Dzisiaj chciałabym Wam poopowiadać, w jaki sposób dbam o włosy. Często dostaję takie pytania i jest mi bardzo miło, bo to znaczy, że włosy wyglądają na zdrowe i ładne. Nie są na pewno grube i nie mam też dużej ilości włosów, ale ja sama jestem względnie zadowolona z tego jak one wyglądają i akceptuję je takimi, jakie one są.

Moje włosy są niefarbowane, mają brązowy kolor, który jest trochę ciemniejszy z tyłu głowy, a czasem wyglądają w słońcu tak, jakbym miała delikatne pasma. Jak pamiętacie, farbowałam je na czarno, a potem chcąc powrócić do naturalnego koloru zdecydowałam się na ścięcie ich „na chłopaka” i pozwolenie im, żeby odrosły. Przy farbowaniu wypadało mi zawsze dużo włosów, czułam się przez to mniej pewna siebie, mimo że podobałam się sobie w czerni. Poza tym włosy rosły tak szybko, że aby nie mieć nieestetycznego odrostu, farbowałam je co trzy-cztery tygodnie. W każdym razie teraz mogę cieszyć swoim kolorem i długimi włosami.

Przeglądałam swego czasu blogi o włosomaniactwie, czytałam książkę Ani Kołomycew (można ją kupić tutaj) i eksperymentowałam z pielęgnacją. Bardzo mi się ten czas doświadczeń i zafascynowania tematem włosów przydał, bo metodą prób i błędów dowiedziałam się, co jest dla nich najlepsze. I gdybym miała określić swoją złotą regułę dbania o włosy, brzmiałaby ona tak:

Jak najmniej kosmetyków w jednym czasie, ale duża rotacja kosmetyków.

Takie już są moje włosy. Nie znoszą wszystkiego co ciężkie, co nie wymaga spłukiwania i jednocześnie bardzo szybko przyzwyczajają się do dobrego działania kosmetyków (zupełnie tak jak moja skóra na twarzy). Włosy są niskoporowate – gładkie, obojętne na stylizacje, lśniące, ale płacę za to taką cenę, że muszę je myć codziennie, bo się przetłuszczają i ciężko mi sprawić by były uniesione (odbite od nasady) na dłużej. Są takie kobiety, które wyglądają tak, jakby używały prostownicy, wcale jej nie używając i to dokładnie jestem ja :)

Zdjęcia zrobione bez lampy w świetle dziennym. Okno, na zdjęciu z rozpuszczonymi włosami, znajduje się za moimi plecami, na zdjęciu z warkoczem mam okno po prawej stronie.

Wszędzie źle, gdzie nas nie ma. Ja też przez jakiś czas zazdrościłam dziewczynom, które opowiadały jaką to one mają szopę na głowie rano i jak muszą sobie podgalać boki, bo włosów jest tak dużo, że nie da się ogarnąć, że mogą sobie pozwolić na umycie głowy raz w tygodniu, że muszą sobie nakładać oleje na niesforne końcówki. Jak ja chciałam mieć suche włosy i takie problemy… To oczywiście niepoważne podejście. Trzeba nauczyć się radzić sobie z tym, co się ma i po prostu wypracować sobie najlepsze metody pielęgnacji. Zamiast więc skupiać się na wadach swoich włosów, cieszę się ich największymi zaletami – tym, że są przy bardzo małym nakładzie pracy, bardzo gładkie i lśniące.

Przejdźmy do konkretów. Jak, co i kiedy nakładam na włosy.

Jak już wspomniałam, myję włosy codziennie. Robię to pod prysznicem: nakładam szampon, masuję dokładnie głowę, spłukuję ciepłą wodą – powtarzam jeszcze raz. Potem nakładam odżywkę, spłukuję ją po jakichś trzech-pięciu minutach letnią wodą. Wyciskam wodę z włosów. Lekko osuszam je ręcznikiem. Zauważyłam, że jeżeli przetrzymam włosy w turbanie z ręcznika, na drugi dzień będą matowe, więc tego nie robię. Rozczesuję grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami i zaplatam warkocz. Idę spać. Nie ma takiej siły, która by mnie zmusiła do zastosowania produktu bez spłukiwania. Jakiekolwiek obciążenie dla włosów jest moim największym wrogiem. Włosy na noc muszą być u mnie dobrze wymyte, nieobciążone i rozczesane.

