Czarny piątek, czyli Black Friday jest dniem największych wyprzedaży w roku, otwierającym jednocześnie, sezon świątecznych zakupów. W piątek, który wypada po amerykańskim Dniu Dziękczynienia (w tym roku będzie to 27 listopada) sklepy stacjonarne i internetowe oferują największe zniżki – rabaty sięgają nawet kilkudziesięciu procent. Idea pochodzi z USA, ale z roku na rok coraz więcej sklepów, również w Polsce, angażuje się w tę akcję. Warto wcześniej zaplanować sobie zakupy, zrobić listę prezentów świątecznych czy po prostu spis rzeczy, które i tak musielibyśmy kupić, bo są nam niezbędne. Żeby nie przegapić żadnych zniżek w sklepach internetowych, zaglądajcie na stronę picodi.com – tu będą zebrane wszystkie rabaty (jeśli podacie swój adres email, informacje o rabatach zostaną wysłane bezpośrednio na Waszą skrzynkę). Możecie również pobrać bezpłatną aplikację na telefon, która umożliwi korzystanie z rabatów także w sklepach stacjonarnych. Dzięki temu, że wszystko jest zebrane na jednej stronie i w jednej aplikacji, można oszczędzić nie tylko pieniądze, ale i czas.
W cyklu Szafa od podstaw, staram się przybliżyć Wam różne podejścia do budowania garderoby. Zazwyczaj bazuję na podstawach, zakładając, że Ci którzy czytają, pragną dostać prosty, czytelny i w miarę łatwy do realizacji sposób, na ogarnięcie swojej garderoby. Ale dzisiaj chciałabym wyjść na przeciwko osobom, które dobrze siebie znają albo które mają tak dużą pewność siebie, że są w stanie obrać sobie nie tylko kierunek w którym będą szły ze swoim stylem, lecz również postawić sobie jasny cel. Do tego trzeba właśnie znajomości i pewności siebie. Bo wybrać takie cele i kierunki to jedno, ale się ich trzymać, pomimo presji otoczenia czy mediów to drugie. Zatem, do rzeczy.
1) Wizja -> 2) Cele -> 3) Plan działania
Taki schemat działania jest powszechnie znany i można go kojarzyć z różnymi dziedzinami życia. Ja go nie wymyśliłam, ale jest on tak sensowny i logiczny, że postanowiłam przełożyć go na nasze potrzeby. Oczywiście, skupmy się na budowaniu garderoby, lecz korzystajmy z tego schematu również w odniesieniu do życia rodzinnego, kariery, zdrowia itd. Jesteśmy w stanie osiągnąć, co tylko chcemy, jeżeli dobrze się ukierunkujemy i skupimy wszystkie nasze siły w dążeniu do konkretu.
1) Zaczynamy od nakreślenia wizji. Wizja jest pewnym marzeniem, dotyczącym tego, jak chciałybyśmy wyglądać i jak chciałybyśmy być postrzegane. Wizja wybiega w przyszłość i kreuje nowych nas. Nie myślimy o tym, jak ma wyglądać nasza garderoba, tylko o tym, jak MY mamy wyglądać i jak MY mamy się czuć w swoim ciele. Tworzymy obraz nas, który jest idealny, który teraz może się wydawać tak dobry, że aż nierealny. Staramy się oddać klimat, jaki chcielibyśmy roztaczać wokół nas.
Wizją może być na przykład poniższy obraz. Jest to moodboard dla kobiety, która marzy o Paryżu, kocha wszystko, co z nim związane, uważa atmosferę Paryża za niesamowitą. Ta kobieta chciałaby swoim wyglądem, zachowaniem i sposobem bycia nawiązywać do swoich fascynacji, a pewnie widzi też siebie przechadzającą się ulicami Paryża, czy czytającą gazetę w klimatycznej kawiarence na rogu. Źródła zdjęć: Clemence Poesy, kamienica, pokój z widokiem na wieżę Eiffla, kawiarnia, zestaw ubrań, modelka, perfumy
2) Z wizji wyodrębniamy konkretne cele. Czyli: marzenia zamieniamy na coś realnego. Tutaj jest czas na wypisanie swoich klasyków, w oparciu o nakreśloną ogólnie wizję; tutaj możemy określić swoją paletę kolorów. Również tutaj warto zbierać inspiracje: spisać ulubione blogi, czasopisma, portale, artykuły dobrze oddające estetykę wizji i dopiero kierując się tymi inspiracjami realizować, konkretne działania.
Pytania jakie warto sobie zadać na tym etapie:
- Jakie kolory zdominują moją szafę?
- Jakie sylwetki będę najczęściej powtarzała?
- Jaki będzie mój najprostszy strój codzienny?
- Jaki będzie mój najelegantszy strój na wyjątkowe okazje?
- Co będzie moim znakiem rozpoznawczym?
- Jakie będzie moje minimum, jeśli chodzi o dbanie o urodę – włosy, makijaż, ciało?
- Gdzie znajdę inspirujące stylizacje, które będę mogła zaaranżować na sobie?
- Co mogę zrobić, by mój styl miał odzwierciedlenie nie tylko w mojej garderobie?
Przykładowe cele dla kobiety zafascynowanej Paryżem:
- dominujące kolory w garderobie: biel czerń, granat, beż
- akcenty kolorystyczne skupione wokół czerwieni, złota i kolorów wina
- najczęstsze sylwetki: luźne góry, dopasowane doły
- uniform: bluzka w paski + jeansy + baletki + trencz
- kolekcja koronkowej bielizny
- kolekcja minimalistycznej biżuterii w złotym kolorze + złoty zegarek
- uroda: fryzura bob z grzywką, paznokcie i usta na czerwono, zadbane mocne brwi
- inspiracje: blog Garance Dore, książka Ines de la Fressange – Paryski Szyk, francuskie filmy
- zapisanie się na kurs francuskiego
- odkładanie pieniędzy na wycieczki do Paryża
3) Działania mają wynikać z zamierzonych celów. Tutaj zaczynamy tworzyć listy zakupowe, przeglądać oferty sklepowe, buszować po wyprzedażach (pomogą picodi.com), zapisywać się do newsletterów, odszywać rzeczy u krawcowych, odwiedzać pchle targi i sklepy z używaną odzieżą, szukać odpowiedniego rękodzieła, zaznajamiać się z ofertą projektantów. W tym punkcie jesteśmy już zakupowymi terminatorami i nastawiamy się wyłącznie na zakup rzeczy, które pasują do naszych celów, a nie patrzymy zupełnie na rzeczy, które być może nam się podobają, ale odbiegają estetycznie od wybranego stylu.
Przykładowa lista ubrań do skompletowania w ciągu pierwszego roku realizacji wizji:
- mała czarna
- czarne jeansy rurki
- pudełkowy żakiet
- biała koszula
- 2 bluzki w paski „breton”
- beżowy trencz
- baletki
- czarne szpilki
- skórzana torebka
- złoty zegarek
- złoty łańcuszek
- kaszmirowy szal
- perfumy
Najważniejsza w tej metodzie jest indywidualność. Pamiętajcie, że wizja musi być Wasza i czasami przyjdzie jej bronić. Niestety, ludzie lubią się narzucać i czasami w dobrej wierze, będą Wam sugerować jak powinnyście wyglądać, o czym powinnyście marzyć, do czego powinnyście dążyć. Można słuchać podpowiedzi, ale trzeba mieć wewnętrzne przekonanie, że zgadzacie się z takimi radami i że chcecie uwzględnić je w swojej wizji. Jeżeli będziecie coś robić pod presją i bez stuprocentowego przekonania, prędzej czy później Wasza dusza i ciało zaczną odrzucać, narzucony przez kogoś innego, porządek.
Czy myślałyście kiedykolwiek o tym, jak chciałybyście wyglądać w przyszłości? Czy macie ustalone konkretne cele dotyczące Waszego stylu? Czy Wasze garderoby są odzwierciedleniem Waszej wizji siebie?
Partnerem tego wpisu jest serwis picodi.com.
wpis idealny dla mnie, bo wreszcie mogę sobie tematycznie ponarzekać. Ja właśnie wg. tego sposobu zaczęłam budować swoją garderobę. I to nie jest takie proste. Wizja jest, inspiracje są, lista niezbędników jest. Najciężej jest z realizacją. Albo jakiejś rzeczy w ogóle nie ma, albo jest szmatława, albo krój nie ten, albo wymarzona sylwetka w realizacji nie jest już taka atrakcyjna jak w inspiracjach (u mnie to np. cygaretki, ile ja się napatrzyłam na dziewczyny w tych spodniach, marzę o nich, a przerobiwszy już chyba z 10 par ciągle mi coś nie pasuje. I albo ten krój w ogóle nie jest dla mnie, albo jeszcze nie trafiłam na te jedyne). Dopasowanie korzystnych kolorów z korzystnym krojem, z dobrym składem, z ceną, pogodą, okazją jest często nie do zrobienia. Na tym utknęłam.
Iwona, zdaje mi się, że jesteś perfekcjonistką. Że nie dopuszczasz sytuacji, kiedy coś będzie 9/10, bo zawsze musi być 10/10. I że być może kryteria, które narzucasz rzeczom są zbyt wysokie. Choć sama się dziwię, że to piszę, ale może dla Ciebie rozwiązaniem będzie posiadanie większej liczby rzeczy, które są przydatne w różnych sytuacjach? Na przykład: nie kupowanie jednego płaszcza za niebotyczne pieniądze, z myślą, że będzie na każdą okazję i pogodę, ale jednak zróżnicowanie okryć wierzchnich, żeby każde miało inną funkcję. Co o tym myślisz?
Iwona, znasz Tatjane z classic valeria, prawda? Ona ubiera sie w sieciowkach! Owszem, ma kilka markowych elementow, stac ja na uszycie kostiumu u krawca, ale w glupiej sukience z H&M potrafi wygladac jak milion dolarow, a kozaki z Zary nosi jakby to byly Zanotti. Moze Ty tez tak sprobuje – porzuc te jedwabie i kaszmiry, w ktorych i tak nie czujesz sie luksusowo, a daj szanse ubraniom niekoniecznie najwyzszej jakosci, za to odpowiadajacych Twojej wizji. Bedziesz miala okazje wyprobowac je w roznych sytuacjach, w roznych zestawieniach i za niewielkie pieniadze. A jak sie jakas forma sprawdzi, to poszukasz jej w lepszej jakosci.
