Oglądałam zdjęcia kreacji z czerwonych dywanów z ostatnich miesięcy i trafiłam na coś zapierającego dech w piersiach (zdarza mi się to często – na setki zdjęć zazwyczaj trafi się przynajmniej jedno, które wywołuje takie pozytywne odczucia). Piszę konkretnie o tym zdjęciu z premiery filmu Ad Astra. Widzimy tutaj aktorkę Ruth Negga w kreacji Gucci. Sukienka pochodzi z kolekcji Gucci Resort 2020 i przyznam, że gdybym zaczęła od przeglądania zdjęć z kolekcji Gucci, a nie od zdjęcia Ruth, to bym tę sukienkę zwyczajnie przeoczyła. Zresztą sami zobaczcie, jakie przytłaczające jest to fioletowe wdzianko na modelce i dodatki – każdy z innej bajki. Za to na Ruth sukienka gra pierwsze skrzypce i dosłownie rozkwita, bo jak dla mnie suknia wygląda jakby była jakąś magiczną rośliną.
Nie wnikam na ile zostanie wyceniona sukienka, kiedy już trafi do sprzedaży, ale zważywszy na to, że bardziej „zwyczajne” sukienki maxi od Gucci dostępne online zaczynają się od 17000zł mogę się tylko domyślać, że będzie to wielokrotność tej ceny. Sukienka niewątpliwie mi się spodobała i niewątpliwie zrodziła w mojej głowie pytania o ceny produktów tego domu mody. I wtedy wpadłam na dziwną myśl, powstało w mojej głowie pytanie z którego, jak mi się wydaje, każda z nas mogłaby wyciągnąć ciekawe wnioski na przyszłość. Otóż:
Jak wyglądałby twój styl, gdybyś miała nieograniczony budżet na ubrania?
Zazwyczaj, kiedy doceniam styl jakiejś słynnej osoby, pojawiają się komentarze, że bogatemu jest bardzo łatwo być stylowym, a już zdania typu „nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni” stały się klasyką na portalach pokazujących styl gwiazd. Pieniądze idą w końcu na stylistów, makijażystów i fryzjerów, na markowe ubrania i dodatki, na operacje plastyczne, medycynę estetyczną itd.
No więc dobrze, przyjmijmy na chwilę, że styl da się kupić. Że brak pieniędzy jest największym ograniczeniem na drodze do stylu. Wyobraźmy sobie więc, że mamy nieograniczony budżet na ciuchy, zabiegi, pomoc specjalistów. Jak wtedy wygląda nasz styl? Jak byśmy rozgrywały swoją garderobę nie mając ograniczeń? Co by się zmieniło?
Mogę oczywiście odpowiedzieć tylko za siebie, a Was poproszę o odpowiedzi w komentarzach. Są to domysły, ale wielce prawdopodobne, że…
Żadne pieniądze tego świata nie zmieniłyby mojego gustu: tego co lubię, podziwiam i co powoduje u mnie dreszcz estetycznej emocji. W dalszym ciągu podobałyby mi się dokładnie te same obrazy, inspiracje, filmy, kolory, co zawsze. Pieniądze „jedynie” poszerzyłyby mi dostępność rzeczy, a przez to pośrednio mogłyby poszerzyć moje horyzonty.
Z pewnością przez to wyglądałabym trochę inaczej, lepiej, ale to w dalszym ciągu byłabym ja ze swoimi estetycznymi ciągątami. Miliony na koncie nie sprawiłyby, że nagle spodobałyby mi się różowe frędzle i wydekoltowane sukienki. Pieniądze nie sterują gustem – to tak nie działa, lecz jestem prawie pewna, że dzięki nim możemy intensywniej eksplorować kierunki naszych ekscytacji.
Co zatem by się zmieniło?
Intensywność i możliwość większej zmienności stylu – pieniądze tutaj pomagają. Jednak wolałabym o wiele bardziej być tą osobą, która teraz pisze te słowa i nagle staje się w posiadaniu nieograniczonego budżetu, niż osobą, która mając nieograniczony budżet, ale nie mając wyobraźni zdaje się na pomoc sztabu ludzi i daje sobie narzucić jakiś styl. Wierzę, że ja bez pieniędzy i z wyobraźnią mam i tak przewagę nad sobą z pieniędzmi, ale bez wyobraźni.
Z tego punktu widzenia chciałabym żebyście wyszły i zastanawiały się nad swoim stylem. Co byście zrobiły, gdyby nagle nie było ograniczonego budżetu. Jak rozwinął by się wtedy Wasz styl? Przemyślałam to u siebie i doszłam do takich wniosków.
Zmiany:
- więcej rzeczy od projektantów, które po prostu mi się podobają, a na które nie wydałabym pieniędzy teraz
- powtarzalność przedmiotów: jeśli podobałaby mi się jakaś rzecz miałabym ją w kilku wersjach kolorystycznych, z różnych materiałów, z różnymi wykończeniami itd.
- nie byłoby kompromisu między ceną, a jakością
- zlecałabym szycie dokładnie takich rzeczy z takich materiałów jakie bym sobie życzyła
- pojawiłoby się w szafie więcej elementów strojnych, trochę więcej wzorów i rzeczy, które nie są wybitnie uniwersalne.
Bez zmian:
- większość szafy stanowiłyby rzeczy w czerni, zieleni, wiśni, niebieskim, szarości, granacie – czyli w moich typowych kolorach
- rzeczy miałyby kroje, dokładnie takie jak teraz
- dalej kierowałabym się czterema cechami stylówek, jakie uznaję za najważniejsze: naturalność, siła, relaks, ciemność
- nie sądzę bym nabrała większego rozmachu (tu mogę się mylić, bo może coś by mi chwilowo odbiło) i nagle zachciała mieć rzeczy w szafie, które do tej pory mi się nie podobały, a które zaczęłabym kupować dla kaprysu
- dalej kupowałabym z myślą o zasadzie Nie mam nic
Bardzo bym chciała wierzyć, że nieograniczony budżet nie pozbawi mnie rozsądku i wyobraźni, a wpłynie tylko na to, że rzeczy w szafie będą trafniej oddawały gust. Więcej pieniędzy -> większy dostęp do rozwiązań, które są spersonalizowane i trafione w punkt. Ale tak sobie myślę, że właśnie dzięki ograniczonym środkom, bardziej kombinujemy i bardziej zaprawiamy się w bojach. Mamy mocniej wyostrzony wzrok na rzeczy, które do nas pasują i umiemy przełożyć nawet najbardziej nieosiągalną inspirację na swój własny język.
