Przed impulsywnymi zakupami chronią nas pytania: czy dana rzecz będzie pasowała do mojej szafy? Czy mogę ją zestawić z innymi ubraniami z mojej szafy? Czy naprawdę ta rzecz mi się podoba?
Impuls nie zawsze musi być zły, ale jednak satysfakcjonujący zakup, to przemyślany zakup. Ja się aż tak nie skupiam nad zadawaniem sobie funkcyjnych pytań, wolę stworzyć w głowie historię, która ma mnie przekonać lub odwieść od zakupu. Szybkie zakupy robię już tylko w second handach, gdzie decyzji nie można odwlec, bo po prostu przedmiot znika w danym czasie, a w innych sklepach czy internecie zdaję się najpierw na wyobraźnię.
Nie potrzeba mi tak bardzo skupiać się na przydatności. Gdyby tak było, już pewnie nigdy niczego bym nie kupiła :) Zamiast tego polegam bardziej na przyjemności i w tę stronę idę -> Czy ta rzecz jest dla mnie przyjemna? Czy będzie dla mnie przyjemna? Czy sprawi mi radość, gdy otworzę szafę? Czy będzie powodem rozczarowania i entuzjazm co do niej będzie mi spadał z każdym tej szafy otwarciem? Czy będzie mnie inspirować? Czy wyniesie moje ubrania na wyższy poziom? Czy coś we mnie obudzi? I najlepsze z nich wszystkich – jakie mam skojarzenia z tą rzeczą i jak ona może się wpisać w moją wizję?
Może wielu osobom się to wydać przerażające, takie drążenie tematu, ale myślę o tym w takich kategoriach: będąc w muzeum mogę się zachwycić obrazem, słuchając muzyki mogę się wzruszyć, po przeczytaniu ostatniej strony mogę mieć ochotę wyrzucić książkę przez okno, słysząc śmiech dzieci mogę się sama uśmiechać, głaszcząc kota mogę się rozluźnić… Wiecie do czego zmierzam? Wszystko może być stymulujące. Dlaczego miałabym sobie odbierać prawo do wyobrażeń, snucia fantazji czy odpływania z inspiracjami widząc na wieszaku piękną bluzkę? To taki element romantyzowania codzienności, który wprowadza w dobry nastrój czy odmienia na chwilę smutniejszy czas.

Zakup białej spódnicy o kroju bombki był dla mnie przyczyną do opisania tego procesu inspiracji. Natychmiast jak tylko zobaczyłam tę spódnicę pomyślałam: chcę być chmurą. Wiedziałam od razu jak chcę wyglądać w tej spódnicy i z czym chcę ją nosić. Ale nie wytrzymałam do wiosny, tylko już potem zakładałam ją do zimowych butów i przekonałam się, że to była dobra decyzja.
Lekkości chciałabym na wiosnę i lato. Błyszczących powiek, kryształu na uszach lub szyi, świeżych perfum o takim zapachu, jaki przywołuje mijana w biegu kwiaciarnia, błękitnej koszuli schnącej na balkonie. Bieli bym chciała, lakierków, srebra, błyszczących paznokci, nowego notatnika, czasu nad wodą, zadartej głowy, powietrza przed deszczem i po deszczu… I nie są jakieś to mocno odległe wizje od tego, co już dla siebie robię, ale tak skrystalizowane, ujęte w moodboard i jeszcze udowodnione dobrym zakupem, stają się bliższe, realniejsze i przyjemniejsze.
W kategorii inspiracja będę te moje historyjki pokazywać w formie moodboardów i zdań, i będę się tak rozwodzić nad zwykłymi przedmiotami, które mi się podobają.
Czy jest jakaś rzecz ubraniowa, która tak Was ostatnio zainspirowała do wyobrażeń i jakie skojarzenia przywołała?
