Jak już sobie postanowiłam, że odsapnę trochę od książek o modzie, stylu i tym podobnych to zostałam zasypana pytaniami typu: Czytałaś książkę Kasi Tusk? Jak ci się podobała książka Kasi Tusk? Warto kupić książkę Kasi Tusk? Nie mając wyboru, przeczytałam i oto co sądzę :)
Wybaczcie na wstępie: nie jest to typowa recenzja, bo mam wrażenie, że dostawałam tyle pytań o tę książkę dlatego, że piszę bloga o stylu i chciałyście w pewnym sensie dostać porównanie treści tej książki z treściami, które wychodzą spod mojej klawiatury.
Książka jest pięknie wydana. To przyjemność ją wąchać, dotykać, mieć na półce, przeglądać (bo zdjęć jest mnóstwo). Czyta się równie przyjemnie, zwłaszcza, że język jest prosty, co bardzo mi się podoba w poradnikowych książkach.
Autorka wykłada wszystko, co sądzi o stylu wprost i to też mi się podoba. Pewnie zauważyłyście, że ja na blogu jestem bardzo „asekuracyjna” – staram się bardziej stawiać pytania i nie dostarczać jednej odpowiedzi, bo zawsze mam z tyłu głowy myśl, że każdy podchodzi do wszystkiego na tyle indywidualnie, że gotowa odpowiedź może mu akurat nie pasować. Tutaj tego nie ma, są gotowe odpowiedzi typu: jakie ubrania należy kupić, by mieć odpowiednią bazę i mimo, że moje podejście do stylu jest inne, to doceniam, że ktoś może pewne rozwiązania opracować i że jako czytelnik, mogę się z nimi skonfrontować, a może nawet z nich skorzystać.
Ja piszę o stylu z trochę innej strony – dla mnie styl to bardziej indywidualna sprawa, niż kwestia standardów uznawanych za elegancję. A w tej książce mamy wyłożone podstawy tego, jak wyglądać elegancko i to na te podstawy jest położony największy nacisk. Trzymając w rękach książkę o tytule „Elementarz stylu” spodziewałam się poradnika, który pomoże w znalezieniu swojego stylu. To nie jest zarzut, to jest po prostu zderzenie moich oczekiwań z tym, o czym książka tak naprawdę jest. A w mojej ocenie, książka jest o tym jak zbudować świetną bazę ubrań, jak stosownie wyglądać w każdej sytuacji i jak zmienić swoje myślenie w kierunku większej dbałości o swój wygląd, czyli jest elementarzem elegancji. Natomiast o budowaniu swojego unikalnego stylu tutaj nie przeczytacie, co podkreślam – nie jest zarzutem, bo już po przeczytaniu stało się dla mnie jasne, że zamysł autorki był wyraźnie inny.
Mnie najbardziej podobały się w tej książce opisy tego, jakie są podejścia do stylu w stolicach świata mody. Bardzo chętnie przeczytałabym książkę traktującą tylko o tym, a forma albumu byłaby tym bardziej kusząca.
Jeżeli ktoś ma postanowienie, że od tej pory będzie się przykładał do kwestii swojego wyglądu, „Elementarz stylu” będzie dla niego super początkiem i da mu niezłego kopa do stworzenia podstaw garderoby, którą potem będzie mógł bardziej zindywidualizować. Jestem przekonana, że to może być również znakomity prezent dla młodej kobiety lub dziewczyny.Drugą książkę, o której chciałam Wam wspomnieć, poleciła mi moja kochana czytelniczka – Cicha Woda, pisząc, że znajduje w tej książce filozofię podobną do tej, prezentowanej na blogu. Znalazłam tę książeczkę w internecie, od razu kupiłam i przeczytałam w jeden wieczór. Książka nazywa się „Być kobietą” i jest autorstwa Marzenny Szuman-Wierzchowieckiej. Dziewczyny, jeśli z treścią książki z 1988 roku można się zgodzić w 2015 roku w dziewięćdziesięciu procentach, no to chyba lepszej rekomendacji nie trzeba.
Uraczę Was małym fragmentem:
Są tysiące, setki tysięcy spraw w życiu, które można poznać, rzeczy strasznych i rzeczy ciekawych. A poznając je budujemy swoją osobowość, czyniąc ją z wiekiem coraz bogatszą. Mądra kobieta, o bogatej osobowości będzie zawsze budziła we wszystkich chęć przebywania z nią. Za piękną, nudną kobietą będą oglądać się mężczyźni tej samej miary, którzy „lecą” tylko na opakowanie. Na takich nie można polegać, ani na nich liczyć w trudnych sytuacjach życiowych. A przecież kobieta, z krwi i kości, chce mieć partnerów, którzy są prawdziwymi mężczyznami, którzy chcą poznać ją samą z całym bogactwem jej wnętrza i osobowości, i dla takich tworzy siebie.
Zachęciłam do lektury, prawda? Książka fajnie zbiera w całość, różne kwestie związane ze stylem i optymistycznym podejściem do życia. Ja takie czytadła traktuję trochę z przymrużeniem oka, bo żeby przyjmować dobre rady, trzeba się na nie otworzyć. Z pewnością książka będzie inspirująca dla wielu osób.
Uff, całkiem fajne dwie lektury mi się przytrafiły, mimo że miałam w sobie jakiś opór do czytania o modzie i stylu. Czytałyście którąś z tych książek? Co o nich sądzicie? Czy możecie polecić mi jakieś fajne książki, które zahaczają o tematy estetyczno-modowo-stylowe?
Ta druga pozycja kojarzy mi się trochę z „Biegnącą z wilkami”, która jest moim zdaniem obowiązkową (!) książką dla kazdej kobiety.
Ooo, nie znałam tego! Muszę koniecznie przeczytać Biegnącą ;)
Pomyślałam dokładnie o tym samym :) Chyba wszystkie dobre książki o kobietach dla kobiet mają podobne przesłanie.
Dzięki za rekomendację, na pewno przeczytam i podzielę się wrażeniami.
Mario, to ja dorzucę polecankę. Książka z 1958 roku, Lilo Aureden „Bądź zawsze piękna”. Swój egzemplarz dostałam od Babci (z dedykacją Dziadka), ale widziałam na portalach aukcyjnych.
Wydaje się ciekawe, spróbuję znaleźć egzemplarz dla siebie, dziękuję. Na pewno jest to dla Ciebie sentymentalna książka :)
Tak, bardzo. Wiele rad dotyczących stroju wydaje się co prawda przestarzałych (np. pończocha – tylko ze szwem!), ale zasady budowania capsule wardrobe są zadziwiająco aktualne. Nie mówiąc o całej otoczce, jak być damą. ;)
Ciezko bylo, ale w koncu zdobylam te ksiazke! Przyjemnie sie ja czyta. Nawet moj maz byl pod wrazeniem, bo jezyk jest niedzisiejszy, pelen szacunku dla czytelnika. Dziekuje za rekomendacje :-)
Tych pozycji na pewno nie ominę, dzięki !
Cytat bardzo zachęcający! Styl, osobowość, optymizm – to może być ciekawa mieszanka tematyczna. A książkę Kasi Tusk oglądałam w księgarni i tak jak piszesz – fajnie przekartkować i przejrzeć, ale porady z cyklu: „trzy torebki, które musisz mieć”…. cieszę się, że już dawno przeszłam z tego etapu budowania szafy do szukania siebie i swojej indywidualności.
