Miałam kiedyś odpowiedzieć na takie pytanie: czy warto się szarpać ze swoim ciałem, czy może lepiej się z nim pogodzić i być „ładną grubą”. Brutalne słowa pytającej, nie moje, ale chyba nie wymagają tłumaczenia.
Nie potrzebujemy linii startu
Wiele kobiet potrzebuje pozwolenia, nawet od siebie, prawda? Myślą w ten sposób: wyznaczam sobie linię startu i zaczynam działać dopiero wtedy. Będę pracować nad stylem jak schudnę, jak przefarbuję włosy, jak kupię tę sukienkę, jak skończę szkołę, jak urodzę i tak dalej… Kiedyś nie byłabym taka stanowcza, ale teraz już wiem. Taka postawa jest BŁĘDEM. Nie czekamy. Robimy.
I żeby była jasność, ja akurat piszę o stylu, ale można to przełożyć na większość sfer w naszym życiu. Mnie chociażby kusiło wyznaczyć sobie linię startu z ponownym pisaniem na Nowy Rok. Pasowałoby idealnie: nowy rok, nowe artykuły. Ale właśnie w tym tkwi sekret, że ideał odłożony w czasie przegrywa z działaniem w teraźniejszości.
Styl nie może zostawać w strefie marzeń, trzeba go realizować.
Moje rozumienie stylu wygląda następująco: każda z nas gra takimi kartami, jakie ma. Te ciała, które widzimy w lustrze – te ciała ubieramy i dla tych ciał tworzymy koncepcje stylu. Tym ciałom ma służyć zawartość naszych szaf. Nie tym z marzeń i z przyszłości, tylko dokładnie tym ciałom, jakie mamy w tej chwili.
A więc właśnie od tej chwili, wszystko co trafia do szafy, ma trafiać tam z myślą o teraźniejszej Tobie. I wszystko co z szafy wyciągasz, też ma służyć jak najlepiej dzisiejszej Tobie.
Styl dla ciała, takiego jakim jest – ćwiczenia
Ćwiczenie 1.
Poszukaj na instagramie kont kobiet z podobną do Twojej figurą i urodą. Są na świecie przebojowe kobiety, które celebrują swoje ciało, niezależnie od rozmiaru i mają taki śmiały i nie pytający o zgodę na istnienie styl, że są w stanie zainspirować i Ciebie. Instagram, używany umiejętnie, może być wspaniałym narzędziem do rozwoju stylu.
Kobiety o każdym rozmiarze ciała mogą inspirować, ale wiem, że akurat te najmniejsze i największe rozmiary są stosunkowo łatwe do znalezienia, a ktoś kto czuje się „po środku” ma mętlik w głowie. Warto więc zwrócić uwagę na hashtagi zawierające słowo „midsize”. Jestem przekonana, że większość kobiet znalazłaby tam inspirację.
Ćwiczenie 2.
Wybierz z szafy ubranie w którym czujesz się najlepiej, zastanów się nad wprowadzeniem trzech wariacji do tego uniformu, żeby opierając się na nim stworzyć nowe jeszcze bardziej ulubione zestawy.
Dla przykładu: jeśli jest jakieś połączenie swetra i jeansów, w którym czujesz się wspaniale, postaraj się znaleźć zamienniki tej góry i tego dołu, nie takie same, ale tak samo dobre dla Ciebie. Opieraj się na kluczowych cechach tych elementów. Więc jeśli spodnie mają odpowiednią nogawkę i stan, powtórz właśnie te cechy, ale idź w inny denim lub kolorystykę. Przejrzyj akcesoria, które dodasz do tego zestawu i wybierz optymalne.
Ćwiczenie 3.
Weź kartkę i zapisz jak najwięcej rzeczy w swoim wyglądzie, które lubisz. Zrób notatkę obok każdej rzeczy – w jaki sposób możesz ją podkreślać ubiorem. Bądź dokładna i dobrze to przemyśl, nie pisz niczego, tylko dlatego, że istnieje jakaś wyświechtana formuła na ten temat.
