Każda z nas to przerabiała: zbliża się wesele, chrzciny, jakaś uroczystość, trzeba się odświętnie ubrać, ale oczywiście nie ma w co. Idziemy do sklepu, kupujemy to, co jest, a nie to, czego chcemy. My tak naprawdę nie wiemy, czego chcemy… I nad tym, żeby się dowiedzieć, chciałabym w tym wpisie popracować.
Jest jedna bardzo prosta, racjonalna i bezsprzeczna metoda za pomocą której możemy sobie ustalić jak powinien wyglądać z grubsza nasz uniwersalny strój na specjalne okazje. Nazywam tę metodę RÓŻNYMI WERSJAMI WZORCA. Jak przeczytasz o co tutaj chodzi, na pewno uznasz, że to nic odkrywczego. Ja zatem pytam: dlaczego nie stosujesz czegoś, co jest tak właśnie znane, oczywiste i wynikające z logiki, kiedy możesz mieć stuprocentową pewność, że będziesz wyglądać świetnie i czuć się świetnie? Wszystko rozbija się o to, że właśnie najbardziej ewidentne rozwiązania są przez nas traktowane po macoszemu, bo szukamy dla siebie nie wiadomo jak zawiłych i pracochłonnych metod, o których możemy później powiedzieć, że były za trudne do realizacji i mamy znakomitą wymówkę dla naszych niepowodzeń. Przepraszam, za tę tyradę, ale ludzie naprawdę niepotrzebnie komplikują… Do rzeczy!
W wielkim skrócie:
Wybierasz sobie za punkt odniesienia strój, który uważasz za dotychczasowo dla Ciebie najlepszy (wzorzec) i szukasz wariacji na jego temat lub wersji bardzo zbliżonej do niego.
A teraz rozwinięcie :)
Po pierwsze, musisz znaleźć taki swój dotychczasowy strój, który był z Tobą podczas jakiejś specjalnej okazji i który jednocześnie spełniał te dwa proste warunki:
- Czułaś się w nim świetnie
- Wyglądałaś w nim świetnie
Pole do interpretacji jest tutaj ogromne. Każdy zapewne innymi kryteriami będzie się kierował patrząc na te dwa punkty. Ja Wam opowiem o tym, co ja rozumiem przez wyglądanie świetnie i czucie się świetnie. Otóż dla mnie:
Czuję się świetnie w danym stroju, kiedy on jest wygodny, nie krępuje mi ruchów i kiedy nie muszę się zastanawiać nad tym, czy zmieniając pozycję, nie odsłaniam bielizny, materiał ubrania się brzydko nie marszczy, nic nie podnosi się do góry, przestaje być pod kontrolą. Ja w takich zbyt odsłaniających, niekontrolowalnych ubraniach nie czuję za dobrze. Czuję się świetnie, gdy mam na sobie ubranie, którego nikt inny nie ma na tym samym przyjęciu. Czuję się świetnie, kiedy nie jestem wystrojona aż za bardzo – wolę już ubrać się troszkę mniej oficjalnie, niż wystroić się za bardzo, ale najbardziej lubię być ubrana „w punkt”.
Wyglądam świetnie, kiedy mam ubranie w moich ulubionych kolorach. Wyglądam świetnie, kiedy mam odsłonięte nogi, ale raczej zakryte ramiona i dekolt (na ogół). Wyglądam świetnie, kiedy rzeczy są odrobinę luźne, a nie całkowicie dopasowane.
Wybieramy więc ubranie, które spełnia te dwa warunki. Ja mam taką sukienkę, do której mimo upływu lat mam ciągle słabość. Ona nie jest zbyt formalna, ale też nie noszę jej na co dzień. To jest taka moja niedzielna, trochę bardziej odświętna rzecz, czasem założę do filharmonii na poranny koncert, czasem na jakiś bardziej uroczysty obiad… Zawsze czuję się w niej dobrze i wierzę, że wyglądam w niej dobrze.
Przyjrzyjmy się cechom mojej sukienki (mojego wzorca):
- długość przed kolano
- rękaw trzy czwarte
- dekolt łódka
- luz na brzuchu
- czerń
- duży wzór
- delikatne trapezowy krój
- niegniotący się materiał

Sukienka staje się moim punktem odniesienia w stosunku do zakupu nowych ubrań. Co to znaczy?
