Myśląc ostatnio o swojej szafie doszłam do wniosku, że mam za dużo ubrań, które nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Chciałabym móc opowiadać o swoich ubraniach i umieć się do nich przywiązywać. Chciałabym, żeby moja szafa składała się w większości z ubrań takiej wagi, jaką niegdyś miała dla mnie sukienka Palma.
Pamiętacie moje wpisy o dwóch metodach na zakupy? Dla przypomnienia:
Przy tej zmianie stylu na prostszy i przy ograniczeniu palety kolorów, ale głównie przez zmianę rozmiaru, wpadło do szafy parę ubrań, o których nie mogę powiedzieć nic szczególnego. Dlatego ostatnio baaaardzo zwolniłam i nie kupowałam za wiele, kilka rzeczy sprzedałam i trochę odetchnęłam, bo mimo że ubrań jest mniej, to znaczą one dla mnie więcej. Pokażę Wam sześć ostatnich nowości, które przyszły do mojej już bardzo przewietrzonej szafy i którymi się bardzo napawam i cieszę, i korzystam, i szanuję, i noszę bez przerwy.
Chcę Was tym samym zainspirować do nadawania znaczenia nowym ubraniom. Nieważne skąd, nieważne za ile, ale ważne żeby ubranie lubić. Poniekąd jak w metodzie Marie Kondo, odpowiedzieć sobie: czy dane ubranie sprawia mi radość? To jest dobry klucz. Fajnie byłoby mieć szafę wypełnioną tylko tym, co sprawia nam radość. Fajnie by było kupować tylko takie ubranie, które będzie miało szansę zostać naszym ulubieńcem.
Ok, wiem że to niezbyt odkrywcze, ale kupuj tylko to, co lubisz.
Zapraszam na przegląd nowości. Kolejny zrobię, gdy uzbiera się przynajmniej 5 nowych ubrań. Może to być za miesiąc, a może to być również za pół roku :)
Prezent urodzinowy, ale tym razem sama sobie go wybrałam :) Jest rewelacyjny. Odstawiłam Przywarę-Strzałkę, żeby nosić go codziennie. Fantastyczne uczucie, mieć dwie torebki, które się bardzo lubi i móc sobie nimi „żonglować”. Przywara jest wprawdzie wygodniejsza, ale to kwestia przyzwyczajenia do noszenia torebki wyżej i na krótszym pasku.
Dostałam go w ramach współpracy z marką Mahogany. Kręcę film o swetrach i zamierzam zilustrować go stylówkami właśnie z nim. To oczywiście męski sweter. Tym razem bardzo cienki kaszmir, dosłownie chmurka. Tak wygodny, że mogłabym w nim spać. Mam również czarny golf tej marki i to jest jego kompletne przeciwieństwo, bo w tym golfie wychodzę jesienią bez płaszcza i jest mi ciepło :)
Bluzka Samsoe & Samsoe
Wreszcie wpuściłam trochę nieba do garderoby. Pisałam i mówiłam o tym, że chcę troszkę baby blue u siebie w szafie już dość dawno. Wreszcie mam bluzkę w tym cudnym kolorze! Łup z Vinted. Wiskoza, zwiewność, delikatność.
Spodnie Lee
I wreszcie moje odkrycie. Jeansy bez dodatku elastanu, sztywne, trzymające formę, ciężkie i bezkompromisowe. Prosta nogawka, wysoki stan. Nie jest to takie łatwe, by się przyzwyczaić, ale ten widok w lustrze – brzuch jest ładnie przytrzymany, nogawka się nie roluje, wszystko ładnie się układa. Idealne do marynarki. Mam wrażenie, że to najbardziej uniwersalny krój spodni jaki miałam i trochę żałuję, że tak późno na niego trafiłam. Kupiłam na allegro. Sprzedałam spodnie z Mango i obecnie mam tylko dwie pary jeansów – Levis 312 i Lee Mom Straight.
Wełniane spodnie z Massimo Dutti
Jedyna rzecz, którą kupiłam w trakcie letnich wyprzedaży. Bardzo w klimacie dark academia. Kocham i noszę z białą koszulą lub czarną bluzką koniecznie wciągniętymi do spodni właśnie. Mają super długość, ładnie wyglądają z białymi sportowymi butami, ale również ze skórzanymi oksfordkami. Udany zakup, zdecydowanie wywołują uśmiech na mojej twarzy.
Marynarka Weekend by Max Mara
Kupiłam na vinted wełnianą, jednorzędową, czarną marynarkę z wiskozową podszewką. Zapłaciłabym za taką naprawdę sporo w „normalnym ” sklepie, więc świadomość tego, że kosztowała mniej niż 100zł, dosłownie wywołuje u mnie ciarki na plecach. Noszę prawie codziennie. Wspaniały zakup. Teraz sprawdza się zamiast płaszcza lub kurtki. Jutro wrzucę stylówkę w niej na insta. Ale jeśli spróbujecie sobie wyobrazić po prostu czarną marynarkę – to będzie właśnie taka :)
Z czego bardzo się cieszę, jeśli chodzi o styl:
- z tego, że wyraźnie skręca w stronę dark academia
- z tego, że dokonałam zwrotu w stronę odzieży z drugiej ręki i lepszej jakości
- z tego, że sięgam po marynarki częściej niż po bluzę czy kardigan
- z tego, że wprowadziłam w końcu coś jasnoniebieskiego do szafy i na tym nie poprzestanę
- z tego, że królują u mnie neutrale
- z tego, że na co dzień mam dużo radości z ubierania i jestem bardziej ogarnięta niż kiedykolwiek
- z tego, że bez litości rozstaję się z tym co nie pasuje, ostatnio pożegnałam się z ramoneską!
