Pisanie o dark academia jest dla mnie niełatwym zadaniem. W jakimś stopniu identyfikuję się z tą estetyką i robienie researchu do tego wpisu sprawiło mi wiele przyjemności, ale równocześnie jest w tej estetyce coś, co kłóci się z moją wrażliwością i co w moich oczach czyni ją dość… pretensjonalną. Staram się, by ta walka nie była zbyt widoczna w tym wpisie i po prostu przekazuję Wam materiał, a interpretacja jak zwykle należy do Was. Co z tego weźmiecie, co Was zachwyci, co Was zainspiruje, to Wasze. Zdecydowanie mówimy o trendzie czy też kierunku, który jest widoczny od dawna, ale który przybiera na sile i wkracza już do modowego mainstreamu. Czy wraz z popularnością, straci na swojej wyjątkowości? Mam wielką nadzieję, że nie! Zapraszam do czytania o estetyce, której nie straszne egzaltacja, romantyczne ideały i zachwyt nad codziennością.
Jak sama nazwa wskazuje, dark academia jest silnie osadzona w kulturze uniwersyteckiej. Wszystkie te filmy i książki idealizujące i uromantyczniające naukę na uniwersytecie z tradycjami mogą być znakomitą podkładką pod ten styl. Tak jak preppy może ilustrować jak wyglądają i noszą się elity uniwersyteckie, młodzież z bogatych rodzin, studenci przynależący do bractw, tak dark academia skupia się bardziej na samym studiowaniu, klimacie uniwersyteckich bibliotek i kawiarni, intelektualnych uniesieniach i natchnionych dyskusjach o literaturze… Czyli już nie spędzanie weekendu na jachcie czy korcie tenisowym w białym sweterku, a nasiadówka w bibliotece lub wizyta w muzeum w trenczu do kostek :)
Przykłady filmów:
Stowarzyszenie Umarłych Poetów
Uśmiech Mony Lizy
Marzyciele
Teoria wszystkiego
Ten styl nie jest zarezerwowany wyłącznie dla młodych ludzi, bo równie dobrze można czerpać inspiracje ze stylu życia filmowego czy książkowego (może i rzeczywistego, ale wystarczy przejrzeć stare zdjęcia z uczelni, by zobaczyć, że w rzeczywistości ten styl nie był aż tak konsekwentnie realizowany) studenta, jak i pracownika naukowego. Jeśli istnieje coś takiego jak archetyp wyglądu intelektualisty, to ten styl oddaje dobrze jakąś (w moim odczuciu większą) część tego archetypu. Można oczywiście wejść na terytorium pretensjonalności, jeśli w ślad za określonym ubiorem pójdzie jeszcze nazywanie siebie samego intelektualistą czy pozowanie na siłę na coś, co jest akurat w modzie, ale nie współgra z duszą :)
Aczkolwiek jest również druga strona medalu. Dark academia manifestowana jest właśnie nie tylko ubraniem, ale stylem życia. Kogoś, kto lubi książki, muzea, kameralne spotkania, filmy, starocie może naturalnie ciągnąć do takich ubraniowych klimatów. To nie jest styl, który wynosi ciało na piedestał – nie ma opinania, podkreślania, tuszowania, wydłużania, skracania, wyszczuplania… W moim odczuciu to takie raczej proste ubieranie się i kompletowanie garderoby z dobrych jakościowo elementów, niekoniecznie w dużej ilości. Tu zdecydowanie można powiedzieć, że większość ubrań pasuje do siebie idealnie i że można wyciągać rzeczy z szafy po omacku, a wszystko koniec końców będzie ze sobą zgrane.
Paleta dla tego stylu jest silnie zdominowana przez brązy. Z tego względu ten styl będzie bardzo harmonijnie wyglądał na osobach o jesiennym typie urody. Brązy w otoczeniu neutrali – tak skrótowo można przedstawić paletę. A więc biel, czerń, kremy i błękity, granat. Wzory raczej regularne – krata, melanż, pieprz i sól, paski, ale to wszystko raczej nie miksowane ze sobą, raczej stonowane i nawet dyskretne.
Poza tym dużo miękkich, ciepłych, otulających materiałów. Akcesoria ze skóry, sporo wełnianych marynarek, swetrów. Koszule i płaszcze, jeansy, ale również luźne materiałowe spodnie. Buty w męskim stylu. Męski zegarek, delikatna biżuteria. Swobodne fryzury. Inspiracja męskimi krojami.
Przykłady książek:
Donna Tartt, Tajemna historia
Maureen Johnson, Nieodgadniony
Kazuo Izhiguro, Nie opuszczaj mnie
Żebyśmy się dobrze zrozumieli – można czytać książki i ubierać się jak kolorowy ptak. Gdybyśmy miały w ten sposób patrzeć na style i je analizować to nic by z tego nie wyszło, bo to jest oczywiste, że należy szanować, co komu w duszy gra. My mamy spróbować zrozumieć konkretny styl: dark academia i zdefiniować jak on wygląda, a nie na odwrót. Absolutnie nie odpowiadamy sobie na pytanie jak wygląda, osoba która lubi się uczyć, lubi czytać książki czy cokolwiek innego tu sobie wstawimy, co będzie nam pasować do danego stylu.
Dlatego spójrzmy na zagadnienie z innej perspektywy. Mianowicie wyobraźmy sobie wnętrze. Potężną, ciemną bibliotekę. Żeby nasze wyobrażenie uśrednić weźmy za przykład te ciemne wnętrze biblioteki w Limie. I posadźmy kogoś przy stole z książką. Jak musiałaby wyglądać ta osoba, by optycznie zlać się z wnętrzem? Jakie kolory musiałaby mieć na sobie, by stała się częścią spójnego obrazu, na który patrzysz tak, że nic szczególnego nie rzuca ci się w oczy? Jeśli posadzimy tu kogoś w jaskraworóżowej sukience z niebieskimi włosami, ta osoba natychmiast zdominuje obraz. Jeśli posadzimy tu kogoś w brązowej marynarce i luźno upiętych naturalnych włosach, obraz będzie harmonijny, a nasze oczy nie pójdą z automatu za mocnym kolorem. Tego rodzaju kolorystyki wymaga dark academia.
Ten styl kojarzy się w naturalny sposób z jesienną pogodą. Z przesiadywaniem w kawiarni, z czytaniem książek, kiedy za oknem pada, otulaniem się kocem… Takich materiałów jak skóra, kaszmir czy wełna szuka się głównie z myślą o gorszej pogodzie. Dark academia latem staje się zwiewniejsza i jaśniejsza. To już i sukienka w drobne kwiatki, i słomkowy kapelusz, i trampki, i białe duże koszule do jasnych luźnych spodni… W drugiej części wpisu pojawią się inspiracje zakupowe dla tego stylu.
Czy widzicie dla siebie coś pociągającego w stylu dark academia? Czy są jakieś skojarzenia, które macie z tym stylem – może jakieś marki modowe, konkretne osoby, coś w waszym otoczeniu? Co mogłybyście wziąć z tego stylu dla siebie?
Wow, bardzo ładne inspiracje. Nawet pasują do pogody za oknem.
Serial Sabrina na Netflixie wpisuje mi się trochę w tę estetykę. Albo Ania. Tam może trochę bardziej retro, ale te zgrzebne ubrania i botki, taka schludność. I Instagram Jeranie. Moje skojarzenia: jesień, ciarki na plecach, ochota na ciepłe jedzenie, herbata, rześkość na zewnątrz, ludzie w płaszczach, parasole, okulary w brązowych oprawkach, duże szale, koszule, szelki, skórzane obuwie. Obszerne koszule bawełniane z podwiniętymi rękawami, len, naturalne materiały.
Do tego jakieś korzenne perfumy.
W sumie widzę wiele takich elementów w mojej szafie.
Bardzo podoba mi się Twój pomysł Mario na tworzenie całego moodboardu, w sensie nie tylko ubrania, ale otoczenie, wnętrza, to rodzi w głowie masę skojarzeń, nawet zapachy mi się pojawiają w pamięci.
Jasne, moodboardy lepiej oddają klimat dark academia, a na ubrania przyjdzie czas. Będzie dużo zestawów, fajnie że to czasowo pokryje się z wyprzedażami. Dzięki za komentarz!
Mi też kojarzy się z księga czarownic. Główny bohater pasuje mi do tego stylu
Nie no fajne, ale dla mnie styl intelektualny to od liceum czarny egzystencjalizm, jedyne rozdarcie jest między jego francuską i amerykańską wersją, gdzie amerykańska w żadnym razie nie jest młodziutką preppy, tylko Nu Yo’ker w okolicy trzydziestki ;) tak przedstawiona dark academy jest dla mnie zbyt młoda, zbyt najntisowa w swoim źródle i przepisywana w ciągu ostatnich 2 lat na nowo.
Wszyscy piszą, że ten styl kojarzy im się z młodością – mi kojarzy się wręcz z dzieciństwem, takim między 6 a 12 rokiem życia, kiedy już ubieramy się sami, ale jeszcze sami nie kupujemy ubrań. Wyciągamy z szafy ciuchy, które tam po prostu są, sięgamy po te, które lubimy, bo są wygodne, podobają się nam w jakiś dziwny sposób, bo te stokrotki na sukience są słodkie, te ogrodniczki czadowe, ten sweter kojarzy nam się z ukochaną babcią, a dżinsy odziedziczyliśmy po starszej kuzynce, którą podziwiamy. Nie patrzymy na ubrania w sposób „modowy”, bo wszystkie koleżanki tak się ubierają (chociaż może po prostu we mnie to się wykształciło dużo później), tylko w taki bardzo niewinny, nonszalancki. Nonszalancja jest chyba kluczem do sukcesu w przypadku tego stylu, tak żeby nie wyglądać na przebraną, pretensjonalną. Wybieramy ten sweter i marynarkę, żeby było ciepło, a tą kraciastą spódniczkę, bo nam się kojarzy z fajną książką, do tego te wygodne buty, bo czeka nas dzień biegania po uczelni… tylko wtedy ten styl ma szansę wyglądać dobrze.
Karolina, wydaje mi się, że nonszalancja trafia w sedno. Jestem zadbana, ale nie jestem po prostu grzeczniutką dziewczynką w sukienusi i na szpileczkach. Jest w tym i pewna racjonalność (ma być wygodnie, stabilnie – buty!, ale i stylowo), i przekomarzanie się (ręce w kieszeni, patrzysz na mnie – uważaj, ja też na ciebie patrzę). I przede wszystkim błysk w oku, mrugnięcie, dystans. I zachwyt nad tajemnicami świata (stąd pewnie nacisk na jakość i szlachetność materiału). Dla mnie jest tu też zainteresowanie światłem, fakturą (w bibliotece, czytaniu, oglądaniu światło jest kluczowe), stąd może te zachwyty nad niuansami i strój jest neutralny – pozwala się skupić na tym, jak on odbija światło.
Mario, dziękuję i czekam niecierpliwie na część 2.
Czuje ten klimat i jego delikatność i miękkość. Jestem tą osobą która nie nosi brązów, ale zdecydowanie dobrze czuje się w czerni i granacie. Moim ulubionym elementem to właśnie chyba są buty oksfordy Z seriali które mi się kojarzą z nim to jeszcze Ania nie Anna. Dziękuję Mario za te moodboardy bo są cudowne i świetnie inspirują :)
Mam podobnie z brązami, ale to nie przeszkadza mi „czuć” tego stylu :) Już teraz zapraszam na wpis z zestawami ubraniowymi!
Ciągnie mnie do takiego stylu bardzo mocno, chociaż moja szafa była dotychczas nieco inna ;) na pewno biorę z niego miękkie materiały, nonszalancję, otulające ciało swetry, wygodę. Kojarzy mi się też z piciem hektolitrów herbaty i zarywania nocy dla czytania książek ;) ostatnio obejrzałam na Netflixie film „84 Charing Cross Road” – i styl głównej bohaterki też mi tu bardzo pasuje! Ja co prawda nie noszę brązów, ale przygaszone kolory jak najbardziej. Szczególnie jesienią i zimą jest mi to bliskie – no ale to żadne odkrycie :)
P.S. cieszę się że wróciłaś na bloga!
Wiesz co, może nawet bym dzisiaj obejrzała ten film, mam ochotę na takie klimaty na wieczór, a po zdjęciach widać doskonale, że on się w nie wpisuje :)
Obejrzałam, super!
