Słowa mają magiczną moc. Jeżeli są odpowiednio dobrane do naszego charakteru mogą nam znakomicie wyznaczyć ścieżkę życia jaką powinniśmy podążać. Nie każdy na hasło „Nie poddawaj się” zareaguje zwiększeniem motywacji i działaniem. Jesteśmy różni i co innego nas uszczęśliwia, co innego daje kopa do aktywności.
Jakimi zasadami kierować się w życiu? Jak doznać spełnienia? Co jest dla nas najważniejsze? Oczywiście nie udzielę Ci odpowiedzi na te pytania, bo odpowiedź jest znana tylko jednej osobie – Tobie. Zastanów się więc nad słowami jakie mogłyby wyznaczać Twoją ścieżkę, zastanów się nad najważniejszymi słowami Twojego życia.
Ogólnie nie jestem fanką tatuaży, nigdy bym sobie tatuażu nie zrobiła. Ale pomyślałam, że takie słowo lub sentencja, która byłaby naprawdę dla mnie ważna mogłaby być jedyną rzeczą, jaką dałabym sobie wytatuować. Jeżeli więc już byłabym postawiona pod ścianę i musiałabym coś wytatuować byłyby to najważniejsze dla mnie słowa w życiu.
Ja takie słowa dla siebie znalazłam. Właściwie jest to jedno słowo: JOYFEAR. Słowo, które wymyślił mój ulubiony bloger – Leo Babauta. Oznacza ono specyficzną mieszankę dwóch uczuć: radości oraz strachu. Wtedy kiedy odczuwamy naraz te dwie rzeczy, wtedy żyjemy najpełniej. Całego posta możecie przeczytać tutaj. Leo jako przykład podał narodziny jego dzieci. Kiedy to przeczytałam, wiedziałam, że to jestem ja, że to słowo trafia do mnie jak żadne inne. Od tamtego czasu mam małą obsesję na punkcie zbierania sentencji dotyczących strachu.
Bardzo do mnie przemawia idea oswajania strachu. Spojrzenie na niego trochę z innej strony. Bo przecież strach jest pożyteczny. Bez niego nie byłoby możliwym przekraczanie swoich granic. Na każdej płaszczyźnie życia jesteśmy w stanie tym strachem się upajać i dostrzegać to, co on nam przesłania. Zwłaszcza w kontekście wydawania na świat przyszłego potomka wydaje mi się to tak istotne. Bowiem nie jest najważniejszym to, że będzie bolało w trakcie procesu, ale to jak ten proces się zakończy, jak wielkie będzie zwycięstwo po nim. Nie wyobrażam sobie poddać się strachowi. On ma być przy mnie, ale to co ja z nim zrobię, to już kwestia wyłącznie mojego podejścia. A tym podejściem będzie radość i mobilizacja.
Dla mnie szczęście, które jest na wyciągnięcie ręki, to nie szczęście… Bo radość życia musi być okupiona pracą lub cierpieniem, by mogła być stuprocentowa. Zawsze trzeba się starać, by negatywne aspekty życia traktować jako wyznacznik dobra i przeciwstawiając sobie zło i dobro doceniać dobro i zawsze znajdować się po tej stronie mocy.
Gdybyście miały wytatuować sobie słowo lub sentencję określającą najlepiej Wasze podejście do życia, co by to było?
Freedom. A zamiast tatuażu mam świetną bransoletkę z US z napisem Freedom :).
OMG jakiego masz pięknego bloga. Twoje słowo to właśnie simplicite powinno być, ale jak sądzę to też jest jakaś pochodna freedom :)
Dziękuję :). Simplicite to dla mnie minimalizm w życiu. A mój minimalizm daje mi wolność. I szczęście. To bardzo ze sobą powiązane.
Bardzo mądry post, który sprowokował u mnie istną lawinę myśli! :) Chciałabym znaleźć takie słowo…
O Leo uczyłam się na zajęciach i bardzo mnie wtedy zaintrygował.
A co to były za zajęcia? Coś ciekawego na pewno studiujesz… :)
Hmm, tak sobie myślę o tym, co napisałaś o szczęściu. I myślę, że dla mnie szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Bo dla mnie szczęście to raczej suma drobnych elementów, niż jakieś wielkie wydarzenie. Kiedy urodziły się moje dzieci – to były wydarzenia wielkie, graniczne. Ale szczęście, którego doznaję w związku z moim dziećmi jest właśnie takie – na wyciągnięcie ręki. Kiedy biegają po łące. Kiedy się śmieją. Kiedy tańczą. Kiedy czytamy wieczorem książeczki.
A jednocześnie rzeczywiście, dużo wysiłku, dużo pracy wkładam w to proste bycie razem. Pracy takiej codziennej – gotowanie, sprzątanie, przewijanie, noszenie, pomaganie , ale tez tej duchowej, polegającej na staraniach,aby być dla nich mądrym wsparciem i źródłem miłości.
Więc myślę, że szczęście jest dziwne – wymaga wysiłku i pracy, a jednocześnie nie trzeba go szukać daleko i dostęp do niego nie jest wcale trudny.
Jak z życiem ogólnie – nic nie jest takie proste ;)
AMEN
Wiecej nie ma sensu pisac :-)
Bardzo ładnie to napisałaś. Czuję bardzo podobnie :)
Dałaś mi sporo do myślenia. Z tego wynika, że naprawdę tylko od nas zależy postrzeganie szczęścia. Ja się skupiłam na tym trudnym, wypracowanym szczęściu tak jakby nie wierząc, że ono tu już jest i ja na nie też zasługuję. A przecież ono naprawdę jest. Jest w każdym dniu. Kurczę, jaka ja jestem szczęśliwa!
