Od kiedy tylko sięgam pamięcią, fascynowały mnie osoby, które za pomocą nierzucającego się w oczy ubioru potrafiły zrobić wrażenie. Potrafię zachwycić się i kobietą, która odważnie miesza ze sobą kolory i wygląda niczym rajski ptak, potrafię rozpływać się nad pięknem europejskiej aktorki w stylizacji niczym ze starego filmu, potrafię dostrzec siłę dramatyzmu w kobietach, które nie boją się silnego makijażu i ciężkiej biżuterii, i mogłabym wymieniać jeszcze wszystkie style świata, pochylić się nad oryginalnością każdego z nich i wydobywać z nich, co tylko uznam za najwspanialsze jako inspiracje, ale dzisiaj oddam hołd tylko jednemu ze stylów, temu który często przymyka niezauważony, bo dostrzec może go tylko wprawne oko i otwarte serce. Oto wpis o stylu, który zdefiniowałam, sklasyfikowałam i nazwałam na potrzeby tego wpisu jako styl dyskretny, ale na pewno moje jego wyobrażenie nie może być ostatecznym i dużo tu będzie zależeć od wyobraźni moich czytelników, w którą nigdy nie śmiałam wątpić.
Na dworze, przy kawiarnianym stoliku siedzi sobie kobieta i popija kawę. Ma włosy zaczesane w najzwyklejszy koczek, bawełnianą białą koszulkę wciągniętą w jasne jeansy, na nogach skórzane baletki, na nadgarstku zegarek na brązowym pasku. Promienna twarz, umalowana, ale nie na tyle by można wyodrębnić poszczególne warstwy kosmetyków. Na krześle obok najprostsza skórzana torebka jaką można sobie wyobrazić – duża, kwadratowa, na ramię. Żadnych widocznych metek, żadnego logo, żadnych charakterystycznych kolorów, zero wzorów, zero znaków szczególnych – byłby problem, żeby opisać tę kobietę, bo nic nadzwyczajnego nie rzuca się w oczy, nadzwyczajne jest tylko wrażenie…
To dość rzadki widok, dość rzadki styl, dość rzadka sytuacja. Ale nie dlatego, że nie ma takich kobiet. Problem raczej leży w nas. Szybciej dostrzegamy styl, który krzyczy, a żeby dostrzec coś tak cichego, normalnego, subtelnego, nienachalnego i dyskretnego trzeba refleksji. Na pierwszy rzut oka, ktoś o dyskretnym stylu „przegra” z wyrazistą i głośną osobą.
Inspiracji do dyskretnego stylu można szukać w okolicach minimalizmu, stylu skandynawskiego czy nawet stylu francuskiego, ale na pewno należałoby być wybrednym i odrzucać wszystko, co mocno charakterystyczne, wychodzące przed szereg. Czyli np. szary sweter, czarne spodnie i białe trampki (tak kojarzy mi się od razu styl skandynawski, nie bez powodu, bo na dworcu w Gdańsku widziałam trzy Szwedki ubrane dokładnie w ten sposób, nie żartuję!!!) wydaje mi się idealnym uniformem do stylu o którym piszę, ale już włączenie tutaj ostrego koloru w formie dodatku absolutnie mija się z konceptem. Zdecydowanie trafniejszą inspiracją dla osoby, która chciałaby ubierać się dyskretnie będzie Elin Kling niż Pernille Teisbaek.
źródło zdjęcia Toteme
To nie jest łatwy styl, a już na pewno nie nastawiony na komplementy. Nikt nie zapyta skąd masz torebkę czy bluzkę, bo zostaną od razu pominięte, uznane za zbyt podstawowe, żeby w ogóle o nich rozmawiać. A jeśli już zapyta, to wiedz, że trafiłaś na bratnią stylową duszę, kogoś kto rozumie :)
Dyskretny styl nie polega na tym, że w tej „nijakości” nie ma ekspresji – ona jest przeniesiona gdzie indziej. To nie ubranie, a właśnie wszystko poza nim, ma mówić. To idealny styl do pokazania urody, do wyostrzenia naszego sposobu bycia, do przekazu: moda nie ma znaczenia, ale nie zdaję się na przypadkowość.
I tu pojawia się paradoks. Taka osoba, która w żaden sposób nie wyróżnia się strojem, nie może również zbytnio odstawać od normy, a więc nie może popaść w skrajność bycia niemodnym (pierwsza skrajność, której unikamy to bycie modnym). A więc nie można biegać za trendami, ale jednocześnie nie można wyglądać niewspółcześnie. Ten styl wyklucza więc normcore, jakiekolwiek style świadczące o inspiracjach konkretnymi dekadami, odrzucając również to, co kilka sezonów temu wydawało się normalnym, a teraz jest już śmiesznym. Choć nie lubię używać słowa „klasyka” w standardowym znaczeniu, to idealne wydaje mi się powiedzenie, że dyskretnym stylem będzie klasyka klasyki odarta z jakiejkolwiek ekstrawagancji i uproszczona do kwadratu.
Jeśli dla Ciebie słowa nuda, spokój i prostota w kontekście stylu nie są negatywne, być może dobrze czułabyś się w takim klimacie. Zerknijmy bardziej szczegółowo na cechy stylu:
- ubrania i dodatki proste, gładkie, neutralne, bez wzorów
- naturalny makijaż i fryzura, wykonane starannie, ale nie zwracające na siebie uwagi
- bardzo dobra jakość noszonych rzeczy
- szlachetne materiały, ładnie się starzejące
- forma rzeczy bardzo podstawowa
- niewyzywający ubiór
- zawsze wybierana najprostsza opcja
- brak strojności (wzorów, zbędnych detali przy torebkach, ozdobników przy butach itd.)
- minimalistyczna biżuteria lub jej brak
- funkcjonalność rzeczy z pierwszeństwem przed ich wyglądem
źródło zdjęć: COS, Massimo Dutti
Dlaczego właściwie piszę o tym stylu? Nie ukrywam, że upatruję w nim dużej inspiracji dla siebie. Bardzo intensywnie pracuję nad swoją szafą i zaczęła przeszkadzać mi jej strojność. Chciałabym, by szafa była jeszcze bardziej bazowa i w tym pomagać mają mi rozważania o dyskretnym stylu, o wyniesieniu na piedestał jakości i prostoty, a dopiero później mają przychodzić myśli o „dekorowaniu” z którego nie zrezygnuję. Czuję, że każda z nas może sobie z tego stylu coś wziąć, od niego zacząć i dołożyć od siebie dokładnie tyle strojności, ile jej potrzeba. Mi potrzeba tej strojności sporo: lubię mieć mocne usta, mocną biżuterię i czasami jakiś „niedyskretny” szczegół, ale podstawa może być jak najbardziej dyskretna – normalna do bólu, podstawowa, minimalistyczna nawet. Na tym etapie, chciałabym zrezygnować całkowicie ze wzorów, wprowadzić więcej bieli, ale zarazem oczyścić szafę ze zbędnych rzeczy.
Czy widzicie dla siebie coś pociągającego w dyskretnym stylu? Czy są jakieś skojarzenia, które macie z tym stylem – może jakieś marki modowe, konkretne osoby, coś w waszym otoczeniu?
Zawsze z przyjemnością zwracam uwagę na kobiety ubrane dyskretnie, ale w rzeczy najwyższej jakości. Często są to kobiety aktywne, lekarki, pracownice naukowe, kobiety, które nie chcą, by strój im w jakikolwiek sposób przeszkadzał i zmuszał je do wysiłku (co do czego pasuje? co jest modne? co nie jest modne?). Stawiaja na dobrą jakość i prostotę. Bardzo mnie to inspiruje.
Ciekawa obserwacja, choć myślę, że by w tym stylu wyglądać dobrze, trzeba mieć dużą świadomość swojego ciała, poświęcić sporo czasu na odpowiednie zakupy i dbanie o ubranie. Chcę przez to powiedzieć, że ten styl nie oznacza takiej zupełnej wolności od myślenia o modzie :)
joga ogromnie rozwija świadomość ciała, polecam każdej kobiecie i czekam na cd dyskretnego stylu, zakochałam się w tym stylu od pierwszego spojrzenia, ten styl ma coś czego potrzebuję – można się schować za tymi ubraniami i czuć bezpiecznie
Bardzo podoba mi się twoje podejście do mody, stylu i drugiego człowieka. Potrafisz mówić o rzeczach, które czasem nie są w twoim stylu czy których nie lubisz, ale z niesamowitym szacunkiem dla drugiego człowieka. Mało tego w dzisiejszych czasach :)
Och jej, to jest mój styl! I jaki piękny opis, który doskonale podsumowuje o co w nim chodzi: o osobę i relacje. Dla mnie elegancja tkwi w sposobie poruszania się, sylwetce, sposobie unoszenia głowy. Tym jak mówimy i śmiejemy się, jak reagujemy na inne osoby. Czasem trudno mi się skupić na rozmówcy, na tym co on/a czuje i co chce przekazać, jeżeli moją uwagę przykuwają jaskrawe barwy i zdobienia które ma na sobie.
