Ten wpis traktuje o dbaniu o MOJĄ figurę. Nie chcę, żeby ktoś brał go jako uniwersalny poradnik. Jeśli kogokolwiek zainspiruję do zmiany trybu życia na zdrowszy, będzie to najmilszy efekt uboczny wpisu, jaki mogę sobie wymarzyć.
Wiem, że są dolegliwości i choroby, które bardzo utrudniają chudnięcie, dlatego wierzcie mi, że doceniam bardzo to, że jestem zdrowa, uznaję się tutaj za szczęściarę i nigdy bym nie potraktowała nikogo z góry mówiąc mu, że powinien być fit – niedorzeczne jest to zakładanie, że każdy musi być fit, bo jak nie to nie ma życia…
Wszystko co tu przeczytacie zostało skonsultowane z dietetykiem, a dokładniej z moją koleżanką, Alicją Białowąs z bloga Barbell Kitchen, która miała do mnie bardzo dużo cierpliwości, bo ja jestem totalnym laikiem w temacie zdrowego jedzenia, treningu, suplementacji itp., a pytań miałam miliony i padały one nie tylko przez fejsa czy przez telefon, ale także zdominowały nasze rozmowy, kiedy się spotykałyśmy w realu. Alicja z łatwością rozpisałaby mi dietę, ale mnie wcale nie interesowały czasowe rozwiązania i osiąganie jakiegoś celu. Postanowiłam, że będę po prostu prowadzić zdrowszy tryb życia NA STAŁE.
Jak się czułam przed wprowadzeniem zmian
Miałam bardzo mało energii, szybko się męczyłam, byłam notorycznie „wzdęta” i nie podobało mi się jak moje ciało wygląda w takich ubraniach, w jakich ja chcę chodzić.
Zawsze byłam szczupła, ale jednocześnie zawsze miałam trochę jakby większy brzuch. Po części to wina mojej postawy i tego, że nie zawsze kontroluję prostowanie się, ale ostatnio nie ukrywam, że jadłam o wiele więcej słodyczy, pieczywa, mącznych rzeczy, a nawet fast foodów itp. (głupota totalna z mojej strony, bo nie znoszę fast foodów, to było jakieś lenistwo i nuda, że jadłam takie rzeczy, wytłumaczyć inaczej tego nie zdołam), a wszystko szło właśnie w brzuch. Ja ogólnie nie mam problemów z tym, że on jest duży, bo mogłabym go zakrywać (co zresztą robiłam), mogłabym ubierać się tak, żeby wyglądać ok i żeby go nie eksponować. Mam natomiast problem z tym, że moje poczucie estetyki nie pozwala mi przy dużym brzuchu założyć obcisłego golfa i obcisłych jeansów, bo uważam, że wygląda to bardzo niekorzystnie.
Dwie główne motywacje
Tak więc powiedziałabym, że były dwa główne motywy tej zmiany i były to:
Chęć zakładania wymarzonych, często bardzo dopasowanych ubrań -> proporcjonalna figura*
Chęć poczucia się lepiej, energiczniej, silniej i zdrowiej -> samopoczucie
*Chciałam Wam jakoś zobrazować, co mam tu na myśli i pomyślałam sobie o skrajnym przykładzie jakiegoś seksownego stroju. Raz na jakiś czas kobieta chce się wbić w coś sexy, ale dla mnie jakoś nigdy zbyt wydekoltowana sukienka czy jakieś rozcięcia się takimi nie wydawały. Ja za to przepadam wprost za strojami, które wszystko zakrywają, ale bardzo przylegają i takie chciałabym często nosić. I pomyślałam, że Kobieta Kot może być doskonałym archetypem tego podejścia.
Więc na upartego można spłycić ten wpis słowami: Maria chce być Kobietą Kotem :)
Tak na poważnie, absolutnie nie było i u mnie nigdy nie będzie żadnym motywem to, że nie mogłam ścierpieć swojego odbicia w lustrze. To, że miałam duży brzuch i kilka osób mnie spytało czy jestem w ciąży przez ostatni rok, to mogło być trochę nieprzyjemne. Ale z drugiej strony, miałam wtedy ładną „pełną buzię”, biust był całkiem spory, coś tam poszło w uda, więc ta noga wyglądała tak konkretnie, co mi się podobało. Nie miałam negatywnej motywacji i nikomu takiej nie polecam. Wolę akceptować swoje ciało i wziąć sprawy w swoje ręce, zobaczyć co mogę z nim fajnego zrobić, niż szukać na siłę u siebie brzydoty i radykalnie coś zmieniać. U mnie to zawsze będzie kwestia siły i ambicji – jak wiem, że mam moc sprawczą, to chcę działać, chcę sobie udowodnić, że jestem w stanie coś dobrego dla siebie robić. Nie interesuje mnie metamorfoza (moje „ulubione” słowo jak wiecie haha), interesuje mnie progres.
Jedzenie
Jestem całkowicie zdrowa i nie mam problemów z chudnięciem. Zaczęłam wprowadzać zmiany pod koniec maja. Kalorii nigdy nie liczyłam i nie będę liczyć, jest to dla mnie nudne i nie zamierzam interesować się tym tematem.
Przede wszystkim:
1) ograniczyłam słodycze
Powiedziałam sobie, że nie jem słodyczy, ale nie jestem jakoś wybitnie w tym zatwardziała. Na urodzinach zjem kawałek tortu, czasami jak jesteśmy na lodach, to wezmę sobie loda, jak ktoś częstuje upieczonym przez siebie ciastem to zjem, jak spotykam się z koleżanką i ona je ciacho, to ja też wezmę dla towarzystwa. Natomiast nie kupuję słodyczy, nie podjadam ich, nie rzucam się na nie bezmyślnie, bo są.
2) ograniczyłam mleko
Bardzo lubiłam cappuccino na mieście i nie mówię tu tylko o jednej kawie w tygodniu. To był taki głupi nawyk – chciało mi się tego smaku, ale potem czułam się fatalnie, a brzuch był jak piłka. Przerzuciłam się na czarną kawą, którą dopiero teraz w pełni doceniam i myślę nawet o kupnie ekspresu. Nie piję kawy codziennie, jest mi teraz łatwiej się od tego powstrzymać, a kiedy piję to mogę w pełni docenić smak. Alicja zasugerowała mi w związku z prawdopodobną nietolerancją laktozy zmianę mleka w cappucino na roślinne, ale jakoś nie mogę się przełamać. Zdarza się, że jem płatki z napojem sojowym lub ryżowym i to jest ok, ale kawa w takiej formie jest dla mnie jeszcze niesmaczna.
Czasem zjem jogurt naturalny, zrobię domowe lody na maślance lub zjem płatki z mlekiem bez laktozy, wypiję kakao – znowu, nie jest to bardzo zero jedynkowe. Nie rezygnacja, raczej znaczne ograniczenie.
3) nie obżeram się pieczywem
To wydawało się dla mnie najtrudniejsze, a okazało się naturalne. Chyba byłam uzależniona od chleba i bułek, bo mi ich ciągle było mało. Na początku dość ostro mówiłam sobie, że zjem tyle, a tyle kanapek, a później już po prostu mnie tak nie ciągnęło do pieczywa i po prostu nie wróciłam do obżerania się. Jem mniej pieczywa, ale i tak wcale nie mało, co dla mnie jest sukcesem.
4) piję dużo wody i herbaty
Nie lubię soków i słodkich gazowanych napojów. Piję wodę, wodę gazowaną i czarną herbatę z cytryną bez cukru – moje trzy ulubione pićka od zawsze, ale zmieniłam trochę proporcje. Zwykłej wody piję najwięcej, gazowaną wodę zamawiam zawsze w restauracji do obiadu (każdy ma jakieś przyjemności, ja mam wodę gazowaną, nie umiem tego wytłumaczyć), a czarną herbatę robię sobie tylko raz dziennie.
5) polubiłam zupy i koktajle
Ja raczej z tych konkretniejszych osób jestem jedzeniowo, więc to też dla mnie jakaś nowość, ale robię teraz nieustannie zupy na obiad i sprawia mi przyjemność wynajdywanie nowych przepisów. Koktajle uwielbiam od kiedy kupiłam blender kielichowy (jeden z lepszych zakupów, mam ten), mam dużo książek Zielonych Koktajli, a ostatnio dołączyła do nich nowa, która trafia idealnie z tematem, czyli koktajle dietetyczne. Robię też sporo past na kanapki, kocham awokado, polubiłam hummusy, czasem coś tam zakołatam na szybko z jajkiem i rybą :) Chcę mi się robić fajne jedzenie.
Jeszcze tylko uściślę, ale to chyba jest oczywiste – dla mnie sok z kartonu i koktajl lub smoothie zrobione samodzielnie to nie to samo. W zasadzie to koktajl traktuję trochę jak jakieś lekkie jedzenie. A soków ze sklepu nie piję, bo mi nie smakują.
Wszystkie te kroki są nieradykalne i wprowadzane stopniowo, ale jak obserwuję swoje ciało, to jak się czuję, to już wiem, że się nie cofnę i będę robić jeszcze więcej zdrowych rzeczy. Już teraz powoli dochodzę do wniosku, że:
1) Muszę zwracać uwagę na tempo w jakim jem i zwalniać, powoli przeżuwać, nie spieszyć się.
2) Jeść więcej warzyw i owoców, robić sobie przekąski w stylu paski papryki czy marchewka do ręki, mrożone winogrona i inne takie super rzeczy (jeszcze ciągle mam tego za mało)
3) Jeszcze bardziej urozmaicić śniadania i kolacje, choć już i tak nie jest źle, to poszukać nowszych przepisów, najlepiej bezmięsnych.
A więc te trzy punkty są dla mnie teraz priorytetowe i będą powoli wprowadzane. A że ja będę się tak odżywiać, to rzecz jasna cała rodzina z musu również.
Ćwiczenia
Przeanalizowałam moje aktywności w poprzednich latach. Ćwiczyłam np. z Chodakwoską i mi się to szybko znudziło. Doszłam do wniosku, że wolę krótki i intensywny trening codziennie niż kilka razy w tygodniu po 40-60 minut. Tak mam, że jak pojawia się jakaś przerwa dniowa, to potem mi jest trudniej wrócić. Więc zaczęłam sobie szukać innych rzeczy i nie przejmować się internetowymi poradami, nie kupować żadnych sprzętów, znaleźć coś, skonsultować z Alą i ćwiczyć.
Najpierw ściągnęłam sobie bezpłatną aplikację na telefon, która nazywa się 30 dni fit. Można tam znaleźć treningi na całe ciało lub różne partie ciała, a także ustawiać sobie poziom trudności. Ustawiłam sobie trzydziestodniowy trening brzucha, opcję najtrudniejszą i robiłam każdego ranka. I wytrzymałam, zrobiłam te 30 dni i byłam szczęśliwa. Potem pomyślałam, że zrobię trening na nogi. Znów ustawiłam 30 dni, najtrudniejszy poziom i w niektóre dni, po treningu nóg, robiłam jeszcze kilka ćwiczeń na brzuch zapamiętanych z poprzedniego miesiąca.
Ale ta apka też zaczęła mnie trochę nużyć, więc przeszukałam youtube i znalazłam dziewczynę, która nic nie mówi, tylko ćwiczy. I to z nią teraz ćwiczę, a apkę już odstawiam. Kanał nazywa się Pamela Rf. Korzystam tylko z dwóch filmików na razie: tego na brzuch i tego na całe ciało.
Wygląda to więc tak, że codziennie rano (oprócz niedziel) robię z Pamelą albo brzuch, albo całość. Zależnie od nastroju, ale zazwyczaj raz to, raz to. Po tym intensywniejszym treningu piję odżywkę białkową (dwa lub trzy razy w tygodniu). Robiłam to od pierwszego dnia jakichkolwiek ćwiczeń. Ala uczuliła mnie, żeby się nie cackać i tłuszcz od razu zmieniać w mięśnie, no i po spisaniu jej wszystkiego co jem doszła do wniosku, że warto uzupełnić białko. Nie chciałam dorzucać jeszcze nabiału czy mięsa, więc spróbowałam z odżywką. Na początku robiłam sobie koktajl z waniliową, ale to mi zupełnie nie podeszło, a potem kupiłam odżywkę o smaku czekolady. Rozpuszczam miarkę w jednej trzeciej szklanki wody i od razu wypijam.
Teraz dochodzę do wniosku, że te ćwiczenia na brzuch są już dla mnie za łatwe i będę robić, któryś z innych filmów Pameli albo znajdę sobie coś nowego. Natomiast ten dwudziestominutowy trening zostanie ze mną jeszcze długo, bo moje pompki wyglądają żałośnie (serio). Chciałabym go robić z łatwością, a potem znowu coś urozmaicić.
Po ćwiczeniach biorę prysznic i robię peeling, a potem nacieram brzuch i nogi balsamem wyszczuplającym. Teraz używam peelingów i balsamu modelującego z Ziaji, pokazywałam je w tym wpisie. I nie ma dla mnie lepszego uczucia niż to wyjście z łazienki po takim działaniu. Samopoczucie jak młody bóg. Jak ja mogłam nie ćwiczyć?
Dotychczasowe efekty
Nie mam w domu wagi, więc ważę się tylko przy okazji wizyt u mamy. Nie mierzę się. Gdy zaczynałam, czyli pod koniec maja, ważyłam 65kg, mam 168cm wzrostu. Pod koniec lipca ważyłam 59,5kg. Pod koniec sierpnia, czyli teraz, ważę 58kg. Waga się stabilizuje, może już nawet tak zostać, nie ma to znaczenia.
Brzuch zszedł niesamowicie. Nie jest absolutnie płaski, ale na pewno mniejszy i proporcjonalny. Nie mam już kompletnie problemów z tym, że po jakimś posiłku robi się z niego balon, nawet w trakcie okresu, powiedziałabym, że jest spoko. U mnie to zawsze była kumulacja – okres + jakiś mleczny posiłek = balon.