Nie podoba mi się przedstawione w cytacie przekonanie, że rozwój osobowości ma służyć przede wszystkim przyciąganiu odpowiednich mężczyzn.
a ja to zupełnie inaczej odebrałam – że kobieta, o której autorka pisze, ta z krwi i kości chce mieć odpowiedniego partnera w opozycji do nieodpowiedniego (czyli jak już się takiej kobiecie zachce mieć faceta, to przyjmie tylko odpowiedniego)
Zupełnie inaczej odbieram ten fragment, a i w kontekście przeczytanej kilkakrotnie książki zapewniam, że tego typu teorii tam nie uświadczysz.
Polecam :)
Oczywiście jak zawsze przy cytacie, jest on trochę wyrwany z kontekstu. Z książki jako całości raczej wynika, że powinno się udoskonalać swoje wnętrze i wygląd dla siebie, a wypadkową tego będzie szczęście, również to w życiu osobistym :)
Treści publikowane na MLE nigdy nie stanowiły dla mnie inspiracji, podejrzewam więc, że również „Elementarz stylu” nie przypadłby mi do gustu. Poza tym nie czuję, żebym potrzebowała poradnika stylu, hahaha. :) Nie przepadam za tego typu publikacjami, ale jest jeden tytuł, na który się „czaję”, a mianowicie „Love x Style X Life” Garance Dore. Podobno lekka, zabawna i, co najważniejsze, nie tylko o ubraniach. Chętnie to sprawdzę.
Natomiast „Być kobietą” faktycznie może być ciekawa. Chociaż fragment „(…) i dla takich [mężczyzn] tworzy siebie.” sprawia, że moja wewnętrzna feministka czuje się nieswojo. Przecież tworzę siebie dla siebie, a nie dla mężczyzn. No ale… koniec marudzenia! Cieszę się, że pojawił się u Ciebie nowy wpis, o. :)
Pozdrawiam, O.
A tutaj recenzja Garance w opozycji do tego co napisalas. Caly blog polecam
http://minimalplan.com/2015/11/03/z-duzej-chmury-maly-deszcz/
Dzięki za link! Wcześniej czytałam głównie pozytywne opinie, ale dopiero Harel zachęciła mnie tak konkretnie. http://harelblog.pl/2015/11/03/love-style-life/ Chociaż na tego typu literaturę zazwyczaj szkoda mi pieniędzy, więc przeczytam dopiero jeśli (i jeśli w ogóle) uda mi się ją od kogoś pożyczyć, hahaha. :) Pozdrawiam, O.
A ja przeczytałam 1/3 książki i bardzo, ale to bardzo mi się spodobała. Zachwycona byłam stroną wizualną, ale też historią opowiadaną przez autorkę. Bloga nie znam – jest jakiś dla mnie zbyt rozbudowany, nie odnajduję się w nim, a i czasu na to nie mam. Ale po książkę sięgnęłabym z przyjemnością.
Mimo, ze zagladam na bloga Kasi Tusk, jakos do ksiazki mnie nie ciagnie, bo myslalam, ze poszla wlasnie w takim kierunku „poradnikowym” co KAZDA kobieta musi miec w szafie. A odkad trafilam na (miedzy innymi) Twojego bloga, wiem, ze nie tedy droga, zeby miec swoj styl. I chyba coraz lepiej mi idzie. Z checia natomiast kupilabym Twoja ksiazke o budowaniu stylu, jesli kiedykolwiek taka trafilaby do ksiegarn.
Pozdrawiam, Ania
Bardzo mi miło, dziękuję Ci. Gdy powstanie jakaś bardziej materialna niż wirtualna zbieranina moich myśli to na pewno będzie o tym wzmianka na blogu :)
Och, szkoda, szkoda, bo ja już rok temu w komentarzach podsuwałam ten pomysł ;) Dalej utrzymuję, że kupię i da siebie, i na prezenty ;)
w sumie to dziwię się, że ktoś Cię pytał czy czytałaś Elementarz. Mi by do głowy nie przyszło, że spojrzałabyś na tą książkę. Ja ją przekartkowałam (i tak za dużo powiedziane) w księgarni i odłożyłam bez cienia zaciekawienia.
Kasia Tusk jest wybitnie banalna…
dlatego też mi się wydaje, że jej książka to proppzycja raczej dla młodych. Chociaż nawet bardzo młode znane mi dziewczęta wiedzą, że rzyganie po pijaku na sopocki deptak nie jest ELEGANCKIE. A u Katarzyny – tadam – taka oto uwaga odkrywcza.
Chyba żartujesz, napisała o tym? ;/ w ogóle rozpatrywanie czy publiczne wymioty są eleganckie czy nie to jakiś kosmos.
Powyższe wyrwane z kontekstu.
Miałam ogromne obawy przed Elementarzem, ale przeczytałam. Miło mnie zaskoczył. Rzeczowo i jasno wykłada podstawy eleganckiego ubioru. Wiele kwestii tak „oczywistych”, że zagubionych. A od tego prosto do bycia ofiarą mody.
Polecam :)
Beata, ciekawe jakie masz argumenty na poparcie tej tezy. Znasz Kasie Tusk osobiscie, ze twierdzisz, ze jest wybitnie banalna? Obrazic kogos anonimowo w internecie jest bardzo latwo. Przypomniala mi sie wlasnie akcja stop hejterom, o ktorej sie ostatnio tyle mowi. I wlasnie dlatego bede Kasi Tusk bronic, chociaz ani mnie ona ziebi ani grzeje.
Nie znam Kasi, wiec nie wiem czy jest banalna, ale jej blog na pewno takim nie jest. Jak juz pisalam gdzies nizej, na blogu posty pojawiaja sie bardzo czesto i zdjecia sa bardzo dobrej jakosci. Wymaga to na pewno duzego nakladu pracy, nie mowic juz o tym ze marketingowo to rowniez spore przedsiewziecie (raczej udane). Nie czaruje sie, ze nad blogiem Kasia pracuje sama, ale te tysiace czytelniczek i fanek swiadcza o tym, ze blog ma swoj target i jest sporym sukcesem (blog, ksiazka, sklep). I nawet jesli ja nie jestem targetem MLE, moge tylko pogratulowac Kasi Tusk sukcesu i zbudowania rozpoznawalnej marki.
„Być kobietą” brzmi zachęcająco, muszę spojrzeć czy jest gdzieś dostępna, może ktoś się skusi i sprezentuje mi ją na Święta ;) a książki Kasi jeszcze nie czytałam i jak na razie nie odczułam potrzeby ;)
A ja jestem mocno zaskoczona,bo Kasię znałam jako 14-letnią dziewczynkę i nie przypuszczalam,że zajmie się modą, wtedy na to nic nie wskazywało,a z tego co piszecie,to jest teraz wręcz jej arbitrem.No ale to było milion lat temu:-)
Jako osoba solidnie po 30-tce wychowałam się na cyklu książek z serii „Nastolatki…”, przede wszystkim zaś na „Nastolatki pielęgnują urodę”.To była moja biblia wyglądu.Pewnie nieaktualna w wielu miejscach,ale w wielu ponadczasowa.
