Co mam powiedzieć? Carolina Herrera jest dla mnie inspiracją. Dobrze wiem, że w takiej czystej, eleganckiej estetyce i wyraźnych kształtach i liniach jest mi najlepiej, ale w pewnym sensie rezerwuję to sobie na niektóre okazje.
Ale wiecie, to nie jest tak, że ja bym mogła się tak na sto procent wystroić, wtedy to nie byłoby to. Rękawy muszą być podwinięte, włosy muszą być jak najprościej związane – nie jestem osobą, która może być zrobiona na 100%, pewna doza niestaranności musi się gdzieś wkradać. Gdzieś jest ta magiczna proporcja luzu i sztywności dla mnie optymalna i myślę że w takiej stylówce jestem już bliska jej realizacji.
Koszula H&M
Spodnie H&M
Kolczyki H&M
Pasek vintage
Buty Gino Rossi (podobne)
Torebka Lauren Ralph Lauren
Trudno nie zauważyć, że ten pasek to ulubiona rzecz w mojej szafie. Ja bym go dodawała dosłownie do wszystkiego :) Co oczywiście nastraja mnie w kierunku poszukiwań innych szerokich pasów! Pracuję teraz nad talią i brzuchem i muszę przyznać, że widzę już pierwsze efekty, więc niedługo te paski będą się pojawiać regularnie. Przy okazji napiszcie mi czy interesowałby Was post o sylwetce. Moje podejście do jedzenia i ćwiczeń nie jest w ogóle restrykcyjne, więc taki post pewnie byłby inny niż wszystkie te wpisy z jadłospisami, ćwiczeniami na siłownię i tak dalej. Byłby bardziej ludzki, chyba…
Dziękuję za wszystkie wiadomości o książce. Na ich podstawie chciałabym Wam coś jeszcze powiedzieć. To nie jest tak, że wszystkie składniki stylu są równoważne. Już nie raz podkreślałam, że nie wszystko należy brać w całości, a bardziej rozstrzygnąć w swojej głowie ile procent z danego rozdziału zastosujecie na sobie. Jeśli 0 to też dobrze, byleby to było rezultatem świadomej decyzji. Dla mnie bez wątpienia najtrudniejszy jest rozdział „Ramy” i z tego co słyszę, dla Was również. Ale właśnie on jest decydujący, wyzwalający i dający nową nadzieję. Piszcie mi, jeśli przeczytałyście książkę, który rozdział Wam wydaje się trudny.
Musicie jednak przyznać, że gdyby szukanie stylu było bardzo proste to większość ludzi wyglądałaby genialnie. Ludziom się nie chce, boją się przepracować temat, szukają dróg na skróty, a ja do takiego podejścia nie chce przykładać ręki. Dlatego nie zamierzam przepraszać, że coś wydaje się pracochłonne. Jest pracochłonne, ale jest wykonalne.
Warsztaty stylu pojawiły się w ulubieńcach maja u Doroty na Kameralna i u Katarzyny na Make Life Easier, za co serdecznie dziewczynom dziękuję. Nawet nie wiecie jak się z tego ucieszyłam, jeszcze w dodatku książka została tak ładnie sfotografowana… <3
Gdzie u Was przebiega granica między luzem a dopracowaniem? Czy jesteście tym typem osoby, która dobre wygląda „zrobiona” na 100%? Czy może bardziej Wam służy odrobina luzu? A może w ogóle lubicie wygląd taki, jakbyście się w ogóle nie starały? I oczywiście: co myślicie o dzisiejszej stylówce?
Ja jestem zachwycona, nie mam nic do dodania :)
Z tego zachwytu nie doczytałam reszty pytań ;) Ja jestem o dwa kroki bliżej młodzieńczości i luzu niż Ty, ale nadal trzymam się ram french chic :) Na przykładzie Twojej stylówki – zamieniłabym szpilki na baleriny, skróciłabym spodnie, zdjęła pasek, koszulę związała w supeł. Z takimi kolczykami i torebką to byłby mój super elegancki zestaw. W wersji codziennej, choć ciągle eleganckiej w moim świecie, kolczyki byłby malutkie, koszula byłaby błękitna, a zamiast torebki ubrałabym skórzany plecak.
Ja tu też chodziłam w wersji bez skórzanego paska, tylko z takim materiałowym wiązaniem od tych spodni,w balerinach i z plecakiem i też dobrze się tak czułam. To jest tylko „na okazję”, bo też i te szpile są takie typowo do taksówki :) Ale chciałam koniecznie się tak pokazać, bo podobam się sobie taka ostrzejsza :)
wszystko mi sie tu podoba a najbardziej wlasnie buty- elegancie, lekkie i piekny niewydziwniony ksztalt. Nie podoba mi sie jak kobieta jedt zrobiona na 100 procent.Lekki zamierzony nielad jest bardzo sexy….szczegolnie wlosy.Taki helmik od fryzjera, tapir nalakierowany…nie!
Niektórym taki hełmik naprawdę pasuje, ale faktycznie jakoś też sama nie przepadam :)
Mnie się wydaje, że jedyne, co tu jest „niedopracowane” to włosy. Poza tym nie ma nic niedbałego, ani nie ma luzu. Na luzie byłoby bez szpilek. Albo z rozpuszczonym włosami. Albo z jakąś jasną torebką. Albo w jeansach. Sorry, że wsadzam kij w mrowisko, ale tak mi się wydaje, tak to widzę.
Ja się panicznie boję dopracowanego stylu. Mam wrażenie, że zbyt duże jest ryzyko, że coś się posypie – spodnie się pogniotą, koszula poplami, makijaż rozmaże. Dlatego mimo mojego upodobania do tego stylu u innych, u siebie z niego rezygnuję, bo wymaga zbyt wiele energii. A to w końcu tylko ubrania ;) U siebie stosuję styl na luzie, z dopracowaną bazą – zawsze zadbane paznokcie, neutralny makijaż, dobra gatunkowo torba i buty.
Dobre rozwiązanie, żeby ta baza była zawsze na tip top. A ja z kolei zawsze prasuję ubranie przed wyjściem, ale wychodzę z założenia, żeby się wcale nie przejmować tym co się będzie działo z nim dalej :)
Mario, wszystko w tym stroju się zgadza i wygląda doskonale poza właśnie… koszulą. Wygląda jak koszula z sieciówki, z kiepskiej bawełny. Przepraszam, po prostu stoją mi przed oczyma te białe koszule z posta o carolinie i teraz widzę że ta koszula tego nie dźwiga. Żeby nie byc oskarżoną o snobizm dodam tylko że najpierw obejrzałam zdjęcia, a potem doczytałam że koszula z H&M
Ja się nie zgodzę – koszula jest ok – właśnie to, że sieciówkowa, czyni ją niezbyt dopracowaną, ładnie się wymiętosi i będzie wyglądała też dobrze.
mnie też kuje ta koszula po oczach, szczególnie te żółtawe guziki, ale jak na to przymknę oko to wow, wow, wow! Cudna stylówka!
ale błąd ortograficzny, pardon!