To mój pierwszy komentarz choć czytam Cię Mario od lat, ale dopiero przy tym wpisie mocniej zabiło mi serducho. U mnie też nie brązy a czerń bordo i oliwkowe zielenie. Czekam na drugą część <3
Tak, super kolory, na pewno można się w tym stylu odnaleźć nie tylko w brązowej palecie, choć ona jest tu dość intuicyjna. Bardzo dziękuję za pierwszą odezwę :)
Podoba mi się ten styl, gdziekolwiek go nie widzę – w filmie, serialu, na ulicy – i sama chciałabym choć od czasu do czasu nosić coś podobnego. Niestety, nie lubię nosić brązowych ubrań, w golfach mam poczucie, że się duszę, z kolei w beżowym wełnianym płaszczu wyglądam jak trup (mam bardzo bladą cerę). Tak więc pozostaje mi chyba jedynie podziwianie outfitów dark academia na tumblrze. xD
No wiesz, można iść jeszcze ciemniej w dużo czerni i łączyć ją z zielenią i niebieskim, to też by się udało, zwłaszcza przy kratach, wełnach i skórach :)
jest to jakiś pomysł, dzięki ;)
Do listy filmów-inspiracji dodałabym „A Single Man”, to pierwsza rzecz, o której pomyślałam, kiedy zaczęłam czytać Twój post ;) Myślę, że trochę letnich inspiracji dla tego stylu mógłby też dostarczyć Call Me By Your Name, chociaż dla mnie wyobrażenie sobie takiej stylistyki w ujęciu „słonecznym” jest bardzo trudnym zadaniem. A moim klasykiem stylu Dark Academia jest golf. Od razu +100 do inteligenckości :D
Single man to też jest duża inspiracja dla mnie. Dużo mam zaległości filmowych ostatnio, nawet nie słyszałam o Call me by your name. Tylko japońskie filmy u nas ostatnio, ale trzeba by już wracać do innych klimatów również :)
Opisałaś moją estetykę. Jestem studentką- domatorką, lubiącą chłodne klimaty. Pisząc ten komentarz siedzę na wielkim fotelu z tapicerką w kwiaty na czarnym tle, z grubo plecionym, ochrowym kocem na oparciu. Laptop stoi na stosie książek, na które na półkach zabrakło miejsca. Przed ekranem co chwilę miga mi bury koci ogon. Mam mysie, krótkie, zmierzwione włoski i złote, metalowe okulary zjeżdżające z nosa.
Zacny obrazek! Oczywiście kot jest tu dodatkiem, który wynosi styl na wyżyny :) Mój kot też się zawsze klei do laptopa…
Mi to w duszy gra, choć ze specyficzną nutką (żadnych wzorów, koszul mnących się pod szelkami plecaka, golfów; za to miękkość, naturalność, brązy i kremy, niesportowe plecaki, płaskie, uniseksowe buty). Ale faktem jest, że mam problem z letnią garderobą. Jesień i wiosnę mam ograne w 120%, zimę tak na 80%, ale lato- zwłaszcza spodnie- ani troszkę. Cały rok celuję w sylwetkę ze schematu luźna góra + dopasowane spodnie z wysokim stanem i nie umiem tego przetłumaczyć na gorące lato, które przecież na dopasowane spodnie rzadko pozwala (z zachowaniem komfortu).
Postaram się o nośne zestawy w następnym wpisie. Mi z kolei ta estetyka latem wydaje się dość łatwa do zaaranżowania w szafie, ale zobaczę jak z dostępnością ubrań, które mam na razie w wyobraźni.
Bardzo mi się ten styl podoba, ale czuję, że właśnie za mało we mnie tej „inteligenckości” :) żeby móc sobie pozwolić na niego na 100%. Bo z jednej strony kocham jesienne klimaty, golfy, miękkie materiały i takie właśnie wnętrza. Uwielbiam i czuję się w nich świetnie. Kocham zimą przesiadywać pod kocem z ciepłą herbatą, ze świeczkami obok i świetną książką. Ale wiosną i latem porywają mnie inne aktywności, kajaki, podróże, kąpiele w jeziorze, ogniska, chodzenie po górach, presiadywanie w knajpianych ogródkach. Nie myślę w ogóle o powrocie do wnętrz przy upałach. W głowie mam czerwone sukienki i spódnicę w panterkę :D daleko tym wyborom do tego archtypu, który opisałaś. Dwa żywioły w jednej szafie!
To oczywiście ma swój urok. Ten styl można przecież brać w jakimś ułamku… Szczerze mówiąc ja go też najbardziej lubię, kiedy na dworze chłodno, pada, a latem ciągnie mnie bardziej do sportu :)
Wciąż waham się między takim urządzeniem mieszkania a wszechobecnym beżem i kolorową abstrakcją na ścianach. Beż na razie przeważa, bo dark academia wychodzi drożej :) ale jesienią zawsze tęsknię za skórzanym fotelem i ciemną elegancką tapetą lub boazerią na ścianie. Marynarki i koszule plus teczka od Barelly Bags już jest :)
Ten styl od razu skojarzył mi się z serialem „Księga Czarownic” od HBO. Serial głupawy, ale bohaterowie jeżdzą sobie po Oxfordzie na rowerach w wełnianych swetrach i tweedowych marynarkach i od czasu do czasu wchodzą do losowej biblioteki, aby przejrzeć starodruki w półcieniu pod sklepieniem krzyżowo-żebrowym :)
Wnętrze w beżu i bieli pasuje mi do tego stylu, uzupełnienie tego drewnem, książkami i odpowiednimi materiałami powinno dać radę, byleby tylko nie przeładować kolorami na ścianach, raczej trzymać dodatki w bardziej neutralnych kolorach.
Jako Jesień, obojętnie który podtyp, ale zapewne z naciskiem na Głęboką, niewkluczone, że inspirowałabym się wnętrzami starych bibliotek. Ale jako że do Jesieni mi daleko, a brązy ledwie toleruję, mogę zarezerwować sobie tylko do patrzenia i ewentualnego podziwiania.
Natomiast z tą estetyką kojarzą mi się poniższe zdjęcia:
https://pl.pinterest.com/pin/451908143857734479/
https://pl.pinterest.com/pin/398779742000709370/
https://pl.pinterest.com/pin/840906561664116759/
https://pl.pinterest.com/pin/594264113318024052/
https://pl.pinterest.com/pin/499969996130075169/
Pinterest to jest bardzo dobre miejsce do eksploracji tego stylu :) Te dwa ostatnie zdjęcia są super, zwłaszcza to przedostatnie – takie proste, ale jakoś pociągające :)
Post jak zawsze świetny. Trzymając się kwestii akademickich i jesieni to mocno kojarzy mi się z tym stylem Julia Roberts w filmie osadzonym q latach 50. „Uśmiech Mony Lisy”. Nosi jesienne kolory przełamanie niebieskością dżinsów. Kratka, szeroka spódnica, czarny golf i rude włosy.
Z tym stylem łączy mnie zamiłowanie do dużych szali zimą. „Pożyczyłabym” też sweter oversize, choć zazwyczaj tonę w tego typu ubraniach.
Dzięki! Duże szale i zaparowane okulary :)))
Ale pięknie napisane, idealnie klimat oddany. Taki był mój styl przed laty, kiedy to byłam młoda i bezkompromisowa :-) a z czasem uznałam, ze życie za krótkie a mnie w głowie tyle stylów gra, ze szkoda żeby się w nie nie zanurzyć. W takim stylu nosiłam się od połowy liceum przez większość czasu uniwersyteckiego i może z rok jeszcze. Potem miałam krótki na szczęście flirt z trendami, potem lekkie retro, by powrócić do „dark akademia”. Ale wtedy to głownie czekoladowe brązy, odrobina ciemnej zieleni. Aż nastąpił przesyt i potrzebowałam odmiany i wmiksowalam granat i paski. Piszę to siedząc przy okrągłym stole przy oknie wykuszowym z orchideami, kończąc powoli na dziś home office. A ze zdecydowanie się ten okres pracy z domu zamienia w coś co może trwać i trwać postanowiłam wczoraj, ze urządzę sobie biuro na stałe w naszym tzw pokoju aneksowym. Stolik pod oknem, na nim laptop i duży ekran, zielona lampka i koniecznie bluszcz. Aż ręce zacieram. Ciszę się ze wróciłaś Mario, pozdrawiam L
Fajny klimat :) To też miłe, kiedy jakiś styl kojarzy się z jakimś fragmentem młodości. Samo wspomnienie czasem zupełnie wystarcza i nie trzeba koniecznie do tego wracać. Ja tak mam często z fryzurami. Wiem, że odtwarzanie tego, co kiedyś było, nie będzie miało takiego samego impaktu jak w przeszłości!
Mo się trochę kojarzy z bohemą artystyczną i cyganerią. Choć nie traktowałabym tego jako synonim raczej bliskie kuzynostwo ;)
Może byś kiedyś napisała o tym pierwszym stylu?
Dodaję tablicę dla zobrazowania o co mi chodzi – duszny pub, poeci, absynt, malarze, pianino w tle, dym papierosowy, bistro, półmrok, nonszalancka elegancja.
https://pl.pinterest.com/nemesis_nave/bohema-artystyczna
Świetna tablica, tak, chciałabym o „czymś takim” napisać!
Będę wyczekiwać zatem :) Wydaje mi się, że w takiej stylistyce odnalazły by się świetnie zimy.
Serducho zabiło mi mocniej na tym wpisie:) uwielbiam takie klimaty. Mi kojarzy się serial „Księga czarownic”, dużo scen jest właśnie w takich klimatycznych miejscach, po prostu trudno wyrazić jak się tym jaram:D już wyczekuje kolejnego wpisu:D
Wpisałam w google, rety tego aktora zawsze wkładają do takich klimatów :)))
Wspaniala estetyka, faktycznie najbardziej chyba pasuje do typu urody: jesien, ale kazdy typ moze jakos sie w ten klimat wpasowac. Moje propozycje dla chlodnej zimy chcacej ubrac sie w tej estetyce to oczywiscie czern (czarny golf!), ale i morska, ciemna zielen oraz chlodny fiolet. Moze byc tez granat i szarosc (sama mam granatowe oksfordki, ktore dobrze wygladaja do duzego, szarego kardiganu).
Pełna zgoda. Biała koszula, ciemne spodnie, jakaś duża marynarka i metalowe oprawki <3
Och, aż westchnęłam przy oglądaniu tych kolaży i czytania opisów. Serce mocniej bije, bo uwielbiam takie miejsca z duszą i historią, mimo, że nie ubierałabym się w tym stylu i nie są to moje kolory, bo jestem po chłodnej stronie mocy. Ale zgrywa się ze mną po części, lubię tę atmosferę. To podkręca wyobraźnię. Ale to, co bym kradła, to bazę. Ten styl byłby moją bazą w pewnym sensie. Czarne spodnie i biała koszula.
Powiem, że Twój wpis mnie zainspirował. Pięknie się to czyta, aż zatęskniłam za studiami, zwiedzaniem muzeów, zamków, że też brakuje tak klimatycznej biblioteki, chciałoby się pójść do takiej kawiarni… Dziękuję ;)
Ale też czasami jest tak, że nawet jak się czegoś nie zna, ale uderza to w Twoje struny, to za tym „tęsknisz” o dziwo :)
Dokładnie tak jest z tym stylem ;) Co więcej, można pokusić się o interpretację, że ten styl może wynikać również z idei klasycznego piękna, umiaru i harmonii. Czyli klasyka w tradycyjnym wydaniu.
Hmm.. jakbym miała się ubierać w tym stylu, to zrobiłabym to w bardziej gotyckiej oprawie ;) Tylko jak to zrobić, żeby nie kojarzyło się z Harry’m Potterem?
Teraz właśnie czytam „Wahadło Foucaulta” Umberta Eco, to bardziej hmm… okultystyczna odmiana dark academia. ;)
Jedna z moich ukochanych książek <3
Mario! Swietny post, nie wiedzialam ze taki styl istnieje i ze sie tak nazywa. Bloga sledze od jakiegos czasu, ale jak zobaczylam te mooboardy to wiedzialam od razu ze to „moj” styl!
Kojarzy mi sie z filmem Marzyciele, i tez z moimi studiami w Paryzu, z klimatem dzielnicy lacinskiej, z tymi wszystkimi historycznymi biibliotekami w ktorych mialam okazje przesiadywac :) Przechadzalam sie po Sorbonie w moim dlugim, bezowym trenczu kupionym – uwaga – w lumpeksie na krakowskim Podgorzu, za 5 zlotych.
Co do literackij referencji, to mysle tez o Julio Cortazarze i jego ksiazce „Gra w klasy”, jej bohaterowie to paryscy „intello” w latach 60-70, na pewno sie nosili w stylu dark academy!
Podchodziłam bardzo dawno temu do tej książki i nie dałam rady, jakoś na początku się zniechęcałam ze dwa trzy razy. Może po latach udałoby mi się wczytać w nią… Jak najbardziej Marzyciele są tu dobrą podkładką pod styl!
