Tytułem wstępu. W grudniu zeszłego roku ścięłam włosy na chłopaka, ponieważ nie mogłam już znieść farbowania na czarno. Włosy wypadały po każdym farbowaniu, ale równocześnie rosły tak szybko, że żeby nie było widać nieestetycznych odrostów musiałam farbować je częściej niż co miesiąc. Nie czułam się na tyle pewnie, by poddać się dekoloryzacji, a poza tym chciałam przestać farbować i ujrzeć swój naturalny kolor. Od tamtej pory minie niedługo rok, ja już biorę włosy za ucho, doświadczyłam świetnej kondycji włosów w trakcie ciąży i być może przyjdzie mi się teraz zmierzyć z ich wzmożonym wypadaniem. Na razie jest ok. Cel jaki sobie postawiłam w grudniu zeszłego roku to zapuszczenie włosów o swoim naturalnym kolorze (jaki by on nie był) do ramion i ścięcie ich na prosto. Teraz coś się jednak zmieniło, bo w moim polu widzenia pojawiły się one – włosomaniaczki.
Bloga anwen.pl znałam już od jakiegoś czasu, ale dopiero po urodzeniu Zosi zaczęłam go wnikliwie przeglądać. Trochę się wystraszyłam na perspektywę tego, że po ciąży włosy będą wypadać jak szalone, bo przyznaję, że większość koleżanek swoje pociążowe doświadczenia z włosami opisuje tak: horror, masakra, łysina. Pomyślałam więc, że może jestem w stanie zrobić przynajmniej coś ze swojej strony, żeby włosy wzmocnić i chociaż w minimalnym stopniu zapobiec tragedii. I przepadłam. Dla mnie blog anwen.pl to najlepszy polski blog w całej blogosferze. A te peany wygłaszam, gdyż osoba, która go pisze robi to rzetelnie, stała się ekspertem w dziedzinie o której pisze, ale przede wszystkim treści zamieszcza na swojej stronie bardzo często.
Jeszcze siebie włosomaniaczką nie nazwę, bo ja mam pióra, a nie włosy, ale pracuję nad tym. Oj pracuję. Testuję, olejuję, odżywiam, zapisuję, wcieram, płuczę, czytam składy, porównuję, eksperymentuję itd. I muszę przyznać, że włoskom to się podoba. Że to tylko brzmi jak nadmiar, ale w rzeczywistości to było jak zaspokojenie potrzeby. Taka pielęgnacja była moim włosom potrzebna jak frytkom sól i jak schabowemu kapusta kiszona. Czyli jak widać nie niezbędna, ale bardzo przydatna :)Zeszyt w kiwi to mój włosowy dzienniczek w którym zapisuję sobie codziennie wszystkie czynności pielęgnacyjne, których doświadczają moje włosy. I już po dwóch tygodniach takiego zapisywania jestem w stanie powiedzieć, że niektóre produkty kompletnie mi nie służą, a niektóre są świetne. Herbatę z pokrzywy pijam namiętnie, a ten piękny obrus w tle zrobiła moja babcia.
Dobra, zapytacie mnie: kiedy będzie ta recenzja, którą sugeruje tytuł? Jeszcze chwilka, jeszcze troszkę cierpliwości, bo Maria musi się wyżalić i poopowiadać o swoich celach. Tak więc są jeszcze piórka, nie za grube, ale też nie za przesadnie cienkie włoski, o różnej długości, które już można brać za ucho, które trzeba myć codziennie i które są zbyt często przyklapnięte. A fajnie by było mieć energiczne, odbite od skalpu włosie, myć je chociaż co drugi dzień i zapleść sobie warkocza (długość do łopatek to by było coś!). Będą te cele wymagały krwi, potu, wyrzeczeń i nieprzespanych nocy (wyolbrzymiam, by stać się dla samej siebie bohaterką), ale już widzę, że są one po prostu realne. A to wszystko oczywiście dzięki blogowi Ani.
Czy ja muszę pisać, co zrobiłam jak tylko wyczytałam, że autorka anwen.pl wydała książkę o pielęgnacji włosów? Oczywiście poleciałam do księgarni. Kupiłam i po prostu przeczytałam, a teraz ciągle do książki wracam i buszuję po archiwach bloga.
Muszę wspomnieć, że książka jest bardzo ładnie wydana. W relacjach międzyludzkich ważnych jest pierwszych kilka sekund, jak się okazało dla mnie również w relacji człowiek-książka liczy się pierwsze wrażenie. I bardzo fajnie zapłacić za coś i poczuć się z tym od razu dobrze. Oczywiście książka jest taka ładna, że szkoda mi po niej pisać (wiem, że jestem psuja, ale lubię sobie zaznaczać ciekawe rzeczy po książkach), no ale co zrobić…
Poradnik można czytać zaczynając od dowolnego miejsca, ale dobrze by było pochłonąć go od pierwszej do ostatniej strony, bo Ania prowadzi nas przez zakamarki pielęgnacji włosów w logiczny sposób. Czytając książkę od razu widać, że autorka ma ścisły umysł, bo lania wody tam nie doświadczysz. Zaczynamy od tego, że definiujemy swoje włosy, uzmysławiamy sobie jakie mamy problemy, a kończymy na tym, że odżywiamy je za pomocą mikstur zrobionych samodzielnie z tego, co mamy w kuchni. No powiedzcie, czy taka perspektywa nie wydaje się kusząca?
Jeżeli ktoś jest włosomaniakiem już jakiś czas to pewnie zawarte w książce porady będą dla niego oczywiste. Książka jest skierowana dla laików, dla takich jak ja żałosnych konsumentów sięgających w drogerii po szampony z reklamy albo odżywkę, która ma na opakowaniu informację od producenta, że jest dla mojego rodzaju włosów. A jeżeli coś jest w stanie uczynić ze mnie świadomego konsumenta to nie ma takiej siły, żebym nie umieściła pochlebnej recenzji tego na blogu. Książka jest świetnym pomysłem na prezent. Ja bym po prostu skakała z radości, gdybym dostała coś tak mądrego pod choinkę.
Zachęcam do zapoznania się z kilkoma ostatnimi postami na anwen.pl, żeby zobaczyć w jaki sposób Ania pisze.
Troszkę szkoda, że Zuzia Ani urodziła się troszkę później niż Zosia, bo Ania pewnie na to wypadanie włosów po ciąży znajdzie jaki sposób :) Odnośnie tematu, jak tam Wasze włosy?
Mario zaskoczyłaś mnie tym tematem – pozytywnie:-) Zawsze miałam słabe włosy, skłonne do wypadania, przetłuszczające się, muszę je myć codziennie żeby wyglądać jak człowiek. W ciąży włosy bardzo mi się wzmocniły, ale mniej więcej 3 miesiące po porodzie zaczęły wypadać garściami. Marzy mi się bujniejsza fryzura, zakupiłam odpowiednie płyny do wcierania w skórę głowy, ale z chęcią zrobię coś jeszcze dla moich włosów.
p.s. Dzięki za pomysł na prezent.
Wcierki są zawsze spoko, ja zaczęłam od olejowania, a teraz właśnie używam wcierki co wieczór. Na razie mam tę z Radicala i zamierzam używać jej regularnie przez jakieś trzy tygodnie :)
Powiem Ci że ten blog uratował mi włosy. Śledzę od sierpnia 2013. Z cienkich słabych mega rozdwojonych kłaków których nie dało się rozczesać, mam teraz fajne, zdrowe włosy i nie muszę ich ścinać co miesiąc bo się w ogóle nie rozdwajają. Ja ścięłam 35cm włosów. Żałuję tylko że nie dokumentowałam Mojej włosowej Historii. No, ale trudno;)
Pozdrawiam.
35cm? Jaka ogromna długość! Ale na pewno było warto zawalczyć i teraz to już będą z każdym dniem piękniejsze. Jaki jest Twój ulubiony produkt?
Noo więc Mario, bliźniaczko ma :-)
Jestem w identycznej sytuacji, i to samo marzenie o takiej samej fryzurze, choć powód obcięcia był inny, i po obcięciu jeszcze jakiś czas farbowałam. Nie farbuję od maja. Moje włosy mają się coraz lepiej (i portfel, bo nie kupuję już pseudoprofesjonalnego badziewia w hurtowniach fryzjerskich) dzięki blogowi blondhaircare; akurat ona bardziej do mnie trafiła (ale wiadomo że bloga Anwen to każdy zna)
ps. nie masz piórek tylko porządny włos. Cały smutek polega na naszej jakże niewyjściowej fryzurze, która odbiera naszym włosom cały urok. Ja twierdzę że wyglądam jak po spotkaniu z kosiarką. I póki nie urosną to chodzę tylko w spiętych. no.