Jakie zakupy planuję:
- półbuty martensy – tyle już o tym mówię i myślę, że czas się w końcu zdecydować
- spódnica o ciekawej konstrukcji, coś w estetyce COS, awangarda, zakon, raczej sztywna forma – w grę wchodzi tylko zakup z drugiej ręki
Na instagramie będę zamieszczać sporo zdjęć z tymi rzeczami, bo takie są właśnie realia moich ostatnich dni, noszę te nowości bez ustanku. Pasują idealnie do pogody. Jakie nowości pojawiły się u Was w szafach, czy jest wśród nich coś z drugiej ręki?
Opieram sie swetrom z sieciowek, a raczej slabej jakosci swetrom. Czasem mnie kuszą,bo forma i kolor sie zgadzaja,ale staram sie temu nie ulegac. Obecnie poluje na uzywane kaszmiry. Kilka swetrow juz zakupilam i wiem,ze na tym nie poprzestane. W zadnym innym materiale nie czuje sie tak miękko,dobrze,po prostu jak rozpieszczana przez wlasne ubranie :)
Te twoje spodnie z welny to bym nosila :)
Ja to samo, a powiem Ci, że jak już zaznałam kaszmiru, to tak mniej chętnie noszę wełnę… Czasami trafiam w stacjonarnym lumpku na kaszmir, ale to zawsze jest nie takie kolor jak trzeba – oczywiście :)
Awwww! Super! Wszystko piękne! A torebka – też ostrzę na nią zęby i chyba ulegnę pokusie, bo jest serio śliczna i nietuzinkowa. Cieszę się Mario, że skręcasz w stronę jakości. Dla mnie to priorytet. 3/4 mojej szafy to polscy projektanci (ale ci dobrej jakości a nie Risk Made in Warsaw, których „jakoś” jest już legendarna :)). Swetry z kaszmiru są wspaniałe, ale wełnę też noszę, choć nie jest tak miła w dotyku. Czy znasz firmę The Odder Side? Mają piękne rzeczy, to moje ostatnie odkrycie, choć na rynku są już długo.
Znam, ale szczerze Ci powiem, że patrząc na ich zdjęcia i produkty widzę, że to nie jest marka dla mnie. Kształty większości dekoltów, wycięcia i rozcięcia to jest kompletnie nie moja bajka – a to jest przecież ich znak rozpoznawczy :)
Wiem, ale zdarzają się też „normalne” rzeczy. Ja ostatnio kupiłam ich marynarko-płaszcz w pięknym beżowym kolorze, skład – wełna, kaszmir i jedwab :) No już chyba lepszego się nie da zrobić :) Dodatkowo cena bardzo fair. Lubię jeszcze Pulpę, choć wybieram rzeczy jak najmniej oversizowe (ona jednak oversizy kocha) i Kasię Miciak, która szyje przepiękne kobiece bluzki i sukienki. Materiały nie są aż tak szlachetne jak u Pulpy (u pani KM jest głównie bawełna i wiskoza) ale za to praktycznie nie do zdarcia. Plus wszystko jest oczywiście pięknie uszyte.
Mario, a powiedz, co zrobiłaś z ubraniami w liście palmy? :) zostały, czy jednak definitywnie się pożegnałaś z nimi?
Weszłam sobie dziś na Twój wpis o sukience jarzębinie i mimo Twojej ostatniej niechęci do wzorów, uważam, że wyglądasz w niej dość szałowo :)
Bluzka jest naprawdę niebiańska.
Rzeczy z drugiej ręki miałam od zawsze – ubrania kuzynki szły do mnie, potem do sąsiadki. Teraz jakoś nie mogę się przełamać, zwłaszcza w obecnej sytuacji, bo mam z tyłu głowy myśl: A już ktoś to nosił.
Jednak mam nadzieję, że uda mi się ją w końcu porzucić.
Na wyprzedażach zakochałam się w niektórych rzeczach z Sinsay i Reserved, mają bardzo ładne bazowe elementy, kupiłam to czego już nie miałam – T-shirty, topy i sinsayowska gama kolorystyczna bardzo mi odpowiada.
Czy masz jakieś sugestie, co do jesienno – zimowego płaszcza, Mario?
Szukam czegoś co byłoby dobre na codzień do dżinsów i wysokich butów. Zerkam niepewnie na parki, bo wątpię czy pasowałaby do kapelusza z szerokim rondem.
