Entuzjastyczny odzew przy wpisach o dyskretnym stylu bardzo mnie zaskoczył. Zaraz Wam wyjaśnię dlaczego. Dużo osób pod tymi wpisami deklarowało, że tak mniej więcej wygląda ich styl i że taka powściągliwość w ubiorze jest jak powiew świeżego powietrza. A dzięki takiemu celowo „nijakiemu” ubiorowi osobowość błyszczy. Zgadzam się z tym całkowicie.

Dyskretny styl (część pierwsza)
Dyskretny styl (część druga)

Nie spodziewałam się tego, bo jakoś naiwnie myślałam, że osoby, które interesują się stylem zawsze dążą do wyrazistości. Że często, mimo iż same nie czują się sobą w mocno określonych stylowo strojach, z radością  czytają o takiej mocy stylu właśnie. Pomyłka z mojej strony! W tym wpisie chciałabym Wam przedstawić wyłącznie moją perspektywę patrzenia na dyskretny styl. Jest to celowo najbardziej nieobiektywny z tej serii wpisów.

Przy poprzednich wpisach były też wątpliwości natury: ten styl jest zarezerwowany tylko dla ładnych, ten styl jest nudny, ten styl jest drogi, ten styl przeczy jakiejkolwiek ekspresji. Ja tych wątpliwości akurat nie podzielam, ale biorę je pod uwagę jako nieodrealnione i będące jakąś refleksją. Jednakże pamiętajcie, że przekonywanie kogokolwiek do jakiegokolwiek stylu, trochę mija się z celem. Po co brnąć w coś, czego się nie czuje? Może lepiej znaleźć w dyskretnym stylu jakiś wycinek dla siebie? A może odrzucić go w całości?

Czy ludzie ubierają się w dyskretnym stylu?

W sobotę wybrałam się do galerii handlowej. Jakoś żaden inny dzień mi nie pasował. Poszłam tam, żeby przymierzyć i obejrzeć balerinki z Kazara, które Wam pokazywałam, a które były mi przez kilka osób odradzane. Powiem Wam, że są świetne – leżą jak skarpetka, są mięciutkie i o ładnym kształcie. Jest dość prawdopodobne, że się szybko odkształcą, ale chyba zaryzykuję. Wyciągnęłam z szafy moje balerinki z Deichmann z zeszłego roku i postanowiłam, że jeszcze wycisnę z nich ile się da. Te z Kazara kuszą mnie w kolorze białym, a do tego jeszcze ponosiłabym te stare czarne baletki.

źródło zdjęcia: kadr z filmu Equilibrium (2002)

Ale ja w zasadzie nie o tym. Byłam w tym centrum handlowym i przyjrzałam się temu, co ludzie mają na sobie. Tak się często mówi: polska ulica jest szara, ludzie ubierają się smutno, wszędzie tylko szary i czarny. Otóż mam zupełnie inne odczucia. Gdy udało mi się w końcu wyodrębnić w tłumie kogoś w stonowanych kolorach, to ten ktoś wyglądał na tle innych wyjątkowo. Starałam się spokojnie przyjrzeć ubraniom wszystkich ludzi nie zwracając uwagi na wiek, płeć, figurę i widziałam wszystkie kolory tęczy, pozestawiane ze sobą bez żadnej zachowawczości (nie twierdzę, że to coś złego), wielką zbieraninę „kolorowych” kolorów umieszczonych na formach ubrań, które z dyskrecją czy chociażby minimalizmem nie mają nic wspólnego.

To oczywiście jakiś wycinek – to konkretne centrum handlowe, w tym konkretnym krótkim czasie i w tym konkretnym wiosennym dniu, ale lustrowałam również ludzi nad morzem i w parku i jak na razie stwierdzenie o szarej polskiej ulicy wydaje mi się naciągane.

I tak naprawdę co z tego, że kolorem sezonu jest beż? Beżowe ubrania wiszą sobie w sklepach, ale to, że ktoś je kupi wcale nie oznacza, że nie zaaranżuje ich na własny sposób – z innymi kolorami, wtapiając je w swój oryginalny styl (i bardzo dobrze!). Trend na minimum jest pozorny, jest tylko zgrabnym podaniem ubrań w jasnych i neutralnych kolorach w lookbooku, żeby się mogły ładnie zaprezentować. Co ulica z tym trendem zrobi, to inna historia.

Nad morzem widziałam babcię z wnuczką. Babcia miała długie blond włosy, beżowy prosty sweterek z dekoltem w serek i beżowe spodnie z raczej grubego materiału, a na nogach sportowe granatowe buty z białą podeszwą. Wyglądała super i jakoś tak inaczej – spokojniej, dyskretniej właśnie. Ten beż akurat bardzo jej pasował, więc to również miało wpływ na mój odbiór, a może to i spokojne fale na morzu i żywe słońce jako tło sprawiło, że całość mnie tak zachwyciła.