Dlaczego spodobała mi się ta sukienka Ruth Negga? Call me crazy, ale czy ona nie jest jakimś powidokiem mojej Palmy? Czy ona tak naprawdę nie oddaje tego klimatu, który ja wokół siebie dla samej siebie roztaczam zakładając moją Palmę? Takich sukienek jest pewnie dużo, niektóre są warte mniej niż 200zł, niektóre więcej niż 20000zł, ale to wciąż dla mnie jedna rodzina…
Tak właśnie można rozwijać swój styl. Wybierać sobie inspiracje, niekoniecznie łatwo dostępne, często z wysokiej półki, wręcz nieskrępowane i bezwstydne i wiedząc, że one są tym, czego dla siebie pragniemy, szukać czegoś podobnego, bardziej osiągalnego w naszej „zwyczajnej” rzeczywistości.
Jak wyglądałby Twój styl, gdybyś miała nieograniczony budżet? Co by się zmieniło, a co pozostało by takie jak do tej pory? Czy są jakieś konkretne inspiracje, których nie da się przełożyć na rzeczywistość z powodu budżetu?
Myślę, że dokładnie tak samo jak teraz, miałabym tylko więcej ekscentrycznych torebek i miejsca na nie (miejsce ogranicza mnie tak samoi jak budżet). Wszystkie moje rzeczy były lepiej dopasowane, ale poza tym budżet poszedł by raczej na włosy, cerę i leżenie w spa całymi dniami, a nie na ubrania. Po kilku corocznych rundach marie kondo mam same rzeczy, które lubię i które mniej więcej pasują do siebie, więc niczego mi nie brakuje. Na pewno mogłabym mieć bardziej zjawiskowy styl, ale właściwie po co?
Mam takie okresy w których naciskam na jakieś elementy stylu bardziej niż na inne. Teraz właśnie nie kupowałam ubrań, ale skupiłam się na pielęgnacji twarzy i też mam podobne wnioski, że zjawiskowy styl nie jest wcale najważniejszy :)
Mój styl nie uległby radykalnej zmianie. Szyłabym ubrania u Moniki Kamińskiej, zamawiałabym też tam buty. Mogłabym ewentualnie, trochę „podkręcić” go ubraniami nadal klasycznymi, ale mniej uniwersalnymi np. w różne szkockie kraty czy pepity. Wielcy projektanci jakoś mnie nie pociągają. Wolałabym sama sobie projektować. Wybierać kolory, tkaniny, kroje.
Przepraszam, ale piszę w telefonie i coś źle wskoczyło. Nie to miejsce
Uważam, że Twoje palmy są zdecydowanie lepsze :) może to kwestia materiału, nie lubie takiej sztywnej hmm satyny?
Co by się zmieniło u mnie? Kupowalabym więcej. I lepsze jakościowe rzeczy, na które teraz nie mogę sobie pozwolić. Pewnie, można mieć mniej, ale lepszycj rzeczy, ale ja ubieram się roznorodnie. Lubię i sportową elegancję, i czasem róż, orientalne wzory na maxi sukienkach, i panterki na spodnicach, a przede wszystkim czerń . Czasem mam ochotę na wielkie swetrzystko, a czasem na maxa dopasowany outfit. To jest też pewnie kwestia tego, że w pracy ubieram się inaczej, w gorsze rzeczy (jestem fryzjerem i muszę mieć osobną garderobę na poplamione rzeczy), w weekend ubieram przeważnie jeansy, czarne rurki i ramoneske, a na spotkania religijne nieozdowne są spódnice, sukienki i obcas.
Również ubieralabym więcej rzeczy od projektantów, których teraz raczej tylko obserwuje, a ubieram się w sieciowkach-bo taniej, bo można pomacac. Lubię kupować ciuchy, może dlatego, że kiedys nie moglam sobie na to pozwolić tak jak na własnym rozrachunku?
Pewnie kupowałabym nałogowo błekitne levisy, których teraz uparcie szukam w lumpeksach. I miałabym więcej małych torebek na kartę płatniczą :D
Nigdy nie myślałam o stylu w ten sposób i to chyba był błąd. Zawsze wyobrażałam sobie siebie w midi spódniczkach, na szpileczce i w pięknej biżuterii, z małą torebeczka w dłoni. Ale teraz, gdy o tym myślę, gdybym miała nieograniczony budzet, to w mojej głowie pojawiaja się oversizowe swetry z dobrych tkanin, czarne dżinsy, ciężkie czarne buty. I z eleganckiej damy jaka sobie siebie wyobrażam zostala tylko ta biżuteria…
Świetny wpis
Co by się zmieniło w moim stylu, który dzięki Pani blogowi nabrał kształtów? Myślę, że bezpośrednio nic. Dalej trzymałabym się prostoty z nutą romantyzmu w kolorach Zgaszonego Lata. Natomiast ten teoretyczny, olbrzymi budżet przeznaczyłabym na uszycie sobie ubrań w moim rozmiarze, bo ciężko mi znaleźć faktyczny rozmiar 34. Do tego zadbałabym by pojawiał się on w każdym sklepie, z myślą o takich mikrusach jak ja;).
Dzięki! Ada, pisz mi po imieniu :) Bardzo Ci życzę takiej finansowej swobody, żebyś nie miała problemów ze skompletowaniem wymarzonych ubrań w rozmiarze 34 <3 Romantyzm i zgaszone lato od razu przywodzą mi na myśl szkockie klimaty!
Może to dziwne, lecz prezentowana przez Ruth sukienka za nic mi się nie podoba. Pewnie nawet za darmo bym jej nie przyjęła, taka to ze mnie profanka:)
Za to Ty w swojej „roślinnej” to już całkiem inna, urzekająca, bajka.
Tak samo myślę..
Dla mnie ta sukienka jest przepiękna, choć poprosiłabym o zmianę mankietów. A co mnie jeszcze urzeka to makijaż tej aktorki, sama myślę teraz o takich kolorach na oku. Nawet kupiłam delikatny fiolet z brokatem na powieki i noszę na co dzień!
Stylu bym nie zmieniła, to pewne. Natomiast znacznie łatwiej byłoby mi osiągnąć to co teraz jest niedostępne lub trudno dostępne, chociażby – mam swój ulubiony fason sukienek, do tego ulubione dobrej jakości materiały i niezbyt wymiarową figurę. Kupienie czegoś gotowego w przystępnej cenie przy takich wymaganiach nie zawsze jest proste, tak więc mając nieograniczony budżet zainwestowałabym w naprawdę dobre tkaniny w odpowiednich kolorach oraz w dobrą krawcową. Podobnie nie musiałabym przeczesywać second handów i innych okazji w poszukiwaniu kaszmirowych czy choćby wełnianych swetrów.