Wiesz co, kiedyś mi się wydawało, że parka jest uniwersalna, ale to nie do końca prawda, bo nie wygląda dobrze z prawdziwie eleganckimi spodniami czy butami. Postawiłabym raczej na coś wełnianego, niekoniecznie bardzo grubego. Sądzę że jakaś fajna dyplomatka, nie za długa będzie fajna. Albo budrysówka, albo nawet dłuższy płaszcz z wiązaniem. Stawiałabym na płaszcz, nie kurtkę.
Ostatnio pojawiły się u mnie:
– buty z CCC w ćwieki na lekkim obcasie
– jasnoszary blezer z Tesco
– spódnica w granatowo-białą łączkę
Ale jako że moje wyjścia z domu ograniczają się do wyjścia do sklepu i na spacer, to jakoś tak je oszczędzam :P
Jaki był powód tego, że zrezygnowałaś z ramoneski? Czułaś, że nie do końca jest „Twoja” czy po prostu Ci się znudziła?
Dokładnie jak piszesz – ramoneska nie moja. Chodziłam w niej tak rzadko, że przez ostatni rok w ogóle. Raz nawet wychodziłam w niej z domu i się w drzwiach cofnęłam, bo czułam się jak przebieraniec :)))
W mojej szafie od chyba kilku miesięcy nie ma nic nowego, ostatni zakup to chyba sandały na obcasie (szłam na ślub i kompletnie nie miałam odpowiednich do okazji i pogody butów), a wcześniej czarna spódnica z koła (na upały) i głupawa bluzka z kotkiem w koronie (nie wiem kiedy ją założę bo jest bardziej kolorowa niż cała moja szafa, więc jest trochę wyrzutem sumienia). Obie rzeczy ubraniowe pochodzą z lumpka. W sieciówkach kupuję sporadycznie, kupowanie z drugiej ręki daje mi zdecydowanie więcej satysfakcji.
Nie czułam kompletnie chęci kupowania czegokolwiek. Teraz mam potrzebę pozbycia się części ubrań, których nie noszę, ale jakoś nie mogę się za to zabrać.
Znam ten ból, ja też nie lubię wystawiać czy w inny sposób próbować się z tym uporać, ale jak już się zacznie, wypracuje jakiś system, to jest lżej. No i radość, że coś opuszcza szafę i znajduje nowego właściciela.
Tak, dłuższy płaszcz z wiązaniem brzmi dobrze, lubiłam też zawsze takie zapinane z boku, jak mundury carskie. Budrysówka też wygląda obiecująco. Nic, tylko szukać.
Dziękuję bardzo.
nie umiem kupować ani szukać ciuszków z drugiej ręki… szukam natomiast puchowego płaszcza po internecie i sklepach…
Gosza, jeślibyś chciała zacząć to polecam allegro i vinted i wpisywanie ulubionych marek. Przyznam że ostatnio preferuję zakupy online jeśli chodzi o rzeczy z drugiej ręki.
Super te spodnie z Massimo Dutti, szkoda, że nie wiedziałam o nich wcześniej, szukam czegoś takiego. Nie mierzyłam jeszcze spodni w tym sklepie, zawsze się boję, że z moim 182 cm nic tam długiego nie znajdę. A od dawna marzą mi się jakieś klasyczne czarne eleganckie cygaretki.
Gdy je kupowałam, to też już rozmiary były przerzedzone. Mam 168cm wzrostu i ta długość już na wyższej osobie byłaby dziwna. Nie wiem czy można więc generalizować, że Twój wzrost z ich spodniami się nie zgrają… To moje pierwsze spodnie od nich.
Bardzo podoba mi się zmiana w Twoim stylu. W sensie nawet nie tyle estetyka, co konsekwencja! Podziwiam!
Do mojej szafy wjechał kaszmirowy sweter z lumpeksu, czarny, z głębokim dekoltem V i z miejsca stał się ulubionym. Jest idealny. Kupiłam też czarną bluzę z kapturem i mimo że na co dzień tak się nie noszę, to ją uwielbiam weekendowo i wyjazdowo. Mocno mnie kwarantanna udomowiła. Bezkompromisowo podchodzę do kwestii wygody ;)
Marzą mi się też nowe jeansy… ale z rozmiarem 46 i sporą różnicą między talią a biodrami, o jeansach bez elastanu mogę tylko pomarzyć. Wszystkie jeansy sztywne w formie wyglądają na mnie źle, dość powiedzieć, że odstają bardzo mocno z tyłu w pasie, będąc obcisłe na brzuchu. Więc niestety – zamwiam, mierzę i odsyłam. Mało to eko, ale stacjonarnie nigdzie takich nie znajdę. A chudnięcie wymaga czasu no i cóż, pogodziłam się z elastanem.
Wygoda, dokładnie – dla mnie okazało się, że można ją odnaleźć w marynarkach. Jak ja mogłam na to wcześniej nie wpaść, że to takie uniwersalne i komfortowe ubranie :)))
Mnie się podoba tak konsekwentne trzymanie się neutrali plus jeden akcentowy kolor, w tym przypadku czysty błękit. Od razu styl robi się klarowniejszy i bardziej zdefiniowany. Rezygnacja ze wzorów to też pewna decyzja, tak jak wzory mogą być definiujące, tak świadoma z nich rezygnacja również.