Moje pierwsze skojarzenie, to nie ubranie czy obraz, tylko książka „Wszystkie Imiona” Jose Saramago. I jeszcze wiele wspomnień z czasu wczesnej młodości, biblioteka, mnóstwo książek, prowadzenie pamiętnika i długie nocne rozmowy z osobami, przy których się czuło taki specyficzny klimat i rozumiało w lot. Dla mnie ten styl, to bardziej styl duszy, niż ubierania się, ponieważ ubieram się zupełnie inaczej. Coś za czym tęsknię, ale gdzie mnie już nie ma, bo wszystko się zmieniło.
o, to ostatnie zdanie wyraża też moje odczucia, o których pisałam trochę wyżej. Kurczę, kolejna książka do której podchodziłam i zrezygnowałam. Za dużo tych otwartych książek, pozamykać trze :)
Książka jest specyficzna, ale warto, ma coś takiego, taki klimat, jaki trudno znaleźć gdzieś indziej. Zauważyłam, że odkąd czytam Twojego bloga, Mario, często porównuję do typów urody książki, filmy, czy wnętrza. Kiedyś miałam zajęcia z analizy z wyglądu i zdarzało mi się później patrzeć pod tym kątem na mijane osoby, ale znacznie bardziej podoba mi się analiza kolorystyczna:)
Ja wiem, że Maria nie jest fanką typologii Kibbe, ale jakby tak przełożyć jej fascynacje modowe na język tej typologii, to zarówno dark academia jak i styl dyskretny, o którym pisała rok temu, to w sam raz styl dla typu urody Natural (yang ++, yin+) dość często mylonego z klasycznymi typami urody. Luźne, niekiedy wręcz workowate fasony, prostota, wyciszona kolorystyka, mała ilość ozdobników, rozwiany włos, niewidoczny makijaż, wygoda, to są właśnie cechy stylu odpowiedniego dla tego typu lekko maskulinistycznego typu urody.
Mnie się ten typ urody kojarzy z zyskującym przy bliższym poznaniu. Na pierwszy rzut oka dość niepozorny, lekko toporny, mało wyrazisty. Lecz z czasem odkrywa się, że twarze osób w tym typie są ujmująco przystępne, sympatyczne, a sylwetki już nie robią wrażenia topornych, tylko atletycznych i krzepkich.
M. dziękuję Ci za ten komentarz. Jakiś czas temu myślałam sobie o tym, że twarz kobiety w typie Natural (czyli też moja) może być co najwyżej ładna, ale nie będzie tak intrygująca, pociągająca jak twarz DC, SD, TR itp. Miło mi, że ktoś może to odbierać w ten sposób jak Ty.
Co do stylu dyskretnego, to myślę, że te ubrania z kolaży Marii nadawałyby się dla N pod względem kroju jak najbardziej, ale styl sam w sobie moim zdaniem zbyt sterylny i w takim ubraniowym minimalizmie Natural może wyglądać zbyt nudno, zwłaszcza z uwagi na swoją niepozorność, ja kto ujęłaś. Przydałby się jakiś element wprowadzający coś ciekawego, jakiś jeden wzór odpowiedni dla typu, jak już bez wzoru to może pleciony pasek, dziurawe dżinsy, jeśli ktoś lubi (ja akurat nie noszę). Myślę, że taki ubraniowy minimalizm bardziej służy DC (choć kroje musiałaby być zupełnie inne, co pewnie nie zawsze idzie w parze z wygodą, którą zakłada styl dyskretny).
Ciekawa jest dla mnie też taka zależność: DC ma jeden plusik więcej po stronie yangu niż C i super wygląda w takim minimalistycznym stylu, natomiast FN, który ma jeden plusik więcej po stronie yangu niż N, najlepiej prezentuje się w znacznie „bogatszym” stylistycznie wydaniu.
Jak jest Kibbe, to i ja dorzucę swoje pięć groszy. O ile DC i czyste D mi się podoba, to twarze SD i TR absolutnie nie wydają mi się pociągające, więcej – sądzę, że mogą być piękne tylko na zasadzie tzw. pięknej brzyduli (z wyjątkiem niektórych, będących już bliżej typu R, TR-ek). To nie jest klasyczna uroda jak u R, C, SN czy SG. Owszem, taki rys może się podobać, ale wszechobecna w internetach sympatia dla dość banalnych klimatów TR i SD (matko, ileż można obnosić te bordowe i zgniłozielone koronki… :/ Gdy to widzę, jedyne określenie, które mi się nasuwa, to „klisza”) wydaje mi się… nieadekwatna.
Dużo bardziej podoba mi się czyste N niż SD. xD Na pewno prędzej odbiorę je jako obiektywnie „ładne”.
Kurczaku, to ciekawe, co piszesz. Jestem fanką urody TR i SD, lubię właśnie taki rys, twarze piękne w nieoczywisty sposób. Widać każdy lubi co innego. Z drugiej strony cieszę się, że nie jestem TR i nie „muszę” nosić tych koronek i stroić się w taki sposób :)
mag_da – zależy, co kto lubi :) Ja osobiście postrzegam urodę SD jako dość pretensjonalną. Natomiast domyślam się, że może intrygować, bo zderzenie pierwiastka Dramatic i Romantic w jednym ciele stanowi dość oryginalny efekt, który może być postrzegany jako egzotyczny w naszym kraju. Wszak podoba nam się to, co jest rzadko spotykane.
Na podobnej zasadzie może działać fascynacja typem TR, chociaż mnie połączenie pierwiastków romantycznego i dramatycznego w takiej odsłonie dużo bardziej odpowiada. Delikatnie wyostrzona romantyczna twarz wydaje się bardziej charyzmatyczna i zapadająca w pamięć, a sylwetka wydaje się dość wdzięczna do stylizowania się. A do tego ta dość mroczna aura femme fatale… To się może podobać.
Ja sama jestem osobiście dość dużą fanką stylu Theatrical Romantic. Spotkać tak wystylizowaną osobę to niemałe przeżycie estetyczne. Bardzo podobają mi się te wszystkie szlachetne koronki, biżuteria w stylu retro, kamee, i inne.
Natomiast wydaje mi się, że obydwa typy, tj., SD i TR, o ile łatwo im zadać szyku na wieczór czy szczególne okazje, o tyle mogą mieć problem przy codziennych stylizacjach.
Ja też bardzo lubię typ Natural, świetnie prezentuje się w prostych ubraniach i w otoczeniu prostoty…
Jeśli zaś chodzi o aurę, jaką ktoś wytwarza swoim wyglądem i sposobem bycia, to jak dla mnie cała ta osławiona tajemniczość, rzucajaca się w oczy charyzma i „intrygującość ” to rzeczy przereklamowane i… nudne;) W ludziach pociąga mnie o wiele bardziej jakiegoś rodzaju niewinność, spokój, zrównoważenie.
Jak widać, ile osób, tyle opinii, ale pewnie ze swoją plasuję się w mniejszości…:)
Mag_da Oczywiście, ile ludzi, tyle opinii. Ja akurat mam hejt na styl TR i ciągłe nazywanie TR-ek kobietami o wybitnej urodzie, ponieważ mnie się po prostu ani taki styl, ani uroda nie podoba. Twarze SD z kolei wydają mi się w pierwszym rzędzie nieprzyjemne, w drugim – dosyć toporne, chociaż nie można im odmówić charakteru i zadziornego rysu, który niektórzy odbierają jako atrakcyjny.
Secundo, nie wiem, na jakich prochach był Kibbe, gdy komponował styl SD – te rzeczy są straszne, kiczowate i jednocześnie pretensjonalne.
A jeśli chodzi o bardziej obiektywną wypowiedź, to masz rację co do nieoczywistej urody u TR i SD. I to też prawda, że tym typom trudno jest trafić w stylizacje codzienne. Styl casualowy SD jest nie do noszenia, a TR-kom ciężko jest obronić klasykę czy lubiany przez większość ludzi wygodny styl N. Wydaje mi się, że może je trochę ratować wyrazista biżuteria, ale i ona nie wszędzie się nadaje.
Ania – Nie w aż takiej mniejszości, mnie te pseudomroczności TR również wydają się banalne. :P
Jestem fanką w ogóle grupy N, bardzo mi się podoba jej smukłość i jasna, przystępna uroda, o stylu nie wspomnę. Zauważyłam też, że drobniejsze i niższe przedstawicielki czystego Natural często lądują w klasyfikacjach jako Gamine, np. Emma Watson, która jest wręcz stworzona do stylu Relaxed.
Ania – to ciekawy komentarz, bo mam wrażenie, że ciągle panuje kult „charakterności” i zadziorności, którą mają typy z domieszką pierwiastka dramatyczności, a nie ma jej czyste N.
Oj, Kurczaku, myślę, że M. ma rację i jednak jesteśmy w mniejszości.:) Dwie jaskółki wiosny nie czynią, mówiąc metaforycznie;) Zadziorność i tak zwana ” charakterność” wciąż swięcą triumfy jeśli chodzi o kwestie ubioru czy nawet zachowania i chyba nie zanosi się na to, że w najblizszej ( a może nawet i dalszej) przyszłości coś się pod tym względem zmieni…
Bardzo jednak miło przeczytać, że ktoś zapatruje się na tę sprawę podobnie; nie czuję się dzięki temu aż tak osamotniona w swoich upodobaniach.:)
Sama jestem DC w typologii Kibbe, lecz znacznie złagodzonym- nietrudno więc wpisać mi się w estetykę, która mi się podoba i generalnie lubię swój typ.
Oj Kurczak, nie za ostro?
Można nie być fanem czyjejś urody, ale jakbyś się czuła, gdyby takie inwektywy ktoś użył do określenia Twojego typu Kibbe??
Swoją drogą nie pojmuję, jak może nie podobać się komukolwiek np. Więdłocha
A w stylu natural źle wyglądają nie tylko TR-ki i SD
iwona – Więdłocha wg. stylistki zajmującej się typologią Kibbe, jest Theatrical Romantic, z czym nie mogę się zgodzić, mimo że wygląda dość dobrze w wieczorowych kreacjach a 'la TR. Mianowicie ma zbyt ostry, krogulczy nos, oraz zbyt dużo cech dramatycznych w twarzy ogółem (mocno zaznaczone kości policzkowe, ostro zarysowana broda no i wspomniany kształt nosa). Wg. mojej oceny – czyste Gamine.
Czy mi się podoba? Szczerze mówiąc, wg. mnie, jej uroda jest na tyle specyficzna, że musi być wystylizowana w ściśle określony sposób, żeby ją wydobyć. W wydaniu saute – przynajmniej mnie – nie zachwyca.
Iwona – Nie odnosiłam się do nikogo ad personam, miałam raczej na myśli stereotypowe wizerunki i styl SD i TR, który mi nie odpowiada, oraz fascynację nimi i przedkładaniem ich np. nad urodę Romantic czy Classic, która akurat dla mnie jest ideałem, choć mój ulubiony typ to FN.
Więdłocha mnie się wcale nie podoba, ale to już zupełny subiektywizm. Jest w moim odbiorze nieprzyjemna i sztuczna, sądząc po jej wywiadach. A co do samych cech twarzy, ona ma orli nos. Nie sądzę, by mogła być w grupie Romantic, tak samo jak Rachel Weisz. Dla mnie to jest Gamine.
Takie stare biblioteki, z rzędami pięknie oprawionych książek, stare manufaktury połyskujące brązem i stare laboratoria wypełnione tysiącami dawno nie używanych, szklanych naczyń to dla mnie najpiękniejsze wnętrza <3
Ale styl też w pewnej mierze mnie pociąga, a i owszem ;) Czy osoba, która zawsze woli kratę od łączki, nie (z)nosi dżinsów i nie zamarza zimą własnie dzięki połączeniu wełnianej marynarki z wełnianym golfem może mówić akademickiemu stylowi drastyczne ,,nie"? O ile jednak elementy takie jak plecaki, brązowa, dyskretnie postarzona skóra, rozkloszowana spódnica, płaskie, sznurowane buty, pociągają moje serce, o tyle wersja totalna jest według mnie bardzo pretensjonalna, a przy tym, co jest sporym paradoksem, osobowości raczej ujmuje niż ja podkreśla. Bo i ile we wspomnianym preppy, niewerbalne wyrażenie frazy ,,jestem bogata i grzeczna do bólu zębów" zawiera sporą dozę bycia bufonem, to ma też pociągającą nutę przewrotności (przynajmniej tak też odbieram otwarte wyrażanie stanu konta swojego lub rodziców). Zdaję sobie sprawę, że każdy to może postrzegać inaczej, ale z mojej perspektywy w dark academia to ta dosłowność jest zabójcza i depersonifikuje noszącego kosztem samozwańczego stwierdzenia ,,jestem inteligentna/y i nie zajmuję się wyglądem". To już trochę za wysoki koszt, szczególnie w czasach masowej edukacji, białych kruków dostępnych już w sieci, gdzie najciekawsze dyskusje toczą się na Research Gate, a bywa, że największy intelektualny mentor (przynajmniej mój) od 35 lat nosi się tak samo (i tak samo nieefektownie ;)
Dark academia jest trudnym do ogrania stylem. Chciałabym z jednej strony czerpać z niego pełnymi garściami, a z drugiej strony jest tak jak piszesz – ryzyko bycia zbyt dosłownym jest bardzo duże, a od dobrego smaku dzieli go zaledwie cienka linia. Chociaż myślę, że są osoby, które nawet w najbardziej przerysowanej wersji tego stylu wyglądają naturalnie.