Tak! Znam tego drugiego bloga też, ostatnio była u anwen we MWH. Do włosów trzeba mieć cierpliwość, ale przede wszystkim nie dać się omamić reklamom. Moją ambicją jest czytanie składów kosmetyków bez pomocy internetu. Czuję, że wtedy wszystko będzie jaśniejsze :) Marzą mi się proste włosy, po prostu. Żadnych cieniowań, zero udziwnień.
Śledzę bloga Ani od ponad dwóch lat, w grudniu z kolei miną 3 lata od ostatniego farbowania. Mam włosy do zapięcia stanika, taką długość ostatni raz miałam w wieku kilku lat! Co prawda zostało jeszcze parę centymetrów spranych (z ciemnego brązu do złota! Szok!) odrostów, ale i tak juz z dumą mówię że w 3 lata zapuściłam naturalne włosy do zapięcia stanika. I mam ochotę na więcej – do łokci, a może pasa?? :) Włosomania wciąga!
Wow. To moje cele wydają się bardzo skromne :) Gratuluję, dla mnie to jest bardzo zacna długość i jestem troszkę w szoku, że można chcieć jeszcze dłuższe :)
Po pierwszej ciąży przestałam farbować włosy – z braku czasu. Obcięłam, tak jak Ty, na krótko żeby pozbyć się odrostów. Może dzięki temu nie pamiętam szczególnej tragedii z wypadaniem. Wcześniej farbowałam włosy przez jakieś 10 lat. Od 7 lat mam własny kolor. Moja mama twierdzi, że wizualnie mam włosy grubsze i zdrowsze. Jest jednak pewien minus. Po odzyskaniu swojego koloru okazało się, że przez te wszystkie lata włosy bardzo mi ściemniały (typ lata …). Niestety wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Coraz częściej chodzi mi po głowie farba. I chcę i się boję ;) Z jednej strony nie muszę myśleć o odrostach, z drugiej czuję się swoimi włosami przytłoczona i nijaka. Lubię swoją fryzurę do ramion i nie planuję zapuszczać więc końcówki i tak będę regularnie ścinać. Przydałby mi się blog o farbowanych włosach ;)
A o siwych włosach nic nie piszesz. To skoro nie ma siwych to może jednak zostań przy swoich i się troszkę mocniej spróbuj malować na przykład :)
ja mam siwe, ale postanowiłam je kulturalnie olać.
Moje włosy dzięki farbie były o wiele grubsze, przestałam farbować przede wszystkim dlatego, że nie byłam w stanie wydobyć z żadnej farby chłodnego brązu i się na nie obraziłam. Później doszła motywacja zdrowotna.
Ja sobie powiedziałam, że też nie będę się przejmować siwymi, ale szczerze mówiąc o ile nie martwi mnie cała głowa w siwych włosach, to trochę mi pewnie będzie ciężko mieć pojedyncze siwe na brązowym tle :)
no ja właśnie teraz tak mam, idzie się przyzwyczaić. Pierwsze dwa cm odrostu były najbardziej szokujące, potem już z górki.
siwych fakt nie mam ale to chyba genetyczne – mój ponad 60 letni tata marzy o siwych a też nie ma ;) czytam właśnie blog anwen mając jednak nadzieję na jakąś pielęgnację włosów farbowanych ;) nie przyzwyczaiłam się przez 7 lat a to chyba o czymś świadczy ;)
Kto by tam marzył o siwych?:))
Jakże Wam, dziewczyny zazdroszczę, że możecie włosów nie farbować. Siwym mówię stanowcze NIE.
Ja też tak miałam. Z dość jasnego średniego blondu po liceum i studiach – latach farbowania na wściekłe śliwy, burgundy itp. został mi dużo ciemniejszy, mysi kolor. Po paru latach wszystko wróciło jednak do normy i teraz mam jaśniejsze włosy niż w podstawówce :) Wytrwałości i powodzenia :) Przydają się też naturalne płukanki rozjaśniające. Pozdrawiam!
Przez dwa dni siedziałam na blogach włosomaniaczek czytając o farbach – chyba się jednak wstrzymam ;) Może wypróbuję jeszcze naturalne płukanki – w sumie rozjaśnienie nawet o 1 ton byłoby dla mnie powodem do radości (a 2 tony powodem do otwarcia szampana ;))
Czytuję sobie Ciebie od około miesiąca i przyznaję się przeczytałam wszystkie wpisy. Bardzo mi pomogłaś w kilku sprawach :) A teraz włosy. Proste,krótkie, nieukładające się, niereagujące na żadne czynności pielęgnacyjno- fryzjerskie, od 30 lat myte codziennie rano, naturalne szare bez połysku. Fryzjer robi ze mnie blondynkę ale zaczynam być tym znużona. Totalna porażka. Ale nie wiedziałam, że istnieją takie osoby jak włosomaniaczki :) Poczytam, spróbuję :)
Dziękuję za wszystko.
Ja też miałam taki ciąg mycia włosów rano. Teraz zmieniłam rutynę na wieczorną, ale oczywiście muszę umyć każdego wieczora. Wiem, że na pewno się da dojść do rzadszego mycia i ja to osiągnę choćby nie wiem co. Nie martw się Karolina, bo nie takie rzeczy kobiety robią, wierzę, że się nam uda :)))
aloesowy szampon Equilibra, który poleca anwen sprawia że spokojnie da się myć włosy co drugi dzień i to wieczorem, nawet jak całe życie myło się je codziennie. bardzo polecam. ten szampon plus olejowanie i nie trzeba się już nigdy martwić o włosy :)
To jutro na spacerze z Zosią zrobimy objazd po aptekach. Muszę koniecznie wypróbować , tym bardziej, że ostatnio łaknę wszystkiego co świeże: aloes, zielona herbata, brzoza… Tak jakoś mi się troszkę poprzestawiały zapachy :)
Oooo, jak dobrze! To poszukam tego szamponu, bo ja, jeśli zostawię włosy nie myte to na drugi dzień już coś koło 13-tej mam na głowie smalec, a wychodząc z pracy wstydzę się pokazać ludziom :D Chciałabym nie musieć tak często – jak na razie nie jestem w stanie przemóc się i chodzić z takimi tłustymi, bo że niby trzeba przyzwyczaić…. no i słyszałam od koleżanki, której znajoma jest chemikiem, że producenci dodają do szamponów takie różne cosie, które powodują, że włosy przetłuszczają się albo swędzi skóra – no to ja wiem, skąd te moje dolegliwości! Jak na razie po każdym testowanym szamponie tak mam. A włosy od 3 lat zapuszczam i płaczę – bo poszłam tylko podciąć końcówki a pani upierdzieliła mi 1/3 włosów i tak wystrzępiła, że zmniejszyła objętość o połowę – masakra!
Kurna, co jest z tymi fryzjerami, już nie raz słyszałam historię o tym jak to miało być tylko 2cm, a wyszło ponad 10. Chyba samemu trzeba se podcinać :(
kolejne delikatne szampony do mycia jak dla mnie: płyn do kąpieli dla kobiet w ciąży Babydream fur Mama i czarne mydło Babuszki Agafii.
Ogólnie staram się nie używać czegokolwiek, co ma w środku detergenty. Do mycia buzi też tylko olejek pomarańczowy z Biochemii Urody i własnie po dwóch tygodniach stosowania zniknęły mi uczulenia na policzkach (myślałam zawsze, że to rumieńce) i pory mi się zmniejszyły! Sukces :) Jak się ugryzie temat naturalnej pielęgnacji włosów to potem już tylko kwestia czasu jak zajmiecie się buzią i skórą na całym ciele. :)
Babuszka Agafia akurat jest bardzo bogata w SLS, czyli detergent w tym mydle rządzi jednak.
Mala Mi, wspomagaj sie suchymi szamponami miedzy myciami, one pomagaja przetrwac drugi dzien bez mycia. Tylko uwazaj bo one tez wysuszaja skore glowy. Pozdrawiam
Ja dziś wysypałam na głowę trochę pudru dla niemowląt Babydream i mąki ziemniaczanej. Wytrzymują spokojnie i bez podrażnień :) (chociaż lepiej makę ziemniaczaną lub kakao, bo zdrowe). Nie lubię Batiste, bo to sama chemia. :P
próbowałam i byłam bardzo na nie – jakoś mi nie pasowało, miałam wrażenie, że zamiast smalcu na włosach mam smalec tylko na dokładkę zapudrowany ale kto wie, może zrobię drugie podejście? masz jakiś konkretny szampon na sucho do polecenia?