Dokładnie, te kaszmiry byłyby szybciej i łatwiej dostępne, aczkolwiek jaka to satysfakcja przynieść z lumpka kaszmir :)
Ze swojej strony pieniądze nadal nie przyćmiłyby mi idei minimalizmu i capsule wardrobe które są mi bliskie, nie zaczęłabym nagle tonąć w ubraniach kupowanych masowo i bezrefleksyjnie – „bo mnie stać”. Nadal kupowałabym w większości klasyczne ubrania polskich marek. Jedyną zmianą byłaby możliwość szycia na miarę ubrań idealnie dopasowanych do mojej sylwetki z najlepszych jakościowo materiałów, szycia ubrań dokładnie takich jak sobie wymyśliłam (bardzo często znajduję w sklepach ubrania „prawie idealne”, gdzie nie masuje mi materiał, kolor metalowych elementów, zapięcie, guziki, etc.).
Ewentualnie z racji większego budżetu podobnie jak Maria z pierwszego komentarza myślę że mogłabym sobie pozwolić na większą ekstrawagancję w dodatkach – kolorowe, fantazyjne buty, ciekawe w kształcie torebki, złota biżuteria oraz większe skupienie na cerze, włosach i figurze gdyż na zadbanym ciele wszystko prezentuje się o wiele lepiej.
Super, że wnioski są właśnie takie – że nie będzie kupowania wszystkiego na hura, a za to byłoby więcej szycia na miarę. Bardzo to rozsądne, fantastyczne dla mnie!
Dzień dobry, jestem od niedawna na Pani blogu. Bardzo przyjemny do czytania. Ja bym kupowała ubrania w i torebki polskich projektantów, marek. Uważam że jakościowo są bardzo dobre. Jestem Polką i popieram ubrania szyte w Polsce.
Odpowiem tym razem krótko i więzłowato: kupiłabym sobie trochę rzeczy (oczywiście z tych najbardziej pasujących do mnie) które zgromadziłam na Pintereście:
https://pl.pinterest.com/msfeliciammargaretq/inspiracjeinpirations/
Ojej zegar kukułka. Moi rodzice dostali na ślub ale po ponad 30 latach nie dało się dostać części zamiennych i trudno było znaleźć zegarmistrza, który potrafi więcej niż zmienić pasek i baterie. Tata długo szukał ale wszędzie na baterię. Na coś przydał mi się niemiecki, bo w Niemczech w Czarnym Lesie nadal są produkowane i w tym roku na 40 rocznicę ślubu podarowałam rodzicom kukułkę. Kompletnie nie na temat ale ucieszyłam się jak zobaczyłam na Twoim pinterescie zegary z kukułką.
W dalszym ciągu marzę o takim zegarze, z funkcją wyłączania kukułki na noc :)
Styl i pieniądze to nie są pojęcia rozłączne, ale: kreacje za naprawdę duuuże pieniądze mają swoją specyfikę. One są przeznaczone na wielkie wyjścia, i to raczej w sferach artystyczno-celebryckich. To są stroje na bale i gale, nie zaś np. na spotkania biznesowe, chociaż wiele bardzo zamożnych kobiet z powodzeniem prowadzi własne biznesy :) Punktem odniesienia dla „zwykłej” śmiertelniczki może być raczej księżna Diana odwiedzająca szkołę czy królowa Letizia na spotkaniu organizacji kobiecych, niż aktorki na czerwonym, festiwalowym dywanie. Chociaż królowe i księżniczki też ubierają się u Gucciego czy Lagerfelda, to jednak ich zadania i obowiązki są nieco inne, niż epatowanie strojem.
Ja zaś, gdybym przeszła taką drogę jak np. Joanne Rowling, która na „Harrym Potterze” zarobiła gigantyczne pieniądze, a nie należy do świata celebryckiego, to pozostałabym przy tych rodzajach ubrań, które i teraz noszę. Oznaką zamożności byłyby natomiast luksusowe materiały. Jedwabie i wełny najwyższej jakości, podobnie obuwie i dodatki. Bez szaleństw. Styl ubierania się musi być bowiem dopasowany do stylu życia, a nawet wielkie pieniądze nie przenoszą nas automatycznie do Hollywood. :)
Świetnie napisane, ale ja mając taką sukienkę od Gucci bym organizowała domówki przy domowej pizzy i w niej występowała haha. Crazy :)
Jasne, że crazy :) No i jeszcze salon trzeba mieć do takiej kreacji, żeby na domówkach dać jej właściwą oprawę :)
Otóż to,
ja wyobrażając sobie siebie bardziej zasobną finansowo, widzę się w nieco innych okolicznościach przyrody.
Bynajmniej w Hollywood, ale z pewnością w sytuacjach, gdzie nie muszę zmagać się z pogodą (mrozem, wiatrem) porą dnia (nie zrywam się po ciemku w środku zimy) etc.
To z pewnością wyzwoliłoby możliwość i chęć posiadania ciuchów nie tylko przez pryzmat praktyczności.
Dzisiaj niejednokrotnie rezygnuję z zakupu czegoś charakternego, bo wiem, że mimo, że w 100% w moim stylu, to o 6 rano na deszczu na rowerze zamszowe kozaki za kolano to jednak nie to :)
A może jednak skoro dziś mimo wszystko wybieram rower a nie auto, albo taxi, to i bogatsza nadal latałabym w ubraniach jakościowo super, ale przede wszystkim praktycznych…
Cześć,
Kupiłabym kaszmirowe swetry i sukienki na zimę. Teraz mnie nie stać, a to moje marzenie :)
I to chyba świadczy o tym, że nie mam zbyt wygórowanych pragnień, bo nie szukałabym niczego u znanych projektantów.
Pozdrawiam,
Kasia
Może zdarzyłoby się coś pięknego z kaszmiru u projektanta, kto wie :)
U mnie realne zmiany wynikałyby raczej z tego, że przy nielimitowanym budżecie nie jeździłabym komunikacją miejską i nie czekałabym na przystankach – cieńsze płaszcze, inne torby, mniej praktyczne/ cieńsze buty, jaśniejsze kolory. I sukienki w stylu Claire Underwood. Dużo dodatków z dobrej jakości skóry.
Pomyslalam dokladnie o tym samym – moglabym kupic samochod tylko dla siebie i nie przejmowac sie (az tak bardzo) pogoda na zewnatrz :-D Wtedy naprawde nosilabym jesienia szpilki, ktore poki co tylko kurza sie w szafie…
A poza tym wydawalabym pieniadze raczej u krawca niz w markowych butikach :-)
Nie przypuszczam, zeby nieograniczony budzet wplynal na moj gust. Nadal bylabym „nudziara” ;-)
Fajny filmik a propos 'nudziarstwa’ w ubiorze znalazłam:
https://youtu.be/JE4VdrKf40s
Chyba nie wiele by się zmieniło w moim stylu. Wydanie 20 000 na sukienk dla mnie jest absurdalne. Jest pewna kwota za ubranie kiedy bym ją wydała to bym się z tym źle czuła. Nawet czasem jestem w stanie zrozumieć, że na cenę składa się materiał, projekt etc. a nie tylko pr. Wolałabym bym jednak pozostać tak jak teraz przy kupowaniu ubrań używanych. Kocham szczerą miłością vintage. A jeżeli już kupuje nowe rzeczy to raczej w rozsądniejszej cenie. Nie zostanę na pewno osobą publicznie znaną więc moja garderoba nie wymaga posiadania sukni księżniczki.
