Chciałam Was skłonić do refleksji nad tym, czym objawia się bycie estetą. Dla mnie wizualny aspekt czegokolwiek jest bardzo ważny i na pewno aspiruję do tego by estetą zostać. Ale to nie jest wcale takie proste. Trzeba spełniać pewne określone warunki, żeby zasłużyć sobie na to miano. Ja się jeszcze nie czuję godna, by siebie tak nazywać, jednak samo dążenie do tego i doskonalenie się w odnajdywaniu piękna w otaczającym mnie świecie, niesie ze sobą jakąś harmonię i uspokaja mnie. Porozmawiajmy zatem o pięknie i o byciu estetą i o tym, co to dla mnie i dla Was znaczy.
3 razy O – OPTYMIZM, OTWARTOŚĆ, ODWAGA
Optymizm -> Esteta, to taki człowiek, który zawsze uważa, że szklanka jest do połowy pełna i potrafi ze wszystkiego wyciągnąć to, co najlepsze.
Otwartość -> Esteta podchodzi do wszystkiego z otwartym sercem, w dobrej wierze i bez uprzedzeń. W moim odczuciu człowiek bez wrażliwości nie może docenić jakiegokolwiek piękna.
Odwaga -> Esteta często idzie pod prąd. Czasem wbrew całemu światu dostrzega piękno tam, gdzie inni go nie widzą.
Esteta jest człowiekiem poszukującym piękna i się w nim lubującym. To taka osoba, która potrafi się zachwycić czymś, co dla wielu jest piękne, ale też taka, która umie docenić coś niestandardowego i nawet w tym, znaleźć dla siebie coś urzekającego. Łączy się to niewątpliwie z dużą refleksyjnością. Wiadomo jak dzisiaj trudno znaleźć kogoś, kto potrafi się zastanowić i nie oferuje swojego zdania i ocen bez żadnego zastanowienia, zwłaszcza w internecie. Mam wrażenie, że normą jest się wyśmiewać, krytykować, wypisywać paszkwile, a ofiarami takich zachowań nie padają jedynie oceniane osoby i przedmioty, lecz również ludzie, którzy mają na tyle wrażliwości w sobie, by przystanąć na chwilę, zastanowić się i może chociaż z odrobiną dobrej woli podejść do tematu. Chodzi mi o to, że czasem, żeby dostrzec piękno, trzeba zwolnić z osądem, uwrażliwić się i wykazać odrobiną empatii. Ciągłe szukanie we wszystkim brzydoty i wyśmiewanie jej, jest tylko przez chwilę satysfakcjonujące, bo niestety „automatyzuje” naszą wrażliwość i sprawia, że patrząc na nowy obiekt, nie jesteśmy nawet na starcie obiektywni, tylko już od razu „jesteśmy na nie”. Ja też kiedyś miałam z tym problem, bardzo bawił mnie cynizm i takie poczucie humoru, które wskazuje na oczywiste wady kogoś lub czegoś. Ale to zaczęło mi zabierać optymizm i niestety sprawiało, że wszystko było zawsze niedoskonałe, a wady stawały się o wiele bardziej widoczne i godne uwagi niż piękno, które było czasem ukryte, lecz jednak tam było.
Dla przykładu wyobraźcie sobie, że jedziecie do domku nad malowniczym jeziorem z osobą, która ciągle marudzi i wszystko wyśmiewa. Co jest lepsze: uczestniczyć w festiwalu marudzenia nad jakością noclegu i ilością komarów czy świadomie przeżyć ten czas na łonie natury, biorąc z wyjazdu wszystko co najlepsze?
Rzeczy, które uważam za piękne, ale nie będące w moim stylu. Czy esteta potrafi docenić piękno w przedmiotach, które do niego nie pasują? Źródła zdjęć: obraz Waterhouse’a, książka, pierścionek, perfumy, termos, zegarek, torebka, pościel
BEZKOMPROMISOWOŚĆ
O ile te trzy wymienione wcześniej cechy zauważam u siebie, to z bezkompromisowością jest u mnie naprawdę trudno. W pewnym sensie jest ona powiązana z minimalizmem czy esencjonalizmem. Esteta choć potrafi dostrzec piękno tam, gdzie inni go nie zauważają, równocześnie nie godzi się na świadome otaczanie się czymś, co piękne nie jest. Chyba każda z nas doświadczyła dylematów związanych z zakupami rzeczy, które są nam potrzebne, ale z uwagi na cenę, trzeba było je zastąpić tańszymi i już nie tak podobającymi się nam zamiennikami. Sądzę, że prawdziwy esteta nie idzie na takie kompromisy. Już raczej przy blokadzie cenowej rezygnuje w całości z danej rzeczy, a nie godzi się na coś, co nie spełnia jego standardów. Urządzanie mieszkania i kompletowanie garderoby są przykładami znanymi każdej z nas, ale tak naprawdę wyborów estetycznych dokonujemy dosłownie na każdym kroku. Czasem nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Takie drobnostki jak kupowanie chusteczek higienicznych czy sposób ułożenia pomidora na talerzu to też są estetyczne wybory. I jeżeli dla kogoś są to bzdury, jeżeli nie zwraca uwagi na wizualną stronę podanych przykładów, znaczy że nie jest estetą. Estetą nie jest się tylko w jednej dziedzinie, jest się nim dosłownie „w życiu”.
Pamiętacie mój tekst o Wabi-Sabi (Wabi-sabi – piękno w tym, co nieperfekcyjne)? Właśnie to podejście trochę hamuje moje dążenie do zostania estetą. Nie potrafię tak bezkompromisowo rozstawać się z tym, co nie jest dla mnie piękne. Mimo wszystko dalej uważam, że funkcjonalność przedmiotu jest ważniejsza od jego wyglądu, ale nie ma u mnie ogromnej przepaści między wagą tych cech. Ta szala, przechylająca się lekko w stronę funkcjonalności nie pozwala mi rezygnować z rzeczy, które mnie nie zachwycają, ale dobrze się sprawują. Tylko po części jest to uzasadnione u mnie względami finansowymi, ale tak naprawdę przeważa tu moja niechęć do marnotrawstwa.
CENA NIE GRA ROLI
Nie uważam, by piękno mogło być definiowane przez wartość przedmiotu. Sądzę wręcz, że tym się różni bycie estetą od bycia snobem, że esteta może się zachwycić i pierścionkiem za 10zł, i za 10000zł, bo patrzy z otwartością, a snob oczywiście wyrobi sobie zdanie patrząc na cenę. Gust snoba kształtuje wyłącznie cena. Gust estety opiera się cenie i nie uwzględnia jej jako kryterium wyboru. W tym sensie cena nie gra roli. Ale oczywiście bądźmy realistami – najczęściej za niską ceną idzie niska jakość, więc momenty w których przychodzi nam się zachwycać czymś tanim i jednocześnie niewątpliwie dobrze zrobionym należą do rzadkości. Tym bardziej trzeba z nich korzystać.
Czy każdego stać na bycie estetą? Tak, bo przekonanie o pięknie nie wymusza na nas zakupów. To, że podoba Ci się droga torebka, nie oznacza, że musisz ją mieć. To jest aż tak proste. Wiązanie posiadania z byciem estetą nie jest słuszne. Wiązanie przyjemności z patrzenia na daną rzecz (a więc pośrednio z możliwością jej posiadania, która to ułatwia) z byciem estetą jest za to trafne. Wiązanie nieposiadania (jako alternatywy do zakupu rzeczy nieodpowiadającej nam estetycznie) jest również trafne.
SPÓJNOŚĆ
Czy denerwują Was takie rzeczy: idziecie do znajomych, tam pięknie odremontowana szara łazienka i nagle bam – na haczyku wisi wypłowiały czerwony ręcznik. Albo piękna kobieta z perfekcyjną fryzurą siedzi w autobusie i nagle wyjmuje z torebki seledynowe plastikowe lusterko, umazane dodatkowo podkładem. Czy można fragmentarycznie wybierać dla siebie piękno? Można, tylko wtedy nie osiągnie się harmonii. Chyba w tym tkwi siła bycia estetą, że jest się nim całościowo, że piękno się do siebie przyciąga i już jakby automatycznie eliminuje się to, co nie spełnia standardów.
I chyba tylko pod tym względem, względem spójności, mamy prawo ocenić czy ktoś jest estetą, czy nie. Piękno ma wiele twarzy i nie da się obiektywnie ocenić co jest piękne, a co nie. Natomiast spójność jest już bardziej mierzalna – czasem po prostu czuć, że coś nie pasuje do całościowego obrazu. Esteta potrafi docenić i to co jest w jego stylu, i to co od niego odbiega, ale to nie znaczy, że wszystko co piękne będzie chciał mieć dla siebie.
Jestem ciekawa jak Wy postrzegacie piękno. Czy możecie siebie nazwać estetami? Czy są jakieś osoby w Waszym otoczeniu, które możecie określić tym mianem? Czy są jakieś cechy, które wykluczają bycie estetą?
Myślę, że esteta dostrzega nie tylko piękno w garderobie ale również piękno w przyrodzie, architekturze i otaczającym go świecie, dlatego chęć posiadania bardzo mi tutaj nie pasuje. Za to spójność jak najbardziej, moja szafa jest spójna i to wychodzi mi raczej bez wysiłku, moje wnętrza są spójne i dopracowane od koloru ścian przez meble po kubki, serwetki i inne. Nie uważam się jednak za estetkę choć piękno lubię i doceniam.
Dziękuję za kolejny inspirujący wpis :)
Mam nadzieję, że z tekstu wyraźnie wynika, że moim zdaniem posiadanie też nie łączy się bezpośrednio z byciem estetą :)
Właśnie wywaliłam do kosza stary, czerwony ręczniczek, wiszący koło zlewu. Kuchnia zrobiła się piękniejsza:)
No jakiś krok do dobrego samopoczucia to na pewno jest. Mi właśnie takie pozbywanie się brzydactwa sprawia trochę trudności :)
A we mnie lekki sprzeciw wzbudził ten fragment o ręczniku. Myślę, że bliżej mi po prostu do ekologii i nie marnotrawienia (akurat z tymi tematami jakoś biorę się mocno za bary tej wiosny). A co z dostrzeganiem piękna w tym, co zużyte? Czy sprany, spracowany ręcznik/ubranie to nie wabi-sabi? Oczywiście gdzieś są granice (gdzie? otwarte pole do dyskusji). Choć ostatnio robiąc porządki w starej szafie po Babci znalazłam dziurawą ściereczkę, z naszytą pracowicie kolorową łatką…
Sama uważam się za estetkę, a może raczej osobę z wyrobionym gustem, bo jednak sama estetyka rzadko bywa dla mnie priorytetem w wyborze. Może gdybym częściej kupowała obrazy na ściany, miałaby większe znaczenie. ;) Zwykle wybieram naturalne surowce i jak najprostsze formy, dzięki temu jakoś łączę bliską mi estetykę z innymi wartościami.
bardzo chciałabym być estetką jednak czasem obniżam loty przez zwykłe lenistwo i bezmyślność, ale na pewno mogę siebie nazwać poszukiwaczem piękna =) przykład…?? kiedy jestem na zakupach dość często zdarza mi się westchnąć – piękna rzecz!!! choć nigdy bym jej nie założyła nie kupiła bo jakoś nie czuje by do mnie pasowała czy odpowiadała mojej naturze ale sama w sobie jest warta swojej uwagi, zatrzymania się i tych kilka minut podziwu nad nią….
Mam podobnie, wręcz nie czuję czasem żadnej potrzeby, by to piękno mieć wyłącznie dla siebie. Potrafię tak po prostu się zachwycić dla samego zachwytu. I dobrze, bo jak jestem w muzeum to nie przydusza mnie myśl, że chciałabym połowę obrazów mieć u siebie na ścianie :)
Z dużą dozą satysfakcji pozwalam sobie nazwać się estetą :) Nie będę zanudzała Koleżanek argumentami, ale gorąco Ci, Mario, podziękuję za ten wpis :)
Nie wydaje mi się tylko, żeby praktyczne podejście aż tak bardzo stało w sprzeczności z byciem estetą. Może bardziej chodzi o to, że gdy mamy jedną mniej piękną rzecz (na przykład w kuchni), tak dobrać jej otoczenie, żeby wydobyć to, co w niej piękne i zatuszować to, co mniej piękne. Estecie przyjdzie to bez większego wysiłku – jest to dla niego naturalne! Bo dla mnie esteta to nie perfekcjonista, dążący do udoskonalania jakegoś systemu, ale właśnie – jak napisałaś – osoba otwarta i wrażliwa, która piękno wydobędze nawet z miejsca, w którym pozornie go nie ma.
