Dzisiaj będzie o moim stylu. Ostatni wpis, który dobrze opowiadał o tym, jakie przyświecają mi estetyczne idee opublikowałam bardzo dawno temu, bo w połowie 2015 roku Jaki klimat jest Twoim klimatem. Tak naprawdę on cały czas jest aktualny, bo dobrze oddaje moje poczucie estetycznej wrażliwości i upodobań. Jednak czasu upłynęło sporo i przydałoby się doprecyzować niektóre rzeczy, a na niektórych mocniej się skupić.

A jako, że mam w mojej głowie bardzo wyrazisty obraz siebie w najbliższej przyszłości oraz mam zawężoną grupę pojęć, które są u mnie teraz na absolutnym szczycie, nie pozostaje mi nic innego jak to nowe rozpisanie stylu zrobić w wersji najprostszej, najlepszej i najbardziej przejrzystej. Przed Wami więc moja Lista klasyków (stan na początek 2018 roku, bo jak wiadomo wiele rzeczy się może pozmieniać).

Gdy skończyłam pisać książkę, poczułam silną potrzebę zastosowania się radykalnie do swoich własnych porad. A więc po kolei:

Od Versace do Owensa

Brzmi to na pewno dziwnie, ale tak właśnie chciałabym określić granice swojego stylu. Jest coś w estetyce obydwu tych domów mody, co mnie pociąga, choć pozornie wydają się one nie mieć wspólnego mianownika. Ja tych mianowników widzę kilka i widzę tu szansę na spójność. Dla mnie oni są podobni do nich, ale zdaję sobie sprawę z tego, że mogę być jedyną osobą na świecie, która tak to postrzega.

Dosłownie zachłysnęłam się ostatnio estetyką domu mody Versace, zaczęłam się interesować historią związaną z rodzeństwem Versace, oglądać dostępne pokazy i przyznam, że jestem bardzo ciekawa serialu American Crime Story 2 z Penelope Cruz w roli Donatelli. Planuję kupić szal Versace, ale jeszcze nie jestem do końca zdecydowana, która forma będzie dla mnie najlepsza. Na razie zadowoliłam się tą sukienką, która kojarzy mi się z estetyką włoskiego domu mody.

Trochę surowizny chciałabym jednak u siebie przemycić. W gruncie rzeczy cały czas wspaniale czuję się w „workach”. Lubię taką Marię w dużo za dużych ubraniach, w ciężkich butach, czarnym oku, skórze. I będę taką siebie rozwijać, bo nie chcę niczego zakłamywać. W polskim Vogue jest ciekawy artykuł o Owensie, związany z wystawą jego prac w Mediolenie.

Czerń

Przyznam, że nie pamiętam takiego momentu w moim życiu, w którym czarny mi się nie podobał. Ten kolor towarzyszył mi już od podstawówki. Kiedy w szkole była moda na małe plecaki, ja jako jedyna miałam czarny lakierowany plecaczek, a dziewczynki najczęściej wybierały róż i błękit. Pamiętam, że modne były też sportowe kamizelki, princeski, ażurowe narzutki robione na szydełku, rybaczki – mówimy cały czas o podstawówce – ja to wszystko miałam czarne :) Moje serce było i jest i chyba zawsze będzie czarne…

Chciałabym, żeby większość moich gór (bluzek, swetrów i koszulek) była w tym kolorze. Czerń postrzegam jako bazę, ale taką bazę, która może być czymś ozdobiona, a wcale nie musi. Dla mnie czerń jest samodzielna, choć jednocześnie też bardzo plastyczna. Wspaniale łączy się ze srebrem i złotem, czego zamierzam intensywnie doświadczać w najbliższym czasie. Czerń plus złoto to wg mnie elegancja, dojrzałość, bogactwo, a czerń plus srebro to z kolei mrok, młodość, siła. Dajcie mi znać jak Wy postrzegacie te połączenia!

