Z racji ciągłego pisania o french chic, chwyciłam za bluzkę w paski. To był bardzo dobry zakup, dodam jeszcze, że cenowo bardzo rozsądny. Noszę ją do upadłego, bo nie dość, że wygodna, to jeszcze przemawia do mnie prostota wzorka. Ta bluzka pasuje do wszystkiego, co mam w szafie.

Z dołem jest trochę inaczej. Bo zawsze wiedziałam, że od spódnic wolę spodnie i sukienki. Jednak czułam, że potrzebuję czegoś takiego jak spódnica maxi. Plan pierwotny zakładał czarną bluzkę i ciężką biżuterię. Ale teraz jest mi z tą spódnicą trudniej niż myślałam, bo jednak muszę dobierać do niej „nie czarną” górę, żeby nie wyglądać jak ksiądz:) Póki co odgrzebałam jakieś niebieskie t-shirty i białe bluzki, więc powinno być ok i spódnica nie będzie leżeć w szafie.

Obydwie rzeczy kupiłam w zeszłym miesiącu. Bluzkę zdążyłam już założyć przynajmniej 10 razy, spódnicę 1 raz. A najśmieszniejsze jest to, że właśnie spódnicę uważałam za świetny dodatek do mojej bazy. Tymczasem okazało się, że nieoczekiwanie bluzka spełniła tę rolę:) Jestem w połowie zadowolona. A Wy macie jakieś zakupowe powody do zadowolenia? Lub niezadowolenia?