uwielbiam białe koszule wiosną i latem; lniane, z bawełny – różne. Zawiązane w pasie, włożone na koszulkę na ramiączkach lub na sportowy stanik; do dżinsów, spódnicy, krótkich, długich, ech…:)
Uwielbiam też trencze o różnych krojach, długościach; muszę mieć w szafie beżowy i czarny.
I czarna ołówkowa spódnica – mam kilkulatkę ze eko-skóry i taką rozciągającą się, ze streczem bez podszewki – na każdą porę roku i do wszystkiego.:)
Bez dwóch zdań jeansy i przylegające cienkie swetry w prążki. Swetry można łączyć z różnymi spodniami, spódnicami, a jeansy z każdą górą.
Zgadzam sie z Twoim podejsciem. Lubię Twój styl ale moze oprocz kardiganów nic z Twoich „uniwersalików” by mi nie pasowało :) Juz bardziej trn drugi zestaw! Dla mnie uniwersalne są zwlaszcza zwężane dżinsy, nawet w ciąży nie potrzebuje dresow czy „domowego” ubrania. Kolorowe swetry i (krótkie) miękkie marynarki, ramoneski, kurteczki, ale przede wszystkim miękkie wygodne koszule – neutralne i kolorowe. Jak sie ma takie to juz tysiące zestawow mozna wyczarowac, w stylu casual z lekkim twistem. Na lato lniane i bawelniane sukienki z guzikami najlepiej, niekonieczne szmizjerki. I do pracy, i do piaskownicy – są idealne.
Twoje podejście nauczyło mnie i przekonało, że w kwestii mody trzeba zdać się na siebie. Nie patrzeć na te głupie listy, trzymać się swoich klasyków, olać inne klasyki. Dla mnie klasyczna muzyka to Led Zeppelin i Dire Straits, wiem jak to brzmi :D
Zgadzam się też z małą czarną i czarnym golfem – kiedyś nie lubiłam, ale przekonuję sie z roku na rok… a ostatnio polubiłam, jak coś mnie dusi, tak, że bez szalika czuję się dziwnie… jest coś seksownego w golfach :)
Dla mnie hit nr 1 to czarna, skórzana ramoneska – nosiłabym ciągle, wyrzuciłabym wszystkie marynarki, kurtki w zamian za nią.
Hit nr 2 – dżinsy… sponiewierane czy nie, muszą być. Najlepiej rurki :)
Hit nr 3 – panterka – bardzo uniwersalny wzór. Elegancki i drapieżny zarazem… nie mam z nią problemów, pod warunkiem, że dobiorę w odcieniach szarości czy niebieskie :) Kolejny hit to… moro. Bardzo polubiłam :) Ostatnio coraz mocniej wchodzę w wojskowe i rockowe nuty. :)
Na zimę kurtka parka, najlepiej w wojskowe kolory i futrem. :) Dla mnie lepsza niż galowy trencz. Bliżej mi do brudnego żołnierza w terenie niż galowego i wychuchanego zdobywcy medali :D
Biała koszula… powiem, że przemawia do mnie, ale nie aż tak bardzo jak biała sukienka – mogłabym mieć lato w zamian za sukienkę.
Pozdrawiam :)
U mnie uniwersalność garderoby to to, o co walczyłam przez kilka lat w mojej szafie. Może i brzmi to nudno, ale taka przewidywalna i schematyczna baza jest świetna w swojej prostocie i daje tło niebanalnym dodatkom. Dalej to już tylko krok do kapsułowej garderoby – ale tu celuję bo posiadałam zbyt wiele rzeczy nie pasujących do niczego i tym samym praktycznie nigdy nie noszonych. Takie ogarnięcie tematu to dla mnie wybawienie zakupowe, miejsce w szafie, oszczędność w portfelu i bardzo bardzo przemyślane zakupy.
Po pierwsze kolory – źle wyglądam w kontrastach więc moje uniwersalne ubrania posiadam w beżu i czerni/granacie.
Fasony jak najbardziej klasyczne, dopasowane oraz gładkie tkaniny bez wzorów: trencz, niewysokie wygodne szpilki w delikatny szpic, wygodne baleriny, botki na stabilnym obcasie, wysokie oficerki na zimę, dwurzędowy zimowy płaszcz, ołówkowa spódnica, jeansy rurki z wysokim stanem, wciągany bawełniany/wełniany sweterek, mały kardigan, jednolity top na cienkich ramiączkach, rozkloszowana sukienka w łódkę z rękawem 3/4, prosta mała ołówkowa sukienka.
W zasadzie wymienione rzeczy powinny być jak najlepszej jakości, szkoda że nie są niezniszczalne :)
Do mojej bazy ubraniowej nigdy nie wejdą biała koszula, źle mi w bieli i tez wyglądam w niej jak wyrwana ze szkolnej akademii, golf ( dusi mnie) marynarka czy żakiet ( zbyt formalne) czy jakiekolwiek sportowe buty.
Czarne dopasowane spodnie, dopasowane dzianinowe golfy (szary, czarny, beżowy, butelkowa zieleń), niebieskie dżinsy z dziurami, spodnie w kolorze khaki, ramoneska skórzana, kurtka dżinsowa, ciężkie buty, a jak lżejsze to tylko na płaskim obcasie. Dżinsowa koszula, dżinsowa wąska spódniczka, t-shirty w paski.
Nie lubię małej czarnej sukienki, białej koszuli, białego t-shirtu, marynarek, wyglądam w tym beznadziejnie. Miałam kilka trenczy, ale ciągle wisiały w szafie, więc sprzedałam.
