Kupiłam sobie ostatnio koszulę z Mango. Super koszula, dobra rozmiarowo, fajnie uszyta, porządna bawełna, ładny kolor. I już dwa razy założyłam ją i miałam wychodzić z domu i w ostatniej chwili się przebierałam. Każda z nas ma takie ubrania, które w teorii są świetne i powinny na nas fajnie wyglądać. Ale. No właśnie – ale, albo czujemy się w nich źle, albo nie jesteśmy w nich sobą, albo po prostu się sobie w nich nie podobamy. Ja mam 10 takich ubrań.
Koszula
Koszule podobają mi się na innych kobietach, zwłaszcza białe i łączone z jeansami, ale ja mam wrażenie, że jakiej bym koszuli nie założyła, wyglądam w niej na większą niż w rzeczywistości. Podobnie jest zawsze z każdym oversizem, ale w przypadku luźnych tunik czy sukienek mi to wcale nie przeszkadza. Już tyle razy próbowałam się do koszul przekonywać… Za każdym razem jak zakładam to ubranie, czuję się niekomfortowo. Jest mi niewygodnie. W dużej mierze chodzi o to, że prosty krój po prostu mi nie pasuje. A że nie lubię taliowanych koszul, nie widzę tutaj większych nadziei na rozwój sytuacji.
Spódnica maxi
Jedyna spódnica do ziemi jaką miałam była czarna. Wyglądałam w niej trochę jak ksiądz, ale mi to nie przeszkadzało. Bardziej wkurzało mnie, że za każdym razem musiałam sama siebie przekonywać do tego, żeby ją założyć. W sensie – nigdy nie było dobrego dnia, żeby po prostu wyjść z domu w takiej spódnicy. Była moim wyrzutem sumienia, bo kupiłam ją i nie chciałam, żeby wisiała na wieszaku. Było mi w niej wygodnie, lecz ona w żaden sposób nie reprezentowała mnie i mojego stylu życia. Gdybym po latach spotkała jakąś znajomą osobę, to nie chciałabym, żeby ona zobaczyła mnie w takiej spódnicy, bo jest to takie ubranie, które nie ma ze mną nic wspólnego. Wiecie co mam na myśli? Sama się z tego śmieję, ale absolutnie nie przeszkadzają mi sukienki maxi. Po prostu nie po drodze mi jedynie z długimi spódnicami.
Jeansowa katana
Zawsze na wiosnę obiecuję sobie kupno takiej kurteczki i zawsze stojąc w lumpeksowej lub sklepowej przymierzalni dochodzę do wniosku, że to zły pomysł. Nawet teraz mam pewną wizję siebie w takiej kurteczce, ale staram się opierać temu pragnieniu. Wiem, że to będzie niewypał. Tym bardziej, że takie kurtki już miałam i zwłaszcza zestawiając je z jeansami, czułam się jak w mundurku, trochę jak duże dziecko. Lubię to ubranie na innych, ale na sobie go kompletnie nie czuję.
Top na cieniutkich ramiączkach
To jest coś, co bardzo mi się podoba, ale do czego raczej się nie przekonam. Takie cienkie ramiączka brzydko wyglądają na tle grubszych ramiączek biustonosza, a nie lubię chodzić w biustonoszach bez ramiączek. No i oczywiście odpada wyjście z domu bez bielizny. W przypadku naprawdę małych biustów chodzenie bez stanika jest jak dla mnie fajne, ale średnie i większe piersi na wolności totalnie mi się nie podobają :)
Tuniki w stylu boho
Swego czasu w second handach było dużo tunik w indyjskim stylu. Były zazwyczaj prześwitujące, miały bogato zdobione dekolty (cekiny i hafty), rękawy delikatnie się rozszerzały – uczta dla oczu, zwłaszcza, że kolory były soczyste i wyraźne. Takie ubranie podobało mi się jedynie w teorii, bo jak tylko je założyłam, coś nie grało. Podobnie z tunikami zdobionymi roślinnymi albo geometrycznymi, kolorowymi wzorami – zaraz po nałożeniu czar prysł. Także jak dla mnie tuniki inne niż gładkie lub w paski są nie do przyjęcia.Te rzeczy w teorii są dla mnie bardzo ładne, ale wystarczy, że je założę i już mam się ochotę przebierać. Źródła zdjęć: kurtka, sandały, top, szorty, spódnica.
Sweter w serek
Takiego dekoltu nie toleruję tylko na swetrach. Body czy dopasowana bluzka z dekoltem w serek zupełnie mi nie przeszkadzają (taka sukienka też jest fajna). Ale już swetra bym nie założyła, a to pewnie dlatego, że szyja byłaby goła i trzeba by było dobrać pod niego koszulę… Czyli dwa elementy z listy w jednym zestawie :)
Szorty jeansowe
Mogę założyć miniówę, mogę założyć lniane spodenki, ale w jeansowych szortach to mnie raczej nikt nie zobaczy. Nie podobają mi się one na sobie i na kimś szczerze mówiąc też nie. Lecz chciałabym być precyzyjna – chodzi mi o takie krótkie spodenki, które czasem są tak obcięte, że widać wystające kieszenie. Natomiast obcisłe jeansy obcięte przed kolanem lub w połowie uda mi się już podobają i nawet zmasakruję jakieś swoje rurki, żeby mieć na lato takie spodenki.
Mały kardigan
Chodzi o taki dopasowany sweterek kończący się przed biodrami, zapinany na małe guziczki. Nie przeszkadza mi on na kimś, ale sama takiego bym nie ubrała. Zresztą nigdy też takiego nie miałam. Ogólnie nie przepadam za rzeczami, które są zapinane na guziki i jednocześnie są krótkie. Bo luźne, dłuższe kardigany zupełnie mi nie przeszkadzają.
Kolorowe rajstopy
Nie lubię rajstop innych niż cieliste i czarne, na kimś i na sobie. Wzorki na rajstopach też raczej mi się nie podobają. Kabaretki i rajstopy ze szwem z tyłu lubię, ale wzorzyste rajstopy przebolałabym chyba tylko z bardzo prostym strojem typu: czarny golf, czarna mini, czarne czółenka lub kozaki.
Cienkie sandałki
Takie buty są na ogół zbyt dziewczęce jak dla mnie. Swego czasu nie lubiłam balerin, ale mi się to zmieniło, więc możliwe, że i tutaj kiedyś się przełamię. Bardzo podobają mi się rzymianki, bo one właśnie są pozbawione tego elementu grzeczności, jaki w letnich butach mi nie pasuje.
Nauczyłam się nigdy nie mówić nigdy i dlatego nie skreślam całkowicie niczego z tej listy. Do niedawna myślałam na przykład, że raczej już nie założę dzwonów, a znalazłam w szafie stare Levisy, jeszcze z przed ciąży, z rozszerzanymi nogawkami. I świetnie się je nosi, nawet do tego stopnia, że myślę już o jakichś jasnych dzwonach. Lecz jest naprawdę małe prawdopodobieństwo, żebym przekonała się do dziesięciu pozycji z tej listy. Tym dziesięciu ubraniom jest jakoś ze mną nie po drodze. Najbardziej chciałabym polubić koszule i jeansowe kurtki, jeśli już miałabym coś wybrać.
Czekam na Wasze ubrania, takie które jakoś Wam nie pasują, w których nie czujecie się sobą. Mogą to być nawet takie ubrania w których zbieracie komplementy, ale Wy osobiście po prostu ich nie lubicie.
Ja nie lubię marynarek. Jest mi w nich nie wygodnie. A już szczególnie zimą, gdy trzeba na marynarkę założyć płaszcz. Jeśli chodzi o Twoją listę to mam podobnie z topami na cienkich ramiączkach i krótkimi kardiganami. Za to koszule uwielbiam;)
Miałam to samo napisać!!! Podoba mi się marynarka założona do dżinsów i koszuli, ale na kimś. A lubię narzutki i żakiety bez żadnych guzików lub z suwakiem. U mnie chyba problem tkwi w dużym biuście, jak się zapnę w marynarce, to czuję, że nim epatuję, mimo, że jest przykryty warstwami ubrań…
Muszę powiedzieć, że zestaw marynarka plus jeansy u mężczyzn jest dla mnie nie do przyjęcia. U kobiet spoko, ale nie w modzie męskiej. Musiałam to z siebie wyrzucić :)
Ja za nic w świecie nie mogę przekonać się do swetrów zakładanych przez głowę ;(
Uwielbiam je u innych, kobiet i mężczyzn, szczególnie takie oversize, ale u mnie mam wrażenie, że strasznie mnie pogrubiają… fakt mam lekko wystający brzuszek ale ogólnie nie mam nadwagi a w takich swetrach czuję się jak wielki miś haha może dlatrgo, że mam masywne nogi i zasłaniając talie to już w ogóle…
Za to oversizowe kardigany ubóstiwam i są nieodłączną częścią mojego uniformu :)
A ja gdybym miała listę robić dziesięciu rzeczy dla mnie to chyba bym tam umieściła takie swetry. I też mi trochę brzuch wystaje mimo ogólnej szczupłości :)
Moja lista pokrywa się w pewnym stopniu z Twoją. Nie dla mnie od zawsze: kolorowe rajstopy, topy na cienkich ramiączkach (Bóg jeden wie, jak bardzo próbowałam się do nich przekonać), kardigany, sweterek w serek (brrr), sandałki na płaskim tylko w wersji crocsy sexy flip (http://www.crocs.com/p/crocs-sexi-flip/11354.html) i oczywiście na wakacjach . Swoją drogą to najwygodniejsze buty na upały jakie znam. Spódnica maxi sprawdza mi się tylko w wersji eleganckiej na specjalne okazje. Mam jedną taką – wełnianą, szarą, z piękną kolorową podszewką, szytą z półkoła niemal do kostek. Poza tym na mojej liście są: ogrodniczki, wszelkie fasony jeansowych spódnic, wszelkie wzorzyste rzeczy, futerka w panterkę i inne zwierzęce wzory, parki, małe, bardzo dopasowane marynareczki i, przede wszystkim chyba, komplety – wszelkiego rodzaju garsonki, nie ważne czy ze spodniami czy spódnicą, garnitury itp. Na takie rzeczy mam po prostu uczulenie. Za to białe, oversizowe koszule uwielbiam, szorty i inne fasony krótkich spodni w wersji sportowej też – to moja podstawowa garderoba wakacyjna. Natomiast z jeasowych katan chyba „wyrosłam” – kiedyś owszem, teraz częściej widzę w swojej ukochanej kiedyś kurtce córkę i nie protestuję. Taka kolej rzeczy :)
Wszystkie te rzeczy, które wypisałam są mi w zasadzie obce od zawsze. Może to też kwestia tego, że ich tyle czasu unikałam, że może teraz by nie było aż tak źle w nich. Ale z drugiej strony pamiętam siebie raz w szortach jeansowych bardzo dawno temu. To był jeden i ostatni raz, czułam się tak obco, jak nie ja :)
ubolewam nad koszulkami na cienkich ramiączkach z tych powodów, które wymieniłaś :( a z podobnych rzeczy nie cierpię np. jasnych dżinsów. mogą mieć najlepszy krój, ale jeśli są jasne to nigdy jakoś mi nie grają z resztą ubrań, które zazwyczaj noszę ciemne. miałam kilka jasnych par i zawsze po kilku próbach lądowały w kącie, od czasu kiedy zdiagnozowałam problem nie kupuję już takich :) oprócz tego taliowane koszule (takie o męskim kroju jak najbardziej okej, bardzo lubię) i balerinowe, tiulowe spódnice – na innych często podobają mi się nawet te rozłożyste, ale sama czuję się w takiej idiotycznie – w zeszłym roku za to idąc na wesele kupiłam sobie taką prostą lekko za kolano, niezbyt „grubą”, w kolorze delikatnego różu i bardzo mi się podobała, czekam na lato, żeby znów ją założyć :)
A ja z kolei mam na odwrót, lepiej się czuję w jasnych jeansach. I zawsze myślę, że to ciemne mi lepiej pasują, ale jak założę jasne to szybko zmieniam zdanie :) A najfajniejsze dla mnie są takie typowe, średnie odcienie.
No dobra, za cenę bycia nudną, napiszę to co pisało już wiele osób przede mną w innych wątkach. Tego typu dylematy z łatwością rozwiązuje system Kibbe. Naprawdę. To nie jest magia, da się to przełożyć na proste zasady. Ja bardzo lubię to, że nie tylko wiem co mi służy a co nie, ale dokładnie wiem dlaczego i potrafię te zasady zastosować do nowych ubrań. Intuicja często działa, ale bywa zawodna.
To tyle nawracania na dzisiaj, pukać do Waszych domów nie będę ;)
Na mojej czarnej liście zdecydowanie są spódnice midi, delikatne bluzeczki, biurowe czółenka, szerokie spodnie, szerokie rękawy, kwiatowe desenie na jakichkolwiek ubraniach. Natomiast jeansowe szorty i jeansowe kurtki są w użyciu bardzo często i z powodzeniem :)
A jakim typem jesteś?
Ja nie znoszę rzeczy z jednym rękawem lub zupełnie bez ze względu na konieczność noszenia stanika bez ramiączek. Podobnie jak Ty, nie lubię jeansowych kurtek, a także wszelkiego typu marynarek. Ładnie wytaliowane koszule bardzo lubię, ale ich prasowanie powstrzymuje mnie przed noszeniem. Poza tym nie znoszę zakładania czegokolwiek na koszule. Cięte spodenki tez nie dla mnie.
Bardzo podobają mi się ubrania w stylu boho – poncza, tuniki, spódnice maxi, ale zupełnie do mnie nie pasuja. Źle czuje się również w rozkloszowanych spodniach oraz rzeczach romantycznych, uszytych ze zwiewnych materialow.
Flamboyant Gamine :) Jeansowe kurtki lubię! Noszę je zamiast marynarek ;)
Boho w wersji hardkorowej (poncza i tuniki) mi nie pasuje, ale niektóre co bardziej agresywne wzory podkradam :)
Coś jest w tej analizie – ja oceniłam sobie, jako classic soft. Nie byłam przekonana, co do tego, myślałam, że to jakaś ściema, ale….
Przyjrzałam się mojej szafie. Uwielbiam koszule. Mam trzy. Są idealne. Kolory wpasowane w zgaszone lato, deseń delikatny, a jednak ja się czuję w nich fatalnie. Kupiłam i wiszą…. Zastanawiałam się, i zastanawiałam, i przefiltrowałam to przez tę analizę, i eureka! To forma jest nieodpowiednia. Classic soft odpowiadają opływowe formy, a koszula jest jednak dość sztywną, formalna, kanciata. To nie jestem w nich ja.
Wracając Mario do Twojego posta, to moje rzeczy, których nie jestem w stanie ubrać – czy to ze względu na formę, czy też moją figurę:
koszule, krótkie szorty – szczególnie zbyt krótkie, ogrodniczki, mini spódniczki, zbyt zwiewne spódnice przed kolano, które wiatr mi podwiewa :), mokasyny, falbaniaste sukienki, wzory geometryczne – nie lubię i już, neony, topy na cienkich ramionkach, dzwony, zakolanówki do spódnicy, długi płaszcz do kostek, i pewnie coś jeszcze, ale chwilowo nie przychodzi mi do głowy.
Mi też wyszło classic soft. A koszule uwielbiam i wyglądam w nich świetnie.
Zrobiłam ten test :) Wyszło: http://www.getthelook.pl/typ-urody-soft-natural-uwodzicielka/
I faktycznie, porady dotyczące makijażu, fryzury i garderoby w punkt.
Pilar, co do Kibbe to muszę się zgodzić, mi też rozwiązał wiele problemów i dylematów. Bardzo chciałam być retro w wersji true vintage, ale cały czas mi coś nie pasowało, wyglądałam ciężko i staro. Jak trafiłam na Kibbe u Grety Kredki to mój typ, Dramatic Classic był objawieniem, wybawieniem :) Teraz pozbywam się wielu retro ubrań, a zastępuję fasonami zgodnymi z Kibbe do których podchodziłam sceptycznie, ale jak pomierzyłam trochę fasonów to okazał się być strzałem w dziesiątkę. (Jestem czystą zimą jak coś ;)
U mnie to: spódnice ołówkowe, romantyczne sukienki (falbanki, romantyczne drobne kwiatuszki itp), długość mini – i ta odsłaniająca kolana, cienkie szelki, delikatne buty o które Maria wymieniła, ubrania żółte pomarańczowe, neonowe, pstrokate i krzykliwe pastele też odpadają, zbyt zwiewne ubrania również. Styl boho i retro dodaje mi 15 lat. Dzwony, szorty też nie. Pewnie jeszcze znajdą się rzeczy których nie lubię i nie mogę nosić bo źle się w nich czuję.
Dla mnie ten test jest za trudny, nie umiem siebie obiektywnie ocenić, czasami żadna odpowiedź nie pasowała, więc uśredniałam, dlatego wyszło mi Classic. Z jakich stron korzystałyście robiąc ten test? :) Lekturę Getthelook muszę nadrobić.
Sam test nie wystarcza (chyba wielu osobom wychodzi Classic, bo uśredniają), ale opisy typów + analiza zaleceń ubraniowych właśnie na getthelook powinny bardzo pomóc.
Próbowałam zrobić ten test, coś mi nawet wyszło, ale nie jestem przekonana do porad, szczególnie jeśli chodzi o makijaż. No i powinnam unikać oversizów, a to byłoby ciężkie- ubierając się głównie w „za duże” rzeczy (czasem dosłownie): boyfriendy, luźne koszulki, męskie swetry, czy nawet bluzy wydaję się innym wyższa i szczuplejsza niż jestem w rzeczywistości.
Zawsze mnie śmieszy a skąd Kibbe wie co ja lubię a co nie. Czy o moich preferencjach informuje go mój rozstaw bioder?:)
Dla mnie czym innym jest styl, a czym innym pasujące mi kroje i typ cięcia sylwetki. Mi midi nie pasuje, niezależnie czy jest w stylu francuskim czy w stylu glamour czy w stylu boho czy jakimkolwiek innym. I o tym akurat decydują moje proporcje. Natomiast w ramach zaleceń dla typu można budować rozmaite style i tu już sami musimy pomyśleć co lubimy.
No ale generalnie to oczywiste że każdy może robić co chce, nie zamierzam nikogo na siłę przekonywać, za stara jestem na takie dyskusje :)
Kibbe to jednak więcej niż pasujące kroje i cięcia, bo ma wypisane wprost w zaleceniach dla każdego typu jaki styl jest wskazany, a jakiego należy unikać. Inaczej niczym by się to nie różniło od standardowych wskazówek jak się ubrać stosownie do figury.
Wydaje mi się, że różnica między Kibbe a poradami dla figury jest analogiczna do różnicy między analizą kolorystyczną a poradami dla brunetek i blondynek. Analiza bierze pod uwagę, że istnieją różne rodzaje blondynek i brunetek, a Kibbe bierze pod uwagę, że są różne rodzaje szczupłych, niskich, wysokich, krągłych sylwetek. Analiza kolorystyczna też podpowiada które kolory dodadzą urody, ale też można ją olać.
Jorun, nawet Romantic może się ubrać jako zbuntowana rockmenka i ubrać się w obcisłe skórzane rurki. Styl trzeba dostosować do wskazówek przez niego danych. Powiem, że sama, intuicyjnie pokochałam kwiaty, koronki i dopasowane sukienki, nawet bez jego wskazówek. Nie trzeba się kurczowo trzymać tego, czego nie lubimy. Możemy też się fochnąć na jego analizę i już, to nasza wolna wola.
Faktem jest, że niektóre wskazówki trącą myszką (były to lata 80-te) lub nie pasują ze względu na panującą modę. Ale każdy typ może ubrać sie casualowo, tyle, że dla Natural będzie to flanelowa koszula i overizowe bluzy, zaś dla romantic będzie to prosta mała czarna.
Teraz wydaje mi się to mieć więcej sensu (mam na myśli komentarz Twój i Pilar wyżej), bo to co dotychczas czytałam o Kibbe jawiło mi się jako ubraniowy horoskop. Style rozpisane na typy sylwetek na pewno byłyby ciekawsze do poczytania niż same opisy poszczególnych typów. A może znacie jakieś ciekawe strony o Kibbe, najlepiej takie gdzie pokazują nie tylko sławne osoby. Trochę mnie irytuje jak przykładami są same piękne kobiety, szczupłe, o proporcjonalnych sylwetkach. Test sam w sobie jest trudny, a i z opisami ciężko się zidentyfikować, zwłaszcza jak się ma sylwetkę/rysy odbiegające od typowych, bo nigdzie się nie pasuje.
ja właśnie nigdzie do Kibbe nie pasuję! mam wąską talię, współczynnik do bioder powyżej 0,3, ale jednocześnie jestem dość wysoka. I na dramatic jestem za krągła, na theatrical/romantic za wysoka. I bądź tu człowieku mądry :P.