Mario zastanawiam się jak można połączyć dyskretny styl z byciem czystą zimą. Czy stworzyć bazę z palety zimy przy czym są one bardzo intensywne. Zawsze kochałam czerń ale doszłam do wniosku, że wyglądam w niej bardzo niekorzystnie i smutno. Lepszą bazą dla mnie jest granat.
Mam tu duzy konflikt wewnętrzny. Dochodzę do wniosku, że lepiej się czuję się od stóp do głów w jednym kolorze ale do tej pory byla to szarość i czerń a ostatnio po analizie mocno się zastanawiam w jakim iść kierunki
Powiem Ci tak – ja się ogólnie nie przejmuję kolorami, np. mam zamiar wprowadzić troszkę beżu do szafy, bo tak czuję, ale gdybym miała podać jakąś receptę na zachowanie dyskrecji w stylu i użycie palety czystej zimy, nie miałabym z tym żadnego problemu. Bo widziałabym tu ogromne ilości bieli, nawet od stóp do głów, czerń, granat, jasną szarość, srebro w biżuterii i najpiękniejszy z kolorów – jaśniutki błękit, takie typowe baby blue, które traktowałabym jako bazę. Można cuda robić obracając się w takiej palecie, można wprowadzać taki chłodny, skandynawski minimalizm, całkowitą czystość, nawet plastik, taki przezroczysty na torebki czy buty mógłby wyglądać tu szlachetnie!!!
Myślę, że najlepiej jak styl odzwierciedla możliwie osobowość właściciela. Ten widziałabym u osób lubiących wygodę, ruch, aktywność fizyczną, natomiast nie lubiących zwracać na siebie uwagi, ani wyróżniać się w tłumie. Raczej nie widziałabym tego stylu u wyrazistych osobowości, jak i u wyrazistych typów kolorystycznych (wydaje mi się, że jednak trochę tracą na tak skrajnym unikaniu „kolorowszego” koloru). Widzę w nich niewątpliwie typy stonowane i typy jasne.
Co do „dekorowania się”, mam podobne podejście jak Ty – uproszczona baza plus charakterystyczne szczegóły, które zaświadczą o tym, z jaką estetyką się utożsamiam.
Och, myślę, że tylko wyrazista osobowość jest w stanie w takim stylu wyglądać doskonale. Jakoś nie widzę tego stylu na osobie bezbarwnej, konformistycznej, ani na osobie o mało wyraźnej, 'mysiej’ urodzie.
No niewątpliwie osoba o wyraźnej urodzie będzie bardziej widoczna w takim ubraniu. Ale jakoś kłóciłby mi się taki wizerunek u osoby która dużo mówi, dużo gestykuluje, poprzez swoje zachowanie skupia na sobie uwagę i jest kimś nadającym ton w towarzystwie.
Osoby, które dużo mówią i dużo gestykulują to wcale niekoniecznie są wyraziste osobowości. Wręcz przeciwnie… nieraz właśnie tym 'paplaniem’, roześmianiem i gestykulacją niejako przykrywają brak charakteru. I owszem, zgodzę się, do takich typów dyskretny styl nie pasuje wcale.
Hmm… słuszne spostreżenie :)
Można żywo gestykulować, ubierać się w tzw. dyskretnym stylu i mieć charakter. Nie stygmatyzujmy.
Nie postrzegam tego w ten sposób i nie łączę zbytnio z charakterem. Bo jestem sobie w stanie wyobrazi w takim stylu i kogoś spokojnego i kogoś bardziej szalonego i osobę z mocną urodą i osobę z urodą bardziej delikatną. Choć tak, naturalnie myślę raczej o spokojniejszych osobach w odniesieniu do tego stylu, ale nie robię z tego „zasady”.
W mojej nomenklaturze styl „tylko dla ładnych”;). Może dlatego tak upraszczam, bo ja w czymś takim wyglądam bardzo źle. U mnie musi się więcej dziać. Niestety, bo osoby tak wyglądające jak opisałaś, robią na mnie duże wrażenie.
Doskonale ujęłaś to, co sama o tym sądzę – styl dla ładnych i nieskazitelnych.
Mam podobne wrażenia
Można być ładnym przy kazdym typie urody, ten styl jest najlepszy przy urodzie typu Classic wdg typologii Kibbego – czyli bardzo harmonijnej, której bardziej służy ujmowanie dodatków i detali niz ich dodawanie.
Też myślałam o tym w podobny sposób, ale doszłam do wniosku, że ładność ma wiele imion i raczej nie jest do końca tutaj wyznacznikiem. Bo umówmy się – to że on Tobie nie pasuje, nie może oznaczać, że nie jesteś „ładna”. Jest po prostu dla Ciebie nieodpowiedni :)
Trafna uwaga! To samo mi przyszlo na mysl, to styl dla ladnych osob.
To także moje skojarzenie podczas lektury: styl dla ładnych, zgrabnych, szczupłych osób. Kobieta nawet zgrabna, ale tu i tam nieco bardziej zaokrąglona, nie będzie robiła w takich ascetycznych stylizacjach wielkiego wrażenia. A osoby nieurodziwe i nieproporcjonalne (jak ja) będą wyglądały brzydko i „biednie”. Niestety.
Dzisiejszy wpis jest o mnie :) .
Myślę podobnie- w tym stylu moim zdaniem najlepiej wyglądają ładne, zadbane i raczej szczupłe kobiety. Ja niestety nie jestem obiektywnie szczególnie ładna, ale lubię się tak ubierać. Bardzo mi lezy taka estetyka, gdybym mogła sobie na to pozwolić to wykupilabym 3/4 asortymentu z COS czy Toteme.
Zgadzam się z opiniami, że taki minimalistyczny styl pasuje kobietom o nieprzeciętnej urodzie. Prosty ubiór tonuje często zbyt słodką twarz. Chciała bym, ale niestety ja nie mogę ubierać się w ten sposób, jestem typem szarej myszki dodatkowo ludzie postrzegają mnie jako osobę zamkniętą i melancholijną. Także w takim stroju wyglądała bym niekorzystnie. Chociaż nie lubię przesadnej strojności to jednak lepiej wyglądam kiedy mam cos wesołego.
Te dwie marki są chyba najbliższe opisanej estetyce :)
Dodałabym jeszcze Marc o Polo oraz Filippa K
Hej, o mnie też :)
Dla mnie mega inspiracją jest deathbyelocution https://www.instagram.com/deathbyelocutionblog/. Tworzenie takiej szafy zajęło mi ok 3-4 lata, ale teraz mogę powiedziec że idealnie pasuje do mojej urody i osobowości.
Totalistycznie nie moja bajka. Jestem zbyt niepokorna i mam za dużą potrzebę ekspresji, żeby w ogóle mogło mnie to zainteresować. Szczerze to widzę się tak tylko do gry w badmintona w ogrodzie;)
Widuję często taką młodą kobietę: wysoka, świetna figura, zawsze tak prosto ubrana, żadnych ozobników, robi wrażenie, ale uważam, że to w większym stopniu jej uroda i postawa jak modelki:) ja tam bym zawsze dołożyła chociaż „bujające się” kolczyki:)
Z tym stylem bardzo kojarzy mi się przede wszystkim GOLF (najlepiej wełniany, czarny lub granatowy), a poza tym klasyczne skórzane botki, granatowe dżinsy, solidna torebka z dyskretnym logo. Granatowy, elegancki szalik z wełny, w wersji letniej: szalik z jedwabiu w granacie, beżu, bieli. Spodnie cygaretki, dżinsy koniecznie bez dziur, baleriny (ale raczej takie w stylu Audrey Moniki Kamińskiej).
Osoby? Proszę bardzo! W niedziele odkryłam: https://www.youtube.com/channel/UCG9QG2o5Z5QSnuwiyVKUCvg
Rozumiem skojarzenie, bo styl jest dość czysty, ale ta prześliczna Pani nosi dużo wzorów i mocny makijaż oraz czasami naprawdę rzucające się w oczy kolory :)
Jeśli mogę coś dodać, dodam to, na czym się znam :) O osobach trzecich piszemy pan lub pani małą literą. Wielkie litery są to formy adresatywne, a więć zamiast „ty”. W Twoim komentarzu zatem powinno być „ta śliczna pani”. Jeśli tak mogę od siebie skromnie dodać :) Dziękuję i proszę wybaczyć dydaktyczny smrodek :)
Masz absolutną rację, lecz ja tutaj chciałam tak w 100% podkreślić swój szacunek, że mimo iż nie widzę w tym stylu dyskrecji, to nie znaczy, że mam coś przeciwko niemu i tej Pani hihi :)
Bardzo lubię czerpać z takiego stylu, ale też potrzebuję trochę strojności ;) Przykładowo, gładka bluzka w kolorze błękitu pruskiego wpuszczona w czarne dżinsy z wysokim stanem, do tego najzwyklejsze czarne botki. Ale do takiego stroju dla urozmaicenia duże, złote kolczyki-koła, które same w sobie są już dla mnie szczytem ekstrawagancji ;)
Ale jak tak sobie pomyślę, to mam chyba właśnie dwie ulubione formy stroju. Pierwszy to coś mniej więcej jak wyżej, a drugi to też podstawowe spodnie i buty, ale za to jakaś fikuśna bluzka. I wtedy to ona zwraca uwagę, więc biżuteria bardzo skromna.