Szukam cech tej sukienki na innych ubraniach (prawdopodobnie sukienkach, choć nie wykluczam, że zestaw bluzka i spódnica może mi zapewnić podobny komfort). Lub mówiąc inaczej: szukam innych wersji tej właśnie sukienki. Te wersje mogą się różnić krojem, kolorem, wzorem, materiałem itd., ale one w jakiś sposób i tak nawiązują do mojego punktu odniesienia i sprawiają, że czuję się i wyglądam równie świetnie, co ubrana w mój punkt odniesienia. Spójrzcie na przykład.
Znalazłam różne sukienki, które są jakąś wariacją na temat tej mojej idealnej. Każda z nich ma jakieś punkty wspólne z moją sukienką, ale nie do końca wszystkie te sukienki można nazwać podobnymi.

Sukienka nr 1 (Potis & Verso) jest najłatwiejsza do rozszyfrowania, bo to po prostu bliźniaczka mojego wzorca. Ma po prostu inny wzorek i kolor, ale krój jest dokładnie taki sam. Nosiłoby się ją identycznie, ale dzięki cekinom z przodu, czułabym się w tej sukience najlepiej wieczorem.
Sukienka nr 2 (Madnezz) to bardziej seksowna wersja mojego wzorca, ale w podobnej kolorystyce, w bardziej dynamicznym kształcie i bez rękawów. Jest taka do bólu minimalistyczna i wydaje się trzymać ładnie formę. Czułabym się w niej bardziej elegancko.
Sukienka nr 3 (Mango) jest obszerniejsza od mojego wzorca, ale przez to, że jest bez wzoru i ma jakby sztywniejszy materiał wydaje mi się poważniejsza i bardziej elegancka. Nie zmienia się długość, kolor, rękawy. Mogłabym do niej dobrać wyrazistsze dodatki niż do mojej sukienki.
Sukienka nr 4 (YAS) jest bardziej zabudowana pod szyją, ma dłuższe rękawy i luźniejszy krój niż mój wzorzec, ale znowu – długość, kolor, luz na brzuchu – to wszystko się zgadza. Ta sukienka, mimo że taka zasłaniająca co trzeba wydaje mi się bardzo seksowna. Świetnie prezentowałaby się z wysokimi szpilkami.
Sukienka nr 5 (Quiosque) nawiązuje do mojego wzorca kontrastowym wzorem, długością i krojem. Nie ma rękawów, co daje wrażenie tego, że jest to sukienka całkowicie letnia, idealna na jakąś imprezę pod gołym niebem.
Sukienka nr 6 (Tatuum) to bardzo lekkie nawiązanie do wzorca, bo ta sukienka jest całkowicie luźna. Ma jedynie podobną kolorystykę i długość, ale w jakiś sposób zachowuje charakter pierwotnej sukienki. Mogłabym założyć do niej te same buty i torebkę, co do punktu odniesienia i pójść w niej w te same miejsca :)
Każdą z tych sukienek mogłabym założyć i wierzę, że czułabym się w każdej i wyglądała w każdej po prostu dobrze. Takie szukanie na zasadzie odniesienia do czegoś co znamy, możemy przeprowadzić w odniesieniu do każdej okazji i każdego stroju, nie tylko sukienki oczywiście.
Ja Was zatem zapytam: jaka rzecz z Waszej przeszłości mogłaby być, a może nawet jest (nawet nie do końca w pełni świadomie) Waszym ideałem, jakimś odniesieniem do zakupów, czymś co się przewija w Waszych myślach podczas zakupów?
wow, nie wiedziałam że intuicyjnie stosuje tę zasadę:) Lubię sukienki przed kolano, długi rękaw, albo gładka albo duży wzór, kolor czarny albo wręcz przeciwnie – ciepły i lekko „neonowy”. Lubię secesyjne, roślinne motywy, nie znoszę drobnych kwiatuszków i panienskich wstawek typu falbana, wstążka, bufiasty rękawek itp. Na brzuchu jakieś marszczenie, dekolt raczej okrągły. Zaprojektowałam swoją sukienkę ślubną w oparciu o ten wzór i jestem bardzo zadowolona. W ubraniach i designie szukam przełamania, lubię jednolity, spójny zestaw przełamać czymś innym, tak aby nie było „kompleciku”. Kobieca sukienka to buty lekko męskie albo przynajmniej zniknięte, raczej już nie szpilka czy obcas. Do minimalistycznego wznętrza – barokowy żyrandol, itp. Do ślubnej sukienki mam płaskie trzewikobaleriny w zwiazku z tym, mimo że nie jestem wysoka. Świetny wpis, teraz będę bardziej świadoma tego że stosuję to rozwiazanie:)
Chciałam też napisać o mojej sukni ślubnej w ramach odpowiedzi na pytanie;). U mnie najlepiej się sprawdzają sukienki ołówkowe kończące się na wysokości kolana, dopasowane, z niezbyt dużym dekoltem. Koniecznie z możliwością noszenia normalnej bielizny, bo dostaję uczulenia od silikonu w stanikach bez ramiączek. Sukienka musi podkreślać moją figurę, w sensie linię biust-talia-biodra, ale zakrywać uda. Najbardziej lubię elegancką prostotę. W takiej sukience wyglądam najlepiej.
