Od kiedy tylko sięgam pamięcią, fascynowały mnie osoby, które za pomocą nierzucającego się w oczy ubioru potrafiły zrobić wrażenie. Potrafię zachwycić się i kobietą, która odważnie miesza ze sobą kolory i wygląda niczym rajski ptak, potrafię rozpływać się nad pięknem europejskiej aktorki w stylizacji niczym ze starego filmu, potrafię dostrzec siłę dramatyzmu w kobietach, które nie boją się silnego makijażu i ciężkiej biżuterii, i mogłabym wymieniać jeszcze wszystkie style świata, pochylić się nad oryginalnością każdego z nich i wydobywać z nich, co tylko uznam za najwspanialsze jako inspiracje, ale dzisiaj oddam hołd tylko jednemu ze stylów, temu który często przymyka niezauważony, bo dostrzec może go tylko wprawne oko i otwarte serce. Oto wpis o stylu, który zdefiniowałam, sklasyfikowałam i nazwałam na potrzeby tego wpisu jako styl dyskretny, ale na pewno moje jego wyobrażenie nie może być ostatecznym i dużo tu będzie zależeć od wyobraźni moich czytelników, w którą nigdy nie śmiałam wątpić.

Na dworze, przy kawiarnianym stoliku siedzi sobie kobieta i popija kawę. Ma włosy zaczesane w najzwyklejszy koczek, bawełnianą białą koszulkę wciągniętą w jasne jeansy, na nogach skórzane baletki, na nadgarstku zegarek na brązowym pasku. Promienna twarz, umalowana, ale nie na tyle by można wyodrębnić poszczególne warstwy kosmetyków. Na krześle obok najprostsza skórzana torebka jaką można sobie wyobrazić – duża, kwadratowa, na ramię. Żadnych widocznych metek, żadnego logo, żadnych charakterystycznych kolorów, zero wzorów, zero znaków szczególnych – byłby problem, żeby opisać tę kobietę, bo nic nadzwyczajnego nie rzuca się w oczy, nadzwyczajne jest tylko wrażenie…

To dość rzadki widok, dość rzadki styl, dość rzadka sytuacja. Ale nie dlatego, że nie ma takich kobiet. Problem raczej leży w nas. Szybciej dostrzegamy styl, który krzyczy, a żeby dostrzec coś tak cichego, normalnego, subtelnego, nienachalnego i dyskretnego trzeba refleksji. Na pierwszy rzut oka, ktoś o dyskretnym stylu „przegra” z wyrazistą i głośną osobą.

Inspiracji do dyskretnego stylu można szukać w okolicach minimalizmu, stylu skandynawskiego czy nawet stylu francuskiego, ale na pewno należałoby być wybrednym i odrzucać wszystko, co mocno charakterystyczne, wychodzące przed szereg. Czyli np. szary sweter, czarne spodnie i białe trampki (tak kojarzy mi się od razu styl skandynawski, nie bez powodu, bo na dworcu w Gdańsku widziałam trzy Szwedki ubrane dokładnie w ten sposób, nie żartuję!!!) wydaje mi się idealnym uniformem do stylu o którym piszę, ale już włączenie tutaj ostrego koloru w formie dodatku absolutnie mija się z konceptem. Zdecydowanie trafniejszą inspiracją dla osoby, która chciałaby ubierać się dyskretnie będzie Elin Kling niż Pernille Teisbaek.

źródło zdjęcia Toteme

To nie jest łatwy styl, a już na pewno nie nastawiony na komplementy. Nikt nie zapyta skąd masz torebkę czy bluzkę, bo zostaną od razu pominięte, uznane za zbyt podstawowe, żeby w ogóle o nich rozmawiać. A jeśli już zapyta, to wiedz, że trafiłaś na bratnią stylową duszę, kogoś kto rozumie :)

Dyskretny styl nie polega na tym, że w tej „nijakości” nie ma ekspresji – ona jest przeniesiona gdzie indziej. To nie ubranie, a właśnie wszystko poza nim, ma mówić. To idealny styl do pokazania urody, do wyostrzenia naszego sposobu bycia, do przekazu: moda nie ma znaczenia, ale nie zdaję się na przypadkowość.

I tu pojawia się paradoks. Taka osoba, która w żaden sposób nie wyróżnia się strojem, nie może również zbytnio odstawać od normy, a więc nie może popaść w skrajność bycia niemodnym (pierwsza skrajność, której unikamy to bycie modnym). A więc nie można biegać za trendami, ale jednocześnie nie można wyglądać niewspółcześnie. Ten styl wyklucza więc normcore, jakiekolwiek style świadczące o inspiracjach konkretnymi dekadami, odrzucając również to, co kilka sezonów temu wydawało się normalnym, a teraz jest już śmiesznym. Choć nie lubię używać słowa „klasyka” w standardowym znaczeniu, to idealne wydaje mi się powiedzenie, że dyskretnym stylem będzie klasyka klasyki odarta z jakiejkolwiek ekstrawagancji i uproszczona do kwadratu.

Jeśli dla Ciebie słowa nuda, spokój i prostota w kontekście stylu nie są negatywne, być może dobrze czułabyś się w takim klimacie. Zerknijmy bardziej szczegółowo na cechy stylu:

  1. ubrania i dodatki proste, gładkie, neutralne, bez wzorów
  2. naturalny makijaż i fryzura, wykonane starannie, ale nie zwracające na siebie uwagi
  3. bardzo dobra jakość noszonych rzeczy
  4. szlachetne materiały, ładnie się starzejące
  5. forma rzeczy bardzo podstawowa
  6. niewyzywający ubiór
  7. zawsze wybierana najprostsza opcja
  8. brak strojności (wzorów, zbędnych detali przy torebkach, ozdobników przy butach itd.)
  9. minimalistyczna biżuteria lub jej brak
  10. funkcjonalność rzeczy z pierwszeństwem przed ich wyglądem

źródło zdjęć: COS, Massimo Dutti

Dlaczego właściwie piszę o tym stylu? Nie ukrywam, że upatruję w nim dużej inspiracji dla siebie. Bardzo intensywnie pracuję nad swoją szafą i zaczęła przeszkadzać mi jej strojność. Chciałabym, by szafa była jeszcze bardziej bazowa i w tym pomagać mają mi rozważania o dyskretnym stylu, o wyniesieniu na piedestał jakości i prostoty, a dopiero później mają przychodzić myśli o „dekorowaniu” z którego nie zrezygnuję. Czuję, że każda z nas może sobie z tego stylu coś wziąć, od niego zacząć i dołożyć od siebie dokładnie tyle strojności, ile jej potrzeba. Mi potrzeba tej strojności sporo: lubię mieć mocne usta, mocną biżuterię i czasami jakiś „niedyskretny” szczegół, ale podstawa może być jak najbardziej dyskretna – normalna do bólu, podstawowa, minimalistyczna nawet. Na tym etapie, chciałabym zrezygnować całkowicie ze wzorów, wprowadzić więcej bieli, ale zarazem oczyścić szafę ze zbędnych rzeczy.

Czy widzicie dla siebie coś pociągającego w dyskretnym stylu? Czy są jakieś skojarzenia, które macie z tym stylem – może jakieś marki modowe, konkretne osoby, coś w waszym otoczeniu?