Fakt! Niektórym nawet takie najbardziej ekstremalne i przerysowane wydanie jakoś przedziwnie sprzyja najbardziej ;) Tak mi się teraz uruchomiła analogia do bardzo dopracowanego, ultrakobiecego noszenia się (w sensie, że zawsze obcas, że góra i dół zgrane kolorystycznie, i fryzura zrobiona i paznokcie i biżuteria dobrana) – niby na kimś jest niemal idealnie, niby razem gra, przyjemne dla oka, a jakoś zawsze czegoś mi za dużo, coś mi nie pasuje i gdzieś z tyłu głowy mam od razu, że oj, nie, nie dla mnie. Jakoś tutaj też automatycznie mi się ta reakcja uruchamia ;)
Haha, masz bardzo dużo racji. Dlatego trzeba robić tak, jak w duszy gra. To jest jakby tylko istotą bloga, że coś zbieram i opisuję, a rzeczywistość rządzi się swoimi prawami. Ja w pewnym sensie muszę bazować na skrajności, żeby coś konkretnego wyłonić i opisać, ale jakoś wierzę, że są osoby, które w skrajności się odnajdą bez pretensji i są też takie, które będąc umiarkowanymi w tę pretensję pójdą. Nie ma innej reguły – wszystko zależy od człowieka.
mag_da – bo DC to w dalszym ciągu klasyka, tylko lekko wyostrzona względem czystej klasyki, zaś FN to melanż dramatyzmu i naturalności.
Natural to zupełnie inna aura niż wspomniane typy. No bo ani nie jest piękny w romantycznym ujęciu tego słowa, ani nie ma w sobie charyzmy, który charakteryzuje typy dramatyczne, ani nie jest ekstrawagancki jak FG. Można go odbierać właśnie tak samo jak styl dyskretny – zwraca uwagę nie zwracając na siebie wagi. Natomiast zauważyłam, że znane osoby o tym typie się zarówno płci przeciwnej jak i swojej generalnie podobają. Mam wrażenie, że szczególnie dotyczy to tych kobiet, których twarz jest bardziej yin, a sylwetkę można określić jako atletyczną, przy zachowaniu kobiecych kształtów. W ogóle całkiem spora ilość aktorek jest w typie N, nie tylko Jennifer Aniston czy Katie Holmes: Brooke Shields, Anne Hathaway, Margot Robbie czy Emma Watson. Pamela Anderson również. Christie Brinkley, modelka z lat 80., też jest typem Natural.
Z tego co widzę, osoby o tym typie nie powinny ani się uromantyczniać, ani udramatyczniać, ani podążać bezkrytycznie za modą, bo paradoksalnie właśnie wiele tracą, starając się sobie dodawać. Co do wzorów, to z tego co wiem:
– krata;
– tureckie wzory;
– wzory etniczne;
– moro.
Tak, właśnie chodzi mi o tę charyzmę w wyglądzie, której czasem zazdroszczę innym typom, choć bardzo lubię styl przypisany typowi Natural. Z wzorów najchętniej wybieram klasyczne paski i myślę, że są dla mnie ok.
Moim zdaniem, każdy typ może mieć charyzmę, tylko u każdego będzie znaczyć coś innego. Takie SD i TR będą rzucać się w oczy, bo ich uroda jest dość rzadko spotykana w naszym kraju. Natural przy nich jest taki zwyczajny, z drugiej strony wygrywa przystępnością, jakiej brak SD i TR. No i ta atletyczna sylwetka to też duży plus. Ten typ emanuje siłą, ale w nienachalny sposób, nie musi ubierać się w szczególny sposób, by ją manifestować, wystarczy, że pokaże linię ramion, która mówi sama za siebie :)
Anne Hathaway jest DC a Margot Robbie chyba FG
Anne Hathaway – FN. Ona ma niestandardową urodę i mimo tego, że jest ładna, w większości stylizacji wygląda naprawdę źle. FN z oryginalną twarzą z bardzo dużymi oczami i dużymi ustami, szerokimi. Wyraziste rysy. Trudno ją chyba wystylizować. Podobna w ogólnym odbiorze do Liv Tyler, która jest bardzo wzorcową FN-ką, ale z dużo bardziej unikalną twarzą. :D
To nie wiem do końca, dla kogo jest, gdzieś pomiędzy D/SD i FN, ale DC by nigdy sobie z tym nie dało rady, a ona wygląda świetnie: https://i.insider.com/5e1c7cbc49878c1f9c193c16?width=750&format=jpeg&auto=webp
Szeroko rozstawiony biust prawdę ci powie (uwaga, zdjęcie w kostiumie kąpielowym): https://3.bp.blogspot.com/-lzkNB5WttIM/WUteUgIlI3I/AAAAAAAAuh4/Wq79N2YaCooe23fAH-2GTRvSsXMEKnkBACLcBGAs/s1600/pregnant-anne-hathaway-in-bikini-at-a-beach-in-hawaii-01-03-2016_7.jpg
W maxi boho wygląda rewelacyjnie (wreszcie!) https://i.pinimg.com/originals/f2/54/f5/f254f54cf698e1f3859e55dedc9281e5.jpg
Co do Margot, nie potrafię jej sklasyfikować. Czytałam kiedyś na jej temat dyskusję i wciąż nie wiem. Jedni ją wrzucają do FG, inni do N. Ja widzę u niej przede wszystkim uśmiech krokodyla zdolny wysysać duszę i wolę dłużej się nie przyglądać. :P
Anne Hathaway i FN? Ni jestem pewna, ale wykluczyć się nie da. W końcu jak ktoś ją wrzucił do DC, to widocznie dostrzegł w niej dramatyczny rys.
Margot Robbie FG? Nie sądzę. Zbyt regularne rysy i dość spokojna aura.
Zerknij na to zdjęcie w sukni, jest petarda. To jest jej jedyna stylizacja wieczorowa, w której wygląda jak milion dolarów.
Bardzo ciekawy komentarz. Też uważam, że ten styl w większości przypadków wygląda znośnie jedynie po przełamaniu czymś, aby było widoczne, że człowiek tak ubrany ma świadomość, iż w przeciwnym wypadku byłoby mu blisko do pozy intelektualnego snoba. ;)
Komentarz miał być pod wpisem Dziadovej, nie wiem dlaczego niespodziewanie wskoczył w to miejsce.:)
Ania – mnie się wydaje, że to jest skorelowane z tym jakie cechy charakteru są w danym czasie poważane. SD, TR, FG kojarzą się z zadziornością, zdecydowaniem, pewnością siebie i dlatego ich uroda jest pociągająca. N raczej przywołuje inną aurę. Może gdy na „topie” znajdą się inne cechy, wtedy Natural stanie się bardziej atrakcyjny.
M. – mam nadzieję, że doczekam;)
Czytałam wasze komentarze z zaciekawieniem. Sama próbuje ostatnio odnaleźć swój typ i cały czas liczę, że może tylko mi się wydaje, że moje ramiona są takie kościste, i jednak jakimś cudem będą naturalowe;) a wygląda na to, że jestem DC i szczerze to już bym nawet wolała SD. Bo określenie, który typ jest piękniejszy jest dla mnie mocno subiektywne, w każdym znajdują się piękne kobiety. Problem zaczyna się przy krojach. DC i D wydają mi się najmniej przyjazne (elastyczne?). Ale czekam na drugą część posta. Może zobaczę tam dla siebie jakieś inspiracje, które ułaskawią dla mnie DC.
Iskard – Oczywiście, że w każdym typie są piękne kobiety, a uroda SD/TR ma wielu fanów.
Naturalowe ramiona są właśnie kościste, a przede wszystkim – mają linię zbliżoną do prostej.
Zobacz: https://www.iwmbuzz.com/wp-content/uploads/2020/05/rihanna-taylor-swift-jennifer-lopez-pick-these-off-shoulder-outfits-for-this-summer-season-4-683×1024.jpg
Taylor Swift to FN, ale ma typową linię ramion dla całej grupy. Ramiona są proste i mają tak jakby wgłębienie między głową kości ramiennej i szyją Grupa N ma też zwykle długie, smukłe nogi.
DC ma zazwyczaj ramiona nieco miększe i mogą być lekko spadziste. DC bardzo często jest też gruszką. Wydaje mi się, że często spotyka się u DC mocno dramatyczną twarz i nieco bardziej kobiecą figura, ale cechy klasyczne i dramatyczne rozkładają się u każdej przedstawicielki trochę inaczej. :/
Ja akurat lubię ten typ, podoba mi się jego szlachetna uroda.
Z tego, co wiem, nasza forumowa M. dobrze zna się na Kibbach. Nawet ma tablice Kibbe na swoim Pintereście. No i jest jeszcze na YT fajny kanał o nazwie Aly Art, na którym dziewczyna w praktyczny sposób przedstawia różnice między poszczególnymi typami (chociaż ma parę błędów, Scarlett Johansson w SN czy Monica Bellucci w SD :/)
Strasznie sentymentalnie na mnie ten wpis zadziałał, kojaży mi się z czasami kiedy studiowałam na UJ, wszyscy wtedy tam ubierali się w tym stylu i ja z nim trochę romansowałam. Czasem strasznie tęsknie za tym klimatem, przesiadywaniem godzinami w starych czytelniach, noszeniem naręczy rozpadających się starych książek po deszczowym Krakowie i zażartymi dyskusjami o filozofii do świtu w ciemnych, zawalonych starociami knajpach przy wódce i kłębach papieroswego dymu. Strasznie to było urocze w naszym wykonaniu w tamtych czasach. Czarna wełniana marynarka była wtedy nieodzowbym elementem stroju, i zamaszysty wełniany płaszcz, w ogóle to był taki czas, że nie wychodziłam z domu bez koszuli i marynarki, czułam że nie wypada. Pamiętam, że kupowało się wtedy takie studenckie berety u czapnika, w małym zakładzie, który wyglądał jak z XIX wieku. Z tego okresu zostało mi zamiłowanie do marynarek i toreb typu sachel, w ogóle nie noszę innych torebek, czuję się z nimi głupio.
Czyli skracając ten przydługawy komentarz – mag_da, chyba większość dziewczyn i kobiet, chciałaby być Naturalem, lub którąś jego odmianą;) i widać to doskonałe i na ulicy i w sklepach.
Iskard, myślę, że styl Natural jest obecnie w modzie, dlatego dużo takich rzeczy jest w sklepach, co przekłada się na to, co widzimy na ulicach. No i łatwiej, szybciej i taniej jest uszyć złożony z dwóch prostokątów ovesize niż taliowaną sukienkę, więc pewnie szybko z mody nie wyjdzie. Marzy mi się sklep typ Kibbe x typ kolorystyczny, z podpisanymi półkami ;)
Powodzenia w szukaniu i oswajaniu swojego typu, mnie było dość łatwo, bo jestem wysoka, więc większość typów odpadła z automatu.
No ja widzę wszędzie rzeczy dla Gamine, FG i czystego D, czasami DC – przynajmniej w sieciówkach. Dużo jest też rzeczy dla nikogo. :( Latem od dość dawna pojawia się skręt w stronę romantycznego boho Soft Natural, ale znów kolory zgaszone, więc nie dla mnie. Radzę sobie, kupując w internecie i nosząc paski.
Czysty Natural chyba nigdy nie wyjdzie z mody, bo jest po prostu wygodny. :)
Mag_da, ja w ogóle jestem fanką stylu Natural, bo uważam że on się pięknie przekłada na każdą okazję. I na codzien i do pracy (nie zależnie jaki jest dress code) i na wyjścia. No i jak pisze Kurczak -wygoda!
Ha, też jestem wysoka i długa, więc przynajmniej połowa typów mi odpadła. Zaskakuje mnie tylko, że wahając się DC, N, FN, D, wizualnie nie jest to aż taka różnica, natomiast style są swoimi kompletnymi przeciwieństwami.
Haha, teraz Kurczaku z Twojego opisu wychodzę bardziej Naturalem;) zawsze wydawało mi się, że cała grupa Natural ma bardzo mocne ramiona, ale faktycznie u Taylor tego nie widzę.
Dzięki za polecenia, kanał Alt Art znam, ale właśnie za nic nie umiem odróżnić szkieletu naturalowego od dramatikowego.
Co ciekawe, z klasyfikacją gruszka, jabłko itp też mam problem. Zawsze myślałam, że jestem gruszką, bo nawet szczupła mam dół garderoby o rozmiar większy od góry, szerokie kości biodrowe (choć kanciaste) i mały biust. Ale teraz okazuje się, że chyba jestem jednak prostokątem, bo nie mam aż tak wąskiej talii, a ramiona mam o 1 cm tylko węższe od bioder.