Odkąd zaczęłam czytać bloga Anwen, dowiedzialam się o wcierkach. Zuzylam juz jedną buteleczkę Seboravitu (jest genialny!) i jestem w trakcie Jantaru (mniej genialny) i zauwazylam, ze wlosy duzo mniej mi się przetłuszczają. Moze uda mi się odejść od suchych szamponów, które bardzo wysuszają skalp.
Bloga anwen poznałam jakieś 4 lata temu, jak patrze na swoje zdjęcia z dzieciństwa to nie mogę uwierzyć, że moje włosy „cienkie z natury, nie warto zapuszczać”, są teraz długie i gęste (nadal są cienkie ale jak się o nie odpowiednio dba to nie jest problem), a warkocz taki gruby, że mogłabym nim komuś zęby wybić. :D Uwielbiam swoje włosy, jestem z nich dumna i zbieram masę komplementów na ich temat.
Myślę, że osób, którym anwen pomogła zapuścić piękne, zdrowe włosy jest cała masa.
A herbatkę z pokrzywy pije codziennie, uwielbiam. :)
Pozdrawiam :)
A czy mogłabyś podać jakieś ulubione produkty, które według Ciebie działają świetnie na włosy?
zwłaszcza na pogrubienie i zwiększenie ich ilości :-)
W zagęszczaniu włosów bardzo mi pomogły wcierki, moje ulubione to Woda brzozowa z Barwy i Joanna Rzepa Ampułki. Staram się nie niszczyć włosów: po myciu delikatnie rozdzielam, a porządnie czeszę jak podeschną, używam delikatnych produktów do mycia, nie farbuje, nie suszę (myje włosy wieczorem, ok 3h przed snem i spokojnie sobie schną) i zabezpieczam końcówki olejkami (silikony powodowały, że końce bardziej się rozdwajały niż bez nich, ale u większości się sprawdzają), używam codziennie odżywki do spłukiwania. Nie wiem czy cokolwiek jest w stanie pogrubić włosy, żeby nie latały jak pióra i ładnie błyszczały staram się je dociążyć olejami, odrobiną maseczki/odżywki nakładaną na suche włosy.
Kosmetyki, których używam codziennie od jakiegoś roku:
-miętowy żel pod prysznic Sylveco/werbenowy żel pod prysznic Sylveco/Rozmarynowy balsam myjący Sylveco (zazwyczaj mam jeden produkt do mycia ciała i włosów, składy szamponów i żeli nie różnią się za bardzo więc to bez różnicy),
-olejek Alterra pomarańcza brzoza-używam na końcówki (od połowy włosów :D) po każdym myciu, do olejowania, dobrze też sprawdził się olej z pestek malin ale ze względu na cenę i wydajność najczęściej kupuję olejki alterry,
-maseczkę do włosów Alterra-używam codziennie jako odżywki, od czasu do czasu jako maski
+myje tylko skórę głowy, całe włosy myje wyłącznie po olejowaniu czyli 1-2 razy w tygodniu (rada z bloga zielonawsrodludzi, jej również sporo zawdzięczam jeśli chodzi o reanimację włosów), podczas mycia masuję skórę głowy.
+czasem robię 'glutka’ z siemienia lnianego, używam jako płukanki, maseczki, żelu-super wynalazek. :D
+czeszę drewnianym grzebieniem i ebay’owym 'tangle teezerem’
Minęło mi dzikie włosomaniactwo, kiedy miałam tak wiele kosmetyków, że nie byłam w stanie ich zużyć, a zaglądając do lodówki zastanawiałam się co mogę nałożyć na włosy. Powyższy zestaw obecnie wystarcza, żeby włosy wyglądały świetnie.
Niestety u każdego sprawdza się inna pielęgnacja, trzeba metodą prób i błędów dobrać idealny zestaw dla siebie.
Być może na włosy korzystnie wpływ zmiana diety -po przejściu na weganizm bałam się, że schudnę, (na szczęście udało i się w końcu znacznie przytyć), więc jadłam i nadal jem dużo orzechów, migdałów pestek z dyni, słonecznika, a posiłki wzbogacałam w oleje (a orzeczy, pestki i oleje jak wiadomo dobrze wpływają na cerę i włosy).
Uff. Ciekawe czy dobrniecie do końca. :D
Dzięki wielkie, niektóre z tych metod na pewno wypróbuję, bo mam teraz taki szał na szukanie najlepszych rzeczy dla siebie. Ale robię to na spokojnie, żeby tylko niczego nie pomieszać i nie przeoczyć :)
Ja mam inną radę – nie zrażaj się kryzysem włosowym, który zapewne nadejdzie wkrótce. ;) Ja dbam o włosy już 2,5 roku i aktualnie mam długie do łopatek, kręcone, zdrowe i błyszczące włosy, ale osiągnięcie tego rezultatu to była droga przez mękę, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, gdy włosy ogłupiały od nadmiaru dobroci i protestowały. Mania jest fajna przez pierwszy etap pielęgnacji, potem warto się skupić na ulubionych składnikach włosów i dostarczać na przemian. :)
Tak, rzeczywiście mam taki boom i kupuję wszystko, co jest polecane na moje włosy i testuję. Ale też chcę dać szansę kosmetykom, które za pierwszym razem się nie sprawdziły, więc staram się robić to cierpliwie. Jak już znajdę swoje ideały to oczywiście na nich poprzestanę. Choć muszę przyznać, że moje włosy się szybko przyzwyczajają i potrzebna im jest zróżnicowana pielęgnacja.
Również znam bloga Anwen i też podratował mi włosy, bo raczej nie mogłam nigdy narzekać na ich brak, raczej na ich nadmiar, ale kiedyś zachciało mi się jakiegoś jedwabiu do włosów, żeby ułatwić sobie rozczesywanie tej burzy kręconych kłaków, no i i ten szajs doprowadził mnie do stanu linienia, co w przypadku moich długich włosów podczas czesania wyglądało dość makabrycznie. Na szczęście udało mi się w porę temu zapobiec , a moje polecane produkty, które przynajmniej na mnie dobrze działają to szampony z rossmanowskiej alterry, olejki do włosów dabur z amlą (mój ulubiony to jaśminowy ze względu na nie tak mocny zapach jaki miała sama amla), woda brzozowa, wcierka jantar i odżywki z nivea long repair, isana, garnier ultra doux z awokado i masłem karite :) no a pokrzywowa herbatka to w czasie intensywnego zapuszczania była moja podstawa (włosy ścięłam do łopatek a w ciągu okołu pół roku, może trochę dłużej odrosły do pasa) :)
pozdrawiam i życzę dłuuugich, zdrowych, gęstych włosów :P
Kaś dzięki. Z wymienionych przez Ciebie na razie przetestowałam tylko wodę brzozową jako płukankę i moje włosy są po niej przepięknie błyszczące :)
Akurat należę do tych szczęśliwców, którzy mogą pochwalić się grubymi i gęstymi włosami. Ale wiadomo, że i muszę się o nie troszczyć. Przede wszystkim, nie myję ich codziennie, ale w zależności od pory roku i innych czynników, myję je 2-3 razy w tygodniu. Nie dosuszam ich do końca, tylko tyle, żeby wysuszyć samą skórę głowy i włosy blisko niej, ale tylko zimnym nawiewem. Reszta niech sama się dosusza ;) Potem nanoszę na nie jedwab w płynie lub olejek arganowy, w zależności od potrzeby i kaprysu. Teraz, tym bardziej, że je farbuję na jasny blond, muszę je dopieszczać ;) Jeszcze dieta, wiadomo, owoce, warzywka, jak z włosami jest gorzej, to biorę tran w kapsułkach.
Grube i gęste – marzenie <3
Mycie 2-3 razy w tygodniu – moje marzenie :)
Dziękuję ;) Teraz mam je do łopatek, ale jak byłam mała, to miałam baardzo długie włosy, nawet do kolan :P
Jak byłam dzieckiem, to zdarzało się myć je dwa, a nawet raz w tygodniu. Nie przetłuszczały się, więc nie było takiej potrzeby ;)
Moje włosy mają się dobrze ;), bo od 2011 jestem stałą czytelniczką bloga Anwen. I innych poświęconych pielęgnacji włosów również. Książkę kupię sobie na Mikołaja, mimo że bloga przeczytałam od deski do deski to jestem człowiekiem papieru i na papierze chcę mieć wszystko.
A możesz polecić jakieś konkretne produkty, które się u Ciebie sprawdziły?