Co do tematu posta – ja nie jestem w stanie nosić t-shirtów z nadrukiem. Niektóre nadruki piękne, ale nigdy ich nie założę, zresztą z gładkami t-shirtami też mam problem. Polówki też odpadają, wszelkie przejawy sportu się u mnie nie sprawdzają. Dżinsy noszę coraz rzadziej (raz na kilka miesięcy) i za każdym razem czuję się w nich coraz dziwniej. Sportowe buty ostatni raz poza siłownią miałam na sobie w liceum, choć trampki na innych osobach mnie przekonują. Większość marynarek – typu boyfriend lub chanelek – jest dla mnie zbyt sztywna i czuję się w nich dużo starzej. Mam problem z koszulami, mimo że chciałabym je polubić, to wiecznie mam wrażenie, że jestem cała wygnieciona. W szortach też się raczej mnie nie spotka, mam jedne ulubione z wiązaniem w talii typu chinos i to jedyne, które akceptuję.
Chociaż nie wierzę w „modowe horoskopy”, wskazówki Kibbego co do sylwetki sprawdziły się u mnie w prawie 100% i są zgodne z tym, co sama wcześniej intuicyjnie wybierałam. Jestem dramatic classic i rzeczywiście najlepiej wyglądam w rzeczach dopasowanych, ołówkach, asymetriach i mini. Natomiast nie dla mnie oversizy.
Co do makijażu i fryzur już nie jestem taka pewna. Przykłady, właściwych i niewłaściwych, które przytacza autorka bloga getthelook, w ogóle mnie nie przekonują.
Z tym Kibbe mam podobnie jak Ty Konstancjo. Jestem za wysoka. Nigdzie nie pasuję. Dużo czasu spędziłam nad tym chcąc dojść do sedna, a jednak poniosłam klęskę..
To najwyraźniej obie jesteśmy tym nieodgadnionym typem :) w sumie nie jest mi ta klasyfikacja potrzebna do szczęścia, ale mimo wszystko od czasu do czasu się nad tym zastanawiam ;)
Konstancjo, a brałaś pod uwagę Soft Dramatic? One też bywają klepsydrami, mają bardziej krągłą strukturę ciała i należą do wysokich osób.
Trzeba też brać pod uwagę to, że na rysy twarzy mogą wpływać dodatkowe pierwiastki: Inguene – odmładzający, nadający twarzy młodzieńczy wygląd, oraz Angelic – nadający jej nieziemską aurę i szlachetności. Z tego, co widzę, to nie imają Ci się sportowe, naturalowe rzeczy.
Tylko że u kibbe nie liczą się szczegółowe parametry typu objętość bioder tylko ogólny całokształt.. dlatego nie potraficie się zdiagnozować. Ja mam ostre rysy twarzy, jestem smukła i szczupła to wszystko tworzy wyraźną formę więc łatwo zgadnąć że będzie mi dobrze w wyraźnych formach, kontrastach, kolorach.w kropkach i eterycznych sukienkach wyglądam groteskowo. Naprawdę spójrzcie na siebie jak na całokształt- jak ktoś wygląda jak wiecznie rozmarzomy jak moja koleżanka i nawet jego oczy są romantycznie nieobecne to się swietnie odnajdzie w delikatnej sukience w łączkę. Nie patrzcie na wzrost,bo ten jak dla mnie o niczym nie przesądza,tak samo jak wielkość tyłka czy piersi. Liczy się to jak odbierają Cię ludzie, jaką masz dynamikę ciała. Ja jestem energetyczna,wiem że udźwignęłabym niejedną dziwnie geomtretyczną przeskalowaną formę ubrania, podpadająca pod sztukę modową ale nie odnalazłbym się w słodkim dziewczęcym stylu bo bliżej mi do cruelli demon niż do śpiącej królewny.
Trzeba też pamiętać, że kobiety urosły od czasu, w których Kibbe ogłosił swoje rewelacje. Dziś można spotkać Gamine czy Romantic o wzroście 170 cm (Monica Belluci).
Brałam, ale u mnie klepsydra wynika raczej z szerokich ramion, bo biust mam mały. Jakby góra wzięta z dramatic, a od talii w dół z romantic. ;) Poza tym typ SD kompletnie nie leży mi „ubiorowo”, najchętniej połączyłabym desenie z FG z krojami TR. :)
Konstancja, to może jesteś którymś z Naturali…One mają szerokie ramiona.Klepsydy to zwykle Soft Natural, ale od każdej reguły są wyjątki
Test jest mało miarodajny. Osobiście wyszło mi Dramatic Classic, a jestem Flamboyant Gamine. Dlatego najlepiej przejrzeć wszystkie typy i na tej podstawie określić który typ pasuje najbardziej. Wiele rzeczy FG wybierałam intuicyjnie, np. obcisłe kroje ponad oversize.
Naturale odpadają, mam taką twarz, że tylko wpływy dramatic pozostają :D więc jestem albo skobieconym Dramatic albo wyrośniętym TR albo jakimś dziwnym przypadkiem Gamine :D
Może najlepiej zapytać się Grety z Getthelook. Ja dopiero zaczynam zabawę z Kibbe, więc do końca nie chcę ferować krzywdzących wyroków. Szerokie ramiona występują nie tylko u naturali, ale też u flamboyant gamine, soft dramatic i dramatic, a także u dramatic classic.
Ile masz cm wzrostu?
174 cm :) pewnie się tak to w końcu skończy, chociaż na razie nie mam wolnych pieniędzy na analizę… Ale korci niesłychanie, pytanie czy będę stosowała Kibbe zalecenia ;)
Z tego, co wiem, to pani Gretka udziela porad za darmo.
Jesteś zbyt wysoka na typy Gamine i Romantic. Z tego, co piszesz, możesz brać pod uwagę Dramatic Classic. Te panie często mają szersze ramiona, wcięcie w talii i duże biodra. Pisałaś, że lubisz paski, pepitkę oraz golfy i małe dekolty, a to są desenie i fasony pani DC.
Greta na blogu odpowiada za darmo, ale też wtedy nie do końca odpowiada za swoje słowa (bo są na podstawie czyjegoś opisu). Analizy są płatne i nie takie znowu drogie.
A ile masz wzrostu? Bo ja tak jak Ty- wysoka 178cm, talia 72cm, biust mały, biodra stówa…. Podobno Dramatc Classic może dobić do takiego wzrostu. Twarz na 100% dramatic Classic.
174 cm, czyli jestem trochę niższa od Ciebie :) nie lubię męczyć kogoś za darmo o analizę (co w sumie właśnie robię w tej chwili :P), zresztą już kiedyś wymieniłam z Gretką parę komentarzy i na podstawie samych wymiarów uznała, że jestem Dramatic. Kłopot z DC i D jest u mnie taki, że ja uwielbiam rozkloszowane spódnice/sukienki i wyglądam w nich naprawdę dobrze, zbieram komplementy. Zazwyczaj noszę wąskie cygaretki i dopasowane góry, albo rozkloszowane spódnice (pełny klosz, koła) i dopasowane góry. Tu nawet nie chodzi o określenie stylu, bo ten – z pomocą Marii – udało mi się zdefiniować, po prostu czyta ciekawość tej typizacji Kibbe :)
Avarati, wydaje mi się że czysty Romantic w stroju zbuntowanej rockmenki bardzo zaburzy swoją aurę. Bardzo . Kto ma wyobraźnię, albo zna chociaz jedną osobę romantic , ten wie o czym mówię:) .
Maria dokonała ważnego wpisu. Naprawdę istnieją rzeczy , które nam nie pasują, do figury, ale przede wszystkim do aury. Ja ńie włożyłabym żadnej z tych rzeczy rownież . To bardzo mądre, znaleźć nie nasze rzeczy , nie nasz styl. Znacznie fajniejsze, niż wpychać na siłę i naginać fakty :):)
Jeśli ktoś uważa, że zalecenia Kibbe nie pasują do image to już jego sprawa. Różne są pomysły na wizerunki.
Masz rację, Romantic nigdy nie będzie gwiazdą rocka. Może co najwyżej przemycić rockowe elementy – ramoneskę bez klap albo skórzaną spódnicę ołówkową. Tak samo ja mogłabym do mojego stylu przemycać elementy boho, który tak mi się kiedyś podobał…Doszłam jednak do wniosku, że to półśrodki i w zasadzie w zaleconych rzeczach odnajduję się bardzo dobrze. Nawet w obrębie własnego typu jest dosyć duże pole manewru i wyrażenie indywidualności.
Jestem Theatrical Romantic, mały dodatek yangu pomaga na takie problemy ;p Mam o wiele „mocniejszą” aurę niz R i mi rock by mi nie zaszkodził (sorki za brak polskich liter, piszę ze smartfona).
Ale nawet pani R równie dobrze ubrać skorzane, dopasowane do ciala spodnie, ramoneska tez moze być R, ale warunkiem jest brak cwieków, dopasowanie i długość do talii. Dlaczego rockowy styl musi kojarzyć się z dziurami w kolanach i wielkimi buciorami? Jim Morrison był przedstawicielem R i tez potrafił wyglądać dobrze. Chyba sam czuł, ze koszula bedzie lepsza od obszarpanego T-Shirtu, i wybrał elegancką, nieco dekadencką wersję tego stylu. Górę wybierał łagodną, za to szalał ze spodniami. Nie chodzi nawet o ubieranie sie pod konkretny styl, Romantic nie oznacza słodkiego romantyzmu, ale maksymalnie kobiece kształty, a te można eksponować na wiele sposobów. x)
Avarati, dobrze prawisz.
Jednak Morrison mógło sobie pozwolić na nieco więcej z racji ciemnej kolorystyki. I w ogóle facetom wolno więcej.
U kobiety R jest ten problem, że łatwo jest jej przesadzić i wyglądac wyzywająco.
Pan Romantic może , bo to pan. Inne ciało. Pani Romantic nawet by nie spojrzała :)
Chyba że efekt Dity von Tesse. Zabijam moją aurę w służbie show. Można ? Można.
Właśnie pani R nigdy nie mogłaby wystąpić w skórzanych spodniach. Kto widział panią Romantic na żywo i obcował z nią ten wie.
Osobiście nie wyobrażam sobie nawet kobiety o subtelnej urodzie Vivien Leigh ( TR) w skórzanych spodniach.
Nie mam na mysli buciorów i podartych spodni. To akurat nie kojarzy mi sie ze stylem rockowym , tylko lumpowym.. Mam na myśli aurę.
R i TR to jednak delikatne kobiety, skórzane dodatki nie mogą tu dominować, w przypadku R są niewskazane.
Zresztą, Kobieta R nie włoży skórzanej ramoneski czy skórzanych poza jakimiś akcjami – scena / show/ wygłup…:) prawdziwa Pani R :)
I znowu faceci mają się lepiej.
Widziałam dwie panie R (nie liczę siebie, choć należę do romantyczek) i myślę, że bez problemu mogłyby co nie co uszczknąć z rocka. Wiadomo, że bez przesady. Niestety, rockowe ciuchy są dziś tak mocno nacechowane yangiem, że ciężko znaleźć coś dla siebie. Nie wspominam o gotowych rzeczach, bo o głupią dopasowaną sukienkę jest trudno.
No to jednak nie dojdziemy do konsensusu. Uważam, że skóra jest w zasadzie uniwersalnym materiałem, nawet dla R można by znaleźć ładną ramoneskę. Coś w tym stylu http://www.getthelook.pl/wp-content/uploads/2015/12/ramoneska_zamek_w_talii.jpg
Sama przymierzyłam w Ochniku spodnie o wysokim stanie. Wyglądałam w nich bombowo, ale ta cena…. Może jak wygram w totolotka? :D
Vivien raczej nie była subtelna, ale to mój pogląd. ;) Znalazłam parę ciekawych stylizacji, które korzystają z rocka i odpowiadają TR.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/12/3d/9b/123d9b87be7f5582d58ee3e7952e1bd2.jpg
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/72/62/5a/72625a3f587cf5d206264647ea3b7a73.jpg
Tak, zgadza sie, to Twój pogląd , bardzo wybiórczy i subiektywny…charakter masz bardzo flamboyant . Walczysz, nie odpuszczasz .No to ja skapitulowałam.:) Za dużo yin u mnie na takie dywagacje, tyle tylko co na łebku szpilki, za mało na Avarati! Yang u Ciebie rządzi i szaleje !
Avarati, a Ty gdzie robiłaś analizę? Są jakieś stacjonarne miejsca, gdzie można zrobić? Miałaś dobierane ciuszki czy sama odkrywałaś, co dla Ciebie jest najlepsze?
Tariko, gratuluję gorącej i konstruktywnej dyskusji :) Na flamboyant mam za mało yangu, poszedł mi na nos, wystające obojczyki i charakter. Cała reszta to yin.
Możliwe, że się mylę, każdy ma inną osobowość i poczucie estetyki, a ja należę do grupy tych przekornych ludzi, którzy aż tak mocno nie lubią się stosować do wskazówek, nawet jeśli byłyby prawdziwe. A jakim jesteś typem? Romantic? Jeśli tak, to witaj w klubie. ;)
LaraCroft: po części getthelook.pl, intuicja i przypadek :) Stacjonarnie bardzo ciężko, no, chyba, że trafisz boskim cudem na osobę parającą się Kibbe ;) Nigdy dobrze się nie czułam w oversize’ach, małych dekoltach i paskach. Też trochę autoanalizy, w czym tak naprawde dobrze wyglądam i w czym się najlepiej czuję. I mam na całe szczęście mamę krawcową, która potrafi bardzo dobrze szyć i wyczuć, co się dobrze prezentuje u kogoś. Tym bardziej, że mam wąskie i krótkie plecy i duże siedzenie, więc większość gotowych rzeczy odstaje mi w plecach. Jak ja tego nie znoszę!!!
Z tego, co piszecie, chyba niezwykle trudno jest tak bez pomocy z zewnątrz się samemu ocenić. Jak zerkam na ten test, to zupełnie skrajne typy do mnie pasują. Pewnie lepiej jest zrobić tę ocenę z kimś znajomym.
Ocena siebie, bez pomocy Fachowca est nie tylko trudna , jest obiektywnie niemożliwa ! :) to poważna wiedza, trzeba mieć pokorę do specjalistów, jak przy każdej wiedzy. Pokora i uznanie autorytetu są niezastąpione. Dla siebie jestesmy zawsze albo zbyt surowi, albo pobłażliwi, albo coś nam przeszkadza.
Ale to nie jest blog, na ktorym należy reklamować inne usługi, prawda?
To jest blog Marii i mamy obowiązek trzymać sie tu Jej rytmu, stylu i kierunku. Jeśli naruszyłem ten porządek, to bardzo przepraszam.
Wracając do wpisu: Bardzo cenna wskazówka, warto poznać rzeczy , ktore nam nie pasują. Moj tata zawsze uczył mnie , zeby umieć odrzucać rzeczy najmniej dla siebie korzystne ,we wszystkich dziedzinach, rownież fałszywych proroków, samozwańczych klubowiczów, złych doradców. Niewłaściwe dla nas rzeczy mogą osłabić nasz potencjał.
Mi tez analiza wg Kibble rozwiązała wiele dylematów ubraniowych – oswajam się z ramoneskami i jeansowymi katanami, dekoltami w serek, wiem jakich ubrań i fasonów szukać. Ale nie mogę się polubić z koszulami, które są podobno idealne dla Dramatic Classic – może uda się z koszulą jeansową, mam już jedną upatrzoną w sklepie. Staram się oswoić spódnice ołówkowe, ale chcyba jednak wrócę do tych w kształcie litery A bo jednak pośladki są dosyć widoczne. Nie podobają mi się też sztywne torebki zalecane dla DC. I za nic w świecie ta analiza nie podpasowała mi z fryzurą. Jakoś nie mogę się przełamać żeby obciąć włoscy na long boba ;(
Nie lubię balerin,rzymianek,sandałów z paseczków na szpilce,tiulowych/piórkowych/cekinowych spódnic,spódnic maxi,spodni 3/4,koszulek na cienkich ramiączkach,żakietów w stylu Chanel,cienkich pasków w talii,kompletów,jak przedpiszczyni ;-)Dorota i prawie wszystkiego z twojej listy(bo koszule lubię taliowane),a sweterek w serek to mój ulubiony.Chyba drogą eliminacji znielubiłam to,co mnie czyni przysadzistą,czyli jednak jest dla mnie nadzieja…
A Ja osobiscie chcialabym sie przekonac do chodzenia w topie bez stanika – wyznaje podobny poglad do Twojego, a ponadto mam maly biust. Jednak kogokolwiek bym nie zapytala, to za ten pomysl mnie linczuje i nie mam odwagi tak sie nosic. Jak dla mnie totalnymi niewypalami na mnie sa biodrowki i wlasnie maxi – wygladam albo jakbym miala betoniare w okolicy bioder albo jakbym byla jakims karlem :D
takie delikatnie i luźne topy na ramiączkach często latem noszę bez stanika. Mam średni biust, łatwo żeby wyglądał na większy i na mniejszy i właśnie w takich bluzkach wygląda na mniejszy, zaś gdy założę pod nią stanik czuję że wyglądam wulgarnie.
No właśnie ja nie mam nic przeciwko temu, przeokropnie mi się podoba u innych i u siebie też, jednakże środowisko jest chyba zbyt pruderyjne i właśnie wtedy oskarżają mnie o wulgarność :)
U mnie właściwie tylko jeden typ ubrań…. Rzeczy oversize – uwielbiam luźny, nienadęty styl modelek w stylu „luźny męski tshirt, rurki i conversy”. Niestety, wyglądam w takich ubraniach jakbym właśnie zamierzała sprzątać mieszkanie ;)
A gdybyś do tego miała bardzo starannie zrobiony makijaż i włosy? Uwielbiam takie sprzeczności :)
– u mnie również spódnice maxi odpadają, w ogóle spódnice ciężko mi się nosi. Zawsze mam wrażenie że mnie strasznie pogrubiają, czego nie robią sukienki, które ładnie podkreślają szerokie biodra..
– nie założyłabym butów na cienkim obcasie, czy szpilce – bo czuję się w nich jak słoń stojący na igle, za to w masywnym klocku, czy na koturnie mogę podbijać świat :D
– nie umiem nosić kopertówek i wszelkich torebek trzymanych w rękach
– nie mogłabym też wyjść z domu w takiej typowej bluzie z kapturem
– nie jestem w stanie też nosić klapek i japonek, bo strasznie irytuje mnie mnie ich klapanie. Takich delikatnych sandałów również – raz nawet zerwałam paski w jednym takim bucie a potem wracałam jak sierota do domu -_-
– nie przepadam też za jasnymi jeansami, choć mam jedne, ale mam nadzieję że niedługo już się zniszczą i nie będą mnie męczyć :D
– nie założę też mini spódniczki, a krótką sukienkę tylko do ciemnych rajstop
ubraniowa siostro! :D
chociaż czekaj, ja akurat spódnice uwielbiam, więc ubraniowa siostro bez pierwszego punktu :D
ja też lubię spódnice, tylko że moje biodra ich nie lubią xD gdyby nie one nosiłabym ciągle :D
a ja mam inny problem. Miałam/mam też taką listę jak Ty, rzeczy które niby są ok, a ich nie lubię. Problem polega na tym, że na zdjęciach widzę, że rzeczy które lubię najbardziej służą mi najmniej, a rzeczy za którymi nie przepadam dodają mi urody.
Powiedziałabym że to jest jeden z większych problemów jakie w ogóle można mieć w związku z ubraniem! Wygląda na nierozwiązywalny konflikt między dobrym samopoczuciem, a korzystnym wyglądem ( pomijając fakt że jednak jak już się wie że dane ubranie uroku nie dodaje, to już ciężko tak dobrze się w nim czuć, sytuacja patowa…)
Och, mam dużo więcej niż 10 rzeczy, których za CHRLD nie założę.