Też rozdzielała bym ze sobą perfekcjonizm i dążenie do piękna, ale chyba bardziej skłaniałabym się do rozwiązania, jakim jest usunięcie takiej rzeczy z widoku. Tak mi się wydaje, że takie bezkompromisowe osoby, umieją dobrze stawiać granice i nie robią zbyt wielu rzeczy na siłę.
Estetką chyba? Czy zaszła jakaś zmiana? ;)
Ooo, a tu mamy przyklad doskonale ilustrujacy to, o czym pisala Maria w tekscie – z calego inspirujacego tekstu Ola znalazla tylko jeden powod aby sie wypowiedziec, ujela to w cynicznym komentarzu dotyczacym formy slowa „esteta”. Ja natomiast znalazlam piękno w tym tekscie, czuje sie szczesliwa, dziekuje ze moglam tego doswiadczyc, zarowno Oli jak i Marii.
Sądzę, że gdybym miała odpowiedzieć Oli w tym tonie (który mi się bardzo podoba), zaprzeczyłabym również temu tekstowi, który popełniłam. Jeszcze Ola odpowie, potem Ty odpowiesz i mamy swoistą tekstowo-komentarzowo-logiczną Incepcję – We need to go deeper, która czyni nas w pewnym sensie estetami lub estetkami, jeżeli ktoś tak preferuje :)
Masz racje. Musze pocwiczyc powstrzymywanie sie :)
Nie jestem estetką w najmniejszym stopniu. Pięknymi przedmiotami otaczam się przed wizytą gości. Wtedy są i kwiaty, i serwetki, i ręczniki dopasowane kolorystycznie do łazienki. Kiedy gości nie ma, w domu króluje bylejakość. I wiecie co – to jest pewnie koszmarna hipokryzja, ale u mnie się to sprawdza. Bo dla mnie aspekt wizualny jest b. mało ważny, ale wiem, że dla innych jest, i nie chcę być postrzegana jako „fleja”.
Każdy ma swoje priorytety. U mnie ten aspekt wizualny znajduje się zaraz za funkcjonalnym, ale też jest bardzo bardzo ważny. Zawsze biorę go pod uwagę, w praktycznie każdej dziedzinie życia. Chyba nie pisałabym tego bloga, gdyby tak nie było :)
Wow, naprawdę świetny tekst. Czytam Twojego bloga już jakiś czas, ale to chyba jeden z najbardziej trafiających do mnie tekstów.
Sama dążę do bycia estetą. Niestety, jest to bardzo ciężkie z kilku powodów: po pierwsze, czyjeś mieszkanie, którego nie mogę urządzić po swojemu w nawet małym zakresie. Jedyne, co próbuję robić, to zadbać o swój mini kącik czyli stół i parapet. Nie mogę zmienić ani mebli, ani ścian, niewiele mogę wyrzucić, bo to nie moje rzeczy. Taka życiowa sytuacja. Często mnie to drażni – w końcu jak mam mieć porządek w garderobie w szafie, która jest po prostu brzydka? Przykładów jest wiele. Potem tak naprawdę niewiele osób dobrze rozumie mnie, gdy mówię, że przestrzeń i przedmioty, którymi się otaczam, bardzo mocno na mnie oddziałują – na mój nastrój, na sposób pracy, ogólne samopoczucie.
Druga sprawa wiąże się z tym, co napisałaś w zdaniu „Wiązanie posiadania z byciem estetą nie jest słuszne.” Chyba daleka droga przede mną….:) Dla mnie wciąż ciężko jest tylko coś podziwiać (okej, do tej grupy zaliczymy wszelkie produkty w najwyższej półki jak Chanel itd. – na to naprawdę mogę tylko popatrzeć) – dużo rzeczy po prostu chciałabym mieć, jakby ich posiadanie miało zrobić ze mnie estetę. Z drugiej strony, wiem, ze wpadam wówczas w pułapkę powiększania arsenału pięknych rzeczy. Przecież zawsze coś mi się będzie podobać, nawet jakaś pierdółka – ostatnio np. podziwiałam prześliczne akcesoria na garden party, kolorowe talerzyki, baloniki… Tylko, że ani nie mam ogrodu ani miejsca zastępczego, żeby takich rzeczy móc użyć, ale automatycznie pojawiło się we mnie „chcę to mieć”.
Dla mnie bycie estetą wiąże się też z porządkiem i spójnością, tak jak napisałaś też. Najważniejsze to jest chyba dla mnie w wizerunku. Od razu na myśl przyszły mi blogerki, bo nadal kilka z nich obserwuję. Chętniej jednak te, które wypracowały styl spójny, nawet jeśli zupełnie … nie w moim stylu:) Dobrym przykladem jest chyba Macademian Girl – kolorowa, niesamowita. Sama w życiu bym się tak nie ubrała, ale jej to pasuje, jest to spójne i piękne. Drugą jest Jestem Kasia, której gust mocno wpisuje się w mój. Dwie zupełnie inne estetyki – obie cudne. Pomyslałam też, że często patrzę na spójność też nieco inaczej np. w kontekście przestrzeni. Sama ubieram się w dość neutralne barwy zwykle albo mocno ograniczam ilość kolorów, które na sobie mam. Za to w kuchni lubię mnogość kolorowych dodatków, lubię gdy w tej kwestii się dzieje. Czy to jest niespójne? Wg mnie nie. Dlatego esteta według mnie ma i tak spore pole do popisu. A największym sprzymierzeńcem i wrogiem są chyba te nieszczęsne kompromisy, a raczej ich brak. Sama często mam z tym problem i wolę czegoś nie wziąć niż potem się denerwowac, że brzydkie, nie pasuje i nie takie. A potem szukam czarnych spodni przez 2 miesiące… ale jaka radość, gdy w końcu się udaje! Nie ukrywam jednak, że bywa to trudne i czasem mam troche dość. No, ale potem się cieszę, że wszystko jest zgrane, więc chyba jednak warto?
Bardzo Ci polecam wpisy Ryfki na szafasztywniary, o tym jak urządza swoje mieszkanie i jak dopracowuje każdy szczegół – począwszy od mebli, skończywszy na gąbkach do mycia naczyń :) Zdecydowanie taka selektywność jest satysfakcjonująca, kiedy się w końcu znajdzie coś, co idealnie pasuje do naszych standardów. I to właśnie może być super motywacją do nie poddawania się i szukania czegoś w stu procentach zgodnego z naszym gustem – ta radość.
Dzięki za polecenie!
Podpisano: Perfekcyjna Pani Domu ;)
Jestem estetką w znaczeniu określonym przez SJP „człowiek wrażliwy na piękno, znawca piękna”. Wszystko, co nabywam, musi spełniać moje wymogi estetyczne. Muszę otaczać się ładnymi rzeczami. Nie robię tego na pokaz, tylko z wewnętrznej potrzeby. Absolutnie nie jestem snobką. Snob a esteta, to dla mnie zupełnie coś innego. Piękno widzę tam, gdzie jest. Doszukiwanie się piękna w brzydocie, nie jest według mnie, cechą estety. Ty Mario, bardzo rozlegle, podeszłaś do tego pojęcia. Doceniam to i fascynuje mnie Twoja rozwinięta ponad przeciętną, świadomość. Jednakże ja widzę to bardzo prosto. Esteta to ktoś, kto kocha piękno i robi wszystko, by się nim otaczać. Estetą jest mój mąż, moja mama i moja najlepsza koleżanka, więc w razie potrzeby, mam z kim na ten temat porozmawiać. Na zakończenie dodam, że jesteś niesamowita w tych przemyśleniach. Pisz jak najwięcej!
Mała poprawka. Część zdania „i robi wszystko, by się nim otaczać”, powinna brzmieć „i wszystko, co robi, robi tak, by się nim otaczać”.
A nie masz tak, że zmieniają Ci się upodobania? Albo dajesz sobie trochę czasu i coś co na początku wydawało Ci się brzydkie, staje się nagle piękne? Ja tak mam i to nawet często. Tak w pełni świadomie coś odczuwam, że zdarza mi się zmienić zdanie na temat tego czegoś :)
Upodobania oczywiście, że mi się zmieniają, ale ja rozumiem je, jako to, co wybieram dla siebie, z ogromu pięknych rzeczy. To, czego nie upodobam w danej chwili, też może być piękne. Rozumiem piękno, jako coś, co jest obiektywnie piękne, a nie tylko w danej chwili jest moim wyborem. Co do stawania się pięknym, gdy wcześniej wydawało się brzydkim (w przedmiotach), to chyba mi się tak nie zdarza. Zmianę zdania na temat atrakcyjności, odczuwam najczęściej w odniesieniu do urody ludzkiej. Czasami człowiek wydający mi się pięknym, przestaje mi się podobać i odwrotnie. Tylko, jeśli ktoś mi się podoba, to nie musi oznaczać, że jest piękny. Widzę go, jako niezbyt ładnego, ale po prostu podoba mi się. Jednak uważam, że ludzie i przedmioty, to odrębne kategorie w ocenie atrakcyjności. Przedmioty tylko piękne (u estety), a ludzie niekoniecznie.
Mi chyba bliżej do Wabi-Sabi, uczę się u babci reperować swoje ubrania tak żeby nie było widać że było naprawiane, i jestem miłośniczką vintage, odnawiania starych rzeczy. Na wiele pięknych i nowych rzeczy mnie nie stać, więc te które mam używam aż się zniszczą lub zgubią, wtedy szukam zastępstwa. Rzeczy mogą być stare, nieco nadgryzione zębem czasu, ale muszą być czyste, świeże, np telefon czy owe seledynowe lusterko pani w autobusie.
Kupując nowe rzeczy zwracam uwagę na ich jakość i wygląd, mają cieszyć moje oko, zgadzam się z tym co napisała Ewa Wiktoria. Staram się otaczać pięknymi rzeczami z potrzeby serca.
Lubię mieć ładne przedmioty które do siebie pasują kolorystycznie i stylem, jednocześnie będąc z zewnątrz dość uniwersalne. A brzydkie rzeczy staram się chować jeśli będą mi potrzebne, i w miarę możliwości wymieniać na ładne i zgodne z moim upodobaniami wizualnymi:)
Odnośni akapitu o bezkompromisowości to zdecydowanie nie zgadzam się z tym fragmentem -’Chyba każda z nas doświadczyła dylematów związanych z zakupami rzeczy, które są nam potrzebne, ale z uwagi na cenę, trzeba było je zastąpić tańszymi i już nie tak podobającymi się nam zamiennikami. Sądzę, że prawdziwy esteta nie idzie na takie kompromisy. Już raczej przy blokadzie cenowej rezygnuje w całości z danej rzeczy, a nie godzi się na coś, co nie spełnia jego standardów’.
Moim ideałem jest torebka Hermes Birkin. Na którą mnie nie stać, i być może nigdy nie będzie;). Czy to znaczy że jako estetka nie kupię sobie innej torebki, dobrej jakościowo, (zakładając sytuację że potrzebuję nową torebkę, niedawno byłam w tej sytuacji że nie stać mnie było na większość torebek które mi się spodobały i szukałam dalej),bo mój ideał jest dla mnie nie osiągalny cenowo ? Przykładów można podać całkiem sporo.
Dla mnie esteta w takiej sytuacji znajdzie inną rzecz dobrej jakości (chociaż może być to trudne), która będzie dla niego estetyczna ,a na którą będzie go stać, czy też wstrzyma się jakiś czas i odłoży brakującą kwotę na tą rzecz. Takie bezkompromisowe podejście pozwalałoby na bycie estetami jedynie osobom bardzo zamożnym.
Staram się być estetką, ale różnie mi to wychodzi. Chyba jeszcze długa droga przede mną. Ale staram się zmieniać na lepsze.