Rozumiem, no mi w tej wersji potrzebna była taka luźniejsza koszula, źle się czułam w bardziej dopasowanych i sztywnych, nie pasowało mi to tutaj. Chodzi zwłaszcza o zawijanie rękawów, które lubię mieć właśnie tak „flejowato” zrobione, a przy tych sztywniejszych koszulach wychodzi to zawsze porządnie :)
Kurcze, moje odczucia sa zupelnie inne! Zobaczylam te koszule i oczy mi z orbit wyszly – na Marii lezy doskonale. Od razu zjechalam, zeby zobaczyc skad to cudo, a tu taka niespodzianka :-D Dla mnie to znak, ze nawet w sieciowce mozna trafic na dobre rzeczy. Tyle tylko, ze ja nie mam cierpliwosci szukac… :-P
Hejka. Ja myślę, że dziewczynom chodziło po prostu o porządną koszulę. W żadnym razie sztywną,, a z dobrej bawełny, starannie uszytą. Tak sie składa, że koszule z sieciowej są dziadowskie i nigdy nie wyglądają dobrze. Już lepiej założyć T-shirt. Reszta stylizacji super!
Też mi się wydaje, że chodziło o koszulę z porządnej bawełny i dobrze odszytą. Wielokrotnie oglądałam koszule w sieciówkach i niestety jakość pozostawia sporo do życzenia, bawełna jest zazwyczaj bardzo cienka, kołnierzyk nie „stoi” tylko się załamuje ze względu na słaba tkaninę. I zawsze w końcu wybór padał na koszule Wólczanki albo Nara Camicie.
Poza tym Mario stylówka super!
Dla mnie też sieciówkowa koszula wogóle nie przeszkadza, właśnie jest taka żeby ją nosić na co dzień, na luzie. A jeśli chodzi jakość, to mam 2 ciążowe z H&M, miały być „na chwilę”, wiadomo, przechodziłam w nich pierwszą ciążę, później nosiły ją 3 koleżanki a teraz wróciły do mnie i szczerze mówiąc myślę że puszczę je dalej. Chyba nie tak źle jak na rzeczy z sieciówki.
Bycie zrobioną na 100% bardzo mnie kusi, jednocześnie wydaje mi się męczące jeśli chce się je osiągnąć w każdej minucie. Optymalnym rozwiązaniem jest chyba stan, który opisałaś we wpisie na temat french chic, i do tego staram się dążyć. Akurat dzisiaj idę do Empiku kupić książkę, oby tylko była na miejscu bo już doczekać się nie mogę pracy z nią :)
Zosiu, dziękuję za zaufanie, to potem jeszcze mi pisz jak się podobała!
Przecudnie! Wszystko pasuje idealnie! :)
Wielkie dzięki :)
Wracając do Twojej opowieści opisującej french chic – jestem tą przyjaciółką, której wystarczy szminka i jest gotowa na wszystko :)
W moim przypadku proces myślenia o stylu kończy się podczas zakupów…wtedy szukam, dopasowuję i jestem bardzo selektywna, ale później już wyciąganie rzeczy z kompatybilnej i przemyślanej szafy, którą się lubi nie wymaga przejmowania się niczym, trwa sekundę i myślę, że ten luz widać i czuć :) P.S bardzo Ci pięknie w takich dramaticowych stylizacjach :)))
Mnie się taki stan rzeczy o jakim piszesz podoba. To nie do końca jest tak, że tę luźną niestaranność osiąga się bez jakiegoś tam nakładu pracy. Jak to jest przynajmniej na początku przemyślane, to wygląda to dobrze i nonszalanacko, a nie niedbale.
„Gdyby to było proste, wszyscy wyglądali by genialnie” – jakże często wdaję się w niepotrzebne dyskusje z rozmówczyniami, którzy tego nie łapią! Styl to ogromna ilość pracy, czasu i środków, tego nie da się osiągnąć wydaniem jednej wypłaty e H&M. Podziwiam osoby starannie wystylizowane, ale wiem, do jakich poświęceń sama jestem zdolna i tego się trzymam. Cieszę się, że mówisz to wprost!
No hej, jak ktoś się źle ze sobą czuję i nie ma zbyt fajnej szafy, to ja nie wiem czego oczekuje – pstryknięcia palcem i wszystko będzie dobrze? Raczej to tak nie działa. Oczywiście w czasopismach wyskoczą Ci z listą niezbędnych rzeczy w szafie, Ty się zastosujesz i masz… pozorny spokój.
Koszula jest moim zdaniem OK. Taka taliowana (których chyba nie lubisz) dałaby efekt zbyt „dopracowany”, a tak jak na zdjęciach jest w sam raz. W ogóle lubię takie stylizacje „niby spokojnie, ale dramatycznie”.
Dzięki, lubię i takie, i takie, ale do tych spodni źle się czułam w dopasowanej. Chciałam mieć luz na górze :)
A ja bym bardzo chciała czasem nie być dopracowana na te 100%, ale u mnie to totalnie nie działa – jeśli zostawię cokolwiek przypadkowi, to potem wygląda beznadziejnie. Przykład? Koszula – albo włożę ją w spodnie i dokładnie ułożę tak jak ma być, albo wyglądam jakbym nie miała w domu lustra, to samo włosy, albo je uczeszę dokładnie tak jak mają wyglądać, albo wyglądam jakbym przysnęła przed wyjściem z domu (ewentualnie zapomniała się uczesać). Nie wiem czy to moje zdolności manualne w tym temacie są marne, czy z jakiegoś innego powodu to nie działa, no ale nie działa :(
Oczywiście jest jeszcze kwestia tego co rozumiemy przez bycie dopracowanym na 100% – dla mnie to po prostu dopracowanie każdego elementu wyglądu, ale niekoniecznie jakaś skomplikowana fryzura, mocny makijaż czy bardzo eleganckie ubranie, w szortach i t-shircie też można być dopracowanym :) Tak to widzę :)
Kasiu, to jest indywidualna kwestia, bo po drugiej stronie znajdują się osoby, którym jakikolwiek dopracowany element nie pasuje i jakiekolwiek dopracowanie wszystko psuje. Niektórym pasuje jedna skrajność, niektórym druga, a są też osoby, u których ten suwak idzie bardziej w którąś ze stron. Jest to jak najbardziej fajne, że o tym wiesz i że działasz tak, jak czujesz!
Kasiu, też tak myślę. Można być ubranym swobodnie i mieć dopracowany każdy element.
Nie lubię być dopracowana tak na 100%, bo to mnie jakoś usztywnia. Lubię podwinięte rękawy, rozpięte guziki przy szyi. Włosy muszą się ruszać (nie cierpię mieć hełmu na głowie;)), ubrania nie mogą być opięte. Lubię kiedy są dobrze skrojone, ale nie lubię dopasowanych ubrań. Muszę się czuć elegancko, ale jednocześnie na luzie:). Pozdrawiam, Renata
Tak właśnie i ja to widzę u Ciebie, aczkolwiek suwak jest przesunięty bardziej w stronę dopracowania :)
Kolejny raz doznaję przebłysku świadomości oglądając Twoje zdjęcia i czytając wpisy-dziś biała koszula właśnie. Kupiłam niedawno białą koszule z zamiarem noszenia jej na codzień do pracy, luźną i wygodną jak lubię ale ostatecznie coś mi w niej jednak nie pasowało… No i teraz jasno widzę – jest z cienkiego, lejacego materiału, że stójką zamiast kołnierzyka – a powinna być sztywna, zdecydowanie z kołnierzem i sztywnym mankietami, z grubszego materiału… Niby to już wiem, a wciąż takie gafy! Gratuluję stylizacji, bardzo mi się podoba ale zastanawia mnie czy jesteś w 100% pewna butów…? Czy one właśnie nie są takie „za bardzo”? Za poważne, za eleganckie?