Dyskretny to nudny?

Na instagramie pełno urlopowych zdjęć. Egzotyczne lokalizacje, liście palm, tropiki, intensywny błękit oceanu, hamak, opalone ciała, drinki z palemką. I choć przyznaję, że takie zdjęcia są piękne, to warto się również nauczyć doceniania tego zwyczajnego piękna, które jest tuż obok nas: zadbanego trawnika, rozkwitających teraz drzew, czystego nieba. Dla mnie codzienność jest dyskrecją, gdy takie właśnie urlopowe rajskie destynacje są ekstrawagancją. Dla własnej pogody ducha, warto doceniać również codzienność i normalność.

źródło zdjęcia: kadr z filmu Wyspa (2005)

Inna sprawa, że porównując ekstrawaganckie miejsca na wakacje do ludzi, którzy modę traktują jako pole do wyżycia się, muszę stwierdzić, że patrzenie na kolorowe ptaki fascynuje mnie przez jakieś pierwsze dziesięć minut. Potem jestem już tym zmęczona. Po postach o Fridzie, nie wiem kiedy jeszcze zdecyduję się opisać kogoś tak wyrazistego… Długo jeszcze będę odpoczywać od tych kolorów :) Złapałam się również na tym, że gdy odkrywam jakąś blogerkę o niezwykle oryginalnym i żywym stylu, zaglądam do niej nałogowo kilka dni z rzędu, a potem po prostu zauroczenie mija. Jakby w myśl zasady, że im więcej kolorów, wzorów, dziwności, tym szybciej mi się to znudzi.

Tak naprawdę dążę do tego, że nie może być nudą coś, czego się nie widzi. Dla mnie osoba ubrana tylko w sposób dyskretny będzie wyjątkowa, inna, nienudna, w pewnym szalonym sensie ekstrawagancka. Dla mnie sztuką jest się ubrać tak, żeby nie rzucać się w oczy i wtedy właśnie „rzucać się w oczy”.

A jeszcze inną sprawą jest to jak wyglądają stroje gwiazd i celebrytów. Przeglądając zdjęcia z pierwszej lepszej imprezy, natykamy się na bardzo udziwnione stroje, niezrozumiałe zupełnie połączenia stylizacji z osobami, tak czasami wydumane, żeby nie powiedzieć nowobogackie i pozujące na wielką modę, że aż przechodzi dreszcz żenady.

Ja się bardzo staram być pozytywna i już w zasadzie nie wchodzę na takie zbiory zdjęć, ale czasami wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem dla większości kobiet byłyby elegancka koszula i spodnie niż te wszystkie fikuśne, kolorowe sukienki bez ładu i składu, doklejane rzęsy i tony tapety. Spójrzcie chociażby na stylizację Agnieszki Grochowskiej na premierze filmu Teen Spirit w Los Angeles. Naturalny makijaż, czarna marynarka, biżuteria od Orskiej – klasa. To jest tak normalne, a jednocześnie wyjątkowe, bo tego się nie widzi na co dzień.

Dyskretny styl zawsze był gdzieś obok

Odkąd pamiętam, zachwycałam się filmami, przedstawiającymi jakąś wizję przyszłości z formującym się na nowo społeczeństwem np. po ataku zombie, po skażeniu radioaktywnym. Chodzi o filmy w klimacie Wyspy czy Equilibrium. Zauważyłam, że postaci w tych filmach były odzierane z wszelkiej indywidualności przede wszystkim za pomocą kostiumów. Może dla niektórych to koszmarne, ale mnie zawsze jakoś estetycznie pociągały te zunifikowane mundurki, jakby sterylne – takie same uniformy dla wszystkich. W filmie były ukazane jako narzędzie do tłumienia indywidualnych zapędów, zamanifestowanie, że jednostka się nie liczy i nie ma prawa odstawać od reszty, ale o ironio teraz, wyjmując je z kontekstu filmowego i przenosząc do rzeczywistości, czuję, że uzyskalibyśmy dokładnie odwrotny efekt.

Wierzę że tyle pstrokacizny ile mamy w świecie stylu nigdy nie będziemy w stanie zrównoważyć siłą spokoju. Z tego co ja obserwuję, spokój zanika, więc my sami jako jednostki musimy go dla siebie odnajdywać. Spokój jest w odwrocie. I mi ten bunt ciszą akurat wybitnie estetycznie odpowiada.

Chciałabym żebyście napisały o swoich odczuciach. Jak rozkładają się wg Was siły na linii spokojna moda kontra bardzo ekspresyjna? Jak procentowo widzicie swój styl – więcej w nim spokoju czy niepohamowanej ekspresji? Gdzie w kulturze (film, książka, sztuka itp.) szukałybyście inspiracji dla dyskretnego stylu?