Na przykład: ja bardzo lubię swój biust, ale nie zapisałabym głębokich dekoltów, jako „sposobu na niego”, tylko raczej szłabym w bluzki opinające ciało i zakryte przy szyi. W takim rozwiązaniu jestem bardziej sobą.
Ćwiczenie 4.
Wypisz przynajmniej trzy rzeczy, które założyłabyś na siebie, gdybyś miała ogromną pewność siebie i nie miała kompletnie żadnych kompleksów czy zahamowań. Wpisz te rzeczy do wyszukiwarki na pintereście i znajdź stylówki na osobach z podobną do Ciebie figurą.
Często piszę Wam o tym ćwiczeniu, ale jest to mój ulubiony sposób na konfrontowanie strachu z rzeczywistością :)
W komentarzach zachęcam do odpowiedzi na pytanie z ćwiczenia numer 4.
Moje trzy rzeczy:
1. Kolorowa ramoneska – w jednym mocnym kolorze lub wielobarwna;
2. Czarne spodnie skóropodobne;
3. Czarna bluzka z dekoltem w szpic.
U Ciebie co by to było, Mario?
Ech, artykuł jak dla mnie. Chciałabym troszkę zmienić styl, zwłaszcza wymienić podniszczone ubrania na nowe. Kusi mnie minimalizm i jakość. Kupić jeden porządny wełniany sweter i mieć spokój na 5 lat. Te kupione z sieciówki zniszczyły się szybko. Ale z drugiej strony jak pomyślę, że mam wydać ponad 500 zł na sweter z myślą, że jest na 5 lat, to wolę żeby na mnie pasował przez te 5 lat. A przecież chce i pracuje nad tym, żeby zrzucić te ostatnie kilogramy po ciąży. No i nie kupuje „bo jeszcze ostatnie 5 kg i to będzie to”, a drugiej strony w zeszłym roku ostatecznie nie schudłam. No więc kupić dobre teraz i za pół roku odkryć, że są za duże? Kupić mniejsze i nie nosić? Jeszcze bardziej bez sensu. Co radzicie?
Zawsze kupować na teraźniejszą siebie. Ale jeśli masz tego typu zagwozdki, że swetry z sieciówki się szybko niszczą i chcesz coś jakościowego, to koniecznie idź do lumpeksu albo po prostu leć na vinted. Max miesiąc szukania, jeśli kryteria są bardzo „ostre”, ale prawdopodobnie jesteś w stanie, to czego szukasz, znaleźć w jeden dzień :)
Kupić dobrej jakości z drugiej ręki, akurat swetry fajnie wyglądają jak są troszkę oversize. Kłopot jest że spodniami / spódnicami.
Właśnie jestem po tej „drugiej stronie” – schudłam dość sporo, niecelowo. Wcześniej wydawało mi się, że gdybym była chudsza, nosiłabym inne rzeczy. G*wno prawda :D wciąż mam ochotę na te same ubrania i ubolewam, że przestały leżeć. Trawa zawsze zieleńsza u sąsiada ;)
oo ja tez tak mam. schudlam celowo i skonczylam ze sterta opadajacych i wiszacych ubran i zero pomyslu co teraz. Moze jak Maria zacznie czesciej pisac to mnie zainspiruje – hint hint;)
Może zamiast karmić się toksyczną ciałopozytywnością czytać więcej o zagrożeniach płynących z otyłości i stosować się do zaleceń lekarzy? Nie, nie można być pięknym/ eleganckim/atrakcyjnym/ stylowym w każdym rozmiarze. Ta polityczna poprawność musi mieć gdzieś swoje granice
Najlepiej jak każdy interesuje swoim rozmiarem. Po co publikować takie agresywne komentarze? A w ogromne kompleksy wpędza się również kobiety w rozmiarze 38-40. To też taki skandalicznie niezdrowy rozmiar? Żyjmy i dajmy żyć.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Nie piszę o rozmiarach 38-40, ani o innych typach sylwetek, które mieszczą się w granicach zdrowej wagi w stosunku do swojego wzrostu. Piszę o ludziach w rozmiarze nXL i o mediach, które wmawiają szkodliwy przekaz, że grube jest piękne, oraz o zerowej samokrytyce „influencerek” w rozmiarze ++++size.
