Każdej z nas wyjdzie na dobre przyjrzenie się zawartości szafy. Żeby zawsze mieć się w co ubrać powinnaś zrobić przegląd swojej garderoby i zostawić w szafie wyłącznie takie rzeczy, które nosisz i które lubisz. Za każdym razem, kiedy decydujesz się na porządkowanie szafy zostajesz z ubraniami, które Ci ciążą i których zakupu żałujesz. I dobrze – tak powinno być. Powinnaś świadomie zrzucić balast i zostawić jedynie przydatne rzeczy. Jeśli zastanawiasz się co możesz zrobić ze starymi ubraniami niezwłocznie przeczytaj:)
Dobić
Każda rzecz ma w sobie jakiś potencjał. To, że buty nie są ze skóry, nie oznacza, że trzeba je od razu wyrzucać. To, że z portfela wypadają monety nie musi koniecznie oznaczać kupna nowego portfela, może wystarczą po prostu igła i nici? Przyjrzyj się swoim rzeczom pod kątem tego, ile możesz jeszcze z nich wycisnąć. Ja wprawdzie nie mogę już patrzeć na swoje buty nie ze skóry (których stan został mi zresztą wytknięty w komentarzach pod tym postem), ale uważam, że nie muszę mieć zawsze luksusu i póki spełniają swoją funkcję mogę je jeszcze ponosić. Po prostu szkoda mi wyrzucić coś, co jeszcze mogę wykorzystać.
Zmienić przeznaczenie
Ubranie zazwyczaj psuje się stopniowo: od stanu idealnego do stanu nienadawania się do noszenia przechodzi jeszcze przez inne stany. Trzeba oszacować na którym etapie jest każdy z Twoich ciuchów. To, że coś nie jest idealne i nie nadaje się do wyjścia na przykład do pracy, nie oznacza, że nie można tego założyć w mniej eksponowane i wymagające miejsce. Lubię na przykład przeznaczać już trochę bardziej rozjechane bluzy na siłownię, w starszych jeansach z dziurą na kolanie łażę do lasu, a niektóre bluzki z widocznym zmechaceniem nadają się na ekstremalne porządki w domu czy remont :)
Podarować
To, że ubranie straciło dla Ciebie swoją atrakcyjność, nie znaczy, że jest ono niewartościowe dla kogoś innego. Jeżeli jesteś z kimś blisko będzie to bardzo naturalne, by zaproponować przejrzenie takich niepotrzebnych ubrań. Może przyjaciółka zobaczy w niechcianej przez Ciebie tunice jakiś potencjał i chętnie ją przysposobi? Dla mnie to zawsze było normalne nosić rzeczy po starszej kuzynce, tylko kiedyś było to podyktowane względami ekonomicznymi, teraz mogę się po prostu z uwagi na praktyczność i przyjemność przeglądania razem ubrań wymieniać nimi z przyjaciółkami.
Sprzedać
To opcja, której bardzo nie lubię, ze względu na pracochłonność, bo powiedzmy sobie szczerze, że wymaga samozaparcia. Trzeba wyselekcjonować najlepsze rzeczy, ładnie je sfotografować i opisać, a następnie zaprezentować w internecie. Oto kilka, w większości znanych adresów portali, na których można sprzedawać ubrania:
– allegro.pl
– szafa.pl
– zszafydoszafy.pl
– ibutik.pl
– vinted.pl
– mojeciuchy.pl
Przerobić
Użyć wyobraźni i poeksperymentować. Ja osobiście mam problemy z szyciem, dlatego każde zabieranie się do nici traktuję jako eksperyment właśnie. Może za pierwszym razem takie DIY się nie uda, ale da nam to jakieś wyobrażenie o tym, co możemy zrobić własnymi rękami. Za drugim razem nie popełnisz już błędów pierwszego razu, za trzecim razem błędów drugiego razu… Może za setnym razem staniesz się już krawcową, projektantem, rzemieślnikiem, artystą… Może musisz tylko dać sobie szansę i uwolnić coś, o czym nie wiesz, że w Tobie drzemie…
Zeszmacić
Wybaczcie to brutalne słowo, ale niektóre rzeczy po prostu nadają się już tylko do tego, żeby pociąć je na szmatki i używać ich w kuchni (to wręcz swego rodzaju luksus, bo kto by się bawił w kupowanie kuchennych ściereczek), do wycierania kurzy (stare bluzy pocięte na równe kawałki i używane po lewej stronie są tu najlepsze) czy w ostateczności do podłóg lub sprzątania „dziwnych” miejsc (za kaloryferem, pod łóżkiem, między rurami…).
Wyrzucić
W ostateczności można wyrzucić ubranie do śmieci. Sugerowałabym wypranie odzieży, poskładanie jej i zapakowanie w worek lub reklamówkę. Na opakowanie proponuję przykleić napis: używana odzież w dobrym stanie i zostawić takie zawiniątko koło kosza na śmieci. Gwarantuję, że takiego pakunku nie weźmie osoba, która tego nie potrzebuje.
Napiszcie: co robicie z niepotrzebnymi już ubraniami?
Najpierw uczyłam się na nich szyć – dzisiaj szyję już, bez nadmiernej skromności powiem: dobrze, więc często wolę materiał kupić, niemniej jednak zdarza się, że ukręcę coś sobie albo córeczce.
Ale ręczne robótki nadal rządzą – a to do uszycia zabawki, a to do biżuterii, a to do zrobienia kartek z życzeniami, a to pudło kartonowe po butach obijam materiałem, coby lepiej na regale wyglądało, a to poduszkę sobie wypchałam, ba, mam nawet manekin wypchany swoimi starymi ciuchami. Sprawy typu otulacze do pieluch, podkładki pod gary, szmatki, ścierki – też.