O jak bardzo chciałam te buty w końcu założyć, miałam długą przerwę od nich. To są takie typowo szpilki do taksówki, ale bardzo je lubię i pozwoliłam sobie tu założyć. A normalnie w balerinach też chodzę w tym zestawie, ale wtedy już zamieniam pasek na ten materiałowy, który oryginalnie był przy spodniach.
Bardzo dobra sesja; ma w sobie jakiś vogueowy pierwiastek. Buty super:) Piszesz, że musisz mieć trochę nonszalancji, między innymi podwinięte rękawy, a dla mnie to jest właśnie większa elegancja, bo czuć świadomość. Z opuszczonymi rękawami nigdy nie wiadomo, czy tak miało być, czy to jest dzieło przypadku;)
Dzięki! Ja mam od zawsze fioła do podwijania rękawów. I nie lubię tego robić tak mocno dopracowanie, tak jak jest na zdjęciach, tak jest dla mnie idealnie. Jak byłam kelnerką to podobnie chodziłam ubrana i się wtedy super czułam w koszuli – czasem do spodni, czasem do spódnicy!
Stylówka super, mogłabym ją zdjąć z ciebie i założyć na siebie, włącznie z makijażem (ta szminka jest super, naprawdę ci pasuje) i na pewno dobrze bym się czuła. Żeby było jednak bardziej „moje” to zmieniłabym buty, bo nie lubię odkrytych pięt jeśli nie są to sandały. Kiedyś miałam takie jak ty i źle je wspominam. Ja obecnie pracuję nad uniformem i jeśli chodzi o dół to zdecydowanie wybieram dżinsy, a do tego reszta tego co masz – to dla mnie już 100 % styl który mi odpowiada.
Ale jak jeansy wyglądają pięknie z koszulą włożoną do środka… O rety, ja niedługo też tak będę nosić!
Cześć,
Koniecznie zamieść wpis o sylwetce. Ja mam czekoladowy brzuszek i chętnie bym się go troszkę pozbyla.
Świetna jest ta stylizacja. Naprawdę niewiele blogerek umieszcza u siebie jak klasyczne i ponadczasowe zestawy. Cudownie wyglądasz!
Pozdrawiam,
Kasia
Ale się cieszę, dziękuję Kasia!
Wow! Z klasyką Ci do twarzy i to bardzo :-) Wpis o sylwetce przeczytam z zainteresowaniem. Czy lubię być zrobiona? Tak, ale tylko w taki sposób, który nie powoduje u mnie żadnego dyskomfortu.
A to ciekawe, że kojarzysz dopracowanie z pozbawieniem komfortu, bo ja też to widzę trochę w ten sposób. Zwłaszcza jakiekolwiek. ruchy z włosami, kiedy są wystylizowane – od razu jestem sztywna i tego nie lubię po prostu :)
Dokladnie. Ja wlaśnie z „lenistwa” nosze najcześciej rozpuszczone wlosy. O końskim ogonie juz trzeba myśleć w ciagu dnia ;p
O właśnie, włosy. Nienawidzę ton lakieru, żelu, gumy czy innych past na nich, a niektóre fryzury takich specyfików wymagają, dlatego gdy miałam długie włosy, podobnie jak Arina (też z lenistwa, a także wygodnictwa) nosiłam je rozpuszczone. Teraz mam krótką fryzurkę i też nie traktuję jej żadnymi utrwalaczami, choć dzięki nim mogłabym dodać i jej i sobie nieco wyrazu i tak zwanego pazura.
Dlatego też nie zdecydowałabym się u fryzjera na taką fryzurę, którą trzeba stylizować. Chodzi przede wszystkim o to, że suszysz i jest ok i nie musisz nic na siłę robić :)
Czytam książkę po raz drugi , powolutku, fragmentami, żebym miała czas na przemyslenia. I w rozdziale o inspiracji bardzo mnie zaskoczyły pytania dotyczące filmu i książek. Jestem molem książkowym, filmy też uwielbiam i nie umiem odp na Twoje pytania! Nigdy pod tym kątem nie czytałam książki, nie oglądałam filmu. Muszę inaczej spojrzeć na te dzieła. Dziękuję Ci za to .
Rety, dzięki, to duży komplement, że wracasz! No ciekawa jestem w jakim filmowym uniwersum byś siebie najprędzej osadziła :)
Dla mnie zestaw perfekcyjny. A wpis o dbaniu o sylwetkę jak najbardziej wskazany :)
O dziękuję bardzo, dobrze zrobię!!!
Witaj Mario, przeczytałam twoją książkę i mimo iż nie jestem idealnym jej odbiorcą, to uważam że jest naprawdę dobra. A nie jestem idealnym odbiorcą dlatego, że swój styl mam już ugruntowanym od dawna. Ba, czytając twoje rady, dochodziłam do wniosku, że ja je od dawna stosuję intuicyjnie :) . Ale nie jestem z tych osób, które są zrobione na 100%. Myślę, że jest to spowodowane przede wszystkim moją fryzurą, nie chce mi się codziennie prostować włosów , a bez tego są niby proste, ale nie do końca ;) Pozdrawiam cię serdecznie, Asia
To tym bardziej jestem zadowolona, że taka osoba jak Ty również przeczytała i dziękuję za to bardzo! Ja też z włosami robię najmniej, bo nawet jak zrobię coś więcej to wydaje mi się, że wyglądam jakoś tak jak nie ja!
Mario, Twoja stylówka piękna i klasyczna, chociaż dla mnie odrobinę „za bardzo”. Zmieniłabym buty. Chociaż osobiście nie przepadam za balerinami, tutaj widziałabym je chętniej niż wysokie szpilki, które wyglądają na mocno niewygodne. Darowałabym sobie także pasek, który z kolei bardzo mi się podobał przy stylizacji ze spódnicą w palmy. Koszula z podwiniętymi rękawami bardzo na plus. W wersji dokładnie takiej, jak zaprezentowałaś na zdjęciu, wyobrażam sobie bardzo ważną konferencję, wystąpienie itp.
Osobiście najbardziej podoba mi się odrobina nonszalancji w stroju. Na co dzień ubieram się „charakternie”: czarne sukienki plus ekstrawaganckie buty, ale nie lubię wyglądać, jakbym się przed wyjściem godzinami mizdrzyła przed lustrem (czego zresztą nie robię). Potrafię założyć trampki do eleganckiej sukienki od projektanta, a do kreacji weselnej uczesać się w zwykły koński ogon. Makijaż oczu minimalistyczny, ale za to czerwona szminka. Nie uważam jednak, że to jakaś uniwersalna metoda na styl. Kobiety „zrobione” w każdym szczególe często przyciągają mój wzrok. Tym jednak, co uważam za kompletnie nie stylowe jest poruszanie się z dużym trudem w stylizacji pięknej, ale wyraźnie niewygodnej.