Ja dbam o włosy od pół roku… oczywiście dzięki Anwen i wizażowi :) Jestem posiadaczką loków, więc zadanie utrudnione, ale jest coraz lepiej :) Pewnie szybko zobaczysz efekty pielęgnacji, najważniejsza jest systematyczność :D
Swoją drogą, czy nadal udzielasz pomocy w analizie kolorystycznej? Czytam i czytam a już sama nie wiem… Szafa pełna ubrań w chłodnych barwach, biżuteria srebrna, ale patrząc w lustro raz widzę włosy i cerę raz ciepłe, raz chłodne…
Eh, jeszcze nie robię analiz, ale już po nowym roku zacznę. Tylko, że na pewno nie będą to darmowe analizy.
spoko, daj jakiś cennik, to założę skarbonkę :)
Ja staram się świadomie dbać o włosy jakoś od ponad roku, wcześniej były skatowane ściąganiem koloru itp.. Teraz brak mi systematyczności i niestety farbuje co miesiąc odrosty (widać siwe na ciemnych) ale i tak ich stan jest o niebo lepszy niż kiedyś. Najbardziej pomogło im delikatne czesanie (TT), lekkie odsączanie z wody zamiast szarpania, szampony delikatne np Babydream albo J&J 3w1, nawilżające odżywki i maski np Garnier avokado, jedwab Green pharmacy do zabezpieczania końcówek. Włosy myję co 2 dzień, w sytuacjach kryzysowych używam suchego szamponu, staram się nie kłaść z wilgotnymi i pozwalam im schnąć samodzielnie jak mam czas. 3 wałki na rzepy po godzinie noszenia pięknie unoszą włosy :) Gdybym się zmobilizowała do olejowania, wcierek i herbatek pewnie efekt byłby super ale i tak jestem zadowolona. A u Anwen nauczyłam się samodzielnie obcinać sobie włosy :)
Ja się dziwię, że jak już przecież poznałaś włosomaniactwo to nie brniesz. Weź się zmobilizuj, bo pokrzywka raz dziennie to sama przyjemność :)
O włosy zaczęłam dbać jakieś 2 lata temu, ale dopiero ostatni rok to taka świadoma pielęgnacja . Dwa lata wcześniej miałam jeden z najgorszych okresów w moim życiu (problemy rodzinne ->problemy zdrowotne ->depresja -> zawalone studia) i wszystko to odbiło się na moim wyglądzie, głównie na włosach. Było tak źle, że wypadające włosy zaczęłam nazywać łysieniem. Wtedy pomogła mi wcierka z placenty, to było takie drogie cudo ;) W ciągu kilku miesięcy włosy urosły mi o jakieś 8=10 cm, a rosną mi wolno ;) Zagęściły, wzmocniły itd. Wtedy też kupowałam dużo profesjonalnych kosmetyków, które pomagały, nie mówię, że nie (ciężko było nie wpłynąć na włosy w tak kiepskiej kondycji), ale po pewnym czasie stwierdziłam, że ile można ;) No i wtedy zaczęła się świadoma pielęgnacja. Przestałam farbować włosy. Nie było to jakoś specjalnie trudne, bo mój naturalny kolor to popielaty brąz, który nazywam nijakim :D, a farbowałam na bardzo ciemny brąz. Do tego wcierki, olejowanie olejem lnianym, świadome kupowanie odżywek itd. Dość szybko zauważyłam, że działają na mnie szampony o naturalnym składzie i co najfajniejsze, jeden z lepszych znajduje się w rossmanie i kosztuje ok 10 zł ;) Do tego mix odżywek i masek, kiedyś cięższych, obecnie tych lżejszych, bo włosy nie potrzebują już bomby ;D I też zaskoczenie, bo w drogeriach znalazłam dwie świetne odżywki, o bardzo dobrym składzie, które rewelacyjnie działają na włosy. Są to garnier ultra doux z awokado i masłem karite i garnier oleo repair, które również kosztują ok 10 zł. Tak więc świadoma pielęgnacja stała się tanią pielęgnacją ;)
Jeśli chodzi o farbowanie, to rozważam powrót. Jestem zimą (abo intensywną albo prawdziwą; nie potrafię dalej się określić) i lepiej mi w bardzo ciemnych, kontrastowych włosach. Mam wrażenie, że mój popielaty brąz trochę się ze mną zlał, dlatego szukam czegoś do ich przyciemnienia, może trwałego, a może nie. Jeszcze nie wiem ;) Ale po raz pierwszy zastanawiam się nad czernią. Nie wiem tylko czy to dobry pomysł, patrząc na to co napisałaś ;)
Dużo się naczytałam dobrych rzeczy o tej odżywce garniera z awokado. Nie wiem czy to będzie miało znaczenie, ale olejek awokado bardzo dobrze wpływa na moje włosy. Muszę poczytać składy. Czerń na włosy to, na pewno zdajesz sobie sprawę, taki wybór już na dłuższy czas, bo bardzo ciężko wrócić. Chyba, że masz już na tyle silne włosy, że w razie kolor Ci nie przypasuje po prostu poddasz się dekoloryzacji. Ja bym w grudniu zeszłego roku po dekoloryzacji była łysa, jestem tego pewna! Dlatego obcięłam.
Tak, czerń byłaby na dłużej. Raz farbowałam szamponetką i efekt bardzo mi odpowiadał. Boję się tylko tego, że regularne farbowanie plus jakieś problemy zdrowotne sprawią, że będę musiała zaczynać regenerację włosów od nowa. Zobaczymy ;)
Obie odżywki zdecydowanie polecam. Pierwsza ma bardzo prosty skład i uratowała mi włosy po przeproteinowaniu. Drugą stosuję od niedawna, po przeczytaniu opinii na wizażu oraz na blogu alinarose i też jestem z niej zadowolona.
Potwierdzam i polecam odżywkę Garniera Ultra Doux „Awokado i masło karité”, do tego stopnia, że zaraziłam nią koleżankę i dwie siostry. Naprawdę działa dobrze na włosy, są miękkie, ułatwiają rozczesywanie i po protu widać, że je odżywia i im służy. Oprócz tego, kilka vlogerek polecało „Nawilżająca odżywka Granat i aloes” z Alteryy i stosuję ją zamiennie z tą z Garniera.
Oprócz tego olejuję włosy sposobem na leniucha, czyli do butelki z atomizerem wlewam trochę odżywki, kilka kropel różnych olei (olejek rycynowy + olej z awokado, pestek winogron, oliwa z oliwek – zależy co akurat mam), wodę (wszystko w proporcjach 1:1:2). Po wstrząśnięciu spryskuję suche włosy, do tego stopnia żeby były wilgotne, ale nie muszą być mokre. Na to czepek (lub nie) i ciepły ręcznik (nagrzany na grzejniku, w mikrofali/piekarniku). I tak trzymam od 30 min. do 3-4 godz., zależy ile mam czasu wieczorem.
Do tego pijam pyszną herbatę pokrzywową z trawą cytrynową z biedronki i staram się pić regularnie siemię lniane. Czasami jak włosy się puszą i mają zły dzień to pomaga zimne powietrze z suszarki albo po prostu po umyciu głowy ciepłą wodą, włosy płuczę chłodniejszą (łuska się zamyka).
A, i jeszcze wcieram jakiś olejek w końcówki wilgotnych włosów.
I w sumie, po dłuższym czasie zauważyłam, że włosy zrobiły się mocne, lśniące, zdrowe i z początkiem sezonu grzewczego nawet się nie elektryzują. Z drugiej strony są tak zdrowe, że o pokręceniu moich drutów mogę zapomnieć. Oprócz Anwen polecam też wpisy z bloga Alina Rose, to również jest kopalnia wiedzy świadomej pielęgnacji.
do tej mieszanki można również dodać oliwkę HIPP, bo też ma świetny, naturalny skład i jest łatwo dostępna (rossman, tesco itp.)
Dzisiaj miałam w ręku tę herbatę, ale w sumie nie wiem dlaczego odłożyłam :) Dzięki za wyczerpujący i pouczający komentarz!
Ja akurat nie pamiętam jakiegoś mega wypadania po ciąży, fakt, że miałam dość krótkie, więc wypadanie nie rzucało sie w oczy, ale patrząc po zdjęciach, miałam raczej gęstą czuprynę. Znacznie bardziej odczuwam zwykłe sezonowe wypadanie po lecie – nie wiem, czy to norma, czy tylko ja tak mam, ale jak zaczynają lecieć liście, mnie lecą włosy ;) Na szczęście odrastają nowe.