Znoszone ubrania biorę na podomkę, bo dużo gotuję, strasznie się przy tym plamię, a fartuszków kuchennych nie (z)noszę. Czasem, jak coś miłe jest i ciepłe, zabieram to do łóżka i awansuje na piżamę.
Rzadko oddaję, a jeśli już, to przeważnie mamie, bo wiem, co się jej podoba i nosi tylko troszkę mniejszy rozmiar. Znajomych mam niewielu, a o podobnym guście to już w ogóle niewielu, więc jeśli coś trzyma się dziarsko, ląduje do Caritasu.
Ale tak całkiem trzeźwo, to nie mam problemu z nadmiarem ubrań. Mąż i dziecko biją mnie ich ilością na głowę.
Takie uszyte samodzielne rzeczy są najlepsze. Ja miałam sporo lalek, ale pamiętam najlepiej tylko tę uszytą przez mamę z granatowej ściereczki i z dwoma różnymi guzikami zamiast oczu. Łezka mi się w oku zakręciła.
Co za mądre i ekonomiczne podejście! Zgadzam się z każdą wymienioną opcją, sama „dobijam” ubrania i wykorzystuje w inny sposób, jeśli się trochę zniszczą, a bawełniane materiały w ostateczności stają się ścierkami do sprzątania. Co do wyrzucania ubrań, to istnieją specjalne kontenery na tekstylia, z których ubrania trafią do potrzebujących lub do lumpeksów – ta druga opcja wydaje mi się bardziej wiarygodna. ;)
Trzeba czytać co jest napisane na kontenerach. Takich caritasowych jest mało, większość to te lumpeksowe :(
Tematyka posta jak najbardziej mi bliska, niedawno pisałam o idealizacji szafy u siebie:) W sumie nadal jestem w trakcie 'odgracania’. Większość swoich ubrań oddałam potrzebującym, chociaż część tych lepszych udało mi się sprzedać., ale tak jak mówisz – wymagało to dużo czasu. Ze starych oversize’owych t-shirtów zrobiłam bluzki z odkrytym plecami (kto by pomyślał, że mogą z nich wyjść takie cuda – postaram się zrobić tutorial) lub wykorzystywałam do innych DIY metodą prób i błędów.
Bardzo kreatywnie, stary t-shirt to chyba najprzyjemniejsza rzecz na świecie, no i dająca najbardziej różnorodne efekty po obróbce, ja w takich koszulkach właśnie lubię najbardziej spać :)
Też część przeznaczyłam na 'piżamy’ :D Najlepsze jest to, że do ich przeróbki wystarczą znikome zdolności krawieckie
Ja jestem w genialnej sytuacji bo wiele moich niechcianych ubrań przygarnia moja kochana siostra, a nawet mama, wszystkie mamy ten sam rozmiar :D no i dość zbliżony gust. Czasem tez coś sprzedaję na allegro, ale nie lubię tego, zwłaszcza konstruowania opisów, mierzenia i chodzenia na pocztę (zwłaszcza zimą! :p). Praktykuję opisany wyżej sposób z wyrzucaniem ubrań, butów koło śmietnika – jakoś nie wierzę, że te z kontenerów Caritasu trafiają do potrzebujących…
Większość tych kontenerów należy do firmy, która sortuje odzież, a potem sprzedaje do lumpeksów. Kontenery Caritasu są bardzo podobne, ale są wyraźnie oznaczone i występują bardzo rzadko. Ja muszę się przyznać, że taki kontener Caritasowy widziałam tylko na zdjęciu… Ale macie fajny, rodzinny układ – ubraniowa mafia, hahaha :)
hechch
z ciuchami które nie nadają się do ludzi/mają masę lat nie mam problemu.
największą zmorą są ciuchy które były złym zakupem, czyli nie tanie, nie stare, nie zniszczone TYLKO nie dla mnie.Buty też. Chyba Dziadova pod którymś wpisem napisała, że najbardziej edukacyjnie byłoby je oddać i ma rację, następnym razem 3 razy się zastanowię zanim wyciągnę portfel. (mam na strychu 30 kg ubrań i butów, z czego 1/3 to rzeczy które powinny być sprzedane)
Jak sobie pomyślę że taką jedną z drugą kieckę mam nosić do zmęczenia, żeby się zamortyzowała to mi słabo. jestem po kilkukrotnym (na przestrzeni roku) odgruzowywaniu szafy, a dalej zalegają tam rzeczy których bym widzieć nie chciała. Sęk polega na tym że droga do własnego stylu (najtrudniej mi wbrew pozorom dopasować krój pomimo szczupłej sylwetki, jakoś we wszystkim nie wyglądam tak dobrze jak dziewczyny na inspiracyjnych zdjęciach, z Sofią Coppolą na czele) nie jest prosta, i sama nie wiem czy te ciuchy są „nieteges”, czy to ja mam spaczone wyobrażenie o wyglądzie idealnym.
Nie sądzę byś miała spaczone wyobrażenie. Może popróbuj z takimi naprawdę uniwersalnymi krojami. Ja bym na przykład poszła do takiego sklepu w którym może być uniwersalna góra i dół na przykład Marks and Spencer i zabrała do przymierzalni różne kroje materiałowych spodni i bluzki koszulowe i takie na krótki rękaw, ale eleganckie. Potem patrzyłabym każde spodnie z każdą bluzką w dwóch ujęciach: bluzka wpuszczona w spodnie i bluzka wypuszczona. Jeżeli coś będzie ładnie wyglądało w tych dwóch sytuacjach to znaczy, że krój bluzki i krój spodni jest odpowiedni. I na tym można już bazować.