Ja tez znam bol wynikajacy z inspirowania sie Pinterestem ;-) Wszystkie te laski tak cudownie sie prezentuja w tym, czy tamtym, a ja jak na zlosc nie! I trzeba dostosowywac wizje do wlasnych warunkow, a to nie jest proste. Ale chyba wlasnie tak rodzi sie styl. W bolach :-D
Zycze Ci szczesliwej drogi do celu :-*
tak, znam ją. Ale u mnie to nie problem tych luksusów (nie wiem czemu tak do mnie przylgnęły :-) ) tylko wizja vs rzeczywistość vs pogoda. Cygaretki przerabiałam od mango i zary do deni cler np. Nie chodzi o kasę i prestiż tylko jak finalnie wyglądam. Maria mnie dobrze zdiagnozowała, jestem perfekcjonistką, po mamusi niestety, do tego śledzę MrVintage, a to zawyża poziom.
MrVintage robi swoje ;) Chociaż wyznaję teorię, że on ma łatwiejw życiu, bo jakość ubrań męskich nie upadła aż tak nisko, jak damskich.
Mam też ten sam problem ze spodniami. Kroje, które mi się podobają, wyglądają na mnie dość… no i tu jest właśnie pies pogrzebany. Mniemam, że poniekąd rozumiem Twoje rozżalenie tym, co jest w sklepach. Mam podobnie. Te ubrania nieraz na wieszaku są super, metka czasem mówi, że powinno być okej, ale co z tego, skoro są antyużytkowe :/ Dobra, dopóki jeszcze szukam koszuli lub spodni bez falbany/marszczenia/innej ozdoby i w swoim rozmiarze, to pewnie jestem w stanie po tygodniu znaleźć.
Ale wystarczy już wymaganie tego, żeby ta koszula czy spodnie dały się bez gimnastyki wyprasować na gładko (bo elastan jednak ułatwia fałdkom zaistnienie podczas prasowania) i nie wypychały się w niej łokcie/kolana. Albo guziki były na odpowiedniej wysokości i się nie rozłaziły. Albo żeby się nie rozłaził rozporek. Albo mankiety miały taką szerokość, żeby dało się w nich swobodnie ruszać rękami. I tysiąc innych elementarnych dla czucia się dobrze rzeczy :/ Dla wyglądania także niestety, bo nikt mi nie wmówi, że wyciągnięty łokieć w koszuli (wszystko jedno jedwabnej czy bawełniano-elastanowej) wygląda jakoś superestetycznie, brrr. Czemu, dlaczego, why, nikt kto to produkuje, nie bierze pod uwagę np. tego, że w ubraniu się człowiek rusza? (!)
Iwono, nie obraź się, że akurat pod Twoim postem jęczę o tym łokciu, (nie podejrzewam, żebyś też taki miała), po prostu dołączam się do rozczarowania. Też tak mam. Podpisuję się. Spójność to jedno, ale jak sobie myślę, gdzie są te ubrania o których myślę, to na myśl przychodzi mi tylko czarna dziura. Dokładnie to, co wsysa materię i robi to z biegiem lat coraz szerzej.
Ech ;)
Jak się ma taką figurę jak Tatiana to można sobie bosko wyglądać w każdym ciuchu. A ja mam tak że coś sobie wymyślę, wiem jak chcę wyglądać, tylko niestety moje ciało i proporcje mówią mi „tego nosisz nie będziesz”. W tym momencie to mój największy problem stylowy – pogodzenie wizji umysłu z możliwościami ciała.
ano właśnie
Pamiętacie dziewczyny wpis Tatiany o szarym golfie? To są problemy zwykłych kobiet. Patrzysz na inspirację, masz wizję, a potem zderzasz się z tym co w sklepach, z pogodą (bo wizje zazwyczaj noszą szpile na gołą stopę, a u nas listopad więc zakładasz botki i cała wizja idzie w łeb). W sumie to nie chcę być tu głównym maruderem, chcę tylko zwrócić uwagę, że chyba najtrudniejszym krokiem w budowaniu garderoby jest właśnie przełożenie wizji na własne podwórko, a tych utrudniających czynników jest całe mnóstwo; i wcale nie chodzi o przełożenie jeden do jednego, tylko o odtworzenie atmosfery, aury danej inspiracji. Bo parząc na jakieś zdjęcie wyobrażamy sobie jakoś siebie, planujemy zakupy, zakładamy i dupa.
Dzięki za info o blogu Tatiany – nie znam a chętnie przeczytam. Zgadzam się z Iwoną – przełożenie wizji na real jest tą najtrudniejszą rzeczą, ale w końcu nikt nie obiecywał że będzie prosto ;) mi pomaga skupienie się na słownym opisie tego, co chcę stworzyć, a nie na ilustracjach z pinteresta. Niby jestem wzrokowcem, ale jak się patrzy na zdjęcia „z internetu” to trzeba jednak sobie to bardzo przesiać: bo osoba na zdjęciu ma rozświetloną twarz, stoi w idealnej pozie, itd. więc wszystko super wygląda. Ale gdyby stanęła inaczej albo dostała dwie siaty zakupów do ręki to też by inaczej wyglądała ;)
Moje przemyślenia idą w podobną stronę – o ile łatwiej byłoby szukać inspiracji w necie, gdyby na tych zdjęciach dziewczyny były bardziej różnorodne. Już nawet nie chodzi o to że wszystkie są młodziutkie i szczupłe, ale żeby chociaż miały inny typ figury od czasu do czasu niż tylko długie nogi, thigh gap, biodra chłopca i mały biust.
Ten post dal mi do myslenia. Od rana mam w glowie tylko wizje – cel – plan dzialania. Szczerze mowiac dochodze to podobnych wnioskow, co Wy: zeby sie udalo zrealizowac wizje (poparta zdjeciami), trzeba „przetlumaczyc” ja dla siebie. I tu faktycznie zaczynaja sie schody! Moja figura nie uniesie tego, co moim oczom sie podoba. Moja praca nie pozwala na noszenie tego, co moim oczom sie podoba. O pogodzie to az mi sie nie chce :-P Wychodzi, ze trzeba isc na kompromis, a ja tego tak bardzo nie lubie! To sie nie miesci w mojej wizji. Z drugiej strony nigdy, przenigdy nie zrezygnuje z komfortu (przede wszystkim cieplnego) na rzecz wygladu. A jedna wygladac sie chce.
No, latwo nie jest; rzecz jest z pewnoscia do osiagniecia, ale chyba jeszcze nie dla mnie. Nie na takim poziomie, na jakim ja to sobie wyobrazam. A tam, za horyzontem, czai sie moj wymarzony look… ;-)
Wiecie, czasem mysle, ze nadmiar bodzcow wzrokowych przytepil nam wyobraznie.
P.S. Przepraszam za „Tatjane” – jej imie pisze sie przez „i”.
Ja tak od kilku lat szukam czerwonej bluzki i nie mogę znaleźć takiej, która by mi odpowiadała.
Iwona, mogłabym się podpisać po Twoim postem.
W zasadzie już jakiś czas temu przeszłam przez etap kiedy skupiałam się tylko na poszczególnych elementach bez wizji całości. Od jakiegoś czasu staram się wypracowywać styl/zestawy/sylwetki posługując się obrazami.
I mi też najczęściej krzyżuje plany pogoda. No i jeszcze brakujące obuwie i okrycia wierzchnie. Bo zazwyczaj jest tak, że mam jakąś koncepcję, a później wstaję rano a tam leje. I już nie ubiorę zamszowych butów, albo materiałowych trampek. Albo jest super zimno i nie wyjdę w samej marynarce. Albo mój zestaw nie przewidział okrycia wierzchniego. Albo zapomniałam o butach… To chyba akurat najłatwiej naprawić, z drugiej strony buty to element garderoby który najtrudniej mi dopasować (do gustu, stopy etc). Ostatnio np miałam wymyślony fajny zestaw, ale padało, więc musiałam ubrać czarne oksfordki. W pewnym momencie w ciągu dnia, zobaczyłam się gdzieś przypadkiem w lustrze i tak mnie właśnie olśniło, że te buty w ogóle nie pasują do tego jak ja siebie postrzegam i jak chciałabym w rzeczywistości wyglądać. Postanowiłam oddać te nieszczęsne buty i poszukać czegoś odpowiedniejszego. Generalnie nie mam nic przeciwko oksfordkom, nawet czarnym ;) Tylko ten konkretny model robi ze mnie panią przedszkolankę.
Od dłuższego czasu staram się też trzymać zasady, że jednocześnie na sobie mam maksimum 3 kolory, no ewentualnie 4. No i jak mam jakiś fajny zestaw wymyślony, a później muszę ubrać buty w piątym kolorze, bo pada, albo jakaś konkretną torebkę bo muszę wziąć ze sobą laptopa, to cały zestaw diabli wzięli. I moje zadowolenie również.
Przeczytałam Twój wpis i ucieszyłam się bardzo bo dostałam gotową receptę ;-) moje marzenie odnośnie stylu to właśnie Paryski szyk – prostota, klasa i elegancja. Od jakiegoś czasu kupuję ubrania wyłącznie w odcieniach beżu, granatu, bieli i niekiedy czerwieni. Ważne jest dla mnie w urodzie osiągnięcie zadbanych włosów, skóry i paznokci.Kolaż zdjęć który umieściłaś jest dla mnie perfekcyjny – nic dodać, nic ująć. Uwielbiam ten klimat!
Ale że aż tak trafiłam to jestem bardzo szczęśliwa :) Te ubrania będą wspaniale uzupełnione przez delikatną, złotą biżuterię. Super, ja bym Ci radziła trzymać się już takich klimatów, jeśli uświadomiłaś sobie, że one są dla Ciebie piękne i eksplorować, inspirować się, być konsekwentną!
Kolejny ciekawy wpis
Bardzo dziękuję :)
Ja od ponad roku trzymam się podejścia do tematu, który dzisiaj opisałaś. Muszę przyznać, że Twój blog utwierdza mnie w moim postanowieniu i trzymam się dzielnie. Jedyny problem jaki mam opisała już „wyżej” iwona. Wizja sobie, a realizacja sobie. Też szukam cygaretek, ale chyba to nie krój dla mnie. No i zdradzam tę paletę kolorów od czasu do czasu, ale baza jest. Mam też listę rzeczy trochę z innego stylu, żebym mogła robić skoki w bok, gdy mnie coś opęta ;)
Mam też plan kupić sobie jakiś dodatkowy zestaw ubrań na czas świąteczny, sporo spotkań rodzinnych i przyjacielskich, bo wysyp urodzin. Swoich inspiracji szukam na Pintereście, mam tablicę, gdzie zapisuję fajne zestawy i tym sugeruję, gdy chcę coś urozmaicić.