Więc nie pozostaje mi pewnie nic innego jak pójść za sercem, które ciągnie do grupy Natural
Zależy, co oznacza wg Ciebie „mocne”. Dla mnie mocne = masywne. Masywne są dosyć częste u FN (i FG – w ogóle połączenie cech D i N daje efekt „najmocniejszych” kości), zdarzają się u czystego N (Emma Watson, Jennifer Aniston). SN na tle koleżanek z grupy są drobniejsze i bardziej „wiotkie”. Trzeba jednak pamiętać, że w grupie N nawet, jeśli ramiona są „masywne”, to idzie z tym w parze smukłość – dłuższa szyja, długie ręce i nogi, dlatego „mocny” czy „masywny” nie jest moim pierwszym określeniem, gdy myślę o tej grupie.
Dla mnie najważniejszym wyznacznikiem grupy N są właśnie te ramiona i szeroko rozstawiony biust. xD Poza tym łatwo wyeliminować grupę N po tym, czy się dobrze wygląda w oversizie. Jeśli pasuje nam największy oversize (namiot :)), to możemy być FN, typowy oversize – N, a tylko lekki – SN.
DC ginie w oversize nawet, jeśli jest wyższy i wizualnie mocniejszy niż N, bo jako typ klasyczny musi się trzymać dość dopasowanych fasonów.
Wydaje mi się, że przy rezygnacji z oversize’ów styl N i DC da się połączyć. Oba tak naprawdę kręcą się blisko klasyki.
CHRISTINA RICCI W PROZAC NATION!
Iskard – grupa Natural ma bardzo charakterystyczny kształt ramion, nie do pomylenia z żadnym innym – szerokie, prostokątne, dość masywne, najbardziej widać to, kiedy założą prosty, przylegający do ciała T-shirt.
Do tego, za wyjątkiem SN, szerokie kwadratowe ręce, dość duże, oraz tendencję do muskulatury, nawet gdy nie ćwiczą.
Czyste N ma twarz dość podobną do twarzy klasycznej, FN do dramatycznej, a SN ma duże, pełne usta i oczy, oraz najbardziej kobiecą twarz w ogólnym odbiorze.
Wpiszcie sobie w youtube: Prozac Nation | ‘Find Yourself’ (HD) – Christina Ricci, Michelle Williams | MIRAMAX
– scena odnalezienia własnego stylu, gdy bohaterka mówi: „we’ll be like this beautiful literary freaks”;)
Jestem bardzo ciekawa, jak byscie oceniły takie ramiona
https://drive.google.com/file/d/1XSfLVUiuT0yofkzvV1AIV4mUQa1-IKu7/view?usp=drivesdk
Ja póki co zauważyłam, że .. mam lustro do mycia;)
Cudne. <3 Biorę je.
Proste, bardzo szczupłe. Wgłębienie miedzy głową kości ramiennej i szyją jak się patrzy. Długie obojczyki. Nie wyglądają na szerokie na tym zdjęciu. Niestety po samej focie nie potrafię określić, czy są to ramiona N, czy prostoramiennego DC :). Skłaniałabym się jednak do N, ale już klatka piersiowa wygląda na delikatną – N ma szeroką.
A jak wypadasz w towarzystwie innych osób? Czy wydajesz się sobie "większa" niż np. drobnokościste Gamine? I czy masz ostre rysy, czy bliskie klasycznym?
Ja bym rzekła, że mogą wskazywać na FG. Szerokie, ale lekko kwadratowe.
Pracowałam naukowo, nawet próbowałam się tak ubierać, ale podświadomie czułam się w tym stylu źle – buro, sztywno i niewygodnie (te kanciaste marynarki, te duszące golfym to prasowanie koszul, te przydługie szerokie spodnie w kant, które wiecznie taplały się w kałużach, ughhh). A potem dokonałam skontaktowania się z byciem Czystą Wiosną. No i w rezultacie przechadzałam się po tych wszystkich szlachetnych ciemnych bibliotekach i poważnych konferencjach w malinowej sukience mini i martensach w kolorowe plamy, czując się absolutnie wybornie ;-)
Bardzo fajny, dowcipny komentarz.
Czystą Wiosnę trudno pogodzić z ciemnymi, tajemniczymi i męskawymi stylami. :D
M., FG odrzuciłam od razu, bo mam 175cm wzrostu, a to chyba za dużo.?
Kurczaku, wszystkie moje koleżanki są niższe, choć nie wszystkie drobne. I ubrałam przy nich obcasy raz, to idąc w większej grupie, którąś powiedziała że czuje się jakby były dziećmi idącymi z mamą. Tak że ten. A byłyśmy już wtedy dorosłymi kobietami;)
Wszyscy uznają mnie za wysoką i szczupłą, a nawet chudą, choć jak widać w zbliżeniu szczupła jestem, ale chuda to nie.
Na moje niewprawne oko twarz mam Fg/SD – duże oczy, duży nos, usta średnie, kwadratową twarz, widoczne kości policzkowe, raczej wysokie niż szerokie. Choć odbierana jestem jako bardzo delikatna, a SD raczej mają moc.
Iskard – a wstawisz zdjęcia twarzy?
Przy wzroście 1,75 m (nawiasem mówiąc, mam ten sam) można wybierać zasadniczo tylko między D, SD, N i FN.
https://drive.google.com/file/d/1XhSyTZwt811JJwMbEdv6p3X4AUa1dmQT/view?usp=drivesdk
To wybór niewielki, zwłaszcza że SD mogę od razu odrzucić.
Hmm, ja mam wrażenie, że właśnie najbliżej Ci do SD.
O jaaa, wg mnie jesteś przepiękna. To, co mi się rzuca w oczy pierwsze, to eteryczny rys, potem szlachetny, potem dziewczęcy.
Nie, ja bym wywaliła SD. Dobrze Ci w swobodnych włosach. A rozważałaś FN? Rysy masz regularne, ale chyba nie na klasyczny sposób (typy klasyczne w teorii mają wszystko uśrednione, nic się nie wybija na pierwszy plan) kości policzkowe wyraziste, oczy duże i okrągłe.
Na czyste N wydajesz mi się mieć zbyt wyrazistą urodę. Na SD zbyt delikatną.
Z drugiej strony te koronki Ci służą wg mnie, ale to zaledwie deseń, nie robi to z człowieka SD.
Przy okazji, przy wzroście 175 można być oprócz tych typów, które podała M., także SN, C, DC. Do wykreślenia jest tylko grupa Gamine i Romantic. To nie jest bardzo wysoki wzrost. Jest wysoki, ale w granicach normy, powiedziałabym.
Nie słyszałam wcześniej o tym stylu, ciekawa sprawa. ;)
Dzięki za ocenę:) Jak pisałam, twarz też mi się taka wydaje, ale hm można być SD z taką figurą..?
Figura SD: pełna klepsydra lub jabłko, biust pełny, najczęściej duży, ręce i nogi długie, ale bardziej krągłe niż u czystego typu Dramatic. Talia wcięta.
A można być drobniejszym SD z małym biustem? To nie wyklucza trochę tego typu?
Ponoć chudsze SD wyglądają bardziej jak Dramatiki. Czy umiałabyś to o sobie powiedzieć?
Co do samego ustalania typu, na Twoim miejscu wypróbowałabym:
– oversiz. Jeśli nie giniesz w oversizie, raczej na pewno jesteś w grupie N;
– fasony sukienek dla FN, maxi; makijaż z akcentem na usta;
– w celu weryfikacji SD styl retro glamour, odkryte ramiona, mocną biżuterię, loki, sztuczne futra, wyrazisty makijaż z kreskami; po przymierzeniu tego stylu człowiek prawie od razu wie, czy to jest jego klimat;
– w celu weryfikacji DC: łatwo sprawdzić to po przymierzeniu czystej klasyki. DC sobie z nią poradzi, tylko będzie czegoś brakować, ale nie będzie tragicznie.
Widziałabym Cię w FN, ale z drugiej strony po namyśle nie wykreślałabym zbyt pochopnie ani SD, ani czystego D, ani DC.
Dziękuję bardzo Kurczaku za miłe słowa.
Co do FN to chyba mój ulubiony styl i nie czuję, żebym ginęła w oversize, ale mogę nie być obiektywna. Po za tym uwielbiam etniczną biżuterię.
Styl SD wydaje mi się wybujały, a D i DC ostre i bardzo poważne. Ale to kwestia upodobań w ogóle. Pozostaje więc zdognie z Twoją radą przymierzyć się do wszystkich i zobaczyć co najlepiej zagra na mnie.
Jestem bardzo ciekawa, do czego dojdziesz. Gdybyś jednak uznała, że SD to jest to, to będę musiała zweryfikować swoją opinię o tym typie. :D
Ja obstawiam FN, ale pewności nie mam. I jeśli mogę coś dodać stricte od siebie, to radzę uwzględnić w stylizacjach eteryczność i jasność urody, tj. nie stylizować się bardzo dramatycznie w pobliżu samej twarzy. W praktyce to by się pewnie przełożyło na biżuterię, zwłaszcza kolczyki, o nieco łagodniejszych krawędziach niż typowe FN (gdy FN nie idzie w etno, ma podobną biżuterię co D).
Styl SD jest strasznie trudny do ogrania we współczesnych czasach. Nie mam pomysłu, co stylistki radzą dziewczynom, które są SD, do noszenia na co dzień.
O. A jaki typ byś sugerowała dla wzrostu 169, figury rożek (ewidentnie ramiona szersze i mocne, umięśnione, biodra wąskie)? Twarz raczej o ostrych rysach, duży nos, duże usta, duże oczy, policzki szczupłe. Dłonie i stopy wąskie. Może pokuszę się kiedyś o wstawienie fotki. Myślałam o N, ale właściwie nie mam połowy ich cech… ;) No i figura rożek, nie prostokąt. :-)
Kat Ko – Z tego opisu przychodzi mi do głowy wysoki okaz FG. Możesz do mnie napisać na maila, to się przyjrzę, żeby nie wkurzać już pań krytykujących dyskusję o Kibbach. :) tweety.kurczak@gmail.com
Ciekawe, choć większą sympatią darzę styl nowoczesnego wampira/eleganckiej czarownicy. Pozdrawiam.
Niestety, z tego co zauważyłam, nawet przy kilku kg więcej, w biust idzie nie wiele. Dlatego od razu odrzuciłam SD
Z większych typów zatem już tylko FN może mieć większe oczy i usta. Pomyślałam przez chwilę nad DC, ale odrzuciłam, bo u DC wszystko przeważnie jest uśrednione i lekko wyostrzone. Zdarzają się też DC z twarzą dramatyczną i z figurą gruszki :)
Ramiona wydajesz się mieć sporawe, więc FN jest całkiem realny.
Uwielbiam ten styl! Bardzo się cieszę, że zrobiłaś post o nim i że będą kolejne części! To co w tym stylu kłóci się z tobą wrażliwością, ta pretensjonalność właśnie dla mnie jest najbardziej pociągająca. Jestem dość nieśmiałą osobą i przywdzianie takiej maski pretensjonalności dodaje mi pewności siebie :)
Moim zdaniem najlepsze sklepy, żeby ubrać się w tym stylu, to… Second-handy :) Tanio można znaleźć dobrej jakości ubrania, często vintage; niestety nowe ubrania z naturalnych materiałów i dobrze uszyte są dość drogie, choć jest to oczywiście inwestycja na lata. Ja lubię jednak slow-fashion i staram się kupować tak jak najwięcej, zwłaszcza jeśli chodzi o rzeczy skórzane.
Nie mogę się doczekać kolejnego wpisu z tej serii :)
Ech, jestem pracownikiem naukowym uniwersytetu, w bibliotekach przesiaduję, bo to część mojego zawodu, odwiedzanie muzeów i różnych miejsc zabytkowych – też, a nawet nie wiedziałam, że istnieje taki styl jak dark academia. :) Ale… rzeczywiście, coś w tym jest. :) Wełna jako tkanina i dzianina, miękkie formy, zgaszone kolory – ja akurat bazuję nie na brązach, lecz na granacie, który zimą lubię zestawiać z bardzo głęboką, winną czerwienią, a latem z kremową bielą – czasem bawełniany aksamit albo sztruks, cienkie sweterki w romby (wzór argyle) pod marynarkę, skóra w dodatkach, u mnie zazwyczaj czarna, a wszystko po to, żeby nie być szarą myszą biblioteczną. Nieduże marynarki, proste spódnice tuż za kolano, szmizjerka jako ulubiony typ sukienki. Ale można też bardziej powłóczyście, w długich spódnicach i szalach. Chociaż to już nie ja, miałam jednak koleżankę, która świetnie w takich ciuchach wyglądała na bibliotecznym tle.
Bardzo jestem ciekawa kolejnego wpisu na ten temat.