Ja właśnie robię porządki w garderobie, dzięki Twoim postom określiłam jasno swój styl, co lubię nosić i co mi pasuje :)
A swoje rzeczy wystawiam do wymianki na wizażu :)
To jeżeli jest tak jasno to poproszę o jedno zdanie określające Twój styl. Da radę? Nie mogę się doczekać :)
Stare spodnie zdarza mi się przerobić na szorty…reszta ciuchów przeważnie leży i zajmuje miejsce, bo przecież kiedyś jeszcze mogą się przydać. Ewidentnie mam syndrom chomika :p
Bardzo szkodliwy i źle wpływający na higienę psychiczną. Uwalnianie się od rzeczy bywa przyjemne ;)
Mam dwie lewe ręce do szycia ale w ramach przeróbek zdarzało mi się farbować bluzki i koszule. Chyba w końcu muszę się zapisać na jakieś warsztaty „nauka szycia od podstaw”.
Ja jeszcze nie farbowałam nigdy ubrań, ale fajny pomysł mi zapodałaś :)
Ja tak ratowałam białe bluzki, których nie mogłam doprać a szkoda mi było wyrzucić. Od razu uprzedzam, ze jest to trochę pracochłonne. Farby do tkanin można kupić w pasmanterii
Ja ciągle walczę z nadmiarem w szafie, który wynika z tego, że… „oszczędzam” takie najfajniejsze ciuchy – kupię sobie coś ślicznego, a potem… to coś leży, wisi, ja się temu przyglądam, zakładam na jakieś okazje, a na co dzień… jakoś mi żal, że założę, zniszczę – eeee… to już lepiej ubrać stare znoszone spodnie, albo wymemłany sweter :D Czy ktoś jeszcze ma podobne dziwactwo, czy sama jedna mam takie zboczenie?
A z ciuchami, które albo znudziły mi się, chociaż są w dobrym stanie, albo po zakupie stwierdzam, że jednak mi nie pasują – nie mam problemu. Część dostaje siostra, a resztę rozdaję po koleżankach – po remanencie daję „odrzut” do obejrzenia wszystkim koleżankom, i jeśli którejś ciuch pasuje, bierze. To, co zostanie, wrzucam do kontenera albo kładę obok śmietnika w siatce.
Mała Mi, pocieszę Cię – nie jesteś sama :) Moja mama, siostra tak mają. :)) ( i nieżyjąca Babcia również tak postępowała).
no widzisz, to mnie nie pociesza – czy to znaczy, że ja, w kwiecie wieku, mam dziwactwa godne babci? :D
hehe ja też tak mam! kupuję ładną rzecz, a potem szkoda mi jej założyć ;) myślałam, że tylko ja tak mam :) powoli się tego oduczam..
A u mnie taka rzecz trochę musi przeleżeć, nie lubię ubrać tak od razu. Ale ogólnie to mi nie jest szkoda ubierać.
w sumie… u mnie też w tym kierunku – jak swoje odleży, to przestaje świecić tym urokiem nowości i zajebistości, i staje się normalnym ciuchem użytkowym :D
też tak mam : ładne, fajowe ubrania „oszczędzam” a chodzę w tym, co jest „na dobicie” – bez sensu, wiem :/
Generalnie to ja nie mam z tym problemu, bo mam ciągle ( od lat ) szafę na dorobku. Mało mam ubrań co i trochę mnie boli, ale też pociesza, bo nie muszę odgruzowywać półek. Oczywiście mam kilka ubrań, które nie nadają się do wyjścia w świat, więc wykorzystuję je jako ubrania po domu, bo nie dorobiłam się jeszcze dresów. Dobijam ubrania, buty, dodatki, na tyle na ile się da. Ceruję skarpetki ( głównie mężowe :) ) , podkoszulki, rajstopy i takie tam różne majtasy ;). Dopiero jak już totalnie nie nadają się do użytku to żegnam się z daną rzeczą. oczywiście z pewnym sentymentem, a jakże -i wtedy rzecz idzie na szmatki, np. do samochodu. Wymianek raczej nie robię, bo 'z czym do ludu’ ;) jak ja z rzeczy wyciskam ile się da. Ale może kiedyś, gdy już szafa pęknie w szwach, a ja będę bogatym babsztylem to kto wie, kto wie…
Dobry post Mario, mam nadzieję, że wielu ludziom coś uświadomi i pomoże.
Jak się ogląda Twoje stroje to zawsze tak kolorowo i różnorodnie. Naprawdę byłam święcie przekonana, że Twoja szafa pęka w szwach. Tak, tak ja też ratuję rzeczy ile się da, zwłaszcza te najbardziej ukochane. Czarna tunika już taka podziurawiona, a ja dalej noszę i się nie przejmuję łatkami :)
a to, co nie nadaje się do niczego – albo tnę na szmatki właśnie, albo ciuchy awansują na ubranie „w pole” – dosłownie – kartofle w takich ciuchach zbieram na przykład :D
a i jeszcze są ciuchy tak zniszczone, że nie nadają się na nic w sumie – i ostatnio opatentowałam idealną metodę pozbycia się – ponieważ są to rzeczy wygodne – zabieram je w góry – i nie piorę, tylko wyrzucam po totalnym już zeszmaceniu i upapraniu :D
O, też mi się po jednej wyprawie zdarzyło. Spodnie były nie-mi_ło-sier-nie wymoczone w błocie, przypalone na dole ogniskiem i utytłane puszką rybną :) Góra zostala na szorciki, dołu nawet nie próbowałam wrzucać do pralki ;)
Ja właśnie wystawiłam w przedpokoju 2 kartony, także akurat bardzo mi się to przyda ;)
O, to musiałaś iść jak burza z porządkami. Trochę się tego nazbierało :) I mnie to czeka już niedługo.
