Wiele osób prosiło mnie o napisanie posta na temat tego, jak ubiorem sprawiać wrażenie bogatej. Temat wydał mi się z początku kontrowersyjny, a teraz jest mi zwyczajnie przed sobą wstyd, że miałam jakieś opory, co do jego realizacji.
EDIT – Teraz widzę, że jest taki. Zmieniam tytuł posta na „z klasą”, bo słowo „bogactwo” kojarzy się źle większości osób.
Słowo bogaty w ujęciu mody, źle się kojarzy. Mówi się „na bogato” i wtedy od razu na myśl przychodzą wiejskie wesela robione na zasadzie zastaw się, a postaw się, wille rosyjskich oligarchów skąpane w złocie, hip hopowe teledyski z wypasionymi brykami czy parada tapirowanych koków na cmentarzu pierwszego listopada.
A to błąd. Bo jest też inny wizualny aspekt bogactwa – posiadanie dużej ilości środków i wybieranie za nie najlepszej jakości, zachowawczego wzornictwa i elegancji. Dlaczego wzbraniać się przed wzdychaniem do wypielęgnowanego ciała obleczonego kaszmirowym sweterkiem z dyskretnym logo? Dlaczego nie życzyć wszystkim, by mieli tyle pieniędzy, by stać ich było na najlepsze nieuchwytne perfumy i gustowne auta cicho sunące po szosie? Dlaczego nie uczynić cnoty z tego, że mając środki, dbamy o siebie i o nasze otoczenie?
Więc w tym poście nie liczy się, ile mamy pieniędzy – możemy użyć torebki za 500zł, możemy użyć torebki za 50 000 zł. Obie torebki mogą wyglądać tanio, obie mogą wyglądać drogo. Koncentrujemy się tylko na rezultacie i na gustownej odsłonie wyglądania „bogato”, będę więc używać w moim pojęciu synonimu – z klasą.
Nie jest to również post o power dressing, czyli o budowaniu autorytetu i sprawianiu wrażenia profesjonalnej osoby za pomocą stroju. Wspaniale opisała to Monika Kamińska z blackdresses.pl, w artykule Power dressing – siła kobiecego ubioru. Te tematy się zazębiają, ale my dzisiaj będziemy się tylko zastanawiać nad środkami, które pozwolą nam wyglądać majętnie.
Zaczynajmy więc. Oto reguły, które w moim mniemaniu sprawiają, że nasz ubiór jest postrzegany jako ubiór osoby z klasą:
Prostota i ponadczasowość
Najprostsza forma ubrań jest tu najbardziej pożądana. Ja to często nazywam „definicyjnym” ubraniem. Oznacza to, że płaszcz, sweter, spodnie, koszula mają wyglądać tak, jak pierwsze nasze skojarzenie z tymi częściami garderoby, a nie jak jakie przekombinowane twory, które są akurat w tym momencie modne. Ubranie nie ma być modne, ma być normalne i spełniać swoją funkcję. Najlepiej też, by było pozbawione znamion stylu i klasyczne w rozumieniu – ponadczasowe.
To nie oznacza, że dyskwalifikuję w tym punkcie np. spodnie dzwony czy falbanę na koszuli. To znaczy, że zalecam umiar i w przypadku, gdy dochodzi do wyboru konkretnego ubrania, zadaję sobie pytanie: czy to ubranie będzie mnie ośmieszało za dziesięć lat i czy dziesięć lat temu wyglądałabym śmiesznie w tym ubraniu. Celujemy w takie ubranie, które w perspektywie czasowej nie straci na znaczeniu.
Konserwatyzm
Odrzucamy wszystko, co można określić jako młodzieżowe, cool, streetowe, sportowe. Jeśli chcesz być postrzeganym jako zamożny, musisz być tak widzianym przez większość oraz musi to postrzeganie być intuicyjnym. Ja czy komentujący, którzy interesują się modą, mogą zauważyć, że jeansy z nierównymi przeszyciami nawiązują do projektów Vetements czy kosztują 5000zł, ale mijani na ulicy ludzie raczej będą oceniać twój wygląd zupełnie inaczej (Czy u Was to też wzbudza ambiwalentne uczucia, co do kondycji współczesnej mody?).
Kurczowo natomiast trzymamy się elegancji. Może to być dyskretna, a nie sztywna elegancja, ale to musi być elegancja. Ona jest przez większość ludzi rozumiana, a i doceniana nawet przez tych, którzy uparcie ją negują. Można jej nie lubić, ale zapewnia nam efekt dobrego pierwszego wrażenia.
Wyższość niektórych ubrań nad innymi
Unikamy jeansów, chyba że są ciemne i bez przetarć. Bardziej wskazane są materiałowe spodnie o prostych nogawkach, niekoniecznie w kant, spódnice z naturalnych tkanin w neutralnych kolorach.
Unikamy bluzek ze zbyt luźnym dekoltem. Koszula lub golf zawsze będzie wyglądać konkretniej niż dekolt woda, łódka lub zwyczajny okrągły kołnierz.
Płaszcza zawsze będzie górował nad kurtką, tak jak sukienka zawsze będzie górowała nad tuniką. Coś w tym jest, że każdy może na siebie zarzucić coś wygodnego, ale dopiero gdy się bardziej postaramy, wyglądamy reprezentacyjniej. Gdyby dla każdego płaszcz był oczywistym wyborem na zimę, nie oglądalibyśmy się na ulicy za eleganckimi ludźmi. Kobiety nie chodzą już tak chętnie w sukienkach…
Płaszcz, buty, torebka
Na tych trzech elementach skupiamy się najbardziej. One muszą być jak spod igły, bo robią większość roboty. Najlepsze efekty zapewnią oczywiście płaszcz wełniany oraz buty i torba z prawdziwej skóry, bo tutaj jakość jest wyrażona wyglądem. Różnica między eko skórą, a skórą jest zazwyczaj widoczna gołym okiem.
Te trzy elementy są osiągalne w wersjach tańszych za sprawą second handów. Przedmioty w średniej cenie, czyli z sieciówek czy butików radziłabym wybierać jak najprostsze. A rzeczy od projektantów nie powinny mieć bezczelnego logo.
Spójność i umiar w dodatkach
Mniej znaczy więcej. Biżuterią się nie obwieszamy. Jeśli mamy już ją na siebie założyć, dbamy o to, by nie wyglądała na sztuczną czy plastikową. Cieniutka złota obrączka, subtelny srebrny łańcuszek mogą być efektowniejsze w tym przypadku niż ciężkie kolczyki. Prosty, elegancki zegarek zawsze mile widziany.
Kolory solidne albo dyskretne – nie mieszać
Obieramy jakiś kierunek. Albo stawiamy na mocne kolory, albo na stonowane, ale nie miksujemy tych dwóch grup w jednej stylizacji. Czyli jeśli kobaltowy płaszcz to reszta stroju czarna, ewentualnie jakiś dodatek np. w mocnej oberżynie, ale nie dodatek w szarości. Jeśli beżowy płaszcz, to nie krwistoczerwony szal do niego, tylko dyskretny krem.
Czerń i biel są zawsze ok.
Unikamy dwóch grup kolorów:
- kolorów ziemi – zgniłych zieleni, wypranych brązów, rudości itd.
- kolorów uznawanych potocznie za infantylne – pasteli, cukierkowych różów, neonów itd.
W stylizacji stawiamy raczej na spójność kolorystyczną. Miks więcej niż trzech kolorów, przeprowadzony nieumiejętnie, może być wręcz tandetny.
Jeśli wzór to jeden
Ponadczasowe wzory jak krata na szaliku, paski na koszuli, groszki na apaszce dobrze prezentują się na tle prostych ubrań i neutralnych kolorów. Natomiast bardziej szalone wzory muszą być samodzielne i wkomponowane we wręcz ascetyczne zestawy, żeby miały moc i jednocześnie wyglądały szlachetniej.
Makijaż w miarę naturalny, choć dramatyczny
W makijażu oka unikamy jakichkolwiek nieneutralnych kolorów – niebieskiego, zielonego, fioletu. Stawiamy na brązy, beże, stonowany róż, dyskretną szarość.
Robimy makijaż tak, jakbyśmy miały o krok wyprzedzać to, co dała nam natura. To nie znaczy, że makijaż ma być słaby, tylko że ma nie być pstrokaty, zbyt kolorowy, czy w jakikolwiek sposób przesadnie nienaturalny. Mocne czerwone usta są ok, ale już bladoróżowe usta z perłowym połyskiem kojarzą się z nastolatkami, które eksperymentują z makijażem.
Nieprzekombinowana fryzura
Pożądane są takie włosy, które wyglądają tak, jakby same się ułożyły. A więc nie sztywne, nie takie które nie drgną przy obracaniu głowy i nie podniesione do góry do granic możliwości. Lśniące, sypiące się włosy to ideał.
Naturalne paznokcie
Nie wydaje mi się, by paznokcie, które widać z dwudziestu metrów świadczyły o klasie. Brokaty, błysk, mocne kolory stoją bardziej po stronie tandety. Sama lubię Rosję na paznokciach, ale raczej zdaję sobie sprawę, że nie jest się z takimi dłoniami traktowanym poważnie. Mam też wątpliwości czy czerwone paznokcie wyglądają szlachetnie, ale jeśli miałabym wybierać jakiś konkretny kolor z klasą na paznokcie, to zaraz po neutralach stawiałabym na czerwień.
Oczywiście majętnym ludziom jest łatwiej stosować się do tych zasad, oni tylko muszą dbać o to, żeby nie obnosić się swoim bogactwem, a tym samym wyglądać na zamożnych i z klasą.
Mam nadzieję, że jest to oczywiste, że żeby taka lista w ogóle mogła powstać, trzeba uogólniać, generalizować i siłą rzeczy upraszczać pewne pojęcia. Do każdego z tych punktów można powiedzieć, „tak, ale” i dopisać swoją wersję postrzegania kogoś za człowieka z klasą. Oczywiście zachęcam do tego w komentarzach, zachęcam do uzewnętrznienia Waszych pomysłów i napisania swoich sposobów na podany temat.
Bardzo przyjemnie mi się czytało i zgadzam się w 100% ze wszystkim co napisałaś. Często spotykam ludzi, którzy faktycznie mają masę pieniędzy, ale niestety nie idzie to w parze z ich wyglądem, bo wyglądają tandetnie do granic możliwości.
Pieniądze na pewno są jakimś środkiem w osiągnięciu dobrego wyglądu, ale zdecydowanie nie jest to środek najważniejszy :)
Zupelnie sie z Wami zgadzam. Jako biedna studentka i aplikantka ubieralam sie wylacznie w second handach. Kiedys w rozmowie zdradzilam to sekretarce szefa, ktorej podobal sie moj styl. Byla szczerze zdumiona, powiedziala, ze zawsze „wygladam tak drogo”. Mysle, ze byla to wlasnie kwestia noszenia klasykow w kolorach, w ktorych przewazaly krem, kamel, popiel i czern.
Ana
Madzia, niestety masz rację. Ileż to razy widziałam jak z wypaśnego auta za pół miliona wysiada para ubrana jakby wrócili z ulicznego targu… Piszę „niestety”, bo chciałabym widywać częściej ładnie ubranych ludzi. Młodzi (do ok. 30-35lat) wyglądają już lepiej, ale 50+ wciąż bywa dramatyczne (to moje subiektywne odczucia z ulic miasta, w którym mieszkam).
Zdecydowanie podpisuję się pod kupowaniem płaszczy i torebek w ciucholandach. Moja mama ma takiego nosa, że nawet upolowała kilka par kozaków z firmy Pollini, ok. 15zł/para. Także warto! ;) Od kilku lat nie kupuję „eko” skóry, bo po 3-4 latach noszenia zaczyna się charakterystycznie sypać, co wygląda wieśniacko (nie ma się co oszukiwać). Mam kilka torebek z SH ze skóry i jestem z nich bardzo zadowolona. Ładnie wypastowane skórzane buty „robią” dużo dobrego dla stroju i ogólnego wizerunku. Człowiek z klasą ma czyste, zadbane buty – warto o tym pamiętać i przed wyjściem z domu przetrzeć szmatką. Ile to razy łapałam się na tym, że mam brudne buty i cichaczem w toalecie ratowałam sytuację…
Co do paznokci, to chyba nie jestem miarodajna. Ale przede wszystkim dobrze wyglądają lakiery jednolite, mogą być matowe (ale dobrze zrobione!). Raczej krótkie niż długie. W okresie jesienno-zimowym uważam, że fajnie wyglądają ciemniejsze kolory – głęboka czerwień, szarość, głęboka zieleń. Od kilku lat obserwuję, że french manicure jest pase, ale dla mnie krótki french zawsze był synonimem elegancji. Malowałam tak paznokcie w liceum i zawsze to robiło pozytywne wrażenie (dalej bym malowała, ale jakość płytki znacznie mi się pogorszyła i efekt długo się nie utrzymywał).
Pozdrawiam!
elegancja, klasa nie wynika z bycia bogatym. Moja mama, z nadwaga, jest wyjatkowo elegancka, ma niebywala klase. Ma trudna figure z obfitymi biodrami, udami, ale z moccno wcieta talia. Mawyjatkowa latwosc laczenia kolorow, taka rzadko spotykana. Idealnie je zestawia. Ubrania szyje u krawcowej, poza plaszczami. Zawsze w sukienkach, w spodnicach, nigdy w spodniach, bo w takich czasach sie urodzila. Ubrania idealnie skrojone pod jej figure. A dodatki? To mistrzostwo swiata. Obuwie tez zawsze dopasowane. Nie boi sie kolorow, bo wszystko jest smacznie zestawione. Nie jestesmy bogaci, a ona wyglada, jak z lepszego swiata. Nie zapomne, jak ubrala sie do lekarza, majac 70 kilka lat. Wygladala, jakby byla osoba z wyzszych sfer. Ja niestety tego nie mam w sobie, pod tym wzgledem przypominam mojego wspanialego ojca. Jestem flejtuchem, na luzie i mimo wieku nie potrafie byc elegancka, nosic plaszczy, choc mam ich troche, bardzo drogich, kupowanych w Molton. Nie znosze ich. Ubieram tylko, jak musze cos zalatwic itp. Jestem czlowiekiem lasu, bo codziennie po kilka godzin w nim spedzam. A teraz przyklad Agnieszka Wagner. Dla mnie jest to kobieta z klasa, ale zupelnie nie umie sie ubrac i to absolutnie nie przeszkadza w odbiorze jej, jako kobiety z klasa, acz niezbyt eleganckiej. Zreszta, to niezwykle piekna kobieta. I jeszcze jedno. Elegancja laczy sie ze szczuploscia, bo wtedy ubrania dobrze leza, o ile sie jest zgrabna. Osoby z nadwaga przewaznie wygladaja niechlujnie, bo uwazaja, ze i tak beda wygladac zle, wiec po co sie starac. Oczywiscie warto sie starac, bo i przyklad mojej mamy i przyklady moich znajmych pokazuja, ze rowniez osoby z nadwaga moga sie prezentowac super. Ech, jak ja bym chciala byc z klasa i si e tak pieknie ubierac, w stonowanych barwach, wszystko wypielegnowane, ale to byloby na pokaz dla innych, nie dla mnie. Zaraz, po przyjsciu do domu, przebralabym sie w cos wygodnego, ale oczywiscie ladnego i bylabym w siodmym niebie. Nie wiem, jak tak mozna na sztywno caky dzien biegac. Szalenstwo, jak dla mnie, zyc na pokaz przed innymi. To jest strata zycia, bo to na koniec nie ma zadnego znaczenia. Badzmy soba, podziwiajmy eleganckich i z klasa, bo to jednak jest ciezkie, taka samodyscyplina. Podziwiam, trZeba wszystko do siebie dopasowac chodzic tak przez calutki dzionek.
Mam dokładnie takie przemyślenia. Zastanawiałam się ostatnio co powoduje, że ktoś wygląda zamożnie i z klasą, a ktoś zamożnie i kiczowato. Znam różne wariacje kasy i stylu, mieszkam na specyficznym osiedlu ;)
Najbardziej mi się podoba wersja: mam kasę, ale tylko dyskretnie to pokazuję. :)
Do mnie też przemawia raczej ta wersja. A jest też takie usilne staranie się byciem „wyprasowanym, idealnym, bez żadnych skaz” co też jest czasem tak karykaturalne, że kojarzy się bardziej ze złym gustem niż klasą.