Moim mottem mogłoby być „Chłodnym latem jestem i nic co czarne nie jest mi bliskie”. Więc chociaż mam w swojej szafie małą czarną, czarny golf, jakieś czarne koszulki i sweterki, a do tego niewiele brakowało a kupiłabym czarną ramoneskę, to żadnej z tych rzeczy nie mogę uznać za klasyczne i uniwersalne dla mnie.
Zjawisko małej czarnej i uznania jej za klasykę jest niezwykle ciekawe. Kiedy próbuję sobie to wyjaśnić, przez głowę przepływa mi kilka obrazów, które utrwaliły się w kulturze. Pierwsze dwa są z kręgu kultury popularnej:1) oczywiście Audrey Hepburn w sukni Givenchy’ego w Śniadaniu u Tiffany’ego; 2) Coco Chanel jako ikona, która wylansowała proste czarne sukienki i w ogóle czarne ubiory jako antidotum na barokowy przepych poprzednich epok. Pozostałe sięgają nieco wcześniej niż XX wiek i wywodzą się z literatury pięknej: 1) Anna Karenina jako jedyna młoda kobieta na balu w Petersburgu ubrana na czarno 2) Jane Eyre snująca się po domu Rochestera w ascetycznych czarnych sukniach, stanowiąca przeciwwagę do bogato i kolorowo ubranych dam, które zjechały gościć we dworze 3) Ellen Olenska w „Wieku niewinności” E. Wharton uznana za ekscentryczke z powodu pojawienia się na balu debiutantek w czarnej sukni. Takich przykładów pewnie znajdzie się jeszcze kilka. Ale to co dla mnie jest w nich wspólne to to, że „mała czarna” jasniala blaskiem czarnej perły głównie przez fakt, że odcinała się na kwiecisto-kolorowym tle ówczesnej mody. Zwracała uwagę po pierwsze samą swoją odrębnością, a po drugie tym,
że przenosila uwagę patrzących z samego ubioru na urodę noszącej ją kobiety. Zarówno wiek XIX, jak i pierwsze dekady oraz lata 50.-60. XX wieku to czas koloru w modzie damskiej. Żywego, pastelowego, głębokiego albo słodkiego, ale koloru. Do tego hafty, koronki, czy kolorowe wzory. Żadnej z tych rzeczy nie można uznać za mniej gustowne niż małą czarną – moim zdaniem w modzie nie chodzi o to 'co’ , ale 'jak’. Ale wtedy prosta czarna sukienka była czymś niebywale oryginalnym i nieoczekiwanym.
Dziś jest trochę inaczej. Dominuje czerń i szarość, minimalizm, uniseks. To są świetne tropy w budowaniu stylu (choć nie dla mnie). Ale nie stanowią już aż tak wdzięcznego tła dla małej czarnej – teraz już jest ona wyborem dość uniwersalnym i oczywistym, w przeciwieństwie do tych ikonicznych „momentów” kiedy była wyrazem odwagi, indywidualizmu, nawet ekscentrycznosci.
Zatem chociaż odrobinę zazdroszczę kobietom, którym pięknie w czerni, moim najbardziej uniwersalnym ubiorem jest „mała szara”, „mała granatowa” czy inna „mała w dowolnym kolorze z palety chłodnego lata” – moja szafa pełna jest rozkloszowanych sukienek za kolano, dopasowanych od pasa w górę, w całej mojej „chłodnolatowej” palecie. Głównie bez żadnych wzorów, z miękkiego, solidnego bawełnianego jerseyu, choć mam też z tkanin wełnianych, bawełny satynowej czy bawełnianego aksamitu. Ale te jerseyowe są absolutnie uniwersalne – noszę je cały rok (w różnych wariantach grubości i długości rękawów), zarówno po domu (pracuję w domu i postanowiłam dla siebie ubierać się tak samo jak „do ludzi”) jak i do filharmonii, teatru czy opery.
Super komentarz. Rzeczywiście czerń nie jest teraz zbyt odkrywcza i jest pewnym pójściem na łatwiznę, co jednak nie zmienia faktu, że w dalszym ciągu jest piękna, najpiękniejsza :)
Racja, racja – kiedyś czerń znaczyła więcej. Dzięki za przypomnienie „Wieku niewinności”, przypomniałam sobie te wszystkie napięcia i niedopowiedzenia, eh.
Oczywiście! Dlatego i mnie zdarza się ulec słabości, kupić coś czarnego i nosić z przyjemnością, nawet jeśli nie za często:)
Jak różne można mieć odczucia. Dla mnie czerń jest tragiczna. Nie kolor, ale brak koloru. Źle wyglądam i źle się czuję w czerni, zaraz mi nastrój spada.
Klasycznych list też nie uznaję. Żaden trencz ani dżinsy czy szpilki.
Katarzyno Mario, bardzo ciekawy komentarz. A ja własnie odkrywam dla siebie taki fason sukienek, o których piszesz. Możesz mi podpowiedzieć, do jakich sklepów warto zajrzeć w poszukiwaniu takich jerseyowych sukienek?
Świetnie napisane, Katarzyno Mario. Ja mam co do calego tego czarnego minimalizmu podobne odczucia – i tez rzadko zdarza mi sie chodzić cala na czarno (co ciekawe, mimo popularności czerni tak sie sklada, ze akurat prawie zawsze, kiedy zaloze zestaw: czarna spódnica + czarna bluzka, znajomi pytaja mnie, czy jestem w zalobie :)). Fanka „malej jednolitej” jestem niezmiennie od kilku lat.