Dziękuję za fajny wpis.
Pozdrawiam :)
Bardzo fajnie, czy mogłabyś troszkę przybliżyć tę wizję, jeśli to nie tajemnica?
Mam wyobrażenie o french chic i staram się je realizować. W zeszłym roku schudłam do wagi sprzed ciąż i nowa sylwetka wymagała nowych ubrać, więc na nowo podeszłam do zawartości swojej szafy. Stworzyłam sobie bazę, o jakiej pisałaś u siebie na blogu. Od zeszłego roku mam odpowiednie spodnie, idealną dla mnie czarną spódnicę, białą koszulę. Trzy torebki, kozaki – oficerki. Przerobiłam płaszcz – obcięłam, bo był do kostek. Teraz jest przed kolano, dopasowany, muszę dokupić szeroki pas, żeby wprowadzić tegoroczne trendy.
Ograniczyłam się kolorami: biały, czarny, szary i granatowy. Chociaż pojawiają się w niewielkiej ilości beż i blady róż.
Dzięki Twoim wpisom jeszcze bardziej świadomie zaczęłam patrzeć na ubrania, moja szafa może jest nudna, ale wszystko właściwie do siebie pasuje. Będę musiała wprowadzić trochę nowości jak wrócę do pracy, ale to jeszcze nie teraz.
Może mogłabyś zaproponować coś na spotkania rodzinne, gdy trzeba ubrać się bardziej elegancko, ale niekoniecznie „galowo”. Chodzi mi po głowie tiulowa szara spódnica, a do tego w innym odcieniu delikatny sweterek (?), kolia? wiszące kolczyki? Boję się, ale widziałam coś takiego na zdjęciu i teraz mnie męczy…
Pinterest: https://www.pinterest.com/nawiedzonaula/in-my-style/
Ach, też mam na swoim pintereście tę cudowną kobietę z z tiulową spódnicą i swetro-szalem na górze! Baaardzo mi się taki zestaw podoba, w ogóle tiul mnie urzeka, ale podobnie jak ty zastanawiam się, jak to będzie wyglądać na mnie, na żywo. A szukałaś już gdzieś konkretnie takiej tiulowej spódnicy? Idę przeglądać twoją tablicę z inspiracjami :)
Oczywiście zapraszam na moją tablicę :)
Tak szukałam, głównie w internecie, ale ja lubię przymierzyć i dotknąć. Może się okazać po założeniu, ze nie poczuję „chemii”. Taka jestem. Na szczęście w okolicy jest sklep z ciuchami polskich projektantów i na wystawie jest tiulowa, pastelowa różowa spódnica. Pójdę przymierzyć i dopytam o szarą :) A jak nie to będę szukać dalej, do świąt jest jeszcze trochę czasu…
Ale super, bardzo spójna tablica. Co do tej tiulowej spódnicy, to widzę ją z gładkim golfem ciemnoszarym lub czarnym i kolią. W Mango mają super naszyjniki w tej kolekcji, pewnie będzie niedługo przecena i jest jeszcze fajny sklep ze sztuczną biżuterią happinessboutique.com. Też szukam dla siebie jakiegoś wyraźnego naszyjnika teraz i mam obeznanie haha. Poza tym, co do Twoich kolorów to muszę powiedzieć, że uwielbiam połączenie bieli i granatu i dodanie do tego landrynkowego różowego. Zosia ma takie piękne spodnie w paseczki i jak dodam do tego granatowego bodziaka to pięknie się wszystko komponuje. Także wszędzie mnie otaczają inspiracje :)
Dzięki za podpowiedź co do naszyjnika. Biegnę oglądać.
Spójna, ale czy nie nudna ta tablica?!
Dla mnie nie jest nudna.
mniej więcej na tej zasadzie mam skomponowaną swoją szafę – wkładam na siebie tylko czerwienie, fiolety, brązy (wszystko raczej ciepłe , głębokie i zgaszone) i czerń. biżuterię mam zazwyczaj taką samą, bo do wszystkiego mi pasuje – tattoo hooker lub obroża, srebrny wisiorek i kamień na rzemyku. lubię taki ciężki, duszny, maksymalnie kobiecy wizerunek, trochę mroczny, przy perfumach jest ta sama zasada. i pod to dobieram garderobę, lubię koronki, sukienki odcinane w talii, zakolanówki. czasami zbaczam w stronę grunge’u, czasami zahaczam o lata 40 :) moim znakiem rozpoznawczym są chyba usta w różnych odcieniach ciemnej czerwieni. od kiedy uświadomiłam sobie w stronę jakiego klimatu chcę iść, wszystkie moje ubraniowe wybory jak do tej pory były trafione, jestem w szoku, bo wcześniej stałam przed sklepową półką i kompletnie nie wiedziałam co na siebie założyć :) jestem intensywną jesienią :)
Natalia, tak ładnie to opisałaś, że jestem w sobie w stanie wszystko wyobrazić. Też lubię podobne klimaty na niektórych kobietach – potraktowanie kobiecości właśnie w taki ciężki, trochę tajemniczy sposób. Bardzo się cieszę, że umiałaś się tak wspaniale ukierunkować.
w końcu ciekawy post!
” W końcu” ?! Chyba nie wiesz co piszesz kobieto ( Czytelniczko). Cały blog jest fenomenalny i niesamowicie inspirujący.
Wiem co piszę, ostatnio posty były dla mnie mało inspirujące. Blog jest naprawdę ciekawy, ale oznacza to, że trzeba chwalić wszytko, jak leci.
*ale nie oznacza
Z calym szacunkiem dla Twojej pracy i wielu przydatnych informacji, ktore pojawiaja sie na blogu; nie dajmy sobie wmowic ze pewnosc siebie mierzy sie w kolorze butow i kompozycji szafy 'pomimo presji otoczenia’. Prosze, tematyka bloga swoja droga, ale odrobina dystansu do swojej pasji nie zaszkodzi ;) chyba, ze celujesz w grupe docelowa pt. nastoletnie czytelniczki Cosmopolitan. Pozdrawiam,
Z postów Marii wnioskuję, że jest bardzo mądrą kobietą i z całą pewnością zdaje sobie sprawę, że zbudowanie stylu nie jest podstawową wartością w życiu. Nawet w powyższym poście napisała, że nasza wizja samych siebie powinna znaleźć odzwierciedlenie też poza garderobą. Co prawda jest to bardziej wtrącenie na marginesie, ale skoro to blog o stylu, to chyba proporcje są dobrze zachowane:) Nie czepiajmy się!
Mario, dziękuję za kolejny wartościowy post.
Bez pewności siebie nie będziemy łatwiejsze do zmanipulowania, albo nie będziemy realizować swoich założeń, bo uznamy, że może podady w internetach sa lepsze…Ja tak zrozumiałam przesłanie Marii.
Ja mam inne pytanie…jak ocenić czy nasza wizja będzie dla nas dobra? Wiadomo, często nie jesteśmy obiektywne wobec siebie i możemy uprzeć się na coś, co wcale nie będzie dla nas korzystne. Co z takim fantem zrobić?
Też nie jestem przekonana do bezkompromisowego trzymania się swojej wizji. Otwartość na zupełnie nowe inspiracje, których nie przewidzieliśmy tworząc sobie listę, trochę spontaniczności i kreatywności nie są czymś co z założenia psuje styl. Wydaje mi się, że takie planowanie ma swój urok, ale nie ma po co narzucać sobie zbędnych zasad. Zresztą to pewnie kwestia indywidualnych cech i preferencji.
Jeśli nie mam wątpliwości, co do swojej wizji, a wszyscy dokoła mają wątpliwości, to jest problem wszystkich dokoła. Jeśli jestem pewna swojej wizji to się jej trzymam.
Natomiast, jeśli ja sama mam wątpliwości, to poddaję się weryfikacji kogoś, kto spełnia cztery podstawowe kryteria:
1) jest mi życzliwy
2) uważam, że zna się dobrze na sprawach stylu
3) potrafi być ze mną szczery w 100% – nie w 1% i nie w w 99% tylko szczery do bólu.
4) jest w stanie podpowiedzieć – dobrze mnie ukierunkować, powiedzieć z czego można zrezygnować, co zmodyfikować. (to kryterium musi być spełnione, bo to jest po prostu uzasadnienie odpowiedzi ze strony tej osoby, musi być wiadomo, że ta osoba wie o czym mówi)
Czy to będę ja, przyjaciółka, ktoś z rodziny, jakiś stylista nie jest tak ważne, jak to by spełniał te 4 kryteria.
Bardzo ciekawy post i idea, ktore moga pomoc osobie majacej problem z wyborem ubran i dodatkow do swojej szafy. Trzymanie sie jednej wizji moze pomoc jakos uporzadkowac garderobe. Jedyny problem, jaki widze z tym podejsciem to koniecznosc adaptacji pewnego idealu do naszej sylwetki i wygladu, co moze byc trudniejsze niz sie wydaje. Ja kocham paryski szyk, ale nie moge wiernie odtworzyc na co dzien podobnego stylu bo eksploatowany obecnie do niemozliwosci zestaw „rurki plus baleriny” kompletnie nie wspolgra z moja sylwetka (o thigh gap moge pomarzyc, choc waga calkiem w normie). Trzeba wiec byc ostroznym. Styl wloskiej seksbomby w ktorym czuje sie fantastycznie jest z kolei nie do odtworzenia na co dzien – rezerwuje go na specjalne okazje. Jakims pomyslem jest stworzenie kilku wizji swojego wizerunku – ja kilka lat temu postanowilam zadbac o garderoba letnio-wakacyjna, ktora byla kompletnie przypadkowa. Nigdy nie czulam sie dobrze w stylu typowo sportowym, ale ten nie wyobrazam sobie chodzenia po nadmorskim kurorcie w pelnej gali. Zainspirowal mnie styl preppy i to byl strzal w dziesiatke. Choc na co dzien ubieram sie nieco inaczej to latem pozostaje mu wierna.