Magdo – to, że ty odmawiasz sobie prawa do czucia się pięknie w dużym rozmiarze, nie znaczy, że inni też mając sobie go odmawiać. Popracuj nad swoją samooceną, zamiast narzucać ją reszcie.
Dzięki, ale nie trafiłaś. Ja akurat jestem w zdrowym rozmiarze, a moja samoocena jest ok:D
No dobrze ale zanim schudniesz, musisz pracowac nad sylwetką i ta praca wymaga czasu. I w tym czadie, podczas tej długiej, ciężko trudnej drogo tez można sie starać wyglądać dobrze w dużym rozmiarze. Wyglądać dobrze tu i teraz. Nie od razu osoba otyła stanie się szczupła. Trochę wyrozumiałości Magdo.
Myślę, że warto też poczytać o tym jakim szerokim zagadnieniem jest otyłość i nie, to nie działa tak, że jak komuś tak napiszesz to się 'weźmie za siebie’ i schudnie. Badania pokazują, że negatywny stosunek do własnego ciała wręcz to utrudnia. Warto wyjść ze swojej bańki i wiedzieć, że niektórym jest bardzo ciężko schudnąć. I każda osoba z większą wagą doskonale sobie zdaje sprawę z tego do czego prowadzi i to nie jest żadne 'promowanie ’ nadwagi a zwyczajne danie akceptacji każdemu. A i jeszcze jedno – szczupły nie równa się zdrowy. Więcej życzliwości do drugiego człowieka życzę w te Święta
Magda – ale ja nie sugerowałam, że teraz nosisz większy rozmiar. Mówię tylko, że gdybyś nosiła, to byś odmówiła sobie prawa do tego, żeby o sobie pozytywnie myśleć i z tym myślę, że trafiłam w dziesiątkę, jak to się mówi.
Tak czy inaczej, to jest twoje zdanie i twoja wizja świata, którą chcesz narzucić innym. Po co? Do czego jest ci to potrzebne? Co ci to daje? Sama sobie odpowiedz na to pytanie i tak jak moje przedmówczynie zasugerowały, żyj i daj żyć innym.
Wydaje mi się że ostra krytyka otyłości wynika z niskiej tolerancji na ludzką niedoskonałość. Łatwiej atakować otyłość bo jest trudniejsza do ukrycia. Inne są mniej widoczne dla postronnych obserwatorów: nałogi, słabości, lęki depresje, brak kontroli nad życiem czy swoim zachowaniem. Nie da się nad wszystkim pracować na raz. Może ktoś otyły wybrał pracę nad innymi aspektami w tym momencie i jeśli jest to praca nad pozytywnym podejściem do siebie i swojego ciała, to mu gratuluję. A czy to wyklucza świadomość problemu? Chyba po prostu świadczy o innych priorytetach…
Magdo, ciałopozytywność oznacza pozytywny stosunek do własnego ciała, a nie do otyłości. Ja np. nie jestem otyła, mam szerokie ramiona, mały biust i wąskie biodra, co w konsekwencji oznacza brak wcięcia w talii. Taka chłopięca raczej sylwetka, nie kojarząca się z ponętną kobiecością :) I moja ciałopozytywność polega na tym, że zaakceptowałam te parametry wyjściowe i nie staram się przerabiać siebie (optycznie, czyli właśnie strojem) na kobietę o sylwetce klepsydry, z przyciągającym oczy biustem i krągłymi biodrami. Gram tym, co mam, a jako chłopczyca tez mogę być atrakcyjna :) To samo dotyczy rozmaitych innych cech wyglądu. Maria tutaj podała kwestię rozmiarów jako przykład najbardziej oczywisty, ale samo założenie, że ubieramy ciało, które właśnie widzimy w lustrze, a nie jakąś jego idealną wersję, jest słuszne i nie daje się zredukować do wagi tegoż ciała.