Przyznam, że bardzo nie lubię klasycznych, białych koszul. Co więcej, uszycie DAMSKIEJ dobrej klasycznej koszuli wymaga prawdziwego kunsztu. Szczerze mówiąc, obserwując odziane w klasyczne koszule kobiety na ulicach, w biurach czy sklepach, nigdy nie widziałam takiej, która miałaby idealnie leżącą i dobrze dopasowaną koszulę. Po prostu nie. I to nie jest wina tych kobiet, tylko.. tych koszul. Zawsze albo coś jest nie tak na plecach, albo źle uszyta w biuście, albo coś nie gra na wysokości talii bądź w ramionach.
A moje uniwersalne rzeczy to:
– gładkie golfy z wełny w czerni, granacie, błękicie;
– kaszmirowe lub wełniane swetry z głębokim dekoltem w serek, noszone na koronkową, miękką bieliznę;
– botki, najlepiej z elementami skóry lakierowanej;
– szpilki lakierowane;
– granatowe rurki dżinsowe, bardzo dopasowane;
– wąskie cygaretki;
– wełniane płaszcze z paskiem w talii;
Mój numer jeden to czarna, skórzana ramoneska.
Noszę praktycznie przez wszystkie sezony – jesień/zima na cebulkę, z wielkim szalem omotanym wokół szyi; latem w chłodniejsze wieczory do obcisłej sukienki i gołych nóg. Noszę ją też bardziej na elegancko, do sukienek i obcasów, jako zamiennik żakietu. Była też na moim własnym ślubie, założona do białej sukni (http://jaskolska.com/wp-content/uploads/2018/02/slub-plenerowy-w-gorach_070-1.jpg). Wtedy zdałam sobie sprawę, że to mój najbardziej uniwersalny ciuch i punkt odniesienia – jeśli coś nie pasuje do ramoneski, to raczej nie pasuje do mnie ;)
Dalsze punkty listy:
– cienki, czarny golf
– czarna spódnica tuba, raczej dłuższa niż krótsza
– szara sukienka tuba z krótkim rękawem, zabudowany dekolt (całoroczny ulubieniec)
– obcisły t-shirt w kolorze „szminkowego” różu, zabudowany dekolt
– czarne, szerokie spodnie z kieszeniami, z lejącej się wiskozy, na szerokiej gumie z ozdobnymi troczkami-frędzelkami
Wyglądałaś bosko, jaki cudny klimat tego zdjęcia!
Dziękuje :)
Cześć Dziewczyny, w wielu komentarzach, jako klasyk pojawiają się czarne rurki. Szukam takowych, ale jakbyście dały namiary gdzie kupić, to byłabym wdzięczna Warunek: nie mogą się rozciagac , muszą przylegac do ciala, być miękkie (chodzi o przyjemny jeans) i kolor musi trwały.
Agnieszka, ja uwielbiam swoje jeansowe rurki z River Island, ale muszę przyznać, że są trochę elastyczne.
Esmara! Czyli lidl. Są miękkie, świetnie się dopasowują do ciała. Model super skinny fit. Niestety upolowanie ich nie jest takie proste, ja kupiłam już dwie pary przez vinted.
Kupiłam niedawno czarne rurki w House, z wysokim stanem.
Cóż, listy niezbędnych klasyków dla wszystkich, szczególnie przepełnione bielą i czernią są zupełnie nie dla mnie i nie korzystam z ponad połowy stałych na nich elementów ;P
Dla mnie samej najbardziej uniwersalne są:
z kolorów jasny granat i zgaszony niebieski
z butów – botki w stylu workerów
jeansowe rurki najlepiej granatowe albo czarne
czarne legginsy do tunik
skórzana ramoneska (dla mnie karmelowa nie czarna)
cienki, dłuższy kardigan
sukienka o kroju fit&flare najlepiej granat, grafit, bordo lub zieleń zamiast 'małej czarnej’ :)
Hm, listy „must have” mogą człowiekowi nieźle namieszać w głowie. Raz się dałam wpuścić w takie myślenie (sama się wpuściłam…), przy temacie ramoneski. Nawet zakupiłam jedną (na szczęście w przecenie), bo jak trzeba, to trzeba. I co? I kompletna porażka, bo przecież najchętniej noszę za duże wdzianka i płaszcze, gdzie coś się rusza i powiewa, i pasuje do zamotanych szalików. Ramoneska to dobrze wygląda tylko rozpięta (w każdym razie na mnie…), a przecież cienka nie jest – więc na jaką pogodę? Do tego było mi jakoś przykuso i w ogóle, czułam się jak przebrana. Temat trencza przetestowałam na przymiarkach – fajnie i nonszalancko wyglądał tylko rozpięty, w zawiązanym pasku czułam się jak wesoła szynka w sznurku, do tego pomięło mi się wszystko, co miałam pod spodem. Więc odpuściłam – nie dla mnie ten klasyk, lubię oglądać na kimś, sama czuję się źle, skrępowana i zbyt dookreślona.
Małej czarnej nie mam i nie pragnę, wolę średnią szarą. Kardigany tylko o prostej linii, bez kieszeni – inaczej robi mi się jakoś nadmiernie przydomowo i rozlaźle.
