Kupiłam sobie ostatnio koszulę z Mango. Super koszula, dobra rozmiarowo, fajnie uszyta, porządna bawełna, ładny kolor. I już dwa razy założyłam ją i miałam wychodzić z domu i w ostatniej chwili się przebierałam. Każda z nas ma takie ubrania, które w teorii są świetne i powinny na nas fajnie wyglądać. Ale. No właśnie – ale, albo czujemy się w nich źle, albo nie jesteśmy w nich sobą, albo po prostu się sobie w nich nie podobamy.  Ja mam 10 takich ubrań.

Koszula

Koszule podobają mi się na innych kobietach, zwłaszcza białe i łączone z jeansami, ale ja mam wrażenie, że jakiej bym koszuli nie założyła, wyglądam w niej na większą niż w rzeczywistości. Podobnie jest zawsze z każdym oversizem, ale  w przypadku luźnych tunik czy sukienek mi to wcale nie przeszkadza. Już tyle razy próbowałam się do koszul przekonywać… Za każdym razem jak zakładam to ubranie, czuję się niekomfortowo. Jest mi niewygodnie. W dużej mierze chodzi o to, że prosty krój po prostu mi nie pasuje. A że nie lubię taliowanych koszul, nie widzę tutaj większych nadziei na rozwój sytuacji.

Spódnica maxi

Jedyna spódnica do ziemi jaką miałam była czarna. Wyglądałam w niej trochę jak ksiądz, ale mi to nie przeszkadzało. Bardziej wkurzało mnie, że za każdym razem musiałam sama siebie przekonywać do tego, żeby ją założyć. W sensie – nigdy nie było dobrego dnia, żeby po prostu wyjść z domu w takiej spódnicy. Była moim wyrzutem sumienia, bo kupiłam ją i nie chciałam, żeby wisiała na wieszaku. Było mi w niej wygodnie, lecz ona w żaden sposób nie reprezentowała mnie i mojego stylu życia. Gdybym po latach spotkała jakąś znajomą osobę, to nie chciałabym, żeby ona zobaczyła mnie w takiej spódnicy, bo jest to takie ubranie, które nie ma ze mną nic wspólnego. Wiecie co mam na myśli? Sama się z tego śmieję, ale absolutnie nie przeszkadzają mi sukienki maxi. Po prostu nie po drodze mi jedynie z długimi spódnicami.

Jeansowa katana

Zawsze na wiosnę obiecuję sobie kupno takiej kurteczki i zawsze stojąc w lumpeksowej lub sklepowej przymierzalni dochodzę do wniosku, że to zły pomysł. Nawet teraz mam pewną wizję siebie w takiej kurteczce, ale staram się opierać temu pragnieniu. Wiem, że to będzie niewypał. Tym bardziej, że takie kurtki już miałam i zwłaszcza zestawiając je z jeansami, czułam się jak w mundurku, trochę jak duże dziecko. Lubię to ubranie na innych, ale na sobie go kompletnie nie czuję.

Top na cieniutkich ramiączkach

To jest coś, co bardzo mi się podoba, ale do czego raczej się nie przekonam. Takie cienkie ramiączka brzydko wyglądają na tle grubszych ramiączek biustonosza, a nie lubię chodzić w biustonoszach bez ramiączek. No i oczywiście odpada wyjście z domu bez bielizny. W przypadku naprawdę małych biustów chodzenie bez stanika jest jak dla mnie fajne, ale średnie i większe piersi na wolności totalnie mi się nie podobają :)

Tuniki w stylu boho

Swego czasu w second handach było dużo tunik w indyjskim stylu. Były zazwyczaj prześwitujące, miały bogato zdobione dekolty (cekiny i hafty), rękawy delikatnie się rozszerzały – uczta dla oczu, zwłaszcza, że kolory były soczyste i wyraźne. Takie ubranie podobało mi się jedynie w teorii, bo jak tylko je założyłam, coś nie grało. Podobnie z tunikami zdobionymi roślinnymi albo geometrycznymi, kolorowymi wzorami – zaraz po nałożeniu czar prysł. Także jak dla mnie tuniki inne niż gładkie lub w paski są nie do przyjęcia.klasykiTe rzeczy w teorii są dla mnie bardzo ładne, ale wystarczy, że je założę i już mam się ochotę przebierać. Źródła zdjęć: kurtka, sandały, top, szorty, spódnica.

Sweter w serek

Takiego dekoltu nie toleruję tylko na swetrach. Body czy dopasowana bluzka z dekoltem w serek zupełnie mi nie przeszkadzają (taka sukienka też jest fajna). Ale już swetra bym nie założyła, a to pewnie dlatego, że szyja byłaby goła i trzeba by było dobrać pod niego koszulę… Czyli dwa elementy z listy w jednym zestawie :)

Szorty jeansowe

Mogę założyć miniówę, mogę założyć lniane spodenki, ale w jeansowych szortach to mnie raczej nikt nie zobaczy. Nie podobają mi się one na sobie i na kimś szczerze mówiąc też nie. Lecz chciałabym być precyzyjna – chodzi mi o takie krótkie spodenki, które czasem są tak obcięte, że widać wystające kieszenie. Natomiast obcisłe jeansy obcięte przed kolanem lub w połowie uda mi się już podobają i nawet zmasakruję jakieś swoje rurki, żeby mieć na lato takie spodenki.

Mały kardigan

Chodzi o taki dopasowany sweterek kończący się przed biodrami, zapinany na małe guziczki. Nie przeszkadza mi on na kimś, ale sama takiego bym nie ubrała. Zresztą nigdy też takiego nie miałam. Ogólnie nie przepadam za rzeczami, które są zapinane na guziki i jednocześnie są krótkie. Bo luźne, dłuższe kardigany zupełnie mi nie przeszkadzają.

Kolorowe rajstopy

Nie lubię rajstop innych niż cieliste i czarne, na kimś i na sobie. Wzorki na rajstopach też raczej mi się nie podobają. Kabaretki i rajstopy ze szwem z tyłu lubię, ale wzorzyste rajstopy przebolałabym chyba tylko z bardzo prostym strojem typu: czarny golf, czarna mini, czarne czółenka lub kozaki.

Cienkie sandałki

Takie buty są na ogół zbyt dziewczęce jak dla mnie. Swego czasu nie lubiłam balerin, ale mi się to zmieniło, więc możliwe, że i tutaj kiedyś się przełamię. Bardzo podobają mi się rzymianki, bo one właśnie są pozbawione tego elementu grzeczności, jaki w letnich butach mi nie pasuje.

Nauczyłam się nigdy nie mówić nigdy i dlatego nie skreślam całkowicie niczego z tej listy. Do niedawna myślałam na przykład, że raczej już nie założę dzwonów, a znalazłam w szafie stare Levisy, jeszcze z przed ciąży, z rozszerzanymi nogawkami. I świetnie się je nosi, nawet do tego stopnia, że myślę już o jakichś jasnych dzwonach. Lecz jest naprawdę małe prawdopodobieństwo, żebym przekonała się do dziesięciu pozycji z tej listy. Tym dziesięciu ubraniom jest jakoś ze mną nie po drodze. Najbardziej chciałabym polubić koszule i jeansowe kurtki, jeśli już miałabym coś wybrać.

Czekam na Wasze ubrania, takie które jakoś Wam nie pasują, w których nie czujecie się sobą. Mogą to być nawet takie ubrania w których zbieracie komplementy, ale Wy osobiście po prostu ich nie lubicie.