Mam jedno, najważniejsze kryterium wyboru szamponu i odżywki do włosów: dostępność. Nie powtarzam szamponu i odżywki. Zawsze po wykończeniu opakowania, kupuję jakiś inny produkt ze względu na to, że włosy się przyzwyczajają. I są to czasem produkty z drogerii, czasem u fryzjera coś mi wpadnie w oko, więc kupuję „profesjonalną” odżywkę, czasem przypomnę sobie, że zaraz mi się skończy szampon i kupuję nowy w mijanym kiosku, a czasem przy okazji robienia zapasu oleju khadi, kupuję jakieś naturalne szampon i odżywkę bez silikonów w TRINY.pl. Tam się od zawsze zaopatruję w olejki i rosyjskie kosmetyki – na końcu będę miała dla Was rabat od nich. I tak właśnie było tym razem. Kupiłam sobie zestaw szampon+odżywka nic o nim nie wiedząc i muszę powiedzieć, że odżywka jest cudowna, pachnie tak miło, że nie pogardziłabym podobnymi perfumami. Ale generalnie, czym bym nie wymyła włosów będzie dobrze. Dwa tygodnie temu zapomniałam wziąć na basen szampon i umyłam się takim najtańszym mydłem, które jest w basenowych dozownikach, wysuszyłam włosy i były bardzo ładne :)

Szampon Gzel
Odżywka Natura Siberica
Olej Khadi
Olej kokosowy Nacomi

Raz w tygodniu smaruję skórę głowy i włosy na całej długości zamiennie olejkiem khadi albo nierafinowanym olejem kokosowym. Kocham khadi, ale staram się z nim nie szaleć częściej, bo jak włosy się przyzwyczają, to nie będzie mi służył. Nakładam go na dwie godziny przed myciem i chodzę sobie w koczku. Zmywa się bez problemu, a na drugi dzień mam idealną gładkość włosów. Olej jest bardzo specyficzny, pachnie intensywnie i nie dla każdego ten zapach będzie akceptowalny, lecz ja go uwielbiam. Ten olej wyciągnął mi włosy przed ciążą, kiedy miałam duże problemy z wypadaniem z powodu farbowania na czarno, ale i tak zdecydowałam się na powrót do naturalnego koloru. Teraz używam go profilaktycznie i widzę, że włosy po nim są milsze. Kokos natomiast jest u mnie zawsze w łazience i czuję się taka spokojniejsza jak go mam :)

Poza tym, staram się kilka razy w tygodniu (ale nie codziennie, bo nie czuję takiej potrzeby) pić herbatę z pokrzywy. Kupuję ją w aptece, ale w marketach oczywiście też jest. Mam wrażenie, że to od herbaty pokrzywowej mam troszkę twardsze paznokcie, ale nie chcę tutaj wprowadzić nikogo w błąd. Być może coś innego ma też wpływ na paznokcie, może coś w diecie, nie jestem pewna. Nie piję skrzypu, dajcie znać, czy ktoś tu pija skrzyp i czy ma on dobry wpływ na włosy.

Następna sprawa to suplementy. Teraz nie biorę nic, mam przerwę, ale na wiosnę ruszam ponownie z Biotebalem, bo on na pewno pomógł mi już raz na wypadanie i pojawienie się nowych włosków. Brałam też Solgar, polecany przez niektóre blogerki, ale nie zauważyłam jakichś spektakularnych efektów. Choć nie chcę go dla nikogo przekreślać, bo nie są to obserwacje usystematyzowane, jakoś skrupulatnie mierzone czy zapisywane, a bardziej wzrokowe.

Raz na ok. trzy miesiące podcinam końcówki u fryzjerki. Zawsze na równo. Nie cieniuję włosów z bardzo prozaicznego powodu. Mam je tak gładkie, że po jakimkolwiek modelowaniu i tak szybko oklapną i zostaną mi tak samo proste i gładkie włosy jak teraz, tylko że z nierównymi warstwami. To jest brzydki efekt. Cieniowanie moim zdaniem ładniej wygląda na bardziej puszystych z natury włosach, a przynajmniej takich, które się trzymają przez jakiś czas po nawinięciu na grube wałki.

Co mogłabym na pewno jeszcze zrobić dla swoich włosów, to wprowadzić do pielęgnacji, przynajmniej raz w tygodniu, jakąś fajną maskę. Mam już kilka pomysłów i na pewno pokażę maski, które będę na sobie testować. Chciałabym również jakoś urozmaicić swoje fryzury. Teraz ciągle chodzę w warkoczu lub rozpuszczonych włosach, a marzą mi się włosy uniesione u nasady i fale. Będę eksperymentować z różnymi wałkami i też się podzielę rezultatami. Ale tutaj niezbędnym krokiem będzie znalezienie mocnego lakieru do włosów.

Mam dla Was rabat do sklepu z naturalnymi kosmetykami  – TRINY.pl. Na hasło USKTRINY dostaniecie 10% rabatu na zakupy. Zniżka obowiązuje do 19-ego lutego 2017.

W komentarzach poproszę o Wasze „złote” reguły dbania o włosy i podanie kosmetyków, które robią Waszym włosom różnicę (u mnie jest to olejek Khadi). Żeby to miało sens bardzo proszę o podawanie przy tym małych opisów – jakie są Wasze włosy, wady, zalety i na co kosmetyk ma dobry wpływ.