A co mnie pionizuje i poprawia samopoczucie? Marynara (do ciemnych dźinsów-marchewek), zamaszyste spodnie-szwedy, białe koszule o ciekawym kroju (dłuższy tył itd.), materiałowe spodnie z wysokim stanem i w pięknym kolorze (ciemna zieleń, na przykład). Z okryć wierzchnich pudełkowe albo męskie płaszcze, kurtka dżinsowa, i zawsze coś na szyję – jestem uzależniona od szalików i szali, nie noszę ich tylko w największe upały.
Ubrania nie za ciasne, niezbyt dopasowane, nie krępujące ruchów – wtedy jest uniwersalnie ;)
To ma sens co piszesz, Agaffia, bo przecież kazda z nas ma tak różną geometrię ciala, ze nie mogą na nas pasować te same ubrania. Ja mam na odwrót: oversizy które tak podziwiam na innych na mnie wyglądają kiepsko, jakbym garba miała… Za to ramoneski i krotkie marynarki są ekstra, nawet zapięte, pasują do mojego krótkiego tułowia i podkreślają długość nóg. Za to tez mi pasują nietaliowane koszule, uwielbiam wkladac przod do spodni lub tez miec dluzszy tył i ciekawy krój, od razu czuje sie „ubrana”;)
Ano właśnie – i chyba dlatego każdy musi popróbować i znaleźć fasony/długości/formy, w których będzie się czuł najlepiej/najwygodniej/najswobodniej. Jedną z większych tortur jest odzianie się w coś teoretycznie szałowego, co gdzieś uciska, hamuje chodzenie, zahacza itd. Nie fetyszyzuję fasonów, które mają moją sylwetkę uczynić idealną (a trochę jej brakuje, dół cięższy itd.), bo często właśnie w nich gdzieś mnie coś ciśnie albo męczy. Natomiast jak się czuję swobodnie i zamaszyście, to od razu łaskawszym okiem spoglądam na całokształt, czuję się wtedy pewniejsza siebie i w ogóle, i chyba o to chodzi ;)
No tak, pytanie co to jest idealna sylwetka, kiedys taka z gorsetu, potem chlopczyca dzis znow pupiasta klepsydra… a my nie lalki z plasteliny, zeby sie dopasowywac ciagle do „kanonu”, dorabiac biodra, ktorych nie ma, czy splaszczac biust, jesli jest.., Brr. Trafilas w sedno, czuc się sobą w swoich iuchach, to jest prawdziwy uniwersalizm. Dla mnie ubrania muszą być zgodne z moimi liniami ciala, ale tez muszą wyrażać mnie. Taka „zamaszystosc” bardzo mnie pociąga u innych, bo choc nosze sie przy ciele, to tez zawsze cos mi musi zwisać i powiewać;) Chicby szalik, alno jakis ogon;)
I tego się trzymajmy, bez popadania w schematy myślenia o tym, że coś trzeba albo absolutnie nie wolno. A pisząc skrótowo o idealnej sylwetce miałam właśnie na myśli te wszystkie tricki, które mają spowodować, że powstanie talia (a w naturze nie jest zbyt wyraźna), średniej długości nogi wydadzą się superdługie itd. Za bardzo cenię zrelaksowane stopy, żeby je często katować obcasami – chociaż wtedy na pewno moje solidne, średnie nogi wyglądają bardziej szałowo. Trudno, wolę iść pewnym krokiem na długi spacer i nie przejmować się, jeśli ten spacer się przedłuży ;)
Jakbym czytała siebie…dla mnie również nie jest uniwersalny trencz, choć na siłę próbowałam go wkleić do szafy- wolę kurtkę -katanę w kolorze khaki :-D…biały tiszert też dla mnie na NIE, wolę czarny oraz biała koszula, która siedzi w mojej szafie w kolorach: ciemnej zieleni, bordo i błękitu. Za to mała czarna – zakupiona rok temu ( co prawda koronkowa ) coraz bardziej „się zwraca” i zaskakuje przy najróżniejszych okazjach ( uff! jak dobrze, że ją mam!!!) to taki uniform, że jak mam wychodne, a nie wiem co założyć, to ona zawsze jest bezpiecznym strzałem w 10-tkę, przy czym wcale nie jest aż taka grzeczna :-)
Jak dla mnie najbardziej uniwersalny jest golf, cygaretki i trencz :)
Z rzeczy najczęściej wymienianych na różnych listach „must have” pozbyłam się i nie mam zamiaru do nich wracać: białej bluzki, czarnych spodni i czarnej spódnicy oraz małej czarnej :) I w bieli, i w czerni wyglądam fatalnie, dużo wysiłku kosztowało mnie przekonywanie siebie, że są to kolory uniwersalne, lecz kiedy z nich zrezygnowałam, poczułam się o wiele lepiej :) Czerń zastąpiłam granatem, biel może pojawiać się latem, jako tło w tkaninach wzorzystych. Ubrania uniwersalne w moim wydaniu to wąskie granatowe spodnie (ciemne dżinsy też mogą być), granatowa wąska spódnica za kolano, marynarka albo żakiet (może być we wzory i mieć fason bardziej swobodny niż marynarka), a jako ich zastępnik – kardigan zapinany. Pod te góry – bluzka z okrągłym dekoltem, w typie T-shirtu. Koszulowe taliowane bluzki noszę tylko latem i nigdy pod marynarkę.
Dorzuciłabym jeszcze do tego zestawu mokasyny, a na lato – espadryle, takie klasyczne, na koturnie oplecionym sznurkiem.
