Nie wiem jak to się stało, że nigdy jeszcze nie napisałam posta o swoich ikonach stylu. Opisywałam styl wielu kobiet, ale starałam się być przy tym w miarę obiektywna. W sumie teraz, kiedy mój własny styl się naprawdę wyostrzył, taki wpis ma chyba największy sens. Pozwólcie więc, że pokażę Wam siedem kobiet, w których odnajduję inspirację dla siebie samej.
To nie znaczy, że biorę bezkrytycznie wszystko, co te panie prezentują. Są w ich wizerunkach pewne cechy zbieżne z moimi albo takie, do których aspiruję, ale o żadnej z moich ikon nie mogę powiedzieć, że w stu procentach się z nią utożsamiam, czy choćby chciałabym mieć jej garderobę. Nie jest to takie uwielbienie na zasadzie stawiania kogokolwiek na piedestale. Raczej docenianie i szukanie punktów wspólnych.
I oczywistym jest też dla mnie, że możecie nie dostrzegać w tych kobietach tego, co ja widzę, a nawet możecie się nie zgadzać z moimi obserwacjami. Żeby być jak najlepiej zrozumianą, wypunktuję cechy i zachowania tych osób, które tak mnie urzekają, nie będzie opisówki :)
Jennifer Connelly
- widzę podobieństwa między naszą budową ciała – zarówno kiedy miała pełniejszą budowę, jak również, kiedy zdecydowała się sporo schudnąć, proporcje rozkładały się u nas podobnie
- jej stroje nigdy nie są zbyt dziewczęce
- jest dostojna, a ja lubię powagę w stylu, nie dbam o to, że jest to często postrzegane jako wyniosłość
- często jak ją widzę mam skojarzenia z robotami i uwielbiam to :)
- nosi sporo skórzanych rzeczy
- lubi pokazywać nogi
- nosi dużo czerni
Jest to moja największa ikona, absolutnie moja faworytka i chyba to jest dla Was oczywiste skoro mam na pintereście oddzielną tablicę poświęconą tylko jej.
fot. vogue.co.uk
Dita von Teese
- pięknie mówi, potrafi klarownie przekazywać swoje myśli
- jest pewna siebie, ale nie okazuje tego przez „głośność”
- sama stworzyła swoją wyrazistą postać
- ma jeden styl, którego nie da się z niczym innym pomylić
- nastraja mnie do tego, by nigdy nie odpuszczać – starać się o siebie i swój wygląd
- makijaż
- nosi dużo czerni
- inspiruje do tego, by dbać o szczegóły w swoim wizerunku – dodatki w stroju, bielizna, ruchy rąk, sposób picia i jedzenia itd.
O stylu Dity pisałam tutaj.
Sade
- jest charyzmatyczna (one wszystkie są :))
- seksowna, ale nie w stylu „bierz mnie” (tego właśnie najbardziej nie lubię, a tego jest pełno)
- ma mocny, ale „cichy” głos
- lubi czerń
- lubi dużą biżuterię, zwłaszcza kolczyki
- makijaż
- nosi dużo białych koszul i czarnych golfów
O stylu Sade pisałam tutaj.
fot. Rex Features
fot. AKM-GSI
Victoria Beckham
- z jej strojów zawsze przebija siła
- nosi dużo koszul i luźnych spodni
- jest bardzo konsekwentna w swoim stylu
- przeszła imponującą zmianę (postrzegam to jako ewolucję), ale na każdym etapie wydawała się być sobą
- włącza do swoich stylizacji bardzo dużo męskich elementów
- nienagannie pozuje
- makijaż
- jej styl jest czysty, mało ozdobników
O stylu Victorii pisałam tutaj.
Donatella Versace
- robi wszystko po swojemu
- jest zdyscyplinowana
- stworzyła bardzo wyrazisty, rozpoznawalny wizerunek
- jest już archetypem
- jest często wyśmiewana, ale mimo to konsekwentnie zostaje przy swoim stylu i budzi respekt
- jej styl jest oryginalną mieszanką tego co włoskie z tym co amerykańskie
- nosi dużo czerni
- łączy czerń ze złotem
fot. Getty Images
fot. Wire Image
Jackie Kennedy Onassis
- jej styl zawsze był konkretny
- była dostojna, poważna i silna – tak wyglądała w swoich ubraniach
- większość stylizacji wygląda współcześnie
- ma klasę
- wyraziste rysy twarzy, ciemna oprawa oczu
- mimo, że w sumie ubierała się dość konserwatywnie, zawsze wyglądała oryginalnie
- nosiła dużo gładkich gór: czarne golfy, czarne i białe koszulki z krótkimi rękawami, białe koszule
- zawsze elegancka
Sofia Coppola
- spokojny, ale silny styl
- naturalnie ułożone włosy
- naturalny, ale nie nijaki makijaż
- podobne do mojego ułożenie zębów i ust :)
- dużo czerni
- zrelaksowane sylwetki, ale z lekkim zaznaczeniem talii
- większość butów, które ma i ja chciałabym mieć
- cicha elegancja
- czarne eleganckie spodnie przed kostkę jako element mundurku
- dużo sukienek przed kolano
O stylu Sofii pisałam tutaj.
fot. Wire Image
Inne osoby, których styl mi osobiście się podoba, ale których nie nazwałabym swoimi ikonami:
Meghan Markle
Emmanuelle Alt
Angelina Jolie
Gwyneth Paltrow
Carolyn Bessette Kennedy
Carolina Herrera
Doutzen Kroes
Christy Turlington
No i oczywiście co chwila, co dzień kogoś nowego odkrywam, więc lista się cały czas zmienia!!!
Zachęcam do śledzenia mnie na instagramie. Dzisiaj na instastories będę wrzucać najpiękniejsze moim zdaniem stroje tych siedmiu ikon! Trzeba kliknąć na to kółeczko z moim zdjęciem, obok nazwy ubierajsieklasycznie.
Czy któraś z moich ikon jest również Waszą? Bardzo proszę byście w komentarzach wypisały swoje ikony, ale zawsze zaczynały od tej jednej, dla Was najważniejszej. I proszę Was, by to nie były tym razem żadne fikcyjne postaci!
Cześć,
Widzę, że mamy bardzo podobny gust :)
W sumie jedynie w powyższej siódemki nie przepadam za Donatellą Versace, zazwyczaj wydawała mi się przerywana. Całą resztę popieram!
Pozdrawiam,
Kasia
Miałam napisać „przerysowana”, widać mój telefon wie lepiej, co chce napisać ;)
A co z polskimi ikonami stylu? Nikt nie zasluguje na to miano? Jedna osoba wspomniała Kinge Rusin. Dla mnie bezapelacyjnie Aneta Kreglicka
Gwyneth Paltrow za: proste kroje; neutralne kolory; rurki, koszule, trencze, marynarki, golfy blisko ciała; odsłonięte nogi; piękne buty; spektakularne kreacje na czerwony dywan (oscarowa suknia z peleryną odbijała się echem w kreacjach innych przez kilka lat); ewolucję stylu bez rewolucji- wciąż wierna minimalizmowi; że jej uroda i osobowość są ważniejsze niż ubranie.
Charlotte Gainsbourg za: nonszalancję; lekkie niedopracowanie, nigdy nie jest przesadnie doszykowana; rurki, koszule, trencze, marynarki; odsłonięte nogi; spódniczki mini z zabudowaną górą stroju; wygląd inteligentnej osoby z charakterem.