Wiadomo grube osoby tym, że ośmielają się żyć, robić sobie zdjęcia, cieszyć się modą – promują otyłość. Powinny siedzieć w kanałach aż ich BMI wskaże niedożywienie wtedy mogą opuścić lochy bez wstydu.
Chcę Ci Magda powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek Twoja samoocena nie będzie ok, a sama nie będziesz w jak to ujęłaś „zdrowym” rozmiarze, masz prawo i możliwość być piękną, atrakcyjną, elegancką, stylową i żadnej Magdy, nawet tej z przeszłości nie będziesz musiała dopuszczać do głosu.
Mam Magdo, kilka istotnych pytań:: czy poprawność polityczna ma Twoim zdaniem cokolwiek wspólnego z tym, że ktoś noszący rozmiar, jak to ujęłaś nXL, chce ubrać się w dobrym stylu zamiast zarzucić na siebie cokolwiek? Przecież wiedza o otyłości i zalecenia lekarzy nie sprawią, że człowiek z pokaźną nadwagą schudnie 50kg w ciągu miesiąca. Co ma zatem przez ten czas zrobić? Biegać w worze pokutnym? Zamknąć się w domu i zejść zdegustowanym jednostkom z oczu, coby przypadkiem nie urazić ich wrażliwych spojrzeń?
Cudowna odpowiedź, ❤️
To miało być pod Marii odpowiedzią!
<3
czyli osoby z nieidealną sylwetką mają się schować do szafy i ośmielić się wyjść dopiero kiedy dopasują się do ideału tak? nikt nie mówi że nadwaga czy niedowaga jest zdrowa ale każdy ma prawo się ubierać ładnie i czuć atrakcyjnie.
1. Pomyślę, choć często za dużo inspiracji mnie rozprasza
2. Spodnie z wysokim stanem, kick flare. Mam też takie jeansy, ostatnio też dłuższe bootcut, ale też kuloty ma lato. Longsleevem – mam więcej bluzek i sweterków, kluczowe jest dopasowanie.
3. Talia, noszę wysokie stany, obcisłe bluzki, paski. Szyja i obojczyki – noszę większe okrągłe dekolty. Nie noszę kołnierzyków, jakoś tkanina się spiętrza przy szyi i to nie jest to.
4. Slip dress. Myślałam ostatnio o topie w tym fasonie, żeby oswoić chociaż górę
Jakbym miała więcej odwagi to ubierałabym się częściej w sukienki i spódnice. Podkreślała swój biust i nie zapinała się pod szyję Często ubrana 'kobieco’ w takim stereotypowym myśleniu czuję się super, nie znikam za ubraniami ale też mam wrażenie że jestem zbyt elegancka (np w pracy), a przez komentarze zwracające uwagę na wygląd, nawet komplementy czuję się nieswojo… Chyba czas to zmienić
1. Slip dress/skirt
2. Biały garnitur
3. Biała koszula na codzień – latem na luźno,
Jak dobrze znów Cię widzieć, Mario! Zdobyłam egzemplarz Twojej pierwszej książki, masz lekkie pióro i Twoje podejście do mody, rzeczywistości, ludzi – niesamowicie kojące i otwierające oczy. Dzięki!
Odpowiadając na 4 pytanie:
Mam ogromną chęć, by ubierać się elegancko (w moim wydaniu), bez względu na okoliczności – czy to wyjście do sklepu, czy spacer, czy coś oficjalnego. Zawsze bez mrugnięcia okiem być pewną, że tak chcę wyglądać, a nie, że nie ma potrzeby, po co, ludzie będą zauważać, po co się stroić itd.
W ciuchach byłoby to:
Futerkowy szlafrok Chelsea Fur Coat (totalnie nie w mojej kolorystyce)
Lekki obcasik – botki na ten okres, na cieplejszy kaczuszka
Czarny golf
Witaj z powrotem, jak fajnie, że jesteś! Odpowiadając na 4 pytanie:
1. Kolczyki. Dotąd nie przekłułam sobie uszu, bo miałam ich kompleks (nie są filigranowe…) i nie chciałam zwracać na nie uwagi. A może właśnie się nie przejmować? Podobają mi się wiszące kolorowe kolczyki, trochę boho, ale mam też takie z perłami, po Babci, które bym chętnie nosiła.