I odkryłam właśnie, że brakuje mi superuniwersalnej klasyki, jaką dla mnie jest granatowa sukienka z okrągłym dekoltem i rękawem 3/4. Taka trochę za kolano. Była, ale się zużyła, niestety, a w sklepach ostatnio nie udało mi się dostrzec jej następczyni. Będę musiała szukać bardziej intensywnie :)
Aha: trencz, owszem, u mnie sprawdza się. Tyle, że krótki. Na chłodne dni lata, jak znalazł.
Tak bardzo się z Tobą zgadzam w większości pozycji :) mam identycznie z białym t-shirtem… w zasadzie ostatnio zrobilam z porządnego białego t-shirtu COS piżamę ;) lubię ładne spać w ładnych rzeczach wiec jest super ! Jeśli chodzi o trencz to tez miałam tak samo ale jesienią kupiłam taki gruby, z podszewką i okazało się ze nosiła, długo i często. Tylko w przypadku białych koszul mam kompletnie inaczej, kocham lejące, wiskozowe lub jedwabne. Ewentualnie bawełniane oversize
Dżinsowa kurtka! :) Pełni dla mnie funkcję kurtki, swetra, marynarki, narzutki… Właściwie do wszystkiego – do spodni, spódnicy, na sukienkę, z adidasami i do szpilek. Miałam ją nawet na weselu, na kwiecistą sukienkę, i czułam się świetnie. Właściwie samą mnie to zaskakuje, ale dla mnie to najbardziej uniwersalna góra. Przez wygodę – trudno się brudzi, wcale się nie gniecie, więc zawsze wygląda ok, ale też dlatego, że łatwiej mi dobrać rozmiar i krój takiej kurtki niż marynarki – mam krótki tułów i mały biust – żadna marynarka nie leży na mnie dobrze, a dżinsowa kurtka jak najbardziej. Poza tym odbieram dżins jako neutralny kolorystycznie, więc naprawdę do wszystkiego mi pasuje.
Czarne rurki najlepiej woskowane
Czrny golf, ściągacz przy szyji nie może być szeroki wykładający się
Czarna skórzana ramoneska
Czarne i białe t-shirt , mogą być z wzorem
Czarna cienka marynarka z podwiniętymi rekawami
Białe spodnie, tylko i zawsze latem
Nike Air max białe i inne
Właśnie obejrzałam rozmowę z Tobą u Uli :) Jak fajnie Cię usłyszeć i zobaczyć „na żywo” :) Musisz być bardzo fajnym i ciepłym człowiekiem. Kiedyś wpadłam na chwilę do księgarni na spotkanie z Tobą, ale stałam daleko i praktycznie nie słyszałam.
A jeśli chodzi o moje klasyki, to na pewno jest to kardigan w ciepłym beżu, z widocznym splotem, gładki, ze ściągaczowymi wykończeniami. Ma półkoliste wykończenia, nie ma tu kątów prostych. To mój numer jeden od lat i kiedy jeden się zniszczy, szukam kolejnego, podobnego. Znaleziony zupełnie przypadkiem, sprawdza się od lat w rozmaitych sytuacjach. Mam wersję w mięciutkiej dzianinie i trochę mniej puchaty i jeden cieniutki jak mgiełka. Poza tym, materiałowe cygaretki (jestem raczej niska, 162 cm, więc zazwyczaj sięgają równo do kostki), granatowe, ecru, bordo, ciepły beż. Albo rurki materiałowe z wysokim stanem. Dżinsy z wysokim stanem, niebieskie i granatowe. Bluzki z dekoltem w łódkę w moich kolorach: bordo, ciemna zieleń, ciepłe beże, ecru i ceglasta czerwień. Klasyczna, taliowana sukienka, jak najprostsza z rękawem 3/4, albo króciutkim na lato,: bardzo ciemne bordo, ciemna zieleń, średni granat, ecru i jasny len. Lniana koszula w kolorze jasnego lnu, ecru, albo ciepłego beżu. Cienkie sweterki bardzo dopasowane. Buty skórzane, bardzo dobrej jakości i wygodne. Trochę mi zajęło, zanim dotarłam do tego spisu i na pewno byłoby mi trudniej i dłużej by to trwało, gdybym nie znalazła Twojego bloga i nie przemyślała wielku kwestii. Teraz czuję względny spokój i ulgę, bo wreszcie czuję się ze sobą dobrze. Trochę jeszcze trzeba zmienić, ale już czuję się dobrze i nie wydaję pieniędzy bez sensu tylko dlatego, że coś mi się wydawało. :)
Moim uniwersalnym ubraniem wszechczasów jest mała granatowa, dopasowana sukienka z jerseyu z okrągłym dekoltem i rękawami 3/4, do kolan, taka jak ta: https://www.hessnatur.com/de/jersey-kleid-aus-bio-baumwolle-mit-modal/p/4625017?adv=ZAH,AFE,AFF,ZAJ,AFH,ZAM,AFL,ZAO,VHA,ZVJ,VHC,ZVM,AFV,VHB,VHE,VHD,VS2,VS1,VHH,VHL,VHV,AF1,ZAA,AFA,ZAC,AFB,AFC,AFD
Mam tę konkretną i 5 innych. Noszę od października do kwietnia cały czas. Do pracy, na uniwerek, w weekend z psem (do kaloszy). Miałam już na weselu, chrzcinach, pogrzebie, sylwestrze, rozmowie kwalifikacyjnej, kolacji świątecznej u szefa, egzaminach ustnych, 70. urodzinach babci, randkach z mężem, nosiłam w ciąży . nie nadaje się tylko do karmienia i na upały. Świetna ze szplikami i płaszczem, martensami i plecakiem, koszulą flanelową i conversami, balerinami i koczkiem, rozpuszczonymi włosami i pończochami z paseczkiem. Uwielbiam
No właśnie Magda o tym mówię, po prostu TO znalazłaś! to jest właśnie prawdziwa uniwersalność :)
wiem Mario, znalazlam TO :) nie ukrywam, ze bardzo mocno pomogl mi w tym Twoj blog! Zycie stalo sie znow odrobine latwiejsze ;)
Minus tej sytuacji jest taki, że nie potrafię się ubrać latem. Mam kilka rzeczy w pięknym koralu, np. lnianą narzutkę, to mój drugi ukochany kolor, niestety nie tak uniwersalny. Pracuję w tym roku nad letnim mundurkiem ;)
W moim przypadku najbardziej uniwersalnym elementem są jeansy z zary, z serii skinny dokładnie. Za każdym razem jak są już znoszone, wracam po następną parę, o identycznym kroju i kolorze :) Drugi element, jaki mi przychodzi do głowy to t-shirt z dekoltem v – może być dopasowany, może być luźny, ale taki dekolt jest obowiązkowy. Też mi się podobają białe koszule, ale dla mnie są po prostu niewygodne i nie czuję się w nich komfortowo.