Mam, niestety, tak, że po odgruzowaniu szafy ją zapełniam. Fakt, że coraz bardziej robię to z głową, ale chciałabym mieć szafę ( w moim przypadku coś o objętości 1m*0,6m) mieć prawie pustą. Pocieszam się, że dla niektórych moja ilość rzeczy, to mały pikuś.
Co do serwisów – częściej zostawiam rzeczy pod śmietnikiem, nie potrafię się zebrać do opisywania aukcji, a później wędrówki na nieszczęsną pocztę.
a ja uważam, że prawie pusta szafa to masakra – zwyczajnie niepraktyczna – owszem ascetycznie wygląda i zawsze masz porządek – ale pomyśl logicznie: masz np 3 pary spodni na zimę – a co w sytuacji, gdy wychodząc z domu wpakujesz się w słoną zaspę, albo ochlapie Cię błotem samochód? i nagle okazuje się, że masz 1 sztukę albo żadnej czystej na stanie – i wstawiasz pralkę -a tam nędzne 3 podkoszuki, majty i 2 sztuki spodni – toż to marnotrawstwo i niewygoda :) ja mam zagracenie w szafie na poziomie… średnim, większość dziewczyn, które znam, ma dużo więcej ciuchów – ale minimalizm w tym zakresie – to nie dla mnie. Muszę mieć komfort, że mam wystarczającą ilość ubrań, żeby nie martwić się praniem co 3 dni:)
u mnie jest jeszcze gorzej, jak kupię coś co uważam za genialne, to mam silna potrzebę kupić drugą sztukę na tzw. zapas (bo jak zużyję to na pewno nic podobnego nie znajdę). Kończy się na tym że szybciej mi się to nudzi niż zniszczy.
Motyw z pralką mnie przekonuje. Ale nie mieszkam sama, więc da się załadować cały bęben. Podobnie jest np. z białymi rzeczami.
Co do podwajania rzeczy – miałam tak i dalej tak mam z podkoszulkami – trudno jest znaleźć z dobrego materiału, a na zimę jak znalazł. Widzę odpowiedni – biorę dwa.
btw a propos jakości ubrań – widziałam dziś w lumpku sweter od Isabel Marant. Przyznam się, że po tym, jak przeczytałam o niej artykuł w Zwierciadle, to byłam nią zafascynowana. Niestety, przy bliższym poznaniu traci. Sweterek z akrylu, wyglądał gorzej jak byle jaki z H&M.
Chodzi Ci Mari o to, że ciężko zebrać cały bęben białych rzeczy? Bo ja tak dokładnie mam. Na jakieś pięć kolorowych prań przypada jedno z białymi. I tak się już tygodniami nie mogę doczekać mojej ulubionej koszulki, a ręczne pranie to nie jest to samo :)
Mam dokładnie 3 pary spodni i szczerze mówiąc nigdy nie miałam problemu „nie mam w czym iść, bo wszystko brudne” a pranie robię zazwyczaj raz w tygodniu. Mnie motyw z pralką przekonuje raczej średnio – mieszkam z chłopakiem więc pierzemy razem, poza tym ubrania to niejedyne rzeczy jakie się pierze – jest jeszcze pościel i ręczniki (tym dopycham szczególnie białe pranie). Wcześniej też robiłam tak jak Iwona i Mari – kupowałam „kopie zapasowe” rzeczy, które mi się spodobały teraz po prostu sobie odpuszczam. Powoli kompletuję spójną garderobę opartą na kilku pasujących do siebie kolorach i przy zakupie każdej następnej rzeczy zastanawiam się czy będzie ona pasować do reszty
Mnie motyw z praniem przekonuje – szczególnie w mojej, singlowej wersji :) pominąwszy pranie – zwyczajnie, to niewygodne :) mam na myśli mówiąc o tej niewygodzie taką skrajną ascezę odzieżową – znam takiego faceta – ma 1 jeansy, 3 pary spodni w kant, 1 sztruksy, jakieś 10 koszulek i 3 swetry, no i koszul już trochę więcej – z 5 krótkich i 5 długich. Pamiętam scenę prawie rozpaczy którejś zimy, kiedy sztruksy były w praniu, a przed wyjściem jeansy spokrewniły się z kawą :) To był problem ubogiej szafy właśnie – przypuszczam, ze takiego minimalizmu w zakresie ilości posiadanych ubrań żadna z nas nie osiąga :)
Chyba wykorzystałam wszystkie opcje za wyjątkiem sprzedaży. Najczęściej dobijam oraz zmieniam przeznaczenie, ponieważ pewne rzeczy lubię tak bardzo, że nie mogę się z nimi rozstać nawet po ich „śmierci”. Mój wiekowy, najukochańszy t-shirt w swoim drugim życiu występuje w roli ręcznika. Włosy są zachwycone :)
Ja też rzadko sprzedaję, na palcach mogę policzyć sprzedane rzeczy. Ostatnio musiałam białą bluzę pociąć na szmatki i było mi trochę przykro, ale z drugiej strony przynajmniej życie produktu zatoczyło jakieś koło i do samego końca produkt był wykorzystany.
Kochana Mario, a co powiesz o serię postów (tak, wiem, zamęczam Cię!) o stylu boho? Tak jak było np. o french chic, gamine.
Chodzi mi o takie „lekkie”, casualowe boho jak Kate Moss, Sara Carbonero, Rosie Huntington-Whiteley, a nie total hippie look.
Miłego dnia!