A z innych rzeczy – z tym stylem najbardziej kojarzą mi się mosiężne lampy na biurko. Satynowany mosiądz, więc nie błyszczący, plus szklany klosz dwubarwny, wewnątrz mleczna biel, na zewnątrz zielony. W zabytkowych bibliotekach można jeszcze trafić na stoły z takimi lampami. Najbardziej do nich zbliżone są tzw. bankierki, ale te biblioteczne były bardziej różnorodne. Mam taką lampę.
Też jestem pracowniczką naukową i rzeczywiście mogę potwierdzić, że i ja i dużo moich znajomych ubiera się podobnie – także przez to, że – nie oszukujmy się – nasze pensje nie są wielkie i nie możemy sobie pozwolić na ekstrawagancję w ubiorze, a zarazem nie chcemy kupować w sieciówkach z przyczyn etycznych i ekologicznych. Większość moich ubrań to dobre jakościowo rzeczy znalezione w lumpeksach internetowych i outletach oraz jakaś uniwersalna baza. I rzeczywiście cokolwiek wyjmę z szafy, to do siebie pasuje, więc rano nie ma paniki „w co się ubrać”.
Co ciekawe, to jak wygląda ten styl latem. Jak słusznie zauważyłaś, to bardziej jesienna estetyka – golfy i marynarki, długie spódnice, trencze i płaszcze, sztyblety itd. Moja wersja tego stylu latem opiera się głównie na lnie i bawełnie. Długie lniane spodnie, lniane marynarki i lekkie bawełniane koszule, czasem jakieś apaszki i chustki albo proste bieliźniane sukienki lub szmizjerki. Ale wtedy rzeczywiście traci się ten wymiar „dark”, bo latem naturalnie ciągnie do jasnych barw :)
Myślałam, że potrafię w Internety, ale chyba jednak nie, skoro nie znalazłam nigdy tych dwóch słów na Pinetreście: dark academia! :D
Już w liceum ubierałam się podobnie (ah, ten secesyjny budynek!), ale z większą dziewczęcością: kwiaty, kropki, ugrzeczniona i cała w poliestrze ;) Już wtedy koleżanki zwracały mi uwagę na to, że wyglądam jak bohaterki filmów, „te mądre i inteligentne”, które siedzą tylko z nosem w książkach i są „mózgiem operacji” :)
Dziś już trochę dojrzałam w tym stylu. Lubię te męskie dodatki, ale nie za dużo. Surowa, czarna, przylegająca bluzka otulona ciepłym, wełnianym swetrem albo wełnianą marynarką. Do tego burza brązowych loków i ciemne okulary na nosie. Niby zwyczajnie, ale jednak jest to coś :)
Jako zgaszona jesień uwielbiam otulać się brązami, beżami, lubię towarzystwo czerni. Latem idę w stronę bieli, beżu, czasem zgaszonego różu, a nawet radosnego musztardowego. Jakoś mi w duszy to wszystko gra, w ogóle mam wrażenie, że dark academia to taki styl dla ludzi z retro duszą :) Jest jakaś fascynacja tym, co było (stare książki w bibliotece, które uczą kolejne pokolenia studentów, vintage marynarki, które nosi kolejny właściciel. Kim był pierwszy? Kiedy w ogóle powstała?), poszukiwanie źródeł.
Ostatnio przełamuję się do materiałowych spodni (nie-dżinsów :)) i koszul -zobaczymy, jak przeżyję lato ;) Pozostaje poszukać jeszcze jakieś skórzanej, porządnej torby i zrobić przegląd w szafie.
Czekam z niecierpliwością na kolejną część inspiracji i pędzę przeglądać pinetresta! :D
Rzeczywiście coś w tym jest, lecz należy pamiętać, że ludzie nauki bardzo różnią się między sobą. Zupełnie inny styl mają prawnicy, inny historycy a zupełnie odmienny lekarze czy filologowie. Nie wspomnę już o filozofii. Styl ubierania się współczesnych studentów też raczej nie przedstawia tego co opisuje dark academia. To jest raczej pewien ideał i stereotyp, bardzo nęcący i intrygujący – mi się podoba. Myślę, że bliższy introwertykom, romantykom, fanom szaroburej pogody i filmów o klimacie szkolnym z Harrym Potterem na czele, a nie społeczności akademickiej. Może kilkadziesiąt lat temu w Wielkiej Brytanii czy w USA tak to wyglądało, teraz mamy globalizację i takie rytuały się zatarły. Fajnie klimat dark academia parodiuje i wyśmiewa klasyk filmowy „Zabawna Buzia” z Audrey Hepburn.
Wydaje mi się, że moda na ten styl panowała w pewnych środowiskach ok. 10 lat temu, teraz chyba trochę przygasła. Bardzo kojarzy mi się też z Krakowem. Pochodzę z północnego wschodu Polski i tutaj rzadko kiedy widziałam ubranych w ten sposób ludzi, nawet wśród studentów.
Sama zresztą, choć mam swoje lata, często ubieram się w taki sposób. Styl ten jednak, by nie był nazbyt pretensjonalny, wymaga jakiegoś przełamania, np. odpowiedniego koloru paznokci, czy dodania podartych dżinsów lub akcesoriów, które w jakiś sposób kojarzą się ze współczesnością.
Pomimo, że jestem chłodnym latem, nie widzę tu przeciwwskazań, wystarczy beże zmienić na szarości.
Pretensjonalne może być przede wszystkim nadmierne pozowanie na intelektualistkę, ale to wiąże się raczej z wyborem lektur, filmów, miejsc spotkań i tematów do rozmowy :) Sam styl jest jednak dość swobodny, pozbawiony przesady, więc daleki od pretensjonalności. I nie warto go przełamywać podartymi dżinsami, bo to zdecydowanie nie ta bajka. On w ogóle nie wymaga „przełamywania”, tylko – jak zwykle style „bazowe” – pewnej indywidualizacji. Ale to można osiągnąć biżuterią albo innymi dodatkami. Etno? Ultramodern? Jakiś wyrazisty zegarek na rękę, pasek z niebanalną klamrą, torebka na pozór prosta, ale nie nijaka – i już, wszystko gra. :)
Ania – Ja też się cieszę, że nie jestem sama w upodobaniu do przystępniejszych stylów i twarzy. :D I wydaje mi się, że jak człowiek się wgryzie w budowanie stylu i różne podziały, to to, co na pierwszy rzut oka wydaje się takie „intrygujące”, okaże się dość płytkie, a to, co zdaje się łagodne i przystępne, kryje w sobie tajemnicę.
Typ DC ma ten komfort, że może się odrobinę wyostrzyć pod swój dramatyczny rys, ale z drugiej strony musi jednak pilnować klasyki i nie skończyć w czystym klimacie Dramatic. W ogóle dość często spotykam mariaż stylu DC i N – zazwyczaj jest to francuska elegancja. Ale DC-czki faktycznie są bardzo różne: po jednej stronie jest delikatna Diane Kruger czy dziewczęca Michelle Pfeiffer, po drugiej mocno wyostrzona Julianne Moore.
Sama jestem SN i przyznam, że lubię ten typ urody. Moim zdaniem nie styl czyni człowieka wyrazistym, a charakter. :D
Te zdjęcia są tak malutkie że nic nie widać.
Moim zdaniem, styl, jeśli wynika z charakteru, również może czynić człowieka wyrazistym
Ja widzę na tych zdjęciach styl lat dziewięćdziesiątych. Obecnie mało ciekawy.
Jeśli dobrze rozumiem, moje przedmówczynie posiadające typ urody Natural bądź jemu podobny czują się „lepsze” niż płytki, wulgarny, pretensjonalny, toporny (sic!), charyzmatyczny i przemawiający do męskich upodobań typ SD lub TR…..
No cóż, klasyfikowanie w tak powierzchowny sposób wskazuje wyłącznie na niskie instynkty z gatunku zawiści i nietolerancji.
Uważam, że świat kobiet jest piękny właśnie dlatego, że jest tak różnorodny. Równie różnorodne są gusta odbiorców tej urody, czy to dyskretnej, czy bijącej po oczach. Odrobinę luzu, dziewczęta.
Zmieścimy się wszystkie na tej planecie…..
Przepraszam za odbieganie od tematu, Mario.
Paulina – Znasz wyłącznie instynkty, które powodują twoje działanie – nie wkładaj ich do głowy innym. Wszystkie wypowiedziałyśmy się w kulturalny sposób, nie rzucając zawoalowanych uwag o cudzej „zawiści” i „nietolerancji”. Wyrażenie odmiennej opinii nie jest brakiem tolerancji wobec twojej – nie musimy się zgadzać i nie musi być to powód do złośliwości, która jest tu tylko po twojej stronie. To, że komuś się coś nie podoba, nie musi wynikać z zawiści – ja u ciebie wynika, twoja sprawa.
Ja np. jestem szczerze znudzona pieniami na temat rzekomego magnetyzmu urody dramatyczno-romantycznej, nie widzę w niej tego, uważam kompatybilny styl za niemodny i pretensjonalny, ale z drugiej strony nie twierdzę, że np. uroda Natural, Romantic czy DC jest „lepsza”.
Ojojoj, Paulino, chyba trochę się zagalopowałaś… Po prostu pewne ” klimaty” odpowiadają jednym ludziom bardziej, innym mniej i nie mieszałabym do tego zawiści.
Ja lubię delikatność, a ciężkie, od lat lansowane trendy to nie moja bajka, pomimo, że sama należę raczej do typów ” intrygujących”.
Zgadzam się Paulina. W Kibbe co jest piękne to pochwała różnorodności. Kiedyś myślałam, że trzeba być jakimś, chudym o długich nogach albo wręcz przeciwnie – wszystko w sobie korygować, żeby być klepsydrą. Miałam koleżankę w typie romantic wg kibbe, była śliczna ale jej „niemodna” sylwetka przecież seksbomby wprowadzała ją w straszne kompleksy, bo uważała że ma za duży biust pupę i za krótkie nogi. To była jej obsesja, kiedyś w jakimś dziwnym porywie powiedziała mi, żeby ja może i mam nogi, o których marzy, ale za to mam za krótką talię… pamiętam że byłam w szoku i googlowałam co to znaczy „krótka talia”. I tak siedziałyśmy obok siebie ze swoimi kompleksami. Czytając o typach sylwetek Kibbe przypomniałam sobie tamten moment, odkrylam że faktycznie mam górę dużo krótszą niż dół i że to wcale nie jest defekt to tuszowania, tylko raczej moja własna linia do podkreślenia. Zrozumiałam, że świat jest wystarczający duży dla tych wszystkich typów i kobiet długonogich i z pięknymi biodrami i zamiast się chować czy ślepo ubierać w to samo, musimy tylko podkreślać swoje ja (czyli linie ciała).
Dlatego ze smutkiem przeczytałam przynajmniej początek tej dyskusji..
Szczerze mówiąc, mnie też zdziwił kierunek, w jakim poszła ta dyskusja. Większość moich koleżanek z czasów wczesnej młodości było w typie z grupy Gamine i ja wydawałam się przy nich strasznie wielka. Wymyśliłam sobie nawet specjalną pozycję do wspólnych zdjęć, żeby moja sylwetka wydawała się krótsza i nie wystawała aż tak ponad nie.
Teraz akceptuję i lubię swój typ fizjonomiczny, zwłaszcza że polecany styl pasuje do mojego podejścia do ubierania się. Jak każdy z Kibbe’owej czternastki ma on swoje możliwości i ograniczenia. Ale lubię czasem też powzdychać do innych, bardziej dramatycznych typów, do możliwości, jakie dają. Podobnie z analizą kolorystyczną – lubię swoją delikatną paletkę, ale czasem chciałabym ubrać się na biało-czarno, założyć do tego magentowy żakiet i wyglądać dobrze.
Helen – Ten smutek jest, jak rozumiem, wywołany tym, że komuś nie podoba się styl SD/TR czy że ktoś nie podziela twojej opinii?
Mag_da Nie wiem, co jest do dziwienia się w tej dyskusji. Dla mnie to po prostu kulturalna wymiana zdań, pomijając złośliwą wypowiedź Pauliny, wkładającą krytykującym coś osobom do głów „zawiść” (sic!).
Też tego nie rozumiem. Tak jak możemy dzielić się naszymi wrażeniami na temat palet kolorystycznych, tak możemy dzielić się spostrzeżeniami, jakie robi na nas poszczególny typ fizjonomiczny. Dopóki dyskusja mieści się w ramach zachowania zasad kultury osobistej, to wszystko jest w porządku.
Ja nie mam na przykład problemu z tym, że ktoś odbiera intensywny róż jako kolor lalki Barbie. Takie wrażenie robi na osobach, którym intensywny róż nie pasuje.
Ja osobiście nie przepadam za typem Flamboyant Natural. Nie podoba mi się natężenie cech naturalowo-dramatycznych, a osoby w tym typie wyglądają dla mnie jak olbrzymy :)
Tu nie chodzi o to, że wszystko ma się wszystkim podobać i nie można wyrazić swojego zdania.