Moja szafa zmienia się od kilku ostatnich lat (m. in. blog i książka Marii ma na to wpływ) , teraz stawiam na mocniejsze granice bo wcześniej nie byłam na to gotowa. Teraz wybieram tylko takie ubrania które mi się podobają, dobrze w nich wyglądam i pasują do ubrań z mojej szafy. Second handy lubię ale obecnie omijam bo zdarza mi się tam za bardzo popłynąć a zwrot jest niemożliwy. Kusi mnie też roczne wyzwanie polegające na nie kupowaniu nowych ubrań. Poczyniłam już pierwszy krok cofając subskrybcje sklepów odzieżowych i obuwniczych, niestety maile z informacją o promocji źle nam nie działają :D
Moje ostatnio kupione ubrania to: puchówka w kolorze kasztanowym z DKNY, szalik grafitowy ze srebrną nitką z kaszmiru i wiskozy, czarne trzewiki Gino Rossi ze srebrnymi sprzączkami.
Dzięki za super komentarz. Oczywiście w second handach też można się zatracić. Zawsze trzeba filtrować przez swoje potrzeby i szafę i przede wszystkim na bieżąco żegnać się z nienoszonymi rzeczami. I nie naginać swoich granic, bo akurat jest coś w świetnej cenie i super jakości i pasuje rozmiarem. To też nie jest takie proste – umieć zrezygnować.
Mam zakupowy detoks, jeśli chodzi o ubrania i bardzo się cieszę.Tyle razy przejechałam się na sieciówkowych ubraniach, mam dwa wypatrzone szmateksy i tam ostatnio kupiłam bardzo fajne dżinsy ;) Ostatnim szaleństwem było kupno muszkieterek na wysokim obcasie, będą pasować do miniówek w panterkę xD
Ostatnio zrobiłam porządki w szafie, powywalałam nienoszone przeze mnie ubrania, zrobiło się czyściej. Pozbyłam się wszystkich wzorów poza panterkami, wężami, kwiatkami i rockowymi koszulkami. Cała reszta odeszła w niepamięć.
Jednocześnie z pewnym zaskoczeniem spoglądam w stronę… noir. Coraz bardziej podobają mi się takie klimaty. Jestem na pewnym rozstaju, bo z jednej strony dziurawe spodnie, ramoneska i wojskowe buty, z drugiej koszule, eleganckie małe czarne z wełny i płaszcze. Czasami łączę te elementy ze sobą. Nie zawsze można wyjść w dziurach, dlatego zaczęłam ubierać się na glamour. Staram się ten wspólny mianownik stosować do jednego i drugiego, w stylu Kate Moss.
Mario, czy nie chciałabyś sprzedać swojej ramoneski?
Już sprzedałam ją!
Nie kupuję nowych rzeczy z innego powodu – zbieram na wesele w grudniu i podróż poślubną :) ale pomogło mi to docenić to co mam i na maksa wykorzystać szafę. Chyba pierwszy raz od wielu lat nie kupiłam nic na letnich wyprzedażach, może dlatego że celowo omijałam wtedy sklepy. T
Też odkryłam ostatnio vinted. Latem zdobyłam dwie pary białych conversów nowiutkich, za 1/3 sklepowej ceny… teraz przebieram nogami bo czekam za wełnianym czerwonym płaszczem w odcieniu strażackiej czerwieni :) do tego dzisiaj upolowane w lumpku wełniane spodnie w szarą kratkę i spódnica również w kratkę, taka trochę szkolno – mundurkowa . I już nie mogę doczekać się zestawienia tych rzeczy z czarnymi skórzanym sztybletami z ćwiekami lub ciężkimi workerami z ccc z zeszłego roku i czarnym golfem:) uwielbiam jesienną modę! I mam nadzieję, że coraz więcej osób odpuści sieciówki, zyskuje na tym i nasz porfel i planeta…
Oj, niesamowite jest to uczucie, kiedy zakłada się na siebie ubranie tak dobrane, wyczekane i wyszukane! Mam (już chyba z 10 lat) taki ukochany zegarek z chronografem, ciułałam na niego nie wiem, ile czasu, szukałam drugie tyle (jest z drugiej ręki), ale za każdym razem, kiedy go zakładam, twarz mi się śmieje, bo to po prostu ideał.
U mnie ostatni rok w sumie obfitował w ubraniowe zakupy i patrząc na statystyki ilości kupionych sztuk i wydanego pieniądza, mogłabym dojść do wniosku, że nie tyle poszalałam, co oszalałam ;) Za to jakie to są piękne rzeczy! Wełniane, szerokie spodnie, kilka szmizjerek midi, sukienka z merynosa, kaszmirowy sweter (bardzo podobny do Twojego jest, tylko jaśniejszy :) Na liście marzeń został mi już bodaj tylko biały płaszcz i koszula z grubszego, białego jedwabiu. Ale pamietając upiorne spodnie z dżetami i niskim stanem i czując podskórnie, że moda wkrotce się zmieni, jestem spełniona: jak prawdziwa cwana sztuka nadal będę mieć co nosić ;)
Mario, a jak szukasz ubrań na takim Vinted? hasztagi?