Zieleń

Już nie tylko butelkowa zieleń, ale też i ostrzejsza – szmaragdowa towarzyszy mi coraz częściej. Lubię zieleń na pograniczu z niebieskim: turkusy, morskości, a nawet zieleń jaśniejszą: miętową, limonkową. Lubię zgniłą zieleń, lubię zieleń militarną. Pozytywne odczucia względem tego koloru tylko potęgują się u mnie z czasem i nawet sama jestem zaskoczona tym, że piszę te słowa mając na powiekach kreski zrobione zieloną kredką.

Bardzo komfortowo czuję się tej zimy w połączeniu czarnego płaszcza z zieloną małą torebką jak tutaj czy tutaj. Na wiosnę kupiłam już UWAGA zielony trencz, o ten. Na swoją obronę dodam, że na pierwszy rzut oka wydaje się czarny, trzeba się dobrze przyjrzeć, by dostrzec zieleń.

Zieleń jest dla mnie na tyle ważna, że wymieniłam ją koło czerni na liście klasyków, ale są też inne kolory, które darzę uczuciem.

Ciemne kolory

A są to wszelkie barwy kojarzące się z mrokiem, smutkiem, czasem elegancją, a czasem dostojnością. I te kolory w gruncie rzeczy dobrze oddają ducha typu urody jakim jest intensywna zima. Są to w szczególności burgund i wiśnia, kobalt i granat, czekoladowy brąz, oberżyna, grafit i stalowy, no może jakiś ciemny róż, choć do różu mam chwilową awersję…

Nie gustuję w stylizacjach na których pojawia się kilka kolorów. Wolę połączyć czerń lub biel z jedną ‚kolorowszą” barwą albo postawić na jeden kolor od stóp do głów. Ale jednocześnie muszę przyznać, że np. błękit jeansów lub paski na koszulce traktuję jako neutral i tu już nie miałabym oporów przed dodawaniem jakichś innych kolorów.

Srebro, złoto, ciężka biżuteria

Jeden z najważniejszych moich postulatów. Mam teraz ogromną potrzebę obwieszania się biżuterią. I to nie taką malutką, minimalistyczną, delikatną, ale właśnie ciężką, mocną, świecącą, bogatą. Czuję jakby taka biżuteria stawiała kropkę nad i w moim przypadku. Zwłaszcza kolczyki przy mocno podkreślanych ustach przywodzą skojarzenia z silną kobietą (power dressing, supermodelki, Dynastia). Przeczesuję pchli targ, internet w poszukiwaniu kolczyków czy klipsów z lat 80-tych i co chwila udaje mi się znaleźć coś ciekawego np. takie klipsy.

A już za główny cel stawiam sobie mieszanie srebra i złota. Uwielbiam takie połączenie na kimś, ale na sobie nie do końca potrafię je „wyegzekwować”. Torebki Fendi mają świetnie okucia w obu kolorach i wygląda to wspaniale, jak np. tutaj.

Lakier

Lakierowana skóra na butach to dla mnie żadna nowość. Jednak chciałabym to uwielbienie połysku rozszerzyć również na ubrania i torebki. Gdzieś tam nieśmiało w myślach widzę siebie w winylowym płaszczu i to niekoniecznie w czarnym.

Natomiast lakierek na butach przestał mi się wydawać odświętny, jest już po prostu wpisany w mój „normalny” wygląd.

Skóra z fakturą

To samo dotyczy niegładkiej skóry. Tak się składa, że tłoczenia na wzór skóry krokodyla przeżywają teraz jakiś renesans, ale ja się z tego bardzo cieszę. W Massimo Dutti kupiłam taką torebkę. A bardzo podoba mi się również shopper od Zofii Chylak.

Elegancja, rock, orient

Te trzy składniki wpisuję razem, bo wyrażają dobrze pewien rodzaj podejścia do akcentowania bazy ubraniowej.

Przez elegancję nie rozumiem bycia przesadnie wystrojonym, a tylko wybór elegancji w przypadku, kiedy nachodzi mnie jeszcze jakieś wahanie, co do bardziej sportowego stylu. Z tym jednym elementem muszę uważać. Sport to jest dla mnie bardzo wygodna i taka szybka, bezmózgowa ścieżka z której prawie nigdy nie jestem po czasie zadowolona. Często mnie ciągnie takie ułatwianie sobie życia, a później żałuję. Chciałabym być tutaj dla siebie surowsza i ten sport z mojego codziennego wyglądu raczej eliminować. Stąd wpisałam tu elegancję. Poza tym lubię siebie w prostych zestawach typu koszula i czarne spodnie plus męskie buty.