Cudowny, marzycielski opis, bardzo do mnie przemawia. Smuci mnie lekko,bo chyba nie mam aktualnie takiej rzeczy? A moze jest zakopana pod stosem innych. Pogubiłam sie w zakupowych wyborach i teraz potrzebuję z tego wybrnąć, skorzystam z tej metody. Pozdrawiam serdecznie
A może z tej kupki zmuś się do wybrania jednej rzeczy i dopisz do niej jakąś historię. Daj szansę jakiejś jednej zakopanej rzeczy, a nie nowej ze sklepu. To wydaje mi się jeszcze bardziej romantyczne :)
Pięknie :) Od lat ubieram sie praktycznie/adekwatnie do sylwetki, mojego kolorytu itd… (mam nadzieję) Rzeczywiście czas na jakieś och… i ach… :) Dzięki za inspirujący tekst :)
Nie mówię, że to muszą by rzeczy poza strefą komfortu, ale bardziej chodzi mi o zakochiwanie się w ubraniach – bycie tak wybrednym, że aż stawianie tych najlepszych ubrań na piedestale. To cały czas może być nasz powtarzalny styl, ale zbudowany z najlepszych elementów!
Pięknie napisane. U mnie może to nie była rzecz ubraniowa, ale koncepcyjna. Jestem na etapie życia, w którym postanowiłam że swoim wyglądem chcę przekazywać światu wiadomość inną niż do tej pory. Postanowiłam że chcę wyglądać na bardziej „ogarniętą”, taką która daje przekaz, że skoro przykładam się do swojego wyglądu to też przykładam się do innych dziedzin życia.
Chcę na co dzień nosić marynarki, koszule, materiałowe spodnie, kamizelkowe topy, ale niech wciąż to będzie w zrelaksowanej formie – z dodatkiem jakichś casualowych elementów: conversów, jeansów, czapki z daszkiem. Chcę mówić – jestem ogarnięta, ale nie sztywna i nie tak całkiem na serio. Jestem ogarnięta, ale na moich zasadach.
Obecnie jestem na etapie budowania garderoby w nowej koncepcji, więc nie ma na razie miejsca na dodawanie wisienek na torcie. Ale w przyszłości chciałabym wprowadzać ciekawe połączenia kolorystyczne, np. zieleń z różem, niebieski z pomarańczem, wyrażając tym samym moją osobowość, takie mrugnięcie okiem że nie jestem na serio.
Zdaje się, że masz już koncept, i to świetny. Z mojej strony tylko jedna rada: neutrale, neutrale i jeszcze raz neutrale. Gromadzić proste elementy w neutralnych kolorach – będzie super. Potem przyjdzie czas na dopieszczanie, szczególiki i eksperymenty.
Myślę, że z tak klarownej koncepcji, wykluje się bardzo spójna i zachwycająca szafa.
Cudowne spojrzenie na ubrania, takie marzycielskie… No i piękna inspiracja, piękny moodboard. U mnie to działa trochę inaczej, bo ja nie mam aż takiej wyobraźni, tylko po prostu jak widzę jakąś rzecz, która mnie urzekła fasonem, materiałem i kolorem, to czuję, że bardzo chciałabym ją nosić. Mało mam takich rzeczy, bo rzadko spełniają one wszystkie trzy warunki, ale jak już taką znajdę, to noszenie jej sprawia mi wręcz fizyczną przyjemność, nawet sam fakt jej posiadania mnie cieszy. I dlatego Twoje spojrzenie na ubrania, takie emocjonalnie zmysłowe, zwerbalizowanie tego, co ja gdzieś czułam, nadanie im znaczenia innego niż praktyczne czy modowe, jest mi bardzo bliskie. Ja ostatnio mam fazę na wszelkie zwierzęce printy, może dlatego że całe lata kupowałam gladkie, proste w kroju rzeczy. Teraz zakupiłam bluzkę w taki print, z cudownej wiskozy, z małymi bufkami, po prostu cudo! Jak ją ubieram, to czuję jakiś nowy, inny „vibe” w sobie, czuję się z sobą lepiej, ładniej, choć daleko mi do ideału urody i figury. Myślę, że wyobraźnia, estetyka i potrzeba doświadczania przyjemności w ubraniach, które mnie gdzieś poruszają, w moim przypadku jest po prostu ważna. A Twój tekst pokazuje, że nie jestem dziecinna czy dziwna, patrząc na ubrania w taki sposób. Dziękuję Ci za niego!
U mnie to by była bluzka w hafty kwiatowe (której jeszcze nie mam, ale być może kupię na sezon wiosenno-letni).