Jednakże szczyt listy okupują:
1) Adidasy wszelkie – nieważne, jak bardzo naszpikowano je Zdrowotnymi Technologiami. Mogą sobie nawet być ślicznie pastelowe lub np. elektronicznie połączone ze smartfonem, którym możesz zmienić na nich wzór (tak, istnieją takie cuda.) Na cudzych nogach, zwłaszcza młodych dziewczyn, nawet mi się podobają. Ja czułabym się jak w dwóch gąbkach.
2) Żakiet/marynarka – nosiłam to okropieństwo latami, gdyż wymagała tego moja praca. Zdaję sobie sprawę, że dobrze skrojony żakiet optycznie podkreśla wszystkie moje walory (jestem klepsydrą o wydatnym biuście) – ale co z tego, gdy nie mogę swobodnie zadrzeć ramienia bez lęku, że usłyszę złowieszcze „prrrut!” drącej się podszewki? A poza tym czuję się w tej odzieży jak zapakowana w tekturę.
3) Sandały typu Birkenstock czy inne Scholle. Ponoć bardzo wygodne. Mnie nieodmiennie kojarzą się z osobą po pięćdziesiątce, która przedwcześnie i bezpowrotnie odpuściła sobie wszelkie pretensje do kobiecości. Albo z zakonnicą.
4) Sukienka w duże kwiatowe wzory. (W jakiekolwiek wzory, szczerze mówiąc. Albo drobniutka łączka, albo nic.) Na innych damach podziwiam rozczulający efekt retro. Ja odziana w spłacheć kwiecistej bawełny wyglądam jak własna matka. :D
5. Płaszczyk typu trencz. Nie musi być beżowy (choć od tego banalnego beżu szczęka mi się wykręca od ziewania.) Jakiej barwy by nie był, czułabym się w nim przebrana za Szparką Sekretarkę. W ogóle cokolwiek z nieśmiertelnego repertuaru Audrey Hepburn budzi we mnie odczucia podobne.
6. Buty Lity (obecnie chyba już w odwrocie) oraz wszelkie ciężkie buciory na grubym słupku i równie imponującej platformie. Mają sens na osobach długich i kościstych. Na mnie – efekt betonowego cokolika murowany.
7. Falbanki, wszelkie. Takoż kokardki. Inna sprawa, że gdybym to ja o tym decydowała, jedne i drugie barachło relegowano by do kolekcji odzieżowych, przeznaczonych dla małych dzieci. Nie ma to jak wyglądać jak ozdobna muffinka.
8. Kardigany, ale tylko te klasyczne: krótkie, dopasowane, na liczne małe guziczki. Zdecydowanie nie wynaleziono ich dla osoby z wydatnym biustem (np. dla mnie.)Rozmówca stojący zbyt blisko ryzykował, że dostanie w oko takim guziczkiem. Wytrzymałość materiałowa ma swe granice.
9. Spodnie biodrówki nie podobają mi się zasadniczo na nikim poza supermodelkami. Trzeba mieć w newralgicznym areale wyłącznie kości biodrowe – oraz z metr samych nóg, żeby móc sobie pozwolić na montowanie zawieszenia tak nisko. Na szczęście długo wzgardzony wysoki stan powraca do łask. Nie ma to jak móc swobodnie kucnąć w miejscu publicznym.
10. Kapelusze – nieważne, czy słomkowe, te takie z miękkim, oklapniętym rondem, czy jeszcze inne. Jak bym tęsknie nie spoglądała na stylowe zdjęcia z lat 70., – jestem niska i w kapilindrze prezentuję się jak grzyb. Model fedora darzę szczególnym abszmakiem. Często chodzą w nim tzw. Mistrzowie Podrywu (tacy cwaniaczkowie, co umyślili sobie, że będą kosić grube siano, sprzedając naiwnym, zdesperowanym mężczyznom łatwy patent na bycie Pożądanym przez Kobiety.) Skojarzenie mam więc fatalne. :D
Banalny beż! Z ust mi dosłownie wyjęłaś, Nino. Beż jak najbardziej może być banalny, dotyczy to również kolorystyki wnętrz i glazury łazienkowej czy kuchennej. Nie i już! Dla mnie kolor musi być złamany innym kolorem, dopiero wtedy jest atrakcyjny.
Przy okazji jeszcze mi przypomniałaś, jak bardzo nie lubię wszelakich trenczy. W takich przewiązanych paskiem musiałabym wyglądać jak baleron:). Adidasy po mojemu dobrze prezentują się tylko na sali ćwiczeń. Natomiast obuwie typu Scholl jest wybitnie dla mnie niewygodne. Odgniata mi stopę w określonym miejscu, poza tym w moim odczuciu jest po prostu nieciekawe.
Niestety, dużo osób uparło się na urządzanie wnętrz w kolorach „kawy z mlekiem” i ciepłych beżach. Do porzygu. I te beżowe/piaskowe skórzane kanapy rogówki w co drugim polskim salonie… Przeżywam katusze przy każdej próbie wytłumaczenia, że to nie jest dobre rozwiązanie i tak jak piszesz – trzeba dołożyć wyrazisty kolor. Ale bynajmniej nie chodzi mi o ciemną podłogę i ciężkie, ciemne meble (kolejny „klasyk” przy którym chce mi się płakać). Dobrze działa np. granatowy. Ale każda propozycja wprowadzenia ciemniejszego koloru na ścianę niż wyblakły brąz wymaga niezłego samozaparcia.
M, zawodowo się tym zajmujesz? Wnętrzami znaczy? Mam beżowe ściany w salonie, zimny beż. I generalnie tak spokojnie, brązowo-beżowo. I co? Granatowy mam obrus.
Tak, jestem architektem. Dużo zależy od tonu samego koloru, dodatków, okleiny meblowej (albo samego drewna jak masz lite), czy są jakieś zdjęcia/obrazy/plakaty na ścianach, dywan albo wykładzina… A czasem nawet strony świata i ilość naturalnego światła wpadającego do pomieszczenia. To wszystko tworzy całość. Bardzo często spotykam w mieszkaniach puste ściany, wszystkie dodatki w jednej tonacji (wręcz monochrom) – i taki pokój cały w beżach bywa mdły i nieciekawy.
Ciekawy obrus, poduchy na kanapie i zasłony mogą „zrobić” całe wnętrze ;)
Też nie cierpię zimnego beżu, zwłaszcza we wnętrzach. Podobnie jak szarego (mały wyjątek to srebrny kolor) zarówno we wnętrzach i jak na ubraniach. Teraz maluję sobie mieszkanko i postawiłam na ciepły odcień kremowego i miętę.
Hm, u mnie kolory ścian są zimne, zielony, niebieski, lawenda, szary i beż.
Lawenda brzmi cudownie :) To nie jest tak, że nie lubię zimnych kolorów. Zielony i niebieski zależy to od koloru. Bardzo lubię miętę i srebrzysty siwy, a połączenie tych dwóch jest boskie :)
Chyba mamy podobne figury.A „efekt betonowego cokolika”se ukradnę,a co!
Co do kapelindrów i kwiatowych wzorów,oraz falbanków-ja je wyparłam ze świadomości.Nie istnieją.
Punkt trzeci – padłam. Jak Ty coś napiszesz… Teraz za każdym razem jak będę wkładać Birki, będę miała wrażenie, że się poddałam :)
Nigdy nie przekonam sie do jasnych jeansów czy białych spodni. Tak samo sandałki.. ale to dlatego, że nie lubię odkrytych stóp. Baleriny i espadryle ratują mnie latem, czasami szpitalne lacze ;) I żadne szpili z odkrytymi palcami albo na platformie. Koszule są moją miłością, ale ciągle się ich uczę :) nie toleruje innych printów niż paski i krata. Dekolt w serek tylko w basicach na krótki rękaw. Kolorowe (neonowe, żywe) ubrania dla mnie nie istnieją, tak samo bolerka, dopasowane marynarki i atłasowe ciuszki. Nie piszę więcej, bo okaże się, że nic nie lubię ;)
Ja mam sporo rzeczy, które na innych owszem, a na mnie wiadomo, że nie. Pewnie dlatego moja szafa jest taka kolorystycznie nudna,a ciuchy przewidywalne. Najlepiej ta sama prosta rzecz w 4 kolorach :) Za to dodatki wzbudzają zazdrość;) Z mnogości rzeczy dla mnie na nie, wymienię więc tylko te co mnie masakrują:
wszystko oversize – przy moim biuście wyglądam w nich jak w ciąży,
sukienki we wzory lub kwiatki- wyglądam jak ciotka klotka,
baleriny -dodają mi w psychice jakieś 100 kg choć jestem sylwetkowo klepsydrą,
obcasy powyżej 6cm- ubolewam nad tym,ale przy wysokich obcasach moje żylaki wołają „ratunku!” ;)
Pani Mario,
A może zamiast koszul z kołnierzykiem, koszula ze stójką? Taka wąska koszula przypomina golf, może to Pani podpasuje.
Pozdrawiam ciepło ,
Basia
Basiu, wystarczy Maria :) Nie lubię stójek, to już wolałabym zwykłą koszulę na sobie :)
Wydaje mi się, że to jest niezwykle ważny moment, taki kamień milowy, w myśleniu o własnym stylu – kiedy dochodzi do Ciebie, że coś Ci się bardzo podoba i nie jest dla Ciebie. Dla mnie długo jedno było tożsame z drugim, czyli próbowałam nosić, bez satysfakcji, rzeczy, które i kompletnie nie leżały… Chyba taka kolej rzeczy :)
-wszystko co jest w kwiatki,po prostu gdy coś takiego zakładam czuje się jak dziecko
-rybaczki,czuje się w nich faktycznie jak łowiący rybak hah
-Leginsy ,tu z kolei czuje się że mam na sobie coś pomiędzy rajtkami a spodniami
-Spódnice midi,niedokońca wiem jak się z nimi obchodzić
Świetny pomysł na wpis ,może teraz jakiś swoich 10 ulubieńców omówisz :)
No może, może :)
Mam jeszcze jedną obserwację dotyczącą katan jeansowych i ewentualnych marynarek o podobnym kroju; mam podobną stylistykę do Pani i lepiej wyglądam w ubraniach o kroju kimona, ale z dopasowanymi ramionami. Katana ma kształt pudełka, a takie kimonko ładnie opływa, latem do spodni i właśnie cięższych sandałków, w zimny czas taką funkcję mogą pełnić długie kardigany. Forma lekka, neutralny styl. Lubię Pani wrażliwość, „oko” do ubrań i kolorów.
Wiesz co Basiu, akurat to, że to jest pudełko mi aż tak bardzo nie przeszkadza jak materiał. Ja chyba po prostu lubię gdy jeansowe są tylko spodnie. Katany, jakieś jeansowe sukienki nie do końca mi się podobają. Ale już spodnie i spódnice jak najbardziej, choć spódnice mniej. Masz rację co do kimon i kardiganów, też lubię tę „miękkość” formy :)
Ubrania nie dla mnie:
– topy na ramiączkach
– krótkie spódnice szyte z koła – moje szczuplejsze koleżanki wyglądają w nich obłędnie, ja jednak nigdy nie założę
– koszule / żakiety w kroju pudełkowym – strasznie poszerzają mi ramiona
– większość sukienek bez zaznaczonej talii. Niestety, bo podziwiam bardzo na innych
– z butów mokasyny i sztyblety noszone do spódnic – wydaje mi sie ze mega skracają mi nogi
Właściwie mam podobne spostrzeżenia z Twoimi, ale… Jak dwa lata temu zaczęłam robić rewolucję swojej szafy i stylu zrobiłam sobie listę must have. Były na niej koszule. Długo szukałam, aż dostałam idealna jeansową, którą teraz noszę tak często, że aż mi czasami głupio. Biała trochę leży w szafie, bo niestety przytyłam lekko i już do biustu nie pasuje
Długą spódnicę też miałam, bo zawsze o takiej marzyłam. Tak się jednak złożyło, że nosiłam ją przez kilkanaście tygodni ciąży (jest na gumce) i w tej chwili nie mogę na nią patrzeć. Mam ją odłożoną do wyrzucenia.
Koszulki na ramiączkach – dokładanie jak ty! Beee
Od zeszłego roku szukam idealnej kurtki jeansowej – jak znajdę to kupię, bo mam na nią pomysł ;)
Sandały akurat lubię, tylko muszą mieć paski w odpowiednim miejscu stopu, trudno to mi opisać.
Nie lubię małych sweterków w serek, a szorty tylko latem na działce i na wakacjach nad morzem. I tylko takie, w których nie widać pośladków ;)
Z doświadczenia wiem, że nie masują mi spódnice za kolano, do połowy łydki. Za żadne skarby nie ubiorę wzorzystej bluzki, tuniki boho. Właśnie w tym roku jest wysyp rzeczy w tym stylu i ciężko mi coś znaleźć dla siebie. A, i nie ubiorę bluzki do pępka. Nie te lata, hehe
Już od dawna poluję na białą koszulę ale właśnie zawsze coś nie gra. Ostatnio stwierdzilam ze może to chodzi o ten biały kolor i pomierzalam błękitne ale to tez nie to. Może tak jak u Ciebie kuszule po prostu nie są moje. Szkoda bo na kimś bardzo lubię.
Za to krótkie kardigany to mój wiosenno-letni must have. Muszą mieć rękawy 3/4. Noszę je najczęściej do rozkloszowanych spódnic (przy nich każdy dłuższy sweter mnie denerwuje)
*przymierzałam
Po przeczytaniu tego posta pomyślałam, że nie mam takich rzeczy, ale zastanowiłam się chwilę dłużej i wyszła mi cała lista :)
1. Jeansowe rurki. Przez większość swojego życia myślałam, że to spodnie idealne z czasem zaczęły mi jednak coraz bardziej przeszkadzać. Pewnie wiąże się to ze znacznymi zmianami sylwetki, kiedy byłam młodsza miałam sporą niedowagę i wyglądałam ogólnie jak patyk, emo-patyk w sumie. Z czasem jednak w udach przybyło, rurki zaczęły być mniej wygodne, a ja zaczęłam kombinować z innymi fasonami i tak znalazłam nową miłość: boyfriendy. Nie mam figury modelki, jestem raczej średniego wzrostu, ale mam proporcjonalnie długie nogi, więc z reguły wydaję się wyższa. Według mnie w boyfriendach wyglądam lepiej, a na pewno czuję się wygodniej (no i do kieszeni można coś schować). W rurkach czasem jeszcze chodzę i zdarza mi się słyszeć komplementy..
2. Buty z odkrytymi palcami/piętami itp. Nie lubię swoich stóp po prostu ;)
3. Baleriny. Jak dla mnie są mało wygodne, mam tylko jedne, ale z malutkim obcasem.
4. Ogólnie rzeczy taliowane. Trencz może być, ale pasek wylatuje z miejsca. Marynarka może być, ale raczej nie zapięta, a w ogóle najlepiej za luźna. Tutaj mogę zrobić ustępstwo na rzecz sukienek, bo potrafią wywołać efekt „wow”, ale na taką sukienkę można zarzucić np. ramoneskę, albo luźny sweter.
5. Mały kardigan- da grzeczny, za bardzo nijaki
6. Wszelkiego rodzaju „latające”, cienkie narzutki/sweterki. Z tym zdarza mi się najczęściej eksperymentować, bo moja siostra ma ich spora kolekcję. Ale zawsze jak myślę, że będą mi pasować do stroju zakładam je,no i niby jest ok, ale ja czuję się źle.
7. Szale/chusty -mega mi się podobają na kimś, a mnie nie za bardzo. Ale pracuję nad ich oswajaniem :)
Większość Twoich „anty-typów” pokrywa się z moimi. Zwłaszcza już te równo z majtkami (a czasem nawet ze stringami) obcięte dżinsowe spodenki. Takie nad kolano albo do połowy uda z upodobaniem praktykuję. Uwielbiam również kolorowe rajstopy, natomiast nie znoszę cielistych. Czarne wyłącznie w wersji nieprzejrzystej. Wzorki odpadają w przedbiegach. Nie podobają mi się wysokie obcasy, ani na kimś, ani tym bardziej na sobie. Sandałki tak zwane „delikatne” – niech sobie idą precz:). Gladiatorki są super. Tak nawiasem, moim wielkim marzeniem są cockney-e. Koszule owszem, ale wyłącznie na innych. Ja czuję się w nich niekomfortowo, choć zawsze marzę o takiej, która ten schemat przełamie. Marynarki klasyczne raczej są nie dla mnie – zawsze coś mi się marszczy z tyłu pod kołnierzem. Ze względu na duży biust wybieram żakiety bez klap i raczej miękkie. Za kardiganami równ9ież jakoś nie przepadam, chociaż inne osoby mogą mi się w nich podobać. Jako posiadaczka sylwetki typu papryka całkowicie skreślam długość maxi, zresztą wolę eksponować swój jedyny atut, którym są smukłe, zgrabne nogi. Nie uznaję również jakichkolwiek ubrań przewiązanych w talii paskiem. Ogólnie biorąc, niczego nie noszę z paskiem. Szlafroka nie posiadam również:).
Mario, trafiasz w punkt, jak zwykle zresztą. Chyba każdemu przyda się taka anty-lista, żeby wiedzieć, co omijać. Mądre ograniczenia dają więcej wolności niż totalna modowa anarchia :)
Moje top dziesięć ubrań nie dla mnie:
1. Adidasy/dresowe spodnie- zawsze czułam się w sportowych fasonach na niedorobioną, one kojarzą mi sie raczej z bieganiem niż ze stylem.
2. Koszulki polo – możecie mi położyć na stole dziesięć tysięcy euro i kazać mi się w nie ubierać, ale nigdy się do nich nie przekonam. Nigdy. Ewentualnie potraktuję je jako szmatki do wycierania kurzu, będą to najdroższe ścierki na świecie.
3. Dżinsowa koszula, dżins w ogóle – mam tylko jedną parę dżinsów i nie pałam do nich wielką miłością. Są, bo są, ale jakoś nie zachwyca mnie ich uniwersalność. Wolę znaleźć dla siebie cygaretki, albo takie hiszpańskie spodnie. http://www.burda.pl/wykroj/2016-burda-2-114
4. Biodrówki – Nie rozumiem ich absolutu. Zjeżdżają z tyłka, trzeba mieć do nich pasek i wcale nie dodają seksapilu. Powinno sie ich zabronić ;) Chyba zaopatrzę się w spodnie o wysokim stanie. Właśnie takie spodnie najlepiej modelują sylwetkę i umiejscawiają tłuszcz tam, gdzie powinien być.
5. Oversize/fasony unisex – Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Czemu mam zakrywać swoje atuty i wąskie plecy? Ludzie mi współczują, że muszę się katować w dopasowanych topach i sukienkach, ale właśnie w nich czuję się najbardziej optymalnie.
6. Paski, kraty, pepitki – nie czuję się w nich dobrze, miałam kiedyś taką bluzkę, ale nie… Wygląda to źle, na siłę męsko, a w dodatku nastolatki upodobały sobie flanelowe koszule w kratę i to w nadmiarze…
7. Eyeliner – najprostszy sposób dla mnie, jak zmasakrować sobie twarz. No własnie, czym? Eyelinerem, najlepiej czarnym. Poza tym ciężko namalować idealną kreskę. Usta są łatwiejsze w obsłudze.
8. Marynarka, żakiet o klasycznym kroju – przemycona z męskiej garderoby, mało kobieca i nie dodająca uroku. Za ciasna w biuście, za szeroka w plecach… Ooo, nie! Zamiast tego używam taliowanej chanelki, a teraz tworzy się żakiecik odcinany w talii z baskinką z koła! Będzie bajer.
9. Rybaczki – już jako mała strzyga nie lubiłam tego rodzaju spodni. Zawsze uważałam, że dodają mi kilogramów i pogrubiają nogi. Wcale się nie pomyliłam ;)
10. Golfy, małe dekolty – to coś, czego w życiu nie zniosę. Nie dość, że dusi, to jeszcze źle wyglądają na dużych piersiach. Po co mam zasłaniać wystające obojczyki (nawet ktoś mi zasugerował, że mam wadliwą budowę ciała, bo tak mi je widać)?
Przecież wystające obojczyki są piękne! A posiadanie takich przy dużym biuście jest wielkim szczęściem.
Lubię swoje mocno zarysowane obojczyki, od zawsze uważałam je za atut :) Ale dziwić się młodemu Holendrowi, który na co dzień ich nie widzi, bo jest mało/dużo tłuszczu? :P
o, widzę tu kolejną pokrewną ubraniową duszę :) poza tym, że pepitkę i paski uwielbiam, jak również golfy i małe dekolty, to reszta się pokrywa!