Nigdy nie zastanawialam sie nad slowem-kluczem dla mnie. Nie jestem pewna, czy moja osobowosc, moje cele i marzenia, moje wszystko da sie zamknac w jednym slowie. Naturalnie teraz o niczym innym nie bede w stanie myslec (!), ale w tej chwili zostawie pytanie bez odpowiedzi.
To też może być zdanie, albo jakaś książka, albo jakiś obraz. Na pewno są rzeczy, które mają dla Ciebie zdecydowane pierwszeństwo przed innymi…
Troche poza tematem, ale musze to napisac. Wpadlo mi w oko, mianowicie, zdanie w kalendarzu. W dowolnym tlumaczeniu brzmi ono tak: „Pelni (spelnienia) nie osiaga sie wtedy, gdy juz niczego nie mozna dolozyc, lecz wtedy, gdy juz niczego nie mozna odjac.” Boskie, nie?
Zastanawialam sie nad „haslem” dla mnie. I wybralam. PANTA RHEI. Chodzi o to, ze cele, do ktorych daze i marzenia, ktore spelniam, zmieniaja sie w nastepne. Bo cos, co juz sie osiagnelo, przestaje byc wyzwaniem. Wiec szuka sie (ja szukam) nastepnego. I tak oto wszystko pedzi do przodu, nic nie stoi w miejscu. Niesie to ze soba pierwiastek chaosu, ale CHAOS to tez slowo, ktore w pewnym sensie mnie okresla…
Dziękuje. Mario. To dla mnie nowa perspektywa. Na strach. ;)
Bardzo się cieszę.I dalej rozmyślam co jeszcze mogłabym w swoim życiu ujarzmić, co do tej pory widziałam tylko w negatywnym wydaniu.
Ale fajny, mądry post! ja chyba muszę również zastanowić się nad swoim słowem, słowem, które podnosiłoby mnie na duchu, bo mam tendencję do czarnowidztwa i pesymizmu…. Dla mnie szczęscie to chyba coś podobnego jak dla Synafii- z jednej strony suma codziennych drobnych spraw, które czasami wymagają tylko zauważenia -też mam dzieci i często odczuwam szczęscie, kiedy patrzę jak się bawią czy śmieją ;), szczęscie daje mi również po prostu spojrzenie na chmury na niebie czy drzewa za oknem….- trzeba tylko umieć zauważać świat wokół nas…
Poczucie szczęscia i satysfakcji dają mi także inne rzeczy , co jednak jest okupione większym (czasami bardzo dużym) wysiłkiem…
Jednym słowem szczescie dla mnie to coś i bardzo prostego i łatwego i bardzo trudnego i wymagającego…
Muszę poćwiczyć nad dostrzeganiem wokół siebie tego, co dobre.
Jahwe.
Bo i co ja mogłam innego wymyślić ;)
Jak dla mnie mówi wszystko :)
Uwielbiam otaczać się sentencjami:) Tak bardzo jest mi bliski Twój dzisiejszy wpis… Uważam, że warto wychodzić poza własną strefę komfortu – naprawdę warto pokonywać strach. Stawiając sobie różne wyzwania poznajemy swoje możliwości i mocne strony. Zapewne każdy jest inny, ale jeśli robisz coś co jeszcze dzień, dwa dni temu wydawało się niemożliwe to łapiesz wiatr w żagle. To jest tak wielkie szczęście, że marzysz o tym by kolejny raz zmierzyć się z samym sobą i wygrać. Tak ja to czuję. Twoje zdanie równie dobrze mogłoby być i moim. Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Tak, dokładnie tak samo to odbieram. Jak już raz się uda to wtedy staje się proste i można iść jeszcze dalej. Ta walka ze strachem to jest wręcz coś tak śmiesznego jak kwestia przyzwyczajenia i treningu. Raz się przemożesz i potem to już z górki, nowe wyzwania czekają. No i chcesz więcej…
Fata viam invenient – Przeznaczenie znajdzie drogę :)
Jutro sobie sprawię z henny, sprowokowana twoim postem!
Mocne to jest i wieloznaczne, jeśli dobrze rozumuje nie dotyczy tylko dobrej strony rzeczy. Aż mnie ciarki przeszły. Wpisuje się w moje poszukiwania sentencji o strachu… Daj znać jak efekty.
Dziś przeglądając książkę Biegnąca z wilkami, znalazłam kolejne wspaniałe zdanie. 'To, czego szukasz, poszukuje też ciebie’. To zdanie tak samo jak wymienione wyżej najlepiej oddaje mnie, moją osobowość. Oba mocne, ale i wspaniałe, kompletne. Moje :)
To troszkę odbiera nam wpływ na stan rzeczy i dlatego mnie tak przeraża. Jest to bardzo mocne.
Przepiękne, groźne, mocne i dające nadzieję zarazem! Tak jak napisała Maria, w tym zdaniu znalazłam też jakiś mrok i fatalizm, ale siłę i blask. Świetne motto.
Dla mnie byłoby to FREEdom – też połączenie dwóch słów, tworzących jedno, ale ten drugi człon w moim przypadku nie mniej ważny . Dom: rodzina, miłość i bezpieczeństwo, ale też w pewnym sensie granica mojej wolności.
