Przypomniało mi się, że jeszcze tego lata nie zakładałam swojej kopertowej bluzki, o tej. Nadrobiłam to i zaczęłam szukać innych bluzek tego typu, w innych niż czarne kolorach. Zrobię zdjęcia i na pewno Wam się w niej pokażę. Ale już wiem, że taki krój bluzki to będzie mój niespodziewany klasyk.
Niespodziewany, bo ja raczej stronię od dekoltów w trójkąt. Ale jakoś czuję, że dla mojej sylwetki taki rodzaj bluzki, z takimi szerokimi rękawami i wiązaniem jest komfortowy. Nie lubię myśleć o ubraniu w kategoriach „korzystne”. Zamieniam to słowo na „komfortowe”, bo wtedy mieszam sobie dwa odczucia:
- jak się sobie w tym podobam
- jak się w tym czuję
I jeśli one dwa są pozytywne to wychodzi mi z tego mieszania „komfort” właśnie.
Gdybym wyglądała cudownie w szpilkach, w których nie mogłabym ujść kroku, nie nosiłabym ich. Gdybym nie podobała się sobie w wygodnym ubraniu, nie nosiłabym go. To takie moje wewnętrzne ustalenia. Mogą być dla Was punktem odniesienia, ale sądzę, że warto poczynić własne :)
Czy było jakieś ubranie, które niespodziewanie stało się dla Was klasykiem? Coś co Was zaskoczyło na plus?
Moim „przebojem” tego lata okazały się cienkie materiałowe jasnoszare spodnie, które pasują do praktycznie każdej letniej bluzki.
Bardzo fajne i uniwersalne odkrycie!
Też lubię takie bluzki! I sukienki :) Od razu podnoszą poziom strojności zwykłego zestawu. No i „robią” figurę. Są super dla matek karmiących… zalety długo by wymieniać.
Moim ubraniem-zaskoczeniem były jeansy dzwony. Były modne, gdy byłam w podstawówce, a potem długo stanowiły symbol obciachu. Na studiach znalazłam jedne w szafie (tak, pasowały na mnie spodnie z piątej klasy :D ) i przepadłam. Fajnie, ze wróciły do łask, bo dzięki temu mogłam je kupić normalnie w sklepie, chociaż chyba nie odzyskały dawnej popularności. Lubię je, bo wyglądam w nich dobrze i są wygodne – wygodniejsze niż rurki.
No proszę, to ja też mam u siebie odrodzenie dzwonów, czy też w moim przypadku szwedów. A fajne są również takie szerokie nogawki inspirowane latami 90. W takich się teraz czuję najfajniej i w takich piszę te słowa :)
Mario, a co sądzisz o reaktywacji trendów z lat 2000? Może zrobisz kiedyś taki retrospektywny wpis jak ubierałaś się w czasach liceum i na studiach?
Właśnie takiej bluzki szukałam na wiosnę ale w jasnym różu lub beżu, niesamowicie mi się podoba ten krój i wygląda na taki komfortowy, otulający. A moim hitem okazała się lniana spódnica do kostek.
Moim hitem okazała się… Biała bluza z suwakiem, wyglądająca jak uszyta z pluszowego misia… Coś kompletnie nie w moim stylu, ale jest tak cudnie ciepła i miękka że ją nosze i śmieję się z tego, że jest taka „niemoja”
Tak, długie letnie sukienki, nigdy ich nie nosiłam i o dziwo przy wzroście 162 cm wyglądam dobrze, pozdrawiam Was wszystkie z gorącej Chorwacji.
Bluzki kopertowe mają w sobie to coś ;) (są kobiece i eleganckie) jednak trudno znaleźć takie z umiarkowanym dekoltem i bez fikuśnych rękawków:) Udało mi się znaleźć dwie i od kilku sezonów są moją żelazną rezerwą, kiedy chcę wyglądać „nienachalnie” ładnie :)
Ta bluzeczka jest super,widze ja z jasnoniebieskimi dzinsami,tez wole okragle dekoldy,ale tutaj jest to fajnie zgrane skromnosc,praktycznosc i klasa…
Chinosy. Zawsze myślałam, że są na pewno sztywne, okrutnie niewygodne i że tylko jeans. A tymczasem kupiłam 4 wersje kolorystyczne, a wśród nich kolejny klasyk, którego dotąd nigdy bym nie włożyła – białe spodnie. Jestem teraz zachwycona ubieraniem się :)))
Moim niespodziewanym klasykiem stała się sukienka z falbaną. Falbany i wszelkie ozdobniki to nie była nigdy moja bajka, a tu bach! I miłość
Sukienka. Pierwszą „codzienną” kupiłam na wyprzedaży w Esprit jakieś 10 lat temu, mała granatowa. Po jakimś czasie zauważyłam, że wstawiam pranie często, żeby zawsze była czysta i najchętniej nosiłabym do pracy tylko ją, więc dokupiłam jeszcze jedną, nieco inny model. Teraz przez 99% czasu noszę sukienki, wiosną miałam tę konkretnie: https://www.zalando.de/esprit-eos-punti-dress-jerseykleid-black-es121c21v-q12.html , a latem tę: https://www.zalando.de/vero-moda-vmsimply-easy-long-blusenkleid-black-ve121c2th-q11.html.
Zaskoczenie na plus przy kiecce: nie muszę myśleć o dopasowaniu góry do dołu, jest mega wygodnie, a zbieram komplementy, że się postarałam ze strojem.
Nie spodziewałam się tych sukienek u mnie, bo jestem harcerką – w przenośni, niegdyś też dosłownie – dużo chodzę, w każdą pogodę, z dziećmi, po lesie z psem, jestem aktywna. Kiedyś te sukienki były tylko do biura, teraz zawsze i wszędzie. Nie ma to jak kiecka do kaloszy ;)
O tak, nie ma jak sukienka na deszczową pogodę :-) W końcu rajstopy schną szybciej niż spodnie, prawda?
Podobnie jak Ty, Mario, żeby coś nosić, muszę się w tym dobrze czuć i sobie podobać, inaczej będzie leżało w szafie. Podobnie jak Ty mam też ze szpilkami – podobają mi się, ale że moje stopy i kręgosłup ich nie lubią, to omijam je szerokim łukiem. I też nie przepadam za trójkątnymi dekoltami – szyję mam długą, więc wydłużać jej nie muszę, a do kopertowych dekoltów mam za mały biust, chociaż niedawno kupiłam dwie sukienki z takim dekoltem i je noszę, zakładając pod nie koszulki z ładnym wykończeniem (patent podejrzany u znajomej). Strój, który niespodziewanie stał się dla mnie klasykiem? Dzianinowa prążkowana sukienka ołówkowa – dotychczas uważałam, że dla mojej drobnej wąskobiodrej chłopięcej sylwetki bez talii takie sukienki są zakazane, ale gdy za namową ekspedientki założyłam do niej pasek, od razu poczułam się lepiej i… ładnie. Tylko muszę pamiętać, żeby brać rozmiar lub dwa większą, żeby ładnie mnie otulała, a nie obciskała jak bandaż elastyczny, bo wtedy wyglądam źle. Pozdrawiam :-)