Z jednej strony lubię patrzeć na takie kobiety- nic nie muszę robić, żeby wyglądać jak gwiazda. Z drugiej strony nie mogę na siebie patrzeć w takim wydaniu. Wyglądam w takich ubraniach baardzo źle (nie chcę pisać że staro). Twarz pozbawiona wyrazu, rozmyta sylwetka. Od razu czuję się zmęczona i nijaka. Lubię nietypowe nadruki, mocny akcent kolorystyczny.
Doskonale to rozumiem!
Ciekawe, że dużo osób pisze, że by się nie widziały w takim stylu bo czują się nijako itp. a ja często obserwując kobiety na ulicy mam wrażenie, że ukrywają się za rzucającymi się w oczy ubraniami i makijażem. Uważają, że muszą farbowac włosy, bo ich własne są mysie, a tak naprawdę to w 90% przypadków jest nam najlepiej z własnym kolorem włosów, a błyszczące i zadbane 'mysie’ włosy to jest rzecz zwracająca moją uwagę, bo rzadziej spotykana niż niebieskie czy różowe włosy.
Sama dążę do takiego stylu choć miewam okresowe odchyły ;) i czasem mam trochę wątpliwości bo dla idealnego w mojej głowie wizerunku powinnam być wyższa i chudsza, ale w zbyt 'ozdobnych’ ubraniach czuje się przytłoczona.
Mnie się niebieski i różowe włosy podobają, ale wiem, że zanim doszłabym do tego koloru, to musiałabym bardzo zniszczyć moje włosy rozjaśnianiem. Raz rozjaśniłam, potem zafarbowałam i to była katastrofa – włosy się spaliły, wysuszyły, część się odbarwiła do białości, zupełnie lub w połowie. Dopiero jak zaczęły odrastać, to się zregenerowały, ale to trwało kilka lat. Stosunkowo najmniej szkodliwe dla moich włosów są ciemniejsze farby, a granatowa czerń dość nieźle się mieszała z odrostami (stosunkowo ciemnymi – mój naturalny kolor to złoty brąz).
Te wszystkie dziewczyny chcące podkręcić swój wygląd, w większości przypadków robią się bardzo podobne do siebie, i w rezultacie nie wyglądają oryginalnie tylko jak klony.
bo jesteśmy tutaj w niedużej bańce :) Marię czytają i komentują osoby, dla których wyrażenie siebie poprzez strój ma znaczenie, a wcale nie jest ich tak wiele w stosunku do ogółu społeczeństwa. większość ludzi nie zastanawia się specjalnie, co na siebie założyć
Ale podąża za tym, co ogólnie się przyjęło i za trendami.
Bardzo utożsamiam się z tym stylem. Czuję się w takich ubraniach świetnie, mimo że są takie proste. Czasami jednak lubię założyć coś bardziej ekstrawaganckiego lub w stylu vintage :)
Piękne buty Mario, kupiłabym, ale mam podobne. Jak już jesteśmy w temacie sprzedaży ubrań – jest tutaj ta osoba, która kupiła od ciebie taką zieloną sukienkę z Zary? Chętnie bym się z nią dogadała i odkupiła, bo sukienka cały czas mi chodzi po głowie…
ta osoba tu jest, ale bardzo lubi tę sukienkę i dość mocno użytkuje:)
Oo hej osobo! :) Szkoda, ale z drugiej strony cieszę się, że dobrze ci się nosi! Jakbyś jednak zmieniła zdanie, to daj znać :)
O jak fajnie :)
Doskonale rozumiem, co masz tu na myśli. Trudno mi nazwać ten styl nijakim, nudnym, czy też niewidocznym. Od razu zwracam swą uwagę na osobę tak zdefiniowaną. To kwintesencja tego, co sama pragnęłabym sobą reprezentować. Z jakim skutkiem… to już inny temat.
Większość moich ubrań jest w takim właśnie stylu. Proste, gładkie, bez ozdobników. Włosy mam proste, naturalne (niefarbowane), makijaż delikatny, niewiele drobnej biżuterii. Poza takim stylem, w mojej szafie, jest kilka rzeczy we wzory. Czy gładkie, rozkloszowane sukienki zaliczyć do kategorii dyskretnej, czy strojnej? Mam ich trochę. Uwielbiam taki styl, doskonale się w nim czuję. Myślę, że wyrosłam już, z wszelkich dodatkowych upiększaczy. Stawiam na naturalność i klasykę. Dodam, iż nie jestem ani młoda, ani szczupła, ani piękna, a mimo to, często słyszę komplementy na temat swojego wyglądu. Wniosek: najprawdopodobniej taki styl do mnie pasuje. Jestem stonowane lato,
Mnie osobiscie bardzo sie podoba, ale taki styl chyba jednak nie jest dla wszystkich. Sa przeciez typy urody, ktore potrzebuja jakiegos „pazura”, np. czysta wiosna. ..
Otóż to. Nie bardzo przemawiają do mnie założenia, które rzekomo mają sprawdzać się u wszystkich: np. make up no make jest twarzowy dla każdego. Nie mówię, że teraz Maria to sugeruje to swoim wpisem, ale sądzę, że gdyby każdego wcisnęło się w uniform składający się tylko z neutrali, to część się w tym obroni, ale reszta będzie całkiem rozmyta.
Oczywiście, ten styl nie jest dla każdego! Tak jak styl Fridy, minimalizm lat 90. czy inne opisywane. Sama też siebie w nim raczej nie widzę :)
To jest dla mnie rodzaj skrajności – tak jakbyśmy na jednym biegunie mieli styl a’la Macademian Girl (powiem to na głos: na moje skromne oko i gust, przesadzony, przestylizowany i ocierający się mocno o kicz i jarmarczność), a na drugim tak ascetyczny, bazowy, jak to tylko możliwe, że łatwo popaść w nudę i być „posądzonym” o brak pomysłu na siebie. W każdym razie trudno zrobić to tak, żeby nie popaść w banał.
To ja, to o mnie :) Koszula i jeansy, materiałowe spodnie i bluzka z wiskozy. Zawsze gładkie, bez wzorów, stonowane kolory. Jedyna biżuteria to zegarek i malutkie kolczyki. Włosy we własnym kolorze, dobrze ostrzyżone bez stylizacji. Skórzane buty i torba bez ozdobników. Wełniany płaszcz, lub prosta kurtka, szalik i czapka własnoręcznie wydziergane (starannie i z porządnej wełny). Zero makijażu. Wszystko w dobrym gatunku, same naturalne tkaniny :) Żadnych kompromisów urody z jakością.
Aż bym chciała Cie zobaczyć
Ja się tak ubieram, ale mnie to już nudzi.
No to masz świetny punkt startowy, teraz tylko wyczuć, co da Ci największą radość, w którą stronę iść :)
Uwielbiam tak wyglądające osoby, zwracam na nie uwagę, choć moim zdaniem duża rolę gra tu uroda. Osoby które nie wyglądają 'blado’ bez jakiegoś koloru przy twarzy maja tu niezłą przewagę. Generalnie ze względów ekonomicznych i tego że mało co mi się podoba moja szafa podąża w tym kierunku(choć raczej czerni i szarości i granaty) ale jednak jako czysta wiosna bez wiśniowych ust wyglądam po prostu słabo:/ a super jest taki nude look do tego stylu.
No to jest mój styl :) Zawsze ciągnęło mnie do prostoty i jakości, bardzo lubię french chic, ale w tym roku postanowiłam iść krok dalej i wyeliminować nawet francuskie paski, zostawiam tylko czerwoną szminkę na wieczór, a jako uniform na sezon wiosna-lato czarne spodnie i biała koszula lub t-shirt :) Całą zimę przechodziłam w czarnym golfie i… szarych, wełnianych swetrach ;)
Pomijając kolorystykę – taki dyskretny styl to moje ulubione stroje urlopowe :) Proste spodnie z ciemnej bawełny, koszulowa bluzka, granatowe, miękkie mokasyny (wariant to prosta spódnica za kolano i klasyczne espadryle na koturnie, zapinane wokół kostki), do tego granatowa skórzana torba i jakaś minimalistyczna biżuteria. W takim stroju wszędzie czuję się na swoim miejscu – zwiedzając muzeum, kościół, miasto, na wycieczce statkiem, w restauracji, na koncercie… Jedynie na plażę tak nie pójdę :) Odpada problem stosowności czy niestosowności ubioru do miejsca, w którym właśnie jestem, oraz problem wygody – bo jeśli rozmiary są odpowiednie, nic nie ma prawa być niewygodne. O takim stroju właściwie się nie myśli, gdyż nie sprawia żadnych problemów, i dlatego daje dużo swobody.