2. Wkładanie bluzki do środka, do spodni lub spódnicy z podwyższonym stanem. Mam wystający brzuch, który tuszuję swetrami, bluzkami i tunikami na wierzch. Tylko że w takim stroju tym bardziej można wyglądać jak w ciąży, czasem słyszę życzliwe pytania… Marzę o szerokim pasku z plecionej skóry.
3. Eksponowanie nóg. Tu akurat nie chodzi o kompleks (nogi mam ok), tylko o lenistwo ostatecznie
wybieram z wygody spodnie i buty na płaskim obcasie, zamiast wydobyć atuty. Mini to już nie, ale może np. tweedowa ołówkowa spódnica za kolano do ładnych czółenek? (Na słupku, na szpilce się jednak zabiję.)
Nie są to jakieś rewolucyjne wizje, ale w moim stylu byłyby przełomem!
Justyna, mam podobny „problem” jak punkt 2. Jest to kwestia przypieprzania się do siebie o rzeczy zupełnie nieistotne. Przez większość czasu, ludzie patrzą się na nasz przód, nawet specjalnie nie mamy okazji, żeby tymi naszymi brzuszkami emanować :))) Poza tym kluczem są spodnie z lekkim luzem w miejscu brzucha, nie za obcisłe, no i właśnie dość podwyższony stan oraz szukanie najwęższego miejsca w talii. Wbrew intuicji zakrywanie brzucha dłuższymi bluzkami, tunikami, może dawać odwrotny efekt. Ja sama doszłam już do tego, że się PRAWIE zupełnie już tym nie przejmuję :)
Jest dużo racji w tym, żeby ubierać to ciało, które się ma, nie czekając na to idealne. Sama zaczęłam już tak myśleć i byłam na dobrej drodze do stworzenia własnego stylu, ale niestety, powaliła mnie choroba, której się nie spodziewałam. Operacja udana, włosy odrastają, powoli przypominam siebie, trudno jednak udawać że wygląd się nie liczy, ja przestałam myśleć o sobie jak o kobiecie. A druga sprawa, jestem niska i zawsze znajdzie się ktoś kto mi to wytknie, choć mnie samej dawniej to nie przeszkadzało, jednak trudno czuć się świetnie skoro przy koleżankach wyglądam niepozornie, obojętnie co bym nie ubrała, właśnie przez wzrost. To śmieszne że w wieku ponad 40 lat więcej myślę o wyglądzie niż 20 lat temu, ale tak jest. Chyba nie lubię swojego ciała na tyle, żeby chcieć je ładnie ubrać, chociaż zawsze miło mi się czyta Ubieraj Się Klasycznie i gdybym miała więcej odwagi, to nie wiem, może zaczęła bym nosić latem kombinezon który leży w szafie już że 2 lata? Mam niby jakieś pomysły na zestawy ubrań ale przychodzi co do czego to wybieram bezpieczną nudę
Próbowałaś znaleźć w sieci jakieś kobiety, które są drobne i mają znakomity styl? Wiem że się to łatwo mówi nie będąc niską, ale nigdy nie postrzegałam wzrostu jako wady lub zalety. Jeśli tak jak piszesz->nie lubisz swego ciała, może warto przyjąć punkt widzenia: nie ma wyjścia, z tym co mam, muszę popracować. Zrobić reset: nie patrzę na to, co było i nawet spojrzeć na siebie „obcymi” oczami. Co poradziłabym tej kobiecie z tym ciałem – jak bym w nią wlała odwagi?
Silja, zerknij sobie na YouTube… A konkretnie na kanały Dearly Bethany i Audrey Coyne. Jedna i druga pokazuje, że będąc niską osobą i nosząc rozmiar petite można świetnie wyglądać.