U obu podoba mi się to, że mogę dużo podpatrzeć, bo też jestem wysoka i długonoga, więc niestraszne mi płaskie buty, spodnie nad kostkę czy warstwowe góry o niestandardowych długościach. Sylwetek nie mogę jednak dokładnie kopiować, bo od obu pań dzieli mnie kilka rozmiarów biustonosza i zdecydowanie więcej niż kilka kilogramów, ale na pewno są moją stylową inspiracją.
Mario, a co sądzisz o stylu zmarłej niedawno Kory? Ona też nosiła sporo czerni, zawsze wydawała mi się nieco „groźna” i budząca respekt. I na pewno była kolorystyczną Zimą :)
Zawsze mi się podobała jako kobieta, była taka „wyraźna” i mocna. Pamiętam pierwszy raz jak zobaczyłam jej koncert w telewizji jako mała dziewczynka – miała na sobie przezroczystą czarną bluzkę i nie miała stanika pod spodem, czarne włosy, czerwone usta. No to było dla mnie coś! Ktoś mówi Kora, a ja zawsze wracam do tego pierwszego wspomnienia. Moja mama lubiła bardzo Korę, więc ja tak jakby z automatu również :)
Moja mama tez lubila Kore :) Dla mnie to zdecydowanie jedna z najbardziej ikonicznych postaci polskiej popkultury – piekna, silna, pewna siebie, niezmiennie spojna w kreowanym wizerunku. Nawet jak na starsze lata zaczela gwiazdorzyc, to robila to z klasa <3
Była prawdziwą gwiazdą, więc dlaczego nie miałaby gwiazdorzyć?
Mamy inny gust, ale doceniam konsekwencję Twojego stylu. Zawsze wyglądasz jak Ty, a nie ktoś inny. Bardzo spójne jest to co nosisz. Zainspirowałaś mnie tym pytaniem, więc odpowiem: Moimi ikonami stylu są
-Jennifer Aniston za naturalność, dziewczęcość, minimalizm
-Aishwarya Rai – za pięknie podkreślony typ urody jaki posiada, bo mamy podobny. Trochę kopiuję od niej makijaż:D
-Emma Watson – za dziewczęcość, nutę romantyzmu w stylizacjach. Pamiętam Twój post o romantycznym stylu, bardzo do mnie przemówił:)
– Audrey Tatou – dla mnie kwintesencja parisian chic, cudowna.
-Martyna Wojciechowska – uwielbiam jej konsekwencję w stylu, często all black + jakiś etniczny element jak biżuteria, szal, wspaniałe to.
Super, bo to różne kobiety. Każda z nas podaje jakiś miks, który dla innych może być niezrozumiały, a jednak jest w tym przecież jakaś spójność :)
Są dwie, może trzy osoby, które podałabym jako moje ikony stylu. Dwie pierwsze to Kate Winslet i Lilly Jarlsson – obie piękne w nieco może banalny, ale klasyczno-posągowy sposób. U Kate bardzo mi się podoba to, jak gra sylwetką; Lilly jest (chwilowo nieaktualną) vlogerką vintage z Niemiec, osobą u której podoba mi się wszystko – od tego, co przekazuje, przez styl wypowiadania się i klarowność, po gestykulację, maniery, mimikę, głos – co na pewno dokłada się do tego, że całkowicie przekonuje mnie styl vintage (24/7!) w jej wydaniu. Trzecią kobietą jest ostatnia gwiazda starego Hollywood, czyli Lauren Bacall, druga żona Humphreya Bogarta – za ruchy, głos, i oszałamiający styl także w życiu prywatnym. W osobnym komentarzu wrzucę linka do programu telewizyjnego z 53 roku, w którym występuje. Bardzo polecam zgooglowanie jej i Lilly:-)
i link – https://www.youtube.com/watch?v=u78cAg041Cg – zaczyna się od 15.54. W programie chodziło o rozpoznanie zaproszonego celebryty, a Lauren miała tak niski i tak bardzo rozpoznawalny głos, że musiała na musiała na pytania odpowiadać „sposobem” (swoją drogą, lecam odcinek z młodą Elizabeth Taylor, jest fantastyczna!)
No Lauren Bacall to chyba nie do końca jest „mój” typ kobiety – chodzi mi głównie o zachowanie :) Lilly muszę sobie wygooglować.
Podziwiam Twoje oko, skupienie, drobiazgowość i cierpliwość w analizie. Naprawdę inspirujesz do pogłębiania swojej uważności, nie tylko na płaszczyźnie stylu. Szczególnie ten post zrobił na mnie wrażenie – nie tylko tym, jak dobrze przyjrzałaś się tym kobietom, ale przede wszystkim jak uważnie i z dystansem potrafisz przyjrzeć się sobie.
Dzięki :)
O Dita jest świetna i wizualnie i w swoim sposobie bycia; opanowana, chłodna, dość cicha, z idealną dozą pewności siebie. Antyteza pospolitej amerykańskiej gwiazdki; rozwrzeszczanej, wymachującej rękami i co chwila skręcającej się ze śmiechu.
Z moich ikon prym wiedzie Elizabeth Debicki – najpiękniejsza na świecie, z największą klasą na świecie, z posągowym stylem. Szlachetna, subtelna, zdystansowana, z najcudowniejszym urokiem osobistym. No niewyobrażalna dystynkcia. Ewenement na skalę światową https://youtu.be/DHtLrqCM_Eo
Z drugiej strony skrajnie różna Eva Green – przepiękna obłąkana nonkonformistka. To taki archetyp obsesyjnej neurotyczki, która widzi trochę za dużo i oczywiście wygląda bosko. Jest ciemno, kobieco i znowu szlachetnie w takim psychodelicznym wydaniu.https://youtu.be/mdwoUcmVB1M A jakby cudownie było zrobić taką syntezę i połączyć te dwa nurty w jedną estetykę i jeden sposób bycia…:)
Mario, myślisz, że to w ogóle możliwe?
Elizabeth przypomina mi księżną Di
Z całą pewnością się, z każdej można coś dla siebie wziąć po prostu. Myślę, że Evie przypisuje się te uduchowione cechy przez to, że ma taki styl i dość ekspresyjną buzię plus gra w gruncie rzeczy zawsze podobny typ kobiety, ale coś mi się wydaje, że ona jest całkowicie „normalna”, chociażby wnioskując po podlinkowanym wywiadzie :)))
Catherine DENEUVE! Elegancja, szyk, świetnie nosi czerń, czerwień, panterkę, krokodyle wzory i lakier. Estetycznie – klasyczna, paryska mieszczka starej daty. A do tego zmysłowość i pewien erotyzm który nadal od niej bije…
Dodam jeszcze że przymiotnik który mi pasuje do niej najbardziej to… królewska. Po prostu królewska.
Super. Ma coś w sobie ta kobieta, to pewne!
Ach i jeszcze Carla Bruni, ma w sobie coś takiego arystokratycznego, kojarzy mi się z dostojną sarenką. Nawet w zwykłych dżinsach i prostej koszulce jest zmysłowa. Jej styl był nieco poważniejszy w trakcie prezydentury jej męża, jednak podoba mi się zarówno w tym poważnym wydaniu zgodnym z protokołem dyplomatycznym, jak i tym bardziej swobodnym. No i zakochałam się w jej skórzanym płaszczu z teledysku do nowej piosenki 'Enjoy the silence’.