Skojarzenia: łąka, styl hipisowski, lato, wolność, wieś, wakacje, swoboda. Najlepiej odzwierciedla to ów kolaż (oraz zdjęcia, które wyświetlają się obok niego):
https://pl.pinterest.com/pin/465489311506979655/
Cudny kolaż! Aż czuć zapach tej łąki! Chyba ewidentnie brakuje mi słońca, lata i optymizmu które ono ze sobą niesie.
Dziękuję :) No tak, aura za oknem zdecydowanie nie kojarzy się optymistycznie.
Mario piekne – skad jest zdjecie bialej bluzki ze spodnica? Takie basniowe.
To jest stare zdjęcie produktu z Zary. Numer tej spódnicy znalazłam – 8249/209/712. Ale ja mam inną białą bombkę, a ta jest ecru.
Jak dobrze,ze jesteś :) I jak dobrze czytać taki jakościowy,interesujący i inspirujący tekst. Twój nowy kolaż mnie hipnotyzuje, szczególnie dolna część. Przypomina mi o czymś z dzieciństwa,ale nie wiem o czym.
Ostatnio kupiłam torebkę, skórzaną, minimalistyczną w kolorze jasnego beżu, mało praktyczna bo trzeba ją nosić w ręku. Taką torebkę w mojej wyobraźni nosiłaby klasyczna piękność, dama jak Grace Kelly albo Cate Blanchette. Czuję się z nią fantastycznie, nawet zakładając zwykle dżinsy i sweterek. Teraz, mocno waham się nad zakupem letniej sukienki. Biała, bardzo prosta i skromna z przodu ale z całkowicie wyciętymi plecami. Urzekła mnie niesamowicie i z jednej stronie się w niej widzę a z drugiej jest mało praktyczna przez te plecy, bo problem doboru biustonosza, bo nie założę wszędzie, bo może skupiać uwagę. Właśnie przez sielskie skojarzenia jakie z nią mam, chciałabym ją kupić. Widzę się w niej nad morzem, boso spacerując po piasku, albo w upalnych Włoszech jedząc lody gdzieś przy małym stoliku w skrawku cienia. Albo wręcz zupełnie sielsko, u mnie na wsi, spacerując z dzieckiem, obok skoszonych pól. To może śmieszne, że tyle skojarzeń wywołuje u mnie ubranie, ale wręcz czuję zapach świeżego prania po zdjęciu ze sznurka, kiedy na nią patrzę :)
Mario, to bardzo piękny sposób myślenia o ubraniach i w ogóle o codzienności, chciałabym jak najczęściej myśleć w ten sposób. Dużo bliższe jest mi takie postrzeganie ubrań niż spojrzenie praktyczne, dobieranie do sylwetki, myślenie o wrażeniu jakie się chce wywołać czy jakiś rodzaj stylu. Raczej nigdy nie pomyślałam, że chciałabym ubrać się w stylu boho czy dark academia ale, że chciałabym być chmurą całkiem często. Twój kolaż jest przepiękny i naprawdę intrygujący dla mnie. Poszukam kropelkowej kryształowej biżuterii. Też mam ostatnio sporo podniebnych fantazji. Zainspirował mnie do nich taki kombinezon, który kupiłam na Vinted- nie jest chyba z żadnej firmy, nie ma metek. Wygląda dokładnie jak przebranie za niebo. Jest z cieniutkiego, delikatnego jak chmurka jedwabiu w kolorze wiosennego nieba z takimi delikatnymi białymi przetarciami jak chmury i ma wstawki z błękitnej koronki, białej satyny i takiego jaśniutko srebrnego jedwabiu i to wszystko razem robi efekt mieniącego się w słońcu nieba. Jednocześnie nie jest w ogóle elegancki bo w kroju jest po prostu takim retro dresem w stylu lat 80 ze ściągaczem na końcu nogawek i rękawów i trójkątnym wszyciem na plecach i piersi- krój jaki normalnie występuje w wersji żarówiasty ortalion. Robi to mu jakąś lekkość i luz i bardzo wakacyjny klimat. Chciałam do niego kupić pasującą kurteczkę na chłodniejsze wieczory i znalazłam przepiękną, pikowaną też z jedwabiu w apaszkowe wzory w księżyce, słońca i gwiazdozbiory. Jest cudowna ale niestety jak już przyszła do mnie ze Szwecji okazało się, że krojem fatalnie nie pasuje do tego kombinezonu. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że krótka pikowana kurteczka w kosmiczny wzór- czarna z nadrukiem planet i gwiazd- bardzo retro, super pasuje do tego kombinezonu. Więc kiedy nadchodzi wieczór na niebo wiosenne narzucam niebo nocne. A nowa kurteczka okazała się wspaniale pasować do szerokich orientalnych spodni z szantungu w kolorze greckiego morza latem, do których brakowało mi wierzchniego okrycia. Dokupiłam jeszcze zwiewną, błękitną, jedwabną sukienkę i mam teraz całą taką niebiańską mini szafę. Noszę do tego białe dodatki. Ale generalnie ostatnio odchodzę od inspirowania się ubraniami, które napotkam. Zawsze lubiłam ten aspekt zaskoczenia i improwizacji w second handach kiedy nic nie planowałam i po prostu spotykałam ubrania, które inspirowały mnie do różnych kierunków w stylu, ale teraz mam ochotę na więcej własnego wpływu i kreacji w tym co noszę. Zaprojektowałam sobie ostatnio kilka nadruków na sukienki, zamówiłam tkaninę, a potem uszyłam je i wyszyłam różnymi elementami. Nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze w swoich rzeczach, czuję się w nich jakoś tak absolutnie, esencjalnie sobą. No i teraz mam ochotę zaprojektować i zrobić sama jak największą część swojej szafy. Teraz porównując te stworzone przeze mnie sukienki z resztą moich ubrań ta reszta wydaje mi się jakimś kompromisem, jakąś próbą odnalezienia w rzeczywistości tego co mam w środku i znalezienia jak największego podobieństwa, ale zawsze temu coś brakuje. Oczywiście nie jestem w stanie wymienić natomiast całej swojej szafy bo to stopniowy proces i samo stworzenie takiej sukienki to jakieś dwa miesiące pracy- sam nadruk rysuję z miesiąc, ale to kierunek w którym zmierzam. Historia jaką tym opowiadam to głównie po prostu idea artystki ubranej w swoją sztukę- uzewnętrznienia tego co mam w środku. Zaczęłam po prostu od ubrań pokrytych moimi rysunkami ale teraz jestem bardzo mocno w temacie ciała i pokazywaniu na zewnątrz tego co w środku niego- zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Zaczęło się od tego, że miałam taką bordową wełnianą sukienkę z cosa z mocno dopasowaną górą i obszernym, asymetrycznym dołem w kształcie bombki- jest w niej coś krynolinowego mimo współczesnego kroju. Wyhaftowałam na niej koralikami, perełkami i różnymi innymi elementami swój własny szkielet. Haft jest bardzo bogaty, złoto purpurowy a kości wyglądają jak wysadzane klejnotami relikwie. Przyszyłam też do nich bardzo osobiste, symboliczne elementy na konkretnych kościach jak szkielet syreny w kości mostka, owoc granatu w krtani czy złote uszy w łopatkach, haft ma też wszędzie mnóstwo koralików- oczu. Wygląda jednocześnie surrealistycznie i barokowo. No i ta sukienka rozpoczęła moje różne inne historie wokół ciała. Zaczęłam nosić dużo biżuterii przestawiających części ciała najczęściej oczy ale nie tylko np zrobiłam sobie naszyjnik ze złotych ust trzymających w ustach oczy lalek. Mam też rajstopy od alaure zaprojektowane przez Aleksandrę Waliszewską we wzór żył i układu kwironośnego. Teraz projektuję sobie nadruk na letnią lnianą sukienkę w podobnym stylu jak tamta wełniana tylko zamiast kości pokazuje organy wewnętrzne w których mieszkają różne rzeczy- np w płucu jest ośmiornica a w sercu kwitną maki. Cała ta historia jest o tym jak czuję swoje ciało i na razie to jest rejon, który mnie inspiruje. Napisałam komentarz długi jak w dawnych czasach- bardzo brakowało mi tych komentarzy tutaj o Twoich przemyśleń!