Pierwszy i podstawowy warunek, jeśli chodzi o suknię ślubną, to była dla mnie normalna bielizna :)
Ja też założyłam z góry, że w sukni ślubnej wszystko ma być na swoim miejscu. Nie sprawdziłyby się u mnie jakieś asymetrie, niekontrolowany materiał i jakiś brak struktury :)
Ja zwykle stosuję system
-ciemna góra (koszula, bluzka)
– czarne materiałowe spodnie albo spódnica do kolan
– kolorowa, marynarka (np żółta)
Bardzo fajny system :) Naprawdę widzę to oczyma wyobraźni <3
W moim przypadku to sukienka za kolano, dopasowana zaszewkami lub z elastycznej tkaniny, z dekoltem łódka. Mam ją w różnych wersjach, z mniej lub bardziej szlachetnych tkanin (od dresówki po surowy jedwab), z różną długością rękawa – od braku tychże, przez cap sleeve, trzy czwarte, do długiego.
A rzecz z przeszłości – dopasowana koszulaa ze stójką, którą kiedyś uszyła dla mnie mama, z pięknego materiału. Niedawno zamówiłam pierwszą koszulę z takim kołnierzykiem, i zadziwiło mnie, jak korzystnie w nim wyglądam:)
No świetnie, że coś takiego masz!
Ja genialnie czuję się w dosyć luźnej sukience z gumką w talii lub rozszerzanej, którą można związać w pasie. To mój pewnik, reszta jest elastyczna, choć nie przepadam za miniówkami. Taki trochę styl boho, ale wzór wcale nie musi być boho, gładka jest równie dobra. Kiedyś dopasowywałam sukienki u krawcowej co do milimetra, teraz stawiam na luz, choć rozmiar prawie ten sam. Z wiekiem człowiek docenia wygodę ;)
A ja się ostatnio tak polubiłam z wiązaniami, że nawet takie typowo oversizowe sukienki potrafię czymś przewiązać :)))
Bardzo przyjemna metodyka:) Oczywiście raczej wszystkie moje ubrania muszą wykazywać się jakąś spójnością poniekąd, aczkolwiek nie mam nic przeciwko czemuś nieprzewidzianemu;) Na pewno wzornictwo i walory użytkowe muszą być na najwyższym poziomie i tylko czasami cierpię dla pięknych butów;) Apropo tego wpisu Mario; jak w twoich oczach wypadli goście na ślubie księcia Harrego? Ja osobiście jestem zachwycona zawsze piękną, nieomylną wizerunkowo Victorią Beckham, Sarah Rafferty w doskonałej kreacji Lanvin i Jacindą Barrett w najlepszym chyba możliwym odcieniu fioletu + generalnie całościowo naprawdę brawo, zwłaszcza, że reszta pożal się Boże:/ Tymczasem na Victorii wiesza się psy, że za ciemno(!) A zachwyca się siostrą Kate, która wyglądała tak pospolicie, że wręcz śmiesznie. I przy okazji co myślisz o sukni Meg? Wybacz, że tak szczegółowo pytam, ale jestem szalenie ciekawa Twojej opinii:)
Matylda jakbym czytałam swoje myśli :)
Obie suknie panny młodej zaparły mi dech w piersiach. Wyglądała bardzo pięknie, elegancko, a jednocześnie promiennie, naturalnie – dla mnie świetnie i wcale mi nie przeszkadza, że nieperfekcyjnie, jak to niektórzy wytykają… Victoria, Sarah, Jacinda pięknie! Była jeszcze taka piękna pani w czerwieni, bardzo długo się jej przyglądałam, cudnie – Gina Torres. Podobała mi się jeszcze sukienka Beatrycze choć jakoś to wykończenie przy szyi powinno być jakby głębsze, a nie takie zabudowane :)
U mnie taki totalny klasyk to sukienka do kolan/ lekko przed kolano/ za kolano, dekolt w lódke, dopasowana góra, rozszerzany/ rozkloszowany dól, kolor/ wzór, który lubie, krótki rekaw albo bez rekawów. Mam taka absolutnie ulubiona turkusowa sukienke upolowana w sklepie z odzieza vintage (uszyta w latach 60. w NRD :)) i rzeczywiście to chyba mój podświadomy ideal. W troche podobnym klimacie sa Melie z Marie Zélie (zwlaszcza modele z krótkim rekawem).