Mam kilka perełek stamtąd jak na przykład wełniana spódnica w kratę z Max Mara (jedna z piękniejszych rzeczy jakie posiadam) ale ciężko mi przebrnąć przez miliony ubrań gdy tak beznadziejnie działają tam filtry (czy tylko mi po zawężeniu do danego koloru wpada cała paleta kolorów?)
Będę wdzięczna za jakąś wskazówkę :)
Pozdrawiam
1) Mam ulubione marki czy domy mody i sprawdzam je regularnie. Nie filtruję, tylko przeglądam wszystko, bo zawsze tego jest mało. To takie moje marzeniowe rzeczy, więc może akurat coś ciekawego kiedyś się pojawi :)
2) Wpisuję rodzaj materiału i rodzaj ubrania i filtruję po kolorze i czasem po rozmiarze np. koszula jedwab – filtr – niebieski, 36, 38, 40
3) Wpisuję jakieś charakterystyczne słowa klucze, bo a nuż myślimy podobnie ze sprzedającym np. awangarda, electric blue…
4) Wpisuję bardziej popularne marki, ale troszkę ambitniejsze niż sieciówki i filtruję po rozmiarze oraz opcji nowy z metkami i nowy bez metek
5) Jak widzę coś, co uznaję za piękne, ale nie w moim stylu, zaglądam do tego sprzedającego i patrzę na inne rzeczy. Stąd aż tak bardzo nie przywiązuję się do rozmiarów, żeby nie ominąć czegoś.
Przyznam, że preferuję szukanie na allegro, ale jestem cierpliwa i jakoś mnie mocno ta ograniczoność filtrów nie zniechęca
:)
Kocham jeansy bez elastanu, koniecznie z wysokim stanem. Lubię to, że od razu nadają formę, są moim szkieletem. Zaznaczona wtedy jest bardzo mocno talia.
Wszystkie Twoje zakupy wyglądają bardzo szykownie! Ulalala :)
Od bardzo dawna nie kupuję nowych ubrań w sklepach, wyjątek stanowi bielizna. Vinted i Allegro to wielki ogólnopolski lumpeks. Polecam stworzyć sobie drzewko decyzyjne do zakupów. U mnie głównym kryterium jest materiał – nie kupuje nic z ropopochodnych materiałów, sposób prania i ocena czy ubranie jest wytrzymałe. Zazwyczaj kupuję to samo: kaszmirowe swetry, jedwabne koszuke, spodnie ze starego dobrego grubego dżinsu, który prawie skrzypi, mokasyny, kwieciste sukienki. Dla osób, które boją sie że coś nie będzie pasować mam metodę na początek żeby kupić coś marki, której zna się rozmiarówkę (nie radzę żeby to było z sieciówek), można też kupić coś podobnego do tego co ma się w szafie i wie, że się lubi. Eksperymentalne rzeczy, które nie do końca czuję czy sprawdzą się w mojej szafei kupuję na początku w bardzo niskich cenach, wtedy nawet jeżeli tego nie odsprzedam to wyniesienie tego do kontenera pck nie będzi we mnie wzbudzało wielkich wyrzutów sumienia.
O to ja również ubieram się podobnie jak Kate Moss :) dużo czerni, dopasowane ubrania lub jeden element oversize.
Podczas pandemii również przerobiłam wiele tematów odnośnie szafy, próbowałam z analiza kolorystyczną i o ile sprawdziła się u mnie niechęć do wielu wzorów (wyłączając zwierzęce wzory, które uwielbiam i się ich nie boję), sprawdziło się co do jaskrawych kolorów, że mi nie pasują, tak z czerni nie zejdę. To mój kolor i koniec :)
Kupuję o wiele mniej. Ostatnio kupiłam sneakersy, bo miałam już naprawdę dziury od środka w ulubionych :) zależało mi na lepszej jakości, nie taniochach. Kupiłam tanio, dzięki promocji w tkmaxxx z 290 na 85 zl więc idealnie. Uwielbiam te buty!
Ostatnio kupiłam 3 bluzki w sh. A wcześniej hmm jeansy, których kroju długo szukałam, nie szłam na skróty. Wcześniej zatracalam sie w sh, promocjach, kupowałam sukienki, których nie miałam gdzie zakładać. Teraz patrzę użytkowo, sprawdzam metki, składy. Nie chcę mieć wyrzutów sumienia jak kiedyś po zakupach!
A jaki model martensów szukasz? Ja mam ten który Brittany Bathgate często nosi. 1461 MONO SMOOTH LEATHER pasują do wszystkiego
Super są. Zamówiłam takie właśnie w czarnym lakierku – coś czuję, że do grubszego płaszcza taki lakierkowy kontrast będzie się sprawdzał. Podobają mi się również całe białe, takie jak wyjęte z farby, ale może kiedyś :)
Ja mam odwrotnie. Przywiązuje się do ubrań, każde ma jakąś historię, niektóre nawet imiona. Dziwi mnie, gdy ktoś nie pamięta, skąd ma daną rzecz. Jednak moje podejście ma swoją negatywną stronę: noszę dane ubrania nawet wtedy, gdy nie wygląda już dobrze, na siłę łatam dziury, zeszywam szwy w butach ( w jednych, tak pozszywanych, chodziłam ok. 12 lat, zanim podeszwa nie pękła). Nie potrafię czegoś wyrzucić tylko dlatego, że jest już zniszczone, ponieważ postrzegam daną rzecz jako swego rodzaju element pamiętnika życia; symbol pewnych wydarzeń. Tak, to nie tylko ckliwy sentymentalizm.