Dla mnie jest to:
mini, mam wielką ochotę na nią, a nosiłam ostatni raz 20lat temu
sleep dress, też mi się podoba, a rzeczy na ramiączkach też nigdy nie noszę
szerokie spodnie, to chyba najłatwiejsza rzecz w tym zestawieniu. Marzy mi się na wiosnę obcisły golf i szerokie jeansy z wysokim stanem jak za dawnych lat.
Ćwiczenie 4.
Gdybym miała zero kompleksów? I nosiła to, w czym czułabym się bardzo sobą?
Skórzane krótkie spódnice do ciężkich rackandrollowych butów. Do tego swetry, ale takie z szalowym kołnierzem.
Na duże wyjścia – sukienki bez pleców.
I więcej punkowo-rockowego stylu.
Rzeczy, które bym nosiła to rzeczy z głębokimi dekoltami na plecach, gdzie nie zakłada się biustonosza.
Nigdy nie miałam odwagi, a bardzo chciałabym wyjść w bluzce z odkrytym ramieniem. Nie wiem co mnie blokuje :)
Ja nosze sukienki cały rok. Ze spodni to mam tylko legginsy do biegania i jogi.
Kupuje głównie w Risk, Monika Kaminska, czasem w Laurella. Czasem Massimo jak pojawi się coś z fajnym składem (nie kupuje plastiku, tj. poliestrowych sukienek).
https://selana.pl/styl-w-parze-z-wygoda-czyli-sneakersy-damskie/
Często je łączę ze sportowym obuwiem. Jest wygodnie i jest to ciekawe przełamanie stylu.
Blog odkryłam niedawno, dopiero czytam i owszem, znajduję sporo przydatnych wskazówek odnośnie do kolorystyki, fasonów ogólnie ale nie widzę nigdzie wpisów o różnych typach sylwetki i jak sobie z tym radzić (albo słabo szukam, jeśli tak to przepraszam).
Wracając do sedna, znalazłam jedynie ten wpis, gdzie jest mowa o figurze i zacięłam się już przy ćwiczeniu 1. Jestem raczej szczupła i drobna, mam długie i wręcz chude nogi, a do tego natura obdarzyła mnie wielkim biustem. Coś jak Joanna Kulig czy obecnie Salma Hayek. I jak patrzę na zdjęcia Joanny to uważam, że styliści robią jej straszną krzywdę, vide ten osławiony żakiet Chanel, który jest co najmniej 2 rozmiary za duży a i tak nie dopina się w biuście. To jest akurat to, na co osobiście mam alergię, bo od jakiejś dekady próbuję kupić dopasowaną marynarkę dla siebie i niestety taka jeszcze nie powstała. Próby ubrania mnie na siłę w rozmiar kilkukrotnie za duży, byle dało się zapiąć, działa na mnie jak płachta na byka. Stylizacje Joanny są dokładnie antytezą jak chciałabym wyglądać, więc jako inspiracja odpada.
Salma Hayek z kolei mocno podkreśla biust i talię. No dobra, podobnie nosiłam się mając lat 20-30. I wtedy wydawało mi się to mega sexi. Jednak z wiekiem myślenie mi się zmieniło, będąc po 40 uważam taki styl za zbyt wulgarny i już nie mam ochoty „dźgać po oczach” wielkimi dekoltami i kopertowymi sukienkami (jedyny fason jaki dało się w miarę dopasować). Tym bardziej, że dekolt już nie tak jędrny jak u dwudziestolatki. Zatem to też odpada jako inspiracja.
Podsumowując, jak oglądam w necie zdjecia kobiet z podobną figurą, to są albo ubrane źle albo zbyt wulgarnie (oczywiście wg mojej oceny).
No i mam problem, bo chciałabym czasem zadać szyku i wyglądać „z klasą” co niestety jest mega trudne i często totalnie mi nie wychodzi. Może są tu dziewczyny, które mają podobny problem i mogą coś podpowiedzieć? Jakieś konkretne marki i fasony (byle nie owersajzy i kopertowe bluzki/sukienki)? Co zakładacie, żeby wyglądać elegancko i stylowo bez zbytniego eksponowania piersi?