Ascetyczny styl robi na mnie wrażenie i czasem sama taki wybieram. Zgadzam się, że pewien umiar bardzo ciekawie wydobywa urodę. Nie mam już 20 lat, więc rzecz jasna wiek odbił się na licu, ale i tak widzę po sobie, że moje długie, naturalne włosy, nieco skandynawska uroda plus dość oszczędny makijaż, wyróżnia się w otoczeniu kobiet, które stawiają na mocno dekoracyjną estetykę. Ascetyczność interpretuję jednak inaczej. Uważam, że prosta, czarna sukienka bez żadnych ozdobników a do tego buty, które rzucają się w oczy swoją wygodą (choćby proste botki czy porządne trampki) dużo lepiej eksponują urodę niż biały t-shirt, baletki i dżinsy. Przynajmniej moją. Kobiety w koszulkach i dżinsach toną w tłumie, chyba, że ich uroda jest naprawdę wybitna.
Dokładnie: niech będzie prosto, ale nie przypadkowo i ze szczyptą wyrafinowania.
Co do wysokiej jakości, to całkowicie się zgadzam, rzecz absolutnie kluczowa.
Na co dzień preferuję styl wyrazisty i często bardzo awangardowy, ale zdecydowanie idea umiaru w dekoracyjności jest mi bardzo bliska: tzn. jeśli mocna biżuteria, lub jakiś bardzo ekstrawagancki ciuch (np. złoty płaszcz, czy dziwne buty) to umiar w makijażu, naturalna, nieco niedbała fryzura, naturalne, krótkie paznokcie. Częste w naszej lokalnej kulturze dopracowanie i wyeksponowanie każdego szczegółu: od mocnego makijażu i kolorowych paznokci po wysokie szpilki to estetyka, która mnie nie przekonuje i ma dużo mniejszą siłę rażenia, niż pewna nonszalancja.
Dzisiaj zakładam czarną długą sukienkę o kroju lekko „zakonnym”, choć dopasowanym do ciała, zatem do tego tylko czerwone usta i niedbały warkocz.
Tylko czy ciągle można to nazwać „dyskrecją”, czy już wyrazistością?
masz może publicznego instagrama albo jakiegoś bloga? :) kojarzę cię z sieci już od kilku lat, jeszcze z wizażu, i jestem bardzo ciekawa, jak wyglądasz :) to, co o sobie piszesz, brzmi bardzo interesująco.
Dzięki ana, to miłe :) Nie, nie publikuję nigdzie swoich zdjęć. Kusiło mnie kiedyś, ale mam zawód, który z tym koliduje.
O, to wlasnie moj styl. Zalozylabym wszystko z posta:) wybralam taka estetyke (a moze to ona wybrala mnie?) bo wszelkie wyraziste elementy odciagaja uwage od twarzy, zaburzaja proporcje, jest niepotrzebnie nadmiarowo. Brak wzorow, proste formy, monochrom bardzo chetnie, biel, granat, szary i czern:) Mocno odswietnie czuje sie juz po zalozeniu srebrnych kolczykow:) kiedys podejmowalam proby z bardziej dekoracyjnymi stylami, ale okazalo sie ze to nie dla mnie, uczucie przebrania lvl max.
Bardzo ciekawe spostrzezenia w komentarzach:)
To także mój styl :) nigdy nie wybieram jednak oversizów, więc nie wygląda to ascetycznie, a prosto. To, że ktoś mnie może posądzić o brak pomysłu na siebie nie jest w ogóle jakimkolwiek kryterium, a w sumie nawet uważam to za zaletę z bardzo konkretnego powodu. Mianowicie taki styl jest w nieteatralny sposób tajemniczy, obcy nie wiedzą na pierwszy rzut oka kim jestem. Zostawia mi to również pole do popisu i spontanicznej reakcji w zachowaniu, mogę na coś tupnąć nogą, mogę się roześmiać, mogę się rozpłakać. W czerwonej szmince i szpilkach sama czułabym się zobowiązana tupnąć, w kwiecistych falbankach rozpłakać. Wiem, że to duże uproszczenie i być może działa tak to tylko u mnie. Ale zauważyłam, że (u mnie) wyrazisty styl podkreśla pewne cechy osobowości, dyskretny daje mi swobodę, jestem bardziej spontaniczna w reakcjach. Jak ktoś wcześniej napisał, może się to wiązać również z wygodą.
Bardzo, bardzo lubię ten styl, ale mam z nim problem. Polega on ma tym, że dysponuję sylwetką mocno „barokową”. Duży biust, wąska talia i zdecydowanie szersze od niej biodra. Ubrania o prostym kroju w ogóle na mnie nie leżą. Uwielbiam COS, ale 90% ubrań od nich jest uszyta na osoby o dość prostej sylwetce, ja w nich wyglądam na 20kg cięższą.
Ostatnio szukam rozwiązania w ubraniach wiązanych w talii, jeśli do tego są z dobrej jakości materiału, gładkie i w stonowanym kolorze, to uzyskuję mniej więcej tak dyskretny efekt jak chcę, bez poświęcania sylwetki. Z drugiej jednak strony, przy takiej figurze, i w najprostszym, taliowanym ubraniu rzucam się w oczy, i z tym chyba muszę się pogodzić.
O! Wyglądam podobnie w prostych ubraniach – ciężka i kanciasta. Gdzie kupujesz taliowane ubrania? Poszukuję!
Hej Marta, możemy sobie podać ręce :-) Mam dokładnie tę samą zagwozdkę – też uwielbiam ten styl ale wiem, że robi krzywdę mojej figurze. Jak się znowu ubiorę w zgodzie z figurą, to czuję się jak przebrana i nie mogę znieść tych wszystkich spojrzeń…. Też wpadłam na pomysł krojów wiązanych w talii ale jak dla mnie są mało wygodne. Kupno zwykłej białej bawełnianej koszuli jak się ma dwa rozmiary różnicy między talią a biodrami graniczy z cudem, że nie wspomnę o reszcie… Mój sposób jest taki, że kupuję ciuchy o dwa rozmiary większe i noszę do krawcowej ale efekt końcowy nie zawsze jest zadowalający, że nie wspomnę o finansowym. Wszyscy mnie krytykują, że powinnam ubierać się bardziej kobieco ale mam to gdzieś. Mam męski zawód i nie wyobrażam sobie biegać po budowach w szpilkach i kiecce. Siłą rzeczy trampki, dżinsy i białe podkoszulki w serek stanowią podstawę mojej garderoby.
A teraz prośba do Marii – może popełniłabyś wpis o tym jak się ubrać, kiedy ma się figurę klepsydry, żeby wyglądać schludnie i z klasą ale nie seksownie? I nie chodzi mi tu o dress code tylko o takie codzienne, miejskie stylówki?
Pozdrawiam wszystkie dziewczyny, tworzycie u Marii wspaniałą społeczność. A Tobie Mario gratuluję stworzenia tak wyjątkowego miejsca w blogosferze
Bardzo doceniam ludzi, którzy wybierają prostotę i w tej prostocie im do twarzy :)
Kiedyś próbowałam minimalizmu, ale to nie dla mnie… Zbyt mocno kocham kolory, wzory, błyskotki i mocniejsze klimaty, by dać się pogrzebać w skromności. To nie leży w mojej dość ekstrawaganckiej naturze. :) Ale uczę się od minimalistów jakości, w końcu osoba kochajaca panterki też chce lepszych materiałów i na pewno wyglądają one lepiej na jedwabnej tkaninie niż na poliestrze :)
Na tyle, na ile znam Cię z sieci, to nie wyobrażam sobie Ciebie w minimalistycznym wydaniu.
Ciebie również nie :)
Wczoraj miałam zabawną sytuację. Jako, że w firmie obowiązuje smart casual, to nie mam problemów z ubiorem, tylko muszę uważać, żebym nie przekraczała granicy. I tak ludzie uważają, że mam dobry balans :D Do rzeczy, wczoraj przyszłam do pracy w ciężkich desantach, dżinsach i… srebrnej bluzce. Ładny odblask. Dopiero po jakimś czasie szef się zorientował i powiedział, że bluzka się ze mną zlała, bo myślał, że jest szara :D
Bardzo mi się taka dyskrecja podoba i akurat do mnie pasuje. Często tak się ubieram, tylko bez kontrastów typu białe trampki do czarnych spodni. Preferuję monochromatyczne zestawy, tzn jasne z jasnym, ciemne z ciemnym. Dobrze się czuję kiedy ubranie i dodatki wtapiają się we mnie a ja w nie.