Bardzo fajnie ujęte, bo nie wiedzieć czemu dla wielu osób dom i wolność stoją w opozycji do siebie. Dla mnie to też tożsame słowa :)
Leo Babauta jest super. Joyfear do mnie trafia, choc musialam przeczytac jego post. Samo slowo strach zle mi sie kojarzy i staram sie walczyc, by bylo go w moim zyciu mniej, mniej bezsensownej paniki… ale juz wszelkie wyzwania czy wychodzenie ze strefy komfortu jak najbardziej do mnie przemawia :-)
Poklikalam sobie troche u Leo i trafilam na post „best goal is no goal” i bardzo spodobal mi sie jego punkt widzenia. Wstawac rano i robic to, co Cie akurat pasjonuje – wiem, ze jak tak zyje, jestem szczesliwa, a gdy staram sie dopasowac do punktu widzenia: cel, plan i dzialaj zgodnie z planem, to czesto konczy sie to frustracja. Niespodziewane terytoria i osiagniecia <3
No przyznaję, że to jest kuszące, ale z drugiej strony jaka to jest ogromna satysfakcja coś postanowić i potem dojść do tego…
Dla mnie to sie nie wyklucza. Dla mnie to oznacza wieksza elastycznosc i zeby nie byc za bardzo przywiazanym do planow. Jeszcze wieksza satysfakcja to cos sobie postanowic, i w polowie drogi zauwazyc, ze jednak mozna inaczej i lepiej, i dojsc do czegos lepszego. Albo po prostu dojsc do czegos w wyniku zbiegu okolicznosci :-)
Przy okazji dziekuje portokal, ktora zmobilizowala mnie do olejowania wlosow w komentarzach kilka postow wczesniej! Wcale nie planowalam sie teraz za nie mocniej zabierac ale stalo sie, efekt przerosl moje oczekiwania i satysfakcja jest :-)
Ja lubię sobie czasem postawić cel i do niego dążyć, bo wiem, że niekiedy sama droga do niego może dać mi wiele, a nawet więcej niż samo osiągnięcie tego celu. Jakie to jest piękne – całe życie marzyć o czymś, zmierzać do czegoś, odkrywając przez to siebie, życie… I nawet jeżeli ten cel pozostanie nieosiągalny to i tak można czuć się spełnionym. Ostatnio zafascynowana oglądałam program o poszukiwaczu azteckiego skarbu, który poświęcił na to całe życie. Skarbu odnaleźć mu się nie udało, ale ileż mu dały same poszukiwania. Ta świadomość, że jest po co żyć, że gdzieś tam na nas czeka upragnione zwycięstwo… Piękne. Chyba nawet bałabym się taki cel osiągać, bo jak później żyć, gdy już nie ma do czego dążyć…? Jak odnaleźć się w rzeczywistości? Chyba tylko ponownie wyruszając w drogę.
Prawdę mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a jakoś od razu gdy przeczytałam tego posta wiedziałam jakie słowo jest „moje”…
Życzliwość. Może być nawet to angielskie Kindness, ale polska wersja jest jakaś mojsza…
To, czym staram się kierować w życiu. Coś skierowanego na innych od siebie. O tak, bardzo się z tym zgadzam :D
Naprawdę piękne, ale jak pomyślę o tym jak trzeba być silnym by ludzie nie odnosili wrażenia, że dzięki Twojej życzliwości mogą Cię wykorzystywać albo nadużywać Twojej dobroci to jednak sądzę, że warto się uzbroić w twardy pancerz i czasami grać osobę o przeciwnym nastawieniu. Ja to piszę wyłącznie ze swojej perspektywy, bo szanuję i rozumiem Twoje hasło.
„Zrób wszystko jak najprościej”
Oj przydałoby się stosować na co dzień to zdanie i się tak nie zamęczać pierdołami, nie rozdrabniać…
Bardzo lubię te Twoje posty które motywują do zastanowienia się nad ważnymi sprawami. A teraz do rzeczy: „To minie”, te słowa pasują mi do dobrych i złych chwil w moim życiu. Motywują by cieszyć się tym co jest już tu i teraz, bo szczęście jest ulotne i trwa krótko…Pomagają przetrwać trudne momenty, bo przecież i one muszą kiedyś się skończyć.
PS uważam że „to minie” to też jedna z najlepszych rad dla młodych mam- mam dwójkę dzieci, ta mantra pozwalała mi wytrwać ciężkie chwile, które niestety się zdarzają, zwłaszcza przy pierwszym dziecku gdy wszystko jest jak nieznany ląd
Zapamiętam sobie, ale może ten okres będzie w pewnym sensie budujący i satysfakcjonujący na tyle, żeby aż tak często sobie tego nie powtarzać :)
Czasem wątpię w siebie więc może 'don’t ever give up’ ?
Mario jak odróżnić czystą wiosnę od intensywnej zimy? Mam swoje mysio-blond włosy z ciepłymi tonami w dolnej partii, oczy zielono-brązowe (najlepsze określenie to hazel), dosyć ciemną oprawę oczu – każdy pyta czy używam henny, a najlepiej czuję się w białym, czarnym i szarym kolorze. Jeśli już coś innego niż neutrale to zdecydowanie, soczyste, neonowe barwy…
Maria na pewno wie lepiej , ale odezwe sie, bo dlugo zastanawialam sie miedzy tymi dwoma typami w moim przypadku. Mysle, ze kluczem moze byc na ile dobrze czujesz sie we wzorach – czysta wiosna chyba powinna czuc sie dobrze, natomiast intensywna zima niekoniecznie -> wygooglaj anne hathaway i zobacz na ile wzorzyste sukienki odwracaja uwage od jej twarzy.
Dużo prawdy w tym stwierdzeniu o wzorach. Ale zauważ, że czysta wiosna ma w sobie przewagę ciepła, a intensywna zima jednak chłodu. Czystej wiośnie będzie dobrze w takich totalnie nie zimowych kolorach jak chociażby różne energiczne zielenie wpadające w limonki, jakieś żółcienie… Intensywna zima wyróżnia się ogólną ciemnością, jej umiłowaniem tzn. że spokojnie da sobie radę ubrana od stóp do głów w jakiś jeden ciemny kolor. A czysta wiosna potrzebuje mocnego, energicznego koloru przy buzi, jakiegoś wzoru, lekkiego zamieszania, a nie monolitu.
a więc chyba wiosna będzie moim typem, dziękuję :)
http://img.zszywka.pl/1/0204/w_6432/moj-swiat.jpg
cytat apropo’s strachu, jeden z moich ulubionych
To jest niezłe :)
ooo udało mi się opublikować komentarz, bo przez ostatnich kilka postów miałam z tym problem
Mario, poruszyłaś tym postem bardzo ważną sprawę: strach i oswajanie go. Dla mnie osobiście wiąże się to z bardzo przykrymi i bolesnymi sytuacjami, ale rzeczywiście chyba w końcu trzeba zacząć oswajać ten strach. Chyba mi zapewniłaś bezsenną noc.