Ania cieszę się, że ktoś też tak ma! Ja noszę jeszcze parę ubrań z czasów studiów (hm… jestem.mocno po 30, wlasciwie to raczej przed 40;) i każdy mój ciuch to historia. Tych z czasów pierwszej pracy nie mogę się pozbyć w ogóle;) Dla.mnie jedna dziurka to nie powód do pozbycia się ubrania…
szkoda, że nie pokazałaś tych Lee w całości :-)
Ja nie kupuje z drugiej ręki tylko dlatego, że nie ma zwrotów, a nigdy nie mam pewności, ze ciuch mi zagra przed lustrem.
To jak rzucić sieciówki?
Bardzo ładnie wyglądasz w tej niebiańskiej bluzce! Fajnie, że usta pomalowałaś czerwoną pomadką.
Mi w rzuceniu sieciówek i generalnie w pewnym sensie rzuceniu w ogóle zakupów ubraniowych pomogła pandemia, ale nie tylko. Już od dłuższego czasu grymasiłam na zakupach. Potem pandemia spowodowała, że przestałam chodzić po sklepach. Przerzucenie się na zakupy online nie wyszło – okazało się, że jednak muszę zmierzyć ubranie i poczuć, jaki materiał jest w dotyku, aby naprawdę być zadowoloną z zakupów. Odesłałam 90% zamówionych rzeczy. Ale gwoździem do trumny było… Vinted :D Masa ogłoszeń bez podanego składu materiałowego, masa kiepskich zdjęć i nieprecyzyjnych opisów (zamówiony sweter okazał się być cały przetykany złotą nitką – na zdjęciu nie było jej widać, a w opisie nie było o tym ani słowa). Przedzieranie się przez setki, setki ogłoszeń, w których część ma niezrozumiałe dla mnie zastrzeżenia typu „nie stosuję kup teraz” itd. No i brak zwrotów. Stwierdziłam, że może chociaż skorzystam w inny sposób: przy okazji zmiany szafy z letniej na jesienno-zimową wysortowałam ubrania, których już na pewno nie będę nosić, z zamiarem wystawienia ich na sprzedaż. Tym razem byłam naprawdę bezlitosna. Efektem jest jakieś 50 rzeczy na sprzedaż (50!!! byłam przekonana, że idę w stronę minimalizmu już od tak dawna…). Na zrobienie akceptowalnych zdjęć i opisów poszła masa czasu (a jeszcze mi jakieś 10 zostało do zrobienia), a trzeba jeszcze odpowiadać na pytania, pakować sprzedane rzeczy i drałować do paczkomatu. No i nie oszukujmy się – udaje się sprzedać cokolwiek tylko dlatego, że ceny są naprawdę, naprawdę niskie. Gdyby zależało mi na zarobku, to bym się tego nie podjęła, na szczęście moją motywacją jest sprawienie, by te rzeczy znalazły właściciela/właścicielkę, która zrobi z nich użytek, na jaki zasługują ;)
Biorąc to wszystko pod uwagę, odechciewa mi się kupowania czegokolwiek – bo co, jeśli znów będę niezadowolona? Ubranie będzie zapychać szafę, sprzedać je trudno, sumienie gryzie, portfel pustoszeje, radości z tego coraz mniej… No ogólnie zakupowy defetyzm ;)
Właśnie dlatego ja staram się kupować ubrania idealne, nie idę na ustępstwa typu ubranie jest piękne ale np coś mnie w nim uwiera. Sprzedawanie ubrań nie jest takie łatwe, rynek jest po prostu zalany odzieżą i jeśli ktoś nie ma popularnych marek to trudno jest cokolwiek sprzedać.
Cudny kuferek. Pierwsza stylówka bardzo mi się podoba. Do łączenia granatowych jeansów z tym odcieniem niebieskiego nie jestem przekonana, sama na pewno wybrałabym albo jasny denim, albo czerń. Wełnianych spodni zazdroszczę i od razu wpisuję na WISH LIST. Lubię takie wpisy, zawsze mnie zainspirują :)
Uwielbiam kupować w ciuchlandach i stamtąd pochodzi 90% mojej szafy. Wszystkie swetry i płaszcze jakie posiadam są z sh – kaszmirowe, wełniane – no jakość pierwsza klasa za niewielkie pieniądze. Dawniej czytałam składy swetrów na metce, teraz doszłam do wprawy i po wyglądzie i dotyku wiem, że mam styczność że szlachetnym materiałem.
A z nowości u mnie – komin 100% alpaka i nowe sandały Vagabond (oczywiście z ciuchlandu!).