Super pomysł! Przyłączam się do prośby :)
Ja też :)
ja też :-)
zmusiłam się i choć część rzeczy wystawiłam na tablicy (darmowa jest), więc ja akurat to mogłabym podać linka do tych moich ogłoszeń
tak to jest jak się nie czyta dokładnie
oczywiście na Sarę to ja zawsze jestem łasa bo jest piękna, ale reszta mej wypowiedzi była odnośnie blogowego swapu:-)
No dobra, spoko. Nie planowałam żadnego nowego wpisu w tej kategorii jeszcze, więc popracuję nad boho :) Fajny pomysł.
Co robię z niechcianymi ubraniami?
Stosuję ostatnią opcję, czyli wynoszę obok śmietnika. Jeśli coś jest w dobrym stanie, trafia do kontenera z ciuchami (nieważne, że to nie PCK, ważne, że nie walają się na wysypisku).
Czemu wynoszę na śmietnik?
Sprzedawać nie lubię, a obdarować nie mam kogo.
I właśnie też wyszłam z tego założenia, że ze śmietnika biorą ludzie, którzy potrzebują tego naprawdę.
U mnie też ta opcja wygrywa, chociaż ostatnio oddaję bezpośrednio ludziom, którzy tego potrzebują, bo uzyskałam bezpośredni dostęp, co uważam, że jest super.
Ostatnio zrobiłam generalne porządki w mojej szafie. Wyrzuciłam większość rzeczy, których nie noszę, nie lubię, które do mnie nie pasują. Większość oddałam mamie i siostrze. Mamy taki układ, że ilekroć mam zamiar czegoś się pozbyć, najpierw One muszą to zobaczyć :) Noszą praktycznie ten sam rozmiar, więc jak coś im odpowiada, zawlaszczają ;) Zdarza mi się, że nowe lub prawie nowe zakupowe niewypały sprzedaję koleżankom :) Oczywiście za niższą cenę. Często też, sprzedawałam na allegro, ale teraz nie mam już czasu na całą zabawę w zdjęcia, obróbkę i wystawianie. Robię to okazjonalnie. Odkąd czytam Twojego bloga, wiem co do mnie pasuje (analiza kolorystyczna), określiłam swój styl i robię zakupy przemyślane, więc tych niewypałów już nie ma :)
Bardzo się cieszę, że się tak uspokoiłaś i ukierunkowałaś z zakupami. Sądzę, że niechcianych rzeczy będzie coraz mniej. Wiedzieć czego się chce bardzo pomaga i odciąża psychicznie :)
Ostatni punkt „wyrzucić” powinien chyba brzmieć „oddać”?
Ja wyrzucam ubrania, które absolutnie do niczego się nie nadają. Którym przykleić kartkę z napisem „w dobrym stanie” byłoby nieszczerym pochlebstwem. Pozbyłam się ostatnio w ten sposób całej siaty ciuchów. Kolejną wystawiłam przy śmietniku z rzeczoną kartką. Kolejne trzy oddałam do Domu Samotnej Matki. Oddaję rzeczy, które wyglądają wciąż dobrze, ale już na mnie nie pasują albo nigdy na mnie nie pasowały.
Wyrzucić w tym sensie, że miejsce w którym zostawiamy to jednak śmietnik i nie jesteśmy pewne, gdzie to trafi. No i zgadzam się z tym, że nie należy pisać na szmatach, że to rzeczy w dobrym stanie.
ale można udać się bezpośrednio do caritasu.
zresztą, przy wielu parafiach działają takie punkty oddawcze.
oraz co jakiś czas są organizowane różne akcje – w których można przekazać rzeczy.
i też – jak zawsze zresztą powtarzam- że dla mnie- oddawanie jest bardziej wychowawcze, niż sprzedaż.
Sprzedaż to jednak z góry zakłada idealny stan. Głupio by mi było wziąć kasę, gdybym wiedziała, że ubranie nie jest dosłownie jak nowe.
hm, nie uważam, żeby oddawanie od razu zakładało, że ten stan nie musi być idealny.
fakt, że ja „stopniuję” stopień zużycia, i potem związane z tym stopniem postępowanie,
jednak oddawanie nie uważam, za gorsze.
ja oddaję różne rzeczy- także w stanie nowym, czy idealnym.
i nie ma znaczenia- czy tę rzecz bierze koleżanka, czy zanoszę do cartiasu, czy też np. trafiają do znajomej, której mama pracuje w różnych ośrodkach, i najzwyczajniej- rozdzieli rzeczy wsród potrzebujących.
Jestem właśnie po generalnych porządkach. Uwielbiam się pozbywać :) Kiedyś miałam wyrzuty, że się pozbywam, no ale nie da się inaczej, zawsze coś się odpodoba i nie jest to tylko kwestia mody. Te porządne będę wykorzystywać do sesji w szkole stylizacji. Przyznam, że nigdy nie chciało mi się sprzedawać. Głównie oddaję do domu samotnej matki.
A co to jest szkoła stylizacji?
Uczę się tam, jak być stylistą (m.in. żeby umieć kupować rozsądniej i wiedzieć, co naprawdę mi pasuje) – dla własnej przyjemności, a kiedyś może nawet i zarobku ;)
To taki jakby kurs, tak? Jesteś zadowolona? Przyszłościowe myślenie :)
Tak, kurs, z tym że trwa rok. Jestem bardzo zadowolona, szczególnie że jest też dużo zajęć z tzw. miękkich umiejętności (żeby skutecznie porozumiewać się z klientem). Zawsze jakaś odskocznia od codzienności uniwersytetu.