Ta jedna zawsze będzie najlepsza. Ja to jeszcze do ideału nie dorównałam, każdej czegoś troszkę brakuje :)
To prawda – niby latwo określić parametry, ale znaleźć coś, co doskonale sie w nie wpisuje gorzej :)
Hmm, to dla mnie bardzo na nie suknia Meghan:( ascetyczna, anachroniczna, bezpostaciowa. Jedyna suknia ślubna, która była w stanie zachwycić to ta, w której Dita von Teese brała ślub z Mansonem:)
Az wrzucilam w google te Dite von Teese – rzeczywiście oszalamiajaca sukienka. Ten KOLOR!
Sukienka Cressidy Bonas z ślubu ksiecia Harry’ego to mój ideał sukienki na specjalne okazje, czyli mocny, żywy kolor lub/i wyrazisty wzór, podkreslona talia, dopasowana do pasa, rozkloszowana, krotki rękaw, okrągły mały dekolt.
W temacie książęcych ślubów: Joss Stone na ślubie Williama wyglądała rewelacyjnie.
Kocham ten wpis. Serio
Mój typ. Lekko ołówkowa, przed kolano, z wcięciem w talii ale z miejscem na brzuszek ;) Podkreślony biust, ale nie wycięty mocno. Grube ramiona albo lekki rękaw. Mam taka jedną, ale za małą już :(
Na pewno znajdziesz coś równie ładnego jak trochę poszukasz :)
Cześć,
Dopasowana w pasie, delikatnie rozkoszowana sukienka przed kolana z okrągłym dekoltem. Mam ich dużo i bardzo je lubię.
Raz poszłam na wesele i miałam identyczną sukienkę co świadkowa! Żeby tego błędu nie powielać, wolę teraz swoje sukienki szyć sama – na 100% się nie powtórzy :)
Pozdrawiam,
Kasia
Nie no, Ty Kasia burzysz system :) Rzeczywiście, wtedy nie będzie dwóch takich samych strojów :)))
O kurczę, jak o tym pomyślę, to się okazuje, że trzy ostatnie wyjściowe sukienki są prawie takie same :D Czyli jest wzór, a raczej dwa u mnie – trochę inny na zimę czy BN a inny na wiosenno-letnie okazje, wesela. Mam po trzy z każdego wzoru, ale dopiero teraz sobie to uprzytomniłam.
Haha, no bo wiele osób TO robi, nie do końca zdając sobie z TEGO sprawę :)
Na początku muszę powiedzieć że ta Twoja sukienka jest obłędna! U mnie jest tak: sukienka. czarna lub ciemny grafit, luźna lub z zaznaczoną talią (gumka lub pasek) długość mniej więcej do kolana, prosty krój, dobry gatunkowo materiał… i tak już od lat chociaż uzmysłowiłam to sobie kiedy zaczęłam czytać twojego bloga za co dziękuję
Fajnie, bardzo prosty wzorzec, który myślę że jest w miarę łatwo znaleźć w sklepach :) Dziękuję, ta sukienka i jeszcze Palma to takie prawdziwie moje sukienki :)
Idac tym tropem to u mnie pojawia sie czesto (czesto w moim wykonaniu to 2 razy na rok a potem nosze do upadlego) czarna, klasyczna sukienka (lub spodnica i kaszmirowy czarny sweter) do pol lydki. Kiedys taka dlugosc wydawala mi sie „ciotkowata” a teraz mysle, ze jest super elegancka :)
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
U mnie tak:
dopasowana góra, rozszerzany/rozkloszowany dół, najlepiej bez rękawów (chociaż niekoniecznie), długość mniej więcej do kolan (przed kolano, w kolano, za kolano), raczej bez wzorów (a jeśli ze wzorem, to „regularny”, np. łączka lub paski na całości, żadnego wielkiego tulipana gdzieś z jednej strony), żadnych naszywanych dupereli (typu perełki, kryształki, „kamyki”, cekiny, itp.), jednolity w dotyku materiał, w sensie bez koronek, gipiur, siatek, i faktur, jak np. ta z YAS.