No przyznaję, że te szpile to takie typowo do taksówki, ale chciałam koniecznie znów założyć. Jak już pisałam wyżej, noszę ten zestaw z balerinami i paskiem materiałowym od spodni, a ostatnio nawet plecak zakładam i też się czuję świetnie! Mnie też czasem pociągają takie osoby, choć wiem że by to u mnie nie wypaliło!
Mario, wygladasz świetnie :) Z Karolina od razu skojarzyl mi sie jeszcze jeden starszy wpis z czasów, kiedy robilaś moodboardy: https://ubierajsieklasycznie.pl/w-bialej-bluzce/ (swoja droga, to jedna z moich ulubionych stylizacji u Ciebie – do tego stopnia, ze czasami ja naśladuje) – z tym, ze tam ogólna linie zmiekczaja nieco letnie buty i kardigan.
Mamy kompletnie inna urode, ale jestem chyba troche podobnym typem, jak Ty. Tez dobrze mi w klasycznej elegancji i wyraźnych ksztaltach i liniach, ale tak jak Ty lepiej sie czuje, kiedy wpuszcze do tej klasyki troche spontaniczności i świezego powietrza. Wyszykowanie na 100% jakoś sie mnie poza tym nie trzyma – tu wlosy wystaja, tam kolnierzyk uwiera :) Z kolei kompletnie wyluzowane outfity odbieraja „to coś” (co zrozumialam dopiero po latach popylania w bluzie i trampkach). Latwo, co prawda, z podobnym podejściem zainkasować kaśliwe uwagi o tym, ze sie „stroimy” albo ubieramy „sztywniacko” (mialam w bylej pracy kolege, który ponoć moje marynarki i eleganckie sukienki bardzo przezywal pod tym katem), ale wazne, zeby sie dobrze czuć. W stylówce „dziewczyny z sasiedztwa” to nie bylabym ja.
Ja już bym tego kardigana nie założyła do tego zestawu i tych butów, nie uważam, żeby mi to pasowało, no ale co zrobić :) Absolutnie się zgadzam z tezą, że trzeba siebie znaleźć w tym całym kontraście sztyno-luz i nikomu innemu nic do tego w którą stronę idzie nasz suwak :)
Moim zdaniem wygladasz bardzo fajnie w obydwu wersjach :) Ale w kontekście ewolucji Twojego stylu calkowicie rozumiem, ze lepiej sie czujesz w tej „ostrzejszej”.
Ta koszula kompletnie nie kojarzy mi się z Caroliną Herrerą, ale cała stylizacja mi się podoba – wygląda miejsko, świeżo i swobodnie.
Dla mnie luz kończy się tam, gdzie kobieta jest „zrobiona na 100%” – odnoszę to tylko do siebie. Sama chyba nawet nie potrafię się tak „zrobić”! Bardzo wzięłam sobie do serca Twój wpis o standardzie. Z czasem ustaliłam sobie taki standard, że mój strój zawsze jest dopracowany. Standard stał się uniformem, a uniform moim najlepszym wydaniem, które realizuję również podczas uroczystych okazji (do czasu Twojego wpisu o specjalnych okazjach nieświadomie). Ale do rzeczy: zawsze mam skórzane buty i galanterię – czyste i wypastowane; zawsze noszę szminkę – chyba, że nie wypada; zawsze zakładam jakiś dodatek – chociażby zegarek, ale częściej biżuterię; nie noszę ubrań pomiętych i mnących się; makijaż czy na zakupy, czy na kawę, czy na wesele – zawsze mam taki sam; jak niedawno pisałam w komentarzu, do zakupów podchodzę bardzo rygorystycznie, więc nie ma ryzyka, że wyciągnę z szafy coś, z czego nie jestem zadowolona. Mój styl określam jako „casual chic”. To są elementy nienaganne, teraz druga strona: używam słabo lub średnio kryjących podkładów; noszę boba i pozwalam moim falowanym włosom żyć własnym życiem; ubrania lubię wygodne i zwiewne (więc samo to wprowadza luz); rzadko maluję moje (zadbane!) paznokcie. Źle się czuję w wersji z ujarzmionymi włosami i kiedy wszystko jest pod linijkę (a to jest dla mnie „zrobienie”) – nie jestem wtedy sobą, mój swobodny urok znika, więc już dawno nie próbowałam się „zrobić”.
Swoją drogą słowo „być zrobioną kojarzy mi się bardzo pozytywnie, chociaż w innym znaczeniu. Na studiach, dla mnie i moich koleżanek oznaczało wyglądać „drożej”, niż w rzeczywistości. „Zrobienie się” obejmowało zadbaną i wyglądającą kosztownie fryzurę (nawet jeśli to były włosy podcięte na prosto przez współlokatorkę), zadbane dłonie i pomalowane paznokcie, zadbane stopy, ładne stylizacje (a ubrania najczęściej z drugiej ręki) – czyli wszystko to, przez co nie było widać, że nasze studenckie środki są bardzo ograniczone. Teraz nie musimy poświęcać temu tyle uwagi: idziesz do fryzjera i masz fajną fryzurę, idziesz do kosmetyczki i w godzinę masz zrobione stopy i dłonie bez żadnego wysiłku, a wtedy to było logistyczne wyzwanie. Wspominam te czasy z uśmiechem :)
Wpis o sylwetce przeczytam z przyjemnością.
Co za fajna perspektywa :) Rzeczywiście, być o jeden kroczek do przodu, jest bardzo ciekawym podejściem i ja sama tak lubię sobie tłumaczyć różne rzeczy, nie tylko w sferze mody. Zrobić coś troszeczkę lepiej niż od Ciebie oczekują, zaskoczyć samą siebie o dosłownie ułamek więcej jakiegoś ćwiczenia… :)
Jedna z najlepszych stylizacji, jakie u Ciebie widziałam Mario. Wyglądasz z klasą.
Bardzo mi miło! Dziękuję :)
Mario, uwielbiam Cie w bieli i czerni! Za kazdym razem jestem oczarowana :-)
Ta stylowka zawsze byla mega: https://ubierajsieklasycznie.pl/wp-content/uploads/2013/08/na-galowo.jpg Mam ja nawet na Pinterescie :-D Ty chyba od zawsze wiedzialas, w czym dobrze wygladasz. Bo choc charakter dzisiejszego stroju jest zupelnie inny, niz tego sprzed 5 lat, to one oba sa podobne i w obu przypadkach jest moc! To sie nazywa konsekwencja.
Tekst o sylwetce bardzo by mnie ucieszyl. Ja w koncu zainteresowalam sie dzialalnoscia Ewy Chodakowskiej i walcze, oj walcze u jej boku. Poki co czesciej przegrywam ;-), ale uparlam sie i tym razem sobie nie odpuszcze.
Twoja ksiazka wciaz do mnie nie dotarla :-( Lezy u siostry od kwietnia i czeka na wysylke. Obiecalam, ze zaczekam, ale im wiecej tresci zdradzasz, tym trudniej zachowac mi cierpliwosc.