Jestem w trakcie takiego przeglądu, nie pierwszego i chyba też nie największego, ale najbardziej świadomego i zapewne na długi czas ostatniego. Trwający kilka lat proces szukania siebie jest prawie zakończony, łącznie z duperelami takimi jak bielizna, fryzury, torby, ewentualna biżuteria i makijaż. Część z tych rzeczy mam na razie tylko w wyobraźni i w planach, być może jakieś szczegóły będą się jeszcze doszlifowywać w praktyce, niektóre fasony noszę lub będę nosiła na co dzień, na inne muszę mieć nastrój. Mam to wszystko przejrzyście rozpisane – nazwy każdego typu ubrania pogrupowane wg kategorii – i czuję wreszcie spokój. A to co zostanie po porządkach poukładam w szafach (nie takich, jak bym chciała, ale na to na razie nic nie poradzę) tak, żebym wiedziała, gdzie co jest.
Szykują się trzy spore siaty. Jedną wrzucę do kontenera (wszystko mi jedno kto i co z tym robi, byle się nie zmarnowało, zresztą do Caritasu nie mam ani zaufania ani szacunku), ewentualnie położę koło śmietnika, jeśli oba okoliczne kontenery będą pełne) nad drugą się zastanawiam. Są tam lepsze rzeczy. Może podzieli los pierwszej a może zabiorę ją na wymiankę, jeżeli będzie na takich samych zasadach jak ta, na którą udało mi się pójść rok temu (mam szczęście do przegapiania ogłoszeń) – zabierasz tyle sztuk, ile wnosisz, aczkolwiek nikt nie patrzy na ręce, wzięłam kilka więcej (psiapsióły organizatorek siedziały tam od początku do końca i odłożyły cały parapet ciuchów). Większość dziewczyn przynosiła totalne badziewia, nabrałam tego nie wiem po co, w końcu tylko kilka sztuk zatrzymałam i noszę. Następnym razem też już nie będę się starać przynieść ładnych rzeczy. Chcę jednak jeszcze raz spróbować, bo czasem, jak w gorszym lumpeksach, można w tym bajzlu trafić na rzecz w niezłym stanie, która dla bardziej eleganckiej, strojnej kobiety jest niechlujną szmatą, która jest modna (lub przynajmniej noszona na licach) zawsze, czyli jakby nigdy, więc się jej chętnie pozbędzie, a która jest w moim guście, np. bluza-kangurka lub bojówki, prosta szmizjerka.
W trzeciej wylądowały najładniejsze, najnowsze i prawie niezniszczone ubrania. Nadadzą się na bardziej wymagającą wymiankę, jaką organizują niektóre knajpy, o ile znów nie dowiem się o niej po fakcie. Chodzi mi o takie, gdzie się wymienia konkretną osobą ciuch za ciuch. Najlepsze z najlepszych mogłabym tam sprzedać za parę złotych. Ewentualnie porobić zdjęcia, napisać po parę słów i wystawić jako pakę ubrań na gumtree (na allegro się obraziłam). Też nie lubię handlu przez internet, bo mi nie idzie, ale jeszcze ten jeden raz mogę spróbować.
Wiecie, czego mi brakuje? Miejsc, gdzie można by zanieść i sprzedać ciuchy jak książki w antykwariacie. Komisy są tylko dziecięce i sukien ślubnych (czasem też wieczorowych), kiedyś był u nas jeden ogólnie odzieżowy (tylko odzież damska), ale utrzymał się tylko rok, a co się poszło, to nie przyjmował nowych, bo nie ma miejsca. Lumpeksowe hurtownie sprowadzają towar z zagranicy lub biorą z tych kontenerów.
Jeśli chodzi o szycie, to rzadko chce mi się przerabiać starą rzecz, chyba, że jest w dobrym stanie, ale przestała mi się podobać lub się tylko rozwlekła i trzeba ją z powrotem zmniejszyć. Za to mam zawsze wory szycia ubrań dopiero kupionych, głównie z ciucholandów, bo tam nie szkoda kupić coś za dużego lub jako surowiec (gigantyczne swetry, spódnice i sukienki to jakby się kupiło materiał). Sakramentalnym punktem jest już skracanie spodni, często też zwężanie nogawek (lubię rurki), skracanie rękawów i dołów bluzek. Rzadziej coś tuninguję, bardzo rzadko szyję od podstaw. Generalnie zawsze strasznie ciężko mi się do tej roboty zabrać, stąd te wory.
Jeśli zabiorę się w końcu za rękodzieło, to też będę starała się korzystać w jak największym stopniu z „materiałów ekologicznych”.
No a ostateczne rozwiązanie to „na szmaty”.
Trzeba tylko uważać, żeby te ciuchy na dobicie nie zajmowały połowy szafy- sama to przerabiałam oszukując się, że to będzie do remontowania domu a to na treningi- gu.zik prawda! nie potrzebujemy 10 bluzek do tego.. Także ja zostawiam 2 rzeczy na remont i 3-4 na trening a reszta w wory i dla biednych/do kosza/ na wymianę.
Mario, mam pomysł! Zróbmy wielką blogową wymiankę ciuchów – my podsyłamy zdjęcia i proponowaną cenę, Ty wrzucasz w odpowiednią notkę/zakładkę i wszyscy są zadowoleni ;)
Chociaż jak tak teraz myślę, to byłoby przy tym sporo roboty z Twojej strony…
Podoba mi się takie podejście. Teraz zrobił się trochę szał na sprzątanie szaf i minimalizm, ale mam wrażenie, że większość z tego ląduje w koszach po prostu, co dla mnie jest brakiem szacunku dla tych rzeczy i dla naszego środowiska. Zawsze wolę znaleźć kogoś, komu się te rzeczy przydadzą i chętnie tuninguję, czy naprawiam. Wychodzę z założenia, że trzeba o rzeczy po prostu dbać. Większość wyrzuca bluzkę, jak zrobi się mała dziurka, ja wolę pomyśleć, czy nie da się z tym czegoś zrobić: zaszyć jeśli mała i niewidoczna lub przerobić. Ostatnio w rozmowie z koleżanką wyszło, że wyrzuciła pewien sweter – podobał mi się więc zwróciłam na niego uwagę, a ona wyrzuciła go do kosza bo miał dziurkę na rękawie…. A przecież nawet jeśli nie dało się jej sensownie zszyć, to można było przerobić go choćby na komin… A to był długi sweter z kaszmiru, zdecydowanie z górnej półki, nie sieciówki… Aż sama przyznała, że głupio zrobiła, bo dziura wcale nie była olbrzymia, tylko nie chciało się jej naprawiać, ani myśleć o przerobieniu, choć bardzo go lubiła :)
To teraz koleżanka się na pewno dwa razy zastanowi zanim wyrzuci :) Fajnie wyszło, że wyłapałaś. Ja się dziurkami w ogóle nie przejmuję, jeżeli lubię jakąś rzecz. Też uważam, że trzeba troszkę pokombinować – wyrzucanie to ostateczność.