„Dyskretny styl” nie przysłanie osoby, a wręcz z niej wypływa. Nie przytłacza też innych. W moim mniemaniu to nie tylko wysoka jakość (wolę określenie – dobry skład materiału), minimalizm, ale też nonszalancja. Np. Jane Birkin, Alexa Hungn; dopuszcza więc paski, kropki i małe kwiatki
Zazdroszczę kobietom, które w takich stylizacjach będą wyglądały jak milion dolarów. Ja, gdybym się tak ubrała to będę co najwyżej wyglądała jakbym wstała z łóżka albo wyskoczyła z wuefu w podstawówce – totalnie niedorobiona.Potrzebuję czegoś więcej takiego zrobienia i kilku akcentów żeby wyglądać na ubraną a nie na totalnie zaniedbaną, bezbarwną mysz.
Dzięki za ten tekst, w końcu potrafię lepiej określić mój styl. Wybieram bardzo proste rzeczy, bez zbędnych ozdób, o raczej podstawowych kolorach, zwracam dużą uwagę na jakość i jedynie moje kwieciste wiskozowe koszule są największym szaleństwem ;)
mam takę refleksje o tym stylu, że w nim musi być wszystko nienaganne – nienaganny wysokogatunkowy ubiór, nienaganne włosy, cera paznokcie, nienaganne maniery i styl bycia. Myślę że taki styl jest dla osób o mocnych, wyrazistych charakterach które w dodatku to akcentują i nie potrzebują się „przebierać”.
Obawiam się, że taki styl dla niektórych kobiet zadziała jak peleryna niewidka. Codziennie mam możliwość obserwacji 3 reprezentantek stylu dyskretnego. Dla wysokiej, rudowłosej o klasycznej urodzie rodem z obrazów dawnych mistrzów niesamowicie podkreśla jej urodę. Dla innych ten sam styl tworzy wizerunek nieśmiałej szarej myszki, która marzy o tym by nikt nie zwracał na nią uwagi… Brak wzorów, elementów ozdobnych i najprostszy krój sprawia, iż ciuch może się obronić jedynie jakością materiału i nieskazitelną konstrukcją. Czego brakuje na rynku nawet wysoko półkowych markach. Jeśli ma się wprawne oko lub pewne doświadczenie w krawiectwie to zakupy stają się koszmarem.
Ten styl jest w gruncie rzeczy piekielnie trudny, bo aby był stylem a nie jego brakiem, należy mieć dwie rzeczy: urodę i pieniądze. Bez tego nie wyjdzie. Już tłumaczę, bo zabrzmiało to piekielnie obcesowo. Urodę, bo osoba niepiękna, zwyczajna, niezbyt zgrabna – w takim stylu zniknie. Pieniądze – bo bez tego rzeczy nie będą dobrej jakości, nie będą miały tego sznytu prostoty a nie taniości.
Wystarczy mieć zwyczajną cerę, niezbyt udaną figurę i przeciętną pensję, żeby nie móc z tego stylu korzystać. Jest – paradoksalnie – zbyt elitarny dla przeogromnej większości ludzi. Elitarny w tym nieprzyjemnym, wykluczającym znaczeniu tego słowa.
Wiem – i piekielnie mi z tego powodu przykro – że nie jest dla mnie.
Shirashiri- świetny komentarz, bardzo prawdziwy. PS Piszesz może bloga ( albo coś innego)? Bardzo spodobała mi się nie tylko treść, ale też sposób, w jaki posłużyłaś się językiem i z chęcią przeczytałam coś więcej. Pozdrawiam, Annabel
Shiraishi dla mnie twój komentarz jest najlepszym podsumowaniem tego postu.
Dobry styl dla osób o klasycznej lub/i wyróżniającej się urodzie, na pewno nie dla każdego. Od zawsze go bardzo lubiłam; niektórzy twierdzą, że mi to służy, inni, że mnie nie widać. Wychodzi więc na to, że jest dobry dla ludzi, którzy lubią wygodę i chcą przyciągnąć wyglądem kogoś wrażliwego na bodźce wizualne. ;)
Zgadzam się z czytelniczkami, mysle ze taki styl jest dla Ciebie idealny, bo jestes po prostu piękna i wyrazista sama w sobie. A po obejrzeniu jakiegos czatu z Tobą, mam wrazenie ze tez lekko introwertyczna, analityczna, o umiarkowanej ekspresji. Wiec taki styl to po prostu cala Ty, w mojej opinii.
Ja, chociaz mam podobne zasady – prosta baza, zadnych ozdóbek i fru fru, malo bizuterii, dyskretne i naturalne paznokcie, jako BW chociazby potrzebuję koloru i jakiegos elementu szalenstwa, zeby nie wyglądać na smutną zakonnicę. Czasem sam kolor wystarczy, czasem za duze kolczyki, czasem czerwone paznokcie, buty z kolorystycznym akcentem itp. Rzadko to będą dwa elementy. Wiec to raczej dyskretna ekstrawagancja;)
Dodam jeszcze, ze taki styl jak opisujesz kojarzy mi sie bardzo ze stylem paryskim, ktory obserwuje naulicach. Prosty ale wyrafinowany, nie raz nie da sie od kogos wzroku, choc ciezko powiedziec ze jakis element to spowodowal. Zresztą zasady jakie podalas znajdziesz w wielu poradnikach typu jak byc paryzanką. Z drugiej strony pułapką jak dla mnie jest to, ze tu co druga kobieta wyglada w zwiazku z tym tak samo. Moja szalona kolezanka, ognista i przysadzista blondynka zafascynowala sie Inès de Fressange i nagle zaczela sie ubierac w same neutrale, surowo i dyskretnie i bardzo zgasla. Co tylko potwierdza moim zdaniem fakt, ze styl trzeba dopasowac starannie do siebie, inspirowac sie innymi ale nie nasladowac.
Czy chodzi o live z Marią na FB?
Tak, z Ulą Chincz. Mialam wrazenie ogromnej spójności w osobowości Marii, wyglądzie, tym co pisze i doradza i jej stylu.
Dziękuję za miłe słowa :) Nie sądzę bym uniosła taki styl. Już chociażby ze względu na makijaż, który u mnie musi być mocny, żebym była „widoczna”. Być może w ubraniach mogłabym tak pofunkcjonować i wyglądać więcej niż dobrze, ale nie zrezygnowałabym z makijażu i chyba z biżuterii. Prędzej z biżuterii :)
Dla mnie na foto Twoj makijaz wygląda naturalnie, nie mocno wiec wcale nie przekresla takiego stylu, moim zdaniem.
O, to mniej więcej mój styl. Tylko, że ja nie używam dyskretnego makijażu – po prostu nie używam makijażu w ogóle. Oraz pewnie nie pasowałby do mnie podpunkt „niewyzwyjący ubiór”, bo latem bardzo lubię proste, minimalistyczne ubrania, ale odsłaniające dużo ciała (pewnie przez to, że nie toleruję upałów). Ale ostatnio zauważyłam, że nie mam już w swojej szafie kolorów innych niż czerń, biel, szarości i beże (nawet jeansu, nigdy nie przepadałam) – kiedyś miałam, ale wszystko jakoś pooddawałam albo wyprzedałam, bo za rzadko nosiłam. I bardzo dobrze poczułam się z tym kolorystycznym ubóstwem.
Co do opinii, że ten styl nie pasuje do osób o „wyrazistym” charakterze: kompletnie się z tym nie zgadzam. Po pierwsze, nawet taki skrajny minimalizm u każdego wygląda nieco inaczej, pozwala na zostawienie swojego indywidualnego, idiosynkratycznego śladu. Jedne kobiety będą częściej nosić czarne golfy i obcisłe spodnie, inne białe rozpięte koszule i długie spódnice – obydwa style są dyskretne i minimalistyczne, a jednak różne. Po drugie, zawsze uważałam, że dyskretny, klasyczny styl właśnie przez swoją przejrzystość bardziej podkreśla mój charakter i osobowość, tylko że w subtelny sposób. Mam wrażenie, że obcy ludzie, którzy na mnie patrzą, nie mogą prawie nic na temat mojego charakteru wywnioskować na podstawie samego ubrania – i o to mi chodzi, o ten sekret, tajemnicę. Jak ktoś chce łatwego, prostego komunikatu, to go nie otrzyma. Ale zarazem nie ma w moim wizerunku niczego, co by mój charakter zakrywało – żadnych masek, odciągających uwagę krzykliwych barw itd, nie ma nawet korektora pod oczami, który ukrywałby ślady mojego zmęczenia. Chodzi mi o to, że ten styl nie jest jakąś reprezentacją charakteru (jak np u wielu osób styl rockowy, boho itd), ale po prostu białą kartką, na której zniuansowany charakter może się jasno, naturalnie i szczegółowo wyrażać.