Mnie się wydaje, że jesteś estetką :) Naprawianie rzeczy nie sprawia, że nie jesteś, wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że esteta docenia szlachetność rzeczy, w których widać już czas i zużycia, lubi swoje ładne rzeczy i tym bardziej stara się ich dobry stan jak najdłużej zachować, również poprzez naprawy. I podobnie nie sądzę, by estetka miała się obywać bez torebki tylko dlatego, że nie stać ją na tą wymarzoną. Przecież nie jest tak, że żadna inna się już nie może podobać (otwartość), więc da się znaleźć coś ładnego w ramach swojego budżetu. Jeśli komuś do Birkin względnie blisko to pewnie chwile poczeka, żeby odłożyć, ale kiedy bariera jest zbyt duża, to rezygnacja z zakupu w ogóle, to już nie bezkompromisowość, raczej bliżej snobizmu. Są inne ładne torebki na świecie. ;) Marii chyba chodziło o kwestię wyboru między tym co nam odpowiada i tym co zupełnie oczekiwań nie spełnia? Wtedy faktycznie odpadam i czekam, niekoniecznie na wygraną w totka, ale może na inną, lepszą okazję. Na rzecz może nie tak samo piękną, ale mieszczącą się w moim budżecie i także piękną, choć inną.
Chyba właśnie otwartość polega na umiejętności znalezienia innej, równie pięknej torebki- czyli nie nakręcanie się tylko na tą wersję ideału, którą mamy z głowie, ale umiejętność dystansu i poszukiwań.
W tekście celowo użyłam słowa zamiennik. Inna torebka, która nam się podoba, a nie jest Birkin, nie wyklucza bycia estetą. Natomiast torebka, kupiona jedynie dlatego, że przypomina Birkin i ma ją dosłownie zamienić (a nie dlatego, że się podoba szczerze) to jest ten kompromis na który moim zdaniem esteta nie pójdzie.
Wydaje mi się, że jestem estetką. A ostatnio szczególnie jeśli chodzi o jedzenie posiłków i podawanie do stołu. Okropnie drażni mnie bałagan związany z niechlujnym postawieniem jedzenia, zabałaganieniem stołu, zostawieniem potraw z obiadu w trakcie jedzenia deseru itd. I nawet jak jedzenie jest pyszne, takie otoczenie wyraźnie pogarsza moje ogólne wrażenia. Czasami warto położyć kilka plastrów wędliny czy sera na talerzu zamiast stawiać plastikowy pojemnik prosto z lodówki. U siebie w domu o to dbam, a rodzina, którą odwiedzam, nie wie, o co mi chodzi;).
Szczegóły, ale bardzo ważne :) Myślę, że to się po prostu wydaje kłopotliwe dla tych osób i ten „trud” nie jest według nich wart efektu.
To niekoniecznie jest kwestia lenistwa, ja właśnie jestem z tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi ;) I dziękuję za ten komentarz, bo w końcu to, z czym się spotykam u teściów wreszcie staje się jasne :D Jestem poszukiwaczem piękna i piękno jest dla mnie ważne w życiu, ale mam bardzo wybiórcze postrzeganie – np. sterta brudnych naczyń w zlewie przez kilka dni może mi nie przeszkadzać, bo jej po prostu nawet nie zauważam. Co do nakrycia stołu do jedzenia – dla mnie plasterki wędliny i sera na talerzu czy w plastikowym opakowaniu mają dokładnie ten sam poziom estetyki, a wszystkie obrusy, serwetki czy podkładki, choćby nie wiem jak ładne, kompletnie mi się nie podobają i dlatego nie ma dla nich miejsca w moim mieszkaniu ;)
Do mnie słowo ,,estetka” nie pasuje. Dokładnie z powodu spójności. Owszem, lubię piękne rzeczy, ale jeśli pod względem funkcjonalności albo ze względów sentymentalnych coś mi odpowiada, to na estetykę przymknę oko. Znaczy, nie, żebym miała perfekcyjną fryzurę i uświnione lusterko, ale są rzeczy, na których punkcie przejawiam fanatyczne zachowania (np. od wieków wszystkie kosmetyki przelewam do butelek bez etykiet albo te etykiety usuwam), ale są i takie, które mam w nosie (np. bardzo lubię 30-letnie brązowe kubki i talerze z fajansu, jeszcze bardziej lubię to, że są najtańszymi naczyniami we wszechświecie i będę z nich pić i jeść aż się rozpadną). W sumie to nawet fajne jest, bo przynajmniej żaden zgrzyt estetyczny nie psuje mi np. zabawy z córką za pomocą (obiektywnie) okropnie brzydkich zabawek z tandetnego plastiku, które dostała, lubi je i zawsze chce mieć ,,pod ręką”. Znam ludzi, którzy autentycznie cierpią, kiedy ich druga połówka kupi nóż w brzydkiej obsadce, a dzieciak pozostawi świecącego robota albo konika pony w salonie na widoku (oczywiście niekoniecznie robiąc z tego wielką wojnę ;).
To chyba byliby prawdziwi esteci i… nic mi do tego, moja własna skóra jednak bardziej mi odpowiada.
Chociaż muszę przyznać, że jakoś jednak miłośnicy piękna nie kojarzyli mi się jak dotąd z otwartością i podejściem bez uprzedzeń. Być może znam za wielu radykałów czy po prostu – perfekcjonistów. W każdym razie Ci znani mi nie krytykowaliby może jeziora opisanego w poście, ale podłogę w domku – tak na 80%.
Ps. Spojrzałam dziś na Instagrama – ależ już duża Twoja Maleńka!
Z pewnością moje kryteria są różne od kryteriów większości osób. Ja poszukiwanie piękna nierozłącznie wiążę z otwartością, ale też rozdzielam je z perfekcjonizmem. To rzeczywiście może być niezrozumiałe dla kogoś, ale bycie estetą kojarzy mi się bardziej z luzem i z dostrzeganiem czegoś, co nie jest wyłącznie „na wierzchu”. I to wcale nie musi przeczyć spójności. Wręcz urozmaica tę spójność i sprawia, że ona nie jest nudna. Pannica – w lipcu dwa latka :)
Odnośnie dostrzegania piękna u innych – osobiście zawsze u innych kobiet (nawet tych z pozoru „brzydkich” czy „szarych myszek”) potrafię dostrzec piękno. Czasem na pierwszy rzut oka ktoś wydaje się nieciekawy, ale po chwili stwierdzam że a to ma piękny nos, a to wyjątkowe brwi, a to zgrabne nogi czy piękne włosy. Nie lubię takiego krytykowania innych kobiet za wygląd, bo uważam że każdy ma w sobie piękno, tylko trzeba umieć je dostrzec i wyeksponować. Może dlatego zostałam kosmetologiem :-)
Bardzo miła cecha, też zawsze próbuję się dokopać do czegoś ładnego, choć niektórzy się bardzo „zasłaniają”. Każdy „dobry” to ma :)
Widzę, że spójność niektórzy rozumieją głównie jako stylistyczną, a ja Cie tu Mario inaczej zrozumiałam. Przecież dziś mogę wybrać jeden styl, jutro inny i ostatecznie nie ma w tym nic złego, właśnie jest w tym jakaś otwartość. Dopóki nie miesza się wszystkiego w jednym bez wyczucia (bo eklektyzm sam w sobie też nie jest zły), wszytsko jest w porządku. To, co jest wg mnie niespójne, to jakaś rzecz całkiem od czapy, po prostu brzydka – to najczęściej jakiś szczegół. Większość jest tylko powierzchowna, ale u prawdziwego estety niemal w każdym szczególe widać właśnie dbałość o piękno. To chyba kwestia motywacji, czy jest ona wewnętrzna, cze zewnętrzna. Wewnętrzna będzie autentyczną chęcią otaczania się pięknem. Zewnętrzna – chęcią bycia postrzeganym jako osoba o wysokiej wrażliwości estetycznej, jest na pokaz. Nie mówię, że jest zła, to naturalne, że chcemy być dobrze postrzegani, po prostu to jest dla mnie taki wyznacznik prawdziwego estety. Co nie znaczy, że nie kieruje się on też zewnętrzną motywacją, po prostu wewnętrzna jest u niego co najmniej równie silna.
Wg mnie najbardziej w estetycznym życiu przeszkadza niedbałość wynikająca chyba z wygody, żeby nie napisać lenistwa. To wygoda najczęściej dyktuje nam mniej wysmakowane wybory. Tak jak wybieramy czasem wygodniejsze buty, choć czujemy, że szpilki byłyby znacznie lepsze do całośći, jak też ogólnie są ładniejsze. Nie chodzi jednak o czysto fizyczner aspekty, ale wszelkie wybory. Także zakupowe. Przecież, jak sama piszesz, nie o pieniądze chodzi. Zawsze w ramach danego budżetu da się znaleźć coś ładnego, ale to wymaga czasu i wysiłku, a tego najczęściej nie chce nam się podejmować. Wybieramy mniej wymagające rozwiązania, często kosztem estetyki własnie. Tak samo nasze życie codzienne – czy posiłek zjemy pięknie podany, czy rzucony ot tak na talerz itd. Kwestia dbałości o szczegół, jakiegoś wysiłku. Takie życie po prostu nie jest dla leniwych. Dziś, bo kiedyś, jak się miało szczęście , to wystarczyło wymagać, resztę robiła służba ;D
Zgadzam się, że lenistwo najbardziej zabija piękno. Oczywiście, masz rację – pisząc o spójności nie miałam na myśli restrykcyjnego trzymania się danego stylu, tylko konsekwencja w trwaniu w pięknie.
Dla mnie estetyka i wabi sabi się nie wykluczają. Nie mamy wpływu na wszystko czym się otaczamy, na nieskoszony trawnik sąsiada, na pomazane drzwi tramwaju, którym jedziemy czy preferencje zakupowe naszych partnerów. Wg mnie estetyka to przywiązanie uwagi do swoich wyborów, unikanie rzeczy przypadkowych, poszukiwanie piękna. Ale w zakresie swoich możliwości, realiów, w jakich się otaczamy. Tym samym jest wabi sabi.
Plus jeszcze jeden komentarz – uwaga dotycząca tego kogo można nazywać estetą a kogo nie, jest nie na miejscu i szkoda, że pojawiła się w tym wpisie. Nikt nie zasługuje na to, żeby mu przyklejac lub odklejac łatki bez jego zgody. Uważam, że należy traktować ludzi jak dorosłych – nazywają się estetami, to nimi są. Tak jak nazywają się katolikami, Polakami itd. Ludzie są różni, każdy ma prawo definiować siebie jak chce. Nic mi do tego.
Na swoim blogu przedstawiam swoje przemyślenia. Ja nie uważam, że nazwanie się estetą, czyni z kogoś estetę i nie widzę nic obraźliwego w tym, że to wyrażę, dopóki nasze definicje tego słowa są różne. Na szczęście nie ma jednej definicji. Tak jak w przypadku kolorów – możemy patrzeć na jeden kolor – ja będę widziała róż, Ty czerwień. To żadnej z nas nie zabiera prawa do wypowiedzi na ten temat.
A podoba Ci się estetyka i poczucie piękna Margaret Howell ? Pytam z ciekawości , pozdrawiam
Tak, bardzo. A Tobie?
Uważam, że to piękno, które można określić mianem szlachetnej prostoty to TO COŚ, czego bardzo nam w dzisiejszych czasach brakuje. Piękno nieoczywiste.