Dobrze mi jest w granatowym kolorze, dobrze się czuję w nim i taki kolor zawsze wychwytuję w sklepie. Mam taki typ góry, który się sprawdza: dekolt łódka, zbluzowany dół lub bombka, rękaw 3/4 – biorę w ciemno i mam kilka bluzek o takiej linii od bardziej sportowych po eleganckie. Jak jakiś fason się sprawdza to lubię mieć go w kilku wersjach. Podobnie do koloru, ostatnio kupiłam tshirt w kolorze spranego dżinsu i tak mi się spodobał, że kupiłam również bluzkę z długim rękawem w podobnym odcieniu. Chociaż na samym początku myślałam, ojej to takie podobne do poprzedniej, ale skoro mi dobrze w takim kolorze, to dlaczego nie mieć więcej wersji.
A co do sukienki na specjalne uroczystości – tak mi się podoba moja obecna, że nie przejmuje się, że „już mnie w niej widzieli” i na najbliższą uroczystość zakładam tę samą, no prawie jak księżna Kate;)
Ja raczej nie stosuję takiej metody. Przede wszystkim szukam odpowiedniego klimatu – mam dwa ulubione, jeden na mniej zobowiązujące okazje (Japonia), a drugi na bardziej szykowne (lata 20′). Oczywiście te klimaty są czasem związane z określonymi krojami, ale to nie wszystko. Te klimaty mają to do siebie, że – przynajmniej na mnie – nie są przesadnie słodkie ani grzeczne, raczej szukam czegoś oryginalnego i z młodzieńczym zacięciem. To czy ostatecznym efektem są spodnie, sukienka, czy kombinezon jest drugorzędne.
Niemniej, Twoja sukienka jest bardzo ładne, a sukienka nr 2 jest absolutnie cudna!
Dla mnie taką sukienką jest koszulowa granatowa od Pulpy :) Właściwie mogłabym powiedzieć o tym samym jeśli chodzi o ideał co Ty, Mario, tylko dekolt nie łódka, a najlepiej w szpic na plecach :) Lubię kiedy dekolt i ramiona mam zakryte – a najlepiej rękaw 3/4 i trochę cierpię w lato, bo nie bardzo wiem jak mam się ubrać, żeby było mi komfortowo psychicznie ale też temperaturowo;/ za to nogi mogę odsłaniać, ale nie zawsze wypada(choćby na uczelnię).
Ostatnio jednak zauważam że mam takie „niechcemisie” i wszystko co mam wydaje mi się takie samo albo bez wyrazu ;/ (a w sumie dążymy do spójności szafy a nie wszystkiego z innej bajki;/ ) i choć chciałabym wyglądać ładnie nawet w tej „najgorszej możliwej wersji”(a o tym kiedyś nawet napisałaś wpis) to mam wrażenie że beznadziejnie jest. Jak przerwać ten impas? Za bardzo się przejmuję? Za mało się przejmuję? Ubrań kupuję mało, bo albo poliester albo za drogo albo krój nie taki… no wybredna jestem ;/
Pozdrawiam i może się pojawi jakiś wpis o takim dziwnym zastoju jakimś?
Albo czegoś nie rozumiem albo jestem na bakier z tą metodą. Dla mnie jedynym sposobem, żeby mieć co włożyć na odświętne okazje, jest kupienie tego odpowiednio wcześniej. Przykład: byłam jakoś 2 lata temu na weselu i nie miałam żadnych sensownych butów do włożenia jak obcasy zaczną przeszkadzać. Kilka miesięcy później znalazłam super butki, piękne i wygodne, i kupiłam je żeby… leżały w szafie ponad rok. Ale jak już były potrzebne to nie było tego efektu że „oczywiście nie ma w co się ubrać”. Uważam, że pewne rzeczy po prostu trzeba mieć w szafie. Coś w stylu: nie masz białej bluzki, to zaopatrz się chociaż w taką której dajesz 7/10, bo w sytuacji jak raz na rok będzie potrzebna, to lepsza będzie taka niż jakaś beznadziejna kupiona w pośpiechu i stresie za miliony monet.
Ja tak podeszłam do kupna czarnej wizytowej sukni, która pomijając jakieś eleganckie wyjścia, będzie się nadawać również na pogrzeb. Wiem, że brzmi to strasznie, ale niestety to też jest część życia. I już raz się przydała.