Mario ale jesteś szczuplutka:)Ćwiczysz dalej? Pozdrawiam
Z tym jest różnie. Próbuję wrócić do codziennej aktywności, ale jakoś strasznie to urywam. Trzy dni pod rząd na przykład ćwiczę, a potem jakieś dziwne okoliczności mnie wytrącają z rytmu i trzy dni nie ćwiczę… Muszę włączyć wewnętrzny program dyscyplina :)
Ok dwa lata temu kupiłam sweter z firmy Mahogany – rozpinany 100% kaszmir 2 warstwy – traktując jako „inwestycję” ma kilka lat. Za kilkaset złotych oczekiwałam produktu luksusowego – zgodnie z ofertą firmy. Był to mój był pierwszy i ostatni raz. Nigdy więcej nie skuszę się na ich wyroby, jakość kaszmiru po prostu żenująca w porównaniu z tym, co oferują inne firmy na znanej platformie. Nie polecam też kaszmiru z Massimo Dutti – to w ogóle nie przypomina kaszmiru, tylko zwykłą wełnę.
Ja nawet chciałabym rzucić sieciówki – ale nie jest to takie całkiem proste. Zazdroszczę osobom, które kupuja wspaniałe rzeczy w second handach. Serio. Nigdy nie udało mi się znaleźć tam kaszmirowego swetra, raz trafiłam na sweter z alpaki, rzeczywiście znakomity. Nosiłam go kilka lat. Ale to jedna z niewielu moich zdobyczy z secondhandów, taka zdecydowanie powyżej przeciętnej. Trafiła mi się też kiedyś spódnica Versace i sukienka Ungaro, świetna, wełniana z długim rękawem, ale to było w czasach, kiedy mieszkałam we Włoszech. Bo tak w ogóle, to cóż? Skoro rynek jest zalany odzieżą sieciówkową, to przecież także w second handach będzie jej najwięcej. Chyba należałoby odwiedzać SH regularnie w dniach nowych dostaw, żeby trafić na coś ekstra; ja do sklepów z ciuchami zaglądam jednak zbyt rzadko, żeby to przynosiło znakomite wyniki.
Młodzi polscy projektanci wraz z młodymi projektantkami to też nie całkiem to. Ubrania one size albo oversize i unisex, głównie z dresówki, fatalnie wykończone, płaszcze i kurtki bez podszewki – ewentualnie jakąś sukienkę na letni wyjazd mogłabym tam kupić, w rodzaju tych, które oferuje Unisono – więc też nie jest to żadna okazja, zwłaszcza cenowa, gdyż u młodych polskich projektantów ceny są 3-4 razy wyższe niż w Unisono. To moje obserwacje z pewnego centrum handlowego w Warszawie, które przynajmniej raz na kwartał udostępnia swoją powierzchnię takim właśnie małym firmom odzieżowym. (Wiem, istnieje jeszcze Monika Kamińska, Patrizia Aryton i parę podobnych firm, ale myślę tu o pewnej średniej, wypracowanej przez projektantów).
Tak więc, uważam, że mniej ważne jest to, gdzie ciuch kupiłam, ważniejsze natomiast to, czy zaspokaja moje potrzeby (właśnie przydałaby mi się kurtka wełniana albo krótki płaszcz, taki do samochodu) i oczekiwania związane z jakością (żeby tej wełny w składzie było naprawdę dużo i żeby materiał był miękki, przyjemny w dotyku, I do tego w kolorze jasnego beżu). Bo firmy, marki i miejsca zakupów to jednak kwestie drugorzędne.
U mnie zagościło kilka longsleevów z Esprit (co roku mam ten sam problem – we wszystkich sklepach longsleevy są tylko w bazowych kolorach najprostsze, jak się da. A ja bym chciała coś bardziej – artystyczny wzór, kolory, coś ciekawego. No i wreszcie w Esprit znalazłam – bardzo bazowe, ale w każdej jest coś – a to kolorowa lamówka, albo ładny nadruk, albo paseczki na mankietach). Zdecydowałam się też po latach na białą oversizową koszulę. Nie kupowałam latami, bo mam w szafie białą koszulę. Tyle że tamta jest totalnie biurowa – taliowana i ze sporą domieszką syntetyku. A teraz wreszcie się zdecydowałam i czuję się w tej nowej super.