Ja na ten przykład „myślę” bardziej obrazowo, chociaż słowa – mądre słowa – przemawiają do mnie bardzo. Z takich sentencji ważny przekaż ma dla mnie „Per aspera ad astra”, czyli także mówimy o walce, nie poddawaniu się… Na obrączkach wygrawerowaliśmy sobie z mężem właśnie to zdanie – nie imiona, nie daty, tylko te słowa…
Druga ważna i – według mnie – mądra myśl to „Szczęście polega na tym, by z prostych rzeczy nie tworzyć intelektualnych labiryntów”. Ten z kolei cytat umieściliśmy na zaproszeniach ślubnych…
I o tych słowach – jednych i drugich – staram się pamiętać. Nie poddawać, walczyć z trudnościami, bo są motorem do zmian i do szczęścia, którego z kolei nie ma co komplikować :)
I ja się tylko mogę podpisać pod tym, bo całkowicie się zgadzam z Twoimi sentencjami. Komplikowania jakoś ciężko mi się pozbyć, ale już za sukces uznaję samą świadomość tego, że komplikuję. Także będę się bardzo starać doceniać małe rzeczy i codzienność :)
Też niestety mam tendencję do tworzenia owych labiryntów, ale przecież stawiamy sobie cele, walczymy ze sobą, żeby je realizować – to te małe boje a przede wszysykim świadomość właśnie są motorem zmian. Zmian ku lepszemu ja.
Czasem sprawy, które wyolbrzymiamy i analizujemy po stokroć (ach, te głowy!), gdy się na nie spojrzy z nieco innej niż zwykle perspektywy – są naprawdę proste. Tylko aby to odkryć też trzeba wyjść poza swoją strefę komfortu, przekroczyć granicę schematu, jakim zwykliśmy myśleć.
Ściskam Cię fajna kobitko! :)0
But don’t cry like a bitch when you feel the pain. Zdecydowanie jedna z ważniejszych myśli. Tylko niestety czasem o niej zapominam. Tak stało się dzisiaj. Miałam pierwszą jazdę po mieście i kompletnie spanikowałam. Zatrzymałam się i nie chciałam jechać dalej, prawie zaczęłam płakać. Teraz patrzę na to z dystansu i nie widzę powodu. Dlatego bardzo dziękuję Ci za ten wpis, bardziej niż za wszystkie inne. I jutro na pewno się nie rozpłaczę.
A ja zawsze w tego typu chwilach płaczę i mówię sobie, że mam do tego prawo i że to spoko że się tak rozklejam. A właśnie 15 minut później żałuję tej straty energii i tego użalania się nad sobą :(
Ja też często tak robiłam i dużo moich dziwactw tłumaczyłam tym, że mam do tego prawo. I ogólnie to jest okey, dobrze wiedzieć, że można coś zrobić, tylko czy naprawdę warto? Wczoraj już nie histeryzowałam, nie płakałam i było fanie :) Podobno najlepsze rzeczy dzieją się gdy wyjdziemy poza naszą strefę komfortu. A to wiąże się w jakiś sposób z bólem, ze strachem na pewno też. Wydaje mi się, że jeżeli wyjdziemy ze swojej strefy komfortu świadomie, to musimy spodziewać się bólu, ale mamy przez to nad nim przewagę i możemy go ukierunkować. I sprawić, że stanie się naszą siłą.
Myślę też, że mogłabym sobie wytatuować słowo „fire”. Ono samo nawet znaczy więcej, bo jak dla mnie ogień to ciepło, poczucie bezpieczeństwa i niebezpieczeństwo zarazem, emocje, zmysłowość, siłę, wieloznaczność, i sporo innych wrażeń, które nie za bardzo umiem oddać słowami. Ale kiedy ktoś zapytał mnie o to co mnie pociąga moją pierwszą odpowiedzią był ogień.
U mnie to „sprawiedliwość”
Zapytałam samą siebie czy sprawiedliwość jest dla mnie ważna i doszłam do wniosku, że niestety już nie jest. To co oglądam dookoła siebie sprawia, że mam już dosyć bycia jedyną, która sprawiedliwie i według jakichś wyższych zasad postępuje. To bardzo smutne, ale mam dosyć tego, że ludzie wiedząc, że masz zasady i jesteś dajmy na to honorowa bezczelnie to potrafią wykorzystać. Sprawiedliwości na świecie naprawdę nie obserwuję i mam już dosyć reprezentowania jej wbrew wszystkim. Dlatego zamieniam sobie sprawiedliwość na siłę i upór, żeby nie przechodzić już przez rozczarowania. Sorki, sprowokowało mnie to słowo do tego żeby się ustosunkować :)
Mario, to fajnie wiedzieć jak inni postrzegają :)
Zaczęłam pisąćpigułkę wykładu z czegoś, w co wierzę, ale… sprawiedliwość zakłada, że akceptuję by inni widzieli po swojemu. Dlatego fajnie, ze wpisałaś jak Ty to widzisz :)
Często przeglądam ulubione cytaty.Oto jedne z nich:
„W życiu wygrywa ten kto pokonał samego siebie – swój strach, swoje lenistwo i swoją nieśmiałość.”
„Magia w Przekraczaniu Granic polega na Ryzykowaniu Wszystkiego dla marzenia, w które nie wierzy nikt oprócz Ciebie.”