Bo też nawet jeśli się starasz, nie staraj się za bardzo ;) To ma wyjść naturalnie, samo z siebie. Starannie – tak, ale nie jakby wszystkie Twoje myśli były skupione na Twoim wyglądzie :) Mario bardzo dobry wpis, bardzo wdzięczne zestawy, chyba wszystko chciałabym włożyć. Zastanawiam się tylko nad pastelami. Rozumiem, dlaczego je wykluczyłaś, ale myślę że są okazje (zwłaszcza latem, zwłaszcza śluby), gdzie pastele byłyby dobre. Choć robią mniejsze wrażenie. Mniej intensywne.
Po przeczytaniu wszystkich komentarzy muszę dodać pytanie na początek: po co udawać, że jest się bogatym? Jeżeli jesteś bogaty, a nie jesteś snobem, zakładasz to co chcesz i nie masz problemu z połączeniem drogiego płaszcza z czapką z sieciówki. Dla zabawy:)
A może nie o „bogactwo” tu chodzi tylko bardziej o „luksus”? Rzeczywiście, ja też po przeczytaniu pierwszego zdania uśmiechnęłam się ironicznie pod nosem ale wiele razy łapałam się na przyglądaniu się osobom, które wyglądają na „bogate”. To pewnie kwestia świetnej jakości materiałów i tej prostej elegancji, o której piszesz. Tak czy siak, bardzo fajny wpis! :)
Dziękuję, być może luksus jest trafniejszym słowem. W każdym razie zmieniłam tu nazewnictwo, żeby to „bogactwo” tak nie raziło po oczach. Choć oczywiście życzę go każdemu i nie mam nic przeciwko zasobności portfela, która pozwala nam na codzienny luksus :)
Po ponownym przeczytaniu artykułu dodam, że czuję różnicę między luksusowy (w moim rozumieniu to to samo co „na bogato“) a „z klasą“ ( „z klasą“ rozumiem jako synonim dla elegancji). W moim odczuciu to dwie różne kategorie. Myślę nawet, że trzeba włożyć podobny kreatywny wysiłek w stylizację żeby stworzyć coś z klasą z repertuaru „na ubogo“ co „na bogato“, wszak elegancja ma być z założenia powściągliwa a bogactwo z założenia to nadmiar. Bogactwu więc łatwiej idąc w parze z ekstrawagancją ( np. spiczaste buty z węża na obcasie dla mężczyzny, ciężkie sygnety lub kobieta w wypasionym futrze) niż z elegancją. Natomiast elegancja, można by powiedzieć, że poprzez jej powściągliwość i konserwatyzm balansuje pomiędzy biedą (konserwatyzm, powściągliwość) a bogactwem (wysoka jakość materiałów), przy czym to zupełnie odmienna płaszczyzna znaczeń, gdyż co właśnie w niej lubię- elegancji nie wypada mówić o pieniądzach, dlatego jest w moim odczuciu taka humanitarna i w pewnym sensie wolna niczym sztuka. Dlatego bogactwo to temat trudny pod kątem elegancji, kontrowersyjnie jest przekroczyć granicę i przenieść ją w inny kontekst znaczeń, ale przyjemnie czytało mi się ten artykuł, dał mi trochę do myślenia.
Poznałabym też z chęcią Mario kiedyś w przyszłości Twoje spojrzenie na elegancję w wersji ekologicznej. Wszystko co przyjdzie Ci na myśl w tym temacie:). Nurtuje mnie też pytanie czy w dzisiejszych czasach ekologia, humanitaryzm i ochrona zwierząt ( a są na pewno w dobrym smaku) stały się nieodzowną częścią elegancji?
No wlasnie. Jak mawiala Coco Chanel „Luksus nie jest przeciwieństwem biedy, lecz wulgarności.”
Reprezentatywny = typowy dla danego zjawiska, reprezentacyjny = wyjściowy :)
Też chciałam zwrócić na to uwagę;).
Dziękuję, już poprawiam :)
bogaty to był Kulczyk ;) może lepiej by brzmiało w artykule „zamożny”?
Zabawne, że jego partnerka buła idealnym wcieleniem kiczu :(
Ze wszystkim się zgadzam, ale dodałabym do tego odpowiednie zachowanie. Wiem że bogaci nie zachowują się często tak jak byśmy tego chcieli, ale dla mnie za wizerunkiem kogoś bogatego idzie też pewna nonszalancja, pewność siebie. Jeśli widzę ktoś tak ubranego, kto idzie pewnym krokiem, wyprostowany i patrzy prosto w oczy to normalnie zwala z nóg.
To prawda, szczególnie właśnie to, co wizualne, pozwala nam się tak poczuć i nie ma w tym nic złego. Wręcz nawet zaryzykuję stwierdzenie, że trenowanie takiego stylu bycia i po części trochę udawanie takiej pewnej siebie osoby, może nas psychicznie wzmocnić i przygotować grunt pod to, że kiedyś będziemy takimi w rzeczywistości. Fake it till you become it – polecam zresztą cały wykład Amy Cuddy na TEDzie :)
Muszę tutaj zaprotestować. Nie ma dowodów naukowych, że metody tej Pani działają. Opierają się one na badaniu z 2010 roku. Replikacje tego badania przeprowadzone później przez innych psychologów nie potwierdzają rezultatów, które ona otrzymała. W innych badaniach jej metody nie przynosiły efektu, a były i takie, w których efekt był negatywny. Niedawno sama współautorka, która z Cuddy prowadziła to badanie, wydała oświadczenie, że metoda ta nie działa i dowody na to są niezaprzeczalne, a dalsze zajmowanie się tą sprawą to strata czasu. Prawdopodobnie popełnili jakiś błąd w metodologii badań, albo jak twierdzą niektórzy źle zinterpretowali statystyki. Jednym słowem porady tej Pani można między bajki włożyć. Nie polecam stosowania tego typu metod, porad z internetu, bo nie tylko mogą nam nie pomóc, ale wręcz zaszkodzić. Budowanie samooceny, pewności siebie to długi proces i ciężka praca i lepiej skorzystać z usług doświadczonego, kompetentnego, sprawdzonego terapeuty, psychologa niż robić to na własną rękę przy pomocy poradników.
Na pewno można małymi krokami pracować nad pewnością siebie. Martwi mnie, że często wspaniałe dziewczyny (kulturalne, oczytane, wykształcone) giną w tłumie przepychających się do celu (czasami lekko wulgarnych) koleżanek. Musimy się wzmacniać i prosić najbliższe zaufane grono ludzi, by nam pomagali.
Co do „udawania” pewności siebie i bogactwa: jednym to na pewno pomoże i pozwoli poczuć się świetnie. inni jednak mogą wydawać się zarozumiali i zadzierający nosa, wtedy zamiast zjednywać, będą tracić ludzi.
Mi to generalnie pomaga, kiedy idę przez galerię handlową i jest mnóstwo ludzi siedzących i prawie tylko ja idę. To mam dwa wyjścia: wyglądać jak ofiara i iść jak do ubojni jak szara myszka, czy zrobić z tego kawałka drogi mój wybieg. No i wybieram tą drugą opcję, jednakże muszę powiedzieć, że takie przełamywanie swoich strachów czasem jest dobre, a w ogóle jest świetnie jak ktoś jeszcze krzyknie coś niemiłego a my się nie poddamy. Uważam, że to wspaniale hartuje. Jakaś idiotka na mnie wrzasnęła „lalunia co ty taka odjebana jesteś” dość pogardliwym tonem, a ja chociaż mnie to przeraziło, zarzuciłam majestatycznie moją grzywą a z pod niej stanowczy fakolec i mrugnięcie oczkiem. Nie wiem czy to eleganckie, raczej nie, bo Kate Middleton by tak nie zrobiła, ale na szczęście nie jestem Kate :D. Ale nie obchodziło mnie to bo widziałam jak parę kobiet i mężczyzn było zaciekawionych, że mnie to nie ruszyło. Mogli sobie pomyśleć, kurde odważna jest. Poza tym, ta krzycząca babka wyglądała jak nędza więc co mnie obchodzi opinia innych ludzi. +1000 do pewności siebie. :)
Człowiek pewny siebie skorzystałby raczej z trzeciego wyjścia i szedł normalnie nie zastanawiając się nad tym czy ktoś patrzy, czy i co sobie pomyśli, skupiłby się raczej nad tym, gdzie idzie i po co. Pewny siebie nie uważa się ani za gorszego ani za lepszego od innych, nie patrzy na innych z góry, nie potrzebuje podziwu innych. Pewność siebie budowana w oparciu o wygląd zewnętrzny jest dość krucha i szybko znika jak bańka mydlana…
Nie wiem, może i jest jednak to trzecie wyjście ale nie znam osoby, której by „nie tknęło” w 1% jakaś obelga jeszcze gdy inni patrzą i słyszą. Chyba gorzej by było jakbym się zatrzymała i zaczęła kłócić z tą idiotką. Nie wiem nie jestem zwolenniczką tego, żeby na jakieś doczepki siedzieć biernie i kiwać głową, najlepiej się popłakać i łagodzić konflikt moim kosztem. To nie ja. Kto powiedział, że buduję pewność siebie na wyglądzie? Po części tak bo co ma mnie obchodzić opinia prostaczki, która sama nic sobą nie reprezentuje? Może i ubieram się elegancko, ale nie będę znosić batów od jakiejś siksy.
Nie chodziło mi o podziw innych, ale eh nieważne. Po co się mam tłumaczyć? :) Życie toczy się dalej a ta siksa jest pewnie dalej w tym samym miejscu.
czasem mam wrażenie, że wielu ludzi myli pewność siebie z arogancją… spokój i opanowanie to siła i chyba bardziej świadczy o pewności siebie niż szybkie emocjonalne reakcje. Szkoda czasu i energii na zajmowanie się takimi głupimi zaczepkami. Gdybym była świadkiem takiej sytuacji to bym nie pomyślała, że dziewczyna jest odważna… raczej, że elegancka babka, a dała się tak sprowokować i sprowadzić do tego samego poziomu. Ale to tylko moja opinia, każdy ma prawo do swojej.
Pokazałaś publicznie faka komuś ? no to faktycznie jesteś prawdziwą kobietą z klasą.
Nie, to nie było eleganckie.
Wydaje mi się, że największą rolę gra tu rodzaj materiału.
Od kiedy sama noszę kaszmirowy sweter widzę różnicę, to jak on wygląda w porównaniu z np. akrylowymi. Teraz mam co prawda jeden, a wcześniej miałam kilka, ale róznica i tak jest na plus.
Wcześniej nie byłam świadoma tej różnicy, ale myślę, że ktoś kto nosi kaszmirowe swetry ją zauważy.
Dużo robi biżuteria – żadnych sztucznych materiałów – to widać od razu (metal, plastik).
I buty, one chyba też mocno zwracają uwagę. Muszą być po prostu „na bogato” – skóra, zamsz. Klasyczne, bez udziwnień.
Mnie wełna i skóra kojarzą sie raczej z cierpieniem zwierząt niż czymkolwiek innym. Wełna nie jest taka cudowna, zwierzęta sa trzymane w okropnych warunkach i okropnie traktowane. Juz nie wspominam o angorze – za kazdym razem golony królik jest przy okazji raniony, wydaje z siebie przeraźliwy pisk nienaturalny dla królików, ktory wydają w naturze jedynie złapane przez drapieżnika. Jezeli to ma być cena za wyglądanie „z klasa” to mogę wyglądać jak największy lump w nieskorzanych ręcznie szytych butach z beyond skin, niewelnianym płaszczu i swetrze z bawełny :( w sumie zabawne, bo o moj niewelniany płaszcz kilka osob zapytało „od jakiego projektanta?”, to samo buty
Ups, niechcący odpowiedziałam pod czyimś komentarzem, miało być osobno
też tak uważam. A przecież są dobre swetry bawełniane, sukienki z wiskozy, a płaszcze z różnych mieszanek materiałów – mam jeden płaszcz niewełniany, który noszę już prawie 6 lat i nadal robi wrażenie, dostaję wciąż pytania skąd taki elegancki płaszcz. A kupiłam go w lumpeksie!
Pomyśl jakby czuła się niestrzyżona owca z tyloma kilogramami na grzbiecie… po latach nie mogłaby się ruszyć. Akurat obcinanie owiec jest dla nich ochroną.
Oczywiscie, Angie, masz racje do pewnego stopnia. Nie wiem czy wiesz jednak, ze wełna sweterki pochodzą nie od bacy, ktory siedzi sobie i strzyże owce… pochodzi z wielkich farm, na których problemem owcy nie jest za ciężkie runo tylko sposob, w jaki sa tam traktowane. Jezeli faktycznie interesuje Cie temat, daj znać, a podeśle Ci materiały dotyczące hodowli owiec na wełnę. Sama kiedyś podobnie myslalam.
Tak na marginesie, najgorszy typ wełny to wełna merino. Owce sa nieco genetycznie zmutowane, aby miały znacznie wiecej niz w naturze fałd skórnych produkujących wełnę. Ich futro działa jako warstwa ochronna i po całkowitym zgoleniu w tych fałdach skórnych zagnieżdża sie jeden z gatunków much, dochodzi do zakażenia itd., a wiec na farmach przeprowadza sie zabieg zwany „mulesing”, polegający na wycinaniu kawałów skory żywcem ze zwierzęcia :( zastanówcie sie proszę dwa razy zanim kupicie Uggi, Emu czy cokolwiek z merino wool.
Tak a propos owiec na wielkich farmach… strzyżenie ich nie jest ochrona, dlatego, ze one sa specjalnie rozmnażane jedynie dla wełny. Żyją w okropnych warunkach, nieraz chore lub niepełnosprawne, nikt sie z nimi nie pieści – to nie jest ochrona :( ochrona to zajmowanie sie obecnie żyjącymi owcami, nie celowe rozmnażanie i chów oraz strzyżenie w jakich to warunkach sie odbywa na wielka skale. Kupując sweterek wełniany z zary na pewno nic sie nie ochroniło. Trzeba by miec pewność dokładnie skąd wełna pochodzi, ale mogę powiedzieć, ze na pewno nie z małych rodzinnych gospodarstw. Nawet sweter zrobiony przez babcie nie jest pewny, jeśli sie nie wie skąd jest wełna wzięta :( ten swiat troche mamy popaprany
Wiem o jakim pisku mówisz mój krolik wydał go z siebie raz jak zaplatal się na działce i stracił kawałek futerka na tylnej łapce-coś strasznego. Kupuje buty ramoneskę czy torebkę z ekoskory ale nie powiedziałabym ze wyglądają tanio . Nie jest to takie proste znalezienie ubrań cruelty free które dobrze wyglądają i są dobrej jakości , ale dla chcącego nic trudnego. O ile nie kupuje niczego co ma w składzie kaszmir jedwab skóre angore to na wełnę nie zwracałam uwagi
Zawsze gdy jest mowa o ochronie zwierząt w kontekście mody to przychodzą mi na myśl inne ważne wątki: 1. Czy tyle samo wrażliwości co na cierpienie zwierząt mamy na cierpienie ludzi którzy pracują w nieludzkich warunkach w przemyśle odzieżowym? 2. Czy rozumiemy że futro z króliczka czy wełniany sweter lepiej rozłożą się w lesie (nawet mimo wytłoczonej w nie chemi) niż ich plastikowe odpowiedniki? 3. Czy nie lepiej poświęcić trochę zwierząt i dzięki temu oszczędzić pracy ludziom i śmieci przyrodzie, dłużej używając danej rzeczy? Sama mam takie dylematy i idealne wydawałyby się materiały pozyskiwane ekologicznie z roślin przy niewielkim udziale ludzi i chemi, trwale, uniwersalne i jeszcze bardzo dobrze się rozkładające. Utopia? Może. Ale do tego trzeba dążyć, a nie przepychać się że skrajności w skrajności – od tych co raz na 5 lat opłaca zabicie jakiegoś zwierzaka do tych co co roku wyrzucają worek ubrań przy których produkcji nie ucierpiało żadne zwierzę, bo przecież ludzie to nie zwierzęta.
Do OlaB – masz taki materiał – Len oraz Konopie. Polska kiedyś z nich słynęła, a teraz niestety jest zakazane, wiadomo dlaczego.
Szkoda, że zmieniłaś „osobę bogatą” na „z klasą”, bo patrząc na to, co opisujesz w dalszej części stylu widać, że chodzi o dwie różne rzeczy i Tobie chodziło o tę pierwszą. To określenie było po prostu bardziej precyzyjne. Można się ubierać z klasą nie stosując się do przedstawionych w tym wpisie zasad. Ale rozumiem, że mogłaś poczuć zwątpienie po niektórych komentarzach tutaj i na FB.