O, bardzo lubię ten styl, i rzadko go widzę, choć jestem na niego wyczulona. Też mam wrażenie, że nie każdemu on pasuje,że potrzebna jest do niego pewna – nie wiem, jak to nazwać, krystaliczność? Najbardziej kojarzę z tym stylem chyba cztery osoby, które znałam, jedną dorosłą Szwedkę, i trzy młode dziewczyny z dobrych domów; najwyraźniej jak smoking, ten styl leży dobrze dopiero w drugim czy trzecim pokoleniu…
Granica pomiędzy tym stylem a nastawieniem nie interesuję się modą jest cienka. Opiera się ona głownie na jakości wykonania. Inaczej prezentuje się szarość na akrylu, kaszmirze czy jedwabiu. Taki paradoks im bardziej uproszczony styl tym droższy w zastosowaniu. Podwyższone wymagania skutkują długotrwałym poszukiwaniem upatrzonej rzeczy.
Gdyby nie jeden niezgodny element glany mogłabym tak nazwać swój styl na etapie liceum. Prostota, ograniczona paleta barw i cała reszta wynikała z przekonania, niechęci do zakupów i całej branży związanej z modą :)
To jest jak białe płótno nic nie wnosi nowego i nic nie dodaje. Tak jak intensywne kolory w kontrastach, styl maxi-mix(max kolorów i wzorów) i ten styl w całości mało komu pasują. Nie lubię w nim braku indywidualności. To prawie jak swoisty mundur aka Steve Jobs. Styl powinien komplementować urodę i figurę w tym przypadku tego zwykle nie ma.
genialne! niby nuda, niby nie widać… ale klasa jest!
Dla mnie stylizacje na stronach COS i Toteme nie są dyskretne, raczej ekstrawaganckie, szczególnie w proporcjach. Ktoś podobnie ubrany na pewno rzucałby się w oczy. Z drugiej strony Twój opis pasuje do minimal classic i stylu skandynawskiego, a te są już dużo bardziej uniwersalne. Myślę ostatnio nad jakąś odmianą i ciągnie mnie właśnie w stronę luzackiego minimalizmu, tylko, jak wiele osób tutaj, mam problem z własną słowiańską myszowatością ;) Np. bardzo chciałabym nosić beż jako alternatywę do szarości, której wszędzie pełno i już mi się znudziła, cóż kiedy w szarym wyglądam ok, a w beżu szkoda gadać… Czerń połączona z bielą zupełnie mnie gasi. Ładnie mi w morskim, bordo, pertol blue, szmaragdowym, a są to jednak kolory dość wyszukane i psują efekt dyskretności. Mogę oczywiście nosić proste kroje, co i tak robię od dawna, ale brakuje tu jakiegoś wyostrzenia w określonym kierunku…
melissa, zgadzam się w 100% z ekstrawagancją COS i Toteme, może za wyjątkiem poszczególnych elementów kolekcji, które potrafią być ultrabazowe jednak stylistyka i proporcje w lookbookach marek paradoksalnie nie pasują mi do opisanego w poście stylu dyskretnego.
Uśmiecham się czytając komentarze, wiele osób się identyfikuje z tym stylem. Mam wrażenie że jest on czymś więcej niż ubraniem się w basic i kaszmir, wyrazista uroda czy osobowość błyszczy na jego tle.
Mój… czarne/granatowe chinosy, biały bawełniany t-shirt, czarne baleriny lub białe trampki… najlepiej…
Moje skojarzenia
polska inteligencja ta do lat 80, to czasem widać u niektórych emerytów wypastowane buty, porządne plaszcze, proste skórzane dodatki
FashionMugging Jess udalo się zaistnieć na blogowym rynku wlaśnie taką urzekającą prostotą. Nawet jak pojawia sie tam marka, to w formacie dla znawcow, postrony nie zauważy że tam jest cos spektakularnego
To tej prostoty uczyły babcie mawiajac, że kobieta ma mieć zawsze dobrą fryzuurę, skorzana torebkę i porządne buty.
I nic dziwnego, ze dla wielu ten styl bedzie sie kojarzyl ze Skandynawia oni powściagliwosc krystalicznosc i dar nieepatowania wlasna osoba maja we krwi…
a może style do typów urody? to mogłoby być ciekawe ;)
Bardzo fajny pomysł. Dołączam się do prośby:)
Ja dokładnie idę w tę samą stronę – jakość przede wszystkim, naturalne tkaniny, luksus widoczny na drugi rzut oka – nie poprzez emanowanie oczywistymi wyznacznikami tego luksusu, ale właśnie – świetnymi tkaninami, rzemieślniczym wykończeniem, perfekcją w kroju…. neutralne kolory i gładkie ubrania to ja… jeśli biżuteria, to tylko złota, delikatna, albo perły. Kobieco nie musi oznaczać bogato, roznegliżowanie, może być kobieco i dyskretnie. Mnie się takie kobiety, świadome siły tej prostoty kojarzą z siłą osobowości, one nic nikomu nie muszą udowadniać, wiedzą czego chcą i są odporne na sezonowe trendy, a ich szafa jest ponadczasowa. Wspaniale.
O nie, kompletnie nie dla mnie. Nawet w najprostszych stylizacjach potrzebuje jednak zawsze choćby jednego mocnego akcentu: a to rzucajacej sie w oczy bizuterii (zreszta w ogóle nie przepadam za ta delikatna – perly to u mnie szczyt bizuteryjnej dyskretności), a to czegoś wyrazistego w makijazu, a to ekstrawaganckiego dodatku lub po prostu pierwiastku, który nadaje ogólnemu wrazeniu cech „niezwyczajności”. Dostrzegam na przyklad coś magnetycznego w strojach postulantek w niektórych zakonach, no ale… no wlaśnie: biala bluzka i ciemna spodnica za kolano czy czarna sukienka z kolnierzykiem ma jednak w sobie intrygujaca aure pewnej tajemniczości i niedzisiejszości. W zestawie „czarne spodnie, tiszert i zwykle tenisówki” tego magnetyzmu znaleźć nie potrafie.
Jestem z tych, do których konsekwentnie dyskretny styl nie pasuje nie dlatego, ze jestem szara myszka, a wlaśnie dlatego, ze mój typ urody jest dość wyrazisty i w jakiś sposób surowy. W programowej zwyczajności wygladam, jakby ktoś dolepil moja twarz do cudzego zdjecia i czuje sie niechlujnie – bynajmniej nie szlachetnie. Wszelkie wariacje na temat „dziewczyny z sasiedztwa” mnie krepuja i gasza.
Czytając ten wpis to przypominam sobie siebie z przed kilku lat. I tamten czas nauczył mnie dbania o siebie, stawiania na jakość i brak kompromisów. O dziwo, często słyszałam komplementy na temat swojego ubioru. Kiedy myślę o takim stylu to od razu widzę Małgosię Belę, Darie Werbowy… Prostota która wydobywa piękno. Teraz z kolei dalej stawiam na jakość i prostotę, ale lubię ją przełamywać mocnym akcentem, mieszaniem wzorów. Mój styl ewoluuje i staje się bardziej eklektyczny ale nie kiczowaty.Super jest to, że na ten moment to jest to co lubię.
Tak, lubię ten styl, ale jednak z jakimś kolorowym akcentem, bo bez niego po pewnym czasie zaczynam się czuć nijako.
Ten styl bardzo kojarzy mi się z Noorą Sætre z norweskiego serialu „Skam”, tylko ona trochę wpuściła inspiracji z męskiej szafy :) no i zaadaptowała go stricte pod siebie, niby wszystkie rzeczy jakie nosi są bardzo proste w swojej formie, kolory stonowane a jednak nadała detalami swój charakter, myślę Mario, że Ci się spodoba :D
ooo, mój styl! uwielbiam :)
Ten opis kojarzy mi się ze stylem Kasi Tusk- bardzo prosty, klasyczny i gustowny. Taki, w którym nigdy nie usłyszy się, że się ma super sukienkę, tylko, że się w niej ładnie wygląda. Dla mnie jednak styl zbyt bezpieczny i poprawny. Co więcej, myślę, że nie sprzyja on dziewczynom, które nie są klasycznie piękne- szczupłe, atrakcyjne i młode- takie, które niezależnie, co założą, i tak będą wyglądać dobrze. Ja bym ten dyskretny styl utożsamiała bardziej z francuskim szykiem, niż skandynawską modą, która według mnie jest bardziej „modernistyczna”. Jak myślisz? ;)
Bardzo czekam na Twój wpis o stylu Rachel z Friends! Według mnie jest bardzo wyrafinowany, a przy tym naturalny, i nie wystudiowany. Ciekawa jestem, które stylówki są Twoimi ulubionymi i ogólnie chętnie przeczytam Twoją analizę. To ciekawe, jak na przykładzie ubrań z Przyjaciół można prześledzić zmiany w modzie od lat 80, do wczesnych 2000. A późna Rachel wygląda niesamowicie i większość z jej stylizacji można by wprost założyć dzisiaj (choć teraz lata 90 są w modzie, więc może dlatego).