Bardzo lubię pozbywać się nie chcianych już ciuchów..:)
Wszystko to robię jak Ty Mario,
tylko czasem np. zostawiam gumki, naszywki, paski, tasiemki, czy guziki( choć ostatnio zapomniałam z koszuli nocnej wyciąć dużo guzików zw kształcie serca) mogą mi się przydać jako ozdoby np na kiermasz świąteczny..;)
Ze ściągaczy koszulek i pasków od leginsów dziecka czasem robię opaskę na włosy( coby ich nie maltretować, np podczas czytania książek)..
pozdraawiam
Bardzo fajnie, wszystko się przydaje, rozbierasz na czynniki pierwsze. To pewnie masz fajnie zorganizowany swój kącik do szycia albo jakieś fajne pudełeczka z tymi wszystkimi rzeczami, co?
Jeszcze nie;)
Maria, ten post jest chyba trochę na przekór do tego https://ubierajsieklasycznie.pl/jak-wygladac-w-domu/ I niestety, nie do końca przekonuje mnie koncepcja nadawania ubraniom drugiego życia – szyć nie umiem, DIY też nie wchodzi w grę, bo albo mało kreatywna jestem, albo taki tuning wypada po prostu słabo:( Wydaje mi się, że taka terapia szokowa mogłaby zdziałać cuda – „wywalam” rzeczy, których nie noszę, najlepiej po dokładnym przeliczeniu, ile za nie zapłaciłam – wtedy myśl o przytarganiu kolejnego T-shirtu za „jedyne” 20zł nie jest taka kusząca;) Nie chcę udawać, że w domu czuję się super w starej, zniszczonej bluzie, czy marnych spodniach, bo będą mi cały czas przypominać o moich błędach zakupowych i źle wydanych ciężko zarobionych pieniądzach. Dlatego próbuję konsekwentnie realizować plan posiadania mniejszej ilości ubrań, ale dobrze do mnie dopasowanych – czy to wersja „do ludzi”, homewear, piżama czy bielizna. I nie, nie zamierzam polerować sedesu w garsonce, ale rzeczy poplamione, z dziurką (nawet małą) w mojej ocenie dyskwalifikują ubranie. Z wyjątkiem takich jeansów https://www.google.pl/search?q=jeansy+z+dziurami&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=gaDqUoW4IOer4ATmkYD4Bg&ved=0CD8QsAQ&biw=1366&bih=649#q=french+chic+jeans&tbm=isch&facrc=_&imgdii=_&imgrc=s-sGppX6hfCkRM%253A%3BLHPxNmhpH0araM%3Bhttp%253A%252F%252Flamodellamafia.com%252Fwp-content%252Fuploads%252F2012%252F09%252Fla-modella-mafia-Spring-2013-Fashion-Week-Model-Off-Duty-Street-Style-stripes-via-style.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Flamodellamafia.com%252Fcategory%252Fstreet-style%252Fpage%252F21%3B656%3B450
podobnie jak większość z Was ubrania, o których wiem, że nie założę pakuję do reklamówki i wieszam koło śmietnika, zwłaszcza kurtki, rękawiczki, swetry – generalnie ciepłe rzeczy, które naprawdę mogą komuś się przydać – wolę tak, niż wrzucać do kontenerów lub nosić do pck czy innego caritasu – nie ufam takim organizacjom…. czasem coś trafia do siostrzenicy, okazuje się, że to słodkie dziewczę potrafi rzeczy szybciej doprowadzić rzecz do stanu kompletnej nieużywalnosci, ale takiej co to już tylko na szmatę do podłogi da się użyć :) jeśli coś już nie nadaje się „do ludzi” to po prostu chodzę w tym po domu, taka typowa jestem pod tym względem :)
Właśnie obejrzałam na kanale Radzki jej inspiracje stycznia. Podaje tam ciekawy link do personalizacji torebek. Wklejam, bo może kogoś również zainspiruje pomysł przerobienia torby, która na przykład wyzionęła ducha;) i potrzebuje nowego życia.
http://www.youtube.com/watch?v=nwxb73rZgug&feature=c4-overview&list=UUWT9nrQ7SizjEN8RR7yB9Fg
Ps.W mojej szafie nie ma niechcianych rzeczy, raczej ja mam na sobie niechciane wałki tłuszczyku, które usiłuję co jakiś czas pogubić:)
robię dokładnie to samo co Ty ale żal czasem taki żal….
Wymienić! Kiedyś znajoma miała taką super inicjatywę – w kawiarni, którą prowadziła, urządzała wieczorki z wymianą ubrań, oczywiście tych niezeszmaconych jeszcze, zwykle kiepsko trafionych prezentów lub kupionych w amoku bez zastanowienia. Ale czegoś takiego mi brakuje, bo mam sporo ubrań, których na pewno już nie włożę…
Bardzo przydatny artykuł, zrobiłam ostatnio porządki w szafie i co się okazało, zostałam z trzema workami rzeczy. Popytałam, czy nikt ich nie chce, sprzedać też mi się nie udało i zastanawiałam się co dalej.