Szkoda, że słowo „bogaty” w odniesieniu do osoby jest przez tak wielu postrzegane jako cecha negatywna. Nie ma nic złego w byciu bogatym. Moralnie zły lub dobry może być sposób dochodzenia do bogactwa, sposób korzystania z niego bądź sposób traktowania innych przez pryzmat tego, czy są bogaci, czy nie. W umiłowaniu piękna, chęci kreowania swojego wizerunku w taki a nie inny sposób i w regułach stylu nie ma niczego złego. Ale zdaje się, że nadal tkwimy w klatce myślenia, że bogacz to złodziej, który dorobił się na krzywdzie innych, a teraz się obnosi :(
PS. Dziękuję Ci za piękny i inspirujący blog, zaglądam tutaj codziennie :)
Oczywiście zmieniłam to, bo to słowo rodziło na tyle różne skojarzenia, że te skojarzenia przesłaniałyby sens tego, o czym piszę. Wolę się bardziej skupić na treści, niż na tłumaczeniu każdemu, co miałam na myśli :)
Nie mam nic przeciw bogatym, ale pierwszy tytuł też brzmiał mi źle. A to dlatego że kojarzy mi się z ostentacją i snobizmem. Jak z bloga dla nuworyszów;)
Moje skojarzenia? Myślę, że oprócz klasy w ubiorze dużą rolę grają zadbane zęby. I wypielęgnowane, błyszczące, zdrowe włosy, bez odrostu w jakimś naturalnym kolorze (a jeśli jest odrost to mocniej zdefiniowana fryzura). Wszystko jedno jakiej długości ale rozdwajające się końcówki są oznaką zaniedbania, niedożywienia i omijania salonów fryzjerskich wielkim łukiem. Wyprostowane plecy. Zawsze nieskazitelnie czyste buty. Żadnego mechacenia na ubraniach ani obierania we włosy czy sierść zwierząt.
Super, ze wszystkim się zgadzam. Zwłaszcza wyprostowane plecy to strzał w dziesiątkę.
W pierwszej chwili zgodziłam się z wymienionymi przez Ciebie elementami stylu jako wyznacznikami luksusu (właśnie „luksusu”, klasa moim zdaniem nie do końca się z tym pokrywa). W drugiej chwili odetchnęłam z ulgą, że nie zależy mi na luksusowym wyglądzie. Pomimo tego, że kupuję kaszmirowe swetry, inwestuję w dobre jakościowo, skórzane buty i torebki oraz wełniane płaszcze, za nic nie chciałabym się ograniczyć do opisanego w tym poście schematu. W modzie fajne jest też to, że można zaszaleć, kupić coś ekstrawaganckiego, pomieszać drogie z tanim, po prostu się pobawić. Za to właśnie ją lubię.
Niemniej jednak czasem, np. występując na oficjalnym spotkaniu, np. na konferencji, stosuję zasady, które opisałaś. Robię to jednak z pełną premedytacją po to, żeby osiągnąć doraźny cel, zbudować autorytet. Być jednak zawsze niewolnikiem swojej „klasy” i „bogactwa”? Nigdy!
A to już jest właśnie rozmowa o tym, kiedy takie działanie się przydaje. Nie uważam, by było coś złego w tym, że za pomocą odpowiedniego wyglądu, podpieramy swoją pewność siebie i pomaga nam to w osiągnięciu celu. I w sumie to nawet posunę się do twierdzenia, że można to praktykować na co dzień, aż w końcu nie będzie nam to potrzebne i będziemy mieć w swoim umyśle zakodowaną pewność siebie i przebojowość :)
Szczerze mówiąc, gdy występuję ubrana „na bogato” na konferencji, to nie ma to kompletnie wpływu na moją pewność siebie i przebojowość, które są od tego niezależne. Styl (w sumie bardzo minimalistyczny), który opisałaś wydaje mi się po prostu dobrym neutralem, który sprawia wrażenie, że osoba go nosząca jest godna szacunku, ale z drugiej strony nie skupia uwagi słuchaczy na elementach stroju. Dlatego taki wybieram – bo po prostu chcę być z uwagą słuchana.
Natomiast na co dzień wolę bardziej ekstrawagancki, mniej poważny wizerunek, który przecież wcale nie wyklucza kaszmirów, czy porządnych skórzanych butów i torebek. Założenie do tego jakiegoś szalonego dodatku (w granicach dobrego gustu) świadczy tylko o indywidualizmie, a nie „taniości”.
Kobiety nie chodzą już tak chętnie w sukienkach – a szkoda, bo sukienka/spódnica ( oczywiście nie odsłaniająca pół pośladków) zawsze będzie w dobrym guście.
Piękny post. Szczery i prosty, ale bardzo wymowny. Wszystko dobrze ujęte i wytłumaczone. Gdyby kobiety chodziły tak ubrane… Ehh
Odnośnie włosów dodałbym również, że znacznie bardziej z klasą są krótsze włosy niż długie, porozdwajane, nieuczesane – taki widok to niestety codzienność.
Długie włosy nie muszą być porozdwajane czy nieuczesane. Przypomniała mi się choćby Julia Tymoszenko z misterną fryzurą z bardzo długich włosów, ale i rozpuszczone, wypielęgnowane mogą wyglądać z klasą.
Oczywiście, że nie muszą. Mam koleżankę, która piękne włosy do pasa, inna za łopatki. Zadbane będą wyglądać dobrze, ale nie oszukujmy się takich przypadków jest maksymalnie 20 procent.
Naprawdę rzadko na mieście widać sukienki czy spódnice. Zawsze się oglądam za takimi dziewczynami, jakby to był jakiś niespotykany widok :)
Ja osobiście chodzę przez 90 dni w roku w sukienkach i spódnicach i nie wyobrażam sobie chodzić w spodniach. Prawdą jest jednak, że jestem w mniejszości a szkoda. Sukienki są super!!!!
Cóż, według mnie wielką tandetą są torebki Chanel, Louis Vuitton właśnie z uwagi na ich logo/monogram. Trochę to smutne, że możemy spotkać w takiej Żabce właśnie „gustowne” panie z podróbkami Louis Vuitton, nastolatki z modelem Boy od „Szanel” do bardzo gustownych adidasków w pstrokatych kolorkach. Również przeogromną tandetą są trampki do garniturów, albo sportowe buty do sukienki. Rozumiem trampki do marynarki w formie casual, również trampki do letniej sukienki ale nigdy sportowych butów!
Szkoda mi projektantów, którzy widzą pospólstwo; dobrze, może to nie za najlepsze słowo, „nie tą grupę demograficzną”, do której miał trafić ich wyrób. Najlepszym tego przykładem jest też wzór Burberry np. na szalikach. Kiedyś zarezerwowane dla wpływowych ludzi z klasą, a teraz w angli powstała tak jakby subkultura „Chavs”, czapeczki w logo, spodnie w logo, kamizelki w logo – wszystko na bazarku za parę funtów. Okropne.
Cóż ja podzielam to samo zdanie, że im mniej logo/wzorów tym lepiej. Jeżeli szyte na miarę to już w ogóle świetnie. I tą zasadę stosuję w życiu codziennym, nie wiem, strasznie mi źle gdy widzę logo na laptopie, logo na rękawiczkach, logo na telefonie… mam ochotę to wszystko zdrapać.
Co do luksusowych torebek to skutecznie obrzydziły mi je celebrytki i WAGs, no i część blogerek modowych ( z grupy tych co na blogu pokazują ubranie tylko raz i zaraz nowe, nowe trendy, ale takie strony już od dawna nie odwiedzam) ale to grupa o której nie można powiedzieć że ubierają się z klasą, bo to typowe 'na bogato’.
Ja czasem noszę buty sportowe z Ecco (czarno-srebrno-białe) do sukienki czy spódnicy. Ale to tylko wtedy jak wiem że będę bardzo dużo chodzić danego dnia a potrzebuję elegantszy strój ( w torebce mam balerinki na przebranie). Za to trampek nie ubiorę pod żadnym pozorem. Nie ma mowy, dla mnie to nie jest elegancki but, no i niewygodny, zwłaszcza słynne Conversy.
Mam to samo – logo dyskwalifikuje dla mnie ubranie. Mam na myśli takie mocno zaakcentowane, skórzana wstawka z tyłu dżinsów już mnie tak nie razi. Markowe torebki, choć piękne, według mnie dużo tracą przez widoczne logo. Jakoś tak krzyczy to: patrz,byłam droga! Lubię za to bardzo porządne materiały, po których widać, że są luksusowe, widzimy tak ubraną osobę, widzimy, że wygląda szykownie i „bogato”, ale ciężko stwierdzić gdzie się ubiera.
Podróbki rażą mnie podwójnie. Nie dość że od razu widać ze materiał jest fatalny to jeszcze to udawanie czegoś z zupełnie innej półki.
Skłania mnie to do przemyśleń o moim stosunku do widocznego logo i chyba nie jestem tak skrajna w tym przypadku. Zdarza się, że logo mi się podoba i stanowi jakby integralną część z rzeczą, ale wiem o czym Wy mówicie, o takim nachalnym eksponowaniu. Dla przykładu, podoba mi się to wielkie logo YSL na torebkach, jak tutaj: http://www.matchesfashion.com/intl/products/Saint-Laurent-Universit%C3%A9-medium-leather-cross-body-bag-1075464 :)
No logo na klasycznej torebce danej marki mi też nie przeszkadza przy stonowanym ubiorze, gdzie już nie powtarza się logo jednej marki albo kilka innych. Chodzi mi o nie robienie z siebie słupa ogłoszeniowego tak jak np. tutaj Edyta Zając-Rzeźniczak http://www.pudelek.pl/artykul/99573/edyta_zajac_przytula_meza_na_meczu_legii_z_lechem_zdjecia/ Torebka Chanel, no okej, to klasyk, ale jeszcze te kolczyki z logo Chanel i wielkie naturalne futro (ogólnie futra akceptuję) , to mnie razi ostentacyjnym afiszowaniem się luksusem, a to mi się nie podoba i dla mnie jest wieśniackie. Na pewno znalazłabym jeszcze więcej przykładów z show biznesu.
takie torebki stały się obciachowe dopiero wtedy, kiedy wszystkie sieciówki zaczęły je masowo i nieudolnie podrabiać.
W ogóle nie zauważyłam tego logo na kolczykach. Są takie maleńkie i prawie niewidoczne;). Ale ta stylizacja jest w moim odczuciu właśnie luksusowa.
Co do paznokci to rażą mnie sztuczne szpony z daleka rażące wściekłym kolorem do tego z odrostem albo wzorkami, to jest bardzo kiczowate. Mario, ty nawet jakbyś użyła różowego brokatowego lakieru to strój zgrasz tak że będzie elegancko i z klasą :) Sama lubię 'syrenkowe’ lakiery, ale wtedy strój stonowany. Na co zwracam uwagę – szale, bo kocham je nosić, z daleka potrafię wypatrzeć piękny szal dobrej jakości, niech żyją szmateksy. Kaszmirowe swetry, polecam każdemu, nie ma przyjemniejszego sweterka niż kaszmirowy, mogę się pochwalić że nie mam już ani jednego swetra z akrylu. Buty – proste, skórzane, ale muszą być wygodne. Biżuteria ze szlachetnych materiałów – tylko i wyłącznie. Dodałabym jeszcze perfumy – wydaje mi się że mało kobiet je używa regularnie, na co dzień. No i to że królują zapachy słodko-kwiatowe, płaskie nie otulające przez cały dzień. I ładne, naturalnie wyglądające brwi ;)
Nigdy nie zrozumiem kobiet, które uporem maniaka płacą niemałe pieniądze na cuda-wianki na paznokciach. Trywialne wzory, napisy, palmy, neony, kryształki… Olaboga.
Z uporem*
Bardzo fajne punkty. Co do paznokci jesteś kochana :) Akurat ja lubię Rosję w sensie złoto, srebro, metaliki, a te wszystkie syrenki to naprawdę za dużo, oj za dużo dla mnie :) A najlepsze bezbarwne, wiadomix! Ostatnio nawet Wojtka przekonałam do kaszmiru, także team kaszmir się powiększa.
Zgadzam się. Ja tez pozbyłam się akrylowych swetrów, poliestrowych spódnic i sukienek. Mam mnie ubrań, ale za to lepszej jakości wiec cenowo wychodzi podobnie. Torebki mam trz,y za to wszystkie skórzane, wyglądają nadal bardzo dobrze pomimo częstego noszenia. Z ekoskory juz dawno bym wyrzuciła. No i buty tez tylko ze skóry. A już tych plastikowych to w ogóle nie cierpię. No i modna ostatnio hybryda na paznokciach- według mnie wcale nie wygląda bogato, ani elegancko.
Mario, czy mogłabyś rozwinąć myśl dotycząca unikania kolorów ziemi? Przyznaję, że o ile przy neonach jest to dla mnie zrozumiałe, to w tym wypadku nie do końca się zgadzam. Może zdołasz mnie przekonać do swojej opinii;-)
Wiesz co, zauważyłam nawet tutaj, że zawsze jak jest mowa o brązach, oliwkach to ktoś rzuca, że to są kolory „biedoty”. Ja wiem, że można fajnie ograć takie kolory, ale one są ryzykowne. Mocno kojarzą się z militariami, lasem, dosłownie z naturą, a nie z elegancją, wyrazistością czy luksusem. Najczęściej zresztą wybiera się na płaszcz czy żakiet takie kolory jak czerń, granat czy beż, a nie jakieś zgniłości, rudości czy brązy :) W czekoladowym brązie natomiast upatruję dużo dobrego :)
Mario, ja od dłuższego czasu śledzę na instagramie projekty rosyjskiej marki 12 Storeez, myślę, że mogłyby Ci się spodobać. Projektantki, siostry bliźniaczki, stawiają na klasykę ale z lekkim twistem. To co mi się bardzo podoba, że zdjęciach widać np. ich prywatne buty, które widuję u nich kolejny już sezon i nadal wyglądają genialnie. Dobry przykład na to, że warto zainwestować w klasyczne, ponadczasowe dodatki. Tutaj przykład: zestaw w brązie, który według mnie wygląda bardzo luksusowo za sprawą dodatków, niebanalnego kroju i na pewno świetnej gatunkowo tkaniny.
https://www.instagram.com/p/BMG4X1rFQcV/?taken-by=12storeez
I jeszcze jedna z moich ulubionych stylizacji, tym razem total black – taki zestaw zdecydowanie chciałabym mieć w szafie. https://www.instagram.com/p/BGw2HC7zBQm/?taken-by=12storeez
Przepiękna stylizacja, ja tez bym tak się chciała ubrać. Zapiszę sobie na pintereście. Bardzo ciekawe linki, dziękuję kochana!
Dziękuję Ci za odpowiedź!Jako samozwancza stonowana jesien bardzo ubolewam nad właśnie takim traktowaniem tych barw i nie dostrzeganiem ich większego potencjału, choć rozumiem, że dużo osob kojarzy je z innym stylem.Przykladem niech bedzie Phoebe z „Przyjaciół”, której stroje (przynajmniej w pierwszych sezonach serialu) oparte są na kolorystyce ziemi i nawiązują wlasnie do stylu „hippie”.
Wszelkie szaro-bure kolory kojarzą się z ubóstwem gdyż dawniej były najtańsze. Jak coś nie wyszło przy farbowaniu sprzedawało się go taniej. Dlatego wszystkie sierotki zawsze miały takie bure ubranka:)
Jes sporo racji w tym, co napisalas, jednak postawiłabym znak różności między wspomnianymi kolorami a szaroscia. W przypadku tzw expensive look- na korzyść wszelkich odcieni szarego.
Ładny, głęboki szary to co innego:) Ale mówiłaś o kolorach ziemi i ubolewałaś, że są tak traktowane/kojarzone.
No dobrze. Ale co zrobić, jeżeli z analizy kolorystycznej wynika, że te zgniłe kolory mnie ubierają? Najfantastyczniej wyglądam w oliwkach, ciepłych, zażółconych szarościach, musztardach. Czy jestem skazana na „dożywotnią biedę”?
Te kolory na dobrych jakościowo materiałach podbite czernią i dobrej jakości dodatkami będą wyglądać z klasą. Tu chyba chodzi o to, żeby unikać kolorów ziemi od stóp do głów, jeszcze do tego w połączeniu z materiałami typu miękka bawełna i len… Bo taki strój kojarzy się z ekoaktywistą a nie z „wyższą sferą” (żeby nie było – ekoaktywiści są ok, i taki wizerunek też, o ile chce się być tak odbieranym).
Moja przyjaciółka jest takim ciepłym stworkiem i wygląda bajecznie w musztardowym. Ma taki płaszcz zimowy.
Czytałam w jakiejś obcojęzycznej książce dotyczącej stylu i wrażenia jakie się robi o kolorach ziemistych i zieleniach, że kojarzone są głównie z kategorią „socjalna/y“. Moim zdaniem socjalny plasuje się znaczeniowo daleko od luksusu; również daleko od elegancji.