Blogów włosomaniaczych już raczej nie czytam, ale czytałam kiedyś kilka, wydaje mi się, ze jeżeli chodzi o moje włosy, to już wiem, co i jak. Dla mnie podstawa to jest odżywianie od wewnątrz, codziennie staram się jeść to, co między innymi dobrze robi na włosy. I herbatki ziołowe oczywiście. Co do pielęgnacji od zewnątrz, przyznam, że nie zawsze mam na to czas i ochotę. Nie wszystko tez moim włosom służy, na przykład częste olejowanie z długim czasem zostawiania olejku na włosach skutkuje wzmożonym wypadaniem; super wypasione egzotyczne olejki też niekoniecznie mi służą; lepsza jest zwykła oliwa z oliwek z kuchni na max godzinę. W ogóle jestem fanką kosmetyków prosto z kuchni. Z drogeryjnych moim zdaniem wart wypróbowania jest tzw. „Drogocenny olejek brzoskwiniowy 3 w 1” Bielendy, ma fajny skład, sporo dobrych naturalnych olejów, ładnie pachnie brzoskwinią i nie obciąża włosów (mam gęste, ale dość cienkie i podatne na oklapnięcie), stosuję go głownie jako kosmetyk uniwersalny, czyli do maźnięcia na ciało, twarz i włosy np. po basenie, kilka kropel na suche końcówki też dobrze je zabezpiecza. Minus to opakowanie, atomizer jest całkiem do bani, lepiej przelać sobie do innego.
Kurna, mam taki olejek tylko awokadowy i na forach wszędzie czytam jakli to atomizer jest beznadziejny. A właśnie dla mnie on jest super :)
ja miałam z tej serii arganowy – dla mnie był lepszy, i mniej drażniący zapach – a atomizera też nie wiem, czemu się czepiać :)
Po urodzeniu pierwszego dziecka przez 1,5 roku byłam prawie łysa. W trakcie drugiej ciąży dbałam o włosy jak tylko się dało. Efekt – nie wypadło mi ich tyle, co za pierwszym razem. Oprócz kosmetyków pilnowałam też właściwego rozczesywania:najpierw końcówki, potem stopniowo wyżej. mokre włosy czeszę do dziś tylko grzebieniem z szerokimi zębami.
O, to pocieszające w takim razie. Może samo to, że zmieniam pielęgnację na rozumniejszą ograniczy choć trochę wypadanie :)
Mario, to ja się wypowiem, bom w temacie :)
Bloga Anwen znam i czytam, Włosy mam takie se. Oleje odkryłam jakieś 2 lata temu i naprawdę dużo mi dały. Do tego stopnia, że fryzjer, który zobaczył mnie przed i po intensywnej lejowej kuracji (to były 2 miesiące), nie mógł uwierzyć, co się stało z włosami – a nie wiedział, że i co robiłam.
Ale w temacie jestem bardzo, bo mam dwoje dzieci, w tym jedno ośmiomiesięczne, więc śpieszę Cię pocieszyć.
Po pierwsze, nie ma reguły. Po starszym dziecku nic mi nie wypadało, przynajmniej nie pamiętam, a wiem (już), że tego się przeoczyć nie da.
Po drugie, po drugiej ciąży było książkowo – kilka miesięcy po porodzie włosy się sypnęły. Leciały garściami, Kłęby w szczotce, kłęby na podłodze, zatkany odpływ wanny czy prysznica po jednym myciu. Horror. Trwało to jakieś 2-3 miesiące i minęło. Nie wyłysiałam, nie mam mniej włosów. Bo tak naprawdę po porodzie tracisz włosy, których miałaś w i ę c e j w ciąży. Nawet jeśli nie czułaś, że miałaś ich więcej (ja nie czułam).. One wtedy nie wypadały, trzymane przez hormony. Hormony puściły, puściły i włosy. A ponieważ wypadają także te, które wypadają normalnie (czyli coś koło 100 dziennie), daje to taki efekt.
Pozdrawiam, życzę dużo zdrówka dla córeczki i pięknych włosów! I dziękuję za bardzo fajny blog :)
Bardzo Ci dziękuję, zdaję sobie sprawę, że pewne rzeczy są nieuchronne, ale również przypadkowe. A Zośka moja to ma dużo ciemnych włosów i ona pewnie problemów z włosami mieć nie będzie :)
Ojej, nie zazdroszczę kłopotów z włosami. Sama nie mam żadnych problemów. Jedynym ich mankamentem jest nijaki kolor.
Kiedyś bardzo dbałam o włosy – będąc w liceum robiłam 2 razy w tygodniu maskę: 1 łyżka miodu na 1/2 filiżanki letniego mleka. Nakładać na godzinę przed umyciem włosów. Włosy były po tym lśniące i mocne, ale wymagało to regularnego stosowania. Robiłam im taki kompres regularnie przez 2-3 lata i pewnie jest tak, że to teraz zaprocentowało absolutnym brakiem problemów z włosami. Albo geny – nie wiem.
Fajny patent, a skąd wiedziałaś, że tak trzeba robić? Pewnie mama albo babcia Cię nauczyły :)
Nie :)
Kiedyś była taka gazeta PCK „Jestem”. Jeszcze w latach 90-tych. Ach, jak żałuję, że to czasopismo zniknęło z rynku. Było to coś z tradycjami, a jednocześnie nowoczesnego i rozsądnego, Żaden zachodni chłam typu Bravo.
Pojawił się w nim kiedyś artykuł z przepisami na specyfiki urodowe Kleopatry :D Przyślę Ci skan, jak znajdę jeszcze w moich szpargałach.
Na wypadanie włosów po ciąży nie ma sposobu. To sprawa hormonów. Pewnie można sobie jakoś trochę pomóc, ale nie spodziewałabym się cudów. Pocieszające jest to, że to mija i włosy wracają do normy po jakimś czasie.
Ale książka to na pewno pozycja warta zainteresowania. Moja córka ma włosy kręcone – takie pierścionki, które się okropnie kołtunią i które trudno się czesze. Muszę poszukać na tym blogu czy jest na takie rada.
Mi na koltunienie bardzo pomogla szczotka tangle teezer, bardzo polecam jesli nie uzywacie, mozna nia czesac wlosy na mokro, chociaz przyznam ze nie wiem czy nie jest zbyt gesta dla kreconych wlosow
Szczotka Tangle Teezer na dziecięce włosy podobno bardzo dobra – nie pamiętam gdzie, ale czytałam u którejś blogerki, że zaczęła czesać TT swoją córeczkę i od razu było lepiej. A kręcone włosy najlepiej czesać na mokro właśnie, na sucho to się robi szopa albo plątanina.
No na sucho to tych jej włosów się nie da rozczesać. Czeszemy wyłącznie na mokro. Śliczne są, ale bardzo kłopotliwe w pielęgnacji.
Od bloga Anwen zaczęła się (kilka lat temu) moja przygoda z blogami. Pokazała mi go moja siostra i przepadłam :) dzięki poradom Ani nauczyłam się mądrzej kupować różne produkty, a znajomi zaczęli komplementować moje włosy. Wiem, brzmi banalnie, ale tak było :D
Zawsze bardzo mi imponowało to, że Ania nie idzie w kierunku polecania drogich kosmetyków i pokazuje, że bardzo dobre efekty można uzyskać wydając niewiele pieniędzy. Wytrwałość – słowo klucz! I jeszcze jedno – Ania jest zapaloną włosomaniaczką, ale pochodzi do wszystkiego zdroworozsądkowo. Nie linczuje tych co nie poświęcają na swoje włosy godziny dziennie, nie krzyczy jeśli nie chcesz wszystkiego robić ręcznie ;)
Czas na chwalenie siebie! Moje włosy są w niezłej formie, dość długo je zapuszczałam – maja fajną długość za łopatki – ostatnio jednak zamarzyła mi się krótka fryzurka, więc pewnie zetnę. Najtrudniej mi się zmobilizować do olejowania głowy, choć wiem że przynosi to u mnie dobre efekty. Najtrudniejszą sprawą jest dla mnie walka z przetłuszczaniem, ale cóż – chyba jej tak do końca nie wygram ;)
polecam olejowanie dla leniwych, odżywka, olejki i trochę wody w butelce z atomizerem. Ciepły ręcznik, minuty lub godziny i szybko się spłukuje. A efekty są:)
Przyznam, że z tym zmywaniem oleju to jest troszkę problem u mnie. Niektóre oleje wtarte w skalp choćbym nie wiem jak dokładnie myła strasznie obciążają. Co innego jak wetrę tylko we włosy.
Blog Anwen był dla mnie niezastąpiony, gdy miałam dłuższe włosy. Od września noszę pixie cut, które uwielbiam (nie ma jednak co walczyć z przyzwyczajeniami – krótkie zawsze były dla mnie najlepszą opcją i kompletnie nie ogarniałam jak mam spinać dłuższe). Ale i tak odżywki, olejowanie, wcierki, wiadomo. Mam wrażenie, że jak się już raz przejdzie na włosową stronę mocy to nie ma odwrotu. Nawet dla 5 cm włosów znajdę czas na olej i nie wyobrażam sobie wrócić do wersji pielęgnacyjnej: szampon z silikonem i silikonowa odżywka :) Powodzenia w zapuszczaniu, wiem jakie to trudne i trzymam kciuki :)
Ja jestem dopiero na początku drogi, ale już teraz nie mogę zrozumieć jak mogłam sięgać po te wszystkie standardowe szampony i odżywki i to jeszcze z tej samej serii i oczekiwać nie wiem jakich efektów, hehe.