Pierwsze zdanie to dosłownie jakby o mnie, jeszcze jednak nie wygrałam, ale walczę :)
:) Ja też;) Ale nie wiem czy ta walka nie będzie czasem trwać do śmierci:)
Mój pierwszy tatuaż wykonano mi wczoraj:) Wybrałam motyw wilka wplecionego w łapacz snów z napisem „Let your soul be wild and free”. (pomysl powstał po przeczytaniu „Biegnącej z wilkami”). Uważam, że każda kobieta powinna te książkę przeczytać:) A tatuaż jest piękny, polecam każdemu:)
Ja też polecam „Biegnącą z wilkami”…
Ja w Biegnącej znalazłam: to czego szukasz, poszukuje też ciebie. I również polecam tę książkę, choć zdaję sobie sprawę z tego, że to nie książka dla wszystkich.
Dzięki za rekomendację, zapisuję sobie w notesiku i na pewno nadrobię, choć nie mam zielonego pojęcia co to :)
Strach trzeba oswoić, zgadzam się absolutnie. Także z powiedzeniem, że „strach ma wielkie oczy”, niejednokrotnie jest tak, że po opanowaniu strachu i podjęciu wyzwania okazuje się, że nie było się czego bać. Co prawda tatuażu bym sobie nie zrobiła, ale Carpe Diem, mimo że oklepane, najlepiej odzwierciedla moje obecne podejście do życia.
PS. Właśnie reorganizuję swoją garderobę i widzę, że znajdę u Ciebie sporo inspiracji :)
Ale ładny blog, zapisuję sobie w zakładkach żeby przejrzeć jak już
a) będę mieć internety
b) będę mieć Zosię
c) Zosia będzie spała grzecznie :)
Zapraszam :)
Kto oglądał „Piękny umysł”, ten pamięta scenę, kiedy główny bohater po wyjściu ze szpitala, świeżo po zdiagnozowaniu schizofrenii, w trakcie leczenia farmakologicznego, zauważa ile zwyczajności i prostoty (w sensie negatywnym) jest w życiu. I wtedy jego mądra żona mówi mu, że życie polega na tym żeby w zwyczajnych czynnościach znaleźć niezwykły sens (mniej więcej)
I to jest moje motto; za dużo naszukałam się w życiu nadzwyczajnych emocji, czynów, za bardzo skupiałam się na szukaniu wyższych celów, za bardzo szukałam . Życie składa się z prostych rzeczy. Od nas zależy czy w gotowaniu obiadu, byciu zwykłym pracownikiem (zamiast wybitnym naukowcem na przykład) itd. znajdziemy szczęście, czy uznamy to za porażkę życiową. Trzeba znaleźć równowagę między parciem do celu a akceptacją dla miejsca na ziemi w którym i w jakim przypadło nam żyć.
A poza tym byłam wczoraj na Metallice i nic mi TEGO szczęścia nie odbierze :-)
Iwona jak Ci zazdroszę, a w tv mówili, że koncert super tylko nagłośnienie było kiepskie :))) Kurna, jak było?
Mario, to był mój pierwszy koncert więc dla mnie było cudownie, tyle lat czekałam na ten moment, że absolutnie wszystko mnie zachwyciło. Nagłośnienie jak nagłośnienie, jak ktoś chce to się będzie czepiał; albo jak to jest czyiś 10- ty koncert, to ma porównanie. A dla mnie Hetfield to Bóg, i jak się przez dwie godziny modliłam :-) Ryk około 50 tysięcy ludzi , a ja wśród nich, coś cudownego. Obiecałam sobie, że to nie będzie ostatni koncert, a że do Berlina mam bliżej niż do Warszawy….
ja chcę sobie wytatułowac „shine bright like a diamond”, ponieważ niesamowicie dodaje mi to pewności siebie ;) postrzegam szczęście tak, jak ty ale to jest właśnie szczęście to długie wypracowane, ale zaczęłam postrzegać szczęście na co dzień i jest dużo lepiej ;) Dobre jedzenie, kontakt z przyrodą, słońce, ludzie ;)
Właśnie Wasze komentarze dają mi tak wiele do myślenia: żeby przystanąć, żeby docenić, żeby pooddychać :)
Gdybym miała wybrać jedną ulubioną sentencję to byłby niezły problem ;) mam takich parę, dwie z komiksu Wonder Woman ” Whether we live or die we remain Amazons. And you remain Wonder Woman. And Wonder Woman does not hide away from threats or changes. She meets them head on” mówi to Dianie jej matka, bardzo mi ten cytat pomógł pod koniec ostatniego semestru. Drugi to ” we have a saying, my people: don’t kill if you can wound, don’t wound if you can subdue, don’t subdue if you can pacify and don’t raise your hand at all until you’ve first extended it” dla mnie to właśnie jest kwintesencja Wonder Woman.
Jeśli miałabym coś tatuować to byłby to romb, jak symbol karo w kartach na nadgarstku przez moją ulubioną postać, Harley Quinn a w innym miejscu słowa Toma Hiddlestona „The sky’s the limit. Your sky. Your limit. ”
Lubie też pisać sobie przed zaliczeniami itp. na nadgarstku „I can and I will. See me try.”