Też mnie to zastanowiło. Ja bym podeszła do tego tak, że jeśli w jakichś kolorach nam dobrze, to będziemy czuć się lepiej w nich i zarazem wyglądać. A te oliwki, beże i taupe w postaci kaszmirowej, jedwabnej, wełnianej na pewno również przyciagną wzrok :-) Jeszcze jedno. Ja zauważyłam, że wiele kobiet bardzo dobrze sytuowanych można często spotkać w bardzo jasnych strojach (również jesienią i zimą). Takie jakby nie przejmowanie się, czy mi się to nie wybrudzi, czy praktyczne. Jeżdżą zwykle drogimi autami wszędzie, więc gdzie tu się wybrudzić :-) to byłam ja-stonowana jesień. ;-)
Tekst mnie pochłonął. Owacje na stojąco.
Klasyczne rzeczy dobrej jakości to coś oczywistego dla mnie, jeśli chodzi o szybki wybór tego, co chce założyć dzisiaj, jutro i za trzy lata. Jeden przykład automatycznie nasuwa mi się na myśl – kolczyki. Zawsze noszę te proste, niewielkie, złote, a spontaniczne zakupy w postaci taniej biżuterii okazały sie nieprzemyślanym zakupem. Raz założyłam i utopilam pieniądze.
Niestety nie odwiedzam lumpeksow i nie mam aż tylu ubrań dobrej jakości, ile mieć bym chciała, jednak moja codzienna gazeta jest Zalando – szperam wzdłuż i wszerz, szukając klasycznych rzeczy z dobrych materiałów, a następnie czekając na promocję – jeśli dana rzecz podoba mi się jeszcze wtedy, gdy w końcu jest objęta zniżką to warto ją kupić. Czasami cos mi sie po prostu odwidzi.
Ostatnio mam problem z takim wyglądem – kupiłam ciemnozielona puchowa kurtkę i noszę ja albo z czernią plus szalik Burberry, albo z granatowymi jeansami,tymze szalem i oliwkowym sweterkiem. Za dużo barw… Czasami po prostu mam wrażenie, ze niezależnie od tego, co będę nosić, co będę mieć w szafie, zawsze będę wyglądać źle, bo nie jestem szczupla, wysoka,a paznokcie mam krotkie i niepomalowane.
O matko, jakie te moje komentarze są obszerne. :-\
Dzięki Kochana, zawsze miło się czyta Ciebie :) Myślę, że skoro masz dużo cierpliwości do przeglądania Zalando, odnalazłabyś się również w lumpeksie. Bo wiesz o co chodzi? Chodzi o to, żeby stanąć przy stojaku z wieszakami i każdą rzecz obejrzeć. Nie rzucać się na wieszaki i pobieżnie oceniać kolory przekładając rzeczy partiami, tylko nastawić się na spędzenie ok. 10minut przed każdym stojakiem. Pierwszy odsiew: czy mi się podoba, drugi odsiew: czy mój rozmiar, trzeci odsiew: skład. Naprawdę da się tego nauczyć, to raczej kwestia siły charakteru, a nie szczęścia czy nie umiejętności :)
Raz zajrzałam do lumpeksu – znalazłam tam stertę ubrań Atmosphere i George, nic poza tym. Zniszczone przez wzgląd na plamy różowego lakieru do paznokci (?) granatowe parki za 70 zł, koszule z poliestru za 30 zł… Zrezygnowałam.
A co do poliestru – zobacz Mario, co znalazłam: https://www.zalando.pl/new-look-sukienka-letnia-black-nl021c0g9-q11.html Kupiłam, jest o dziwo ładnie uszyta, koronka się nie błyszczy, ale ja byłam (jestem?) wierna szerokim workowatym sukienkom… Odesłałam zatem. Dzisiaj wpadła do mnie z wizytą i mama, i babcia. Obie przyniosły po egzemplarzu tej sukienki jako prezent dla mnie kwitując to słowami, iż szalenie dobrze w niej wyglądam, a niepodobna mi zakładać tylko worki. Szok (nawet to, że i moja babcia śmiga po Zalando).
Ale masz kochane babki koło siebie :)
Nie sądzisz, że jest zbyt trywialna? Czy raczej jej trywialność zależy od sposobu jej noszenia, od osoby, która ubierze się w nią?
Nie, nie jest taka i zależy od osoby noszącej. Ale nie chcę też jej na siłę bronić, bo akurat mi się nie podoba. Dla mnie coś takiego jest super :)
Tę też zamówiłam, ale okazało się, że moje szmaty służące do mycia podłogi mają lepszą jakość. :(
To dziękuję za opinię w takim razie, bo ja też ją chciałam wziąć :)
Zaoszczędzisz drogi kurierowi, a sobie zachodu. :)
Przypomniała mi się ta scena z „Dziewczyny z tatuażem”, w której Lisbeth Salander przychodzi do banku wyczyścić konto jakiegoś mafioza. Przebiera się do tego celu właśnie tak, jak to opisałaś: za idealnie opływowego androida w dyskretnych beżach i z nienaganną platyną na głowie. Twarz kryje za odrzucająco wielką parą okularów-much, które mówią: niegodnyś mojego spojrzenia, plebsie. Wygląda aseptycznie, dość przerażająco – i bardzo luksusowo. Nikt nie kwestionuje jej uprawnień. Potem widzimy, jak kopcąc szluga, ściąga z głowy blond perukę i wypycha ją przez lufcik pędzącego pociągu.
Gdybym chciała kiedyś zostać międzynarodowej klasy złodziejką, ubrałabym się tak, jak zalecasz. :D
W samo sedno, komentarz w samo sedno.
Mogę się podpisać pod tym tekstem. Nic dodać, nic ująć.
Kolaże, które zrobiłaś są przepiękne. Patrząc na nie wyobrażam sobie zamożną kobietę, pewną siebie bizneswoman. Chciałabym tak wyglądać, tak luksusowo. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że taki wygląd,choć piękny, budzi dystans u innych, co niekoniecznie jest zaletą.
Dziękuję, myślę, że bardziej szacunek. Jeśli dystans można go szybko zniwelować uśmiechem. No już tak człowiek jest skonstruowany, że szybko daje się nabrać na to, co wizualnie jest atrakcyjne, nie znając jeszcze środka :)
Totalnie nie mój styl, nie nosiłabym, jakbym nie musiała (ale może się przydać na egzamin czy rozmowę o pracę czy coś), nie podoba mi się zupełnie, ale:
– masz rację,
– przyjemnie się to czytało i oglądało.
:)
Dziękuję Kochana, na szczęście nie musimy tego robić, a jak musimy to warto wiedzieć jak. Aczkolwiek nie byłoby nic złego w tym, żeby taki styl mógł nam posłużyć do budowania pewności siebie :)
A dlaczego pastele są nie Ok w tym zestawieniu?
Pastele kojarzą się bardzo kobieco, czasem też dziecinnie, a to troszkę za bardzo zmiękcza efekt całości. W moim rozumieniu nie każdy jest w stanie je udźwignąć, ale oczywiście można to zrobić z klasą. One są tu podane na zasadzie: skoro można uniknąć skuchy, to uniknijmy jej :)
Hej, mam wrażenie, że podążam taką ścieżką, jak opisałaś. W mojej szafie są czernie, grafity, szarości, biele, granaty, niebieskości, kapka beżu, kropla zgaszonego różu. A właśnie przed chwilą zagościło różowe złoto (zegarek na bransoletce) i za moment, mam nadzieję, przyjedzie kobaltowy szal – obie rzeczy to extra dodatki, żeby dodać trochę światła i wyrazu moim stylówkom ;)
Pozdrawiam ciepło :)
Napisz mi Elizo, jak się czujesz w tych kolorach i jak wpływa na Twoje samopoczucie bycie elegancką?
Wiesz, myślę, że mimo takiej palety kolorystycznej, w sumie nieczęsto bywam elegancka, raczej przy „większych” okazjach. Ale jeśli już się tak zdarza, to czuję się przede wszystkim swobodnie, a wynika to ze specyficznej pewności siebie, która z kolei bierze się z poczucia adekwatnności wobec sytuacji – bo elegancja u mnie oznacza również to, że ubiór jest przede wszystkim stosowny do okoliczności. Właściwie ta zasada towarzyszy mi na co dzień z tym, że codzienne stroje nie są tak „podkręcone” jak te na szczególne wyjścia. Np na co dzień nie maluję paznokci na czerwono, mam b delikatny makijaż, zazwyczaj nie noszę wysokich obcasów – i nie chcę tego zmieniać. Może dlatego w takich powszednich stylówkach czasem czuję się jakoś tak zbyt zwyczajnie biorąc pod uwagę paltę kolorystyczną, jakiej używam. Czasem ukochany granat wydaje mi się po prostu szkolny, a grafit – zgrzebny, ale też nie wyobrażam sobie, żebym nagle zaczęła wyglądać jak tęcza ;) Chyba stąd też wzięła się potrzeba podrasowania codziennych strojów (odrobina błysku – zegarek, biżuteria; mocniejszy akord kolorysyczny – szal w intensywnym kolorze) i teraz właśnie tym się zajmuję. Ciekawa jestem, co Ci krąży po głowie, jak to czytasz? ;)
Witam imienniczko. Mimo, ze czytam bloga Marii od dawna, a zazwyczaj czytam też wszystkie komentarze pod wpisami, pierwszy raz zdecydowałam się odezwać. Co siE stało? Otóż Ty, Elizo, piszesz o swojej szafie to samo, co mogę napisać ja. Daleka droga jeszcze przede mną, jeśli chodzi o styl, ale jest już kilka rzeczy, na które mój mąż reaguje stwierdzeniem „takie twoje”. No i przede wszystkim kolorystyka ta sama w sumie, tyle, że u mnie czerni tylko odrobinka. Też czasem zastanawiam się, czy moje granatowe rzeczy nie dają efektu „szkolnego” ujmując lat (niby dobrze, prawda?), ale i autorytetu (potrzebny w pracy…). Czy ten grafitowy sweterek nie jest zbyt „biedny”? Póki co nie mogę się niestety pochwalić ubraniami najwyższej jakości…
A zdiagnozowałam się jako prawdziwe lato.
Pozdrawiam ciepło wszystkie pracujące nad swoim stylem
Eli
Po przeczytaniu pierwszego tytułu, zdziwiłam się. Miałam zamiar napisać, że nie chcę wyglądać na bogatą, lecz na kobietę z klasą. Gdy po powrocie do domu spostrzegłam zmianę, odczułam ulgę. Nie chcę krytykować bogactwa. Uważam jednakże, że w dobrym wyglądzie absolutnie nie chodzi o „bogaty” wizerunek. Dla mnie to zupełnie coś innego. I drogie, i tanie, może wyglądać zarówno tandetnie, jak i elegancko. Pieniądze nie są złe, ale nie mogą być celem samym w sobie. Wszystko zależy od tego, jak zostaną wykorzystane. Co do przedstawionych przez Ciebie reguł, to stosuję je wszystkie i uważam za genialne.
Nie chciałam tego typu sprzeczności generować, dlatego zmieniłam tytuł :) Cieszę się, że stosujesz te reguły i od razu chciałam Cię podpytać czy to wpływa na Twoje samopoczucie i pewność siebie. Czy coś by się zmieniło, gdybyś ubierała się inaczej?
Mam już trochę lat i w ciągu mojego życia przeszłam różne etapy, jeśli chodzi o ubiór. Od młodości zdarzało mi się usłyszeć opinię, że mam swój styl. Oscylowałam raczej wokół klasyki, ale próbowałam nieraz trochę jakiegoś boho czy romantyzmu. Jednak w ostatnich latach znacznie ograniczyłam swój styl. Mniej kolorów, wzorów, biżuterii. Mniej fasonów. I okazało się, że czuję się w tym genialnie. Jestem właśnie pewna siebie, swojej kobiecości i atrakcyjności. Czuję się sobą. Patrząc na inne elementy garderoby niż te moje, myślę, że są świetne, ale już nie dla mnie. I że w nich właśnie nie byłabym sobą.
Bardzo dobry tekst. Od jakiegoś czasu staram się wyglądać lepiej, nie wiem czy od razu z klasą, ale lepiej. Mimo wewnętrznej chęci kupienia kolejnych brązowych butów i torby w tym roku mam czarne dodatki, szary wełniany płaszcz jest bazą. Wychodzę tak wszędzie – nawet po bułki, z premedytacją nie kupiłam żadnej puchówki, bo znów płaszcz by wisiał w szafie. Chyba trochę dorosłam i nie chce za każdym razem wyglądać jak nastolatka po 30…
Mario, uwielbiam Twojego bloga i jak psychofanka zaglądam tu codziennie :) Miłego dnia :)
Ja też byłam o krok od brązowych butów, aczkolwiek dalej myślę o torebce ciemnoczekoladowej. Im więcej będziesz od siebie wymagać, tym takie ubieranie się jak człowiek będzie łatwiejsze. Zauważyłam to na sobie, bo w końcu moje standardy poszły w górę i w 90% przypadków nie wyglądam jak obwieś :) Teraz postaram się częściej pisać, a jutro chcę zrobić jakieś zdjęcia w nowym sweterku, więc zaglądaj <3
Szczerze mówiąc nie rozumiem co ludzie widzą w kurtkach;) nie znoszę, nie noszę i mam tylko jedną, którą ostatnim razem miałam na sobie chyba 3 lata temu. W płaszczu wygląda się o wiele lepiej. I nie marznie pupa;)
Są wygodniejsze jak prowadzisz auto, często wsiadasz i wysiadasz, idziesz na budowę lub inwentaryzację gdzie trzeba się schylać i czasem ubrudzić (płaszcza mi na to szkoda, dlatego na niekorzystne warunki kupiłam „puchówkę”). Kurtkę (krótka, wełniana, taliowana) noszę też do rozkloszowanej spódnicy za koła – a to dlatego, że bardzo trudno kupić płaszcz, spod którego taka spódnica nie będzie wystawać (ja takiego efektu nie lubię).
Jak ktoś ma takie potrzeby wynikające z pracy/miejsca zamieszkania/etc. to rozumiem. Ale wiele osób zakłada „puchówki” na co dzień i do wszystkiego. I tego nie rozumiem, może dlatego że to taki sportowy look. Krótka, wełniana i taliowana to już co innego. Też ma klasę :) Chyba za bardzo uogólniłam. Pisząc wcześniej o kurtkach miałam na myśli właśnie sportowe. Dzięki za pomoc w sprostowaniu :)
No tak, te puchówki i ich poliestrowe odpowiedniki zawładnęły wieloma szafami. Najgorsza rzecz, którą do tej pory widziałam w tym temacie: kurtka puchowa na garnitur :D dla mnie ta kurtka nadaje się na narty i na wyrzucenie śmieci czy wizytę na budowie ;)
Świetny post! (jak zwykle zresztą). Rewelacyjnie się czyta. Można podsumować i uzupełnić swoją wiedzę. Dziękuję
Ja też dziękuję KaczkoKiwaczko, masz uroczy pseudonim :)
Trafiony temat :) U mnie rodzinnie wszyscy są „eleganccy”. Proste kolory, uwielbienie do butów ze skóry, zimą płaszcze, swoboda w noszeniu koszul, spódnic, sukienek, marynarek bez „specjalnych” okazji. Kilka lat temu przechodziłam bunt. Podarte jeansy, wielkie bluzy i trampki to była moja zbroja. Ale rok temu stwierdziłam, że tak naprawdę mi samej się to nie podoba. I na stałe wróciłam do elegancji i właśnie tej klasy. Nie uważam żeby słowo „bogaty” było nietrafione. To przecież nie wyraża tandetnego świecenia markami, tylko swobodę, klasę, elegancję, solidne ubrania, dobre materiały. Zawsze odnoszę wrażenie, że tacy ludzie są spokojniejsi w „odbiorze”. Ubiór nie przysłania ich na tyle, żeby sami nie mieli głosu. I osobiście uwielbiam to, że mimo prostoty robi duże wrażenie. Lubię obserwować ludzi ubranych w ten sposób :) Moja nauczycielka francuskiego jest dla mnie absolutną inspiracją, jeżeli chodzi o ten sposób ubioru. Świetnie obcięte włosy, lekki makijaż, odpowiedni do wieku, zawsze zadbane dłonie, paznokcie, stonowane, dość konserwatywne ubrania, co istotne – dobrze dobrane oprawki okularów.
Trafne jest to, że należy zwracać uwagę na buty, torebki i płaszcze. Wielokrotnie widziałam dziewczyny ubrane naprawdę ładnie, ale ich wygląd często psuły kiepskiej jakości buty bądź torebki. To niestety widać na pierwszy rzut oka.