Pamiętam „Nastolatki pielęgnują urodę”! Jedna z moich ulubionych pozycji we wczesnej młodości :)
O tak, moja też, najlepsza :) Zachowałam do dzisiaj! Była też o modzie, ale wtedy jej do księgarń w mojej rodzinnej Łodzi nie rzucili ;)
Nastolatki gotują :) dzięki temu naumiałam się gotować :D
Droga Mario,
sama odpowiedziałaś na pytanie, dlaczego tyle ludzi lgnie do Twojego bloga czy innych stron traktujących o slow fashion. Bo Ty nam niczego nie narzucasz, tylko pokazujesz środki, za pomocą których możemy swój własny styl i nie grzebiesz nam w głowach, jak 95% poradników stylu i gazet modowych :) Chyba znalazłam ostatecznie swój styl, ale… Potrzebuję więcej odwagi i motywacji :)
Jako mała przekora i buntowniczka nigdy nie przepadałam za poradnikami stylu pt. „co musisz mieć w szafie”, dlatego książki Katarzyny T. nie wezmę do ręki. Ale „Być kobietą” brzmi naprawdę świetnie ;) Dołączam się do tych, którzy nie zgadzają się z cytatem. Często trafia się na facetów, którzy lecą tylko na opakowanie, nieważne jest dla nich, czy w środku będzie coś wartościowego czy też nie.
A w książce jest nawet rozdział pt.”Niekorzystny wpływ niektórych mężów na wygląd” ;)
Niestety, to bardzo smutne, ale prawdziwe :( Znam dziewczyny, które przestały dbać o siebie, bo znalazły już swojego księcia. A potem się dziwią, że tamci się zniechęcają. Jednak znam i odwrotne sytuacje. Moja kumpela po znalezieniu faceta i ślubie zaczęła się fantastycznie ubierać (wczesniej nosiła się w stylu girl next door, co jej średnio służyło, a teraz ubiera się w romantyczne sukienki, od dawna nie zauważyłam jej w spodniach, i zahacza o klimaty vintage).
Autorka patrzy na to zjawisko z jeszcze innej strony:)
Założę się, że chodzi o toksyczny związek i faceta, który taką właśnie relację buduje. Po kobiecie widać oznaki nieszczęśliwej miłości i blaknie w oczach. Czy mam rację?
„Być kobietą” chętnie przeczytam, za to MLE cenię wyłącznie za estetykę całego bloga – piękne zdjęcia, kolory, spójny przekaz treści. Poza tym bardzo rażą mnie sformułowania „powinnaś”, „nie noś”, „nie kupuj”, „to jest bez klasy”, a takie ostatnio notorycznie się powtarzają, jakby ocenianie z góry i krytyka wszystkich elementów, które są niespójne ze stylem autorki (dla mnie owszem, przyjemnym w odbiorze, ale na tyle nudnym, że chyba bym się załamała, gdyby wszyscy mieli dokładnie tak wyglądać, a chyba to byłoby marzeniem Kasi ;)).
„Elementarz stylu” pewnie bym przeczytała z ciekawości, dla zdjęć i pięknej okładki, ale potem oddałabym/odsprzedała bez żalu.
Książkę Kasi Tusk przejrzałam w księgarni i odłożyłam z przekonaniem, że wolę czytać Twojego bloga. Nie uznaję żadnego „musisz” i gotowych recept. Sama mam rozum i umiem myśleć. Natomiast „Być kobietą” zaciekawiła mnie. Mam niezależną naturę i poglądy (nawet od mężczyzny, którego kocham), ale nie odebrałam tego cytatu tak, jak jego przeciwniczki. Poza tym, to tylko fragment, więc wierzę Cichej Wodzie, że całość przedstawia się inaczej. Spróbuję ją zdobyć i przeczytać. Uogólniając, nie lubię poradników, a raczej coś, co skłania mnie do przemyśleń czy refleksji. Tak jak posty na Twoim blogu Mario.
Ha, akurat wczoraj kupiłam książkę Styledigger „Slow fashion” i ją pochłaniam. A Ty pomyśl o własnej :)
tak, książkę Marii pochłonęłabym w jeden wieczór! choćby się waliło i paliło :D
Z wiekiem przekonalam sie, ze moja estetyka to estetyka mojej mamy.
Zadna lektura nie wplynela na mnie tak jak wyniesione z dziecinstwa obserwacje.
I niewazne jakim modom ulegalam w moim zyciu. Wszystkie byly tylko chwilowa zachcianka, proba tylko.
I wszystkie przeminely.
A to co zostalo to poczucie estetyki nieswiadomie wpojone przez moja mame.
Ciekawa jestem, czy tylko ja tak mam?
P.S. Mario, obserwuje Twojego bloga od dawna i wielkie brawa za Twoja prace!
Ach, zawsze chcialam to napisac, a teraz mam okazje, mimo ze nie na temat: wygladasz slicznie ze zwiazanymi wlosami!!!
Ja też wraz z upływem czasu zauważam ogromny wpływ estetyki mojej mamy. Długo sobie tego nie uświadamiałam, ale przyszedł moment, że zaczęłam powielać pewne upodobania mojej mamy. Miłość do białych koszul, kardiganöw, apaszek , torebek czy butów. Jeszcze na dodatek w tym samym stylu. Potrzeba posiadania rzeczy dobrej jakości i odpowiednio uszytych do figury. To wprost niesamowite, jak obie zwracamy na to uwagę. „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”.
A ja z innej beczki: mam prośbę o zrobienie moodboarda militarnego. Na co dzień noszę się klasycznie (sporo inspiracji biorę z Twojego klasycznego moodboarda), przy czym podoba mi się zielono-oliwkowy kolor i moro, ale kompletnie nie mam pojęcia, jak to ze sobą połączyć, aby nie wyglądać na przebraną albo jak Rihanna. :(
Mario, proszę, pomogłabyś mi?
Tak, już były prośby o to i militarne moodboardy na pewno zrobię.
Super wiadomość, dziękuję :)
blog KT ładnie się ogląda natomiast zupełnie nic nie daje do myślenia, nie inspiruje mnie, zupełnie się nad nim nie zastanawiam, nie wracam do poszczególnych wpisów w przeciwieństwie do Twojego bloga, podejrzewam że z książką będzie podobnie. ps. kto ma do polecenia jakieś ciekawe książki o modzie, stylu itp……???
Z ciekawością przeczytałam „W pogoni za torebką” Michael Tonello i polecam.
To o szaleństwie za najsłynniejszą luksusową torebką, rozłożone na czynniki pierwsze.
Mega lektura, zwłaszcza, że nie miałam pojęcia o tym , ale cóż, jedyna torebka o jakiej jeszcze marzę to czekoladowy dziki józef ;)
Drugą książkę już polecałam i nadal polecam, to „Dynastie,które stworzyły luksus” Yann Kerlau.
Świetna książka nawet dla osoby, która nie szaleje za metkami, markami. Taka książka o ciężkiej pracy żeby coś osiągnąć.
dzięki *:
Książka K.T. mnie nie pociąga, bo i jej blog zawsze wydawał mi się koszmarnie nudny. Ładny i estetyczny, ale banalny. Druga książka brzmi dużo ciekawiej, choć rzeczywiście ten fragment o byciu interesującą dla mężczyzny jest trochę niepokojący, ale jeśli to tylko tak brzmi wyrwane z kontekstu to ok. Lubię gdy takie poradniki nie skupiają się tylko na wyglądzie, ale i wnętrzu. To teraz rzadko spotykane, pewnie dlatego że ciężko przeprowadzić udany marketing dla takiego pojęcia jak praca nad sobą.