No, rzeczywiście spoko, bym się jeszcze tak ubrała, ale został mi tylko pasek z tych elementów, a jego teraz nie dopnę :) Jesteś Kochana, ja tak powoli z ćwiczeniami, na razie z samego rana po kilka minut, żeby się wdrożyć!
A elegancki ale luźny styl dla chłopczyc? Dandysowaty lekko? Co Twoja wyobraźnia mówi na ten temat?
Zdecydowanie nie jestem kobieca i dobrze mi w męskim t-shircie w czaszki, ale zaczęłam pracę jako dziennikarz, i nieraz widzę dezaprobatę w oczach pewnych osób. Spódnice i buty na obcasie nie wchodzą w grę, muszę być mobilna i aby zrobić dobre zdjecie przybieram nieraz dziwne pozycje. Chciałabym nadać sobie bardziej eleganckiego szlifu przy zachowaniu wygody
Super, to jest to, na pewno można to ograć po swojemu!!! Przede wszystkim trzeba by było ogarnąć najprostszy zestaw, takie go to – koszulę i jeansy i znaleźć odpowiednio wygodne, ale fajne buty. Może baleriny ze szpicem albo okfordki albo nawet białe sportowe, żeby nie było za sztywno!
Wg mnie wpis o sylwetce to mało trafiony pomysł. Po to są ci wszyscy dietetycy i trenerzy personalni, żeby mogli doradzać w oparciu nie o swój własny przypadek czy co im się wydaje. Możesz np. być tym rodzajem osoby, która od czasu do czasu zje kebaba i nie ma od tego cellulitu i nadmiaru tłuszczu. Napiszesz że po co być tak restrykcyjnym i się ograniczać. A tymczasem Twoją czytelniczką będzie osoba, która tyje praktycznie na myśl o jedzeniu, a ma cellulit chociaż biega maratony. Takich przykładów jest pełno. Jak to, że ktoś długo trenuje i nie widzi efektów, a kto inny przyjedzie kilka razy na siłownię i już widzi zmiany. Stąd informacje, jak akurat Ty się odżywiasz i jakie sporty uprawiasz, nie będą raczej zbyt pomocne. To tylko moja szczera opinia, miałabyś zakrzywiony feedback o pomyśle gdybym jej nie napisała.
Rozumiem, ale nie napiszę tego takim tonem, ale raczej w ramach ciekawostki czy inspiracji. Nie zamierzam się wymądrzać, że znam jakiś sposób na sylwetkę, bo też to dla mnie nie jest główny cel. Głównym celem jest zmiana stylu życia – żywienia i ruchu, a dla weryfikacji dodałam sobie marzenie sylwetkowe :)
Mnie też w tym zestawie nie pasują buty. Ja bym założyła męskie, czarne, sznurowane półbuty. Od góry wszystko wygląda fajnie.
Ja chyba nigdy w życiu nie byłam w 100% „zrobiona”. Moje włosy zawsze żyją własnym życiem, z makijażu używam tylko korektora i szminek. Zwracam dużą uwagę na jakość ubrań i dodatki, ale nie może być sztywno ani superkobieco. Nie lubię garniturów, koszulowych bluzek, eleganckich sukienek. Jeśli już wkładam koszulową bluzkę, zawsze z podwiniętymi rękawami. Jeśli elegantsze spodnie, to męskie buty. Co jakiś czas popełniam błąd i kupuję buty na obcasie -żadne wielkie szpile, słupki max 5 cm, ale i to dla mnie za dużo. Wracam pokornie do płaskich półbutów i balerin.
A propos „bycia zrobionym”, miarę jak zbliżam się do 40 tki, coraz częściej nachodzi mnie przykra refleksja, że niestety z wiekiem trzeba coraz bardziej przykładać się do swojego wyglądu. O ile nad ubraniami panuję, to przeraża mnie perspektywa konieczności rozszerzenia z czasem mojej ascetycznej urodowej rutyny- np. o układanie włosów po myciu, lub używanie kremów tonujących… Niestety wydaje mi się, że nie da rady dotrwać do starości w stanie całkiem saute… Ciekawa jestem, co myślicie na ten temat.
To rzeczywiście ciekawa sprawa. Tak na „chlopski rozum” sporo zalezy chyba od typu urody – wydaje mi sie, ze kobietom z ciemna oprawa oczu, w miare jednolita cera (albo odwrotnie wyraźnie piegowatym) latwiej chodzić sauté i sprawiać zadbane wrazenie. Jaśniejszym typom chyba bardziej grozi efekt „wymietoszonego” wygladu. Z drugiej strony np. jak przygladam sie zakonnicom, to sporo z nich mimo braku makijazu wyglada, jakby sie praktycznie nie starzaly – równie dobrze moglyby mieć w metryce 30, jak 50+ i niektóre wydaja mi sie autentycznie ladne i kobiece (z takiego czysto estetycznego punktu widzenia). Wiec moze znowu wychodzi na to, ze sporo zalezy od oczekiwań i uwarunkowań kulturowych? :)
Jeśli chodzi o siostry zakonne, to… pogoda ducha (której im często nie brakuje) odmładza.
No ja zdecydowanie mogę o sobie bez żadnego fałszu powiedzieć, że im starsza, tym dłużej w łazience :) Ale to chyba dlatego, że mi się chce, cały czas traktuje to „dbanie’ jako przyjemność.
No ja właśnie im jestem starsza, tym dłużej w łazience, z tym, że mnie się chce coraz mniej. Jestem z natury ascetką kosmetyczną, więc wszystkie zabiegi okołourodowe szalenie mnie męczą. Chciałabym zawsze ładnie wyglądać, ale tak bez wysiłku… Najwyżej pomalować usta czerwoną szminką i do przodu! A tymczasem już tak się nie da…
Bardzo podobają mi się kolczyki,pasek i zegarek.Przydałaby się koszula lepszej jakości,ale całość cudna.
Dzięki, nawet nie pomyślałam, że takie natężenie biżu będzie za duże, więc to postęp jak na mnie :)
Hey MArio czemu oznaczyłaś Make Life Easier na Instagramie na swoim zdjęciu ? :)))
Pytam z ciekawości żeby nie było ;)
Oznaczyłam Make Life Easier i Kameralną, bo to są dwa blogi o których wspominam w tym poście. Chciałam, żeby dziewczyny wiedziały o tym.
Jestem perfekcjonistką i estetką, więc muszę mieć dopracowany każdy element wyglądu. Nie oznacza to jednak dla mnie żadnej „sztywności”. Musi być naturalnie, odrobinę nonszalancko. Naturalne włosy bez lakieru, delikatny makijaż, ubranie niezbyt obcisłe. Do rozkloszowanej sukienki lekko toporne buty oraz duża, surowa w formie torba. Mało biżuterii. Trochę inaczej rozumiem zrobienie na 100%, niż większość komentatorek. Przede mną Kasia opisała to trafnie w swoim komentarzu. Twoja stylówka Mario podoba mi się, tylko ja , z moim zamiłowaniem do prostoty, odrzuciłabym z niej kolczyki i pasek, oraz chwost od torebki. Tak już mam. Jak najmniej zdobień i dodatków. O sylwetce chętnie przeczytam, ponieważ ten temat interesuje mnie najwyraźniej. Hahaha. Pozdrawiam
Ja sama jestem zaskoczona, że nie mam ochoty żadnej biżuterii stąd wyrzucić :)
Słownik mnie poprawił. Miało być „nad wyraz”, a nie „najwyraźniej”.