Reklama potrafi nas naprawdę nieźle przekonać :) Dla mnie największe odkrycie polega na tym, że o włosy trzeba ciągle dbać, a nie oczekiwać, że będą piękne po umyciu szamponem :) A ostatecznie okazuje się, że niewiele im do szczęścia trzeba i dobry efekt można osiągnąć minimalistycznymi środkami (np. olej winogronowy dla mnie jest dobry na wszystko – włosy, ciało, twarz, kuchnia :P). W ogóle w takim włosmaniactwie, naturalnych sposobach pielęgnacji widzę taki minimalistyczny sznyt – sprzeciw wobec marketingu i wsłuchanie się w swoje potrzeby.
Fajnie to ujęłaś. Też to tak postrzegam, ale niestety zdaję sobie sprawę z tego, że do takiego stanu nie da się dojść inaczej jak metodą prób i błędów. Właśnie dlatego nie mogę się doczekać końca etapu testowania i nabycia wiedzy, które kosmetyki są dla mnie najlepsze. Chociaż muszę stwierdzić z przykrością, że będę musiała mieć co najmniej trzy zestawy do pielęgnacji, bo włosy moje się przyzwyczajają do produktów i trzeba im urozmaicać życie :)
Po ciąży zamiast włosów wyrósł mi na głowie obcy ;) Przed ciążą włosy był akceptowalne, nic specjalnego, ale w żadnym razie nie szpeciły mnie. Mniej więcej 6-8 miesięcy po urodzeniu syna zamiast włosów zaczęłam mieć na głowie szare, cienkie i pozrywane sznurki. Doprowadzenie ich do stanu używalności trwało prawie dwa lata (choć w żadnym razie nie mogę powiedzieć, że w tej chwili mam ładne włosy ;) ) i wymagało przez chwilę nawet codziennego olejowania. Mam włosy lekko pocieniowane, mam cudownego fryzjera, który proponuje mi dobre fryzury dla moich cienkich włosów, które odciągają uwagę od siwych – fryzjer akceptuje fakt, że nie farbuję ;) Na pocieszenie – nie muszę już ich myć codziennie. Ale ciągle jestem w drodze.
Świetnie, uważam, że nie ma się co napalać na nie wiadomo jakie efekty, ale dążyć do perfekcji w granicach możliwości. Ja na razie jeszcze wprawdzie tych granic nie znam, ale domyślam się, że jakiegoś wielkiego szału, cudownej czupryny to nie będzie. Mam jednak nadzieję na zdrowe i choć trochę lśniące włosy.
Ja przez kilka lat farbowalam włosy na czarno i w styczniu zapragnelam przestać udawanie zimy i wrócić do naturalnego średniego popielatego blondu oraz typu lato… i przeszłam kilkukrotne rozjasnianie, a później w sierpniu zafarbowalam na swój naturalny kolor. Znalezienie chlodnej farby bylo bardzo trudne ale znalazlam shwarzkopf 700 ciemny blond i to byl strzal w 10 – kolor taki sam jak moje odrosty. Dziwię się, że po tylu zabiegach aż tak bardzo się nie zniszczyły. Od sierpnia nie farbuje. Mam mnóstwo tzw baby hair, które śmiesznie odstają mi od czubka głowy. Włosy z tygodnia na tydzień są w coraz lepszym stanie. Służy mi szampon timotei i odzywka garniera z awokado + olejki od połowy włosów. Mojej mamie po ciąży bliźniaczej wypadła połowa włosów i uratowała ja maska Wax.
Gratuluję tych małych włosków :) Teraz to już na 100% kupię sobie tę odżywkę i wypróbuję jak tylko mi się skończy ta której teraz używam.
Uwielbiam tego bloga!
Podobnie jak Ty jestes moja nauczycielka definiowania i brania wszystkiego co najlepsze i najbardziej 'moje’ w stylu, tak Anwen jest moja nauczycielka dbania o wlosy i lubienia ich :)
A jak tam moje wlosy? Mam do lopatek, ta sama fryzura od jedenastu lat ;) naturalne ciemnobrazowe od gory, niebieskie na dole, suche i zniszczone od byle czego wysokoporowatki – zdaje sie nic specjalnego, ale z pielegnacja przynajmniej bardzo czesto slysze mile rzeczy na ich temat :)
Ale ode mnie dobre wiesci – karmilam piersia bardzo dlugo i etap wypadania na tyle rozlozyl mi sie w czasie ze nie zauwazylam ;)
No to świetnie, bo u mnie to leci już piąty miesiąc i włosy wypadają tak standardowo bez jakichś kłębów i zatykania odpływu… Bardzo mnie zaintrygowała ta niebieskość na dole. To pewnie do czegoś odniesienie tylko jestem taka niekumata.
Nie, zadne odniesienie – farbuje sobie konce na niebiesko, od 'huhu i jeszcze’. Mozna pokusic sie o stwierdzenie, ze juz dwa razy okazalam sie bardziej ponadczasowa od mody na ombre ;)
Aha, hahahaha to ja jednak nie jestem jeszcze taka zacofana :)
Ja wlasnie w czasie ciazy i poczatkow macierzyństwa zaczelam mocniej dbac i rozwijac swoja kobiecosc, ach te hormony, i wtedy tez trafilam na trzy blogi z ktorymi sie do dzis nie rozstaje – twoj Mario (ubranie), wowczas kielkujacy! Anwen (wlosy) i alinarose (kosmetyki) ktorej blog przy okazji serdecznie wszystkim polecam, te blogi spowodowaly mala rewolucje, za co jestem wam anonimowo bardzo wdzieczna :)
Bardzo dziękuję, muszę się więc koniecznie zapoznać z blogiem o kosmetykach :)
Z czego jak z czego, ale z moich włosów byłam zawsze zadowolona. Grube , gęste. Niemal każda fryzjerka o tym mówiła. Nie byłam specjalnie zadowolona jedynie z koloru (ciemny blond typowy dla stonowanego lata). Poza tym, od lat sporo ich wypadało (ale wciąż były gęste). Jednak z wiekiem pojawiła się siwizna i farbowanie. Początkowo szamponami w domu, jednak ze względu na alergię zdecydowałam się na baleyage u fryzjerki. Tak, że poza moim naturalnym kolorem mam pasemka jasny blond i karmel. Polecam taką mieszankę dla stonowanych lat. Po farbowaniu włosy są jednak zniszczone. Staram się je ratowac odżywką do włosów z pasemkami (utrwalającą kolor i ułatwiającą rozczesywanie). Jest lepiej, ale włosy są nadal przesuszone. Może macie jakieś sposoby na ich zregenerowanie?