Jesteś w takim razie osobą, która przywiązuje bardzo duże znaczenie do słów i którą słowa potrafią mobilizować, ja się też uważam za taką osobę. Dobrze dobrane słowa są mnie w stanie popchnąć do takich rzeczy o jakich jeszcze chwilę temu mi się nie śniło :)
O tak, wierzę, że w słowach drzemie prawdziwa moc. Słowa określają naszą rzeczywistość, są nazwami, właściwie dobrane mogą wywołać zarówno śmiech, jak i doprowadzić do płaczu. Odpowiednie słowa mogą wywołać wojnę, ale i ją zakończyć. Są niebezpieczne i trzeba nimi operować z ostrożnością. Ale odpowiednie słowa mogą natchnąć tłumy. Słowa… Słowa to trochę jak magia w zasięgu ręki :)
Jestem zaskoczona, jak wiele dał mi do myślenia Twój wpis (no dobrze, każdy Twój post daje do myślenia, ale są zazwyczaj w innym charakterze ;) ), bo chyba sama trochę ostatnio nad tym rozważałam. Tłucze mi się gdzieś po głowie takie zdanie-polecenie: „Rozpychaj granice”, pewnie po angielsku brzmiałoby o wiele lepiej. Chodzi o strach właśnie, o zaciskanie zębów i robienie kroku nad tą przepaścią, której się boisz, o „Zaczynaj, zanim jesteś gotów”, o wychodzenie ze swojej strefy komfortu i podejmowanie wyzwań, bo tylko wtedy się rozwijasz. To walka, ale w słusznym celu. Tak jak i świetny „Joyfear”, to rozpychanie granic też wiąże się z konkretnym uczuciem, momentem, kiedy czujesz pewien przełom i napinasz mięśnie po to, żeby coś udźwignąć – metaforycznie. Szczególnie to jest istotne w przypadku, gdy tych granic ma się sporo, kiedy walczy się z mocno wgranymi przez dwadzieścia parę lat ograniczeniami, ułomnościami i przede wszystkim dławiącym strachem przed niemal każdą rzeczą na świecie.
A gdybym miała sobie coś tatuować, to byłoby to pewnie: „Sky above, earth below, fire inside”, podpatrzone u Aife (aifowy.blogspot.com). Powietrze, ziemia, ogień. A razem – wolność! :-)
Bardzo fajnie to opisałaś:)
Super, właśnie takie rozpychanie to dla mnie największy motywator. Kocham mieć satysfakcję z tego, że to ja sama doprowadziłam do czegoś co wydawało mi się trudne i wręcz nie do zrealizowania. Nawet kiedyś robiłam listę takich rzeczy z których byłam dumna i chyba sobie ją odświeżę :)
Ja zawsze w życiu kierowałam się cyt. „aby istnieć, trzeba uczestniczyć „Antoine de Saint-Exupéry. Ostatnio niestety trochę zboczyłam z tego toru, ale powoli próbuje wrócić i kierować się tym zdaniem.
No pewnie, nie stać z boku tylko być graczem. Kurna, trzeba wziąć los w swoje ręce, ekstra jest ten cytat!
ja mam w planach kolejny tatuaz i pierwszy [i chyba jedyny] napis jak na sobie bede miec: be free
a takim moim ulubionym zdaniem jest: Jestem jednym z wielu, ale z wielu jestem tylko jeden.
Ładne zdanie :)
„Jedynym, czego należy się bać, jest sam strach” – bo pomaga mi spojrzeć na świat z dystansem i znaleźć w sobie siłę do działania.
„Life isn’t about finding yourself. Life is about creating yourself” które pokazuje, że to, kim jesteśmy, zależy od nas samych.
Piękne są tez słowa Emersona: „Śmiać się często i mocno kochać; Zdobyć szacunek ludzi inteligentnych i przywiązanie dzieci; Zasłużyć na uznanie uczciwych krytyków i znieść zdradę fałszywych przyjaciół; Cieszyć się pięknem; Znajdować w innych to, co najlepsze; Dawać siebie, nie oczekując nawet przez chwilę zapłaty; Uczynić świat trochę lepszym, zostawiając po sobie zdrowe dziecko, uratowaną duszę, kawałek wyplewionego ogrodu czy poprawę warunków społecznych; Bawić się oraz śmiać z entuzjazmem i śpiewać z zachwytu przez całe życie; Wiedzieć, że choć jeden człowiek mógł zaczerpnąć głębszego oddechu, bo żyliśmy. To znaczy odnieść sukces.” i tak właśnie chciałabym żyć.
I jeszcze mi się przypomniało :D „The iron in our blood was formed in the stars, billions of years ago, trillions of miles away.”
Pięknie.
Piękne te słowa Emersona
Pierwsze zdanie biorę i zapisuję. Będę o tym myśleć już niedługo bardzo intensywnie.
moje podejście do życia… 'kontroluj swoje przeznaczenie’ i taki tatuaż mam, mam nadzieję, że niedługo też będzie 'kryzys to szansa’ i 'podążaj za głosem serca’ (wszystko w jednym z dawnych dialektów chińskich) ; )))
Dwie pieczenie na jednym ogniu, bo nie dość, że piękne słowa to jeszcze zyskasz temat do rozmowy, bo wszyscy się będą pytali: „a co to znaczy???”
INCANDESCENCE to moje słowo klucz….
Jestem absolutnie „dwubiegunowa” moje życie wypełniają dwie skrajne wartości:: z jednej strony pragnę intensywności wszystkiego,przede wszystkim miłości, przyjaźni, estetyki, ekstremalnych doświadczeń, mistyki…, z drugiej strony potrzebuję umiaru, który porządkuje mi życie, żeby to pragnienie intensywności po prostu mnie nie zabiło…Incandescence jest takim stanem pośrednim, z którego łatwo przejść ze stanu intensywności w stan umiiaru.
PS. To słowo kiedyś mi się po prostu przyśniło i tak je sobie zinterpretowałam.
Znam ten ból, często chcę za mocno, ale właśnie myślenie o złotym środku, o umiarze i równowadze pomaga mi się otrząsnąć. nie lubię żyć skrajnymi emocjami.
Hmm, ja tez nie przepadam za tatuażami, ale gdyby mnie tak pod ścianę…to pewnie byłoby coś w stylu „Prawda daje wolność” i „Warto być sobą”. Nie wiem czy tak ułożone, ale te dwie wartości są podstawą mojego życia :)
Tak się mówi, że prawda wyzwala, sama nie wiem… Kiedyś na pewno bym przytaknęła, ale teraz jestem w stanie ze zrozumieniem spojrzeć na niektóre kłamstwa.