Ostatnio dostałam komplement, że mam ładnie zarysowane ramiona. Podeszłam wtedy do lustra i chyba pierwszy raz w życiu napięłam muła i tam nic nie zwisało, ramię było takie jędrne :)
A więc na pewno wizualnie największe zmiany widzę na brzuchu i ramionach. Na talię przyjdzie czas, to już będzie wyższy poziom wtajemniczenia.
Psychicznie czuję się bardzo dobrze. Po ćwiczeniach, a dokładniej po prysznicu, rozpiera mnie energia. Wtedy mi się najlepiej pisze, a przecież Zosia jest przy mnie i nie jestem na sto procent przy komputerze, co będzie jak będę miała całkowitą ciszę??? Może wtedy będą wpisy codziennie, haha.
Zauważyłam też, że z coraz większą przyjemnością obniżam sobie temperaturę wody pod prysznicem. Kiedyś tylko i wyłącznie ciepła woda czy gorąca, a teraz sprawia mi przyjemność letnia, a nawet chłodniejsza.
Nie chce mi się też tak nieustannie podjadać jak kiedyś. Mam wrażenie, że dawniej jedzenie potrafiło mnie zdominować, nie mogłam się oprzeć, gdy ktoś jadł coś słodkiego, czy tak zupełnie bez sensu się czymś zapychałam. Teraz jestem bardziej refleksyjna i nie idę na skróty: wolę coś sobie z głową przygotować, niż sięgać w sklepie po przetworzone rzeczy. I szczerze mówiąc, jestem bardzo zdziwiona, że moja zmiana zaczęła się pod koniec maja, a ja już pod koniec sierpnia mogę napisać takie rzeczy, że to poszło tak szybko i tak szybko pojawiły się miłe dla mnie rezultaty.
Od września będę musiała znaleźć nowy rytm dnia, bo Zosia wraca do przedszkola i prawdopodobnie będę ćwiczyć wieczorami. Na pewno chciałabym wprowadzić jakiś bardziej naturalny wysiłek fizyczny do życia – Zosia jeździ już na rowerze bez bocznych kół, my też mamy już rowery, więc prawdopodobnie rowerowe weekendy są nasze. Tęsknię za basenem, więc pewnie raz w tygodniu zamiast ćwiczeń, będę pływać.
W komentarzach proszę Was o to, byście pisały o jakichś rzeczach, które robicie dla zdrowego trybu życia i jesteście z nich dumne. Chwalimy się nawet drobnostkami, liczą się nawet najmniejsze zmiany! I zawczasu napiszę – unikajmy protekcjonalnego tonu. Mam super czytelniczki, ale jak widzę w internetach jak ludziom odbija przy tematach zdrowia i fit, wolę uprzedzić haha :) A więc omijamy poradnictwo i słowo „powinnaś”, inspirujemy się!
Bardzo fajny inspirujący wpis Ja od miesiąca zaczynam dzień od szklanki wody z sokiem wyciśniętym z połówki cytryny Wypijam to zaraz po przebudzeniu i po 30 minutach jej śniadanie Obowiązkowo owsianka z jabłkiem lub bananem :)
Dzięki! Owsiankę gotujesz rano czy masz jakoś wcześniej przygotowaną? I jeszcze napisz czy ona jest na mleku, czy wodzie?
Na wodzie :) Płatki owsiane górskie (zdrowsze od błyskawicznych) zalewam wrzątkiem tylko do zakrycia i przykrywam talerzykiem żeby nasiąkły Można przygotować wieczorem ale ja robię rano Wystarczy 15-20 minut i już można jeść ;)
Bo ja robię wieczorem na zimno -> z mlekiem, jabłkiem, rodzynkami i cynamonem i już mi się to nudzi :)
Czyli owsianka nie jest ci obca :) Ja zamierzam wprowadzić naprzemiennie z owsianką kaszę jaglaną na śniadanko Też z owocami ale zawsze to jakieś urozmaicenie ;)
Nieee, nie jest, a jaglankę też lubię, ale ją akurat lubię najbardziej z mlekiem + mleko kokosowe na ciepło. I tak, jakieś owoce na to!!! Pychota.
Owsianka na wodzie + posiekane daktyle + tahini + jagody
Mmm…
Płatki owsiane tak jak inne kasze należy przegotować :) skrobia obecna w zbożu ma kilka rodzajów i jest tylko w ok.30% przyswajana przez organizm na zimno, żeby rozłożyć skrobię do cukrów prostszych trawionych przez organizm potrzebny jest proces kleikowania skrobi czyli po prostu doprowadzenie potrawy do wrzenia na 1-2 min minimum.
Ja owsiankę jem na ciepło, ale od jakiegoś czasu dodaję trochę płatków jaglanych, wtedy jest bardziej kremowa. Ale jem też z płatkami orkiszowymi, żytnimi, gryczanymi… Dorzucam też małą garść orzechów (kupuję od razu mieszankę, więc są różne). I jem z różnymi owocami, które dodaję do ugotowanej owsianki tuż przed jedzeniem – teraz maliny/borówki amerykańskie, zimą głównie z bananem lub gruszką. Z łyżeczką masła orzechowego też jest super, bo syci na dłużej. A, czasem dodaję też wiórki kokosowe, jak mam jakąś resztkę. Owsianka nigdy mi się nie nudzi:D.
Super, Aniu ja też próbowałam z masłem orzechowym, bo bardzo je lubię i nie podeszła mi ta mieszanka. A mam ochotę przełamać właśnie takim czymś owsiankę. Słyszałam, że niektórzy dodają solony karmel, ale jeszcze nie doszłam jak się go robi :)
Polecam bardzo złotą owsiankę z przepisu Marty Dymek (jadłonomia), jak najdzie mnie ochota mogę jeść przez tydzień pod rząd, super smakuje z bananem
ooo a ja ostatnio robiłam mój pierwszy solony karmel. Z tego przepisu> https://www.youtube.com/watch?v=VPuogeEGS_0
owsianka to fajna sprawa. By się nie nudziła polecam codziennie inną wersję/ raz z bananem, raz z jagodami, jabłkiem. To cynamon, to kardamon. Orzechy, płatki kokosowe. Lubie też polać domowym sokiem maminej roboty.
Co do sportu to cos w tym jest, że jak człowiek zacznie i ie wkręci to żyć się nie da bez niego. Wędrówki po górach, lasach (każdy z nas ma jakiś las w pobliżu), plaży. NIby nic a ciałko pracuje. Polecam bieganie ale tu trzeba wytrwać. początkowo nienawidziłam a potem to na każdą wycieczkę pakowałam buty do plecaka.
Fajny wpis.
a ja, moze to dziwne, ale jem owsiankę po prostu z… solą. Po prostu najpierw zalewam płatki owsiane górskie wrzątkiem, troszkę solę i gotuje na wolnym ogniu około 5min, aż będą gęste, potem dodaję mleko, a nawet trochę żółtego sera:) Zastrzegam, że nie jest to żaden fit przepis, tylko tak się je w mojej rodzinie od lat, w ramach urozmaicania śniadań (ten ser żółty to dlatego ze płatki owsiane wyciągają wapń z organizmu, nie wiem czy to prawda, tak gdzieś przeczytałam)
Dobra robota Mario! Ja zawsze miałam ułatwioną sprawę żywienia i ruszania, ponieważ w mojej rodzinie zawodowo się biegało na poziomie olimpijskim. Też nigdy nie miałam problemów rozmiarowych, ale w związku z wąskimi biodrami i trzema porodami o plaski brzuch nie jest łatwo. Kiedy karmiła najmłodszego musiałam odstawić nabiał i mimo wielkiemu wspolczuciu babć i cioć dosyć dobrze mi to robiło. Zauważyłam też, że dłuższa przerwa w jedzeniu i pozwolenie brzuchowi na odpoczynek też jest ok. Jakoś samo wyszło, że zaczęłam jeść obiadokolację kiedy mąż wracał z pracy (16.30-17.30) i na kolację już wtedy ochoty nie miałam. Jem dopiero śniadanie ok 9. Teraz całą trojka rusza do przedszkola i też mam nadzieję trochę pokombinować z jedzeniem. Przez wakacje każde zakupy były wyzwaniem .
No proszę Ania, to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że można ładnie samemu się wyregulować, a niekoniecznie stosować się do odgórnych zaleceń. Ja z kolei jem bardzo wcześnie śniadanie, od razu po wstaniu, a wiem, że niektórzy nie mogą nawet myśleć o jedzeniu przez przynajmniej dwie godziny po wstaniu :)
Ja mam ten problem że nienawidzę owsianki jaglanki, nic z tych rzeczy. Niecierpie śniadania na słodko a mam wrażenie że nie da się być fit bez tej nieszczęsnej owsianki.
I tu moje pytanie, co zdrowego i wartościowego poleciły byście komuś kto chętnie by zrzucił parę kilo i nie cierpi owsianki :)
Powiem Ci, że też długo nie mogłam się przekonać. Kanapeczki, to mi najbardziej smakowało, a śniadanie na słodko mi nie smakowało, nie miałam na słodkie rano ochoty (choć ogólnie slodycze to moja słabość). Poza tym zaraz byłam po owsiance głodna.
Co się zmieniło? Zaczęłam mimo wszystko tą owsiankę jadać, albo gotowaną z cynamonem i jabłkiem, albo tylko zalaną wrzątkiem, z różnymi owocami surowymi. Jak dorzucę do tego łyżeczkę oleju kokosowego lub masła i garść orzechów lub pestek, to w końcu się nią najadam. I z czasem zaczęła mi smakować, teraz rano rzadko idą kanapeczki. Tak samo było u mnie z czarną kawą oraz herbatą bez cukru – kwestia przyzwyczajenia, smaki się zmieniają gdy zaczynasz organizm do nich przyzwyczajać.
A jeśli absolutnie nie na slodko, to może kasza gryczana z warzywami? choćby z burakami (można już ugotowane kupić w dyskontach :) ), awokado.
Ja z kolei mam problem z wychudzeniem. Chcę się w miarę zdrowo odżywiać, ograniczam nabiał, mięso, ale zdrowe rzeczy są fit :) Ktoś ma jakieś dobre rady?
Może jajka pod różnymi postaciami: w koszulkach, na miekko albo zapiekane z awokado ? Albo soczewica śniadaniowa z jadlonomii? Koktajl warzywny?
Jajecznica! Po owsiance jestem zaraz głodna, a jajka sycą na długo. A do tego jest to najszybsze śniadanie świata :)
A może owsianka z warzywami na słono? Owsianka nie musi być słodka. Do tego jajko na przykład
O dziewczyno jak ja bym chiała ważyć tyle ile Ty przed zmianą! Mam tyle samo wzrostu i ważę ze 20kg więcej. Nie jesem jakoś specjalnie gruba (rozmiar 42), tylko po prostu ciężka. Cukier mnie kusi na każdym kroku i dopada mnie to błędne myślenie 'zjem coś teraz bo później mogę być głodna’. Tak bardzo chciałabym być fit mamą i dawać dobry przykład mojej 16msc córeczce. Pewne zmiany już nastąpiły, ale jeszcze długa droga przede mną.
Yoga with Adriene na you tube.
Bardzo inspirujący wpis! :) Myślę, że brakuje teraz takiego właśnie ludzkiego podejścia do sprawy, a niezdrowa presja często prowadzi do rezygnacji z postanowień..
P. S. Mario, naprawdę świetnie się czyta Twoje posty! Widać jak się rozwijasz także warsztatowo :)
Dziękuję, wiedziałam od razu, że jakbym przeszła na dietę, to nic by z tego nie było. To już lepiej na stałe mieć jakieś fajne nawyki!
Mario super wpis,ja aktualnie jestem w „spozywczej depresji” z braku czasu i szczerze mowiac checi. Od kilku miesiecy wracaja mysli o zdrowym zywieniu i cwiczeniach. Chce sie za to wziac i po prostu zdrowo zyc,na stale :) Zmotywowalas mnie. I z mojej strony moge Ci polecic kawke z mlekiem owsianym,u mnie te mleka ryzowe,sojowe,itd.tez nie przechodzily,a owies to byl strzal w dziesiatke,moze u Ciebie tez sie sprawdzi :)
W sumie mogłabym spróbować tego owsianego. Ale Ty pewnie masz jakieś urządzenie do spieniania mleka, co? Czy tak po prostu dolewasz do kawy?
U mnie też owsiane góruje, poza tym się pieni. Jest taka marka szwedzka Oatly, mają nawet specjalne mleko owsiane dla baristów – pieniące się lepiej niż inne :)
Dzięki za polecenie. Spróbuję zatem też owsianego mleka, no ciekawe bardzo :)
Ja piję kawę z odżywką białkową: orzechową albo biała czekolada. Odstawiłam mleko całkowicie kilka miesięcy temu, także napoje roślinne. Wymyśliłam to przy złamanej nodze, a lekarz nie zabronił :)
Polecam zmiksować kawę z łyżką oleju kokosowego i łyżeczką masła. Nie czuć ani masła, ani oleju, a robi się super pianka a la cappuccino. W necie funkcjonuje to pod nazwą „bulletproof coffee”.
Po prostu dolewam,jak zwykle mleko,prosto z lodowki :)
Przede wszystkim staram się zdrowo odżywiać. Za słodkim nigdy nie przepadałam, ale ostatnio coś mnie bardzo ciągnie w tym kierunku. I zbyt wiele przekąsek się pojawiło. Jestem szczupła, drobna,, ale ostatnio mój brzuch wygląda jak piłeczka.
Planuję jeść więcej owoców i zacząć robić ćwiczenia na brzuch, chyba wypróbuję na początek apke, o której wspominasz.