„myślę, że nie sprzyja on dziewczynom, które nie są klasycznie piękne- szczupłe, atrakcyjne i młode”
Oj, niezupełnie. Pamiętam, że dawno temu zachwyciłam się kobietą, którą zobaczyłam na ulicy w jakimś niemieckim mieście. Miała 40++, pewnie bliżej 50, włosy zebrane w kok, jasne dżinsy, koszulową bluzkę w paski biało-niebieskie (klasyczny wzór z męskich koszul) i trampki. Więcej szczegółów nie przypominam sobie, pamiętam natomiast swoją myśli, że chciałabym tak wyglądać, kiedy będę w jej wieku. Pani miała rysy, owszem, regularne, ale nie była żadną pięknością, natomiast jej atutem niewątpliwie była szczupła, wyprostowana sylwetka oraz wrażenie ogólnego zadbania. Później jeszcze parę razy zdarzyło mi się zwrócić uwagę na reprezentantki „stylu dyskretnego” w wieku mocno dojrzałym. To nie młodość je zdobiła, ale poczucie ogólnej harmonii – ubioru, dodatków, fryzury, sylwetki. Bo nie da się ukryć, że wszystkie były szczupłe, nie przygarbione i poruszały się z wdziękiem. Naszczęście, są to cechy, na które mamy znaczny wpływ. :)
Harmonia – słowo klucz. Brawo!
BB, styl Rachel będzie jak skończę serial, a jestem już na początku 9. sezonu (jest ich 10) :) Prawda jest taka, że ktoś piękny, szczupły, atrakcyjny itd. może obronić więcej niż ktoś, kto musi się postarać, by wyglądać spoko, ale ja bym tak nie przekreślała szans zwykłych śmiertelników co do tego stylu. Najważniejsze to wprowadzić się w że tak to ujmę „najwyższy poziom zadbania” i popchnąć naturalność o przynajmniej jeden. Myślę że to jest dla każdego osiągalne. A ja bym tu nawet dorzuciła w ramach inspiracji styl Japonek i Koreanek, Skandynawia rzeczywiście jest nowocześniejszym wydaniem dyskrecji, a z kolei Francja wydaje się bardziej kobiecym. Każdemu wg potrzeb :)
Istotnym elementem tego stylu jest pozostawianie ogromnego wrażenia POMIMO całej tej zwykłości. Pewnie dużo osób się z nim utożsamia, gdyż to jest najłatwiejsze na świecie brać wszystko z kolekcji basic, nie zamartwiać się czymkolwiek odważnym. Dużo osób tak wygląda, nie robiąc na prawie nikim wrażenia. W związku z tym tajemnica tego stylu nie tkwi bynajmniej w doborze ubrań. Wg mnie główną rolę grają tu: zadbana sylwetka, wyprostowana postawa ciała, sposób chodzenia, mimika twarzy, a sam ubiór przede wszystkim nie przeszkadza w obserwowaniu czynników wymienionych wcześniej. Stąd np. jeśli dbam o swoje ciało i rozwój intelektualny, to zadbam również o jakość materiałów i krojów ubrań – jest zachowana spójność. Jeśli mam ładną sylwetkę, to nie ubiorę czegoś, spod czego nie będzie tego widać.
+100 punktów do samoookreślenia! Dzięki, Mario, za słowo „dyskretny”, będę się nim bronić przed sugestiami otoczenia, że powinnam ubierać się bardziej „z jajem”.
Ileż to razy odłożyłam w sklepie ubranie ładne i dopasowane, bo było ZBYT jakieś (eleganckie, swobodne, boho, awangardowe, modne, niemodne). A ostatnio zaczęło mi wręcz przeszkadzać, że cała moja szafa robi się taką bazą neutrali z samej wełny i bawełny, bo to obecnie może być odczytywane ZBYT czytelna inspiracja trendami, gloryfikującymi prostotę, minimalizm, jakość ponad ilość. Także ten: ta dyskrecja i normalność nie jest dana ubraniom raz na zawsze. To naprawdę wymagający styl, zmuszający do nieustannego orientowania się na skali trendów i antytrendów :)
Jako nastolatkę mój sposób ubierania wpędzał mnie w straszne kompleksy, bo nie miałam ubrań dobrej jakości, wiele rzeczy było znoszonych, a do tego pryszcze, przetłuszczone włosy, przesuszona skóra… 15 lat później ten sam styl na zadbanej i bardziej zamożnej osobie prezentuje się zupełnie, zupełnie… właśnie: normalnie.
Jak dla mnie ten styl jest zbyt chłopięcy, jeśli brak podkreślenia talii (jak na zdjęciu z ubraniami COS). Druga rzecz to sprawa związku ubrań z emocjami. Zauważyłam, że zimą potrzebuję mocniejszych kolorów (tzn. czerwieni) i większej różnorodności, żeby jakoś przetrwać psychcznie te ciemne miesiące. Latem z kolei mogę mieć na sobie bardzo proste, stonowane rzeczy i jest mi z tym ok. Kobieta ubrana w sposób stonowany kojarzy mi się z pewnością siebie i dobrze pojętą dojrzałością, ale dla mnie to nie jest styl na cały rok…
Byłam dzisiaj na zakupach i powiem Wam, że osoby, które chciałyby pójść w kierunku tak ascetycznego stylu, mogą mieć problem. Weszłam do sieciówek, do butików, do Bijou Brigitte – a tam feeria kolorów! W Bijou to już nawet nie była wiosna, tylko lato i typowe dla letnich kolekcji marynarskie klimaty, boho, etno – zupełnie, jakby szykował się już sezon urlopowy i klientki miały szukać ozdób do swoich letnich sukienek. Zastanawiałam się nad parą fioletowych kolczyków (jak konsekwencja, to konsekwencja), ale frezygnowałam, bo stwierdziłam, że modne w ostatnich sezonach frędzle są bardzo niepraktyczne i łatwo może się taka kompozycja rozwalić. A i tak była to jedna z tańszych rzeczy, bo 35 zł. Bijou to ogólnie drożyzna (choć wiele rzeczy ma ładnych).
Bijou Brigitte to drożyzna i chińszczyzna, niestety. Gdyby te ich 'pierdółki’ były jeszcze z lepszych surowców i europejskiej produkcji, to bym tam kupowała, ale w obecnej wersji ten sklep kojarzy mi się z Aliexpress.
Ja wiem, że to chińszczyzna, ale nie utożsamiam wszystkiego, co jest „Made in China” z tandetą.
Przez lata miałam bransoletkę z Bijou w stylu indyjskim (wtedy byłam na etapie stylu hippie) i nie zniszczyła się praktycznie wcale. Natomiast pierścionki, jakie dostałam „w spadku” po koleżance zaledwie ok 3-ch lat temu, już zdążyły się przyniszczyć na tyle, że musiałam się ich pozbyć i teraz praktywcznie kompletuję zbiory biżuteryjne od nowa.
Mi sie kojarzy ze w taki stylu dobrze wygladaja raczej kobiety szczuple. Kobiety o bardziej kraglejszych ksztaltach nie sa postrzegane pozytywnie w takich ubraniach, rczej powie sie ze wygladaja niezadbane, od nich wymaga sie by sie bardziej „staraly”.
O ale super, że opisałaś ten sposób ubierania się mianem stylu ! To 100% ja! A zawsze obawiałam się że taka niestylowa jestem, makeup no makeup, proste, wygodne fasony i neutralne kolory. Co prawda, chyba nie do końca współgra to z moim typem stonowanego lata i ogólnym wrażeniem „mysiowatości”, ale po prostu czuję się w tym najlepiej. Czekam z niecierpliwością na część II…
Ja też lato. I często spotykam kobiety, tak ubrane i zwracające moją uwagę, mam jednak wrażenie, że one w swojej urodzie, sylwetce, sposobie bycia mają, nazwijmy to banalnie, ,,to coś”. Coś co zwraca uwagę. Nie jest to nic bezpośrednio widocznego ani wulgarnego, wręcz przeciwnie często trudnego do zdefiniowania. Być może jest to kilka elementów razem tworzących pewną aurę, zainteresowanie, atrakcyjność. Ale moim zdaniem jest. I do tego neutralne proste ciuchy tworzące ramę dla tego ,,czegoś”, być może seksapilu :) Dla mnie genialne, ale u mnie się nie sprawdza, choć za wzorami i kontrastami nie przepadam, to jednak ja muszę mieć jakiś element rzucający się w oczy np. duże srebrne koła w uszach.