No ładny płaszcz, ładny :)
Świetne zestawienie! Doskonale widać w nim wyczucie i konsekwencję. Dla mnie niekwestionowaną ikoną stylu jest właśnie Jackie Kennedy. Pomimo upływu lat dalej inspiruje, szczególnie jeśli chodzi o wizerunek kobiet w polityce (lub piastujących wysokie stanowiska) . Wydaje mi się, że dress code i wizerunek kobiet w biznesie/ biurze/ polityce to świetny temat na dokładniejszą analizę, tym bardziej że zagadnienia te kojarzone są z nudą i monotonią.
o tak, to byłby świetny temat ! ja lubię patrzeć na zdjęcia Christine Lagarde
Powiem Wam, że dla mnie te wszystkie musisz to, musisz tamto to jest nuda. Jest to trudne, ubierać się z klasą, oryginalnie i jeszcze przestrzegać dress code’u, ale ja mam teraz odwrót w stronę ekspresji i najchętniej to każdy dress code umieściłabym w koszu na śmieci. Jest to dla mnie w tym momencie nieciekawy temat! To zasługuje na analizę, ale autor musi być do niej przekonany :)
A ja nie mam i chyba nigdy nie miałam żadnej ikony. Są może ze 2-3 blogerki, których kilka stylizacji mi się podobało, ale jeszcze więcej nie. Ze znanych osób mogę wymienić takie, których uroda albo wizerunek mi w jakiś sposób imponuje/fascynuje, jak choćby wymieniona w komentarzach Eva Green czy Michelle Williams, ale w żaden sposób nie widzę w nich wzoru, bo zupełnie się różnimy. Nie ma nikogo kto w oczywisty sposób by mnie inspirował albo wyczuwałabym chociaż wyraźne podobieństwa..
To się oczywiście zdarza, ale myślę, że gdybyś się nad tym dłużej zastanawiała to znalazłabyś takie osoby. To raczej kwestia chęci i zainteresowania tematem, a nie każdemu jest to potrzebne i ja bym wcale nie namawiała, żeby to koniecznie robić. Można sobie spokojnie bez tego poczynać ze stylem :)
Fakt, nie interesuję się zbytnio znanymi ludźmi ani ich ubiorami, ale swego czasu chciałam znaleźć nawet taką osobę.. niestety bez powodzenia. Widocznie połączenie cech mojej sylwetki, kolorystyki i gustu nie jest zbyt częste. A próby wzorowania się na kimś, kto jest do mnie podobny jedynie w jakimś stopniu nie miałoby sensu – przykładowo wspomniana Michelle Williams ma tą okrągłą, 'dziecięcą’ twarz, ale moja figura nie pozwoli mi nosić sztandardowych dla niej kołnierzyków i małych dekoltów.. Dlatego pozostaje mi testować różne rozwiązania na sobie xD
Zawiodłam się kiedy napisałaś o fikcyjnych postaciach… Uwielbiam Anię z Zielonego Wzgórza (ale nie ograniczajmy się do pierwszego tomu, bo jest ich aż 8). W każdym razie bardzo chciałabym zobaczyć to, co nosiła kiedy była dorosła, bo autorka zawsze podkreślała ze ma świetny styl. Zazwyczaj, jeśli mam problem, z tym co na siebie włożyć, pytam siebie samą, co zrobiłaby Ania i wszystko się jakoś rozwiązuje.
Co do postaci rzeczywistych to nie znalazłam sobie nikogo. Trochę żałuję, ale nie mam takiej osoby, po prostu. Większość celebrytek otacza się aurą czerni, mocnego makijażu, a nie są to moje klimaty. Styl tych osób, które dzisiaj opisałaś bardzo mi się podoba, ale niestety nie widzę go na sobie. Ale dzięki temu postowi na pewno zacznę szukać swojej ikony!
No i znalazłam. Joyce Jonathan (francuska piosenkarka) ma w sobie czysty French Chic, bije od niej niewiarygodna pewność siebie, nie boi się czerwonej szminki, a jednocześnie zachowuje trochę dziewczęcości. Do tego dążę w moim stylu, ale póki co mieszam ten french chic z odrobiną boho i romantyzmu (jestem ciut za młoda na czerwono szminkę, wyraziste buty, marynarki…)
:)
No spoko, tylko ona się właśnie mocno maluje. A ja odnoszę wrażenie, że większość celebrytek unika przytoczonych przez Ciebie klimatów… Na pewno taką delikatność znajdziesz właśnie u dość naturalnych francuskich aktorek czy redaktorek modowych :)
Nr 1 są dla mnie siostry Olsen to co w nich cenie:
* ubrania zawsze o rozmiar za duze
* ich styl jest takimi minimalistycznym boho
* sa rownie drobniotkie jak ja
* falowane wlosy jak by przed chwila wyszly z morza
Jemmina Kirke to moj nr 2
* pelna swiadomosc tego ze jest sexy, ale zawsze w tym duzo zadziornosci i bycia dziewucha (nie mylic z dziewczeskoscia)
* mommy jeans
* dekadencki luz
Bardzo mi sie podoba wizualna sila Twoich ikon Mario. Widac, ze te kobiety doskonale sie ze soba sama doskonale ulozyly.
No Kirke i Olsen to jakby z tej samej gliny :)
Olivia Palermo – dzielimy podobną miłość do kolorów, jesteśmy zbliżonymi typami kolorystycznymi, lubię jej elegancję i nonszalancję w noszeniu się jednocześnie
Emanuelle Alt – mamy podobne „mundurki” do pracy (wąskie spodnie, luźna koszula lub bluzka), jestem podobnie troszkę do niej taką „chłopczycą”/mało kobiecą/nie-zmysłową/surową/naturalną
*przydałaby mi się jakaś inspiracja z pełną/okrągłą twarzą i cienkimi włosami. Jeśli znasz Mario/znacie inne czytelniczki kogoś takiego (oprócz Michelle Williams), to chętnie poprzeglądam. Nie jest to popularny typ urody wśród znanych osób więc nie ma kogo podpatrzeć. Szkoda że Rubens nie jest dziś influencerem ;)
Miranda Kerr, Cameron Diaz też pewnie można podciągnąć pod okrągłą buzię.
Dziękuję za odpowiedź ale Kerr i Diaz to raczej bym powiedziała że mają „kwadratowe” twarze. Szerokie, z bardzo wyraźną linią żuchwy. Kerr to nawet podciągnęłabym pod „kwadratowe serce” ze względu na brodę. Plus szerokie, wydatne usta, wyraziste kości policzkowe (zwłaszcza gdy się śmieją).
Inne znane osoby z choć trochę zaokrągloną twarzą mają zwykle bardzo gęste, długie włosy które równoważą te proporcje.
Zawsze Victoria Beckham, jej styl jest dla mnie ideałem. Prostota, brak wzorów, emanacja kobiecej siły ze sportowym sznytem. Biorę wszystko, szkoda tylko, że nie mogę nosić tak wysokich obcasów. Bez nich ten idealny obraz nieco traci niestety. Wydaje mi się, że Victoria to współczesne wydanie minimalizmu lat 90. Pozdrawiam Joanna
Victoria ma też dużo stylówek w płaskich butach, no ale fakt, że szpila swoje robi przy takich eleganckich w większości ubraniach.