Zdecydowanie polecam książkę Anwen i przepisy na końcu. A żeby znaleźć rekomendacje konkretnych produktów to zdecydowanie warto poczytać bloga. Tam zresztą też są w górnym menu bardzo fajne plany pielęgnacji i listy top produktów :)
Moje włosy całkiem całkiem, długie, mocne, gęste, że aż ciężkie. Ale na razie nie ścinam. Nie pielęgnuję ich jakoś bardzo specjalnie – myję, czeszę, kokosowym olejem traktuję czasem. :)
Moja włosowa historia jest dość podobna do Twojej Mario. Z tą tylko różnicą, że włosy miałam zawsze mało problematyczne – grube, bardzo gęste. Moja mama była bardzo konserwatywna, więc do 18 odpadały wszelkie eksperymenty. Za to później dosłownie zerwałam się z łańcucha….były fatalne pasemka,potem farbowanie na kolor ciemniejszy (jestem bardzo ciemną szatynką), potem kolory jaśniejsze, aż do miedzianego prawie blondu i znowu przyciemnianie – zawsze myślałam,że moje włosy zbyt szybko nie rosną, ale jak zaczęłam je farbować to się dopiero przekonałam,że jest odwrotnie i tak wpadlam w błędne koło. Do tego jeszcze wszelkie możliwe długości…od wlosów za łopatki do prawie jeża (autentycznie mialam włosy obcięte maszynką na dlugość okolo 1 cm z tyłu i z boku i pozostawionego czuba z przodu – FATAL!) To obcięcie było w moim przypadku granicą – przestałam farbować włosy od tamtego czasu i stwierdziłam,że chcę wrócić do natury. Od tamtego czasu a będzie to już 5 lat udało mi sie kilkakrotnie zapuścić i obciąć włosy bo coś co można postawic koło „średniej długości boba” jest długością, którą mam najczęściej. W zeszłym roku w listopadzie zostałam mamą i też doświadczyłam cudownego wprost wzmocnienia i przybytku na głowie!Niestety na przełomie lutego/marca byłam bliska załamania :( Moje włosy były wszędzie, a najmniej na mojej glowie – takie odnosiłam wrażenie. Zdecydowałam się więc na znaczne skrócenie włosów i to pomogło. Włosy się wzmocniły,przestały wypadać. Jeśli chodzi o pielęgnację to standardowa u mnie – szampon + odżywka. Myję wlosy codziennie mimo, że tego tak naprawdę nie wymagają (ale mam wrażenie, że jestem brudna jak nie umyję :/) i niestety suszę suszarką. No ale źle nie jest bo związane w kitkę mają prawie 20 cm obwodu. latem pokusiłam sie o wypróbowanie wynalazku z Loreala pt. SunKiss – efekt fajny, nie niszczy no ale teraz męczę się z odrostem:/ i ostatnio znów myślę o farbowaniu na kolor ciemniejszy. Dlatego bardzo, bardzo Ci dziękuję za tego posta bo to mnie od tego pomysłu odwodzi. Na bloga Anwen na pewno zajrzę, bo szukam bardziej niż drogeryjna pielęgnacji. Mam siostrę włosomaniaczkę, która z mysiego ogonka zrobiła niesamowitą czuprynę (ale ona nie farbowała nigdy i nigdy nie suszy włosów suszarką) – często mi coś poleca ale ciężko mi coś wybrać z tego, więc chyba sama zagłębię się w temat. Podając jej przykład mogę jednak przyrzec,że efekty tego włosomaniactwa są niebywałe. No dobrze, to ja już skończę bo laborat mi wyszedł przydługi. Pozdrawiam Cię ciepło i dzięki za inspirację! :)
Koraliku masz rację, żeby się wstrzymać. Lepiej zgłębić temat i faktycznie zasmakować w pielęgnacji. Najfajniejsze jest to, że takie dbanie o włosy jest niezwykle przyjemne i pouczające. Mnie to wręcz rozwija :)))
Dla mnie pielęgnowanie wlosow jest na pierwszym miejscu, bo muszę mieć długie do tańca cygańskiego ( jakoś ludzie nie wyobrażają sobie tancerki cygańskiej z krótkimi włosami….) z natury mam cienkie i wiotkie , no właśnie z natury…. Doczytałam sie w mądrych księgach, że jakość włosa przypisana jest do tzw. doszy, czyli po krótce konsystencji naszej a może lepiej powiedzieć struktury i ja mam tę właśnie, z cienkimi włosami ale cały czas musza byc długie. Bardzo pomocny jest olej musztardowy, ze wszystkich najlepszy, na stronie helfy.pl, jest też bogata oferta kosmetyków ajurwedyjskiej. Używałam do swojej konsystencji, w okresach osłabienia włosów. Mam zaufanie do indyjskich produktów i indyjskiej wiedzy, bo tamtejsze kobiety, niezależnie od grubości włosów przypisanej ich doszy mają włosy zdrowe i lśniące. Olej musztardowy należy wcierać przed myciem, pachnie musztardą…. Używam tez roślinnych farb, bo kiedyś odbarwialam włosy na dużo jaśniejsze i nie mogę odzyskać swojego koloru. Farby roślinne tez wzmacniają włosy, ale Ty nie farbujesz, wiec rada moze nie dla Ciebie, ale dla innych dziewczyn – polecam biokap, lub sanotint włoskie, a ostatnio w Warszawie tylko,w jednej aptece znalazłam ideał – żelowe – color @ soin, francuskie, podobno nr1 we Francji.
W opcji minimalistycznej , po wielu próbach i eksperymentach przy moich włosach, które nigdy grube z natury nie bedą sprawdza sie swietnie seria kerastase zielona z cementem, szczególnie cement bez spłukiwania ( daje sobie na noc), oraz maska cement. Jak sama nazwa wskazuje solidnie cementuje i jakby dodaje, tyle że nie grubości, a konkretnej siły. To polecam
Miałam kiedyś olej khadi i uważam, że był cudowny. Na początku było ciężko z zapachem, ale potem i ja i mój Wojtek wręcz za nim zatęskniliśmy. Na pewno indyjskich kosmetyków u mnie nie zabraknie :)
Grube i gęste- wielkie marzenie od zawsze i niestety nieosiągalne dla mnie:(. Od dzieciństwa mam włosy raczej delikatne, ale kiedyś było ich sporo, więc nawet jak miałam pod 30-tkę, to były do łopatek. potem się rozchorowałam- znaczne problemy hormonalne, poczynając od tarczycy, przez hormony płciowe i kończąc na marnym kortyzolu, co odbiło się na włosach. Wypadały tak, ze prawie wyłysiałam. Wtedy jeszcze farbowałam włosy farbami chemicznymi. Dlatego całkowicie zrezygnowałam z farb (już jakież 4 lata temu, albo nawet dawniej), obcięłam je na zapałkę, wyrzuciłam drogeryjne szampony i odżywki, a zaczęłam stosować szampony ziołowe bez silikonów. Włosy płuczę woda z octem. Raz na tydzień olejuję, albo rzadziej (są bardzo tłuste)Używam oleju arganowego. Włosy w tej chwili są do brody i szału nie robią, ale widać że są zdrowe. Jednak posiadanie grubych i gęstych włosów jest poza moim zasięgiem:( i smutno mi z tego powodu
A ciekawe, może gdybyś jeszcze bardziej zróżnicowała pielęgnację dałoby się wycisnąć więcej z czupryny. Tak mówię, bo akurat olejek arganowy na moich włosach to jakaś masakra :(
Na moich arganowy jest świetny;) ale muszę unikać kokosowego i rycyny. Innych nie znam i chętnie poznam
W jednym że sklepów interetowych polecaja olej z nasion brokulu jako alternatywę dla silikonu w szamponach i kondycjonerach. Z opisu wynika, ze nadaje on wlosom połysk, nie obciąża ich i nie pozostawia tłustego filmu. Może ktoś próbował używać tego oleju ? Ja jakoś nie mam odwagi olejowac włosów….
ha! zdjęcia które Ci wysyłałam kiedyś do określenia typu kolorystycznego były właśnie zaraz po ścięciu na chłopaka po latach farbowania na brązy, czarny, rude i inne takie :) Minęło półtora roku i mam teraz włosy do ramion :D piekny mysi blond z pasemkami po słońcu :D i jak na razie nie wypadają po ciąży, ale na wcierki nie mam czasu ;/ a olejków mam pełną szafkę, i tak stoją i stoją samotne nieużywane…czas coś z tym zrobic ;)
pozdrawiam, aga- włosomaniaczka
Hehe, ja to samo, też mam pełną szafkę, ale jestem nieugięta i używam powoli i tylko jednej rzeczy, żeby niczego nie przeoczyć i zaobserwować jej wpływ dość dokładnie :)
Ja z kolei bardzo lubie produkty Kerastase, szczegolnie te z serii Nutritive z pomaranczowa nakretka. To jest bardzo dobra seria. I uwazam, ze warto zainwestowac w odżywkę bez spłukiwania, za to można mieć coś tańszego do spłukiwania (zawsze używam obu po myciu). Na razie mój faworyt to nektar termiczny Nutritive oraz odżywka do spłukiwania VitaminoColor L’oreala. Niezla jest tez maska z linii Intense Repair L’oreala w jasno żołtym słoiczku. Kerastase jest drogi, ale produkty są bardzo wydajne, starczają na długo. I jest mega róznica przy stosowaniu produktów profesjonalnych i tych drogeryjnych – mialam i Garniera z Awokado i Alterre z granatem i one w ogole na mnie nie działają :( zostawiaja siano na glowie a włosy mam naturalne, nie farbowane.
nie zawsze tak jest. Mam w szafce komplet Kerastase do włosów starzejących się. I przy Garnierze karite plus avokado, to kerastase nawet stać nie powinno. Dla mnie Garnier to najlepsza odżywka ever, o wiele lepsza od waxsów, od których zaczynałam. Przestałam nawet olejować, bo ta odżywka mi starcza.
Dla każdego coś miłego. Ja oczywiście zaczynam od sprawdzania tych tańszych rzeczy, bo a nóż widelec :)
Właśnie sobie przypomniałam, jak w liceum razem z mamą płukałyśmy włosy naftą, tylko dlatego, że nasza narodowa diva Violetta Villas wspomniała w jakimś wywiadzie, że używa nafty :) Dopiero po latach przeczytałam, że wcisnęła wszystkim Polkom taki kit, a sama miała dopinki.