Dokładnie to samo tylko ja poszłam o krok dalej i założyłam że przy nielimitowanym budżecie rzuciła bym pracę na etacie i zaczęła robić to co zawsze chciałam czyli pisać powieści. W domu bym chodziła w dotychczasowych ciuchach czyli dresach itp. ale jakby już wychodziła z domu to mogłabym wreszcie ubierać się bardziej romantycznie, nie przejmować się zimnem i wiatrem, ciągłymi wyjazdami służbowymi, odległościa do stacji nie do pokonania na obcasach, tym że na ubranie musi mi jeszcze wejść służbowy fartuch i że nie powinnam nosić długich paznokci. Tak więc moje pojęcie o idealnym stylu by się nie zmieniło, raczej miałabym ku niemu warunki. Do tego mogłabym sobie coś uszyc u jakiejś dobrej krawcowej i mając więcej czasu mogłabym więcej uwagi poświęcic pielęgnacji, włosom itd.
W momencie kiedy wszystko co chcemy możemy dostać chyba przestajemy marzyć i gaśnie trochę albo więcej niż trochę kreatywność.Rzeczy nieosiągalne motywują do poszukiwań odpowiedników i jsk uda się coś fajnego i na naszą kieszeń kupić to radość jest w nas wielka.Chyba szczęściem jest nie mieć nieograniczonego budżetu.Natomiast ćwiczenia wyobraźni bardzo nam pomagają określić co jest dla nas ważne w stylu lub wogóle w życiu.
Ćwiczenia w stylu: co byś zrobiła gdyby został tobie rok życia lub gdybyś właśnie dostała spadek…..mieć oragnienia to wielkie szczęście.
Dobrze napisane! Sądzę że po jakimś czasie pojawiłoby się wraz z nieograniczonym budżetem rozleniwienie i jak piszesz zanik kreatywności. To, że przy stylu trzeba się czasem nagimnastykować umacnia wyobraźnię.
Postawiłabym raczej na szycie miarowe (skomplikowana figura), wysoką jakość materiałów, także buty na miarę, bo to wielki problem.
Ja mam taki “problem“,ze wszystko co mi sie podoba i wpada w oko jest bardzo drogie i znacznie przekracza moj budzet. Prawie zawsze musze isc na kompromisy,bo nie stac mnie na przyklad na plaszcz od Burberry czy Victorii Beckham,wiec musze zadowolic sie Zara czy Mango :) Gdybym nagle stala sie posiadaczka duzych pieniedzy,to nie musialabym juz tyle szukac i kombinowac,zeby kupic cos co przypomina ten styl,ale nie jest marna podrobka. Zawsze sie namecze zanim znajde i kupie cos co spelni moje wymagania chociaz w 70%. Fortuna zaoszczedzilaby sporo mojego czasu i pozwolilaby mi byc w pelni soba. To sie tyczy rowniez mojego domu,na pewno przykrywalabym sie kocem z kaszmiru a nie bawelny :)
Szycie na miarę. Najlepsze materiały. Sposób ubierania się dalej mój. Więcej kasy na świecidełka.
Gdybym miała nieograniczony niczym budżet, to chyba zmieniłoby się moje podejście do zakupów, nie styl. Mniej bym się przejmowała, że mnie nie stać na porządny płaszcz zimowy. Nie stresowałabym się, zdecydowanie, że kupuję porządne buty, a z kurtką muszę poczekać do kolejnego miesiąca. Mniej bym przywiązywała wagę do planowania zakupów, bo szczerze mnie to męczy i myślę, że poświęcam temu zbyt wiele czasu. Niestety trudno inaczej budować świadomą szafę z ograniczonym budżetem. Trzeba szukać wełny w lumpeksie, a to wymaga czasu i cierpliwości. Gdybym miała nieograniczony budżet, po prostu kupiłabym to, czego potrzebuję i co mi się podoba, bez względu na cenę i bez rozkmin. Żeby nie było: planowanie szafy pod kątem stylu jest bardzo przyjemne i ta część by ze mną została. Ale excel z wydatkami zdecydowanie zrobiłby out :D
W punkt :) Ograniczony budżet sprawia, że staram się kupować ubrania, które spełniają moje oczekiwania w 100%, ponieważ mam świadomość, że jeśli zmarnuję pieniądze to nie kupię czegoś w czym wyglądam super lub/i realnie potrzebuję.Z drugiej strony jest to mega uciążliwe i czasochłonne rozwodzenie się nad każdą rzeczą :/
W stylu nic by sie nie zmienilo. Szylabym natomiast na miare garnitury u Moniki Kaminskiej i czesciej kupowalabym w Max Marze. Mialabym wiele plaszczy i garniturow z najlepszej jakosci welny oraz bluzek z jedwabiu.
Wow, konkret. Życzę Ci, żeby to wszystko stało się dla Ciebie osiągalne.
U mnie w stylu i w gustach również nie doszłoby do większych zmian. Nie zrezygnowałabym z podartych rurek, panterki i nie zmieniła tego na falbanki i żakieciki, oj nie :) Doszłoby jedynie do zaostrzenia i zaakcentowania stylu. Mogłabym sięgnąć po materiały, które są obecnie poza moimi finansowymi zdolnościami, znalazłoby się więcej skórzanych czy futrzastych elementów garderoby :) Więcej ekstrawaganckich, ale dobrze odszytych ubrań z materiałów dobrej jakości i idealnie dopasowane do sylwetki. Bezczelnie kupowałabym u Versace, Roberto Cavalli, Balmain czy… Bestaff. Aż serce mi się kroi widok ubrań, które kopiują tą stylistykę i mi się podobają, ale są fatalnie odszyte z syntetycznych materiałów.