U odpowiedniej osoby paski i pepitki będą się zgrywac z jej urodą. Na przykład mama jest Dramatic Classic i bardzo ładnie jej w pasiastym topie :)
I jeszcze zapomniałam dodać o dekolcie V. Niezbyt za nim przepadam, mam okrągłą buzię i to do siebie w ogóle nie pasuje ;)
Kolejny post skłaniający do rozmyślań. Rozmyślań, które mam nadzieję okażą się konstruktywne dla osiągnięcia spójnej ze mną szafy. :)
Niestety nie pasują mi poncza. Postarzają mnie. Jedno próbowałam oswoić kilka lat, ostatnio skapitulowałam i oddałam mamie. Styl Italian niestety robi ze mną to samo. Zawsze mam wrażenie, że się przebrałam za starszą panią, a nie podkreśliłam seksapil. Nie lubię ubrań z poduszkami, zawsze wszystkie wypruwam. Generalnie wolę prostsze formy. Jeśli chodzi o koszule, to lubię i zakładam je pod swetry. Pod marynarki i żakiety tylko gładkie topy. Koszula i marynarka razem zdecydowanie nie. To tyle na szybko.
Poncza wydają mi się bardzo charakterystycznym ubraniem, nawet nie pomyślałabym nad umieszczeniem ich na liście. Musi to znaczyć, że bardzo chciałaś w nich fajnie wyglądać i że Ci się mega podobają. A jak na przykład motasz na szyi duży szal to też źle się czujesz?
Nigdy nie miałam dużego szala, więc może coś jest na rzeczy. Obecnie chodzę w granatowej parce, którą udało mi się w zeszłym roku kupić w Diversie, do tego chusta typu Arafatka w kolorze czarno-różowym. To największa rzecz przy mojej twarzy. Jak jest cieplej to tylko golf, zamiast szalika. Choć faktycznie lubię, gdy coś się dzieje w górze sylwetki (u innych). Sama noszę się raczej „gładko”.
U mnie to na pewno buty na koturnach. Miałam już kilka podejść, ale maksymalnie po dwóch wyjściach w nich, miałam już serdecznie dość i szły w kąt. Drugi element, który nie jest dla mnie, to rozkloszowana spódnica szyta z koła. Dziwnie się w tym czułam, na kimś też rzadko kiedy mi się podoba – mam wrażenie, że często są noszone strasznie wysoko, chyba powyżej talii, a z osoby robią po prostu kulkę. Kapelusze z szerokim rondem – całe szczęście nigdy nawet żadnego nie kupiłam, czułabym się pewnie jak Włóczykij. Ogólnie kapelusze to nie mój styl – miałam kilka podejść do słomkowych na lato, ale z miernym skutkiem raczej. Nie wyobrażam też sobie noszenie teraz koszulek na cienkich ramiączkach solo, tzn. noszę je bardzo często, ale jako podkoszulki, szczerze mówiąc, nie wiem, jak mogłam kiedyś nosić swetry na gołe ciało. No i oversize – wiem, że to zupełnie nie moja bajka.
Mario, Twoja lista pokrywa się z moją. Ale.. :) z koszulami miałam podobnie i jest proste rozwiązanie. Kup w ciuch landzie męską koszulę i u krawcowej dopasuj. Musi leżeć dobrze w ramionach, biuście i lekko rozszerzać się do bioder. Najlepiej dół zrobić na owalnie, nie prosto. Mam już 3 takie koszule i uwielbiam je!
Co do sweterka z guziczkami. Miałam tak samo, ale naszło mnie na rozkloszowane spódnice ciut za kolano, z mocno zaznaczoną talią. Taki sweterek pasuje do nich idealnie :)
Nie lubię bluzek z żabotami i z szerokimi rękawami.
Fajny pomysł na wpis. Moja antylista:
1. Golfy
2. Koszulki polo
3. Marynarki. Niestety noszę bo nie mam pomysłu jak inaczej mogłabym się nosić w pracy. Co ciekawe moja antypatia omija aksamitną marynarkę, którą bardzo lubię „na okazje wieczorowe”
4. Biała bielizna. Nie mam ani jednej sztuki, z jasnej tylko cieliste odcienie.
5. Kapelusze
6. Rurki
7. Tuniki
8. Rzeczy z talią w stylu empire
9. Wzory, wyjątek dla pasków i panterki ( w niedużych ilościach)
10. Wełniane kamizelki w serek.
Z Twojej listy prawdę mówiąc trochę zdziwiły mnie te topy, a co jest złego z zestawem top+ramiączka od stanika w tym samym kolorze, np. czarny? Można też sobie wymienić ramiączka w staniku na jakieś mniej bieliźniane.
Mam to samo z białą bielizną – jak dla mnie zupełnie niepraktyczna, przez jasne rzeczy ją widać, a pod ciemne nie ma sensu zakładać.
Hmmm, ja bardzo nie lubię tego widoku – dwóch ramiączek, jednego od stanika, a jednego od bluzki. Nie z żadnych pruderyjnych względów oczywiście :) Po prostu dla mnie to nie jest ładne.
U mnie będzie sporo!
1. Adidasy – dla mnie to buty do biegania, ćwiczeń a nie to chodzenia w nich codziennie, zresztą nie pasują kompletnie do reszty moich ubrań
2. Jakiekolwiek ubrania z dekoltem w serek
3. Koszulki polo
4. Długość maxi – czy to w spódnicach, czy to w sukienkach – czuję się w takich ubraniach jakaś taka ogromna i dodatkowo strasznie stara, a mam lat 23.
5. Topy bez ramiączek – nie jestem w stanie ich nosić, ze względu na duży biust, nie czuję się komfortowo
6. Bluzki na cienkich ramiączkach – to samo co w punkcie 5.
6. Rozszerzane spodnie
7. Tuniki (szczególnie te z odcięciem pod biustem)
8. Ubrania z dekoltem karo
9. Spodnie kończące się tuż przed kolanem
10. Sukienki, które nie podkreślają wyraźnie talii (http://www.vubu.pl/data/gfx/pictures/large/9/3/62939_1.jpg – przykład), mam duży biust i szerokie biodra, a przy tym talia jest całkiem ok, jak założę taką sukienkę to wyglądam jak w worku
11. Rybaczki
12. Spodnie 7/8 – mam długie nogi i jestem dość wysoka (175 cm), ale te spodnie nie wiedzieć czemu je skracają, wyglądam śmiesznie
13. Rzymianki, totalnie nie pasują do tego jak się ubieram
14. Długie kardigany
15. Kurtka lub płaszcz puchowy (pikowany), zawsze mi się wydawały strasznie nieeleganckie i zbyt sportowe jak dla mnie, chociaż słyszałam, że są ciepłe :)
16. Sukienka z obniżonym stanem, nie podkreśla absolutnie niczego, czuję się w takich sukienkach jak w worku.
17. Luźne wzorzyste spodnie (http://img.szafa.pl/ubrania/0/017164760/1371394302/luzne-spodnie-wzorzyste-pumpy-reserved-l-40.jpg), czułabym się jak w piżamie
18. T-shirty z nadrukami, ogólnie t-shirty, luźne t-shirty, w większości z nich wyglądam jakbym właśnie szła na lekcję wuefu
19. Dresy
Unikam też dżinsów, wolę spodnie materiałowe (ale jeśli chodzi o dżinsy, to czasem je zakładam).
Ale dużo osób nie lubi koszulek polo, wow.
Mój mąż lubi:) Męskie lubię, ale damskich na sobie nie.
:D Przeczytałam komentarze, sporo, sporo.
Mnie koszulka polo kojarzy się typowo sportowo, ewentualnie z pracownikiem mcdonald’s czy innego kfc
http://www.regiopraca.pl/portal/sites/regiopraca.pl/files/imagecache/655x/images/wwwregiopracapl/2/img_9465_0.jpg?n6my9o
Taka koszulka + czapka z daszkiem to połączenie, którego bym nie zniosła na nikim :D
Zapomniałam dodać jeszcze, że golfy zdecydowanie na minus, wyglądam megagrubo i monstrualnie (ach ten biust)
A koszulka na cienkich ramiączkach to jest w ogóle ubranie? Ja zawsze sądziłam, że bielizna. Rzeczy nie dla mnie to: romantyczne fasony i wzory, dekolty fala, fałdy i drapowania, baskinki, pudełkowe żakiety, spodnie pumpy. Ciekawe rzeczy piszecie o małym biuście. Ja mam bardzo mały i poza wygodą nie widzę w nim nic pozytywnego. Nie wyobrażam sobie wyjść w czymś podkreślającym ten brak, np. w topie bez bielizny.
Haha, no taka czarna jedwabna koszulka latem do jeansów i delikatnych bransoletek fajnie by chyba wyglądała :)
Podam najbardziej ekstremalne przykłady z mojej listy – ekstremalne bo są to jednocześnie rzeczy baaaaardzo popularne, noszone przez prawie każdą kobietę. I obiektywnie są ok! Nawet powiem więcej – chyba każdej kobiecie w tym dobrze.
1. Baleriny – takie klacyczne, wycięte w łuk. Cóż mogę powiedzieć, modne od zawsze i na zawsze, wygodne i uniwersalne buty. Nie są dla mnie. Nawet nie próbuję się do nich przekonać. Czuję się w nich jakoś zbyt dziewczęco (słodko, niewinnie) – od razu mam skojarzenia ze Słodką Pastereczką albo Alicją z krainy czarów czy inną Sierotką Marysią.
2. Bluzki z krótkim rękawem (wszelkie: t-shirty, obcisłe, mniej obcisłe bluzki) – nosi je cały świat prócz mnie. Drażni mnie rękawek, nie podobam się sobie w nim. Noszę bluzki bez rękawów albo z długimi rękawami.
Na moje oko mało komu dobrze w balerinach.
E no co Wy, baleriny właśnie takie neutralne są, że mi się na większości nóg podobają :) Ale ja też do niedawna nie lubiłam. Kupiłam teraz na wiosnę wiśniowe balerinki i nie mogę się doczekać fajnej pogody :)
Moja lista miałaby setki puktów, w ogóle mało co mi się podoba. :p
też myślałam, że nie lubię dżinsowych kurteczek, ale to zdjęcie mnie urzekło:
http://anoteonstyle.com/wp-content/uploads/2015/10/Liu-Wen-Harpers-Bazaar-China-October-2015-Photoshoot05.jpg
Nigdy nie mówię nigdy.
Rewelacyjny zestaw, nie widziałam dotąd nic podobnego.
To ja moze powiem tak: dla wielu rzeczy z mojej czarnej listy dalabym rade po dluuugich wysilkach znalezc jakies miejsce czy zastosowanie, ale:
1. Najczesciej wiazaloby sie to z dokupieniem do mojej szafy calego szeregu ubran (nie mam obecnie w posiadaniu nic z zestawu, ktory podlinkowalas)
2. Trzymanie w szafie czeegos co moge nosic tylko w jednym, okreslonym zestawie to dla mnie marnotrawstwo miejsca, energii i pieniedzy ;)
Ale zestaw faktycznie genialny, wreszcie cos kreatywnego :)
Co za śliczna spódnica!
Przybijam z Tobą piątkę co do dzinsowych katan i bieliznianych bluzek na cienkich ramiączkach. Kurtkę przeżyję jeszcze, ale te bluzki na cienkich ramiączkach – tak bardzo chciałabym w nich dobrze wyglądać, ale niestety są nie dla mnie – zbyt wąskie ramiona, zbyt szerokie biodra, żeby to dobrze wyglądało… :(
No i u mnie jeszcze krata się nie sprawdza, choć próbowałam wielokrotnie podchodzić do tego wzoru. No po prostu wyglądam w niej jak stara maleńka.
Koszule- jest mi w nich zimno, od razu wszystko uwiera i swędzi. Podobnie niestety żakiety. Spodnie ogrodniczki z długimi nogawkami, nie podobają mi się na nikim, powinny być spalone na stosie
Jak dla mnie mistrzyni ogrodniczek – nie próbuję Cię przekonać, że są świetne, po prostu poczułam wewnętrzny przymus, by może choć trochę zrehabilitować te spodnie:
http://2.bp.blogspot.com/-QE-VrsPo1g4/UzIzDoBmClI/AAAAAAAALvQ/gJTPG74e8-E/s1600/5.jpg
Mam to samo
Łe ucięło mi komentarz
O, tak – dobrze sobie uświadomić, czego się nie założy i nawet nie próbować tego kupować… Nie znoszę koszul. Ale że to podobno takie klasyczne i eleganckie, kupiłam sobie jedną (ze stójką, żeby nie było zbyt banalnie) – od dwóch lat wisi w szafie, założyłam ją tylko raz i zebrałam dużo komplementów, ale gdy kilka dni temu założyłam ją, kompletując strój na oficjalne wystąpienie publiczne, szybko się przebrałam…
U mnie odpadają:
– marynarki, żakiety, garsonki – nie, nie, nie! ostatni raz mama wcisnęła mnie w coś takiego w liceum chyba na maturę – czuję się w tym jak w pancerzu, mam wrażenie, że nie mogę się ruszać…
– spódnice inne niż maxi, a szczególnie wszelkie ołówkowe; na innych bardzo lubię takie rozszerzane, za kolano, ale to nie dla mnie; od lat dobrze czuję się tylko w trapezowych spódnicach przynajmniej do kostek;
– dresy – nawet po domu, nawet w ciąży – jeżeli już, to tylko czarne, szerokie spodnie bez żadnych nadruków i tylko na siłowni;
– ubrania ze ściągaczami – fuj!
– spodnie rurki i getry;
– baleriny (czuję się jak w kapciach);
– ubrania z falbankami, kokardkami i w groszki albo w tartan czyli tzw. szkocką kratę (te ostatnie na innych bardzo lubię!);
– spodnie 7/8 i wszelkie krótkie – od rybaczek po szorty;
Kiedyś do tej listy dodałabym trampki, ale od kiedy dopracowałam też mój styl sportowo-wakacyjny (nazwałabym go „na włóczykija” – nie chcę chodzić oblepiona logotypami sklepów z odzieżą sportową), znalazło się w nim miejsce i na takie buciki. Byle w kolorach ziemi, dopasowane do reszty stroju.
Obawiam się, że na tę listę trafią niedługo tak lubiane przeze mnie wakacyjne wzorzyste sukienki maxi na cienkich ramiączkach. Przy moim biuście muszę nosić stanik, a jaki z tym problem – pisały dziewczyny wyżej. Marzą mi się sukienki do ziemi, ale na szerszych ramiączkach – tylko gdzie takie znaleźć?
Świetny wpis! Taka lista niejednej dziewczynie oszczędziłaby zakupowego zawodu :)
szybko myśląc na ten temat to zdecydowaanie jest też to u mnie jeansowa kurtka. myślałam, że to kwestia fajnego modelu. ale znalazłam już dużo tych co mi sie podobają, ale nie podoba mi się jak w nich wyglądam. kolejną rzeczą są meliisy i podobne plastikowe buty. nie dość że są na mnie za szerokie to jeszcze przeraża mnie noszenie gumowych butów… :p narazie nie znalazłam też dobrego „klasycznego” trenchu, ale licze na to że będzie inaczej niż z kurtką jeansową :D
Na pewno number 1 to szpilki i tu nie ma zmiłuj, że się przekonam, bo problemy ze stopami.
Poza tym nie dla: cienkich ramiączek (generalnie dla topów bez rękawów), legginsów, biodrówek, dołów krótszych niż do połowy uda (tzn, tylko na upał krótkie spodenki na wakacje lub po domu), spódnic poszerzanych od talii i jeszcze pewnie iluś rzeczy .
W sumie dobrze mieć świadomość takiej listy. Dzięki, Mario.
Mam jeden wspólny element z toją listą – spódnica maxi. Kiedyś się strasznie nakręciłam na takie spódnice i w końcu kupiłam, szczęście, że rozsądek wziął górę i zakupu dokonałam w lumpeksie (więc wydałam tylko kilka złoty zamiast kilkudziesięciu), bo w owej spódnicy nie wyszłam ani razu. Przynajmniej do czasu jej skrócenia przed kolana – wtedy już śmigałam całe lato i gdyby nie dziura, to pewnie jeszcze bym ją miała ;))
Jeszcze odnośnie spódnic nie lubię tych szerokich szytych z koła, mocno rozkloszowanych – jakoś tak źle się w nich czuję i wydaje mi się, że nie pasują kompletnie do mojej sylwetki.
Z rajstopami to mam tak, że wzorki mogą być pod warunkiem, że rajstopy są czarne. Za kolorowymi jakoś nie przepadam, na kimś czasem mi się podobają, ale na sobie – jakoś nie.
Szczerze nie trawię golfów. Żadnych, absolutnie. Nawet tych luźnych – po prostu nie moja bajka.
Nie lubię też tych wszystkich swetrów oversize, z dekoltem pod samą szyję… Luźny fason ubrania jest ok dopóki owe ubranie jest z miękkiej lejącej tkaniny, która mi się jakoś ładnie układa na ciele. Ciepły gruby sweter? Tylko dekolt V i najlepiej rozpinany :)
1. Bambosze typu Emu i UGG. Nie podobają mi się i tyle. Poza tym mam wrażenie, że nie podtrzymują one odpowiednio stopy. Wiele razy widziałam dziewczyny w takich butach, którym pięty nieestetycznie uciekały do wewnątrz. Oraz takie podmoknięte, nasiąknięte wilgocią Emu podczas odwilży… Nie, nie i nie.
2. Wszelkie ubrania typu oversize. Na innych owszem, na mnie okropne. Ginie mi w nich wszystko: biust, talia i biodra i wyglądam jak wieszak. Kanciasty.
3. Sukienki bez zaznaczonej talii.
4. Dotychczas myślałam, że jakiekolwiek koszule to dla mnie porażka, bo miałam wrażenie że się w nich robię prostokątna (mały biust, wąska talia i płaski brzuch ale biodra zaokrąglone oraz dość szerokie ramiona). Ostatnio jednak sprawiłam sobie błękitną taliowaną koszulę z bawełny i muszę powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę.
5. Duża, ciężka biżuteria. Często przepiękna, ale nie dla mnie.
Ubrania, których nie znoszę:
1. Kolorowe i wzorzyste rajstopy.
2. Klasyczne koszule, mam wrażenie, że na mnie gniota się od razu po założeniu, w dodatku są bardzo niewygodne, wychodzą mi of razu ze spodni lub spódnicy, czuje się sztywno. Nie przeszkadzają mi tylko koszule z bardzo cieniutkiej bawełny, zwiewne lub z wiskozy.
3. Bluzki z rozszerzonym rękawem brrrr
4. Tuniki w stylu boho, wszystkie ubrania w tym stylu, a także tuniki i bluzki odcinanie pod biustem.
5. Krótkie krdigany na guziczki i wszystkie inne zbyt krótkie góry.
6. Ciężkie ramoneski.
7. Swetry na zamek błyskawiczny :D chyba nikt już takich nie nosi :D To moja zmora z dzieciństwa.
8. Spódniczki jeansowe.
9. Spódnice ołówkowe – chciałabym się do nich przekonać.
10. Mocno rozkloszowane spódnice.
11. Dzwony.
12. Rybaczki.
13. Wszelkie kamizelki.
14. Koszulki typu bokserki – czuje się w nich jakbym miała bardzo szerokie ramiona
14. Wszelkie kokardki , koronki, falbanki
15. Rzymianki i inne buty wiązane lub zapinane na kostce.
Swetry na zamek to jak dla mnie męskie. Inne mi się nie podobają.
Zaskoczyłaś mnie tą listą:). Bo w kilku z tych rzeczy bym Cię chętnie widziała:).
Choć i ja mam w głowie kilka rzeczy, z którymi mi nie po drodze.
1. Rozkloszowane spódnice, sukienki- to niby fason dla mnie, mam wąskie biodra, więc dodają kobiecości. Próbowałam kilka razy, z różnymi długościami, ale nie czuję się w nich komfortowo. Z tym, że nadal w szafie mam, bo mąż mnie w nich lubi, więc czasem noszę:).
2. Krótkie marynarki, żakieciki, bolerka czy sweterki.
3. Falbanki, żabociki, nadmierne drapowania- piękne na kimś.
4. Kozaki za kolano.
Odnośnie punktu dwa, to dzisiaj byłam w lumpku i kupiłam sobie taką jakby kamizelę – kardigan i pomyślałam, że Ty byś taki założyła jak tylko go dorwałam. Także ten, myślałam dziś o Tobie poza internetem :)
:D ale mi się miło zrobiło.