Nasza narodowa diva twierdziła, że urodziła się z długimi włosami, hehe.
Violetta Villas na pewno, co do Czesi Cieślak mam wątpliwości :)
ps.Polecam do poczytania jej biografię „Villas. Nic nie mam do ukrycia”, choć po lekturze naprawdę trudno ją polubić, to książka bardzo przejmująca.
Czytałam :)
ja też. I kiedyś nawet miałam koleżankę o podobnej konstrukcji psychicznej- również mitomankę i kłamczuszkę. na szczęście nie mamy już ze sobą kontaktu:)
Już wiem co chcę dostać od Świętego Mikołaja. A jak Mikołaj się nie spisze to kupię sobie sama. Włosy to mój „kompleks” odkąd pamiętam. Mam ich (podobno) całkiem dużo, ale są cieniutkie i delikatne. Przez to bardzo łatwo je zniszczyć, a i fryzura wiecznie przyklapnięta :( Też myję codziennie i nie liczę nawet, że uda mi się to kiedykolwiek zmienić.
Generalnie mogłabym się podpisać pod wszystkim co napisałaś o swoich włosach ( poza ciążą) i ich pielęgnacji.
Dodam tylko, że po 2 miesiącach regularnego picia mieszanki skrzypu i pokrzywy doczekałam się wysypu baby hair co może i nie wygląda rewelacyjnie, ale baaaardzo cieszy :D
Dziękuję Ci za ten wpis i razem z Tobą rozpoczynam walkę o bujną czuprynę :)
Super, ja właśnie powinnam dodać skrzyp do pokrzywki… A ta pokrzywka to dla mnie prawdziwy rarytas, tak na marginesie :) Powalczymy…
Też się muszę wziąć za włosy. Niestety, cienkie i farbowane. Na dodatek zrobiły się matowe. Używałam oleju – mieszanki hinduskiej, głównie kokosowy i szamponu w proszku (genialny, tylko długo się spłukuje). Teraz olejuję tym, co mam w lodówce: pszenica, konopny i abisyński. Wcieram w skórę hydrolat cytrynowy (ale to z powodu wyrpysków a’la trądzik). Używam drewnianego grzebienia w szerokimi zębami. Szampon z Alterry, bez SLS najchętniej.
O farbie Biokap przeczytałam negatywną analizę składu, więc już jej nie używam. Marzy mi się zero farbowania.
Mario trzymam kciuki za walkę (?), nie – za wyzwanie, opiekę, żarliwość i nowe życie Twoich włosów ;)
Tez mi lecą, sezonowo głównie i polecam
– sok z pokrzywy
kurację sokiem aptecznym, sprzedałam ten paten podpatrzony u Ani http://www.aniamaluje.com/2013/07/jak-naturalnie-pozbyam-sie-ostrej-anemii.html i sprzedałam ten patent innej koleżance – jest zachwycona
– kuracje Humavitem Z (drożdże+skrzyp+pokrzywa) końskie dawki, oczyszczają przy okazji organizm
A w grudniu Mario obcinam włosy 30 cm i oddaję w ramach akcji „Daj włos”. Dla mnie lżej, dla innych weselej – z czupryną na głowie.
Trzymaj kciuki za mnie, żebym nie spękała.;)
Nie znałam bloga Ani, ale od wczoraj studiuję.
Moje włosy są cienkie, ale jest ich dużo. Odkąd piję pokrzywę mam mnóstwo baby hair, wiosną i latem nie farbuję, bo podoba mi się, w jaki sposób słońce je rozjaśnia, olejku arganowego używam od kilku (może kilkunastu) miesięcy, a od dziś zaczęłam wcierać w nie płyn pokrzywowy. Zawsze słyszałam, żeby nie zapuszczać, bo są za cienkie, ale stwierdziłam, że spróbuję i przy okazji zaczęłam o nie bardziej dbać. Od roku są do ramion i już nikt mi nie mówi, że są za cienkie. A fryzjerka przy każdym podcięciu stwierdza, że jest ich więcej i dziwi się ilością baby hair:).
Mnie akurat po ciąży nie wypadały, a normalnie zdarza im się.
Mam pytanie: czy wcierki stosuje się cały czas, czy np. po miesiącu trzeba zrobić przerwę? Albo zmienić preparat? Pewnie to gdzieś jest u Ani, ale jeszcze nie doczytałam…. więc proszę o odp.
U Anwen wyczytałam, że najlepiej wcierać jedną wcierkę przez 3 tygodnie lub miesiąc, a potem od razu można przejść już na następną. Nie trzeba robić przerwy. Tutaj link.
Dzięki Marysiu:)
Ja też jestem fanką Anwen! Dzięki jej blogowi moje włosy są w naprawdę niezłej kondycji. Co do wypadania włosów po urodzeniu dziecka – wypowiem się, bo niedawno przechodziłam:) – te opowieści są przesadzone. One owszem, wypadają, ale koniec końców zostaje ich tyle samo, co przed ciążą. Po prostu w trakcie ciąży włosy mniej wypadają a potem traci się tą nadwyżkę. Tak mówią fachowe źródła a moje doświadczenie to potwierdza:)
O no to tragedii nie ma. Ja się troszkę wystraszyłam, ale to jak widać podziałało na zasadzie kopniaka motywacyjnego i zajęłam się sobą.
Przez czytanie tych komentarzy wczoraj wieczorem, miałam dzisiaj w nocy koszmar. Sniło mi się, że moje naturalne włosy zafarbowałam na rudo, co w ogóle mi nie pasuje, bo jestem latem :D Byłam zrozpaczona :D
Historia zatacza koło – Mario, ja o Twoim blogu dowiedziałam się z bloga Anwen, która wkleiła link do Twojej notki o Italian Chic :)
To rzeczywiście pętla :)
Moje włosy sa bardziej sprężyste i układaja się lepiej wtedy,gdy ostatnie płukanie robię w wodzie z sokiem z wycisniętej cytryny lub limonki – i tu jestem z lekka zadziwiona, bo limonka jakoś lepiej działa na kondycję moich wlosow niz cytryna, chociaz i jedno, i drugie kwasne… Trochę to kosztowne, ale po żadnej odzywce moje włosy nie są tak uniesione i sprężyste.
Trzymam kciuki :)
U mnie po ciąży nie było tragedii z wypadaniem, ale tylko dzięki całkowitemu przerzuceniu się na farbowanie henną (ta z Lusha najlepsza) i intensywnemu olejowaniu :)
blog tej Pani jest super ale nie wiem czy będę miała tyle siły, chęci i samodyscypliny by tak dbać o włosy… moje włoski są w stanie agonalnym wypadają okropnie są cienkie i puszą się…. w każdym razie spróbuje a co… do odważnych świat należy =)
Mario czemu tak drastycznie „od skalpu” ?;))))
Bardzo ale to bardzo ;-) polecam olej z gorczycy- nie dość ze pobudza wzrost i porost wlosow to blask i miękkość po nim jest niesamowita.Namowilam nawet męża na stosowanie tego oleju kiedy zaczal miec kłopoty z włosami z powodu niedoczynnosci tarczycy.Trzymam go na skórze głowy i włosach miniumum 1 godzinkę ale lepiej trzymać go dłużej, zmywam 1 krotnie używając szamponu z isana UREA, nakładam lekka odżywkę lub maskę na zakończenie.Polecam tez na usprawnienia krążenia w skórze głowy używać serii zabiegów z prądami darsonwala.Urzadzenie jest niedrogie od 90zl mozna kupic na Allegro ( u kosmetyczki 1 zabieg kosztuje ok 30 zł) i bardzo skutecznie dotlenia skore( nie tylko na głowie, bo mozna masować sobie i pyszczek czy dekolt:-) ) i swietnie wygładza włosy./ dzięki za Twoj blog, czasem tu wpadam od jakiegoś roku i bardzo miło mi sie przebywa w Twojej przestrzeni.:-) :-) :-) pozdrawiam serdecznie
Ho ho ho! Ja herbatę z pokrzywy też pijam, ale w postaci zasuszonego zielska, nie takich torebek.
Najlepsze jest to, że z różnych miejsc wygląda i smakuje inaczej.
(Niby nie na temat, ale jednak tak).
Ja polecam w dbałości o włosy, wybrać się do apteki i zakupić super produkty Pilomax!
U mnie najlepszy efekty przyniosły niepozorne kosmetyki Wax Pilomax. Nigdy bym się po nich nie spodziewała takiego zbawiennego wpływu na moje włosy.