Mario dziękuję za piękny tekst. Mogę z pełnym przekonaniem napisać, że jestem estetą aczkolwiek nie wszystkie sfery życia traktuję tak samo. W tym sensie nie jestem estetą perfekcyjnym. Lubię piękne wnętrza i w moim domu przywiązuję dużą wagę to tego żeby otaczać się przedmiotami które są estetyczne. Razi mnie np. herbata trzymana w słoiku, kwiaty w plastikowej doniczce itp. Lubię porządek bo to dla mnie również harmonia, spokój, nie umiem wypoczywać w chaosie, bałaganie. Zwracam uwagę na wiele rzeczy np. na proporcje, materiał z którego coś jest zrobione. Doceniam tzw. szczerość materiału, nie lubię imitacji, np. płytek udających drewno, rzeczy udających coś czym nie są. Dlatego czasem bardziej zachwycają mnie rzeczy stare, podniszczone na przykład drewniane meble niż nowe meble z płyty pazdzierzowej w okleinie drewnopodobnej. Dlatego jestem skłonna wydać dużo więcej pieniędzy żeby kupić drewniany parkiet niż zaoszczędzić kupując panele laminowane. Ale nie lubię też snobowania się, epatowania markami. Nie kupiłbym np. torebki Chanel nawet gdyby było mnie na nią stać. Piękno rozumiem szeroko, to nie tylko piękna rzecz ale i spokój, harmonia, pewna aura która im towarzyszy. Piękna może być pogoda, pejzaż, treść książki, uśmiech. Piękno to też dla mnie w jakimś sensie szczerość, hojność, dobroć itp. Natomiast ostatnio łapię się na tym że przywiązuję trochę za dużą wagę do wyglądu otoczenia a zbyt małą do swojego własnego wyglądu. Nie jest tak, że nie dbam o siebie tylko chodzi o balans, zachowanie równowagi między czasem poświęconym sobie a czasem który poświęcam innym – rodzinie, domowi itp.
Bardzo wyraźnie przedstawiłaś czym jest dla Ciebie piękno. I wiesz co? Naprawdę przekonuje mnie to, że nie ma jego jednej definicji. Kiedy na przykład patrzę na ogrom kwiatów u mojej babci w domu i na te różne doniczki, często z braku laku plastikowe, kiczowate obok prostych glinianych czy kolorowych ceramicznych to wszystko mi się naprawdę zbiera w taki piękny misz-masz, który by nie mógł istnieć bez tych elementów z założenia gorszych. W tym sensie dobrze jest myśleć o pięknie, ale czasem też lepiej po prostu się dać ponieść. Niespodziewanie spojrzeć na coś bez uprzedniego zastanawiania się nad własną definicją piękna :)
Moim zdaniem mówicie o tym samym tzn. taki misz masz doniczkowy u babci, która kocha kwiaty będzie wyglądał w pewnym sensie słodko i pięknie, bo jest szczery, ale w mieszkaniu gdzie ma z założenia panować harmonia i spokój już nie bardzo.
Co do laminowanych paneli, to mnie nikt nie przekona, że są ładne… tutaj moja otwartość się kończy ;)
Myślę, że to bardzo wiąże się z dyscypliną, która, jak to kiedyś napisałaś, ratuje życie. Takie piękno i nawyki jego zgłębiania trzeba sobie bardzo żmudnie wypracować, łącznie ze sposobem w jaki się siedzi przy komputerze, jak się odpowiada bezdomnemu proszącemu o jałmużnę, jak się na niego patrzy, jak reaguje, czy jest się potem w stanie połapać te wszystkie elementy również w intymnej relacji, kiedy się ze sobą kłócimy, czy można kłócić się pięknie i jak? A wypracowanie takiej dyscypliny, która dodatkowo zawiera w sobie umiejętność zostawiania przestrzeni na swobodę i której ta swoboda nie grozi – myślę, że to cecha geniusza. I wcale nie jest łatwiej w ten sposób żyć i niekoniecznie to uszczęśliwia. Polecam książkę . Myślę, że może się spodobać osobom, które interesują się wątkami, zawartymi w tej notce.
Dziękuję, komentarz jest piękny. Z przyjemnością sięgnę po tę książkę.
Niestety byłam w empiku i odwołuję to. Z pewnością nie przeczytam tej książki.
Mario, można wiedzieć co Cię zniechęciło do tej książki? Pytam z ciekawości, książki nie znam
Już miałam brać, ale na ostatniej stronie było napisane, że autor napisał też książkę pt. Myśleć jak Edison. A ja jestem „team Tesla” i dla mnie każdy, kto gloryfikuje Edisona jest podejrzany :)
Ach tak, rozumiem:D
Mam mieszane uczucia co do tego tekstu ;) Z jednej strony chciałabym się z Tobą, Mario, zgodzić, i w sumie w dużej części się zgadzam, ale… Jest mi bardzo trudno tak „kategoryzować”. Jest przecież tak wiele odcieni szarości, tak wiele spojrzeń na daną kwestię, tak wiele niejednoznaczności… Przykładowe plastikowe lusterko może być dla tej kobiety piękne, bo np. należało do jej zmarłej córeczki… Za każdym przedmiotem stoi jakaś historia. Czy dlatego, że dana rzecz nie spełnia obecnych norm estetycznych, społecznych, że teraz uznana by była za brzydką tandetę, pozwala nam tak bezkompromisowo oceniać jej właściciela i jego gust? Budzi to mój odruchowy sprzeciw…
Dla mnie piękno jest bardzo niejednoznaczne i w dużej mierze tkwi w niedoskonałości. Przedmioty idealne są na dłuższą metę nudne, tak sami ludzie ;) Esteta jako poszukiwacz piękna, osoba wrażliwa na piękno, dostrzegająca je w otaczającym nas świecie – trafia do mnie jak najbardziej. Jest przecież tyle estetyk, tyle obszarów do eksploracji ;) I dlatego „bycie estetą” w sensie posiadania tylko i wyłącznie pięknych rzeczy to dla mnie stan niedościgniony, nie do osiągnięcia, właśnie przez to „poszukiwanie”. W tym jest sedno sprawy, w gonieniu króliczka ;)
Zgadzam się, że po części obecność tego tekstu i zbytnie kategoryzowanie „szkodzi” estetyce, ale bez tego tekstu nie mogłybyśmy o tym rozmawiać z drugiej strony. Zgadzam się, że czasem trzeba głębiej spojrzeć, bo może tam czai się jakiś kontekst, którego nie byliśmy w stanie dostrzec oceniając coś. Zgadzam się, że ocenianie jest z zasady nie tyle złe, co niepotrzebne, dlatego pisałam również o otwartości, która jednak nie musi być w opozycji do pozostałych cech. W komentarzu wyżej piszę o plastikowych doniczkach mojej babci, które dla mnie są piękne :)
Masz rację Yennefer że to wszystko nie jest takie jednoznaczne. A piękno zazwyczaj nie jest perfekcyjne, ma jakieś skazy, ułomności. Dla mnie na przykład to nie oznacza posiadania nowych rzeczy jak pod linijkę tylko raczej przywiazywanie wagi do pewnych szczegółów, niezgoda na bylejakość tam gdzie nie musimy się na to godzić, dbanie o to co lubimy. Raczej umiejętność dostrzegania piękna – w rzeczach, ludziach, otoczeniu niż popadnie w konsumpcjonizm i perfekcjonizm. Kiedy jestem u znajomych to zwracam uwagę na to jak mieszkają ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. Natomiast miła atmosfera w domu – tak. Ich gościnność, serdeczność. Nie ma dla mnie znaczenia to jak ubierają się moi znajomi. Dlatego zgadzam się z Marią że estetą to ktoś otwarty, wrażliwy i odważny w byciu sobą. Bycie snobem, robienie czegoś na pokaz czy dlatego że jest modne raczej się tu nie mieści. Przykładowo esteta podczas wycieczki do Rzymu przeżyje duchową ucztę, dostrzeże piękno w ruinach czy starociach. Ktoś kto na tej samej wycieczce będzie skupiał się na narzekaniu na standard hotelu estetą raczej nie jest.
Według mnie, esteta nie ocenia innych, przez pryzmat tego, czy też są estetami. On po prostu kocha piękno.
Aha, zapomniałam napisać wcześniej – bardzo podoba mi się nowy szablon bloga, ale bardzo brakuje mi możliwości przejścia z poziomu otwartego posta do starszego lub nowszego posta… Dałoby się coś z tym zrobić, bo to wracanie na stronę główną utrudnia poruszanie się na blogu ;)
Pozdrawiam, Yenn
Dzięki, już sobie zapisuję i będę działać.
Bardzo zaciekawił mnie Twój tekst Mario. Szczególnie trafnie okreslilas cechę estety -spójność. Bez tego coś nie gra. Niby pięknie kobieta ubrana ale jeden szczegół nie pasuje i juz wszystko wiadomo. Ja ostatnio dużo o tym myślałam. Czy to ze będąc na zakupach tak trudno jest mi coś znaleźć to wynik braku wiedzy o sobie czy problem jest inny. Dochodzę do wniosku ze poszukiwanie piękna jest dla mnie sprawą pierwszorzędną. Chyba staje się estetą. Dzięki Tobie uświadomiłam to sobie i jestem spokojna. Pozdrawiam
Myślę, że większość ludzi ma problem ze znalezieniem tego, co akurat jest ich wymarzonym celem, ale pierwszorzędne znaczenie ma to, jak na tę sytuację reagują. I chyba większość się bardzo szybko poddaje.
Jestem! Ale mam poczucie, że to nie jest kwestia świadomego wyboru, ale bardziej po prostu pewnego typu nadwrażliwości, którą mam. Jeśli w moim otoczeniu coś jest nieestetyczne uwiera mnie jak kamień w bucie, albo gryzący sweter- nie mogę tego długo ignorować, bo oszaleję. Estetyzacja otoczenia, jest więc dla mnie po porostu kwestią najbardziej podstawowego komfortu. Myślę, że to trochę tak jak ze słuchem absolutnym. Z drugiej strony kontakt z pięknem przeżywam też bardzo intensywnie- płaczę przed obrazami, wpadam czasami w jakiś rodzaj histerii przed dziełem sztuki, albo natury. Jednocześnie potwornie boli mnie kiedy ktoś tego piękna nie widzi i mówi coś typu „no ładne, chodźmy na lody”- dlatego staram się nie przeżywać takich sytuacji w towarzystwie i np podróżuję sama. Nie wiem też czy jest to taka do końca pozytywna cecha, może być bardzo uciążliwa, narażać na sporo stresu i wydawać się nieco ekscentrycznie-komiczna. Jeśli chodzi o marnotrawstwo- chyba mi się nie zdarza- mój gust chyba nigdy w życiu szczególnie się nie zmienił (bardzo chętnie nosiłabym swoje dziecięce ubrania gdyby były dobre), więc podobają mi się przedmioty, które mam, a jeśli coś jest mi użytkowo potrzebne, a nie da się tego zdobyć w ładnej wersji zawsze można jakoś to przerobić. Mnóstwo rzeczy maluję, obkładam, oklejam. Jak kupuję jakieś jedzenie w puszkach to natychmiast obdzieram te puszki z papierka i opisuje markerem- taka metalowa puszka sama w sobie jest całkiem ładna. Suche jedzenie przesypuję do jednakowych, przezroczystych, plastikowych butelek po napojach energetycznych- wyglądają trochę jak dawne butelki na śmietanę. Zawsze pewne estetyzacje można zrobić jakoś trochę taniej. Zgadzam się też z Tobą w kwestii tego, że ważna jest otwartość na inne wersje estetyki i to już jest na pewno świadomym wyborem. Ludzie często zamykają się w swojej wersji piękna i nie próbują szukać dalej. Kiedy się czegoś nie rozumie warto starać się bardziej i bardziej aż się uda. Potrafię siedzieć godzinami przed obrazami, które wydają mi się brzydkie, albo bez sensu i to przychodzi- czasem po kilku czasem kilkunastu godzinach. Takie ćwiczenie bardzo rozszerza percepcje i pozwala zarówno złapać dystans jak i dostrzegać nowe aspekty. Z drugiej strony istnieją też na świecie rzeczy ewidentnie brzydkie nad, którymi nie ma sensu się pochylać tak jak nie ma sensu szukać piękna w muzyce disco-polo. I tutaj dochodzę do kwestii gustu i wiedzy- myślę, że spójność nie jest jedynym wyznacznikiem estetyki, jest też sporo innych, których uczymy się nabierając wiedzy z tej dziedziny. Wydaje mi się, więc że wiedza o estetyce jest jednak niezbędna do bycia estetą, można mieć genialną intuicję, ale nasze wybory są wtedy po pierwsze: zawężone w granicach tego co nas otacza, po drugie mało świadome.