Fajny artykuł, na nie noszę czerni więc mała czarna odpada, wiekszosc ubrań mam uniwersalnych, proste materiałowe spodnie, w miarę proste bluzki (w miarę, bo niby proste, ale jednak z czymś co je wyróżnia i sprawia że nie są zwyczajne) i sukienki, no i tym sposobem dobierając odpowiednie buty, torebkę czy fryzurę mogę stworzyć wiele stylizacji. U mnie również jeansowa kurtka jest hitem :)
Droga Mario, czasu do lata jeszcze trochę ale ja już mam pewne odzieżowo-stylowe dylematy, z którymi mogę zwrócić się tylko do Ciebie! Już piszę o co chodzi…Lubię latem nieco jaśniejsze sukienki (z kategorii bardziej eleganckich) to jest np. jasnobrzoskwiniową, jasnoróżową, jasnolawendową. Teoretycznie do takich kolorów sukienek powinny być jaśniejsze buty. Próbowałam nosić kolorowe i jaśniejsze buty np. w kolorze różu angielskiego czy takie jakby koralowe i zawsze kończyło się to klęską. Katastrofa wynikała z tego, że noszę rozmiar 41 i przy takim rozmiarze stopy w jasnych butach wyglądają po prostu komicznie, na dodatek miałam wrażenie, że przy polskich piachach nawet idąc chodnikiem miałam te buty już po chwili tragicznie brudne i zniszczone. Metodą prób i błędów wyszło mi, że mogę nosić jedynie czarne obuwie. I jak tu „pożenić” czarne buty z jasnymi sukienkami? Nawet kiedy dodaję do tego czarną torebkę, to jeszcze mi to jakoś do końca nie gra, bo mam wrażenie, że ta jasna sukienka wygląda przy czarnych pantofelkach i czarnej torebce jak koszula nocna do spania. Czy w ogóle da się coś takiego zrobić, żeby to połączenie uratować? Od razu zaznaczę, że wolałabym uniknąć czarnej marynarki / czarnego sweterka na górę, bo to już za gruby kaliber na lato, oprócz tego źle wyglądam jeśli na górze jest wielka czarna plama a na dole jest bardzo jasno.
Ciekawe co Maria poradzi, ale ja z nr 40 powiem Ci, ze chyba troche za bardzo sie przejmujesz rozmiarem ;) Dla mnie wazny jest raczej fason, to on sprawia czy stopa wygląda dobrze, dlatego najczesciej szukam butów na chocby lekkiej koturnie. Co do niszczenia się, to też bardziej zależy od materiału i jakości buta, latem czerń potrafi się szybko przykurzyć. Do jasnych ciuchow lepsze od czerni (chyba ze ktos szuka bardziej dramatycznego kontrastu, to tez fajne) z neutrali dobry jest jest cała gama brązów, albo to co najbardziej lubię: nude ! Sandałki nude na 4cm koturnie to moj letni uniwersalik;) Ale jestem pewna że i przy kolorach Twoje stopy nie wyglądają komicznie, moze to tylko kompleks?
Nie jestem Marią, ale też mam kompleks dużych stóp i całe życie wybieram buty pod kątem „żeby wyglądały na mniejszy rozmiar, niż faktycznie mają”. Moje buty dlatego mają zawsze zaokrąglony nosek, i/lub jakiś element „dzielący” idący w poprzek stopy. Czyli jeśli sandałki, to z paseczkami w poprzek, a nie wzdłuż stopy. Jeśli tenisówki, to w formie trampek, które mają na wierzchu noska gumową powierzchnię. Sznurowanie też dużo daje! Unikam też butów z otwartą przyszwą, bo to oznacza, że podeszwa jest jeszcze większa niż moja stopa, a powiększanie mi niepotrzebne :)
A patrząc już konkretnie na Twój przypadek – myślę, że mogłyby się sprawdzić buty w kolorze Twojej skóry (tylko koniecznie z okrągłym noskiem) lub może beżowe buty z czarnym noskiem? takie jak chanelkowe baleriny: http://s3.party.pl/newsy/baleriny-chanel-302858-GALLERY_BIG.jpg
Chcialam poradzić czarna marynarke lub sweter, ale doczytalam komentarz i nie bede sie narzucać. Tak jak wyzej radzi Helen, poszlabym w brazy – ciemne i „średnie” odcienie bardzo ladnie wygladaja do jasnych sukienek i nie przytlaczaja (co wiecej, myśle, ze nie trzeba sie przy nich az tak bardzo przejmować dopasowaniem narzutki, spokojnie mozna pójść równiez w coś jasnego). Do lawendy mozna chyba tez spróbować granatu albo „dzinsowego” odcienia niebieskiego.