Stosuję tą metodę do wszystkiego tylko nie odświętnych ciuchów! Mam te same od wielu wielu lat i bardzo wierzę, w ich niezniszczalność. Sukienka ma już 60 lat więc jest szansa, że faktycznie jest nieśmiertelna. Mam też garnitur, którego spodnie już raz po prostu skopiowałam według wykroju niszcząc poprzednie. Jakoś o ile na codzień jestem bardzo kreatywna, to na okazje zawsze zakładam to samo: na bardzo odświętne i nie zawodowe sukienkę po babci ze złotego jedwabnego żakardu o kroju z lat 40 (mimo, że jest z 50), na mniej odświętne lub zawodowe czarne eleganckie spodnie o futurytycznym kroju, czarny frak i szarą błyszczącą bluzkę, a do klubu obcisłą sukienkę mini z długim rękawem w „Porę na przygodę”. Mam te okazje bardzo często, ale lubię w tym tę powtarzalność, i że to są ciuchy właśnie po to. Pierwszą sukienkę mam już jakoś 18 lat, garnitur z 11, a tą klubową z 6. W codziennych ciuchach mam mnóstwo takich schematów i niewiele moich rzeczy wybiega poza nie a jak coś pasującego do schematu pasuje to zazwyczaj kupuję bez zastanowienia. Na pewno jest to marynarka w geometryczny wzór o prostym kroju, welurowa, miękka czarna marynarkobluza o obszernym kroju do bioder gładka lub haftowana w kwiaty ze złotymi detalami, welurowe kimono z frędzlami o szlachetnych, ciemnych kolorach, czarna wełniana marynarka w typie fraka, metaliczne rurki o wyraźnym blasku, prosty sweter do bioder w czarno-białe wzory geometryczne, luźna czarno-biała koszula w ludzkie postaci, dopasowany T-shirt z obrazem, wielki, kolorowy, patchworkowy sweter, bananowa spódnica, dopasowana w talii, rozkloszowana, bawelniana sukienka w geomertyczne wzory itd. Na większość elementów garderoby mam taki wzorzec. To wiele ułatwia, chociaż z drugiej strony przez to czasem zapominam, że istnieją inne możliwości. Ostatnio byłam u siostry i drastycznie się ochłodziło, nie byłam na to przygotowana i musiałam coś wybrać z jej szafy, padło na czerwone dzwony. Okazało się, że wygląda, naprawdę super, wspaniale łączą się z moim stylem i pasują do mnóstwa rzeczy. Ale w sklepie nawet bym na nie nie spojżała, bo kiedy myślę spodnie mam na myśli tylko rurki- metaliczne, albo ze wzorem. Więc podsumowując myślę, że taka metoda jest super, ale czasem warto spróbować czegoś nowego.
wow! chciałabym Cię zobaczyć na ulicy. Ja jestem „kolorożercą i wzorożercą” ;) to by była uczta dla mojego oka…
Na takim wzorcu kiedyś się sparzyłam. Nie chodzi tutaj wprawdzie o elegancką sukienkę ale o bardzo codzienne spodnie, mianowicie miałam kiedyś zielone sztruksy i wszyscy mocno mnie w nich komplementowali. Mam raczej wąskie, proste biodra a w tych spodniach w połączeniu z obcisłą górą podkreślającą biust i wąską talię wyglądałam jak rasowa klepsydra, nic dziwnego że zdarłam je do reszty i zamarzyły mi się podobne spodnie. Jako wyznaczniki wybrałam:
-niski stan
-przymarszczenia przy pasku
-luźny, trochę bojówkowy fason
i znalazłam takie niebieskie spodnie z lekkiego materiału, w sklepie wydało się że OK bo podobne, a potem…lipa.
Co najlepsze do dziś nie wiem co jest winowajcą: czy za lekki materiał, czy inna długość nogawki, czy rodzaj butów do jakich je noszę a może minimalna różnica wysokości stanu. Także z tymi wzorcami to też trzeba trochę uważać żeby się nie przeliczyć
Dla mnie niezmiennie głównym problemem ciuchowym jest brak tego, co ja uważam, że powinnam mieć w szafie. Na przykład- po przeszukaniu 14 stron (a ustawiłam filtr na bawełnę i jedwab, oraz kolor biały i niebieski, tyle tego jest, kto ma zdrowie przeszukiwać wśród kilku tysięcy sukienek) na zalando znalazłam jedną, która nadaje się w około 60 procentach.
Siostro w niedoli! Chciałabym stosować metodę opisaną przez Marię częściej, ale jak szukam ubrań pasujących do wzorca, który mam w głowie, to jest ich bardzo mało i zwykle z materiału, który nie wzbudza mojego entuzjazmu (np. poliester…).