A jakie to przyjemne uczucie odkryć coś, czego się nie znało i powoli się w to wdrażać i odkrywać to dla siebie… Opisałaś ten proces estetyzacji jak pracę do wykonania i ja się z tym zgadzam. Że to jest pewien trud, że żeby być estetą człowiek musi chcieć sobie ten trud zadawać. Że to nie jest wcale proste i wiąże się ze staraniem się. Jak to na górze czytelniczka napisała: nie wszyscy rozumieją wykładanie wędliny na talerz, gdy można ją podać w plastikowym opakowaniu, w którym była kupiona…
Bardzo mądry i wartościowy wpis! Estetyka to wbrew pozorom bardzo trudna dziedzina, oscylująca na pograniczu olbrzymiej wiedzy, wrażliwości i nauk paranormalnych. Trzeba mieć do tego wyczulone zmysły i otwartą głowę. Myślę, a może powiem lepiej, mam nadzieję, że jestem estetą, ponieważ nie potrafię zadowolić się bylejakością, tandetą. To chyba jedna z najbardziej zwięzłych definicji estetyzmu. Jednak często brakuje systematyczności i ciągłości, ciągle uczę się tego.
Sporo zawdzięczam swoim rodzicom. Tata włączał mi ze starego winyla muzykę Pink Floyd czy Led Zeppelin i pokazywał mi, jak wyglądają poszczególne drzewa w lesie. Mama do dziś mi pokazuje stare filmy i obrazy znanych malarzy. I też to, że miałam szczęście trafiać na dobrych polonistów.
Myślę, że niejedna osoba zajmująca się recenzowaniem/krytyką literacką powinna przeczytać Twoją notkę, bo ludziom brakuje obiektywizmu i zawsze patrzy na rzeczy pod swój gust. Już od dawna wiedziałam, że piękno nie jest subiektywnie i kiedy patrzy się na jakąś rzecz, trzeba patrzeć na ogólną estetykę wykonania/materiał/dobór wzoru/detali, dopiero potem możemy patrzeć na nasze upodobania. Ostatnio zachwyciły mnie projekty Halston Heritage http://www.vogue.com/fashion-shows/fall-2016-ready-to-wear/halston-heritage, Wszystko jest perfekcyjne, klimat zdjęć, genialne kroje i cięcia. Wiem, że wielu z tych bym nie założyła, bo wyglądałabym w nich jak dziecko konduktora, nie lubię dwurzędowych marynarek, ani szerokich spodni. Ale dlaczego miałabym je odrzucać?
Na przykład nie lubię filmów/powieści romantycznych, ale mogę wyjść poza swoje klimaty i ocenić je na wysoko, jeśli będzie dobra gra aktorska itp. A może jakiś taki film polubię? :)
Nie raz, nie dwa padałam ofiarą braku optymizmu i otwartości. Kiedyś osoba, która zajmuje się dość poważnie krytyką literacką wystawiła mi druzgoczącą opinię o moim wierszu. Że brak nowatorskości, za dużo baśniowego klimatu, zbyt płaska treść, pretensjonalne zakończenie i sztywne rymy. Jako nastolatka chodziłam niemal zapłakana, no bo to znawca itp. Potem jednak za poradą znajomego wysłałam niemal ten sam tekst, tylko przerobiony mu wolny wiersz i otrzymałam od niego rewelacyjną notę. Jakim cudem? Przecież ja tylko przerobiłam formę, a nie treść!
Gdyby tylko ludzie byli tak tolerancyjni jak piszesz. Jak trzeba być zapatrzonym na czubek własnego nosa, żeby uznawać tylko to, co sobie się podoba za właściwe. To wręcz przeczy jakiemukolwiek rozwojowi i kształtowaniu gustu. Dobrze wiedzieć, co się lubi, ale fajnie czasem wyjść poza własne ramy. Szczerze mówiąc, dlatego właśnie między innymi nie lubię czytać jakichkolwiek recenzji czy sugerować się opinią innych o dziele. Nie ma dwóch identycznych odbiorów sztuki – tak mi się przynajmniej wydaje. I praktycznie ze wszystkim można znaleźć cieniutką nitkę, która może zacząć nas przeciągać na stronę tego czegoś.
Esteta to w moim odczuciu stan umysłu, który przejawia się na różnych płaszczynach rzeczywistości, postrzegania, komunikacji, myślenia itd. i nie wyklucza istnienia jednocześnie innych stanów jak np. powolny flejtuch albo ktoś użytkowy, praktyczny, szalony, odpowiedzialny itd). Esteta to może być też tylko faza w życiu, jakaś chwila lub nastawienie do ludzi, rzeczywistości, sytuacji, materii itd. W gruncie rzeczy każda osoba czytająca tego bloga, który zajmuje się modą, wyglądem, pięknem znajduje się moim zdaniem w procesie estetyzacji więc jest w tym sensie estetką/estetą. Ale jak później idzie na toaletę to wchodzi w fazę naturalistyczną czyli wydalania i jest szczęśliwa/y, że ma pęcherz, jelita i jest zdrowa/y mimo, że estetyka tych przeżyć jest raczej kiepska. Maksymalnie podkręcony estetyzm jako część osobowości może być zatem czynnikiem chorobotwórczym (np. poprzez oddalanie się od potrzeb fizjologicznych, jeżdżenie „w garnku“ na motocyklu albo w ogóle bez kasku (Harley) i jeansach bo protektory nie podkreślają figury) itd. Wbrew pozorom bardzo złożony temat. Materia odzwierciedla ten stan.
Genialny tok rozumowania, w pewnej części się z nim nie zgadzam, ale jest dla mnie interesujący. Nie sądzę by istnienie różnych faz, wykluczało w tym samym czasie wielowarstwowość człowieka. Raczej kierowałabym się w stronę poglądu, że jeżeli piękno jest kwestią wyboru to esteta zawsze je wybierze, ale jeżeli wyboru brak, to esteta po prostu „żyje” w stanie zawieszenia, lecz nie można zanegować jego bycia estetą. Bardzo Ci dziękuję, przeczytać coś takiego o swoim blogu jest bardzo miło.
Nie mogę się zgodzić z przeciwstawianiem „estetyki” i wabi sabi, które może bardziej ma miejsce w komentarzach niż w samym Twoim, Mario, tekście. W końcu wabi-sabi jest Japońską kategorią estetyczną (a w zasadzie dwoma, podobnymi), pięknem, które znajdujemy dzięki uważności i medytacyjnemu podejściu do życia, które pozwala nam przystanąć na tyle długo nad jakąś rzeczą, by dostrzeć jej piękno, które być może przeoczylibyśmy w biegu lub w natłoku innych, bardziej spektakularnych, choć niekoniecznie piękniejszych, przedmiotów. Kategorią, która docenia rzeczy proste i z pozoru niepozorne, ale jednak takie, które wzbudzają w nas emocje odbierane jako poczucie piękna. Nie zaradnością, reperowaniem z przyczyn ekonomicznych czy akceptowaniem wokół siebie brzydoty. Wiem, że trudno jest uchwycić coś takiego, jak estetyczne postrzeganie świata przez bardzo nam obcą kulturę, ale obok piękna ukrytego yugen oraz ikito najbliższy mi sposób przeżywania rzeczywistości. Piszę przeżywania rzeczywistości, a nie postrzegania piękna, ponieważ Japońskie kategorie estetyczne obejmują znacznie szerszy kontekst niż to, co nazwalibyśmy z grubsza sztuką. Wydaje mi się, że w swoim powyższym tekście również dokonałaś pewnego wyjścia poza ten obszar.
Lubię ładne rzeczy, ale chyba wolę podejście twórcze i wyrozumiałe dla niedoskonałości, niż surowe i „bezkompromisowe” (to jest w ogóle słowo, które mnie przeraża). Cieszy mnie piękno i chciałabym żeby tak właśnie pozostało, w przeciwieństwie do cierpienia odczuwanego przez perfekcjonistów. Wiadomo, że też potrafię sie skrzywić i przewrócic oczami jak ktoś ma paskudny sweter albo okropny dywan, ale staram sie to robić raczej na wesoło i z czułością dla ludzkiej natury ;)
No i zgadzam się z komentarzami, że wabi-sabi to jak najbardziej estetyka i to tak bardzo dużo głębsza niż lubienie ładnych rzeczy, że wow i uszanowanko ;)
Sorry, to nie miała być odpowiedź ;) Ale skoro już jest, to powiem, że bardzo dobry komentarz, A.! :)
Oczywiście, nie należy tego przeciwstawiać sobie. Moim zamiarem było tylko odnieść się do wcześniejszego tekstu i rzeczywiście pokazać nie tyle mnie w opozycji do bycia estetą, lecz raczej zastanowić się nad moimi poglądami, które są w jakiejś części wypadkową mojego zainteresowania wabi-sabi. Które oczywiście jest czymś więcej niż tylko czymś w rodzaju estetycznego recyklingu :) Czasem lubię wybrać dla siebie jakiś aspekt pewnego pojęcia, który mi się szczególnie podoba i zagłębić się w niego, i wiem, że dla kogoś rozumiejącego całościowy obraz, może to odbywać się ze stratą dla całego konceptu.
Niewątpliwie jestem estetką. Od młodego poszukuję piękna w formie wszelkiej – i fizycznie cierpię, patrząc nie tylko na bylejakie ubrania, ale np. na brzydkie wnętrza, paskudne meble. Jako, że nie jestem milionerką, życia mi to nie ułatwia.
Miałam taki okres, gdy zastanawiałam się, czy towarzyszący mi od zawsze pietyzm w doborze ubrań, dodatków, w obmyślaniu makijażu – nie świadczy przypadkiem o tym, że mam fiu-bździu w głowie. Doszłam do wniosku, iż dążenie do piękna nie jest niczym nagannym.
Natomiast wyrastam pomału z krzywienia nosa na cudze umazane lusterka – i wszelkie cudze odstępstwa od mojej wizji tego, co harmonijne. Szkoda życia na bycie jedna z tych nabzdyczonych panien, co „mają opinię i nie zawahają sie jej użyć.” Zreszta, właśnie wczoraj pisałam o tym u siebie. :)
No tak, teraz widzę, że musiało to z mojej strony mieć wydźwięk potępiający. Ale sądzę, że w pewnym sensie tylko oceniając, jesteśmy w stanie wydobywać piękno lub brzydotę. Na pewno nie oferuję swoich opinii na prawo i lewo, ale póki co, na potrzeby tekstu musiał powstać jakiś łatwowyobrażalny przykład braku spójności :)
Zupełnie nie zwracam uwagi na ręczniczek, lusterka etc. Nie przeszkadzają mi u innych, nie przeszkadzają u mnie. Lubię piękno, lubię brzydotę. I czuję, że takie rzeczy mnie nie definiują- pojęcie esteta-nie esteta jest dla mnie… cóż, trochę wydumane. Albo po prostu mi z tym określeniem nie po drodze, bo trochę mi trąci perfekcjonizmem.
Właściwie to wiele osób utożsamia je jak widzę z perfekcjonizmem, ja akurat wyraźnie rozdzielam te pojęcia. I widzę też, że nie ma podziału czarno-białego na estetów, nie estetów, są różne stopnie i odcienie zwracania uwagi na takie rzeczy, traktowanie wybiórczo pewnych spraw oraz kompletnie nie zwracanie uwagi na coś innego. Tyle ilu ludzi, tyle definicji.
Witaj Mario !
Twój wpis poruszył mnie na tyle, żeby postanowiłam wyrazić swoje zdanie. Biorąc pod uwagę wymienione w tekście „kryteria” chyba nie nazwałabym się estetą, w takim znaczeniu, które ja przyjmuję. Owszem, doceniam, gdy ktoś przykłada uwagę do dbałości języka i pięknie się wyraża, a denerwują mnie błędy ortograficzne, przypadkowe reklamy, napisy na murach, nachalne ulotki, wspomniane wyżej disco polo. Ale nie jestem aż tak restrykcyjna w każdej dziedzinie i nawiązując do wymienionych przez kogoś szpilek, prędzej wybiorę wygodne buty. I przymknę oko na zużytą ścierkę, chociaż gdzieś tam w środku będzie mnie kłuć :)
Esteta, estetyka, estetyczny – te określenia są ze sobą powiązane. O ile estetyka jest dla mnie pojęciem szerokim, bo możemy przecież mówić o estetyce brzydoty (np. turpizm), o tyle esteta i estetyczny kojarzą mi się jednoznacznie z jakąś ogólnie przyjętą normą określającą, co jest ładne, a co nie (ładne, ale już nie koniecznie piękne). Dlatego też nie mogę się zgodzić, że esteta to poszukiwacz piękna, gdyż dla mnie piękno może być nieestetyczne i obiektywnie brzydkie. Wyjaśnię na przykładzie.