I jak diabli jestem teraz ciekawa tego kardiganu :), mam nadzieję, że się pochwalisz, choćby na instagramie:).
Pozdrawiam ciepło!
Nie wierzę. Mam dokładnie taką samą dziesiątkę. Co do 1 sztuki. Szok. :)
Większości z tych ubrań nie mam, ale koszule jeszcze wiszą, jedna katana też. Nietknięte od lat…
No nie żartuj, taką samą? Bliźniaczkami jesteśmy :)
1. Dżinsowe szorty – tak naprawdę bardzo mi się podobają i chciałabym mieć, ale zawsze, gdy jakiś przymierzam stwierdzam, że moim nogom jednak nie po drodze z szortami…
2. Ubrania oversize – z oversize toleruję tylko flanelowe męskie koszule w kratę i grubaśne długie kardigany na zimę
3. Klapki, a w szczególności japonki – uważam, że to obuwie jest wyjątkowo zgrzebne i nieeleganckie, czuję się w tym, jakbym była o najmniej po pięćdziesiątce
4. Marynarki typu Chanel – tak jak w przypadku klapek czuję się w tym, jakbym była 50+, marynarka musi mieć dla mnie choćby szczątkowe klapy i już
5. Koszule ze stójkami – miałam na nie swojego czasu fazę, ale jednak lepiej wyglądam w tych z kołnierzykiem
6. Golfy – czasem żałuję, że nie mam, ale nienawidzę, gdy coś tak dotyka mojej szyi, czuję, że się duszę, nawet szalem się miękko i delikatnie omotam, zamiast zwyczajnie owinąć szyję; ostatni raz miałam na sobie golf, gdy miałam jakieś 8 lat i mama mnie w niego wcisnęła
7. Pikowane kurtki – jakoś odbieram je jako mało eleganckie, czuję się w nich nieoporządzona
8. Takie bieliźniane koszulki i topy z koronką – czułabym się w nich, jakbym wyszła z domu w piżamie
9. Kamizelki – naprawdę nie wiedziałabym, jak to nosić ani gdzie, byłoby mi za ciepłu tam, gdzie byłaby kamizelka i za zimno w ręce
10. Koszulki polo – no nie przekonam się, dla mnie to roboczy mundurek pracowników klubu fitness lub stacji benzynowej, nie widzę siebie w czymś takim, choćby było warte tysiące
11. Buty peep toe – jeśli mam kupić czółenka, to muszę móc nosić z nimi rajstopy, bo większość butów mnie strasznie obciera
12. Kombinezony – po prostu nie, kombinezony to nie ja
13. Sztyblety – wiem, że są odbierane jako klasyczne buty, ale to jakoś nie ja
14. Slip ony – dla mnie to kapcie, w których wszystkie dzieci latały po przedszkolu i podstawówce, jakoś nie potrafię spojrzeć na nie inaczej
15. Mokasyny – po prostu nie, znowu: to nie ja
1. Baleriny,mokasyny (mam za wąskie stopy, więc raz, że mi zawsze wypadają, dwa wyglądają na wielkie); szpilki typu peep toe, (ogólnie unikam szpilek na wysokim obcasie chociaż mi się podobają, jednak nie znalazłam wygodnych i już przestałam szukać; natomiast peep toes kojarzą mi się z maszynką do mielenia mięsa i nierzadko wyjeżdżające palce z takich butów wyglądają jak po ciężkich przejściach. W ogóle nie ma nic gorszego od źle dopasowanych szpilek czy sandałów, z których albo wychodzą na wszystkie strony dziwnie powykręcane palce albo stopa jest tak opuchnięta, że się wylewa z buta ). Sandały z cienkimi rzemykami wiązanymi dookoła łydki (po około godziny widać jak się wżynają w ciało, szczególnie okropnie wygląda to u pań ze skłonnością do puchnięcia nóg czy z większą warstewką tłuszczyku.
2. Bluzki, tuniki w stylu boho
3. Obcisłe spodnie powyżej kostki, obcisłe krótkie spodnie
4. Szelki, ogrodniczki
5. Marynarki z gąbkami
6. Kamizelki
7. Koszulki polo
8. Buty na dużym koturnie
9. Zbyt ciężkie kolczyki (rozciągnięte ucho wygląda moim zdaniem mało estetycznie), frotki do włosów.
10. Ekstremalne push-upy, które składają się tylko i wyłącznie z gąbki czy jakiegoś żelu; biustonisze z ekstremalnie cienkimi ramiączkami
11.Paski lubię najbardziej na zebrach. Ubrania w paski są tak oklepane i nudne odkąd pojawił się hype na french chic i w ogóle nosiła je moja teściowa, że na dzień dzisiejszy jestem na nie;)
Bardzo ciekawy pomysł na wpis.
Ja nie znoszę butów sportowych, tych wszystkich modnych trampek converse’ów, czeszek i tak dalej. Okropieństwo! Czuję się w nich jak przedszkolak. Baleriny, mokasyny, sztyblety – tylko takie płaskie buty toleruję.
Nie umiem nosić ukochanych przez wszystkie kobiety miękkich dłuuugich kardiganów. Odpada jak jest zimno bo pod płaszcz tego nie założę, a jak się robi ciepło to zawsze jakoś wolę lekkie wiosenne płaszczyki.
I – nad czym ubolewam – kapelusze. Kocham kapelusze, zwłaszcza z dużym rondem, wyglądam w nich super, ale nigdy potem nie wiem, co zrobić z tym elementem garderoby jeśli chwilowo nie chcę go mieć na głowie. Noszę bardzo rzadko i tylko na specjalne okazje.
Wszystko, co ma w sobie jakikolwiek pierwiastek rockowy – biker boots albo skórzana ramonseska. Nie pasują do takiej sztywniary jak ja.
Ja też mam podobnie z dużymi kardiganami, tak je kocham, ale ciężko znaleźć odpowiednią porę. Liczę na to, że wiosną będzie na tyle ciepło, że sam kardigan wystarczy. No i jeszcze letnie wieczory, mam nadzieję, że będą moje :)
Trzy ubrania z Twojej listy to moi ulubieńcy :) Topy na ramiączkach, noszone jako warstwa pod coś – uwielbiam! Szczególnie takie w trochę bieliźnianym stylu, bez przeklętego elastanu, który dodają chyba do większości topów na ramiączkach. Latem i tak nie noszę takich topów solo, bo wolę przewiewne, luźnawe koszule, więc problem z widocznymi ramiączkami odpada. Na idealną dżinsową kurtkę polowałam latami i w końcu okazało się, że to problem nie leży we mnie, a w odpowiednim kroju. W takiej prostej, dłuższej, bez zaznaczonej talii wyglądam jak cegła, ale krótsza i nieznacznie taliowana to dla mnie strzał w dziesiątkę. Najchętniej nosiłabym ją codziennie i do wszystkiego, pobudza moją kreatywność w tworzeniu zestawów :) Koszule różnej maści uwielbiam praktycznie od dzieciństwa, ale z kolei w koszulach z krótkim rękawem czuję się, jak nie ja. Kupiłam sobie kiedyś kilka, niby miały być dobre na lato, ale potem przy ubieraniu miałam ten sam syndrom, co Ty z nową koszulą. Zgadzam się z Tobą w kwestii spódnic maxi (podobają mi się strasznie, przymierzałam setki różnych, ale na sobie ich nie czuję), małych kardiganów (fuj!!!) i kolorowych rajstop. Jeśli chodzi o tuniki boho, to i tak nie noszę tunik, bo moja figura nie lubi tej długości, ale wzory na ubraniach kocham i noszę. Kolejna rzecz – kapelusze. Nabyłam w życiu kilka i tak, jak podobają mi się na innych, tak ja sama czuję się w nich trochę zbyt wystylizowana, jakbym miała na sobie kostium sceniczny. Plus łatwo spadają z głowy na wietrze. Przymierzałam się też kiedyś do kupna trencza i w teorii powinnam wyglądać dobrze z podkreśloną talią, poza tym mam słabość do dwurzędowych płaszczy i pagonów, ale okazało się, że czuję się w nim jak biurwa z banku (bez urazy) albo prywatny detektyw, czyli dla mnie odpada.
Podzielam uwagę dot. spadających kapeluszy, kiedyś na wakacjach spadł mi z głowy slomkowy kapelusz, kiedy plywalam w morzu (pominmy litosciwym milczeniem, dlaczego nie wpadłam na pomysł, aby kapelusz zostawić na kocu). Był całkowicie przemoczony i nie chciałam zakładać go na głowę, więc do brzegu plynelam najpierw wioslujac jedną ręką, a potem trzymając kapelusz w zębach :D
<3
1. szerokie tuniki – wyglądam w nich jak ministrant.. ;)
2. szerokie bluzki z gumką na dole,
3. długie spódnice/sukienki
4. sukienki/spódnice poniżej kolan
5. sukienki/spódnice dużo powyżej kolan (krótkie spodenki zresztą też tylko do kajaka ;))
6. golfy przylegające do szyi! Uwielbiam golfy ale tylko szerokie, opadające, najlepiej w grubych swetrach :) Te cienkie, przylegające brr :D
7. marynarki, żakiety, zwłaszcza takie w stylu Chanel, ale generalnie nie wyglądam w żakietach, zwłaszcza rozpiętych, zbyt dobrze (na innych mi się baaardzo podobają :))
8. właściwie nic ze stójką..
9. jeansowa góra
Jest jeszcze sporo rzeczy, których nie założę, ale te wymienione na innych często lubię, na sobie w ogóle.. :)
1. golfy- mam zbyt długą szyję
2. spódnice do kostek- mam dwie ale nigdy nie założyłam. podobają mi się na kimś ale ja nie mogę się przemóc. mini też odpada
3. obcisłe bluzki/ bluzeczki/ koszulki/ sweterki… ogólnie góry- wydaje mi się, że wszystko mi widać
4. spodnie dzwony- uraz z dzieciństwa
5. buty sportowe- lubię na siłownię. wiem, że wszędzie byłoby szybciej i wygodniej ale jakoś mi nie podchodzą. już nie wspomnę o kowbojkach czy błyszczeniach, szpicach…
6. wzorzyste i zbyt (jak dla mnie) kolorowe ubrania. nie lubię być widoczna (?)
i jeszcze parę by się znalazło, jednak to najważniejsze
jeju tyle by wymieniać
1. jeansowe szorty – wyglądam w nich fatalnie za grube uda =/
2. kurteczka jeansowa – kupuje co wiosny od jakiś pięciu lat i nigdy nie mogę kupić czyli obywam się bezniej
3. spódnica maksi – no niestety jestem za niska na takie wybryki ale muszę stwierdzić że mam jedną sukienkę do ziemi i wyglądam w niej obłędnie dlatego jeśli ktoś nie czuje się dobrze w spódnicy proszę przymierzyć sukienkę…..
4. mini – ale akurat za tym w ogóle nie tęsknię
5. i coś z dodatków mocno zdobione kolczyki – eh…. jak ja bym takie chciała umieć nosić ale nie umiem i nie chodzę
Nie cierpię:
1. żaboty, falbanki- bo mam duży biust
2. golfy, połgolfy, wiązane kokardy na szyji, małe dekolty oraz dekolty w karo i łódkę, też kołnierzyki i stójki- dusi mnie to wszystko ( ale szale i kominy lubię)
3. styl boho- nie lubię i już. Te wszystkie tuniki, zwiewne materiały, wzory indiańskie, rozkloszowane rękawy i dzwony- masakra. A wg Kibbe jestem soft natural i powinnam lubić ( a może jestem soft classic? bo tez mi tak wychodzi…)
4. kolorowe i we wzory rajtki- mam za grube łydki, toleruję tylko czarne kryjace
5. krata, groszki, i inne printy- oprócz pasków, te kocham, ale innych wzorów nie lubię, wolę wszystko gładkie
6. sportowe ubrania typu Nike, Adidas i metki takoż
7. koszule i marynarki- ale mam 1 koszule jeansową i 1 marynarkę, które kocham- są luźne, ale taliowane. Innych nie lubię
8. buty z odkrytymi palcami lub piętami (fuj!)- ale sandały czy japonki lubię, więc to nie jest kwestia nielubienia swoich stóp
9. komplety. Masakra. Dotyczy ubrań ( spodnica i marynarka), bielizny, torebki i butów a także czapki, szalika i rękawiczek
10. kurtki typu bomber- bo mam biust i wygladam jak walec. Kurtka czy płaszcz musi być taliowana
Za to lubię spódnice maksi ( do baletek i jeansowej katany :D).
Dostałam kiedyś szarą marynarkę w męskim stylu, piękną… Założyłam ją przeszczęśliwa, z wełny była, dobrej firmy, i popatrzyłam w lustro… Poszłam po pasek, dalej źle… Potem wisiała tylko w szafie ze dwa lata i w końcu oddałam ją. A tak poza tym to raczej nic mi tak więcej nie przeszkadza.
Kolejność nieprzypadkowa:
1. Białe spodnie. Tuż za nimi jakiekolwiek jasne spodnie, na kimkolwiek. Na sobie nie lubię żadnych spodni poza czarnymi dżinsowymi rurkami i dzwonami, na innych wiele fasonów mi się podoba z wyjątkiem jasnych.
2. Szorty. Jakiekolwiek, długość obojętna, ale jak już mam wybierać to wolę dżinsowe, bardzo krótkie, niż do pół uda, czy przed kolano. Te dłuższe wydają mi się bardzo niekobiece, w krótkich z kolei sama czuję się zbyt wulgarnie, ale na innych czasem mi się podobają.
3. Krótka rozkloszowana spódnica. I w ogóle wszystko, co wyraźnie podkreśla dziewczęcość, a nie kobiecość. Czyli także krótkie, rozszerzane sukienki, falbanki, kokardki itp. Innym w tym dobrze, ja się czuję jak nie ja.
4. Sukienki oversize. Po prostu fatalnie w nich wyglądam. Muszę mieć podkreśloną talię. Z oversizowych rzeczy dopuszczam tylko płaszcze, pod warunkiem, że istnieje możliwość podkreślenia nóg. Zdecydowanie nie jest to jednak mój fason.
5. Sportowe sandały. W odróżnieniu od Ciebie Mario, wolę te delikatne.
6. Garsonki. W żadnej się nie czuję dobrze. Bardziej mi się podobają damskie garnitury, ale nie mam ani jednego. Oficjalne okazje obskakuję w małych czarnych solo.
Tak, że u mnie tylko sześć. Wybierałam ostrożnie, bo jest wiele rzeczy, których obecnie nie toleruję, ale wolę się na wszelki wypadek nie odżegnywać nauczona doświadczeniem. Bardzo długo nie wyobrażałam sobie siebie na przykład w balerinkach. Dalej uważam, że niekorzystnie w nich wyglądam, ale czasem noszę z przyczyn praktycznych. Podobnie mam ze sportowym obuwiem. W zeszłym roku po raz pierwszy się z nim przeprosiłam, kupiłam czarne new balance i zakładałam do sukienek na wyjazdach wakacyjnych. Rzeczywiście, moje stopy znosły brukowane ulice dużo lepiej, niż w sandałach. Zawsze unikałam dresów, ale od kilku lat noszę od czasu do czasu ciekawe bluzy sportowe, łączę je z kobiecymi elementami i bardzo mi się to podoba. Zasadniczo nie lubię dżinsu, ale jednak w tym roku urzekł mnie dżinsowy płaszcz i okazuje się, że świetnie pasuje do moich czarnych kiecek.
Te rzeczy, które wymieniłam, wprowadziłam jednak do mojej garderoby nie naruszając swojego stylu. Natomiast w jasnych spodniach, czy dziewczęcej spódniczce, to po prostu nie byłabym ja. Co do garsonki, czy sportowych sandałów, nie wykluczam na 100%, czy kiedyś nie znajdę „swojego” modelu.
Podobnie – jak wiele z Was – nie lubię małych sweterków na guziczki. Ale te, które kupiłam kiedyś wykorzystuję, nosząc pod marynarki, gdy jest mi zimno. Warunek jeden – sweterek musi być w kolorze marynarki, by nikt poza mną nie wiedział o jego istnieniu pod marynarką. Taki schowany pod marynarką rozpinany sweterek daje ciepło, a marynarka tworzy fason. Jak dla mnie, super ten mój sposób na wykorzystanie nielubianych małych sweterków.
Bardzo fajny pomysł :-)
Ha ha, a ja mam na odwrót – małe dopasowane rozpisane sweterki bardzo lubię i noszę przez większość czasu, za to do tych dużych już od dawna próbuję się przekonać, ale bez rezultatu. Cóż, nie wszystko jest dla wszystkich ;)
Ja też noszę małe, dopasowane kardigany i jeszcze te nielubiane przez część dziewczyn sweterki w serek. To moje ulubione modele sweterków. Hahaha
I ja je uwielbiam! Gdy mi jest ciepło, to po prostu go zdejmuję.
Uważam, że są praktyczne i ładne.
Możemy sobie przybić piątkę! Nienawidzę koszul, w każdej wyglądam tragicznie – czuję się jak babochłop, i to bez znaczenia, czy krój jest taliowany, czy nie. Mówię nie jeansowym szortom – jestem w stanie je zaakceptować jako strój plażowy ale w mieście wygląda się w takich wulgarnie, niechlujnie i bardzo nie na miejscu. Cienkie ramiączka – mam te same spostrzeżenia, przy moich szerokich barkach wyglądają bardzo źle. Tuniki boho, sweterki w serek, kolorowe rajstopy – również na mojej czarnej liście.
Dokładam oversizowe ciuchy, szarą dresówkę i spódnice krótsze niż 5cm nad kolano.
sweterek w serek, choć na kimś lubię; mały kardigan zapinany na guziki – w żadnym fasonie się nie widzę, choć na kimś mi się podobają. Spodnie dzwony – nie cierpię, nie cierpię, nie cierpię…brrrr….
Kiedyś nie lubiłam jeansowych kurtek a teraz mam dwie i je uwielbiam. Jedna w kolorze ciemnego jeansu a druga biała :)
Długa spódnica,ale tylko czarna.Inne kolory są ok.Do kurteczki jeans właśnie się przekonałam,ale tylko dlatego,że ma fason chanelki.Pozostała mi niechęć do łączenia jej z innym elementem jeans..Najgorsze są rajstopy i zbyt dopasowane ubrania.Wolę lekki luzik i otulenie tkaniną a nie opięcie.
Też mam problem z koszulami, ale wygląda to trochę inaczej. Mam kilka koszul, w których nieźle wyglądam, ale muszę je nosić bez okrycia wierzchniego – marynarki, sweterka itp. O ile marynara jeszcze czasem ujdzie, to w przypadku koszuli+swetra dostaję szału. Ciągle coś mnie gniecie, uwiera, kołnierzyk się wysuwa, zawsze źle. Było kilka prób, odpuściłam.
Jeansowe kurtki jakoś też mi nie pasują. Na innych – super, ale ja wolę zdecydowanie kurtki skórzane, rozpinane sweterki (tak jest, dopasowane, krótkie, zapinane na rząd guziczków sweterki) i czasem marynarki.
Długość maxi odpada w każdej wersji. Najchętniej noszę mini (do połowy uda) albo długość przed kolano. Wyjątek stanowią spodnie: tylko długie i krótkie. Niestety, mam taka budowę nóg, że każda długość inna niż króciutkie spodenki albo zwykle spodnie czyni ze mnie karła a czasem i tłuściocha (mimo że w rzeczywistości jestem szczupła).
Topów na cienkich ramiączkach nie noszę, bo mam za chude ramiona. I dodatkowo też nie lubię staników bez ramiączek, ciągle mi zjeżdżają i mam festiwal wiecznego podciągania cycków do góry :D No i w mojej opinii każdy kobiecy biust źle wygląda bez stanika. Małe, średnie, duże – bez znaczenia. Każdy naturalny biust bez podparcia wygląda wg. mnie po prostu niechlujnie. W upały noszę po prostu miękkie biustonosze albo wręcz górę od kostiumu bez fiszbin.
Na sweterek w serek mam rozwiązanie – t-shirt pod spodem (bo koszula odpada ;)
Pozdrawiam!
