Wiele razy pisałam o tym, że aby uzyskać spójny styl, niezbędna jest konsekwencja i odrzucanie kuszących stylowych alternatyw, niepasujących do nas. W wielkim skrócie powinno to wyglądać w ten sposób:

Na podstawie własnego gustu obieramy kierunek naszego stylu i konsekwentnie go realizujemy, opierając się kuszeniu przez inne style.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jest tyle pięknych ubrań zarówno strojnych, jak i tych ujmująco prostych, co chwila pojawiają się różne pociągające trendy, kuszą nas kolory, które widzimy ładnie zaaranżowane na kimś innym, cudowne obrazki pobudzają naszą wyobraźnię przy okazji korzystania z internetu – ogromna ilość inspiracji zalewa nas codziennie na tyle skutecznie, że paraliżuje nas to przed wyborem tej właściwej, tylko naszej drogi. Jak to zrobić – jak obrać właściwy kierunek i nie oglądać się za siebie? Przedstawiam Wam skuteczną metodę, którą opiszę na swoim przykładzie, a która wcale nie jest trudna i rzuca światło na wiele spraw. Nazwałam ją: kluczowe pytania. A to dlatego, że polega ona na zadawaniu samej sobie właściwych pytań. Pozwólcie więc, że nakreślę Wam sytuację i precyzyjnie objaśnię, jakie to mają być pytania.

Ze swoim stylem jestem już na takim etapie, w którym do celu jest o wiele bliżej, niż dalej. Jestem w stanie wyodrębnić przynajmniej dwa swoje uniformy, mam wypracowany standard poniżej którego nie schodzę i mogę powiedzieć, że szukanie nowych rzeczy sprawia mi radość, bo wiem czego szukać. Zmieniają się warunki – waga ciała się waha, dochodzą co rusz nowe zakochania się w kolorach (teraz jak wiecie rządzi już bardzo długo zieleń), zdrowie czasem wymusza pewne zmiany, wyobraźnia dokłada nowych pomysłów itd. Ale ogólnie – kurs jest dobry. Mogę Wam więc powiedzieć, co było najtrudniejsze w dojściu do tego satysfakcjonującego stanu i co zrobiłam żeby to przezwyciężyć.

Otóż, podobało mi się tak wiele rzeczy, tak wiele haseł opisujących wymarzony styl byłam w stanie podać, że wydawało się to zbyt chaotyczne. Gdybym miała wszystkie pomysły realizować, nie wyszło by z tego nic spójnego. Wręcz mogłabym obdzielić stylem, który jest wypadkową tych pomysłów, kilka osób. Jak czegoś jest za dużo – inspiracji, pomysłów, wyobrażeń, haseł – to wychodzi z tego papka, a przecież chcemy niepowtarzalności, wyrazistości, konkretu. Trzeba było pozbyć się części tych elementów tak, żeby to, co zostanie było jak najautentyczniejsze i zarazem najbardziej pociągające (tak żeby nie żałować utraconych alternatyw).

Jeśli chcesz zdefiniować swój styl po prostu weź kartkę i długopis i pospisuj wszelkie hasła związane ze stylem, jakie tylko przyjdą Ci do głowy. Pisz tak, żebyś to Ty rozumiała, co masz na myśli, nie pisz pod kogoś. Wypisuj kroje, kolory, klimaty, osoby, filmy, kraje, trendy, muzykę – dosłownie wszystko, co Cię inspiruje. Stwórz taką naprawdę rozbudowaną listę rzeczy, które chciałabyś, żeby Cię wizualnie określały. Na tej liście będziemy bazować.jak znaleźć swój stylźródło zdjęcia: kaboompics

Oto moja metoda wypracowywania sobie stylu, bazując na stworzonej liście (będą trzy punkty):

1) Wyodrębniamy pewniaki

1) Każdy ma takie hasła opisujące styl, które są niezmienne. Takie, które są niepodważalne i którymi kierujemy się od bardzo dawna. Takie, które lubimy i których nie wyobrażamy sobie zmieniać. Te hasła nie muszą być zrozumiałe dla kogokolwiek poza nami. One określają nasze preferencje w bardzo stanowczy sposób. Przy zakupach, kierując się tymi hasłami, nawet kiedy na horyzoncie pojawia się coś pięknego, przeczącego tym hasłom, nie skusimy się na to. Te hasła w odniesieniu do nas są tak oczywiste, jak twierdzenie, że trawa jest zielona, a niebo jest niebieskie.

Przykład takiego hasła u mnie: ciemne kolory. U mnie zawsze ciemne kolory górowały nad jasnymi i nie wyobrażam sobie, żeby ta sytuacja miała się kiedykolwiek zmienić. Nie lubię jasnych kolorów i nie przepadam za nimi na sobie. To nie znaczy, że nigdy przenigdy nie założę nic jasnego. To znaczy, że na zakupach nie skuszę się na jasną rzecz, bo nawet jej nie zauważę. Nie ładuję energii w szukanie czegoś jasnego, bo tak bardzo lubię ciemne. Nie jest to nawet kwestią nielubienia jasnego, jest to raczej kwestia kochania ciemnego.

Kolejny przykład takiego stanowczego hasła, trochę trudniejszy i wymagający sprecyzowania, by ktokolwiek poza mną dobrze je zrozumiał: prostota. Tłumaczę to hasło na potrzeby wpisu, bo tak naprawdę to ma być zrozumiałe tylko dla mnie – nie ma potrzeby, by ktoś inny wiedział, co ja rozumiem pod pojęciem prostoty. Przesadne zdobienie na ubraniu nie jest u mnie mile widziane, a jeśli już się pojawi to nigdy nie będzie towarzyszyło innemu przesadnemu zdobieniu. Jeśli więc wzór, to konkretny, duży i nie zestawiany z innym wzorem. Jeśli falbanka to na pewno w towarzystwie czegoś gładkiego. Żadnych łączek, drobnicy, przesady w ilości biżuterii, zbyt dużej ilości kolorów w jednym stroju i makijażu. Prostota w tym sensie, że w skrajnym przypadku jakiegoś zdobienia, zostanie ono zestawione z czymś wyjątkowo nieskomplikowanym. Jeśli zdobień jest więcej niż dwa, moje samopoczucie dzieli się na dwa, jakbym znikała pod tymi zdobieniami. Ale z kolei fantastycznie się czuję, ubrana najprościej jak można i z jakimś wyraźnym akcentem w postaci biżuterii albo wyraźnego wzoru.

Mam więc coś w rodzaju zasad i się do nich stosuję (tych zasad jest jeszcze parę, ale we wpisie umieściłam dwie przykładowe). Ty na pewno masz też takie zasady, które są dla Ciebie często tak oczywiste, że nawet nie pomyślałaś o tym, by je formułować. Na swojej liście podkreśl więc te rzeczy, które są niezmienne i w stu procentach pewne. Te rzeczy zostają na liście.

Gdy wyodrębnisz te najważniejsze zasady, możesz zająć się tym, co zniekształca Twój styl. Mam tu na myśli wszystko to, na co nie możesz się zdecydować. Tym zajmiemy się w punktach drugim i trzecim.

Dalsza część tego wpisu ukaże się w przyszłym tygodniu, ponieważ chciałabym przeczytać Wasze szczegółowe odpowiedzi na temat każdego z punktów.

Pytanie dla Was: jakie są Wasze niezmienne hasła dotyczące stylu? Podajcie przynajmniej dwa przykłady takich pewniaków.