Z pewnością nie byłyby to gotowe ciuchy na mnie, bo jeszcze nigdy nie znalazłam koszuli czy sukienki, która leżałaby na mnie dobrze. Niestety, krótki stan + babskie proporcje sprawiają, że wszystko mi odstaje w plecach, albo ołówkowe spódnice są zbyt szerokie w pasie, a w oversize czuję się jak worek kartofli i wizualnie przybywa 10 kg. Od katastrofy sukienkowej ratuje mnie mama, która potrafi szyć świetne rzeczy, ech, że nie potrafię nawet w ćwierci takich cudów tworzyć…
Ps. sukienka, a zwłaszcza materiał również mnie zauroczyły :)
Myśle za jak bym miała nieograniczony budżet to zamiast trenczu z sieciówki kupiłabym Burberry ale napewno by był on w mojej szafie jak jest teraz… styl raczej by sie tak bardzo nie zmienił ale jakość poszła by w górę i metki pewnie tez… jedynie to wtedy mogłabym mieć więcej złotej biżuterii
Gdybym miała nieograniczony budżet to myślę, że styl na pewno uległby w pewnej mierze zmianie. Pewnie mając takie pieniądze mogłabym chodzić do pięknych galerii, teatrów, opery i siła rzeczy miałabym w swojej szafie piękne kreacje, w których miałabym okazję nosić. Ale to tylko w przypadku gdyby te pieniądze zmianialy styl życia i np pracę bo teraz przy pracy w szpitalu nie potrzebuję przez dużą część czasu innych ubrań poza fartuchem czy mundurkiem Na pewno stawialabym na jakość, materiałów i wykonania. A według mnie nie musi iść za tym zawrotna cena. Mam krawcowa, która genialnie szyje, a dodając do tego świetne materiały, czego więcej do szczęścia potrzeba! A mając dobry materiał, krawcowa z talentem, mam ubrania szyte na wymiar które idealnie leżą. Teraz na zakupach, przeszkadza mi to, że nie mogę niczego dopasować do swoje sylwetki- jestem niska, szczupła, ale z dość dużym biustem i wcieciem w talii. Ubrania w rozmiarze xxs nie przewidują u potencjalnej posiadaczki obecności biustu, natomiast większe są na mnie zwyczajnie za duże. Wszystko oversizowe, bezksztaltne. Jakby umiejętność szycia wytracila się gdzieś w latach 60… Także ubrania spersonalizowane to byłoby to! Nie wyglądałabym jak dziewczynka w słodkich ubraniach dostępnych w moim rozmiarze albo też jak sierota, topiac się w za dużych, workowatych ubraniach.
Gdybym miala duzo pieniedzy wybieralabym bardzo proste ale za to luksusowe, najlepszej jakosci rzeczy. Fantastyczny blog, swietna autorka. Dobrze ze jestes:)
Styl pod wieloma względami byłby taki jak jest, taka sama paleta kolorystyczna, założenie uniwersalna baza ubrań + podkręcenie stylizacji ciekawymi dodatkami, maksymalnie wysoka jakość tych ubrań, naturalna biżuteria. Szycie na miarę, najlepsze materiały, trochę ubrań od projektantów, luksusowa pielęgnacja ciała i zabiegi kosmetyczne dla skóry (ale nie operacje plastyczne czy wypełniacze), luksusowa biżuteria np naszyjnik korokodyl od Cartiera, zabytkowa biżuteria art deco, ogólnie biżuteria w stylu tej którą miała Wallis Simpson czy Elizabeth Taylor, na bogato w ciekawej formie. Na pewno chciałabym mieć ikoniczne torebki Hermes Birkin w kilku kolorach, zwłaszcza bordowy 'krokodyl’, Chanel 2.55 itd. Mój styl mógłby być podobny do stylu Caroliny Herrery, Jackie Onassis, Moniki Bellucci, Keiry Knightley :)
Wszędzie widzę kaszmir…
Golfy , szaliki , czapki ,płaszcze, koc …. matko może nawet pościel … odleciałam
Kocham kaszmir i chyba on mnie też bo w niczym przy twarzy nie jest mi tak dobrze .
Jest na tę chorobę jakaś nazwa ?
Może kaszmiroza ;-)
Pewnie bym kupiła kilka sukienek, płaszczy i butów od Gucci, bo to jest efekt, który staram się osiągnąć, ale podobnego wzornictwa (Alessandro Michaele zazwyczaj stawia na barokowa, pełna przepychu Mode) nie znajdzie się w tańszych opcjach. Nosilabym lepsze jakościowo rzeczy, jak kaszmirowe swetry czy jedwabne sukienki i bluzki. Kupiłbym sobie któraś z pięknych klasycznych peleryn Valentino. Stać by mnie było też na dobre polskie marki, na których ubrania obecnie mogę co najwyżej popatrzeć.
Mój styl by się zmienił o tyle, że nie zawsze jestem w stanie uzyskać efekt, o jaki mi chodzi, bo staram się kupować rzeczy w stylu sprojektow Gucci czy Valentino, ale x ograniczonym budżetem nie zawsze to się udaje. Bez ograniczeń moje inspiracje byłyby bardziej widoczne. Ale podobałyby mi się dokładnie te same rzeczy, tyle że zestawialabym swoje obecne ubrania z tymi od projektantów. Miałabym też więcej kapeluszy i toczkow, tam żeby kolorem pasowały do każdego płaszcza
Kupiłabym ubrania w moim stylu, tylko drogie a nie z sh np :
https://thevampireswife.com/collections/shop/products/black-sparkle-velvet-mini-cate-dress
https://www.mytheresa.com/euro_en/dries-van-noten-floral-silk-chiffon-blouse-1330470.html?catref=category
https://www.etro.com/us-en/floral-print-lace-long-dress-192D1850307140001.html
Fajne byłoby to, że mogłabym wyszukać, zapłacić i mieć, tak po prostu. A tak, to trzeba się naszperać, oj trzeba…Ale ja to kocham! Może kupowałabym też w sklepach i lumpkach vintage…W sumie znalezienie perełki za grosze, to taka satysfakcja! Więc z tego bym nie rezygnowała. Mam jeszcze takie przekonanie, że i tak gust i wyczucie stylu są najważniejsze, widzimy przecież ogrom kobiet bogatych, które wyglądają słabo, pomimo budżetu. Tutaj luksusem jest to, że jak masz kasę, to masz dokładnie to co chcesz, a nie to się trafi ;-) Ale w obu przypadkach można znaleźć przyjemność, czy porównywalną- nie wiem, nie jestem bogata :-)
Pozdrawiam Ciebie Mario i czytelniczki
Ta pierwsza sukienka jest przepiękna!
Vampire’s wife ❤️ Nie wiem, gdzie bym je nosiła, ale są magiczne!
Każda z tych sukienek coś w sobie ma, myślę że te, które nie są do samej ziemi nie byłyby trudne do noszenia na imieninki, kawki czy inne spotkania :)
A ja dalej ubierałabym się w minimalistycznym, prostym stylu, tyle że u Toteme, Victorii Beckham i Lemaire ;)
Zlecilabym uszycie kilku okryć wierzchnich, które w pełni zaspokoilyby moje potrzeby pod względem kroju, materiałów. Np. miałabym kożuszek szyty na miarę z najlepszych skór, dobrze skrojone skorzane kurtki, marynarki. Aktualna moda każe mi nosić oversize, gdyż klasyczne kroje mają wyjątkowo wąskie rękawy. Takie „problemy” przestalyby istnieć. Poza tym kupiłabym rzeczy, które są nieporównywalnie ważniejsze niż ciuchy i starałabym się znacznie bardziej pomagać potrzebujacym.