Prawdziwą kopalnią tego rodzaju ubrań są oczywiście sh. Czasami wydaje mi się, że wystarczy odpowiednia cierpliwość i wszystko się w końcu znajdzie. Szczególnie płaszcze – mam ich sporą kolekcję, wszystkie z dobrych tkanin a kupione za śmieszne pieniądze :)
To co podoba mi się w ludziach ubranych w ten sposób to również otaczająca ich.. tajemnica ? Wydaje mi się, że to przez to, że ubrania nigdy nie odsłaniają wiele, nigdy nie świecą ogromnym logo. Pozwalają skupić się na tym co najważniejsze – czyli na samym człowieku.
Dążę to posiadania takiej szafy :)
Dzięki, Mario, za ten wpis.
Bardzo miło mi się czytało Twój komentarz. Zgadzam się ze wszystkim. A najbardziej z tą tajemnicą. Wiem, że ubraniem robimy super wrażenie, ale to też jest kwestia odpowiedniej równowagi, żeby ono nie nosiło nas. Sama najbardziej lubię patrzeć na eleganckich, ale naturalnych ludzi, którzy są jakby o krok do przodu w stosunku do tego, czym obdarzyła ich natura – mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli :)
Theri, ale torebki i buty to chyba nie sh? Nie widziałam jeszcze ładnej torebki używanej. Butów po kimś to nie kupię. Płaszcz mam wełniany w dobrym stanie z sh, więc tu się zgadzam.
Oczywiście, że buty nie z sh ! Nie ma takiej opcji.
Co do torebek to różnie. Udało mi się znaleźć dwie fajne. Jedna, klasyczna, czekoladowa, skórzana listonoszka – co ciekawe ludzie często pytają mnie się gdzie ją kupiłam :) A druga to cudeńko od Jimmy Choo upolowane w Wilnie. Niestety zupełnie nie w moim stylu, więc powędrowałą do mojej siostry :)
Mario, tak dokładnie wiem co masz na myśli :) Chodzi o to żeby eleganckie ubranie nas nie ograniczało, żebyśmy wciąż pozostali w tym naturalni, prawda ? :)
W niektórych sh są świetnej jakości buty nienoszone, jeszcze z naklejkami ze sklepów. Pochodzą ze zwrotów albo z ekspozycji. Buty kupione „normalnie” ze sklepu też były mierzone, więc nie ma się co tutaj oszukiwać. Wyraźnie noszonych nie kupuję, dla mnie to oczywiste. Ja i mama mamy sporo butów i torebek z sh świetnej jakości, nie powiedziałabyś, że z drugiej ręki.
No tak, może masz rację. Czasami widuję faktycznie nienoszone buty, ale albo mi się nie podobają albo nie w moim rozmiarze :) Ale nie miałabym problemu z samym noszeniem butów z sh, o ile oczywiście byłyby „nowe” nieużywane. Co do torebek, to w ogóle prościej. O ile tylko mi się podoba i ni jest mocno zniszczona to kupuję :) Ale staram się ograniczać ich ilość ;)
Z tym, że jako buty z sh rozumiałam w poprzednich komentarzach takie noszone, stare, wyraźnie używane buty. Jeżeli są nowe, czasami z metkami to ja traktuję je raczej jak z outletu. Dlatego napisałam „nie ma takiej opcji”.
Świetnie opisałaś tu to, co ja bym nazwała dyskretną elegancją. Zbiór zasad, którymi kierowałabym się gdybym chciała czuć się na wpływowo, luksusowo, z dystansem. Taki ubiór to dla mnie środek do celu, nie sposób wyrażania się; tak ubrana osoba nawet idąc po bułki do sklepu wygląda jakby szła negocjować ważny międzynarodowy kontrakt (przynajmniej takie mam skojarzenie).
Z jedną rzeczą się nie zgodzę tylko: kaszmirowy sweterek może mieć dyskretnym logo, ale na tylko metce. Nie lubię rzeczy z widocznym logo, nieważne jak małe by ono nie było.
Super, o to mi też chodziło – w jaki sposób odnieść to do siebie i wyciągnąć z tego coś dla siebie właśnie :)
Mario, czy połączenia granat plus szarość będzie zbytnim mixem kolorów wg tej teorii?
Nie, będzie to ok, a nawet super :)
Przeciez to styl typowy dla osoby aspirujacej do bogactwa, wygladania na bogato lub z klasa. Taki elegancki leming, nasze wyobrazenie jak wygladac na bogato. Czesto powielane przez telewizyjne seriale o „ludziach sukcesu”. Osoby prawdziwie bogate moga sie chyba tylko usmiechnac pod nosem czytajac ten tekst.
Oj to to:-) ostatnio przeczytałam gdzieś taką myśl, że faceci w garniturach pracują dla facetów w T-shirtach;-) Jakość owszem, kosztuje. Ale kwestia stylu to już sprawa mocno indywidualna i nie do końca tak zależna od zasobności portfela.
Mam śmieszną pracę – pracuję dla warszawskiej mieszanej (inteligencko-finansowej) elity, jako „umysłowy”, a nie „kreatywny”, co w kontekście stroju jest istotne. Stylówki z tekstu są bardzo ładne i zwróciłyby moją uwagę, ale w życiu bym się tak nie ubrała na spotkanie właśnie z tego względu, o którym wspomniała Ania – czułabym się tak, jakby to była mimikra, poza tym mam szansę widzieć, że stroje kobiet z tej ligi są dużo bardziej naturalne.
Co widzę i w większości noszę /robię: Lakier nude lub bezbarwny, dobre zegarki z dyskretnym logo na tarczy, często na bransolecie, ale nigdy oversize, torebki nie za sztywne (wittchen z kolażu odpada), zwykle jeden porządny pierścionek lub, rzadziej, mały naszyjnik. Dżinsy tylko w bardzo nieformalnych sytuacjach. Koniecznie świetnie ostrzyżone włosy, bardzo dyskretny makijaż – samo wyrównanie kolorytu twarzy, minimum różu, podkreślone brwi i lekko oczy (nigdy smoky, w zasadzie nie widuję eyelinera, ale sama sobie na niego pozwalam). Płaszcze.
I szczerze mowiac irytuje wmawianie ludziom, ze zamkniecie ich w jakies ramy sprawi ze poczuja pewnosc siebie. Moze na chwile.. Sama lubie w miare klasyczny styl, dobrej jakosci ubrania ale juz dawno pozbylam sie myslenia ze jest on rownoznaczny z bogactwem. Bogactwo jesli nie jest na zasadzie dziedziczenia najczesciej bierze sie z wychodzenia poza okreslone normy, ramy, zasady i welniane klasyczne plaszcze. Kto ta poprawna droga podaza moze byc pewien ze tylko cos odtwarza, z bogactwem nic wspolnego to nie ma.
I to mi przypomina komentarz koleżanki z pracy, która stwierdziła że na spotkaniu z zarządem spółki giełdowej prezesem jest zwykle ten, który wygląda jak portier;)
No niestety prezesa zarządu nie wybiera się na podstawie wyglądu, klasy czy znajomości mody. Nie demonizowala bym prezesów, bo mamy swietnie wygladajace panie w wielkim biznesie. Tak polskim, chociazby Karina Wściubiak-Hańko, Iwona Sroka, Nazwiska mozna mnozyc. Męskie rownież
Akurat miałam na myśli mężczyzn :) I jest to wynikiem raczej nie nieznajomości mody, ale podejściem: nie muszę już niczego nikomu udowadniać, mogę wyluzować :) Oczywiście mowa o nieoficjalnych spotkaniach.
W Anglii przedstawiciela klasy wyższej można poznać właśnie po niechlujnym wyglądzie. Odpicowani na bogato są ci aspirujący z niższej klasy średniej albo średniej średniej. Wyższa klasa średnia znowu udaje pewna niechlujność, bo aspiruje do klasy wyższej, którą nigdy nie będzie bo o przynależności do niej decyduje urodzenie. Ci z klasy wyższej nie aspirują wyżej, nie muszą nikogo udawać i dlatego mogą sobie pozwolić na niechlujność. Polecam książkę Kate Fox „Przejrzeć Anglików” tam jest między innymi o takich rzeczach i o tym kto obnosi się z bogactwem.
Mam bardzo podobne obserwacje.
Nie znam Anglików od tej strony, ale ciekawa obserwacja. Choć nie bardzo mi to do nich pasuje. Luz i swoboda tak, ale niechlujność bardzo źle się kojarzy.
To trochę taki „projekt lady”…. Zgadzam się w dużej części z Anią, że to ma związek z aspiracjami, ludzie chcą awansować społecznie. Polacy w ponad 90% mają pochodzenie chłopskie, większość ludzi to wypiera albo się wstydzi, chciałoby wierzyć, że pochodzi ze szlachty, chciałoby awansować. Między innymi dlatego mamy cały kraj usiany domami imitującymi dworki szlacheckie, a nie wiejskie chaty.
Też osoby z niską samooceną niepewne siebie przebierają się za bogaczy, żeby poczuć się lepszymi niż im się wydaje, ze są. Przypomina mi się taki film dokumentalny o terapeutach miliarderów, nie pamiętam tytułu… miliarderzy, ludzie żyjący w luksusach okazywali się niepewnymi siebie, z kompleksami, zalęknionymi, z niską samooceną i rekompensowali sobie te braki właśnie najdroższymi rzeczami. Człowiek pewny siebie po prostu jest pewny siebie i nie potrzebuje drogich ubrań by sobie tej pewności dodawać, bo to on nosi ubrania, a nie urania jego, on nadaje charakter ubraniom, a nie ubranie jemu. Z drugiej strony i to są fakty, ludzie atrakcyjni dobrze ubrani szybciej znajdują pracę, więcej zarabiają, częściej awansują i tu koło się zamyka. Dobrze o tym pomyśleć jak się idzie na rozmowę kwalifikacyjną :-D
Przypomina mi to wszystko scenę z Adwokata Diabła, w której Al Pacino tłumaczy Keanu Reeves dlaczego nie powinien nosić drogich garniturów. Al Pacino gra w filmie diabła i prezesa dużej kancelarii ;)
Chyba muszę sobie przypomnieć ten film, bo jakoś nie pamiętam tej sceny…
Zyjemy chyba w takich czasach, że to chyba mało ważne z jakiej rodziny pochodzimy a wakacje na wsi u dziadków to najlepsza część życia. Dzisiaj to my jesteśmy kowalami naszego losu, nawet jeśli inni mogą mieć łatwiej to możemy zajść daleko.
Czy ja wiem czy takie mało ważne… różne mam obserwacje i doświadczenia, czasem ludzie mówią, że takie rzeczy nie mają znaczenia, a jak przychodzi co do czego to różnie to bywa… Ja sama lubię wieś (nawet w niedalekiej przyszłości mam zamiar się tam przeprowadzić) nigdy nie miałam problemu, żeby o tym mówić, nie ukrywałam, że mam dziadków na wsi, nie przeszkadzało mi to w skończeniu studiów… ale spotykałam ludzi z dużych miast wykształconych, którzy dość pogardliwie wypowiadali się o ludziach ze wsi, wyśmiewali, a później okazywało się, że sami wychowali się na wsi, albo do dziadków na wakacje jeździli… różni są ludzie. Co do bycia kowalem własnego losu to też różnie bywa, są takie zjawiska jak dziedziczenie biedy, czy wyuczona bezradność na co ludzie większego wpływu nie mają, oprócz działania trzeba jednak mieć też trochę szczęścia w życiu.
Lubię sobie czasem czytać takie różne teksty, artykuły socjologów o Polakach i tam często pojawia się ten temat chłopskiego pochodzenia do tłumaczenia różnych naszych zachowań… że w ciągu dwóch trzech pokoleń ludzie przeprowadzili się do miast, zdobyli wykształcenie, awansowali, ale mentalność chłopska gdzieś głęboko pozostała i ujawnia się w różnych sytuacjach… tak mi się to jakoś skojarzyło z tym tematem ubierania na bogato, udawania bogactwa.. takie mam dziwne skojarzenia :-D
A, zapomniałabym : Jako akcesorium często pojawiają się szale, zbliżone kolorystycznie do stroju, nie kontrastujące z nim. Kontrasty pojawiają się w zasadzie tylko wtedy, kiedy baza jest czarna bądź granatowa. Buty często marek, których nie kojarzę, rzadko na szpili – obcas pow.7 cm to obciach, a te kobiety samo i chetnie prowadzą samochód, więc lepiej, żeby buty nie przeszkadzały.
I jeszcze, jeśli chodzi o kolory (przepraszam, że tak się rozpisałam, ale sama sobie zaczęłam systematyzować temat): Niebieski gołębi, granat, antracyt, mżące mieszanki czerni i bieli, beż rzadko (u blondynek, i albo od wielkiego dzwonu, albo u new money). I luz jest wskazany, bo można skończyć z lookiem przedstawicielki handlowej.
po przeczytaniu tego posta dochodzę do wniosku że największym luksusem jest dziś pewność siebie a bogactwem konsekwencja i zdecydowanie w noszeniu tego typu ubrań =) świetny wpis nawet nie wiedziałam że tak bardzo mi go brakowało…
Ciekawe, że angielskie wyrażenie „expensive look” nie budzi chyba takich negatywnych skojarzeń – oznacza tylko strój, który właśnie wygląda na drogi, dopracowany i dobry jakościowo.
To jest w stu procentach mój styl – do niego codziennie dążę. To jest dość mocny wizerunek, który naprawdę oddziałuje na to, jak jesteśmy postrzegani przez innych. I niekoniecznie jest to jego zaleta.
Najciekawszym i najtrudniejszym zagadanieniem jest dla mnie zawsze przecięcie tego stylu z aspektem praktycznym, szczególnie zimą.
A ja nie na temat, bo chciałam powiedzieć, że bardzo mi się podoba sposób podlinkowania rzeczy, bardzo estetycznie to wygląda :)
A mnie właściwie zaczęło dziwić, czemu ludziom tak źle kojarzy się bogactwo ;) Kaman, to nic złego być bogatym, przestańmy z tą fałszywą skromnością… Bardzo ciekawe rady, trochę skróty myślowe ale myślę, że wiem o co chodzi. Nie zależy mi aż tak bardzo na takim bogatym wyglądzie, ja i moje niebieskie paznokcie nie potrzebujemy się aż tak snobować, ale klasa to ważna rzecz. Trochę mi po hipstersku żal dawnych czasów, kiedy ludzie chodzili w płaszczach, mieli fryzury i kapelusze ;)
I peleryny;) Może ta niechęć do bogactwa to spadek po PRL;)
O tak. No i coś w tym jest, że pokutuje pewnie takie przeświadczenie że bogaty to złodziej i dorobkiewicz. Natomiast fajnie też napisałaś z tym prezesem portierem. To jak ci faceci w garniturach pracujący dla facetów w tshirtach ;)
Hehe:) Dobre porównanie :)
Niechęć jest tylko do bogactwa cudzego, do swojego jest miłość :-D
Peleryny ! To jest to :)
Uwielbiam. Piękne czasy belle epoque.
Kay, sytuacja społeczna, jaką teraz mamy w Polsce, wygląda tak, że biednym ludziom mówi się, iż „sami są sobie winni”, bo „mogli się bardziej postarać”, „mogli dorabiać po godzinach” (świetny pomysł np., dla matki małego dziecka.) Zawody, na których wspiera się funkcjonowanie społeczeństwa – nauczyciele, pielęgniarki – opłacane są byle jak i pogardzane. Ideałem młodzieży jest jakiś couch-naciągacz, robiący grube miliony na ogłupianiu ludzi. Mamy kult pracodawcy, co to łaskawie daje zatrudnienie tym roszczeniowym pracownikom. Z jednej strony panuje ogromne rozwarstwienie finansowe społeczeństwa – rośnie rzesza prekariuszy, czyli ludzi, którzy mimo posiadania pracy nie są w stanie się z niej utrzymać i wystarczy np. jedno zwolnienie, jedna dłuższa choroba, żeby popadli w ubóstwo – z drugiej, propagandę sukcesu, który rzekomo dostepny jest każdemu. Nie jest. To wszystko budzi agresję ludzi ubogich w stosunku do bogatych i nie ma w tym nic dziwnego. Ile ja się naczytałam wywiadów z „rzutkimi młodymi przedsiębiorcami”. Prędzej czy później taki rzuca tezą, że „każdy mógłby być na moim miejscu, wystarczy być pracowitym.’ Jeszcze później nieodmiennie wychodzi na jaw, że przedsiębiorca miał bogatego tatę.