Przyznaję, że to wszystko o czym piszę, choć osiągalne dla każdego, to wcale nie jest łatwe. Po stylu biurowym, wezmę się za preppy. To już postanowione :)
Super! Czekam na preppy, bo to coś dla mnie :)
Ja też już teraz dziękuję za preppy :D!
To taki wpis – kopalnia pomysłów! Właściwie streszczający wiele sposobów na budowę garderoby, łączący różnorakie aspekty, nad którymi się człowiek musi zastanowić ;) ja już częściowo tę koncepcję próbowałam wdrażać, tworząc moodboardy zadawałam sobie pytanie jak mogę opisać mój styl, czytając into-mind przechodziłam przez kolejne kroki, które proponuje autorka… i muszę powiedzieć, że to jest świetna koncepcja tylko trzeba cieszyć się samym procesem i dać sobie czas. W moim przypadku – dużo czasu! Pewnie gdybym wiedziała dużo więcej o sobie byłoby szybciej, ale cóż – wszystko wykluwa mi się na bieżąco. Drugi, trudny, ale nieunikniony element, to dla mnie starcie pomysłów z rzeczywistością. Trochę pisały o tym dziewczyny wyżej – że sobie coś wymarzyłyśmy, a potem się okazuje, że a)w tym fasonie źle wyglądamy b)coś nie pasuje do naszego trybu życia/pracy c)bardzo trudno tę rzecz dostać w sklepie. Mimo wszystko – myślę, że warto się nie poddawać. Czasem można kupić coś co będzie całkiem dobre a nie idealne – żeby jednak odrobinę skrócić poszukiwania. Bardzo ważne jest też chyba to, żeby na etapie drugim nie tylko przekładać wizję na konkrety, ale od razu sprawdzać czy te konkrety do nas pasują – jeśli zupełnie nie, to może da się tę wizję jakoś inaczej przełożyć na konkret. Dla mnie największym problemem jest rzecz inna – to, że garderoba tworzy się stopniowo i zanim osiągnę upragniony efekt jestem ciągle w fazie „trochę wymarzonego klimatu plus rzeczy które jeszcze noszę bo nie chcę wyrzucić” ;)
Niemniej jednak ten sposób uważam za bardzo inspirujący i jeśli tylko chcemy wejść głębiej w tworzenie naszej szafy, jeśli możemy dać sobie czas, to moim zdaniem warto! Dla mnie ogromnym plusem takiego tworzenia koncepcji było to, że w ogóle zaczęłam się zastanawiać nad tym, co chcę przekazywać moim wyglądem, jak chcę się czuć w moich ubraniach, jaki obraz siebie lubię najbardziej. I dlatego fazę pierwszą i drugą jestem gotowa przechodzić powoli, natomiast chętnie przeleciałabym raz dwa przez fazę trzecią! Gdybym tylko miała odpowiednią ilość kasy i sklepy zaopatrzone w to czego szukam, chętnie kupiłabym bazowy zestaw za jednym razem, żeby po prostu wejść w ten wymyślony przez siebie klimat i już! :)
Oczywiście dochodzi jeszcze do tego kwestia kasy, która zazwyczaj zaraz po niedostępności wymarzonych produktów, jest drugim w kolejności ogranicznikiem. Dlatego też ważne, by się wizji złapać i się jej trzymać, by to był długofalowy proces, a nie zrywy zakupowe, które zdarzają się co jakiś czas i niestety w każdym kupujemy ubrania w odmiennych stylach. No tak już jest, że konsekwencja i dyscyplina idą w parze i to one będą wynagrodzone w postaci super stylu, a nie zachcianki, czytaj: góry ubrań kupowane bez rozmysłu i bez myśli przewodniej.
Moja wizja to również taka francuska nonszalancja ale w mrocznym wydaniu. Tutaj obok Francuzek inspiracją jest dla mnie muzyka, kino noir, surowy minimalizm, skandynawski krajobraz. Podstawowe kolory to czerń, granat, szarość, dodatkowe, które traktuje jako urozmaicenie bazy to burgund, ciemna zieleń, biel, błękit. Uniform to dopasowane spodnie, koszula/golf, botki, płaszcz za kolano. Sylwetka wydłużona, skórzane dodatki. Do tego włosy do ramion w kontrolowanym nieładzie, podkreślone oko, na wieczór wiśniowa szminka, minimum biżuterii, zegarek. Już od jakiegoś czasu trzymam się mojej wizji, ubrania dobrej jakości kompletuję od jakiś trzech lat i mogę stwierdzić, że wszystko mam i wszystkie ubrania zajmują jedną, małą szafę. A konsekwencja w stylu daje niezwykłą satysfakcję :)
I właśnie, kiedy można stwierdzić, że się wszystko ma, to przychodzi czas na finezję i rozpieszczanie siebie – dopracowywanie stylu i szukanie tego niezwykłego czegoś, co wyróżnia go mocno od innych. No i można sobie pozwolić na małe luksusy, szlachetne dodatki.
Właśnie próbowałam zdefiniować mój styl, imienniczko- jesteś cudowna- zrobiłaś to za mnie, dziękuję! Mroczne wydanie francuskiej nonszalancji- idealne podsumowanie.
U mnie królują skóry (kurki, szorty, spódnice, szorty), woskowane rurki, lakierowane sztyblety, lakierowane kozaki na obcasie, srebrna biżuteria- zegarek na metalowej bransolecie, przykuwające wzrok kolczyki, czasem kilka łańcuszków. Jeśli chodzi o kroje: zazwyczaj są to dopasowane spodnie i luźne góry (chociaż mam kilka zestawień w odwrotną stronę, np. przylegający czarny golf i luźnawe skórzane spodnie). Po dokonaniu selekcji większość mojej szafy jest czarna, wcześniej mi to nie przeszkadzało, jednak od jakiegoś czasu czuję, że potrzebuję trochę odświeżenia i co za tym idzie- koloru. Niestety problem jest taki, że większość zestawień, w których występuje kolor inny niż czarny plus czarny, mój mózg uważa za nieatrakcyjne ( oczywiście, jeśli to ja je założę- na kimś innym są OK)- miała któraś z Was podobnie i znalazła sposób, żeby to zmienić?
A jeśli chodzi o wizję i realizację stylu- jest tak jak mówicie- można to widzieć i dążyć do tego, ale niestety ciężko jest dostać sensowne ciuchy w sklepach…
Dziękuję Mario za kolejny inspirujący wpis! Na prawdę, czytanie Twojego bloga pomaga wszystko sobie uporządkować! Pozdrawiam, Kamila :)
Kolejny inspirujący tekst i kolaż :) Chyba mam już taką wizję siebie względnie wyobrażoną, w znacznej mierze dzięki temu miejscu :) Z realizacją jest nieco gorzej – nie tylko ze względu na problemy ze znalezieniem „ideału”, ale także problem z przełożeniem wizji na faktyczne potrzeby. Szczególnie dziwnie czyta mi się go dziś, w czasie choroby i dnia w piżamie, kiedy standardy są baardzoo mocno obniżone ;)
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :) Dzień w piżamie to może być fajny początek do rozmyślań – taki swoisty prowokator do tego, żeby standardy moooocno podwyższyć!
O mamuniu, jak to sie fajnie czyta! A jeszcze fajniej sie marzy, planuje, inspiruje, przemysliwa itp.
Ja, niestety, jestem niestala w uczuciach. Nawet do wlasnych wizji. I jak juz, juz zblizam sie do mety, postanawiam zmienic kierunek. Bo mi sie zachciewa czegos nowego, czegos innego, bo moze ten cel, co go sobie upatrzylam, wcale nie jest dla mnie dobrym celem.
Napisalas kiedys, Mario, o gonieniu pieprzonego kroliczka (bardzo mi sie ten zwrot spodobal, dlatego przytaczam go kolejny raz). Mi wychodzi, ze to ja jestem kroliczkiem! I gonie wlasny ogon.
Tylko zeby nie bylo: moje ubrania pasuja do mnie i do siebie nawzajem. Ubieram sie w jakims konkretnym stylu, co widac. Wygladam dobrze, co widze w oczach innych ;-) A mimo to nie znajduje satysfakcji i wciaz szukam czegos innego.
Obawiam sie, ze problem lezy w mojej glowie, nie w szafie… :-D
Tak, czy siak, ten pomysl ma moc i dla kogos bardziej swiadomego moze okazac sie idealny.
P.S. Dzieki za namiar na kupony rabatowe :-) Sama bym ich nie wynalazla.
Ale mimo tego podobania się, to mogę się założyć, że jest jakiś styl, który mogłabyś eksplorować i który wydobyłby jeszcze piękniejszą Ciebie. W sensie, że teraz jest naprawdę spoko, fajnie, ładnie, ale za horyzontem czai się super, cudownie, nieziemsko :)
Wizję już mam, widzę siebie mniej więcej w mroczności lata, rozmazana sylwetka z powodu rozproszonego światła, poranki w męskiej koszuli. Coś w kierunku letnich klimatów, port, morze, skały, wiatr, żagle, lata 90-te, kolorystyka dla letniego typu urody, zwiewne koszule, często lejące się, w wersji zimowej komfort jak w Twoim moodboardzie nr 11, uwielbiam kardigany! :D Ciągnie mnie też do stylu podróżniczego i nawiązań do tropików… Wiem, co czuję, ale ciężko to złożyć w całość i jeszcze dopasować tak, żeby nie przesadzić i móc ubierać się tak również do pracy… Niby wiem czego chcę, ale jak przychodzi co do czego, wybieram buty, czy torebkę, to myślę i myślę, czy to aby na pewno pasuje do całości, oddaje to, co ma oddać i równocześnie nie sprawia, że jestem przebrana zamiast ubrana… Trudna sprawa z tym stworzeniem własnego stylu, chyba najtrudniej obrać jeden kurs, którego będę się trzymać a potem to wszystko znaleźć w sklepach i jeszcze nie wydwać fortuny… ;)
Gosia, z Tobą to ja mogłabym dyskutować o klimatach różnych godzinami, ale to już wiesz :) Może to w Tobie leży jakiś strach, żeby poddać się swojej intuicji? Bo przecież to jest w pełni osiągalne, tylko trzeba się przełamać. Warto byłoby zacząć od problemowych sytuacji i tam skupić wszystkie siły. Czyli właśnie starcie indywidualności, gustu z sytuacjami w których trzeba się podporządkować pewnemu dress code’owi. Odpowiedzieć sobie na pytanie: jak zaadaptować ten konkretny klimat w danej sytuacji? I od tego zacząć, a nie od tego, żeby coś skreślać, bo jest trudno…
Mam za sobą podobny proces, przeprowadzony dosyć intuicyjnie. Pewnego dnia stwierdziłam, że moje postrzeganie samej siebie całkowicie rozmija się z tym jak wyglądam i jak inni mnie przez to postrzegają.