Gdy byłam młodsza to lubiłam serię „Nastolatki….”, ktoś już ją wyżej wymienił. Mam też w domu prawdziwą perełkę – poradnik eleganckiej kobiety z lat 50 tych. Jak ją wykopię z piwnicy to może powstawiam jakieś cytaty, bo to niesamowite jak bardzo zmienił się kanon elegancji oraz wymagania co do kobiet.
Dodam że poradnik pisany przez Francuzkę, już wtedy szyk paryski na propsie:)
Mario, nieśmiało chcę nadmienić, że książka Kasi T. raczej nie przypadnie do gustu żadnej z Twoich czytelniczek…..Twoja recenzja jest bardzo… powściągliwa i dlatego mi się spodobała. Aczkolwiek nie mam zamiaru sięgnąć po Elementarz Stylu w wykonaniu Kasi T. Dla mnie nie jest ona autorytem w zakresie stylu, a blog MLE jest zbyt płytki, brak w nim duszy, pasji.. nie wiem na ile w Kasi jest prawdziwej Kasi, a ile sztucznej, wykreowanej, poprzebieranej dziewczyny….
Chcę jeszcze napisać, że w swoim życiu kupiłam tylko jeden poradnik „Bądź boska” Moniki Jurczyk (tytuł koszmarny). Autorka dokonuje tych wszystkich podziałów na sylwetki A, T i tak dalej. Szybko się zniechęciłam – ktoś chce mi narzucić zeby nosic to czy tamto bo mam taką sylwetkę. Nigdy więcej poradników stylu !!! O ile się orientuję , jest wiele takich pozycji w księgarniach, ale prawdziwy Ubieraj się klasycznie tylko jeden ;-)
moim zdaniem każda porada to mówienie co ktoś ma robić, taka jest natura porad ;) nawet porady Ubieraj sie klasycznie są mówieniem co ma sie robić, tylko nie dotyczą konkretnych elementów garderoby (noś małą czarną), a koncepcji garderoby (wybierz styl, zdecyduj się na coś, bądź konsekwentna, wybierz swój uniform). takie porady też nie są w guście każdego, np. Leandra Medine kiedyś napisała że uniform „takes the YOLO out of getting dressed”.
wszystko zależy od tego jaki ma się cel, czy chce się wyglądać elegancko, nosić rzeczy dopasowane do swojej figury, wyrażać siebie swoim stylem, wyrażać swój nastrój danego dnia, eksperymentować z modą, czy też po prostu lubi się „YOLO-dressing” ;)
A skad to przekonanie, ze ZADNEJ czytelniczce ksiazka Kasi Tusk nie przypadnie do gustu??? Ja jeszcze ksiazki nie mialam w rece, wiec o samej ksiazce sie nie wypowiem, ale chetnie bym ja chociaz przejrzala. Ponizej ktos pozytywnie sie wypowiadal po przeczytaniu ksiazki, wiec moze nie wypowiadaj sie za wszystkie czytelniczki i nie wydawaj wyrokow nie majac ksiazki nawet w rece.
Blog MLE jest jaki jest, ale nie powiedzialabym ze brakuje w nim pasji. Posty sa wrzucane czesto i regularnie, zdjecia sa bardzo dobrej jakosci i jest ich zawsze sporo. Moim zdaniem swiadczy to wlasnie o pasji i o dbaniu o czytelniczki. Tresc przedstawiana na blogu moze sie komus podobac lub nie, tak samo jak i styl Kasi, ale moim zdaniem nie mozna jej stylowi odmowic konsekwencji. Ktos tutaj rowniez skomentowal, ze Kasie ciagle ubiera sie tak samo. A przepraszam bardzo, czy nie wlasnie konsekwencja w stylu jest tak bardzo pochwalana rowniez na tym blogu? Wiec w czym problem? No i moim zdaniem styl Kasi Tusk to pewna odmiana french chick, ktora wiele z komentujacych tutaj osob rowniez uznaje za swoj styl. No wiec jak to jest, konsekwencja i French chick u Marii jest super, ale u Kasi Tusk juz nie ???
Lizusostwo i hipokryzja nie sa ani eleganckie ani stylowe.
nie jestem Daisy, ale pozwolę sobie coś napisać od siebie. Książka Kasi nie jest w kręgu naszych zainteresowań nie dlatego, że styl Kasi nam się nie podoba, tylko dlatego, że Kasia napisała poradnik, jak być nią, i to taką, jaką widzimy na blogu (a liczba ciuchów, które założyła tylko do zdjęć jest przeważająca). A my, wychowane „na Marii” oczekujemy raczej wskazówek jak odnaleźć siebie, swój styl, swój kod ubioru.
Poza tym Kasia np. uważa, że kobieta ubrana cała we fiolet nie będzie elegancka, a ja uważam, że odpowiedni odcień, odpowiednie kroje i materiały mogą we fiolecie wyglądać niezwykle dystyngowanie. Albo poucza, że dziewczyny w szpilkach na molo to brak klasy, a sama ma takie sesje u siebie na blogu.
No i fakt, że posty są często wcale nie oznacza, że są dodawane z pasji. Jest co najmniej kilka innych powodów.
pisanie „od siebie” i natychmiast przechodzenie na formę „my” i „nasze” budzi mój nieśmiały sprzeciw :D też czytuję tego bloga i nie czuję się żadnymi „nami”.
zgadzam się z espresso doppio, lizusostwo i hipokryzja. wśród wielu ciekawych komentarzy zdarza się trochę za dużo takich, które dzielą to co mówi Maria na cacy i to co mówi ktokolwiek inny na be.
Tak jak pisalam, ksiazki nie mialam w rece, wiec na temat tresci sie nie wypowiem. I z posta Daisy wynikalo, ze on a tez ksiazki nie czytala.
Poza tym, co masz na mysli piszac my, nasze etc ? Ja rowniez jestem czytelniczka bloga Marii, powyzej komentujaca Kasia takze. I nie podoba mi sie, ze ktos wypowiada sie z taka wyzszoscia „my czytelniczki” uwazamy to i tamto. Bo to po prostu nieprawda.
ależ jesteście przewrażliwione :-)
pisałam w imieniu swoim i TEJ CZĘŚCI czytelniczek, z którą podzielam zdanie.
Gdyby ktoś napisał książkę o klasycznej elegancji (czyli damski odpowiednik książki Michała Kędziory), chętnie bym kupiła.
Pilar: wydaje mi się, że czytelnik sam wybiera sobie, co czyta i zostaje w miejscu, które mu odpowiada, nie wiem więc czemu dziwisz się, że Maria jest chwalona. Byłoby dziwne, gdyby ktoś niezadowolony z treści, które Maria zamieszcza, nadal odwiedzał jej bloga i regularnie go czytał.