Zarówno typologia Kibbe, jak i analiza kolorystyczna doceniają różnorodność i dążą do podkreślenia naturalnego piękna różnymi środkami. Można nie znać tych systemów lub się z nimi nie zgadzać i twierdzić np. że każda prawdziwa kobieta powinna nosić sukienki w kwiatki w pastelowych kolorach. Jeśli ktoś niezaznajomiony z typologią Kibbe obejrzałby moją garderobę i powiedział, że mam workowate ubrania jak dla chłopa, to też bym się nie przejęła. Ale taki komentarz z ust kogoś kto zna i uznaje tę ideę wydałby mi się co najmniej dziwny. Przecież właśnie o to chodzi, że ja jako N nie wyglądam w tym mało kobieco, stroje TR na TR nie wyglądają pseudoromantycznie tylko naturalnie, a SD na SD nie są pretensjonalne. To tak jakby przy poście o Ciemnej Jesieni ktoś napisał, że to ciężka ponura paleta jak dla starej baby. Zaraz by się pojawiły głosy sprzeciwu. Ale przecież ten ktoś wyraził tylko swoje zdanie, no i bez przekleństw, więc kulturalnie.
Poza tym inaczej się odbiera opinie wyrażane z perspektywy „ja”, typu: nie podoba mi się, uważam, że coś tam coś tam, a inaczej takie, które mają postać ogólnych negatywnych osądów, że coś jakieś jest. Jeśli w niektórych wypowiedziach przeważają te drugie, to nie dziwię się, że powstał ferment.
M. – Ja akurat uwielbiam FN, to mój ulubiony typ, ale wiadomo, nie każdy podziela tę sympatię.
Mag_da – Masz trochę racji co do tego, że komentarze płynące z ust osób zaznajomionych z tematem nie powinny być zbyt ostre czy subiektywne, bo rozumiem, że to masz na myśli. Jeśli chodzi Ci o mnie – możesz się do mnie bezpośrednio odnieść.
Ja akurat nie jestem autorką bloga czy dyplomowaną stylistką, dlatego też moja opinia nie jest z gatunku „eksperckich” mimo że coś tam wiem. Gdybym np. przyjmowała zlecenia na diagnozę Kibbe, raczej nie pozwoliłabym sobie na takie komentarze, bo byłoby to nieprofesjonalne. Z drugiej strony póki tego nie robię, sądzę, że jak najbardziej ok jest wyrażanie swojego zdania o stylu/urodzie, która nam nie odpowiada, i określanie jej epitetami, które nie są obraźliwe. Tym bardziej, że nie piszę do nikogo ad personam.
Nie uważam, by dyskusja powodowana krytyką była fermentem. Na świecie nie istnieją tylko pochwały i słodycze.
Jest ogromna różnica pomiędzy napisaniem: „paleta ciemnej jesieni jest dla starej baby” (i to jest notabene osąd) a „uważam styl SD za niemodny i pretensjonalny” (opinia).
Mag_da 100% zgody z Twoim komentarzem, chciałam napisać swój, ale wyczerpałaś temat :-)
Jest różnica wymieniać się wrażeniami na temat palet kolorystycznych, a np napisać: nie lubię prawdziwych jesieni, to natężenie ciepłych barw jest męczące, a osoby w typ typie wyglądają jak dzikie piegusy (wymyślam teraz). Nikt nie wybiera sobie typu kolorystycznego, ani kośćca. Może ktoś teraz pójdzie przed lustro i będzie zastanawiać się czy wygląda np. jak olbrzym? Ale rozumiem, że każdy ma swoją wrażliwość i swoje własne granice wyrażania subiektywnego zdania w dyskusji.
Paulino, mam pytanie. Czemu nie uwzględniłaś w swojej rozpisce stylu FG? Przecież on jest wyjątkowo wulgarny, dosadny, o wiele bardziej niż TR i SD. Te miniówki, panterki, tygryski, łańcuchy, chokery, ostry makijaż, o nie, dress code złamany we wszystkich miejscach, Inkwizycja już jedzie ze stosem ;) A tak na poważnie – to nigdzie nie widziałam złośliwości ani wywyższania się panien identyfikujących się jako Natural (swoją drogą – fajny styl, samej mnie do niego ciągnie). Zwykła wymiana zdań.
A czy styl SD, TR czy FG bardziej przemawia do facetów niż delikatny styl R czy SN… niby tak, ale nie do końca. Z tego, co zaobserwowałam, to facetom pasuje to, co jest naturalne dla każdej kobiety. No i gust. Znam dość sporo panów tęskniących za retro czy słowiańskim stylem u pań. Też są tacy, którzy wolą chłopczyce. To nam wtłuczono do głowy, że każda musi mieć klepsydrę, bo to się najbardziej podoba u facetów. Ubieram się tak, żeby mi było dobrze, a czy się podoba komuś czy nie – jego lub jej sprawa ;)
Co do stylu czy urody TR i SD – ja je uwielbiam, bo są właśnie seksowne. Nie przepadam za zbyt klasycznymi twarzami, szukam tych mniej oczywistych i wyrazistych. Sama się kiedyś ubierałam w mix TR i SD, ale potem skutecznie wytłuczono mi to z głowy… i chwała za to, bo jestem Flamboyant Gamine. ;)
Mario,
Oglądam właśnie krótką „wycieczkę” po Vicotria and Albert Museum związaną z nową wystawą Kimono: Kyoto to Catwalk. Pomyślałam, że może cię zainteresować :)
A tak w ogóle – PO CO zajmować się akurat tutaj typologią Kibbe’a? Maria wychodzi z zupełnie innych założeń, w jej postach te założenia w ogóle się nie pojawiają, a to już kolejny temat, pod którym są wałkowane typy sylwetek. Przecież to zwykły offtop, który nie ma nic wspólnego z postem Marii. Ze dyskusja jest kulturalna? No i świetnie, rozważania o modzie i ubieraniu się w ogóle nie powinny skłaniać do zacietrzewienia, ale nie zmienia to faktu, że dyskusja poszła w kierunku, który do kwestii stylu Dark Academia nie wnosi kompletnie NIC. Maria napisała bardzo ciekawy post, odpowiedzi pod nim pojawiło się sporo, zajrzałam po paru dniach, bo sądziłam, ze przy tak dużej ilości komentarzy rozwinęła się interesująca dyskusja – a tu widzę znowu offtopowanie, całkowicie bez związku z tematem głównym.
Rubia – nie mogę się wypowiadać za wszystkich, ale dla mnie to ciekawa dyskusja, ponadto ona zwiększa zasięgi bloga. Nie wiem, co ci przeszkadza off-topping.
Nie powiedziałabym też, że dyskusja o typach Kibbe nie wnosi absolutnie nic – każdy, kto orientuje się w temacie, będzie wiedział, dla których typów zaproponowany styl będzie najbardziej odpowiedni. Bo to, że nie jest absolutnie dla każdego bez wyjątku to chyba oczywiste.
Zgadzam się z Tobą. Wiedziałam że jest nowy wpis Marii ale zawsze odkładam czytanie na wolną chwilę, bo czytam też wszystkie komentarze. Zabrałam się za czytanie dzisiaj i jestem bardzo zdziwiona mnogością komentarzy na temat Kibbe oraz, co ważniejsze, ich chaotycznością.
Dziewczyny, piszecie komentarze o Kibbe jako odpowiedzi do komentarzy o dark academii. Robi się jeden wielki chaos i utrudnienie dla osób które chciałyby podyskutować na temat bieżącego wpisu oraz podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Bardzo ciekawe opinie giną w rozważaniach kto jakie ma ramiona i jakim typem jest Taylor Swift. Od zawsze komentarze na blogu USK to był „drugi wpis”, kopalnia wiedzy, i fajnie by było to zachować.
Sama „uznaję” Kibbe i jestem zdiagnozowana od kilku lat, ale znając opinię Marii na ten temat, uważam że niestosowne jest robienie offtopów na ten temat pod jej postami. Rozumiem kilka komentarzy na estetyki, tak jak to bywało kiedyś; wymienianie się spostrzeżeniami jak można się fajnie ubrać zachowując swój gust a jednocześnie typ. Ale diagnozowanie celebrytek oraz innych użytkowniczek wydaje mi się nie na miejscu. Są w Internecie miejsca gdzie można takie dyskusje uprawiać.
Co do głównego wpisu, to mi oprócz wymienionych już filmów skojarzył się ten najnowszy o Tolkienie, jak również Lily Collins w nim.
Eloise – to, że Maria „nie uznaje” typologii Kibbe, nie jest równoznaczne z tym, żeby się autocenzurować w sekcji komentarzy i nie podejmować tego tematu w obawie przed tym, że „Maria będzie zła”, „to się Marii nie spodoba”, czy „wprowadzimy off-top”.
Dopóki jej samej nie przeszkadza, nie widzę nic zdrożnego w zbaczaniu z głównego tematu wątku.
Swoje zdanie na temat stosowności bądź jej braku zachowaj zatem dla siebie. Jeśli dla Ciebie dyskusja nt. typologii Kibbe jest niewłaściwa, to po prostu w niej nie uczestnicz.
M., prowadzenie dyskusji o typologii Kibbe’a pod tematem Dark Academia wskazuje po prostu, że tych dyskutantek temat zaproponowany przez Marię najzwyczajniej w świecie NIE INTERESUJE i traktują go pretekstowo, żeby pisać o sprawach, które w ogóle nie mieszczą się w jego zakresie ani nawet w tematyce całego bloga. I ja bym rozumiała, gdyby te rozważania o sylwetce przewinęły się okazjonalnie – wiadomo, nie każdy styl jest dla każdego, więc można uważać np. że „jestem zbyt mocno zbudowana/ zbyt drobna/ za mało wyrazista żeby ubierać się w tym stylu”, ale tu brak jest nawet tak nikłych nawiązań. Owszem, systematyka Kibbe’a jest użyteczna, bo pozwala się uniezależnić od dyktatu jedynie słusznej kobiecej sylwetki w kształcie klepsydry, ale przecież jest to temat podejmowany na wielu blogach, gdzie można sobie podyskutować. Jeżeli natomiast czytam tytuł: Dark Academia, albo Preppy, albo Boho, to chcę się czegoś dowiedzieć właśnie o tych zjawiskach, a nie o tym, czym różni się FG od SN.
Rubia – gdybym mnie temat zaproponowany przez Marię nie interesował, zwyczajnie bym się nie wypowiadała. Podobnie postąpiłabym, gdybym nie miała nic do powiedzenia.
Pretensje, że nie dowiedziałaś się wystarczająco dużo na temat stylu preppy czy dark academia, możesz co najwyżej skierować do autorki wpisu, a nie do osób, które wypowiadają się w sekcji komentarzy.
Ja osobiście uważam, że warto wspomnieć o tym, dla kogo nadaje się najbardziej styl taki czy inny. Bo jeżeli ktoś pisze, że np. jest zbyt drobny, bo ubierać się w obszerne swetry, bądź zbyt masywny, by ubierać się w stylu romantycznym, to zasugerowanie mu, że może reprezentować taki czy inny typ fizjonomiczny, ułatwi mu wiele rzeczy, np. podjęcie decyzji, czy może styl dark academia wypróbować na sobie, czy też zarezerwować sobie tylko do podziwiania na zdjęciach czy na innych ludziach.
Rubia – Naprawdę, nie wiesz, czy temat zaproponowany przez Marię interesuje „dyskutantki” czy nie. Chyba, że jesteś jasnowidzką. Ja ze swojej strony dyskutuję o temacie luźno związanym z Dark Academia, który jest dla mnie ciekawy, i dla innych również, sądząc po odzewie. Co Ci w tym przeszkadza?
Ponadto duże dyskusje podbijają zasięgi bloga. Nie rozumiem, dlaczego tak bronisz puryzmu tematycznego w dyskusji, narzucając nam tematy, na które mamy pisać, przy okazji sama w dyskusji o Kibbach nie uczestnicząc. To wygląda jak takie czepiania się na siłę.
Eloise – jak zgadzasz się z Rubią w 100%, to może nie ma sensu pisanie takich komentarzy, skoro przedmówczyni trafnie wyraziła Twoje zdanie?
Naprawdę :) niekulturalne za to jest pisanie, że dyskusje „zaśmiecają bloga”. Wszystkie współtworzymy sekcję komentarzy i naprawdę nie Ty decydujesz, która dyskusja jest ok, a która nie. Możesz mieć taką opinię i ją wyrażać, i tego nikt Ci nie może zabronić, ale nie narzucaj swojego zdania i nie rób z niego prawdy objawionej (z Twojej wypowiedzi pobrzmiewa wniosek: dyskusja jest bezwartościowa dla mnie = dyskusja jest bezwartościowa w ogóle).
Pytanie, czy jest zasadne wyrażanie tej opinii i dołączanie się do „zaśmiecania bloga” skoro chcesz się dowiedzieć czegoś wyłącznie o Dark Academia.