Myślę, że jest to styl, który wymaga od nas zaakceptowania, że nasza wyjątkowość nie zależy od tego co na sobie mamy i jak bardzo wyróżniamy się w tłumie. W końcu każdy chce być ważny w jakiś sposób, wyjątkowy i często próbujemy osiągnąć to właśnie przez ubiór. Chcemy wyglądać ładnie, ale też oryginalnie. Ja bardzo lubię ten styl, ale czasem przeszkadzało mi bycie prawie niewidoczną i miałam wrażenie, że to nudne.
Kojarzy mi się to z garderobą kapsułkową, ale uważam, że zbudowanie takiej wymaga od nas bardzo dobrej znajomości swojej urody, tego w czym wyglądamy dobrze – w jakich kolorach, wzorach, krojach. No i cierpliwości w szukaniu tych idealnych spodni, które nie wypłowieją po dwóch praniach, tego sweterka, który będzie ładny i ciepły, tych koszulek, które nie rozpadną się w pralce.
Czytając ten wpis poczułam niesamowitą „chemię”, jakby porozumienie między przyjaciółmi (mam nadzieję, że się nie obrazisz :)).
Ja jestem architektem z niezbyt długim stażem pracy. Ale, na drodze rozwoju, przeszłam etapy, które można by opisać wykresem spadkowym ;) Zaczynając rozumieć architekturę kochałam kolory i krzykliwe kompozycje, potem był design i formy ułożone w konkretny wzór, rytm, następnie odarcie z ornamentu, minimalizm, aż wreszcie… dzisiaj projektuję swój dom i od jakiegoś czasu podoba mi się styl, który zaczęłam żartobliwie nazywać „dziadostwem” :D
Nigdy nie udało mi się zrealizować takiego projektu dla klienta, bo właśnie zazwyczaj spotykam się z prośbami o styl „jakiś” – skandynawsko, minimalistycznie, kuchnię po włosku i żeby pochwyt poręczy pasował kolorystycznie do lamp na suficie. I to jest bardzo poprawne podejście, z tym, że ja jakby jestem gdzieś dalej z zachwytem. Gdzieś już poza. Kocham dzikie ogrody. Ale nie stylizowane na niedbałe. Po prostu dzikie i zaniedbane. Wnętrza utylitarne. Nie minimalistyczne czy brutalistyczne tylko po prostu… podłoga i materac na środku. Książki? Ułożone na stosie na podłodze. Najprostsze okno na środku pokoju.
Dlatego ten wpis tak mną poruszył, pierwszy raz „spotykam” osobę o podobnym podejściu, mimo, że to moda, to jednak odnajduję tu analogię. Wg mnie strasznie długą drogę przebyłaś Mario, docierając tutaj. Lata pracy. Jestem pod wrażeniem. To, jakby od stylizowania się na coś (po francusku, skandynawsku, włosku) poprzez minimalizm i pasujące sprzączki w butach do kolczyków przejść do… właśnie dalej, do odrzucenia tego wszystkiego. Ale nie odrzucenia w ramach minimalizmu, w ramach capsule wardrobe, tylko w swojej użytkowości. Modowo nie jestem na tym etapie absolutnie, ale pokochałam to podejście do granic.
Mam nadzieję, że przeżyjesz tak długi komentarz i nie pomyślisz, że mam coś z głową, ale myślę o Twoim wpisie odkąd został opublikowany i po prostu musiałam się tym podzielić :)
Taki styl zawsze kojarzył mi się z klasą, osobami niebanalnymi o ciekawej, przykuwającej wzrok urodzie. Jeśli jednak chodzi o mnie samą, proste fasony są ok, ale musiałabym je „podbić” bardziej zdecydowanymi kolorami, bo w neutralnych chyba stałabym się niewidzialna
To jest styl, który najbardziej „czuję”. Jestem jasnym latem, o bardzo jasnych blond włosach i to wystarcza, żeby przyciągnąć uwagę innych. Nie silę się na efektowne zestawienia wzorów czy kolorów, jak już to dodaję sobie „pazura”, zakładając krótką spódnicę zamiast spodni, buty na obcasie/lakierowane lub podkreślając mocniej oko. Wydaje mi się, że to działa :)
Super porady :). Na pewno warto sobie przeczytać ten artykuł. Ja właśnie mam wybierać się na przyszły tydzień do warszawskiego centrum handlowego http://www.marywilska44.com/ i teraz już wiem co kupię. Właśnie chciałabym się nauczyć tak minimalistycznie i zarazem modnie z zachowanie oczywiście elegancji.
Wydaje mi się, że ten styl pasuje nie tyle do osób bardzo ładnych (bo uroda rzecz względna), co bardzo zadbanych – cera, włosy, paznokcie, wszystko naturalne, ale właśnie bardzo, bardzo zdrowe i zadbane. Włączając w to też sylwetkę.
Zgadzam się w stu procentach, kiedyś na wakacjach w hotelu z przyjemnością obserwowałam pewną starszą panią, była Niemką. Do tej pory jest dla mnie kwintesencją właśnie takiej wyrafinowanej prostoty.Zawsze była ubrana w stonowane kolory, proste cygaretki i koszule, do tego idealnie obcięty bob na siwych włosach, brak makijażu, dyskretna biżuteria, była szczupła i bardzo zadbana ale nie była żadną pięknością, od tej pory postanowiłam podążać w tym kierunku :)
Chyba do tego zmierzam, chociaż boję się bylejakości, dlatego mam w szafie kilka sztuk odzieży z wzorkami na wiosnę, głównie są to koszule w kwiatki. Myślę, że nazwałaś to, co chodziło mi po głowie, gdy kupowałam wysokie, granatowe jeansy, prosty kaszmirowy (znowu granat) sweter i doskonale uszyty oversizowy żakiet czarny i grafitową bomberkę – ma być prosto, gładko i stylowo. Nie wiem, czy mój styl będzie dyskretny, czy po prostu mój – jakaś wariacja na temat gamine i właśnie klasyki, ale takie ujęcie tematu szafy bardzo mi odpowiada. Od kilku lat zmierzam coraz bardziej w stronę minimalizmu i kapsułki – powoli usuwam elementy, które zostały kupione dawno temu i z mną dzisiaj mają niewiele wspólnego :) Dziękuję Mario, jak zawsze doskonała jakość merytoryczna i przemyślany wpis :)
Ciekawe jest, że ten styl to dokładnie styl najbliższy memu sercu, a jednak potrafię ubrać się jak zupełny modowy freak. Jednego dnia idzie w ruch pantera, kolorowa czapka, ciemne usta, a drugiego wyglądam jak z lookbooka COS. I zastanawiam się czy można mieć dwa (lub więcej) „temperamenty modowe”. W obu wydaniach czuję się świetnie i czuję się sobą. W wydaniu barwnego ptaka karmię swoją artystyczną duszę, a w dyskretnym moje poczucie estetyki i zamiłowanie do prostych form i minimalizmu. I chyba w tym dyskretnym stylu czuję się najbardziej spójnie i paradoksalnie, jest on najlepszą „manifestacją” mojej osoby. :)
Witam wszystkich
Myślę, ze z tym stylem trzeba się urodzić. Większość kobiet jednak lubi się „dekorować” : malować,mieć na sobie często dużo biżuterii, nosić odzież we wzory, z falbanami , i „upiększaczami”. Dlatego z dużym trudem przychodzi im polubić i docenić ten styl. Ja się z tym stylem chyba urodziłam. Już jako dziecko nie znosiłam jakichkolwiek wzorów na odzieży , w czasie dorastania i dorosłości tolerowałam tylko tkaniny i ubrania jednobarwne i proste klasyczne kroje. Nigdy się nie malowałam i nigdy nie założyłam żadnej biżuterii. Ale zawsze starałam się zdobywać ciuchy jakościowo dobre i w stonowane kolory .Fryzurę miałam zawsze bardzo prostą : długo, długo do czterdziestki warkocz a później proste do ramion lub długie proste jakoś upięte.Moja młodość i moje lata 40 i 50 upłynęły w czasie, kiedy posiadanie prywatnego samochodu było rzadkością wiec na uczelnię i do pracy jeździłam komunikacją miejską ( w Warszawie). I uwaga i oczy wszystkich pasażerów były skupione na mnie a nie na udekorowanych paniach.Na mnie to nie robiło wrażenia, bo tak było od zawsze. Uświadomiłam sobie to, kiedy ktoś podróżujący razem ze mną zwrócił na to uwagę. Muszę przyznać, że los mnie obdarzył hojnie urodą. Więc to jednak nie „bogate” w kolory i ozdoby ciało i strój ale uroda i sposób bycia przyciąga uwagę.
Cześć. Ja lubię klasyczny styl. Bardzo podoba mi się styl w Massimo Dutti jednak większość ubrań jest zdecydowanie za duża. Znacie jakiś sklep odpowiadający stylem lecz z mniejszą rozmiarówką?