Nie wiem jaka jest Kasia Tusk ale nie przeszkadza mi to kim jest. Czytam oba blogi- Ubieraj się klasycznie, bo cenię przemyslenia Marii, choć jej osobisty styl w moje gusta nie trafia. Nie przeszkadza mi jednak to, że ktoś ma inny gust bo nie to decyduje o tym kim jesteśmy. Bardzo mi się podobaja zestawienia i propozycje jakie Maria dla nas szykuje bo są świetnym przewodnikiem stylu, z którego każdy może coś zaczerpnac dla siebie. Jednocześnie lubię blog Kasi ponieważ bardzo mi się podoba jej styl, zarówno w modzie, w makijażu, urządzeniu wnętrz czy nawet styl w jakim na blogu pisze. Nie zazdroszczę jej sukcesu i cieszę się, że ona jest inspiracją dla drugich. I na pewno ja jejElementarz stylu kupię. Proszę też nie oceniać pochopnie nikogo w moim imieniu, jako czytelniczki Ubieraj się klasycznie. Ja nie boję się zajrzeć do Elementarza bo i z niego, tak jak z innych książek czy blogów zaczerpnę tylko to co będzie mi odpowiadało. Nie dajmy się zwariowac we wszystkim co dyktuje świat mody można znaleźć coś dla siebie, nie tracąc nic ze swej osobowości a z drugiej strony trochę inspiracji też jest wskazane bo nie pozwoli nam nie stać w miejscu
Dziewczyny, fajnie by było, gdyby rzeczywiście każdy pisał we własnym imieniu. Może ja pokażę jak to sobie wyobrażam na podstawie swojej opinii :) Mnie się ta książka bardzo podobała, inaczej nie pisałabym o niej na blogu. Blog Kasi odwiedzam regularnie, zdjęcia są po prostu ucztą dla moich oczu i jestem przekonana, że takie spójne treści powstają pod kuratelą osoby z pasją. Styl Kasi według mnie jest bardzo konsekwentny i mnie osobiście się podoba. Kobieta ma klasę, nie zwraca na siebie uwagi szokowaniem, ma taki rodzaj wrażliwości, który mnie osobiście bardzo ujmuje. A w książce mnie bardzo zainspirowało, że Kasia tak otwarcie opowiedziała, że jeszcze niedawno nie była taka ogarnięta względem swojego stylu i estetyki i to bardzo mi uświadomiło, że każda z nas przechodzi w tych kwestiach swoją indywidualną podróż i że każda może się siebie doskonale nauczyć i znaleźć na siebie pomysł.
Ups, mój komentarz wywołał taką lawinę niechęci. Zupełnie niepotrzebnie. Nie lubię MLE. Lubię blogi, które niosą ze sobą treść pisaną. Treść, która mnie zmusza do zatrzymania się na chwilę i krótkiej refleksji. Zdjęcia na tym blogu po prostu mi tego nie dają.
Maria lubi MLE, a ja nie. Każda z nas ma swoje zdanie i ma do tego prawo.
Uwielbiam blog Ubieraj się klasycznie (i zawsze będę to powtarzać niezaleznie od tego czy ktoś to uzna za lizusostwo czy nie), za to ile wniósł do mojego życia, do mojej szafy.
Książka KT mnie nie nęci, jej blog nigdy mnie w najmniejszym stopniu nie zainteresował, jest taki jakiś nudny i nijaki w swojej gładkości. Zresztą jej styl też jest odległy od mojego. Ale twoją książkę kupiłabym na bank, i już mi się ona podoba.. :p
Mario, pod Twoim wpływem kupiłam książkę „Być kobietą” za całe 3 zł, Podzielam wątpliwości kilku osób co do „tworzenia bogatego wnętrza” specjalnie dla mężczyzny. Przypomina mi to „Lekcje madame Chic”. Tam były podobne porady: np. raz w roku przeczytaj filozoficzną książkę, żeby WYDAWAĆ SIĘ bardziej intrygującą i tajemniczą. Ale tutaj być może kontekst jest inny, sprawdzę.
Oczom własnym nie wierzę! Chyba miałam dobrą intuicję, bo kompletnie nic mnie do „Madame Chic” nie ciągnęło…
Wiesz, książka jest ciekawa kulturoznawczo. Napisała ją Amerykanka, która przyjechała do Francji na stypendium. I pozycja nieźle pokazuje zderzenie kultury amerykańskiej z generalnie europejską, czyli np. my, jako Europejczycy, zwracamy uwagę na to co jemy, chodzimy po zakupy na targ, nie wychodzimy poza dom w dresach i na imprezach gadamy o literaturze, filozofii i sztuce :) Amerykanie muszą się tego wszystkiego nauczyć, a zwłaszcza kobiety, które chcą zaintrygować mężczyznę :D
No popatrz, teraz nawet mnie zachęciłaś :) Różnice kulturowe między starym kontynentem, a Ameryką zawsze mnie intrygowały. Może jednak kiedyś do niej zajrzę w celach poznawczych :D
Chyba przede wszystkim czasy były inne… Ale jako esencję tego cytatu odbieram coś w stylu, ze nie należy się dostosowywać do narzuconych wzorców tylko dążyć do bycia lepszą wersją siebie według samej siebie – i wtedy dobre rzeczy się po prostu zdarzą. A obecnie mamy takie piękne czasy, że te dobre rzeczy nie kończą się na dobrym mężu.
Może to też coś w stylu tego co wymyśliłam jeszcze nastolatką będąc – że mój ledwo zaznaczony biust w sumie jest spoko, bo faceci dla których najbardziej interesujące we mnie są moje gruczoły eliminują się sami ;) Może nawet bardziej o to chodzi ;)
Zajrzałam w księgarni do „Elementarza”, bo wiele różnych opinii o nim czytałam, a chciałam wyrobić sobie własną. Przejrzałam go dość dokładnie i rzucił mi się w oczy szczególnie jeden fragment, z którego wynikało, że (zgodnie z zamysłem autorki) mamy ubierać się tak, żeby po prostu wyglądać ładnie. I w tym momencie utwierdziłam się w przekonaniu, że ta książka totalnie nie jest dla mnie. Od dłuższego czasu tego właśnie staram się unikać. Nie chcę wyglądać „po prostu ładnie”; chcę nosić się tak, żeby moje ubrania były spójne z moim charakterem, żebym czuła się w nich sobą. Przez lata niesamowicie wkurzało mnie to, że w większości rzeczy wyglądałam właśnie „ładnie” – przy mojej „miłej buzi” trudno mi było uzyskać inny efekt. Sporo czasu zajęło mi nauczenie się, co robić, żeby wyglądać tak, jak lubię.
I żeby nie było, mam dużo sympatii do autorki; po prostu nie jestem w grupie docelowej, dla której książka była pisana.
jestem bardzo ciekawa Twojej szafy :-)
A Kasia napisała elementarz jak wyglądać tak jak ona na blogu. I jak widać po zdjęciach ze spotkań autorskich wiele dziewcząt wzięło to sobie do serca.
Miło mi to czytać :)
Cześć! Gdzie udało Ci się kupić „Być kobietą”?
Spróbuj na allegro. Ja dorwałam za 3 zł ;) Oczywiście, pod wpływem bloga :D
Droga Mario,
zgadzam sie z Toba co do ksiazki Kasi Tusk. Ksiazka jest taka sama jak blog Make Life Easier. Jedna i ta sama baza- podstawa, ciagle powtarzana.. Sledzilam i nadal czasami zagladam na ten blog chyba teraz tylko z przyzwyczajenia. Na poczatku tz. 3 lata temu nawet kupowalam ubrania, ktore proponowala pani Kasia. Skompletowalam kilka 'klasykow’ typu trench, kamelowy plaszcz, itp.