Nina i tak i nie. Nie mówię o bogactwie w stricte tego słowa znaczeniu, ale fakt faktem jak jesteś nastawiony na sukces częściej ten sukces osiągasz. Tylko to ma swoje konsekwencje głównie zdrowie i życie osobiste. Nie trzeba być oszustem. Wystarczy wszystkie swoje działania podporządkować pod ten cel. Znam wielu takich ludzi i też mnie to kiedyś denerwowało, a teraz widzę że to też kwestia wyboru.
Zgadzam się z tym, że i tak i nie Nina Wum ;) Mam gdzieś tam taką pozytywistyczną i amerykańską wiarę, że ciężką pracą ludzie się bogacą, że uczciwa praca, pasja itd daje nam sukces i przez to też pieniądze. Sama jestem nauczycielką, więc gdzieś tam teoretycznie wybrałam, że od pieniędzy ważniejsza jest dla mnie wartość niematerialna tego co robię (chociaż wolałabym, żeby te dwie rzeczy szły w parze). Ale nie narzekam, bo dokonałam wyboru. Ale wiem też, że jeśli będę chciała podnieść znacznie swój status to też jestem w stanie coś wymyślić. No a właśnie „kult pracodawcy” niestety istnieje i przedsiębiorczość w narodzie wydaje mi się niska.
Zgadzam się z całym tekstem, ale szczerze mówiąc nie umiem na żywo odróżnić ubrań porządnych, od tych kiepskiej jakości. Znaczy bez macania i czytania składu. Bo prosty fason może się trafić i z taniutkiego poliestru.
Ja osobiście odczuwam obcowanie z bogactwem ;) kiedy widzę jakiś nietypowy, ekscentryczny fason. Coś jak buty A.S.98. Deichmann takich nie ma, no nie ma. W sieciówkach bywają fikuśne ubrania, ale ich fikuśność ogranicza się do ćwieków, cekinków, koronek, wycięć w dziwnych miejscach. Nie widzę nietypowych fasonów z wybiegów.
Także ja trochę inaczej postrzegam stylizacje na bogato. Ale może mylę je z high fashion.
Lubię Twoje wpisy, ale tym razem troche się zawiodłam. Są osoby, jak np. Kasia Tusk która z klasą wygląda nawet w piżamie, dresie czy worku na ziemniaki. Klasy trzeba się uczyć, ale to nie jest prawdą że trzeba być koniecznie elegancką w sukience i szpilach. A już na pewno nie decyduje o tym kolor jeansów.. no i kolory, naprawdę? khaki, brązy i rudości też mogą być z klasą. Pastele (w tym moje kochane beże, brudny róż, jasna szarość itp) również, a już w szczególności nie postawiłabym ich obok neonów. Z resztą mniej więcej się zgadzam :) jeśli nie można sobie pozwolić na wszystko, wybór droższych i jakościowych dodatków jest znacznie ważniejszy niż ciuchów.
Kasia na pewno nie wygląda we wszystkim z klasą, a już na pewno nie z takimi włosami jakie teraz ma i z doklejonymi rzęsami. Jest młoda, ładna, i ma dobre zdjęcia; stąd takie wrażenie.
W mojej opinii jeansy też mogą być klasa- dobrej jakości, fajne dżiny w połączeniu, np. z elementami z pierwszego zestawu : miodzio. Buty do tego mogłyby być czerwone lub bordo – biała koszula, fajny jeans + czerwony but i szminka, o ja Cię! ;) Mrrrrr
Ja staram się taką elegancką, ponadczasową estetykę przemycić do swojego stylu- ale często czuję się jak ciotka klotka…(np. w zestawie nr 2, tych beżach z pewnością tak bym się czuła). Drzemie we mnie niechluj,ale jest krok do przodu- zamiast trampek zakładam oksfordki :P
Zgadzam się do do jeansów. Ale tylko jeżeli chodzi o klasyczne, bez przetarć, dziur itd. :)
Dziewczyny ja też lubię jeansy, są seksowne, mogą być kobiecie,dobrze się w nich wygląda, ale z klasą w sensie w jakim Maria pisze to one nie są i nie będą;) Ten materiał nie może być „z klasą”. To taki typowy gruby, nie do zdarcia, materiał na ubranie robotnicze. Po to został wynaleziony.
Gdyby Maria nie zamieniła słów w tytule, to jeansy by bardziej pasowały. Ale i tak uważam, że np. Viktoria Beckham wygląda na bogato i z klasą w ciemnych jednolitych rurkach.
Fakt do bogactwa mogłyby pasować.
Jeansy to strój roboczy, a nie elegancki. Nie umiem odczepić ich od pochodzenia.
Mario, post wspaniały! Mam jednak do Ciebie pytanie i zarazem prośbę. Przedstawiłaś piękne przykładowe stylizacje, ale jak ma z tego wyłuskać coś dla siebie młoda kobieta (25 lat), która jest drobna i szczupła i wygląda jak nastolatka (to ja :D ), żeby nie wyglądała jak „młoda – stara”? Chodzi mi o to, że to, w czym moja rówieśniczka lub niewiele starsza koleżanka będzie wyglądała stylowo i z klasą ja będę wyglądała jak przebrana w ubrania po starszej siostrze lub jak dziewczyna, która weszła na zły dział w sklepie z ubraniami. Naprawdę mam ten problem, nawet Narzeczony mówi do mnie czasami na zakupach „nie kupuj tego, to ubranie dla naszych matek” (na przykład w szpilkach wyglądam… dziwnie). Doprecyzuję: moda i sposób szycia ubrań dla sklepu Qiousque – we wszystkich wyglądam źle (jak „młoda -stara” właśnie), a widziałam kobiety blisko 30stki, które w przymierzalni prezentowały się jak stylowe damy w ich ubraniach. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi.
Z konieczności wyglądania na trochę więcej lat i zajmowanego stanowiska staram się ubierać klasycznie, ale wkrada się brak spójności między małymi rozmiarami, młodzieżowym lookiem (by nie dodawać sobie za dużo lat) i poczuciem elegancji, jakie chciałabym osiągnąć. Czy mogłabyś mi coś doradzić w tej kwestii lub zrobić o tym post? Będę bardzo, bardzo wdzięczna!
A może Wy – dziewczyny – miałyście lub macie podobny problem i poradziłyście z nim sobie jakimiś prostymi trikami? Będę naprawdę bardzo wdzięczna za odpowiedź!
Agnieszko,
25 lat miałam wprawdzie 10 lat temu, ale też miałam ten problem, że wyglądałam na siksę, a od zawsze lubiłam bardziej klasyczne ubrania. Gdy szłam do spożywczego po pracy w dżinsach, to sprzedawczyni zwracała się do mnie per „serdeńko”, a jak w kostiumie, to per „pani”
Ucięło mi poprzedni wpis, 2 razy, więc do 3 razy sztuka :)
Bardzo lubię klasyczne ubrania, luksusowe naturalne tkaniny, autentyczną biżuterię i piękne buty czy torebki, ale też zawsze zwracam uwagę, by nie wyglądać jak ciocia Klocia… nie wiem, czy Maria zgodzi się ze mną, ale ja pilnowałam się, by w całym stroju było zawsze coś, co rozwala schemat… czyli jak elegancka koszula i ołówkowa spódnica, to oksfordki do tego, albo buty w ciekawym niekoniecznie czarnym kolorze, albo wiskozowy lekko połyskujący tshirt do klasycznego dołu zamiast koszuli czy formalnej bluzki, wiesz… jak koszula formalna, to do tego dżinsy… unikałam też złota, także w dodatkach, bo moim zdaniem młodym dziewczynom dodaje lat w negatywnym sensie i wyglada to tanio… uważam, że mając dwadzieścia kilka lat spokojnie zamiast szpilek można nosić super słupkowe obcasy, pod warunkiem, że nie mają poważnych, klasycznych ozdób, albo klasyczny krój w innym, kolorze niż czarny: szarości, bordo, granaty wyglądają genialnie i lżej niż czerń, a potrafią być eleganckie.
Gdzieś zasłyszałem, że Francuzki dlatego tak klasycznie a i nonszalancko wyglądają, bo ubierają się często wg klucza: coś nowego, coś starego i coś, co do tego zupełnie nie pasuje (w klasycznym schemacie dobierania ubrań). Jak dla mnie coś w tym jest!
Widać nie pasują Ci takie typowo klasyczne klasyczne ubrania i nie ma co się w nie wciskać. Mi też nie pasują, a jestem dużo starsza i dopiero mnie postarzają. A do pracy ubieram się dresskodowo. Trzeba dobrać do siebie odpowiednie rzeczy. Może klasyka z twistem w stronę męską lub nieco romantyczną. Zależy od twojego typu urody.
Agnieszko,
25 lat miałam wprawdzie 10 lat temu, ale też miałam ten problem, że wyglądałam na siksę, a od zawsze lubiłam bardziej klasyczne ubrania. Gdy szłam do spożywczego po pracy w dżinsach, to sprzedawczyni zwracała się do mnie per „serdeńko”, a jak w kostiumie, to per „pani”
Kilka rad, moze sie przydadza.
1. Skoro jesteś drobna – bardzo często taki efekt to niedopasowanie rozmiaru (troche za szerokie, przydługie etc.). Polecam więc z każdym nowym bardziej eleganckim ciuchem wybrać się do krawcowej.
2. Postaw na zabawne/młodzieżowe/charakterystyczne dodatki, np.: kabaretki, pasek z ciekawa klamra (polecam uterque!), torebka z dziwnym kolorze lub ze śmiesznym wzorem – coś, czego za 10 lat raczej nie założysz z racji wieku ;)
3. FRYZURA! – dobry fryzjer na pewno dobrze Ci doradzi. Słaba fryzura + niedopasowane ubrania = look starej malutkiej ;)
4. Nonszalancja, np.: podwinięte rękawy, rozpięta koszula etc.
5. Lekkie, nowoczesne buty – coś co absolutnie nie budzi skojarzeń ze starszą Panią (dla mnie na polskim rynku do np. nowe projekty Baldowskiego).
6. Coś, co związane jest z Twoją osobowością- jakiś kolor, fason, element makijażu, guziki, sposób noszenia apaszki. Coś, co sprawi, że nie będziesz wyglądać jak człowiek „z taśmy” ;)
Bardzo polecam tego bloga http://dresslikeaparisian.com/ – źródło inspiracji jak nosić klasyki w ciekawy sposób.
Mam dwie przyjaciółki, które mają po 165 cm wzrostu i ważą po chyba 45 kg, mają po 30 lat i nie zauważyłam tego problemu mimo, że ze względu na pracę muszą się ubierać elegancko. Obie noszą szpilki. W ich przypadku problem rozwiązują chyba sukienki. Beż żakietu lub żakiet mało oficjalny. Dodam, że te sukienki są zwykle nieco za krótkie ;) Czyli nie grzecznie do kolanka, ale maksymalnie do połowy uda. Tak… to chyba to. Uwaga Katarzyny odnośnie nonszalancji też jest cenna.
Nie napisałaś jakiego jestes wzrostu, ale w temacie drobna znalazłam ostatnio takiego bloga
http://www.extrapetite.com
I jeszcze z moich obserwacji- prezencja nastolatki nie pomaga w pracy. Ludzie podświadomie mogą podważać Twoje doświadczenie i kompetencje. Moim zdaniem dobrze jest włożyć trochę wysiłku w swój wizerunek, nie mówię oczywiście żeby od razu zmuszać sie do garsonek ale przemycić jakieś ” dorosłe” elementy
Problem dotyczy i mnie (48kg, 162cm) i jest dotkliwy (jestem psychologiem). Bez dowodu alkoholu nie kupię, a pacjenci często nie biorą mnie na poważnie (szczególnie przy pierwszym kontakcie). To jest problem aury profesjonalimu w pracy i mam wrażenie, że w ogóle kobiety wykonujące specjalistyczne zawody mają bardzo pod górkę, jeśli chodzi o postrzeganie ich jako komptenente. Im więcej zmarszczek tym lepiej w tym wypadku. Ale już łatwiej jest moim młodszym koleżankom rezydentkom, w końcu medycyny można się naumieć, a żeby być dobrym psychologiem to już trzeba przeżyć życie – trochę prawdy w tym jest. Ktoś niżej wspomniał o nonszalacji. U mnie to się bardzo sprawdza. Mocny naszyjnik (jak u Barbary Nowackiej), który sugeruje siłę i kobiecą mądrość. Artystyczna biżuteria z naturalnych surowców. Biała koszula, ale nie na nudno: podwinięte rękawy, pod wełniany sweter V-neck, pod kamizelkę w szkocką kratę. Luźniejszy krój swetrów. Czarne ubrania. I koniecznie unikanie „bycia modnym”. Trzeba wyglądać, jakby się nie miało nic wspólnego z modą :D tą sieciówkową w każdym razie. Posiadanie tego mitycznego własnego stylu bardzo się tu przydaje.
Dzięki za ten post :) W sumie… zgadzam się z nim i nie zgadzam jednocześnie. Uważam, że można wyglądać z klasą nawet w panterce. Będąc ubrana w rockowym stylu słyszę, że wyglądam z klasą częściej niż w ołówkowej spódnicy i koszuli. Ale tutaj łatwiej przegiąć z ekstrawagancją. Choć u mnie krótsze sukienki czy dzikie wzory uchodzą na sucho. Babcia-strażniczka moralności i wiary w rodzinie non stop ściga kuzynkę za miniówki (w sumie ma rację, bo nie ma szczególnie ładnych nóg). Ale mi powiedziała, że wyglądam w nich lepiej niż w tych do kolana.
Uważam przede wszystkim na jakość, dopasowanie, na to, z jakiego gatunku jest zrobiony ciuch, buty itp. To wszystko widać, idzie łatwo wyłapać, zwłaszcza w mocniejszych stylach. I żeby nie przesadzić, oczywiście ;) No i nikt mnie nie przekona, że skóra sztuczna dodaje klasy, lecz właśnie naturalna.
Nic co sztuczne nie dodaje klasy. Ani skóra, ani biżuteria;)
Jestem tego samego zdania :) Dlatego wyrzuciłam całą sztuczną biżuterię, niemal wszystkie świecidełka. Zostały tylko dwie drewniane bransolety, kolczyki-piórka, parę bransoletek z kamieni półszlachetnych i szlachetnych oraz tę robioną ręcznie :)
Teraz, jeśli będę kupować biżuterię, to tylko szlachetną. Szkoda, że ta, która mi się podoba, zazwyczaj jest bardzo droga.
Też nad tym ubolewam. Ale widzę, że jak bransoletka kosztuje 500 zł o wiele wolniej mi się nudzi niż ta za 50 zł. Psychologia czy jakoś bransoletki? ;)
To prawda, jest to inwestycja na dziesiątki lat. Moja mama kupiła 20 parę lat temu ciężkie, srebrne kolczyki w kształcie pawi za niemal całą tamtejszą wypłatę, do dziś są cudowne. Podkradam jej je od czasu do czasu ;) Na stronie artystki Iwony Tamborskiej można znaleźć obłędnie piękną, ręcznie robioną biżuterię ze srebra. Nie potrafię się napatrzeć.
A propos inwestycji w biżuterię-„pochwalę się” Wam, że w lipcu kupiłam w jednej z sieciowek jubilerskich piękna zlota bransoleta za 1250zl,z myślą wlasnie, że za takie ciężkie pieniądze, wykonana z tak szlachetnego kruszcu będzie mi pięknie służyć po kres moich dni;)W końcu sierpnia zmuszona byłam oddać ja z powodu zepsute zapiecia (po chyba 5 założeniach!) i zwrócono mi gotówkę, bo chyba sam sklep zobaczył, jaki bubel sprzedaje. Od tamtej pory żałuję, że wzgardzilam piękna 20 letnia bransoleta mamy, bo stwierdzilam, że kupię sobie lepszą.
Akurat biżuterię kupuję zawsze u tego samego jubilera, który wszystkie naprawy s swoich produktach robi od ręki i gratis. U sieciowych jubilerów nie jest tak łatwo, jest drożej. Za to mają szerszą ofertę.
Może nie do końca jasno to napisałam:chodziło o to, że bransoleta bez wyraźnego powodu zepsuła się po kilku raptem założeniach i był świecie przekonana, że naprawia ja i wróci do mnie, a okazało się ze naprawa nic nie da i od razu zaproponowano zwrot gotówki, od tej pory rzeczywiście będę już absolutnie wierna małym sklepikom a nie sieciowkom
Sprawdzę;)
Mylę, że kolorem lakieru na paznokciach jest tak jak z kolorem szminki na ustach – albo chcemy się wyróżnić albo stopić z otoczeniem. Ja tak mam w zależności od nastroju :)
Z tego postu wynika, że nie jestem elegancka. Ale ma w planach trochę elegancji wprowadzić choćby na specjalne okazje, które co jakiś czas się zdarzają.