Dlatego myślę, że Twój plan działania sprawdzi się świetnie i warto go podrzucać wszystkim znajomym, które chcą zmienić swój wizerunek :)
Już dostrzeżenie tego jest w pewnym sensie sukcesem i pierwszym krokiem do dobrych zmian.
Świetny wpis::) I jakże się cieszę, że jak na tacy dostałam french chic:D od dłuższego czasu kręcę się wokół tematu i jakoś nie mogę ogarnąć, a tu gotowy przepis :) Mam wrażenie, że czasami jak za dużo o czym myślimy, to potrafimy to bardzo skomplikować. Czytając dzisiejszy wpis mam wrażenie że to przecież takie oczywiste, a jednak …. Mario gratuluję kolejnego rzeczowego wpisu:) Ja także przeglądam into-mind, skorzystałam już z przykładowych zestawów kolorów, ale podany przez nią sposób na znalezienie stylu wydaje mi się nieco skomplikowany.
Into-mind jest super, choć dosyć specyficzne. Bardzo się cieszę, że trafiłam ze stylem :) Lubię pisać o oczywistych rzeczach, bo wszyscy wtedy wiemy doskonale o co chodzi, wszyscy jesteśmy ekspertami i mamy swoje doświadczenia, którymi możemy się dzielić. Czuję się tymi komentarzami zachęcona do pisania dalej o podobnych rzeczach :)
Super wpis. To chyba odpowiedź na moją , jak to nazywam ,,depresję stylistyczną”
Świetny wpis! Fajnie zobrazowałaś dążenie do konkretnego stylu. U mnie to przebiegało inaczej, mniej świadomie. Gdy zaczęłam poszukiwać swojego stylu to wiedziałam, że te bardziej minimalistyczne, czyste połączenia najbardziej mnie przyciągają, na zdjęciach, w stylizacjach, w architekturze.
Kiedyś pisałaś o porządkowaniu szafy i wspominałaś o tym, żeby pogrupować ubrania na trzy stosy. Nie pamiętam już, czy się tym z Tobą dzieliłam, ale zdecydowanie ta metoda jest również jedną ze skuteczniejszych. Rzeczywiście dobrze jest pogrupować własne ubrania i przemyśleć, co nas przyciąga do naszych ulubionych modeli, a co nam przeszkadza w tych ubraniach, w których czujemy dyskomfort. Jednak ta metoda jak i każda inna, w przypadku budowania swojej garderoby, wymaga rozłożenia w czasie.
Mogę podzielić się jeszcze jednym trikiem, który w moim przypadku też okazał się skuteczny. W momencie gdy już przymierzamy różne sety, to warto za każdym razem zrobić sobie zdjęcie. Na początku byłam bardzo niezdecydowana i nie wiedziałam co myśleć o danym zestawie. Przebierałam się w następny i już wtedy nie wiedziałam, który jest lepszy. Po wykonaniu takich zdjęć, po pierwsze wszystko jest lepiej widoczne niż gołym okiem, przynajmniej w moim przypadku. Łatwiej jest zauważyć jak to kształtuje sylwetkę itp. Po drugie, jeżeli nie wiemy co o tym sądzić, to następnego dnia lub nawet tydzień później można wrócić do tych zdjęć i już jest wszystko jasne. Z upływem czasu widzi się więcej. Tak jak wspomniałam, w moim przypadku to dużo pomogło. Jeszcze mam trochę takich selfie z moich początków i przynajmniej wiem czego już nie założę, a po co chętnie sięgam i jakie zestawienia są dla mnie najlepsze.
Jeżeli chodzi o Black Friday to wydawało mi się, że to wyrażenie jest mi znane, a teraz jak o tym przeczytałam to mnie zaskoczyłaś, że to dzień wyprzedaży. Strasznie mnie to cieszy, że już niedługo zaczną się wyprzedaże, bo mam baaardzo długą wishlist :D
Bardzo cenna uwaga z tym czasem. Absolutnie widzi się więcej i jest się bardziej krytycznym względem swojego wyglądu po upływie jakiegoś czasu. Co do black friday to ja się w tym roku czaję bardziej na agd niż na ciuchy, bo parę rzeczy jest już do wymiany :)))
Kolejny świetny post, bardzo lubię ten cykl!
U mnie wizja zależna jest od pór roku, ale zawsze oscyluje to wokół retro – z tym, że wiosna, lato i wczesna jesień to lata 50., rozkloszowane dłuższe spódnice, baletki, małe topy, odsłonięte ramiona, cygaretki, a zimne miesiące późne lata 60. – mini do obszernych swetrów, koniecznie grube rajstopy i koniecznie masywne buty z mocną kreską na oku. Do większości z tych strojów dobieram jakiś akcent artystyczno-teatralno-romantyczny (a przynajmniej się staram!), z perfum lubię te esencjonalne, ciężkie, gęsto konfiturowe albo słodko-orientalne. Jestem stonowaną jesienią i bardzo mi ten zamglony klimat pasuje.
Bardzo fajnie, lubię słowo retro, bo właśnie można je fajnie interpretować za każdym razem – nie trzeba się koniecznie ograniczać w jakieś lata, ale i tak budować styl konsekwentnie.
Myślę, że styl, w jakim się ubieram, jest wypadkową kilku czynników. Są to: warunki fizyczne (figura plus typ urody), osobowość, tryb życia (pracy), stan finansów. Moja wizja siebie, taka idealna, nie jest całkiem możliwa do zrealizowania. Właśnie ze względu na ograniczenie specyfiką tych czynników. Jednakże, dojrzałam z czasem do osiągnięcia maksimum efektu, możliwego w mojej sytuacji. Maria to kiedyś ujęła „najlepsza wersja samej siebie”. Postanowiłam przestać się frustrować i poświęcić energię na „zrobienie” właśnie tej swojej najlepszej wersji. Też niestety jestem perfekcjonistką, ale z wiekiem postanowiłam dać sobie prawo do bycia nieidealną (wcale to tak łatwo nie przychodzi). Moja prawie idealna wizja to ograniczenie kolorów-czarny, szary, granatowy, beżowy, biały. Proste formy, klasyka, elegancja (również sportowa). Niewiele biżuterii naraz, skórzane buty i torebki (tylko czarne lub camelowe). Kiedy chcę zaszaleć dołączam wzory np.pepitka czy szkocka krata, albo kolor burgund, butelkowa zieleń czy fuksja. Ogólnie staram się, żeby było lekko, swobodnie i bez wrażenia ” tak bardzo się starałam”. Mario, Twoje wpisy zawsze mnie skłaniają do przemyśleń i za to bardzo cenię Ciebie i Twój blog. Tak się cieszę, że na niego trafiłam! Pozdrawiam
Bardzo Ci dziękuję, za ciekawy, jak zresztą zwykle, komentarz. Najlepsza wersja siebie jest oczywiście super, ale czasem po prostu wystarczy lepsza wersja siebie. Wystarczy się posunąć tylko o krok do przodu, żeby odczuć różnicę, ale ważne by ten krok wykonywać codziennie. W ten sposób na trwałe rosną nasze standardy i jest szansa, że bardzo łatwo będzie się nam przyzwyczaić do zmian na lepsze :)
Ach, jak bardzo tęskniłam za kolejnym odcinkiem Szafy od podstaw na tym blogu! I do tego jest pisany – mam wrażenie – dla mnie: do bólu techniczny i praktyczny!
Oczywiście, że mam wizję siebie. Do tego stawiam sobie cele i konsekwentnie je realizuję: miałam za cel w tym roku znaleźć pracę, schudnąć i skończyć studia podyplomowe. Pierwsze i drugie zrealizowane, studia się piszą i kończą. Super, że piszesz nie tylko o budowaniu szafy, ale całej również otoczce związanej z lepszą wersją siebie np. cel w kwestii nauki języka francuskiego, planowaniu wydatków, które umożliwią wjazd do Paryża, czy choćby dobre perfumy, bez których Francuzka nie wyjdzie z domu. Choć styl pt. „francuski szk” jest mi daleki, to jednak mam swoją wizję i na tym schemacie będę ją modelować i udoskonalać.
Mario, jesteś wielka!
No pewnie, że styl to nie tylko ubranie. Ja w weekend byłam na super koncercie, zupełnie sama, ubrałam się tak jak zawsze i czułam się na koncercie sobą i dobrze dopasowaną do miejsca, wręcz stopioną z miejscem w pozytywnym sensie. W jakiś sposób można powiedzieć, że muzyka i atmosfera wydarzenia też była wtedy częścią mojego stylu.
Bardzo fajny wpis. Szczególnie ta lista pytań i przykładów z drugiego punktu mnie ruszyła i pewnie spędzę z nią wieczór :) Wprawdzie mam dość długo najogólniejszy kierunek na styl, ale ostatnio coś mi zgrzyta, i czułam po kościach, że i tym razem mi pomożesz ;)
Tak sobie myślę, że to bardzo fajne, że piszesz o uwagach innych ludzi. Czasem czytam gdzieś jakąś treść o własnym stylu i autor bajeruje, że odtąd to wielki zachwyt swój i wszyscy w koło też się cieszą. W sumie to u mnie dokładnie na odwrót – jak czułam się źle w swoich ubraniach, to nikt mi nic nie komunikował na co dzień, a od święta słyszałam, że wyglądam ładnie. Teraz mam raczej tak, że dużo ludzi mówi mi, że super i że jest moc, ale dużo, że ble, że fe, że nie jak kobieta i że nijak.
Ale z drugiej strony samozadowolenie to rzecz bezcenna ;)
Nie am stylu bez odwagi, serio NIE MA. Styl musi być broniony, jeżeli się poddajemy to nie mamy stylu. Żeby styl był, muszą po drodze być błędy, musi być wstyd, musi być reakcja otoczenia. Ale to wszystko jest tylko dla odważnych.