Zadbany, równo przycięty trawnik jest dla mnie co najwyżej ładny, nie piękny. Mogę też powiedzieć, że jest estetyczny. Stawiam znak równości między estetyczny a zadbany, schludny, ładny.
Piękny natomiast jest dla mnie np. stary dziki ogród, tajemnicze i romantyczne ruiny zamku, mroczny, zarośnięty cmentarz, czyli coś z duszą, z historią, ale obiektywnie nieestetyczne, zniszczone, niezadbane, stare. Piękna będzie twarz pokryta zmarszczkami, muzyka, którą ktoś inny oceni jako „szarpidruty” albo wycie.
„Ładne” jest tylko ładne, dostarcza miłych bodźców dla oka, ale „płytkie” i czasami sterylnie perfekcyjne. Jak np. rzeczy, którymi zilustrowałaś ten wpis (ale spokojnie, to tylko ja tak to odbieram). „Piękne” natomiast to coś, co mnie porusza, wzbudza głębsze emocje.
I jeszcze mała uwaga o wiązaniu piękna z potrzebą posiadania. Dla mnie w przypadku piękna istotna jest czasami tylko potrzeba obcowania z pięknem (Czy chciałabym posiadać wspomniany cmentarz ? Pewnie, że nie :) ).
Przepraszam, za chaos i rozwlekłość w komentarzu/ Zaznaczam, że są to tylko moje przemyślenia i nikomu nie narzucam swojego zdania, Miło jest wymienić się poglądami. Pozdrawiam
O, Basia trafiła w sedno. Estetyczna, schludna , perfekcyjna muszę być w pracy. To ułatwia życie, ale nie stanowi o jego smaku.
Nie piszę w tekście o przymiotniku „estetyczny”, który znaczy coś innego niż rzeczownik „esteta”.
Zdecydowanie utrafiłaś w sedno z tą ładnością. Myślę, że takie nurty jak normcore powstały właśnie ze zmęczenia „ładnymi rzeczami”, przeestetyzowaniem rzeczywistości. Jest świetna książka Marcina Wichy „Jak przestałem kochać design”. Sama jestem zawodowo związana z szeroko pojętą sztuką/projektowaniem i mam bardzo podobne odczucia, jak jej autor. Mam trochę alergię na rzeczy, które za bardzo się starają (a przynajmniej wyglądają, jakby ich twórcy za bardzo się starali), są wymęczone, sztuczne, przesadnie perfekcyjne. Mieszkanie jak u Ryfki to dla mnie koszmar. Kiedy znajduję w takiej totalnie zaprojektowanej przestrzeni, czuję że nie ma tam dla mnie miejsca, jestem intruzem, dysonansem w poza tym perfekcyjnej całości. Design powinien być dla ludzi, przedmioty powstają dla ludzi. Nie odwrotnie.
Ja tez powiedziałabym, że lubię rzeczy „piękne” wg kryteriów Basi, natomiast po „ładnym” ześlizguję się wzrokiem i nie mam ochoty spojrzeć jeszcze raz. Uwielbiam mój zbiór kubków i filiżanek nie od kompletu, z których każda ma swoją historię i skóra mi cierpnie na myśl, że mogłabym mieć w szafie jakiś klasyczny SERWIS. Piękno dla mnie musi mieć dzikość i szczerość w sobie i być naturalne, tzn. być bez jakiejś specjalnej staranności czy dbałości (chodzi mi o to, żeby nie stać się niewolnikiem estetyki, żeby móc wyjść na ulicę bez stresu, że wiatr zepsuje fryzurę itp.). Mnie też odstrasza mieszkanie Ryfki (chociaż doceniam konsekwencję) i wszelkie Instagramowe zdjęcia białych wnętrz, kwiatów w wazonie, kocyków, kubeczków itp. itd. Bliższa jest mi włoska estetyka, sprezzatura, gdzie wszystko jest doprawione nutką nonszalancji – tej naturalności i swobody właśnie.
Ech, dziewczyny, moje mieszkanie wcale nie jest „totalnie zaprojektowane” ani perfekcyjne :) Jest świeże i dopiero częściowo urządzone, stąd efekt „nowości”, którego, szczerze mówiąc nie lubię i nie mogę się doczekać tego efektu zasiedzenia i zadomowienia, które charakteryzuje starsze mieszkania „z duszą”. Owszem, mam bzika na punkcie porządku i ręcznik w niepasującym kolorze potrafi mi zaburzyć fengszuję, ale chyba daleko mi do estetyki a la domek dla lalek.
przepraszam Ryfko, nie chciałam zrobić Ci przykrości, i właściwie to nawet nie do końca była prawda, bo Twoje mieszkanie mi się podoba, tylko dokonałam tu projekcji swoich lęków ;) , bo przypomniałam sobie czas urządzania swojego mieszkania (również dopracowanego do ostatniego ręczniczka) i codziennej walki z moim mężem – perfekcjonistą/ estetą maksymalnym o pozostawienie choć marginesu wolności i swobody – no i mam te moje zdekompletowane kubki i filiżanki, pochowane w szafkach i różne sprzęty, pojemniki i butelki, które uratowałam przed usunięciem lub zmianą opakowania też zawdzięczają życie pochowaniu w szafkach. I nie wynika to z hipokryzji, że to co na wierzchu to ładne, a to co brzydkie to chowamy, tylko z mojego poczucia wolności i swobody, że otwieram sobie szafkę i moja dusza się cieszy, że nie ma tam kompletów i serwisów i wszystko sobie żyje i wygląda jak chce :) (w sumie to smutnie brzmi – ale wolności i swobody mi nie brakuje, żeby nie było, że tylko tak się realizują te moje potrzeby :)
Spoko, luz ;) W sumie trochę sama jestem sobie winna, bo pokazuję na blogu tylko ładne, dopracowane kadry, a wiadomo, że na co dzień nie wygląda to wszystko aż tak idealnie ;)
Za słownikiem pwn -> Estetyka:
1. «ładny, gustowny wygląd czegoś»
2. «poczucie piękna»
3. «dyscyplina filozoficzna zajmująca się nauką o pięknie»
4. «ogólna teoria sztuki badająca treść i formy dzieł artystycznych»
Oczywiście ja piszę o definicji numer 2. Myślałam, że to jest jasne. Nie piszę absolutnie o przymiotniku „estetyczny”, który zakłada spełnianie jakichś wzorców typu: schludny, perfekcyjny itd.
Zasada 3 razy „O” bardzo mi się podoba, bo odzwierciedla moje postrzeganie bycia estetą. Od kilku lat staram się ją wcielać w życie i bardzo chciałabym, aby takie postrzeganie świata mnie nie opuszczało, niestety jak chyba każdemu, zdarzają mi się gorsze dni. Do miana estetki wciąż aspiruję. Uwielbiam otaczać się pięknymi przedmiotami, przebywać w pięknych miejscach i z pięknymi (zwłaszcza wewnętrznie!) ludźmi. Nie godzę się na bylejakość, zarówno materialną jak i mentalną. Jednocześnie jestem osobą bardzo pragmatyczną i lubię, gdy rzeczy piękne są jednocześnie praktyczne, chcociaż potrafię zrozumieć też „sztukę dla sztuki” i nie mam nic przeciwko kilku bibelotom służącym jedynie ozdobie.
Temat estetyki bardzo łączy się moim zdaniem z ideą slow life i celebrowania codzienności. Chanel mówiła, że luksus nie jest synonimem bogactwa a przeciwieństwem wulgarności. I moim zdaniem o to właśnie w byciu estetą chodzi, by wszędzie szukać piękna a wyzbywać się ze swojego otoczenia wulgarności i bylejakości. Żeby pić rano kawę z ulubionej filiżanki, a nie uszczerbionego kubka, podać sobie ładnie obiad, umalować się nawet, jeśli nie ma się zamiaru wychodzić z domu, tak dla siebie po prostu, żeby było piękniej. Nie chciałabym przy tym zapomnieć o upiększaniu duszy – moim zdaniem esteta to ktoś oczytany, mądry, skłonny do głębszej refleksji i żyjący w duchu savoir vivre – bez tego nie ma mowy o otwartości i życzlwości dla świata. Wewnętrzne piękno i dobre maniery gwarantują też spójność z pięknym otoczeniem.
Podpisuję się pod Twoim komentarzem, bo ujęłaś to tak, jak ja to czuję.
Ujęłaś tutaj swoją definicję piękna, która jest szlachetna, rozważna, pragmatyczna. A definicji tych jest naprawdę wiele, czasem nie mogę się nadziwić, że niektórym ludziom tak pięknie w duszy gra, choć zupełnie inaczej niż mi. Czy potrafisz docenić, że dla kogoś piękno wygląda inaczej niż dla Ciebie?
Oczywiście. Nie ma moim zdaniem jednej, obiektywnej definicji piękna. Istnieją pewne kanony, jednak trzeba pamiętać, że każdy ma inną wrażliwość, inne poczucie estetyki. To zupełnie naturalne, że coś, co ja uważam za piękne, komuś innemu może się nie podobać i odwrotnie. W takich sytuacjach lubię jednak wejść w głębszą dyskusję. Siła argumentu najczęściej do mnie przemawia, jeśli ktoś potrafi uzasadnić, dlaczego uważa coś za piękne, to staram się wtedy szukać tych elementów. Bywa, że dostrzegam piękno tam, gdzie na pierwszy rzut oka go nie ma i zmieniam zdanie.
Nie jestem estetką i chyba nie mogłabym być choć moją wrażliwość na „piękno” można by nazwać nadwrażliwością. Ja się zachwycam tyloma rzeczami… nie muszę ich mieć mimo, że na początku chcę. Problem jest taki, że mi się podobają rzeczy czasem z bardzo różnych parafii, jeśli można tak uprościć. Inną sprawą jest to jak postrzegamy piękno, to co dla mnie jest super dla kogoś innego może być brzydkie, dlatego jeśli ktoś nazywa siebie samego estetą, a inna osoba uważa, że ta osoba w ogóle nie ma wyczucia smaku, gustu i wybiera rzeczy po prostu brzydkie, czy to znaczy, że ta osoba nie jest estetą bo podoba mu się coś co powszechnie jest uważane za niezbyt ładne? Odeszłam trochę od tematu ale to w sumie ciekawe, co ogół uważa za piękne jest piękne, a rzeczy które uważa jednostka za piękne ale dla reszty są brzydkie oznacza, że ta osoba nie jest estetą? Wg siebie jest i na innych płaszczyznach również może być twórcza na tyle by robić coś co ona sama uważa za piękno ;) Powracając do mnie, to zawsze marzę o pięknej, spójnej, mojej szafie, ale podoba mi się tyle różnych rzeczy, że chyba nie dałabym rady ich połączyć. Nie mam pojęcia odnośnie kolorów które mi pasują, więc raczej ich nie używam, a jeśli, to jakieś tylko czasami. Chyba nie chcę być estetką, to byłoby za trudne, tak jest jest nie jest idealnie, ale jest po mojemu, nad resztą nadal się popracuje ;)
Nie sądzę, by bycie estetą mogło być definiowane przez perfekcję. Więc w tym sensie dla każdego jest nadzieja :) Natomiast naprawdę nie mam pojęcia czy potrzebne nam jest potwierdzenie z zewnątrz czy wystarczy własne postrzeganie, żeby siebie w ten sposób określić. Chyba to się po prostu wie, a miło jest obserwować wypływające z zewnątrz sygnały, że świat nas rozumie i że do kogoś to nasze rozumienie piękna też dociera.