Ćwiczyłam już z Chodakowską, z Mel B., zima zaczęłam chodzić z kijkami, teraz znów mam ochotę powrócić do ćwiczeń.
Aaa, ja też z Mel B. ćwiczyłam, zapomniałam o tym epizodzie, trochę się za bardzo darła haha, jakoś mnie to rozpraszało :) Po tej apce widziałam rezultaty, bardzo polecam, na dobry początek i do wyrobienia nawyku regularnego ćwiczenia!
Ja ok 4 lat temu ważyłam 69,9 przy wzroście 165 cm, więc taki baleronik był że mnie. Jakoś samo mi się znikąd wzięło i zmieniłam nawyki, bardzo podobnie do twoich tylko bez ćwiczeń i waga spadła o 14 kg. W ciągu 2 lat utrzymała wagę, niestety w kolejnych 2 odpuściłem sobie i wróciło 4 kg. Uważam, że łatwiej się chudnie niż potem utrzymuje, choć teraz za diabła nie mogę się zmobilizować. Niby 4 kg to nie dramat ale jest już bardzo dla mnie widoczne zwłaszcza na brzuchu. Cóż będę czytać twój post codziennie do poduszki, może podziała aby się zdyscyplinować na nowo. Dodam jeszcze, że tak przy okazji, niechcący również mąż schudł 8 kg, teraz też jęczy, że ma za dużo.
A jakbyś Monika np. jeden jakiś zły nawyk wyeliminowała? Na pewno coś by się dało odstawić albo zamienić :) Dyscyplina jest sexy – mówię to całkiem serio!
Hahahah, jak tylko przeczytałam o ograniczaniu słodyczy, to przypomniało mi się o otwartej paczce wiśniowych Delicji w kuchni – właśnie zniknęła w moim żołądku, już nie będzie kusić – także to tyle, jeśli chodzi o dietę :-P A tak serio, to z uwagi na alergię nie jem np. wieprzowiny i kurczaka, przez co wybieram mięso rzadziej ale lepszej jakości, np. wołowinę czy indyka. Od września planuję powrót na dietę bez laktozy i glutenu, którą właściwie powinnam trzymać cały czas. Zdecydowanie lepiej się czułam nie jedząc zakazanych rzeczy, chociaż wymagało to ode mnie więcej wysiłku i czasu na przygotowanie posiłków.
Jeśli chodzi o ćwiczenia, to straszny ze mnie leń. Ratuje mnie to, że chodzę piechotą do pracy, zawsze to 15 minut szybkiego marszu rano i po południu. 1-2 razy w tygodniu umawiamy się ze znajomymi na siatkówkę, niestety robienie brzuszków szybko mi się nudzi.
Ika, właśnie w tych ćwiczeniach Pameli jest dużo przeróżnych desek, a mniej brzuszków i chyba to mnie tak najbardziej urzekło. Czujesz, że żyjesz po takiej serii desek haha.
Cześć,
Ja ograniczyłam słodycze a zwiększyłam owoc i warzywa oraz wodę. Może nie chudnę jakoś bardzo, ale nie tyję (ekstra!) i w ciągu ostatnich 4 miesięcy zrzuciłam 2 kg, a to juz coś, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie 4 lata systematycznie mnie przybywało. Mario – Ty wyglądasz super, zdecydowanie Ci ten tryb życia służy, zwłaszcza, że masz bardzo zdrowe podejście i do jedzenia i do ćwiczenia. Powodzenia!
Pozdrawiam,
Kasia
Kasia, bardzo fajny nawyk, wody nigdy za wiele. I ja człowiek odstawi słodycze, naprawdę jest różnica!
Ja wprowadzilam na stałe szczotkowanie ciała na sucho rano. Mi daje powera i skóra po nim jędrniejsza. A na śniadanie lubię dobie przygotować pudding Chia – wieczorem zalewam Chia mlekiem migdałowym mieszam dobrze przez kilka min i jak się Chia rozproszą wszedzie to wkładam do lodówki; rano dodaje jakieś owoce czy orzechy i jest super.
To szczotkowanie jest takie brutalne Aniu, jakiej szczotki używasz? Na pewno będzie to kolejny krok u mnie, ale wiem, że nie będzie to łatwe :)
Szczotkowanie nie jest takie brutalne, zależy jaki nacisk stosujesz :) jak już się przyzwyczaisz do lekkiego, to potem możesz stosować coraz mocniejszy. Nie ma się co bać.
Zdecydowanie! Masz o wiele więcej samozaparcia niż ja, ale i tak takimi małymi rzeczami da się dużo zdziałać :)
No i zielona herbata – bardzo ją polubiłam i piję w dużych ilościach :)
Pozdrawiam,
Kasia
Kupiłam jakąś No name wzwyklej drogerii. Pomacaj włosie zanim kupisz, ja mam takie średnio twarde i nie czuję bólu, raczej taką energetyczną przyjemność. Rano super pobudza całe ciało.
Ja szczotkuję na wieczór codziennie. Doszłam do wniosku, że to będzie moja alternatywa dla peelingów w ramach „zero waste” – nie kupuję produktu opakowanego w plastik. Polecam szczotkowanie, jestem zachwycona efektami!
Fajnie to sobie rozpracowałaś Mario:) Bardzo zdroworozsądkowo:) Ja z dietą i wagą nigdy nie miałam problemu; przy jedzeniu absolutnie wszystkiego co mi się podoba, w niemałych ilościach, nawet późno, najwyżej mogłam ważyć 57 kilo. Ale lubię smukłe sylwetki i teraz biorę to bardziej w karby. 5 małych, zdrowych, w regularnych odstępach posiłków jest moim optimum. Ćwiczeń nienawidzę serdecznie; w tej chwili dopuszczam jedynie dlugie spacery, ujędrniam się kawą i inspirują mnie dobrodziejstwa krioterapii; zimny pokój do spania, zimna kąpiel, nie otulanie się 300 warstwami w przypadku „załamania pogody”, masaże lodem itp. To chyba najlepsza część tego wszystkiego; jakakolwiek opuchlizna niknie, skóra jest napięta, rzeczywiście tłuszcz ma utrudniony dostęp.
Wiedziałaś Mario, że słynna XVIII-wieczna piękność, Aleksandra Zajączek w ten sposób zachowała wieczną młodość?;)
Podobno jeszcze do tego okładała się surowym mięsem…
I trzymała wiadra z lodem pod łóżkiem:)
Dzieki za przypomnienie jej nazwiska!! Czytalam kiedys o niej i zapomnialam, jak sie nazywala. Podobno spala z blokami lodu pod lozkiem i ogolnie lubila zimno, wygladala podobno faktycznie bardzo mlodo.
Teraz, jesienią będzie łatwiej uskutecznić te lodowe postulaty; już sobie wyobrażam pokój z otwartym balkonem przy 13 stopniach❤
Mary, a ile masz lat? Bo ja po trzydziestce właśnie nie mogę już tak jeść, ale kiedyś to naprawdę i się zapychałam i piwska, i słodycze i wszystko a patyk, no jedynie ten brzuch :) Gdzie ja ostatnio o niej słyszałam, tak się teraz zastanawiam, coś mi to mówi, coś czytałam, muszę sobie przypomnieć kontekst. Co za hardkorowa kobita :)
18:) Ale zarówno moja Babcia jak i Mama całe życie były szczuplutkie:) Chyba naprawdę wszystkie mamy wielkie szczęście w tym zakresie:)
Mary, a nie masz później kataru, nie drapie cię w gardle, jak śpisz przy otwartym oknie? Próbowałam, a muszę nawet teraz już zamykać, bo od razu coś mi się z drogami oddechowymi dzieje.
Bardzo inspirujący wpis. Dla mnie dużo bardziej, niż tematyczne artykuły z cyklu fit :)
Nie chcę kłamać, cała moja rutyna zachwiała się ponad miesiąc temu, a załamała całkowicie tydzień temu i z utęsknieniem czekam jej powrotu. Jestem w trakcie trudnej i żmudnej przeprowadzki, nie mogę się doczekać powrotu do normalnego trybu życia :)
Ale jak ona wyglądała? Jako nastolatka trenowałam bardzo dużo różnych rzeczy. Właściwie nie potrafiłam usiąść spokojnie, tak byłam przyzwyczajona do aktywności fizycznej. Jako dorosła osoba, muszę się do niej zmuszać :) Robię tylko to, co dla mnie przyjemne: basen, zajęcia w grupie typu taniec, pilates, aerobik… Nie lubię siłowni ani treningów przed telewizorem. Nie liczę kalorii, za to unikam pieczywa i makaronu na co dzień (po to, żeby móc bez wyrzutów sumienia sięgnąć po makaron we włoskiej restauracji czy po pyszną bagietkę od czasu do czasu), nie kupuję słodyczy (po to, żeby bez wyrzutów sumienia zjeść czasem pyszne ciasto lub deser), piję espresso lub latte, które robię w domu – bo lubię. Nie słodzę kawy ani herbaty. Jeśli jem chleb, to obowiązkowo z masłem, bo je lubię. Obiady raczej piekę lub gotuję, rzadko coś smażę. Właściwie „obiady” to też złe słowo w moim przypadku. Przygotowuję dania, które mogę podzielić. Zawsze jem śniadanie, obiadowy lunch, po powrocie z pracy lekki obiad (bardziej przypominający lunch), a na kolację najczęściej już nie mam ochoty – przegryzam tylko jakąś marchewkę i plaster mięsa, oczywiście upieczonego. Powoli nauczyłam się sięgać po warzywa w ramach przekąski, ale to było bardzo trudne.
Dużo chodzę. Wolę pójść do supermarketu, niż do niego podjechać, wolę wrócić z pracy pieszo, niż przyjechać autobusem…
Niestety przez ostatnie dwa tygodnie jem na mieście, śniadanie jem dopiero jak padam z głodu, głównie jogurty, owoce i kanapki. Jem dużo słodyczy, szukam łyżek w walizce z bielizną, a papierowych talerzy w torbie z kosmetykami. Boję się stanąć na wagę, kiedy już ją wygrzebię. Przytyłam o jeden rozmiar. Dziś po raz pierwszy od dwóch tygodni ugotuję obiad, będzie to brokułowa na rosole i już mi ślinka cieknie :D
Mój mąż wybiera się do dietetyka (potrzebuje korekty nawyków żywieniowych), ja też na tym skorzystam, bo nie chcemy się bawić w układanie indywidualnych diet.
Mam odstający brzuch, ale nad tym pracuję inaczej, niż do tej pory: byłam u fizjoterapeuty, problem leży w postawie.
A ogólnie kocham moje ciało. I dla mnie również „ultimate sex symbol” to Kobieta Kot :)
I zapomniałam napisać o moich najważniejszych punktach dnia: poranna woda z cytryną i miodem, a czasem jeszcze z imbirem! Jogurt naturalny każdego dnia! :)
Gosia, fajnie to rozpisałaś. Bardzo do mnie przemawia idea odmawiania sobie byle jakich słodyczy, żeby od czasu do czasu jeść coś ekstra. Prawdę mówiąc to się pięknie wpisuje w to całe nie kupowanie szajsu, tylko jednej porządnej rzeczy do szafy, nie rozdrabniania się na jakieś lipne wyjazdy weekendowe, żeby sobie spędzić bardziej quality time urlopowy… Bardzo to jest przekonujące.
I bardzo się ze sobą łączy! U mnie poszło lawinowo: najpierw dyscypliną związana z posiłkami i ruchem, potem szafa, a potem życiowa przestrzeń poukładała mi się sama, jakby w konsekwencji poprzednich zmian :)
Bardzo ciekawy wpis, bez nudnego poradnictwa i zadęcia. Marii, rządzisz!
Chodziłam regularnie na pilates, dwa razy w tygodniu to za mało, ale raczej z przyzwyczajenia, niż z powodu efektów, ostatnie zajęcia były jednak tak nudne (dla mnie), chodziło o izolację poszczególnych mięśni, było więcej wykładu o danym mięśniu niż nawet ćwiczenia go, że po powrocie do domu zaczęłam ćwiczyć. I tak trwa to już 3 tygodnie. To trochę pilatesu, dorzucam pompki, coś na brzuch, nogi. Poprawiło mi się krążenie, zawsze miałam problem z zimnymi stopami, a teraz jak ręką odjął!
Potem idę pod prysznic, ale przed myciem szczotkuję całe ciało na sucho, 2 razy w tygodniu stosuję do tego jeszcze peeling, po myciu lubię się smarować masłami, to pewnie przez moją suchą skórę.
Pochwalę się moim drobnym sukcesem, bo już od ponad roku zaczynam dzień od szklanki cieplej wody z cytryną, a potem jeszcze wypijam szklankę siemienia. Od roku moim ukochanym śniadaniem jest jaglanka z owocami. Do pracy zabieram ze sobą słoik z nasypaną porcją płatków jaglanych, dodaję do tego orzechy, w pracy zalewam to wrzątkiem, dodaję trochę gęstego jogurtu naturalnego i owoce świeże lub suszone albo domowy dżem w zimie. Pyszności.
Kurczę Paulina, muszę spróbować tych różnych płatków na wodzie. Zawsze robię na mlekach różnego rodzaju i boję się, że wyjdzie mi z wodą nijaka zupa i że się nie najem. Ale popróbuję.