Pięknie napisane, pięknie…
No i własnie lubię czytać tak, jak piszesz – prawda przed nos ;)
Cały ten kolaż mogłabym przygarnąć dla siebie – mimo, że nie jestem psychofanką Francji i Paryża, to francuski styl i jasne kolory bardzo do mnie przemawiają :-)
Od dłuższego czasu prowadzę „notatnik stylu” – najpierw w formie papierowej, teraz mam wszystko w Trello. Tam sobie prowadzę zapiski, określiłam swoje kolory, sylwetki, klasyki. Zrobiłam listy zakupowe na zimę i lato, spisuję wymarzone dodatki do wish listy. Mam też kilka tablic na Pintereście. Wciąż pracuję nad urodowym minimum – uznałam, że czas się „ogarnąć”, bo trochę sobie w tej kwestii odpuściłam i nie wyglądam tak, jakbym chciała. Mam też problem z kolorami – najchętniej nosiłabym tylko biel, krem i beż, jednak ciężko wyjść w jasnych zamszowych butach i białych spodniach gdy leje ;-)
Ika, dziękuję Ci!!!! Po przeczytaniu Twojego komentarza postanawiam stworzyć własny „notatnik stylu”! Ja od długiego już czasu rozmyślam na temat własnego stylu, chciałabym się go doprecyzować, zdefiniować i zacząć się wreszcie w ten konkretny sposób ubierać. Ale jeśli porządnie nad tym nie popracuję, to moje wszystkie wizje nadal będą tylko w głowie… ;-)
Linkuj do swojego pinteresta w nicku, żeby się chwalić swoimi inspiracjami :)
Napisałaś o tym co od dłuższego czasu chodziło mi po głowie. By wyglądać tak jak samą siebie postrzegam i wyobrażam i jak chcę by postrzegali mnie inni. Jeszcze ciężko jest mi taką mnie skrystalizować w zgrabnych słowach ale gdzieś już w swoich działach i podświadomości do tego dążę :)
A ja wciąż szukam swojego stylu, więc takie wpisy są bardzo interesujące i pomocne w poszukiwaniach. Podobają mi się różne rzeczy, proste klasyczne granaty i szarości, ale i marynarskie paseczki, a latem koniecznie dziewczęce kwiatki i sukienki… Staram się wypracować z tego coś spójnego, ale nie jest to łatwe. Ale mam dopiero 20 lat, może mnie to usprawiedliwia? Myślę, że jeszcze się odnajdę :)
Mój ulubiony typ wpisu, rzeczowo i praktycznie. Żałuję że nie było takich blogów jakieś 10 lat wcześniej, może bym bez bólu oglądała zdjęcia w albumie;)
Jorun – O tak! Zdjęcia w albumie prawdę powiedzą :) We wspomnieniach można się wyidealizować, pamiętać tylko to, co według nas było fajne w naszym wyglądzie, bo przecież postrzegałyśmy się super, a fotka obnaża cała prawdę. I tu nie ma zmiłuj się :( Staram się jednak do tego zdystansować i komentuję „no cóż, taka była moda” :))
Mario – bardzo się cieszę, że trafiłam do Ciebie. Twojego bloga przeczytałam „od deski do deski”, do niektórych wpisów wracam, a na nowe wpisy czekam niecierpliwie.
Podobnie jak moje poprzedniczki, też mam problem z przełożeniem tej zaplanowanej mojej wizji do realu, ze względu właśnie na bylejakość, rozmiarówki, kolory. Gdy zaczęłam, od niedawna, świadomie oglądać ubrania w sklepach, to załamałam się całkiem. Tak, w pintereście czy na manekinach wszystko wygląda super, ale rzeczywistość już nie jest tak przyjazna :(
Mieszkam w dużym mieście, we Wrocławiu, gdzie sklepów i galerii handlowych nie brakuje, ale chyba jeszcze nie trafiłam na te właściwe.
A właśnie, możecie polecić jakieś sklepy we Wrocku? Macie coś sprawdzonego, godnego uwagi?
Oczywiście jeśli Maria pozwoli na taką reklamę:)
pozdrawiam serdecznie
Jejku jak tak teraz myślę, to wizja siebie była najważniejszym tropem, jakim się kierowałam od zawsze przy wyborze nowych ubrań. Wraz z wiekiem i także odkryciem Twojego bloga, zaczęłam mocno zawężać kolorystykę i fasony, ale jednak ostatecznie przed każdym zakupem, kiedy już coś jest w idealnym fasonie i kolorze daję sobie parę minut na wyobrażenie sobie siebie w tym i upewnienie się czy na pewno roztaczam taką aurę jaką chcę w tym ubraniu.
Bardzo klimatyczny wpis. Taka też klimatyczna pora roku :)
Po pierwsze Twój moodboard dotyczący Paryża całkowicie mnie pochłonął. Przypomniał mi się film „do utraty tchu”. Nie pamiętam nazwiska aktorki (ta w krótkich włosach) – jest dla mnie kwintesencją Paryża. Prosta bluzka w paski, kloszowa spódnica, trencz, te wspaniałe krótkie włosy i baletki na nogach w skarpetkach. Bardzo podoba mi się paryski szyk.
Dla mnie jednak jest jasne, że paryski szyk nie jest dla mnie. Nie czuję go wewnętrznie. Mój styl musi być przełożeniem tego co mi w duszy gra na to w czym wyglądam dobrze. Obie sprawy: samopoczucie i dobry wygląd są dla mnie równie ważne. Wiem kiedy moje serce bije mocniej i jest tak od lat, niezmiennie : styl militarny, etniczny połączone z wygodą, prostotą (żadnych szpilek, falbanek, skomplikowanych makijaży i fryzur). Do tego lubię mieć dużo ubrań i tak już pozostanie. Nie wyobrażam sobie posiadania jednego płaszcza. Mam jednak problem z przełożeniem tego na swój wygląd. Jestem prawdopodobnie typem klasycznym (dla mnie to nuda) i nie wiem jak przełożyć na ten mój klasyczny wygląd nielubiący nadmiaru elementy etno, militarne, tak żeby nie zginąć pod tym. Dlatego zamówiłam sobie już analizę wg Kibbe (do mnie to przemawia, tylko to trzeba umieć zrobić ją nieschematycznie, indywidualnie. Zresztą podobnie jest z analizą kolorystyczną). Na efekt musze poczekać do stycznia, ale mam nadzieję, że się opłaci. Dla mnie ważna jest równowaga pomiędzy tym co mi w duszy gra a tym w czym wyglądam dobrze.
Nie wiedziałam, że kiedyś tak pomyślę, ale w tym kontekście… tak – chciałabym stać się 'zakupowym terminatorem’ ;) i wreszcie skompletować całą garderobę. Najlepiej taką, która zmieści się w jednej walizce. Ot, takie mam marzenie.
Szkoda, że nie ma takiej usługi: daję listę ubrań, paszport sylwetki z wszelkimi parametrami (rozmiary, wiek, wzrost, waga, typ figury z uwzględnieniem walorów i mankamentów, paletę barw, fasony, styl, temperament i wszystko inne, co tam jeszcze jest potrzebne) oraz pieniądze. A po miesiącu kurier przynosi paczkę z… gotową garderobą. Naprawdę, nie wszyscy lubią biegać po galeriach, butikach i celebrować kompletowanie garderoby. Niektórzy chcą ją mieć bez całego tego zamieszania, chcą móc o niej nie myśleć, tylko używać :). Po prostu. Eh, taka fanaberia mnie naszła.
Jest taka usługa jak personal shopping – osobisty stylista zabiera Cię na zakupy, określa typ sylwetki i kolorystykę i wybiera dla Ciebie idealne ubrania :-)
Mi się marzy możliwość odtwarzania idealnych części garderoby np. znajduje t shirt który spełnia wszystkie wymagania, kupuję 10 takich a po paru latach jak mi się zuzyja kupuję dokładnie takie same
Super wpis. Podoba mi się styl francuski – ale w moim wydaniu to inspiracja, która wymaga modyfikacji. Nie cierpię koloru beżowego, nie noszę czerwieni, nie dla mnie spodnie rurki czy kolczyki perełki. Z bardziej wyrazistych kolorów lubię fiolety i róże, do prostych ubrań dobieram często jeden bardziej ekstrawagancki dodatek, dzięki czemu nie czuje się tak „pańciowato” i nudziarsko. Spodobały mi się pytania, które ułożyłaś Mario, dzięki nim mogę uporządkować w głowie różne kwestie i jeszcze bardziej świadomie podchodzić do kwestii zakupów :-).
Cieszę się, że się podoba. I cieszę się, że rozumiesz, że we wpisie jest tylko jakiś przykład interpretacji tego stylu. Oczywiście takich interpretacji może być tak dużo, jak kobiet kochających dany styl :) Jak już pisałam wyżej w komentarzach, uwielbiam ostatnio połączenie bieli, granatu i dodatek różu do tego <3
Uwielbiam Twojego bloga – inspiruje mnie do pracy nad swoim stylem. Co do tego wpisu mam jedno zastrzeżenie- piszesz, jakby każdy miał dowolność w wybieraniu stylu, a tak nie jest. Ogranicza nas własna sylwetka i rodzaj urody- jeśli Twoja miłośniczka francuszczyzny jest potężnie zbudowaną, wysoką kobietą to i tak będzie wyglądała fatalnie w poziomych paskach, cygaretkach i fasonach w miarę blisko ciała. Ja długie lata robiłam sobie krzywdę stylem boho, który na mnie po prostu nie wyglądał. Być może Ty i część kobiet macie intuicję, że lubicie i inspiruje Was to, w czym Wam dobrze, ale dla mnie i pewnie jeszcze kilku stylowych analfabetów podstawowe pytanie to nie to, jaki klimat lubię, tylko w jakim stylu moje ciało zaprezentuje się najlepiej. No i jak pogodzić to, co się nam podoba z tym, w czym jest nam dobrze?
Doris, ja zawsze muszę pisać w miarę uniwersalny sposób. To osoba, która ma wizję, musi tak weryfikować ją, by czuć się w swoim wymarzonym stylu znakomicie. Oczywiście taka osoba MUSI wziąć pod uwagę czynniki o których piszesz. Natomiast muszę powiedzieć, że nie do końca podoba mi się podejście, które opisujesz, polegające na wybieraniu z danego stylu jakiegoś fasonu i próbowanie się z nim, ciągłe przegrywanie i zniechęcanie się do samego stylu. Dla mnie nie ma na przykład znaku równości między tym, że nie pasują mi cygaretki i muszę zrezygnować z french chic. Po prostu rezygnuję z fasonu, ale styl dalej staram się eksplorować, jeśli bardzo go czuję.