Moja lista częściowo pokrywa się z Twoją – koszule na mnie nie leżą, nie znoszę dżinsowych kurtek, a chyba bardziej dżinsowych szortów, natomiast jak sweter to tylko mały kardigan i w dekolt w serek ;) Nie umiem pewnie nosić kolorowych rajstop, dla spódnic maxi jestem za niska. Do tego dorzucę jeszcze klasyczny trencz, bo zazwyczaj są dwurzędowe, a w takim fasonie wyglądam jak sztangistka ;)
moja lista:
1. legginsy- nigdy ich nie miałam na sobie chyba tylko do biegania i tak już pozostanie
2. koszulki z napisami lub śmiesznymi obrazkami- uważam je za infantylne i żenujące, nie podobają mi się na nikim
3. klasyczne szpilki- są niewygodne to nie noszę
4. birkenstocki i inne buty przypominające ortopedyczne- nie jestem pielęgniarką, nie noszę takiego obuwia
5. spódnice rozkloszowane, wyglądam w nich jak kawałek drewna, szczególnie nie lubię krótkich rozkloszowanych na dorosłej kobiecie- efekt infantylny
6. groszki- odrzuca mnie ten wzór
7. łączka- jeszcze bardziej mnie odrzuca
8. oversize- wyglądam w tym jak sierota, z wielkim brzuchem i cienkimi kończynami
9. długie płaszcze- dają na mnie efekt 7 dziecka stróża
10. tradycyjne falbanki, marszczenia- nie lubię, nie czuję i źle na mnie wyglądają
Mogłabym mnożyć tę listę, ale to są podstawowe „nie założę”. No chyba że dla jaj- to wszystko założę :)
Ogolnie z wieloma spostrzezeniami sie zgadzam, ale najbardziej nie lubie pozycji 3, 4 i 5, a juz zwlaszcza wszystkiego co ma „spaghetti straps”. Zdarza mi sie ze cos z nimi mnie urzeknie, wiec kupuje i potem przerabiam :) Na mojej liscie ubran nie dla mnie bedzie chyba sporo rzeczy, ktore czesto widuje u Ciebie. Sa to bowiem golfy, dzinsowe spodnice, wszystko ze sztruksu, a poza tym pulowery. Aha, i jeszcze wszelkie szale i chusty. Tych ostatnich to mi naprawde wyjatkowo szkoda, bo obecnie wiele kobiet potrafi je nosic i wyglada w tym super, ale ja po prostu nie umiem ich do moich zestawow wlaczyc. Co jakis czas lamie sie i cos kupuje, ale wszystko lezy i czeka na lepsze czasy. W najlepszym wypadku udaje mi sie wyjsc w nich z domu, zdjac w SKMce, upchnac do torby i juz potem do konca dnia ich nie wyciagnac… :(
Ja mam także listę takich rzeczy, niestety problem polega na tym, że są to w paru przypadkach ubrania stanowiące kluczowe skladniki pewnych stylów, stąd, jeśli dana rzecz się nie podoba, to bywa tak, że dany styl muszę sobie odpuścić – lub kombinować, czym ten nieszczęsny element zastąpic:
1. Spódnica ołówkowa – niekwestionowana królowa zestawienia. Piekielnie niewygodna, okrecajaca się wokol pasa, a wyglądam w tym tak, jakby sylwetka składała się w 90% z pośladków. Składnik lubianego przeze mnie stylu biurowego – zastępuje ją spodnicami w kształcie litery A,
2. Skórzana ramoneska – składnik lubianego przeze mnie stylu rockowego, zastępuje ją parką – wiadomo, że to nie to samo, ale na widok kurtki, która kończy się w talii, zgłaszam votum separatum,
3. Jakiekolwiek obuwie sportowe – czuje się w nim straszliwie pozersko, pewnie dlatego, że sportu nie lubię. Dlatego w adidasach czuje się jak ktos, kto próbuje udawać „jaki to ja jestem aktywny i w ogóle fit” :)
4. Płaskie sandały – nie jestem w stanie zaakceptować wyglądu swoich stóp w takich butach. Wyjątkiem są nieco bardziej zabudowane japonki, takie z zapiętkiem,
5. Bluzki z dekoltem typu woda – być moze da się je nosić w taki sposób, żeby przy przechyleniu się o centymetr w prawo lub w lewo nie wylazła jedna pierś, lecz ja takiego sposobu dotąd nie obmyslilam,
6. Jakiekolwiek spodnie z szerokimi u dołu nogawkami – dzwony, szwedy, nawet jeansy typu „straight leg”. Mam wrażenie, że one nadają ciężkości nawet szczuplym nogom. Noszę wyłącznie cygaretki, materiałowe spodnie z zakładkami zwezane ku dolowi, w ostateczności rurki, rewelacyjne są też spodnie „hiszpańskie”, do których linkowala tu jedna czytelniczka,
7. Taliowane koszule – w dziedzinie koszul sprawdza mi się wyłącznie męski oversize,
8. Kardigany do talii zapinane na guziczki – ten element pojawił się już nieraz w komentarzach, podzielam awersję,
9. Jakiekolwiek bezrękawniki, w tym pikowane w stylu preppy – cokolwiek bym nie założyła pod spód, przedramiona marzną mi koszmarnie,
10. Cokolowiek w groszki – wzór w zasadzie ładny, tylko na mnie strasznie infantylny.
Też nie lubię przykrótkich kurtek, dla mnie muszą sięgać co najmniej do bioder – inaczej przy moim wzroście i krótkim stanie mój tułów wydaje się nienaturalnie krótki. Ponieważ ramoneski podobały mi się jeszcze na długo zanim zaczęły być modne, to kiedy pierwsze pojawiły się w sklepach, tak się zawzięłam i tak długo szukałam, aż nie znalazłam takiej, której krój i styl spełnia wszystkie moje wymagania – odpowiednia długość (jestem wysoka, więc było trudno), lekkie taliowanie (takie modele to rzadkość, większość zwęża się ku dołowi lub jest totalnie prosta) i srebrne, a nie złote wykończenia. Wszystko to kwestia tego, czy naprawdę podoba Ci się dana rzecz – jeśli tak, to znajdziesz w sobie tyle samozaparcia, żeby znaleźć jej wersję dla siebie. Jeśli nie, po prostu odpuszczasz i szukasz lepszego zamiennika, i nie ma co się spinać :)
Zdradź gdzie kupiłaś takie cudo? Też jestem wysoka i mam wrażenie, że wszystkie ramoneski sięgają mi maksymalnie do pępka… Taliowana, dłuższa ramoneska to moje marzenie :-)
W sklepie internetowym Top Secret, ale to było kilka lat temu, więc już nie mają tego modelu. Zresztą, to był jeden z ostatnich egzemplarzy. Z tego, co widziałam, to teraz mają jeden nawet fajny model, ale bez klap, tylko ze stójką. Ja wolę z klapami, ale może Ty nie jesteś w tej kwestii tak wybredna, jak ja ;) Podrzucę Ci link:
http://www.topsecret.pl/kurtka-damska-poliuretan-kurtka-krotka-klasyczna-ze-stojka-do-pracy-na-co-dzien-sku0612-top-secret,39711,206,pl-PL.html
Lubię u nich to, że możesz sprawdzić na stronie dokładne wymiary, a nie tylko długość i szerokość w ramionach, jak to bywa w wielu sklepach internetowych. Powodzenia w szukaniu :)
Dzięki wielkie! Po przeczytaniu Twojego komentarza zaczęłam szukać i znalazłam jeszcze coś takiego:
http://tallstreet.pl/jackets/biker_k7m8
Na razie się zastanawiam.
Świetna ta kurtka! Fajnie, że zalinkowałaś, bo dzięki Tobie dowiedziałam się o istnieniu tego sklepu :)
Jeszcze niczego tam nie zamawiałam, ale myślę, że warto wypróbować. Niewiele jest takich miejsc w sieci :-)
U mnie też się nazbierało sporo takich ubrań:
1. Krótkie spódnice z kontrafałdami – jeszcze do tego kratka = +100 do infantylności lub looku ala rosyjski duet Tatu :D
2. spódnice szyte z koła oraz wszelkie bombkowate kroje
3. Ubrania bez wyraźnie zaznaczonej talii, a więc: oversize oraz tuniki/sukienki empire
4. Rajstopy ze wzorami lub kolorowe. Noszę tylko czarne, cieliste, granatowe/stalowe.
5. Buty w szpic, zwłaszcza na płaskim obcasie. Mam wrażenie, że stopa powyżej rozmiaru 38 wygląda źle w takich butach.
6. Szpilki na cieniutkiej szpilce.
7. Golfy i półgolfy. Próbowałam się przekonać do cienkich golfów z wiskozy ala Maria. Niestety źle się w nich czuję, jak nauczycielka polskiego, która jest starą panną. A na innych mi się podoba. Jedyny golf, który noszę, to sweter z grubej wełny. Jest mi w nim najcieplej i zakładam go w czasie mrozów.
8. Rybaczki i szorty. Jedynie na wakacjach akceptowalne.
9. Marynarki i wszelkiego rodzaju żakiety. Czuję się zbyt oficjalnie w nich. Jak prawdziwa pracownica korpo.
10. Wszelkie dziewczęce wzory, falbanki, kwiatuszki – czuję się w nich jak dzidzia piernik.
11. Sweterki w serek.
12. Koszulki na cienkich ramiączkach noszone solo. Takich koszulek mam dużo w różnych kolorach, ale traktuję je jako bieliznę.
Do koszul się ostatnio przekonałam i noszę często. Kurtki dżinsowe uwielbiam. Mam chyba 3 w różnych kolorach i krojach. Mój ulubiony element wiosennej garderoby :D
Małe kardigany lubię do dołów z wysokim stanem.
Maxi kiecki tak, ale tylko lekkie zwiewne latem noszę. Czuję się w nich 10cm wyższa niż w rzeczywistości.
No i boho styl nie dla mnie, jeszcze 5 lat temu lubiłam, teraz mi się zmieniło.
A i sandałków na cienkich paseczkach nie lubię, bo uważam, że mam niezbyt ładne stopy, żeby aż tak je eksponować :)
Elementy odzieży, do których prawdopodobnie nie przekonam się przez najbliższe półwiecze:
1.) RYBACZKI – jakiekolwiek, po prostu jest to spodzień zarezerwowany dla działkowiczek na emeryturze i koniec kropka…
2.) POLAR ZE STÓJKĄ, obszerny, nietaliowany i „najlepiej” z suwaczkiem na wysokości klatki piersiowej… KOOOSZMAR :<
3.) sportowy plecak i buty trekkingowe w warunkach innych niż rekreacja plenerowa…
4.) błyszczące płaszczo-kurtki puchowe z "segmentami"
5.) piórnik w charakterze torebki
Rzeczy, które u innych mi nie przeszkadzają, ale na sobie nie lubię:
6.) sztywne dopasowane koszule i marynarki, ogólnie wszystko co wymaga prasowania
7.) rajstopy – no nie przekonam się i już… mam ochotę się ciągle drapać i mam wrażenie, że stopy w nich kisną :/
8.) kuse spódniczki – niekomfortowo się w nich czuję, jeszcze jak wiatr powieje to już w ogóle stresująca sprawa
9.) portki z niskim stanem – nie ma to jak "dekolt hydraulika" przy kucaniu :<
10.) jakiekolwiek bluzki i topy "blisko szyi", dekolt karo, kopertowe bluzki
No i chyba tyle.
Odnośnie Kibbe – intrygująca sprawa, bo wyszło mi pełnokrwiste Dramatic Classic i wiele zaleceń jakoś intuicyjnie realizowałam z niezłym efektem, wyjaśniałoby to też, dlaczego romanse z boho zawsze kończyły się fiaskiem… :)
Z rajstopami też zawsze miałam mega problem, ale ponieważ od pewnego czasu chodzę niemal wyłącznie w spódnicach i sukienkach, musiałam go jakoś rozwiązać :P Okazuje się, że wystarczy kupić droższe rajstopy – nie takie za 15zł, tylko za np. 60zł, z bawełny, wizkozy lub wełny, z niewielkim dodatkiem włókien elastycznych. I terz wciąż nie mogę uwierzyć, że noszenie rajstop może być przyjemne ;)
gdzie kupujesz takie rajtki?
Moja lista ubrań nie dla mnie:
1. legginsy – nie cierpię, nie znoszę, nie noszę – generalnie nie, nie nie!
2. spódniczki mini – no nie te nogi :)
3. obcasy – podobają mi się ale są tak niewygodne i tak bardzo nie umiem w nich chodzić, że po prostu odpuściłam.
4. wszelkiej maści falbanki – nic tylko dodać dwa kucyki i mała dziewczynka jak malowana
5. rozkloszowane spódnice – niby jestem klepsydrą, niby powinnam w nich dobrze wyglądać, niby mi się podobają a jakoś tak jak stoję w przymierzalni to mnie wzdryga na widok odbicia w lustrze.
6. płaszcze typu trencz – wiem że to klasyk, ale zawsze jak go przymierzam czuję się ubrana zbyt elegancko.
Generalnie mój problem ubraniowy jest taki, że często nie chce wyglądać zbyt elegancko czy zbyt przestylizowana, w związku z czym ubieram najczęściej proste czarne gładkie bluzki + jeansy, choć czasem chciałabym zaszaleć z jakimś ekstra elementem.
Wero, nie wiem ile masz lat, ale moim skromnym zdaniem nie mozna byc zbyt elegancko ubrana :)
Poza tym nawet jesli bedziesz ubrana bardziej elegancko niz reszta towarzystwa to i tak lepiej w ta strone niz w druga.
I właśnie tu się nie zgodzę. Mam to samo, co Wera i też za wszelką cenę unikam wyglądania zbyt elegancko. Jeśli żakiet, to na luzie, w towarzystwie, które czyni go bardziej codziennym itp. Nie podoba mi się taka stuprocentowa elegancja typowa dla stylu informal, nie lubię tej sztywności, zasadniczości, powagi i braku swobody.
A jeśli chodzi o to, czy można być zbyt elegancko ubranym, to owszem, można. Na początku studiów szukałam sobie jakiejś pracy na wakacje i kompletnie zielona w kwestii rekrutacji (internet nie powie Ci wszystkiego), poszłam na rozmowę kwalifikacyjną do sklepu z raczej młodzieżowymi ciuchami ubrana może nie w białą koszulę i grzeczną czarną spódniczkę, ale i tak zdecydowanie zbyt starannie. Do tego stopnia, że rekruterka zapytała mnie o to ze zdziwieniem, a mi na samym wstępie zrobiło się głupio. Dostałam tę pracę, ale sytuację i wrażenie pamiętam do dziś.
No cóż 30 na karku :)
Ja na co dzień chodzę raczej ubrana casualowo, do pracy mogę się także ubierać dowolnie (niech żyje brak dress codu) więc na wyjścia (urodziny przyjaciół czy wyjście do klubu) nie chcę „przedobrzyć”.
PS. Moim zdaniem można wyglądać zbyt elegancko. Nie mówię o sytuacjach oficjalnych ale w towarzystwie. Być jedyną osobą w eleganckiej kiecce, gdy pozostali wybrali koszule+jeansy – koszmar :/
1. Legginsy poza salą treningową – po prostu nie
2. Kurtki z czarnego błyszczącego materiału – mam skojarzenie z workiem na śmieci
3. Kamizele, zwłaszcza futrzane – jakos nie widze dla nich praktycznego zastosowania, a futro po prostu mi się nie podoba
4. Spodnie aladynki – dla mojej figury gigantyczne nie
5. Żakiety, marynarki, nie daj boże garsonka – czuję się jakbym się kładła do trumny, dziś postanowiłam spróbować ze stylem informal – no nie da się
6. Oversize
7. Obuwie sportowe
9. Buty emu
10. Wszelkie obuwie typu ortopedyczne, birkenstocki, crocksy itd.
Mario,
wiele koleżanek wypowiedziało się tutaj na temat nielubianych części garderoby. Część z tych rzeczy powtarza się, inne pojawiają się sporadycznie na tych „top listach”. Może pokusiłabyś się o jakieś podsumowanie tych rankingów? Mogłoby to być bardzo ciekawe :)
Mam podobnie z koszulą, ile razy się nie przymierzam do koszuli, tyle razy czuję nieuzasadnioną odrazę…Wiem, że kobiety wyglądają szykownie a ja nie mogę i już. Kolejny niepasujący mi „must have” to spódnica ołówkowa, czuję się w niej jakbym owinęła się papierem do pakowania.
Sweterki w serek i małe kardiganki ładnie wyglądają na kobietach z wąskim tułowiem a ja, mimo szczupłości ogólnej, się do nich nie zaliczam. Z ramiączkami cienkim jest podobnie. Z rzeczy niewymienionych do tej pory, źle prezentują się bluzki zakończone na dole gumką – powstaje balon. Nie lubię też ubrań, które jak chwasty wypierają te ładniejsze, a są to: polary, dżinsy (ogólnie lubię ale nie zakładane non-stop), obuwie sportowe i kurtki-gąsienice.
te sweterki to mój koszmar. zawsze takie kupowałam, bo potrzebowałam czegoś do narzucenia na siebie, co będzie uniwersalne itp, ale ani w tym dobrze nie wyglądałam ani nie czułam. z drugiej strony moja babcia wygląda w nich świetnie i bardzo do niej pasują i wygląda to tak klasycznie, niemalże jak żakiet. co do reszty rzeczy to nie jestem drobna, ale wydaje mi się że moja sylwetka jest raczej proporcjonalna, ale kiedy zakładam jeansowa kurtkę wyglądam jakbym miała mega szerokie barki:p chyba ze względu na to, jak te kurtki się układają i sztywność jeansu. no ale nie wszystko dla wszystkich.
zastanawiam się czy mogłabyś zasugerować „sensowne” sukienki/zestawy na ślub. jako gość. wybieram się na wesele w ostatnim dniu kwietnia i jestem w kropce. nie mam pojęcia w co się ubrać, nie chodzę w butach na obcasach i bardzo chciałabym uniknąć czegoś co założę tylko raz. wszystko co oglądam wydaje mi się za mało eleganckie(to wesele i ślub będzie raczej do takich właśnie imprez należał) albo trochę nudne/babcine[okropne określenie, ale cóż] w połączeniu z płaskim obuwiem. możesz coś doradzić, albo skomponować post? wiadomo, że nie chodzi tutaj tylko o wesele ale też o inne imprezy gdzie zazwyczaj występuje się w obcasach, a nie każda z nas chce/może to robic
Z Twojej listy nigdy nie noszę spódnic/sukienek maxi oraz cienkich ramiączek (głównie dlatego, że jestem strasznym zmarzluchem, a nie widzę sensu posiadania czegoś co można ubrać tylko przez 2 miesiące w roku).
Natomiast bardzo lubię rajstopy z wzorami, ale tylko jednokolorowe, z takim jakby tłoczeniem. Zwłaszcza jeśli reszta ubrania jest jednokolorowa. Taki zestaw to kwintesencja mojego zimowego sposobu ubierania. Lubię też koszule, ale nie noszę ich super często, bo trzeba prasować ;)
Poza tym moja lista
– buty sportowe – tylko do ćwiczeń!
– kurtki z takim poziomym pikowaniem – efekt „baleronu”, zwłaszcza jeśli są obcisłe
– spodnie z przetarciami/dziurami
– cokolwiek neonowego
– sandały na wysokiej koturnie – jak dla mnie zbyt masywne, letnie obuwie powinno być lekkie
Do innych rzeczy może kiedyś się przekonam :)
Z rzeczy na które moda przeminęła z wiatrem i w sklepach ich ie ma, mogłabym wyliczać latami, a z tych, które są wszędzie i zasadniczo u nikogo mnie nie rażą, prym osobistej antylisty wiodą:
1) Legginsy – źle się czuję, źle wyglądam i tu nie ma szans, że kiedykolwiek je założę (nawet biegać chodzę w luźnym dresie ;) Skojarzenie z fitnesami późnych lat osiemdziesiątych mnie przerasta ;)
2) Baletki – im bardziej płaska podeszwa, tym gorzej. Odbierają moim ruchom wszystkie cechy osobowe
3) Góry oversize – wszystkie typu, od luźnych koszul przez nietoperze i obszerne swetry – figura to jedno, a najważniejszy (jak mawia moja mama, wytrzepany z kosmosu ;) powód to to, że jest mi niewygodnie, jak mi cokolwiek powiewa i luźno zwisa od bioder w górę. Ale ja jestem mistrzem gracji, potrafię zaczepić się ciuchem, który ma 10 cm luzu o np. klamkę ;)
4) Swetrosukienki
5) Kardigany, których jak widzę, nie lubi sporo osób
6) Sztuczna biżuteria
7) Koronka – a kysz! Czuję się jak w firanie
8) Wszelkie falbanki, kobiece wzorki i inne ,,upiększacze” ubrań
Spodnie! Jakiekolwiek :D Nie noszę i już ;)
Moja lista:
1. legginsy – tak jak wiele osób już pisało, tylko do ćwiczeń i tylko ciemne. Jakaś aktorka bodajże kiedyś ładnie powiedziała, że legginsy to strój tylko do własnego ogródka i obowiązkowo z czymś zakrywającym tyłek. Na szczęście szał na legginsy już chyba przeminął i coraz rzadziej widuje się w mieście babeczki z tyłkami na wierzchu.