A mnie się podoba styl Kingi Rusin i ogólnie „starszych pań” ale po przeczytaniu Twojej książki doszłam do wniosku że tu nie chodzi aż tak o styl ale o to jakie pewne siebie są te kobiety i jaka siła od nich bije.I do tego konsekwencja stylu.
Tak może być właśnie, że jakaś otaczająca je aura i charyzma Cię przyciąga. Ja też raczej nie widzę nic dla siebie w stylu młodszych od siebie osób, nie lubię frywolności, więc mnie to jakoś nie kręci.
Moją chyba jedyną ikoną stylu jest Audrey Hepburn. Zakochałam się w jej postaci gdy obejrzałam ,,Rzymskie wakacje”. Jest ogromnie czarująca. Uwielbiam modę lat 50 i 60 – groszki, paski, wcięcia w talii, spódnice w kształcie litery A – coś pięknego <3
Podoba mi się też całkiem styl Victorii Beckham. Bardzo przemyślane, klasyczne stylizacje.
Nigdy nie miałam ikony stylu, ale gdybym miała kogoś wybrać to także byłaby Audrey Hepburn. Delikatność, dziewczęcość, rozkloszowane sukienki.
Gdyby Audrey nie była taka na maksa już dziewczęca niekiedy to też bym dużo od niej brała :)
Carolina Herrera i jej koszule oraz Audrey Tautou i jej paryski niewymuszony szyk =)
Super, dwie różne kobiety, ale mają jakieś cechy wspólne jak sobie o nich myślę.
Mario,
jak zwykle mocno przemyślany, interesujący wpis. Moją inspiracją jest Christina Hendricks, zwłaszcza, że jestem klepsydrą! Uwielbiam klimat retro, ale mam wrażenie, że jestem w takich stylizacjach postrzegana jako zbyt poważna i dodają mi lat. Może polecisz mi jakąś znaną klepsydrę, ale o mniejszym niż Christina biuście, najlepiej stonowaną jesień. Mam wrażenie, że klepsydrami są same biuściaste dziewczyny…
Holly Willoughby – brytyjska prezenterka, lubi klimaty retro, ma mniejszy biust od CH., typu nie znam, ale nosi bardzo różne kolory, morze inspiracji, bo ma świetne outfity: https://pl.pinterest.com/search/pins/?q=Holly%20Willoughby&rs=typed&term_meta%5B%5D=Holly%7Ctyped&term_meta%5B%5D=Willoughby%7Ctyped
Ale fajny pomysł na wpis, niby oczywisty a zaskakujący. Wydaje mi się naturalne, że pojawią się właśnie teraz, kiedy Twój styl tak dojrzał (i nie chodzi mi o koszule i obcasy :)
Moje ikony to, w przypadkowej kolejności: Dita, za makijaż i dopracowanie, Kate Lanphear za czerń i połączenie elegancji z punkiem, Rick Owens za czerń i warstwy, i nieaktywna chyba już blogerka Mothmounth. U wszystkich inspiruje mnie konsekwencja, spójność w budowaniu stylu i wizerunku. Poza tym podoba mi się styl wielu osób (choćby wymienionej przez Ciebie Donatelli, Marlene Dietrich, Lauren Bacall albo Ulyany Sergeenko), ale wymienione tu osoby to moje największe inspiracje. Co ciekawe, o istnieniu Ricka i Kate dowiedziałam się z Twojego bloga, a obecnie ostry i wyrazisty styl Kate ma na mnie chyba największy wpływ.
Ale świetnie, bardzo się cieszę, że przyłożyłam do tego rękę!!! Ta blogerka to wow – respect!
Moje ikony:
1. Courteney Cox – za ciemne kolory, fantastyczne skórzane buty, za rockowy styl w dojrzałym wydaniu, za proste kroje, za nie upiększanie się. Moglabym wziąć od niej większość outfitow 1:1.
2. Harry Style – za czarne rurki, kowbojskie buty i luźne bawelniane koszule. Ter niektore stylkowki bralabym w całości
3. Ozzy Osbourne – za okulary, luz, dlugie marynarki, czerń i humor
4. Jessica Alba – za naturalność, luzne ubrania, niewymuszona dziewczecosc, za podobną budowę ciała, włosy i kształt twarzy, akcesoria
Fajne osoby, bardzo różne. CC ma świetny styl, też bardzo lubię!
Dla mnie Conelly troche sie marnuje w tej czerni. Taka lekko egzotyczna, wyrazista uroda rozkwita w czystych, mocnych kolorach- nawet nieco neonowych, czern ja tłamsi, ale oczywiście tak piekna kobieta bedzie i w czerni wygladac zjawiskowo. Styl viktori podoba mi sie bardzo, jest na maksa staranny, konsekwentny i elegancki, ale juz jego wydanie street fashion wypada dla mnie po prostu sztucznie. To nie sa stylówki kogos kto poszedl na zakupy albo z dzieckiem na spacer, tylko stylówki pod tytulem: przejde sie te pół godziny i zapozuje do zdjecia. Te ogromniaste ciagmace sie po ziemi spodnie i mega szpilki na ulice sprawiaja takie wlasnie wrazenie, jakby mialy byc raz zalozone do sesji foto na ulicy. Ale viktoria robi i tak super wrazenie w wersji ktorej nie udaje wyluzowanej spacerowiczki
Mario, podziwiam. Ja bez czytania Twoich wpisów nie dostrzegłabym prawie żadnych wspólnych cech tworzących styl tych osób, no może oprócz Dity i Jackie Kennedy. Pewnie dlatego nigdy nie miałam 'swojej’ ikony stylu. Jako mloda dziewczyna kopiowałam raczej konkretne rozwiązania czy stylizacje idolek. Teraz lubię oglądać zdjęcia street stylu Gisele Bundchen, Angeliny Jolie i Gwyneth Paltrow i czasem mi się coś spodoba, jakaś monochromatyczna stylizacja albo coś z dżinsem.
Odkąd zaczęłam czytać Twojego bloga (ledwo pół roku) to paradoksalnie zorientowałam się że zaczęłam gubić swój styl. Trochę to dziwne, ale zawsze szczyciłam się tym, że ubieram się tak jak chcę i w ogóle nie interesowałam się modą, niczym się nie inspirowałam. A u Ciebie wpadłam jak śliwka w kompot, zaczęłam przeglądać, czytać o stylu różnych osób, analizować kolekcje ubrań – coś czego w życiu nie robiłam i oszalałam. Za dużo chyba tego dla mnie. Bardzo wychwalasz prostotę, a ja za nią nie przepadam. Często podkreślasz, że dobrze mieć”podstawową” garderobę i wyostrzyć pewnymi elementami – u mnie prawie wszystko jest podporządkowane pewnemu stylowi i wiele rzeczy do siebie nie pasuje, bo nie może i bardzo to lubię. Dzięki temu zawsze się wyróżniałam. Ale teraz serio nie wiem czy to moja metoda przestała mi pasować, czy zrozumiałam, że jednak można inaczej i wtedy też nie jest nudno. Ten wpis nie uderza w Ciebie, ale serio Twój blog mi to zrobił ;) I nie wiem co z tym zrobić :P
Dla mnie współczesną ikoną mody jest
Nicole Warne znana jako Gary Pepper Girl
https://www.instagram.com/garypeppergirl/?hl=pl
http://garypeppergirl.com
jest nietuzinkowa, subtelna, kobieca, zachwycająca.