Możesz spróbować, ja zalewam wrzątkiem, ale niedużo i czekam aż się wchłonie, a żebym się najadła to dodaję jogurt, nie wiem, czy możesz spożywać przetwory mleczne, ale jeśli tak, to jest alternatywa
Tez polecam owsiankę na wodzie i do tego jogurt naturalny z rozdrobnionym bananem ( rozdrobniony, nie pokrojony to wtedy jest słodka). Dodaje owoce świeże, czasem suszone, łyżeczkę miodu ( czasem bez). I dzięki temu, ze zmieniam owoce za każdym razem jest inna, np. pokrojone mango i kardamon, śliwki świeże z cynamonem lub jabłka, z malinami i kakaem (dużo malin ), lub np. z domowa chalwa( w blenderze ucieram ziarna sezamu z łyżka miodu, wychodzi wtedy troche gestsze tahini i do tego łyżka miodu, robię kulki i przechowuje w lodowce, potem taka kulkę krusze na owsiankę , pycha, polecam
super… gratuluje!! mi najgorzej wychodzi ze słodyczami ciągle mi ich mało i mało…
Oj, no to trudne, rozumiem, bo miałam tak z pieczywem. Napiszę posta o silnej woli, bo ostatnio przeczytałam pewną teorię na ten temat, która tylko potwierdziła to, co przez całe życie robiłam :)
Widzę wiele podobieństw do moich nawyków ;) Na mnie też nie działa liczenie kalorii, kiedyś próbowałam, skończyło się po kilku dniach. Ja staram się jeść dużo warzyw, kasz i produktów pełnoziarnistych – ogólnie w jedzeniu szukam błonnika. Piję przy tym sporo wody. Ograniczam też słodycze, białą mąkę i produkty jej pochodzenia (czasem się zdarza, ale w końcu jak tu nie zjeść tortu na przyjęciu ;)). Również zauważyłam znaczną poprawę samopoczucia, mam więcej energii, skończyły się dziwne bóle głowy w ciągu dnia no i kilka kg w dół ;) Mój kolejny cel to wprowadzenie więcej ruchu, boję się, że jesienią i zimą zastygnę na kanapie ;P
Czytam Twojego bloga już od dawna, ale od jakiegoś czasu zauważyłam, że wpisy są takie bardziej „swojskie” -jakbym rozmawiała z koleżanką przy kawie. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie? Oczywiście zmiana jak najbardziej na plus ;)
Dziękuję, to trochę tak jest, że ja jeszcze drżę jak napiszę taki osobisty wpis jak ten czy kogoś to w ogóle będzie interesowało. Jeszcze się nie nauczyłam, że mam takie kochane czytelniczki koleżanki i że zawsze jak jest tak osobiście, to jest ciekawie. Nie tylko z mojej strony of course.
Aż miło się czyta o takim sensownym, zdrowym, normalnym podejściu. Zauważyłam, że dużo ludzi ma wręcz obsesję na punkcie „bycia fit” przez co te wszystkie aktywności i diety stają się celem samym w sobie, a nie sposobem na lepsze życie. Smutne to, ale człowiek chyba ma tendencję do popadania ze skrajności w skrajność. U Ciebie widać i „czuć” równowagę :) Ja bardzo lubię wszelkiego rodzaju piesze wycieczki i regularnie ćwiczę z kanałem FitnessBlender (setki filmików z ćwiczeniami, coś tam gadają w trakcie, ale rzeczy sensowne i potrzebne, więc polecam serdecznie każdemu :)). Jeżeli chodzi o jedzenie to jem słodkie, nie jakoś bardzo dużo, ale jem, co poradzić :) Ale obok tego zjadam mnóstwo, mnóstwo warzyw i owoców prosto z działki, więc „wiem co jem”, krótko mówiąc: jest równowaga :)
Pozdrawiam!
O rety, Milena, jaka fantastyczna strona, weszłam sobie na sekcję przepisów. Rewelka, dziękuję!!!
Ja z wysiłku fizycznego głównie tańcze, albo chodzę na długie wędrówki jeśli mogę. Ćwiczenia kojażą mi się z przykrym obowiązkiem i nieustannym ściganiem się samemu ze sobą zafiksowanym na jakimś idealnym wyobrażeniu o własnym ciele co jest dla mnie bardzo niezdrowe. Tańcząc czuję się piękna nawet kiedy aktualnie jestem trochę bardziej gruba, bo w ruchu nawet 100 kg kobieta może być motylem. Najbardziej lubię tańczyć w klubie wśród ludzi i mogę w tym sposób przetańczyć kilkanaście godzin bez przerwy na jakimś festiwalu, ale jak nie mam możliwości to oczywiście tańczę sama w sali albo choćby w domu. Jeśli nie zostane zesłana ja jakieś okropne zadupie to raczej nie ma opcji żebym nie przetańczyła w tygodniu chociaż jednej nocy. Oststnio miałam prawdziny test wytrzymałości, bo pojechałam na tydzień na festiwal na, którym nie dość, że dwa razy dziennie tańczyłam na scenie to jeszcze w nocy pod sceną i prowadzilam zajęcia i dałam radę! Bardzo się tego bałam i pierwszego,dnia chciałam uciekać, a potem okazało się, że jest cudownie. I też odkryłam przyjemność zimnego prysznica bo tylko taki był. Co do jedzeniowych rzeczy o ile nie jem pieczywa to spożywam dość dużo cukru głównie w energetykach. Jestem uzależniona od kofeiny, a nie mogę pić kawy, bo bardzo źle się po niej czuje. W te wakacje przez większość czasu byłam jednak na różnych wigwizdowach gdzie do sklepu jest godzinę drogi i przestawiłam się na takie musujące tabketki z kofeiną, mają znacznie mniej cukru i już przy nich zostane. Mam w sumie podobny typ figury do Ciebie, że ogólnie jestem bardzo szczupła, ale wywala mi brzuch i też czuję że muszę coś z tym więcej zrobić. Dzięki!
Ale jesteś zakręcona, uważam że to jest po prostu cudowne. Mówię całkiem serio. Jakoś mi się to kojarzy z odwagą, naturalnością, spontanicznością, ale też w jakiś dziwny sposób z dyscypliną, bo wiesz co lubisz i „zmuszasz się” do szukania okazji, żeby to robić. Chciałabym mieć coś takiego, jak Ty taniec, coś takiego silniejszego ode mnie – chodzi mi o taką dynamiczną rzecz, bo jakieś tam swoje dziwactwa bardziej statyczne mam.
Dzień dobry,
Ależ się wstrzeliłaś z tematem – wczoraj napisałam do Ciebie z prośbą o artykuł z radami stylistycznymi dla „większych” osób, a dziś proszę, ten artykuł. Dziękuję.
Z moich porad – warto mieć jakąś swoją miłą, zdrową przekąskę. U mnie to migdały i orzechy. Lubię kupić te wyłuskane i drogie bo wtedy cenię je i zjadam mniej/ :))
Widziałam Aga, dzięki za maila, myślę jak to ugryźć, na pewno trzeba by dać dużo linków do fajnych ludzi plus size :) No i mam swoje wyobrażenia. Więc zachęcona tym, że moje wyobrażenia są odbierane tak miło, coś na pewno skrobnę :)
Jakoś w lipcu, przy rekordowych upałach, postanowiłam w końcu na poważnie zacząć kontrolować ilość wypijanej wody. Kiedyś mogłam przez pół dnia wypić tylko kawę, potem niby piłam więcej ale wiedziałam że wciąż nie tyle ile powinnam. No i zaczęłam pić ok 2 do 3 litrów wody niegazowanej dziennie. Oczywiście bałam się biegania co chwile do toalety i uczucia przepełniona ale tego akurat nie było prawie wcale. Za to bardzo szybko zauważyłam inne bardzo pozytywne zmiany-brak ochoty na słodycze i w ogóle podjadanie między posiłkami, znacząco wydłużył się czas między posiłkami kiedy zaczynam odczuwać głód, jem mniejsze porcje, czasem w ogóle rezygnuje z kolacji, a jak już jem to do 19 i potem już nic tylko woda. Ale nie jest to też a mnie żaden problem. To wszystko skutkuje powolną utratą kilogramów ale się nie ważę, więc dokładnie nie wiem-bardziej widzę i czuję po sobie, że coś się zmienia, że brzuch mam mniejszy, ramiona szczuplejsze itd. Do tego mam wrażenie gladszej skóry, na twarzy żadnych wypryskow od dłuższego czasu. A do wody tak się przyzwyczaiłam, że już sobie nie wyobrażam wyjść z domu bez butelki. Więc jak ktoś się zastanawia co jeszcze może zrobić to polecam właśnie picie wody! :)
Ale numer, jak to możliwe, że mogłaś pić tak mało? Nic przy tym nie jadłaś? A teraz z kolei pijesz naprawdę sporo. Imponująca zmiana Ann!
Alez sie ciesze, ze w koncu popelnilas ten wpis! Czekalam juz z utesknieniem :-)
Swietnie Ci poszlo, duzo zmian na raz wprowadzilas. Niby malych, ale jednak. Ja mam chyba jakies problemy z motywacja, bo nigdy nie udaje mi sie doprowadzic rzeczy do konca. Zawsze mocno chce, ale na krotko. Ot, slomiany zapal. A juz rodzina, to dla mnie niestety najwieksza przeszkoda. Bojkotuja moje wszystkie wysilki, wiec w koncu kapituluje :-(
Moi znajomi twierdza, ze jestem szczupla. I nie rozumieja mojego niezadowolenia z wlasnego wygladu. On sie na przestrzeni kilku lat zmienil – nie jestem moze gruba, ale jakas taka otluszczona. Na udach pojawily sie rozstepy, ktorych nie mialam nawet po ciazy; celulit mam juz nie tylko na udach, ale takze na brzuchu i, o zgrozo, ramionach. Nie wspominajac juz o obwodzie w pasie, przez ktory trafiam do grupy ryzyka. A najgorsze jest to, ze ja ani nie zaczelam sie objadac, ani nie przestalam sie ruszac. Nie zmienilam nic. Za to przekroczylam 40. i moj metabolizm masakrycznie spowolnil! Moje wlasne cialo jest dowodem na to, ze gadanie o „pewnym wieku” nie jest czczym gadaniem.
Nieksztaltne cialo to jednak nic w porownaniu ze spadkiem energii! Rano czuje sie jak zombie, w pracy marze tylko o fajrancie (a mam fajna prace), wracam do domu i przysypiam na sofie, a wieczorem nie moge zasnac. W zwiazku z czym nastepnego ranka znow jestem zombie… I tak w kolo Macieju.
Kwestie zdrowego zywienia mam w malym palcu. Bo ja w teorii jestem niezla. Ale jakos mi sie nie udaje wprowadzenie w zycie tego, co sluszne. Znow problem z motywacja i rodzina. Czasem sie zastanawiam, czy nie powinnam udac sie po pomoc do psychologa, bo jestem swoim najgorszym wrogiem i sama sobie stwarzam problemy.
Dobra, ponarzekalam sobie, wyzalilam sie, to teraz o tych jasniejszych stronach :-)
Raz w tygodniu chodze na Zumbe – mega fajna rzecz!
Raz w tygodniu spotykam sie z moja grupa sportowa na hali i robimy wszystko mozliwe – tanczymy, gramy w gry zespolowe, rozciagamy sie, robimy parkour (na poziomie dostosowanym do wieku ;-) ) i inne przyjemne rzeczy. Przy tym bawimy sie przednio i zaciesniamy wiezi, bo po wszystkim siedzimy w szatni i gadamy :-D
Przez jakis czas cwiczylam z Chodakowska. Zbyt krotko, zeby zobaczyc zmiany, ale wystarczajaco dlugo, zeby je poczuc – moja droge do pracy zaczelam pokonywac szybciej i bez zadyszki, a to juz sukces. I w sumie niezla motywacja, ale przyszly wakacje…
A propos cwiczen z Chodakowska: gdy pierwszy raz wlaczylam na YT jej rozgrzewke (a bylo to w niedzielny poranek), przyszla do pokoju moja corka i obserwowala mnie przez jakis czas. A potem powiedziala: „Mamusiu, ty juz nie lapiesz oddechu, a ta pani nie dosc, ze caly czas gada, to jeszcze sie usmiecha.” :-D Tak bylo. Potem bylo juz lepiej, a teraz pewnie znow zaczne z punktu 0.
Byl taki czas, ze raz w tygodniu robilam sobie „dzien o wodzie”. Poza woda pilam naturalnie zielona herbate i kwas buraczany, i czulam, ze tak jest dobrze.
W zeszlym roku pod koniec wakacji (czyli jakos tak teraz) postanowilam zrobic sobie tydzien postu Daniela. Balam sie, ze nie dam rady, bo wszelkie diety eliminacyjne napawaja mnie lekiem, jednak tydzien wytrzymalam. Jedyne, czego mi brakowalo, to pieczywo. Ciekawe, nie? Po tym tygodniu czulam sie fantastycznie przez kilka miesiecy. Doskonala motywacje, zeby przeprowadzic rzecz ponownie, ale blokuje mnie ten irracjonalny strach… Moze sprobuje tak jak Ty raczej ograniczac i zamieniac, zamiast eliminowac.
Zaraz powchodze na strony, ktore podalas, bo bardzo mnie ciekawia i cwiczenia, i dietetyczka Alicja :-) Tymczasem dziekuje Ci serdecznie za podzielenie sie doswiadczeniami :-* Powodzenia!
W pewnym sensie rozumiem taką frustrację – coś się robi, ale robi się za mało, efekty są mizerne. Daria, u mnie to też by nie wypaliło, jeśli bym w coś nie wierzyła. Lepiej sobie obejrzeć cały film z ćwiczeniami i sobie odpowiedzieć czy to na pewno jest dla mnie. Ja tak właśnie czułam z tymi dotychczasowymi ćwiczeniami, że one nie przejdą, bo trwają za długo i spróbowałam czego innego. Bo może tu chodzi właśnie o to, żeby odkryć czy służy zmiana stopniowa, ale regularna, czy zrywy, ale wtedy intensywne? Czy zamienić jakiś składnik na inny i się tego trzymać, czy urządzać raz na jakiś czas posty? U mnie to musi być powtarzalność, codzienność. U mnie nie przejdzie działanie raz na miesiąc czy na tydzień, więc ja nawet się nie łudzę twierdzeniem, że będę chodzić raz w tygodniu na siłkę i po sprawie, bo ja tego nie dotrzymam. To musi być codziennie. Może u Ciebie byłoby podobnie.