I co sie okazalo? Nie czulam sie w tym dobrze, to nie bylam ja, a mialo byc ekonomicznie i szafa klasyczna na lata. Pozbylam sie tych rzecz.
Prawda jest tak, ze Twoja Mario analiza kolorystyczna i Twoj blog oswiecil mnie. Teraz wiem w czym czuje sie dobrze, co mi pasuje. Dziekuje Ci bardzo.
Cieszę się to miłe. Wiesz co, uważam że to co Kasia proponuje jest super bazą, rzeczywiście nie czułaś się w tego rodzaju klasykach dobrze? Bo w zasadzie można by je było naprawdę ładnie zestawiać z różnymi elementami i nadać im bardziej indywidualnego charakteru? Jakie są Twoje ukochane klasyki?
Nie czuje sie dobrze w plaszczach, kurtkach z kolnierzami (jak trench) mam krotka szyje i jestem niska, ogolnie drobna. Odkrylam, ze kolnierze przytlaczaja mnie.
Z ksiazek tej szeroko pojetej kategorii czytalam ostatnio Nieporownywalnie piekna Joanny Tor Gazdy i Po drugiej stronie lustra Agaty Dominik
Najpierw wpadła mi w ręce książka Styledigger „Slow fashion”, córka ją czytała. Byłam nią zafascynowana, oczywiście książką :) Potem córka poleciła mi Twojego bloga Mario i tutaj już wpadłam po uszy :) Przeczytałam go od deski, do deski. Do niektórych postów wracam. Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.
Zaczęłam rewolucję w szafie, wokół siebie, w głowie …. Cały czas szukam siebie, wsparta Twoimi Mario radami i wspomnianą książką.
A inne książki o modzie, stylu, elegancji? Mario, tylko na Twoją książkę czekam, bo w zasadzie żadna inna książka mnie już nie zadowoli.
Taka jestem wybredna klientka :)
Wybieram to co najlepsze :))
pozdrawiam
Gosia
Jesteś kochana, bardzo dziękuję.
Ja może z innej beczki, ale Twój wspaniały blog zawirowal w moim życiu i mojego mężczyzny. Analizuje nas kolorystycznie oboje i z dnia na dzień mam coraz większy metlik, a on uważa mnie za wariatke. Niestety nie wiem jakim typem urody jestem, intuicja i Twe porady miotaja mną między jesienią a wiosną. Jednak w jesieni trochę jestem mdła, kolory typu khaki jakoś mnie rozmywaja, wiosenne natomiast bardziej grają z duszą, ale w nich wyglądam przerysowanie. I cóż tu poradzić… Pozdrawiam Cie ciepło :-)
Właśnie uchwyciłaś podstawową różnicę między jesieniami i wiosnami. Jedne dążą do spokoju, inne do żywiołowości :) Zauważ, że w obrębie wiosen mamy aż trzy ich rodzaje. Musisz siebie tam poszukać. Czy jesteś troszkę bardziej eteryczna, a może energiczna, a może może tak po prostu łakniesz ciepłego, żywego koloru?
Na wstępne bardzo dziękuję za odpowiedź! Dodam, że mojego faceta rozszyfrowałam w try miga, a ze mną klops. Raczej stawiałabym w energiczną wiosnę – lubię nieszablonowe i ekstra kolory, jakoś oddają moją duszę wariatki, mimo to i tak ograniczam się z tym i ostatnio w szafie dominuje szarość i czerń i nie wiem czym jest to spowodowane :( znaczy teoretycznie tym, że poszukuję tych idealnych kolorów, a to bezpieczna przystań. Odcień skóry mam żółtawy, bardzo łatwo się opalam, długo ta opalenizna na skórze jest, ale jest ona w takim brzoskwiniowym odcieniu, zwłaszcza jak zblednie. Mimo to, na ogół jestem blada i blado wypadam. Oczy są moją najmocniejszą stroną, abstrahując od ich zatrważającej wielkości, są zielono-brązowe, z taką złotą, ciepłą poświatą. Białko mimo wybijającej się barwy jest mleczne, nie białe. Spoglądam na swoje zdjęcia z młodości i włosy przechodzą jakiś monstrum etap :D zawsze były ciemne, ale wahają się – od zdecydowanego kasztanu i wręcz czerwonych refleksów (przypominam sobie swoje włosy po pas i takie były) aż po ciemny blond/jasny brąz. Dodam, że oprawę tak silnych oczu i dość zdecydowanych włosów mam kiepską – rzęsy i brwi nie są zbyt ciemne, zwłaszcza brwi. I cóż tu począć? W czerni jak wspomniałam się nie widzę i nie czuję, białe i kremowe rzeczy zawsze przyciągają mój wzrok i lepiej się w nich czuję. Ależ się rozpisałam! Pozdrawiam :)
Tak jak kilka innych czytelniczek wyżej też napiszę trochę z innej beczki, bo gryzie mnie pewna kwestia. Jestem ciemną zimą, ubieram się prawie wyłącznie w zimne kolory i tak było jeszcze zanim się dowiedziałam, że jestem takim typem, właściwie zanim się w ogóle dowiedziałam, że istnieje taki podział. Zorientowałam się, że chyba z tego powodu kompletnie nie czuję ciepłych kolorów. Ostatnio trochę się urządzam, wymarzyłam sobie wnętrze w jasnych, ciepłych kolorach i kompletnie nie wiem, jak do tego podejść. Jakie ciepłe kolory połączyć z jakimi? Albo z jakimi nie łączyć?
Nie wiem jakie konkretnie style jeśli chodzi o wnętrza lubisz, ale ja na przykład uwielbiam, kiedy tłem dla żywych, ciepłych kolorów są białe ściany, a te żywe kolory są różne, nie na jedno kopyto, tylko pomieszane ze sobą np. żółcienie z niebieskim, czerwienie dywanów ze złotem na poduszkach itp.
Inga, znasz książkę „Piękne kolory we wnętrzach” Stephanie Hoppen? To książką z fajnymi zdjęciami nie tylko o kolorach i ich odcieniach, ale też o fakturach, tkaninach. Ma prawie 200 stron i mnóstwo różnych informacji.