Została zauważona i doceniona przez największe magazyny mody.
https://pl.pinterest.com/pin/547468898437184914/
https://www.pinterest.co.uk/pin/530087818618112723/
https://www.instagram.com/p/BOLfLPfjZIe/?taken-by=garypeppergirl
https://www.pinterest.co.uk/pin/530087818613572844/
http://vanessajackman.blogspot.com/2015/11/paris-fashion-week-ss-2016nicole.html
https://pl.pinterest.com/pin/131308145361065826/
* miało być ikoną stylu ;) brakuje mi możliwości edytowania postu
Powiem tak: wylądowałam tu, bo potrzebne mi było potwierdzenie tego, co usłyszałam na temat swojego typu kolorystycznego (czysta zima) od osoby trzeciej, podczas gdy zawsze podobały mi się jesienne kolory i trochę nie wierzyłam w to, co usłyszałam; no i blog bardzo mi się podoba, jest wysmakowany, itp. Ale do sedna: tak, nakładam coś tam na twarz, ale bardzo symbolicznie – tylko trochę podkładu na nos (jako, jak się okazało, zima, tak naprawdę nie muszę malować oczu) i bezbarwna pomadka, czasem paznokcie, a na włosy farby ziołowe (polecam). Do tego – ćwiczenia. Podkreślam przez to, że nikomu nie zazdroszczę, bo na miarę możliwości ogarniam się. Od dłuższego czasu, wyjścia z wieku, w którym malowanie się na ostro było dla mnie kojarzone z dorosłością i pięknem, przestałam się podkręcać, żeby nie biec rano do toalety i nie musieć nakładać sobie drugiej twarzy na własną. Mniej więcej od tego samego momentu zaczęłam dostrzegać, co może być powodem tego, że „LASKI” z czerwonego dywanu robią karierę… otóż dlatego, że jest w nich coś unikatowego – coś, czego nie jest w stanie osiągnąć niemal żadna dziewczyna, a właśnie ten typ jest usilnie lansowany. Chudną po ciążach w ekspresowym tempie, mają wyrazistą linię szczęki, niski poziom tłuszczu pod skórą, wąskie biodra… dopiero, gdy się przyjrzymy, dochodzą do tego – jabłko adama, często nie do końca usunięte, męskie proporcje ciała, dłuższy palec serdeczny od wskazującego (po raz pierwszy przecztałam o tym, że oznacza on zastrzyk testosteronu jakieś 20 lat temu – w Hollywood, dziwnym trafem, prawie wszystkie aktoreczki go dostały), płaskie, męskie plecy, ramiona szerokie i żylaste jak u drwala. I wiecie co? Tym samym dziwnym trafem wyglądają one bardziej męsko od facetów, których wybrały na partnerów życiowych. Powód może być jeden: mamy do czynienia z drag queens. Facetami na hormonach od dziecka, po częstych później operacjach plastycznych i tonie makijażu na twarzy. Wystarczy obczaić parę zdjęć tych samych kobitek, które są w tym poście podane jako ikony stylu (nie mówię, że go nie mają), w bikini i czar pryska. Mają męskie cechy fizjologiczne – lepiej lub bardziej nieudolnie maskowane, jak szczątki jabłka adama czy płaskie plecy albo różnica w długości palców, o których mówię. A to, że wyglądają unikatowo i tak naprawdę androgynicznie, reprezentując typ nieosiągalny dla osób wystawionych tylko na hormony jednego typu (żeńskiego) sprawia, że wydają się takie nieosiągalne. No i jakoś tak uwodzą tłumy – trudno znaleźć „czysty” typ o takich cechach. Te „kobiety” w istocie wyglądają na silne i odważne. A już od czasów Jackie Kennedy (chyba Jacka) chodziły pewne plotki. Plotki o surogatkach, operacjach, sztucznych brzuchach ciążowych – bo kiedy patrzy się na szkieletową budowę tych „kobiet” powyżej (wystarczy postawa – płaskie, męskie plecy, podczas gdy wygięcie kręgosłupa nad lędźwiami jest potrzebne kobiecie do podtrzymania ciąży, a niejedną czaszkę antropolog sądowy sklasyfikowałby jako męską z automatu), widać, że mamy do czynienia z facetami; facetami bez talii i o wąskich biodrach i szerokich ramionach, co czasem jest maskowane ciuchanmi. Facetami z urodzenia, na hormonach i w makijażu – pozdrawiam, jabłko adama sandry bullock. PS. 5 kobiet z listy powyżej to „osoby transpłciowe”.
Dobrze, że nie jaszczury z kosmosu.
Hm, patrzę, że mam palec serdeczny dłuższy od wskazującego. Ramiona mam wąskie, w przeciwieństwie do bioder, biust spory.
Co powiesz na mężczyzn o romantycznej, delikatnej urodzie?
Nie wiem co jest smutniejsze w tym komentarzu – obrzydliwa transfobia, paranoiczny ton czy kompletna ignorancja piszącej. Zaznaczę tylko trzy rzeczy: 1) każdy ma w sobie hormony zarówno męskie jak i żenskie (androgeny i estrogeny) w różnych ilościach, niezależnie od płci; 2) te niby „męskie” cechy fizjologiczne o których piszesz jak najbardziej zdarzają się u kobiet – sama mam słabo zarysowaną talię, wąskie biodra, mały biust i szerokie ramiona; 3) byłoby fajnie gdybyś uświadomiła sobie jak obraźliwy może być twój komentarz dla osób faktycznie transpłciowych, które zmagają się całe życie z byciem uwięzionym w nie-swoim ciele, z nienawiścią i pogardą, i których często nie stać na bardzo kosztowną operację czy terapie hormonalne – nie, te osoby nie mają nic wspólnego z uprzywilejowanymi i uwielbianymi gwiazdami Hollywood.
Zgadzam się w 100% z Tobą Rain, sama jestem delikatnie mówiąc puszysta, postrzegana przy tym jako bardzo kobieca, zaś moja serdeczna, od ćwierć wieku, przyjaciółka jest typem androgynicznym, matką dwóch dorodnych synów, która po dwóch ciążach i dwóch ciężkich porodach („upragnione” wąskie biodra) nadal wygląda jak chłopaczek z gimnazjum i nie ma nic wspólnego z celebrytami i czerwonymi dywanami.
Ali z Podhala życzę zdrowia i uzupełnienia braków w edukacji, i może kapkę pokory wobec życia, które, jak sądzę, nie zdążyło jej jeszcze przeczołgać :)
Co za bzury :D Wyglad androgeniczny modelek i celebrytek to czasem zasluga katorzniczych cwiczen, ktore zwiekszaja poziom testosteronu. Nie sa to osoby transplciowe! Czym kobieta starsza tym bardziej wyostrzaja sie jej rysy. Pomine Twoja pogarde dla osob transplciowych…
Płaskie plecy? A co garba mają mieć? Chyba wam w tych górach już tlenu brakuje…
Swoją drogą jak można w XXI wieku pleść takie dyrdymały. Wstyd.
Mamy zupełnie różne gusta – pewnie dlatego z takim zaciekawieniem czytam Twojgo bloga – pozwala mi spojrzeć na świat mody z innej perspektywy. Żeby nie przedłużać moje ikony: Kate Moss, Gisele Bündchen, Gwen Stefani, Halle Berry, Jessica Alba i Sarah Jessica Parker. I jako bonus Rooney Mara za kreacje z czerwonego dywanu – uwielbiam jej sukienki.