Witaj :)
Mnie tez zaskoczyły buty. Wolałabym surowe mokasyny, albo czarne proste solidne wiązane jazowki.
Swoją droga, sama się dziwie, ale przestały mi się podobać szpilki. U innych ujdzie, a ja się czuje jakbym miała 4 nogi… czy to normalne???
Pisz Mario o ćwiczeniach i diecie… tym bardziej, ze nie są restrykcyjne. (!!!)
Około 2 lat temu zauważyłam, ze znacznie poprawiłam sylwetkę i widzę, ze trzymasz formę.
Inspiruj proszę!
Ja poprawiłam? Nie, to nieprawda. Właśnie dlatego zdecydowałam się na zmiany :)
Miało być POPRAWILAS.
Acha.. moje wrażenie…
https://ubierajsieklasycznie.pl/zwyklaki/
Od tego wpisu ..miałam wrażenie, ze wyraźnie poprawilas sylwetkę i trzymasz się tego.
Kupilam sobie miesiac temu ta sama koszule i nosze ja bez przerwy. Do jeansow,do kraciastych spodni,do spodnic. Jest fantastyczna i przyjemna :) i zapewniam czytelniczki,ze na zywo wyglada lepiej! Tutaj bardzo rzucaja sie w oczy guziki,nie wiedziec czemu. Poza tym Mario fajna ta stylowka,wszystko sie zgadza. Uwielbiam twoj nowy,wyostrzony i kobiecy look :) czekam az bede mogla przyjechac do Polski i od razu udaje sie do empiku :)
Dzięki Kochana, to nie mogła być ta koszula, bo ja mam ją od zeszłego roku co najmniej, haha :) Ale oczywiście co jakiś czas są podobne wypuszczane!
Wyglądasz pięknie – taki styl bardzo Ci służy. Na mnie ten zestaw nie wyglądałby dobrze. Mam okrągłą twarz, naturalnie falujące się włosy – do tego pasuje nieco miękkości i tak właśnie się ubieram – latem rozkloszowane spódnice, bluzki w kwiaty. Zaprzeczenie sztywności, która kojarzy mi się z elegancją, ale również sztywnością zachowań i niedostępnością.
Jednak ten brak sztywności nie oznacza, że ubieram się w sposób bardzo luźny i mało elegancji. Lubię elegancję, ale wg moich standardów.
To super, że masz to tak rozeznane. Rzeczywiście, są osoby, którym sprzyja pewna miękkość, delikatność albo rozmarzenie. A ja lubię patrzeć na takie osoby, bo właśnie na nich wyglądają najpiękniej lniane sukienki, białe tuniki, zwiewne szale…
Bycie zrobioną wydaje mi się takie amerykańskie-perfekcyjne włosy, pełny makijaż, manicure. Ma się wrażenie, że zeszło z 3 godziny zanim można było wreszcie wyjść z domu. Zdecydowanie przemawia do mnie lekkie niedopracowanie, nonszalancja z cyklu złapałam pierwsza rzecz, którą miałam pod ręką, szczotkę do włosów zgubiłam trzy dni temu a i tak wyglądam fantastycznie ;)
Ana
http://www.champagnegirlsabouttown.co.uk
A to to już w ogóle jest super, taka nieuczesaność niesamowita jak u Ciebie <3
Stylizacja na Karolinę bardzo mi się podoba, a te nieziemskie szpile….! Bardzo kobieco i elegancko.
„Zrobiona” kojarzy mi się ze sztucznością tj.: sztuczne paznokcie, rzęsy, solaryczna opalenizna, przesadny makijaż. Natomiast zadbana to co innego, wtedy nie trzeba spędzać kilku godzin na „zrobienie” się, bo paznokcie zawsze wypielęgnowane, włosy (umyte;) itd.
Ach, pasek naprawdę świetny, ciekawe jeszcze w jakim zestawie się pojawi.
Cały czas go noszę ostatnio, na pewno jeszcze będzie :) Ja zrobioną trochę inaczej odbieram, staram się tej sztuczności nie utożsamiać z tym, bo dla mnie to jednak jest jakiś margines ta sztuczność i wolę się nią chyba nie zajmować :)
Bardzo mi się podobasz w takiej odsłonie Nie wiem czemu mi się kojarzy ta stylizacja z Włochami
Mario, super stylizacja, osobiście nie podobają mi się dwie rzeczy: po pierwsze buty – ale to tylko dlatego że w ogóle nie uznaję butów odkrywających piętę, po drugie: pasek+zegarek+kolczyki+ ozdobna torebka. Każda z tych rzeczy oddzielnie jest super, szczególnie pasek który przy spódnicy z palmą wyglądał jak relikt lat 80 a tu dodaje klasy, ale razem jest tego trochę za dużo, Może lepiej by było bez zegarka albo z prostszą torebką bo zakładam że pasek to joker tej stylizacji i jest nie do ruszenia :-).
Jeśli chodzi o bycie zrobioną/nie zrobioną to ja niestety głupio wyglądam „odstawiona”. Po pierwsze nie mogę mieć ulizanych włosów bo mój nos od razu robi się za długi, policzki zbyt pulchne a oczy za małe. Po drugie nie pasuje mi graficzny makijaż, żadne eylinery, konturówki do ust itp. Po trzecie jakoś mi nie leżą kanciaste torebki i buty w szpic. Podobnie jak Ty podwijam rękawy koszul. Z drugiej strony nie pasuje mi oversiz, brak podkreślania talii i bycie taką zupełnie zrelaksowaną, już szybciej jakiś sznyt rockowy lub boho.Kilkukrotnie próbowałam „podkręcić” styl ubierania ale zawsze wyglądało to głupio. Mam wrażenie że moja rozmarzona twarz nie pasuje nawet do preepy które jest zbyt ułożone i sportowe dla mnie. Jeśli gdzieś muszę wyglądać elegancko ale nie formalnie zdecydowanie uderzam w romantyczne sukienki bo pozwalają zachować równowagę pomiędzy luzem a szykiem. Problem w tym że czasami chciałabym wyglądać inaczej a w takim ubraniu czasem czuję się banalna, staromodna i po kobiecemu słaba (zarówno w złym jak i dobrym tego słowa znaczeniu)
No nie mogę, że ja nie chcę nic wyrzucać z biżuterii, a czytelnicy chcą to jest nie do pomyślenia :) Jak to role się zmieniają, haha. Ja bym chyba tu jeszcze coś dorzuciła, bransoletkę nawet :)
A gdyby tak łączyć jakieś naprawdę proste rzeczy z romantycznymi? Np. białą dopasowaną koszulkę z kwiecistą maxi lub długą koszulę, ale jakąś cienką, bardziej przy ciele ze spodniami dzwonami, takimi trochę bardziej sztywnymi? Iść w taki klimat trochę jak w Vicky Christina Barcelona dziewczyny?
Mario! Ekran mi płonie!
<3
<3 <3 <3
Normalnie sztos! ❤ Bardzo pasuje ci takie obwieszenie złotem, Mario.