O piciu zwyczajnie zapomniałam. Za to o jedzeniu nie zapomniałam nigdy! :) musiałam jeść co jakieś trzy godziny bo źle znosilam dłuższe odstępy między posiłkami. Teraz jest zupełnie odwrotnie i dużo lepiej się z tym czuję, dlatego tym bardziej polecam!
Ludziom brakuje empatii, często nie potrafią spojrzeć na problem osoby z jej punktu widzenia. Nie rozumieją, że choć jesteś szczupła to możesz być niezadowolona, bo przecież jest ok. A no właśnie nie jest, bo jakby było to byś się tak nie czuła. Wiem jednak, że często nie jest to złośliwe, po prostu nie potrafią.
A co do braku energii to polecam zrobić badania krwi, w tym żelazo, wit b12 i koniecznie wit d. Nie jest to bezpłatne ale warto. Miałam podobnie (oczywiście nie oznacza to, że każdy jest zombi z tego samego powodu) dużo spałam, przesypiałam życie. Od dziecka nie jem mięsa i myślałam, że może mam niedobory b12. Będąc w Polsce zrobiłam badania. Okazało się, że mam b. mało wit D oraz niedobory z grupy B. Dostałam końską dawkę wit. D i dość szybko ta energia wróciła.
Dzieki, Makosza, za zrozumienie i wsparcie. Az mi sie lepiej zrobilo :-)
Badania krwi to moze byc krok we wlasciwym kierunku. Na wiosne robilam badania okresowe i wszystko bylo w normie, potem jednak lekarz przyznal, ze powinien byl zlecic dodatkowe (wlasnie na B12), ale zapomnial… :-P Wiec mu sie po prostu przypomne :-)
Wszystkiego dobrego! :-*
Warto przypomnieć i pomyśleć o wit D. Bo to niby nic, niby małostka a braki dużo złego robią. Dobrze to wykluczyć.
Dzięki i też najlepszego.
Jakiś czas temu wróciłam, po długiej przerwie, do korzystania z MyPlate ( https://www.livestrong.com/myplate/ ) i kompletnym zaskoczeniem było dla mnie to, jak bardzo niezbilansowane są moje posiłki (wiedziałam, że jem zbyt wiele węglowodanów, ale do głowy mi nie przyszło, że mam aż takie niedobory, jeśli chodzi o białka). Wystarczyło to zmienić, a przestałam być nieustająco głodna i bezboleśnie ograniczyłam dzienną ilość kalorii. Teraz przez dwa tygodnie byłam w krainie all inclusive i udało mi przytyć tylko o kilogram, co uznaję za niewielki wymiar kary; Twój wpis zmotywował mnie do tego, zeby znów zacząć zapisywać posiłki, bo przez te kilka dni od powrotu nie udało mi się do tego zebrać. Dziękuję!
Ewa, zapisywanie posiłków jest to już o jeden krok za dużo w stronę dyscypliny, a więc tylko i wyłącznie mogę Cię podziwiać :)
Dziękuję za ten wpis! Mam chyba bardzo podobny typ sylwetki co ty, Mario, jak i również podobne podejście do zdrowego stylu życia :)
Mam dwa proste nawyki do polecenia, które lubię i u mnie się sprawdzają. Od wewnątrz – picie siemienia lnianego, najlepiej przed posiłkami. Od zewnątrz – hula hop ;) można je kręcić robiąc inne rzeczy (no obiadu co prawda się nie ugotuje ;) i jest to po prostu świetna frajda :D
Dziękuję Zosiu, koleżanka mi już polecała hula hop i na pewno dojdę do niego! To jest na mojej liście :)
Jestem łakomczuchem na słodycze, ale staram się je ograniczać (tak jak Ty – nie kupuję ich, okazyjnie zjem ciacho od Teściowej, czy lody przed pójściem do kina :)) Od jakiegoś czasu zaczęłam piec/przygotowywać ciasta. Takie fit ;) z małą ilością tłuszczu, bez cukru itd. Weszło mi to w krew, aktualnie zawsze mam takie ciasto w lodówce. Rytuałem stało się picie kawy z Mężem i zjedzenie po kawałku takiego ciasta :) Codziennie :D Takich przepisów w internecie jest mnóstwo :) Jemy coś słodkiego, ale zarazem mamy świadomość składu takiego deseru, celebrujemy chwilę po pracy, rozmawiamy i nie musimy się martwić, że bez większego namysłu zjadło się coś, co ostatecznie mogłoby wywołać u któregoś z nas (tak, u mnie ;)) wyrzuty sumienia :)
Bardzo fajnie! Ostatnio na urodziny Zosi upiekłam ciasto z niskim indeksem glikemicznym dla osoby z cukrzycą i wyszło wspaniale, powiedziałabym, że smak był bardzo oryginalny i intensywny, bardzo w moim guście, więc to tej jest dla mnie zaskoczenie. A w ogóle desery robione samodzielnie smakują najwspanialej :)
Cieszę się, że jest w sieci miejsce gdzie ktoś pisze szczerze o sobie, bez takiego nadęcia, ulepszania rzeczywistości czy „lansu”. Gratuluję Ci Mario samozaparcia. I dziękuję, że szczerze opisałaś swoją historię.
U mnie najbardziej sprawdza się codzienne dojeżdżanie do pracy na rowerze ( w sumie 17-20km dziennie). Mam niespełna dwuletnie dziecko i zależy mi, żeby spędzać z nim codziennie aktywnie trochę czasu. Próbowałam basen, siłownię itp, ale jednak to dojeżdżanie rowerem to był w moim przypadku strzał w dziesiątkę. Czasowo wychodzi podobnie jak dojazd autobusem, a jednak codziennie 5 razy w tygodniu ćwiczę, a i w weekendy nierzadko wybieram się na dłuższą trasę rowerową. Widzę pozytywne zmiany w moim ciele, jest jedrniejsze, szczuplejsze ale też i ja jestem radośniejsza i bardziej spełniona.
Wow, brawo Kochana. My teraz w weekend zrobiliśmy pierwsze 20km na rowerach i nie było tak łatwo (bez Zosi oczywiście), więc bardzo gratuluję takiego codziennego wysiłku. Na pewno jesteś z siebie dumna, no chyba nie ma lepszego uczucia niż być z siebie dumnym :)
Ja zawsze byłam osobą szczupłą, ale bez wyrobionych mięśni, czyli z angielskiego tzw. skinny fat. Wiem jak ukrywać ciuchami to i owo, więc na pierwszy rzut oka nie widać tego, co się pod nimi dzieje. A dzieje się to, że podobnie jak Ty mam problemy z brzuchem-balonem. Ponadto na przestrzeni 1,5 roku przytyłam 8 kg. Nie czuję się z tym dobrze, ciągle podejmuję próby zrzucenia zbędnego balastu. Dopiero teraz wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze. Ja już przeszłam przez Chodakowskie, Mel B i inne, i to nie dla mnie. Szybko tracę zapał do regularnego wykonywania ćwiczeń w domu. Nieco lepiej wychodzi mi chodzenie na siłownię, ale tu z kolei dochodzi dojazd, przebranie się, zebranie itd. Postanowiłam wrócić do chyba najbardziej podstawowej formy aktywności fizycznej jaką są spacery.
Na telefonie mam aplikację liczącą kroki, ilość spalanych kalorii, czas i dystans. Idę przed siebie, zerkam do apki i to mnie motywuje. Godzina szybszego wieczornego spaceru póki co mi wystarczy. Do ręki biorę 0,5 kg hantle i tak sobie maszeruję. Wiem, że z czasem zechcę robić coś więcej, coś bardziej zaawansowanego, ale potrzebowałam zacząć od fitnesowego zera. Czuję się znacznie lepiej.
Brawo Małgosiu. Żeby nie było, moje pierwsze ćwiczenia z Pamelą były żenujące. Nie mogłam dotrzymać tempa, a po wszystkim byłam zlana potem. No i proszę, po trzech miesiącach te brzuchy nie robią już na mnie wrażenia. Jestem pewna, że z takim podejściem – dokładania sobie trudności – osiągniesz zamierzony cel. Trzymam kciuki!!!
Nic mnie nie zmotywowało do zmian, jak Twój wpis. Tzn oczywiście chodzę do dietetyczki, wybieram się (już od dawna) na siłownię, i zawsze wydawało mi się to wielkim poświęceniem z mojej strony. A Ty piszesz o tym tak lekko, prosto, że sama mam wrażenie, że moja zmiana też będzie taka bezbolesna ;) a mam 30kg do zrzucenia. Nie jestem też w pełni zdrowa. Ale Twój wpis był zdecydowanie tym, co potrzebowałam dzisiaj przeczytać i będę do niego wracać. Napisałaś bardziej motywująco, niż niejedna fit influencerka. Love <3
Beata, jesteś kochana!!! Będzie dobrze, na pewno. Jeszcze napiszę o silnej woli, bo to również wydaje mi się ciekawe i ja akurat nie miałam z tym problemów nigdy. Może ktoś skorzysta z mojego podejścia w tej sprawie. Trzymam kciuki, żebyś zaufała dietetyczce i już wkrótce cieszyła się i dopingowała choćby malutką zmianą na korzyść!
Ha, tego mi brakowało! Wczoraj i dziś spróbowałam z Pamelą i jest super. Najpierw patrzę, o co chodzi, potem ćwiczę, potem leżę, a ona kończy. I kolejne 30 s. Po dziesięciu minutach zmachana i szczęśliwa, że przeżyłam. Bez dotrzymywania tempa. Potem leżę z nogami na ścianie i regeneruję się. Super, nie? Jestem dumna, że w ogóle machnęłam nogami :-)
Myślę że dobrze mnie ta apka przygotowała – 30 dni fit, bo pierwszy mój trening z Pamelą przeszłam cały, mimo że musiało to wyglądać dość żałośnie. Ale to takie nawet fajne jest jak się widzi, że z każdym dniem masz coraz większą łatwość w ćwiczeniach i jesteś coraz mniej zmęczona :) Gratulacje Anuko, tak trzymać!
Bardzo fajnie czyta mi się i ten post i komentarze. Ciesze się Mario, że podzieliłaś się zmianami i nie mniej ważnymi wrażeniami ze zmian :)
U mnie z tym dbaniem o ciało było u mnie czasem bardzo na bakier. Od zawsze jestem osobą o mocnej, atletycznej budowie, łatwo nabieram masy, zarówno mięśni, jak i tłuszczu. To nie jest chyba często spotykany typ budowy u kobiet, dlatego dość stwierdzić, że nasłuchałam się w życiu wielu nieproszonych rad i dążyłam do tego, co inni mają, a co było mi najtrudniej osiągnąć, czyli szczupłych kończyn. Jeszcze kilka lat temu potrafiłam przerobić dwa razy w roku drogę od rozmiaru 44 do 34 i z powrotem, ćwicząc ,,tylko cardio”, żeby nie daj borze szumiący, nie przybrać pół centymetra w udzie czy ramieniu na diecie kawa-sałata-grejfrut.
Ani nie umiałam spokojnie spać, ani nie umiałam normalnie jeść ani nie czerpałam przyjemości z tego, co naturalnie zawsze mi ją sprawiało.
Pomógł mi bardzo kilkumiesięczny wyjazd do Oslo, w którym przyglądałam się sylwetkom różnych kobiet i większa różnorodność jakoś zdjęła ze mnie powoli to ciśnienie na rachityczne rączki i strzeliste nogi. Nie ukrywam, trochę pomogło to, że Norweżki bardziej przejmują się tym, czy miło spędzą weekend, niż tym jak wyglądają, co mnie żywo zainspirowało ;) Nie planowałam przemiany mentalności, ale dzięki Bogu, zdarzyła się. I tak po trochu: przestałam ciągle obliczać i monitorować, wywaliłam licznik z roweru, jeżdżę na ciężkiej przerzutce, tak jak lubię. Walczę białą bronią, co jest szalenie ekscytujące. Nie będzie tu happy endu w tym sensie, że ręce i nogi magicznie zmalały, bo urosły i to bardzo, za to będzie taki, że dobrze, głęboko śpię, nie zasypiam za dnia i nie budzę się w środku nocy. Od czterech lat nie mam już tych okropnych wahań wagi i samo to w 90% ułatwia mi odnalezienie się w swoim ciele i stylu.
Wszystko siedzi w głowie. Jak super, że to wszystko opisałaś. A właściwie jak wygląda podejście Norweżek do swojego ciała? Jak np. one wyglądają, kiedy wychodzą wieczorem? Jak się malują na co dzień? Jak wyglądają na tle swoich mężczyzn (jeśli mnie rozumiesz)?
Wiadomo, że są też w tej materii różnice między osobami, ale gdyby tak zwrócić uwagę na najczęstszą tendencję, to do pracy, na spacer czy na rower makijaż jest najczęściej bardzo delikatny lub wcale, włosy bardzo naturalne, a sposób ubierania kręci się wokół wodoodporności i ciepła. Całkiem normalne jest to, że kobiety, podobnie, jak i faceci, chodzą do pracy przez tydzień w tym samym sweterku i spodniach. Ogółem na co dzień królują dżinsy, zwykłe sweterki wkładane przez głowę albo kardigany na guziczki, do tego turystyczna kurtka i buty za kostkę. Ale na wieczór jest inaczej! Na wyjście do restauracji Norweżka potrafi ubrać się skrajnie inaczej i mocno umalować (kontrast między tym, co jest na co dzień to prawie przepaść), a jej facet będzie koniecznie miał na sobie garnitur lub przynajmniej marynarkę ;) Muszę jednak przyznać, że nie zwraca się aż takiej uwagi na jakość ubrań albo dopasowanie detali. Za to typowa Norweżka wystroi się i jest zadowolona, że wychodzi, podczas gdy typowa Polka często potrafi popaść w chory perfekcjonizm i zamartwia tym, że kolczyki i bransoletka to może za wiele/za mało albo że pasek butów skraca jej optycznie nogi, a to zbrodnia przecież ;) Norweżki często mają te 5kg nadwagi, raczej nie dobierają ubrania do sylwetki, przesadzają z opalaniem się i solarium, ale o dziwo, nie powiedziałabym, że źle wyglądają, bo często bije od nich swoboda, która jest po prostu fajna :)
A już najciekawszy wydawał mi się kontrast między Norweżkamj, a kobietami Wschodu. Norweżki przemierzały w pracy korytarze niemal męskim krokiem, podczas kiedy koleżanki z Bangladeszu kroczyły z majestatem ;) Głos, wygląd, styl jedzenia – to były niesamowite kontrasty na każdym kroku.