Ja się czasami zastanawiałam, co bym kupowała, gdybym miała nieograniczony budżet. Ot, takie marzenie biednej… I myślę, że kupowałabym na pewno więcej i lepszej jakości, nie wiem czy nie nauczyłabym się wyrzucać rzeczy po krótkim użytkowaniu lub gdy się mi znudzą, „bo mnie stać na nowe”. Kupowałabym pewnie nowe a nie na ciuchach, ale paradoksalnie miałabym mniej niż teraz, bo nie żal by mi było pozbywać się rzeczy, które się mogłyby jeszcze przydać. Bo teraz dużo rzeczy trzymam bo mi żal wyrzucić, bo zapłaciłam za nie i dla mnie to trochę jak wyrzucanie pieniędzy. A gdybym mogła kupować bez ograniczeń, to nie musiałabym oszczędzać i trzymać tego, co już nie do końca mi się podoba ale żal wyrzucić…
Mając grubszy portfel, moglabym się wreszcie pozbyć dylematow w stylu „kupić bilet i polecieć na wyjazd ze zjechanymi ciuchami, czy nową, dobrą kurtkę outdoor i nosić ją po domu” ;)
Poza tym, styl raczej został by w swoich ramach, komfort jest najważniejszy. Moglabym pozwolić sobie na lepsze gatunkowo materialy. Przede wszystkich inwestowalabym chyba w siebie (i w bliskich mi ludzi) :) Nowe studia, edukacja, podróże, dbanie o ciało i urodę…
Dzień dobry miłym Paniom, mam na imię Roksana i mam nadzieję że odważę się napisać więcej razy niż ten jeden szalony wpis. Czytam od dłuższego czasu zarówno artykuły jak i komentarze tutaj napisane i jest to jedna z moich ulubionych internetowych lektur. Chciałabym podziękować zarówno autorce bloga za bardzo inspirujące treści jak i wszystkim komentatorkom za dodatkowe uwagi oraz wszystkie przyprawy – w tym oczywiście i cukier i pieprz :)
Po tym wstępniaku napiszę szybko o swoich przemyśleniach na temat nieograniczonego budżetu- u mnie to marzenie funkcjonuje w ramach moodboardu ( osobisty proces „stawania się”), który z każdym kolejnym rokiem życia się zagęszcza. Moja wizja, marzenie i pożądanie to w skrócie ubrania i dodatki z pokazu Christiana Diora Haute Couture Jesień Zima 2019/2020 plus paru innych projektantów z ubraniami w podobnym klimacie. Do tego koniecznie stary nieduży zamek do remontu, bo jeżeli chodzi o fantazjowanie to ograniczanie się uważam za niestosowne ;) Pozdrawiam i miłego dnia!
Hej, bardzo dziękuję za komentarz. Obejrzałam tę kolekcję, żeby wiedzieć o czym piszesz i oczywiście są tam rzeczy, które mi się wybitnie spodobały :)
Gdybym miała wyższy status, wypadałoby mi ubierać się tak wyraziście, jak tylko mam ochotę – bezwstydnie paradowałbym we wszystkim, co kocham – w taliowanych (sztucznych!) futrach, biżuteryjnych kapeluszach, mocno rozkloszowanych spódnicach i bogato zdobionych sweterkach. We wszystkim na raz, i czułabym się sobą. Odnośnie cen, jakości ubrań – kupowałabym pewnie i droższe rzeczy, zaglądała do sklepów, do których obecnie nie zaglądam, ale mówiąc szczerze – przy średnim budżecie nie czuję się ograniczona cenami ubrań (większość kupuję używanych przez internet, szukam perełek po wyprzedażach, też w sieciówkach) – ogranicza mnie bardziej styl życia – los szczęśliwie nie pokarał mnie dresscodem ;) ale i tak ze stylem muszę się ciągle tonować.
Rzeczywiście lepsza sytuacja finansowa bardzo pomogła mi porzucić wieczny dylemat łowczyni lumpeksowej, czy ważniejszy jest materiał (wełna, moja miłość odzieżowa nr 1) czy estetyka ;) Dało się to nareszcie pogodzić, by mieć nowe rzeczy i z dobrym kolorem, i znośne w kroju i ciepłe. W większości jestem ze swojej szafy zadowolona, ale… Ale tak szczerze mówiąc, to kilka rzeczy nadal bardzo chętnie bym zmieniła, gdyby mój portfel mocno utył. Chodzi o elementy stroju czy materiały, które noszę rzadko, bo nie lubię ich w dostępnej dla mnie cenowo wersji. Takie na przykład koronki. Te z poliestru, w wersji ekonomicznej, kompletnie kojarzą mi się z firanami, a te w wersji ręcznie robionej, z naturalnej bawełnianej nitki, to jest coś, co cieszy oko i co z przyjemnością bym nosiła (chociaż nie na co dzień). Podobnie mam z biżuterią. Lubię i tą skromną i taką ekscentryczną, najlepiej rodem z galerii sztuki użytkowej, ale jednak musi być szlachetny kruszec, a najchętniej też kamienie. Zwykle lubię, żeby ubiór miał maksymalnie prosty i zwyczajny odbiór jako całość, ale jednocześnie potrzebuję charakterystycznego elementu (kawałek asymetrii, zestawienie kolorów albo kompletnie nietypowe buty/biżuteria) i tutaj zadecydowanie mogłabym mieć większy dostęp do takich fantazyjnych wykończeń lub dodatków.
I jest jeszcze jedna kwestia – rzecz, w której pieniądz najbardziej zmieniłby mój styl ;) Skorzystałabym z płatnej pomocy przy prasowaniu, którego nienawidzę. Perfekcyjne kołnierzyki i mankiety koszul <3 architektoniczne formy w dobrej formie <3 żadnych wyświeceń na wełnianych marynarkach <3 Ach! Rozmarzyłam się ;)
Gdybym miała nieograniczoną ilość hajsu, to mialabym mniej rzeczy niż obecnie. sprzedalabym większość tego, co mam, za bezcen i kupilabym rzeczy, o których marze, ale ich nie kupię, bo sa za drogie. Obecnie noszę rzeczy, które mam, zachowując swój styl, choć nie wdrażam do niego wszystkich elementów, które mi się podobają, bo sa za drogie.
Cześć! W kwestii budżetu uważam, że osiągnęłam już swój limit, taki że jak dostaję podwyżkę, to nie zaczynam zwiększać budżetu na ubrania. Ba, nawet zmniejszam, bo nie cierpię już na dojmujące braki w garderobie. Mój limit to rzeczy dobrej jakości w dobrej cenie, np. szpilki z Ryłko (ale już nie kupię 2x droższych, żeby miały inny odcień, plastikowe ozdóbki itp.) czy cena uszycia czegoś u krawca. Uważam, że każdy nadmiar gotówki lepiej jest zabezpieczyć, a najlepiej inwestować, a nie – z miejsca zwiększać swoją konsumpcję. Już wolę pomóc potrzebującym niż przepalać gotówkę kupując jakieś rzeczy, które za parę lat będą niewiele warte, a do mojego życia wniosą… właściwie co? Zawistne spojrzenia innych, strach że za chwilę ktoś mnie napadnie, poczucie że wyglądem dorównuję modelkom, dla których ładny wygląd to praca?