Nie mam ikony stylu, chociaż z wymienionych przez Ciebie Jennifer Connely bardzo mi się podoba plus cechy, które wymieniłaś przy właściwie każdej postaci: dostojność, dużo czerni. Nie lubię robienia z siebie kociaka. Żadna z kobiet, którą pokazałaś tego nie ma, ich zmysłowość jest ciekawa i tajemnicza (może poza Jackie i Victorią Beckam. Ta pierwsza wygląda dla mnie jak cioteczka, ta druga jest zbyt „zrobiona”, wolę lekką nonszalancję). Inspirują mnie raczej określone zdjęcia modowe. Modelki są kameleonami i czasami można je przedstawić we wręcz bajkowy sposób. Mam swoich ulubionych fotografów, którzy z każdej kobiety potrafią zrobić kogoś, kto mi imponuje. Natomiast co do „codziennego” ubioru różnych postaci, to chyba nie mogę wymienić nikogo konkretnego. Zwłaszcza, że też znamy te osoby głównie z bardzo dobrych, profesjonalnych zdjęć.
Moim niekwestionowanym numerem jeden jest Stella Tennant. Co prawda w internecie nie ma aż tak wielu jej zdjęć, ale te, które są, zawsze robią na mnie kolosalne wrażenie. Dużo męskich elementów, w strojach często pojawiają się jakieś spektakularne i awangardowe elementy, ale jednocześnie zawsze jest ,,czysto” i prosto.
Jennifer Connelly zawsze wygląda imponująco i też bardzo lubię śledzić jej styl (w końcu u kogo zima może podpatrzyć działanie kolorów, jak nie u innej zimy ;). Sprawia wrażenie bardzo świadomej swojej fizyczności, bo zawsze podbija strojem to, co najpiękniejsze.
Nie mam swojej ikony stylu. Myślę, że są dwie główne przyczyny. Jestem dojrzałą kobietą i trudno mi się inspirować dużo młodszymi gwiazdami. Poza tym, mam figurę klepsydry z niedużym biustem, a takich nie za wiele w wielkim świecie. Mogę jednak wymienić dwie kobiety, których styl podoba mi się i ma wspólne elementy z moim. Są to:
1. Dita- codzienne kreacje, głównie sukienki, rozkloszowane spódnice, płaszcze.
2. Carolina Herrera- białe koszule, spódnice, sukienki.
Moją ikoną stylu numer jeden jest Sofia Coppola (i to jest, Mario, Twoja zasługa, ponieważ odkryłam tę nieprawdopodobną kobietę na Twoim blogu właśnie). Mamy dość podobną figurę i urodę (choć ja mam znacznie jaśniejsze włosy, cerę i oprawę oczu). Lubię ją przede wszystkim za to jak nosi sukienki midi z zakrytymi ramionami oraz długie szerokie spodnie – zarówno codzienne jeansy, jak i te materiałowe na specjalne okazje. Jej styl jest taki zrelaksowany, praktyczny, niewymuszony i jednocześnie elegancki!
Drugą postacią, która mnie mocno inspiruje jest Coco Chanel oraz ogólnie stworzony przez nią koncept kobiecego stylu z sukcesem kontynuowany przez współczesny dom mody Chanel. Uwielbiam ją przede wszystkim za kultowy żakiet z wełny boucle, który od dawna jest moim marzeniem (obiecałam sobie odszyć taki żakiet u krawcowej, choć projekt pozostaje jeszcze w sferze marzeń, ponieważ dopiero gromadzę fundusze – materiał musi być naprawdę premium – najlepsza wełna i jedwabna podszewka, a to jak wiadomo tanie nie jest.
A już w ogóle ubóstwiam patrzeć na piękną Sofię w strojach od Chanel!
Jest wiele osób, których styl podziwiam, mimo, że są dość odległe od mojej estetyki (choć niektóre elementy chętnie adaptuję na swoje potrzeby) w tym: Linda Rodin, Helena Norowicz, Michelle Obama, Kate Winslet (zwłaszcza nude makeup i luźno upięte włosy), Franca Sozzani, Anna Wintour.
Widzę, że nie ja jedna nie mam ikony stylu. Pewne osoby mi się podobają, zachwycają niektóre ich kreacje, ale żadnej nie śledzę i nie naśladuję. Nie miałam też nigdy ulubionego piosenkarza/zespołu. Żeby była dla mnie inspiracja, to ktoś musiałby mieć ten sam typ urody, podobny wzrost i rozmiar. Może mam za mało wyobraźni, żeby inspirować się kimś zupełnie innym niż ja.
Dla mnie podstawą dobrego wyglądu są dwie rzeczy: zadbane zęby i szczupła sylwetka. Cały tak zwany „styl” jest sprawą drugorzędną. Przy tych dwóch spełnionych wymogach potrzeba jakiejś godziny, żeby się wyszykować na większe wyjście. Co do ikon, to w moim wieku już się takowych nie ma. Wszystkie moje „celebryckie” rówieśnice zalał kwas hialuronowy i botoks. A porównywać się do młodszych nie tyle jest dołujące, co niecelowe :-)
Nie da się ukryć, że każda z Twoich ikon jest nietuzinkowa, można lubić lub nie, ale nie można im odmówić osobowości.
Dla mnie fascynująca jest Dita von Teese, zarówno jej wizerunek sceniczny, jak i codzienny, przypominają mi o mojej kobiecości i zachęcają do celebracji tejże.
Na co dzień moim guru jest Emmanuelle Alt, tak zwyczajna, że aż nadzwyczajna, jej styl jest sam w sobie ikoniczny. Choć nie da się ukryć, że jest z niej kawał wysokiej, chudej kobiety, to jej sposób ubierania, wbrew pozorom pasuje do wielu sylwetek.
Moja najlepsza wersja samej siebie byłaby Caroliną Herrerą, ale to już wymaga większej staranności i dyscypliny, za to jest to styl łaskawy dla mankamentów figury celebrujący sportową elegancję, która jest nieprzeładowana i niewymuszona, czuję się w tym wizerunku ubrana, a nie przebrana.
Mentalnie jest dla mnie ikoną Coco Chanel, prekursorka, ucieleśnienie mitu pucybuta i french chic – klasyka do potęgi klasycznej, i pomyśleć, że w swoich czasach była rewolucjonistką.
Od razu pomyslalam o Ulyanie Sergeenko i Julii Tymoszenko. U Ulyany inspiruje mnie: laczenie estetyki retro z ekstrawagancja, odwazne ogrywanie elementow powszechnie uznawanych za „babcine” (dlugosc total midi, chusteczki na glowie, skromne kolnierzyki), wykorzystywanie elementow ludowych i tradycyjnych, zabawa odkrywaniem i zakrywaniem ciala. U Julii: to, ze stworzyla wlasna i calkowicie oryginalna wersje power dressing, ktora nie jest (jak u wielu polityczek) przebieraniem sie za Margaret Thatcher ani wskoczeniem w doslownie rozumiany uniform, nieustanne podkreslanie kobiecosci, zdobnosc – co nie zmienia faktu, ze zdarzaly jej sie rowniez kreacje, od ktorych na kilometr wialo bezgusciem :)). Z osobowosci, ktore na pewno zostawily pozytywny slad w mojej „modowej” wrazliwosci moglabym wymienic jeszcze Victorie Bergsman (http://lost.net.au/vic/best-dressed-victoria-bergsman/ !) oraz Diablo Cody, ktora uwielbiam za wzory, odwazne dodatky i to, ze swoim strojem totalnie nic nie udaje (wydaje mi sie, ze nawet patrzac na jej outfity z rozdania Oscarow mozna zbudowac sobie jasne wyobrazenie tego, jak ubiera sie na codzien). W Polsce w podobnym stylu jak Diablo ubiera sie Sylwia Chutnik, ale wydaje mi sie, ze skreca troche bardziej w strone subkulturowej estetyki.