Moje działania na rzecz zdrowego trybu życia to:
1. Ograniczam spożycie węglowodanów do max. 50g na dobę. Likwiduje to głód, podjadanie między posiłkami, spożywam trzy posiłki dziennie
2. Zażywam minimum 1000g witaminy C na dobę
3. Odkwaszam się sodą oczyszczoną
4. Piję wodę z octem jabłkowym
4. Staram się jak najmniej „spinać” w jakiejkolwiek sferze życia. Chcę być spokojną, tolerancyjną i wyluzowaną kobietą.
5. Dbam o dobry wygląd zewnętrzny (tak na spokojnie), bo to w pewien sposób przekłada się na moje dobre samopoczucie
Wydaje się to bardzo restrykcyjne na pierwszy rzut oka. Czy psychicznie są to męczące rytuały, czy wywołują u Ciebie pozytywne uczucia, czy bardziej zmuszasz się do tego?
Tak sobie wszystko przemyślałam i poukładałam w głowie, że robię to całkiem naturalnie, na luzie. Żadnego przymusu nie odczuwam, a jeśli zrobię zbyt duże odstępstwa od zasad, to wtedy źle się czuję, i fizycznie, i psychicznie. Szybko więc wracam na moje wytyczone tory. Uwielbiam to. Na dodatek moja ukochana przyjaciółka wyznaje podobną filozofię, więc się wzajemnie utwierdzamy w jej słuszności.
Wiadomo, że są też w tej materii różnice między osobami, ale gdyby tak zwrócić uwagę na najczęstszą tendencję, to do pracy, na spacer czy na rower makijaż jest najczęściej bardzo delikatny lub wcale, włosy bardzo naturalne, a sposób ubierania kręci się wokół wodoodporności i ciepła. Całkiem normalne jest to, że kobiety, podobnie, jak i faceci, chodzą do pracy przez tydzień w tym samym sweterku i spodniach. Ogółem na co dzień królują dżinsy, zwykłe sweterki wkładane przez głowę albo kardigany na guziczki, do tego turystyczna kurtka i buty za kostkę. Ale na wieczór jest inaczej! Na wyjście do restauracji Norweżka potrafi ubrać się skrajnie inaczej i mocno umalować (kontrast między tym, co jest na co dzień to prawie przepaść), a jej facet będzie koniecznie miał na sobie garnitur lub przynajmniej marynarkę ;) Muszę jednak przyznać, że nie zwraca się aż takiej uwagi na jakość ubrań albo dopasowanie detali. Za to typowa Norweżka wystroi się i jest zadowolona, że wychodzi, podczas gdy typowa Polka często potrafi popaść w chory perfekcjonizm i zamartwia tym, że kolczyki i bransoletka to może za wiele/za mało albo że pasek butów skraca jej optycznie nogi, a to zbrodnia przecież ;) Norweżki często mają te 5kg nadwagi, raczej nie dobierają ubrania do sylwetki, przesadzają z opalaniem się i solarium, ale o dziwo, nie powiedziałabym, że źle wyglądają, bo często bije od nich swoboda, która jest po prostu fajna :)
A już najciekawszy wydawał mi się kontrast między Norweżkamj, a kobietami Wschodu. Norweżki przemierzały w pracy korytarze niemal męskim krokiem, podczas kiedy koleżanki z Bangladeszu kroczyły z majestatem ;) Głos, wygląd, styl jedzenia – to były niesamowite kontrasty na każdym kroku.
Uff, myślałam, że tylko ja nie lubię szczebiotania trenerek fitness :D
Na Youtube polecam też kanał Fitness Blender, dają wskazówki w czasie ćwiczeń, jak je wykonywać, ale bez żadnych „Dasz radę kochana!”
P.S. Nie uważam, że taki doping jest zły, po prostu ja tego nie lubię, z tego powodu kiedy ćwiczę z Mel B wyłączam dźwięk i puszczam sobie muzykę ;)
Mi na początku nie przeszkadzały, ale teraz mam porównanie, bo Pamela ćwiczy bez gadania i widzę, że tamto mnie po prostu rozpraszało i po pewnym czasie czekałam już na to „dasz radę” jakby to był jakiś etap do przejścia. Eh :)
Mario, masz super proporcjonalną sylwetkę, już kilka razy o tym tu pisałam, ubrania bardzo dobrze na Tobie leżą. Świetnie, że znalazłaś system który Ci służy na codzień. Jakikolwiek regularny ruch jest niezbędby dla utrzymania zdrowia (braki w tej materii wychodzą po 40stce) i rozsądek w nawykach żywieniowych też jest bardzo cenny. Też jestem zwolenniczką łagodnych zmian ale na stałe. Bardzo Ci gratuluję.
Bardzo dziękuję. Teraz tak, teraz mogę powiedzieć, że jest proporcjonalna przez to, że brzuch się ładnie wyrównał. I też wprowadziłam te zmiany przez wzgląd na przyszłość. Forever young :)
Mario,
cieszę się bardzo, czytając to! Pamiętam, gdy w kwietniu opowiadałaś o brzuchu – super, że jesteś tak zadowolona.
U mnie wygląda tak, że niestety chudnie mi się bardzo ciężko. Od dwóch lat chodzę na siłownię i to jedyny sport, który sprawia mi przyjemność. Nigdy bym wcześniej nie pomyślała – wcześniej wszystko było dla mnie katorgą. Nie mierzę się ani nie ważę, ale widzę, że zmienia mi się ciało. Chciałabym mieć tak zarysowane mięśnie jak mają siatkarki plażowe – to mój taki prywatny ideał ;) W wyniku ćwiczeń dosyć szybko rosną mi mięście – nie jest to moim celem, więc ćwiczę z mniejszym obciążeniem, ale przy większej liczbie powtórzeń. Kiedyś za mocno podkręciłam śrubę z brzuchem i mi go strasznie wywaliło – do tłuszczu doszły mięśnie i efekt był koszmarny. Rozmiar ciąglę noszę ten sam, jednak widzę, że mam po prostu mniej tłuszczu.
Przestałam kilka lat temu słodzić herbatę, co jest moim NAJWIĘKSZYM jedzeniowym sukcesem. Miałam kilka podejść – im miałam większego doła, tym więcej słodziłam. Koleżanka dietetyczka policzyła kiedyś, że to wychodziła szklanka cukru dziennie.
Staram się jeść więcej warzyw – to też dla mnie wyzwanie, bo wielu nie lubię, więc się próbuję przekonać (3 cukinie zjedzone tego lata! z papryką, grillowane na patelni!).
Tak, w kwietniu trułam o brzuchu, a teraz proszę, wzięłam się za niego. Bo najgorsze to właśnie tak gadać i nic z tym nie robić. Kasia, jesteś bardzo ładna, ubierasz się super charakternie, a Twój głos i taka chyba wrodzona „radosność” zupełnie przesłaniają te rzeczy, o których myślisz, że są nieidealne. Wyszło patetycznie i tak trochę bez składu, ale taki mam Twój obraz :)
Och, oczywiście nie wolno się przejmować tym, co ludzie o tobie mówią, ale jak Ty tak o mnie teraz napisałaś, to mi się bardzo przyjemnie zrobiło. Dziękuję ♥ Bardzo miło to czytać!
„Patetycznie i tak trochę bez składu” – cała ja! Czysty postmodernizm w wydaniu poznańskiej mieszczanki.
Uściski!
Czekałam na ten wpis z ciekawością i się nie zawiodłam. Ja właśnie szukam motywacji i nawyków do wprowadzenia dla siebie, ale nie za dużo naraz aby się nie zrazić. I cały czas chcę pamiętać o miłości do siebie – z takiego miejsca chcę startować.
Próbowałam smoothie domowe ale jakoś nie mogę się przekonać do nich, chyba wolę gryźć niż pić;) Trochę żałuję ale nie chcę się zmuszać skoro mi nie smakują.
Z ciekawości jak przyjęła to rodzina i czy też mają efekty?
Dopiero teraz poszły deklaracje o rzadszym spożywaniu słodyczy, więc myślę że efekty się pojawią. Ruch powoli wprowadzam, powoli… Bo co z tego, że obiad zdrowy, skoro było przyzwolenie na duży deser :) Ale już widzę, że tam dojdziemy. Już widzę i widzę, że nie można na siłę, a tylko dobrym przykładem!!!
Mario gratuluję Ci zmian i nieortodoksyjnego podejścia:) Jeżeli tęsknisz za mleczną kawą szczerze polecam Ci spróbowanie kawy na mleku sojowym w Starbucks albo jakiejkolwiek sieciówce, która używa odpowiedniego napoju sojowego – odpowiedniego to takiego który się nie waży, ma trochę tłuszczu i dodatków. Da się zrobić idealne capucino z pianką albo late, ale niestety napoje „zdrowe” typu sama soja +woda odpadają. Dlatego w sieciówkach uzywają alpro soya natural albo alpro soya barista. Ja też używam i polecam.
Ja mam fitbita i to mnie mobilizuje, żeby codziennie przejść 10 000 kroków. Od dziecka lubię spacery, wracałam ze szkoły na piechotę 3 km i teraz tak wracam z pracy. Codziennie piję zielone koktajle, bo to jedyna forma śniadania którą mogę stolerować (rano nie jestem w ogóle głodna). Chodze na saunę zimą raz w tygodniu i codziennie staram się zjeść sałatkę z jakimiś strączkami i olejem lnianym. Dbam o relacje z innymi ludźmi i to żeby ciągle używać mózgu (mam dość kreatywną pracę i robię często jakieś kursy on line z interesujących mnie tematów -psychologia, sztuka). Staram się jeść kiszonki, a do mycia domu używam głównie octu i ekologicznych środków:)
Dobrze, bardzo dziękuję – w takim razie spróbuję zamówić taką kawkę! Ale fajny pomysł z sauną, ja też chcę.
Mario, masz bardzo fajną sylwetkę i super, że Ci się udało jeszcze ją „dofajnić” bez poczucia, że jest to wyrzeczenie.
Bardzo bliskie jest mi podejście do diet i ćwiczeń jak u Marty Hennig z Codzienniefit – bycie fit to nie ma być „religia” i życie pełne restrykcji, ale po prostu zdrowy rozsądek i styl życia. Wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem. Lubię też z Martą ćwiczyć w domu, myślę że jej treningi są bardzo fajne właśnie przez to, że nie ma tego szczebiotania – jest po prostu normalnie :) Chodakowskiej też próbowałam, przyznam że jej treningi dają w kość, ale jakoś mi nie podeszła – po prostu nie jest to mój typ.
Co do mojej aktywności, to latem wiosłuję na smoczych łodziach, a kiedy robi się zbyt zimno ćwiczę razem z resztą drużyny na siłowni. Sylwetkę mam OK, dość łatwo budują mi się mięśnie, ale też staram się z nimi nie przesadzić, bo takie mocno umięśnione ciała mnie nie jarają. Nie jestem w 100% zadowolona ze swojego brzucha, ale to też może być kwestia nie do końca ścisłej diety, no i nieprawidłowej postawy. To na pewno chciałabym skorygować. Regularne treningi nie tylko sprawiają, że mogę utrzymać zdrowie i sylwetkę, ale też dają mi okazję do spotkania się z ludźmi no i przewietrzenia głowy (typowo umysłowa praca przy biurku). Myślę, że mam sprawę ułatwioną dzięki temu, że jestem stosunkowo zdrowa (tak jak u Ciebie) i po prostu z natury szczupła.
Nie mam żadnej szczególnej diety i niczego sobie specjalnie nie odmawiam, ale mam trochę nawyków, które mi pomagają: nie słodzę kawy ani herbaty i nie dodaję mleka, nie przejadam się, nie jem późnych kolacji (lubię zasypiać bez uczucia sytości). Lubię słodycze, ale nie jem ich codziennie i nie są to jakieś duże ilości. Jednak jeśli zdarzy mi się raz na jakiś dłuższy czas wciągnąć na raz tabliczkę czekolady to cóż… stało się. Staram się tym nie biczować. Staram się też dostrzegać momenty, kiedy po prostu się nudzę albo zaglądam do lodówki z innych powodów niż dlatego, że jestem głodna.
To, co chciałabym wprowadzić dodatkowo, to pamiętanie o wypijaniu większej ilości wody, oraz wolniejsze i bardziej uważne jedzenie – bez jednoczesnego spoglądania na telefon. Po prostu żeby mózg „dostrzegł” wszystkimi zmysłami, że dostał szamę, i się jej nie domagał wtedy, kiedy to niepotrzebne ;) Pewnie dobrze by mi też zrobiło ograniczenie piwa, ale mam ten problem że bardzo je lubię ;P
Fajnie to rozpisałaś! Ja u siebie zauważyłam, że jak pisałam książkę to co chwila były kursy do lodówki – kabanosy, czekolada, nawet parówka w geście desperacji. O rety, trudne jest to pokonanie podjadania z nudów, prokrastynacji czy poczucia, że robisz coś ważnego i musisz się zmobilizować…
Dużo rad i inspiracji zwykle się powtarza, dlatego ograniczę komentarz tylko do rzeczy, które dla mnie były wyjątkowo odkrywcze.