Mario, to ciekawe, co piszesz. Zgadzam się z Doris i podpisuję się pod ostatnim jej pytaniem. Czyli – np. podoba nam sie boho, ale średnio nam pasuje. Co wtedy? Piszesz o eksplorowaniu stylu, czyli wybieraniu tego co nam pasuje. Fajnie byłoby, gdybyś zechciała rozwinąć kiedyś ten temat na blogu. Np. coś w rodzaju – styl boho dla chłopczycy ;-)
Dobrze, z przyjemnością rozwinę ten temat :)
wpis naprawdę inspirujący Mario ale zgadzam się że bardzo trudny do zrealizowania bo wiele przeciwności stoi nam na drodze jak np. pory roku, finanse, nasze czasem może niedoskonałe sylwetki ale jakże piękne czy chociażby nasz aktywny rozkład dnia =) nie dajmy się jednak zwariować ciągłym dążeniem do doskonałości które widzimy niekiedy na wystylizowanych zdjęcia różnych blogerek modowych, oferując nam nierealny świat i życie bez jakichkolwiek defektów…
bo to chodzi o to, żeby poszukiwać własnego stylu, a nie o to żeby być perfekcjonistką
Oj, nie moge sie zgodzic. Poszukiwanie wlasnego stylu opiera sie na stylach, ktore juz ktos wymyslil i uzytkuje. I zeby z takiego gotowca zrobic cos wlasnego, trzeba go doprowadzic do perfekcji – do naszej definicji perfekcji.
Nie zrozumiałaś mnie. Poczytaj czym jest perfekcjonizm w psychologii i jak wpływa na życie. To nie znaczy ze nie należy nad sobą pracować.
Od kilku miesiecy tez jestem taka wizjonerka ;)
duzo rzeczy sie na to zlozylo: frustracja rano przed szafa pelna ubran, ksiazki, po ktore przypadkowo siegnelam, blogi, na ktore przypadkiem sie natknelam. I zapragnelam tego o czym czytalam: prostoty, spojnosci, komfortu, nie tracenia czasu na wybiernie,chcialam uproscic, ale tak by moc w koncu byc soba ;)
Twoja analiza i porada dot. stylu tylko mnie utwierdzily co do drogi ktora chcialam podazac.
Moj styl to taka mieszanka french chic i rock + minimalizm w formie, dodatkach. Kolory zostaly te, ktore lubie, i ktore okazaly sie zgodne z moim typem (biel, granat, czern, szary i troche bordo), zostawilam kilka ubran kolorowych na lato.
Od wrzesnia praktycznie nic nie kupilam, wszystko juz bylo w mojej szafie; pooddawalam wszystko w czym nie czulam sie najlepsza wersja siebie i w czym nie bylo mi wygodnie. Koniec z frustracja rano, chodzenie po sklepach z ciuchami juz mnie w ogole nie pociaga.
Mam w glowie kilka rzeczy, ktore chcialabym jeszcze miec, ale bez spinki, kupie jak na nie trafie, w ogole mi sie nie spieszy, mam w co sie ubrac.
Podzielam uwage kolezanki kilka komentarzy wyzej, co do zrobienia sobie zdjec w danym stroju, mozna spojrzec na iebie jakby ” z zewnatrz” i od razu widac w czym lepiej wyglada sylwetka.
Kolejny bardzo ciekawy post, który dał mi do myślenia. Myślę, że takie spojrzenie z dystansem na siebie, własny styl, w kategorii projektowania i realizacji wizji siebie, jakie proponujesz, bardzo fajnie przełamuje odzieżową rutynę, w jaką czasem wpadamy. Grozi nam ona nawet, kiedy własny styl mamy wyraźnie określony. Zdarzają mi się takie okresy, np. kiedy tygodniami bardzo intensywnie pracuję, sięgam wtedy rano do szafy i odruchowo, bezrefleksyjnie wyciągam obojętnie którą czarną bluzkę i ołówkową spódnicę. Jest ok, ale nie czuję satysfakcji z tego, że właśnie idealnie wyraziłam siebie. W takich okresach nie to jest ważne, myśli się o czym innym. Ale w wolnej chwili, gdy znowu pozwalam sobie na refleksję nad własnym strojem, postoję trochę przed lustrem, poprzymierzam i czuję, że tym razem jest super i dokładnie o to chodziło, to dodaje mi to 100 punktów do dobrego nastroju i wiem, że właśnie tego mi brakowało.
W moich wizjach siebie staram się tylko odtworzyć pewien klimat i daję sobie sporo luzu, jeżeli chodzi o wybór poszczególnych elementów. Raczej oglądam w ulubionych sklepach ubrania, które mogę kupić i zastanawiam się, czy oddają to, czy nie, często wybrana sukienka, czy płaszcz nie wyglądają dokładnie tak, jak wymyślony przeze mnie pierwowzór, ale gdy je widzę na sobie w przymierzalni wiem, że o taki efekt mi chodziło. Inspirują mnie głównie filmy, zwłaszcza klasyczne kryminały noir, filmy Feliniego i Lyncha.
Wpis w sam raz dla mnie, jestem może mało oryginalna ale Paryź i ten styl mnie urzeka. Nie mam cierpliwości do szukania ciuchów, kupuję co mi się w danej chwili podoba i to widać po mojej szafie. Na szczęście jest coraz lepiej ☺
Masz rację, że do takiego tworzenia garderoby potrzeba baaaaardzo dużo pewności i znajomości siebie. Szczerze mówiąc, chyba nie znam ani jednej osoby, która mogłaby tak o sobie powiedzieć :(
Ja czekam na moment, aż przestanę karmić piersią (wiem, że może brzmieć to jak kolejna wymówka na odkładanie ogarnięcia w czasie, ale tak nie jest :P). Chociaż już powoli dążę do realizacji pewnej wizji… i mam nadzieję, że mi się nie odwidzi. Bo łatwo jest jak ktoś jest zafiksowany na jeden temat – tak jak np. przytoczyłaś paryski klimat. Gorzej jak to mieszanka różnych wpływów. No ale zobaczymy. Na pewno podzielę się efektem, bo świadomą zmianę swojej garderoby rozpoczęłam dzięki Tobie Mario :)
Może niefortunny komentarz, ale chyba faktycznie ten french chic bardzo się chyba wiąże ze strukturalnym podejściem do stylu, które prezentujesz na blogu. Mnie moodboard nie porwał aż tak bardzo (to znaczy bardzo ładny, ale to nie jest mój klimat, w mojej głowie wschód jest bliżej serca) niemniej z tego, co widzę wiele czytelniczek w ten styl adaptuje.
Zastanawia mnie jednak to, że (w ogóle jako naród i w wielu kategoriach estetycznych) mamy narzędzia intelektualne, ale używamy ich głównie po to, żeby zgrabnie brać przykład z czegoś, co uznajemy za lepsze (francja elegancja, skandynawski design) i wydaje mi się, że takie podejście z góry generuje bardzo konsekwentną ale mało odkrywczą estetykę. Wypracowujemy styl, ale nie swój. To w jakiś sposób dobrze, bo jest to wciąż dobry styl :). Marzy mi się jednak, nim globalizacja wszystko ujednolici, jakaś definicja polish chic. Czy to aż takie ważne i konieczne? Czy mam jakieś recepty? Czy mogę określić uniwersalne punkty, które nas łączą? Chyba nie :).
Często jesteśmy podekscytowani, gdy ktoś nazwie jakieś miasto polskie „małym Paryżem” lub „Pragą północy”, tymczasem dla Paryża porównania z innymi miastami niekoniecznie są nobilitacją…
A co do posta – postępuję w ten sposób już od jakiegoś czasu, ale niczym by było to, co teraz piszesz, gdyby nie wcześniejsze posty, dla mnie bardzo ważne i ciekawe :). Najbardziej ostatnio – lista klasyków – kolejny poziom, u mnie są to „strong, sensitive, eastern, natural (approachable)”, definicja standardu poniżej którego staram się nie schodzić, bardzo selektywne zakupy. Bardzo mi też pomógł półroczny wyjazd, zminimalizował i usystematyzował moją garderobę. Dzięki, Mario :)
to ciekawe co piszesz o Polish style. mieszkam za granica i w pracy czesto slysze „Wy Polki, zawsze jestescie takie zadbane i ladne ubrane”, i moge Ci powiedziec, ze to prawda, tutaj na tle innych nacji naprawde sie wyrozniamy tym „zadbaniem”; slyszalam tez ze „Wy Polki, macie swoj styl, choc kazda jest oryginalna”; bardzo milo slyszec takie rzeczy. Rzeczywiscie jak spotykam sie z Polkami, to wszystkie piekne, ladne, ale kazda inna na swoj sposob ;)
To bardzo ciekawe co piszesz i dobrze się wpisuje w dzisiejszą datę;) Moim zdaniem ludzie zawsze aspirują do najlepszych, a paryski szyk i skandynawski minimalizm to są uznane światowe marki. Nie winiłabym tu nikogo za brak patriotyzmu. Oczywiście trochę szkoda że nie wypracowaliśmy jako kraj własnej marki estetycznej, pewnie wiele rzeczy miało na to wpływ, może ktoś bardziej oblatany w historii i sztuce się wypowie, temat jest fascynujący.
A co dla Ciebie znaczy dokładnie „eastern” ? Mam skojarzenia z przepychem, intensywnymi kolorami, obfitością ozdób i detali i zastanawia mnie jak łączysz to z „natural”, bo te dwie cechy wydają mi się trochę przeciwstawne.
Ależ absolutnie nie chodzi mi tu o brak patriotyzmu, spokojnie!
Próby szukania wspólnej płaszczyzny w architekturze skończyły się na stylu zakopiańskim. Mało uniwersalne.
W Holandii byłam na wystawie podsumowującej wszystkie Holenderskie EXPO. Pokazywała ona, jak z roku na rok zmieniało się postrzeganie wizji marketingowej ich kraju. Na pierwszych EXPO reklamowano kolonializm (nie żartuję) sprzedawano kolonialne przyprawy i budowano świątynie z terytoriów zależnych. Po prostu jest jakaś dyskusja na ten temat, a gdy pytałam ludzi z różnych środowisk, co uważają za polskie, to nie każdy umiał coś odpowiedzieć.