Rock w typowym znaczeniu tego słowa: skóra, ćwieki, czerń, dużo srebra, mocny makijaż – jest to dla mnie zupełnie naturalne. Na blogu nie widać tego tylko dlatego, że po prostu było w zeszłym roku mniej postów i nie było jak tego pokazać.

W szafie chciałabym mieć orientalne szale, które traktuję jako najlepsze uzupełnienie zestawu czarna gładka bluzka i jeansy lub prostej małej czarnej, a także sporo ciężkich kolczyków czy bransolet w takim stylu.

Liście

Niezmiennie moim ukochanym wzorem są liście. Ale nie jestem wobec nich bezkrytyczna, nie myślcie sobie. Nie tak łatwo znaleźć rzeczy z tym wzorem, które nie byłyby zbyt dosłowne. Przeszkadza mi, kiedy liść jest jakby przedrukowywany z natury, wyglądający jak zdjęcie. O wiele bardziej cenię interpretacje na temat tego motywu czy przedstawienie go bardziej symbolicznie niż dosłownie. A że o to trudno, mam tylko trzy sukienki z tym wzorem, ale za to jakie: 1, 2, 3! No w sumie trzy to nie tak mało :)

Mocne usta

Zastanawia mnie to, jak ja się malowałam zanim sobie postanowiłam, że to na usta będę kładła nacisk w makijażu. Gdy teraz nakładam jasny błyszczyk, czuję, że to o wiele za mało. Nawet neutrale są u mnie na tyle mocne, by usta w nich były wyraźnie zarysowane. Nie ukrywam, że maluję się dość intensywnie, nawet na co dzień, bo bardzo to lubię. Teraz zdecydowanie przeżywam fascynację nakładaniem ogromnych ilości różu na policzki.

Gładkie włosy

Muszę mieć dłuższe włosy. Jeszcze z pięć centymetrów i będzie super. Cały czas – proste równa się najlepsze. Dyskutowałyśmy pod wpisem o włosach nad suplementami i zdecydowałam się na Kerabione. Na razie jeszcze nie widzę efektów, ale zaczekam z ocenami do końca kuracji.

Platformy, obcasy

Płaskie buty pójdą w odstawkę. O wiele bardziej komfortowo czuję się na obcasach. Typ buta jaki niesamowicie działa mi teraz na wyobraźnię, to takie jakby buty hrabiego.


Jak widzicie mam wielką ochotę na obranie bardzo konkretnego kierunku. Wpłynął na to głównie proces tworzenia książki – bardzo się przy niej zdyscyplinowałam i postanowiłam, że przynajmniej w kwestii stylu coś wyostrzę, coś popchnę do przodu, coś zmienię na radykalniejsze. Czuję się po tych postanowieniach tak, jakbym dosłownie: umyła twarz zimną wodą. Chce się uporządkować tę sferę życia bardzo bezkompromisowo, wyostrzyć!!!

Przeniosłam Wybór Marii na pinterest. Będę tam umieszczać produkty, które mi się spodobały, które chcę kupić lub już kupiłam. Po kliknięciu w zdjęcie zazwyczaj przeniesie Was do strony produktu, oczywiście może się zdarzyć, że produkt jest już niedostępny. Ta tablica może być pewnym obrazem mojego gustu, bo umieszczam tam rzeczy na które patrzę wyłącznie pod kątem swojej szafy. Jak widać nie przypisuję się do jednej grupy cenowej. Czasem podobają mi się rzeczy od projektantów, a czasem zachwycę się czymś tanim na chińskiej aukcji. Nauczyłam się już jakiś czas temu, że wszystko jest dla ludzi. Nie ma co się snobować i nie ma co skreślać czegoś, bo jest tanie.

Kolej na Was. Co byście wyostrzyły w swoim stylu? Pytam czysto teoretycznie. To nie musi być deklaracja, że oto od teraz będę brnąć w taki, a taki motyw. Na luzie!