Może to trochę nie na temat, ale chciałam znaleźć zdjęcie tej sukienki z wybiegu. Nie oglądam na codzień zdjęć modowych i było dla mnie zaskoczeniem, jak trudno mi na nie patrzeć. Modele i modelki wyglądają jakby byli chorzy, totalnie dziwne miksy wzorów, stylów i kolorów, estetyczny misz-masz… Wylowienie z tego chaosu choć jednej rzeczy, którą chciałabym mieć, przerosło moją cierpliwość.
Ja wiem, że ta wielka moda z wybiegów to rodzaj sztuki, ale ja jej niestety nie rozumiem.
Wniosek: nawet gdybym miała większe pieniądze, chyba bym nie siegala po te wielkie marki.
Ja na pewno zaczęłabym korzystać z usług krawca i szyłabym ubrania na zamówienie według własnych pomysłów. Myślę, że mając większy budżet, spełniłabym też swoje marzenie i uzupełniłabym szafę o kolekcję damskich garniturów. Przyjemnie byłoby też przestać kupować według zasady „dobra jakość, ale niezbyt drogo”, co często niestety kończy się… średnią jakością. Nie byłyby to zmiany stylu, właściwie tylko rozszerzenie szafy o rzeczy, o. których teraz mogę tylko marzyć lub może planować ich zakup w dalekiej przyszłości. PS. Twoja sukienka w palmy jest przepiękna!
Ja podobnie jak większość, stawiałabym raczej na porządne materiały, lokalną etyczną produkcję.
Ale, w sumie od dawna stawiam na porządne materiały i lokalną, etyczną produkcję :D
Myślę, że na styl przy nieograniczonych środkach, mogłyby wpłynąć inne czynniki niż kwoty wydawane na ubrania. Przy naprawdę dużych pieniądzach jest spora szansa trochę zmiany środowiska, bywa się w innych miejscach, mieszka w innych dzielnicach, dzieci trafiają do innych szkół… To wszystko sprawia, że człowiek funkcjonuje trochę w innym otoczeniu, a to siłą rzeczy wpływa na to, jak chcemy wyglądać, tak mi się wydaje.
Inna sprawa jest taka, że miałam swego czasu spory problem, żeby pożenić mój gust ubraniowy ( boho, rock, francuskość), z dobrą jakością – bo marki oferujące naprawdę dobrą jakość przeważnie oferowały też określony styl – elegancki i klasyczny (w tradycyjnym tego słowa znaczeniu), minimalistyczny. I myślę, że to też wpływa na wynik końcowy, bo jednak, o ile nie chcemy bawić się w projektowanie, zawsze musimy wybierać w tym, co jest.
Pozdrawiam :)
Ja bym sobie projektowała rzeczy takie totalnie „moje”, których w sklepach nie mogę znaleźć i szyłabym na miarę u dobrej krawcowej, którą bym bardzo dobrze opłacała. Rzeczy tylko ze szlachetnych materiałów, które wytrzymają mi lata – jedwabiu, eko bawełny, lnu, wełny, kaszmiru. Kupowałabym dalej mało, tylko, że jeszcze lepiej. Czyli intensyfikacja tego, co już robię. Sieciówek nienawidzę i już dawno tam właściwie nie zaglądam, a jeśli zaglądam od święta, to uważnie studiuję metkę. Nawet jeśli rzecz jest przepiękna i wyglądam w niej super, ale ma w składzie głównie plastik albo wiskozę, odkładam. Postanowiłam przestać dać się ogłupiać.
Ja też bardzo chętnie bym sobie sama projektowała ubrania <3 i kupowała rzeczy od projektantów nie zwracając uwagi na ceny tylko na wygląd
Gdybym miała nieograniczony budżet… zatrudniłabym kogoś do prasowania koszul. Wtedy mogłabym je częściej nosić.
Gdybym miała nieograniczony budżet – kupiłabym święty spokój w każdej dziedzinie życia.
Pieniądze to na przykład lepsza medycyna. Lepsze warunki do życia. Niezawodne auto. Czas na rozwijanie pasji. Czas na cierpliwe zajmowanie się najbliższymi. Otaczanie się pięknymi przedmiotami. Picie kawy w filiżance Wedgwooda. Smakowanie życia bez marnowania energii i zdrowia na zaspokajanie podstawowych potrzeb.
I oczywiście :-) zegarek Cartier!
Cześć Mario, jak miło, że wróciłaś <3
wpis dający do myślenia, często sama się zastanawiam i wyobrażam, że mam nieograniczony budżet i tak jak parę moich poprzedniczek, oprócz ubrań, chciałabym bardziej zadbać o pielęgnację cery i ciała.
Wracając do stylu myślę, że nie zmieniłby się drastycznie, pewnie wynika to już może z jakiegoś doświadczenia życiowego i eksperymentów, których się podjęłam w jego poszukiwaniu, ale zdecydowanie kupowałabym ubrania od projektantów i polskich i zagranicznych i stawiała na jakość i sposób produkcji ubrań. Co do Gucci i Alessandro Michele, to czasem nie mam słów jak bardzo przenosi mnie on do innego wymiaru, ta jego dzika wyobraźnia i projekty są po prostu boską inspiracją. Lubię też mniej popularnych projektantów jak np. Batsheva Dress, zawsze szukam czegoś eklektycznego i bajkowego, ale wciąż podkreślającego mój charakter, sylwetkę, kolorystykę i preferencje estetyczne. Ściskam!