Przydałoby sie drugi wpis z serii „ubrania nie dla mnie”. W pierwszej na pierwszym miejscu byla koszula
Jak dla mnie strój świetny, elegancki i szykowny. Pasuje Ci taka ilość „złotych” dodatków, kolczyki szczególnie mi się podobają, uwielbiam takie akcenty mające odniesienie do natury, szeroko pojętej. :)
Ja nigdy w życiu nie byłam tak zrobiona. Sporo rzeczy, mimo, że na kimś mi się podobają, do mnie mi nie pasują w żaden sposób i przede wszystkim źle bym się w nich czuła. Abym mogła skopiować Twój strój i czuć się w nim swobodnie, musiałabym go pierwsze zmaskulinizować niemal zupełnie. ;) Czyli oksfordki lub broggsy, okucia na pasku i torebce srebrne albo przynajmniej przytłumione złoto (z błyszczących elementów to mój pasek może mieć klamerkę, i jakieś pojedyncze nity, które go trzymają razem, i tyle ;)), jeśli biżuteria, to dyskretna, a z makijażu to leciutko przydymione oko i zero szminki. ;) Taka „szalona” jestem! :)
No i przy okazji dziękuję serdecznie za książkę i za bloga. Bardzo mi pomaga i pomógł (także komentarze do postów niosą często wiele wiedzy). Cieszy mnie i imponuje Twoje pozytywne podejście do tematu i wyważone opinie.
Ucieszyłabym się także z posta o dbaniu o sylwetkę, bo chętnie poczytam o Twoich doświadczeniach. Dodatkowa inspiracja nie zaszkodzi. :)
Pozdrawiam, miłego dnia.
Strój do Ciebie , Mario, pasuje, ale jak dla mnie to z inspiracją CH niewiele ma wspólnego, głównie z powodu wszystkich blink-blink .
Pasek, buty, biżuteria i torebka z chwostem – zdecydowanie na nie. Wyznacznikiem stylu Caroline jest prostota i szlachetność, a tu, niestety zabrakło jednego i drugiego. O ile koszula i spodnie się jakoś bronią, to przeładowanie ozdóbkami psuje całość i nadaje jej nieco jarmarczny charakter.
A ja mam pytanie: dlaczego nie wyświetlają się zdjęcia w starszych wpisach na blogu? Lubię czasami wracać do ulubionych tekstów, ale od dłuższego czasu nie wyświetlają się w nich zdjęcia…
Pozdrawiam :)
Czy możesz mi podać przykłady wpisów? Muszę to naprawić, nie miałam świadomości, że tak jest!
Np. tutaj:
https://ubierajsieklasycznie.pl/szafa-od-podstaw-5-piece-french-wardrobe/
https://ubierajsieklasycznie.pl/uniform-french-chic/
https://ubierajsieklasycznie.pl/jak-inspirowac-sie-zdjeciami/
Właściwie w wielu wpisach tak jest, czasem brakuje wszystkich zdjęć, czasem kilku.
Mnie się bardzo podoba Twoja stylizacja. Niemniej jednak nie traktuję jej jako nawiązującej do stylu C.Herrery. U tej bogatej pani przede wszystkim widać, że prostota opiera się na luksusie, To wszystko, co ma na sobie jest najwyższej jakości i to widać od razu. Natomiast Twoja stylizacja jest taką wersją polskiej kobiety, która średnio zarabia i stać ją co najwyżej na H&M czy Zarę. Spoko. Też tak mam, ale jednak nie odważyłabym się porównywać swoich ciuchów do tych ekskluzywnych marek. Różnicę widać gołym okiem. Tak czy siak, wyglądasz pięknie.
Za dużo tego jak dla mnie, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem minimalistką, zarówno w ubiorze jak i wystroju wnętrz… i te żółte guziki. Mario, tak Cię bardzo podziwiam, ale coś mi tu nie gra i nie buczy.
najładniejszy look chyba na blogu:) cudo!
Ja również nie lubię takiego zrobienia się na tip top. Wydaje mi się, że wtedy paradoksalnie uwydatniane są nasze wady, tzn. kiedy włosy, makijaż, strój, manicure wszystko, wszystko jest zrobione jak najlepiej się da, to przeciętnej urody kobieta (z jakimikolwiek mankamentami) nie udźwignie takiego wizerunku. Musi to być prawdziwa piękność, a jeśli się nią nie jest (jak ja) to taki wizerunek jakby uwypukla wszystkie niedoskonałości. Drugi powód dla którego nie lubię takiego „odpicowania” to taki, że jak czuję że wszystko jest zrobione najlepiej jak się da to mam świadomość, że lepiej już w danych warunkach wyglądać nie będę i to jest trochę przygnębiające uczucie. W mojej ocenie lepiej pozostawiać jakieś niedociągnięcie i mieć poczucie, że da się coś jeszcze udoskonalić (jeśli się będzie chciało) niż robić się pod linijkę. W moim przypadku zawsze jest to uczesanie włosów, mam lekko falowane, nigdy ich nie prostuję, pozwalam żyć własnym życiem. Maluję oczy (tusz, grubsza czarna kreska), więc usta są już neutralne. W ubiorze do sukienki jeśli zakładam buty na obcasie to przełamuję to ramoneską albo kurtką jeansową itp. Mam nadzieję, że udało mi się wyrazić to o co mi chodziło;) Twoja stylizacja podoba mi się z powyższych powodów i nie tylko.
Cześć Mario! BARDZO dziękuję za Twoją książkę! Przeczytałam ją już raz, tak zachłannie, żeby zobaczyć jak się kończy, a teraz powoli czytam ponownie. I tak jak za pierwszym razem wszystko wydawało mi się takie proste, to za drugim razem zwątpiłam i dałam sobie czas… Czas na poobserwowanie siebie – co wybieram na co dzień z szafy, jak działam rano (czyli, że to co zakopałam na najniższej półce ciągle tam kwitnie i zapuszcza korzenie) i jak działam na zakupach (coraz lepiej mi idzie i coraz rzadziej zaliczam wtopy). Tak jak dziewczyny już tu pisały, mnie też ciągnie do french chic i tego staram się trzymać. I powiem Ci, że kiedy kilka lat temu zaczynałam swoją przygodę z poszukiwaniem stylu byłam naprawdę pogubiona i wiele kobiet na ulicy sprawiało, że czułam się jak stylowy cienias to teraz (Mario dzięki Tobie!) rzadko się zdarza, że jakiejś babce zazdroszczę. Zrobiłam się wybredna, poprzeczkę postawiłam wysoko, ale wreszcie kiedy zaglądam do swojej szafy widzę, że jest dobrze :)) I jeszcze jeden wskaźnik postępu: jestem mamą dwóch nastolatek i coraz częściej się zdarza, że podbierają mi cichcem ciuchy z szafy i coraz częściej słyszę z ich ust komplementy, a wiesz że na takie coś to trzeba sobie zasłużyć ;) Jeszcze nie zakończyłam tej przygody i jeszcze raz Ci dziękuję za książkę (że o blogu nie wspomnę :) ) Pozdrawiam!