Słowo bogaty można by zastąpić słowem zamożny. Ma mniej negatywnych skojarzeń a dobrze oddaje sens wpisu.
Ubieranie się z klasą kojarzy mi się z elegancją, nieodsłanianiem nadmiernie ciała, ale niekoniecznie z droższymi, markowymi ubraniami i dodatkami.
Dobrze pasowałoby też luksusowy. I ma tą zaletę, że nie zawsze oznacza wysoką cenę.
Dziewczyny, zastanawiam się, jak „podrasować” swój strój, żeby wyglądać bardziej z klasą. Moim obecnym mundurkiem są ciemne spodnie, biała lub błękitna koszula i sweter w zgaszonym kolorze (pruski błękit z analizy odcieni niebieskiego, bordowy, ciemny szary). Biżuterii raczej nie noszę, ostatnio kupiłam sobie duży, klasyczny zegarek. Na wierzch płaszcz w kolorze cappuccino, do niego czarne lub ciemnobrązowe botki/kozaki. Dodam, że jestem zgaszoną jesienią i w czerni wyglądam jak śmierć na chorągwi, w białym podobnie. Jakieś wskazówki?
Jeśli te rzeczy są z dobrych materiałów i niezniszczone to moim zdaniem brzmi to już dobrze. Teraz już tylko oprawa – włosy, może dobrany do urody makijaż, biżuteria, perfumy.
Dołączam się do prośby. Zauważyłam, że jeśli chodzi o wyglądanie „z klasą”, to trochę się z tą koncepcją kłócą zgaszone kolory, w których przecież wielu typom jest do twarzy. Niestety widzę po sobie, że kiedy chcę wyglądać dobrze w sensie „dostatnio” – to tylko czerń, biel albo jakiś mocny kolor.
chyba nie do końca tak jest. Myślę, że najważniejsze w wizerunku są dobrze dobrane kroje i kolory właśnie. To dzięki tym dwóm elementom podkreślamy to co w nas najfajniejsze, cera się rozświetla, oczy błyszczą. W wersji luksusowej trzeba zadbać o włosy, cerę, makijaż, paznokcie, biżuterię oraz doskonałą, najlepszą na jaką nas stać jakość, oraz zadbać o to, by rzeczy były czyste, wyprasowane, bez nitek, wiszącego guzika,kulek na dzianinie itp. Wtedy „na bogato” można wyglądać w każdym stylu i w każdej kolorystyce.
Zgaszone lato nie będzie wyglądać luksusowo w biało czarnym stroju, będzie wyglądać na chorą.
Zgadzam się z opinią, że już sam ten opis jest super. Ja bym tu nie udziwniała na siłę, ale jeżeli uważasz, że czegoś Ci brakuje to może właśnie delikatny, ale widoczny łańcuszek lub jakieś drobne kolczyki załatwiłyby sprawę. I dobra,raczej sztywna torebka ze skóry :)
Ten wpis wzbudził we mnie mieszane uczucia, może dlatego że nie znoszę pojęcia ” z klasą”. Słowo – wytrych, dla każdego znaczy coś innego, pod tym względem poprzedni tytuł był lepszy, bo precyzyjniejszy ( choć jednocześnie był nieznośnie nuworyszowski). Opisany tu styl moim zdaniem jest idealny na okazje typu praca w biurze, eleganckie wyjście etc. Osoba ubrana wg tych wytycznych ( swoją drogą bardzo fajnie to wszystko ujęłaś, to bardzo przydatne, konkretne wskazówki) na pewno wywrze pozytywne wrażenie, będzie elegancka w sposób dyskretny, nie ma obaw że strój przyćmi osobę która go nosi.
Ale!
Nie wyobrażam sobie tak nosić się na co dzień. Nie ma tu miejsca na luz, gorsze dni, odstępstwo od reguł…może są osoby którym ten styl przychodzi naturalnie, ale na pewno nie jestem jedną z nich. Poza tym odstręcza mnie sama koncepcja że mam ubierać się dla kogoś, dla samego wizerunku. Dla mnie prawdziwe bogactwo to Tshirt Marka Zuckerberga, czarny golf Steve’a Jobs’a albo stara tweedowa spónica i gumiaki na angielskiej arystokratce. Prawdziwie bogaci nic nie muszą udowadniać strojem. Mogą iść do galerii w byle czym i mieć w nosie co pomyśli ekspedientka z luksusowego butiku.
A swoją drogą to tego samego dnia Zwierz popkulturalny opublikował recenzję książki na podobny temat, polecam :)
To ja jestem z drugiej strony, źle wyglądam w rzeczach na luzie. Na tyle źle że cierpiałam katusze zakładając dres na lekcjach w-f. Próbowałam, naprawdę próbowałam, ale nie dla mnie oversize, grunge, kiepskie materiały, etc, etc. Im bardziej mam gorszy dzień tym bardziej mój wizerunek jest dopięty na ostatni guzk. Jedyne odstępstwo włosy-moje są kręcone, co jest uznawane za nieprofesjonalny wizerunek. Tu się zawzięłam, nie będę ich palić prostownicą codziennie. Są błyszczące, dobrze obcięte, są moją wizytówką. A poza tym kto ma kręcone włosy ten wie, jak lubią żyć własnym życiem. Co śmieszniejsze moje włosy „poczuwają się do obowiązku” i jak mam poważniejszą okazje grzecznie skręcają się w anglezy.
A i jeszcze jedno -ja się tak nie ubieram bo jestem bogata. Ja się tak ubieram bo to moja druga skóra. Nie przeszkadza mi ołówkowa spódnica i koszula od rana do wieczora. Rzeczy dresowe, indyjskie, niedoprasowane, spódnice i spodnie „na gumkę” tak. Wizerunek bez osobowości jest niczym. Jak jedno z drugim współgra robi się ciekawie :)
Zepnij włosy, będzie poprawnie:)
I o to chodzi, żeby dobrze czuć się w swojej skórze, a nie tylko starać się imponować innym ( choć można robić jedno i drugie, jackpot!;))
Nie zgadzam się z tym wpisem, owszem są tu jakieś prawdy uniwersalne ale jak tak popatrzyłam drugi raz na artykuł i zdjęcia do niego to myślę sobie że to są zestawy na tzw „starą babę”, nudną i bez charakteru. Oczywiście można się na nich opierać ale nie mogłabym ubierać się tak codziennie.
Dla mnie klasa/elegancja/na bogato to przede wszystkim stroje z dobrego materiału, dobrze skrojone i dopasowane do naszej sylwetki, naturalne paznokcie ale niekoniecznie, włosy regularnie dbane u fryzjera i tu raczej w stronę naturalności, nieprzekombinowania, makijaż dostosowany do pory dnia – czyli nie kocie oko o 12 w południe (tandeta), ogólnie świeżość, schludność i czystość. Ubrania przede wszystkim mają podkreślać naszą figurę (jej walory), bez ograniczeń co do kolorów, wszystkie dodatki i ciuchy dobre gatunkowo (najlepsze na jakie nas stać) ale bez logo i wielkich napisów czy znaczkow. Koszule jak najbardziej, choćby i do trampek i dżinsów + dobry zegarek i torebka. Ważne żeby rzeczy nosić z lekką nonszalancją, bez kija w d…e, ilu to widać polskich polityków którzy mają drogie garnitury i wyglądają jak buraki, proponuje ich porównać do polityków z USA. Ale najważniesze to mieć ten gust czy jak to nazwiecie, to coś co pomoże tak połączyć te wszystkie elementy żeby wyglądać właśnie z klasą, gustownie, świeżo, dobrze i na bogato. Jak nie ma się gustu to i złota karta kredytowa nie pomoże…
PS. dla mnie kwintesencją dobrego smaku, klasy, stroju na bogato jest Claire Underwood z House of Cards i Jennifer Aniston.
Wspaniały post Mario, z radością go przeczytałam, bo usystematyzowałaś w swoim stylu motyw, który towarzyszył mi w ostatnim czasie. Wybieraliśmy się na wesele z tych, o których wiem, że nie będę się tam dobrze czuła i wyjątkowo przyłożyłam się, żeby ubraniem rozegrać tą sytuację jak najlepiej. Dać sobie komfort psychiczny, zbudować specyficzną aurę. Co ciekawe zrealizowałam po swojemu praktycznie wszystkie reguły, które wymieniłaś w tym tekście. Sukienkę szyłam sama, opisałam to wszystko na blogu, bo ostatecznie wyszło bardzo dobrze i strój spełnił swoje zadanie, dopełnił mnie tak, jak planowałam to oddać. Nawet zostaliśmy na tym weselu do końca ;) pozdrawiam Cię serdecznie.
Przeczytałam wpis z zainteresowaniem, ale niestety rad nie mogę zastosować ;)
Kiedyś próbowałam się ubierać w takim stylu i mimo ciężkich pieniędzy wydanych na ubrania dobrej jakości, taki minimalistyczny styl po prostu mi nie pasował. No i przede wszystkim źle się w nim czułam, zbyt sztywno, męsko, ale też zbyt „nudno”. Potem odkryłam analizę Kibbe – której wiem, że nie jesteś Mario zwolenniczką, ale w moim przypadku genialnie się sprawdziła – i okazało się, że mojemu typowi urody takie kroje i fasony po prostu nie służą.
Mogę tylko przyklasnąć, jakiekolwiek narzędzie, które pomaga jest dobre. Każdy powinien patrzeć indywidualnie i wyciągać z różnych rzeczy to, co dla niego najlepsze. Z otwartą głową podchodzić do wszystkiego trzeba :)
pochodzę ze wsi, a co, niegdyś najbogatszej wg rankingu pewnego czasopisma. o rany, ależ bogactwo na placach, płotach, w kościelnych ławkach. obraz pomieszania z poplątaniem wzorów i kolorów i nie wiadomego pochodzenia czego jeszcze. dziś w dorosłym życiu i innym niewielkim mieście, gdzie teraz mieszkam poznałam kwintesencję bogactwa (patrz smaku) i kultury. kobieta z taką kasą (prawdziwą kasą) a tak skromna, tak ubrana (wcale nie w metki). tu dla mnie bogactwo, ta klasa właśnie. wzór do naśladowania.
wiem, nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. jednak jak moje przedmówczynie- często ta kasa nie idzie w parze z klasą.
Mario, powinno Ci się spodobać :) W sam raz na szal lub delikatna bluzkę.
http://sklep.supertkaniny.com/pl/p/Jedwab-Naturalny-Satyna-ELENCO-3D/5414
Czytając ten tekst i oglądając zestawy, a potem odkrywając kolejne komentarze, poczułam się bardzo dziwnie. Bo wiem, że gdybym założyła którykolwiek z zestawów, które polecasz, czułabym się na maksa przebrana i, wobec tego, niepewna siebie. To moje jednostkowe odczucie, podkreślam. Mam wrażenie, że to wynika z takiej jakby aury, jaką każdy z nas ma wokół siebie. Nie wyobrażam sobie moich loków i krągłości w zestawieniu z gładkimi, przylegającymi ubraniami bez podkreślonej talii, bez wzorów, bez detali i cięć na sylwetce. Albo inaczej: wyobrażam sobie i wiem, że to wygląda źle. Dla mojej dość powycinanej figury i głowy, która sama w sobie ma sporo detali, potrzeba czegoś, co będzie z tymi cechami harmonijnie grało, nie będzie natomiast przeciwieństwem wszystkiego, czym jestem.
Na mnie te ubrania – idealne na smukłych, wysokich i kanciastych kobiet – wyglądałyby jak zdjęte ze starszej siostry-prawniczki. I byłoby to widać. Z efektem raczej komicznym niż wyrażającym jakąkolwiek klasę :).
Tak sobie myślę, że klasa jest w sposobie chodzenia, trzymania postawy, patrzenia i mówienia. Żadne tam spojrzenia wbite w podłogę, żadne naburmuszone miny, żadne przygarbienie, żadne szemranie zza zaciśniętych zębów. W nawet najlepszych stylówkach przy złej postawie będzie się wyglądało niepewnie. Pewność siebie ma się w ciele, nie w ubraniach. I to ciało warto w wyrażaniu tej pewności ćwiczyć. Ubranie to dodatek. Przysięgam, że kiedy wykładam o fotografii w swoich wzorzystych sukienkach i niesfornych lokach, na sali jest cicho jak makiem zasiał, a studenci na koniec potrafią mnie nagrodzić oklaskami (nie żartuję). Bo postawa, głos i kompetencja robią robotę, a ubranie tylko dodaje kolorytu.
Natomiast zgodzę się z punktami o jakości materiałów. Zawsze :).
Kliknęłam w Twojego bloga i juz rozumiem o czym mówisz. Ubierasz sie przecudnie, bardzo harmonijnie. Niczego nie zmieniaj :-)
Dzięki, bardzo mi miło :). No i cieszę się, że jestem czytelną ilustracją tego, o czym mówię.
Jak ubiorem sprawiać wrażenie bogatej? „Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz?” – że zacytuję noblistę. Ktoś, kogo nie stać na dobrej jakości ubrania nie będzie wyglądał na zamożnego, bo bogactwo to jakość. Nawet nie klasa, bo ona jest niezależna od stanu konta – klasę się ma, albo nie. A strój osób bogatych zawsze kojarzy mi się z elegancją.
Przypomniało mi się gdzieś dawno przeczytane zdanie, że tylko kobieta bogata może być naprawdę elegancka, bo elegancja kosztuje i nie ma się co oszukiwać.
Bo to prawda.
A ja się z tym nie zgadzam. Myślę, że elegancja nie jest uzależniona od posiadania drogich rzeczy. No chyba, że mamy na myśli odmienne pojęcia mówiąc o elegancji.
No byłam oburzona jak to zdanie przeczytałam, bo bogata nie jestem. Jeśli elegancja w sensie najwyższa jakość, to jednak to prawda.
Nie utożsamiam elegancji z najwyższą jakością, lecz ze smakiem w ubiorze i wytwornością w zachowaniu (przybliżony cytat ze SJP). A najwyższa jakość to luksus. Dlatego aspiruję do bycia elegancką, a nie stać mnie na bycie luksusową. Jednakże nie ubolewam nad tym, bo wystarczy mi to pierwsze. Hahaha
Od dawna śledzę Twojego bloga, ale pierwszy raz odważyłam się na komentarz :) Uwielbiam Twoje poczucie estetyki, każdy post jest dla mnie prawdziwą „ucztą”. Teksty, Twoje propozycje ubrań i dodatków, wybrane przez Ciebie fotografie, stylizacje – to wszystko po prostu mnie urzeka. Po przeczytaniu każdego nowego posta czuję się jak po lekturze kawałka dobrej książki, moje serdeczne gratulacje :)
Co do wyglądania „z klasą” – dla mnie to bardziej takie ogólne wrażenie bycia schludnym, zadbanym, ubranym zawsze stosownie do okazji. Niekoniecznie musi to być związane z zasobnym portfelem, ale często ten zasobny portfel bardzo to ułatwia. Czyste, lśniące, ładnie ułożone włosy; dyskretna złota lub srebrna biżuteria; porządny zegarek; skórzane, wypastowane buty; naturalny, ale jednak zauważalny makijaż; wyprasowane, „odkłaczone” ubrania. I te ubrania raczej są zachowawcze, stonowane. Tak to już jest, że odsłanianie ciała, syntetyczne tkaniny i wzory w dużej ilości nigdy nie będą eleganckie.
Mam pytanie uwielbiam kolory ziemi sprane brązy i burowatości (jestem ciepłą wiosną) łączę je zazwyczaj z mocnymi kolorami, czy myślicie że istnieje możliwość takiego zestawienia kolorów by zrobić z nich profesjonalny zestaw biznesowy? Jakie macie propozycje?
Chcę ograniczyć swoją szafę do 5-6 kolorów dotychczas jako bazę traktuję brąz błękit pruski (granat z zielonkawym) i beż dodatkowo mam gigatony mocnych kolorów i pasteli: są to różne odcienie pomarańcze zielenie limonki, oliwki, żółcienie, róże, czerwienie, bordo i łososie. Wykluczam czerń i biel bo zawsze w tych kolorach źle wyglądam.
Jak myślicie w którą stronę iść z doborem i eliminacją kolorów by stworzyć garderobę jak najbardziej profesjonalną. Co wyeliminować jakie kolory zachować by uzyskać najbardziej profesjonalny zestaw? Jakieś propozycje pomóżcie proszę ;-)
i drugie pytanie
nie bardzo rozumiem zasady o nie łączeniu mocnych kolorów z pastelami. Czy bordo z beżem i granat z pastelowym różem są jak rozumiem wyłączone?