Nie wiem jak zmieniłby sie mój styl i czy w ogóle, ale na pewno bym kupowałabym więcej rzeczy pierwszej jakości: torebki, buty płaszcze. Nie patrzyłabym na okazje, tylko kupowałabym dokładnie to co mi się podoba. Zawsze marzyłam o skórzanym płaszczu. Są pierońsko drogie, kazdy wie. Do tego trudno jest znaleźć coś takiego w moim rozmiarze mikrokrasnala. Dla mnie jest ideałem brązowy z paskiem, ale udało mi się ustrzelić w sh prosty, wąziutki czarny ale bez paska (czasami na filmach z lat 90-tych można takie zobaczyć). I na taki kompromis się godzę. Z nieograniczonym budżetem szukałabym dokładnie tego co mi chodzi po głowie. Na pewno kupowałabym też droższą biżuterię. Nie lubię sztucznej czy pozłacanej, w srebrze źle wyglądam a złoto jest drogie, brąz rzadko spotykany, więc kupuję perły. Z workiem pieniędzy na pewno moja biżuteria byłaby bardziej zróżnicowana. Kupiłabym sobie też porządny zegarek i…drogą szminkę, idealnie dobraną. Chodziłabym na więcej zabiegów kosmetycznych by wyglądać na wypoczętą, zdrową (nie no nie powiem, bo teraz też tak wyglądam ale wiecie o co mi chodzi :D ). Ulubione perfumy kupiłabym sobie we flakonach z limitowanych, luksusowych edycji by cieszyły moje oko, np. takie: http://www.ifitshipitshere.com/limited-edition-porcelain-mitsouko-bottle-for-guerlain/. A z rzeczy od projektanta to od zawsze marzy mi sie bajkowa suknia od Eliego Saaba, np. ta: https://pl.pinterest.com/pin/144185625553102990/visual-search/. Gdybym miała dużo forsy pewnie znalazłaby się okazja też by założyć takie cudo.
Chciałabym też odnieść się do wyżej podniesionej kwestii szpilek jesienią i ogólnie lżejszych rzeczy na rzecz poruszania sie samochodem…No właśnie coś w tym jest. Ja miałam z kolei odwrotnie. Kiedy zaczęłam zarabiać pierwsze pieniądze to rzuciłam obcasy w kąt a kupowałam porządne, pięknie wygladające płaskie buty, które pozwalają mi pokonywać dystans na nogach (jestem fanatyczką spacerów). Zamiast samochodu kupiłam rower…Z nieograniczonym budżetem kupiłabym po prostu lepszy rower a samochód kupiłabym terenowy i megawypasiony camper na długie wypady…Terenówką woziłabym rodzinkę i robiła wypady w Bieszczady. Potrzebowałabym wtedy takich lepszych turystycznych sportowych ubrań, których w ogóle nie mam. Gdybym miała więcej pieniędzy kupiłabym też szałowe ubrania narciarskie…Na przykład taki kombinezon: https://www.standard.co.uk/insider/style/best-luxury-ski-wear-brands-a3986106.html
Uwielbiam Mitsouko, a ten limitowany flakon będzie mi się śnił po nocach….Jest przepiękny!!!
Guerlainy mają piękne limitowane flakony – ten dostępny jest oczywiście tylko w butiku przy Champs Elysees, szkoda. Ja nawet pusty bym chciała…A Mitsy dawno nie kupowałam (jestem z frakcji L’Heure Bleue), ale kto wie, może się skuszę ;).
Wydaje mi się, że nie zmieniłoby się wiele, o ile w ogóle. Wydawanie 5-cyfrowych sum na ubranie jest dla mnie bez sensu i nie sądzę, żeby fakt posiadania takich sum do przeputania coś tu zmienil. Pewnie pojawiłoby się parę ciuchów z fajnych polskich butików, w granicach kilkuset zł, na które stać mnie nawet teraz, ale mam inne priorytety finansowe,więc leżą sobie pod zakladką i czekają. Nie byłoby ich dużo, bo to, co mi potrzebne, już mam. Dużo kupuję z drugiej ręki, ze względów zarówno finansowych, jak i etycznych, nie sądzę, żeby tu coś się zmieniło, bo tu o przekonania idzie. Gdybym mogła nie liczyć się z pieniędzmi, na pewno kupując coś nowego, zwracałabym baczną uwagę na łańcuch pochodzenia produktu i wszelkie możliwe certyfikaty. Niestety na chwilę obecną, gdy potrzebuję czegoś na szybko i nie mam czasu na łowy w lumpku, cena zwykle wygrywa i kupuję taniego t-shirta w sieciówce. Mając pieniądze zrobiłabym sobie i bliskim zapas basiców najwyższej jakości i w jak najwyższym stopniu eko i fairtrade. Kupiłabym też trochę ciuchów outdoorowych profesjonalnej jakości, na które teraz mnie nie stać, to chyba jedyny rodzaj ubrań, gdzie wydatek powyżej tysiaka miałby dla mnie sens. Zamiast na ciuchy wydawałabym natomiast na biżuterię, bo w przeciwieństwie do ubrań to z czasem zyskuje na wartości, a niejedno cacko sprzed wielu lat obnaszałabym chętnie, gdyby mnie było stać.
Brawo. Skromność i umiar to cnoty coraz rzadsze.
A gdyby potraktować sprawe odwrotnie? gdyby stac cie było tylko na jedną rzecz, na te ostatnia? jakie buty bys kupiła wiedzac ze mają Ci służyć jak najdłużej na jak najwiecej okazji i z jednaj strony sie nie zniszczyc, a z drugiej nie zrujnować Twojego i tak małego budżetu?:)
Według mnie podałaś najciekawszy punkt widzenia- też się od dawna zastanawiam- a gdyby to miała być ostatnia rzecz jaką kupię….To naprawdę uczy rozsądku, jest przejawem mądrego minimalizmu. Uwielbiam przyglądać się starszym ludziom, temu z jakim szacunkiem noszą kilkudziesięcioletnie palta, które kupione zostały za duże, jak na tamte czasy pieniądze, by służyć na lata.
Ciekawy punkt widzenia ;) Po namyśle, gdybym miała nieograniczony budżet, łatwiej byłoby mi uzbierać „bazę” rzeczy dobrej jakości – porządny, wełniany płaszcz, kaszmirowy kardigan, wysokie, skórzane kozaki, klasyczna, czarna mała torebka itp. A tak to zajmuje mi latami ;)
Mój gust pozostalby bez zmian, natomiast na pewno zainwestowałabym w buty. Mam wielki problem z rozmiarem, zawsze but jest albo za mały albo za duży, znalezienie czegoś poza sandalami to istna droga przez mękę, niestety często muszę iść na kompromis pomiędzy tym, co mi sie podoba, a tym, na co mnie stać. Chyba chciałabym zaszaleć i zlecić uszycie sobie butków, np takich:
https://pl.pinterest.com/pin/518828819546568686/
Podobnie z płaszczem – niewymiarowa jestem a marzy mi się welniany, taliowany płaszcz, który będzie pasował idealnie, podobnie jak fajne, klasyczne oficerki (nie znalazłam idealnych od 6 lat).
Na pewno miałabym także po 2 sztuki rzeczy, które mi się podobają i dobrze się je nosi.
Obecnie ubieram się generalnie w lumpeksach, i choć bardzo to lubię, czasem żałuję, że brakuje mi budżetu na uzupełnienie brakujących elementów.
Aaaaa no i oczywiście biżuteria. Wykupiłabym pół asortymentu na ars neo :)
No i oczywista sprawa chciałabym móc zaszaleć w jakimś spa czy u kosmetyczki, pozwolić sobie na jakieś masaże :)