2. crocsy – moim zdaniem najkoszmarniejsze obuwie świata. Być może są wygodne, ale nigdy się o tym nie przekonam.
3. buty emu – za ciężkie, brzydkie, wyglądają jak kapcie.
3. cienkie ramiączka – ładnie wyglądają, szczególnie przy letniej, romantycznej sukience, ale zdecydowanie nie z ramiączkami stanika pod spodem. Bardzo chciałabym nosić takie bluzki i sukienki, ale wygląda to źle. Przerzuciłam się na podkoszulki na nieco grubszych, ale wciąż dość wysmukłych ramiączkach i jest super.
4. adidasy do zwykłego stroju abo – co gorsza – eleganckiego. o ile na kimś innym nawet mi się to podoba, to sama chyba się do tego nie przekonam.
5. cienkie sandałki – podobnie jak Maria nie przepadam za takim rodzajem obuwia, choć ogólnie sandały uwielbiam. Mam takie z jednym grubszym paskiem, który nie wygląda ani topornie, ani kiczowato.
6. intensynwe kolory – bardzo je lubię, ale nie wyglądam w nich najlepiej :(
7. kolor tzw. miętowy, który z miętą ma niewiele wspólnego. Nie, nie i jeszcze raz nie!
8. spodnie z obniżonym krokiem – na kobietach wyglądają jakby miały jądra i chciały je ukryć (?). Dla mnie paskudztwo.
9. obcisłe koszulki odsłaniające brzuch – dla modelek spoko, na ulicę – bez sensu, na plażę tak, jeśli się ma fajny brzuch.
10. wielkie kolczyki i ogólnie obwieszanie się biżuterią.
11. czapki, które wyglądają jakby ich właściciel był obcym. Nie wiem, skąd ta dziwna moda, żeby coś sterczało na środku głowy albo zwisało jeszcze niżej.
12. parki ze skórzanymi rękawami. w ogóle nie pasuje mi to połączenie.
13. suknie ślubne w stylu sprzed paru lat – obwieszone koronkami, cekinami i perełkami plus obowiązkowo gorset. Bardzo się cieszę, że ostatnio pojawia się coraz więcej ładnych propozycji.
14. lniana albo pseudo-lniana torba jako torebka. Sama czasem tak ją noszę, nad czym ubolewam, ponieważ moim zdaniem taka siata nadaje się tylko na zakupy.
15. trampki na koturnie lub obcasie.
16. cienkie cieliste rajstopy – czasem noszę, ale nigdy mi się nie podobają.
17. szwedy. Mało jest osób, które wyglądają w nich dobrze.
18. spodnie, która mają być dopasowane, a zwisają na pośladkach. Masakrują każdą pupę.
19. marynarki. Podobają mi się na kimś, ale sama żadnej nie noszę.
20. koszulki z napisami. Czasem mam jakąś z obrazkiem, ale napisy zupełnie nie są w moim stylu.
21. białe t-shirty. Ewentualnie podkoszulki, ale takie zwykłe zdecydowanie nie.
22. te dziwne sukienki, które ostatnio były modne. gruby materiał, na górze przylegające, a dół rozkloszowany i taki sterczący. Źle to wygląda, gdy materiał jest gruby.
23. Zbyt małe i zbyt duże torebki.
24. obcisłe dżinsowe miniówy.
Bardzo długa mi wyszła ta lista. Na pewno nie jest ostateczna, bo niektóre rzeczy z niej kiedyś nosiłam. Zdarza mi się także powracać do tych, o których myślałam, że już nigdy ich nie założę – np. przylegające bluzki z długim rękawem. Kiedyś często je nosiłam, potem wydawały mi się strasznie proste i obciachowe, a ostatnio kupiłam jedną i jestem w niej zakochana.
Lniana torba najlepsza do biblioteki, ksiazki sie ladnie w niej mieszcza.
Odkąd mój styl się skrystalizował, rzeczy niepasujących i niepodobających się mi, jest raczej więcej niż mniej. Wymienię te, których nie lubię również na innych:1. Sportowe buty i ubrania 2. Baleriny 3. Oversize 4. Spodnie biodrówki 5. Miniówy i szorty poza wakacjami 6. Klapki 7. Leginsy 8. Kurtki „balerony” 9. Tuniki 10. Jasne spodnie poza latem.
Jeszcze zapomniałam o najkoszmarniejszej rzeczy: buty typu emu
Wypiszę tutaj tylko elementy, które same w sobie mi się podobają, ale nie są dla mnie. Bo rzeczy, które po prostu mi się nie podobają jest baaaardzo dużo.
1. Krótkie spódniczki z koła – próbowałam takie nosić, wyglądałam chyba całkiem nieźle, ale czuję się w nich zbyt dziewczęco. Od kiedy odkryłam takie w kształcie A, bardzo często noszę spódniczki, mimo że przez kilka ostatnich lat ich unikałam. :p No i nic nie podwieje.
2. Kolorowe buty, trampki/martensy itd. – mam różowe buty, które bardzo lubię, ale jest mi w nich jakoś dziwnie nieswojo. W ogóle wolę nosić niekolorowe ciuchy i prawie tylko takie mam.
3. Kapelusze – kiedyś zazdrościłam blogerkom fajnych czarnych meloników, w końcu taki kupiłam i od kilku lat leży nieużywany po kilku założeniach. Wydaje mi się, że mój ałtfit jest wtedy przedobrzony. :) I chyba jakoś głupio wyglądam.
4. Naszyjniki, obroże i takie tam – ciągle czuję ich obecność i mi to bardzo przeszkadza. :D Ogólnie z biżuterii noszę tylko zegarek.
5. Swetry – nie bo nie.
6. Zakolanówki, podkolanówki – u innych bardzo pochwalam, ale sama nie noszę, bo wydaje mi się, że bardzo zwracają uwagę.
Moja lista ubrań nie dla mnie:
1) kurtka jeansowa – w zeszlym roku chcialam kupic, ale cos mi nie pasowalo i odpuscilam juz calkowicie
2) oxfordki – niektorzy potrafia je nosic, ja nie mialabym do czego :(
3) spódnice – w maxi czuje sie jak kloda, w mini czuje, ze mi nie wypada a midi tak zbyt bardzo biznesowo :D
4) buty na szpilce – piekne, ale nie umiem w nich chodzic :(
5) sweterki w serek – nie pasuja mi nawet u innych kobiet, ale meskie swetry sa ok :)
6) desenie w paski – niestety piekne marynarskie wzory sa fajne, ale w gazecie lub na innych, ja czuje ze mnie poszerza niesamowicie :/
Ja jak większość: oversize, ubrania bez talii, biodRÓWki, alladyny. Po cholerę to się kobietom serwuje i wciska co sezon? W sukienkach dresowych bez talii kobiety wyglądają na ciężarne, w koszmarach „bluzka z gumką na dole” -jak bombki choinkowe. Ale uparcie projektanci je wciskają a na wyprzedażach te horrenda zawalają wieszaki. Powinnam teoretycznie móc się łatwo ubrać -jestem wysoka, mam talię i długie nogi. Ale mam też tyłek a tego projektanci nie przewidują u kobiet.
Kilka punktów mnie zaskoczyło. Bo na przykład koszule są jednym z moich ulubionych elementów garderoby. Choć może niełatwo znaleźć wygodną i dobrze skrojoną.
Tak samo nie wyobrażam sobie szafy bez dżinsowej katany czy maxi spódnicy. Ale nie wszystko wszystkim musi „leżeć” ;)
Ja mam pytanko- ten czarny topik na ramiączkach jakiej jest marki?
Polo Ralph Lauren. Pod zdjęciem jest link do niego pod słowem „top”.
To ciekawe ćwiczenie przy ubieraniu w słowa i precyzowaniu swojego stylu, na którym to etapie właśnie jestem, a więc moja lista rzeczy nie do noszenia:
1. Szpilki – podstawowy 'must have’ kobiecej szafy, którego nigdy nie posiadałam i posiadać nie będę. Powody są proste: przede wszystkim jestem za wysoka i bez nich, nie miałabym pojęcia jak stabilnie się w tym poruszać, buty muszą być wygodne, a poza tym to zwyczajnie mi do mnie nie pasują.
2. Alladyny i inne spodnie z obniżonym luźnym krokiem mi kojarzą się mi z pieluchami xD
3. Futra – tylko na prawowitym, zwierzęcym właścicielu!
4. góra oversize – podoba mi się na innych szczególnie drobnych kobietach, mnie strasznie powiększa/pogrubia.
5. ubrania ze sztucznej skóry – może i wygląda ciekawie, ale jak można wytrzymać w takich obcisłych, niewygodnych spodniach i przy tym nie utonąć we własnym pocie?
7. sukienki maxi – czułabym się jak Statua Wolności
8. japonki – może innym wygodnie, moje stopy już przy przymierzeniu cierpiały
9. kopertówki bez paska, które trzeba cały czas trzymać w dłoni uważam za niewygodne i bezsensowne
10. sukienki/bluzki bez ramiączek
Za to noszę legginsy (oczywiście do dłuższej góry!) czy krótkie spodenki na rajstopy ;P
Przecież to o mnie!
Mam dokładnie tak samo z wyjątkiem leginsów które podobają mi się na innych a ja czuję się w nich jak w rajstopach :)
Niestety wszystkie te niewypały wypróbowałam na sobie :-)
1 sukienki/spódnice maxi z grubych materiałów (efekt habitu)
2 błyszczące czarne kurtki
3 czarne, za duże skórzane kurtki – (efekt papy na dachu)
3 dopasowane kardigany zapinane na guziczki
4 rybaczki (poza wakacjami)
5 marynarki (czuje się w nich jak sztywniara)
6 leginsy do krótkiej bluzeczki
7 luźne polary
8 sztywne, dopasowane koszule – brrr
Ciekawy wpis. Ja zawsze kiepsko wyglądałam w szerokich, bezkształtnych bluzach, swetrach z okrągłym dekoltem przy szyi, t-shirtach i koszulach o męskim kroju. Czyli oversize nie dla mnie. Poza tym futra naturalne, ale to już bardziej ze względów etycznych, bo w sztucznym futerku, zwłaszcza w roli kołnierza do długiego, prostego płaszcza jest super. Do tej pory unikałam też bardzo odkrytych sandałków, mimo że je uwielbiam. Powodem są, a jakże, koślawe paluchy, czyli haluksy. Ale niedługo mam w planach się pozbyć tej wątpliwej ozdoby i już się nie mogę doczekać, żeby założyć sandałki :). Poza tym na mojej czarnej liście są golfy, nienawidzę jak mi coś opina szyję, czuję się podduszona. Ulubiony dekolt to szpic. No i jeszcze spodnie 3/4 czy 7/8, wszystkie, które kończą się w połowie łydki.
Kolejny świetny pomysł definiujący własny styl. Brawo Mario. Złaszcza dla osób, ktore nie wiedzą czego chcą. Określanie się drogą eliminacji rzeczy nie do zaakceptowania. W wolnej chwili i ja muszę stworzyć taką listę.
A tak przy okazji zapytać czy moze pamiętasz tytuł postu, w którym porządkowałaś foldery na pinterest? Tak już mam, że czytam na raty, później chcę do czegoś wrócić i klops. Nie wiem dlaczego, ale nie otrzymuję powiadomień o odpowiedziach do zamieszczonych komentarzy na e-mail (mimo zaznaczenia tego maleńkiego kwadracika). :/
Zważywszy na to, że pod wspomnianym linkiem jest żywcem skopiowany tekst i zdjęcia od Ciebie, Mario, a brak jest podanego źródła wygląda to na klasyczny plagiat.
Pisałam komentarz w odpowiedzi na inny z linkiem do bloga o kosmetologii.
Oooo, ja mam dość dużo takich rzeczy, część pokrywa się z Twoją listą. Przykładowo, spódnice midi z półkola. Podobają mi się, szczególnie w romantycznych stylizacjach, ale ja wyglądam w każdej jak… sierota. Zupełnie nie pasuje do mnie taki styl, podobnie jak bluzki z żabotami, kokardkami, romantyczne sweterki.
Wydaje mi sie ze wiekszosc dziewczyn to mloda grupa , ktora jeszcze szuka swijego stylu i eksperymentuje albo jest bardzo przewrazliwiona na swoim punkcie . Kazdy przechodzi w zyciu okres ” ja w czyms takim chodzic nie bede i koniec ” a pozniej zmienia sie zdanie pod wplywem czy to mody , czy to zwyklego znudzenia tym co sie nosilo dotychczas i chec ekspetymentowania z czyms innym . Czy po prostu , zmienia sie zdanie .
Ja tak mialam z wieloma typami ubran . Jak bylam bardzo mloda ubieralam sie tylko w oversizy , wieklie dlugie spodnice i szgokie topy . miala okres gdy nie telorewalam szortow , bo mialam bardzo zle nogi . Nogi sie nie zmielily tylko nastawienie do szortow , oraz , powiedzmy sobie szczeze , wygoda w lecie .
W mojej szafie mozna znalesc wszystkie typy ubran , od kurtek oversize do malenkich
kardiganow , od crocsow do szpilek , platform czy emu w roznych kolorach .Malenkie szaliki oraz wielkie szale , czapki i kapelusze , dzwony i rurki , maxi sukienki i kruciuktkie sukienki z falbankami itd . eksperymentowanie z moda jest super fajne , trzeba byc pozwolic sobie na odrobine indywidualizmu oraz innsci .
W tej chwili moge sczeze powiedziec ze nie ma takiej czesci garderoby ktorej powiedzalam bym NIE , kryterium jest tylkojedno : jaksc , oraz oczywiscie umiejtnosc noszenia tych ubran . Tego sie mozna nauczyc tylko na wlasnych bledach oraz w internecie .
Dziewczyny , kochajmy siebie takie jakie jestesmy i pozwolcie sobie na odrobie szalenstwa . Zycie jest jedno , nie szuflatkujmy siebie .
Pozdrawiam
Monika
Dla mnie najgorszą wręcz rzeczą są GOLFY wszelakiej maści. Miałam już do nich wiele podejść, zarówno do bawełnianych, jak i do tych grubszych, swetrowych. Za każdym razem uważam, że wyglądam fatalnie i na dodatek się duszę. Druga sprawa, że również nie lubię dużych rozkładanych kołnierzy w swetrach – niby mnie nie duszą, ale przenigdy się nie układają prawidłowo. U innych te rzeczy mi nie przeszkadzają, chociaż uważam, że mało kto wygląda dobrze w golfie.
Druga taka rzecz, to wzorzyste spodnie. Zawsze jak takie ubiorę, czuję się jakbym była w piżamie. Mam dwie pary luźnych letnich wzorzystych spodni, ale czuję się w nich mało komfortowo, zawsze mam problem co do nich założyć i źle się czuję jak je zakładam do pracy.
Mam jeszcze kilka innych tego rodzaju rzeczy, ale większość została już wymieniona, a akurat te dwie rzeczy zostały pominięte :)
Patrzę na tą Twoją listę i natchnęło mnie, że część rzeczy, które
tutaj wymieniłaś, to moje ulubione :P. Na przykład wzorzyste
i kolorowe rajstopy :D, długie spódnice, tuniki boho oraz
wszelkiego rodzaju kardigany – szczególnie te krótkie .
Nie mam też problemu ze swetrami w serek. Ale wymyślę
swoją listę, do której się nie potrafię przekonać :).
1. Pikowane kurtki na zimę. Od kilku sezonów noszę tylko płaszcze
i jest mi z tym dobrze.
2. Cienkie, cieliste rajstopy. Unikam ich jak ognia, z cielistych to tylko
pończochy, rajstopy cienkie mogą być szare, grubsze – kolorowe albo czarne.
3. Garsonki, żakiety, generalnie taki „sztywny styl”. Być może mam uraz
po praktykach w banku :P. W kazdym razie źle się z tym czuję, nie lubię.
Przekonałam się do żakietu z aksamitu, albo sztruksu. Reszta odpada.
4. Spodnie na kant – do powyższego. Nie lubię i tyle. Generalnie ostatnio
większości spodni nie lubię, oprócz dzwonów, czasami też skóropodobnych.
5. Szpilki – obcasy większe niż 4 cm są dla mnie wrogiem :). A szkoda, bo pasują
do sukienek rozkloszowanych, które uwielbiam. Patrzę jednak na wygodę.
6. Gorsety – lubię bardzo styl retro i vintage, próbowałam się przekonać
do nich, bo mi się na kimś podobają, niestety mój brzuch nie lubi nawet
ciasnych pasów :P.
7. Złotych ciuchów – cóż, kojarzą mi się z kiczem, nie przepadam. Nie mam
ubrań w tym kolorze, biżuterię mam, ale nie noszę (poza obrączką).
8. Wzory w klasyczną panterkę – nie lubię, choć jest to retro wzór,
to nie potrafię się przekonać. Inne zwierzęce też mnie nie pociągają.
9. Styl oversize – tylko w domu, gdy ma być wygodnie :).
10. Koszule – mam jeszcze jakąś w szafie, zostawiłam ze względu
na kolor (baby blue podobno dla czystej zimy jest bardzo korzystny),
niestety wciąż się nie przekonałam.
z tą jeansową kataną mam dokładnie tak samo: zarówno w lumpeksie jak i w wizji siebie! a co do wyjścia bez stanika (niekoniecznie w tym topie bez ramiączek ) – jakkolwiek by nie głupio to zabrzmiało to polecam, od czasu do czasu. a dlaczego to trzeba się przekonać na własnej skórze ;-). pozdrawiam ciepło!
Racja, gdy latem jest gorąco, to warto spróbować. Każda warstwa grzeje :/.
1. Oversize. W takim stroju mogłabym udawać stracha na wróble, nadmiernie podkreśla moją szczupłość i wyglądam, jakbym nie miała żadnych kształtów. Znacznie lepiej wyglądam z delikatnie podkreśloną talią i ubiorem podążającym za linią mojego ciała (nie musi być obcisłe).
2. Korale. Moja koleżanka prezentuje się w nich jak hiszpańska tancerka, ja jak na weselu u Boryny.
3. Zwierzęce wzory. Uważam, że dobrze w nich wyglądają kobiety o intensywnej kolorystyce, smagłej skórze i ciemnych włosach. Ja taka nie jestem, pominę milczeniem więc, kogo przypominałabym w takim stroju ;)
4. Legginsy. Za bardzo przypominają mi podstawówkę. Nawet na jogę włożyłam je dopiero po kilku miesiącach, wcześniej były dresy.
5. Tshirty z napisami, zabawnymi obrazkami.
6. Dżinsy marmurki. Znów to dzieciństwo…
7. Żaboty, falbanki, bufiaste rękawy, łączki. Dzidzia -piernik.
8. Boho też już odpuściłam, kiedyś były momenty.
9. Neonowe kolory.
10. Sportowy strój na mieście, takie rzeczy to tylko na trening, ostatecznie w drodze na trening.
Za to lubię koszule i myślę, że dobrze w nich wyglądam. Zdarzało mi się nosić kolorowe rajtki, np. fioletowe, granatowe, szare, w kolorze butelkowej zieleni, dopasowane kolorystycznie do sukienki lub spódnicy. Dziś rzadko wkładam spódnice, poza latem.