Anielo, myślę, że klasyczna, biznesowa formuła nie pozwala na jakieś duże wariacje kolorystyczne (ale do tego dochodzi też psychologia kolorów). Dużo zależy też od stanowiska, funkcji itd. (np. Merkel (chyba też wiosna?) i jej kolorowe żakiety, wśród czarno-szarych garniturów z paroma wyjątkami. Podobno Merkel dobiera bardzo starannie kolory swoich kostiumów, odpowiednio do tematów, które akurat porusza podczas swoich wystąpień. Np. kiedy łagodzi spory i chce uspokajać społeczeństwo to zakłada zielony, jak motywuje to czerwony, którego jednocześnie unika podczas negocjacji z pewną partią. Ogólnie często jest „kolorowa“, ale przypuszczam, że za tym też działa system, w końcu podejmuje dosyć ekscentryczne decyzje, które prowadzą do wzrostu różnorodności kultur i może to podkreśla tymi mocnymi kolorami, bo chce pokazać, że nie reprezentuje jakiegoś bezdusznego systemu, tylko system bardziej z tych kreatywnych;)?).
Profesjonalności, moim zdaniem najbliżej jest czarny, biały, szary( więc tutaj z wymienionych wpisałby się bury), granatowy. Kombinacja: Kostium w ciemnym kolorze+ koszula/bluzka jasna. Biały można zastąpić przełamaną bielą, u kobiet przejdą generalnie pastelowe bluzki/koszule do żakietu. Jeśli zbudujesz garderobę na mocnych kolorach, to wtedy kroje jak najbardziej klasyczne, surowe, nadrabiaj profesjonalnym makijażem i formalną fryzurą, a więc starannie upięte, raczej gładkie uczesania, szczególnie jeśli masz loki to lepiej żeby za bardzo nie tańczyły dookoła twarzy, no i unikaj warkoczy, bo te zawsze wnoszą nutkę infantylności. W ogóle trudno coś napisać tak ogólnie, bo dużo zależy od całokształtu i Twoich potrzeb. Np. jaką masz aparycję, aurę. Niektóre osoby wyglądają z natury bardziej profesjonalnie, surowo wręcz. Inne mają dużo słodkiego wdzięku, kurwiki czy inne szelmiki w oczach itd. i takie osoby zrobią profesjonalne wrażenie właśnie dzięki bardziej neutralnym, klasycznym kolorom i krojom. Czasami może wypada nie rzucać się w oczy, a czasami wręcz przeciwnie. Więc to „najbardziej zbliżone do profesjonalnego“ zależy od wielu czynników- Ciebie, Twoich życiowych celów, pracy, konkretnych sytuacji. Powodzenia:)
Ps. Co do drugiego pytania, to nie mam pojęcia:). Ale duży kontrast kolorystycznej kompozycji, tak na wyczucie, przemyca wrażenie klarowności, zdecydowania i konkretu, podczas gdy zmniejszony kontrast kojarzy się bardziej z czymś mętnym lub delikatnym. W świecie biznesu „mętne“, „zmącenie“ nie budzi zaufania i źle się kojarzy, a z „delikatnym“ trudno się przebić i przetrwać na rynku. Ale to są moje spekulacje:).
Ax dziękuję pójdę Twoim tropem wchodzę w bury i granaty :-)
Zaczynam nową pracę w administracji stąd moje poszukiwania nowego stylu. Dotychczas moim stylem był styl romantyczny czasem nieco cygański stąd nadmiar wzorów i kolorów. Rzeczy te oczywiście w większości zostaną na weekendy bo je uwielbiam ale potrzebuję wyłonić w szafie capsule warderobe typową do biura. Większość osób chodzi w żakietach czasami w klasycznych swetrach stąd moje poszukiwania. Mam proste włosy dotychczas farbowałam je na czerwono ale obecnie wybieram ciepły ciemny blond, ograniczam też biżuterię ale nadal odstaję stylistycznie od średniej. Sama czuję że dość mocno muszę ograniczyć się kolorystycznie. Zaczęłam od projektu białej kartki (dziękuję Mario) i stopniowo zaczynam dobierać jednolite rzeczy. Mam bazę granatową i faktycznie chyba bury fajnie ją dopełni. Czy czerwony zielony i niebieski nie będą za mocne, może lepiej wejść w pastele limonkowy jasno żółty ?
Ja
Aniela Ax dobrze to podsumowała. Dodam od siebie, że jeżeli chcesz wyglądać profesjonalnie i „nie odstawać od średniej”:
– zwiąż włosy, najlepiej w prosty kok; jeżeli nie musi być bardzo profesjonalnie zostaw jak są, masz gładkie włosy więc jest ok;
– biżuteria dyskretna, jeżeli ma być bardzo serio tylko obrączka; jeżeli nie aż tak poważnie – coś dyskretnego;
– strój – piszesz swetry więc nie panuje u Was ścisły dress code. Żakiet zawsze prezentuje się lepiej niż sweter.
– buty na obcasie, profesjonalnie 5 cm.
To w dużym skrócie.
Kolory – jeżeli dobrze Ci w granacie, to najlepszy kolor. Skoro nie lubisz bieli, wybierz złamaną biel, beż etc. Pastele będą mniej profesjonalne ale też ok. Wybierz neutralne. Najlepiej miej na sobie tylko swą kolory. Uwaga Ax odnośnie kontrastu trafia w samo sedno. Dlatego też granat jest lepszy niż brąz, poza tym jest bardziej profesjonalny.
Dwa kolory miało być :)
Najgorzej zrobić pierwszy krok i się na coś zdecydować ale macie rację zacznę od granatu+ beż potem zobaczę jak zagra z innymi kolorami zacznę od pasteli. Plan na dziś przegląd szafy i wyłonienie bazy, przetestuję od jutra jakie zestawy powstaną. Ax i wczerni dziękuję za pomoc z chaosu wyłonił się rdzeń mojej przyszłej szafy :-) Stopniowo będę dodawać kolejne kolory myślę że jeszcze 3 to max
Aniela nie będę już wklejać linków, ale zobacz sobie na mój blog. Kilka ostatnich wpisów Ci się przyda.
Hej Aniela. Dziewczyny podały fajne podpowiedzi. Jeżeli rzeczywiście masz ochotę na rozpoczęcie budowania szafy od bazy w postaci granatu, beżu, brązów radziłabym Ci nie bać się dodawać do niej żywszych kolorów – smętności Ci nie potrzeba, ale, o ile dress code pozwoli, raczej podkreślania urody czymś energicznym.
Czyli na przykład próbuj dla siebie zestawu typu: (1) granatowe spodnie i żakiet, (2) bluzka w kolorze Twojej bieli np. kremie, (3) wzorzysta apaszka pod szyją, (4) torebka z beżowej, granatowej skóry (5) buty w kolorze z tych szalonych (czerwień, zieleń, błękit), (6) złoty zegarek lub zamiennie kolorystycznie punkty 2 i 5 – odważniejsza kolorystycznie bluzka i bazowe buty.
Kilka fajnych łączeń kolorów i ciekawych nie sztywnych form z pinteresta:
https://pl.pinterest.com/pin/191754896612749348/
https://pl.pinterest.com/pin/150870656237527520/
https://pl.pinterest.com/pin/298152437807725949/
https://pl.pinterest.com/pin/191754896612981639/
https://pl.pinterest.com/pin/ASvx_3uYGcJJnCrlzP50Fh_0nmVD2GfmBpFILaxlqS2SkLsy2ijVakM/
https://pl.pinterest.com/pin/191754896613258518/
https://pl.pinterest.com/pin/AV8MDuiImz_F9LUlKDvHhdKMvGwDpUu0KGzGS66WFc93RcQCfsmX23o/
Piękne zestawy. Szczególnie żakiety.
wczerni bardzo mądrze piszesz, dziękuję za polecenie Twojego bloga dużo się dowiedziałam muszę się bardziej wczytać i przemyśleć kilka kwestii. Mario podziwiam Ciebie za wyczucie piękne zestawy, z pewnością skorzystam. Bardzo mnie zainspirowałyście po raz pierwszy nie czuję się mało profesjonalnie w pracy. Nie odstaję stylistycznie :-) i faktycznie czuję się z tym lepiej. Najlepsze jest to że wszystkie potrzebne rzeczy miałam już w szafie po wczorajszych porządkach podzieliłam szafę na pracę i relax (dział pozostały z którego będę dobierać). Dział praca zawiera 12 elementów granatowych z czego do pracy mam 2 granatowe żakiety, 2 granatowe bluzki i 3 spódnice i spodnie w kancik. Do tego doszedł beż:3 koszule, 1 żakiet 1 sukienka i 1 spodnie. Apaszki i biżuteria pasująca do obu została odłożona (na razie wybrałam mniejszą i dopasowaną kolorystycznie) Wstępnie rozplanowałam całość na zestawy wyszły 53 kombinacje w samych kolorach bazowych i to przed dodaniem kolorów akcentów :-))) Zobaczę jak się sprawdzi na razie jestem zachwycona :-)
Zobaczę w którym momencie będę musiała coś dokupić na razie wszystko już mam tylko gubiłam się w ilości wyborów. Nagle życie stało się łatwiejsze szczególnie przed wyjściem do pracy.
Z tego co piszesz to całkiem spora baza :) Nie masz pojęcia jak fajnie słyszeć, jak kilka prostych sugestii może komuś tak bardzo pomóc.
Maria tworzy bardzo ładne zestawy. Z tego wpisu należą do moich ulubionych:)
Ale fajnie, że masz taką wielką bazę, z której masz co wybierać:). Granatowy z beżem wygląda bardzo szlachetnie:)
Wczerni nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłyście. Czasem coś tam wiemy ale nie potrafimy podjąć decyzji. Tak właśnie było w moim przypadku mam skłonność do przesady dziś przekonałam się na własnej skórze że mniej znaczy więcej. Sama byłam zaskoczona że mam aż tyle ubrań i dodatków które zawsze tam były ale ginęły w ilościach i możliwościach. Czułam że mam znaczne nadmiary wzorów i kolorów ale nie byłam w stanie podjąć decyzji doszło jeszcze przyzwyczajenie że wszystko jest dozwolone (poprzednia praca stawiała na kreatywność) stąd w szafie totalny chaos. Decyzja o ograniczeniu kolorystycznym była strzałem w 10, mam nadzieję że się szybko nie znudzę. Wstępnie mam do oddania 3 worki odzieży ale mam świadomość że to dopiero początek. Wiem że muszę ograniczyć ilość wzorów i kolorów, stopniowo wyklarują się kolory akcentów. Muszę przejrzeć jeszcze dodatki. Świetny pomysł ze sprawdzaniem odcieni dołów z górami. Faktycznie ideałem byłoby dopasowanie odcieniami. Dziękuję :-)
Żeby to było takie łatwe wszystko :P połączyć tą klasę, elegancję z kolorami, które nam pasują i krojami odpowiednimi dla naszej figury. To ciągła walka i przeszukiwanie całego internetu. Każda marka co jakiś czas się pomyli i uszyje coś normalnego co w błyskawicznym tempie się sprzeda i zostają te zwydziwiane ciuchy :(
Dlatego nie lubię zakupów;)
„Rosja na paznokciach”- świetne określenie :-))
Też zwróciłam na nie uwagę :).
Mimo, że mam dopiero 18 lat uwielbiam ubierać się klasycznie, elegancko. Kiedyś nie zauważałam jak bardzo „nie pasuję” tym do moim znajomych ;) Później był czas, że nieco mnie to peszyło – dzisiaj jestem dumna, że nie rzucam się na każdą nowinkę modową i mam swój określony styl.
Czerwone paznokcie według mnie na tak, sama je uwielbiam, ale w wersji nieco wpadającej w burgund.
Ponadczasowe, proste kroje świetnie symbolizują sobą bogactwo i klasę, ale najważniejszym chyba jest bycie po prostu zadbanym. Kobiety z klasą nie mają pękających ust, suchych skórek, rozciągniętych (ale wciąż ulubionych) swetrów, niewypastowanych butów, paznokci z odpryskującym lakierem. Niby oczywiste, a jednak ileż to razy widziałam dziewczyny ubrane „na bogato” (ja akurat mam pozytywne skojarzenia z tym słowem ;)) ale takie z pozoru drobne niedociągnięcia psuły cały efekt :(
Szczerze uwielbiam taki styl :) Mam tylko jeden problem – piszesz, żeby unikać kolorów ziemi. Jakie kolory powinna więc wybierać prawdziwa jesień, żeby wyglądać dobrze i nadal pozostawać w ramach klasyki?
Witam, mam pytanie odnośni pierścionka ze zdjęcia dotyczącego tego wpisu na stronie głównej. Jest tam pierścionek (chyba złoty) z czarnymi i białymi diamentami (czarne dookoła i jeden biały w środku). Wiesz może jakiej jest firmy, gdzie go można kupić ?
Monika, przykro mi, ale nie wiem. To jest zdjęcie ze stocka, nie ja je robiłam.
Nie zgodzę się z myślą, iż kolory ziemi nie pasują do stylu „bogatego” i trzeba ich unikać.
Dokładnie tak, tego typu barwy mogą nadać wielu kreacjom elegancji i stylu. Dodajmy do tego jeszcze dodatki i można stworzyć naprawdę fajny strój na konkretną okoliczność.
Bardzo interesujący wpis :) Sama wciąż poszukuję własnego stylu, pierwszym krokiem było zdecydowanie się na prostotę w kolorach i fasonach, ponieważ wcześniej w mojej szafie królowały pstrokate t-shirty.
Wpis fajny, temat ciekawy. Ale jest kilka punktów z którymi sie nie zgadzam lub których zabrakło. Przede wszystkim jakość materiałów. Mam wrażenie, ze więcej na ten temat było w komentarzach niż we wpisie, a to rzecz kluczowa. Druga sprawa dobór kolorystyczny. Piszesz o kolorach w których jest dobrze Tobie, ale typowej wiośnie bedzie dobrze w pastelach, które krytykujesz. Kojarzy mi sie to z moja szwagierką zimą, która kiedyś stwierdziła, ze połączenie bieli, czerni i czerwieni zawsze świadczy o elegancji i dobrym guście. Nieprawda, wiosnom i jesieniom będzie w tych kolorach obrzydliwie, to oczywiście temat na inną dyskusję, ale osoba prowadząca blog modowy powinna to wziąć pod uwagę. No i niestety wycieczka personalna. We wpisie są rozsądne porady, dobrze się go czyta, ale Twoje zdjęcie przeczy temu wpisowi. Masz czarną, sztuczną , chyba welurową, a na pewno połyskliwą w załamaniach sukienkę ze sztucznego materiału. Jest ona absolutną przeciwnością stylu o którym piszesz w tym artykule. Nie wygląda zamożnie, tak jak zamoźnie nie wyglądają kolczyki czy klipsy. Raczej kiczowato. Nie chcę Ci robić przykrości, ale liczy się konsekwencja. W Twojej książce, o której rozmawiałyśmy na ostatnim damskim spotkaniu nie ma zdjęć, co wg wszystkich jest jej ogromnym minusem. Ja pomyślałam sobie, ze Twoje zdjęcie z prezentacji by jej nie pomogło. Proszę potraktuj krytykę konstruktywnie, bo masz potencjał, ale tzw praktyka powinna sie równoważyć z teorią.
Ciekawie ujęty temat, ale warto zaznaczyć, że klasa dla każdego oznacza co innego i w gruncie rzeczy o naszej elegancji świadczy nie tylko dress code, ale również nasze samopoczucie w danej stylizacji. Dla przykładu: ja jestem kobietą po 40tce i dla mnie wyjątkowo ważne są proste i sprawdzone stylizacji. Esencją klasy jest żakiet, np. https://modbis.pl/pol_m_OUTLET_Zakiety-1146.html oraz biała koszula. Mam córkę, która właśnie będzie pisała maturę. Dla niej elegancja i klasa to 15 cm szpilki. I nie twierdzę, że nie ma racji – bo ma. Po prostu to świadczy jak bardzo się różnimy i jak inaczej spoglądamy na modę i teoretycznie to samo zagadnienie. Pewnie za kolejne 10 lat będziemy uważać jeszcze inaczej i to jest piękne na swój sposób :)
Jestem już blisko, niemniej przecierane jeansy i sportowe buty (aczkolwiek w stonowanych kolorach, najczęściej białe lub czarne i w skromnej formie) to rzeczy, których nie umiem sobie odmówić.
Carolina Herrera i jej styl i marka to jest elegancja….
Bardzo interesujący post! Zawsze zastanawiałam się nad tym, jak można emanować elegancją i klasą poprzez ubiór, niekoniecznie bazując na zwykłym przepychu czy blichtrze. Zgadzam się z Tobą co do tego, że prostota i ponadczasowość są kluczowe. W końcu mniej znaczy często więcej, a ubrania o uniwersalnym designie zawsze będą modne.