Inna sprawa, że może to dobrze. Niemcom udało się stworzyć styl narodowy, bardzo wyrazisty, z niczym nie pomylisz. Uważam, że to była taka sama broń polityczna jak każda inna i w jakiś sposób definiując taki „styl narodowy” stajemy się nośnikiem pewnych idei, chodzącą reklamą pewnych wartości i dyskredytacją innych.
Przyznaję, że eastern to jest najtrudniejszy pierwiastek i najciężej go włączyć, ale podlinkuję parę pinek, które ilustrują, jak ja to czuję. Oczywiście, jak się próbuje połączyć wszystkie 4 rzeczy, to może wyjść coś bardzo mało charakterystycznego. W każdym razie w tej mojej naturalności chodziłoby o to, żeby człowiek się nie lękał podejść na ulicy, by nie być tak zrobionym, aby innych nie przytłaczać – i w gruncie rzeczy tak wyglądają nasze ulice, jest w tym moim zdaniem pewna kultura i uprzejmość, ale raczej w demokratycznym ujęciu, a nie savoir vivre. Tak samo czarny budynek – na pewno jest elegancki i minimalistyczny i nawet mi się takie podobają, tylko jeżeli uważamy styl jako język komunikacji, to taki komunikat należałoby czytać – „nie dla każdego”
Moim zdaniem wschód to:
– ornament
– naiwność, prostolinijność, toporność ale nie wyrafinowany minimalizm (czyli np. eksperymenty z formą moim zdaniem nie do końca się wpisują)
– konserwatyzm formalny
– grzeczność, skromność
– czerwień (najlepiej + złoto) ale ogólnie czerwień bardzo
– a z drugiej strony, obok złota – kicz, tandeta, materiały komuny – czyli nie droga biżuteria, ale koraliki, guziki – to mi się wydaje bardzo naturalne
– tendencja do zawsze jednego elementu zbyt dużo albo odstającego, kontrastowy kolor, wyskakujący nagle znikąd
– chaos
– niedosyt
– kwiaty, tęsknota za wsią
– hafty
Z bardziej abstrakcyjnych klimatów:
drzewa pomalowane na biało przed urzędem miasta
zapach masła
kwitnące pokrzywy
swobodne rozmowy podsłuchiwane zza drewnianych drzwi kuchni
kolorowe dywany pod śmiesznymi kapciami
niskie ciśnienie o poranku
drobny deszcz na blokowisku
wszystkie warstwy na klatkach schodowych kamienic
własnoręcznie zebrane czerwone owoce
bezradny uśmiech, gdy niczego się już nie rozumie
świt odbijający się w pustych kieliszkach do wódki
owoce na serwecie
koc w kratę w zimowy wieczór
rumiane policzki
półki z starannie odkurzanymi bibelotami o niewiadomej historii
wyszczerbiony krawężnik
suszone kwiaty
zerkanie ukradkiem na nieznajomych
omijanie złamanych płyt chodnikowych
trzepak
wiosenny śnieg
babcie z kwiatkami i muzykanci w przejściach podziemnych
bloki, które malujemy na kolorowo by przełamać szarość, której i tak nigdy nie unikniemy
Pierwiastek jest bardzo trudny do uchwycenia i oczywiście każda osoba która będzie go próbowała znaleźć w ogóle nie będzie wyglądała jak przeciętna Polka, więc pod tym względem jest to wewnętrznie sprzeczne.
https://www.pinterest.com/pin/444800900676483312/
https://www.pinterest.com/pin/444800900676483247/
https://www.pinterest.com/pin/444800900676482810/ to Włoszka, ale ten płaszczyk z Zary mi się zawsze kojarzy bardzo wschodnio.
https://www.pinterest.com/pin/444800900676668535/ – to są prace mojej koleżanki, która czerpie inspirację bezpośrednio z muzeum etnograficznego i wzorów ludowych. Dla mnie do ubrania chyba za trudne, ale jest w tym coś, zdjęcia moim zdaniem wspaniałe.
https://www.pinterest.com/pin/444800900676483237/
a tu się pewnie niewiele osób ze mną zgodzi, ale moim zdaniem zmiana koszuli o męskim kroju na tę bluzkę, czerwone usta i kokardki dodają dla mnie trochę innej aury, takiej dorosłej uczennicy :)
https://www.pinterest.com/pin/444800900676013808/
Każdy pewnie doświadczył wschodu trochę inaczej. Nie zdziwię się, jeżeli w ogóle nie czujecie tego tak samo jak ja… Co więcej, nawet mam taką nadzieję, bo może dzięki temu złapię w rozmowie z Wami więcej skojarzeń? W każdym razie nie obrażajcie się, jeżeli uznacie moje skojarzenia za zapyziałe, nieadekwatnie, czy jakie tam :)
Inna sprawa, że jestem teraz w Rumunii i zobaczyłam parę osób, które ubierają się w takim wschodnim stylu. Muszę przyznać, że w konfrontacji obudziła się we mnie zachód i pragnienie abstrakcji. Ogólnie nie lubię dosłowności i chusta w kwiaty ludowe do czerwonego płaszcza z naszytymi kwiatami to za dużo. Ten pierwiastek jest bardzo trudny i szukanie odpowiednich rzeczy to wyzwanie na lata. Lubię sobie myśleć o takim wysiłku jako o podkręcaniu różnorodności świata, a nie jakimkolwiek obowiązku :).
Ok, tl;dr mi wyszło, ale może ktoś przeczyta :)
A, no i mi trochę etnocentryczny ten wschód wyszedł w tym komentarzu, bo pisany był pod natchnieniem, ale przecież wschód można postrzegać znacznie szerzej i dalej, ja wyszłam wprawdzie poza wschód słowiański, ale nie doszłam np. do Indii. Chciałam opisać taki, jaki rozumiem i jaki czuję, więc musiałam opisać taki, jaki znam.
Linki nie działają, a szkoda, bo komentarz mega:)
Monika, być może masz te podlinkowane rzeczy w ukrytej tablicy, jak ją udostępnisz na pintereście wszystkim to prawdopodobnie te linki będą działać!
Odblokowałam!
To co podlinkowałaś też budzi moje skojarzenia ze wschodem, z wyj. Styledigger, moim zdaniem to zdjęcie kompletnie nie pasuje klimatem to pozostałych – podoba mi się ta stylizacja tylko dla mnie zupełnie nie jest „wschodnia”.
Generalnie mój problem z wschodnim pierwiastkiem jest taki że automatycznie budzi we mnie skojarzenia folkowe albo retro, brakuje mi w nim nowoczesności.
Bardzo ciekawy wpis, jestem pod wrażeniem obycia :) Pozdrawiam!
Pierwszy raz pisze, choć czytam ten blog od dawna i uważam za jeden z najlepszych, a już na pewno najpełniejszy w swojej kategorii. Dla mnie jest on wyrocznią stylu. Gratuluję i bardzo dziękuję.
Ten wpis jest bardzo inspirujący, właściwie to instrukcja. Mnóstwo rzeczy mam w stylu paryskim, ale tylko dlatego, ze bardzo wpisuje się w biznes look, no i miałam szefową, z wygladu, manier i figury- paryżanka, mimo, ze Polka, więc ją trochę naśladowałam. Problem w tym, ze ona szczupła i zgrabna, a ja ze sporą nadwagą, 54 lata, ubieram się pewnie dobrze i elegancko, ale tak nie wyglądam, no i czuję się trochę obco. Pomijam to, ze żeby ubranie w rozmairze 44 dobrze wygladało- kosztuje fortunę. No i mój klimat to Stambuł , w Europie Rzym, a nie Paryż. Uwielbiam wszystko, co orientalne, kolorowe, złocone, zakardowe, barokowe, jedwabne, kaszmirowe, koronkowe wzorzyste, kwieciste. A moja szafa to czernie, beże granaty i ecru i prostota. kilka czerwonych rzeczy, zbyt szalonych do biura., a czas wolny u mnie prawie nie istnieje.
Mario, poradź proszę, jak te swoje 'ulubienia” i wizje połączyć z wymaganiami dress codu i stworzyć naprawdę SWOJĄ szafę. Gdzie szukać inspiracji i odpowiednich ubrań? Jak kuż nie ten Orient, ro moze chociaż Włochy uda się dopasować? Jakoś nie lubię Paryża…..
Uwielbiam te Twoje wpisy w takim stylu:) Dzięki
Ja od dwóch lat, mam pewną wizję siebie i konsekwentnie ją realizuję, na dzień dzisiejszy uwazam, że nic mi nie potrzeba, ostatnio w sklepie vintage dorwałam czekoladowy kożuch, trochę go przerobiłam i w końcu mam naprawdę ciepłe okrycie wierzchnie, w 100% odpowiadające mi wizualnie.
Lubię takie cięższe klimaty, uwielbiam aksamitne tkaniny, ciężkie zapachy, kadzidełka, hafty, jedwabie. Inspirację czerpię ze starych kamienic, teatrów. Pozdrawiam Mario :)
Dziękuję za wpis, chociaż kolejny raz przyprawił mnie o ból zębów…
No bo jak to jest – założyłam pinteresta, zgromadziłam masę zdjęć, które mi się podobają, ale dalej nie wiem, czego ja chcę. Wiem, że uwielbiam taki bardzo dziewczęcy styl – spódniczki i sukienki, płaszcze odcinane w talii i lekko rozkloszowane, do kolan, buty koniecznie na obcasie (nie musi być duży, ale obcas)… ale jednocześnie lubię styl minimalistyczny – najlepiej w wydaniu czarno-białym. I lubię siebie w „grzecznej” wersji, z kołnierzykiem, z kokardką… ale nie bardzo słodkiej. No i jak to wszystko połączyć, hmm? I do tego żeby nie wyglądać tak jak wszyscy?
No przecież się nie da…
Hm, u mnie byłoby trudno. Fascynuje mnie Barcelona, nie Paryż. Poluję na wyprzedażowy Desigual. Wzory, kwiaty, kontrasty. Co ja mam robić z tak krzykliwymi potrzebami? :) Rzeczy nie pasują do siebie, choć ja je uwielbiam…
Łatwiej byłoby np. kochać białe t-shirty. Do ilu innych rzeczy pasują! :)