Szara marynarka na wzór klasycznej męskiej, jednorzędowa, taliowana na jeden guzik, za biodra (chodzę w takiej na co dzień, nawet tylko do warzywniaka), czarna skórzana kurtka, może być ramoneska ale nie musi, czarne rurki z wysokim stanem, czarne dzwony z wysokim stanem, czarne skórzane szorty, bały tiszert, szary tiszert, biała koszula o nietypowym kroju (asymetria, dekonstrukcja), szara sukienka dresowa, czarna lub szara narzutka/bluza/sweter z przodem typu waterfall, szary sweter oversize,botki open toe na koturnie, czarne trampki i koniecznie czarne kozaki za kolano z obcisłą cholewką, ale nie na szpilce tylko takie: https://www.endource.com/product/and-other-stories-over-the-knee-boots/WeYfakzt_QABt9zu
mogłabym też stworzyć listę „may not exist” :) i na pewno znalazłyby się na niej: trencz, szczególnie beżowy, dżinsowa kurtka, marynarka dwurzędowa w kratę, obcisły golfik, klasyczny kardigan na guziki, trapezowa i rozkloszowana spódnica, szmizjerka, baleriny i klasyczne szpilki – czyli to co zwykle zawsze występuje na listach must have.
Moje uniwersalne rzeczy – zawsze mam je w szafie i noszę najczęściej:
– dżinsowe rurki – czarne lub ciemnoszare, ewentualnie ciemny dżins
– czarny rozpinany sweter (zarówno małe sweterki jak i dłuższe, za pupę, ale tylko cienkie lub średniej grubości – w grubych mi za ciepło)
– bawełniana koszulka z dekoltem w serek. Czarna, szara, ciemnozielona, granatowa, bordowa, latem – biała. Bez nadruków.
– koszulka bokserka z gładkiej bawełny. Kolory jak wyżej.
– czarna skórzana ramoneska
– trampki (typu converse, choć nie muszą być koniecznie tej firmy). Zwykle czarne i białe, ale nie gardzę granatem czy szarym. Wersje za kostkę i pod.
A lista „klasyków”, które dla mnie mogłyby nie istnieć: trencz, dżinsowa katana, szpilki, marynarki, spódnica ołówkowa, biała koszula. Nie wyglądam w nich źle, ale jakoś szczególnie dobrze się nie czuję.
Moim najbardziej uniwersalnym ubraniem jest szara sukienka (alternatywa dla małej czarnej). W zależności od dodatków nabiera innego charakteru.
Ponadto takimi klasykami w mojej szafie są: beżowy trencz, błękitna koszula, kurtka dżinsowa i proste dżinsy.
U mnie chyba jest standardowo :)
Ile cudownych, mądrych komentarzy! O figurach, o kolorach! Rewelacyjnie się czyta, podobnie jak artykuł.
A ja mam zadziwiająca zgodność potrzeb z listami kobiecych must have, ale nigdy nie odbierałem przedstawionych tam elementów gardetoby jako rzeczy uniwersalnych. Bardziej jako rzeczy, które na pewno się przydadzą. W ogóle wydaje mi się że są to bazy najbardziej podstawowe i klasyczne, ale ze w domyśle każdy może je adaptowac do swoich potrzeb. A mi wszystkie przedstawione na tych listach rzeczy są potrzrbne: mała czarna, trencz, biała koszula, biały, szary i czarny t-shirt, top w bretonskie paski, kremowy i szary sweter, czarny kardigan, ciemna marynarka, wełniany płaszcz, niebieskie dżinsy, czarne cygaretki. To samo z dodatkami: czarne i cieliste szpilki, czarne i cieliste baleriny, białe trampki, czarne oficerki, czarna torba, prosta bizuteria, u mnie złota. Jak mam te wszystkie rzeczy, dobrej jakości i odpowiednio dopasowane to nigdy nie mam problemów, co na siebie włożyć. Uwielbiam to!
Dobry wpis i zdrowe podejście. Lata temu przeczytałam o takiej liście i tylko brak finansów sprawił, że jej nie zrealizowałam. Nie dla mnie golfy (lubię ale mam duże piersi i to nawet przy szczupłej sylwetce i czuję jakby były jeszcze większe. Nooo chyba, że taki luźny, zimowy golf na mroźne dni), jeansy, białe koszule, koszulki w paski itd. W wielu rzeczach się nie czuję. Do moich uniwersalnych rzeczy należą oksfordki, proste buty na grubszym obcasie, czarne/grafitowe/granatowe spodnie materiałowe, prosta sukienka, mała czarna/granatowa, długi sweter w roi płaszcza, czarny, taliowany płaszcz, prosta marynarka dopasowana w talii (nie mam, poszukuję), dobrej jakości bluzka, delikatna, niezbyt strojna, spódnica A i ołowkowa.
I cieszę się czytając komentarze, że kobiety nie powielają list i każda ma „swoje ubrania”.