To bardzo zabawne, że ta lista jest w dużej mierze dość uniwersalna. Kiedyś miałam taką dżinsową kurtkę i zawsze czułam się niezręcznie zakładając ją do spodni z dżinsu bo… hmm nie ten odcień i Bóg wie co. Takie małe kardigany podkreślają brzuszek, choć kiedyś mi to nie przeszkadzało. A jeśli chodzi o nie pasujące ubrania to w moim przypadku są to marynarki. Świetnie wyglądają na paniach z tv, a na co dzień czuję się w nich sztywno i „urzędniczo”
1. leginsy – nie, nie i jeszcze raz nie :p nawet tuniki noszę do wąskich rurek :-)
2. spodnie dresowe – choćby były najbardziej eleganckie i modne to nie wyjdę w takich, te szałowe zakładam w sb do sprzątania domu :p
3. kurtka parka – nie pasuje mi :/
4. spódnica mini i maxi – oba typy mi nie pasują
5. kolorowe rajstopy – dostałam 1 parę i leżą w szafie chyba z 10 lat :p co ciekawe czarne wzorzyste są akceptowalne :p
6. bluzki i sukienki oversize – musze mieć zaznaczoną talię
8. sportowe obuwie
9. japonki – nie umiem w tym chodzić :p
Oj, ciężko będzie się zmieścić w 10 ubrań, które nie są dla mnie ale spróbuję zrobić taką listę jak Ty. :) Jeżeli miałaby to być konkretna lista typów ciuchów za którymi zdecydowanie nie przepadam wyglądałaby tak:
1. Krótkie spodenki (nieważne czy są to szorty, czy spodenki kończące się przed kolano) – mimo szczupłych, zgrabnych nóg czuję się jakoś niezręcznie i goło. Próbowałam nawet łączyć szorty z rajstopami – również fatalnie się w tym czułam. Wolę w to miejsce spódniczki. :)
2. Ogrodniczki (zarówno w wersji z długimi nogawkami jak i krótkimi)
3. Duże oversize’owe swetry – od pasa w górę czuję się jak goryl albo okrągły kurczak na chudych nóżkach; o ile na zdjęciach można wyglądać seksownie lub dziewczęco, o tyle na co dzień jak coś takiego widzę niestety większe skojarzenia mam z niechlujstwem, brakiem staranności o wygląd
4. Spódnica midi do połowy łydki – daje co najmniej +10 lat do wyglądu
5. Spodnie typu kuloty, szwedy i ekstremalne dzwony (spodnie z lekko rozszerzającą się nogawką są ok) – nie mogę zrozumieć fascynacji nimi
6. Szpilki – raz, że niestety nie umiem ładnie się w nich poruszać, to dwa przez kilka kontuzji nie mogę w nich chodzić; muszę się zadowolić czółenkami na niższym i stabilniejszym obcasie.
7. Bluzki, koszule i (częściowo też) żakiety z poduszkami – od razu odpruwam
8. Golfy i półgolfy, które są blisko szyi (do tej pory zastanawiam się jak jako dziecko czy nastolatka byłam w stanie w tym chodzić).
9. Rajstopy z oczkami i legginsy z dziurami – źle mi się kojarzą, zamiast dać niegrzeczny look sprawiają wrażenie kiczu i tandety
10. Cienkie czerwone rajstopy – lubię ten kolor, ale nie mogę się przemóc do jego noszenia (może dlatego, że kojarzą mi się z prostytutką?).
Są jednak też rzeczy którym mówiłam stanowcze nie, a po paru latach je doceniłam np.:
– wygodne dresowe spodnie które zakładam, gdy jestem chora lub źle się czuję (oczywiście ciemny kolor i żadnych nadruków:)
– białe bluzki i koszule (musiałam je nosić w pracy, nagle się okazało że dobrze mi w nich i jestem ładnie rozświetlona) – kiedyś unikałam jak ognia, teraz od czasu do czasu noszę i czuję się dobrze
Nie dla mnie są: 1. krótkie, opinające ciasno pupę i uda spodenki, 2. spódniczki i sukienki długości mini oraz w fasonie bombki, 3. legginsy w kolorze innym niż czarny (wyjątkiem są sportowe legginsy ale tylko na siłowni/ fitnesie), 4. bluzki (sukienki w sumie też) bez ramiączek typu bandeau, 5. spódnice i spodnie midi kończące się w połowie łydki , 6. kurtki bomberki, 7. japonki, 8. prawdziwe futra, 9.ubrania bardzo oversizowe, 10. spodnie boyfriend
Dla mnie takie ciuchy to
– oversize – podoba mi się nieziemsko, ale poza luźnymi kardiganami i wielkimi grubymi swetrami nie ma mowy, żebym wyglądała w tym dobrze. Wszelkie ciuchy maskujące talię sprawiają, że wyglądam na toporną i bezkształtną.
– proste płaszcze, marynarki – jak wyżej – brak zaznaczonej talii = figura kloca
– typowe, zapinane kardigany (te same o których wspominałaś) – kiedyś nosiłam bardzo często, właściwie były moją bazą, teraz czuję się w nich skrępowana bo podkreślają wszystko to, czego wolałabym światu nie pokazywać
– spódniczka w kształcie litery A – czuję się w nich jak mała dziewczynka – nie mam pojęcia czemu
– wzorzyste t-shirty – było minęło, pasują mi na nastolatkach
– koronki, falbanki, groszki i inne „kobiece” elementy
-buty na obcasie niższym niż 7 cm – w „kaczuszkach” wyglądam…jak kaczuszka ;p cóż tu więcej mówić
– sportowe ciuchy noszone na co dzień – nie ma mowy żebym wyszła na ulicę w dresach, nawet w adidasach czuję się słabo, a już szczególnie nie leży mi zestawianie sportowych elementów z eleganckimi.
Moja lista:
1. ołówkowa spódnica – z moimi szerokimi biodrami wyglądam jak balon
2. krótka spódnica + obcasy – chodząc tak po mieście mam wrażenie, że się przewrócę, mimo iż w takich samych butach w połączeniu ze spodniami mogę pomykać po mieście cały dzień. W połączeniu ze spódnicą do kolan nie mam tego problemu.
3. birkenstocki – najbrzydsze buty świata ex aequo z crocsami
4. bluzki na ramiączkach – mam wrażenie, że zaburzają u mnie
5. ramoneska – kupiłam prostą, taką, jak ta na zdjęciu: http://img.szafa.pl/ubrania/1/019074645/big_1406832663/kurtka-ramoneska-stradivarius-m.jpg – ale nie umiem jej nosić tak, żeby wyglądała ładnie. Jestem zmarzluchem i nie jest mi zimno tylko w upały, więc muszę mieć pod spodem sweter. Patrząc w lustro mam wrażenie, ze wyglądam jak dresiara spod bloku. Nosząc samą ramoneskę i bluzkę jest mi ciągle zimno.
6. cienkie, obcisłe golfy – koszmar z dzieciństwa, kojarzą mi się ze staropanieństwem, chociaż na innych nawet czasem wyglądają ładnie.
7. rybaczki – skracają optycznie moje i tak już krótkie nogi.
8. sukienki oversize – wyglądam w nich ciężko i mało kobieco. Za to zbyt duże bluzki i kardigany uwielbiam.
9. Kołnierzyki – nie wiem za bardzo, jak je nosić. W sweterku, spod którego wystaje kołnierzyk czuję się jak pensjonarka.
10. Płaskie sandały – podobają mi się u innych, a w sklepach obuwniczych nic mi się nie podoba, albo jeśli już się podoba, to mnie nie stać.
11. Odzież i obuwie trekkingowe poza górskimi szlakami – wiem, ze to wygodne, ale jak widzę kogoś w takich ubraniach to mam ochotę spytać, czy zdobył już Czomolungmę.
12. Cekiny, dużo ozdób i dużo pomieszanych wzorów – okropieństwo.
13. Oksfordki – u innych super, a u mnie źle – czuję się zbyt męsko.
14. Zakolanówki – uwielbiam, ale mam wrażenie, że żadne buty do nich nie pasują :( Więc ograniczam się do chodzenia w nich po domu.
To może i ja pokuszę się o moją listę :)
1. Zwierzęce motywy – w szczególności nie cierpię panterki… brr! Kojarzy mi się z Peggy Bundy.
2. legginsy i dresy – dla mnie jedno i drugie poza salą gimnastyczną nie ma racji bytu.
3. Spódniczki mini – moje baryłkowate i krótkie nogi wyglądają w nich koszmarnie.
4. kurtki pikowane – koszmar dzieciństwa! miałam jedną i wyglądałam jak słoń owinięty sznurkiem. Do dnia dzisiejszego mam uraz.
5. Szpilki – jak dla mnie istnieje tylko porządny stabilny słupek.
6.Baleriny – może innym w nich wygodnie, mnie bardzo bolą stopy. Poza tym wygląda się w nich paskudnie.
7.Cygaretki, marchewy, chinosy… No, generalnie wszystkie spodnie, które są zwężane do dołu. Co za paskudny krój! Rurki akceptuję TYLKO w połączeniu z kozakami na wierzchu.
8. Krótkie spodenki – wszelkie szorty wyglądają po prostu niechlujnie. Nie mówiąc o tym że… mam ten sam problem co ze spódniczkami mini – brzydkie nogi.
9.Koszulki polo – no po prostu ich nie cierpię. Dostaję szewskiej pasji, kiedy t-shirt zostaje zaopatrzony w kołnierzyk.
10.Bluzki na cienkich ramiączkach i bez ramiączek – mam dziwne skojarzenia z bielizną…
Fajna dyskusja :) Co do mnie:
1. spódnice olówkowe – lubie na innych, na mnie praktycznie nigdy nie wygladaja dobrze. Pól biedy, ze obsadzaja w glównej roli tylek – prawdziwym koszmarem jest dla mnie to, ze eksponuja dysproporcje pomiedzy moimi szczuplymi lydkami a dość masywnymi udami.
2. swetry i bluzy oversize – nie dla mnie, jestem na górze tak drobna, ze wygladam w nich jak w pizamie
3. jeansy – chyba jakaś trauma ze starszych klas podstawówki, kiedy nosilam je praktycznie codziennie; na innych mi absolutnie nie przeszkadzaja, ale sama nie nabylabym jeansowych spodni za nic w świecie
4. w ogóle dlugie spodnie – mam dość krótkie nogi, wiec w konfekcyjnych rozmiarach jest mi szalenie niewygodnie, placza mi sie pod nogami, a przy wilgotnej pogodzie musze je podtrzymywać, zeby sie nie zamoczyly. Koszmar.
5. golfy – to podobno zludzenie, ale mam w nich zawsze wrazenie, jakbym miala ekstremalnie krótka szyje
6. sweterki zapinane na guziczki – podzielam niecheć. Wiem, ze sa praktyczne, ale mam do nich jakaś irracjonalna awersje. Po prostu mnie odrzucaja, równiez na kimś.
7. W ogóle nie uznaje rzeczy z wyraźnym zapieciem na guziki (oprócz koszul i okryć wierzchnich… a i u koszul preferuje te z ukrytymi guzikami). Mam tak od dzieciństwa, wiec zdania pewnie juz nie zmienie. Najbardziej chyba nie cierpie wszelakich „falszywych” zapieć na guziki. Kilka lat temu byly szalenie modne takie bluzeczki z malymi guziczkami przy dekolcie – no ZGROZA. Nie lubie równiez na kimś.
8. koszulki polo – z powodu wymienionego w punkcie 7., ale nie podoba mi sie sam fason. Zwlaszcza na kobietach ten typ bluzki moim zdaniem nie wyglada ladnie, a i w przypadku mezczyzn jest bardzo „wymagajacy”.
9. buty z wyraznymi ozdobami – buty moga być kolorowe, ale musza być proste
10. spódnice maxi – pisze to z wielkim zalem, bo kiedyś je chetnie nosilam, ale jakoś z nich „wyroslam”. Mam dokladnie tak samo jak Maria – po prostu nie czuje sie w nich do końca soba.
11. crocsy – bardzo nieladne buty, nie dalabym rady ich nosić nawet na plazy i dzialce… Poza tym jakoś mnie odstrecza to tworzywo sztuczne.
12. Plaszcze maxi – kojarza mi sie z latami 90. i nie potrafie sobie wyobrazić, ze nie brudza sie przy końcach :)
13. zegarki – sama sie odzwyczailam, u innych mi sie nie podobaja. Tworza dystans, widze w nich statusowy symbol.
14. Czuje sie jakoś nieswojo w wiekszości fasonów czapek zimowych – jakbym byla „chodzaca glowa”. Na innych osobach mi sie czapki z reguly podobaja.
15. kamizelki (jakiekolwiek)
Bravissimo oferuje topy ze zintegrowanym stanikiem. A że to Bravissimo to rozmiarówka stanikowa jest szeroka,więc wybór jest spory. Mam od nich takie topy, materiały są świetnej jakości, co pozwala przełknąć słoną cenę.
Moja lista to:
1. Ciuchy oversize -jednak jeśli coś (np. ostatnio płaszcz w Reserved) już mi się spodoba, to biorę 2 rozmiary mniejsze niż zwykle i leży :D
2. Legginsy noszone bez tuniki czy krótkiej spódniczki – tyłek na wierzchu. Już lepsze są krótkie spodenki, ale ze wzgl na wiek już nie noszę ot tak wszędzie (35 lat).
3. Spódniczki typu bombki – niestety mam szersze biodra i mimo, że jestem szczupła, to źle leżą na mnie
4. Spodnie typu kuloty, dzwony, z prostą szeroką nogawką brrr dodają kilogramów. Szczególnie kuloty mogą być noszone wg mnie do butów na mega wysokim obcasie, co jest latem niepraktyczne, bo wysoki obcas męczy nogi na maxa
5. Kurtka bomberka hahahah:DD
6. Męskie płaszcze, często zapinane na jeden tylko guzik lub dwa, męskie marynarki….okropność. Często spotyka się np. w Zarze takie płaszcze bez zapięcia kompletnie (sic!) – po co to komu na jesień czy zimę???
7. Modne ostatnio marynarki bez rękawów, takie jakby dłuższe kamizelki – po co to komu??? Latem w nich narzuconych na ubranie typu koszulka i spodenki czy spódniczka będzie za ciepło, a w chłodny dzień swetra/kardigana już na taką głupią przydługą kamizelkę nie zarzucisz
8. Proste sandały typu podeszwa (twarda jak…) plus proste parę czarnych/brązowych pasków do nich – jak pustelnik tudzież zakonnica
9. Obuwie typu baleriny lub na obcasie zakładane w chłodne dni na gołe nogi (okropność)
10. Generalnie wszystkie luźne kroje typu zwisające dodatkowe fałdy materiału na bluzkach z przodu, kardigany typu waterfall lejące się z przodu plus z przodu często dłuższe niż z tyłu, wystające spod kurtki/płaszcza
11. Bluzki/sukienki/płaszczyki z podwyższonym stanem- tylko dla kobiet w ciąży.
Uwielbiam za to spodnie rurki, dopasowane sweterki, kardigany ale węższe, bluzki dopasowane tak w miarę, t-shirty mogą być z nadrukiem/grafiką (jeśli napis ma sens/nie jest wulgarny), w miarę dopasowany płaszcz, kurtkę puchową np. ściągam zawsze paskiem bo talię ma tak średnio zaznaczoną.
Mam ładną figurę, dbam, żeby nie przytyć, mieszczę się w rozmiar 34/36 (czasem dół większy… ze wzgl.na biodra tylko) – po co to ukrywać się za bezkształtnymi szmatami?
Wiele ubrań uznałabym za „nie dla mnie”, ale to czego żałuję, to:
– koszule
– sukienki i spódnice ołówkowe
Pięknie wyglądają na kimś, ale znalezienie modelu, w którym bym się dobrze czuła graniczy z cudem. Zdałam sobie z tego sprawę pisząc o elementach garderoby, na które warto postawić, gdyż zawsze będą modne (http://www.wczerni.pl/2016/10/moda-przemija-szpilki-pozostaja.html) i niestety te trzy idealne pozycje mogę wykreślić. Choć – skoro udało mi się znaleźć odpowiedni żakiet, może kupię też wymarzoną czarną, prostą sukienkę ołówkową w białe prążki.
Biodrówki to koszmar,2 tygodnie leczyłam się z chorych korzonek,nie polecam tych spodni to koszmar modowy i tyle .Pasują tylko bardzo szczupłym osobom i nie można się w nich schylać,już nie jedna dziewczyna chylając się w nich zaliczyła wpadkę bo zwyczajnie widać rów.
Ja po prostu nie mogę czytać komentarzy o tym, że koszula jest sztywnym, kanciastym czy formalnym ubraniem! Wszystko zależy od tego, z jakiego materiału i jak starannie jest uszyta oraz w jaki sposób ją nosimy. A jest ona uniwersalnym elementem garderoby – do stylizacji biurowych (nie tylko informal, ale też smart casual) oraz łikendowych czy wieczorowych. Dobra koszula to jest klasa sama w sobie, stanowi jeden z podstawowych elementów, na którym bazuje wiele stylów, m.in. French chic, country, minimalistyczny… Myślę, że nie ma takiej osoby, której klasyczna koszula nie dodałaby elegancji – czy będzie to lekki oversize przewiązany w pasie skórzanym prostym paskiem do białych dżinsów, czy też totalny klasyk wpuszczony w ołówkową spódnicę, czy też w roli tuniki/sukienki. Oczywiście trudno znaleźć dobrą damską koszulę, ale można po prostu kupić sobie mały taliowany rozmiar w dziale męskim. Bez względu na różne tutaj fumy;) będę twierdziła, że jest niezastąpiona.
Rozumiem, każdy jest inny. Ale ja,( mimo, że jestem Classic wg Kibbe i wiem, że koszula
mi pasuje), to się w niej źle czuję. Mam jakieś tam w szafie, a unikam ich noszenia
jak ognia. Ostatnio się przemogłam i kilka razy założyłam sukienkę zapinaną
z kołnierzem, choć kołnierz też mnie wkurza :). Póki co sukienki są dla mnie
ulubioną częścią garderoby :).
Dodam jeszcze, że moja opinia jest wypadkową balansowania pomiędzy koniecznością wyglądania elegancko w pracy oraz komfortem noszenia konkretnych rodzajów ubrań. Mam 35 lat , 10 lat doświadczenia zawodowego w mdznrdwym korpo (z dress codem i bez), przechodziłam przez różne fazy stylu i jego braku, m.in. przez fazę chodzenia tylko w sukienkach (z powodu świetnej figury i wygody rozumianej jako brak konieczności dopasowywania góry do dołu stroju), a jednak wróciłam do uniwersalnych koszul, a nawet kupiłam sobie kilka marynarek, które na ogół łączę z dżinsami lub spódnicami :)
Nigdy się nie zastanawiałam nad tym czego nie lubię i na chwilę obecną nie założę.
Jest wiele ubrań, w których siebie nie lubię, a inni wyglądają cudownie, ale uświadamiam sobie to dopiero teraz (czytając twój post).
Nie dla mnie:
1. Jasne spodnie z dziurami – myślę, że przejdą do historii jako obciach XXI wieku, kompletnie nie rozumiem tej mody.
2. Moda na lampasy – wygląda strasznie, jak do niedawna moda na dresy plus szpilki, chociaż z dwojga złego wybrałabym chyba to drugie.
3. Spódnice/sukienki z pełnego koła i mocno marszczone w pasie – pogrubiają.
4. Dzwony i szwedy – tylko wysokie dziewczyny wyglądają w nich dobrze.
5. Landrynkowe, pastelowe i neonowe kolory – no po prostu nie.
6. Zimne kolory – czasami grzeszę i je noszę, ale ogólnie wyglądam w nich źle.
7. Bluzki z bufkami – podobają mi się, ale czuję się w nich jak mały klocek, chodzący kwadrat.
8. Golfy – podobają mi się na innych, ale mnie skracają szyję i gryzą.
9. Buty w szpic – ostatnio bardzo mi się podobają, ale ilekroć przymierzam, zawsze są niewygodne i boję się halluksów.
10. Odkryta pięta w butach, trampki na koturnie i wiele innych. :)
Ciekawe byłoby stworzenie też takich list rzeczy, które nam nie pasują np. do sylwetki czy typu urody, ale które bardzo lubimy i tak nosimy. W moim przypadku byłyby to m.in.:
1. momsy
2. chinosy
3. płaskie buty.
Hmm, jeśli chodzi o mnie to mam problem z:
– zimowymi butami/botkami na obcasach
– trampkami z koturną
– trenczem
– klapkami z puszkiem :D
– legginsami różnej maści a tym bardziej legginsami sportowymi które babki wkładają do codziennego chodzenia po mieści
– analogicznie jak wyżej -> koszulki termoaktywne pod bluzę na wiosenny spacer
– szpilki do jeansów
– czerwona pomadka do wszelkich wyjść
– kapelusze – kurczę, niektóre są ładne ale chyba nie dla mnie ;)
Ciekawe zestawienie