1) Przy ćwiczeniach skupienie się na ramionach.
U większości kobiet tłuszcz gromadzi się głównie na biodrach. Często niesłusznie wydaje nam się, że duże biodra -> rób ćwiczenia na nogi, duży brzuch -> rób ćwiczenia na brzuch. Bo nie ma czegoś takiego jak miejscowa redukcja tkanki tłuszczowej, można natomiast powiększać wybrane mięśnie (robienie setek brzuszków nie odchudzi nam brzucha tylko zwiększy jego obwód o mięśnie). Dzięki ćwiczeniu klatki i ramion sylwetka staje się bardziej proporcjonalna.
2) Picie 4 litrów wody
Myślałam, że jak piję 2 litry (nie licząc w to zup itd. jak robią niektórzy), to dużo, bo tak mi wmawiały te wszystkie osoby co piją kawkę z rana i starcza im na pół dnia. Dopiero na siłowni jak dokonałam analizy składu ciała okazało się, że mój organizm zatrzymuje wodę w organizmie. Trener zalecił mi pić 4 litry wody, aby organizm nie czuł potrzeby zatrzymywania wody. Po tygodniu zauważyłam, że praktycznie nie widać u mnie cellulitu (u szczupłych osób bierze się on głównie z zatrzymywania wody).
3) Picie dwóch szklanek wody pół godziny przed śniadaniem
To ma rozrzedzić soki żołądkowe i dzięki temu sprawić, że śniadanko będzie się lepiej przyswajało, bo nie zabraknie głównego katalizatora w naszym organizmie czyli wody. Jak tak robię to czuję, że dużo lepiej się trawi, szczególnie jak się zje owsiankę, która ma dużo błonnika.
4) Odżywki (witaminy, minerały, białko)
Witaminy i minerały – ponieważ widziałam wykresy zgodnie z którymi przy obecnej zawartości składników odżywczych w jedzeniu marketowym (nie BIO), żeby dostarczyć wszystko czego trzeba musielibyśmy jeść praktycznie 2x więcej niż wynosi nasze dzienne zapotrzebowanie na kalorie. Odkąd biorę zestaw (z Olimpu) to mam nieodparte wrażenie, że mój organizm przestał tyle krzyczeć o jedzenie. Zwyczajnie dopóki nie mam pustego brzucha to nie muszę jeść. To może być pseudonauka, ale tak to odczuwam. Poza tym odkąd ćwiczę na siłowni biorę także białko. Niektórzy mówią że to „jakieś prochy”. A gdyby nie te prochy to organizm zamiast z „prochów” spalałby inne mięśnie. A gdyby chcieć zastąpić „prochy” normalnym jedzeniem, to wyszedłby codziennie słynny kurczak z ryżem (naszpikowany hormonami). No to już wolę białko.
Dokładnie tak mi Ala tłumaczyła z białkiem i ja się z tym zgadzam. I też muszę zainwestować w jakieś witaminy i minerały i zmusić się do picia jeszcze większej ilości wody. Super komentarz.
A ja nie lubię żadnego sportu, dlatego też nie zamierzam się do niego zmuszać. Toleruję (i bardzo lubię) jedynie spacery :) No, ewentualnie basen od czasu do czasu.
Jeżeli to od czasu do czasu na basenie byłoby jednak dość częste, to efekty by mogły być imponujące :)))
Tylko że ja nie dążę do żadnych efektów :) Chociaż pewnie niejedna fit-terrorystka z niesmakiem patrząc na moje (raczej szczupłe, zwyczajne) ciało natychmiast odesłałaby mnie na siłownię.
Kochana Mario – dziękuję Ci za ten wpis. Motywuje mnie po 100-kroć jeśli ktoś wyznacza sobie cele i je porostu realizuje. Sama przez prawie pół roku walczyłam ze sobą i złymi nawykami, a teraz gdy patrzę w lustro jestem dumna – 22kg i ciało, które powoli zaczynam akceptować (głowa trudniej akceptuje zmiany). Warto było i zachęcam. Brawo za konsekwencje Mario. Kocham Twoje posty i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny tekst. Pozdrawiam :)
Karolina dzięki, ja też jestem z Ciebie dumna, bo to jest imponujący wynik! I rzeczywiście to właśnie głowa, a nie ciało jest tu do „złamania” :)
Mieszkam w Anglii. Przy wzroscie 162 cm waze 58 – 60 kg i jestem przez tubylcow uwazana za osobe BARDZO szczupla. Jestem zadowolona ze swojego wygladu, aczkolwiek uwazam ze moze byc lepiej – 'room for improvement’ – wiec cwicze w domu z hantelkami, chodze na 20 km spacery bo mamy tu swietne trasy turystyczne i jem jedzenie bogate w bialko, unikajac gotowcow i slodyczy. Mieso przyrzadzam na patelni grillowej, co zauwazalnie zmniejsza ilosc kalorii w posilkach. Byc moze wkrotce zapisze sie na lokalna silownie, gdzie cwicza m.inn. zawodnicy MMA ;) UK ma wielki problem z otyloscia, ale jednoczesnie coraz wiecej osob dba o zdrowie, cwiczy, jezdzi na rowerze, trenuje do maratonow itd. Nie ma presji, zeby byc ekstremalnie szczuplym jak w Polsce, a mezczyzni czesto maja lepsze sylwetki od kobiet i bardziej o siebie dbaja. Powodzenia Mario :)
Mieszkałam rok w Anglii i mam podobne spostrzeżenia. Bardzo fajnie, że zamierzasz pracować nad swoim ciałem. To taka inwestycja w przyszłość – dobrą kondycję, zadowolenie z siebie, ba, nawet duma!
Jeśli chodzi o ćwiczenia z youtube’a, to polecam Tone it up. Katrina i Karena wydają się bardzo sympatyczne (trochę gadają, ale bez zadęcia i jest po prostu śmiesznie;). No i ćwiczą w pięknych okolicznościach przyrody – zazwyczaj na kalifornijskiej plaży (albo Hawajach, Karaibach…)! Lubię ich ćwiczenia, bo jest dużo ciężarków a w sumie mało skakania. Na ich portalu są też rozpiski na każdy dzień i to też jest spore ułatwienie, bo jak się nie chce samej kombinować, to po prostu trzeba zrobić wg listy, a podstawowe ćwiczenia każdego dnia to 5 gifów, więc tym bardziej nie ma gadania:D. U nas nie są chyba zbyt popularne, ale w USA raczej tak. W każdym razie polecam.
Dziękuję za ten wpis, dzięki niemu i komentarzom dziewczyn mam parę nowych pomysłów na zdrowe życie. Ostatnio jest z tym lepiej i jestem z siebie super dumna jak zjem więcej warzyw albo poćwiczę. Odkąd podchodzą do ciała z miłością mam większą ochotę się ruszać albo starać z jedzeniem. Ogólnie uważam, że super jest takie podejście, z troską, bez wyścigu ani presji. Nigdy nie miałam problemów z wagą, nadal większość osób uznaje mnie za super szczupłą osobę. Ale niedawno przez studia, sesję i praktyki (sporo godzin w szpitalu) jadłam dość beznadziejnie i wcale się nie ruszałam. No i spadła kondycja, przybyło trochę tłuszczyku, mięśnie jakoś osłabły. Już nawet zaczęłam się martwić, że ze zdrowiem coś się zepsuło, kiedy doszłam do fantastycznego wniosku, że przecież wystarczy się ruszyć. I tak staram się słuchać ciała, jak mam ochotę ćwiczę, ćwiczenia dobieram też tak jak czuję, czasem więcej desek, czasem ćwiczeń na kręgosłup (dużo siedzę przy biurku), często rozciąganie (przyda mi się do tańca, do którego może wrócę od października). Jem więcej warzyw, wypróbowują wegańskie przepisy. A jak coś nie wyjdzie i zjem całą tabliczkę czekolady to nie krzyczę na siebie, tylko staram się, żeby było lepiej
Moje zdrowe nawyki:
1)Rano wypijam pół litra wody z wyciśnięta połówka cytryny – uwielbiam ten rytuał, woda dla mnie musi być bardzo ciepła
2) zawsze jem śniadanie (często ryż z owocami, niestety z uwagi na nietolerancję pszenicy musiałam odstawić ukochane płatki owsiane, ale jestem w trakcie zamiany na żytnie), do każdego śniadania dodaje cynamon – naturalny regulator poziomu cukru
3) kawe pije tylko czarna (nietolerancja kazeiny ..) cappuccino bardzo sporadycznie – małe grzeszki :)
4) ograniczam słodycze ale nie ortodoksyjnie
5) bardzo ograniczam mięso, w zasadzie moja dieta na codzień jest wegańska
6) staram się pic dużo wody, odkąd mam w domu 3 l dzban z filtrem Britta to jest łatwiejsze
7) dużo się ruszam, ja akurat lubię bieganie wiec staram się 3-4x w tyg biegać Ok 10 km, bieganie zawsze łącze z ćwiczeniami na tzw siłowni pod chmurką (ćwiczę tam głównie ręce i brzuch). Oprócz tego kocham pilates i 1x w tyg jestem na zajęciach pilatesowych
Mario bardzo fajny wpis, inspirujący! Myśle, podobnie jak Ty, ze dobrze jest jak zdrowy styl życia staje się czymś codziennym (vs chwilowa dieta). Jako psycholog chciałabym zwrócić uwagę, ze zmieniając swoje nawyki warto robić to małymi krokami, zastępując jeden nawyk tym lepszym, zdrowszym. Nasz mózg nie lubi dużych zmian i zawsze będzie z nimi walczył utrudniając nam progres. Pozdrawiam wszystkich
Też od miesiąca staram się zmieniać nawyki, na razie żywieniowe. Po pierwszym tygodniu nowego jadłospisu trudno było mi uwierzyć, że chudnę, jedząc. Wcześniej głodziłam się i objadałam na przemian. W końcu pomogła mi dieta ułożona przez trenera personalnego. Nie jest radykalna, bo nie wytrzymałabym długo na takiej. Dużo jaj, ryby, pieczone mięso, dużo warzyw, owoców i nabiału. I najlepsze – mam nie chodzić głodna. Na razie tylko dwa kilogramy mniej, ale bez wyrzeczeń. Pozwalam sobie na grzeszki – lody w upały, galaretka, budyń, tradycyjny obiad u mamy, ale do słodyczy już mnie tak nie ciągnie. Chudnięcie na prawdę zaczyna się od zmiany myślenia. Pozdrawiam!
Dziękuję za ten wpis. Jestem w podobnym okresie życia i mam ten sam problem z brzuchem. Mam chude kończyny i wystający brzuch (czasem jak w przebiegu kwashiorkoru) . Ostatnio często dostawałam pytanie kiedy rodzę. Zmobilizowała mnie do ćwiczeń sukienka, która dostałam od siostry. Prosta, czarna, dzianinowa, dopasowana. Od 4 tygodni cwicze. Widać już pierwsze efekty. Podobnie jak Ty, kiedy mam przerwę, to ciężko mi się zmobilizować. Podobają mi się ćwiczenia z Pamelą. Zastąpię nimi dotychczasowe ćwiczenia.
Diety nie stosuję. Ograniczyłam galaretki i słodycze, które mnie gubią. W związku z chorobą męża trochę zmienimy dietę: mniej mięsa, mniej smażonego, więcej warzyw i smoothies, owoców.
Ja z kolei jem bardzo mało słodyczy, wystarczy że zjem jedną kostkę czekolady i już mi jest za słodko, więc nie jest to duże wyrzeczenie :) Tak samo nie przepadam za napojami gazowanymi, więc ten problem też mam z głowy. Staram się pić dużo wody, ale z tym bywa różnie. Jem zdecydowanie za dużo pieczywa i piję za dużo kawy, od której jestem zdecydowanie uzależniona :D Staram się jeść zdrowo, fastfoody mi nie służą, więc po nie też rzadko sięgam. Największy problem mam z ćwiczeniami, nie potrafię się zmusić do ćwiczeń z youtube, szybko się do nich zniechęcam. Najchtniej zapisałabym się na zajęcia taneczne, ale niestety w moi mieście nie ma tego co mnie interesuje, więc ostatecznie nie ćwiczę w ogóle :(
Kilka miesięcy temu ograniczyłam mleko i rzeczywiście czuję się lżej no i pryszczy jakby mniej. :) Poza tym przestałam odwiedzać makdonaldy i inne tego typu śmietniska, a kiedyś chodziłam do nich prawie codziennie (!) przed pracą.
Chciałabym wrócić do ćwiczeń, kilka lat temu ćwiczyłam godzinę dziennie i czułam się po tym po prostu zayebiście, doskonale cię rozumiem. A muła napinałam kilka razy dziennie i byłam z niego strasznie dumna. :] Ale od tych kilku lat już w ogóle nie mam energii, nie mogę się zmusić nawet, żeby wyjść z domu na zakupy, a co tu dopiero się wysilać przez godzinę dziennie, albo nawet i pół godziny… A mam dopiero 24 lata. Sylwetkę mam spoko, ale nie zaszkodziłoby mi trochę ruchu dla lepszego samopoczucia, a jeśli bym się przy tym wylaszczyła to tylko lepiej. Ech, trzeba pomyśleć.
Super wpis! Czy możesz podać jakich odżywek białkowych używasz i dlaczego po ćwiczeniach a nie przed? ( A może to pytanie do dietetyka?….)
Pozdrawiam.
Używam o tej.