Nie mogę przekonac się do secondhandow. Jak już już mam tam coś kupić, to trafia mi się artykuł w necie sugerujący, że ktoś z używaną odzieza przyniósł do domu pluskwy albo zastanawiam się czy nie są to ubrania po osobie chorej (aktualne szczególnie obecnie). A jak już nie to, to czytam, że środki do odkażania używanych ciuchów mocno alergizują… Więc jak na razie, rezygnuje z takich zakupów. Czasem używam ubrań z drugiej ręki, ale muszę wiedzieć kto to wcześniej nosił. A moi znajomi raczej nie pozbywają się kaszmiru i jedwabiu… Ubrań od polskich firm nie kupuje- jeśli za bawelniana koszulke na ramiączkach mam zapłacić 150 zł, to mnie na to zwyczajnie nie stać. Więc wybieram sieciowki i najczęściej korzystam z promocji. Ale mam swoje reguły. Kupuję to co mi się naprawde podoba o pasuje do mojej szafy lub jest mi bardzo potrzebne. Przy ubraniach na lato pilnuje, żeby były z naturalnych włókien lub z wiskozy, buty kupuję tylko skórzane. Kupuję to, co wydaje mi się dobrej jakości. W ciągu ostatniego roku kupiłam sporo ubrań w sieciowkach, miałam dwa buble : skórzana kurtka, która rozpruła się po kilku założeniach i wiskozowe spodnie, które tez się popruly. Zdecydowana większość rzeczy, które kupuję służy mi przez kilka lat w bardzo dobrym stanie. Więc ja akurat nie czuje potrzeby rzucania sieciowek natomiast uważam, że wszędzie można kupować mądrze, zwracając uwagę na skład, jakość rzeczy, na to, czy pasują do naszej figury, typu kolorystycznego, czy czujemy się w nich dobrze. Nie kupować tylko dlatego, że coś jest tanie, albo modne. Np. widzę w internecie sporo kaszmirowych swetrów z dekoltem w serek kupionych przez bloggerki w sh. Ja zimą noszę tylko golfy lub stójki. Gdybym kupiła kaszmirowy sweter w serek, to nigdy bym go nie założyła. Więc w pełni szanując wybory odzieżowe każdej osoby myślę, że dla wielu osób mądre kupowanie w sieciówkach to dobre rozwiązanie.
Ja niestety nie umiem w seconhandy – próbowałam już sporo razy i nigdy nie udało mi się nic znaleźć :( Aczkolwiek może to być też przez to, że w większym mieście jest mniejszy wybór (?). Natomiast nie próbowałam jeszcze polować na Vinted i może tam coś prędzej znajdę. Zwłaszcza wełniana marynarka by się przydała, bo niestety co wchodzę do sieciówki, to widzę je główne z poliestru. O dziwo, jak już szukamy czegoś dla faceta, to częściej widzę coś z wełną.
Świadomie też nie zadaję sobie pytania, czy dane ubranie sprawia mi radość, ale jak tak patrzę teraz do szafy, to większość zdecydowanie tak. Jedynie czarna, puchowa kurtka mi trochę nie pasuje, ale w ostatnim sezonie się podarła, więc będę szukać czegoś nowego :)
Kilka lat temu Martensy zaczęły się szyć w Chinach. Różnica między półbutem Martensa szytym w Tajlandii a szytym w Chinach to przepaść; „breaking in” tych nowych butów zajmuje więcej czasu, są twardsze. Ja po pierwszej parze się zniechęciłam (po latach noszenia tego samego modelu…). Może jednak od tej pory coś się zmieniło – coś wiecie?
Ostatnio modne zrobiło się kupowanie z drugiej ręki. Niestety, nie każdy się nadaje do takich zakupów. Fajnie jednak, od czasu do czasu, przejrzeć szafę koleżanki czy też chociażby vinted w poszukiwaniu jakichś perełek. Osobiście jestem za tym, by dawać drugą szansę ubraniom, zwłaszcza wtedy, gdy nam się znudziły, bądź lepiej dobierać te, które kupujemy natychmiast – zwłaszcza w szale zakupowych wyprzedaży. Spodnie z Dutti mnie ujęły, piękny krój i do jesiennych stylizacji będą jak ulał.
W tym sezonie jeszcze nic nie kupiłam, ale wiosną znalazlam w sh klasyczny, granatowy, wełniany plaszcz Max Mara. Niestety nie jakos super tanio, ale pewnie tak za 25% oryginalnej ceny.
I marynarkę Armani, która leży na mnie jak szyta na miarę w fantastycznym składzie: wełna, len, wiskoza. Przechodziłam w niej cala wiosnę i lato. Nazywam ją tani-Armani
Oprócz tego 2 pary jeansów i spódnice na lato. Niestety po przeprowadzce mam do tego sh baaardzo daleko.
Mam jakąś awersję do używanej odzieży i innych rzeczy z drugiej ręki, choć kiedyś mi to nie przeszkadzało – przyszło z wiekiem. Flanelowe koszule i rozciągnięte swetry, w których gustowałam w czasach licealnych, kupowałam właśnie w second-handach, ale to była pierwsza połowa lat 90. ubiegłego stulecia. Teraz nie lubię dzielić się ubraniami nawet z moją siostrą.
„Nieważne skąd, nieważne za ile, ale ważne żeby ubranie lubić.” – taką zasadę stosuję od zawsze i nie przeszkadza mi, że kilka ubrań w mojej szafie pochodzi z któregoś z koszalińskich „chińczyków”, bo jeśli coś mi się podoba, dobrze na mnie leży, dobrze się w tym czuję i wyglądam, to dlaczego nie wziąć? Chociaż i tak 4/5 mojej szafy to ubrania z ulubionej sieciówki, której jestem wierna od ponad 6 lat. jednak jest jeden minus takiego kupowania ubrań – wszystko mam na jedno kopyto, a każda próba wyjścia z tej ubraniowej strefy komfortu i tak kończy się zakupem rzeczy w tym samym stylu.
Zastanawiam się nad zmianą garderoby, niestety ubrania z sieciórek nie są zbyt ekologiczne, fajnie, że pokazujesz inne rozwiązania. :)