Moje najbardziej uniwersalne rzeczy to:
– czarna, delikatnie rozkloszowana spódnica w kolano (wygodna, praktyczna i w zalezności od góry, butów i dodatków mozna ja zalozyć do wszystkiego i w kazdej sytuacji)
– czarne baleriny – nosze je na codzień, nosze od świeta (nie przejmuje sie pogladem, ze do eleganckiej sukienki sa konieczne czólenka na obcasach), w mieście, na dzialce i na biwaku, jako amatorka wczasów wedrownych przeszlam nawet w jednej parze 300 km :)
– ciemny taliowany plaszcz (tu chyba nie trzeba sie rozpisywać)
No i mam taka wlasna absolutnie uniwersalna formule, która jest sukienka do kolan (kolor i wzór obojetny). Niewiele jest w mojej szafie rzeczy, które nosilabym wylacznie jako ubiór „wyjściowy” albo wylacznie jako ubiór „niewyjściowy”. W tej samej czerwonej rozkloszowanej sukience potrafie przyjść i do pracy, i na spotkanie ze znajomymi, i do filharmonii.
Z najcześciej pojawiajacych sie na listach must have elementów mam i lubie biale koszule, ale nie uwazam ich za ubiór uniwersalny. Podobnie mam z mala czarna – czerń jest fajna, ale czasem wydaje mi sie jednak troche nudna i przytlaczajaca. Gdybym miala przejść na system minimalistycznej „kapsulowej garderoby”, mala czarna na pewno nie bylaby moim pierwszym wyborem. Za to kompletnie nie dla mnie sa dzinsy i ciemne rurki (zreszta jak jakiekolwiek spodnie, ale te dwa typy to juz zdecydowanie zly sen – w dzinsach czuje sie bylejako, rurki uwypuklaja wszystkie mankamenty moich nóg, które mozna sobie wyobrazić), golf, bialy tiszert, maly kardigan. Trencz ma moc (mam od niedawna swój pierwszy, musztardowy), ale jeszcze nie jestem pewna, czy czuje sie w nim komfortowo.
Uniwersalne ubranie dla mnie to czarne spodnie, golf czarny lub camel, koszula mniej lub bardziej oficjalna w zależności od okazji.Do tego zegarek i coś z biżurerii.
Może to kontrowersyjne, lecz w kobiecej garderobie na próżno szukać prawdziwe uniwersalnego elementu. Nawet małe czarne wg mnie nie spełniają wymogów powszechnej uniwersalności. Zadziwiające jak bardzo mała czarna jest popularna. Wystarczy nieco bardziej oficjalnie spotkanie, a ok 90% kobiet wybrało taką opcję. Dziesiątki czarnych sukienek i zwykle ciężko o podobny model. Dla mnie uniwersalny jest garnitur.
gładki golf, najlepiej czarny, ale nie koniecznie. Spodnie typu mom jeans z wysoką talią – tak jak w latach 80/90, nie jak w tych dzisiejszych sieciówkowych. Luźna koszula w jakiś deseń typu pepitka, paski, taka do dżinsów właśnie, a nie ze sztywnym kołnierzykiem. Długi płaszcz – zimą wełniany i ciężki, wiosną lżejszy. Zauważyłam, że tak się ostatnio najczęściej ubieram. :)
Nie istniałabym bez spódnic. Jestem klepsydrą, ze sporą różnicą obwodów talia-biodra. Każde wahnięcie wagi widać w okolicach bioder i ud. Dobra spódnica tuż przed kolano załatwia ten problem. Wszystko, co powyżej i poniżej może być ubrane dowolnie, jednak spódnice są bazą: ołówkowe do oversizowej góry, miękko rozkloszowane do przylegających (ale nie obcisłych) bluzek/sweterków/marynarek, dżinsowe lub dżersejowe do bluzy na co dzień. Do tego jakiś szal na szyję, ciekawe buty, rozwichrzone lekko, spięte do góry włosy i można biec :-)
1. Carski żakiet, bezowy, szary albo khaki. Od 15 roku zycia musze mieć choć jeden w szafie, a mam 28 lat teraz
2. Biały T-shirt :)
3. ciemne legginsy, na tyle grube, żeby nosić je jak spodnie
4. Chinosy
5. Sneakersy
6. Skórzana kurtka
7. Skórzane baletki, nude lub czarne
8. Zegarek, taki prawdziwy, nie z Aliexpress
na studiach bylyby szpilki i olowkowa spodnica ale teraz wszedzie jezdze autem i pracuje w firmie produkcyjnej, jako inzynier ale na produkcje jednakowoz zachodze.
Wlasciwie teraz moje auto to najwazniejszy element stylu, czarne coupe, alufelgi, skorzane siedzenia, moj ideal <3 Wszyscy mnie teraz kojarzą jako tę Polkę ze sportowym autem
Skórzana, czarna ramoneska – biorę ją niemal wszędzie. Do pracy, na imprezę, do kościoła. Nawet na rozmowę kwalifikacyjną, najwięcej zdjęć mam w niej ;) To ubranie, które jest ze mną najbardziej kojarzone xD
1. Skórzana, czarna ramoneska
2. Dżinsy
3. Bluzka w cętki
4. Biała, mocno dopasowana sukienka przed kolano (hit na lato)
5. Obcasy na platformie
5. Ciężkie buty, wojskowe lub motocyklowe
6. Kurtka parka na zimowe wojaże
7. Zegarek na rękę
8. Kolorowa, mocno dopasowana maxi na lato
9. Koturny (letnia wersja)
Więcej grzechów nie pamiętam :D