Co do tego, że nie ma gdzie podyskutować o Kibbe, to się zgadzam. A szkoda, bo to jest ciekawy temat. Był chyba jakiś wątek wizażowy, ale mnie to nie urządza, bo nie lubię tego forum. :/
M., ja nie sugerowałam że „Maria będzie zła” albo jej się to „nie spodoba”. Myślę że Twoje porównania są przejaskrawione. A argument „nie uczestnicz w dyskusji jeśli ci się nie podoba” raczej nie jest ani mocnym, ani… kulturalnym :) argumentem.
Zgadzam się z Rubią w 100% – czym innym jest dyskusja w stylu „jak przełożyć dark academię na typ X”, albo do konkretnej figury, a czym innym jest wcześniej przeze mnie wspomniane analizowanie użytkowniczek czy celebrytek. Jeżeli nie widzicie w tym nic nie na miejscu, to dyskutujcie dalej; w dalszym ciągu myślę że odpowiedniejszym miejscem byłoby stworzenie jakiegoś swojego miejsca Kibbe’owego (a takich akurat w polskim Internecie brakuje) niż zaśmiecanie wpisów na czyimś blogu. Na pewno byłoby wygodniej. Po prostu niezbyt fajnie przedziera się między masę komentarzy niewnoszących kompletnie NIC do tematu wpisu.
Eloise – nie widzę nic niekulturalnego w powyższym stwierdzeniu.
Jeżeli chcesz zostać moderatorem bloga Marii, to po prostu do niej napisz i uzgodnijcie to między sobą.
Dopóki takiej moderacji nie ma, bardzo proszę, nie narzucaj innym, o czym mogą pisać w sekcji komentarzy, czy wolno im zbaczać z tematu głównego, czy też nie.
Rubia – po co? Bo to interesujący temat, po prostu :) nie musisz uczestniczyć w dyskusji, jeśli nie chcesz.
Zakazu zbaczania na inne tematy, póki co na tym blogu nie ma, zresztą często w komentarzach tematy poboczne nasuwały się same i jakoś Maria nie miała nic przeciwko temu. Jeżeli zmieni zdanie, to część się dostosuje do jej żądań, a część przestanie się tutaj udzielać.
Ja akurat szanuję Marię, że nie kusi się na pisanie o typologii Kibbe jak to robią teraz wszystkie inne blogerki. Uważam, że typy kolorystyczne przy Kibbe to jak etiuda przy koncercie Mahlera… Trzeba być na prawdę obeznanym i szczerze przekonanym do Kibbe by móc się w tym obracać. Nie wiem jakie zdanie ma na ten temat Maria ale ja byłabym daleka od twierdzenia, że Kibbe nie ma znaczenia. Typologia ta zatacza kręgi na bardzo wiele obszarów, nie tylko samego wyglądu ale również tężyzny fizycznej, wrażenia jakie robimy na ludziach i wyjaśnia dlaczego dwie podobne do siebie z rysów twarzy, wzrostu, wagi i kolorystyki osób, wygląda zupełnie inaczej w identycznych ubraniach.
Ja jestem typem Classic (tak gwoli dark academia, który to styl bardzo pasuje typowi klasycznemu). Tak bardzo classic, że sam mistrz Kibbe byłby zaskoczony. Dopóki sobie tego nie uświadomiłam nie byłam do końca pewna co zrobić ze swoim stylem. Wyczytałam gdzieś, że osobom o typie classic trudno byłoby narysować karykaturę. Najkrótsza i najbardziej trafna charakterystyka tego typu. Zawsze myślałam, że nie ma we mnie NIC, ale to nic absolutnie charakterystycznego. I w sumie miałam rację, tylko nie wiedziałam, że ma to swoją nazwę. Świadomość, że moje modowe wybory tak czy siak bardzo pokrywają się z z typem Kibbe, którym jestem, dodała mi pewności siebie. Moim zdaniem na prawdę warto się w to zagłębić bo dzięki tej wiedzy poszerzamy swoje możliwości. Gdybym kierowała się wyłącznie typami kolorystycznymi (jestem stonowaną jesienią) zrezygnowałabym z noszenia prostych białych, nieskazitelnych koszul i czarnych golfów, w których wyglądam i czuję się świetnie a teoretycznie nie powinnam. Tymczasem w pewnych kolorach, które z racji kolorystycznego typu powinny mnie komplementować, czuję się rozmemłana.
Odnosząc się do dyskusji – typologia Kibbe, jak wiele dziewczyn nadmieniło, ma na celu uświadomienie, że każdy z nas jest skończoną całością i proporcje naszego ciała są idealne dla nas bo każdy jest inny. Nie trzeba robić z siebie na siłę Kim Kardashian albo Gigi Hadid by czuć się pięknie. Skądinąd fajnie wyjaśnia też dlaczego operacje plastyczne są widoczne na pierwszy rzut oka, nawet te najlepiej wykonane (bo zaburzają istniejącą harmonię ciała). I nie ma, że jeden typ jest lepszy od drugiego. Kobiety Theatrical Romantic są bardziej kobiece od Flamboyant Gamine, Classic są nijakie a Dramatic to babochłopy…Wszystko to jest w naszych głowach a te szufladki, o których gadamy mają nam pomóc siebie zaakceptować i polubić a nie na odwrót.
A co do tego czy Maria się obruszy za ten offtop – no cóż, myślę, że każda dyskusja dotycząca stylu jest dla niej interesująca,nawet, lub w szczególności z dziedziny którą się nie zajmuje.
Ola – Podoba mi się ten komentarz. Jest wyważony i wreszcie jakiś głos bez zawoalowanych złośliwości i narzucania innym, o czym mają pisać.
Ja natomiast nie robiłabym z Kibbów jakiejś ideologii – moim zdaniem to po prostu ciekawy podział na sylwetki i pasujące fasony, który wcale niekoniecznie musi się wiązać z afirmacją wszystkich typów piękna. Ale to jest wyłącznie opinia.
Sama od siebie chętnie zobaczyłabym uwspółcześnione style dla typów Kibbe. Natural, a przynajmniej jakaś jego odsłona, pasuje mi do Dark Academii i stylu dyskretnego prezentowanego dawniej, a la męski look, który często prezentuje Maria, leży gdzieś między FN, D i DC.
Dziękuję za miłe słowa :). Nawiązując do tym co powiedziałaś o stylu to uważam, myślę że podobnie jak Ty, iż sposób ubierania się czy poszczególne części garderoby nie są przypisane do danego stylu. To byłoby po prostu złe. Ale Kibbe daje ogólny pogląd i wyjaśnia dlaczego w czymś wyglądamy i czujemy się fajnie a dlaczego w innym jest nam jakoś nieswojo – u mnie są to szerokie dekolty, miniówy i pomalowana dolna powieka (słyszę wtedy od znajomych pytania czy aby na pewno dobrze się czuję bo źle wyglądam). Nie znaczy to by np. kobieta w stylu Romantic nie mogła założyć glanów, pomaszerować na koncert rockowy i przy okazji wyglądać super. Tylko klucz polega na tym by nie przesadzić tam gdzie nam nie wolno. Nawiązując do tego spontanicznego przykładu, wystarczy sobie wygooglać zdjęcia Drew Barrymore jak próbowała stylu grunge (z tragicznym efektem) i dla porównania – stare fotki Kate Winslet w jeansach i czarnej skórzanej kurtce, lub w miękkim swetrze i w butach motocyklowych (wygląda bajecznie). Obie są typami Romantic. Dlatego uważam, że każdy styl można zaadaptować do każdego typu. Byle z głową, pozytywnym nastawieniem i dużym lustrem :p.
Drew Barrymore akurat jest Soft Gamine.
Kate Winslet nie bardzo przekonuje mnie w stylu motocyklowym. Pomijając fakt, że jest to styl zdecydowanie dla bardziej androgenicznych typów urody, była to po prostu kwestia ówczesnej mody, którą z grubsza każdy chciał na sobie przetestować.
M. Prawda, chociaż np. ja nie czuję potrzeby, by styl jakoś mocno odzwierciedlał moją osobowość. Noszę to, co mi pasuje. Wg mnie charakter jest zbyt złożony, by mógł mieć przełożenie na ubranie, ale po części na pewno można próbować.
Ola – Tak, zgadzam się z Tobą. Odkrycie pasujących fasonów jest naprawdę użyteczne, moim zdaniem na równi z pasującymi kolorami. Ja jestem za tym, że wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne, parafrazując św. Pawła. :D Tj. dziewczyna Romantic może nosić styl androgeniczny, tylko powinna liczyć się z tym, że nie będzie wyglądać tak dobrze, jak mogłaby w swoim własnym.
Poznanie pasujących linii ubrań też pomaga wystrzegać się stylów modnych, a bardzo nam szkodzących.
Wydaje mi się, że o stylu decydują raczej kolory, klimat i desenie niż konkretne fasony ubrań, dlatego faktycznie można, z lekką modyfikacją, dostosować właściwie styl do naszego typu.
Według mnie nasz styl powinien być wypadkową naszej kolorystyki, pasujących fasonów, gustu i osobowości :).
Niestety cały czas obserwuję jak trendy rządzą ludźmi.
O tak, operacje plastyczne gwiazd rzadko kiedy się udają właśnie dlatego, że w nienaturalny sposób zmieniają rysy i zaczyna się wyglądać jak zupełnie inna osoba. Potem się dziwić plotkom, że jakaś gwiazda została podmieniona :)
Mnie bardzo mierzi to, jak np. gwiazdy w typie Romantic usiłują sobie dodać yangu. Nie wiedzieć czemu, myślą chyba, że jak się wyostrzą, to dodadzą sobie charakteru. Zauważyłam to na przykładzie Beyonce, niegdyś z piękną twarzą właśnie na sposób romantyczny. Wszystko zmieniło się kiedy dała sobie zoperować nos, a konkretnie znacznie zwęzić skrzydełka nosa. Z pięknej twarzy zrobiła się już nie tak piękna i bardzo nieprzyjemna w odbiorze. Fatalnie też wygląda, jak chce się stylizować bardziej na SD.
M., rewelacja! Kto poza Tobą mógłby wymyślić, że operacje plastyczne gwiazd i kształt skrzydełek nosa Beyonce to znakomite uzupełnienie tego, co napisała Maria o stylu Dark Academia! Dla mnie sensowne komentarze skończyły się tutaj dawno temu, ale warto było zajrzeć po paru dniach, żeby to przeczytać :))))) Czekam na dalsze pomysły w zakresie offtopowania. You made my day :))))
Rubia cóż – powyższym komentarzem nie pokazałaś kontrargumentów wobec moich odpowiedzi i Kurczaka odpowiedzi na twoje zarzuty, a co najwyżej bezpodstawną i niepotrzebną do niczego złośliwość. Nie mówiąc o tym, że to taki sam „off top” co nasza dyskusja o typach KIBBE. Pozdrawiam i może daruj sobie już narzucanie swojego zdania, o czymw pisać w sekcji komentarzy.
Mario,
Na pewno wkładasz dużo czasu i wysiłku w wyszukiwaniu ilustracji do tych wpisów.
Pomyśl o bardziej łaskawej prezentacji tych obrazów – kiedy są tak jak teraz, zmniejszone i naćkane jeden przy drugim, nie spełniają dobrze swojej funkcji mood boarda.
Pozdrawiam,
Anna – Zgadzam się, prawdę mówiąc, zdjęcia są za małe, zwłaszcza dla tych, którzy przeglądają bloga na komputerze.
Mnie osobiście nie przeszkadza taki odbiór ilustracji. Rozumiem, że pierwsza część jest nastawiona na zobrazowanie klimatu, jaki wiąże się z dark academią. W taki sposób to się udało.
Styl dark academia jest teraz dziko popularny na tumblrze, którego jestem chyba najstarszą użytkowniczką. Widzę te wymieniane tam z zapałem listy ukochanych utworów muzyki klasycznej i opasłych książek – i nie mogę się nie uśmiechać, bo w liceum „też tak miałam.” Dla ludzi, którzy przedkładają ducha nad ciało, a zatem zupełnie nie dla mnie. Myślę, że by „przetłumaczyć” go na letnie ubrania, trzeba by sięgnąć do estetyki Ani z Zielonego Wzgórza – te wszystkie surowe, zabudowane pod szyją kiecki na guziczki w spranych kolorach, małe słomkowe kapelusze, solidne buty, a do tego skórzana, znoszona torba konduktorka.
Uwielbiam ten styl, chociaż moja garderoba, jak i umiłowanie (albo raczej brak) do poezji całkowicie przekreśla mnie i dark academie jako jedną istotę. Ta estetyka sprawia, że mogę na nią patrzeć bez końca, a tablica na pintereście jest przepełniona stylizacjami. Lubię dark academię, bo reprezentuje sobą właśnie więcej wartości niż preppy.