Super wpis, w końcu ktoś napisał, że zmiany można wprowadzać stopniowo! A nie tylko „albo jesteś fit w 100% albo wcale”. Jeden niezdrowy posiłem nie przekreśla wcześniejszych starań. Ja też jakoś w maju poczułam, że zrobiłam się dużo okrąglejsza i niestety nie czułam się z tym dobrze. Jestem niska, więc każdy kilogram u mnie widać. Postanowiłam nie wariować, tylko ograniczyć słodycze, jeść mniejsze porcje tego co zawsze i więcej się ruszać – ale nie „robić treningi” tylko wyjść na spacer, rower, skosić trawnik, zmęczyć się przy sprzątaniu. I efekty są super, i to bez żadnej napinki! :)
czytam ten wpis, i kazdy inny, i mam wrazenie że znalazłam swoją siostrę bliźniaczkę..dokładnie te same „wyzwania” , to samo podejście i oczekiwania. dziękuję za wpis, choć już w większości właśnie to robiłam, to zabrakło konsekwencji. zmotywowałaś mnie żeby wrócić, i że to działa! dziękuję
Mario czy mogłabyś powiedzieć ile czasu dziennie (prócz niedziel) przeznaczasz na ćwiczenia?
Jasne, dokładnie tyle, ile trwają te filmy Pameli, czyli jednego dnia 10min, następnego 20min i tak na przemian od poniedziałku do soboty. I ani minuty więcej :)
Ja od ponad roku prawie codziennie kręcę hula-hoop :) Nie kto wie jak długo, przeważnie jedna piosenka w lewo, jedna w prawo. Czasami po dwie i tyle.
Poza tym, nie mam jakichś wybitnie niezdrowych nawyków. Jedyne, co chciałabym zmienić, to ograniczyć słodycze, bo to moja największa słabość. A moją dietę teraz próbuję wzbogacić w żelazo, bo po ostatnich badaniach wyszła mi anemia :( No i mam lekką niedowagę.
Jestem z Ciebie dumna :-)
Ja już nie umiem nie dbać o jedzenie i nie ćwiczyć. Jeśli lubisz kanapki, polecam Ci chleb czystoziarnisty, np na stronie dr Lifestyle. Szybko i bezproblemowo się robi.
Z podjadaczy nie wchodzą mi pokrojone warzywa, ja wole sałatkę. Więc chyba chodzi o estetyczny sposób podania :-)
Co do kawy z mlekiem – bez laktozy polecam mieszankę mleko bezlaktozowe i sojowe waniliowe, bardzo dobrze smakuje w kawie.
Powodzenia!!!
Mario, super efekty!
I bardzo dobre, rzeczowe i konkretne postanowienia. Najgorzej jest wyznaczać sobie cele typu zwiększę aktywność, będę zdrowo jeść itd. Trzeba realnie wypisać swoje potrzeby i zmieniać nawyki krok po kroku.
Ja z różnymi przerwami (przygotowania do obrony, problemy zdrowotne i inne) trwam w zdrowszym trybie już prawie 3 lata. Choć z ponad 10 zgubionych w pierwszym roku kilogramów, 5 już wróciło. Ale to ciało i tak jest jakieś inne, lepsze. mnie nadal gubią fastfoody (uwielbiam pizzę i burgery wołowe), piwo (i czasem wino) i produkty pszenne (z MASŁEM!!!). Ale od tygodnia postanowiłam wyłączyć z diety pszenicę- nie gluten, b o nie mam nietolerancji, ale właśnie czystą pszenicę, jako zboże aktualnie najgorszego sortu.
I muszę powrócić do regularnych treningów. problemy z kręgosłupem trochę dają mi w kość i nie zawsze i nie wszystko mogę, ale te 4 krótkie treningi w tygodniu chciałabym robić.
Ja jestem nadal wierna Chodakowskiej (oczywiście od czasu do czasu ćwiczę coś innego) i tylko podkreślę, że ma mnóstwo treningów, które trwają już od 6 min:). Wczoraj puściłam sobie polecaną przez Ciebie Pamelę i też mi się spodobała, ale ja jednak wolę, jak ktoś cokolwiek mówi- choćby tłumaczy, jak poprawnie wykonać ćwiczenie (nie cierpię natomiast orgazmicznych dźwięków Mel B.- przy niej muszę wyłączać fonię).
Jakbyś zamierzała kiedyś dać jeszcze szansę Chodakowskiej to polecam wspomniane 6 minutówki, Rewolucję- tu jest 5 treningów 10 minutowych na różne partie ciała, Sukces- 3 treningi 15 minutowe- 1 strasznie kondycyjny, ale dwa pozostałe na pośladki i brzuch są świetne i na macie, Bikini- dwie rundy po 20 min- zawsze robię jedną 20 minutówkę i jest super, to typowy trening interwałowy na całe ciało- daje wycisk!, jest jeszcze target na brzuch i drugi na pośladki i każdy w dwóch wersjach- dla początkujących i zaawansowanych i każda część też jest krótka, ale to akurat nie są moje ulubione treningi).
PS. Pozdrawiam ciepło! I choć teraz prawie nie komentuję i od roku nie prowadzę własnego bloga, to nadal jestem wierną czytelniczką:). I gorąco Ci kibicuję.
Ja również wreszcie zaczęłam ćwiczyć (bo niestety już prawie rok to planowałam…). Początki u typowego zgarbionego mola książkowego są naprawdę ciężkie, ale na szczęście jestem uparta ;-)
Moje zdrowe nawyki wdrozylam glownie dla zdrowia, nigdy nie interesowalo mnie bycie fit jako taka i za wszelka cene. Mam 41 lat, 178 cm wzrostu i waze 68 kg, i uwazam, ze nigdy nie wygladalam i czulam sie lepiej, a kiedys dlugie lata mialam niedowage. Oto moje nawyki:
1. Rano slynna juz szklanka wody z cytryna, musi byc bardzo ciepla. W zime moze byc miod plus imbir.
2. Dlugie spacery, z psem ale nie tylko, zawsze wybiore marsz niz czekanie na autobus.
3. Moje kardio to wejscie kilka razy dziennie na piate pietro – nie mamy windy :D
4. Czasem joga na kregoslup lub inna tematyczna, ale nieregularnie.
5. Prawie zerowa ilosc alkoholu.
6. Fast foody typu MacDo omijam szerokim lukiem od zawsze, czasem panini z kurczakiem .
7. Zawsze, gdy jednego dnia przesadze z jedzeniem, nastepnego jem mniej.
8. Ostropest plamisty na odciazenie watroby, uwielbiam w koktajlach.
9. Moje sniadanie to przewaznie zmiksowany banan, daktyle i orzechy plus lyzka oliwy, wszystko na wodzie.
10. Staram sie pic duzo wody, podobno samo to dziala cuda.
11. Nigdy nie mam wyrzutow sumienia, gdy z czyms przesadze :)
12. Najwazniejsze – bardzo lubie swoje cialo, traktuje je dobrze, wysypiam sie, nie maltretuje cwiczeniami ani dietami, a ono mi sie wspaniale odwdziecza.
Ja również jestem zwolenniczką wprowadzania zmian żywieniowych i „ćwiczeniowych” z rozmysłem, na stałe, a nie do schudnięcia.
u mnie sprawdza się:
1. jedzenie mniej więcej co 3 godziny (bez najmniejszego podjadania) i kolacja ok. 19stej
2. ćwiczę z yt gymbreak – full body 20 min najczęściej, bo tyle mam czasu rano przy czwórce dzieci
3. nagrodą po ćwiczeniach jest rozciąganie – przyjemność, prawie ekstaza :)
4. ciągła walka z uzależnieniem od słodyczy, niestety mechanizmy obronne jak u alkoholika…
Jak dlugo uzywasz juz balsamu z Ziaji i jaka jest Twoja opinia? Czy zeczywiscie widac jakies efekty? Jestem troche sceptyczna do tego typu produktow, czy aby na pewno to cos daje?
Tego balsamu używam ok. 1 miesiąca, może troszkę dłużej. Nie umiem powiedzieć czy efekt zawdzięczam jemu, ale jak robię deskę na boku to obserwuję brzuch i mam wrażenie, że jest coraz jędrniejszy. Na początku ćwiczeń, skóra się tak brzydko marszczyła, to wyglądało jakby był cellulit do potęgi entej na brzuchu, a teraz widzę, że jest o wiele gładsza – dalej brzydka, ale pojawiła się nadzieja, że to można jeszcze poprawiać. Mam wrażenie, że to zasługa regularnego ćwiczenia oraz samego faktu, że robię masaż tym balsamem każdego dnia, że robię peeling i tak dalej. Prędzej bym to przypisała całości czynności, które robię, niż samemu balsamowi, choć mogę się mylić. Na pewno na tym etapie i po tych zmianach na lepsze jakie obserwuję, nie zrezygnowałabym z żadnego z kroczków.
Hej Mario! Wiem że już trochę późno, bo post jest sprzed dwóch dni, ale mam propozycję owsiankową bez mleka krowiego która działa u mnie (tuningowałam go dwa lata a jest śmiesznie prosty). Rozbełtaj porządnie jajko (blenderem albo trzepaczką) w wodzie lub mleku roślinnym tak, żeby nie zostały żadne jajkowe farfocle. Dodaj płatki owsiane i jeśli chcesz: kakao z wiatrakiem, cynamon, imbir tarty (suszony lub świeży, ale jeśli świeży to zamroź go wcześniej, będzie się lepiej ścierał) i kardamon, lub masło orzechowe 100% lub bakalie. Ugotuj na małym ogniu często mieszając (jajko lubi się przypalić jeśli się je zostawi). I smacznego! Zamiast gotować możesz też wlać do foremki i upiec w piekarniku. Dzięki płatkom owsianym śniadanie zapycha, a dzięki jajku długo trzyma. Mam nadzieję że Ci zasmakuje- gotowane jest jak budyń, pieczone jak ciasteczko :)
Będę w weekend próbować :) Dziękuję!
daj proszę znać czy Ci się spodoba i jak wyszło :)
Dzięki. Tak też podejrzewałam. Bardzo chce jednak jak najszybciej mieć ten piling ale właśnie przez 3 miesiące mam być w Holandi i nie chce płacić za przesyłkę tutaj.Pozdrawiam.
Hej Mario! Dzisiaj przeczytałam ciekawostkę, że strój Michelle Pffeifer do roli Catwoman był odsysany próżniowo kiedy już miała go na sobie, więc musiała nagrywać sceny w miarę szybko – żeby nie zemdleć albo nie dostać zawrotów głowy. I przypomniał mi się ten wpis :)
Dawno tu nie zaglądałam i nigdy w zasadzie nie zostawiałam komentarzy, ale od tego wpisu bije tak pozytywna energia, ze aż muszę pogratulować :) Tez jestem zwolenniczką szukania własnej drogi, bo zwykle przyjmowanie wielkich założeń i cudzego planu kończy się fiaskiem, bo nas męczy i nudzi (tak przynajmniej było u mnie). Mleka nie jem od jakichś 4 lat, raczej w ogóle, ale jak się zdarzy, ze jestem u mamy a ta częstuje zupą na śmietanie to nie oburzam się tylko jem ;) Ale byłam wielkim „mlekowcem”. Na śniadanie płatki z mlekiem, do kawy pełno mleka itd. Jeżeli jakoś to Ci pomoże to powiem, ze różne są rodzaje napojów mlecznych i polecam poszukać jakiegoś dla siebie. Mi początkowo mleko sojowe nie podchodziło w ogóle, ale np ryżowo-kokosowe bardzo mi smakowało (jest trochę słodsze). Piłam tez migdałowe, a teraz tak się przestawiłam ze i sojowe lubię :) Co mogę jeszcze doradzić to zakup napoju w sklepie eko albo ze zdrową żywnością a nie w markecie. Może w dużych miastach markety maja lepsza ofertę, ale u mnie w dużych sklepach napoje mlecznopodobne były zwykle niesmaczne. Najbardziej natomiast lubiłam te marki „Natumi”, której nie znalazłam w żadnym zwykłym sklepie. Po około roku po odstawieniu mleka byłam już odzwyczajania od smaku i „przestawiona”, a teraz już w ogóle zapomniałam jak to jest pic mleko od krowy. Jakiś czas temu odstawiłam tez pieczywo i faktycznie czuje się lepiej :) Słyszałam tez ze zminimalizowanie ilości mięsa w diecie również wpływa dobrze na samopoczucie i to chyba będzie dalszy kierunek moich eksperymentów :)
Pozdrawiam
Hej! Jakiej firmy odżywkę białkową pijesz?
Łap linka!
Dla mnie kluczową rolą w zaczęciu jakieś formy ruchu w trybie regularnym było znalezienie tej odpowiedniej formy ruchu. Przez całą szkołę, od podstawówki do liceum byłam tą osobą, która jak ognia unikała lekcji WF-u. Aktywności szukałam poza szkołą, poza zespołowymi grami, w których się nie odnajdywałam. Próbowałam naprawdę różnych rzeczy basen, siłownia, bieganie, strzelanie z łuku czy jazda konna. Tę odpowiednią znalazłam dopiero na studiach, po wyjeździe do większego miasta. I stała się moją pasją :) Najpierw raz w tygodniu, potem dwa. Teraz jestem cztery-pięć razy w tygodniu na sali baletowej i ciągle myślę, że to za mało!
Całe mnóstwo, krótkich intensywnych treningów na różne partie ciała o różnym poziomie trudności znajdziesz tu http://dds.fit/ https://www.youtube.com/channel/UC5pB6jQzkMbF2hM6e7KARhQ
Mario, jeśli tęsknisz za kawą z mleczną pianką to polecam zgłębienie tematu pt. kuloodporna kawa. Dla mnie rewelacja. Wpis bardzo inspirujący i motywujący!
A mnie wciąż ten wpis inspiruje. Zwłaszcza ta motywacja z mocy sprawczej. I zupa – tak mi się zatęskniło. Jutro robię.