Jako kobieta, która w garsonce czuje się jakby ją kto całunem ciasno owinął, która na myśl o białej koszuli dostaje wysypki, a której próba zmuszenia do założenia spódnicy ołówkowej zakończyłaby się zerwaniem znajomości, nie sięgnę po poradnik w stylu „musisz to mieć”, „tego ci nie wolno”. O, nie. Zostaję tutaj. Tu Maria, która ma swój spójny, wyrazisty, przemyślany styl pozwoli mi mieć mój. I jeszcze do tego zachęci! Tu Maria sama nosząc metalowe naszyjniki pozwoli mi nosić drewniane bransoletki. Tu spotkam „dziewczynę z sąsiedztwa”, „francuzkę” i „hippiskę”, ale też elegancką panią w żakiecie i na szpilkach – i żadna z nich nie powie mi, że jej styl jest lepszy od mojego. A że na przyjemności typu czytanie o modzie mam w tygodniu bardzo mało czasu i muszę wybierać, będę czytać blog Marii – wystarczy ;)
Zgadzam sie z Toba:) Lubie zagladac zarowno na bloga Marii jak i do Kasi Tusk. Elementarz stylu dostalam w prezencie i oceniam go na plus. Mi sie styl Kasi podoba, sama ubieram sie podobnie, mozliwe ze jest to banalny i zachowawczy styl, ale mi taka wlasnie mila dla oka prostota odpowiada:) Poza tym Kasia na swoim blogu pokazuje jak czerpac radosc z malych rzeczy, jak dostrzegac urok takich codziennych drobnych przyjemnosci jak np. spacer, kawa w kawiarni, spokojny wieczor z ksiazka itd. Ja uwazam, ze to jest fajne i pozytywne:)
Mam dokładnie takie samo zdanie. Dla mnie w prostocie i elegancji nie ma banału, a takie piękne strony tylko inspirują do tego, żeby celebrować codzienność jakkolwiek wzniośle to nie brzmi :)
Kasia Tusk nie jest dla mnie inspiracją – za stara jestem, żeby się na takie wygładzone do połysku plewy brać.:) Choć zapewne dwudziestoletnie dziewczęta za nią szaleją.
Polecam z serca książkę Styledigger. Autorka ma sprecyzowany styl, o którym szczegółowo opowiada – ale dopuszcza możliwość, że ktoś może mieć zupełnie inny. Sprzedaje patent na uporządkowaną szafę, nie na określony wygląd.
Jestem daleka od wygłaszania opinii, że ta książka jest wartościowa, a ta płytka.
Każdy z nas ma inne doświadczenia z modą i stylem. Czasem książka z pozoru nieciekawa ma na nas istotny wpływ .
Dla mnie taką książką przeczytaną około 20 lat temu była pozycja, tytułu której dokładnie nie pamiętam- o tym jak dobrze wyglądać w rozmiarze XXL.
Co prawda nigdy nie nosiłam rozmiaru XXL, a co najwyżej w porywach L, ale byłam święcie przekonana, że mam XXXXXXL.
W związku z czym ubierałam się tragicznie. Była to najważniejsza książka o modzie i stylu w moim życiu.
Mam powyżej 50 lat i teraz ubieram się zdecydowanie lepiej niż kilkadziesiąt lat temu.
Książkę Kasi Tusk przeczytałam z przyjemnością . Podziwiam każdą młodą osobę która zna się na modzie i stylu i chce swoją wiedzę przekazać innym, bo sama wiem jakie to jest trudne. Mnie nauka zajęła 30 lat i dopiero teraz jestem z siebie dumna.
Wspaniały i inspirujący komentarz. Dla mnie też to było w książce piękne, że jej wydźwięk był tai, że każdy się może stylu nauczyć :)
jestem ciekawa na ile niechęć do książki Kasi Tusk jest wywołana jej treścią, a na ile faktem, że jest córką ex-premiera :)
(Kasia, nie książka :)
Ciekawe też, na ile sukces jej bloga i znalezienie się w czołówce popularności już w pierwszym roku jego prowadzenia, właśnie z tego faktu wynika :)
Korzysta z tego, ze ma nazwisko, i co w tym zlego? Podejrzewam, ze pomogl jej na poczatku, ale blog sam sie nie poprtowadzi. Tak samo jak inni blogerzy poswieca energie i cxas na tworzenie nowych wpisow. Racja, sporo jest blogow w tym stylu, ale innym dziewczynom tak sie nie obrywa jak jej. Przykro patrzec, jak niektorych bola tylki, widzac jak komus sie powodzi.
Szał już wprawdzie minął a i moda przebrzmiała – ale polecam ,,To nie są moje wielbłądy”, jeśli nie czytałaś.To taka ciekawostka bardziej niż poradnik.
Nad zakupem ksiazki Kasi Tuak nawet sie zastanawialam, ale tylko dlatego ze podobnie jak Ty zle zinterpretowalam jej tytul – jesli jest taka jak mowisz, to nie jest to ksiazka dla mnie – choc jesli wpadnie mi w rece u jakiejs kolezanki to pewbie chetnie pozycze ;) Za to bardzo chetnie zobaczylabym w druku cos spod Twojego piora, myslalas o tym?
Mario, bardzo Cię cenie i dlatego liczę na szczerość: dziś tu czytam, że Ty regularnie czytasz bloga Kasi Tusk a jak ja jakiś czas temu zapytałam Cię o jej książkę, to mi odpisałaś, że nie wiesz, że ona coś pisze. Widzę tu sprzeczność: Kasia od dawna na blogu o tym mówiła i każdy kto czyta regularnie jej bloga to wie. Więc sama rozumiesz, że trudno to o czym piszesz pogodzić. Internet jest pamiętliwy.
Regularnie, w sensie zawsze oglądam do tego momentu na którym mam wrażenie, że ostatnio skończyłam. Regularnie nie znaczy dla mnie często, ale znaczy, że nie kończy się na jednej wizycie i że się do bloga wraca. Ja w ogóle mam duże wyrzuty, że nie na wszystkie blogi wchodzę tak często jakbym chciała, a już o zostawianiu komentarzy nie ma mowy, bo czasem nie znajduję chwili, żeby u siebie na wszystko odpisać. Wierz mi, że jeżeli wtedy napisałam, że nie wiedziałam o książce, to znaczy, że dowiedziałam się od Ciebie.
Pisałam wcześniej o ulubionej książce Styledigger, a zapomniałam jeszcze polecić Wam inny ulubiony blog.
Jest to blog Moniki Frese http://www.lady-and-the-dress.com o tkaninach, detalach, wykończeniach i tym wszystkim, co wpływa na elegancję.
Czyli mam ulubione blogi o klasyce i o elegancji :))
Mario i dziewczyny, co sądzisz /cie o książce „Bądź chic!” ? http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/3551/Badz-chic—%C3%89milie-Albertini
Czy któraś z czytelniczek miała okazję ją przeczytać?
Nie czytałam, ale dziękuję za sugestię :)
Dla mnie blog jak i osoba KT jest zjawiskiem by nie powiedzieć produktem dosyć.. osobliwym. Czytuję posty KT tylko ze względu na ciekawość i pełen podziw jak można uczynić „coś z niczego”. Sama książka do mnie nie przemawia ani tytułem ani okładką. Pomimo faktu że nie należy oceniać niczego „po okładce” w tym przypadku nie zmienię mojego nastawienia.