Zacznę od „dobry wieczór”, bo przecież wypada się przywitać, gdy pisze się komentarz po raz pierwszy. :-)
Blog czytam od dawna, a jego lektura sprawia mi dużo radości, ale dopiero teraz odważyłam się napisać. Chyba dlatego, że odczułam nagłą potrzebę podzielenia się swoimi myślami :-)
Nie dążę do bycia estetką, bo w moim przekonaniu, albo się nią jest, albo nie. To chyba wynika z jakiegoś wewnętrznego „przymusu” i ze sposobu postrzegania świata.
Kocham piękno i czerpię ogromną radość z obcowania z nim (czasem jest to taka radość do łez). Celowo użyłam słowa „obcowania”, a nie np. „patrzenia”, bo piękno odbieram każdym zmysłem. Dostrzegam je wszędzie. W zwykłym suchym liściu, tak zniszczonym upływem czasu, że została z niego już tylko ażurowa koronka albo w schodach, tak starych, że ich stopnie mają po środku cudowne zagłębienia, wypolerowane przez tysiące stóp, które po nich chodziły (uwielbiam dotykać takiego gładkiego drewna) albo w szumie liści, zapachu mokrej ziemi wiosną… a czasem niezwykłe piękno dostrzegam w czyimś spojrzeniu albo w zdaniu wypowiedzianym przez kogoś.
I tak, jak każdy przejaw piękna sprawia mi wręcz fizyczną przyjemność, tak (niestety) wszystko to, co uznaję za szpetne powoduje, że odczuwam fizyczny dyskomfort. I to drugie jest czasami trudne do zniesienia :-) Szczególnie w połączeniu z moim nieustannym projektowaniem w głowie na temat „co by tu można było zmienić / ulepszyć / poprawić / dodać / ująć, żeby było piękniej / lepiej / bardziej funkcjonalnie / miło”. Robię to w zasadzie wszędzie, o każdej porze…mając jednocześnie świadomość, że znakomitej większości nie zmienię.
Chyba za bardzo się rozpisałam.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich miłośników szeroko rozumianego piękna :-)
PS. Z moich obserwacji wynika, że przedmioty użytkowe, bardzo wygodne i rzeczywiście dopracowane do perfekcji w swej funkcjonalności mają z reguły bardzo piękną w swojej prostocie formę.
Zgadzam się z Twoim PS i się pod nim sama podpisuję. Też najbardziej lubię wyławiać takie perełki, które są dla innych oczywiste, tak proste, że aż nie do zniesienia, ale tak funkcjonalne i piękne jednocześnie. Ty chyba Aniu jesteś również perfekcjonistką, zgadza się?
Mario droga, nie jestem :-)
Bycie estetą szczerze podziwiam. Kojarzy mi się przede wszystkim ze spójnością i stosowaniem względem siebie zawsze najwyższych standardów. Siebie nazwałbym odkrywcą piękna raczej niż estetką. Bawi mnie tworzenie, kreacja, do przedmiotów i idei podchodzę z ciekawością dziecka. Wolę tworzyć niż otaczać się pięknem. Czasem obie drogi się zazębiają, a czasem rozchodzą. Kiedy podziwiam prawdziwych estetów, aż łezka mi się w oku kręci, ale to nie moja droga i czas już się pogodzić z tym. Piękny tekst BTW.
Bardzo Ci dziękuję. Mam nadzieję, że z tekstu nie powiewa żadnym odczuciem wyższości typu esteci kontra reszta świata :)
Bardzo ciekawy post. A moje przemyślenie jest następujące: kolaż zamieszczony przez Ciebie mógłby śmiało być moim moodboardem. To świetne, że ludzie mają różne, często całkowicie odmienne gusta.
Czekam na kolejne wpisy, zwłaszcza te z kategorii poradnikowej, bo ostatnio jestem w fazie kryzysu garderobowego :D
Też mi się ten moodboard bardzo podoba. Piękny ten róż. Zastanawia mnie też czy ta książka jest warta przeczytania. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, i inne takie tam, ale okładka jest bardzo zachęcająca w tym przypadku, i co tu zrobić :)
Dzięki, zainspirowały mnie dzikie róże ostatnio i troszkę choruję na ten kolor. Ale jak już zrobiłam kolaż, troszkę mi ulżyło :)
Zacznę tak mało filozoficznie i powiem że bardzo mi się podoba kolaż! Uwielbiam różowy i wzięłabym wszystko…a później musiałabym zwrócić pościel bo mój mąż by pod nią nie zasnął ha ha ha ;)
Bardzo też podoba mi się zasada 3x o. Jakiś czas temu postanowiłam bardziej optymistycznie patrzeć na życie i w połączeniu właśnie z otwartością i odwagą, taka postawa bardzo to życie ułatwia i umila dlatego staram się też ją wpajać synom. Uważam, że Twój przykład na temat wakacji jest bardzo trafny.
A czy jestem estetyką? Nie wiem. Oczywiście lubię ładne rzeczy i staram się szukać piękna w otaczającym mnie świecie, ale czasem też, zupełnie na przekór, lubię rzeczy brzydkie, albo dostrzegam piękno w funkcjonalności. Plus harmonia w moim wykonaniu to balansowanie przeciwieństw. Obrazując to w najbardziej prozaiczny sposób: czasem z rodzinką jemy obiad (ugotowany pięknie z książki kucharskiej) na pięknie zastawionym stole, a czasem wcinamy pizzę na kanapie w salonie oglądając telewizję i dla nas oba scenariusze są piękne bo oba dają radość. Podsumowując chyba jednak nie jestem estetyką, albo raczej jestem „przekorną estetką” ;)
Doskonale Cię rozumiem, ale ja tu po prostu widzę pojmowanie piękna w niestandardowy sposób. I tyle. Raczej nie obchodziłoby mnie, że ktoś ma inną jego definicję. Na pewno odmienność definicji nie świadczy o tym, że to pojęcie jest nietrafnie definiowane przez Ciebie. Akurat jeśli chodzi o obiad to mnie również jest łatwo dostrzec piękno w tych skrajnych przykładach :)
W takim razie zupełnie się zgadzam. Faktycznie każdy z nas ma nieco inną definicję piękna i to jest w tym najpiękniejsze ;)
Mario, a czy czytałaś albo przeglądałaś książkę z kolażu? Wygląda bardzo zachęcająco, szczególnie że interesuje mnie historia mody, a i okładka jest śliczna?
Nie miałam jej w rękach, koncepcja okładki i temat pasowały mi do kolażu. Na pewno ją przejrzę jutro, jeśli będzie u mnie w Empiku lub Matrasie!
Dziękuję za odpowiedź. Właśnie okładka mnie urzekła, wpasowuje się idealnie w klimat kolażu. Będzie teraz za mną chodziła i pewnie się złamię i ją kupię ;)
Dla mnie bardzo ważne jest piękno dnia codziennego – w ubiorze, wystroju wnętrzna, w makijażu lub właśnie jego braku, fryzurze. Piękne jest to dla mnie, co mnie się podoba (podobnie jak dobre wino to takie, które mi smakuje) – definicja ta zakłada zatem dużo subiektywizmu, ale uważam, że są obszary ludzkiego życia i świata, gdzie obiektywizm po prostu nie ma racji bytu (panuje chyba swoista dyktatura obiektywizmu). Uważam się zatem za estetę, jednak nie aż tak oderwanego od rzeczywistości i portfela, by kupić torebkę za 1000 zł – jest taki mój ideał z Wittchena, ale musiałam kupić tańszy zamiennik z innej firmy, ponieważ na tamtą mnie po prostu nie stać, a torebkę mieć muszę (mam w sumie dwie – brązową i teraz wreszcie czarną, więc naprawdę potrzebowałam). Jeżeli kiedyś tak się złoży, że wydanie 1000 zł na torbę będzie leżałao w zakresie moich możliwości, to pewnie ją kupię. Zamiennik jednak musiał spełniać pewne kryteria estetyczne, a jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach. Do Twojego opisu dodałabym właśnie to, że esteta zwraca uwagę na szczegóły.
Co do definicji piękna, to absolutnie wystrzegałabym się szastaniem pojęciem obiektywizmu. Tyle definicji, ile ludzi. Ale oczywiście fajnie mieć potwierdzenie w otoczeniu, że ktoś myśli podobnie. To zawsze działa motywująco, nawet jak się osoba wypiera :) Teraz jest kiermasz Wittchen, może ta torebka jest przeceniona :)
Estetą może być ktoś, kto może sobie na to pozwolić z czysto finansowego punktu widzenia. Wiele kobiet, które znam, mają do wyboru czerwoną ścierkę albo… żadną, albo są zbyt zaabsorbowane zapewnieniem sobie tych podstawowych potrzeb, żeby myśleć o estetyce.
Pieniądze nie definiują bycia estetą.
Zupełnie się nie zgadzam, że pieniądze stoją w jakiś sposób na przeszkodzie estetom.
Jeśli ktoś jest „ubogim” estetą (choć moim zdaniem esteta nigdy nie jest ubogi przez to jak postrzega świat:), to przejawia się to raczej w czystej, choć skromnej przestrzeni wokół niego. W schludnym ubraniu, gdzie zadziwiająco pasują do siebie proste rzeczy, wydobywając harmonię i szlachetność danej osoby. Esteta jest rozpoznawalny po błysku w oku czy głębokim oddechu, kiedy spotyka się z czymś dla siebie pięknym i masz wtedy wrażenie, że również chłonie i nasyca się tym pięknem poprzez wszystkie zmysły. Esteta nie musi posiadać.
Dla mnie estetą idealnym był Oscar Wilde. Cenię go, ale nie lubię.
Natomiast nie rozumiem, co ma wspólnego bycie Estetą z Odwagą, Optymizmem i Otwartością. Nawet jeśli u niektórych Estetów występują te cechy, jest to korelacja, a nie zależność. U nie-Estetów też czasem występują.
Mario, jeszcze jedną rzecz muszę Ci napisać – po prostu zaniemówiłam przy fragmencie o tym, jak przestał Cię bawić cynizm (pojmowany jako przyglądanie się nowym zjawiskom, obiektom, itd. z nastawieniem „na nie” i na poszukiwanie w tym wad i brzydoty). To jest sedno tego, co ja niestety widzę na co dzień wokół siebie, w podejściu wielu osób, i z czym walczę: ustawiczne sarkastyczne uśmieszki przyklejone już chyba na stałe do ust, przewracanie oczami na wszystko dokoła, strony na Facebooku typu: „beka z tego”, „beka z tamtego”. Natomiast faktem jest, że tego typu podejście w pewnym sensie przemawia do ludzi młodych, ja też taka przynajmniej w pewnym zakresie byłam, niestety niektórym się to dluuuugo utrzymuje w późniejszych latach. Dlatego pełen szacunek do Ciebie za to, że tak otwarcie o tym mówisz, że potrafisz powiedziec, że kiedyś Cię taka postawa bawiła, ale że z tego można (i powinno się) wyrosnąć. Przeczytałam ten tekst mojemu mężowi, który też należy do Zakonu Samozwańczych Obrońców Cywilizacji Przed Cynizmem, i uszami przyklaskiwal :)
Muszę założyć Ruch Obrony Cynizmu, bo wydaje mi się, że cynizm jest czymś trochę głębszym :)
Za wiki: „Według cyników nie istnieją „wyższe wartości”, „wzniosłe cele” czy ideały (np. dobro powszechne, rodzina, Bóg). Są one jedynie słowami, za pomocą których jednostki oszukują same siebie, lub które służą jednym do manipulacji drugimi. Tym samym podając je w wątpliwość obnaża się ludzkie zakłamanie. Cynizm może więc być uznany za postawę, nastawioną na realizację wyższej, bardziej autentycznej moralności”.
Wykorzystywanie haseł o wyższych wartosciach do manipulacji innymi budzi we mnie bardzo cynicznego cynika :)
Rozumiem Cię, i dlatego też napisałam tam w nawiasie, o jakie ujęcie cynizmu mi chodzi (w sferze estetyki, nie etyki)
Spoko, rozumiem :) Krytyka cynizmu przewinęła się kilka razy poście i komentarzach i tak trochę padło na Ciebie, nic osobistego, sorry ;)
Jejku, chyba pierwszy wpis, z którym sie zupełnie nie zgadzam. Głownie w pierwszej czesci – myśle ze otwartość, optymizm odwaga nie maja nic do rzeczy bo nalezą..jakby to powiedzieć, do innej kategorii. Mozna mieć piękny charakter i brak wyczucia estetycznego, i na odwrót – wyczucie na piękno moze isc w parze z nieciekawym charakterem. Dla mnie to wyczucie estetyczne jest czymś w rodzaju daru, jak ucho do muzyki czy zdolności plastyczne. Czy mozna to wyćwiczyć – jak najbardziej, ale ten dar sie ma lub nie.