Z Twoich ikon najblizej mi do Dity (vintage :)), ale jak dla mnie jest juz zbyt „zrobiona” (kiedys w dyskusji na Twoim blogu przeczytalam komentarz ktorejs z czytelniczek, ze „Dita spedza zycie przebierajac sie za sama siebie” i to jest moim zdaniem podsumowanie w punkt :)). Sofia Coppola ma cudowny styl i w nieoczywisty sposob intrygujaca urode, tez podobaja mi sie jej sukienki przed kolano, ale jak dla mnie jest juz zbyt minimalistyczna.
Mogłabym się rozpisywać na temat moich ikon, ale wspomnę tylko o jednej, dla mnie najbardziej inspirującej: Monica Vitti. Zarówno ta z filmów Antonioniego, jak i ta „prywatna”. Ubrania, włosy, twarz… taką kobietą trzeba się po prostu urodzić, nie można się nią stać.
Myślałam, że nie ma osoby, która mogłaby dla mnie być ikoną, ale doszłam do wniosku, że zmarła kilka dni temu nieodżałowana Kora mogłaby być moją ikoną. Autentyczna, ekspresyjna, królewska i wyniosła. Ekscentryczna, zawsze wspaniale ubrana. Chciałabym umieć się tak ubierać i mieć wewnętrzną siłę, aby takie stylizacje udźwignąć.
Ups… Ally McBeal to postać fikcyjna, a właśnie jej garderobę chętnie bym przejęła. Swego czasu zachwycałam się elegancją Posh Spice, teraz nie mam żadnej ikony stylu.
Mario, a ja mam pytanie z innej beczki ;) jako ze mam wrażenie, ze jesteś ekspertką nie tyle od mody jako trendów ale przede wszystkim psychologii mody – wiem, ze imponuje Ci konsekwencja i ze to ona w dużej mierze świadczy o stylu. Ale jak podchodzisz i jak Twoim zdaniem społeczeństwo postrzega osoby które są aż przeraźliwie konsekwentne, do tego stopnia ze można odnieść wrażenie iż chodzą non stóp tak samo ubrani, np. Rick Owens. Czy Twoim zdaniem zawsze tacy są postrzegani jako indywidualisci czy w przełożeniu na codzienność (tj bycie „zwykłym” człowiekiem) nie wywoła to wrażenia zwyczajnej niechlujności?
Nigdy nie będzie tak, że dogodzisz wszystkim. Jeżeli przyjmiemy, że są dwie skrajności, czyli po jednej stronie postawimy ekscentryków, którzy non stop coś zmieniają w swoim wyglądzie albo gonią za trendami, a za nimi samymi nie można nadążyć, a po drugiej stronie kogoś kto ma jeden uniform, wygląda tak jakby cały czas chodził w tym samym, to zauważ, że takie osoby (obie te skrajne grupy) z zasady mają większą potrzebę (wewnętrzny przymus) realizacji tych założeń niż większą potrzebę podporządkowania swojego życia oczekiwaniom społeczeństwa. To moje zdanie, ale twierdzę, że niezależnie o której z tych skrajności mówimy, te osoby już są na takim etapie, że się zdaniem innych nie przejmują. I na pewno część ludzi uzna, że ci pierwsi są fashion victims, a ci drudzy są niechlujni, ale żadnej z tych grup to zupełnie nie obchodzi… Dlaczego pytasz? Osadzasz siebie w jakiejś skrajności? Blisko Ci do wytworzenia takiego wyrazistego, powtarzalnego stylu?
Cate Blanchett
Dziękuję za odpowiedz! Mario, jak zwykle w punkt i Twój punkt widzenia trochę rozjasnił mi sprawę.
Dokładnie, odnoszę wrażenie że jestem charakterystyczna ale czuję się z tym średnio przez skrajna powtarzalność a z drugiej strony czuję się w takiej estetyce super. Tylko ze ja nie wyglądam jak Owens a jak Steve Jobs (haha,mam nawet podobna fryzurę bo w szale minimalizmu zrezygnowałam też z włosów, biżuterii i makijażu). Zaczęło się od potrzeby uproszczenia szafy z planem późniejszego akcentowania stylu. Tyle, ze doszłam do etapu,kiedy moja garderoba to tylko białe i czarne tshirty (na chłodniejsze dni golfy i luźne bluzy bez kaptura), trochę z lat dziewięćdziesiątych mom jeansy i białe lub czarne sportowe buty. I ja naprawdę nie chcę więcej. Żadnych kolorów, wzorów ani faktur. Problem jest w tym, ze interesuję się modą i chciałabym być widoczna, inna, zaakcentowana a wyglądam w moim odczuciu trochę jak nastolatek, któremu ciotki i babki suszą głowę, ze wygląda byle jak. Jestem w potrzasku – z jednej strony mam swoją twardą, stałą estetykę, z drugiej boję się ze otoczenie naprawdę zacznie myśleć ze ja mam jedną koszulkę w szafie.
To wszystko jest super. Trzeba tylko dołożyć jakiegoś mocnego kopa, w tym sensie mocnego, że cokolwiek tutaj nieprostego, będzie i tak wyrazistym akcentem. Ja bym zaczęła od jakiejś biżuterii, ale można również zmieniać kolor ust albo iść w charakterne torebki. I to załatwi sprawę. Nie wszystko naraz, tylko jedna z tych trzech rzeczy. Jakbyś dołożyła jakiś ładne wisiorki, np. takie medaliki jakie są teraz modne, to byś nie dość, że w tym swoim minimalizmie wyglądała dalej prosto, na zasadzie, że masz wszystko gdzieś, to jednocześnie pokazałabyś, że to nie jest przypadkowe „mam to gdzieś” :) I jak mówię akcent, to naprawdę nie mam na myśli nic ordynarnego typu wielkie wisiory, czy torebki w neonowych kolorach, tylko jakąś ciekawą fakturę, delikatny błysk złota na szyi, może jakiś biżuteryjny zegarek…
Dziękuję Mario, jesteś nieoceniona a Twój blog to prawdziwy fenomen w blogosferze. Wchodzę tutaj kilka razy dziennie i ciągle mi mało ;) o ile ze szminkami próbowałam i w makijażu nie czuję się dobrze to bizuterie mogę przemyśleć, rzeczywiście chyba da się to ograć tak, ze by zostać w swojej estetyce. Zegarek to świetny pomysł, nie przyszedł mi do głowy zupełnie!
” z jej strojów zawsze przebija siła” – o rany, to zdanie trafiło mnie jak strzała! Właśnie tego podświadomie szukałam! Chyba wyłowię więcej takich zdań i ułożę idealną kombinację, do której chcę dążyć.
P.S. Świetna ta Twoja książka! Dziękuję!