Prawda jest trudna, ale kłamstwa rodza następne, pogubić się można. I spac spokonie trudno. Ja lubie prawdę, wzbudza mój szacunek. I przekonałam się wiele razy, że nawet jeśli na początku boli, albo jest niewygodna to prędzej czy później otwiera nowe perspektywy i uspokaja. nie wiem jak to wytłumaczyć, ale wiem, że tak jest :)
W tej chwili nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, jestem jeszcze zbyt młoda, zbyt nieopierzona i niedoświadczona. Cały czas poszukuję, błądzę, wędruję, zbaczam z głównej drogi na poboczne ścieżki. Nie wiem dokąd prowadzi droga, wiem tylko, że biegnie naprzód. A co znajdę na jej końcu..? Wiem tylko jakie uczucie najczęściej mi towarzyszy w tej drodze. A jest to tęsknota. Tęsknota za czymś utraconym, nieznanym, za innym światem, którego nigdy nie doświadczyłam i nie zaznałam. Tęsknota za miłością, za szczęściem, za przygodą, za przyjaźnią, za tym co było i nie wróci, za tym co nadejdzie, za tym co dopiero utracę… To wszystko tak pięknie opisane jest w dziełach mojego mistrza Tolkiena, idealnie odnajduję się w jego świecie. I to właśnie jego słowa przemawiają do mnie najbardziej.
„Taka jest bowiem świata natura, że to, co znajdujemy – musimy utracić, jak ci, których łódź płynie po wartkim strumieniu… Szczęśliwy ten, który z własnej woli znosi ból utraty, choć mógł wybrać inaczej. A nagrodą niech będą wspomnienia, nigdy nie wygasłe i nie więdnące…”
I na koniec: „Nie na zawsze przykuci jesteśmy do kręgów świata, poza nimi zaś istnieje coś więcej niż wspomnienie.” :)
Aż mnie ciarki przeszły. Wydaje mi się, że jak byłam młodsza to też w podobny do opisanego sposób patrzyłam na pewne rzeczy. ale teraz bardziej staram się żyć teraźniejszością i korzystać z tego co namacalne. Nie chcę już tęsknić, ale fakt, to nie jest takie proste się tego wyzbyć. Zwłaszcza jak się jest nałogowym marzycielem :)
Nałogowym i chyba nieuleczalnym :) U Tolkiena wszyscy tęsknią i według mnie jest to w jakiś sposób piękne. To uczucie napędza wszystkich bohaterów, czasem popycha ich do dobrego, czasem do złego, ale zawsze określa to, kim są. Myślę, że dążenie do odzyskania utraconego, lepszego świata może być całkiem niezłym sposobem na życie. Mogę też próbować sama taki świat stworzyć. Cóż, być może kiedyś szara rzeczywistość sprowadzi mnie na ziemie, na razie będę sobie marzyć… ;)
Evette, witaj w klubie…ta niuleczalna tęsknota jest najbardziej charakterysyczną cechą romantyków, myślałaś kiedyś o tym, że masz romantyczną naturę ( nie mylić z byciem „romantyczką”)…Pozdrawiam..
„Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą.” – św. Augustyn. Wytatuowałabym sobie całe to zdanie, bo to moje życiowe motto. Powtarzam je sobie szczególnie wtedy, gdy mimo wysiłku wszystko sie sypie i wygląda na to, że nic się nie uda.
Dla mnie „moc w słabości się rodzi” – zawsze mi pomaga kiedy wydaje mi się, że nie dam czemuś rady:)
Piękny i ważny post – dziękuję!
….w zasadzie nie wie, czy udałoby mi się znaleźć jedno słowo. Raczej wiele słów. Może najbardziej oddałoby nie takie wyrażenie : „być a potem mieć”. pozdrawiam.
Mam takie motta zyciowe, ktore mnie pchaja naprzod w ciezszych momentach – fragmenty Biblii. Mysle nawet nad tatuazem. Jedno z nich juz tutaj kiedys napisalam. Drugim jest zdanie ,,Wszystko moge w Tym, ktory mnie umacnia, w Chrystusie”.
Moze to jest bardzo trywialne, ale moim maksymalnym odkryciem zyciowym jest to, ze jestem stowrzona wystarczajaco dobrze, ze nie ma nad tym dyskusji, ze wszystko, czego potrzebuje, zeby isc naprzod moge odnalezc w sobie i wydobyc z pomoca swojego Stworcy. Nie, ze nie uwzgledniajac istnienia i wkladu innych ludzi w moje zycie, ale dajac im wolnosc i dajac sobie wolnosc.
Dla mnie słowo ma moc, ale właśnie przede wszystkim słowo Boże. Czytając je i mając w pamięci można przeżyć (w sensie survive) wiele. Mnie kiedyś przez kilka dni utrzymywały przy życiu słowa św. Pawła z Listu do Rzymian; fragment zaczynający się od słów: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? …”
Tak samo jak AgaM,i dla mnie słowo ma moc.Słowo Boże.:)
Wytatuować nie. Nie przeszkadzają mi, a nierzadko nawet podziwiam, tatuaże u innych, ale u siebie bym nie zrobiła. Co ciekawe, tłumaczę sobie, że boję się, że by mi się znudziło za parę lat – a na przykład jak ktoś mówi, że mogłabym zupełnie zmienić fryzurę, to uciekam, zwłaszcza, jeśli ma w ręku nożyczki ;)
Za to powiesić na ścianie, to i owszem. „Moje” teksty to nie tyle motta, ale słowa, które nie do końca wcielam w życie, a które do mnie przemawiają i wiem, że powinnam z nich czerpać trochę bardziej:
1. „Nigdy nie jest za późno, by stać się tym, kim miałeś być” (właściwie chyba dopiero teraz zaczynam odkrywać, kim mogłabym być).
2. „Statek stojący w porcie jest bezpieczny, ale nie po to buduje się statki”.