Ja mam standard, poniżej którego nie schodzę – ciemne dżinsy bez żadnych przetarć ani innych cudów i bluzka w paski albo biała, porządne buty i torebka, ogarnięta fryzura. No i stawiam na wygodne kroje w eleganckich kolorach, głównie granat i biel z dodatkiem beżów. Nie lubię być odstawiona, i na co dzień lubię mieć jeden element extra – pomadkę albo czerwoną torbę albo pomalowane paznokcie, albo obcasy. Wszystkie te rzeczy naraz – nigdy w życiu. Dwa elementy extra to już na okazję albo jak mam wyjątkowo dobry dzień, i nawet jak idę na wesele, to coś lubię mieć super prostego, np. włosy zupełnie takie same jak na co dzień. Bardzo mi się podobał wpis o stylu Caroliny Herrery i myślę, że to dla mnie dobry kierunek na przyszłość, zwłaszcza biała koszula jako podstawa garderoby, tylko dla mnie musi być luźna. Ostatnio jedną nabyłam i będę próbować, jak mi z tym. Ale na razie french chic rządzi!
Wygladasz pieknie, wszystko razem Ci pasuje. Nic dodac niz ujac. Ja czesto mam tak,ze wiele rzeczy mi sie podoba,i chetnie poogladam na kims. Lubie patrzec na osoby,ktore swiaodmie wybieraja ubrania pod swoj typ urody, styl zycia. Ty masz w sobie typ rockowej,zadziornej dziewczyny, ale bardzo podoba mi sie w jakim kierunku zmierzasz( ten bardziej elegancki sznyt), jak tak Cie obserwuje od paru lat. To jest swiadome.. Spojne.
Bardzo mi sie podobaja np.sukienki w kwiaty,tropikalne wzory, kolory miszmasz,ale sama przymierzylam ostatnio takich kilka i jakos…wygladam jak moja babcia w podomce,jesli wiecie o co mi chodzi. Najlepiej mi w prostych,koszulowych fasonach, minimalistycznych sukienkach z paskiem, jednokolorowych. Im mniej tym lepiej. Bycie zrobiona utozsamiam z obcasami i wyrazista szminka. Lepiej sie czuje,gdy wybiore TYLKO obcas lub tylko szminke, ktoras z dziewczyn powyzej odczuwala to podobnie:)
Wiem,ze obcas bardzo sluzy mojej kobiecej sylwetce, ale na co dzien…niekoniecznie.
Twoja ksiazka, Mario, wciaz na mnie czeka:)
Na Tobie – super. Bardzo 80s i jak ktoś pisał trochę włosko :) Dla mnie jest za dużo i za dramatycznie – nawet jeśli to jest stylówka na jakieś ważniejsze wyjście. Dla siebie bym wyrzuciła pasek, kolczyki i szpilki i dała do tego gładkie czarne zamszowe na słupku. Albo nawet czerwone. Ale to już by było extremum mojego odpicowania ;) Zdecydowanie bardziej trafia do mnie ta wersja, którą ktoś już wrzucił (minus buty) https://ubierajsieklasycznie.pl/w-bialej-bluzce/. Ale ja ogólnie jestem okrąglejsza i pozbyłam się marynarek na rzecz miękkich i długich kardiganów. Ogarnięty i bez „flejostwa” mam zawsze makeup i paznokcie. Z ubraniami mam tak, że jak jest za sztywno to wyglądam jak stara ciotka. Dlatego też pracuję nad swoim effortless look ;)
Stylówka bardzo „Mariowa” i kompletnie nie moja (nad tym typem koszuli bym się zastanowiła, ale inny model, a reszta nie dla mnie) – przede wszystkim jest zbyt bogato i elegancko, żebym się tak ubrała, ale Tobie pasuje :)
Gdzie u mnie przebiega granica między luzem a dopracowaniem…
Z jednej strony luz, bo wygodne buty, miękkie i oddychające materiały… Przede wszystkim włosy, z którymi z reguły nic nie robię, bo pasuje mi moja naturalna burza fal, chociaż wygląda bardziej dziewczęco i preppy niż nonszalancko i kobieco. Właśnie, staram się wyglądać nonszalancko, nie lubię wrażenia, że musiałam się postarać, żeby dobrze wyglądać.
Z drugiej strony ostatnio zauważyłam, że np. ubieranie się bardzo prosto, same basici, oszczędny makijaż i brak dodatków się u mnie nie sprawdza – muszę bardziej zaszaleć (i dopracować look ;)), żeby to jakoś wyglądało. Na pewno nie dla mnie jest styl dziewczyny z sąsiedztwa XD
Tak więc staram się iść w dopracowaną nonszalancję ;)
Podobnie jak kilku dziewczynom przede mną, Twoja stylizacja kojarzy mi się z włoskim stylem: elegancja, klasyka, złota biżuteria, skórzane dodatki. Widzę dostojną, pewną siebie kobietę i bardzo mi się to podoba. No i ta jasna, rozświetlona cera!
A co mi służy? Ostatnio zmieniłam rodzaj pracy, dość drastycznie zresztą, co pociągnęło za sobą zmianę codziennego wyglądu. Moim uniformem jest teraz bluzka koszulowa, najczęściej biała, ale także niebieska lub w klasyczny wzór (wcześniej najczęściej T-shirt), bawełniane chinosy i skórzane baleriny, pasek oraz torba, odrobina biżuterii. Nie będę ukrywać, że moja sylwetka uwielbia koszule i tę odrobinę ogarnięcia, jaką zapewniają. W sumie większość rzeczy, które teraz nosze miałam już wcześniej w szafie, ale dopiero teraz zebrałam trochę komplementów od osób, które znają mnie z poprzedniego wcielenia i widzę w ich oczach zaskoczenie :)
Mario, odebrało mi mowę. Bez odbioru.
Jestem zachwycona! Przy spódnicy w palmy narzekałam, że jest za mało biżuterii, no to teraz mam ucztę O paskach też chętnie się dowiem więcej, bo podkreślanie talii uwielbiam. Dziewczyny narzekają na buty, ale moim zdaniem to męskie Oksfordki popsuły by odbiór stylizacji, jesteś tu ostra, wyraźna i ultrakobieca, więc tylko szpilki są tu dobrym i jedynym słusznym wyborem.
Co do zrobienia na 100% to zawsze jestem zrobiona na 100%, ale w swoim ukochanym boho stylu Często chodzę w pogniecionych rzeczach (teraz to głównie za sprawą moich maluchów) ale nigdy nie przeszkadzało mi to czuć się atrakcyjnie i wyjątkowo. Ale ostatnio coś mi drgnęło w sercu i to dzięki Twojemu wpisowi o French chic. Jeszcze nie wiem czy jest to coś dla mnie, bo nie wiem czy uwierzysz, ale nie znałam do tej pory French chic. Tak jak innych styli, ze względu na swą wręcz arogancję w obnoszeniu się boho. Jak tak dalej będę się zanurzać w Twojego bloga to jestem bardzo ciekawa dokąd to mnie doprowadzi :) Wiem jednak, że tak zdecydowany look jak u Ciebie u mnie nie ma szans. Zbyt romantyczny ze mnie typ, a do tego jestem prawdziwym latem, więc aż tak zdecydowanie kontrasty nie są dla mnie :)