Mój ideał/wzorzec to:
– kolor czarny/szafirowy/granatowy/ciemny fiolet/bordo/ciemna zieleń, ewentualnie wzór na ciemnym tle, ale raczej np. duże kwiaty lub liście, a nie drobna łączka;
– góra obowiązkowo z dekoltem (nie mogę nosić niczego pod szyję), wersja bardziej wyjściowa – dekolt w kształcie serca lub hiszpański, dopasowana, rękaw krótki lub 3/4;
– dół szeroki/rozszerzany, by ukryć szerokie biodra i uda; długość – minimum za kolano, najchętniej do ziemi :)
Podzielę się patentem z lat młodości mojej mamy (lata 70.). Uważała, że w szafie należy zawsze posiadać świetnie leżącą czarną długą spódnicę ( w tamtych czasach – maxi, czyli do kostek) z doskonałego materiału (często był to welur, czasem tafta, także wełniana żorżeta), koniecznie na podszewce oraz takież spodnie (te mogły być ewentualnie granatowe). To była baza – może trochę monotonna, ale miało się dzięki temu wytrych. Do tego dobre czarne buty na wysokim obcasie – czółenka, albo wieczorowe sandałki. I kilka „dyżurnych” gór. Na duży wieczór góry były „małe” lureksowe, cekinowe itd., na nieco mniejszy – np. atłasowa koszula. Moda się oczywiście zmieniła – długa czarna spódnica trąci myszką, ale już spodnie z szerokimi nogawkami byłyby OK.
:-D Ilez ja sie naszukalam takich idealnych kreacji :-D Bo u mnie rok w rok bylo jakies wesele. Oszalec mozna! Wiec co roku szukalam jakiejs kiecki, bo jak wpadlam na pomysl wlozenia przepieknej spodnicy vintage od YSL, to zostalam zmieszana z blotem :-P – na wesele musi byc sukienka.
Wszystkie te sukienki zdazylam juz spakowac do wora i wrzucic do kontenera, bo to byly dla mnie jednorazowki. W spodnice od YSL juz sie nie mieszcze :-( Za to w zeszlym roku uznalam, ze wole siac zgorszenie w spodnicy, niz meczyc sie w sukience, ktorej drugi raz i tak nie ubiore. I wiecie co? W bialym topie i bialej spodnicy w kwiaty wygladalam rewelacyjnie i zbieralam same komplementy :-)
Nastepnym razem tez zastosuje ten patent. Wycierpialam juz swoje w imie zle pojmowanej elegancji ;-) Teraz bede szla na latwizne.
Dzieki, Mario, za uswiadomienie mi, ze tak mozna. Czy ze wrecz nalezy :-)
Buziaki
Szmizjerka! Rozpinana, bo karmię piersią, z podkreśloną talią i lekko rozkloszowanym dołem, przed kolano. Co prawda to bardziej strój codzienny niż „okolicznościowy”, ale czuję się w nim jak najlepsza wersja siebie. A sukienek na wyjścia mam tyle, że mocno muszę się pilnować, żeby nie kupić kolejnej.
Mój obecny wzorzec, to dopasowana górą, rozkloszowana od pasa sukienka za kolano, z rękawem 3/4. Dekolt w szpic lub okrągły. Różne materiały, różne kolory (ale w palecie stonowanego lata), również wzorzyste. Krata, pepitka, groszki, kwiaty. Ogólnie nie za obcisła, troszkę luzu lubię. Genialnie się czuję w takich sukienkach i noszę je na wszelkie możliwe okazje oraz codziennie do pracy. Być może, za jakiś czas mój wzorzec się zmieni, ale na razie, nie znajduję nic lepszego.
Do tej pory moim wzorcem była albo dziewczęca skater dress (na mniej oficjalnych uroczystościach) dopasowana na górze i rozkloszowana na dole, delikatnie przed kolano, z półokrągłym lub trójkątnym dekoltem, albo zwiewna nimfia maxi (na bardziej uroczyste okazje, łącznie z własnym ślubem). W tym roku musiałam to zrewidować (bo karmię i potrzebuję łatwego dostępu do biustu), a mam aż 5 wesel. Kupiłam dwie kopertowe, wiązane sukienki przed kolano, zobaczę jak się sprawdzą. Podobnie zresztą było z butami – do tej pory nie miałam problemu z chodzeniem na ultrawysokich szpilkach, ale nosząc brzdąca potrzebuję czegoś bardziej stabilnego, więc sprawiłam sobie sandałki na grubym, wygodnym słupku. Priorytety się z wiekiem zmieniają :P
Nie znając tej zasady wybrałam sukienkę na zeszłoroczne wesele, którą ubrałam później również na poprawiny innego wesela, imprezę rodzinną oraz ostatnio komunię świętą i wiem, że jeszcze wiele razy ją ubiorę :) Jest w odcieniu brudnego różu, bez wzorów, z oddychającego materiału, kończy się w połowie uda, luźny krój i dekolt do wyboru albo w serek, albo pod szyję a wtedy wycięcie znajduje się na plecach.