3. „Have the courage to follow your heart and intuition. They somehow already know what you truly want to become. Everything else is secondary” (akurat nie mogę znaleźć po polsku dokładnie tych słów, jak wpisałam w wyszukiwarkę po polsku, wyskoczyła nieco inna wersja: „Podążaj za swoim sercem i intuicją, wielkimi marzeniami, kochaj to co robisz, nie pozwól by cokolwiek Cię powstrzymało”.
Mario, masz rzesze czytelniczek, a wszystkie sa niezwykle madre. Z przyjemnoscia przeczytalam komentarze – kazdy dal mi do myslenia. I kto by pomyslal, ze na blogu o ubieraniu sie mozna znalezc tak glebokie spostrzezenia dotyczace zycia!
Jeszcze slowko do Ciebie: nie ma nic zlego w byciu idealistka. A jesli wystarczajaco dlugo jestes wierna sobie, ludzie przestana postrzegac Twoja zyczliwosc i uprzejmosc jako slabosc, za to nabiora do Ciebie szacunku. Wiem z doswiadczenia :-) I choc tez obrywalam od zycia po tylku, to dzis nie mam zalu za ani jednego klapsa, nie zaluje ani jednego dnia, ani jednej decyzji, ani jednego bledu. Jest DOBRZE.
Mario, jakie Ty trudne pytania zadajesz ;) ja powiem szczerze – nie wiem. W tym momencie nie mam takiego słowa, ale od kiedy przeczytałam tego posta myślę o tym co jakiś czas. Dlatego komentarz dopiero dziś, myślałam że przez te dni jakieś zdecydowane słowa przedrą się przez moją świadomość i się podzielę. Ale jeszcze potrzebuję czasu :) Dzięki za taką mocną inspirację!
A ja ostatnio brałam udział w warsztatach, na których szukaliśmy swoich wartości w życiu. Dostaliśmy kartki z wypisanymi około 80 wartościami i z nich mieliśmy wybierać. Ale nie podkreślać swoich wartości, tylko wykreślać tak, żeby zostało 15 słów, potem 10, potem 7, potem 5, 3 i ta jedna ostatnia, najważniejsza. Zadanie niesamowicie trudne, bo przecież każdy ceni sobie przyjaźń, uczciwość, zdrowie itp., a z czegoś za każdym razem trzeba zrezygnować.
Doświadczenie wspaniałe. Wynik mnie zaskoczył-nie zaskoczył – jeśli byście mnie zapytali, co jest moją największą wartością to bym jej nie wymieniła przenigdy, ale jeśliby spojrzeć na moje życie to już jak najbardziej.
Polecam, jeśli ktoś byłby zainteresowany to znalazłam taką tablicę http://www.homelifesimplified.com.au/simplify-your-life-week-2-define-your-personal-values/ (drugi rysunek w tym poście, nie potrafię tego podlinkować inaczej)
Wspaniały blog! Jeszcze wiele artykułów przede mną, ale znajduję tu wiele treści dla siebie, co jest rzadkie. Jesteś świetną alternatywą dla mody na minimalistki ;)
A przyświecająca mi sentencja: Nothing worth having comes easy!
Trafiłam dziś na pewien artykuł (tytuł mnie zainteresował, bo to przeżywam) i chciałabym się podzielić z Wami jednym zdaniem, które bardzo do mnie przemawia:
„W życiu wszystko może być pożyteczne”.
Link do artykułu http://www.katolik.pl/o-wypaleniu,24247,416,cz.html
„Zrób to, czego się boisz” – kiedyś przeczytałam w pewnej mądrej książce. To zmieniło moje życie.
Różnym okresom mojego trzydziestoparoletniego życia towarzyszyły mi słowa i przemyślenia, zmieniały się i ewoluowały.
Jak młoda dwudziestoparolatka miałam poczucie wielkiego wpływu na rzeczywistość. Wydawało mi się, że świat „należy do mnie”. Wtedy na ścianie wynajmowanego pokoju zawisł Terencjusz „Śmiałym los sprzyja”. Dodawało mi to odwagi i skrzydeł w realizowaniu różnych celów. Nadal jest mi bliskie, ale…
Potem przyszło macierzyństwo, które wiele rzeczy przewartościowało. W brutalnym zderzeniu z wymaganiami zawodowymi ważniejsza stała się nauka odpuszczania sobie i życia tu i teraz. Koniec z walką, pogodzenie z tym co jest, pełna akceptacja. To co jest teraz to jest najlepsze, co możemy mieć w danej chwili. Ostatnio znalazłam odpowiednie przysłowie japońskie do tej części moich życiowych rozważań „W dniu, w którym zaniechasz podróży, dotrzesz do celu”.
Ważne słowa, które w pełni zrozumiałam dopiero po 30-stce to „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie” Mahatmy Gandhi. Akceptacja i zrozumienie dla innych, życzliwość dla siebie i innych, a przede wszystkim własna samoświadomość. Małe zmiany we mnie mogą spowodować efekt domina pozytywnych zdarzeń wokół. Nie trzeba robić rzeczy wielkich, aby mieć wpływ na rzeczywistość, nie trzeba się spinać, wystarczy żyć w zgodzie ze sobą. I o dziwo wszystko się samo kręci bez moich usilnych starań ;-)
„Wszystko to marność i pogoń za wiatrem” z Księgi Koheleta – tego uczą dramatyczne doświadczenia. Najtrudniejsza lekcja i pewnie nie ostatnia.
Przede mną pewnie jeszcze nie jedno odkrycie, w końcu młoda jestem :). Ciekawe jakie rozważania przyniesie kolejne macierzyństwo… bo przecież „pantha rhei”.
Ale się rozpisałam…
Pozdrawiam!
Mam póki co 2 tatuaże i jednym z nich jest właśnie napis na nadgarstku – Vegan.
Warto było :)