Droga Mario,
Twojego bloga czytam już od dawna, to jednak mój pierwszy wpis na tym blogu. Wcześniej jakoś nie umiałam się przekonać do napisania jakiegokolwiek komentarza, tak samo jak nie mogłam przekonać się do wejścia do Księgarni Autorskiej we Wrocławiu, gdzie odbywało się spotkanie z Tobą. Dość dziwnie się z tym czuję, zwłaszcza, że przecież nie należę do nieśmiałych osób, a duszę mam chyba jednak bardziej ekstrawertyczną. Widocznie to Twoja obecność mnie tak onieśmieliła, haha :)
Przeczytałam Twoją książkę oraz większość postów na blogu. Muszę przyznać, że wskazałaś mi kierunek, w którym powinnam podążać, stałam się bardziej świadoma siebie i swojego stylu. I mimo, że nadal nie umiem określić swojego typu kolorystycznego, po przeczytaniu Twojego bloga słowo styl oznacza dla mnie coś więcej i dziękuję Ci za to, że pomogłaś mi dostrzec jego filozoficzny aspekt.
Piszę komentarz akurat pod tym postem, bo pamiętam, że pewnego dnia niejako sama wskazałaś mi moją ikonę stylu – Alexę Chung. Najśmieszniejsze jest to, że kiedy przeczytałam o niej Twój wpis, miałam wrażenie, że Alexa jest moją stylową bliźniaczką. Nasze style są bardzo do siebie podobne, a przecież przed przeczytaniem Twojego posta w ogóle jej nie znałam i nie kojarzę by kiedykolwiek rzuciła mi się w oczy. Wiele mnie z nią łączy. Uwielbiam skórzane spódniczki, skórzane krótkie spodenki czy skórzane ogrodniczki ubierane do kryjących rajstop. Jeden z moich ulubionych kompletów składa się właśnie ze skórzanych ogrodniczek, koszuli z długim rękawem w czarno białe paski ukrytej pod ogrodniczkami, czarnych kryjących rajstop oraz wsuwanych czarnych mokasynów. Uwielbiam wystające kołnierzyki spod swetrów, dżinsowe sukienki, ubrania o różnych fakturach (skóry, zamsze, welur, winyl – z tym ostatnim jest dość ciekawa sprawa, bo mam winylowe spodnie, które budzą sensację i nazywane są „spodniami z Seksmisji”, natomiast ja czuje się w nich rewelacyjnie). Odkąd przeczytałam Twój post, na bieżąco śledzę Alexę oraz staram się czerpać inspiracje z jej strojów.
Jednak żeby nie było zbyt pięknie, pewne elementy jej osoby, stylu, nie odpowiadają mi – nie przemawia do mnie ta dziecinność ujawniana w niektórych z jej strojów oraz brak jakiejkolwiek „tajemnicy”, jeśli wiesz o co mi chodzi. Przez to nie mogę jej nazwać moim totalnym ideałem, a już na pewno nie ideałem kobiecości, do którego chciałabym dążyć. Na szczęście idealnie równoważą to dwie moje kolejne ikony stylu: Francoise Hardy i Freja Beha Erichsen.
Francoise dla mnie wygląda jak Alexa z lat siedemdziesiątych, tylko nieco poważniejsza. Dobrze widać to na tych zdjęciach:
https://i.pinimg.com/originals/de/9a/4f/de9a4f642b9b2225cb220b330bdeb82c.jpg
https://i.pinimg.com/564x/eb/49/e1/eb49e19d33438506f1a2a2e8d8db7670.jpg
Uwielbiam te włosy w nieładzie, koszulki i koszule wsadzane do spódniczek i materiałowych spodenek z wysokim stanem, golfy pod skórzanymi kurtkami, koszule pod sweterkami i wystające kołnierzyki (jak u Alexy). Do tego opaski na włosach i trochę elementów boho.
I wisienka na torcie, czyli Freja Beha Erichsen. Jest w niej coś tak przyciągającego, że mogłabym dla niej nawet zmienić orientację, haha. A tak całkiem serio: uwielbiam to, jak się ubiera. Mimo, że nosi za duże koszulki, toporne buty, rzadko kiedy ma ułożone włosy, wygląda świetnie. Od niej biorę koszule w kratę, skórzane trapery, makijaż oka oraz fryzurę. Mój absolutny ideał piękności jest pokazany na tych zdjęciach:
https://i.pinimg.com/564x/52/58/a3/5258a346e190ec6065f64c220f1c7030.jpg
https://i.pinimg.com/564x/52/58/a3/5258a346e190ec6065f64c220f1c7030.jpg
https://i.pinimg.com/564x/b8/83/21/b88321de93506c24c10520afa67b5540.jpg
Lubię też style Olsenek, Sienny Miller i Kate Moss, ale nie na tyle, aby poświęcać im tyle uwagi co poprzedniczkom. Moim stylowym celem jest połączenie wszystkich tych elementów, które uwielbiam u wymienionych ikon. Z Twoich wyborów kradnę przede wszystkim Jennifer. Wybieram skórzane elementy, czerń oraz oczy pomalowane czarną kredką.
Uff, to już chyba koniec. Przepraszam za tak długi komentarz – strasznie podjarałam się myślą, że mogę podzielić się z Tobą tym wszystkim. Jestem ciekawa, jak Ty się na to zapatrujesz. Przyznam szczerze, że kiedy przyjrzałam się wszystkim trzem kobietom, dostrzegłam naprawdę spore podobieństwa między nimi. Czy wydaje Ci się, że ich style można ze sobą połączyć? Czy dostrzegasz jakiś wspólny pierwiastek? Jeśli tak, jakbyś nazwała taki styl i z czym Ci się on kojarzy?
Gorąco pozdrawiam :)
U mnie będzie to Emmanuelle Alt, Angelina Jolie, Victoria Beckham i Elin Kling :) Więc prostota i minimalizm, a zaakcentowanie stylu czy pewne urozmaicenie to french chic. Tym wpisem rozwiązałaś mój dylemat- cały czas próbowałam nazwać swój styl a wystarczyło wypisać wszystkie moje ikony:D
Moją jest Monica Bellucci. Zastanawiam się, czy mam jeszcze jakąś, ale chyba nie – nie potrafię się odnaleźć ani zainspirować nikim innym. Ta inspiracja jest oczywiście także tylko częściowa, bo we mnie jest modowo dużo z hipisa całe życie, a w niej nie bardzo. Trudno znaleźć hipisa w moim rozmiarze i o mojej figurze ;)
Nie potrafię oddzielić stylu od tego, kim jest dana osoba. I w moim przypadku Zadie Smith to raczej idolka, której styl podziwiam. Podziwiam za:
__Łączenie nietypowych kolorów z barwą skór
https://www.newyorker.com/books/double-take/sunday-reading-the-world-of-zadie-smith
__Turbany, które są, jak sądzę, ukłonem w kierunku miejsca pochodzenia jej przodków
https://pl.pinterest.com/pin/365917538472002346/
__Połączenie delikatnej kobiecości (trochę w stylu lat 20) z inteligencją – moim zdaniem to najodważniejszy zestaw, na jaki kobieta może sobie pozwolić.
https://pl.pinterest.com/pin/106467978671194640/
__To jak pięknie wygląda ze swoim mężem (jak para dandysów)
https://pl.pinterest.com/pin/503910645791451406/
Lepiej pozno niz wcale :), wiec dodam swoje ikony : Jil Sander, Audrey Hepburn i wymieniona juz Jackie Kennedy.