Pomijając całą merytoryczną treść jak i wizualną część jej bloga, zdołałam zauważyć pewną prawidłowość. Może to takie infantylne ale opiszę… Otóż, KT jakieś kilka lat (może 2 może 3) przedstawiając swoją standardową stylizację dnia całą w pastelach, prosto ze wszystkich najtańszych sklepów sieciówkowych etc.co nikogo zapewne nie zdziwi, opisała skrupulatnie każdy element składający się na ów dzienny zestaw. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że pominęła dosyć strojny , złoty zegarek na swoim nadgarstku. Ot, mogło się zdarzyć każdemu. Pisząc publicznego posta, w nadmiarze tych wszystkich szczegółów jeden drobiazg mógł jej umknąć. Wtedy niespecjalnie mnie to zainteresowało. Zegarek skojarzyłam od razu, gdyż w tamtym czasie przeglądałam dużo amerykańskich blogów, gdzie był on nieodłącznym elementem wielu pokazywanych wtedy outfit’ów. Był to Michael Kors, na pozłacanej bransolecie, z okrągłą tarczą. Nazwy modelu nie pamiętam ale każda z czytujących tutaj zapewne go kojarzy. Był dosyć popularny i nie tani. Niby nic. Kilka czytelniczek zwróciło wtedy Kasi uwagę dlaczego pominęła opis zegarka, jego markę itd.na co sama autorka posty usuwała zamiast zwyczajnie wybrnąć z sytuacji odpisując na pytania. Jakiś czas temu ( ok. 3 tygodnie wstecz) KT kolejny raz wrzuciła swoją stylizację dnia, był to bodajże zestaw z niedzieli. Wszystko takie idealnie dopasowane, piękne niczym prosto z katalogu. Cała Kasia. I ponownie powtórka z rozrywki .Tutaj kolejny raz ominęła opis torby. Dużej pojemnej, w czarnym kolorze, ze skóry. Model ten też skojarzyłam, gdyż parę dni wcześniej szukałam czarnej skórzanej szoperki wśród produktów premium na Zalando. Od razu zapamiętałam. Torba Lauren Ralph Lauren. I tak samo jak przy zegarku i innych dodatkach, przez te wszystkie lata, tak i teraz KT sprytnie nie dodała brandu przedstawionej torby. Żeby było śmiesznie zdjęcia na zbliżeniach pokazywały bardzo nieostre logo torebki ( jak wtedy z zegarkiem i wiele razy później innymi dodatkami). Tak jakby celowo rozmazane. Kiedy bystre czytelniczki i na to zwróciły uwagę podając w komentarzach nazwę torebki plus linki. Dziwnym trafem komentarze zostały usuwane. Ponownie.
Takie posty wychwycam już nieprzerwanie. To co na początku wydawało się tylko zbiegiem okoliczności w istocie jest jakimś zabiegiem. Dla mnie zabawnym.
Tymi nazwijmy to „ciekawymi”, śmiesznymi zagraniami marketingowymi nie trafia do mnie jej książka ani osoba. Nie przekonuje mnie udawana autentyczność, silenie się na miłą, serdeczną, dziewczynę z sąsiedztwa, taką trochę jak większość dziewcząt w naszym kraju ale jednak nieco ponad nimi. Nie trafia do mnie pokazywanie czegoś pod szyldem że można „tanio i modnie”, „być chic” zakładając ciuchy z zary / stradivariusa itp. a przy tym zatajając nazwy, ceny 5 razy droższych elementów garderoby tylko by lepiej wypaść w oczach ogółu. Bo jaki jest cel prowadzenia bloga skoro nie jest się szczerym w tym co się robi? Udając że jest tanio i niemarkowo. Czy można mydleniem oczu, mijaniem się z prawdą być autentycznym?
I ostatnia rzecz, nie trafia (po raz kolejny) do mnie następna „pisarka”, „autorka” wśród rzeszy świeżo powstałych niczym feniksy z popiołów innych wielkich „pisarek”. Nie ma w tym krzty wiarygodności. Wszystko przedkłada się na sprzedaż, na pieniądz. Z góry obliczony zysk.
Dlatego zjawisko, dlatego produkt.
dlatego ja uważam, że Kasia prowadzi bloga z wielką pasją, ale do pieniędzy. Dla mnie jej strona jest jak gazeta typu Avanti. Produkt marketingowy. Podoba mi się jako kobieta, podobają mi się jej ciuchy. Ale to nie jest elegancja, a już na pewno nie klasyczna elegancja (nie wpisują mi się w ten kanon ani spalone farbą włosy, ani doczepione rzęsy ani podarte jeansy, ani ukrywanie reklam jeśli już potraktujemy elegancję szerzej niż ubiór). Minimalizm i slow life to też nie jest.
nie ma co się obrażać, że w biznesie chodzi o pieniądze. nie jest też niczym zaskakującym, że marki – w ramach tworzenia wizerunku – udają, że nie chodzi tylko o pieniądze.
dobrze jest za to inwestować swoje pieniądze w produkty, które spełniają oczekiwania (np. są ładne i poprawiające humor).
Hej czy ktos wie gdzie mozna kupic Byc kobieta?
Ja kupiłam Być Kobietą na allegro i czytam. Książka na razie bardzo mi sie podoba. Jest bardzo zdroworozsadkowa. Dziekuę za polecenie tej ksiazki Mario! Ale ksiązkę Kasi Tusk też zamówiłam. Zobaczymy.
Po raz pierwszy zajrzalam na bloga MLE po Twoim wpisie, Mario.
Wiele mozna by pisac, ze nudno i banalnie (ani pokazywane ubrania ani styl literacki autorki bloga nie przypadly mi do gustu)a juz zaslanianie kubeczka lodow recznikiem, aby ukryc ich marke wydalo mi sie zenujace (czyzby producent nie chcial zaplacic za krypto reklame?). Nie rozumiem po co komu blog lub o zgrozo ksiazka osoby, ktora nie ma absolutnie nic interesujacego do przekazania. Ale to juz chyba znak czasow-wszystkie blogerki wydaja ksiazki, bo pisac kazdy moze. Tylko po co?
Czytam i komentuję blogi, które lubię. Nie czytam tych blogów i książek i nie komentuję tych blogów, których nie lubię. Jestem „kobietą w średnim wieku” blog KT nie przemawia do mnie. Książki bym nawet nie przejrzała, Liczy się przede wszystkim osobowość.
Ja akurat przeczytałam książkę Kasi Tusk, więc myślę, że mogę się wypowiedzieć na ten temat:) To, co odebrałam bardzo na plus, to fakt, że ta książka nie „każe” silić się na oryginalność i mówi o tym, że wyglądanie ładnie jest ok i że to może wielu osobom (myślę, że większości) zupełnie wystarczyć. To ożywcze po zalewie książek, blogów czy artykułów, które namawiają do bycia oryginalnym i wyróżniania się. Takie są np. „Francuski szyk” i „Paryski szyk”, w których wytyka się banalne i nie dość niezwykłe zestawienia, zbyt ograne marki czy elementy garderoby. Kasia słusznie zauważa, że mało kto ma do tego talent i czas. Myślę, że sporo osób robi sobie krzywdę, wierząc, że styl musi polegać na byciu oryginalnym. Po pierwsze, to utopia, i to bardzo męcząca, po drugie – rzadko prowadzi do udanego efektu. Styl to także czarny golf i dżinsy. Druga rzecz, która mi się spodobała to, to że autorka dużo miejsca poświęca sprawom pozaciuchowym, jakości życia i dostosowaniu ubrań do stylu życia, a nie na odwrót. Aha, i wytykanie autorce niekonsekwencji na podstawie starych wpisów z bloga nie ma sensu. Autorka przyznaje, że jej styl krystalizował się cały czas podczas prowadzenia bloga i że nie wystrzegła się błędów.
Ja akurat z takich książek wyciągam tylko to, co mi pasuje i nie czuję, żeby mi ktoś wyznaczał, jak mam się ubrać. Nie wystarcza mi wyglądanie ładnie i wiele elementów mojego stylu nie pokrywa się z tym, co pisze Kasia. Wolę też mocniejsze wyrażenie siebie ubiorem. „Elementarz” na pewno jednak zachowam. Ale i tak najbardziej czekam na książkę Marii.