Ja oddaję niepotrzebne ubrania Fundacji Domy Chleb Życia s. Małgorzaty Chmielewskiej. To wspaniała osoba i naprawdę dobra organizacja zajmująca się bezdomnymi i ludźmi w trudnej sytuacji. Ubrania sortują i sprzedają. To ich główne źródło dochodu. Dzięki temu mogą funkcjonować.
Ubrania trzeba zawieźć osobiście do jednego z Domów. Dla mnie za każdym razem spotkanie z mieszkańcami to ogromnie pozytywne doświadczenie. Polecam :)
Droga Mario, jestem Ci bardzo wdzięczna za Twoje przemyślenia i sugestie dotyczące stylu i filozofii mody. Odkryłam Cię w niedzielę, przypadkiem, i w ciągu ostatnich dwóch dni dosłownie pochłonęłam większość wpisów na Twoim blogu, zrobiłam porządek w szafie, do czego nie mogłam się zmusić przez ostatnie dwa lata, zrobiłam listę moich „klasyków” (prostota stroju i kroju, trochę asymetrii i drapowań, ważne akcenty, styl sportowy ale z elementami french chic, srebrna biżuteria, ciemne kolory) oraz wzorów ubierania się – na pierwszej liście jest Juliet Binoche z „Niebieskiego” Kieślowskiego – bardzo mi się wbiła w pamięć i od niej chyba spostrzegłam, co to znaczy mieć swój styl i go konsekwentnie przestrzegać. Problem w tym, ze jestem stonowanym latem – co potwierdziła Twoja paleta kolorystyki – zaś większość ubrań mam w tonacji czarno – brązowej – czyli jesienno- zimowej, trochę właśnie wzorowanych na Binoche i na brunetkach – zawsze mi się bardziej one podobały, bo i zasada prosta – ubierasz się na czarno i do niego dobierasz trochę kolorów i z głowy, masz prostą bazę, łatwą do kupienia. A wybieranie tych odcieni! Wybór znacznie mniejszy. Odkryłam to niedawno, bowiem oglądając serię „Nad rozlewiskiem” gdzie Braunek ubierała się w kolorystyce, która mnie zachwyciła, zaczęłam się skłaniać ku jaśniejszym kolorom i jak coś takiego miałam to bardzo dobrze się w nich czułam. Myślę też, że ma to chyba związek tez z wiekiem – jak się miało lat dwadzieścia, to człowiek cokolwiek włożył wyglądał dobrze, bo młodość dodawała mu urody, zaś teraz jest trochę inaczej – czerń już nie podkreśla urody lecz postarza i lepiej się wygląda w jaśniejszych kolorach. Przynajmniej tak jest ze mną. No i wybór dwadzieścia lat temu był mniejszy – nie było tylu subtelności kolorystycznych i tylu sklepów, sh dopiero raczkowały… Tak mi się przynajmniej wydaje, zresztą nie interesowałam się modą wtedy prawie w ogóle. Teraz mam swój folder ulubionych moodboard, większość z gazet, czasem coś mnie urzeka, ale rzadko się to przekłada na moją szafę – ciężko mi coś znaleźć za rozsądną cenę.
Wprawdzie jest teraz zima, a mnie się zawsze wydawało, że jak zima to trzeba się ubierać na czarno – brązowo – albo po prostu takie ubrania przeważne mi wpadały w ręce – zakupy robę głównie w sh więc tam albo ci się coś podoba i bierzesz, albo przepada. No więc większość moich zakupów tak wyglądała – brałam a potem się zastanawiałam czy mi to do szczęścia potrzebne. Po ostatnich porządkach w szafie mam dużo rzeczy do znoszenia, dobicia i odstrzału. Czarnych i brązowych. Pytanie do ciebie – z jakimi kolorami to łączyć, jak komponować nową garderobę, z jakich innych „pór roku” mogę korzystać? I co z zakupami na przyszłość? Czy robisz listę rzeczy do kupienia, które uważasz że potrzebujesz i później szukasz czegoś, co spełnia Twoje potrzeby, czy przeglądasz sklepy i sieć i jak coś znajdujesz, co spełnia Twoje potrzeby to kupujesz? Nie chcę popaść znowu w kupowanie rzeczy za bardzo impulsywnie i potem żałowanie tego. Ciężko mi się też chyba odzwyczaić od sh, bo jednak ceny w „normalnych” sklepach mnie trochę przerażają, ale brak mi że tak powiem planów na przyszłość. Być może pisałaś już o tym , jeszcze nie przeczytałam wszystkiego więc wybacz jeśli wyważam już otwarte drzwi, po prostu czułam, że już muszę do Ciebie napisać.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Paradoksem jest to, że mamy pełne szafy, a mimo to, nie mamy się w co ubrać. Takie przeglądy szafy to doskonała okazja, żeby natkąć się na jakąś zapomnianą rzecz, którą chętnie będziemy nosić lub… na pozbycie się ubrań, które tylko niepotrzenie zajmują miejsce w szafie. Ja nigdy nie wyrzucam ubrań, oddaję potrzebującym rodzinom z okolicy lub przekazuję na organizowane cyklicznie zbiórki. Ostatnio natkęłam się na ciekawy profil https://www.facebook.com/PomaganiePrzezUbranie/ i mam zamiar dołączyć do tej akcji. Już uzbierałam pokaźną kupkę rzeczy i cieszę się, że komuś w ten sposób pomogę.