A dla mnie to nie do końca dwa odległe bieguny. Uważam, że ktoś, kto chce się nazywać estetą, powinien w równej mierze dbać o piękno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Inaczej brakuje w tej postawie harmonii i spójności. Trudno być otwartym na piękno, będąc jednocześnie osobą o „nieciekawym charakterze”.
Moim zdaniem ujelas temat bardzo powierzchownie.Esteta to ktos kto lubi ladne przedmioty i jest wrazliwy na piekno wokol .Tak piszesz.Ale swiat nie jest tylko piekny.Ludzie rowniez nie.Jest wiele osob brzydkich fizycznie,inwalidow, ludzi starych .Czy esteta ich powinien unikac bo razi to jego poczucie piekna.?Ja mam wielki , brzydki nos ,Ty brodawki na twarzy ,a wiec ,esteta odwroci wzrok z niechecia ?A co maja zrobic ludzie starzy i pomarszczeni ,ktorzy chca isc na basen lub na plaze? Maja prawo czy nie?Sa przeciez niepiekni.Zyjemy w okeslonej strefie kulturowej, historycznej i od dziecka ulegamy manipulacji.Wmawia sie nam co jest piekne a co brzydkie(np. teraz piekny jest styl skandynawski i litery na scianach lub cale sentencje zamiast obrazow lub kilimow).Madre jest zdanie ” nie to ladne ,co ladne ,ale to co sie komu podoba”.Pozdrawiam i prosze o refleksje.
Nie jestem Marią, ale odpowiem. Myślę, że istotna jest tutaj różnica między pięknem a ładnością. Nie wszystko co ładne jest piękne i nie wszystko co piękne jest ładne. Esteta dla mnie jest kimś kto jest wrażliwy na piękno a nie na powierzchowną ładność w świecie. Dla mnie wszystko co jest naturalne jest piękne, a brzydota czy kicz są tylko dziełem ludzkim. Nie ma dla mnie brzydkich roślin, zwierząt czy ludzi wszyscy są piękni na swój sposób. Mogą się oszpecać tandentym makijażem czy strojem, ale jako ludzie są piękni. Faktura pomarszczonych twarzy staruszków jest piękna i delikatnie kołyszący się celulit na pulchnych udach puszystej kobiety na plaży. Wystarczy pooglądać obrazy- malarze potrafią znaleźć piękno w każdym człowieku. Chyba właśnie ten optymizm polega na patrzeniu na śwat oczyma malarza.
Nie ma jednej definicji piękna. Według Ciebie starzy i pomarszczeni ludzie są niepiękni, moje brodawki są niepiękne i Twój nos jest niepiękny. Ale to, że Ty tak to wszystko postrzegasz, nie znaczy, że inni to tak postrzegają. Piękno jest zawsze subiektywne. Ten tekst i blog są poparciem zdania „nie to ładne, co ładne, ale to, co się komu podoba”. W tekście jedynie próbuję sama sobie uzmysłowić co czyni z ludzi estetów i skłaniam siebie i Was do przemyśleń na ten temat. Mogę napisać o swojej definicji piękna, ale to musiałby być osobny tekst, bo tutaj się nawet nie zająknęłam na ten temat.
Właśnie też o tym myślałam. Używamy pojęcia „piękno” , a określenie tego, co to słowo oznacza, mogłoby być tematem oddzielnego postu. W komentarzach, okazałoby się prawdopodobnie, że dla każdego znaczy coś innego. Osobiście, mam odczucie, że istnieje obiektywne piękno, tak jak obiektywnie dobry gust, jednakże rozumiem, że nie każdy tak uważa. Mamy róžny sposób postrzegania rzeczywistošci i jeśli nie robimy niczego kosztem innych, mamy prawo wyboru i wolność w działaniach, a tym bardziej w poglądach.
Mam mieszane uczucia co do tego wpisu. Doceniam go, bo pobudza do przemyśleń i wywołał lawinę interesujących komentarzy, ale z drugiej strony to jeden z nielicznych wpisów z którymi kompletnie się nie zgadzam. Mam wrażenie jakbyś opisywała bardziej swój ideał człowieka i nazwała go estetą, co dla mnie jest nadużyciem tego słowa. Moim zdaniem esteta to człowiek wrażliwy na piękno, ale to pojęcie nie jest równoznaczne z tym że jest dobrym człowiekiem. Trzy O w moim odczuciu nie łączą się ze zdolnością do odczuwania piękna, pesymista również może cenić piękno (może dlatego ktoś jest pesymistą, bo żyje w zdecydowanie niepięknym świecie ?hmm…). Spójność i bezkompromisowość – tu trochę przyznam Ci racji, bo też mnie takie drobiazgi w stylu ręczniczka denerwują. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę że mam skłonność do chorego perfekcjonizmu, a takie obsesyjne dbanie o szczegóły jest jednym z jego objawów, staram się z tym walczyć (np. wieszałam pranie tworząc sekcje kolorystyczne na suszarce i cierpiałam gdy klamerki nie pasowały kolorem. Nie brzmi za zdrowo, prawda?)
Osobiście uważam się za estetkę, bo jestem wrażliwa na piękno i lubię się nim otaczać. Zwracam też uwagę na szczegóły mogące popsuć estetyczny odbiór całości, typu obkładam brzydką okładkę książki papierem. Ale staram się nie popadać przy tym w perfekcjonizm i obsesję. Piękno jest czymś co bardzo cenię,ale nie jest dla mnie wartością nadrzędną, co więcej – nie chciałabym żyć w świecie w którym wszystko jest piękne i doskonałe, to dla mnie nieludzkie i niepokojące.
Cos podobnego chciałam wyrazić w swoim wcześniejszym komentarzu ale nie wyszło
Piekno odbieramy nie tylko zmyslem wzroku. Niewidomy tez moze chlonac piekno muzyki, czuc piekno materialu poprez dotyk, doznawac zmyslowej ekstazy wywolanej pieknm zapachem itp. A nasza percepcja i odbior barw jest wysoce subiektywna z przyczyn fizycznych, fizjologicznych, psychicznych, kulturowych, you name it. Esteta to ten, kogo razi brzydota odczuwana subiektywnie. Wszystko jest relatywne, czyz nie tak?
Podoba mi się ten wpis, i fajnie by było móc tak żyć. Moje krótkie przemyślenia praktyczne: trzeba mieć siły fizyczne, spójną wizję i jednak trochę pieniędzy, bo, mówiąc skrótowo, plastik jest dużo tańszy, a na niektóre rzeczy nie da się długo czekać aż się utrafi tanie i ładne. Domownicy powinni też być estetami, bo trudno non stop sprzątać po wszystkich. Są osoby, dla których deska na dwóch stołkach jest wystarczającym stołem, i walka o estetykę jest dla nich niezrozumiała.
Genialny wpis. Ja tak samo jak i Ty kochana dążę, ale jeszcze trochę mi brakuje. Ale chyba jestem na dobrej drodze :) potrafię zachwycić się pomarańczowym outfitem, mimo że nie cierpię tego koloru a jeden zielony element na różowej reszcie potrafi wyprowadzić mnie z równowagi… Tylko trochę też mam kłopot z tym, że czasem nie kupię tego co chcę, a jakiś zamiennik i potem sobie pluję że zrobiłam największą głupotę ;-)
Czytam te komentarze, i chcąc nie chcąc mam wrażenie, że wszystkie piszemy o tym samym. Myślę, że Maria nie ceni tylko tego ładnego, ogólnie przyjętego wzorca piękna, spójrzcie na wiele wpisów z poprzednich miesięcy. Ona próbuje zmusić nas wszystkie, tępe dzidki, do dyskusji
Zjadło mi pół wpisu. Chwaliłam w nim bloga, Marię i Was, dziewczyny. Pozdrawiam
Dziewczyny, Maria nie pisze o tym co jest wg. niej ładne, tylko o tym, że chce się otaczać pięknem. Piękno jest pojęciem subiektywnym, dlaczego więc zarzucacie jej że dzieli świat na pięknych gładkich szczęśliwców i całą brzydką nieszczęśliwą resztę.
Maria wielokrotnie zresztą udowodniła, że podobają jej się kontrowersyjne pod względem ogólnego pojęcia piękna rzeczy, zjawiska, połączenia itp.
Wydaje mi się, że nikt świadomie nie chce otaczać się przedmiotami w swoim mniemaniu brzydkimi, ale są ludzie, którzy nie zwracają na to większej uwagi, zasadniczo jest im wszystko jedno, czy coś im do czegoś pasuje, czy wizualnie coś sprawia radość. Esteta zawsze będzie dążył do tego, że wszystko czym się otacza, na co ma wpływ będzie m.in. wizualnie wywoływało pozytywny wpływ na niego.
Inną sprawą jest to, że np. osoba lubująca się np. w różowo cekinowym kiczu (czyli czymś co w ogólnym pojęciu nie mieści się w kategorii estetyki czy piękna) będzie uważała, że jest estetką, bo otacza się pięknymi (wg. niej) rzeczami.
Jeden z najprzyjemniejszych komplementów jakie otrzymałam, to kiedy ktoś powiedział: muszę zapytać estety, wyjął próbki i spytał mnie o zdanie. Mama zawsze ze mnie zartowala,że zachwycają mnie drobiazgi. Nigdy nie myślałam o sobie,że jestem estetą.
Nie do końca się z Tobą zgadzam. Estetą się albo jest albo nie. Ja bym to porównała do wegetarianizmu- albo jesteś wegetarianinem albo nie. Nie ma tak, że trochę jestem, ale czasem zjem kurczaka- albo stosuję w całości zasady, albo nie i nie mogę się tak nazywać. Ważne są pewne predyspozycje do tego by być estetą, ale można pewne postawy wypracować. Mnie bycie estetą kojarzy się trochę z byciem filozofem albo artystą, coś pomiędzy. Artystyczna dusza bardzo pomaga, ale intelekt też moim zdaniem odgrywa rolę. Moim zdaniem esteta to ktoś, kto nie daje sobie wcisnąć tandety i nie będzie się zachwycał byle czym, mimo iż inni tak robią. Ale z drugiej strony cieszy się życiem i potrafi odnaleźć piękno, nawet w czymś pozornie brzydkim. To nie tylko szukanie harmonii wokół siebie samego, ale także, może nawet przede wszystkim w naszym wnętrzu.
Pozdrawiam Cię Mario serdecznie, bo uwielbiam Twojego bloga, jesteś cudowną kobietą i wiele się od Ciebie nauczyłam.
Przeczytałam Twój tekst i kilka komentarzy. Chętnie poznałabym ich treść, ale czas nagli ;) Bardzo dobry wpis. Niesamowicie inspirujący! Mocno przemawia do mnie poczucie spójności, które sama od lat wcielam w życie – w domu, ubiorze, makijażu, łazience, na talerzu, na zakupach, w tym co czytam i co oglądam itd. Istotnie, jest to niełatwe! Lubię piękne rzeczy i pracuję z pięknem :) Z ludźmi pięknymi ciałem i duchem! Zdarza mi się mieć klientkę, która chce wyglądać „elegancko i gustownie”, a jej dom to istny chaos i misz masz wszystkiego ze wszystkim. Wtedy czuję się… Dziwnie. Jakiś czas temu, zdałam sobie sprawę z tego, że część ludzi faktycznie uczę, jak szukać i wykorzystywać piękno ciała i stroju, a część po prostu „uczy się” przedstawionej im estetyki na pamięć! Można i tak ;)
Trafiasz w sedno, zwłaszcza w kwestii ograniczeń. Spójność i harmonia, czy jak kto woli perfekcjonizm nawet w kwestii ułożenia pomidorów ma talerzu :)