Świetny artykuł – ostatnio też zastanawiałam się, jak na imprezach uniknąć syndromu „stróża w Boże Ciało”, czyli poczucia bycia przebranym, a nie ubranym. Większość „weselnych” sukienek z falbankami, koronkami itp. w ogóle nie wpisuje się w mój styl i nie wiadomo czemu, wydaje mi się potwornie brzydka. Trzymam się więc tego, co noszę na co dzień – dopasowana, ale nie obcisła sukienka z ołówkowym dołem + ewentualnie mały żakiecik + francuski obcas (taki noszę też na co dzień). Prosty fason, dobry materiał, chłodne kolory i trochę kontrastu. Jeśli wzory, to wyraźne. Niecodzienny charakter stroju podkreślam: nieco większym dekoltem (zależy od charakteru imprezy), ozdobnymi detalami (blaszki, łańcuszki, lamówki, zamki, cekiny), dużą biżuterią, eleganckimi dodatkami. Ponieważ lubię spodnie, planuję zakup wieczorowego garnituru – najlepiej w kolorze grafitowym, ciemnoniebieskim lub ciemnozielonym. W czarnym nie wyglądam najlepiej. Idealny byłby taki z aksamitnymi lub atłasowymi wyłogami – styl na dandysa mi się marzy :)
Ja im dłużej myślę, tym bardziej nie wiem. Nie mam problemu z kolorem, nawet chyba nie mam aż takiego wielkiego problemu ze stylem – większość ubrań raczej się ze sobą nie gryzie. Jednak mam chyba wszystkie możliwe kroje ubrań, sama nie wiem w czym się czuję i wyglądam dobrze. Raz czuję się supersexi w dopasowanej sukience, raz się kryję za luźną koszulą, mam mini, w kolano, ołówkowe, rurki, wysoki stan, stan na biodra, no wszystko. Raz się czuję świetnie, raz okropnie. Mam naprawdę wąską i fajną talię i generalnie jestem szczupła, wiem teoretycznie w czym powinnam dobrze wyglądać – ale potem coś nie gra. A jak się rozbiorę na plaży to nawet bardzo dobre koleżanki robią wielkie oczy że „wow, ale masz figurę”. Sama już nie wiem jak to ugryźć wszystko
Ja już swoją idealną sukienkę na wszystkie większe okazje posiadam. Jest to świeży zakup i zanim ją włożę czeka ją skrócenie u krawcowej, ale to jest w stu procentach to. A że pod koniec lata czekają mnie na przykład trzy wesela jedno po drugim, to wiem, że wykorzystam ją w pełni :)
Mój ukochany kolor to granatowy i od początku wiedziałam, że tego właśnie będę się trzymać. Bardzo podobają mi się zdobne kreacje takie jak w Chi Chi London, ale wiem, że po jednokrotnym założeniu pewnie ciężko byłoby mi zakładać je ponownie, bo są tak mega charakterystyczne. Dlatego szukałam czegoś prostego z drobnym detalem, w gładkim kolorze, żeby za pomocą dodatków/makijażu/fryzury móc swój wygląd odmieniać w znacznym stopniu.
Chcialam, żeby kończyła się przed kolanem lub miała możliwość skrócenia do tej długości. Życzyłam sobie szerokich ramiączek lub krótkiego rękawa, bo we wszystkim innym nie lubię chodzić. Chciałam żeby miała te wszystkie związane z wygodą cechy, które sama opisalas: okropnie czuję się musząc coś poprawiać, a jeszcze gorzej gdy muszę o tym pamiętać, bo dany feler nie jest dla mnie zbyt odczuwalny.
Mialam nadzieję na znalezienie czegoś co nada się na występowanie na konferencjach naukowych, na wyjście do teatru…
No i mam. Mam swój ideał :) Znalazłam w COSie, więc liczę na dobrą jakość i że dłuuugo mi posłuży :)